– Św. Urszula Ledóchowska chciała dać wszystkim Boga. To dlatego dbała o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły – mówią s. Ewa Durlak i s. Daniela Jankowska.
Siostra Ewa Durlak, przewodniczka w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach, opowiada o życiu św. Urszuli Ledóchowskiej, patronki Pniew. 8 sierpnia minie bowiem 99 lat od momentu, kiedy święta przyjechała do Pniew z dziećmi i siostrami z duńskiego Aalborga. Do Polski przybyło wtedy 20 sióstr i 40 dzieci. Te ostatnie były potomkami polskich rolników, którzy wyjechali do Danii na tzw. saksy buraczane. Nierzadko umierali oni osieracając swoje dzieci, które następnie znajdowały się pod opieką św. Urszuli Ledóchowskiej.
Przewodniczka mówi również o dziedzictwie, które święta pozostawiła po sobie w Pniewach. W mieście tym św. Urszula mieszkała 19 lat, podczas których założyła 44 domy zakonne w Polsce, we Francji i we Włoszech. W ostatnim z tych państw założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego zmarła, by w 1989 r. powrócić do Polski. Obecnie spoczywa ona w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach.
Bardzo ważnym hasłem dla świętej było to, aby „wszystkim dać Boga”. W jego ramach dbała ona o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły.
Siostra Daniela Jankowska natomiast opowiada o chórze dziecięco-młodzieżowym „Promyki słoneczne”, któremu przewodzi. Powstał on na rok przed sprowadzeniem ciała św. Urszuli z Rzymu do Pniew i funkcjonuje już od 31 lat. Poza akompaniowaniem przy liturgii chór koncertuje również po świecie. Największym przeżyciem dla s. Danieli był śpiew w Castel Gandolfo w 1993 r. dla św. Jana Pawła II. Obecnie chór szykuje się do wyjazdu na Słowację i do Austrii.
– Myślę, że był w Polsce czas pewnego odwrotu od historii, przez który pewnych cennych dokumentów możemy nigdy nie odzyskać. Na szczęście teraz jest inaczej – mówi prof. Wiesław Ratajczak.
Profesor Wiesław Ratajczak, wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, opowiada o prowadzonym przez siebie roczniku – „Ziemi Pniewskiej”. Zadaniem cyklicznej publikacji jest przedstawienie i uporządkowanie informacji na temat Pniew i okolic. Obecnie wydano dwa tomy rocznika, a w przygotowaniu jest część trzecia. Dotychczasowe numery „Ziemi Pniewskiej” poruszają temat losów mieszkańców Pniewa i okolic podczas II wojny światowej.
Gość Poranka mówi również o potrzebie nauczania o regionach Polski w szkołach.
„Pan redaktor powiedział – wiedza regionalistyczna, ale pewnie trzeba podkreślić, że taka, która nie tyle izoluje, wyróżnia jakiś fragment Polski i pisze mu osobną historię, ale taka historia regionu, która jest wprowadzeniem w historię ogólnopolską, czy nawet w historię powszechną”.
Cel ten prof. Ratajczak stara się realizować właśnie poprzez wydawanie „Ziemi Pniewskiej”, w której poprzez opisywanie losów regionu przybliża historię II wojny światowej.
Wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu stwierdza, że powstanie cyklicznej publikacji byłoby niemożliwe bez wsparcia pniewskich rodzin, które dostarczają pamiątki i opowiadają związane ze swoimi domami historie.
„Był taki czas – chyba to nawet w skali ogólnej można by jakoś scharakteryzować, w skali polskiej – pewnego odwrotu od historii i może wtedy jakieś cenne pudła ze zdjęciami, z dokumentami, z listami nie zostały uznane za cenne. Może już nigdy ich nie odzyskamy. Teraz jest inaczej i dla mieszkańców miasta [Pniew – przyp. red.] i przede wszystkim dla rodzin ta historia jest czymś cennym. Jest pełna świadomość tego, że każdy drobiazg należy ocalić”.
Poranka WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 7:07 – 9:07 na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie i 95.2 FM w Krakowie. Zaprasza Tomasz Wybranowski.
Goście Poranka WNET:
Marcin Idziak – marszałek Bractwa Kurkowego w Pniewach, artysta;
Bartosz Papis – rolnik i przedsiębiorca;
Damian Łęszczak – dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Pniewach;
Alex Sławiński – korespondent Radia WNET z Londynu;
prof. Wiesław Ratajczak – redaktor naczelny „Ziemi Pniewskiej”, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu;
Krystyna Borowiak – prezes Stowarzyszenia Pniewskich Amazonek „Razem raźniej”.
Elżbieta Musiał – wiceprezes Pniewskiego Stowarzyszenia „Perspektywa”;
s. Daniela Jankowska – chór „Promyki Słoneczne”;
s. Ewa Durlak – przewodniczka w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach.
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Wydawca: Jan Olendzki
Realizator: Karol Smyk
Część pierwsza:
Marcin Idziak / Fot. Adrian Kowarzyk, Radio WNET
Marcin Idziakopowiada o Bractwie Kurkowym w Pniewach i tłumaczy, czym w ogóle jest ta organizacja. A jest to (oryginalnie) organizacja ucząca mieszczan posługiwania się bronią na wypadek konieczności obrony murów miejskich. Historia bractw w Polsce sięga jeszcze średniowiecza. Tradycja zachowała się do czasów drugiej wojny światowej. Następnie władze socjalistyczne zniszczyły Bractwo w Pniewach. Została zrekonstruowana po czasach PRL. Dalej Marcin Idziak mówi o życiu w Pniewach. Jak się okazuje liczba ludności w tym mieście wzrasta.
Bartosz Papis / Fot. Adrian Kowarzyk, Radio WNET
Bartosz Papiswyjaśnia, że jest rolnikiem z powołania; paranie się tym zawodem jest w jego rodzinie tradycją. Uprawia kukurydze, zboże, rzepak, buraki cukrowe. Żniwa w tym roku natomiast dobiegają końca. Niestety rolnicy narzekają na suszę. W wielu rejonach opady deszczu były mizerne. Jednakże nie jest to jedyna rzecz, na którą mogą ubolewać polscy rolnicy. Drugim problemem są niskie ceny skupu warzyw i owoców. Konsekwencją takich bolączek jest mała rentowność gospodarstw rolnych. „Nauczyliśmy się żyć z dopłat i bez dopłat sobie nie radzimy”.
Część druga:
Muzeum Tete Modern w Londynie / Fot. Christine Matthews, Wikimedia Commons (CC BY-SA 2.0)
Damian Łęszczak o pniewskim futsalu, czyli piłce nożnej na hali. Nasz gość opowiada także o coraz większej liczby wydarzeń sportowych w Pniewach. Odbywa się tam triatlon, zawody rowerów MTB itd.
Alex Sławiński informuje, że w Londynie zwiększa się fala przestępczości. Jest tak wielka, iż władze nie potrafią jej opanować. W niedzielę z dziesiątego piętra słynnego muzeum Tate Modern spadł sześcioletni chłopiec pochodzący z Francji. Policja zatrzymała 17-latka, który jest podejrzany o wypchnięcie małego chłopca. Postawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa. „The Independent” podaje, że 6-latek został przetransportowany do szpitala w stanie krytycznym. Obecnie dziecko jest w ciężkim, ale stabilnym stanie – podaje BBC NEWS.
Glad to hear that the poor child who was thrown from the Tate Modern is in a stable condition. All best thoughts for him and his family. The emergency services including air ambulance deserve a huge thank you. #TateModern#airambulance#rescue#se1https://t.co/9B7seygChP
Prof. Wiesław Ratajczak / Fot. Adrian Kowarzyk, Radio WNET
Przegląd prasy o godzinie 8:00 autorstwa Jana Olendzkiego i Adriana Kowarzyka.
Prof. Wiesław Ratajczak opowiada o „Ziemi Pniewskiej” – roczniku, który w kilku tomach ma przedstawić uporządkowane informacje na temat Pniew i okolic. Dotychczas wydano trzy tomy. Zostały w nich opisane losy mieszkańców tego miasta podczas drugiej wojny światowej. Kolejny tom ma dotyczyć losów mieszkańców Pniew podczas powstania wielkopolskiego. Gość „Poranka WNET” mówi, że w przeciwieństwie do Poznania w mniejszych miastach Wielkopolski pamięć o powstaniu z 1918-1919 r. jest bardzo żywa. Ponadto prof. Ratajczak opowiada o historii abpa Antoniego Baraniaka.
Część czwarta:
Krystyna Borowiak i Elżbieta Musiał / Fot. Adrian Kowarzyk, Radio WNET
Krystyna Borowiak oraz Elżbieta Musiał opowiadają o realizacji programów społecznych w Pniewach. Jeden z nich dotyczy promocji spędzania wolnego czasu bez smartfonów. Dzięki pomocy władzy możliwa jest realizacja wielu programów. Współpraca z Radą Miasta i burmistrzem jest na najwyższym poziomie. „Pan burmistrz stara się dodatkowo być na wszystkich wydarzeniach, które organizują stowarzyszenia – mówi Krystyna Borowiak, a Elżbieta Musiał dodaje – Zawsze jest przychylny naszym działaniom. Zawsze uczestniczy w spotkaniach i wspiera nas dobrych słowem”.
S. Ewa Durlak i s. Daniela Jankowska o św. Urszuli Ledóchowskiej, patronce Pniew. W tej miejscowości mieszkała 19 lat. Było to jej ukochane miejsce. Hasłem przewodnim świętej było to, aby „wszystkim dać Boga”.
Część piąta:
Przegląd prasy o godzinie 9:00 autorstwa Jana Olendzkiego i Adriana Kowarzyka.
– Huta Miedzi Głogów to fenomen. Z niczego utworzono załogę ekspertów, a huta z jednego z największych polskich trucicieli stała się jedną z najczystszych na świecie – mówi Stanisław Kot.
Stanisław Kot, były wiceprezes KGHM Polska Miedź S.A., opowiada o unikalności obiektu, w którym wcześniej pracował. Jest to największa huta surowcowa w Europie, produkująca ponad 450 tysięcy ton miedzi elektrolitycznej rocznie. Drugim produktem, którego wydobyciem zajmuje się spółka, jest srebro. Kolejną cechą wyróżniającą zakład na tle innych obiektów tego rodzaju jest unikalna technologia, która poza oddziałem KGHM Polska Miedź S.A. w Głogowie funkcjonuje tylko w dwóch miejscach na świecie – w Australii i w Zambii.
Ponadto sama Huta Miedzi Głogów jest największym jednostkowym pracodawcą w tym mieście. Gość Poranka zakład ten określa mianem fenomenu. Jak mówi, w 1971 r., kiedy to huta została oddana do użytku, pracowali w niej wszyscy prócz hutników. Obecnie na terenie obiektu pracują eksperci, którymi zakład może chwalić się wszędzie. Huta uczyniła również olbrzymie postępy w dziedzinie ochrony środowiska. O ile w latach 80. zakład znajdował się na liście 80 największych trucicieli w Polsce, o tyle obecnie, po wdrożeniu inwestycji wartych miliardy złotych, huta stała się jedną z najczystszych na świecie.
Stanisław Kot mówi także o tym, jak rozpoczęła się jego kariera w KGHM Polska Miedź S.A.
– Gdy pracowałem na wyciągach szybowych i pojechałem na wczasy, musiałem zapalać i wąchać zapałki, bo po tygodniu kręciło mi się w głowie z braku dwutlenku siarki – mówi Czesław Dominik.
Czesław Dominik, były pracownik Huty Miedzi Głogów (mistrz Huty Miedzi Głogów I, mistrz Huty Miedzi Głogów II, dyspozytor Huty), opowiada o swojej karierze w tym miejscu. Rozpoczęła się ona w technikum elektroenergetycznym. Dobre stopnie z przedmiotów ścisłych sprawiły, że zaproponowano mu przeniesienie się do znajdującego się w tym samym budynku technikum hutniczego. Po trzech miesiącach nauki w nowym miejscu Czesław Dominik poczuł, że to z hutnictwem chce związać swoje życie. Przekonały go do tego urządzenia, gorąca stal i… zapach siarki.
„Proszę sobie wyobrazić, że jak pracowałem na (wyciągach – przyp. red.) szybowych i pojechałem z rodziną na wczasy, ja musiałem kupować zapałki, zapalać i wąchać, bo po tygodniu czasu mi się kręciło w głowie przez to, że nie miałem w organizmie odpowiedniej ilości dwutlenku siarki”.
Po znalezieniu się w Hucie Miedzi Głogów gość Poranka szybko osiągał sukcesy. W 1973 r., mając 22 lata, otrzymał angaż mistrza. Co ciekawe, był on wtedy najmłodszym pracownikiem brygady. Następnie awansował na starszego mistrza, by w końcu stał się dyspozytorem huty, czyli de facto jej zarządcą.
Za rok Czesław Dominik związany będzie ze swoim miejscem pracy aż 50 lat i nie zamierza przechodzić na emeryturę.
– Krytyka powstania warszawskiego w dyskursie publicznym nie jest krytyką naukową. Jest wulgarna i ordynarna. Są jej przeciwni nawet krytyczni wobec zrywu historycy i powstańcy – mówi Piotr Gursztyn.
Piotr Gursztyn, publicysta w tygodniku „Do Rzeczy”, odnosi się do krytyki powstania warszawskiego w dyskursie publicznym. Podkreśla, że nie jest ona krytyką naukową, lecz opiera się na manipulacjach, uogólnieniach i przemilczeniach. Cechuje się też jego zdaniem dużą wulgarnością i ordynarnością. Zwraca uwagę, że nawet historycy i powstańcy krytyczni wobec zrywu negatywnie oceniają publikacje popularnonaukowe poruszające ten temat. Przykładem takiej postawy jest uznanie przez gen. Janusza Brochwicza-Lewińskiego wydanej w 2013 r. przez Piotra Zychowicza książki pt. „Obłęd ’44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie warszawskie” za skandal.
Sam Gursztyn uważa, że nienaukowa krytyka powstania warszawskiego jest bardzo niebezpieczną manipulacją na polskim kodzie kulturowym. Wynika to z faktu, że dla wielu Polaków historia stanowi źródło ich tożsamości. Tym samym tego rodzaju krytyka jest niszczeniem polskich korzeni.
Gość Popołudnia dzieli się również swoją oceną na temat zrywu niepodległościowego.
„Można finalnie powiedzieć, że nasze pokolenie jest beneficjentem powstania warszawskiego. Z naszej perspektywy powinniśmy to traktować jako zwycięstwo, bo dzięki niemu żyjemy w wolnym kraju”.
Publicysta w tygodniku „Do Rzeczy” opowiada także o najtragiczniejszym epizodzie powstania warszawskiego – przypadającej na 5 sierpnia 1944 r. Rzezi Woli, będącej największym w spisanej historii jednorazowym mordem na Polakach. Przypomina w tym miejscu o tym, że sprawcy tego ludobójstwa nigdy nie zostali ukarani.
– W muzeach Londynu czy Berlina nie ma informacji po polsku, chociaż tyle zrobiliśmy dla Europy. Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska przedstawiamy za to w sześciu językach – mówi Marian Piasecki.
Marian Piasecki, właściciel i pomysłodawca Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach, opowiada o genezie swojego obiektu. Podkreśla, że nie powstałby on bez szacunku do drugiego człowieka – zaczynając od uczciwego traktowania pracowników, a kończąc na życzliwym stosunku do odwiedzających. To właśnie z myślą o tych ostatnich park oferuje oprowadzanie w sześciu językach.
„To nas boli, czy (…) to w tych muzeach Paryża, czy Londynu, czy Berlina, że tam nawet nie ma żadnej wzmianki ani możliwości w języku polskim, chociaż myśmy tyle dla historii Europy stworzyli”.
Pomysł na Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska nie pojawiłby się w głowie gościa Studia Dublin gdyby nie jego miłość do tej części Polski. To dzięki niej zauważył on, że na architekturze Dolnego Śląska swoje piętno odcisnęło wiele państw. I tak barokowy Pałac Łomnica w Karpaczu nosi na sobie ślady wpływów włoskich, Schronisko Szwajcarka – szwajcarskich, ratusz we Wrocławiu – niemieckich, Cerkiew św. Michała Archanioła w Sokołowsku – rosyjskich, a Pałac w Mysłakowicach – angielskich.
Piasecki ubolewa nad faktem, że emigrantów chcących zasymilować się z krajem, do którego przybyli, mimo tego faktu traktuje się gorzej niż rdzennych mieszkańców. Podkreśla, że środki masowego przekazu zrównały ze sobą wielu ludzi na świecie, dzięki czemu obecnie bardziej się oni szanują. Gość Studia Dublin nie miał takiego szczęścia – emigrował do Szwecji, Republiki Federalnej Niemiec czy Stanów Zjednoczonych jeszcze za czasów żelaznej kurtyny.
– W 1940 r. do obrony PWPW powołano grupę PWB/17/S pod dowództwem mjr. Chyżyńskiego. Walczyła ona od 2 do 28 sierpnia 1944 r. Obecnie żyje tylko jeden jej członek – kpt. Kulesza – mówi Monika Olbrys.
Monika Olbrys, kierownik Wydziału Historyczno-Archiwalnego Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, opowiada o wydarzeniach z powstania warszawskiego, które miały miejsce w okolicach PWPW. Do obrony tej instytucji powołano w 1940 r. samodzielną grupę specjalną PWB/17/S (Podziemna Wytwórnia Banknotów). Jednostce dowodził mjr Mieczysław Chyżyński ps. „Pełka”, a w jej skład wchodzili głównie pracownicy wytwórni. Podczas powstania warszawskiego walczyła ona od 2 do 28 sierpnia 1944 r. Obecnie żyje tylko jeden jej członek – kpt. Juliusz Kulesza,
W Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych mieścił się schron, w którym przebywała ludność cywilna i gdzie znajdował się szpital.
W obronie instytucji walczyło około 500 żołnierzy. Rokrocznie PWPW podejmuje działania mające na celu ich upamiętnienie. W tym roku opisuje ona 10 osób, które co prawda nie broniły wytwórni, jednak ich losy są w jakiś sposób związane z tą instytucją.
– Od 130 lat sieć kanalizacyjna stolicy nie zmieniła się co do struktury. Dzięki grze Kanały’44 będzie można ją zobaczyć wraz z kurierem powstania warszawskiego – mówi Krystian Krzyszczuk.
Krystian Krzyszczuk opowiada o nadzorowanym przez siebie projekcie Kanały’44. Jego celem, niemal w całości już zrealizowanym, jest wydanie gry w systemie wirtualnej rzeczywistości pod tym samym tytułem. Głównym bohaterem rozgrywki stała się sieć kanalizacyjna Warszawy. Gość Poranka zaznacza, że jest to niepowtarzalna okazja zobaczenia przez graczy niedostępnych na co dzień kanałów stolicy, tym bardziej że ich struktura nie zmieniła się od 130 lat. Uczestnikom projektu zależało na odwzorowaniu sieci kanalizacyjnej z jak największą pieczołowitością, w czym pomogło im Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji.
Gra opisana jest na stronie inicjatywy w następujący sposób: „Kanały ’44 to projekt, który ma na celu przeniesienie w wirtualną, interaktywną rzeczywistość kanałów wykorzystywanych w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku. Wychodzimy daleko poza prosty model ‚wirtualnej makiety’. W założeniach chcemy pozwolić dowolnej osobie wcielić się w podziemnego kuriera, tak by z biernego widza mogła stać się aktywnym uczestnikiem historii swobodnie poruszającym się po kanałach. Projekt posiada wiele cech wspólnych z grą komputerową, takich jak interaktywność, dostosowaną do podejmowanych akcji narrację i odczuwane konsekwencje. W przeciwieństwie jednak do typowej gry obchodzi się bez elementów pośredniczących między użytkownikiem a środowiskiem wirtualnym oraz elementów nie należących do świata przedstawionego. Członkowie Zespołu poświęcili łącznie kilkaset godzin na zebranie materiałów i stworzenie scenariusza, który poprowadzi uczestnika niesamowitym szlakiem podziemnych korytarzy. Poza zebranymi materiałami, stworzyliśmy wiele rysunków, które najlepiej oddawały nasz zamysł i atmosferę historii. Chcieliśmy zrobić wszystko aby było zupełnie tak, jak gdyby uczestnik znalazł się w sercu powstańczych wydarzeń. Kanały ’44 mają nie tylko pokazać ówczesne realia, ale też dać jak najpełniej poczuć atmosferę wydarzeń, a tym samym w atrakcyjny i zapadający w pamięć umożliwić poznanie tego jakże ciekawego rozdziału historii Warszawy i jej sieci kanalizacyjnej”.
– Rząd Orbána stwierdził, że gender studies to ideologia, a nie nauka. Jeśli na uniwersytetach nie wykłada się marksizmu-leninizmu, to tego też nie powinno – mówi Grzegorz Górny.
Grzegorz Górny, publicysta związany z tygodnikiem „W Sieci”, relacjonuje 30. edycję węgierskiego Uniwersytetu Letniego, który odbył się w Siedmiogrodzie w Rumunii. Jak co roku, również i tym razem pojawił się na nim obecny premier Węgier Viktor Orbán. Na imprezie przedstawił on orędzie, w którym zawarł swoje przemyślenia na temat demokracji. Podobnie jak w 2015 r. uznał on, że Węgry powinny wprowadzić system demokracji nieliberalnej. W tegorocznym przemówieniu wskazał na potrzebę opracowania nowego modelu ustrojowego, który nazwał demokracją chrześcijańską. Zaznaczył przy tym jednak, że nie chodzi mu o współczesną chadecję, lecz o pewien system, na czele którego nie stoją wartości liberalne, lecz słowa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7, 12).
„Tutaj Orban wskazał to jako pewne wyzwanie – jako coś, przed czym teraz stoimy w obliczu kryzysu demokracji liberalnej. On skonstatował, że ten model, który panuje dzisiaj w Europie Zachodniej, jest źródłem coraz to nowych kryzysów, w związku z tym należy teraz szukać nowych rozwiązań. W tej chwili bardziej to wygląda jako pewien drogowskaz, jako pewna inspiracja do szukania nowych rozwiązań, niż jako gotowa recepta z wypracowanymi wszystkimi rozwiązaniami”.
Górny przypomina również o wprowadzonym w 2018 r. przez rząd Orbána zakazie wykładania na uniwersytetach gender studies. Stwierdził on, że nie jest to nauka, a ideologia. Porównał ten kierunek do marksizmu-leninizmu mówiąc, że jeśli ten drugi nie jest nauczany na uczelniach wyższych, to gender studies też nie powinny. Gość Popołudnia zwraca tutaj uwagę na pewien paradoks – środowiska LGBT+ nie protestowały przeciwko tej decyzji pomimo faktu, że Węgry są państwem bardziej zlaicyzowanym niż Polska.