Kardynał Bustillo bardzo się ucieszył, że książka przyjechała do niego z Polski. Od razu – jak to zwykle bywa – skojarzył Polskę z Janem Pawłem II, a Kraków – z Papieżem Polakiem.
Polska książka o Leonie XIV zrobiła wrażenie na kard. Bustillo, który w rozmowie z Radiem Wnet opowiedział o konklawe, nowym papieżu i tym, jak Kościół łączy różnorodność z jednością.
Kardynał François Bustillo to biskup Ajaccio na Korsyce, od 2023 roku kardynał mianowany przez papieża Franciszka. Pochodzi z Hiszpanii, jest franciszkaninem konwentualnym, znanym z otwartości duszpasterskiej i wyczulenia na problemy ubogich. Od lat działa we Francji, gdzie zyskał opinię człowieka dialogu żyjącego blisko ludzi, potrafiącego łączyć franciszkańską prostotę z nowoczesnym myśleniem o misji Kościoła.
Biskup Ajaccio przyjął książkę z serdecznością i szczerym zdziwieniem.
„Ale jak to, tak szybko powstała?” – dopytywał. Kard. François Bustillo nie zna polskiego, jednak wertując strony, zwrócił uwagę na wielkość tomu, jakość jego wydania i zamieszczonych w nim ilustracji. – „To wygląda bardzo profesjonalnie” – mówił, pokazując, jak bardzo możemy być dumni z rzeczy powstających w Polsce.
Przy okazji nie mogłem nie zapytać kardynała o samo konklawe i wybór Leona XIV. Odpowiedział z prostotą i przejęciem: wybór był szybki, bo – jak to ujął – zadziałał Duch Święty. Nie chodziło o taktyczne układanki, ale o wzajemne zaufanie i otwartość na Jego działanie.
Kardynał Bustillo opisał nowego Ojca Świętego jako człowieka „łagodnego i zdecydowanego”, nośnika dobra dla Kościoła i całego świata. – „To coś wspaniałego, mieć nowego papieża, który wniesie do Kościoła świeżość i nowość” – podkreślał z wyraźnym entuzjazmem.
Jaki to będzie pontyfikat? Kardynał z Korsyki przewiduje pewną kontynuację kursu Franciszka – zwłaszcza co do wrażliwości na ubogich – ale też odejście od prostego kopiowania, bo to przecież inny człowiek. „Leon XIV ma własne doświadczenia: wyniesione z USA, z Peru i z Rzymu – i to właśnie one ukształtowały jego unikalne spojrzenie i pomysły, które wniesie do Kościoła”.
Zapytany o sam moment konklawe, kard. François Bustillo zamyślił się na chwilę. Wspomniał niesamowitą atmosferę kaplicy Sykstyńskiej, podkreślając, że to nie tylko miejsce głosowania, ale też skarb dziedzictwa artystycznego i duchowego Kościoła.
„Ogromne wrażenie wywołuje tam – mówił – patrzeć na freski Michała Anioła i czuć ciężar historii, a jednocześnie widzieć wśród głosujących kardynałów ludzi z Nowej Zelandii, Australii, Afryki, Azji… To ogromne wrażenie zobaczyć na własne oczy powszechność Kościoła, tę jedność w różnorodności, a także dostrzec, jak bardzo – mimo różnic – potrafiliśmy porozumieć się w sprawach najważniejszych”.
Ta właśnie uniwersalność, katolickość Kościoła – stanowiła motyw przewodni wielu moich rozmów w Rzymie i jeden z tematów, które starałem się pokazać w mojej książce. „Leon XIV. Biografia ilustrowana” to przecież nie tylko opowieść o pierwszych tygodniach pontyfikatu czy szczegółowy życiorys papieża Prevosta, ale także próba uchwycenia obrazu Kościoła, który naprawdę jest powszechny – i przez to żywy.
Na koniec – kard. Bustillo bardzo się ucieszył, że książka przyjechała do niego z Polski. Od razu – jak to zwykle bywa – skojarzył Polskę z Janem Pawłem II, a Kraków – z Papieżem Polakiem. To było dla mnie miłe potwierdzenie, że dobre skojarzenia wciąż działają.
Nie chcę robić z tego przesadnej sensacji, ale powiem szczerze: taka książka jest ewenementem nie tylko na polskim rynku. Na świecie rzadko ukazuje się tak obszerna i bogato ilustrowana biografia papieża niemal natychmiast po jego wyborze. Jeśli udało się ją zawieźć aż na Korsykę i zainteresować nią tamtejszego kardynała – to znaczy, że było warto.
Dr Adam Sosnowski przekonuje w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim z Radia Wnet, że choć Leon XIV podąży drogą synodalną, nie będzie kopią Franciszka.
Dr Adam Sosnowski to autor, tłumacz i redaktor od lat związany z tematyką watykańską i Kościołem katolickim. Autor pierwszej w Polsce i najobszerniejszej na świecie biografii papieża Leona XIV, którą przygotował na podstawie ponad stu rozmów, niepublikowanych wcześniej dokumentów i wielotygodniowych badań w Rzymie. Jego relacje z conclave pojawiały się na antenie Radia Wnet i Radia DEON Chicago. Oto krótka rozmowa o najnowszych decyzjach papieża Leona XIV
7 lipca Watykan opublikował kolejne wytyczne dotyczące tzw. procesu synodalnego, w tej sprawie wypowiedziała się także s. Nathalie Becquart, podsekretarz Synodu Biskupów, podkreślając, że „droga synodalna będzie kontynuowana”. Czy to oznacza cios w katolików tradycyjnych?
Adam Sosnowski, autor biografii Leona XIV pt. „Leon XIV. Biografia ilustrowana” (wyd. Biały Kruk): Nie sądzę. Kontynuacja procesu synodalnego, jak to nazwała Stolica Apostolska, jest hasłem, które można wypełnić wieloraką treścią i nie wiemy, w jakim kierunku będzie chciał pójść papież Leon XIV. Samo hasło synodalności wielu kojarzy się źle, bo za czasów pontyfikatu papieża Franciszka stało się pewnym pojęciem-wytrychem, pod płaszczykiem, którego próbowano – nieraz także wbrew Franciszkowi – wprowadzić progresywną agendę.
Do tego Leon XIV nie dopuści. Nowy papież jest człowiekiem bardzo wyważonym i systematycznym, wyraża się z dużą precyzją. Nie spodziewam się, aby w trakcie tego pontyfikatu również dochodziło do takich dwuznaczności jak podczas poprzedniego pontyfikatu.
To znaczy?
Sam synod nie jest niczym złym, ani też niczym niezwykłym w historii Kościoła. To po prostu spotkania biskupów, księży czy też nawet świeckich, zwoływane, żeby wspólnie ustalić ważne sprawy wiary lub duszpasterstwa – od lokalnych synodów diecezjalnych po wielkie sobory powszechne, jak Sobór Nicejski czy Watykański II. Już w Dziejach Apostolskich mamy opisany pierwszy „synod”, czyli sobór jerozolimski, kiedy Apostołowie i liderzy pierwszego Kościoła dyskutowali, czy nawróceni poganie muszą zachować wierność prawom żydowskim. To pokazuje, że rozmowa, dialog i dyskusja w Kościele są rzeczą nie tylko normalną, ale pożądaną. I taka praktyka z pewnością jest też zgodna z charakterem Leona XIV, który lubi poznać punkt widzenia innych, zanim sam podejmie decyzje. Zbierając materiał do jego biografii, którą napisałem już po jego wyborze, jeden z amerykańskich biskupów powiedział mi, że na ostatnich spotkaniach synodalnych w Rzymie siedział przy okrągłym stole pewnej grupy roboczej z kard. Robertem Prevostem. Z wszystkich siedzących przy stole jako kardynał był najwyższy rangą, ale nie odzywał się prawie wcale, tylko słuchał innych. Leon po prostu taki ma charakter, więc zupełnie mnie nie dziwi, że pod tym kątem kontynuuje tzw. drogę synodalną.
Ale sugeruje Pan, że jest jeszcze inna perspektywa na ten proces?
Tak, bo za Franciszka można było odnieść wrażenie, że droga synodalna oznacza odejście od centralnej władzy papieskiej w stronę autonomicznych decyzji poszczególnych episkopatów lokalnych. Można dyskutować o tym, czy taki rzeczywiście był zamysł papieża Franciszka, ale z pewnością taką interpretację wybierały środowiska skupione, chociażby wokół biskupów niemieckich. Z punktu widzenia katolickiego oczywiście nie może być na to zgody. Chrystus ustanowił Kościół, pierwszego papieża Piotra i na tym prymacie opiera się cała sukcesja apostolska aż do Leona XIV.
Silna władza papieża ma decydujące uzasadnienie ewangeliczne, a ponadto jest punktem odniesienia dla wiernych na całym świecie i to już na przestrzeni dwóch tysięcy lat.
To tak naprawdę, jakie stanowisko zajmuje Leon XIV w tej kwestii?
Pamiętajmy o tym, że ten pontyfikat trwa dopiero dwa miesiące, a Kościół działa powoli, choć skutecznie. Większość decyzji personalnych czy instytucjonalnych pierwszych 62 dni Leona XIV są wynikiem długotrwałych procesów wewnątrz kurialnych zapoczątkowanych jeszcze za Franciszka. Niemniej Leon XIV dał nam już jasne sygnały nadziei, że będzie dążył do konsolidacji i wzmocnienia centralnej władzy papieskiej. W homiliach zwracał uwagę na fakt, że wiele należy wymagać od biskupów, ale najwięcej od biskupa Rzymu – papieża – bo to on jest Wikariuszem Chrystusa i podejmuje ostateczne decyzje w imieniu Kościoła. Notabene, sam ten tytuł – Wikariusz Chrystusa – został przez Leona XIV przywrócony, bo Franciszek go de facto usunął. A przywrócenie tego tytułu też wiele mówi.
29 czerwca papież Leon osobiście nałożył paliusze nowym arcybiskupom metropolitom, co wcześniej zostało zarzucone przez Franciszka. Leon wrócił do tego zwyczaju, aby pokazać, że centrum Kościoła jest w Rzymie, a nie w lokalnych episkopatach. A dzisiaj papież wysłał list napisany po łacinie do kard. Burke’a, dziękując mu za szczerą posługę wobec Kościoła. Dodajmy, że. Kard Burke został przez papieża Franciszka zupełnie zmarginalizowany, bo uchodził za symbol Kościoła tradycyjnego i konserwatywnego. Te gesty Leona XIV są ważne i wskazują dobry kierunek.
Czy jego biografia przed 8 maja 2025 r. pozwala nam wysnuć jakieś wnioski?
To bardzo zasadne pytanie. O. Robert Prevost rozprawę doktorską pisał o roli przeora w strukturach zakonu augustiańskiego. Inaczej mówiąc: od najmłodszych lat zastanawiał się nad tym, co oznacza bycie liderem w Kościele. Najpierw zajmował się tym w teorii, ale szybko również w praktyce, krok po kroku zajmując coraz to bardziej odpowiedzialne stanowiska. Od prowincjała augustianów po generała, ordynariusza diecezji w Peru, aż do prefekta dykasterii i wreszcie papieża. Wygląda to tak, jakby Opatrzność przygotowywała go do roli Następcy św. Piotra. Dotarłem do niepublikowanych wcześniej przemówień o. Roberta Prevosta z ostatnich 25 lat – m.in. z Peru, Włoch czy licznych podróż, które odbywał jako generał augustianów – i opublikowałem je w mojej biografii Leona XIV; one bowiem doskonale ilustrują poglądy papieża na wiele ważnych spraw Kościoła, w tym na rolę papieża i drogi synodalnej. Leon jest w tych poglądach konsekwentnym uczniem św. Augustyna. Wymiar wspólnotowy jest dla niego bardzo ważny, ale nade wszystkim stoi ewangeliczna jasność przekazu i nauka Chrystusa w centrum całego Kościoła. Dlatego uważam, że Leon XIV będzie kontynuował drogę synodalną, ale nie będzie to droga synodalna Franciszka, lecz droga Leona XIV, a więc bardziej ortodoksyjna i oparta na społecznej nauce Kościoła.
Ministerstwo kultury – kultury oczywiście powinno się wziąć w cudzysłowie – rozdało kilka dni temu blisko 7 mln zł na wsparcie czasopism ukazujących się w Polsce.
Ale co ciekawe w uśmiechniętej Polsce takie autorytety jak m.in. prof. Andrzej Nowak, prof. Wojciech Roszkowski, prof. Wojciech Polak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, ks. prof. Janusz Królikowski, Leszek Sosnowski czy red. Wojciech Reszczyński na wsparcieliczyć nie mogą.
Koalicja 13 grudnia woli wspierać rechot ze Smoleńska i szyderstwa z Pana Boga. Przyjrzymy się im po kolei.
„Więź”
Rekordzistą pod względem przyznanych pieniędzy jest „Więź”, czasopismo z komunistycznym rodowodem (powstałe w wyniku decyzji Biura Politycznego KC PZPR), które przez niektórych uznawane jest za katolickie, choć nie ma do tego podstaw. Jak podaje hasło Wikipedii dotyczące „Więzi”, już jego współzałożyciel Janusz Zabłocki, działacz polityczny z czasów PRL, agent wpływów partyjnych w środowiskach katolickich, pisał tak: „Więź nie będzie pismem katolickim w ścisłym znaczeniu tego słowa. Nie chcemy się zaliczać do «prasy katolickiej» i być związani z ortodoksją katolicką.”
„Więź” otrzymała łącznie 565 tys. złotych dofinansowania na swoją działalność, czyli głównie na wydawanie kwartalnika.
Co ciekawe, w komisji sterującej programem dotacyjnym ministerstwa kultury, zasiada Marek Radziwon, obecny prezes Polskiego PEN Clubu, a za pierwszej Platformy szef Instytutu Polskiego w… Moskwie. Jak podaje Wikipedia, jest on także współpracownikiem „Więzi”. Tak, dokładnie tej „Więzi”, która od ministerstwa kultury dostała ponad pół miliona złotych.
„Znak”
Niewiele mniej pieniędzy otrzymał także Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, bo 540 tys. złotych. Te trzy wnioski – dwa „Więzi” oraz jeden „Znaku” – zostały najwyżej ocenione przez zespół sterujący oraz ministerstwo kultury.
Więź, Znak oraz – co zaraz okaże jeszcze niezwykle ważne – Tygodnik Powszechny wywodzą się z tego samego środowiska. Były one blisko związane zarówno pod względem personalnym, jak i ideowym. Czołowi ich twórcy – tacy jak Jerzy Turowicz, Tadeusz Mazowiecki, Józefa Hennelowa, Stefan Wilkanowicz czy Stanisław Stomma – współpracowali z tymi instytucjami, często pisząc równocześnie do „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” oraz angażując się w działalność „Więzi”.
Znak i Więź dostały zatem ponad 1,1 miliona złotych. A teraz spójrzmy na tzw. zespół sterujący powołany przez ministerstwo kultury.
Są w nim:
– Olga Drenda, publikująca w „Tygodniku Powszechnym” oraz w wydawnictwie „Znak”. Za czasów koaliacji 13 grudnia załapała się także z programem do mediów publicznych.
– Beata Chomątowska, publikująca w „Tygodniku Powszechnym” oraz w wydawnictwie „Znak”. Ponadto, jak podaje Wikipedia, jest także współautorką scenariusza wystawy czasowej „Tu Muranów” w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.
– Cezary Łazarewicz, który otrzymał nominację do Hieny Roku za artykuł o relacjach Jarosława i Lecha Kaczyńskiego z ich ojcem Rajmundem pt. „Rajmund Kaczyński. Ojciec braci.” Wytoczył za nominację do Hieny Roku proces Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, który przegrał. Również opublikował jedną książkę w Znaku.
– Marek Radziwon, o nim już mówiliśmy, również połączony z „Więzią.”
– Beata Stasińska, publikująca w Tygodniku Powszechnym
– Grzegorz Jankowicz, powołany przez Bartłomieja Sienkiewicza szef Instytutu Książki, redaktor Tygodnika Powszechnego, w którym wydał także książkę.
Ostatnim członkiem zespołu jest prof. Piotr Śliwiński, jako jedyny nie połączony bezpośrednio z krakowskim środowiskiem Więzi, Znaku i Tygodnika Powszechnego.
W zarządzeniu z dnia 3 października 2024 dot. tych programów dotacyjnych jest mowa o tym, że „w przypadku zaistnienia konfliktu interesów, pracownik instytucji zarządzającej oraz członek zespołu sterującego podlegają wyłączeniu z czynności związanych z rozpatrywaniem wniosków”. Kto by został w tej komisji, gdyby wykluczyć bezpośrednio zainteresowanych… Dalej regulamin przewiduje, że
konflikt interesów to „sytuacja, w której interes prywatny pracownika instytucji zarządzającej lub innej osoby powołanej przez ministra do realizacji procedur w ramach programu wpływa na bezstronne i obiektywne wykonywanie powierzonych jej czynności.”
Najwidoczniej do konfliktu interesów by doszło tylko wtedy, gdyby jakiekolwiek pieniądze przydzielono czasopismom reprezentującym obóz patriotyczny w Polsce. A regulaminami ministerstwo tak samo się przejmuje jak konstytucją czy uchwalonymi przez inny skład parlamentu ustawami – najlepiej na ten temat mówią ostatnie oskarżenia Trybunału Konstytucyjnego sformułowane wobec aktualnego rządu.
Zdrada stanu ma różne wymiary, i ten wymiar wielki, i różne drobne formy lekceważenia państwa, nie mówiąc o kompletnym ignorowaniu po prostu zasady przyzwoitości.
„Czas Kultury”
Dwutygodnik „Czas kultury” jest dziełem głównie Rafała Grupińskiego, współzałożyciela Unii Wolności a potem Platformy Obywatelskiej. Specjalizują się w postmodernistycznej dewastacji kultury. Firma ta (dziś głównie strona internetowa) otrzymała blisko pół miliona złotych! Potężny zastrzyk finansowy. Rzecz jasna, że chodzi tutaj o „kulturę” szydzącą z uczuć religijnych katolików, czyli dominującej większości narodu polskiego.
Na stronie tego niszowego czasopisma przeczytamy m.in., że „Dla osób urodzonych w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, wychowanych w świecie, w którym Kościół miał ogromny wpływ na każdą sferę życia, trauma związana z religijnymi nakazami jest doświadczeniem pokoleniowym.” Do niedawna traumę mieli szykanowani w tamtym okresie przez komunistów lub neokomunistów – to jest jednak prawdą historyczna, a taką trzeba przemilczać a najlepiej zwalczać.
W perfidnej lewackiej nowomowie, która stara się zafałszować podłą treść uczonymi sloganami stwierdza się w „Czasie kultury”, że „sprowadzenie niewytłumaczalnych aksjomatów wiary do codziennego absurdu, zestawieniu ich z jedzeniem czy ogródkami działkowymi” obnaż „nonsensy religijnego dogmatu.” Oczywiście, że nie może na tych łamach zabraknąć także szyderstwa z tragedii smoleńskiej.
„Kontakt”
140 tys. zł w roku 2025 na rzadko się ukazujący periodyk „Kontakt” (30 zł za egzemplarz), który pisze m.in. „Chcemy krytycznie przyjrzeć się jego [Jana Pawła II] działalności jako głowy Kościoła, w tym pojawiającym się coraz częściej oskarżeniom o zaniedbania w tak newralgicznej sprawie jak nadużycia i przestępstwa seksualne duchownych.” Poświęcają tym oszczerstwo cały numer; zgodnie z hasłem rzuconym przez Wyborczą, by „odjaniepawlić Polskę. Totalne lewactwo wkręcające się w kręgi katolickie.
„Kultura Liberalna”
I tak można dalej wymieniać. Nie można pomiąć „Kultury Liberalnej”, która otrzymała 160 tys. złotych na rok 2025. Jest to pismo lamentujące nad tym, że „Trump wzmocni europejskich radykałów” i broniące Tuska, że ten musi jednak być trochę populistą, być móc skutecznie rządzić. . Małżeństwo Karolina Wigura (czołowa publicysta Kultury Liberalnej) i Jarosław Kuisz (twórca periodyku i redaktor naczelny) apelowali w New York Timesa na początku 2023 r., aby USA uzależniło pomoc finansową dla Polski od zmian polityki polskiego rządu; chodziło o wyeliminowani e obozu patriotycznego z polityki w Polsce.
140 tys. złotych powędrowało do „Liberté”, gdzie można poczytać szyderstwa na temat Karola Nawrockiego. Swoją drogą jest to niby takie niezależne, takie wolne, występuje o dotacje państwowe. Występuje i je dostaje.
Lista obdarowanych przez nową władzę jest jeszcze dostępna publicznie na stronie ministerstwa, każdy może sobie póki co sprawdzić.
Ale ciekawe jest też, komu ministerstwo pieniędzy nie przyznało. Oczywiście, większość konserwatywnych czasopism wniosków w ogóle nie składało, bo wiadomym jest, jaki obowiązuje klucz światopoglądowy w koalicji 13 grudnia. Niektórzy jednak chcieli przetestować nową władzę i potwierdzili światopoglądową oraz polityczną selekcję ministerstwa kultury.
„Kronos”, czasopismo o religii i metafizyce otrzymało zero punktów.
Tak samo odrzucono wnioski Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich czy polskich harcerzy. Podobny los spotkał miesięcznik „Wpis – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Został oceniony jako zbyt słaby merytorycznie – poprzednio miał najwyższe noty.
To przypomnijmy, że publikują w nim m.in. prof. Andrzej Nowak, prof. Wojciech Roszkowski, prof. Wojciech Polak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, ks. prof. Janusz Królikowski, Leszek Sosnowski czy red. Wojciech Reszczyński. W uśmiechniętej Polsce takie autorytety nie mogą liczyć na wsparcie. Koalicja 13 grudnia woli wspierać rechot ze Smoleńska i szyderstwa z Pana Boga.
Tu cały materiał filmowy o tym skandalu:
dr Adam Sosnowski
Autor jest filologiem oraz doktorem literaturoznawstwa (UJ).
25 listopada wydawnictwa Biały Kruk rusza z wielką ogólnopolską akcją promującą czytelnictwo polskich książek patriotycznych, historycznych i religijnych. o
Inicjatywa ta ma na celu podkreślenie roli rodzimej literatury popularnonaukowej i artystycznej w budowaniu narodowej tożsamości, kultywowaniu tradycji i wzmacnianiu wartości chrześcijańskich.
Przez cały tydzień (tzw. Black Week) będzie okazja, aby nabyć za jedyne 5 (!) zł książki wybitnych autorów np. prof. Andrzeja Nowaka, prof. Wojciecha Roszkowskiego czy Adama Bujaka! I to książki stojące na najwyższym poziomie edytorskim, w twardych oprawach, na świetnym papierze, bogato ilustrowane.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z fotografikiem – artystą św. Jana Pawła II Adamem Bujakiem:
Akcja trwa dokładnie tydzień i w tym czasie czytelnicy będą mieć szansę kupić nie jakieś buble, ale prawdziwie bestsellerowe tytuły Białego Kruka. Organizatorzy przeznaczyli na ten cel w sumie aż 10.000 egzemplarzy! Mamy więc idealną okazję na zdobycie cennych lektur dla siebie, ale także na zakup za jedyne 5 zł wartościowego prezentu dla rodziny czy przyjaciół. To prezenty, które pozostaną w domach przez długie lata, służyć mogą następnym pokoleniom.
Organizatorzy stawiają na różnorodność, dlatego na miłośników dobrej polskiej książki codziennie czeka inny wartościowy tytuł. Jaki dokładnie? Są to wszystko wybitne dzieła, w tym nawet pierwszy tom słynnych „Dziejów Polski” Andrzeja Nowaka (cena detaliczna 89 zł), czy przepiękny album Adama Bujaka „Święta Rodzina” (cena detaliczna 99 zł) wprowadzający w atmosferę Świąt Bożego Narodzenia. Trzeba wejść na stronę www.bialykruk.pl i zapoznać się z całą listą oraz regulaminem zakupów.
Przy okazji tej akcji można kupić także inne książki z dużymi rabatami (do 50 proc.), co może skutkować dodatkowo gratisową wysyłką. Pytamy dyrektora wydawnictwa dr. Adama Sosnowskiego:
– Jak to możliwe, że w tych bardzo trudnych dla rynku księgarskiego czasach, decydujecie się na taką akcję? Nie poniesiecie strat?
– Mamy nadzieję, że nie, choć robimy taką akcję po raz pierwszy. Posiadamy jednak takie doświadczenie, że zdecydowana większość osób, które nabędą któreś z naszych książek, pozostaje przy nas już na bardzo długo. A to jest bardzo cenne. Poza tym od samego początku w politykę wydawniczą Białego Kruka wpisana jest promocja nie tylko naszych produktów, ale także wartości, które te produkty niosą.
– A nie będzie czasem tak, że już pierwszego dnia zniknie cały zapas książek? Są bardzo atrakcyjne…
– Chyba nie, ponieważ regulamin przewiduje możliwość zakupu przez jedną osobę tylko jednej książki. Każdego dnia będzie oferowany inny tytuł – odpowiada Adam Sosnowski. – Mamy oczywiście też więcej rabatów, można się z nimi zapoznać na naszej stronie internetowej, ale oferta po 5 zł obowiązuje tylko i wyłącznie podczas Black Weeks.
Wydawnictwo zapowiada jednak, że jeśli akcja „chwyci”, to zorganizuje podobną jeszcze przed Bożym Narodzeniem. To byłby kapitalny prezent świąteczny dla Polaków od zasłużonej krakowskiej oficyny, działającej z wielkimi sukcesami na polskim i europejskim rynku książki od 30 lat.