W ostatni piątek kampanii prezydenckiej, gdy Rafał Trzaskowski kończył swoją trasę wyborczą na Długim Targu w Gdańsku, z okna jednego z pobliskich hoteli wywieszono baner z napisem: „Byle nie Trzaskowski”. Całość miała formę happeningu politycznego, w którym brał udział m.in. dziennikarz i publicysta Krzysztof Puternicki.
To był happening, nie żadne zakłócanie. Nikomu nie przeszkadzaliśmy, nie zagłuszaliśmy wiecu, nie używaliśmy nagłośnienia
— zapewnia Puternicki.
Według jego relacji, do pokoju hotelowego, w którym przebywał wraz z innymi uczestnikami akcji, nagle wtargnęli policjanci.
Poczułem dłoń na ramieniu. Ktoś złapał mnie z tyłu i odciągnął. Byłem przerażony. Nie wiedzieliśmy nawet, jakim cudem weszli do środka, skoro drzwi były zaryglowane od środka
— opowiada.
Jak twierdzi, policjanci weszli siłą, nie mając do tego żadnej zgody ani nakazu.
Nie mieli karty wejściowej, nie dostali też pozwolenia od właściciela hotelu. Użyto jakiejś operacyjnej techniki, żeby sforsować drzwi” — relacjonuje. — „Policjanci tłumaczyli, że ktoś mógł popełniać samobójstwo, dlatego musieli działać natychmiast. To był absurdalny pretekst
„Wiatr zmian już nadchodzi”. Bochenek o końcu koalicji i roli prezydenta
Właściciel hotelu, który – jak dodaje Puternicki – sam był opozycjonistą w czasach PRL, jest oburzony.
Powiedział nam, że przypomniały mu się najgorsze czasy, kiedy milicja obywatelska wchodziła do mieszkań bez nakazów. Zapowiedział, że pozwie policję”
mówi dziennikarz.
Interwencję komentuje także w kontekście działań służb podczas kampanii Karola Nawrockiego:
Brałem udział w wielu wiecach Karola Nawrockiego, gdzie rzeczywiście dochodziło do prowokacji. Ludzie zakłócali jego wystąpienia, wykrzykiwali obraźliwe hasła. Policja wtedy nie reagowała. Tutaj wystarczyła plansza z napisem, by wkroczyły oddziały policji. Nie mamy wątpliwości, że reakcja służb była efektem presji politycznej
Do sprawy odniosła się pomorska policja, która wydała krótkie oświadczenie: funkcjonariusze mieli działać w związku z podejrzeniem zagrożenia życia oraz planują skierować wniosek o ukaranie za „zakłócanie legalnego zgromadzenia”.
Nie dostaliśmy żadnych zarzutów, nikt nie wręczył nam żadnego dokumentu. Czekamy, aż coś przyjdzie. Tylko czekamy, nie czy, ale kiedy
podsumowuje Puternicki.
Sprawą zainteresowali się także prawnicy, którzy analizują, czy nie doszło do złamania przepisów o nietykalności mieszkania oraz nadużycia siły przez funkcjonariuszy.
Chcemy pokazać, że nawet symboliczne działania obywatelskie zasługują na ochronę. Wolność wypowiedzi to fundament demokracji
podkreśla Puternicki.
/mu
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!



