Simon Ammann dla Radia Wnet: mam pewną rutynę, dzięki której wciąż doznaję emocji

Simon Ammann | Fot.: Clément Bucco-Lechat, CC BY-SA 3.0

Czterokrotny mistrz olimpijski, wielki rywal Adama Małysza, w rozmowie z Radiem Wnet mówi o swoim dzisiejszym podejściu do skoków narciarskich.

Legenda sportu, najbardziej utytułowany skoczek narciarski w historii igrzysk olimpijskich – Simon Ammann. Szwajcar jako jedyny przedstawiciel swojej dyscypliny w rywalizacji indywidualnej wywalczył cztery złote medale igrzysk olimpijskich. Po dwa złote krążki sięgnął w Salt Lake City, w 2002 roku, kolejne dwa do swej kolekcji dopisał osiem lat później w Vancouver. To właśnie skoczek z liczącej zaledwie siedem tysięcy miejscowości Grabs stawał na drodze Adama Małysza za każdym razem, kiedy Orzeł z Wisły był w formie pozwalającej jemu na walkę o upragnione olimpijskie złoto. W Salt Lake City Małysz zgarnął brąz i srebro, w Vancouver Polak w obydwu konkursach uległ jedynie Ammannowi.

Legendarny Szwajcar to nie tylko igrzyska. W 2007 roku na skoczni dużej w japońskim Sapporo Simon Ammann został mistrzem świata, a trzy lata później, prócz ze złotych medali z Kanady, cieszył się zdobyciem Kryształowej Kuli i tryumfem na mistrzostwach świata w lotach w Planicy.

Jednak nie ma niczego dziwnego w tym, że Simon Ammann kojarzony jest jednoznacznie z byciem specjalistą od wygrywania na igrzyskach olimpijskich. W przyszłą zimę będziemy przygotowywać się do kolejnej imprezy czterolecia, która zostanie zorganizowana w Północnych Włoszech. Być może za dwanaście miesięcy ktoś znowu zażartuje, że zbliża się nowy rok – „Ammanno Domini 2026”. Jednak trudno uwierzyć w to, by to było coś więcej niż żart.

Dziś Simon Ammann liczy sobie 43 lata. Ostatnią z dotychczasowych 23 wygranych w zawodach Pucharu Świata odniósł  10 lat temu. Na podium ostatni raz Szwajcar zawitał niemal 7 lat temu, był to jego 80. konkurs zakończony w najlepszej trójce. W ostatnich sezonach Ammann opuszcza niektóre zawody, a w ostatnich trzech edycjach Pucharu Świata Szwajcar już ani razu nie zameldował się w czołowej dziesiątce.

Na początku tego sezonu Ammann zdołał dwa razy punktować. Był 30. w Lillehammer i w Ruce. Przed własną publicznością, w Engelbergu, gdzie w 2001 roku zdobył swoje pierwsze podium, utytułowany skoczek spisał się znacznie gorzej. Po raz pierwszy w tym sezonie Ammann nie awansował do konkursu. Nie przebrnął zarówno przez piątkowe, jak i niedzielne kwalifikacje. Zaraz po skoku w niedzielnych, deszczowych, kwalifikacjach, Simon Ammann udzielił komentarza Radiu Wnet.

Jak oceniasz swoje skoki?

To trudna sprawa. Szczególnie każdy piątek jest u mnie przeciwdziałaniem mojemu intuicyjnemu podejściu do skoków. Dzisiaj naprawdę chciało mi się wystartować. Byłem bardzo dobrze przygotowany do próby. Ale niestety nie możesz zbyt wiele zrobić, kiedy zmieniasz środek ciężkości swojego ciała jeszcze zanim się wybijesz. To psuje już cały skok. Jest ciężko, ale wiem, gdzie leży problem.

Co znaczy dla ciebie miejsce, jakim jest Engelberg?

Mam dobre wspomnienia stąd. Bardzo dobrze pamiętam te chwile. Ale na początku mojej kariery ta skocznia była dla mnie zdradliwa. Skocznia w Engelbergu ma tak wiele oblicz, więc trudno jednoznacznie ją ocenić. Ale lubię tutejszą atmosferę.

Jak znajdujesz motywację, by kontynuować swoją karierę?

Mam pewną rutynę, dzięki której wciąż doznaję emocji. Jednak po jakimś czasie potrafię je także wyciszyć, tak jak na przykład w ten piątek. Nie jest to łatwe, kiedy nie zakwalifikowałeś się do swojego domowego konkursu, ale są powody dla których tak się stało. Staram się być racjonalny i po prostu kontynuować moją pracę.

Twój główny cel na teraz?

Wrócić do dobrych skoków. Dokonałem pewne zmiany. Moim najważniejszym celem jest teraz robienie kolejnych kroków, by czynić moje skoki bardziej pozytywnymi.

Z Simonem Ammannem w Engelbergu  rozmawiał Kamil Kowalik.

Odsłuchaj rozmowę:

Zobacz także:

Trener Chojniczanki: chcemy funkcjonować jak zespoły z Ekstraklasy, chociażby tak jak Jagiellonia