Dmytro Antoniuk: Czuję się Rzeczpospolitaninem. Nasza mentalność powinna być proeuropejska

Dmytro Antoniuk o osiągnięciach Ukrainy w ciągu trzech dekad niepodległości. Dr Tomasz Lachowski o nowej monografii nt. agresywnych działań Rosji.

Dmytro Antoniuk zauważa, że osiągnięciem Ukrainy w ciągu 30 lat niepodległości są „dwa Majdany”.  Za sukcesy Kijowa uznaje także zniesienie wiz dla Ukraińców i nadanie tomosu ukraińskiej Cerkwi. Dziennikarz zwraca uwagę na dużą emigrację Ukraińców. Deklaruje przywiązanie do Rzeczpospolitej wielu narodów.

Czuję się Rzeczpospolitaninem.

Antoniuk zauważa, że większość prawosławnych  Ukraińców jest wiernymi Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Dzieje się tak, mimo że Kościół Prawosławny Ukrainy uznawana jest przez Konstantynopol za kanoniczną Cerkiew autokefaliczną.

Dr Tomasz Lachowski przyznaje, że nad dbaniem o polskie pozostałości na Ukrainie wciąż wisi duch sowiecki.  Dmytro Antoniuk zaznacza, że

Nasza mentalność powinna być proeuropejska.

Dr Lachowski opowiada o skali zniszczenia dziedzictwa I Rzeczypospolitej przez Rosję.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Miniony rok 2020 – „annus horribilis” z wielu powodów/ Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 78/2020–79/2021

Ideologia lewicy kawiorowej to internacjonalizm proletariacki, antyklerykalizm i niechęć do idei suwerennych państw narodowych. Najpełniej wyraża go zwięzłe hasło strajku kobiet: ***** ***.

Jan Martini

Rok 2020 – annus horribilis

Ze względu na pandemię i jej efekty, których jeszcze nie jesteśmy w stanie w pełni przewidzieć, kończący się właśnie rok może być uznany za „annus horribilis” – rok straszny. W takich okolicznościach zawsze następuje wielki transfer kapitału i zawsze w jednym kierunku – od drobnych ciułaczy do rekinów finansjery.

Nie wiemy (i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy), czy wirus został wytworzony przez zmyślnych konstruktorów w tajnych laboratoriach, czy powstał w wyniku naturalnego procesu organizującej się materii organicznej w najsprawniejszą formę istnienia. Ale niezależnie od sposobu powstania, wirus SARS-CoV-2 już zadziałał jako broń biologiczna, powodując ogromne zmiany polityczne na świecie. Bez pandemii prezydent Trump, mający ogromne osiągnięcia (zwłaszcza ekonomiczne), nie miałby najmniejszych trudności z uzyskaniem reelekcji. W Polsce prezydent Duda zdołał wprawdzie wygrać niewielką ilością głosów, ale ze względu na dezorganizację życia gospodarczego i politycznego, nastąpiło znaczne wzmocnienie opozycji. Zagrożony jest także rząd konserwatywny w Wielkiej Brytanii, ale rządy lewicowe – np. we Włoszech i Hiszpanii, mimo fatalnej reakcji na kryzys epidemiczny – mają się dobrze. Widocznie chaos sprzyja „postępowi”…

Ameryka z prezydentem Trumpem wraz z tandemem polsko-węgierskim stanowiła pewne utrudnienie w procesie „lewaczenia” zachodnich demokracji, ale nie była w stanie odwrócić trendów. Od wielu lat można zaobserwować erozję chrześcijaństwa i tryumfalny pochód lewicowo-liberalnego neomarksizmu w świecie zachodnim. Proces ten uległ wielkiemu przyśpieszeniu po tzw. upadku komuny, z powodu m.in. zaniku antykomunizmu.

Ludzie odetchnęli z ulgą, że nie ma już sowieckiego zagrożenia, więc antykomunizm uznano za zbyteczny.

Ostatnim europejskim antykomunistą był wydawca magazynu „The Soviet Analyst” – brytyjski sowietolog Christopher Story. Jako doradca premier Margaret Thatcher przestrzegał ją przed entuzjastycznym przyjęciem reform Gorbaczowa, które uważał za chytry wybieg mający na celu rozmiękczenie Zachodu. Story wskazywał dezinformację jako podstawowe narzędzie osiągania celów politycznych przez ZSRR, a świadczył o tym choćby fakt, że tylko w tym państwie istniało zarządzane przez KGB ministerstwo dezinformacji, któremu podporządkowana była agencja prasowa Nowosti i dziesiątki tysięcy dziennikarzy. Story uważał, że rozszerzenie Unii Europejskiej i NATO na wschód znacznie ułatwiło formalnie upadłym Sowietom sterowanie procesem destrukcji zachodnich demokracji przez infiltrację rządów i mediów, a także ostrzegał, że sama Unia Europejska będzie użyta do stopniowego ograniczania suwerenności państw narodowych. Był zdania, że konflikt sowiecko-chiński został upozorowany (w rzeczywistości oba kraje pracują nad upadkiem Zachodu), a zwycięzcą zimnej wojny bynajmniej nie jest świat zachodni. Christopher Story prawdopodobnie miał rację, gdyż został „zneutralizowany” – zmarł w wyniku tajemniczej choroby wątroby w lipcu 2010 r., przeżywając Lecha Kaczyńskiego zaledwie o 2 miesiące.

U nas komunizm traktowany jest jako równie zbrodniczy jak faszyzm niemiecki, ale na zachodzie Europy, mimo wiedzy o milionach ofiar, komunistów traktuje się ze zrozumieniem, bo „mordowali w słusznej sprawie” i „uwolnili świat od Hitlera”.

Dlatego nasze argumenty tłumaczące reformę sądownictwa koniecznością usunięcia komunistycznych sędziów nie znajdują zrozumienia, a eurodeputowany Kostas Papadakis z Komunistycznej Partii Grecji występował nawet przeciw „antykomunistycznym represjom w Polsce”. Antykomunizm w USA, choć osłabiony narracją o „budowie wzajemnego zaufania” i „korzystnej współpracy gospodarczej”, ma się znacznie lepiej. Może dlatego, że Amerykanie mają komunistów po sąsiedzku – na Kubie i w Wenezueli, rakiety północnokoreańskie są wymierzone w Kalifornię, a wyzwanie chińskie staje się coraz groźniejsze.

Demokracja amerykańska na rozdrożu?

Po wygranej Donalda Trumpa w poprzednich wyborach doszło do potężnych i długotrwałych protestów. Po raz pierwszy zakwestionowano tak wyraźnie demokratyczny werdykt wyborczy.

Nie stawiano zarzutów fałszerstw wyborczych, kwestionowano jednak Trumpa jako człowieka, który nigdy nie powinien zostać prezydentem, bo jest „rasistą, populistą, i człowiekiem Moskwy”. Rzeczywiście w jego sztabie wyborczym ujawniono rosyjskiego „kreta”, ale inny „kret” znajdował się także w sztabie Hilary Clinton. Rosjanie zawsze obstawiają obie strony…

Sowieckie ingerencje w amerykańskie wybory są faktem, który dziś już nie budzi wątpliwości. Ja jednak pamiętam artykuł z „Miami Herald” z lat 90., w którym pisano o aferze z zamówieniami na maszyny zliczające głosy w stanie Floryda. Przetarg wygrała pewna firma kooperująca z inną firmą, która z kolei miała swoich podwykonawców w firmie mającej filię w Nikaragui. W tej właśnie filii zatrudniano kubańskich fachowców-informatyków…

Z uwagi na specyfikę amerykańskiego systemu wyborczego, nie trzeba oszukiwać wszędzie – można się skoncentrować tylko na stanach, gdzie siły obu partii są prawie wyrównane. Wystarczy wtedy niewielka przewaga, a zwycięzca bierze wszystko. To w stanie Floryda bywa szczególnie wyrównana konkurencja między partiami (w 2000 r. G.W. Bush wygrał z A. Gorem różnicą nieco ponad 500 głosów, co mu dało prezydenturę).

W słynnej moskiewskiej uczelni dyplomatyczno-szpiegowskiej MGiMO istnieje instytut, który zajmuje się badaniem tajników demokracji, np. systemów wyborczych w krajach demokratycznych (niewątpliwie z czystej naukowej ciekawości).

Po ostatnich wyborach w USA Maksim Grigoriew, dyrektor fundacji Badań Problemów Demokracji, powiedział, że zostały one sfałszowane i krytykował amerykański archaiczny system wyborczy jako niedoskonały i podatny na fałszerstwa (o czym on jako specjalista wie najlepiej).

Ze słów Grigoriewa wynikało, że rosyjski system wyborczy jest doskonalszy. To dlatego za rządów Tuska urzędnicy Państwowej Komisji Wyborczej jeździli na szkolenia do Moskwy – stolicy światowej demokracji…

Często publicyści przy okazji wysokiej frekwencji wyborczej wspominają o „tryumfie demokracji”. Jednak bardzo wysoka, 70-procentowa frekwencja, jaką odnotowano przy ostatnich wyborach w Polsce i w USA, świadczy raczej o „stanie zapalnym” demokracji – o silnych emocjach, napięciach, radykalizacji i polaryzacji społeczeństwa.

Rywalizujący w Ameryce kandydaci nie mieli równych szans – prezydent Trump miał przeciw sobie praktycznie wszystkie media, finansjerę, elity artystyczno-intelektualne, sądownictwo (niechętnie podejmujące sprawy oszustw wyborczych) i służby specjalne, a z pewnością nie był ulubieńcem małej, lecz najbogatszej i niezmiernie wpływowej mniejszości żydowskiej. Ponadto kandydata Demokratów Bidena popierała „ulica i zagranica”. Przy powtórnych liczeniach głosów przewaga Bidena zmalała i wykryto liczne „nieprawidłowości” – zawsze na korzyść kandydata demokratów… Dziś, po żenujących skandalach wyborczych, skargach sądowych i oskarżeniach o fałszerstwa widać, że coś złego się dzieje z amerykańską demokracją. Wydaje się, że osiągnęła ona stadium podobne jak w XVIII-wiecznej Polsce.

Demokracja nie psuje się sama – proces ten muszą wspomagać fachowcy.

Na początku XVIII wieku Rzeczpospolita była ogromnym krajem ze szczątkową armią, gdyż pokój miłujący Polacy niechętnie płacili podatki na wojsko. Mimo to Rosja nie ryzykowała agresji militarnej, zwłaszcza że panujący w Polsce ustrój demokracji szlacheckiej był wdzięcznym środowiskiem do działań hybrydowych – rozkładu struktur administracyjnych za pomocą korupcji ludzi władzy. Od 1717 r. „zaprzyjaźnione” wojska rosyjskie stacjonowały w Polsce, „stojąc na straży” praworządności i „wspomagając” polską demokrację. Faktycznie rządzący Polską ambasadorowie rosyjscy bacznie obserwowali obrady sejmu, onieśmielając posłów, bo ci, którzy głosowali w sposób niesatysfakcjonujący, byli proszeni o ugoszczenie oddziału kozaków w swoim majątku…

Metodę dokładnej obserwacji przebiegu głosowań skopiowali przedstawiciele lobby żydowskiego w Ameryce do sterowania przebiegiem procesów legislacyjnych. Deputowani, którzy głosują „źle”, nie mają szans w następnych wyborach (nie dostaną funduszy lub konkurent otrzyma wielkie wsparcie finansowe). Niewątpliwie patologią amerykańskiej demokracji jest niewspółmiernie duży wpływ drobnej grupy etnicznej (ok. 2% populacji) na legislację i politykę zagraniczną, wskutek czego nie zawsze jest ona zgodna z amerykańskim interesem narodowym.

Amerykanie oczywiście nie znają polskiej historii (a mogliby się z niej sporo nauczyć), ale powinni przynajmniej wyciągnąć wnioski z wojny w Wietnamie, która została przegrana nie militarnie, lecz politycznie – na miejscu, w Waszyngtonie. Bowiem hybrydowa agresja przeciw Stanom Zjednoczonym trwa już wiele dziesięcioleci, a jej najnowszą odsłonę mogliśmy oglądać podczas ostatnich wyborów. Przeciwnicy Ameryki wiedzą, że nie da się jej pokonać militarnie, natomiast jest ona bardzo wrażliwa na działania destabilizacyjne ze względu na problemy rasowe, nielegalną imigrację, napięcia społeczne i ideologiczne, a także wyprowadzenie ogromnej części przemysłu do Chin.

W XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej rosyjskim manipulatorom udało się wytworzyć dwa równie silne stronnictwa magnackie, które walcząc ze sobą, stopniowo pogrążały kraj.

Oficer carskiego wywiadu o dzieleniu Polaków: „Nie ma nic łatwiejszego niż doprowadzenie do starcia dwóch głównych partii, gotowych, przy sprytnym sposobie, wyniszczać się wzajemnie”. Dziś analogiczną sytuację możemy zaobserwować zarówno w USA, jak i w Polsce.

Mój amerykański kolega twierdzi, że niezależnie od tego, kto wygra wybory, „będą zadymy”, a ludzie kupują broń i szyby antywłamaniowe.

W 1984 r. uciekinier z KGB Jurij Bezmienow (Tomas Schuman) ujawnił, w jaki sposób prowadzona jest wojna psychologiczna przeciw społeczeństwu amerykańskiemu, której trwałym skutkiem jest już zmiana postrzegania rzeczywistości przez Amerykanów. Wojna ta jest podzielona na etapy, z których pierwszy – trwająca ok 15 lat demoralizacja – zakończył się ogromnym i nadspodziewanym sukcesem. Późniejsze etapy to destabilizacja i kryzys, który wydaje się właśnie nadchodzić. Bezmienow przyznał, że pracując dla KGB, korumpował polityków, ludzi nauki, kultury, dziennikarzy, biznesmenów, urzędników państwowych – czyli osoby, które miały wpływ na kształtowanie opinii publicznej. O wojnie psychologicznej pisze także płk. Władimitr Lisiczkin – autor podręcznika Problemy psychologii wojskowej.

„Jednym z elementów tej subtelnie prowadzonej wojny jest dekonstrukcja tradycji historycznej przeciwnika (…) należy zlikwidować jego dumę narodową, odciąć go od historii i poczucia tożsamości, należy sprawić, by ludzie byli bierni, z niskim poczuciem wartości [pedagogika wstydu! J.M.] Wojna historyczna polega na nadszarpnięciu jedności narodu poprzez takie działania informacyjne, które mają na celu moralną likwidację wszystkich bohaterów, osobistości bądź wydarzeń, będących do tej pory źródłem dumy narodowej”.

Dokładnie według tych zaleceń działały bojówki antify i ruchu BLM, obalając pomniki. Ogromne zadymy w amerykańskich miastach, palenie samochodów, rozbijanie sklepów (także murzyńskich właścicieli) ustały w jednym momencie, gdy dyspozytor „spontanicznych rozruchów” zorientował się, że anarchia napędza wyborców prezydentowi Trumpowi. Ten sam scenariusz jest realizowany w Polsce – tu również jednocześnie, jak na komendę, ustały ataki na kościoły.

Dlaczego oburzone kobiety walczące o swe „prawa reprodukcyjne” niszczyły pomniki katyńskie i tablice poświęcone Żołnierzom Wyklętym? Ale mało kto zwraca uwagę na takie subtelności.

Niewidzialna ręka rewolucji

Wiadomo, że spontaniczne, oddolne protesty społeczne udają się najlepiej, gdy są starannie przygotowane. We wrześniu ogłoszono, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej zostanie ogłoszony pod koniec października. Niestety politycy PiS nie nauczyli się od bolszewików, że trudny temat powinien być naprzód przygotowany medialnie (filmy, reportaże). Czasu nie stracili natomiast animatorzy „spontanicznych” protestów, którzy mieli miesiąc na ich organizację. Warto zwrócić uwagę, że po raz pierwszy uczestnicy masowo byli zaopatrzeni w kartoniki z hasłami. Na poprzednich antyrządowych protestach nie było takich rekwizytów. Teksty (identyczne w całej Polsce, celne i często dowcipne) prawdopodobnie były autorstwa jakiejś firmy pijarowej.

Podstawowym sposobem skrzykiwania się aktywu są krótkie, żołnierskie komunikaty w mediach społecznościowych: „Policja zamierza zatrzymać Margot, grozi jej 2-miesięczny areszt za »znieważanie pomników«”. Na miejsce już jedzie posłanka Zielonych Urszula Sara Zielińska. Wszyscy możemy pomóc – przyjdźcie jak najszybciej do siedziby Kampanii Przeciw Homofobii – ul. Solec 30a, Warszawa. Na miejscu gromadzą się oburzeni ludzie, jest tam też posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk”.

Słychać zarzuty, że „piekło kobiet” to pomysł „starego człowieka z Żoliborza”, który „nienawidzi Polaków”, więc „kazał pseudotrybunałowi” wydać wyrok i „wyprowadził ludzi na ulicę w środku pandemii” itp. Warto przypomnieć, że Kaczyński wygrał konkurs na „Heroda Roku 2016”, ogłoszony przez Fundację Pro – Prawo do Życia”, bo „ma krew na rękach”, blokując zakaz aborcji. Problem był taki, że „ruszenie” kompromisu aborcyjnego w imię racji moralnych natychmiast pogrążyłoby szansę na rządzenie. Prezes Przyłębska zdołała przetrzymać temat do zakończenia maratonu wyborczego. Wiadomo, że jest on dla PiS polem minowym, uruchamianym przez agenturę przed każdymi wyborami.

Problemu agentury nie wypada poruszać w dobrym towarzystwie, bo można się narazić na opinię oszołoma, który ma coś z głową, ale Polska jest niewątpliwie obszarem ogromnie nasyconym przez agentury, gdyż tu splatają się interesy wielu możnych tego świata. I choć są sprzeczności w dążeniach poszczególnych służb (i polityków, którymi dysponują), jednak absolutna zgoda panuje co do tego, że „powinno być tak, jak było”.

Czyli – musi być przywrócony konsensus okrągłostołowy. Dlatego dojście do władzy środowiska konserwatywno-niepodległościowego w 2015 r. natychmiast spowodowało przeciwdziałanie. Równocześnie z powstawaniem rządu powołano Komitet Obrony Demokracji (skąd wiedzieli, że rząd ma zamiar „łamać” demokrację?), później uruchomili się sędziowie, o czym donosił branżowy kwartalnik: „Odwaga, niezawisłość i niezależność, państwo prawa, trójpodział władzy, Konstytucja – to słowa najczęściej wypowiadane w czasie Nadzwyczajnego Zjazdu Sędziów Polskich, który odbył się 3.09.2016 r. w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Ponad tysiąc sędziów z całej Polski apelowało do reszty kolegów: nie bójcie się, wyjdźcie z cienia!”.

Aby wyjść z cienia i oświecić ciemny lud, kupiono im w Lidlu palety świeczek. Niewielu już pamięta, że operetkowy pucz z grudnia 2016 r. i późniejszą okupację Sejmu zainscenizowano pod hasłem „Wolne media!”. Ale pamiętamy smutną scenę, jak kaleki senator samotnie „broni” demokracji w ciemnej i zimnej sali Sejmu, podczas gdy jego współtowarzysze walki oddają się uciechom cielesnym na Maderze czy szusują na nartach w Dolomitach (żenadę tej sceny mógł przebić tylko łkający nad konstytucją Hołownia).

Nie na wiele zdały się śpiewy „Strach, strach rany Boskie, dokąd prowadzisz ten kraj”, ubieranie pomników w koszulki z napisem „Konstytucja”, okupacja budynku sejmowego przez energicznych opiekunów niepełnosprawnych czy strajk nauczycieli w czasie matur. Podobnie jak „obrona” Puszczy Białowieskiej, mordowanych dzików czy gnębionych homoseksualistów. „Zażarło” dopiero przy zakazie aborcji eugenicznej. Perspektywa tego zakazu, choć może dotyczyć marginalnej ilości przypadków, wywołała wielkie emocje społeczne i posłużyła jako pretekst do żądań pozaparlamentarnej zmiany rządu, któremu zalecono wyp…dalać.

Ponadto liderki, czy raczej liderzyce Strajku Kobiet – umiarkowanie subtelne niewiasty Lempartówna i Suchanowówna – uznały Kościół za instytucje zbędną i niewartą istnienia. Te osoby wiedzą, że katolicyzm jest ważnym elementem polskiej tożsamości narodowej. Ludzie tzw. lewicy laickiej (elegancka nazwa byłych komunistów) mają przeważnie niewiele wspólnego z polskością poza dowodem osobistym, ew. niektórzy z nich mogli mieć dziadusia, który strzelał w potylice Polakom.

Skąd się wzięła lewica w III RP?

Po transformacji ustrojowej nie dopuszczono do odtworzenia przedwojennej PPS (prawdziwej lewicy), bo monopol na lewicowość był zarezerwowany dla byłej PZPR. W listopadzie 1989 r. przybył do Polski polityk izraelski Szimon Peres z misją ratowania rozpadającej się partii komunistycznej. Peres podał jej pomocną dłoń, zlecając natychmiastową zmianę nazwy i protegując wstąpienie do Międzynarodówki Socjaldemokratycznej, w której był wiceprzewodniczącym. W ten sposób powstała Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej, później przemianowana na Sojusz Lewicy Demokratycznej. Były jeszcze inne odmiany (np. Ruch Palikota, Razem, Wiosna), a obecnie mutacje te noszą wspólną nazwę Nowej Lewicy. Karuzela nazw miała na celu zatarcie faktu, że wszystkie są sukcesorami PZPR i mają wspólne korzenie – PPR, czy nawet KPP. Pomijając już sprawę etniczności licznych ludzi lewicy, mają oni zobowiązania względem państwa Izrael. Niestety lewica ma jeszcze inne zobowiązania międzynarodowe – m.in. względem swego „organu założycielskiego”, bo świeżej daty socjaldemokrata Leszek Miller otrzymał w mieszkaniu kontaktowym SB walizkę dolarów od rezydenta KGB Ałganowa na cele „budowy polskiej demokracji”. I choć tzw. pożyczka moskiewska wyczerpywała znamiona przestępstwa walutowego, w 1993 r. prokurator umorzył sprawę ze względu na „znikomą szkodliwość społeczną”.

Ideologia współczesnej lewicy kawiorowej cechuje się tzw. internacjonalizmem proletariackim, antyklerykalizmem i niechęcią do idei suwerennych państw narodowych. Dziś program lewicy najpełniej wyraża Ogólnopolski Strajk Kobiet zwięzłym hasłem ***** ***.

Ja zaś ze swej strony zaproponowałbym nowemu ruchowi społecznemu kolejne postulaty powstałe w wyniku szerokich konsultacji społecznych:

„My, Dziadersi Polscy, pokolenia 68 i starsi, w pełni popieramy Dziewuchy Komuchom i Strajk Kobiet Lesbijskich. Jednak nie podoba nam się, że jedna z przywódczyń strajku zmisgenderowała ręcznie Margota, który chociaż jest osobą bezwaginalną i wyposażoną w pełni funkcjonalnego penisa, pozostaje kobietą. Taki czyn wyczerpuje znamiona przemocy squotowej i jest niewątpliwie naganny. Równocześnie żądamy, aby środki wspomagające erekcję były dostępne dla nas za darmo. Rząd PiS-u nie ma pojęcia, jaki procent naszych skromnych emerytur musimy wydawać na te specyfiki. A przecież mamy jeszcze inne wydatki – na chleb, mleko, opłaty stałe. Równocześnie żądamy, by wprowadzono całkowity zakaz seksu rekreacyjnego bez zabezpieczeń. Takie regulacje są niezbędne, gdyż po zrealizowaniu słusznych postulatów aborcji na skinienie, grozi nam lawina zabiegów usuwania płodów (zdeformowanych i niezdeformowanych). To może sparaliżować całkowicie naszą służbę zdrowia, której my – Dziadersi Polscy – jesteśmy głównymi klientami. W wypadku niespełnienia naszych postulatów do godziny 18 w poniedziałek, uprzejmie prosimy wyp..rdalać prędziutko na Madagaskar lub w pobliże”.

Ale najsmutniejsze jest to, że cała ta menażeria wraz ze swoim „ekspresyjnym” językiem, (który wyniosła z domu) pojawi się w Sejmie następnej kadencji i będzie stanowić prawo…

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rok 2020 – annus horribilis” znajduje się na s. 1 i 7 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Rok 2020 – annus horribilis” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Girzyński: Porozumienie Polski, Ukrainy i Rumunii mogłoby stać się ważnym momentem zwrotnym w historii Europy

Prof. Zbigniew Girzyński o przesuwaniu się punktu politycznej ciężkości Europy na wschód, sytuacji na Białorusi oraz o błędzie Kremla.

Prof. Zbigniew Girzyński odnosi się do dziedzictwa I Rzeczypospolitej „która pozwalała wielu narodom na tych ziemiach bogacić i żyć we względnym spokoju przez wieki”. Mówi, że celem polskiej polityki zagranicznej powinno być „by na naszym terenie budować szerokie porozumienie państw” oparte na trzech dużych krajach regionu: Polsce, Ukrainie i Rumunii. Do nich dołączyć mogłyby państwa bałtyckie. Przypomina, że z porozumienia trzech dużych i trzech mniejszych państw narodziła się obecna Unia Europejska. Podkreśla, że

Porozumienie Polski, Ukrainy i Rumunii, to jest porozumienie trzech państw, które mają łącznie około stu milionów mieszkańców i zajmują terytorium ponad miliona kilometrów kwadratowych, mogłoby stać się takim ważnym momentem zwrotnym w historii Europy, bo ciężar politycznych działań w Europie przesunie się na wschód i powinniśmy zrobić wszystko, abyśmy ten ciężar ulokowali jak najbliżej Warszawy.

Odnosząc się do nastrojów we Francji wyjaśnia, że od wielu dekad są one prorosyjskie. Paryż zostawia Mińsk w strefie wpływów Kremla. Ten ostatni, zdaniem byłego posła, popełnił błąd zagarniając Krym. W ten sposób bowiem zrobił sobie wroga z narodu, który, jak mówi, był przyjazny Moskwie od czasów ugody perejasławskiej.  Nasz gość wskazuje, że obecnie Rosja nie ma łatwej sytuacji, jeśli chodzi o Białoruś. Opowiedzenie się zarówno za, jak i przeciw Łukaszence niesie za sobą ryzyko. Celem Polski i innych członków UE powinno być zachowanie suwerenności Białorusi

Być może z czasem ta Białoruś będzie podlegała procesom demokratycznym a one z całą pewnością wówczas będą ją bardziej wiązały z Zachodem.

Nie sądzi, by „Rosji udało się przehandlować Niemcom sprawę Białorusi w zamian za Nord Stream II”. Rozmówca Łukasza Jankowskiego zauważa, że przez Sejm została przyjęta jednogłośnie uchwała ws. Białorusi. Odnosi się do stwierdzeń, że prezydent tego kraju nie pozwala na jego całkowite podporządkowanie Rosji. Zauważa, że prezydent Alaksandr Łukaszenka „ani o milimetr nie zwiększył suwerenności Białorusi”. Nie wykorzystał on okazji do tego w czasach rządów Jelcyna.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Budzisz: Rosyjska prasa twierdzi, że za próbą przewrotu państwowego na Białorusi stoi Polska

Marek Budzisz relacjonuje to, co pisze rosyjska prasa o sytuacji politycznej na Białorusi.

Część mediów rosyjskich w sposób dość otwarty współpracuje z Białorusinami, którzy domagają się sprawiedliwego policzenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich – twierdzi rozmówca.

Pojawiają się głosy, że na Białorusi organizowany jest „przewrót państwowy”, a państwem, które organizuje ten przewrót jest Polska. Według tych głosów Polska kontroluję białoruską przestrzeń medialną, a w jej interesie jest dokonanie przewrotu, wymiana władzy na prozachodnią, a w dłuższej perspektywie – odbudowa I Rzeczpospolitej.

Wczorajsze zamieszki na Białorusi miały dwa oblicza. Bardzo agresywne zachowanie przedstawicieli służb w Mińsku, a także spokojne zachowanie demonstrujących, którzy unikali starć.

Po wczorajszych wyborach, część komisji  podała prawdziwe wyniki głosowania, będące lustrzanym odbiciem tych oficjalnych – Swietłana Cichanouska otrzymała realnie ponad 70% poparcia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.N.

Targowiczanie a dzisiejsi „prawdziwi patrioci” sprzymierzeni z „zagranicą”/ Zbigniew Kopczyński, „Kurier WNET” 73/2020

To jest właśnie ta pokrętna logika zdrajców: im więcej pozwolimy obcym decydować o naszych sprawach, tym bardziej będziemy wolni, a Polska niepodległa. Po ponad dwustu latach dokładnie to samo.

Zbigniew Kopczyński

Historyczne paralele

Szukać historycznych podobieństw do dzisiejszych czasów to zajęcie dość ryzykowne, choć pociągające. Jeszcze bardziej ryzykowne jest wyciąganie na ich podstawie wniosków co do czekającej nas przyszłości. Dziś inne są uwarunkowania, wydarzenia biegną szybciej, a i my możemy zachować się inaczej niż nasi przodkowie. W tym cała nadzieja. Nadzieja, gdyż pomimo opisanych wyżej zastrzeżeń, nieodparcie nasuwa się historyczna analogia między obecnym okresem najnowszej historii Polski a schyłkiem Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Ostatnie lata jej świetności to panowanie Jana III Sobieskiego. Nie wszystko było wtedy super, ale pamiętamy wspaniałe zwycięstwa nad Turcją pod Wiedniem i Parkanami, choć to drugie jakby mniej, może ze względu na jego późniejsze konsekwencje. Złamało ono bowiem potęgę Imperium Osmańskiego, dając tym samym poczucie bezpieczeństwa Austrii i Rosji, co pozwoliło im zająć się dobijaniem słabnącej Rzeczypospolitej.

Po śmierci tego „Piasta” znudzeni nim Sarmaci wybrali królem prawdziwego Europejczyka, Augusta II Sasa, zwanego Mocnym. Wybór przyszedł tym łatwiej, że agenci cara przekonali brać szlachecką argumentami napełniającymi kieszenie. Budzi to pewne skojarzenia z finansowaniem działań politycznych we współczesnej Polsce przez niewątpliwie życzliwych nam sąsiadów.

Wśród wielu powstałych dzięki temu inicjatyw najbardziej znana jest partia pod nazwą Kongres Liberalno-Demokratyczny – pierwsza partia Donalda Tuska. Ale to nie koniec analogii.

August II, brylujący na salonach Europy, to przeciwieństwo Sobieskiego, czującego się najlepiej w swoim Wilanowie lub obozie wojskowym. Polacy mogli być dumni z nowego króla. Europejskie salony traktowały go jak swego. Był przecież Niemcem. Dzięki znajomości języków doskonale się z nimi rozumiał. Podobnie jak jego syn i następca, August III Sas, który oprócz języka ojczystego znał także francuski, polski i łacinę. Inna rzecz, że coraz mniej miał do powiedzenia w którymkolwiek z tych języków.

Również w sprawach prywatnych August II zerwał z ciemnogrodzką hipokryzją i prowadził się jak wyzwolony i oświecony Europejczyk. Jego metres historycy naliczyli 11, tyleż samo nieślubnych dzieci. Ile było przelotnych przygód, nie dowiemy się chyba nigdy. Nie ma w ogóle porównania z Sobieskim, tak zacofanym i nudnym z tą swoją Marysieńką. Jedynym rysem na europejskości Augusta jest to, że zarówno żona, jak i metresy były kobietami. Cóż, nikt nie jest idealny.

Sarmatom imponował siłą fizyczną. Potrafił rękami zginać podkowy. W polityce zagranicznej nie był już tak mocny. Wybrał model przyjaznego współżycia z sąsiadami. W końcu dzięki nim został królem. Unikał angażowania Polski w awantury wojenne i praktycznie zlikwidował polskie wojsko. W końcu po co armia polska, skoro jest saska?

W takich warunkach, w polityce wewnętrznej król mógłby ograniczyć się do pilnowania ciepłej wody w kranie, gdyby krany były w powszechnym użyciu. Obywatelom pozostało więc radosne grillowanie w ogródku, choć wtedy inaczej to się nazywało.

Podsumowuje to znane powiedzenie „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. I gdy wzdłuż i wszerz słychać było „Kochajmy się” biesiadującej szlachty, Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi.

Dobra zmiana nastąpiła za panowania następcy Sasów, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Państwo wymagało gruntownych reform i reformatorzy wdrażali je, jak mogli i umieli, choć nie można odmówić im zaangażowania. Był olbrzymi opór i były niekonsekwencje we wprowadzaniu reform. Dziś możemy gdybać, czy gdyby udało się wystawić armię taką, o jakiej postanowił Sejm Wielki, historia nie potoczyłaby się inaczej?

By pokonać opór tych, którzy chcieli, by było tak jak było, reformatorzy musieli uciekać się do forteli i naciągania prawa. Gdyby istniał wtedy Trybunał Konstytucyjny, z pewnością uznałby tryb uchwalenia Konstytucji 3 maja za niekonstytucyjny. Wyroki europejskich trybunałów też byłyby łatwe do przewidzenia.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wtedy nie istniał, istniała za to imperatorowa. Pochyliła się ona nad skargą przeciwników dobrej zmiany, osądziła sprawę, wydała wyrok i go wyegzekwowała. Dziś Petersburg zastąpiła Bruksela, a skarżący, podobnie jak ich protoplaści broniący swych włości i przywilejów, płaczą nad stratą posad i dostępu do funduszy.

Oczywiście formalnie chodzi o coś innego. I wtedy, i dziś chodzi o poszanowanie prawa i wolności obywatelskich.

Jeśli spojrzymy na tekst Aktu założycielskiego konfederacji targowickiej, zobaczymy, jak bardzo jest on aktualny. Ani słowa o podporządkowaniu Rzeczypospolitej Rosji, oddaniu jej gros terytorium. Nic z tych rzeczy. Jest tylko prośba o ochronę przed straszną dyktaturą, jaką była dla nich konstytucyjna monarchia dziedziczna, i protest przeciw łamaniu praw i wolności szlachty. No i te oskarżenia przeciwników o antyrosyjskość, a dziś – antyeuropejskość.

„Sejm dzisiejszy, (…) przywłaszczywszy sobie władzę prawodawczą na zawsze (…) ciągle ją ze wzgardą praw uzurpując, połamał prawa kardynale, zmiótł wszystkie wolności (stanu) szlacheckiego, a na dniu 3 maja r. 1791 w rewolucję i spisek przemieniwszy się, nową formę rządu (…) postanowił (…) władzę królów rozszerzył, rzeczpospolitą w monarchię zamienił, szlachtę bez posesji od równości i wolności odepchnął, (…) w wojnę szkodliwą przeciwko Rosji, sąsiadki naszej najlepszej, najdawniejszej z przyjaciół i sprzymierzeńców naszych, wplątać nas usiłował”.

W tej sytuacji „konfederujemy się i wiążemy się węzłem nierozerwanym (…) przeciwko sukcesji tronu, przeciwko powiększeniu władzy królów, przeciwko oderwaniu najmniejszej cząstki kraju (…), przeciwko konstytucji 3 Maja, w monarchię rzeczpospolitą zamieniającej (…), przeciwko wszystkiemu, cokolwiek sejm zrobił illegalnego”.

A jaki program działania mieli targowiczanie? Dziś jest to ulica i zagranica. Wtedy głos ulicy nie liczył się zupełnie, została więc ta druga. I tak: „A że Rzplta pobita i w rękach swych ciemiężycielów (czyli reformatorów) moc całą mająca, własnymi z niewoli dźwignąć się nie może siłami, nic jej innego nie zostaje, tylko uciec się z ufnością do Wielkiej Katarzyny, która narodowi sąsiedzkiemu, przyjaznemu i sprzymierzonemu, z taką sławą i sprawiedliwością panuje, zabezpieczając się tak na wspaniałości tej wielkiej monarchini, jako i na traktatach, które ją z Rzpltą wiążą”.

A czego spodziewali się po interwencji carycy? To również brzmi znajomo: „Żądania nasze są, aby Rzplta udzielną, samowładną, niepodległą, w granicach całą została (…) Żądamy wolności, narodowi naszemu przyzwoitej (…) Żądamy spokojności wewnętrznej, trwałego z sąsiadami pokoju, bo szczęśliwości, bezpieczeństwa własności, nie zamieszania wojen szukamy. Żądamy sobie utwierdzić rząd republikański, (…) bo inny niepokój i ruinę przynieść nam tylko może”.

Prawdziwi patrioci, prawda? To jest właśnie ta pokrętna logika zdrajców: im więcej pozwolimy obcym decydować o naszych sprawach, tym bardziej będziemy wolni, a Polska niepodległa. Po ponad dwustu latach dokładnie to samo.

Jaki był efekt działań tych, którzy wtedy chcieli, by było tak jak było, dobrze wiemy. Jaki będzie efekt działań tych, którzy teraz chcą by było tak jak było, zależy od nas. Od tego, czy wyciągniemy wnioski z historii, czy kolejny raz damy uwieść się pięknym, lecz pustym słowom.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Historyczne paralele” znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Historyczne paralele” na s. 12 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Krzysztof Jabłonka: Polska jest przykładem dla Rosjan, jak mógłby wyglądać ich kraj

Prowadzący „Gawędy historycznej’ w Radiu WNET opowiada o sprzeciwie Rosjan wobec manipulowania przez prezydenta Putina historią II wojny światowej i o znaczeniu misji Witolda Pileckiego w Auschwitz.

 

Dr Krzysztof Jabłonka mówi o odbiorze przez Rosjan kłamstw historycznych prezydenta Władimira Putina. Przywołuje sytuacje. w których ludzie tam mieszkający przepraszali za jego słowa, zaznaczając, że go nie wybierali. Ocenia, że propagandowy przekaz Kremla ma na celu zepsucie opinii o Polsce, ponieważ dla niezależnie myślących obywateli Federacji Rosyjskiej Polska stanowi przykład tego, a jakby mogła wyglądać Polska, gdyby ją dobrze zarządzać:

Rosjanie nie dają się nabrać na propagandę Putina, my też nie możemy.

Historyk podkreśla znaczenie misji Witolda Pileckiego, bez której Zachód dużo później uzyskałby świadomość Zagłady.

Prowadzący „Gawędy historycznej” zwraca uwagę na fenomen tego, że przedstawiciele wielu narodowości, w tym Żydzi, chętnie identyfikowali się z polskością. Mówi o fenomenie Armii Krajowej i Polskich Sił Zbrojnych, w których to formacjach służyli zarówno Żydzi jak i Polacy:

Wszyscy leżą równo na Monte Cassino. Gdzie kończą się krzyże, zaczynają się macewy.

Rozmówca Aleksandra Wierzejskiego analizuje również zjawisko masowego przechodzenia polskich Żydów w XIX w. na katolicyzm. Podkreśla, że dla dotarcia do Rosjan z własnym historycznym przekazem konieczne jest spopularyzowanie w Polsce znajomości języka rosyjskiego oraz wyszukanie i zaprezentowanie im wydarzeń i postaci mogących stanowić jakikolwiek punkt zaczepienia na trudnej drodze do pojednania.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Żółte kamizelki mają już rok. Witt: Francja jest bogata, to ludzie są biedni. 15% Francuzów żyje poniżej progu ubóstwa. 

Czemu prezydent Francji lepiej zrozumie prezydenta Rosji niż prezydenta Polski? Kto i czemu protestuje we Francji? Jak Macron walczy z ubóstwem Francuzów? Odpowiada Piotr Witt.


Piotr Witt o pierwszej rocznicy rozpoczęcia protestów „żółtych kamizelek”, które wykazują niespotykaną żywotność. Przez ostatni rok manifestacji było bardzo wiele. Protestują „pracownicy służby zdrowia, robotnicy wielkich przedsiębiorstw, prawnicy, strażacy, nawet policjanci”. Ci ostatni ciężko znoszą swoją służbę- aż „69 spośród nich popełniło samobójstwo”. Powodem protestów jest zubożenie obywateli.

Biedna Francja mówi starsza pani w autobusie, […] a przecież Francja jest bogata, to ludzie są biedni. 15% Francuzów żyje poniżej progu ubóstwa.

Korespondent zauważa, że „w metrze zlikwidowano ławki, by bezdomni nie spali na nich”. Teraz śpią oni na podłodze. Stwierdza, że prezydent Macron rozpoczął walkę z biedą od powołania 18 komisarzy do walki z biedą (poprawiając w ten sposób sytuację majątkową co najmniej 18 osób).

20 najbogatszych Francuzów posiada ponad 400 mld euro majątku. Daje to całkiem nie najgorszą średnią.

Francuski prezydent walkę z biedą zaczął także od siebie. Jak informuje Witt, francuski parlament podwyższył budżet Pałacu Elizejskiego. Korespondent rozwija kwestię różnicy w postrzeganiu władzy we Francji a w Polsce. Kiedy I Rzeczpospolitą „cechowały słabość i ubóstwo władzy przy potędze i bogactwie magnatów”, to we Francji- przeciwnie, monarchia była silna, a władca uzasadniał swoje decyzje formułą „bo tak się nam podoba”.

Znane są przypadki dworzan umierających ze zgryzoty z powodu popadnięcie w niełaskę u króla. Obyczaje monarchiczne przeszły na prezydenta. Podobno przyczyną samobójstwa François de Grossouvre była niełaska okazana mu przez Mitterranda.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego porównuje tradycje francuskiego absolutyzmu do rosyjskiego samodzierżawia. Chociaż ministrowie francuscy nie oblizywali królowi Francji palców, tak jak rosyjski mieli carowi rosyjskiemu, to jak mówi:

Prezydent Macron, spadkobierca władzy absolutnej o wiele lepiej zrozumie prezydenta Putina, dziedzica tradycji samodzierżawia niż Andrzeja Dudę.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

K.T./A.P.

Filip Frąckowiak: Schetyna krytykuje PiS za działania, które w Radzie Warszawy są dla PO normą

Wicedyrektor TVP Polonia i przedstawiciel PiS ocenia przemówienie sejmowe Grzegorza Schetyny i I rok prezydentury Rafała Trzaskowskiego. Mówi też o pogrzebie bohaterów powstania styczniowego w Wilnie

 

Warszawski radny Prawa i Sprawiedliwości Filip Frąckowiak komentuje sejmowe przemówienie przewodniczącego Platformy Obywatelskiej:

[…] z zażenowaniem, jak zawsze,  słucham  przewodniczącego Grzegorza Schetyny.

Samorządowiec twierdzi, że przewodniczący PO krytykuje PiS za praktyki, których sama Platforma dopuszcza się w Radzie Warszawy. Przypomina, że przedstawicielom  PiS w Radzie  często odbierany jest głos. Ubolewa nad brakiem nawet próby okazania zaufania rządowi ze strony Koalicji Obywatelskiej:

Nic z tego, co mówił, nie jest próbą wspólnego działania.

Radny nie zgadza się z krytyką ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Zwraca uwagę na niespotykaną wcześniej skalę zakupów w MON.  Radny w mocnych słowach podsumowuje przemówienie przewodniczącego PO:

To nie jest poziom dyskusji, jakiej oczekiwałbym w parlamencie.

Filip Frąckowiak mówi o mającym się odbyć w Wilnie pogrzebie dwóch emisariuszy powstania styczniowego, w którym będą uczestniczyć przedstawiciele Polski,  Litwy, Białorusi i Ukrainy. Podkreśla fakt, że pochówek bohaterów narodowego powstania może stać się szansą na powrót do ponadnarodowej dyskusji o I Rzeczpospolitej. „To nawiązanie do Trójmorza” – zwraca uwagę radny. Uroczystości będą transmitowane w TVP Polonia i TVP Info od 11.30. W składzie polskiej delegacji będzie prezydent Andrzej Duda, minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński i marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

Gość Poranka WNET podsumowuje pierwszy rok prezydentury Rafała Trzaskowskiego w Warszawie. Krytykuje plany ograniczenia dostępu samochodów do śródmieścia. Wspomina też niedawno usuniętą awarię oczyszczalni „Czajka” : „To ewidentna wina prezydenta Trzaskowskiego” – zauważa. Negatywnie ocenia pomysł poprowadzenia linii tramwajowej przez Pole Mokotowskie. Filip Frąckowiak ubolewa też nad brakiem reakcji mieszkańców Warszawy na złą politykę prezydenta Warszawy.

„To ewidentnie zła prezydentura” – podsumowuje samorządowiec.

A.W.K

 

Dr Jacek Bartosiak: Słabością Chin jest to, że są atrakcyjni tylko dla siebie. Dla nas to Marsjanie

Ekspert ds. geopolityki i geostrategii rozmawia z Wojciechem Piotrem Kwiatkiem o wpływie kultury na politykę międzynarodową.

Dr Jacek Bartosiak w audycji   „Smaki i niesmaki” mówi o wpływie kultury na pozycję międzynarodową państwa. Zwraca uwagę, że polska kultura stanowiła w przeszłości soft power naszego kraju. W swoich rozważaniach dr Bartosiak cofa się aż do XVI w. Wskazuje na świadectwa pisarzy politycznych tamtego okresu, z których wynikało,  że powszechne wśród szlachty było przekonanie o sile Rzeczpospolitej, nie odczuwano potrzeby oglądania się na obce wzorce. Gość Wojciecha Piotra Kwiatka snuje rozważania dotyczące powiązania między soft power i hard power. Szuka odpowiedzi na pytanie, czy sam potencjał geostrategiczny i ekonomiczny jest wystarczającym elementem budowy znaczącego na arenie międzynarodowej państwa.

Życie byłoby nudne, gdyby to wszystko polegało na hard power

Jacek Bartosiak wysuwa tezę, że dążące do światowej hegemonii Chiny znacząco ustępują Stanom Zjednoczonym pod względem „miękkiej siły”.

Dr Bartosiak mówi o swojej fascynacji polskim kinem lat 60. Zwraca uwagę na brak poważnej powieści o Polsce lat 1989-2019.  Mówi też jednak o bogactwie obecnej polskiej kultury; stwierdza, że istnieje interesująca oferta teatrów oraz że ukazuje się dużo interesujących książek. Jacek Bartosiak mówi o globalizacji i spauperyzowaniu   klasy średniej na Zachodzie i wpływie tych procesów na kulturę. Gość Wojcecha Piotra Kwiatka konkluduje, że harmonijnemu rozwojowi kultury sprzyjają spokojne, wolne od konfliktów międzynarodowych czasy.

 

A.W.K

Bobołowicz: Dla Rosjan przedwojenne sowieckie bunkry mają nadal wartość militarną

Jak wyglądały polskie i sowieckie umocnienia po obu stronach przedwojennej granicy? Czym się wyróżnia bunkier w Korosteniu? Paweł Bobołowicz kontynuuje ukraiński zwiad WNET.

Paweł Bobołowicz jest w Korosteniu, gdzie w latach 1931-38 zbudowany został bunkier stanowiący część sowieckich umocnień na granicy z II RP.

Żołnierze walecznie bronili tych bunkrów.

Korespondent wspomina swoją niedawną wizytę po polskiej stronie przedwojennej granicy, gdzie mógł się przyjrzeć umocnieniom polskim w miejscowościach Tynne i Sarny. Opowiada o bohaterskiej walce oddziałów KOP dowodzonych przez ppor. Jana Bołbotta, które stawiały czoło sowieckiej agresji we wrześniu 1939 r., choć były nieliczne i pozbawione części uzbrojenia.

Sowieci mieli obsesję związaną z atakiem polskiej kawalerii.

Sergiej Heramijowicz oprowadzał dziennikarza po teraz muzealnym, a niegdyś wojskowym obiekcie. Wejścia do bunkru strzegły drzwi, które miały chronić przed szturmem lub atakami gazowymi. Dla ochrony przed gazem stworzono specjalny korytarz, gdzie żołnierze nim trafieni mogli się zdezynfekować. Przewodnik zwrócił uwagę na rozwinięty system kanalizacyjny bunkru. Obiekt zachował się w dobrym stanie, gdyż kiedy Niemcy zajęli te ziemie, to zamurowali drzwi do niego.

Nie daj, żeby znowu pojawili się na tych terenach, bo każdy obiekt muzealny ma dla nich nadal wartość militarną.

Do niedawna bunkier był jedną z dwóch wyjątkowych atrakcji muzealnych na Ukrainie, będących dawniej tajnymi obiektami wojskowymi. Obecnie jest jedynym, gdyż stocznia remontowa dla atomowych okrętów podwodnych w Bałakławie na Krymie, po przyłączeniu Półwyspu do Federacji Rosyjskiej, na powrót stała się obiektem tajnym. Jak komentuje Bobołowicz, fakt, że obecnie Rosjanie nie chcą wydać Ukraińcom planów bunkra w Korosteniu, świadczy o tym, że również ten obiekt traktują jako tajny.

Korosteń jest znany z funkcjonującej tutaj przez lata fabryki porcelany.

Odpowiadając na pytanie o różnice między polską a sowiecką stroną przedwojennej granicy, korespondent stwierdza, że przez lata się one w znacznej mierze zatarły. Jeśli jednak pogrzebać trochę głębiej można znaleźć tu dziedzictwo I Rzeczypospolitej, czego przykładem jest znana w czasach sowieckich fabryka porcelany w Korosteniu, która założona została jeszcze przed rozbiorami.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.