Zdaniem posła Kukiz’15 kierownictwo PiS zdecydowało się odłożyć zmiany, aby mieć pewność przyjęcia wotum zaufania. Nowy premier będzie mógł następnie dowolnie kształtować rząd bez zgodny Sejmu.
Dziś, we wtorek 12 grudnia dojdzie do exposé premiera Mateusza Morawieckiego oraz według informacji z ostatniej chwili, tuż po debacie nad wystąpieniem premiera dojdzie do głosowania, które pierwotnie miało się odbyć w środę rano.
O tym, jak głosować nad nowym rządem będzie klub Kukiz’15, powiedział dla Radia WNET w kuluarach Sejmu poseł Piotr Apel: – Być może w exposé pojawią się nazwiska tych ministrów, którzy stracą swoje funkcje, lub osób, które zajmą miejsce polityków przewidzianych do odwołania. Zależy mi na tym, żeby ten serial zwany rekonstrukcją się skończył i ministrowie mogli normalnie pracować.
Zdaniem polityka Kukiz’15, zmiana premiera nie wpłynie znacząco na zmianę polityki całego gabinetu. – Polityka PiS jest taka, że rządzący nie oglądają się na nic innego, jak tylko na zamysły partii. Widzimy, że nawet dobre poprawki opozycji spotykają się z odrzuceniem. Brak rzeczywistej rozmowy z opozycją powoduje, że podmiana premiera niczego nie zmieni.
Piotr Apel mówił również o postulatach Kukiz’15 wobec nowego premiera: – Premier Morawiecki powinien otworzyć się na obywateli. Mam nadzieję, że nowy premier poprze projekty, które są pro-obywatelskie, jak obywatelska inicjatywa ustawodawcza, kwestia progu frekwencyjnego przy referendach czy wprowadzenie referendum wetującego, polegające na tym, że każda zła ustawa może zostać odrzucona.
– Poczekamy na exposé, podejmowanie decyzji o głosowaniu przed wystąpieniem nowego premiera byłoby nieodpowiedzialne – podkreślił poseł Kukiz’15.
Piotr Apel przyznał również, że rząd potrzebuje nowych twarzy i zmian polityki w kilku kluczowych ministerstwach. – Widzę potrzebę wymiany w zakresie dyplomacji, która jest na bardzo niskim poziomie. Potrzebna też jest wymiana ministra obrony, który nie doprowadził do zawarcia żadnego kluczowego kontraktu dla polskiej obronności. Okazuje się, że pieniądze na inwestycje w armię są niewykorzystane.
– To jest kwestia techniczna. Premier dostanie teraz wotum zaufania, bo rząd jest konsensualny, ale w przyszłości każda zmiana będzie się odbywać bez zgody Sejmu, więc da premierowi możliwość wymiany każdego ministra – zaznaczył Piotr Apel.
Z byłym ministrem obrony narodowej w Poranku WNET rozmawialiśmy o konflikcie między szefem MON a BBN oraz koncepcji rozwoju wojsk obrony terytorialnej i zachowaniu generałów, który odeszli z armii.
Gość Poranka WNET w odpowiedzi na pytania o przyszłość generała Jarosława Kraszewskiego dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, który stracił certyfikat dostępu do informacji niejawnych, powiedział, że decyzja służb nie wyjaśnia wątpliwości. – SKW ogłosiło zakończenie postępowania i odebrało dopuszczenie do tajemnic państwowych. Wynikiem postępowania nie było wyjaśnienie tego, czy generał ma zostać dopuszczony do informacji niejawnych, tylko było stwierdzenie, że nie może zostać dopuszczony.
Romuald Szeremietiew podkreślił, że na całej aferze stracą wszystkie strony konfliktu. – Jeżeli premier potwierdzi stanowisko SKW, to wszyscy ci, którzy i tak mają prezydentowi coś za złe, będą mówić, że głowa państwa osłaniała podejrzanego człowieka. Natomiast jeżeli premier stwierdzi, że generał ma prawo dostępu do informacji niejawnych, to wtedy pojawią się ataki na ministra obrony oraz będzie poddawać w wątpliwość wiarygodność SKW pod obecnym kierownictwem. (…) Wszyscy na tym stracą, nie zależnie od tego jak cała sprawa się skończy.
Gość Poranka WNET wskazał, że to szef MON wykazał się brakiem szacunku wobec prezydenta: – Jeżeli minister miał wątpliwości wobec działalności gen Kraszewskiego, to powinien udać się do prezydenta i przedstawić mu sprawę. W którymś momencie minister obrony narodowej, zlekceważył prezydenta uznając, że nie musi tłumaczyć, jakie zarzuty ma wobec gen. Kraszewskiego. (…) Według plotek generał Kraszewski nie zgadzał się z wizją zmian systemu dowodzenia, przedstawione przez kierownictwo MON.
– Słowa prezydenta o ubeckich metodach, jest świadectwem jak daleko zaszła walka między prezydentem a szefem MON. Jeżeli prezydent używa takich słów, świadczy że spór się zaostrza – stwierdził gość Poranka WNET.
Romuald Szeremietiew skomentował również wypowiedzi generałów, którzy w ostatnim czasie odeszli z armii, a teraz w mediach atakują działania rządu. – Uważam, że generał Różański powinien zachowywać się ciszej. Pomijając czy generałowie powinni zabierać głos w sferze publicznej, chyba że mają aspirację polityczne, ale wtedy powinni się jasno zadeklarować. [related id=44902]
Były Minister Obrony Narodowej odniósł się również do procesu tworzenia wojsk obrony terytorialnej. – Zawodowi wojskowi nie rozumieją sensu i znaczenia obrony terytorialnej. Pamiętam w 1999 roku, kiedy kierowałem zespołem ds. przygotowania systemu obrony terytorialnej w MON, jakie były opory ze strony dowódców sił operacyjnych, żeby uznać siły obrony terytorialnej za równoważny element systemu obronnego – podkreślił gość Poranka WNET. Dodał przy tym, że: – Wojskowym wydawało się, że obrona terytorialna, powinna być formacją pomocniczą wobec wojsk operacyjnych. W krajach, których doktryna sił zbrojnych jest ofensywna, a więc wykonywanie misji zagranicznych, siły obrony terytorialnej są elementem pomocniczym. (…) Również w obecnym kierownictwie MON, nie ma pełnej jasność, czym obrona terytorialna ma być. Widzę bardzo silny pogląd, że to ma być jednak pomocnikiem, silny, ale jednak elementem pomocniczym.
– Kiedy porównałem, koncepcje obronności RP opublikowaną w 2017 roku, z założeniami przygotowanymi przez marszałka Rydza-Śmigłego w roku 1937, to okazało się że są one identyczne, ale używają trochę innych narzędzi. Moim zdaniem to trochę ryzykowne powtarzanie pewnego planu, który zawiódł w 39 roku – podkreślił Romuald Szeremietiew.
W sprawie kontraktu z Amerykanami będziemy dążyli do tego, aby się zmieścić w cenie 30 miliardów złotych – zadeklarował szef MON w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim.
Perspektywy kontraktu z USA dotyczącego systemów obrony antyrakietowej, stosunki MON z BBN – to niektóre z tematów rozmowy Krzysztofa Skowrońskiego z ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem
Kontrakt jest już bardzo blisko, nie zmieniamy stanowiska, jeżeli chodzi o cenę. Departament Stanu i zapewne Kongres zakreślą cenę najwyższą, za jaką będzie można kupić. My będziemy dążyli do tego, żeby się zmieścić w cenie, o której mówiliśmy od początku, ok 30 miliardach złotych.
Szef MON mówił też, jakie znaczenie ma ten projekt dla rozwoju polskiego przemysłu obronnego. W rozmowie została także poruszona sprawa negocjacji dotyczących produkcji w Polsce nowych okrętów podwodnych. Negocjacje te są prowadzone z Francją, Niemcami i Szwecją.
Minister komentował również krytykę polityki rządu ze strony części generałów w stanie spoczynku. Gość Poranka wiąże to zjawisko z ich PRL-owskim rodowodem:
Przekonywanie, że Polska nie jest zdolna przeciwstawić się potędze rosyjskiej, że musi być wasalem któregoś z mocarstw – ta presja na niektórych była bardzo skuteczna i po dzień dzisiejszy kształtuje ich sposób patrzenia na rzeczywistość, W związku z tym uważa się, że np. nie warto tworzyć obrony terytorialnej, nie warto przenosić jednostek na wschód, nie warto przekopywać Mierzei Wiślanej, nie warto robić nic, co uczyniłoby z Polski niepodległe państwo…
Gość Poranka odpowiadał też na pytania o kontrowersje między MON a Kancelarią Prezydenta i BBN:
Ja się z nikim nie spieram. MON z nikim się nie spiera, tylko zmienia armię. Są środowiska, które próbują temu przeszkodzić – oczywiście nie mówię o BBN. Nie komentuję słów Pana Prezydenta i jestem zawsze do Jego dyspozycji.
Czy Witold Waszczykowski podniósł Polskę z kolan, a Mateusz Morawiecki skutecznie zwalcza neokolonializm gospodarczy? W Poranku WNET redaktor naczelny Nowej Konfederacji zrecenzował rząd PiS.
Aleksander Wierzejski rozmawiał dziś z Bartłomiejem Radziejewskim, politologiem, redaktorem naczelnym Nowej Konfederacji. Głównym tematem była ocena dokonań rządu w kontekście zapowiedzi jego rekonstrukcji.
Bartłomiej Radziejewski uważa, że rekonstrukcja rządu to dobry pomysł. „Gabinet ma ileś wyraźnie słabych punktów personalnych, które ciągną go w dół”. Wysokie notowania rządu są jednak przesłanką, żeby nic nie zmieniać.
Gość Poranka przywołał badania opinii publicznej, według których Antoni Macierewicz jest obciążeniem wizerunkowym PiS-u nawet wewnątrz jego elektoratu. „Średnio jednak sobie wyobrażam jego wyjście z rządu”. Krytyczna ocena ministra obrony narodowej nie oznacza obrony patologii, które miały w wojsku miejsce za poprzedniej władzy. Antoni Macierewicz, zdaniem redaktora naczelnego Nowej Konfederacji, stosuje bardzo radykalną retorykę, miejscami niepoważną. Na przykład mówi o dronach dla wojska, po czym odcina polskie firmy prywatne od zamówień.
Jasnymi punktami w rządzie są dla Bartłomieja Radziejewskiego Beata Szydło i Elżbieta Rafalska. Pani premier udało się „ozdobić wizerunek” PiS-u – jest on dzięki niej łagodniejszy, ale i zdecydowany. Z kolei minister rodziny, pracy i opieki społecznej osiągnęła sukces, sprawnie wprowadzając program 500 plus z całą otoczką informatyczną. [related id=43520]
Nisko politolog ocenia Witolda Waszczykowskiego, który jest jego zdaniem gorszym ministrem niż Antoni Macierewicz. Niestałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nie jest sukcesem, gdyż raz na jakiś czas trafia się to każdemu państwu. Ma oczywiście sukcesy, jak doprowadzenie do wizyty Donalda Trumpa w Warszawie, ale generalnie prowadzi politykę zdumiewającą. „Miało być wstawanie z kolan, a jest podporządkowanie polityki zagranicznej potrzebom wyborczym”.
Dowodem na to jest sprawa reparacji wojennych od Niemiec. Przez miesiąc o tym mówiliśmy i nic nie osiągnęliśmy, a jedynie pogorszyliśmy nasze stosunki z zachodnim sąsiadem. Te stosunki i tak nie były dobre. Rząd wybrał politykę „dystansu i sceptycyzmu” wobec Niemiec. Mają one przyczyny obiektywne, jak zaproszenie przez Angelę Merkel imigrantów do Europy. Są też powody subiektywne – takim jest właśnie kwestia reparacji. Nikt rządu nie zmuszał, żeby ten temat podejmować.
Bartłomiej Radziejewski pyta o bilans takiej polityki. Jej skutkiem jest to, że mamy złe stosunki z Niemcami, z instytucjami Unii Europejskiej i z Francją. Zaznaczył przy tym, że dobre stosunki są nie celem samym w sobie, ale narzędziem do osiągania konkretnych celów, na przykład uzyskania korzystnej wysokości środków strukturalnych dla Polski.
Aleksander Wierzejski stwierdził, że kraje zachodnie prowadzą wobec Polski neokolonialną politykę gospodarczą, czego przykładem jest kupienie przez Francję Telekomunikacji Polskiej oraz sprzedawanie przez zachodnie koncerny w Europie Wschodniej produktów gorszej jakości niż u siebie. Na to Bartłomiej Radziejewski odparł pytaniem, czy redaktor sam by nie kupił Telekomunikacji Polskiej, gdyby mu ją oferowano w dobrej cenie, i przypomniał, że o neokolonializmie gospodarczym pisał już w 2013 roku, „zanim to było modne”.
Rząd, według gościa Poranka, stawiając słuszną diagnozę na temat neokolonializmu gospodarczego, wyciąga dość absurdalne wnioski – dąży do autarkii, a potępia zagraniczny kapitał. Ten, owszem, transferuje zyski z Polski, ale przyniósł wysokie standardy organizacyjne i miejsca pracy. „Nie widzę , żeby rząd zrobił coś dla dekolonizacji gospodarczej Polski ponad to, co było już robione”. Już wcześniej stawiano na wzrost roli państwa w gospodarce. Zaczęło się to już za SLD, które faktycznie wstrzymało prywatyzację. „Poziom agresji i ostentacji, z jaką rząd ogłasza zmiany w gospodarce jest mocno nieadekwatny do realiów”.
[related id=43482 side=left]Jak w takim razie oceniać Mateusza Morawieckiego, wicepremiera odpowiedzialnego za gospodarkę i finanse państwa? Bartłomiej Radziejewski ma do niego ambiwalentny stosunek. Docenia pogromienie mafii wyłudzających podatek VAT i zwiększenie ściągalności podatków. Jednak słynny Plan Morawieckiego jest w jego opinii niewykonalny. Po pierwsze rząd nie posiada instrumentów wykonawczych, co jest spowodowane niewydolnością instytucjonalną państwa. Po drugie nie ma takich pieniędzy, jakie są w tym planie zapisane.
Mateusz Morawiecki mówi też o walce z „resortowością”. Jednak sam Jarosław Kaczyński powiedział, że Polska była, jest i będzie resortowa. Faktycznie owa resortowość się pogłębia. Rolą lidera (w domyśle Jarosława Kaczyńskiego) jest to przełamać. Możliwe są też działania instytucjonalne. Te obecnie są ograniczone, bo za czasów pierwszego rządu PiS zlikwidowane zostało Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, które było „oczami i uszami rządu”. Niemożność pokonania „resortowości” pogłębia też sytuacja polityczna w obozie rządzącym – wycofany na Nowogrodzką naczelnik, słaby premier i silni ministrowie – jak to opisał Bartłomiej Radziejewski. Uważa, że Mateusz Morawiecki nie radzi sobie z tą sytuacją i dlatego ucieka w propagandę sukcesu.
Na koniec Bartłomiej Radziejewski opowiedział o planowanych zmianach w Nowej Konfederacji, która ma już nie być tylko redakcją. Ma odpowiedzieć na istniejący jego zdaniem problem z opisem rzeczywistości wynikającym z „barbarzyństwa specjalizacji”.
JS
Rozmowy można posłuchać w pierwszej części piątkowego Poranka WNET.
W Poranku WNET były minister obrony narodowej przedstawił ocenę polityki MON. Krytykuje przede wszystkim traktowanie obrony terytorialnej jako elementu pomocniczego wobec wojsk operacyjnych.
Gościem Krzysztofa Skowrońskiego w Poranku WNET był Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej, doktor habilitowany nauk wojskowych, a w czasach PRL działacz ROPCiO, KPN i PPN. Na początku rozmowy odmówił omawiania „komunikatów z wojny wewnętrznej między PiS-em a PiS-em”. Powiedział, że jest zniesmaczony i poirytowany, że w tak ważnej sprawie, jak bezpieczeństwo narodowe, doszło do konfliktu między zwierzchnikiem sił zbrojnych a ministrem obrony narodowej. Nie interesuje go też, kto winien, ale to, jaki jest tego skutek. Nie ma znaczenia, kto zaczął.
Krzysztof Skowroński zapytał zatem o ocenę ministra Antoniego Macierewicza. Na co Romuald Szeremietiew odpowiedział pytaniem, czy można go oceniać. Krytyka MON – jak stwierdził – w części obozu rządzącego jest uznawana za wpisywanie się w ataki opozycji na „najlepszego ministra obrony narodowej w dziejach Rzeczypospolitej”.
Romuald Szeremietiew widzi w MON „pewną nieudolność”. Są rzeczy, które trzeba zrobić, a się ich nie robi. W zamian mamy „różne fajerwerki”. Czego zatem się nie robi? Zdaniem gościa nie ma strategii obrony kraju. Założenia dotychczasowej okazały się fałszywe. Już poprzednia władza, gdy wybuchła wojna na Ukrainie, orzekła, że nasza armia nie jest w stanie obronić naszych granic. Jednak do tej pory obowiązują dokumenty strategiczne przyjęte jeszcze za „niemiłościwie panującego Bronisława K. i pana, który obecnie jest w Brukseli”.
Czy właściwą odpowiedzią na ten problem nie jest organizowanie właśnie wojsk obrony terytorialnej i stacjonowanie w Polsce wojsk amerykańskich? Na to Romuald Szeremietiew odparł, że skoro prezydent USA wojska wysłał do Polski, to następny może je odesłać z powrotem. Przypomniał też, że w 1939 roku mieliśmy sojusz z Francją, a ta nawet wypowiedziała Niemcom wojnę.
Jeśli chodzi o obronę terytorialną, to gość Poranka widzi ją w innej roli niż ta, która jest jej obecnie przypisywana. Należy odpowiedzieć na pytanie, po co ją budujemy – czy jest to element koncepcji obrony państwa. W strategii, którą proponuje Romuald Szeremietiew, obrona terytorialna byłaby elementem podstawowym. Jej głównym celem powinno być odstraszenie nieprzyjaciela – pokazanie mu, że atak na Polskę i próba jej opanowania będą go bardzo dużo kosztowały. Żeby takie wrażenie wywrzeć na nieprzyjacielu, potrzebna jest masowa i powszechna obrona terytorialna. Jej elementem jest dostęp do broni dla obywateli, który również jest tym, co odstrasza nieprzyjaciela. [related id=40202]
Tymczasem obecnie obrona terytorialna tworzona jest według innej koncepcji, która – zdaniem gościa Poranka – nie przyniesie efektu odstraszania. Obrona terytorialna jest bowiem traktowana jako element pomocniczy wobec wojsk operacyjnych. Działanie wojsk obrony terytorialnej, zgodnie z tym spojrzeniem, ma być częścią operacji obronnej, częścią działań wojennych.
Pokazują to wieloletnie plany finansowe MON. Według nich na wojska operacyjne przeznaczone ma zostać 90 procent środków. Zatem na obronę terytorialną pójdzie maksymalnie 10 procent. Jest to według byłego ministra obrony narodowej rozwiązanie dysfunkcjonalne z punktu widzenia celów obronnych Polski. Romuald Szeremietiew mówi o innej sytuacji strategicznej – takiej, w której do działań wojennych się nie prowadzi, bo nieprzyjaciel został skutecznie odstraszony. To zupełnie inny punkt widzenia.
Czy jednak nowoczesne technologie wojskowe, wykorzystanie satelitów, dronów itp. nie dezaktualizuje takiej koncepcji obronności? Romuald Szeremietiew twierdzi, że nie. W praktyce pokazała to wojna w Afganistanie. Działania asymetryczne, wojna partyzancka są według niego skuteczną formą oporu przeciwko silniejszemu nieprzyjacielowi. Jeżeli się do nich nie przygotujemy, nasze wojska operacyjne zostaną szybko rozbite, gdyż nieprzyjaciel będzie w stanie uzyskać potrzebną do tego przewagę trzy do jednego, i będziemy musieli budować konspirację jak w 1939 roku.
Z kolei pojęcie wojny hybrydowej to „nowy, modny termin wymyślony przez gości, którzy żyją z tego, że wypowiadają się publicznie i piszą artykuły”. Zjawiska, które są w ten sposób określane, nie są niczym nowym – były od zawsze, odkąd prowadzono działania wojenne.
Czy zmianie na lepsze uległ sposób dowodzenia i zarządzania armią? Niestety i tutaj Romuald Szeremietiew widzi zaniedbania. System dowodzenia wprowadzony za poprzedniej władzy był dysfunkcjonalny. Mówił o tym sam Antoni Macierewicz. Minęły jednak dwa lata i nadal jest ta sama struktura dowodzenia. Została ona nawet dodatkowo skomplikowana, gdyż dodano do niej dowódcę Wojsk Obrony Terytorialnej, podległego Ministrowi Obrony Narodowej. Gość Poranka zapytuje, dlaczego nie udało się przywrócić normalności, która polega na tym, że na każdym szczeblu dowodzenia powinien być jeden dowódca? Obecnie mamy trzech.
Co z produkcją broni? Romuald Szeremietiew odpowiada pytaniem – jakiej broni i dla jakiej armii? Armia ma wykonywać określone zadania. Jeśli będziemy mieli strategię, to będziemy wiedzieć, jakiej broni będziemy potrzebować.
Zapraszamy do wysłuchania całego Poranka WNET. Rozmowa z Romualdem Szeremietiewem w części siódmej i dziesiątej. A w niej Romuald Szeremietiew wymienia poglądy z redaktor naczelną Śląskiego Kuriera WNET Jadwigą Chmielowską oraz opowiada o tym, jak jego drogi polityczne krzyżowały się z drogami Antoniego Macierewicza.
Prezydent Andrzej Duda nie żądał dymisji szefa MON Antoniego Macierewicza, mogę to zdementować po raz kolejny, choć pewnie znajdą się tacy, którzy w to nie uwierzą – powiedział w czwartek rzecznik.
Rzecznik prezydenta był pytany w czwartek w radiowych Sygnałach Dnia, czy nie powinny się odbyć konsultacje i rozmowy pomiędzy prezydentem Dudą a szefem MON Antonim Macierewiczem, ponieważ od dłuższego czasu widać, że Kancelaria Prezydenta, BBN oraz MON komunikują się głównie za pomocą pism.
Łapiński powiedział, że żadna ze stron – ani BBN, ani MON – „nie kryje, że w kilku kwestiach są pewne różnice zdań”. „Każda ze stron prezentuje swoje argumenty – dlaczego uważa, że jej wariant czy jej wersja tego rozwiązania jest lepsza. To jest często dyskusja naprawdę bardzo ekspercka” – zaznaczył.
Rzecznik prezydenta zaapelował, aby „nie stwarzać wrażenia, że jeśli jest pomiędzy dwoma ośrodkami dyskusja o ważnych sprawach nt. obronności i padają argumenty eksperckie, to jest jakiś konflikt czy coś złego”.
„Lepiej, żeby właśnie takie dyskusje się toczyły, bo właśnie z takich dyskusji być może wykuje się najlepszy projekt i najlepsze rozwiązania dotyczące systemu kierowania i dowodzenia armią” – przekonywał.
Łapiński zdementował informacje medialne, według których prezydent zażądał od premier Beaty Szydło dymisji Macierewicza. „Takiego żądania nie było, mogę to zdementować po raz kolejny, choć pewnie znajdą się tacy, którzy w to nie uwierzą” – podkreślił.
Pod koniec sierpnia premier Beata Szydło zapowiedziała, że nie będzie teraz zmian kadrowych w rządzie. Oceniła, że Macierewicz jest skutecznym ministrem, który dba o rozwój armii i o jej reformowanie. Zaznaczyła, że szef MON „swoimi działaniami naraził się wielu wpływowym grupom interesów, więc ma wrogów”.
Antoni Macierewicz pytany w zeszłym tygodniu o to, czy to prawda, jak niektórzy politycy i komentatorzy twierdzą, iż jest konflikt między MON a Pałacem Prezydenckim, odpowiedział: „Ja takiego konfliktu nie dostrzegam”.
Nie ma żadnego dokumentu, nawet z PRL, który by potwierdzał zrzeczenie się przez Polskę reparacji wojennych od Niemiec – powiedział szef MON. Nie ma żadnej milczącej zgody na zrzeczenie się reparacji.
Szef MON był w TVP pytany o piątkową publikację „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, mówiącą o tym, że eksperci Bundestagu uznali, iż Polska nie ma podstaw do odszkodowań od Niemiec i że w 1990 r. była „milcząca zgoda” Polski na zrzeczenie się reparacji. „To w sposób oczywisty jest nieprawda” – powiedział Macierewicz.
Jak mówił, w kwestii reparacji strona niemiecka odwołuje się do decyzji „państwa marionetkowego, państwa okupacyjnego, czyli PRL, które nie miało znamion suwerenności”.
„Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie ma żadnego dokumentu, nawet PRL-owskiego, który by potwierdzał zrzeczenie się reparacji. Bo trudność uznać artykuł w Trybunie Ludu za oficjalne, udokumentowane stanowisko państwa PRL-owskiego w tamtym czasie. Jest oświadczenie, i owszem, ale strony sowieckiej, rządu sowieckiego” – podkreślił Macierewicz.
„Ci politycy, bądź ci prawnicy którzy by uważali, że oświadczenie rządu sowieckiego w imieniu Polski jest dokumentem wystarczającym narażają się na śmieszność” – dodał.
Odniósł się do opinii, że polskie żądania reparacji są „zaprzeczeniem wspólnego, spoglądającego w przyszłość projektu między Niemcami i Polską”. „Jest dokładnie przeciwnie, to jest warunek wspólnego projektu” – podkreślił szef MON.
Jak mówił, nie da zrekompensować finansowo straszliwych strat z czasów II wojny światowej; powołał się m.in. na 6 mln zamordowanych obywateli polskich oraz zrównanie z ziemią Warszawy, Wielunia i dziesiątków innych miast. „Nie ma takich pieniędzy, które pozwolą zrekompensować tego typu straty, nie mówiąc o dramatycznych cierpieniach całej ludności Polski i utraty niepodległości na ponad 50 lat” – powiedział.
Zaznaczył jednak, że „dopiero wyrównanie tych krzywd finansowe umożliwi rzeczywiste, skuteczne, długofalowe budowanie wspólnego projektu” – powiedział.
Dodał, że w 2004 r. złożył w Sejmie projekt uchwały mówiący o konieczności domagania reparacji został przyjęty jednogłośnie przez cały Sejm. Na uwagę, że opozycja ws. reparacji mówi, że „zaszkodzi to stosunkom z Niemcami”, odparł: „Rzeczywiście słyszę takie słowa, ale myślę, że to są ludzie, którzy są w pewnym stanie umysłowo-emocjonalnym na tyle niestabilnym, że nie traktuję tych słów serio”.
„Trudno jest mi sobie wyobrazić polskiego polityka, który jest gotowy odmówić, zrezygnować, działać na szkodę państwa polskiego, odmawiając Polsce należnej rekompensaty za straszliwe zniszczenia i cierpienie, jakie Polska poniosła, to jest dla mnie po prostu niewyobrażalne” – powiedział szef MON.
Dzień 58. z 80 / Rzeszów / Poranek WNET – O tym, jak na Podkarpaciu formuje się obrona terytorialna, o przetargach MON na zakup śmigłowców i o przyczynach szorstkich relacji między prezydentem a MON.
W Poranku WNET nadawanym z Rzeszowa Tomasz Wybranowski i Łukasz Jankowski rozmawiali z Wojciechem Buczakiem, posłem PiS z Podkarpacia, członkiem sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Poseł mówił o tym, jak na Podkarpaciu formują się Wojska Obrony Terytorialnej. Przebiega to tutaj bardzo dobrze. Jest to specjalna, niezawodowa formacja tworzona przez ludzi na co dzień pracujących w swoich zawodach. Są oni bardzo dobrze wyposażeni i profesjonalnie szkoleni, a także – co podkreślił gość Poranka – pośród nich jest bardzo wiele osób z wyższym wykształceniem, w tym z wykształceniem technicznym. Na Podkarpaciu obrona terytorialna ma już 2000 żołnierzy, a według zamierzeń ma ich tu być 3000 lub jeszcze więcej.
Dlaczego MON wciąż zwleka z zamówieniem śmigłowców dla wojska po tym, jak wycofał się z zakupu caracali z Francji? Poseł uważa, że zniecierpliwienie pracowników przedsiębiorstw branży zbrojeniowej jest uzasadnione. Obecnie pozostaje otwarty przetarg na śmigłowiec dla wojsk specjalnych. PZL Mielec ma dużą szansę na wygranie go ze śmigłowcem Black Hawk. Poseł zwrócił jednak uwagę na to, że producenci krajowi nie powinni wykorzystywać tego, że wojsko bardzo potrzebuje śmigłowców. MON nie będzie ich zamawiać „za każdą cenę i na każdych warunkach”.
Na podstawie tego, co jest przekazywane sejmowej Komisji Obrony Narodowej, poseł twierdzi, że MON ma wolę kupować sprzęt dla armii w polskich zakładach. Musi to się jednak odbywać zgodnie z procedurami przetargowymi obowiązującymi przy zamówieniach publicznych. [related id=35399]
Zdaniem Wojciecha Buczaka nie ma konfliktu między Antonim Macierewiczem a Andrzejem Dudą. Przy dokonywaniu dużych zmian, w tym w wojsku, muszą pojawiać się nieścisłości, niedomówienia, brak czasu na rozmowę. Stąd się biorą różne problemy, jak ten z awansami generalskimi. Podobna sytuacja miała miejsce na Podkarpaciu w związku z planowanym poświęceniem sztandaru Obrony Terytorialnej, do którego w końcu nie doszło. Nie był to wynik konfliktu, a braku doświadczenia niektórych osób i braku rozmowy.
Tarcia biorą się też stąd, że zmiany są bardzo duże i wprowadzane w bardzo szybkim tempie, jak na przykład reforma sądownictwa. W samym klubie nie było debaty na temat działań prezydenta. Poseł uważa, że skorzystał on po prostu z przysługujących mu uprawnień w ramach obowiązujących procedur.
Jeśli chodzi o wybory samorządowe, to poseł jest przekonany, że możliwe będzie pokonanie dotychczasowego prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca z SLD. Rządzi on już trzecią kadencję, a wybory wygrywa w pierwszej kadencji z poparciem 70 procent. Wystarczy przedstawić „dobrą ofertę, lepszy pomysł programowy”.
Zapraszamy do wysłuchania Poranka WNET z Rzeszowa. Rozmowa z posłem Wojciechem Buczakiem w części szóstej.
BBN: Trwające prace i brak uzgodnień dotyczących nowego systemu dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP przyczyną braku nominacji. MON: Nowa kadra dowódcza jest warunkiem zmian dostosowujących wojsko .
BBN poinformowało we wtorek, że prezydent Andrzej Duda zdecydował, iż 15 sierpnia nie odbędzie się uroczystość wręczenia nominacji generalskich.
„W ocenie prezydenta trwające prace i brak uzgodnień dotyczących nowego systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP nie stwarzają warunków do merytorycznej oraz uwzględniającej potrzeby armii oceny przedstawionych kandydatur do awansów generalskich” – argumentowało BBN.
Nowa kadra dowódcza jest warunkiem zmian dostosowujących wojsko do nowych wyzwań– oświadczyła rzeczniczka MON mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz. W przesłanym PAP komunikacie Pęzioł-Wójtowicz zaznaczyła, że „konieczność przywrócenia jednolitego systemu dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP była i jest priorytetem rządu Premier Beaty Szydło, w tym ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, który podnosił tę kwestię począwszy od 2014 r.”; projekt takich zmian został wypracowany w ramach Strategicznego Przeglądu Obronnego, a wyniki zostały przekazane BBN.
„W pracach nad nowym modelem systemu dowodzenia brali udział przedstawiciele Prezydenta RP (konkretnie Biura Bezpieczeństwa Narodowego)” – podkreśliło MON.
Jak zaznaczono, zaproponowany w SPO model systemu kierowania i dowodzenia poddano weryfikacji w ramach ćwiczenia dowódczo-sztabowego Zima ’17, w którym także brali udział przedstawiciele prezydenta RP.
Rzeczniczka dodała, że na prośbę szefa BBN Pawła Solocha odbył się cykl spotkań konsultacyjnych z udziałem wiceministra obrony Tomasza Szatkowskiego, „mających na celu wymianę poglądów oraz udzielenie niezbędnych wyjaśnień Szefowi BBN”. „Dodatkowo w maju br. do konsultacji Prezydenta RP został przesłany przez MON projekt nowelizacji ustawy o urzędzie Ministra Obrony Narodowej oraz niektórych innych ustaw w zakresie reformy SKiD (systemu kierowania i dowodzenia – PAP)”.
„Proponowany projekt przywraca jednolitość dowodzenia armią, znacznie poszerza kompetencje Prezydenta RP, na ile pozwalają na to przepisy obowiązującej Konstytucji RP, oraz dostosowuje cały system do współdziałania z sojuszniczymi siłami NATO, uwzględniając wymogi narodowego bezpieczeństwa Polski” – zapewnił resort.
„Trzeba podkreślić, że decyzje personalne, kluczowe dla nowego systemu kierowania i dowodzenia zostały, na wniosek Pani Premier i MON, podjęte przez Prezydenta RP w ciągu ubiegłych 12 miesięcy. Kwestie będące wciąż jeszcze przedmiotem dyskusji nie mają znaczenia zasadniczego i mogą zostać uzgodnione w toku dalszych konsultacji” – dodało MON.
Wg resortu „zmiany zaprojektowane w ramach realizacji Strategicznego Przeglądu Obronnego mają na celu dostosowanie armii do nowych wyzwań wynikających z narastającego zagrożenia zewnętrznego oraz z wieloletnich zaniedbań organizacyjnych, personalnych, strategicznych i dotyczących kierunków modernizacji technicznej armii”.
„Kluczowym czynnikiem tych zmian jest ukształtowanie nowej kadry dowódczej. Bez niej wszystkie pozostałe reformy mogą zostać zaprzepaszczone. Świadczą o tym dobitnie błędy, jakie popełniono w ciągu ubiegłych 27 lat, a które z trudem są obecnie naprawiane” – oświadczyła mjr Pęzioł-Wójtowicz.
Informując o decyzji prezydenta, by nie wręczać w Święto Wojska Polskiego generalskich i admiralskich nominacji, BBN podkreśliło, że „w ocenie prezydenta trwające prace i brak uzgodnień dotyczących nowego systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP nie stwarzają warunków do merytorycznej oraz uwzględniającej potrzeby armii oceny przedstawionych kandydatur do awansów generalskich” –
Jak zaznaczyło BBN, prezydent „oczekuje, że w ramach współpracy Biura Bezpieczeństwa Narodowego z Ministerstwem Obrony Narodowej rozwiązania dotyczące systemu kierowania i dowodzenia zostaną wypracowane w najbliższym czasie, co pozwoli na podjęcie stosownych decyzji kadrowych”.
Do sprawy odniósł się we wtorek szef gabinetu politycznego MON Dominik Smyrgała. „Te nominacje były częścią reformy naszych sił zbrojnych, one były konsekwencją SPO” – powiedział Smyrgała w TVP Info. Dodał, że „większość tych rzeczy już była uzgadniana”, a prezydent mówił na dorocznej odprawie kierownictwa MON i sił zbrojnych, „że trzeba zreformować potencjał naszych sił zbrojnych, również przez zmiany kadrowe”. „Cały czas jesteśmy w dialogu, myślę, że wypracujemy jakieś rozwiązanie” – powiedział Smyrgała.
Zapowiedziana przez ministra obrony Antoniego Macierewicza zmiana systemu kierowania i dowodzenia była przedmiotem rozmów prezydenta z ministrem obrony, szefem Sztabu Generalnego i najwyższymi dowódcami. Prezydent przedstawił swoje oczekiwania wobec systemu dowódczego w kwietniu na odprawie kierowniczej kadry MON i sił zbrojnych.
Nierozstrzygnięta pozostawała kwestia przyszłego połączonego dowództwa operacyjnego. Jak mówił szef BBN Paweł Soloch, BBN skłania się ku wydzieleniu do tej roli osobnej instytucji, zaś MON – ku strukturze w ramach SG WP.
Zmiany w obowiązującym od początku 2014 roku systemie kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi to jeden z priorytetów obecnego kierownictwa MON. Modyfikację systemu dowódczego Macierewicz zapowiadał tuż po objęciu funkcji szefa MON jesienią 2015 r.
W obowiązującym od 2014 r. systemie powstały dwa główne dowództwa (generalne i operacyjne) w miejsce odrębnych dowództw rodzajów sił zbrojnych, a Sztab Generalny stał się ośrodkiem planowania strategicznego, a nie dowodzenia. Według Macierewicza powoduje to niejasności co do podziału kompetencji pomiędzy organami dowódczymi i brak jednolitości dowodzenia
To powstańcy warszawscy sprawili, że jest szansa na odbudowę niepodległości, ich ofiara nie może pójść na marne–mówił szef MON, który wziął udział w uroczystościach przed Grobem Nieznanego Żołnierza.
„To oni sprawili, że możemy dzisiaj z podniesionym czołem stanąć naprzeciw wszystkich trudności, że możemy dzisiaj wierzyć, że jest szansa na skuteczną walkę na odbudowę państwa i niepodległości” – powiedział minister w trakcie uroczystości z udziałem powstańców, przedstawicieli najwyższych władz, wojska i innych służb mundurowych oraz korpusu dyplomatycznego.
Dodał, że „nie było w dziejach Polski, nie było w dziejach Europy, ale i nie było też chyba w dziejach cywilizacji zachodniej wydarzenia porównywalnego z Powstaniem Warszawskim”.
„Inaczej wyglądałaby historia ostatnich osiemdziesięciu lat, gdyby ta wspaniała młodzież, gdyby to niebywałe pokolenie Polski Niepodległej nie zostało tak straszliwie wyniszczone, jak stało się to na skutek zbrodniczej machiny niemieckiej i sowieckiej. I inaczej wyglądałaby Warszawa” – mówił szef MON. „Ta ofiara nie może pójść na darmo. Ta ofiara krwi nie może zostać zapomniana” – podkreślił.
„Niepodległe, narodowe państwo polskie, sprawiedliwe dla wszystkich, nie dla wybranych, musi stać się źrenicą oka wszystkich Polaków” – oświadczył minister obrony.
Dodał, że późniejsze pokolenia, które nie musiały poświęcać życia, powinny czuć odpowiedzialność za państwo i pamiętać o ofierze Powstania.
„My na szczęście (…) nie musimy poświęcać naszego życia, nie musimy ryzykować własną śmiercią, ale musimy mieć odrobinę odwagi moralnej, mieć świadomość godności narodowej, świadomość obowiązku państwowego, bo za to państwo – nie jako zabawkę obcych – ale za to państwo niepodległe, suwerenne, narodowe, oparte na chrześcijańskich wartościach te setki tysięcy ludzi położyło życie” – mówił Macierewicz.
Nazwał Powstanie „symbolem prawdy o II wojnie światowej, której nie zakończyła kapitulacja w Poczdamie, na której prawdziwy koniec Warszawa, Polska i świat musiały czekać jeszcze przez dziesięciolecia”. „Warszawa to także symbol nieznanej historii II wojny światowej. Tej historii prawdziwej, która zaczęła się paktem Ribbentrop-Mołotow. Tej historii, której straszliwym aktem następnym była czerwona zaraza, wojska sowieckie oczekujące, aż Warszawa zostanie wyniszczona rękoma niemieckich oprawców” – powiedział szef MON.
W trakcie uroczystości Macierewicz awansował kilkoro powstańców na wyższe stopnie oficerskie. „Miałem zaszczyt przed chwilą wręczyć awanse wojskowe, ale przecież to ci żołnierze Powstania Warszawskiego swoją obecnością, walką, niezmożoną wytrwałością i determinacją nas – przez te wszystkie dziesiątki lat – awansowali do rangi narodu niepodległego” – powiedział minister obrony.
Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska przemawiając podczas uroczystości przed Grobem Nieznanego Żołnierza, nawała rocznicę Powstania „największym i zarazem najboleśniejszym świętem naszego miasta”. „Bo wspominamy wydarzenia, które zmieniły Warszawę, jej mieszkańców. Zmieniły też i ukształtowały najnowszą historię naszego miasta” – mówiła Kaznowska.
„Gromadzimy się, by oddać cześć bohaterom, którzy hasła o wolnej Polsce nosili nie na sztandarach, ale w sercach” – dodała.
„Szczęśliwie, przez ostanie kilkadziesiąt lat żyliśmy w pokoju, młodzi ludzie nie musieli płacić za wolność, za ojczyznę swoją krwią. Jednak współczesne pokolenie powinno brać przykład i przejmować od weteranów powstańczych walk to, co najcenniejsze i najważniejsze w czasach pokoju: odwagę, gotowość do poświęceń, przyzwoitość i szacunek dla wspólnego dobra, jakim jest nasza umiłowania ojczyzna” – podkreśliła wiceprezydent stolicy.
Wezwała, by kierować się wypowiedzianymi dzień wcześniej „jakże ważnymi słowami naszych bohaterów – bohaterów powstańczej Warszawy”. W poniedziałek prezes Związku Powstańców Warszawskich gen. Zbigniew Ścibor-Rylski podkreślił, że Polacy muszą mieć szacunek do wszystkich niezależnie od ich poglądów, narodowości czy wyznania. Inny uczestnik Powstania, były żołnierz AK ppłk Zbigniew Galperyn „Antek” mówił o potrzebie obywatelskiej postawy, o znaczeniu godności, honoru i poczucia obowiązku wobec kraju.
Podczas uroczystości przed Grobem Nieznanego Żołnierza oddano salwę honorową, kombatanci, przedstawiciele parlamentu, rządu, sądownictwa, władz lokalnych i dyplomaci złożyli wieńce.