Premier Morawiecki dzień 51: W obronie dobrego imienia Rzeczpospolitej

Premier Morawiecki w dwóch wywiadach odniósł się do wydarzeń międzynarodowych poprzedniego tygodnia tj.: rozmowach z administracja Donalda Trumpa oraz konflikcie z Izraelem o nowelizację ustawy o IPN.

 

W poniedziałek ukazał się w Dzienniku Gazecie Prawnej wywiad z Premierem, który koncentrował się na podsumowaniu międzynawowych rozmów na szczycie w Davos oraz w czasie wizyty Rexa Tillersona w Warszawie.

Premier Morawiecki w rozmowie z dziennikarzem Dziennika Gazety Prawnej wskazywał, na kwestie bezpieczeństwa energetycznego całego regony w obliczu polityki Kremla: Tak, rozmawialiśmy o Nord Stream 2. Chcemy bowiem, żeby budowa gazociągu Nord Stream 2 została objęta reżimem sankcyjnym amerykańskiej ustawy z 2 sierpnia 2017 r., mówiącej m.in. o sankcjach wobec Rosji. Dotychczasowa interpretacja tego dokumentu przez amerykański Departament Stanu była niejednoznaczna i dla nas niezadowalająca. To jest dla nas bardzo ważny punkt w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi. I nie chodzi tu tylko o nasze bezpieczeństwo energetyczne, ale o bezpieczeństwo całego regionu.

 

Premier odniósł się również do negocjacji z administracją Donalda Trumpa w zakresie zakupu nowego uzbrojenia dla polskiej armii – W rozmowie Mówiliśmy oczywiście o kontraktach zbrojeniowych, których finalizacją zajmuje się nasze Ministerstwo Obrony Narodowej. Sekretarz Tillerson wyraził przekonanie, że na pewno uda nam się znaleźć rozwiązania satysfakcjonujące obie strony, podkreślałem znaczenie warunków offsetu, które pozwolą na transfer technologii, niezbędny Polsce na drodze do wychodzenia z pułapki średniego dochodu.

W ramach posumowania konferencji w Davos, premier wskazał na problemem z wolnym handlem, które wywoływane są nie przez Stany Zjednoczone, tylko przez innych graczy na globalnym rynku: Rozumiemy podejście administracji Donalda Trumpa w wielu kwestiach, szczególnie gospodarczych. Podczas Światowego Forum Ekonomicznego poprawność polityczna nakazuje ganić Stany Zjednoczone za ich hasło „America first”, a chwalić Chińczyków za relatywną otwartość. Jak widzę nasz bilans handlowy z Chinami i proporcje 1 do 12 na korzyść Chin, a w wielu krajach Europy Środkowej jest podobnie, to się zastanawiam, czy nie stawiamy pewnych kwestii na głowie. Możliwość świadczenia usług przez zagraniczne podmioty praktycznie w Chinach jest niezwykle utrudniona. Warto czasem zrzucić z siebie to jarzmo politycznej poprawności, popatrzyć na liczby i powiedzieć, jakie są prawdziwe wyzwania współczesnego świata.

W rozmowie z Bartkiem Godusławskim premier mówił również o kwestiach związanych z reformą wymiaru sprawiedliwości: Uważam, że prawdopodobnie 90 proc. albo więcej sędziów to ludzie, którzy świetnie rozumieją potrzebę reform. Wierzę w dobrą wolę wszystkich sędziów. Tylko budowa systemu wymiaru sprawiedliwości, jak to ma miejsce w wielu korporacjach, jest hierarchiczna. Na szczycie są sędziowie Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa i nierzadko pochodzą oni z zamierzchłej epoki, a w ten sposób reszta wymiaru sprawiedliwości nie może się sama przetransformować.

Polska zdumiewa wszystkich tym, jak szybko się rozwija. Mało kto wierzył, że uzyskaliśmy 30 mld więcej z podatku VAT w jednym roku. Że luka VAT zmniejszyła się o prawie połowę. Jestem pytany o to, jak dokonaliśmy tego, że jeszcze 12 miesięcy temu większość prognoz mówiło o wzroście PKB na poziomie 2–3 proc. Dzisiaj zaś mówimy o dynamice wzrostu przekraczającej 4 proc. W 2017 r. wzrost PKB przekroczył nasze oczekiwania i pewnie wyniósł około 4,5 proc. Na ten rok zaś konserwatywnie i ostrożnie założyliśmy, że będzie to 3,8 proc – podkreślił premier Mateusz Morawiecki.

Premier odniósł się również do częstych w ostatnich dniach apeli szybkie wejście Polski do europejskiej unii walutowej: Uważam, że przystąpienie do strefy euro dzisiaj lub w najbliższej przyszłości to jest igranie z ogniem. Kiedy wystąpi kolejny kryzys, recesja lub gwałtowne spowolnienie wzrostu, a to prędzej czy później w cyklu koniunkturalnym się pojawi, to utracimy możliwość reagowania. Nie będzie możliwości osłabienia złotego, emisji obligacji w krajowej walucie, a to są fundamentalne instrumenty polityki gospodarczej, finansowej i monetarnej każdego państwa.

Nikt poważny o takim scenariuszu nie mówi i nie myśli. Polexit jest tak samo możliwy jak germanexit. Polska jest i pozostanie częścią Unii Europejskiej – podkreślił w Premier.

 


Mateusz Morawiecki udzielił również wywiadu dla Polskiej Agencji Prasowej, w którym odniósł się do rozmowy z Benjaminem Netanjahu: W rozmowie z premierem Izraela podkreśliłem, że państwo polskie było napadnięte i okupowane. Nie ma mowy o odpowiedzialności Polski za Holokaust.

Nie brakuje w świecie ludzi, którzy, niestety, podejmują się zadania, by działania szlachetne przemieniać w zbrodnie. W napadniętym domu, gdzie żyją dwie rodziny i jedna zostaje wymordowana przez bandytów nie można oskarżać tej drugiej, która też została częściowo wymordowana i skatowana, o współudział – podkreślił szef Rady Ministrów.

Premier Morawiecki podkreślił w rozmowie z PAP skalę heroizmu osób, które w czasie wojny w Polsce ratowały Żydów: W odróżnieniu od państw zachodniej Europy okupowanych przez Niemcy podczas II wojny światowej, gdzie za pomoc Żydom groziła grzywna lub więzienie, w okupowanej Polsce groziła za to kara śmierci nie tylko dla osób pomagających Żydom, ale dla całych rodzin.

Wskazałem w rozmowie z premierem Netanjahu, że podobne rozwiązania obowiązują w prawie izraelskim w stosunku do osób zaprzeczających lub podważających zbrodnie dokonane przeciwko narodowi żydowskiemu. Premier Netanjahu zgodził się, że sformułowanie „polskie obozy śmierci” jest krzywdzące i niewłaściwe – powiedział również w rozmowie z PAP premier Mateusz Morawiecki.


 

W poniedziałek 29 stycznia powołano Radę Mieszkalnictwa. Będzie ona organem doradczym premiera. Ma koordynować działania służące realizacji polityki mieszkaniowej Rady Ministrów.

Jak można przeczytać w zarządzeniu premiera, które 29 stycznia opublikowano w Dzienniku Urzędowym RP, zadaniem Rady jest koordynacja działań mających na celu przyspieszenie procedur administracyjnych związanych z realizacją inwestycji mieszkaniowych; zwiększenie podaży gruntów pod takie inwestycje (tak aby zwiększyć podaż mieszkań), obniżenie kosztów inwestycji mieszkaniowych, a w efekcie obniżenie cen mieszkań oraz: optymalizację mechanizmów wsparcia mieszkalnictwa w taki sposób, aby pomoc państwa docierała do najbardziej potrzebujących.

 

ŁAJ/Dziennik Gazeta Prawna/PAP

Ukraiński grób w Hruszowicach. Polityka pamięci IPN czy polityka łajdactwa i fałszerstwa? / Mariusz Cysewski

Instytut Pamięci Narodowej z chwilą, gdy zniszczenie grobów zaczął nazywać „demontażem pomnika”, stoczył się (dla mnie) moralnie na poziom Dziennika Telewizyjnego z czasów stanu wojennego.

Powszechnie pytają mnie nawet zorientowani znajomi, czy aby na pewno ukraiński grób na cmentarzu w Hruszowicach był grobem, a nie pomnikiem; i skąd to wiem? Oczywiście wiedza z pierwszej ręki dla mnie, zwykłego zjadacza chleba, dostępna nie jest; ale jak z pobojowiskiem w Smoleńsku – każdy może patrzeć, myśleć i wyciągać wnioski.

Po pierwsze, na cmentarzach w Polsce zazwyczaj znajdują się groby, a nie pomniki (pomniki też; ale rzadziej).

Po drugie, fragmenty zniszczonego nagrobka sprawcy zrzucili na płyty nagrobne z napisami – płyty nagrobne też zniszczyli i skądinąd dlatego właśnie mówimy o zniszczeniu grobu, a nie tylko nagrobka (wg sprawców – „pomnika”).

Po trzecie, obok zniszczonego grobu jakaś ostatnia chyba na tym cmentarzu chrześcijańska ręka postawiła niewielki krzyż. Moim zdaniem ze zdjęć wynika, że krzyż postawił ktoś ze sprawców, choć to oczywiście tylko domysł. Któregoś ruszyło sumienie?
Dla chrześcijan symbolika krzyża ma znaczenie daleko wykraczające poza ramy tego skromnego tekstu. Krzyż zapowiada też zwycięstwo nad złem i zbawienie. Krzyża nie stawiamy w miejscu przypadkowym. Okoliczności od 1 do 3 każdy może sprawdzić na fotografiach i filmach, które zrobili i opublikowali sami sprawcy.

Demontaż pomnika UPA | Fot. Nowiny 24 plus

Po czwarte, grób grobem nazywają organizacje ukraińskie.

I po piąte: pamiętamy, że agentura Rosji i polscy „wypędzeni” długo i jeszcze przed dewastacją prawili, że pomnik to, a nie grób, bo nie są tam pochowani ludzie.

I oto w tej sprawie spektakularnego moim zdaniem samozaorania dokonał IPN oświadczeniem, że właśnie po to grób został zniszczony (wg IPN: „zdemontowany został pomnik”), by sprawdzić, czy są pod nim szczątki ludzkie; bo jeśli są, to wtedy owszem, czemu nie – nagrobek jakiś można tam postawić: „Strona polska niejednokrotnie podkreślała w korespondencji z ukraińskimi partnerami, że obiekt istniejący na cmentarzu w Hruszowicach od 1994 r. powinien zostać rozebrany, aby można było przeprowadzić prace archeologiczne, mające na celu potwierdzenie istnienia pochówków szczątków ludzkich, o czym informowali nas przedstawiciele ukraińskiej mniejszości w Polsce. W razie potwierdzenia wystąpienia szczątków pod pomnikiem, mogiła zostałaby urządzona przez Międzyresortową Komisję we współpracy ze stroną polską i podlegałaby ochronie prawnej ze strony Państwa Polskiego. Nadal podtrzymujemy swoje stanowisko w tej kwestii i gotowi tu jesteśmy pomóc stronie ukraińskiej” (Komunikat [z 28 kwietnia 2017 r.] Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wobec Oświadczenia… Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej z 27 kwietnia 2017”).

Idiotyzm takiej postawy wręcz trudno komentować. Po to niszczą grób, by sprawdzić, czy to grób? Gdzie sens?

Instytut Pamięci Narodowej z chwilą, gdy zniszczenie grobów zaczął nazywać „demontażem pomnika”, stoczył się (dla mnie) moralnie na poziom Dziennika Telewizyjnego z czasów stanu wojennego. Całkowicie na własne życzenie. O ile wiem, nic też nie wskazuje na to, by miał jakąś uprzednią wiedzę o planowanej dewastacji; nie wiadomo więc właściwie, po co pakował się w tę antypolską prowokację.

IPN wydał setki publikacji na doskonałym poziomie akademickim, z bibliografiami, przypisami, rzetelnych i uczciwych… Był punktem odniesienia nie tylko dla Polaków, ale i badaczy zagranicznych, w tym Ukraińców. Poważna i nobliwa instytucja. Wszystko to runęło – a w pamięć zapadnie obraz instytucji uwikłanej w groteskową manipulację, zachwalanie barbarzyństwa, kierowanej przez ludzi w amoku. Przez oszalałych endeków. Smutne. Z tego, co słyszałem, nawet profesor Szwagrzyk też opowiada o jakimś „pomniku”… Sic transit gloria mundi.

W odpowiedzi na akt barbarzyństwa w Hruszowicach Ukraina zawiesiła proces tzw. legalizacji polskich miejsc pochówku na Ukrainie. „Legalizacja” to proces składania/wydawania wniosków o zezwolenia na upamiętnienie miejsc pochówku, stawianie nagrobków czy pomników.

Grób ukraiński w Hruszowicach rzeczywiście był „nielegalny”, bez „legalizacji”, gdyż nie było wymaganego zezwolenia ze strony polskich władz lokalnych; przeciągały one sprawę od lat. Ale w identycznej sytuacji są groby polskie na Ukrainie – przy czym na jeden grób ukraiński w Polsce przypada dziesięć polskich na Ukrainie. Jeśli do kogoś nie przemawia argument zasadniczy: nie niszczymy grobów – to może przejmie się tym, że zniszczenie jednego ukraińskiego grobu może odbić się na dziesięciu polskich grobach na Ukrainie?

Żartuję. Sprawcy dewastacji w Hruszowicach doskonale wiedzieli, że zaszkodzą Polsce głównie, jeśli nie wyłącznie.

Oprócz zawieszenia procesu legalizacji na swoim terytorium, Ukraina zażądała przywrócenia grobu w Hruszowicach do pierwotnego stanu i ukarania sprawców. Trudno się dziwić albo te żądania mieć Ukrainie za złe. Punkt widzenia nie zależy od punktu siedzenia, kasy, klasy czy rasy, czy języka; niszczenie grobów ja też mam za niedopuszczalne, a miejsce sprawców, jak ci z Hruszowic, jest za kratami.

Ba!… niszczenie grobów jako niedopuszczalne deklarują sami sprawcy i przecież po to bredzą dziś o „demontażu pomnika” – a nie zniszczeniu grobu. Prawda nie przejdzie im przez gardło.

Jak widać, podstawą utrzymywania w stanie obłąkania „tłumu zbydlęciałego pod twych rządów knutem”, vel „polskiej polityki historycznej” wobec Ukrainy stało się kłamstwo, oszustwo, manipulacja terminologiczna. W formie tak czystej, jak rzadko. Podmiana dosłownie dwu słów; może nawet tylko jednego.

Gdy w przyszłości ktoś zechce przeciąć spiralę nienawiści, pewnie zastanowi się: przez kogo to wszystko? Od czego wszystko się zaczęło?

A od nazwania grobów pomnikami.

Mariusz Cysewski

 

Negocjacje w Kijowie w sprawie upamiętniania ofiar: „Polskim i ukraińskim ofiarom konfliktów należą się godne pochówki”

Polska proponuje: ekshumacjami ofiar powinna się zająć polsko-ukraińska komisja międzyrządowa. Ukraina odrzuca propozycję: „Nie jest wyczerpany negocjacyjny potencjał istniejących struktur”

Polska delegacja na czele z wicepremierem, ministrem kultury prof. Piotrem Glińskim uczestniczyła w Kijowie w dwustronnych rozmowach międzyrządowych na temat wspólnego dziedzictwa kulturowego, a także na temat kwestii związanych z pracami poszukiwawczymi, ekshumacjami i upamiętnieniem ofiar po obu stronach granicy. Wicepremier Gliński zaproponował ukraińskiej stronie, której przewodniczył minister kultury Jewhen Nyszczuk,  by tymi sprawami zajęła się istniejąca już komisja międzyrządowa:

– Te trudne kwestie dotyczą spraw upamiętnień i dotyczą także spraw ekshumacji, czyli poszukiwania, ekshumowania i godnych pochówków ponownie ofiar historii – po obu stronach w Polsce i na Ukrainie. Zaproponowaliśmy, jako strona polska, aby oddzielić w jakiejś mierze te dwie kwestie, a rozmowy na ten temat przenieść na wyższy poziom. Z poziomu IPN-ów obu krajów [..] na poziom najwyższy:operacyjny poziom międzyrządowy, czyli na poziom Komisji Międzyrządowej ds. Ochrony i Restytucji Dóbr Kulturypo spotkaniu oświadczył wicepremier Gliński.

Według wicepremiera komisja miałaby mieć charakter polityczny, ale w jej gronie mieliby się znaleźliby się także eksperci i historycy, oraz przedstawiciele obydwu instytutów pamięci narodowej. Komisja nie jest ciałem nowym, lecz faktycznie obecnie niefunkcjonującym – jej ostatnie posiedzenie miało miejsce w 2015 roku. Teraz prace komisja według wicepremiera mogłaby wznowić w ciągu miesiąca. Polska strona zaproponowała również rozszerzenie zakresu działalności komisji o sprawy dotyczące ekshumacji i upamiętnień. Na jej czele mogliby stanąć wicepremierzy, lub ministrowie kultury obu rządów. Wicepremier wskazał również sposób postępowania w sytuacji rozbieżności co do sprawy upamiętnień:

– Jeżeli nie będziemy w stanie rozwiązać satysfakcjonująco dla obu stron kwestii upamiętnień to postawimy przynajmniej krzyż, data, nazwisko. Natomiast sprawa upamiętnień powinna także podlegać tej komisji międzyrządowej. I powinna indywidualnie podchodzić do każdej ze spraw, one są często trudne i skomplikowane, zindywidualizowane, bo upamiętnienia dotyczą różnych okoliczności i różnych ofiar.

Bez wspólnego stanowiska

W komentarzu dla Radia WNET szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wjatrowycz, który brał udział w negocjacjach, stwierdził , że przedstawiona na rozmowach przez polska stronę propozycja dotycząca powołania nowej komisji na poziomie wicepremierów lub rozszerzenia pełnomocnictw obecnie istniejącej komisji międzyrządowej zajmującą się restytucją dóbr kultury nie została przyjęta przez stronę ukraińską:

– Uważamy że nie jest wyczerpany negocjacyjny potencjał istniejących struktur ze strony ukraińskiej: Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci i państwowej komisji międzyresortowej i ze strony polskiej: Instytutu Pamięci Narodowej i Ministerstwa Kultury ponieważ na razie odbyło się tylko jedno spotkanie na poziomie szefów departamentów w czerwcu tego roku. Jesteśmy przekonani, że trzeba kontynuować spotkania na wyższym poziomie w ramach tych struktur, a kwestie, które są teraz problematyczne są całkowicie możliwe do rozwiązania. Natomiast jeśli mówimy o stworzeniu jakiejś innej struktury to działalność jej będzie sprzeczna z ukraińskim ustawodawstwem – ponieważ UINP i państwowa komisja międzyresortowa według ukraińskiego prawo są właściwymi do prac w tej sferze. Oprócz tego jeśli byłaby chęć zmieniania kompetencji komisji międzyrządowej zajmującymi się sprawami restytucji (Międzyrządowa Komisja ds. Ochrony Zabytków i Zwrotu Dóbr Kultury – red.) to potrzeba do tego długotrwałych biurokratycznych procesów wymagających poważnych uzgodnień – powiedział szef Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci

Wjatrowycz wyraził zdziwienie w związku z wypowiedziami dla mediów wicepremiera Glińskiego dotyczącymi rezultatów negocjacji, stwierdzając, że wspólne stanowisko dopiero miało być przygotowane.

Po wizycie wicepremiera Piotra Glińskiego na Ukrainie oświadczenie wydało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, w którym m.in. czytamy:

„Strona polska za nieakceptowalne uznała obowiązywanie zakazu poszukiwań i ekshumacji, stoi bowiem na stanowisku, że polskim i ukraińskim ofiarom konfliktów należą się godne pochówki. Minister Kultury Ukrainy zadeklarował poruszenie tego tematu w rozmowach z członkami Rady Ministrów Ukrainy i podkreślenie wagi tego tematu dla strony polskiej.

Uważamy, że podstawą porozumienia w zakresie upamiętnień powinno być wspólne uzgadnianie treści i formy polskich i ukraińskich wzajemnych upamiętnień w Polsce i Ukrainie, bowiem priorytetem dla obu stron winien być postęp w sprawie upamiętnień, a także w zakresie ochrony i restytucji dóbr kultury.

Dialog historyczny Polski i Ukrainy wymaga podejścia całościowego i systemowego. W związku z tym strona polska zaproponowała podniesienie rangi partnerów rozmów. Strona polska podniosła kwestie wznowienia prac Międzyrządowej Komisji ds. Ochrony i Zwrotu Dóbr Kultury pod przewodnictwem wicepremierów lub ministrów odpowiedzialnych za kulturę i dziedzictwo narodowe obu krajów i wypracowania w jej ramach satysfakcjonujących dla obu stron rozwiązań w obszarze polityki historycznej i upamiętnień.

Strona polska podkreśliła, że poruszone na dzisiejszym spotkaniu kwestie mają zasadnicze znaczenie dla dobrego przygotowania wizyty na Ukrainie Prezydenta RP Pana Andrzeja Dudy, któremu bliskie są zagadnienia historyczne.”

Rosyjski ślad

Wcześniej wielokrotnie polska strona zwracała na ograniczenia dotyczące możliwości realizacji prac poszukiwawczych i prowadzenia ekshumacji na terenie Ukrainy. Było to związane ze stanowiskiem w tej sprawie Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej kierowanego przez Wołodymyra Wjatrowycza.

27 kwietnia br. Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zapowiedział zainicjowanie wstrzymania polskich prac poszukiwawczych i upamiętnienia ofiar OUN-UPA na terenie Ukrainy. Stanowisko UINP było spowodowane rozbiórką pomnika poświęconego UPA w Hruszowicach na terenie Polski. Pomnik został uznany za nielegalny i rozebrany zgodnie z decyzją wójta gminy Stubno (woj. podkarpackie), a legalność działań potwierdziło polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w specjalnym komunikacie. Strona ukraińska twierdziła, że przy demontażu pomnika doszło do profanacji godła Ukrainy, a pomnik został rozebrany w przededniu obchodów akcji „Wisła”. Kontrowersyjnym był również fakt, że rozbiórki pomnika dokonali nie przedstawiciele instytucji gminnej, lecz działacze polskich organizacji nacjonalistycznych. Strona ukraińska podkreślała, że również na Ukrainie wiele polskich upamiętnień nie posiada odpowiednich zgód, ale jednak nie są demontowane.

Od kilkunastu miesięcy dochodzi również do dewastacji i profanacji cmentarzy i miejsc pamięci zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie. Oficjalni przedstawiciele Polski i Ukrainy oceniając te wydarzenia często zwracają uwagę na możliwe prowokacje i tzw. „rosyjski ślad”.

Z Kijowa: Paweł Bobołowicz 

 

 Film „Niezwyciężeni”, czyli w 4 minuty o 50 latach polskiej historii

„Niezwyciężeni” to tytuł nowego filmu animowanego, który w cztery minuty opowiada o 50 latach heroicznej walki Polaków o odzyskanie wolności. Film, także w wersji anglojęzycznej z głosem Seana Beana.

Nowy film ma rozpocząć międzynarodową akcję edukacyjną, której celem jest przedstawienie polskiej perspektywy historycznej okresu 1939-1989.

„To głos suwerennego państwa, które wystawiło do II wojny światowej czwartą co do wielkości armię, poniosło w niej największe ofiary i jako jedyne walczyło w tym konflikcie od pierwszego do ostatniego dnia” – ocenił Adam Hlebowicz, zastępca dyrektora Biura Edukacji Narodowej IPN. „Bez polskiej perspektywy nie da się w pełni zrozumieć nie tylko przebiegu, ale również konsekwencji II wojny światowej” – podkreślił Hlebowicz.

„Niezwyciężeni” (ang. „The Unconquered”), który wspólnie przygotowały IPN, studio kreatywne Fish Ladder i firma Juice, to film, który pokazuje heroiczną walkę Polaków o wolność w XX wieku. W atrakcyjnej formie przedstawia kluczowe wydarzenia polskiej historii – od pierwszego dnia II wojny światowej aż do upadku komunizmu w Europie w 1989 roku. Pojawiają się w nim postaci m.in. rtm. Witolda Pileckiego, Ireny Sendler, gen. Stanisława Maczka czy Jana Karskiego.

„Ta wojna była pewna. Nikt nie sądził, że dla Polski potrwa aż pół wieku. Najpierw uderzają Niemcy, później Rosja sowiecka. Zdani sami na siebie nie poddajemy się. Tworzymy państwo podziemne, które ma rząd, armię, szkoły, sądy, walczy z wrogiem” – to pierwsze słowa, które padają w filmie.

„Niezwyciężeni” to malarska i symboliczna animacja, w której twórcy przedstawili m.in. okrucieństwo obu okupacji, zbrodnię katyńską, masowe deportacje na Wschód, wysiłek zbrojny na polskich ziemiach (np. wywiadu Armii Krajowej) i poza jej granicami, m.in. Armię Andersa i bitwę o Monte Cassino, powstanie w getcie warszawskim i los Żydów, ludobójstwo w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau, misje Jana Karskiego, Powstanie Warszawskie. Kolejne fragmenty filmu przypominają m.in. o powojennym podziemiu antykomunistycznym, kryzysach w PRL np. z czerwca 1956 r. czy grudnia 1970 r., pielgrzymkę Jana Pawła II z 1979 r.

Film kończą słowa gen. Witolda Urbanowicza, dowódcy słynnego Dywizjonu 303, który walczył z Niemcami w Wielkiej Brytanii: „Bo my nie błagamy o wolność, my o nią walczymy”.

Narratorem polskiej wersji filmu, dostępnego na stronie www.niezwyciezeni-film.pl, jest aktor Mirosław Zbrojewicz, a wersji angielskiej narratorem jest brytyjski aktor Sean Bean. Przygotowywana jest również rosyjska wersja tej produkcji.

Producent filmu Krzysztof Noworyta ze studia Fish Ladder zwraca uwagę, że „Niezwyciężeni” wpisują się we współczesną dyskusję o polityce historycznej. „Liczące się kraje bardzo dbają o to, w jaki sposób prezentowana jest ich historia. Potrafią świetnie pozycjonować swoją narrację w świadomości zbiorowej swojego narodu” – zaznaczył. Dodał, że nowa produkcja to także nowy styl opowiadania o historii Polski.

„Przemawiamy językiem popkultury, bo to współczesna lingua franca, którą mówi cały świat” – podkreślił.

Podczas piątkowego spotkania w IPN producent zwrócił też uwagę, że film „Niezwyciężeni”, przygotowany przez grupę osób o różnych poglądach politycznych, powinien łączyć, a nie dzielić Polaków. „Wydaje mi się, że ten film przez to, że odwołuje się do oporu – polskiego genu, który ma każdy Polak – łączy nas wszystkich” – mówił Noworyta. Dodał też, że film nie jest polską reakcją np. na polityki historyczne innych państw.

„To głos wolnych ludzi, którzy żyją w wolnym państwie, i którzy są utalentowani. Siłą tego filmu jest jego jakość” – dodał.

Premiera filmu, który ma trafić m.in. do kin i szkół, ma związek m.in. ze zbliżającą się 78. rocznicą agresji Związku Sowieckiego na Polskę.

PAP/MoRo

Dwa tysiące nazw ulic ulegnie zmianie. Samorządy pytały IPN, czy dekomunizować Kościuszkę i Sosnkowskiego

Na początku września każdy wojewoda otrzyma szczegółowy spis nazw ulic i placów symbolizujących ustroje totalitarne. One powinny być zmienione – pisze dr Maciej Korkuć z IPN w swoim felietonie.

[related id=34696]W nowy etap wchodzi realizacja ustawy z 1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. To jedna z nielicznych ustaw, za którą głosowali niemal wszyscy posłowie.

Ustawa dała samorządom roczny termin na dokonanie w sposób samodzielny zmian wszystkich nazw, które „upamiętniają osoby, organizacje, wydarzenia lub daty symbolizujące komunizm lub inny ustrój totalitarny”.

Od 2 września wojewodowie będą zobowiązani w terminie 3 miesięcy do wydania tzw. zarządzenia zastępczego, w którym wprowadzą nową nazwę w miejsce niezmienionej. Zarządzenia takie będą wydawane na podstawie opinii IPN.

W IPN już od ponad roku działa specjalny zespół, który realizuje ustawę. Na początku września każdy wojewoda otrzyma szczegółowy spis nazw ulic i placów, które powinny zostać zmienione. To wynik szczegółowego przeglądu dokonanego przez pracowników IPN na terenie wszystkich gmin w kraju.

Już dzisiaj wiadomo, że liczba zlokalizowanych tego typu nazw ulic i placów symbolizujących ustroje totalitarne wynosi około 2 tysiące. W różnych regionach liczba tych propagandowych upamiętnień jest zróżnicowana. Na przykład w województwie małopolskim przegląd ujawnił niemal 100 nazw, które będą podlegać zmianie, w Wielkopolsce – ponad 230, w zachodniopomorskim – ponad 150, w pomorskim – ponad 160.

Po zestawieniu wskazanych nazw z uchwałami, które w ostatnich miesiącach były i wciąż są procedowane w radach gmin okaże się, ile z nich będzie musiało zostać objętych rozstrzygnięciami nadzorczymi wojewodów.

Realizacja ustawy została uznana przez IPN za dobrą okazję do akcji edukacyjnej ukierunkowanej także na kształtowanie świadomości obywatelskiej. Do każdej nazwy wskazanej do zmiany dołączona jest nota historyczna wyjaśniająca jej charakter.

Również podczas bezpośrednich spotkań z samorządowcami pracownicy IPN objaśniali rzeczywiste znaczenie wydarzeń, dat i rolę osób upamiętnionych w nazwach ulic. Wiele z nich to działacze albo struktury komunistyczne. Spuścizną PRL było również fałszowanie pojęć i propagandowe zawłaszczanie bohaterów, którzy z komunizmem nie mieli nic wspólnego.

Historycy wielokrotnie musieli samorządom wyjaśniać, że takie postaci, jak niepodległościowi socjaliści Stefan Okrzeja czy Bolesław Limanowski, są błędnie kojarzone z komunizmem. W niektórych miejscowościach IPN wręcz blokował zmiany takich nazw jak chociażby ul. Batalionów Chłopskich, tłumacząc, że to struktura niepodległościowa i jeden z trzonów Armii Krajowej po scaleniu. Zdarzały się też kuriozalne pytania samorządów, czy dekomunizacji będą podlegać tacy bohaterowie polskiej historii jak: Tadeusz Kościuszko, Romuald Traugutt czy Kazimierz Sosnkowski.

Instytut Pamięci Narodowej w wielu wypadkach zderzał się z próbami obejścia zapisów ustawy. Zdarzało się, że na pośpiesznie zwoływanych różnego rodzaju zebraniach mieszkańców straszono kataklizmem rzekomych kosztów do poniesienia i zamętu organizacyjnego, łącznie z absurdalnymi zapowiedziami załamania obiegu korespondencji.

Tymczasem ustawodawca w sposób jednoznaczny zastrzegł, że wszystkie dokumenty zawierające stare nazwy zachowują swoją ważność, a zmiany w księgach wieczystych, rejestrach, ewidencjach i dokumentach urzędowych, dokonane w związku z realizacją ustawy, są wolne od opłat. Takie instytucje jak Poczta Polska jednoznacznie zapowiedziały, że z dostarczaniem listów nie będzie żadnego problemu.

Ustawa nie dotyczy tylko okresu PRL. W tym samym stopniu dotyczy bowiem także nazw nadanych w III Rzeczypospolitej (jak chociażby rondo Edwarda Gierka w Sosnowcu – mieście, gdzie się urodził). Zakaz dotyczy też nazw, które będą uchwalane w przyszłości.

Choć utarło się już o ustawie mówić „dekomunizacyjna”, to blokuje ona także gloryfikowanie innych ustrojów totalitarnych. Dochodziło już w Polsce do precedensowych zdarzeń, kiedy publicznie gloryfikowano ludzi związanych z niemieckim narodowym socjalizmem. Na przykład w ostatnich latach w Gdańsku na patrona tramwaju został wybrany Adolf Butenandt, mimo że jest on oskarżany o współpracę z Josefem Mengele – jednym z najstraszliwszych specjalistów od eksperymentów pseudomedycznych w KL Auschwitz.

dr Maciej Korkuć

PAP

dr Maciej Korkuć  historyk, naczelnik OBUWiM IPN w Krakowie, wykładowca Akademii Ignatianum.

Prezes IPN: Zbrodnie niemieckie „przykryły” tamte mordy. Dziś nie ma powszechnej wiedzy o mordzie Polaków z 1937 roku

Operacja polska to apogeum polskiego cierpienia na terenie Związku Sowieckiego – powiedział rosyjski historyk Nikołaj Iwanow podczas piątkowego spotkania w warszawskim centrum Przystanek Historia.

Spotkanie z Nikołajem Iwanowem, autorem publikacji Zginęli, bo byli Polakami. Koszmar „operacji polskiej” NKWD 1937-1938 i prezesem Instytutu Pamięci Narodowej odbyło się w warszawskim Przystanku Historia – Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki. Zdaniem rozmówców ta operacja stała się niezwykle ważnym elementem tworzenia „człowieka sowieckiego” w wyniku „złamaniu kręgosłupa rosyjskiej ludności”.

„To rzecz niezwykła. 100 tysięcy, niektórzy mówią, że 200 tysięcy naszych rodaków zamordowano. Ale ofiar jest więcej – to bliscy, którzy pozostają z pamięcią i cierpieniem. Dlaczego wiedza o tym nie przedostała się do świadomości? To rok 1937. Polaków mordowano, represjonowano od samego początku. Nie tylko Polaków zresztą – mordowano wszystkich, którzy sprzeciwiali się bolszewizmowi. Późniejsze zbrodnie niemieckie przykryły tamte mordy. Dziś nie ma powszechnej świadomości tych wydarzeń” – powiedział prezes IPN,. Na celowniku byli także duchowni.

Dodał, że „był to czas, gdy zachodni intelektualiści byli przywożeni do Moskwy, to czas zafascynowania tym systemem. Także wśród części polskiej inteligencji. Kilka lat później, po 17 września we Lwowie, część polskiej inteligencji poszła na kolaborację. Skala tych zbrodni była tak wielka, że trudno przyjąć ją do świadomości”.

Jak przypomniano, w latach 1937-38 w Związku Radzieckim doszło do zamordowania ponad 200 tysięcy Polaków przez NKWD. Egzekucje poprzedzały przesłuchania, przeradzające się w tortury, których celem było wydobycie fałszywych zeznań lub przyznanie się do fikcyjnych zbrodni. Autor publikacji podkreślił, że wszystko to działo się na rozkaz Józefa Stalina, a jedyną winą ofiar operacji była ich narodowość.

„Popatrzmy na tych żołnierzy, którzy wykonywali egzekucje, strzelali. Czy to są kaci? To są również ofiary – nikt z nich nie przeżył. Praktycznie wszyscy zostali zamordowani. Tak działał ten nieludzki system” – powiedział Iwanow podczas spotkania w Centrum Edukacyjnym IPN. „Operacja polska to apogeum polskiego cierpienia na terenie Związku Sowieckiego, ale represje to cały okres międzywojnia” – zaznaczył.

„Zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie młodego mężczyznę, powiedzmy że 35-letniego, mającego napisane w paszporcie, że jest narodowości polskiej. W 1937 r. nie ma szansy przeżycia. Jedyne, co może zrobić, to uciec do lasu i spróbować przejść przez granicę. Nieważne, czy miał faktycznie coś wspólnego z Polską Organizacją Wojskową. Wystarczyło, że jest Polakiem. Dla Jeżowa i Stalina to był potencjalny wróg. Czy ktokolwiek mógł zagrozić Stalinowi w 1937 roku? Kto z nią graniczył? Estonia, Łotwa, Finlandia… no i Polska. Pamięć o 1920 r., o porażce w bitwie o Warszawę spowodowała, że Polska była dla Stalina idealnym straszakiem do rozpętania terroru i wyczyszczenia Związku Sowieckiego z potencjalnych wrogów” – zauważył autor „Zginęli, bo byli Polakami”.

Eksterminację Polaków przeprowadzono na podstawie rozkazu operacyjnego nr 00485, który szef NKWD Nikołaj Jeżow wydał 11 sierpnia 1937 roku. Rozkaz, przed jego wydaniem, zaakceptowało Biuro Polityczne Komitetu Centralnego WKP(b) z Józefem Stalinem na czele. W ocenie niektórych historyków w wyniku operacji funkcjonariusze NKWD zamordowali od 140 do 200 tys. osób narodowości polskiej.

 

Podczas spotkania głos zabrał również Robert Malicki, członek zarządu Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, która jest mecenasem tego albumu. Stwierdził, że mimo swojego zainteresowania historią o tych wydarzeniach dowiedział się przed rokiem. Kilka słów powiedział też Tomasz Szponder z wydawnictwa Rebis.

 

Na koniec spotkania, odpowiadając na pytania publiczności, autor stwierdził między innymi, że nie ma zbyt dużych szans na dostęp do rosyjskich archiwów.

 

 

WJB/PAP

Ukraina podtrzymuje blokowanie prac Instytutu Pamięci Narodowej na jej terytorium. Sporu o bandy UPA ciąg dalszy

Ukraina w dalszym ciągu wstrzymuje legalizację polskich upamiętnień i prace poszukiwawcze IPN na jej terytorium. Warunkiem zmiany stanowiska Ukraińców jest m.in. odbudowanie pomnika UPA w Hruszowicach

O sprawie poinformował dyrektor Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN Adam Siwek, który w poniedziałek omawiał we Lwowie ze stroną ukraińską sporne kwestie dotyczące współpracy między państwami w obszarze historycznych upamiętnień.

„Decyzja władz ukraińskich dotycząca prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych IPN oraz legalizacji polskich upamiętnień pozostaje w mocy. Nie usłyszeliśmy we Lwowie żadnej deklaracji, że dalsze prace są możliwe. Warunki, które nam postawiono, były nie do przyjęcia” – powiedział PAP i IAR Siwek.

Poinformował, że podstawowym warunkiem strony ukraińskiej jest zalegalizowanie wszystkich wzniesionych bezprawnie upamiętnień ukraińskich na terenie Polski oraz odtworzenie w pierwotnej formie pomnika UPA w Hruszowicach (Podkarpackie). Chodzi o wzniesiony w 1994 r. monument, który w kwietniu br. usunęli m.in. działacze Ruchu Narodowego, Młodzieży Wszechpolskiej oraz mieszkańcy wsi. Zdaniem polskiego resortu kultury pomnik wzniesiono z naruszeniem obowiązującego w Polsce prawa.

Dyrektor Siwek podkreślił, że niemożliwe jest, by pomnik w Hruszowicach został odbudowany, ponieważ nie stał na miejscu pochówku Ukraińców, lecz gloryfikował UPA. „Pomnik od lat był zarzewiem konfliktu, wywoływał złe emocje, ponieważ był to obiekt stricte symboliczny poświęcony czterem kureniom UPA, zrealizowany bez jakichkolwiek uzgodnień i zezwoleń. Nie było też tam ekshumacji, informacja o tym, że jest to mogiła, pochodzi od strony ukraińskiej i opiera się na relacji jednej, nieżyjącej już osoby. To jest słaba podstawa, żeby to uznać za grób wojenny czy jakikolwiek grób” – tłumaczył.

Dodał też, że podczas rozmów we Lwowie zaproponowano Ukraińcom przeprowadzenie ekshumacji w Hruszowicach, ale tą propozycją nie byli oni zainteresowani.

Po demontażu pomnika w Hruszowicach prowadzone przez IPN poszukiwania ofiar z czasów II wojny światowej na Ukrainie zostały wstrzymane przez władze ukraińskie. Specjaliści z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, m.in. dr Leon Popek z lubelskiego oddziału IPN, zamierzali w pierwszej kolejności przeprowadzić ekshumacje szczątków w miejscowościach Ostrówki (dot. ofiar zbrodni wołyńskiej), Tynne (dot. żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, którzy zginęli w walce z Sowietami po 17 września 1939 r.) oraz Hołosko we Lwowie (dot. żołnierzy Wojska Polskiego, którzy zginęli w obronie miasta).

Podczas spotkania polska strona zaproponowała, aby Ukraińcy umożliwili poszukiwania nie tylko szczątków Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów podczas rzezi wołyńskiej, ale ten wniosek również został odrzucony. „Poszukiwania dotyczą również żołnierzy polskich, którzy zginęli w walce z Niemcami, w walce z Sowietami, tak samo ludności ukraińskiej, która zginęła z rąk NKWD. To są ofiary, które nie wywołują żadnych złych emocji po obu stronach. Tak mi się wydawało, że to będzie możliwe, żeby ten obszar wyłączyć z naszego sporu, żeby te dyskusje nie blokowały działalności w obszarach, które powinny nas łączyć, a nie dzielić” – tłumaczył.

Po incydencie w Hruszowicach ukraińska dyplomacja wskazała, że w związku z tym incydentem konieczne jest nasilenie współpracy między odpowiednimi organami dwóch krajów, która doprowadzi do rozwiązania tej kwestii zgodnie z prawem i obowiązującymi umowami dwustronnymi.

Sprawę tę omawiali 24 maja w Kijowie prezes IPN Jarosław Szarek i Wadyma Prystajka z ukraińskiego MSZ. Ustalono, że Polska i Ukraina sporządzą listy miejsc pamięci narodowej po obu stronach granicy i wypracują mechanizm, który regulowałby upamiętnienia historyczne w dwóch krajach. Polska strona jest gotowa do przedstawienia takiej listy; strona ukraińska poinformowała jednak podczas spotkania we Lwowie, że potrzebuje na to około roku.

W spotkaniu we Lwowie uczestniczyli ze strony polskiej przedstawiciele IPN i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a ze strony ukraińskiej przedstawiciele IPN Ukrainy oraz Państwowej Międzyresortowej Komisji ds. Wojen i Represji Politycznych. Kolejne spotkanie, tym razem w Polsce, prawdopodobnie odbędzie się we wrześniu br.

„Temat jest trudny i perspektywa porozumienia ze stroną ukraińską nie jest tak bliska, jak mogłoby się wydawać ludziom podchodzącym do tego zbyt optymistycznie. To spotkanie potwierdziło naszą fundamentalną różnicę w ocenie pewnych wydarzeń historycznych dotyczących głównie XX wieku” – dodał Siwek. Podkreślił, że polska negatywna ocena UPA spotyka się na Ukrainie z tak samo negatywną oceną w odniesieniu do polskiego podziemia, głównie Armii Krajowej. Podobnie negatywnie – jak zaznaczył – oceniani są polscy żołnierze broniący Lwowa w latach 1918-1919.

PAP/MoRo

Na Łączce, gdzie IPN poszukuje ofiar komunizmu, odkryto zbiorowy grób. Jedną z ofiar zamordowano tzw. metodą katyńską

Na Łączce Cmentarza Wojskowego na warszawskich Powązkach odkryto w poniedziałek zbiorową jamę grobową. Do tej pory odsłonięto w nim szkielety trzech osób.

„W tej chwili udało się odkryć szkielety co najmniej trzech osób. Nie wiemy, ile jeszcze może się ich tam znajdować. Jutro nastąpi ciąg dalszy naszych prac” – powiedział w poniedziałek wieczorem PAP wiceprezes IPN Krzysztof Szwagrzyk, który kieruje pracami archeologiczno-ekshumacyjnymi na Łączce.

[related id=”13713″]
Podkreślił, że odkrycie zbiorowej jamy grobowej z kompletnymi szkieletami jest wyjątkowym wydarzeniem trwających od połowy kwietnia br. prac Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. „Każdy, kto interesuje się naszymi pracami, wie, że szczątki naszych bohaterów, nad którymi wybudowano w latach 80. groby, były z tego powodu bardzo zniszczone. Dzisiejsze odkrycie to dla nas wielka radość” – zaznaczył Szwagrzyk.

Dodał, że szczątki jednej z odnalezionych osób noszą ślady po egzekucji tzw. metodą katyńską, czyli strzału w tył głowy.

Zbiorową jamę grobową specjaliści Instytutu odkryli w pobliżu wybudowanego w 2015 r. panteonu-mauzoleum żołnierzy i działaczy podziemia niepodległościowego, którzy – jak głosi na nim napis – w latach 1945-1956 zostali zamordowani przez reżim komunistyczny.

Prace IPN, które mają potrwać do końca czerwca br., są realizowane na terenie do niedawna niedostępnym – do grudnia 2016 r. zajmowanym przez grobowce z lat 80. To ostatni etap poszukiwań na Łączce, podczas których specjaliści i wolontariusze IPN spodziewają się podjąć z ziemi szczątki ok. 100 osób, głównie żołnierzy podziemia niepodległościowego. W okresie stalinizmu zmarli oni lub zostali straceni w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

„Prace przebiegają zgodnie z planem. Pozostał nam do przebadania stosunkowo niewielki jeszcze obszar” – powiedział prof. Szwagrzyk. Wciąż poszukiwane są szczątki m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa, rtm. Witolda Pileckiego i płk. Łukasza Cieplińskiego.

[related id=”13861″ side=”left”]
W ostatnich tygodniach Łączka stała się miejscem odwiedzanym przez wiele osób, m.in.: prezydenta Andrzeja Dudę, marszałków Sejmu i Senatu Marka Kuchcińskiego i Stanisława Karczewskiego, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, szefa MON Antoniego Macierewicza.

Wszystkim zainteresowanym pracami Instytutu jego pracownicy przedstawiają obszar poszukiwań, sposób pracy na specjalnych sitach, pozwalających archeologom i wolontariuszom dokładnie przeszukiwać ziemię. Goście mogą też zapoznać się z bazą medyczną, w której szczątki wydobytych osób są opisywane i gdzie specjaliści IPN mogą pobierać np. materiał biologiczny od krewnych ofiar do celów identyfikacyjnych.

„Nie ma, nigdy nie było i nie będzie sytuacji, by ktokolwiek, kto przychodzi na Łączkę, nie został przez nas dokładnie poinformowany o naszych pracach. To dla nas wszystkich bardzo budująca sytuacja, dzięki której możemy przybliżyć, także opinii publicznej, co działo się w okresie komunizmu w Polsce” – mówił PAP wiceprezes IPN.

„Łączka przestała być znana tylko wąskiej grupie ludzi; stała się sprawą narodową i miejscem, o którym każdy – bez względu na to, kim jest i gdzie mieszka – posiada już jakąś wiedzę. Wiele osób, które nas odwiedzają, a dzieje się to niemal codziennie, chce osobiście dotknąć tej ziemi” – dodał.

Na Łączce powązkowskiej nekropolii w latach 1948-56 komunistyczna bezpieka ukryła ciała kilkuset ofiar – często byli to żołnierze walczący z sowietyzacją Polski. Do tej pory na Łączce wydobyto szczątki ponad dwustu osób. Wśród zidentyfikowanych żołnierzy polskiego podziemia byli m.in. mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”, a także ostatni dowódca Narodowych Sił Zbrojnych, ppłk Stanisław Kasznica.

PAP/JN

Andrzej Rozpłochowski, działacz opozycji w PRL: Wzywam Frasyniuka do tego, aby wreszcie złożył w IPN wniosek lustracyjny

Słowa Frasyniuka to absolutne nadużycie i jego kompromitacja jako byłego lidera Solidarności – powiedział gość „Poranka Wnet” Andrzej Rozpłochowski, jeden z twórców Solidarności na Górnym Śląsku.

Obecne czasy i to, co spotkało Władysława Frasyniuka, nie ma nic wspólnego z tym, co działo się podczas stanu wojennego – powiedział gość Aleksandra Wierzejskiego w „Poranku Wnet”. Uważa on, że słowa Frasyniuka to absolutne nadużycie i jego kompromitacja jako byłego lidera Solidarności.

Przypomnijmy: w sobotę wieczorem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie kilkadziesiąt osób zakłóciło obchody miesięcznicy smoleńskiej; usiadło na jezdni, próbując w ten sposób zatrzymać przemarsz przed Pałac Prezydencki. Policja usunęła kontrmanifestantów z trasy marszu. Wśród nich był Władysław Frasyniuk, opozycjonista z czasów PRL.

Policja skierowała 91 wniosków do sądu za blokowanie jezdni na drodze marszu. 11 osób przyjęło mandaty.

Tego samego dnia przedstawiciele rodzin smoleńskich zaapelowali do osób, które organizują kontrmanifestację wobec sobotniej miesięcznicy smoleńskiej, o zachowanie powściągliwości. „Teraz jest wyjątkowo trudny okres związany z ekshumacjami; to nie jest dla nas łatwe, nie utrudniajcie nam tego” – apelowali.

„Dziwny człowiek” namawiał do współpracy z SB

– Wzywam Frasyniuka, aby złożył wniosek w IPN o sprawdzenie, czy był pracownikiem lub współpracownikiem służb PRL – zaapelował jeden z twórców NSZZ Solidarność, Andrzej Rozpłochowski, do swego kolegi Władysława Frasyniuka. Wyjaśnił, że tą drogą wreszcie będzie mógł ubiegać się o nadanie mu statusu osoby represjonowanej w PRL, co „bohater” sobotnich wydarzeń i jego koledzy tak często podnoszą.

[related id=”24479″]

– Ten człowiek zawsze był dla mnie bardzo dziwny – mówił w „Poranku Wnet” Rozpłochowski. Potwierdzenie swoich odczuć, jak wspomina, otrzymał droga mailową od Mirosława Krupińskiego, działacza NSZZ Solidarność w latach 80. i wiceprzewodniczącego Komisji Krajowej związku w 1981. W swoich wspomnieniach na temat internowania w okresie stanu wojennego Krupiński był osadzony w celi z Frasyniukiem, który namawiał go do współpracy z SB.

– Taki był naprawdę Władysław Frasyniuk, a nie ten za którego w latach 80.  we Wrocławiu się modlili – powiedział Rozpłochowski.

– Tak, jestem agentem, agentem polskiego społeczeństwa, które odwołuje się do pierwszej Solidarności, jestem agentem Unii Europejskiej, czyli liberalnej demokracji; Ty, Jarku, jesteś prostym parobkiem Putina, który destabilizuje nie tylko polskie państwo, ale i Europę – powiedział Władysław Frasyniuk w wywiadzie, którego udzielił portalowi „Gazety Wyborczej” wczoraj.

Politycy o zachowaniu Frasyniuka

Nie milkną komentarze i deklaracje po wydarzeniach na Krakowskim Przedmieściu.

– Dość mam teatru wokół dramatu blisko stu osób i ich rodzin – mówił w poniedziałek Paweł Kukiz, odnosząc się do sobotnich incydentów podczas obchodów miesięcznicy smoleńskiej. Lider Kukiz’15 ocenił, że marsze to element demokracji, a blokowanie przejazdu na Wawel to „bandytka”.

-Władysław Frasyniuk, był dla mnie osobą, która coś znaczyła. Dziś jestem zażenowana tym, jak się zachowuje. Przyłącza się do ludzi, którzy działają niezgodnie z prawem – oceniła w poniedziałek szefowa gabinetu premier Elżbieta Witek.

Z kolei były marszałek Sejmu Bogdan Borusewicz ostrzega PiS przed postawieniem zarzutów karnych wobec Frasyniuka, któremu grozi do 3 lat więzienia za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Borusewicz stwierdził, że wtedy mogą znowu rozpocząć się masowe protesty: „Sądzony był w słynnym procesie gdańskim razem z Lisem i Michnikiem. Protestował wtedy cały wolny świat”. Jego zdaniem w geście solidarności z Frasyniukiem za miesiąc kontrdemonstracja będzie dużo większa.

– Przyłączył się do barbarzyńców, którzy od jakiegoś czasu postanowili zakłócać miesięcznice, które ludzie odbywają (…) i które mają wymiar modlitewny, za ofiary katastrofy smoleńskiej, i postanowił wzmagać tam emocje polityczne – powiedział Jarosław Sellin w niedzielnym  programie „Śniadanie w Radiu Zet” i w Polsat News.

Jak dodał, nie dziwi go to, bo Frasyniuk, „jedna z legendarnych postaci Solidarności z lat 80. bardzo szybko ideały Solidarności zdradził i stanął po drugiej stronie”. – Bronił układów okrągłostołowych, bronił układu z komunistami i w tych emocjach cały czas pozostaje, więc ci wszyscy, którzy zawsze chcieli Polski prawdziwie niepodległej, wolnej od dziedzictwa komunizmu, byli jego wrogami przez ostatnie 27 lat – mówił Sellin.

Jak stwierdził, Frasyniuk „raczej był związany z partiami politycznymi, które chciały kontynuować coś, co niektórzy socjologowie nazywają postkomunizmem, i denerwują go ludzie, którzy zawsze chcieli z tym zerwać”. – A symboliczną postacią, która do tego zawsze zmierzała, był Jarosław Kaczyński, stąd te jego emocje – ocenił Sellin.

Zapraszamy do wysłuchania audycji.

PAP, „Gazeta Wyborcza”, WP.pl, Polsat News, Radio Zet/MoRo

Odsłonięto pomnik Danuty Siedzikówny – „Inki”, słynnej sanitariuszki brygady majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”

Pomnik sanitariuszki Danuty Siedzikówny „Inki”, która w 1946 roku została skazana na śmierć przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa i rozstrzelana, odsłonięto w miejscowości Gruszki k. Narewki.

Pomnik to inicjatywa Lasów Państwowych. W uroczystościach uczestniczyli m.in. leśnicy z całego kraju, przedstawiciele rządu i władze samorządowe, kombatanci, a także mieszkańcy.

Pomnik „Inki” stanął przy siedzibie Nadleśnictwa Browsk w Gruszkach, niedaleko wsi Guszczewina, gdzie Siedzikówna się urodziła. Przedstawia postać młodej sanitariuszki, która przez ramię ma przewieszoną torbę sanitarną, a w ręku trzyma bandaż. Jak powiedział PAP jeden z pomysłodawców pomnika, ks. Tomasz Duszkiewicz, duszpasterz Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, leśnikom zależało na przedstawieniu „Inki” jako młodej kobiety w działaniu. Dodał, że przesłanie pomnika to: „warto być dobrym człowiekiem, warto pomagać drugiemu człowiekowi”. W jego odczuciu odsłonięcie tego pomnika to „symboliczny powrót sanitariuszki w rodzinne strony”.

„To prawda, Inka zachowała się jak trzeba” – powiedział podczas uroczystości minister środowiska Jan Szyszko. Podkreślił, że była to zasługa jej rodziców, którzy ją ukształtowali.

Minister Szyszko zaznaczył, że „Inka” jest symbolem dla polskiego leśnictwa, bo wywodziła się z rodziny leśników (taki zawód miał jej ojciec). Zginęła za to – dodał minister – że była wierna tradycjom rodzinnym. – A te tradycje rodzinne, leśne, to wielki patriotyzm.

– Dzień dzisiejszy można streścić bardzo krótko: „Inka” wróciła tu, do siebie, do domu. Dlaczego? Bo tu się urodziła, tu żyli jej rodzice, tu rodzice kształtowali jej osobowość, a ta osobowość zaowocowała tym, co jest tak niezwykle charakterystyczne dla polskiego leśnictwa – trzy słowa są tu niezwykle ważne: Bóg, honor i ojczyzna” – mówił Szyszko.

– Jesteśmy świadkami triumfu. Świadkami triumfu dobra nad złem, prawdy nad kłamstwem. Jesteśmy świadkiem tego, jak zamordowani nocą, bez wyroku albo z bandyckim wyrokiem żołnierze antykomunistycznego podziemia zbrojnego przywracani są naszej pamięci – powiedział podczas uroczystości wiceszef MON Michał Dworczyk.

Z kolei wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński nazwał „Inkę” współczesną polską Antygoną. – Płaci życiem za postawę. Było coś ważniejszego od życia – właśnie to, za co to życie oddała – wolność i godność – podkreślił.

Podczas uroczystości odczytano list prezydenta Andrzeja Dudy. Napisał on, że „Inka” wykazała się niezłomną postawą „w obronie męstwa, honoru i miłości ojczyzny”. Dodał, że ta uroczystość jest „aktem zadośćuczynienia” za wyrządzone jej krzywdy.

Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. Była sanitariuszką 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. W 1943 r. w wieku 15 lat złożyła przysięgę AK i odbyła szkolenie sanitarne. W czerwcu 1945 r. została aresztowana przez NKWD-UB za współpracę z antykomunistycznym podziemiem. Z konwoju uwolnił ją patrol AK Stanisława Wołoncieja „Konusa”, podkomendnego mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. „Inka” znów działała jako sanitariuszka oraz łączniczka, uczestnicząc w akcjach przeciw NKWD i UB.

W lipcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne. W nocy z 19 na 20 lipca została aresztowana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w jednym z mieszkań konspiracyjnych w Gdańsku-Wrzeszczu.

Osadzono ją w więzieniu w Gdańsku. Po śledztwie, podczas którego próbowano wydobyć od niej informacje o działalności oddziału „Łupaszki”, została skazana na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy. Obrońca z urzędu zwrócił się do prezydenta Bolesława Bieruta o skorzystanie z przysługującego mu prawa łaski. Pod listem nie było podpisu Siedzikówny. Bierut odpowiedział odmownie.

Do krewnych „Inki” dotarł gryps, w którym sanitariuszka napisała: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Wyrok wykonano 28 sierpnia 1946 r. w gdańskim więzieniu.

Szczątki „Inki” ekshumowano we wrześniu 2014 r. na gdańskim Cmentarzu Garnizonowym. Miejsce, gdzie je znaleziono, oznaczone zostało kamienną tablicą, którą odsłonięto w kwietniu 2015 r. 28 sierpnia 2016 r., w 70. rocznicę jej śmierci, odbył się uroczysty państwowy pogrzeb „Inki”.

Na Podlasiu „Inka” upamiętniona jest m.in. w Narewce, gdzie przy kościele stoi jej pomnik. Pomnik „Inki” ma powstać też w Białymstoku.

PAP/MoRo