Sebastian Stodolak o największych funduszach inwestycyjnych, ich wpływie na rynki finansowe i o tym, co mają one wspólnego z porzuceniem parytetu złota.
[BlackRock] To jest jeden z największych funduszów zarządzających kapitałem na świecie mający już w tym momencie niemal 9 bilionów aktywów pod swoją opieką. Takich funduszy olbrzymich jest więcej.
Sebastian Stodolak wyjaśnia, że fundusze są powiernikami pieniędzy, którymi zarządzają, nie ich właścicielami. Wskazuje, że fundusz BlackRock prowadzi akcję inwestowania w wielu krajach. Jest on obecny także na polskiej giełdy. W Polsce zainwestował w spółki Skarbu Państwa takie jak Orlen, czy KHGM.
Fakt faktem, że te fundusze są mocno zrośnięte z organizmem państwa mocno od niego też w dużej mierze spółki zależne.
Nasz dziennikarz wyjaśnia w jaki sposób fundusze finansowe związały się z państwem rosnąć przy tym w siłę. Ocenia, iż przyczyną nie była deregulacja gospodarki za Reagana, jak sądzą niektórzy, lecz to, co nastąpiło jeszcze za Nixona. Tym momentem była kreacja pustego pieniądza, czyli zerwanie z mechanizmem parytetu złota.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon zerwał jakąkolwiek wymieniano dolara na złoto, co było de facto ogłoszeniem niewypłacalności Stanów Zjednoczonych.
Europejskie banki centralne dostrzegały, że USA prowadzą politykę inflacyjną. Tymczasem inne waluty powiązane były z dolarem. W związku z tym banki centralne zaczęły domagać się realizacji wymienialności dolarów na złoto. W rezultacie zerwania ze standardem złota
Umożliwiono kreację pieniądza niezakotwiczoną w żadnym towarze.
Na stronie FED można przeczytać, że przed 2008 r. baza monetarna była ponad sześciokrotnie mniejsza niż obecnie. Wzrosty dotyczyły także euro i złotówki. Kreację taniego kredytu ułatwiają niskie stopy procentowe.
Ponadto Stodolak przedstawia postać Laurence’a D. Finka, czyli właściciela BlackRock. Zaczynał on jako syn właściciela sklepu. Udało mu się wymyśleć skuteczny model biznesowy.
Gość Poranka Wnet ustosunkowuje się do idei Wielkiego Resetu. Według dziennikarza ów reset może być wielką metaforą na niepewność, która jest udziałem największych. Zalanie gospodarki pieniędzmi jest wielkim eksperymentem.
Może się po pandemii coś zupełnie niespodziewanego. Mówi się już w tym momencie o np. hiper inflacji, że jest taka groźba.
Prezes Giełdy Papierów Wartościowych o pomyśle wprowadzenia waluty euro w Polsce, negatywnych skutkach unii walutowych oraz o sytuacji na polskiej giełdzie, rozwoju informatyki i opiece zdrowotnej.
Zdaniem Marka Dietla przystąpienie Polski do strefy euro nie byłoby najlepszym pomysłem. Komentując słowa Ludwika Koteckiego, który stwierdził, że Polska powinna przyjąć euro, gdyż wykluczyłoby to kwestię Polexitu, stwierdza, że nie wie, czy byłoby to korzystne polityczne, natomiast na pewno nie byłoby ekonomicznie.
Wystarczy spojrzeć na historię zjednoczenia Niemiec przez pryzmat właśnie unii walutowej.
Unia walutowa bowiem będzie nam przeszkadzać w rozwoju gospodarki kraju. Dietl powołuje się na kraje Europy Południowej, które nie zyskały gospodarczo na przyjęciu europejskiej waluty. Na przyjęciu tej samej waluty co RFN nie skorzystało NRD. Jak bowiem wskazuje, Niemcy Zachodnie wpompowały w ciągu trzech dekad w tyle ile Polska otrzymałaby inwestycji z Unii w ciągu 150 lat. Na unii walutowej tracą gospodarki mniej konkurencyjne. Obecnie naszemu krajowi unia walutowa tylko by przeszkadzała. Wskazuje, że
Jednym z narzędzi budowania konkurencyjnej gospodarki jest własna waluta.
Sądzi, że gdyby Polska przystąpiła za trzy lata do strefy euro straciłaby, tak jak na unii walutowej straciły Niemcy wschodnie. Nasz gość mówi również o kondycji polskiej Giełdy Papierów Wartościowych, wskazując, że
Jesteśmy w tej chwili drugą najszybciej rosnącą pod kątem obrotu giełdą Unii Europejskiej.
Jest to, jak wyjaśnia prezes Giełdy Papierów Wartościowych zasługa inwestorów indywidualnych. Wielu emitentów zostało dotkniętych kryzysem, przy czym dla części branż- gier komputerowych, medycznej, obecna sytuacja jest szansą.
To, że firmy technologiczne mogą się w Polsce w bardzo dobrych warunkach, tanio finansować i dzięki temu szybko się rozwijać, jest olbrzymią szansą.
Dietl wskazuje, że w Polsce firmy informatyczne mogą się dobrze rozwijać. Trzeba połączyć komponent informatyczny z elementem produkcyjnym, aby wspierać rozwój polskiego przemysłu związanego z automatyzacją. Rządzący powinni tworzyć warunki do inwestycji w informatykę. Stwierdza, że trzeba wspierać nauczycieli w rozwijaniu swych kompetencji cyfrowych, aby mogli rozwijać talenty dzieci w tej mierze. Rozmówca Katarzyny Adamiak Sroczyńskiej odnosi się także do sytuacji w opiece zdrowotnej. Wskazuje, że
Powstanie luka pokoleniowa jeśli chodzi o pielęgniarki.
Zaznacza, iż potrzebna jest budowa infrastruktury miękkiej związanej z systemem opieki zdrowotnej.
Giełda, Covid-19, napięcia rasowe i Latynosi. Andrzej Kohut o o ostatniej prostej kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych.
Andrzej Kohut wskazuje na trzecią falę Covidu w Stanach Zjednoczonych. Powrócił także temat konfliktów rasowych. W Filadelfii doszło do zamieszek po tym, jak funkcjonariusz policji 28 października zastrzelił 27-letniego Afroamerykanina. Tymczasem kończy się kampania prezydencka. Jak wskazuje ekspert ds. międzynarodowych, większość z Amerykanów już oddała głos. 70-80 proc. głosów oddanych zostało we wcześniejszym głosowaniu. Niemniej jednak walka Donalda Trumpa z Joe Bidenem jest zaciekła.
W skali całego kraju Joe Biden utrzymuje przewagę 6-7 proc. w skali kraju.
Mimo iż Demokrata ma lepsze sondaże niż Republikanin, to nie wiadomo, kto wygra wybory. W niektórych stanach przewaga jednego kandydata nad drugim wynosi bowiem zaledwie 0,8 punktu procentowego. Kandydaci różnią się pod względem podejścia do walki z pandemią. Siłą ubiegającego się o reelekcję prezydenta jest zaufanie, jakim się cieszy ze strony inwestorów.
Giełda sprzyja Donaldowi Trumpowi- ona wciąż rośnie i wciąż bije rekordy.
Nasz gość przyznaje, że mniejszości generalnie nie głosują na Republikanów. W przypadku Donalda Trumpa wyjątkiem mogą być Amerykanie pochodzący z Kuby i Wenezueli. Wśród nich urzędujący prezydent może zyskać wiele głosów, gdyż
Doświadczenie socjalizmu jest u nich bardzo mocne i bardzo negatywne.
Trump podkreśla, że Joe Biden wraz z innymi Demokratami chce wprowadzić w USA socjalizm, co trafia do tych społeczności.
Jeżeli kupię akcje, moje 10 000 za jakiś czas będzie warte 20 000 lub więcej, lub mniej. Trzymanie tej kwoty w banku gwarantuje realnie tylko mniej, bo bank daje obecnie oprocentowanie subinflacyjne.
Andrzej Jarczewski
Polska giełda powstała w roku 1991 jako gotowa, choć początkowo bardzo skromna kopia giełd zachodnich. Spójrzmy na to nie z punktu widzenia moralnego, ale arytmetycznego. Oto zgromadziłem trochę pieniędzy, jako zapłatę za pewne – wytworzone przez siebie – dobra, sprzedane na rynku. Produkuję w garażu drony. Dobrze mi idzie, dziedzina jest rozwojowa, zapowiadają się duże zamówienia, więc chcę zbudować porządną fabrykę.
Niestety moje „trochę pieniędzy” nie wystarczy nawet na projekt, nie mówiąc już o budowie hal produkcyjnych i ich wyposażeniu. Żaden bank nie udzieli mi kredytu, bo nie mam zabezpieczenia. Ale znam kilku posiadaczy podobnego mikrokapitału. Zakładamy spółkę akcyjną, spełniamy pewne warunki i wchodzimy na giełdę, żeby zgromadzić środki pozwalające rozbudować naszą chałupniczą produkcję do skali przemysłowej. Uzyskujemy w ten sposób kapitał podstawowy, na koszty dalszych inwestycji zaciągamy kredyt i budujemy fabrykę. O biznesie bez kredytu (czyli zadłużenia fabryki) nawet nie myślę; tego nikt rozsądny na świecie nie robi.
Każdy drobny ciułacz, który kupił akcje na giełdzie, jest z punktu widzenia przedsiębiorstwa – inwestorem, ale z własnego punktu widzenia jest zawsze graczem.
Patrzę teraz na ten zakup jego (gracza) oczyma i myślę tak: mam oto dziesięć tysięcy złotych, które mogę zaryzykować na zakup akcji. Jest to gra, czyli poniekąd rozrywka, więc akceptuję pewne koszty, choćby takie, jak „bilet wstępu”. Ale – jak w każdej grze – chciałbym jednak wygrać. Jeżeli kupię akcje fabryki dronów, moje dziesięć tysięcy za jakiś czas może być warte dwadzieścia tysięcy lub więcej, lub mniej. Tymczasem trzymanie tej kwoty w banku gwarantuje tylko mniej (realnie), bo bank daje obecnie oprocentowanie subinflacyjne.
Jeżeli będzie mi sprzyjać szczęście (nadal występuję tu w roli dostarczyciela kapitału), pomnożę swój wkład nawet i kilkakrotnie. Ale biorę też pod uwagę możliwość nagłego pogorszenia mojej sytuacji osobistej lub rodzinnej. Będę wtedy musiał natychmiast uruchomić większą gotówkę na leczenie lub na jakiś inny nieznany mi dziś cel.
Mogę więc włożyć pieniądze tylko w takie miejsce, z którego da się je szybko wyjąć. Giełda taką możliwość zapewnia, choć niestety nie gwarantuje, że wtedy, kiedy będę potrzebował pieniędzy, kurs moich akcji będzie wyższy niż w dniu zakupu. Mogę sporo stracić.
Nie wiem, jaki będzie kurs akcji w czarnej dla mnie godzinie. To ode mnie nie zależy w żadnym stopniu. Wzbogacę się lub moim kosztem wzbogaci się ktoś inny. Na tym polega gra, zwana przez drugą stronę rynku „inwestowaniem”. Gdyby giełda nie pozwalała wycofać pieniędzy w dowolnej chwili (z oczywistym dwudniowym opóźnieniem), nigdy bym żadnej akcji nie kupił. Pomijam na razie „bańki giełdowe”, czyli wyceny oderwane od wyników. Pomijam też oszustwa giełdowe, które powinny być (a nie są) bezwzględnie zwalczane. To są przykre zakłócenia, które jednak nie niweczą idei głównej. Podobnie: kiedyś złoczyńcy napadali na gościńcach, teraz przenieśli się do internetu, co nie znaczy, że gościniec był zły kiedyś, a internet teraz.
Moralność w zgodnej z regulaminem grze giełdowej, podobnie jak w szachach i futbolu, nie ma nic do rzeczy. (…) Fakt, że jedni na tym zarabiają, a inni tracą, jest oczywistym, naturalnym i akceptowanym skutkiem ubocznym funkcjonowania giełdy.
(…) Zbadajmy, czym – pod rozpatrywanym względem – różni się giełda od gier losowych. Tu i tam każdy uczestnik wpłaca jakieś pieniądze. Nie robi tego po to, żeby te pieniądze stracić, ale po to, żeby je pomnożyć. W eurojackpot obstawia się jakieś numerki w zestawie, którego wartość w chwili zakupu wynosi 12,50 zł. Po losowaniu może się jednak okazać, że ten zestaw liczb jest wart 97 milionów. Gość zarobił na zmianie kursu, nie wykonując żadnej absolutnie pracy. Ot, przechodząc obok kiosku, kupił przypadkowy kupon. Czy wobec tego gry losowe też uznamy za niemoralne? A zakup złotej monety, która w pół roku zdrożała o 50%? (…)
Podstawowa różnica między loteriami a giełdami polega na tym, że – uczestnicząc w loterii – nie staję się współwłaścicielem żadnego przedsiębiorstwa. Kupuję los, wygrywam lub przegrywam i nic mnie z niczym nie wiąże. Natomiast kupując mieszkanie, złoto lub akcje, uczestniczę w rynku! Wypadam dopiero wtedy, gdy tej własności się pozbywam. (…)
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zarządzi prohibicji na gry losowe. W przeciwnym razie osiągnie takie sukcesy jak ci, co wprowadzali prohibicję na alkohol w USA czy w ZSRR. Człowiek jest istotą moralną, ale w granicach rozsądku. Pije i gra.
Możemy stawiać sensowne granice naszym chuciom (Dekalog), możemy też każdy zakaz doprowadzić do absurdu i zinterpretować totolotka lub giełdę, lub handel nieruchomościami jako kradzież. Podciągamy wtedy pod moralny zakaz czynność najzupełniej normalną, co jest o tyle groźne, że osłabia powagę mądrych zakazów i całej moralności.
Zakup jednej akcji nic nie znaczy, ale ideologia potępiająca lub gloryfikująca giełdę może mieć znaczenie decydujące dla rozwoju danego kraju w danej epoce (…) Jeżeli ktoś oszukuje, np. wykorzystuje zatajone przed innymi informacje do manipulowania kursem – wtedy kategorie moralne mają zastosowanie. W uczciwej grze giełdowej – podobnie jak w uczciwym futbolu – nie mają. (…)
Nie twierdzę, że giełda i szerzej – gospodarka ma być lub może być niemoralna. Piszę tylko, że moralność jest kategorią nierelewantną w ocenie prawidłowych zjawisk ekonomicznych, zgodnych z powszechnie znanymi i akceptowanymi regułami. Tabliczka mnożenia nie jest ani moralna ani niemoralna. Ona jest! Istnieje niezależnie od naszych ideologii.
Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Kapitały Polaków II” znajduje się na s. 12 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.
Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Piotr Witt o pandemii koronawirusa we Francji, zmianach klimatycznych na świecie i zagadkach francuskiego rynku nieruchomości
Piotr Witt mówi, że w związku z przepisami sanitarnymi nie może przylecieć z Paryża do Polski. W paryskim metrze można usłyszeć między innymi, iż co dziesiąty człowiek umiera na nową chorobę.
Prof. Didier Raoult mówi, że najbardziej boi się strachu.
Tymczasem od wiosny śmiertelność na Covid-19 spadła tysiąckrotnie, osiągając w Marsylii 0,1 promila.
Następnie nasz korespondent odnosi się do pożarów w Kalifornii. Prezydent Donald Trump „nie wierzy w zmianę klimatu”, „dlatego trzeba go zmienić”. We Francji zmieniono z kolei klimatologa. Phlip Verdier został wyrzucony z programu telewizyjnego w którym ośmielił się poddać w wątpliwość to, czy to człowiek opowiada za ocieplenie klimatu.
Paryż w ostatnim czasie stał się miastem rekordowo zagadkowym.
Jedną z nich jest to, „czemu dwaj posiadacze nieruchomości paryskich sprzedali cały swój stan posiadania”. Więcej na ten temat przeczytać będzie można w październikowym Kurierze Wnet. Korespondent przypomina, że baron James de Rothschild polecał inwestować w papiery dłużne państwa jako najpewniejsze. Po nich za najbezpieczniejszą inwestycję uważa się nieruchomości.
Prawo nakazuje w Paryżu wywieszać zezwolenie budowlane w widocznym miejscu przed placem budowy. W najgęściej zaludnionym mieście świata każdy taki nowy afisz przejmuje strachem.
W stolicy Francji zagęszczenie wynosi 24,5 tys. osób na km², przebijając pod tym względem Bombaj i Hongkong.
Prof. Bogdan Szafrański o sytuacji Donalda Trumpa w czasie pandemii, tym, jak jego przeciwnicy chcą wykorzystać wzrost bezrobocia, głosowaniu korespondencyjnym w USA, obniżce podatków i giełdzie.
Prof. Bogdan Szafrański wskazuje, że Demokraci liczą na zwycięstwo swego kandydata w przypadku nieradzenia sobie Donalda Trumpa z epidemią. Biden chce wykorzystać wysoką stopę bezrobocia. W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy wzrosła do poziomu ok. 18 proc. Jest to największy poziom od czasów II wojny światowej. Jeszcze niedawno wynosiło ono 3,5 proc., będąc najniższym od 50 lat. Prof. Szarfrański uważa, że bezrobocie do wyborów spadnie do poziomu 8-10 proc. Wynika to z elastyczności amerykańskiej gospodarki, która będzie niebawem odmrożona. Negatywnie ocenia Joe Bidena, którego określa jako „centrolewaka”. Jego zdaniem jest gorszym kandydatem aniżeli Hillary Clinton, z którą Trump wygrał w 2016 r. Wątpi by „sleepy Joe”, jak go nazywa Trump, poradził sobie jako prezydent w sytuacji kryzysowej. Amerykanista przypomina, że ostateczne zatwierdzenie kandydatów Republikanów i Demokratów nastąpi na konwencjach tych partii w lipcu.
Szanse Bidena nie tak duże. […] Widzą, że Trump się bardzo stara.
W USA też są dyskusje, czy wybory nie powinny zostać przeprowadzone w formie korespondencyjnej. Demokraci są zwolennikami tego rozwiązania w przeciwieństwie do Republikanów. Powodem takich stanowisk jest fakt, że w tych stanach, gdzie głosuje się korespondencyjnie wygrywają Demokraci. Prof. Szafrański informuje, iż jest pięć amerykańskich stanów, w których głosuje się wyłącznie za pomocą poczty. Przytacza jako ciekawostkę fakt, że Amerykanie po raz pierwszy głosowali w ten sposób już w 1775 r. Dotyczyło to wówczas walczących z Brytyjczykami żołnierzy Armii Kontynentalnej.
Nancy Pelosi chce powszechnego głosowania pocztowego we wszystkich stanach. Donald Trump jest tego przeciwnikiem.
Amerykański prezydent zapowiedział weto w przypadku nieuwzględnienia jego postulatów. Poza rezygnacją z postulatu upowszechnienia głosowania korespondencyjnego domaga się on uwzględnienia znacznego obniżenia podatków od wynagrodzenia. To ostatnie ma pomóc amerykańskiej gospodarce stanąć na nogi.
Uzależnienie Zachodu od Chin, utrata miejsc pracy, unijna polityka klimatyczna, niskie ceny ropy i błąd Rosjan. O problemach światowej gospodarki mówią prof. Adam Prokopowicz i prof. Bogdan Szafrański
Prof. Adam Prokopowicz mówi, że epidemia koronawirusa objawiła, jak bardzo kraje Zachodu są uzależnione od chińskiej gospodarki. To pokazuje słabe punkty systemu ekonomicznego, w którym działa obecnie zglobalizowany świat. Wobec tego sądzi, że prymitywna globalizacja nie jest rozwiązaniem. Należy więc stworzyć inny model produkcji aniżeli ten obecny. Prezes Instytutu Globalnych Innowacji, Ekonomii i Logistyki tłumaczy, że prezydent Donald Trump chce handlu wolnego i uczciwego.
Nie mówimy tylko o handlu, ale też o przepływie kapitałów i przepływie gospodarstwa narodowego.
Zauważa, że problemy z dostawami powodują kolosalne szkody po obu stronach. Stwierdza, że państwa rozwijające się mają „bardzo dziwne rządy: dyktatorów, mafii, które zabierają bogactwo narodowe od narodu”. Opowiada o swojej książce, którą napisał na temat Chin, gdyż obecnie o Chinach pisze „każdy kto jest kimś, albo nikim”.
Chiny na zasadzie samogwałtu politycznego i moralnego wyłączyły się z uczestnictwa w światowej gospodarce.
Obecnie zaś Państwo Środka ponownie się do niej włącza, co musi zmieniać układ gospodarczy. Prof. Prokopowicz zaznacza, że „nie można pozbawiać krajów rozwijających się perspektyw, które mają”. Odnosi się także do sytuacji w Unii Europejskiej. Jej problemem jest przerost biurokracji.
Brexit jest czymś absolutnie uzasadnionym. Nikt nie zapytał się, dlaczego brexit się stał. […] Unia Europejska przerosła samą siebie.
Krytykuje wymierzone w węgiel regulacje unijne przywołując przykład Australii, której premier stwierdził, że jego kraj nie będzie rezygnować z jednego ze swych bogactw naturalnych. Będzie za to szukał bardziej ekologicznych sposobów eksploatacji węgla.
Prof. Bogdan Szafrański o ogromnych spadkach na światowych giełdach, co było spowodowane potanieniem ropy o ponad 30 proc. Omawia manewr Rosji, która postanowiła zwiększyć własne wydobycie ropy, by w ten sposób uderzyć w Amerykanów pozyskujących ropę z łupków.
Wydaje się, że Rosjanie nie biorą pod uwagę, że Amerykanie mogą zmniejszyć wydobycie.
Dodaje, iż „gospodarka amerykańska jest bardziej odporna na kryzysy” niż europejska czy chińska. Prof. Prokopowicz przypomina, że w Stanach mamy rok wyborczy, co oznacza, że „albo Ameryka będzie krajem demokratycznym i otwartym albo przekażemy go w ręce kogoś, kto będzie chciał go usocjalizować”. Mówi o tym jak „długookresowy program rozwoju Stanów Zjednoczonych” został zakłócony przez Covid-19.
Pojawił się coronavirus jako element, który ten system destabilizuje.
Daniel Obajtek o tym jak rozwija się PKN Orlen i jak korzystają na tym inne firmy, zmianach w zarządzaniu spółkami państwa i swojej znajomości z Robertem Kubicą.
Daniel Obajtek opowiada o otwarciu pierwszym dziecięcym hospicjum na Litwie, w którym brał udział. PKN Orlen wniósł wielkie pieniężny wkład w budowę ośrodka. Następnie mówi o chęci przejęcia przez jego przedsiębiorstwo Energi.
Produkujemy więcej energii elektrycznej niż Energa.
PKN Orlen złożył do Komisji Europejskiej wniosek dotyczący przejęcia wytwórcy i sprzedawcy energii elektrycznej. Natomiast sprawa fuzji Orlenu z Grupą LOTOS S.A. trwa. KE powinna wydać decyzję jeszcze w tym roku, co do operacji.
Lotos to zdecydowanie trudniejszy proces, zdecydowanie większe formalności. Do połowy roku decyzja będzie.
Prezes PKN Orlen przedstawia jego wyniki za czasów rządów PiS i koalicji PO-PSL. Okazuje się, że wyniki w ciągu ostatnich czterech lat (23 mld zysku netto) są w porównaniu z ośmioma latami PO-PSL (2,9 mld złotych zysku) rewelacyjne. Krytykuje panujący za poprzedniej ekipy rządzącej „postsowiecki układ spółek”, na którym tracili Polacy. Zauważa, że jeśli chodzi o koncentrację kapitału to „BP kapitalizacji ma ponad 130 mld dolarów”, podczas gdy Orlen nawet po fuzji z Lotosem będzie miał 16 mld.
Nasza firma jest jedną z najlepiej rozwijających się firm w tej części Europy.
Obajtek tłumaczy, dlaczego akcje Orlenu na giełdzie staniały. Wynikają one z ogólnych niepokojów na giełdzie. Przypomina, że „jeszcze osiem miesięcy temu były powyżej stu złotych”. Omawia reanimacje spółek prowadzone przez Orlen. Ocalona została rafineria Orlen Południe. Na nogi stanął też Orlen Lietuva. Nasz gość podkreśla, że z firm będących w grupie Orlen, aż 99% zarabia. Ponadto opowiada o zaangażowaniu Orlenu w sport, w szczególności w Formule 1.
Jako Orlen interesujemy się bardzo dużo sportem.
Wsparcie dla sportu jest dobre dla budowania marki. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego wspomina swoją rozmowę z Robertem Kubicą i początki swej znajomości ze sportowcem.
Chiny oskarżają USA o to, że zamiast realnie pomagać ws. koronawirusa rozsiewają panikę swoimi komentarzami i podejmują niezalecane przez WHO działania jak zakaz podróży do Chin.
Dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus przemawiając w Genewie stwierdził, że zakazy podróżowania w związku z epidemią są niepotrzebne:
Nie ma powodu dla środków niepotrzebnie zakłócających międzynarodowe podróże i handel.
Powtórzył tym samym komunikat jaki 30 stycznia wydało w tej sprawie WHO. NA wskazania te powołała się, cytowana przez portal dziennik.pl, rzeczniczka MSZ Chin, krytykując postępowanie Stanów Zjednoczonych, będących „pierwszym krajem, który zasugerował częściowe wycofanie pracowników swojej ambasady w Chinach, a także pierwszym, który wprowadził zakaz wjazdu dla podróżnych z ChRL”. Dodała, jak podaje Reuters, że:
To właśnie rozwinięte kraje jak Stany Zjednoczone z silnymi epidemiologicznymi placówkami i możliwościami prewencyjnymi, stanęły na czele nakładania nadmiernych restrykcji wbrew zaleceniom WHO.
Chiński ambasador przy Narodach Zjednoczonych Li Song podkreślił, że społeczność międzynarodowa musi uczciwie podchodzić do epidemii i nie siać paniki publicznej.
Jak informuje Reuters, w skutek ostatnich wydarzeń ucierpiała chińska giełda, a juan miał najgorszy dzień od sierpnia.
Tomasz Machura o wyborach w Wielkiej Brytanii, ty, jaka jest ich stawka i czemu poglądy Jeremy’ego Corbyna nie są akceptowane nawet przez część jego własnej partii.
Tomasz Machura mówi o wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii, które odbywają się w czwartek. Żaden z komentatorów nie pragnie przewidywać, kto mógłby je wygrać. Albowiem Partia Konserwatywna i Partia Pracy „szły łeb w łeb” w przedwyborczym wyścigu.
To pierwsze wybory naprawdę przełomowe. Przedstawione są dwie radykalnie różne wizje Wielkiej Brytanii.
Torysi mówią dużo o zakończeniu Brexitu i o budowaniu dynamicznej gospodarki brytyjskiej z niskimi podatkami. Tymczasem Jeremy Corbyn postuluje nacjonalizację kolei i firm energetycznych. Chciałby on upaństwowić firmę będącą dostawcą internetu, by zapewnić obywatelom Wielkiej Brytanii „darmowy” internet. Za ten ostatni Brytyjczycy musieliby zapłacić ze swych podatków, ale jak twierdzą socjaliści, tylko ci bogaci.
Duża część mediów poparła Borisa Johnsona […] mówiąc, że to jedyna szansa by Wielka Brytania zachowała swój status silnej, gospodarki […] zderegulowanej, o niskich podatkach.
Media prawicowe, związane z Partią Konserwatywną poparły w znacznej mierze obecnego premiera. Jeżeli zaś chodzi o media lewicowe i tradycyjnie sprzyjające laburzystom, to jak zwraca uwagę Machura, część z nich poparła Corbyna, ale wiele też zachowało neutralność.
Jeremy Corbyn […] od lat 70. swych poglądów nie zmienił. Ma bardzo silne, jak niektórzy mówią, trockistowskie poglądy.
Poglądy szefa Partii Pracy są nie do zaakceptowanie dla części brytyjskiej lewicy, w tym nawet dla części laburzystów. Jak podkreśla nasz gość:
Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, takich jak ta, gdy 15 posłów Partii Pracy napisało list do swoich wyborców, by tym razem nie głosowali na Partię Pracy.
Socjalistyczni parlamentarzyści stwierdzili wprost, że współrządy ich partii doprowadziłyby Wielką Brytanię do katastrofy. Wśród postulatów Corbyna jest, poza wspomnianą nacjonalizacją, zmuszenie dużych firm brytyjskich, notowanych na giełdzie, by przekazały rządowi 10% swoich akcji, z których dochody mają być przeznaczone na wyrównywanie nierówności społecznych.
Wstępne wyniki wyborów będziemy znać po 22, kiedy ukarze się sondaż exit poll. Do tego czasu media nie mogą podawać cząstkowych wyników wyborów, ani pokazywać głosujących ludzi. Inaczej niż w Polsce, cisza wyborcza w Zjednoczonym Królestwie trwa tylko w czasie samego głosowania.