22 września odbędzie się uroczysty pogrzeb 22 bohaterów walczących o wolną Polskę, zamordowanych przez władze komunistyczne w mokotowskim więzieniu.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się od mszy św. o godz. 13, odprawionej w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przez biskupa polowego Wojska Polskiego Józefa Guzdka. Po niej nastąpi przejazd karawanów z asystą na Cmentarz Wojskowy na Powązkach.
W latach 1944-47 dzięki wsparciu Armii Czerwonej i NKWD komuniści przejmowali i wzmacniali swoją władzę w Polsce. W ramach „umacniania władzy ludowej” rozbudowywany był aparat represji wymierzony przeciwko niepodległościowo nastawionym siłom wojskowym i politycznym. Sprawnej eliminacji domniemanych i rzeczywistych wrogów systemu miało służyć także opresyjne prawo, przewidujące karę śmierci w kilkudziesięciu przypadkach. Między 1946 a 195454 zapadło w Polsce kilka tysięcy wyroków śmierci, z których większość wykonano. Szacowana łączna liczba straconych, zabitych w walce i zakatowanych w śledztwie sięga ok. 50 tys. osób. Cechą charakterystyczną dokonywanych mordów było ukrywanie ciał ofiar w nieznanych miejscach przez lata miejscach.
W latach 2012–2017, W wyniku prac Instytutu Pamięci Narodowej w kwaterze „Ł” i „ŁII” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie odkryte zostały szczątki ok. 300 osób. Do tej pory udało się zidentyfikować 71 z nich. 35 zidentyfikowanych ofiar zostało pochowanych 27 września 2015 roku.
W niedzielę pochówku doczekają się kolejne ofiary stalinowskiego terroru, pamięć, o których ich oprawcy chcieli zatrzeć. Są to weterani Wojska Polskiego oraz wojskowych organizacji niepodległościowych: Armii Krajowej, Konspiracyjnego Wojska Polskiego Narodowej Organizacji Wojskowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 16:00 – 18:00 na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie i 95.2 FM w Krakowie. Zaprasza Magdalena Uchaniuk-Gadowska.
Goście Popołudnia WNET:
Rajmund Klonowski – redaktor naczelny Magazynu Kuriera Wileńskiego;
Jerzy Klistała – historyk, syn więźnia obozu koncentracyjnego Auschwitz;
Paweł Bobołowicz – korespondent Radia Wnet na Ukrainie;
Maciej Pawlicki – producent filmu “Legiony”;
Zbigniew Stefanik – korespondent z Francji;
Robert Winnicki – Ruch Narodowy, Konfederacja Wolność i Niepodległość
Prowadzący: Magdalena Uchaniuk-Gadowska
Wydawca: Jan Olendzki
Realizator: Paweł Chodyna
Część pierwsza:
Rajmund Klonowski / Fot. Radio WNET
Rajmund Klonowski, redaktor naczelny Magazynu Kuriera Wileńskiego opowiada o wizycie premiera Mateusza Morawieckiego z premierem Litwy.
TVP Wilno powstało na prośbę władz litewskich i Polaków mieszkających w Wilnie. Litewska Publiczna telewizja finansowo ma się całkiem dobrze, jednak w ostatnim czasie widać przejmowanie telewizji przez środowiska liberalne.
Podstawowym zadaniem TVP Wilno było stworzenie nowego środowiska, które będzie wykraczać poza medium polskie, ale będzie to telewizja dla całej społeczności litewskiej – mówi gość „Popołudnia WNET”.
W Wilnie rozważa się również wspólne projekty z Polską, które mogłyby pomóc w zmniejszeniu „uzależnienia energetycznego” Białorusi od Rosji. Jak twierdzi Rajmund Klonowski: Litewscy politycy często podnoszą kwestię niezależności energetycznej od Rosji. Litwa wraz z innymi państwami bałtyckimi zamierza wyjść z energetycznego pierścienia BRELL, do którego należą także Rosja i Białoruś.
Jerzy Klistała, historyk, mówi o swojej najnowszej książce „Duchowni, ofiary niemieckiego zniewolenia.”
Od 2000 roku czasu zajmuję się opracowaniami na temat byłych więźniów. Miałem wiele opracowań z poprzednich książek i opracowań, w których występowały już poszczególne osoby duchowne. Było to moim zamiarem, aby wszystko wsadzić w jedno miejsce, żeby wszystko było dokładnie i zwięźle opisane. Poszukując materiałów często natrafiałem na osoby duchowne, które przebywały pobyt w obozie koncentracyjnym gorzej niż inni ludzie – mówi gość Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej.
Niestety nie możemy mówić o konkretnej liczbie księży zamordowanych w Auschwitz., gdyż Niemcy pod koniec wojny spalili dokumenty, akty zgonów, zdjęcia obozowe, a także informacje o zgładzonych osobach.
Paweł Bobołowicz / Fot. Konrad Tomaszewski
Paweł Bobołowicz przybliża sprawę zwolnienia ze stanowiska prezesa Instytutu Pamięci Narodowego Ukrainy Wołodymyra Wiatrowycza, uważanego za jednego z architektów ukraińskiej polityki historycznej i uznawanego w Polsce za apologetę działalności OUN-UPA. Jak napisał Wołodymyr Wiatrowycz – „Uzyskałem od premiera Ołeksija Honczaruka zapewnienie, że nie zważając na zmianę na stanowisku prezesa, Instytut zachowa status organu władzy oraz instrumentu polityki pamięci narodowej, a format i kierunki jego pracy będą kontynuowane.”
Nie ma oficjalnych informacji co do przyczyny jego zwolnienia. Jak mówi nasz korespondent: Z inicjatywy kierowanego przez Wołodymyra Wiatrowycza ukraińskiego IPN usunięto sowiecką symbolikę z przestrzeni publicznej, przemianowano też tysiące komunistycznych nazw miejscowych, niekiedy zastępując je patronami związanymi z historią ukraińskiego nacjonalizmu.
Część druga:
Zbigniew Stefanik opowiada o eksport francuskiej broni do Jemenu. „Francja nie wspiera żadnej ze stron. Władze francuskie twierdzą, że sprzedają oni broń Saudyjczykom. Sytuacja jest dla Francuzów dość skomplikowana, gdyż w sieci zostały opublikowane materiały, na których widać, że Francja za pośrednictwem Arabii Saudyjskiej sprzedaje broń Jemenowi” – mówi gość „Popołudnia WNET”.
Zbigniew Stefanik porusza także kwestię planowanych manifestacji przeciwko ustawie bioetycznej, otwierającej dostęp do metody in-vitro wszystkim kobietom i parom lesbijskim. Francuski kościół katolicki zabiera głos w debacie dotyczącej planowanego przez rządzących wprowadzenia refundowanego z budżetu państwa in-vitro dla żeńskich par jednopłciowych. Francuscy biskupi występują otwarcie przeciwko tym zmianom we francuskim prawie bioetycznym i wzywają do protestów. Duże manifestacje przeciwko legalizacji refundowanej metody in-vitro mają odbyć się we Francji w październiku tego roku.
Maciej Pawlicki
Maciej Pawlicki opowiada o filmie „Legiony”, który jest uniwersalną opowieścią o przyjaźni, marzeniach, gorącym uczuciu i dorastaniu w trudnych czasach. Wielka historia w filmie jest tłem dla rozgrywającej się na pierwszym planie love story, w którą uwikłani są: Józek (Sebastian Fabijański) – dezerter z carskiego wojska, agentka wywiadu I Brygady – Ola (Wiktoria Wolańska) z Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego oraz Tadek (Bartosz Gelner), narzeczony Oli, ułan i członek Drużyn Strzeleckich. Ich spotkanie rozpocznie burzliwy romans, który wystawi relacje bohaterów na wielką próbę. Obok postaci fikcyjnych, których historie wzorowano na życiorysach prawdziwych legionistów, w filmie pojawia się szereg osobistości znanych z kart historii.
Jak mówi gość „Popołudnia WNET” – Film był bardzo dobrze przyjęty na premierze. Jest to wielka formacja ludzi, która pochodzi z różnych stron. Jest to opowieść o legionowym pokoleniu lat 1914–1916, które wywalczyło Polsce niepodległość.
Nie jest to typowy film festiwalowy, nie ma on na celu przekonania szerokiej liczby odbiorców. Są wspaniałe zdjęcia, muzyka i aktorzy. Jest to kino skierowane do młodego widza – dodaje rozmówca.
Robert Winnicki mówi o Konfederacji Wolność i Niepodległość, która łączy środowiska polityczne związane z Januszem Korwin-Mikke, Grzegorzem Braunem oraz Ruchem Narodowym.
Jak mówi gość „Popołudnia WNET”: Chcemy ułatwić życie pracownikom i przedsiębiorcom zostawiając więcej pieniędzy w kieszeniach Polaków. Chcemy likwidacji PIT-u i dobrowolnego ZUS-u. Chcemy bezpieczeństwa, które oparte jest o naszą własną armię, a nie o obce siły, które mają stacjonować w Polsce. Nasza silna armia jest fundamentem bezpieczeństwa.
Karę śmierci chcemy przywrócić dla poczucia sprawiedliwości. Kościół katolicki przez 2000 lat karę śmierci jak najbardziej akceptował, od kilkudziesięciu lat powstała jednak dyskusja na ten temat. Piąte przykazanie to nie morduj, jednak tradycyjna nauki kościoła zawsze podkreślała, że ten, kto dokonuje największych zbrodni powinien poddać się karze śmierci – dodaje Robert Winnicki.
Jeśli chodzi o gospodarkę proponujemy zejście na ziemię. To, co wyprawia się w temacie opowieści na temat płacy minimalnej oznacza, że dla wielu pracowników rozpocznie się szalony skok cen. Uważamy, że efektowne zreformowanie gospodarki pozwoli uzyskać dziesiątki miliardów w skali roku dla Polski – mówi gość Radia WNET.
Mirosław Sprenger z delegatury IPN w Bydgoszczy mówi o armii Pomorze. Ogromny terror ze strony Niemców i prześladowanie Polaków, szczególnie inteligencji, było na porządku na porządku dziennym.
Jeżeli chodzi o armię Pomorze, odgrywała ona bardzo ważną rolę, gdy chodzi o wojnę obronną Polski w 1939 roku. Wynikało to z pewnych założeń strategicznych oraz podjętych działań przez Niemców. Warto podkreślić, że armia Pomorze powstała w ramach planu „Zachód”, którego założenia zostały zrealizowane wiosną 1939 roku – mówi Mirosław Sprenger.
Głównym założeniem armii Pomorze było to, aby jak najdłużej utrzymywać siły niemieckie, aby wojska polskie, które znajdowały się dalej w centralnych obszarach, mogły się zmobilizować i przygotować do kolejnych działań. Z drugiej strony, kiedy mówimy o armii Pomorze to widzimy, że pewne cele kształtowały się w różnych etapach. Spoglądając na korytarz pomorski można stwierdzić, że cel związany był również z tym, żeby oddziaływać na to, co dzieje się w Gdańsku.
Gość „Poranka WNET” negatywnie ocenia działania Edwarda Rydza-Śmigłego, Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. Jak mówi „miał on jedną wadę – chciał rządzić wszystkimi i decydować o wszelkich sprawach. To też później zaowocowało tym, że pewni dowódcy faktycznie bali się samodzielnie podejmować decyzje.”
Mirosław Sprenger z delegatury IPN w Bydgoszczy mówi również o bardzo ciężkich warunkach Polaków na terenie Pomorza. Ogromny terror ze strony Niemców i prześladowanie Polaków, szczególnie inteligencji, było na porządku dziennym. Jak dodaje, Hitler wcale nie krył się ze swoimi planami, które szeroko opisał w Mein Kampf.
Radio WNET na szlaku Kampanii Wrześniowej, po 80 latach od propagandy Gebelsa, która doprowadziła do rzezi Polaków i Niemców na ulicach Bydgoszczy.
Goście Poranka WNET:
Bartosz Kownacki – poseł PiS, były wiceminister MON;
Piotr Dmitrowicz – wicedyrektor muzeum im. Jana Pawła II;
Ks. Stanisław Kotowski – proboszcz parafii katedralnej pw. Św. Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy;
Jerzy Lelwic – kustosz Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy;
Mirosław Sprenger – IPN delegatura w Bydgoszczy;
Wojciech Zabłocki – radny sejmiku województwa mazowieckiego;
Katarzyna Sudak – Studio 37 Dublin,
Waldemar Bujny – Muzeum Mydła i Historii Brudu.
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Wydawca: Jan Olendzki
Realizator: Paweł Chodyna
Multimedia: Jan Brewczyński
Wydawca techniczny: Adrian Kowarzyk
Część pierwsza:
Wnętrze katedry p.w. św. Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy /Fot. Pit1233 / CC0
Piotr Dmitrowicz w ramach Kalendarza Kampanii Wrześniowej przypomina wydarzenia trzeciego dnia Kampanii Obronnej 1939 roku.
Ks. Stanisław Kotowski, proboszcz parafii katedralnej pw. Św. Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy opowiada o wspaniałym katolickim kościół zbudowany w XV w. w stylu gotyckim. Jest to najwartościowszy zabytek staropolskiej architektury Bydgoszczy oraz doskonale wpisuje się w nadrzeczny klimat miasta. Gość „Poranka WNET” mówi o zawiłej historii tego kościoła opowiadając choćby historie z czasów II wojny światowej, o tym jak po wojnie rosła ranga tego miejsca aż do czasu, kiedy w 1996 roku prymas Stefan Wyszyński ukoronował wizerunek Madonny z Różą, nadając jej tytuł Matki Bożej Pięknej Miłości.
Część druga:
Mydlane Lody / Fot. Jan Brewczyński
Waldemar Bujny z Muzeum Mydła i Historii Brudu opowiada o tym oryginalnym przedsięwzięciu. Jest to miejsce gdzie podróż przez historię trwa wespół z barwnymi historiami, kąpielą w średniowiecznej balii, praniem na tarze, wizytą w Kolonialce oraz łazience rodem z PRL. W ramach działalności obiektu prowadzone są warsztaty mydlane. Zapytany o to, skąd muzeum bierze swoje eksponaty opowiada że większość pochodzi ze strychów czy piwniczek lokalnej ludności. Muzeum bardzo często dostaje zabytkowe przedmioty, takie jak choćby papiery toaletowe z czasów PRL-u, czy kultowe mydła Bambino. W przybytku znajduje się wieża ułożona ze 107 sztuk tego kultowego mydła.
Jerzy Lelwic pełniący funkcję kustosza Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy porusza temat historii miasta i tożsamości mieszkańców. Historia Bydgoszczy jak i całego regionu to dwa duże konflikty zbrojne. Miasto przechodziło z rąk do rąk, zaczynając od zaborów i okupację, przez I wojnę światową a następnie II wojnę światową. To pociągnęło za sobą ogromne przemieszczenie ludności. Jak dodaje Jerzy Lewic „dużo ludzi napłynęło tutaj z centralnej czy wschodniej Polski. To spowodowało, że ludność jest mocno wymieszana i nie obyło się oczywiście również bez żadnych konfliktów”.
Część trzecia:
Bartosz Kownacki / Fot. Jan Brewczyński
Bartosz Kownacki, poseł PiS, były wiceminister MON, opowiada o wyjątkowości Bygdoszczy i całego województwa kujawsko-pomorskiego, które w dużej części było pod zaborem pruskim, co miało konsekwencje w chwili wybuchu II wojny światowej. Te tereny zamieszkiwała mocno wymieszana ludność „ludzie żyli przez dziesiątki setki lat razem obok siebie i kiedy wybuchła II wojna światowa, to z dnia na dzień, ci którzy chodzili razem do szkoły, razem pracowali, stali się wrogami. To oni tworzyli listy osób listy polskiej elity, która miała zostać wymordowana.”
Gość „Poranka WNET” przypomina także historię pierwszego w Polsce rozstrzelania cywili w trakcie II wojny światowej. Na rynku zostało rozstrzelanych od 600 do 800 Polaków. Mieszkańcy Bydgoszczy dobrze znają również historię tzw. Doliny Śmierci, czyli miejsca masowego mordu i jednocześnie grobu mieszkańców Bydgoszczy i okolic wymordowanych jesienią 1939 r. przez członków pomorskiego oddziału Selbstschutzu oraz SS-manów z oddziału Einsatzkommando 16. Fordońska „Dolina Śmierci” jest największą mogiłą zbiorową na terenie Bydgoszczy. Bartosz Kownacki ten mord nazywa wprost „Bydgoskimi Palmirami”.
W drugiej części rozmowy poseł porusza temat zbrojeń. Wysoko ocenia decyzję związaną ze zwiększeniem wydatków na obronność do dwóch i pół procent PKB. Jak dodaje, należy wydawać tyle, aby czuć się bezpiecznym oraz realizować największą ilość zleceń przez Polski przemysł zbrojeniowy „trzeba myśleć o tym, żeby zakupy w jak największej części były jednak realizowane w Polsce. To jest wyznacznik dla każdego Ministra Obrony Narodowej”.
Bartosz Kownacki podkreśla, że nie ma sensu kupowanie najnowocześniejszego sprzętu, jeśli nie będziemy w stanie serwisować go w Polsce „to jest kwestia nie tylko tego, że ten sprzęt jest wyprodukowany, ale później, w przypadku wojny, serwisowany w kraju. Co z tego, że będziemy mieć nawet najlepszy sprzęt, skoro nie będzie gdzie go serwisować, gdy dojdzie do konfliktu”.
Część czwarta:
Pomorskie Muzeum Wojskowe w Bydgoszczy 2008 / Fot. Pit1233 / Domena publiczna
Mirosław Sprenger z delegatury IPN w Bydgoszczy mówi o armii Pomorze, która odebrała ogromną rolę w wojnie obronnej Polski 1939 roku. Głównym założeniem armii Pomorze było to, aby jak najdłużej utrzymywać siły niemieckie, aby wojska polskie, które znajdowały się dalej w centralnych obszarach, mogły się zmobilizować i przygotować do kolejnych działań.
Gość „Poranka WNET” negatywnie ocenia działania Edwarda Rydza-Śmigłego, Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. Jak mówi „miał on jedną wadę – chciał rządzić wszystkimi i decydować o wszelkich sprawach. To też później zaowocowało tym, że pewnie dowódcy faktycznie bali się samodzielnie podejmować decyzje.”
Mirosław Sprenger mówi również o bardzo ciężkich warunkach Polaków na terenie Pomorza. Ogromny terror ze strony Niemców i prześladowanie Polaków, szczególnie inteligencji, było na porządku dziennych. Jak dodaje, Hitler wcale nie krył się ze swoimi planami, które szeroko opisał w Mein Kampf.
Część piąta:
Rabunek dzieł sztuki – kadr z filmu nieznanego autora
Wojciech Zabłocki opowiada o premierze filmu pochodzącego z 1939 roku nieznanego autora. Przedstawia on Warszawę w październiku i listopadzie 1939 roku. To nigdy nie publikowane sceny z życia miasta w pierwszych dniach okupacji: zbombardowane domy, parking skonfiskowanych aut oraz warszawskie ZOO.
Najważniejszym momentem filmu jest uwiecznienie akcji grabieży zbiorów z Państwowego Muzeum Zoologicznego przy Wilczej 64 przez Sonderkommando Paulsen.
W drugiej części rozmowy radny mówi o kłamstwach Warszawskiego Ratusza w kontekście bezpieczeństwa oczyszczalni Czajka. Jak dodaje, ozonowanie przeprowadzane w ramach ratowania wizerunku prezydenta miasta nie jest w stanie w pełni oczyścić brudnej wody „to co mówią władze miasta jest niedopuszczalne i uważam, że tutaj naprawdę trzeba interweniować i głośno mówić. […] w warszawskim ratuszu po prostu igrają z naszym zdrowiem.”
Katarzyna Sudak mówi o swoich wspomnieniach z czasów nauki w Bydgoszczy.
„Młodzi ludzie powinni znać historię Polski ostatnich dwóch wieków” – mówi Krzysztof Drażba, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku.
Krzysztof Drażba porusza temat świadomości młodych Polaków w kontekście historii II wojny światowej. W przeciwieństwie do pokolenia 40+, które o wojnie mogło słyszeć od swoich rodziców lub dziadków, nie mają oni tak żywego kontaktu z historią tych wydarzeń. Z tego powodu ważne jest, aby przypominać im o dziejach II wś, ale także całych ostatnich dwóch wieków. Wszystko po to, aby młodzi mogli poznać i zrozumieć pewne mechanizmy i potrafić wpływać na polityków, aby Ci kształtowali w odpowiedni sposób naszą historię i pamięć historyczną.
Tutaj mieszkali Polacy pracujący na co dzień w tym urzędzie.
Gość „Poranka WNET” wyjaśnia również, dlaczego Wolne Miasto Gdańsk było tak szczególne w miesiącach poprzedzających wybuch wojny oraz zaraz po samym wybuchu. Porusza temat prześladowań Polaków, które nasiliły się w miesiącach poprzedzających wojnę. Hitlerowskie bojówki atakowały ludność polską w Gdańsku przy bierności lub wręcz współdziałaniu miejscowej policji. Drażba mówi też o bohaterskiej obrony placówki Poczty Polskiej, która stała się pewnego rodzaju symbolem walki cywilów z policją niemiecką. Agresora zdziwił upór w bronieniu tego budynku, gdyż jak wynika z niemieckich dzienników – nie spodziewali się oni tak zaciętej walki. Atak na pocztę wiąże się także z pierwszymi przejawami barbarzyństwa ze strony najeźdźcy. Pocztowcy w propagandowych filmach zostali przedstawieni jako bandyci oraz skazani w wyniku „zbrodni sądowej”.
Na koniec rozmowy naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku mówi o tym, jak w przypominaniu tamtych dramatycznych wydarzeń, ma pomóc edukacyjna gra terenowa połączona z piknikiem. Dodaje, że historia pokazuje, że istnieją pewne niezmienne wartości, którym należy być wiernym, zamiast ulegać ruchom, które chcą je odrzucić w imię rewolucji obyczajowej.
Jacek Karczewski opowiada o tworzonym Muzeum Żołnierzy Wyklęty w Ostrołęce. Samo miasto, jak i powiat były miejscem, które poniosło ogromny ciężar w walce z systemem komunistycznym.
Jacek Karczewski, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych, które powstaje w Ostrołęce. Inwestycja związana z odnowieniem historycznego budynku oraz dostosowaniem go do potrzeb muzealnych pochłonęła 28 milionów złotych:
Myślę, że efekt jest dobry. Budynek nie nie zakończył swojego żywota, będzie żył. Dalej warto przypomnieć fakt, że jest to obiekt, który został otwarty w 1903 roku. To jest ponad stuletnia historia, również osób uwięzionych w tym obiekcie z przyczyn politycznych. Ściany mury tego budynku na pewno kryją też niezwykle tragiczne historie.
Powodem, z którego to właśnie w Ostrołęce powstaje takie muzeum, jest fakt, że jest to miejsce, które poniosło ogromny ciężar w walce z systemem komunistycznym:
Region Ostrołęcki przez wielu historyków jest jednym z takich miejsc, gdzie te walki z systemem komunistycznym były niezwykle intensywne. Jest to również ofiara złożona przez mieszkańców, ludzi zaangażowanych w tę walkę. Poprzez to muzeum chcemy oddać hołd tym wszystkim miasteczkom, które zebrały się do tej walki.
Jak dodaje dyrektor, na terenie powiatu ostrołęckiego ostatni żołnierze zginęli 11 Listopada 1953 roku. Z kolei przez pierwsze powojenne lata komuniści właściwie nie byli w stanie normalnie funkcjonować, zarówno w mieście, jak i poza nim:
Może warto to podkreślić, cytując słowa szefa Ostrołęckiego UB z 46 roku, które dziś może brzmią troszeczkę groteskowo, ale ja zawsze przypominam o tym, że w jednym z raportów kierowanych do Warszawy stwierdził, że „amerykanie pomylili się, zrzucając bombę atomową na Hiroszimę, bo powinni byli zrzucić ją na Ostrołękę.” to chyba pokazuje skalę i obraz tego, co tu się działo – dodaje Jacek Karczewski.
Jak wynika ze źródeł IPN-u, na terenie Ostrołęckim, tylko w latach 45-47, w podziemiu działało co najmniej 3500 ludzi. Spośród osób zidentyfikowanych na łączce, 10% stanowią ludzie walczący właśnie w tym obszarze:
Skala jest po prostu ogromna i myślę, że w ten sposób warto oddać hołd, ale też warto, żeby ta historia przetrwała, żeby taka placówka, jak to powstające muzeum mogło przede wszystkim utrwalać tę historię, zbierać wszystkie informacje przekazywać i zachować je następnym pokoleniom.
– Stopień przebadania dokumentów bezpieki w Olsztynie jest różny. Wiadomo dużo o latach 80. na Warmii i Mazurach, jednak wciąż nie poznaliśmy wystarczająco lat 60. i 70. – mówi dr hab. Karol Sacewicz
Dr hab. Karol Sacewicz, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie, opowiada o książce, którą współredaguje wraz z Piotrem Kurdelą. Jest nią „Antykomunizm Polaków w XX wieku”, która za niecałe dwa tygodnie ukaże się jako nowość wydawnicza IPN. W publikacji tej poddano analizie zjawisko antykomunistycznych postaw Polaków, rozpoczynając od publicystyki, poprzez działania organizacyjne, a kończąc na akcjach zbrojnych. Do współpracy zaproszono kilkadziesiąt osób z ponad 13 ośrodków akademickich, w tym prof. Andrzeja Nowaka i prof. Włodzimierza Suleję. Omawiany fenomen potraktowano bardzo szeroko – w pracy przeczytać będzie można o działaniach przeprowadzanych zarówno w kraju, jak i na emigracji. Uwadze autorów nie umknęły również postawy obywateli II Rzeczypospolitej o pochodzeniu innym niż polskie oraz aktywność grup etnicznych. W tym miejscu ks. dr Bogumił Wykowski przybliża treść swojego rozdziału traktującego o postawach antykomunistycznych Mazurów i Marmiaków.
Sacewicz mówi także o tym, jakie zbiory znajdują się w rękach delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie. Posiada on 400 metrów bieżących akt wytworzonych przez miejscowy aparat bezpieczeństwa. Stopień ich przebadania jest zróżnicowany – wiadomo dużo o latach 80. na Warmii i Mazurach oraz o gospodarce rolnej na tym terenie w latach 1945-1956. Trochę słabiej natomiast znane są wydarzenia lokalne i warunki życia lat 60. i 70.
Dlaczego OUN-UPA dokonała ludobójstwa na Polakach? Dlaczego dzisiaj Ukraińcy stawiają pomniki tym, którzy odpowiadają za tą zbrodnię i co Polska powinna zrobić w tej sprawie? Odpowiada Tomasz Bereza.
Tomasz Bereza, historyk Instytutu Pamięci Narodowej odnosi się do tragicznych wydarzeń, które miały miejsce 11 lipca 1943 roku.
Właściwie 11 lipca to jest już w zasadzie apogeum ludobójstwa. W ciągu kilku godzin UPA zaatakowała 99 miejscowości, mordując 3000 ludzi w powiecie włodzimierskim i Horohowcu. Ta faza ludobójstwa, które podjęło OUN, ten etap już się zaczął w lutym 1943 r.
Polacy wcześniej pod okupacją sowiecką stracili kadrę oficerską, zamordowaną przez okupantów. Gość „Poranka WNET” mówi o faktycznych przyczynach, dlaczego Ukraińcy zdecydowali się do tego, żeby dokonać ludobójstwa na Polakach mieszkających na Wołyniu. W latach 20. i 30. kształtowała się idea ukraińskiego nacjonalizmu integralnego, którego głównym ideologiem był Dmytro Doncow. Mychajło Kołodziński opracował teorie walki o niepodległą Ukrainę, w której zawarł tezę, że z terytoriów ukraińskich ludność obca etnicznie musi być usunięta, przy użyciu wszelkich, nawet najbrutalniejszych metod.
W zasadzie od dwóch lat nie ma żadnego dialogu, został on jednostronnie zerwany przez stronę ukraińską. Ukraina jest teraz w fazie zmian politycznych. […] Strona polska stawia tutaj jasne warunki.
Historyk ma cichą nadzieję, że wraz ze zmianami politycznymi na Ukrainie otworzy się możliwość powrotu do dialogu. Warunkiem wstępnym strony polskiej jest pozwolenie na wznowienie ekshumacji ofiar zbrodni. Jak podkreśla Bereza, mamy do czynienia ze 130 tys. ofiar, które nie zostały należycie pochowane.
Strona ukraińska chciałaby wprowadzić jakąś symetrię. […] Trudno mówić o symetrii, jeśli z jednej strony mamy 130 tys. pomordowanych, a z drugiej strony koło 13-15 tys. Ukraińców, którzy zginęli w latach 1943-1947.
Ukraińcy chcieliby mówić o wojnie polsko-ukraińskiej, jak gdyby był to konflikt regularnych armii, w którym ludność cywilna ginęła jedynie przypadkowo. Przeczą temu jednak same liczby ofiar. Dostęp do źródeł w sprawie zbrodni UPA jest utrudniany ostatnio przez stronę ukraińską, która utajniła poświęconą im część sowieckich akt partyjnych.
Ukraina jest państwem suwerennym, teoretycznie może wybierać na pomniki takie osoby, jakie odpowiadają społeczeństwu. We mnie osobiście budzi to sprzeciw. W czerwcu w Stanisławowie był odsłonięty pomnik Romana Suchewicza, głównego architekta ludobójstwa Polaków.
Jak podkreśla Bereza, obecna polityka historyczna Ukrainy, to linia wypracowana w latach 60. i 70. przez emigrantów do Ameryki Płn., po części weteranach OUN zbiegłych wraz z armią niemiecką. Strona polska powinna, jak mówi historyk, przedstawić swoje racje jasno i wyraźnie, gdyż bez wyjaśnienia zaszłości z przeszłości nie będzie mowy o prawdziwej współpracy i dialogu.
Dzisiaj mija 78 rocznica mordu w Jedwabnem, w którym grupa ok. 40-50 polskich mieszkańców wsi zamordowała co najmniej 340 Żydów.
Dokładny przebieg wydarzeń z 10 lipca 1941 r., liczba ofiar i sprawców oraz motywacja tych ostatnich pozostaje kwestią sporną. Nieustalona do końca pozostaje rola obecnych na miejscu wydarzenia Niemców.
Badania wskazują, że w pierwszym okresie powodem mordów na Żydach była chęć odwetu za krzywdy – zarówno te rzeczywiste, jak i urojone – jakich polska społeczność doznała ze strony Żydów w okresie okupacji sowieckiej. W następnej kolejności pogromy były inspirowane przez stronę niemiecką. Jednocześnie w obu przypadkach do ekscesów przeciwko Żydom przyłączały się elementy kryminalne, dla których była to głównie okazja do rabunku, grabieży, a nawet załatwienia porachunków, nierzadko jeszcze sprzed wojny.
Tak mówiła Anna Pyżewska z białostockiego Instytutu Pamięci Narodowej w rozmowie z PAP, przytoczonej przez serwis polskieradio24. Zgodnie z rozkazem szefa RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) pogromy Żydów miały być dokonywane rękami miejscowej ludności.
Żydów najpierw zgromadzono na miejskim rynku. Grupę mężczyzn ok. 40-50 zmuszono do rozbicia pomnika Lenina, który stał poza rynkiem na skwerku. Fragment rozbitego popiersia kazano im zanieść na rynek, a następnie do stodoły. Mężczyźni ci zostali następni w nie ustalonych okolicznościach zabici, a ich ciała wrzucono do grobu wykopanego wewnątrz stodoły razem z częściami rozbitego pomnika. Może to wskazywać na to, że sprawcy postrzegali swoją akcję jako zemstę za postawę Żydów w czasie okupacji sowieckiej. Następnie (jak podaje IPN w swoich ustaleniach) grupę co najmniej 300 osób, kobiet i mężczyzn w różnym wieku, po zamknięciu w stodole, spalono żywcem.
W ramach śledztwa prowadzonego przez IPN nie doszło do pełnej ekshumacji ofiar, ale nawet to, co zrobiono, pozwala potwierdzić to, co wiemy ze źródeł pisanych.
Tak w wywiadzie dla Muzeum Historii Polski wypowiadał się Krzysztof Persak z IPN. Po wojnie w procesie z 1949 r. skazano na surowe kary 12 z 22 oskarżonych. Sąd Okręgowy w Łomży oparł się na założeniu, że Żydów w Jedwabnem zamordowali Niemcy, a miejscową ludność do współudziału zmuszono przemocą. W 2001 r. IPN rozpoczął śledztwo, którego najważniejszym elementem miała być ekshumacja ciał zamordowanych. Jednak decyzją ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego ekshumacje przerwano, honorując prośbę strony żydowskiej, która podnosiła argumenty natury religijnej. 30 czerwca 2003 roku śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w tej sprawie zostało umorzone.
– Falenta swój list z prośbą o ułaskawienie napisał tak, jakby Andrzej Duda mimo swoich chęci nie mógł mu go udzielić. Szanujący się prezydent nie ulega takiemu szantażowi – mówi Wojciech Wybranowski.
Wojciech Wybranowski, dziennikarz tygodnika „Do Rzeczy”, odnosi się do listu z prośbą o ułaskawienie autorstwa Marka Falenty, który dziennik „Rzeczpospolita” opublikował w niedzielę na pierwszej stronie. Skazany na 2,5 roku za zlecanie podsłuchów w restauracjach mężczyzna napisał do prezydenta Andrzeja Dudy z więzienia w Walencji. To jego trzeci wniosek o ułaskawienie – dwa poprzednie okazały się bezskuteczne.
Gość Poranka twierdzi, że list jest elementem reklamy najnowszej książki Falenty, która ukazać się ma 17 czerwca nakładem wydawnictwa Arbitror. Krok ten ma być również częścią kampanii wyborczej przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.
„Ten list został tak napisany, żeby prezydent Andrzej Duda tego ułaskawienia Falencie nawet gdyby chciał dać – nie mógł. To jest tak naprawdę szantaż. Przed szantażem żaden szanujący się prezydent nie ulegnie”.
Wybranowski komentuje także apel posłów Platformy Obywatelskiej o powołanie komisji śledczej dotyczącej działalności skazanego. Zwraca uwagę, że organy tego typu powołane przez polityków wspomnianej partii nie są szczególnie aktywne i raczej komplikują wyjaśnianie spraw.
Dziennikarz mówi również o odtajnieniu w poniedziałek przez Instytut Pamięci Narodowej zbioru zastrzeżonego.
„Ja się bardzo cieszę, że dzisiaj poznajemy nazwiska ludzi, którzy współpracowali ze skompromitowanymi służbami, że dowiadujemy się, kto z osób publicznych na świeczniku – również zagranicą – współpracował z wojskowymi służbami informacyjnymi czy z wywiadem wojskowym PRL. Żałuję tylko, że ten zbiór zastrzeżony został odtajniony tak późno (…), bo gdybyśmy poznali ten zbiór, te nazwiska w latach 90. czy na początku 2000 r., to być może wielu skompromitowanym ludziom (…) nie udałoby się pełnić funkcji publicznych”.