Tomasz Wybranowski: David Lynch – Nie będzie 4. sezonu serialu „Twin Peaks”. Radiowe pożegnanie twórcy mistrza – cz. 2

David Keith Lynch amerykański reżyser, aktor, producent, scenarzysta, muzyk i malarz. Był jednym z najbardziej kontrowersyjnych i charakterystycznych amerykańskich reżyserów filmowych. David Lynch wypracował własny styl, w którym równie istotną rolę odgrywają wszystkie elementy dzieła: postacie, światło, montaż, muzyka. W swoich filmach często odwoływał się do elementów surrrealistycznych, chętnie tworzył wariacje na temat ludzkiej podświadomości, marzeń i fobii. Część filmów, które stworzył David Lynch starała się pokazać ciemną, ukrytą stronę życia prowincjonalnych miasteczek. Światową sławę przyniósł reżyserowi serial telewizyjny „Miasteczko Twin Peaks”, zrealizowany w 1989 r. Filmy, które stworzył David Lynch były demaskatorskie („Mulholland Drive”, „Dzikość serca”, „Blue Velvet) odsłaniały kurtyny, przedstawiały zakulisowe życia bohaterów, skrywanych przed zewnętrznym światem intryg. Fabuła filmów artysty poprzez to staje się wielopłaszczyznowa, przy czym płaszczyzny te przenikają się wzajemnie. Rzeczywistość snu przenika się z rzeczywistością codzienności, przez co rozmyte wątki trudno jednoznacznie zinterpretować. Widz skazany jest na konieczność samodzielnego rozwiązywania zagadek, surrealistycznych metafor, łączenia przypadkowych zdarzeń w całość.

Zatrzymałem się w martwym punkcie, kiedy usłyszałem wiadomość o śmierci Davida Lyncha. W pierwszej chwili nie mogłem uwierzyć.

 Jak to możliwe, że ten człowiek, który przez lata kształtował moje sny, koszmary i wyobrażenia o kinie, odszedł na zawsze?

W głowie wciąż miałem obrazy z „Twin Peaks”, „Mulholland Drive” i „Blue Velvet”, które na zawsze zmieniły moje postrzeganie świata. Kino, które do tej pory było dla mnie tylko formą rozrywki, stało się czymś znacznie głębszym, a to wszystko za sprawą Lyncha.



 

Tutaj do wysłuchania II część specjalnego programu „Cienie w jaskini” – pożegnania Davida Lyncha:



 

Nie będzie czwartego sezonu „Twin Peaks”. I choć to tylko jedna z wielu strat, które przynosi ze sobą odejście tego artysty, czuję, jakby zniknęła część mojego świata. Wydawało się, że Lynch będzie wieczny. Jak Lemmy Kilmister, którego śmierć wydawała się  – dla mnie przynajmniej – niemożliwa, tak i teraz myślałem, że David Lynch będzie trwać, tworzyć i wytrwale łamać wszelkie zasady kina, jak zawsze. A jednak…

Jak świat kina zareagował na śmierć Davida Lyncha?
Reakcja była natychmiastowa. Ludzie z całego świata zatrzymali się na chwilę, by pomyśleć o tym, co dla nich oznaczał ten twórca. Dla mnie był kimś więcej niż tylko reżyserem – był mistrzem, który potrafił odkrywać przed widzem zakamarki ludzkiej psychiki, zmieniając nasze spojrzenie na rzeczywistość. Jego filmy nie były tylko rozrywką – były podróżą, w którą niektórzy z nas decydowali się wyruszyć, a inne osoby, chociaż przerażone, zostały wciągnięte przez tę nieodpartą magię.

„Twin Peaks” to nie tylko serial kryminalny, ale mistyczna podróż. Radiowe pożegnanie Davida Lyncha – cz. 1

Świat Lyncha był pełen lęku i piękna, groteski i kontemplacji, które sprawiały, że wciąż chcieliśmy wracać do tych obrazów, mimo że były tak dziwaczne, obce i niepokojące. A teraz, po jego śmierci, pozostaje tylko ta dziura, ta pustka, której nie da się wypełnić żadnym innym twórcą. Chciałbym uwierzyć, że znowu ujrzymy coś podobnego, ale serce podpowiada mi, że to raczej niemożliwe.

Miałem zaszczyt spotkać Davida Lyncha dwukrotnie – osobiście. Raz w Łodzi w 2004 roku i raz w Dublinie. I nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w jego obecności świat filmowy stawał się czymś więcej niż tylko iluzją. David Lynch nie był po prostu reżyserem, on był alchemikiem podświadomości. Potrafił wydobyć z rzeczywistości to, co najciemniejsze, a zarazem najpiękniejsze. Na żywo jego obecność była tak intensywna, jak jego filmy – z jednej strony twórcza, z drugiej – niepokojąca, jakby za każdym słowem kryła się wielka tajemnica, którą tylko on potrafiłby wyjaśnić.



 

Tutaj do wysłuchania rozmowa o spotkaniu z Davidem Lynchem Macieja Werka, lidera formacji Hedone:



 

David Lynch był artystą totalnym. Można by pomyśleć, że kino to tylko wierzchołek góry lodowej jego talentu. Jako malarz, muzyk, pisarz i reżyser, potrafił wykorzystać każdą z tych dziedzin, by tworzyć coś, co wykraczało poza tradycyjnie rozumiane granice sztuki. Jego filmy, takie jak „Mulholland Drive”, „Zagubiona autostrada” czy „Blue Velvet”, były jak magiczne lustra, w których odbijały się nie tylko lęki i pragnienia bohaterów, ale także nasze własne.

Nie wiem, czy kiedykolwiek powstanie filmy, które tak mocno wpłyną na mnie, jak „Blue Velvet” czy „Twin Peaks”. Choć świat się zmienia, to wciąż pozostaję przekonany, że twórczość Lyncha była czymś wyjątkowym – nie tylko w kinie, ale w całej historii sztuki.


Lynch w swoich wywiadach mówił często o tym, jak ważne jest, by zauważać „obwarzanka, a nie dziurę w nim”. W jego przypadku ta wypowiedź nabiera szczególnego znaczenia. Gdy patrzę na jego dorobek, czuję się, jakbym patrzył na tę dziurę – wypełnioną niezliczonymi wspomnieniami, wrażeniami, emocjami.

Tak, czuję tę pustkę, którą pozostawił. I choć mówi się, że artysta żyje w swojej twórczości, to po jego śmierci pozostaje nam tylko pamięć i jego filmy, które będziemy oglądać w nieskończoność.

Jak pogodzić się z utratą?

Pogodzenie się z tym, że David Lynch już nie stworzy nowego „Twin Peaks” czy nie nakręci kolejnego „Mulholland Drive”, jest prawie niemożliwe. Ale to, co możemy zrobić, to po prostu dziękować za wszystko, co dał nam jego geniusz. I patrzeć na te obrazy, które wciąż mają dla nas głęboki sens, jak zagubiona autostrada – drogowskaz do czegoś, czego nie do końca potrafimy pojąć.

 

Davidzie Lynchu, dziękuję za każdą wizję, którą podzieliłeś się z nami. Twój świat na zawsze będzie częścią mojego. – Tomasz Wybranowski

 

„Twin Peaks” to nie tylko serial kryminalny, ale mistyczna podróż. Radiowe pożegnanie Davida Lyncha – cz. 1

Według psychologa Carla Gustava Junga, archetypy są uniwersalnymi wzorcami psychicznymi obecnymi w ludzkiej podświadomości. W "Twin Peaks" odnajdujemy wiele archetypów. To "Cień" - Bob jako projekcja zła ukrytego w ludzkiej psychice i "Persona" - Laura Palmer, której życie podwójne (cnotliwej dziewczyny i osoby prowadzącej rozwiązły styl życia) odzwierciedla walkę między zewnętrznym wizerunkiem a wewnętrzną ciemnością. Anne Jerslev w "Realism and 'The Real' in David Lynch's Twin Peaks" (2001) argumentuje, że Lynch używa tych archetypów, aby badać granice między realnością a nierzeczywistością. Fot. Topolgnussy [Wikipedia]

David Lynch, twórca takich arcydzieł jak „Miasteczko Twin Peaks”, to jeden z najbardziej enigmatycznych reżyserów naszych czasów.

 Jego twórczość wnika w najgłębsze zakamarki ludzkiej psychiki i podejmuje trudne pytania o naturę rzeczywistości, duchowości i istnienia.

„Twin Peaks” to nie tylko serial kryminalny, ale także mistyczna podróż, która balansuje na granicy pomiędzy tym, co realne, a tym, co wykracza poza nasze pojmowanie świata. Lynch z każdą sceną kroczy po cienkiej linii, łącząc tajemniczość, niepokój i metafizyczne refleksje.



Tutaj do wysłuchania pierwsza część specjalnego programu „Cienie w jaskini” – radiowego pożegnania Davida Lyncha:



 

To, co wyróżnia jego dzieło, to zjawisko, które można by określić mianem metafizycznego dualizmu. Miasteczko Twin Peaks to przestrzeń, która jest znacznie więcej niż tylko zbiorowiskiem budynków i postaci. To mikrokosmos, w którym świat zewnętrzny – pełen pozornie normalnych ludzi i wydarzeń – spotyka się z niewidocznymi, transcendentalnymi siłami, które wykraczają poza ludzkie pojmowanie.

Czarna i Biała Chata, które stają się kluczowymi punktami w fabule, są symbolami tego, co ukryte, nieznane, nieuchwytne. Są jak bramy do innych rzeczywistości, w których czas i przestrzeń nie mają już swojej jednoznacznej formy.

Jednym z głównych wątków, które pojawiają się w „Twin Peaks”, jest także niepokojąca walka sił dobra i zła. W postaci Boba, ducha czystego zła, Lynch ukazuje, jak cienka jest granica pomiędzy tym, co „czyste” i „moralne”, a tym, co mroczne i destrukcyjne. Jego obecność nie jest jedynie metaforą zła zewnętrznego, ale również odbiciem ludzkiej psychiki – tej ciemnej strony, którą staramy się ignorować, ale która wciąż wpływa na nasze życie. Siły te wciąż ze sobą walczą, a my, widzowie, stajemy się świadkami tej duchowej bitwy, gdzie nie ma łatwych odpowiedzi.

Lynch bawi się także czasem i przestrzenią. W jego uniwersum wydarzenia nie toczą się w sposób linearny, co dodatkowo podważa nasze tradycyjne wyobrażenie o rzeczywistości. Zamiast tego, czas w „Twin Peaks” jest giętki, zmienny, niemal płynny. To jakby przypomnienie, że nasze życie, tak samo jak ten świat, jest pełne nieuchwytnych momentów, w których czas i przestrzeń zlewają się ze sobą. Ten aspekt twórczości Lyncha zbliża nas do myśli filozoficznych Heideggera, który mówił, że czas jest nie tylko linią, ale także wymiarem, który kształtuje naszą egzystencję.

Tomasz Wybranowski: David Lynch – Nie będzie 4. sezonu serialu „Twin Peaks”. Radiowe pożegnanie twórcy mistrza – cz. 2

Nie sposób też pominąć znaczenia tajemnicy, która jest fundamentem nie tylko fabuły, ale całej estetyki „Miasteczka Twin Peaks”. To seria pytań bez odpowiedzi, wskazujących na to, że rzeczywistość sama w sobie jest niepoznawalna. Zamiast szukać prostych wyjaśnień, Lynch stawia nas przed murem nieznanego, zmuszając do zastanowienia się nad tym, czym jest prawda, a czym iluzja. Jego dzieło pokazuje, że to, co widzimy, nie zawsze jest tym, czym się wydaje.

Metafizyka w sensie klasycznym dotyczy tego, co wykracza poza fizyczność świata, tj. pytania o naturę bytu, czasu, przestrzeni i rzeczywistości. W „Twin Peaks” metafizyczne zagadnienia przenikają narrację i estetykę, wyrażając się w takich elementach jak:
– dualizm rzeczywistości: Świat przedstawiony to nie tylko codzienność małego miasteczka, ale także przestrzenie transcendentne, jak Czarna i Biała Chata. Zgodnie z analizą Johna Kennetha Muir’a w „The Influence of David Lynch: Iconic Filmmaker and Lasting Legacy” (2015), te miejsca są metaforą ukrytych warstw rzeczywistości i ludzkiej psychiki, oraz
– walczące siły dobra i zła: Przedstawione w formie duchowych bytów, takich jak Bob (uosobienie zła) i strażnik Białej Chaty. Według analiz filozoficznych, np. w pracach Marka Fishera („The Weird and the Eerie”, 2016), obecność tych bytów podkreśla, że moralność i duchowość są nierozłączną częścią struktury wszechświata.

 

Przenikając w głąb „Twin Peaks”, można dostrzec także odniesienia do psychologii Carla Gustava Junga. Lynch niczym psychoterapeuta, bada najgłębsze zakamarki ludzkiej podświadomości, ukazując archetypy, które rządzą naszymi decyzjami i uczuciami.

Postać Laury Palmer, rozdarta między rolą cnotliwej dziewczyny a ukrytą ciemną stroną, to doskonały przykład walki między zewnętrzną persona a wewnętrznym cieniem. W ten sposób Lynch nie tylko stwarza opowieść o zbrodni, ale również o duchowej i psychologicznej ewolucji postaci.

Inspiracje duchowe i religijne także odgrywają tu niebagatelną rolę. Lynch, będący zwolennikiem medytacji transcendentalnej, przenosi te praktyki do swojego dzieła, wykorzystując symbole buddyjskiej Samsary i Nirwany. Czarna Chata staje się miejscem wiecznych narodzin i śmierci, a Biała Chata – przestrzenią, w której możliwe jest wyzwolenie z tego cyklu. To zaproszenie do duchowej refleksji, w której nie tylko świat przedstawiony, ale i nasze własne życie staje się polem do wewnętrznych poszukiwań.

A co z pytaniem o zło? Skąd ono pochodzi? Lynch nie daje jednoznacznej odpowiedzi, pozostawiając nas z pytaniem, które nie ma łatwego rozwiązania. Zło w jego świecie jest nie tylko czymś zewnętrznym, ale także wrośniętym w samą strukturę rzeczywistości. To jak walka dwóch światów – światła i ciemności – z którymi wciąż musimy się mierzyć.

„Miasteczko Twin Peaks” to więc opowieść, która nie kończy się na zwykłym śledztwie. To filozoficzna medytacja nad naturą bytu, dobra i zła, czasu i przestrzeni, w której granice między tym, co realne a transcendentalne, są zacierane. David Lynch stworzył coś, co wykracza poza konwencjonalne kino i telewizję, dając widzowi przestrzeń do duchowych i intelektualnych poszukiwań.

Warto spojrzeć na twórczość wielkiego Davida Lyncha, jako na metafizyczne zaproszenie do refleksji nad tym, co kryje się w cieniu, poza linią rzeczywistości i między wersami metafor.

W tym kontekście pojawia się w finale mój wiersz „Czarny lód nieskończoności duszy” – strofy, które – jak mniemam – mogą stać się kluczem do zrozumienia metafizycznych wątków Lyncha, ukazując, jak zło, czas i przestrzeń mogą przenikać się ze sobą w każdym z nas…

 

CZARNY LÓD NIESKOŃCZONOŚCI DUSZY

W czerwonych kotarach, w oddechu tajemnicy,
spoglądam w lustro,
gdzie nic nie jest tym, czym się zdaje,
a w sercu noc, która nie zapomina…

„For the last time” – śpiewa Ruth.
Jej głos jak echo, co tli się w martwym powietrzu,
a w kąciku niebieskiej róży kryje się sekret,
którego nikt nie rozwiąże,
bo nikt nie wie, co się wydarzy
po tym, jak rozbłyśnie światło i wszystko
oślepi.

Czas staje w martwym punkcie –
krążące gwiazdy jak zegary bez wskazówek,
a alchemik, który stracił swoją tajemnicę,
zanurza dłoń w nicości, gdzie nie ma już pytań.

Człowiek, niosąc swój cień w mroku,
przechodzi przez drzwi, które nie istnieją,
a miłość – ta, której nie rozerwie nawet śmierć –
wędruje przez oceany czasu, jak złudzenie,
jak nić w labiryncie strefy nicości.

Czarna woda, w której nie odbija się nic,
zamienia się w lód, który naprawdę nie istnieje.
Staję się zagadką, rozwiązywaną tylko przez tych,
którzy wiedzą, jak przejść przez labirynt
z zamkniętymi oczami.

Cień, jak cień, ściga nas przez tę opowieść,
rozpływa się w świecie. A jednak –
ta tajemnica, ten mrok, to wszystko jest
jak melodia, której nie słyszysz. Poczujesz ją
gdy zamilknie. Tajemnica, która nie zna końca,
bo jest ósemką z papierosowego dymu,
kręcącą się na granicy istnienia i nieistnienia.

W finale wszystkie sny splatają się w jedno.
Może ja jestem tym Śniącym? Jung mówił:
Cień to nie wróg, lecz przewodnik.

I oto, w ciszy, rozbrzmiewa śpiew
„For the last time”, ale przecież
to nigdy nie jest koniec.