Jak informuje Bankier.pl, w styczniu sprzedaż państwowych obligacji po raz pierwszy przebiła 2 mld zł, a liczba nabywców sięgnęła rekordowych 27 724 osób.
W ubiegłym miesiącu na zakup obligacji oszczędnościowych wydano aż 2,488 mld zł , czyli o ponad pół miliarda więcej niż w październiku zeszłego roku, kiedy padł poprzedni rekord. Niemal 60% wyniósł udział w sprzedaży papierów oprocentowaniu zmiennym tj. zależnym od inflacji. Największym wzięciem cieszyły się cztery rodzaje rządowych papierów: obligacje trzymiesięczne, dwuletnie, dziesięcioletnie i 500+. Te pierwsze oferują swym nabywcom możliwość zarobienia tylko 1,215 proc. w skali roku, co nie zniechęca kupujących, którzy zapłacili za nie 654,7 mln zł.
Z dwudziestu kilku z pierwszej połowy 2019 r. do 13,9 proc. zmalał udział dwuletnich obligacji o stałej stopie zwrotu. Nie znaczy to jednak, że nie cieszyły się popularnością- na ich zakup przeznaczono 345,4 mln zł, czyli więcej niż ich średnia sprzedaż w ubiegłym roku.
Aż 311 mln zł (najwięcej w ich dziejach) sięgnęły obligacje dziesięcioletnie. Jest to, jak podaje Bankier.pl, dwa razy więcej niż w styczniu 2019 r. czy też w całym 2016 r. Wielki skok zanotowały obligacje dostępne tylko dla beneficjentów programu rodzina 500+. Z 3 mln zł w zeszłym roku podskoczyły one do 19 mln.
Tym co motywuje Polaków do inwestowania w obligacje jest połączenie rosnącej inflacji z utrzymywaniem rekordowo niskich stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej.
Polki deklarują dzietność na poziomie zastępowalności pokoleniowej, jednak ze względu na otoczenie ekonomiczne i społeczne praktycznie rokrocznie spada liczba urodzin.
Barbara Socha, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej mówi o działaniach rządu w celu poprawy demografii oraz polityce demograficznej prowadzonej od lat 90.:
W całej Europie mamy problem z osiągnięciem dzietności na poziomie zastępowalności pokoleń, współczynnik ten powinien wynosić 2,1 […] W Polsce jest jednym z najniższych na świecie […]
Polityka demograficzna wspierająca wzrost dzietności powinna być kompleksowa, wpływając na wszystkie znaczące czynniki. Niestety od lat była ona w Polsce stosowana w ograniczonej formie:
Mamy za sobą już 30 lat zimy demograficznej, to jest bardzo długi i głęboki proces, który doprowadził do głębokiej zmiany struktury demograficznej w Polsce […] Lata 90 spowodowały gwałtowne załamanie się dzietności, mieliśmy potężne bezrobocie, inflacje […] polki zaczęły się bać o to czy stać je by mieć dzieci. Obawiały się utraty pracy i związanego z tym obniżenia poziomu życia.
Jak zaznacza Pełnomocnik rządu ds. polityki demograficznej, dzisiaj zbieramy plony transformacji oraz ostatnich 30 lat działań pozorowanych:
Niestety okazało się, że te ostatnie echa wyżów nie zostały wykorzystane. Kilka czy kilkanaście lat temu był ostatni moment na to, żeby zadziałać znacząco, aby zwiększyć bodźcre, które mogłyby zwiększyć dzietność, kiedy ostatnie roczniki były w okresie rozrodczym […] Powstało wiele programów, również za poprzednich rządów powstały dobre programy prorodzinne, tylko miały jedną wadę – nie wyszły w ogólę w fazę realizacji.
Rządowa rada ludnościowa bada zjawisko spadku dzietności oraz przebieg tych procesów, z kolei zadaniem pełnomocnika rządu ds. polityki demograficznej jest tworzenie konkretnej strategii demograficznej, która bardzo kompleksowo ma podejść do tego problemu:
Stosując bardzo kompleksową politykę, która będzie dotyczyła promocji rodziny w przestrzeni publicznej, wsparcia rodzin od strony ekonomicznej, czyli programów związanych z dochodami, polityką mieszkaniową czy godzeniem ról.
Program 500+ jak twierdzi gość „Poranek WNET” nie może spowodować kaskadowego przyrostu narodzin, który w najbliższym czasie nadal będzie pikować:
Coraz mniej kobiet może robić dzieci […] żaden program nie spowoduje, że 10 kobiet urodzi więcej dzieci niż 100 kobiet. […] Polki chcą rodzić dzieci, nasza deklarowana dzietność jest na poziomie zastępowalności pokoleń. Problem jest z odwlekaniem tych decyzji, spowodowanych, chociażby trudnością w uzyskaniu mieszkania dla młodych małżeństw.
Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego wzrost cen w naszym kraju będzie w tym roku najwyższy z wszystkich państw UE.
Jak poinformował Główny Urząd Statystyczny, w grudniu inflacja konsumencka wyniosła 3,4% w ujęciu rocznym. Finalne dane o grudniowej inflacji zostaną ogłoszone w połowie miesiąca, wtedy też poznamy strukturę wskaźnika CPI ( cen towarów i usług konsumpcyjnych) w rozbiciu na poszczególne kategorie. Na dzień dzisiejszy można określić bardzo mocno (o 1,2% mdm i 7,0% rdr) podrożała żywność, a ceny paliw i energii były nieznacznie niższe niż rok temu. Od lipca roczne tempo wzrostu cen dóbr konsumpcyjnych nie spada poniżej 2,5% – czyli oficjalnego celu inflacyjnego Narodowego Banku Polskiego.
Rada Polityki Pieniężnej, w reakcji na wysoką inflację utrzymuje stopę referencyjną NBP na rekordowo niskim poziomie 1,50%. Powoduje to, że mamy w Polsce do czynienia z represją finansową, czyli polityką utrzymywania stóp procentowych poniżej inflacji CPI. W związku z tym maleje siła nabywcza oszczędności. Przedstawiona na początku listopada centralna ścieżka projekcji NBP zakłada, że inflacja CPI w 2020 r. wyniesie: 2,3 proc. (2019 r.), 2,8 proc. (2020 r..) oraz 2,6 proc. (2021 r.). Oznacza to, że względem lipcowego raportu NBP podwyższył prognozy inflacji na ten rok (z 2 proc.) i obniżył na rok przyszły (z 2,9 proc.). Według ekonomistów styczniowa inflacja CPI może sięgnąć 3,5%. Również Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się, że inflacja w Polsce będzie na takim poziomie. Jest to najwyższa prognoza spośród krajów Unii Europejskiej.
Piotr Witt o tym czemu Francuzi uważają Polaków za faszystów i antysemitów i jak rząd de facto wspiera taki przekaz. Także o tym czemu Francuzi protestują i jak przebiegają negocjacje ws. reformy.
Piotr Witt o stosunku Francuzów do Polaków. Tak jak kiedyś tamten naród nas lubił za upór wobec komunizmu i za wielkie postacie (np. Jan Paweł II), tak teraz nas nienawidzi.
Czy mamy się kryć ze swoją polskością?
Francuzi sądzą, że jesteśmy antysemitami i faszystami. Nie jest to ich wina, gdyż skoro, jak zwraca uwagę korespondent, przekonują ich o tym polska noblistka Olga Tokarczuk czy polski naukowiec Jan Tomasz Gross, to czemu mieliby im nie wierzyć. Witt zarzuca Prawu i Sprawiedliwości propagowanie takiego wizerunku Polaka. Wszakże MKiDN dotuje artystów, którzy przypinają Polakom łatkę antysemity, a także patronuje wydarzeniom, gdzie padają fałszywe informacje na temat naszego narodu. Dziennikarz w rozmowie z Piotrem Glińskim, szefem wspomnianego resortu, zapytał się o cel takiej polityki kulturalnej. Ten odpowiedział:
Ja nie jestem ani faszystą, ani antysemitą. W ogóle nie rozumiem pańskiego przesłania.
Wicepremier, co smutne, nie dostrzegł problemu. Ponadto nasz korespondent mówi o złej sytuacji gospodarczej we Francji z powodu strajku generalnego, który trwa już drugi tydzień. Teatry, kina i inne placówki kulturalne są opustoszałe. Metro nie funkcjonuje. Do sklepów nie są dowożone świąteczne towary.
Mamy dosyć siły żeby znieść cudze cierpienie. Zróbcie to, gnębcie lud.
Utrudnienia dla zwykłych Francuzów to poświęcenie na jakie rząd Édouarda Philippe’a jest gotów. Witt tłumaczy, dlaczego we Francji związki zawodowe strajkują. Rząd chce wdrożyć w życie reformę emerytalną; związki jej nie chcą i zaczynają protestować. Reforma polega na tym, że pracownik przez lata pracy będzie kumulował punkty, które odpowiadają pewnym wartościom pieniężnym. Nikt jednak nie wie, jaka będzie wartość owego punktu (biorąc pod uwagę chociażby inflację):
Pracownicy boją się , że zostaną oszukani. A niektórzy już wiedzą, że nauczyciele stracą 300-400 euro przyszłej emerytury miesięcznie.
Dziennikarz mówi, że w dotychczasowym systemie, „w ciągu 10 lat wartość punktu obniżyła się już trzykrotnie”. Dodaje, że „powoli punkt ciężkości negocjacji przesuwa się na wiek emerytalny”. Tymczasem jak ocenia Witt „sprawa wieku najmniej istotna”, gdy pracodawcy i tak zwalniają starych ludzi pod byle pretekstem, aby pozbyć się kosztów. Przykładem może być zwolnienie pracownika Auchan za zjedzenie dwóch bułeczek z czekoladą (udało mu się skutecznie odwołać od tej decyzji). Zwolnienie to było dziełem ówczesnego personalnego firmy, Laurenta Pietraszewskiego. Francuz w trzecim pokoleniu, wiceprzewodniczący grupy przyjaźni francusko-polskiej, zastąpił Jean-Paula Delevoye’a na stanowisku pełnomocnika rządu do reformy emerytalnej.
We wrześniu inflacja CPI wyniosła 2,6 proc. w ujęciu rocznym – podaje Główny Urząd Statystyczny. To więcej niż chciałoby NBP, ale mniej niż zakładali ekonomiści.
Dzisiaj Główny Urząd Statystyczny opublikował tzw. szybki szacunek, który będzie jeszcze przedmiotem rewizji. Jak informuje GUS:
Ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku we wrześniu 2019 r. w stosunku do poprzedniego miesiąca obniżyły się o 0,1% (wskaźnik cen 99,9), a w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 2,6% (wskaźnik cen 102,6).
Finalne dane o wrześniowej inflacji zostaną ogłoszone w połowie października, wtedy też poznamy strukturę wskaźnika CPI w rozbiciu na poszczególne kategorie. Wyniki szacunkowe są niższe od przewidywanych przez ekonomistów, spodziewających się zmiany cen koszyka dóbr konsumpcyjnych o 2,8 proc. w ujęciu rocznym oraz 0,1 proc. w ujęciu miesięcznym. W sierpniu inflacja cenowa ukształtowała się na poziomie 2,9 proc. rdr oraz 0,0 proc. mdm- przypomina Bankier.pl.
Za wrześniową inflację roczną w znacznej mierze odpowiadał wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych, który GUS oszacował na 6,3 proc. Potaniały natomiast paliwa (-2,7 proc.) oraz nośniki energii (-1,6 proc., trzeba jednak brać pod uwagę czasowe „zamrożenie” cen energii elektrycznej przez rząd).
Już we wtorek zakończy się kolejne posiedzenie decyzyjne Rady Polityki Pieniężnej, w którego trakcie jej członkowie zapewne odniosą się do dynamiki wzrostu cen. NBP określa „stabilność cen” jako wzrost inflacji CPI o 2,5 proc. z dopuszczalnym odchyleniem o jeden punkt procentowy w obie strony. Przedstawiona na początku lipca centralna ścieżka projekcji NBP zakłada, że inflacja CPI w 2019 r. wyniesie 2,0 proc, w 2020 r. wzrośnie 2,9 proc., a w 2021 r. obniży się do 2,6 proc.
Roczna inflacja na poziomie 2,6 proc. oznacza powrót do stanu z czerwca, po którym nastąpiły dwa odczyty rzędu 2,9 proc. Były to najwyższe wyniki od listopada 2012 r. Ostatni spadek inflacji obserwowaliśmy w styczniu (0,7 proc. wobec 1,1 proc. w grudniu 2018 r.). Wynik ten jest wciąż wyższy od celu inflacyjnego Narodowego Banku Polskiego.
Inflacja w maju wyniosła 1,9 proc. licząc w ujęciu rocznym, a w porównaniu z poprzednim miesiącem ceny nie zmieniły się – wynika z poniedziałkowego komunikatu Głównego Urzędu Statystycznego.
W kwietniu mieliśmy do czynienia z 2 proc. inflacją licząc rok do roku i 0,3 proc. w ujęciu miesięcznym.
– Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w maju 2017 r., utrzymały się przeciętnie na poziomie zbliżonym do zanotowanego przed miesiącem (przy wzroście cen usług – o 0,1 proc. i utrzymujących się na poziomie obserwowanym w kwietniu br. cenach towarów). W poszczególnych grupach towarów i usług konsumpcyjnych odnotowano zróżnicowaną dynamikę cen – podał GUS w komunikacie.
[related id=”4894″]
– Największy wpływ na wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem miały w tym okresie wyższe ceny żywności (o 0,8 proc.) oraz w zakresie łączności (o 2,4 proc.), które podwyższyły wskaźnik odpowiednio o 0,18 p. proc. i 0,12 p. proc. Niższe ceny w zakresie transportu (o 2,3 proc.) oraz rekreacji i kultury (o 1 proc.) obniżyły ten wskaźnik odpowiednio o 0,21 p. proc. i 0,07 p. proc. – napisano w komunikacie.
– Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w maju br., w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku, wyniósł 1,9 proc. (w tym usług – o 2,8 proc., a towarów – o 1,6 proc.) i znajdował się w granicach odchyleń od celu inflacyjnego określonego przez Radę Polityki Pieniężnej (2,5 proc. +/- 1 p. proc.) – czytamy w komunikacie.
Według GUS największy wpływ na ukształtowanie się wskaźnika cen na tym poziomie miały wzrosty cen żywności (o 3,9 proc.), w zakresie mieszkania (o 1,5 proc.) oraz transportu (o 4,2 proc.), które podniosły wskaźnik odpowiednio o 0,87 p. proc., 0,39 p. proc. i 0,36 p. proc. Niższe ceny odzieży i obuwia (o 5,1 proc.) obniżyły ten wskaźnik o 0,30 p. proc.