Bruksela porozumiała się z Pekinem w sprawie umowy inwestycyjnej. Polska zgłasza zastrzeżenia

Polska zgłosiła swoje zastrzeżenia do umowy inwestycyjnej między UE a Chinami, którą wynegocjowała Komisja Europejska. Nasz kraj wyraził zaniepokojenie m.in. tempem rokowań.

Andrzej Sadoś, ambasador Polski przy Unii Europejskiej proszony o komentarz w tej sprawie zauważył, że:

 Umowa była negocjowana przez siedem lat, dlatego wyrażamy wątpliwość co do nagłego przyspieszenia i to trzy tygodnie przed rozpoczęciem prac przez nową amerykańską administrację. Powinna ona być, zdaniem Polski, włączona w rozmowy Unii Europejskiej z Chinami – powiedział.

Polscy dyplomaci zwracają uwagę pośpiech w rokowaniach i kwestie geopolityczne.

Uzgodnienia pomiędzy Komisją Europejską a Chinami jak na razie odbyły się na poziomie politycznym. Do wejścia umowy w życie koniecznie jest ratyfikowanie jej przez kraje unijne. Niezbędna jest także zgoda Parlamentu Europejskiego. Cały proces ratyfikacyjny może potrwać od roku do dwóch lat.

A.N.

Źrdło: IAR/PR 24

 

Postkobieca rewolucja październikowa – wydanie polskie, z zewnątrz wspierane/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 77/2020

Wulgarność i antykatolickie, bluźniercze ekscesy pokazały, że rzekome kobiety będące w wypowiedziach propagandowych „rewolucją”, swoje zrobiły i mogą odejść. Ich miejsce zajęła tłuszcza.

Piotr Sutowicz

Rewolucja październikowa

W czasach komunizmu rocznica rewolucji październikowej w Rosji była obchodzona niezwykle hucznie. Nie miała, co prawda, rangi święta państwowego, co nakazywało obywatelom iść do pracy, a uczniom do szkół. Ci ostatni bywali tam w tym listopadowym – zaraz przypomnę dlaczego – dniu po to, by uczestniczyć w okolicznościowych akademiach, na których recytowano stosowne wiersze radzieckich i polskich komunistycznych poetów, tudzież śpiewano pieśni i piosenki rzekomo rewolucyjne. Sam byłem, widziałem, pamiętam. Mnie też kazano śpiewać i recytować. Szczególnie jakoś zapamiętał mi się stosowny okolicznościowy wierszyk Władysława Broniewskiego, zaczynający się od słów: „Kłaniam się rosyjskiej rewolucji czapką do ziemi, po polsku: radzieckiej sprawie, sprawie ludzkiej, robotnikom, chłopom i wojsku”.

Co do samej rocznicy, obchodzona była u nas 7 listopada, chociaż przez cały tydzień, w którym wypadała, organizowano jakieś imprezy towarzyszące, akademie, spektakle, w telewizji puszczano stosowne okolicznościowe filmy, zarówno dokumentalne, jak i fabularne, a w ramach teatru telewizji zdarzały się premierowe spektakle o Leninie. Starszym przypominać nie trzeba, a może… W końcu odzwyczailiśmy się od kalendarza juliańskiego i niezbędnej dla nas, łacinników, wiedzy, że kiedy w Rosji, obojętnie czy carskiej, komunistycznej, czy obecnej, jest jeszcze październik, my cieszymy się listopadem. Komuniści w Polsce, organizując swoje obchody, mieli z tym niejaki problem. Otóż 7 listopada dzieli od jedenastego tylko kilka dni, a jak się domyślamy, w tym drugim dniu obchodów żadnych robić nie należało. Co prawda, od czasu do czasu pojawiały się narracje w rodzaju „wpływ rewolucji październikowej na niepodległość Polski”, ale to był margines. Generalnie było jak z pierwszym maja: flagi, zarówno biało-czerwone, jak i te całkiem czerwone, mogły wisieć właśnie w tym dniu, ewentualnie drugiego do południa, ale w żadnym wypadku nie mogły pozostać do trzeciego.

Po co takie „popeerelowe” październikowe reminiscencje?

Ano, przypomniało mi się o nieboszczce sowieckiej rewolucji przy okazji naszej rodzimej. Ta wybuchła mniej więcej w tym samym czasie co sowiecka, tyle że w naszym czasie. Jej celem też było i chyba jest zniszczenie starego świata, i też na pewno stoi za nią zagraniczna propaganda, kapitał i polityka. Analogie są coś zanadto ewidentne, by z czystym sumieniem powiedzieć, że jako państwo i społeczeństwo nie za wiele nauczyliśmy się od historii.

Kobiety jako siła napędowa rewolucji

Proletariaty, będące siłą napędową rewolucji, mogą być różne: ten klasyczny, znany z rewolucji komunistycznych z przeszłości, lub nowy – zastępczy. Do rewolucji można zagnać np. aryjską większość przeciwko semickiej mniejszości – chociaż to też jest melodia przebrzmiała – młodzież, która wystąpi przeciwko starym, można do tego użyć ludzi z tzw. ruchu LGBT, ale można i kobiety przeciwko… no właśnie, czemu? Wmówić kobietom, że ich wrogami są mężczyźni, którzy nie chcą aborcji, jest hasłem chwytliwym, ale na dłuższą metę trudnym do utrzymania. We wszelkich protestach feministycznych i proaborcyjnych mężczyźni również uczestniczą. Można, co prawda, powiedzieć, że pełnią rolę, jaką w klasycznej interpretacji marksizmu państwowego okresu PRL pełniła tzw. postępowa inteligencja, która nie była klasą pracującą miast i wsi, ale za to ją wspierała i wraz z nią budowała socjalizm, a potem pewnie to samo miała robić z komunizmem. Niemniej wroga trzeba zdefiniować jakoś inaczej. Mężczyzna nadaje się do tej roli wtedy, gdy jest katolikiem albo żyje we własnej rodzinie, którą kocha. Źle, jeśli ma dziecko niepełnosprawne, bo nie można mu nic zarzucić. Wtedy można powiedzieć, że jest wsteczny, opresyjny, sprzyja pedofilom w sutannach i do tego zmanipulował bądź zmusił swoja żonę (partnerkę) do cierpień związanych z urodzeniem chorego „płodu”, bo do tego sprowadzała się początkowa retoryka postkobiecej rewolucji.

Później wszakże, jak w każdej rewolucji, hasła się radykalizowały. Po jakimś czasie trudno je było jednoznacznie zracjonalizować, trudno też podejrzewać, by stały za nimi autentycznie bojące się urodzenia ciężko chorego dziecka panie. Wulgarność i antykatolickie, bluźniercze ekscesy, które wtargnęły w przestrzeń publiczną, czyniąc przedmiotem wrogości wszystkich dookoła, łącznie z tymi, którzy odmawiali różaniec, pokazało jedno: rzekome kobiety będące, w wypowiedziach propagandowych „rewolucją”, swoje zrobiły i mogą odejść. Ich miejsce zajęła tłuszcza, która – i tu znowu cytat – „wyrażała swój słuszny gniew”.

Od początku wiadomo, że nie o kobiety tu szło. Tak jak nikogo z twórców tej kampanii nie obchodzi ich prawo wyboru do urodzenia chorego dziecka. Co najwyżej może chodzić o nieskrępowaną możliwość dokonywania aborcji, choć trzeba zaznaczyć, że jest to tylko jeden z celów rewolucji.

Ona

Ta rewolucja, gdybyśmy ją uosobili, chce tego co zwykle: zburzenia porządku i zastąpienia go innym ładem, czy raczej przeciwieństwem ładu. O to chodziło kiedyś bolszewikom, nazistom, ale i ruchom kontrkulturowym, Pol Potowi, aktywistom LGBT i tak dalej. Po prostu nadarzyła się okazja i wykorzystano ją maksymalnie, zarządzając irracjonalnym strachem przed zniewoleniem rzekomo serwowanym przez rząd i Kościół.

Rewolucja jest najczęściej ładnie opakowana. Na pudełku napisane jest „wolność”, a jej się generalnie chce. Niestety w dzisiejszym ponowoczesnym świecie to pojęcie sprowadza się do zwykłej anarchii, wynikającej ze słynnego „róbta co chceta”. Jedni w związku z tym chcą ćpać i prawa do ćpania się domagają, drudzy chcą afirmacji swoich odmiennych od większościowych postaw seksualnych czy ogólnie obyczajowych. Im bardziej coś jest dziwne, im trudniejsze do estetycznej czy moralnej akceptacji, tym jaskrawiej się eksponuje. Jeszcze inni nie wiedzą, czego chcą, ale – chcą.

Wszystko, co tu piszę, jest pewną oczywistością, widzieliśmy to w mediach, zarówno tych starego typu, jak i nowszych, tzw. społecznościowych. Tam też można było najbardziej jaskrawo zobaczyć falę nienawiści do świata, jaka wylewała się spod palców piszących na klawiaturach. Pogardę tę widać było na zdjęciach i filmikach.

Obrazki te nie są taką znowu nowością, w Polsce też mieliśmy przygrywki do tego, co się działo. Do nich należy zaliczyć wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu sprzed 10 lat, ale też ekscesy z lata tego roku, których symbolem stał się facet drapiący się publicznie po jajkach (przepraszam za słowa, ale to tylko opis tego, co i tak wszyscy widzieli). Takie zachowania są stare jak świat. Objawy dekadencji w takiej postaci towarzyszyły wszystkim rewolucjom rozwalającym zastany porządek. Tak było w rewolucji francuskiej czy towarzyszyło przewrotowi komunistycznemu w Hiszpanii w latach trzydziestych; o bolszewikach w tym tekście napisałem już wystarczająco wiele.

Gdybyśmy weszli głębiej w historię, to być może trzeba by sobie zadać pytanie: czy dekadencja jest narzędziem rewolucji, czy też odwrotnie, istnieje sama z siebie i ją tylko wykorzystuje? Dekadencki Rzym na przełomie starożytności i średniowiecza upadł pod naporem barbarzyńców, ale nie był przecież ich dziełem.

Pewnie prawda leży pośrodku, niemniej jestem zdania, że pewne zjawiska występujące samoistnie są z zewnątrz wspierane.

Jedno jest pewne. To nowe, które idzie, nie jest propozycją nowej organizacji życia społecznego, to prosta droga do jego dezorganizacji. Zakłócanie możliwości przemieszczania się ludzi, organizacji gospodarki, a przy okazji zaburzanie funkcjonowania łańcucha dostaw, który w czasie medialno-politycznej pandemii i tak był zakłócony, ma służyć jednemu: obaleniu władzy.

Cui bono?

W tym miejscu trzeba zadać to stare prawnicze, choć może również polityczne pytanie: Kto tak naprawdę na rozróbie w Polsce korzysta? Po pierwsze ci, którzy chcą zmiany władzy w Polsce. Na pewno do tej grupy zaliczają się wszelkie globalne ośrodki lewicy, ogromnie możne i w takim samym stopniu bogate. Zmiana władzy czy wręcz anarchizacja życia w Polsce może też być na rękę różnym ośrodkom siły, globalnym jak i regionalnym. Na pewno za PiS-em nie przepadają Niemcy, którzy mimo przeprowadzonej denazyfikacji i wizualnym pozbyciu się atrybutów mocarstwowości nie porzucili swych marzeń o panowaniu na wschodzie. Nie chodzi o to, że partia ta w swym programie czy gospodarczych przedsięwzięciach jest jakoś szczególnie antyniemiecka, ale w dyskursie wewnętrznym na pewno na taką się kreuje. Jeśli chodzi o konkrety, to prawdopodobnie bardzo irytuje naszych zachodnich sąsiadów blokowanie możliwości dokończenia budowy rurociągu Nord Stream 2, która to blokada identyfikowana jest z polsko-amerykańską zmową. Poza tym polityka niemiecka, tak na użytek wewnętrzny, jak i na eksport, zdaje się być mocno lewicowa i lewicowość wspiera, z wyjątkiem sytuacji, w której zagrożone są czysto niemieckie interesy. Z jednej strony jest to dość dziwaczny balans, z drugiej jednak trudno go krytykować, gdyż do tej pory przynosił temu krajowi i jego narodowemu kapitałowi zdecydowane korzyści.

Skoro wymieniłem ów fatalny rurociąg i jego beneficjentów, to trzeba uczciwie przyznać, że Rosja też nie przepada za władzą w Polsce, którą może obarczać kilkoma swoimi międzynarodowymi porażkami, a kwestia wydarzeń smoleńskich z kwietnia 2010 roku zdaje się być ciągle niezabliźnioną politycznie raną. Poza tym pamiętajmy, że dla części rosyjskich polityków Polska jest bliską zagranicą, która winna być objęta strefą wpływów.

Oba ośrodki na pewno starają się mieć wpływ na media i propagandę. Bez wątpienia dysponują tu swoimi narzędziami.

Nie przypadkiem ekolodzy w Polsce nie protestują przeciwko budowie gazociągu czy ściekom w Wiśle, ale przeciw przekopowi Mierzei Wiślanej

To już jest oczywiście tylko jeden, stosunkowo mały przykład. Na pewno można jeszcze dla ilustracji dodać znaną wypowiedź lewicowego polityka, obecnie prezydenta stolicy, który kwestionował konieczność budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego wobec istnienia eleganckiego lotniska w Berlinie. Nietrudno odnieść wrażenie, że wojna światopoglądowa, jaka obecnie się u nas rozpętała, może mieć korzenie geopolityczne.

Na arenie międzynarodowej Polska jest sojusznikiem, o ile nie wasalem Stanów Zjednoczonych. Wydaje się więc, że tam nie znajdziemy chętnych do destabilizowania sytuacji. Twierdzenie takie jest jednak naiwnością. W USA też trwa spór polityczny o podłożu ideologicznym i ma on swe odzwierciedlenie w koncepcjach polityki zagranicznej. Było to widać w trakcie kampanii prezydenckiej i na pewno będzie widoczne w późniejszym czasie. Polityka USA wobec Polski jest wyraźnie niekonsekwentna. Z jednej strony mamy wypowiedzi Donalda Trumpa o tym, jak jesteśmy ważni, z drugiej – połajanki pani ambasador mówiącej o tym, że stoimy po złej stronie historii. Może to być zaplanowana strategia, zabawa w dobrego i złego glinę, trudno powiedzieć. Nie należy zapominać, że w Stanach Zjednoczonych są różne globalne ośrodki finansowe, także te rewolucyjne, co każe nam brać pod uwagę, że i stamtąd może płynąć bezpośrednia inspiracja i pieniądze dla potencjalnej rewolucji w Polsce.

Wszystkie te wymienione przeze mnie powierzchownie możliwości łączy nacisk światopoglądowy, jakby niezależny od geopolityki; albo inaczej: światopogląd staje się narzędziem walki geopolitycznej. Tak już w historii bywało. Przecież panowanie komunizmu w Polsce wiązało się z przynależnością naszych ziem do określonego bloku geopolitycznego.

Zmiana oblicza światopoglądowego Polski jest na rękę podmiotom na pozór nie mającym ze sobą wiele wspólnego. Wspierają one różne grupy nacisku, które przypadkiem, albo i nie przypadkiem, spotkały się przy okazji rewolucji październikowej.

Dlaczego?

Czy to można było przewidzieć? Trudno powiedzieć. Przynajmniej z mojej perspektywy skala zjawiska każe przypuszczać, że wybuch został gdzieś przygotowany i zorganizowany. To, że nie było go widać na poziomie mediów, to nic dziwnego, ale czy na pewno nie wiedziały o tym służby? Wydaje się to rzeczą dziwną. Możemy mieć do czynienia z kilkoma możliwościami: albo służby wiedziały i sprzyjały nowemu ruchowi, w sensie – nie są lojalne wobec rządzących w Polsce, albo wiedziały i rzecz całą koordynowały, co daje pole do różnych domysłów, które na razie pozostawię na boku, albo nie wiedziały, co oznacza, że nasze państwo, mimo rządowych deklaracji, jest w stanie opłakanym. Ponieważ nie jestem władny tej kwestii rozstrzygnąć, zajmę się czym innym: dlaczego grunt pod protesty był tak podatny?

Otóż przede wszystkim mogliśmy jasno zobaczyć efekty kilku dziesiątek lat działalności systemu szkolno-wychowawczego i pracy mediów liberalnych i lewackich. To, że protesty tak masowo poparła młodzież, oznacza też kompletną klęskę np. katechezy szkolnej i wszystkich modeli i programów duszpasterskich. Oczywiście mam tu na myśli ich wymiar społeczny i nie odnoszę się do indywidualnego nawrócenia określonych ludzi.

Niestety poległo zupełnie wychowanie patriotyczne oparte na historii. Młodzież, która przeszłości nie zna i znać nie chce, jest gotowa na wszystko i podatna na każdy głos namawiający ją do najbardziej szkodliwych działań. Nie jest to oczywiście zjawisko wyłącznie polskie.

Pisze o tym choćby Papież Franciszek w swej ostatniej encyklice Fratelli tutti jako o problemie globalnym. Być może jest to kolejna podpowiedź pozwalająca nam poszukiwać źródła rewolucji w bezdusznym, globalnym kapitalizmie, bawiącym się ideologiami i wykorzystującym je do swoich egoistyczno-finansowych celów. Jest to więcej niż prawdopodobne. Najprawdopodobniej Papież wie, o czym pisze. To z powodu tego zagrożenia nawołuje on do powrotu do wartości narodowych osadzonych właśnie w historii, tyle tylko, że jego też upolityczniono i wsadzono do wora z ekologami i różnymi dziwakami.

Ta ostatnia konstatacja oczywiście nie na wiele nam się przyda. Stracone lata bardzo trudno będzie odrobić, o ile w ogóle okaże się to możliwe. Kolejne miesiące coraz bardziej ukażą nam przesunięcie dyskursu społecznego na lewo, w stronę anarchizacji, a to bardzo szybko może się skończyć narodową katastrofą. Ponieważ przedział pomiędzy dniem, kiedy piszę ten tekst, a dotarciem tych słów do czytelnika dzieli spora przepaść czasowa, to być może, że ta oto moje projekcja już się zrealizowała.

Wracając na koniec do mojego wstępu poświęconego recepcji obchodów rocznicy rewolucji październikowej w okresie mojego dzieciństwa: przyszedłem na świat i dorastałem w czasie i na obszarze, gdzie obowiązującą narracją była ta o determinującej roli walki klas w historii. W Polsce była ona wręcz zadekretowana prawnie. Na szczęście to się skończyło, ponieważ mało kto w nią wierzył, a jeśli nawet tacy byli, to większość tej wiary nie podzielała. Zapewne częściowo był to niezawiniony sukces szkoły, gdzie sztuczność państwowych obchodów budziła raczej politowanie bądź opór zamiast akceptacji.

Niestety lata mijają i sytuacja się odwróciła. Być może wielkimi krokami zbliżamy się do rzeczywistości, w której walka klas stanie się praktyką życia. Oby nie.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja październikowa” znajduje się na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja październikowa” na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Musimy liczyć głównie na siebie. Jesteśmy gwarantem bezpieczeństwa państw bałtyckich – Strategy & Future – 22.11.2019

Jak trzyminutowa rozmowa Churchilla ze Stalinem zaważyła na naszej sytuacji strategicznej? Jakie znaczenie mają Białoruś i państwa bałtyckie? Jaka powinna być polska armia? Mówi dr Jacek Bartosiak.

Towarzysz Stalin śmieje się z piekła, w jaki pasztet nas wsadził.

Dr Jacek Bartosiak mówi o wadze decyzji podjętej w Teheranie o tym, że Obwód Kaliningradzki będzie częścią ZSRR. Stało się tak wbrew woli polskich polityków, którzy przyszłość całych Prus Wschodnich widzieli w Polsce. Obecnie „Kaliningrad blokuje swobodne wyjście z Gdańska, łamie tożsamość ryzyka państw natowskich”. Państwa Bałtyckie są bowiem położone pod nosem ośrodków rosyjskich, a Morze Bałtyckie może być przez Rosję odcięte przez zaminowanie cieśnin.

Pojawia się rozziew między interesem kolektywnym światowym a naszym interesem narodowym. Politycznie należy to zaadresować.

Geopolityk podkreśla, że potrzebna jest nam „wyraźna deklaracja, że jesteśmy objęci rozszerzonym odstraszaniem nuklearnym”. Obecnie bowiem tkwimy w strategicznym niedookreśleniu. Dodaje, iż Polska jest gwarantem bezpieczeństwa państw bałtyckich. Ta rola naszego kraju jest tym istotniejsza, że bez państw bałtyckich, jak mówi, „załamie całą architekturę bezpieczeństwa” budowaną przez USA. Amerykanie „nie mogą dopuścić, że w Eurazji powstanie regionalny hegemon”, gdyż mogłoby to oznaczać wypchnięcie ich z Europy.

Zauważa przy tym, że choć obwód Kaliningradzki byłby obok Białorusi miejscem, z którego by wyszła rosyjska ofensywa w przypadku wojny Rosji z Polską, to sam obwód nie byłby się w stanie bronić, gdyby został zaatakowany. Z tego powodu Rosjanie, żeby go utrzymać, musieliby przeciąć państwa bałtyckie na linii Pstrów-Ryga-Taurogi-Sowieck.

Musimy liczyć przede wszystkim na siebie […] rozbudowywać własną armię.

Dr Bartosiak stwierdza, że najlepiej byłoby, jakby wojska amerykańskie stacjonowały nie tylko w Polsce, ale też w państwach bałtyckich. Amerykanie nie zdecydują się na to jednak, gdyż boją się i wolą mieć wolne miejsca. Polska musi zaś zdecydować, jakie chce mieć wojsko: czy nastawione na zagranicznej ekspedycje takie jak w Iraku i Afganistanie, czy nastawione na walkę koalicyjną razem z Amerykanami, czy na samodzielną obronę kraju. Tę ostatnią doktrynę Polska realizowała w 1919 i 1939 r., a siłą nastawioną do walki uzupełniającej były Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie i Ludowe Wojsko Polskie.

Zlikwidowanie Białorusi zawsze zmienia układ sił na korzyść Rosji. Przyszłość Białorusi jest być może najważniejszą z punktu widzenia państwa polskiego.

Ekspert podkreśla strategiczne znaczenie kontroli nad terenami Białorusi. Krytykuje dotychczas prowadzoną przez Polskę politykę wobec Białorusi, zwracając uwagę na to, że opierała się ona na ufności w siłę przyciągania Zachodu. Tymczasem ten ostatnie może osłabnąć lub dogadać się z Rosją tudzież jedno i drugie. Polska w takim wypadku zostaje bez instrumentów, bo nie budowała własnej strategii wobec tego kraju. Tymczasem Warszawa mogłaby zaoferować Mińskowi kapitał, dostęp do rynku, do portów w Gdańsku etc. Przypomina, że na początku lat 90. Polska otrzymała „propozycję unii z Białorusią od przywódców białoruskich”. Oba kraje były jeszcze wówczas na podobnym poziomie rozwoju. Strona polska odrzuciła jednak tę propozycję.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

A.P.

Dr Grzegorz Lewicki: Sferę istot rozumnych będzie zarastać sfera cyfrowa

Gość Popołudnia WNET omawia zagadnienia związane ze zwiększaniem roli Internetu w życiu społecznym i politycznym.

Dr Grzegorz Lewicki mówi tym,  jak rozwój Internetu wpływa na życie codzienne, oraz na stosunki międzynarodowe. „Okazuje się, że tak jak my używamy Internetu, […], Internet używa sobie nas”- dobitnie stwierdza dr Lewicki. Ekspert wskazuje, że Internet „karmi” się kliknięciami, i na ich podstawie „mapuje” użytkowników. Podkreśla, że dotyczy to zwłaszcza posiadaczy kont na portalach społecznościowych. Gość „Popołudnia WNET” wskazuje, że dokładnie nie wiemy, co koncerny cyfrowe robią z naszymi danymi. Dr Lewicki zwraca uwagę, że takich danych nie posiadają politycy. Rozmówca Łukasza Jankowskiego przypomina również, że korzystanie z Internetu nie jest neutralne dla ludzkiego umysłu.

Mówiąc o geopolitycznym aspekcie tematu, dr Grzegorz Lewicki zwraca uwagę, ze państwa niechętne Stanom Zjednoczonych ( które przecież są miejscem funkcjonowania najważniejszych koncernów cyfrowych), starają się przejść poza sferę dostępną dla tychże koncernów. Filozof zwraca uwagę na różnicę między  cywilizację zachodnią, gdzie rządy wprowadzają regulacje dot. ochrony danych osobowych, a krajami takimi jak Chiny czy Rosja, gdzie władze liczą się z obywatelami w stopniu minimalnym. Dr Lewicki stwierdza, że

Odbywa się wielka geopolityczna rywalizacja o złoża danych […], potrwa przez 10 lat

Dr Lewicki prognozuje, że dalszy rozwój Internetu doprowadzi do erozji „poczucia wyjątkowości” poszczególnych ludzi.

Sferę istot rozumnych będzie zarastać sfera cyfrowa

Na potwierdzenie tej tezy Lewicki przytacza przykład chińskich toalet otwierancyh przez aplikację z danymi o osobie otwierającej.

Na koniec, dr Lewicki mówi o zagrożeniu, jakie niesie za sobą dopuszczenie Chin do budowy sieci 5G.

A.W.K

„Chinom chodzi o obalenie dominacji Zachodu funkcjonującej od czasów Magellana” – Strategy and Future- 18.10.2019

Na czym polega i jak przebiega konflikt między Stanami a Chinami i jaki ma to związek z Bliskim Wschodem?
W audycji Strategy and Future Łukasz Bartosiak i Krzysztof Bartosiak rozmawiają o geopolityce.

Dr Jacek Bartosiak mówi o rozwijanym przez siebie projekcie „Strategia i przyszłość”, która ma prezentować oryginalne spojrzenie na problemy geopolityki. W zespole pracują nie tylko Polacy, ale również Anglosasi i ludzie z innych krajów. Region, w którym żyjemy, można określić jako pomost bałtycko-czarnomorski. Strategiczne znaczenie mają tutaj linie wyznaczane przez Dźwinę i Dniepr.

Mamy wojnę trzydziestoletnią o nowy układ sił na Bliskim Wschodzie.

Ekspert zauważa, że ład i równowaga w regionie załamała się wraz z amerykańską inwazją na Irak. Akcja ta, w której widzi on część planu transformacji Bliskiego Wschodu w kierunku demokratycznym, nie powiódł się. Obecnie Ameryka wycofuje się zmęczona. Stronnictwo realistów, którego aktualnie słucha Donald Trump, opowiada się za porzuceniem przez USA roli policjanta w tym regionie na rzecz dbania o balans sił i ograniczenie się do kontroli szlaków morskich i obecnością w strategicznych punktach. Porównać to można do polityki Wielkiej Brytanii wobec Europy w XIX w. Ze statusem wszech-mocarstwa nie jest jednak łatwo się pożegnać- w administracji Trumpa są także zwolennicy utrzymania dotychczasowej kontroli USA nas światem.

Historia oceni Donalda Trumpa- przejdzie do historii jako wielki prezydent albo jako prezydent, który skończył imperium amerykańskie.

Pierwsza opcja będzie miała miejsce, jeśli wygra grę  z Chinami o kontrolę nad przepływami światowymi. Chińska koncepcja Nowego Jedwabnego Szlaku jest wyzwaniem rzuconym Stanom kontrolującym szlaki oceanu światowego. Z tego powodu Donald Trump chce skupić się na rywalizacji z Chinami. Bartosiak przywołuje uwagi Steve’a Bannona, który zauważył, że na obecnym modelu globalizacji, który  tracą najbardziej właśnie ci, którzy walczą o obecny ład światowy w misjach zagranicznych poczas, gdy na amerykańskich Środkowym Zachodzie (Mid-West), z którego pochodzą, następuje pauperyzacja klasy średniej, fabryki przeniosły się do Azji. Jednym z celów polityki Trumpa jest reindustrializacja Ameryki.

Wszyscy się śmieją, że trzeba płacić za opiekę nad tankowcami.

Jednocześnie „Trump mówi, że Ameryka ma dość” brania na siebie kosztów ochrony międzynarodowym szlaków komunikacyjnych po to by mógł na tym, zarabiać np. niemiecki przemysł. Amerykański prezydent uważa, że nadszedł czas by beneficjenci amerykańskiej ochrony (np. tankowców przed piratami), zaczęli za nią płacić.

Militarne zwycięstwo nad Chinami jest nierealne, więc Stany używają swojej przewagi na rynku technologia i finansów „żeby zdusić Chiny”. Obecnie między tymi krajami trwa wojna handlowa, propagandowa, a zaczyna się i walutowa. Bartosiak podkreśla fakt, że to dolar stanowi podstawę wymiany światowej, co daje Amerykanom ogromną władzę.

Na przestrzeniach Eurazji rządzą imperia. Imperia lądowe mają twardą rękę, imperia morskie są łagodniejsze.

Rywalizacja chińsko-amerykańska jest pojedynkiem między imperium morskim (USA) a lądowym (Chiny). Kiedy Amerykanie ogłaszali powstanie Partnerstwa Transpacyficznego Xi Jinping „ogłosił budowę w Kazachstanie budowę nowego szlaku”. Tym samym rzucił wyzwanie Amerykanom przez stwierdzenie w ten sposób: „to my będziemy  teraz kontrolować przepływy kapitałowe”. Bartosiak zwraca uwagę, że Polska i inne kraje naszego regionu przez budowę Trójmorza blokują koncepcje Chińczyków, stawiając na współpracę z Ameryką. Tymczasem Niemcy, w których stacjonują amerykańskie wojska, kontynuują dogadywanie się z Rosją i dopuszczają Chiny do 5G.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

A.P.

Hanna Shen: Trwa rozgrywka pomiędzy USA a Chinami. Wyspy Salomona zrywają stosunki dyplomatyczne z Tajwanem

Chinom mocno zależy na osłabieniu Tajwanu oraz zapobiegnięciu reelekcji prezydent Caj Ing-wen. Zerwanie stosunków to sukces Pekinu w kontekście obchodów 70 rocznicy powstania komunistycznych Chin.

 


Hanna Shen, korespondentka polskich mediów na Tajwanie komentuje sytuację związaną z zerwaniem oficjalnych relacji Wysp Salomona z Tajwanem na rzecz Chin. Od momentu objęcia prezydentury przez Caj Ing-wen z proniepodległościowej Demokratycznej Partii Postępowej w 2016 roku, już sześć państw odwróciło się od Tajwanu, skłaniając się w stronę Pekinu:

W Tajwanie zbliżają się wybory na początku 2020 roku, w których Caj Ing-wen będzie starać się o reelekcję. Zerwanie oficjalnych stosunków przez te kraje jest działaniem inspirowanym przez Chiny.

Chinom nie podoba się władza Tajwanu, więc poprzez rezygnację z oficjalnych relacji dyplomatycznych krajów ościennych chcą one wywrzeć presje na mieszkańcach:

W Wydawnictwie Komunistycznej partii Chin oficjalnie napisano, iż jeśli  Caj Ing-wen wygra wybory w 2020 roku, to Chiny zrobią wszystko, aby Tajwan stracił sojuszników.

Jak dodaje Hanna Shen, Chinom zależało, aby jak najszybciej doszło do zerwania oficjalnych relacji Wysp Salomona z Tajwanem. Chiny szykują się do wielkiego świętowania 70 rocznicy powstania państwa komunistycznego w dniu 1 października, a każde wydarzenie związane z osłabieniem Tajwanu jest w Państwie Środka sukcesem:

Dla Tajwanu jest to bardzo ważne wydarzenie pod kątem wizerunkowym, gdyż dziś kraje, które uznają Tajwan, nie liczą się zbyt mocno w rozgrywce geopolitycznej. […] Chiny na pewno chcą mieć swoje wpływy w regionie Oceanii i wyprzeć stąd Australię i USA. To na pewno jest niebezpieczeństwo.

Gość „Poranka WNET” odnosi się także do wznowienia rozmów handlowych pomiędzy USA a Chinami. Jak zaznacza, Tajwan jest częścią tej rozgrywki. Donald Trump chciałby pierwszą część tzw. dealu dotyczącego wyłącznie spraw handlowych, zawrzeć przed wyborami w USA. Natomiast sprawy dotyczące technologii, Huawei i 5G miałyby zostać kontynuowane już po wyborach.

Zbliża się zgromadzenie ogólne ONZ, na którym ma wystąpić Trump. Mówi się, że ma być tam poruszony temat tego, co dzieje się w Xinjiangu, chińskiej prowincji 3 razy większej od Francji:

Tam według szacunków ponad milion Ujgurów [muzułmanie, grupa etniczna pochodzenia tureckiego, jedna z 55 mniejszości uznanych oficjalnie w Chińskiej Republice Ludowej – przyp. red.] ma być przetrzymywanych w obozach koncentracyjnych. Mówi się też o tym, że przebywają tam również chrześcijanie.

A.M.K.

Dr Bartosiak o F-35: Myślę, że sami Amerykanie do końca nie wiedza jak używać tego samolotu, takie on ma zdolności

„Zakup F-35 to bardzo wyraźny sygnał, że chcemy być ze Stanami Zjednoczonymi w tym czasie przełomu, kiedy Amerykanie walczą o utrzymanie swojego przywództwa w świecie, które wcale nie jest pewne”.

 


Jacek Bartosiak komentuje wizytę Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Prezydenci obu państw podpisali tego dnia deklarację dot. zwiększenia militarnej obecności USA na terytorium Polski. Samą deklarację Bartosiak określa mianem symbolu i sygnałem, iż podejmujemy się współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, w tym ważnym momencie dla nas i dla Ameryki, gdy „stary ład” już nie istnieje:

Wybieramy współpracę oparciu o potęgę morską, która będzie wspierała nasze dążenia do tego, żeby być niezależnym podmiotem na nizinie środkowoeuropejskiej. […] To sygnał dla świata, że jesteśmy w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, w czasie trwających na świecie przemian politycznych.

Gość Poranka WNET, specjalista ds. geopolityki, zaznacza, że rotacyjne stacjonowanie 1000 żołnierzy amerykańskich nie ma znaczenia militarnego, ale symboliczne. Jest pokazaniem, iż sojusz ten jest dla amerykanów istotny. Komentuje on także samą deklarację zakupu 32 myśliwców F-35, którą określa mianem „wyboru geopolitycznego”:

Niemcy nie są wcale chętne do wyboru F-35, ostatnio dochodzą sygnały, że Turcy też nie są chętni. F-35 jest jednym wielkim sensorem, który zapewnia system świadomości sytuacyjnej, globalnej projekcji sił USA. To bardzo wyraźny sygnał, że chcemy być ze Stanami Zjednoczonymi w tym czasie przełomu, kiedy Amerykanie walczą o utrzymanie swojego przywództwa w świecie, które wcale nie jest pewne. […] Wybór tego samolotu jest wprost związany z popieraniem Stanów Zjednoczonych.

Jacek Bartosiak wyjaśnia również samą specyfikę samolotu F-35, który jest nie tyle myśliwcem, ile samolotem uderzeniowym przełamującym obronę powietrzną przeciwnika:

To rodzaj zupełnie nowej platformy załogowej, który wyznaczy nowe horyzonty funkcjonowania sił powietrznych. Myślę, że sami Amerykanie do końca nie wiedza jak używać tego samolotu, takie on ma zdolności.

Posłuchaj całej wypowiedzi już teraz!

A.M.K.

Antoni Macierewicz: Dziennikarz ,,Faktu” zapowiedział, że za milion złotych zorganizuje zamach i mnie zabije

Były szef Ministerstwa Obrony Narodowej podsumowuje 20. rocznicę wejścia Polski do NATO, sytuację międzynarodową po Szczycie Bliskowschodnim oraz komentuje skandaliczne zachowanie dziennikarza „Faktu”

Były szef Ministerstwa Obrony Narodowej podsumowuje 20. rocznicę wejścia Polski do NATO, sytuację międzynarodową po Szczycie Bliskowschodnim oraz komentuje skandaliczne zachowanie dziennikarza „Faktu”

Zdaniem byłego szefa Ministerstwa Obrony Narodowej, Polska nie powinna skupiać się jedynie na sojuszu militarnym między naszym państwem a Stanami Zjednoczonymi. Powinna raczej koncentrować się na rozbudowie własnej siły, temu bowiem – jak deklaruje – służył strategiczny przegląd obronny, zrobiony w latach 2016-2017, który wyznaczył terminarz i kształt inwestycji w Polskie wojsko, tak aby mogło ono samo skutecznie przeciwstawić się potencjalnemu przeciwnikowi. Jak dodaje gość Poranka WNET, realizacja planu powinna nastąpić w roku 2032, pod warunkiem, że Polska będzie wydawała do 2,5 proc. PKB na zbrojenia.

Zdaniem Antoniego Macierewicza, NATO było zawsze strukturą niezależną od polityki prowadzonej przez poszczególne państwa, i tak nadal jest. Problem polega na tym, że Państwa Europy Zachodniej, takie jak Francja czy Niemcy, nie chcą wydawać pieniędzy na zbrojenia, przez co ich armia się degradują i nie mogą zapewnić bezpieczeństwa w naszym rejonie.

– Dlatego tak ważny jest dla nas bezpośredni, strategiczny sojusz z USA – mówi Antoni Macierewicz. Podkreśla jednak, że bezpieczeństwo będzie zależało nie tylko od skuteczności kształtowania sojuszu polsko-amerykańskiego oraz od działania NATO, ale równie mocno od naszej własnej siły.

Macierewicz ocenia również sytuację międzynarodową po Szczycie Bliskowschodnim, który odbył się w Polsce. Zdaniem byłego ministra, rząd zgodził się na przeprowadzenie konferencji bliskowschodniej na naszym terytorium, nie ze względu na sojusz z USA, ale dlatego, że naszym interesem jest zminimalizowanie napięcia oraz doprowadzenie do sytuacji pokojowej na Bliskim Wschodzie, a Iran jest jego ważną częścią.

Wielu ekspertów zarzuca PiS-owi, że jego polityka zagraniczna jest jednokierunkowa, tj. oparta na współpracy z USA. Macierewicz uważa, że tak nie jest. Przedstawia szereg państw, z którymi Polska ma mocne kontakty.

Czy jesteśmy gotowi na konflikt z innym krajem? – Konflikt trwa, a Rosja nieprzerwanie od 2008 r. prowadzi agresywną politykę zagraniczną – uważa Antoni Macierewicz.

Macierewicz odnosi się również do śledztwa wokół Bartłomieja M. oraz do zapowiedzi jednego z dziennikarzy ,,Faktu”, który napisał, że za milion złotych zorganizuje zamach na jego osobę.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy!

JN

 

 

 

 

 

 

 

 

Żaryn: My sami dostarczyliśmy antypolskiej amunicji, legitymizując osoby, które nie są reprezentatywne w tym temacie

Prof. Jan Żaryn bardzo krytycznie wypowiada się o sposobie organizacji paryskiej konferencji poświęconej Zagładzie. Twierdzi, że polski rząd nie powinien wspierać projektów godzących dobre imię Polski

Prof. Jan Żaryn komentuje w Poranku WNET paryską konferencję pt. „Nowa Polska Szkoła Historii Zagłady”. Uważa, za żenujący fakt, że współorganizatorem wydarzenia jest Polska Akademia Nauk. – My sami jako Polacy dostarczyliśmy amunicji antypolskiej legitymizując wystąpienia osób, które nie są reprezentatywne w tym temacie – mówi kategorycznie. Przypomina, że zignorowano osoby, których badania nie pasują do narracji prezentowanych na konferencję. Chodzi m.in. o prof. Chodakiewicza, Gontarczyka czy samego Żaryna.

Dla Żaryna hańbiące jest przyznawanie grantów „naukowcom” pokroju Jana Tomasza Grossa czy Barbary Engelking. – To masochizm – mówi. Autor „Dziejów Kościoła w Polsce” sądzi, że antypolskie tezy dotyczące zagłady Żydów wynikają z jakiejś niechęci wobec naszego kraju.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!

organizacji konfer poświęconej Holokaustowi konferencji w Paryżu. Sugeruje również, że Polska nie powinna dotować projektów godzących w jej dobre imię

Węgry starają się utrzymać pozytywne relacje z każdą globalną potęgą- mówi gość radia WNET, analityk Dávid Szabó [VIDEO]

Jest zagrożenie, że w przyszłości kraje naszego regionu staną się pionkami w grze, na którą nie mają wpływu – między Berlinem, Paryżem, Moskwą i Stambułem na południu. Lub szerzej – Chinami i USA

Węgry mając świadomość, ze są krajem średniej wielkości starają się utrzymać pozytywne relacje z każdą globalną potęgą – mówi w Poranku WNET Dávid Szabó, analityk Fundacji Századvég – związanego z obozem rządzącym think-tanku. – Stąd m.in. nasze ścisłe relacje z Rosją. Relacje, które opierają się przede wszystkim na pragmatyzmie. Mamy kilka obszarów o znaczeniu strategicznym, gdzie te kontakty są realizowane. Jednym z takich obszarów są polityka energetyczna, handel. Rosja kredytuje budowę elektrowni atomowej na Węgrzech, sprzedaje nam gaz i paliwa kopalne. Ale pomiędzy nami istnieje współpraca również w innych sektorach. I tak, wykonawcy rosyjscy przeprowadzili pełną renowacje parku pojazdów trzeciej linii metra w Budapeszcie. W Egipcie zostanie przeprowadzona wspólna inwestycja kolejowa – wykonawców i rosyjskich i węgierskich.

Ścisła współpraca z Rosją odbywa się pomimo tego, że Węgry poparły kwestię nałożenia na Rosję sankcji przez kraje Unii Europejskiej oraz NATO.

– Atak na Ukrainę nie był dla nas bez znaczenia – mówi Szabó. – Na forum NATO i UE Węgry przyjmują zawsze takie stanowisko, jak pozostali członkowie. Jednak rząd zawsze stoi na stanowisku, że należy utrzymywać stabilne i zrównoważone stosunki ze wszystkimi.

Węgry widzą również największe zagrożenia dla obecnego porządku. Zdaniem analityka Fundacji Századvég należą do nich destabilizacja Unii Europejskiej, której przyczyną jest migracja, Brexit w obecnym kształcie oraz konflikty pomiędzy administracją w Brukseli a rządami krajów członkowskich Unii Europejskiej.

– Za zagrożenie uważamy również to, że że w najbliższej przyszłości kraje regionu mogą stać się pionkami graczy w grze, na którą nie będą mieli wpływu. Mówię o Berlinie i Paryżu, Moskwie, czy Stambule na południu. A idąc szerzej mówię również o USA i Chinach.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!