Dziennikarz Cezary Gmyz komentując sprawę Marcina Romanowskiego przypomina historię immunitetu Nadii Sawczenko i ówczesnego stanowiska Rosji. Wskazuje na podobieństwa z postawą Adama Bodnara.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa wypuścił na wolność Marcina Romanowskiego, który został zatrzymany na polecenie Prokuratury Krajowej w śledztwie ws. domniemanych nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości. Sędzia uznała, że Romanowskiego chroni immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
We wtorek rano w Radiu RMF Prokurator Generalny Adam Bodnar poinformował, że Prokuratura Krajowa skieruje zażalenie do sądu odwoławczego na decyzję o odmowie tymczasowego aresztowania.
Goszczący w Odysei Wyborczej dziennikarz Cezary Gmyz ocenił, że „Adam Bodnar powiela narrację Kremla” w sprawie immunitetu Rady Europy.
Przypomniał przypadek Nadii Sawczenko, ukraińskiej żołnierz, która została pojmana przez Rosjan i następnie aresztowana pod zarzutem świadomego naprowadzenia ukraińskiego ognia na rosyjskich dziennikarzy i nielegalnego przekroczenia granicy rosyjskiej. Podczas pobytu w rosyjskim zakładzie karnym Sawczenko została wybrana do ukraińskiego parlamentu.
Trafiła do rosyjskiego więzienia, nie będąc jeszcze deputowaną do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy – tłumaczy Cezary Gmyz.
Dziennikarz wyjaśnia, że pomimo, iż sprawa nie była związana z wykonywaniem mandatu członka ZPRE, którym Sawczenko została już po zatrzymaniu, „Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy występowało do Federacji Rosyjskiej o uwolnienie Sawczenko. Zapadł w tej sprawie prawomocny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”.
Ostatecznie Sawczenko opuściła zakład karny, ale nie z powodu uznania przez Rosję wagi immunitetu RE, lecz dzięki wymianie jeńców.
Jest rzeczą pewną, że w momencie, w którym polski sąd, co w tej chwili ciężko sobie wyobrazić, mimo wszystko wsadziłby Romanowskiego do aresztu, to sprawą dość szybko zajmie się Europejski Trybunał Praw Człowieka – mówi Gmyz, wskazujac, że jeśli ETPCz będzie wierny własnej linii orzeczniczej, to doprowadzi do wypuszczenia Marcina Romanowskiego z tymczasowego aresztu.
Dziennikarz stwierdził, że ze smutkiem obserwuje upadek Adama Bodnara. Podniósł, że Bodnar jako Rzecznik Praw Obywatelskich potrafił się kiedyś wnieźć ponad własne uprzedzenia.
Występował w obronie więzionych kibiców, kiedy mieliśmy do czynienia z poprzednim epizodem rządów Platformy Obywatelskiej – przypomniał Gmyz, który równocześnie ocenił, że po opuszczeniu przez Adama Bodnara fotela RPO bardziej pasuje do niego określenie „rzeźnik praw obywatelskich”.
Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy z Cezarym Gmyzem na Spotify lub (wkrótce po publikacji niniejszego materiału na wnet.fm) na YouTube!
Prokuratura Krajowa/fot. Adrian Grycuk CC BY-SA 3.0 pl
Zastępcy Prokuratora Generalnego Michał Ostrowski i Robert Hernand poinformowali, że adwokat ks. Olszewskiego skierował do nich zawiadomienie o przestępstwie, w którym wskazał m.in. Adama Bodnara.
Swoje oświadczenie Zastępcy Prokuratora Generalnego opublikowali na portalu X. Wydali je w związku ze skierowaniem bezpośrednio na ich służbowe skrzynki mailowe przez adwokata Michała Skarżyńskiego zawiadomienia o przestępstwie przekroczenia uprawnień i bezprawnego pozbawienia wolności Posła na Sejm RP Marcina Romanowskiego.
OŚWIADCZENIE ZASTEPCÓW PROKURATORA GENERALNEGO
W związku ze skierowaniem, bezpośrednio do nas, zawiadomienia o przestępstwie, https://t.co/Cq1yVDY4MC., dotyczącego przekroczenia uprawnień i bezprawnego pozbawienia wolności Posła na Sejm RP Marcina Romanowskiego, stwierdzamy: 1.… pic.twitter.com/EtAEQ1KKiF
Zastępcy Adama Bodnara przekazali, że w związku z wplynięciem zawiadomienia zwrócili się z pismem do swojego przełożonego – Prokuratora Generalnego Adama Bodnara.
Zawiadomienie złożone przez adw. Michała Skarżyńskiego wskazuje jako potencjalnego sprawcę przestępstw z art. 231 k.k., 189 k.k. i innych m.in. Prokuratora Generalnego – czytamy w oświadczeniu prokuratorów.
Jak piszą ZPG, zawiadomienie przekazali w środę Adamowi Bodnarowi. Równocześnie zwrócili się do niego o wskazanie obiektywnego Zastępcy Prokuratora Generalnego do nadzoru postępowania, które powinno być wszczęte w związku z zawiadomieniem.
Poza Michałem Ostrowskim i Robertem Hernandem Zastępcami Prokuratra Generalnego są Krzysztof Sierak, Tomasz Janeczek oraz Beata Marczak. Andrzej Pozorski, który również jest ZPG, nadzoruje pion śledzy IPN.
Zakres naszych obowiązków, wynikający z zarządzenia kompetencyjnego Prokuratora Generalnego z marca 2024 r. nie przewiduje naszego stałego nadzoru nad komórkami organizacyjnymi prokuratury, które prowadzą lub nadzorują postępowania karne – piszą prokuratorzy w oświadczeniu.
Jednak jak wskazują, „zarządzenie to przewiduje jednak powierzenie nam czynności, w tym nadzorczych, w sprawach, w których Prokurator Generalny uzna to za stosowne”.
Nie jesteśmy w żadnym stopniu związani z materią, którą dotyczy zawiadomienie. Gwarantujemy zatem bezstronność i obiektywność – deklarują autorzy oświadczenia.
Afera immunitetowa
Marcin Romanowski został zatrzymany na polecenie prokuratora z Zespołu Śledczego nr 2 Prokuratury Krajowej przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. We wtorek, około północy Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa nie wyraził zgody na tymczasowe aresztowanie posła. Sędzia nie oceniała dowodów w sprawie. Stwierdziała natomiast, że Marcin Romanowski jest chroniony immunitetem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Wcześniej pismo Przewodniczącego ZPRE, z którego wynikało, że Romanowski jest chroniony immunitetem, przekazał do sądu adwokat Bartosz Lewandowski. Treść pisma prezentowaliśmy w naszych mediach społecznościowych:
W ocenie adwokata Marcina Romanowskiego został on bezprawnie pozbawiony wolności, a wszystkie wykonane z nim wcześniej czynności, w tym ogłoszenie zarzutów, są nieważne.
Prof. Jan Majchrowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet
Jeszcze nigdy w III RP nie naruszono immunitetu posła, w tym przypadku członka Zgromadzenia Parlamentarnego RE. Odpowiedzialność polityczną za to ponosi Adam Bodnar – mówi prof. Jan Majchrowski
Zdaniem prof. Jana Majchrowskiego sprawa działania prokuratury wobec posła Marcina Romanowskiego „nie jest zagmatwana, przeciwnie, jest ona bardzo prosta”.
Mamy do czynienia z czymś, co nigdy, a sięgam chyba dobrze pamięcią, w III Rzeczpospolitej nie miało miejsca. Mianowicie naruszenia immunitetu posła – mówi prof. Majchrowski.
Prawnik zwraca uwagę, że w tym przypadku jest to immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W świetle stanowiska Przewodniczącego ZPRE Theodorosa Rousopoulosa immunitet ten jest odrębnym immunitetem, niż immunitet posła na Sejm RP.
Dzisiaj rano słyszałem wypowiedź wicepremiera, a więc zastępcy pana Donalda Tuska, wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego, który bardzo wyraźnie powiedział, że w Sejmie wiedza o tym, że poseł Romanowski posiada ten drugi immunitet była powszechna. Czyli oni po prostu o tym doskonałe wiedzą – zwrócił uwagę prof. Majchrowski.
Prawnik ocenił, że prokuratura musiałaby dysponować pewną własną wiedzą o tym, że immunitet RE jest automatycznie uchylany wraz z immunitetem posła krajowego.
Ale jak widać, nie byli do tego przekonani, skoro zamawiano ekspertyzy prawne. Tyle, że w Polsce czym innym jest Prokurator Generalny, czym innym Minister Sprawiedliwości. Co prawda te dwa piony są ze sobą połączone osobą, w tym przypadku Adama Bodnara, niemniej jednak są to inne piony państwa – mówi prof. Majchrowski, który ocenia, że prokuratura nie powinna podejmować działań na podstawie opinii prawnych zamawianych przez inny organ państwa.
W tym przypadku chodzi o dwie opinie prawne dotyczące immunitetu RE, które zamówił wiceminister Arkadiusz Myrcha. Zostały one opublikowane na stronie resortu sprawiedliwości.
Prof. Jan Majchrowski zaistniałą sytuację z naruszeniem immunitetu Marcina Romanowskiego ocenia jako „zsuwanie się Polski z pozycji demokratycznego państwa prawa do pozycji reżimu autorytarnego”.
Jeżeli premier Donald Tusk nie odwoła ministra Adama Bodnara ze stanowiska, czyli nie wyciągnie wobec niego konsekwencji politycznych, tym samym jednoosobowo, jako premier, weźmie na siebie pełną odpowiedzialność za to, co się wydarzyło – stwierdza Jan Majchrowski.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z prof. Janem Majchrowskim na naszym kanale Spotify!
Skala kompromitacji przekroczyła granice Polski, będzie odpowiedzialność karna – komentuje bezprawne pozbawienie wolności posła Marcina Romanowskiego jego kolega z ław poselskich Sebastian Kaleta.
We wtorek około północy Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zwolnił z izby zatrzymań posła Marcina Romanowskiego. Do zatrzymania przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego doszło w poniedziałek na polecenie Zepołu Śledczego nr 2 Prokuratury Krajowej, który prowadzi śledztwo w sprawie rzekomych nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości.
Sędzia orzekająca na posiedzeniu aresztowym znała już treść pisma Przewodniczącego Zgromadzania Parlamentarnego Rady Europy Theodorosa Rousopoulosa do Marszałka Sejmu RP Szymona Hołowni. Przewodnczący wskazywał w nim, że postępowanie przeciwko Marcinowi Romanowskiemu powinno być zawieszone do czasu ewentualnego uchylenia mu immunitetu członka ZPRE.
W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim poseł Suwerennej Polski Sebastian Kaleta nazywa sprawę Funduszu Sprawiedliwości „rzekomą aferą, szopką pod igrzyska dla Tuska, żeby mógł sobie oglądać poniewieranych posłów opozycji”.
Skala kompromitacji przekroczyła granice Polski. Pragnę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Kiedy przyszli do mediów publicznych z łomami, z „karkami”, to siłą udało im się przejść. Tak samo udało się siłowe przejęcie prokuratury, tym razem metodą „na opinię”. Tutaj jednak mamy po raz pierwszy do czynienia z sytuacją, w której towarzyszy temu aspekt międzynarodowy. Od razu dostali po głowie. To pokazuje, że ta władza, która działa tylko siłą, obawia się jedynie zagranicy – ocenił Kaleta.
Poseł zarzuca prokuraturze, że prowadzone przez nią śledztwo jest sterowane politycznie. Wspomniał tu o ujawnionym przez niego fakcie, że opinie prawne dotyczące zakresu immunitetu Rady Europy, na które powoływała się prokuratura w komunikacie, zostały zamówione przez polityka – wiceministra Arkadiusza Myrchę.
My tego nie zostawimy – mówi Kaleta, mając na myśli doprowadzenie do ścigania ekipy Adama Bodnara za ich działania wokół Funduszu Sprawiedliwości.
Polityk wspomina o naruszeniu art. 189 kk (bezprawne pozbawienie wolności) oraz art. 231 kk (przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków). Sugeruje również, że zgodnie z logiką Adama Bodnara jego i podległych mu prokuratorów i urzędników możba by uznać za zorganizowaną grupę przestępczą.
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji na Spotify lub YouTube!
Mamy do czynienia z ciężką kompromitacją prokuratury i Adama Bodnara. Trudno mi zrozumieć, co nimi kierowało – komentuje zwolnienie Marcina Romanowskiego europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk.
W nocy z wtorku na środą Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa podczas posiedzenia aresztowego zwolnił posła Suwerennej Polski Marcina Romanowskiego. Powodem tej decyzji były pismo, które wpłynęło z Rady Europy do marszałka sejmu Szymona Hołowni. Wynikało z niego, że Romanowski jest objęty immunitetem Rady Europy.
Zaistniałą sytuacją europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk określa jako „ciężką kompromitację prokuratury”.
Byłem członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy od 2012 roku, więc dosyć dobrze poznałem reguły rządzące tą organizacją. Znam też również jej czołowych przedstawicieli. Podobne sprawy były rozpatrywane w Radzie Europy od wielu lat. Byłem bardzo zdziwiony sytuacją, w której prokuratura kierowana przez Adama Bodnara z taką nonszalancją podeszła do kwestii immunitetu, który chroni członków zgromadzenia – mówi Mularczyk.
Polityk podkreśla, że aby immunitet Rady Europy został uchylony, „musi wpłynąć do Komisji Regulaminowej Rady Europy należycie uzasadniony wniosek od prokuratury”.
To taka komisja podobna do tej, która działa w polskim Sejmie. Dopiero później podczas sesji plenarnej Zgromadzenie Parlamentarne RE podejmuje decyzję co do uchylenia lub nieuchylenia immunitetu. Tego nie możemy uniknąć. To jest procedura, która jest opisana w Radzie Europy – twierdzi Mularczyk.
Europoseł wyraził zdziwienie, że sytuacja w bezprawnym pozbawieniem wolności posła Romanowskiego wydarzyła się wskutek działania prokuratury kierowanej przez Adama Bodnara.
Przecież Adam Bodnar jest człowiekiem, który się wywodzi ze środowiska walczącego o prawa człowieka. Funkcjonował przez wiele lat w Helsinkiej Fundacji Praw Człowieka, był Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Więc on te reguły świetnie zna. Nie jestem w stanie zrozumieć, co kierowało Bodnarem i prokuratorami, gdy ignorowali Radę Europy i immunitet – podkreślił Arkadiusz Mularczyk.
Zachęcamy do wysłuchania całej audycji na naszym kanale Spotify lub YouTube!
Prokuratura Krajowa, którą obecnie zarządza nielegalnie powołany Dariusz Korneluk
Bezprawne pozbawienie wolności posła Marcina Romanowskiego to jedna z największych afer polskiego wymiaru sprawiedliwości. Odpowiada za to Adam Bodnar i jego ludzie z Prokuratury Krajowej.
We wtorek około północy Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zwolnił z izby zatrzymań posła Marcina Romanowskiego. Do zatrzymania przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego doszło w poniedziałek na polecenie Zepołu Śledczego nr 2 Prokuratury Krajowej, który prowadzi śledztwo w sprawie rzekomych nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości.
Sąd miał rozpoznawać wniosek prokuratora o zastosowanie wobec posła tymczasowego aresztowania. Wówczas Romanowski trafiłby prawdopodobnie na 3 miesiące do aresztu. Wniosek ten został skierowany pomimo tego, że adwokat Romanowskiego, Bartosz Lewandowski informował w sobotę, że jego klient ma immunitet jako członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Prokuratura arbirtalnie, na podstawie dwóch opinii prawnych, uznała, że immunitet nie obowiązuje.
Do niespodziewanego zwrotu akcji doszło we wtorek wieczorem, gdy opinia publiczna poznała treść listu Przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Theodorosa Rousopoulosa do Marszałka Sejmu RP Szymona Hołowni. Przewodnczący wskazywał w nim, że postępowanie przeciwko Marcinowi Romanowskiemu powinno być zawieszone do czasu ewentualnego uchylenia mu immunitetu członka ZPRE.
Tym samym potwierdziły się słowa takich prawników, jak radczyni prawna Agata Bzdyn czy prof. Ireneusz Cezary Kamiński, którzy twierdzili, że poseł jako członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy jest objęty immunitetem wynikającym z umowy międzynarodowej, a uchylenie immunitetu przez polski sejm nie wyczerpuje niezbędnych kroków, by legalnie ścigać parlamentarzystę w postępowaniu karnym.
Mokotowski sąd dysponował treścią listu, bo został on przekazany przez Bartosza Lewandowskiego. Prawnik we wpisach internetowych podnosił, że nie tylko nie ma mowy o legalnym zastosowaniu wobec Marcina Romanowskiego tymczasowego aresztowania, ale w ogóle nie jest on podejrzanym, ponieważ nie postawiono mu skutecznie zarzutów.
Lewandowski zapowiedział również złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez osoby, które doprowadziły do zatrzymania i pozbawienia wolności jego klienta. Wspomniał o art. 231 kk i art. 189 kk, czyli przekroczeniu uprawnień i bezprawnym pozbawieniu wolności.
Potwierdzam, że właśnie pismo od Przewodniczącego Parlamentu trafiło do Sądu wraz z wnioskiem o natychmiastowe zwolnienie osoby zatrzymanej. Czynność przedstawienia zarzutów jest prawnie bezskuteczna, zatrzymanie było nielegalne, a wobec osób odpowiedzialnych za przekroczenie…
— Bartosz Lewandowski (@BartoszLewand20) July 16, 2024
Sędzia z Iustitii
Wniosek aresztowy Marcina Romanowskiego rozpoznawała sędzia Agata Pomianowska. I uznała, że Marcin Romanowski został pozbawiony wolności bezprawnie. Jeżeli Adam Bodnar i Dariusz Korneluk, główni rozgrywajacy sprawę Funduszu Sprawiedliwości, liczyli, że sędzia z Iustitii zapewni im oczekiwane orzeczenie, to się przeliczyli.
Co ciekawe, z naszych informacji wynika, że w sądach rejonowych sędziowie nie są losowani do rozpoznawania spraw aresztowych, inaczej, niż w sądach okręgowych. Sekcje postępowania przygotowawczego mają dyżury, a grafiki z sędziami dyżurnymi wyznaczane są z 3 miesięcznym wyprzedzeniem. Co prawda teoretycznie grafiki nie są przekazywane stronom, jednak w praktyce prokuratura nie miałaby żadnego problemu z ustaleniem, w którym dniu orzeka który sędzia.
Dęte ustalenia prokuratury
Z formalnego punku widzenia zaistniała sytuacja nie oznacza, że Marcin Romanowski jest niewinny. Ale taki będzie wydźwięk polityczny wydarzeń. Neoprokuratorzy Bodnara wykazali się niebywałym dyletanctwem, kompromitując nasz kraj na arenie międzynarodowej. Od początku mieli mocne wsparcie Adama Bodnara. Ich blamaż w oczywisty sposób każe stawiać pytania o rzetelność ustaleń śledztwa. My stawialiśmy takie pytania już we wcześniejszej publikacji na portalu wnet.fm.
W każdym poważnym praworządnym kraju takie błędy, jakie popełnili śledczy Adama Bodnara i on sam, wiązałyby się z poniesieniem odpowiedzialności. W przypadku Adama Bodnara powinna to być z pewnością niezwłoczna dymisja. Nieco inna sytuacja jest w przypadku osób, które kierują Prokuraturą Krajową, z Dariuszem Kornelukiem na czele. Trudno ich dymisjonować, ponieważ swoje stanowiska sprawują nielegalnie, w wyniku rodzaju zamachu stanu w prokuraturze. Powinni zostać fizycznie usunięci z budynku Prokuratury Krajowej, a następnie zawieszeni jako prokuratorzy.
Wszystkie te osoby czeka postępowanie karne. Ale nie tylko w związku z zawiadomieniem Bartosza Lewandowskiego, ale także w sprawie bezprawnego odsunięcia Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego. To ostatnie śledztwo toczy się już od wielu miesięcy, choć trudno powiedzieć, czy są w nim wykonywane realnie jakieś czynności. To jednak, prędzej czy później, nastąpi.
Komentarz Marcina Romanowskiego
Po opuszczeniu sądu poseł Marcin Romanowski spotkał się z dziennikarzami.
Mamy do czynienia z absolutnym skandalem i wspólnie z panem mecenasem Bartoszem Lewandowskim na pewno w dniu jutrzejszym będziemy kierować zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prokuratorów, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że przysługuje mi immunitet i to pozbawienie wolności było absolutnie bezprawne – oznajmił polityk Suwerennej Polski.
Zapowiedział też, że zawiadomienie będzie również dotyczyć „osób, które sporządzały te pseudo-opinie, które miały być tą rzekomą podstawą prawną właśnie do pozbawienia wolności osoby, osoby która jest objęta immunitetem”.
Mamy tutaj do czynienia w związku z tym z rzeczą niebywałą i z prowadzeniem Polski tak naprawdę do statusu Białorusi, kiedy nie tylko już łamie się przepisy prawa krajowego, ale również prawa międzynarodowego – ocenił Romanowski.
Mecenas Bartosz Lewandowski poinformował, że zawiadomienie nie będzie dotyczyło funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który wykonywai tylko polecenia prokuratora.
Poseł Romanowski podkreślił, że w sprawie tej nie chodzi tylko o niego, ale też „o polskie państwo, które doznało naprawdę bardzo poważnego uszczerbku na arenie międzynarodowej, z powodu doprowadzenia do jawnie bezprawnego zatrzymania członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy”.
To jest rzeczywiście sprowadzenie Polski do statusu państwa „trzeciego świata” przez rząd Donalda Tuska, przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara i tych wszystkich, którzy w tym uczestniczyli, nie waham się użyć tego sformułowania, w tej rzeczywiście zorganizowanej grupie przestępczej – ocenił poseł.
Titanic/ fot. Francis Godolphin Osbourne Stuart, Public domain, via Wikimedia Commons
W SO w Warszawie trwa spór o odwołanie prezesów tej instytucji. W niniejszym tekście pochylamy się nad kwestią wpływu tego zamieszania na działanie sądu. Rysuje się obraz szokujący.
Resume
Przypomnijmy: wg Adama Bodnara od 1 lipca biegnie termin zawieszenia władz Sądu Okręgowego w Warszawie i niektórych prezesów sądów rejonowych okręgu warszawskiego. Minister uważa, że 15 lipca zbierze się nowe, legalne kolegium sądu, które zajmie się opiniowaniem jego wniosków o odwołanie sędziów z kierowniczych funkcji.
Prezesi widzą to inaczej. Wskazują, że o fakcie rozpoczęcia wobec nich procedury zawieszenia dowiedzieli się 1 lipca ok. 16. Dokonali interpretacji przepisów ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, Kodeksu pracy i Kodeksu postępowania cywilnego uznając, że bieg ich zawieszenia rozpoczyna się 2 lipca. Podczas zwołanego kolegium – zdaniem Adama Bodnara w sposób nielegalny – obroniono sędziów.
Sąd Okręgowy w Warszawie/ fot. WNET
Niezależnie od tych rozbieżności, obie strony sporu zgadzają się co do faktu, że obecnie sędziowie są legalnie zawieszeni w pełnieniu funkcji. Zastępuje ich zgodnie z przepisami ustawy najstarszy szarżą sędzia – Janusz Włodarczyk.
Chronologia i odpowiedzi IP
Z naszych informacji wynikało, że p.o. prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie Janusz Włodarczyk zaczął realnie zarządzać sądem dopiero ok. 13:00 w dniu 2 lipca. Niezależnie od faktu, że ustawa Prawo o ustroju sądów powszechnych wyznacza, kto pełni władzę w sądzie, w razie absencji prezesa czy wiceprezesów, to osoba, która ma objąć stery nad sądem musi być poinformowana, że nastąpiły zmiany. Być może nie regulują tego obowiązku przepisy, ale jest to sfera zdrowego rozsądku. Trudno wymagać, by sędzia „z urzędu” domyślał się, jakie decyzje zapadły na Alei Róż. I w drugą stronę, trudno by władze sądu powstrzymywały się od działania, skoro nikt im nic na ten temat nie powiedział. Ustawodawca nie regulował tej kwestii, zakładając, być może zbyt optymistycznie, że władzę piastują ludzie świadomi i odpowiedzialni.
Wiedząc, że prezesi SO przez cały dzień 1 lipca prowadzili swoje czynności służbowe, a p.o. prezesa sędzia Janusz Włodarczyk własne czynności zarządcze rozpoczął 2 lipca w środku dnia, zadaliśmy Ministerstwu Sprawiedliwości i Sądowi Okręgowemu w Warszawie pytania w trybie dostępu do informacji publicznej, w jakim dniu, o której godzinie i w jaki sposóbSąd Okręgowy w Warszawie został poinformowany o zmianach z zarządzeniu jednostką.
Ministerstwo Sprawiedliwości udzieliło nam odpowiedzi szybko, ale nie na temat. Poproszone ponownie o rzetelną odpowiedź, odpisało wskazując tylko, że sędzia Janusz Włodarczyk został poinformowany. Jak dodano, „Została zachowana droga służbowa, dekret został wysłany za pośrednictwem poczty elektronicznej na adres prezesa sądu i kierownika oddziału administracyjnego”.
Kiedy szykowaliśmy się do ostatecznego wezwania resortu do odpowiedzi na pytania o precyzyjną datę lub ewentualnie wydania decyzji o odmowie udzielenia odpowiedzi w trybie IP, otrzymaliśmy odpowiedź z Sądu Okręgowego w Warszawie. Instytucja ta, w przeciwieństwie do resortu Adama Bodnara, odpowiedziała z otwartą przyłbicą.
Pełniący obowiązki prezesa sądu sędzia Janusz Włodarczyk, który podpisał się pod odpowiedzią, odniósł się zarówno do sytuacji przy pierwszej próbie odwołania władz sądów, jak i tej z 1 lipca. Jak czytamy w odpowiedzi, pismo wskazujące sędziego jako osobę wyznaczoną do kierowania sądem:
– Od dnia 19 czerwca 2024 r. wpłynęło z Ministerstwa Sprawiedliwości do Sądu Okręgowego w Warszawie drogą mailową w dniu 19 czerwca 2024 r. o godz. 12:40
– od dnia 1 lipca 2024 r., wpłynęło z Ministerstwa Sprawiedliwości do Sądu Okręgowego w Warszawie drogą mailową w dniu 2 lipca 2024 r. o godz. 12: 37 – pismo to Pan Sędzia otrzymał osobiście o godz. 9: 30, w dniu 2 lipca 2024 r.
Wyciągamy wnioski
Co możemy na tę chwilę powiedzieć? Zakładając elementarną odpowiedzialność sędziego Janusza Włodarczyka, który jest bardzo doświadczonym prawnikiem z olbrzymim stażem (jest blisko stanu spoczynku sędziowskiego), widzimy jak na dłoni, że pomimo zawieszenia prezesów od 1 lipca, czyli formalnie rzecz biorąc od godz. 00:01 tego dnia (trzymając się wersji Adama Bodnara o rozpoczęciu biegu zawieszenia), sędzia nie zrobił tego dnia nic, by powstrzymać prezesów od wykonywania czynności zarządczych.
Był to okres, przypomnijmy, w którym do godz. 16 w ogóle nie wiedzieli oni o zawieszeniu. Szanując osobę sędziego Włodarczyka, musimy przyjąć, że i on o tym fakcie wówczas nie wiedział.
Okazuje się zatem, że Adam Bodnar pozbawił najważniejszy sąd okręgowy w Polsce kierownictwa na cały dzień! W jego optyce decyzje podejmowane przez prezes Joannę Przanowską i wiceprezesów powinny być uznane za nieważne. A sędzia Włodarczyk o swoich nowych obowiązkach nie wiedział.
1 lipca 2024 r. był więc, gdyby przyjąć za dobrą monetę wersje Adama Bodnara o zawieszeniu prezesów, dniem „bezkrólewia” w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Jest to konstatacja szokująca, która powinna skłonić premiera do rozważenia dymisji Adama Bodnara jako osoby nie nadającej się do kierowania strategicznym dla bezpieczeństwa prawnego w Polsce resortem.
Jeszcze jedna kwestia
To jednak nie wszystko. Nasze ustalenia oparte na oficjalnej informacji z Sądu Okręgowego w Warszawie rzucają nowe światło na wątek koperty, która znalazła się na biurku jednego z wiceprezesów sądu, sędziego Radosława Lenarczyka.
Jak pisaliśmy, sędziemu w nielicujący z powagą sytuacji sposób dostarczono w kopercie położonej na biurku, bez żadnej pewności, że zapozna się z ich treścią, pisma dotyczące odwołania jego upoważnień do wykonywania na posiedzeniach kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie, ale też Sądu Apelacyjnego w Warszawie, praw członka kolegium w zastępstwie prezes Przanowskiej-Tomaszek.
Pisma podpisane przez sędziego Janusza Włodarczyka nosiły datę 1 lipca 2024 r. Tymczasem z odpowiedzi na nasze pytanie w trybie IP wynika, że sędzia zapoznał się z pismem informującym go o wskazaniu na p.o. prezesa sądu dopiero 2 lipca o 9:30. Pytanie dotyczyło pisma, a nie samej informacji. Teoretycznie nie można więc wykluczyć, że w godzinach popołudniowych lub wieczornych 1 lipca sędzia został ustnie poinformowany o sytuacji.
Jednak nawet przy takiej interpretacji pozostaje niesmak i zgorszenie. Wg naszych informatorów sędzia zaczął realnie rządzić w sądzie dopiero po 13 następnego dnia, 2 lipca. Wtedy, gdy wpłynęło oficjalne pismo elektroniczne z ministerstwa do sądu. Jeżeli sędzia wiedział już 1 lipca wieczorem o swojej nowej roli, to dlaczego pół następnego dnia zajęło mu uzyskanie kodów dostępu do systemów informatycznych sądu, przeznaczonych dla prezesów? Jest to scenariusz niesłychanego chaosu w tak ważnej instytucji.
Wymiar sprawiedliwości tonie
Rozmawialiśmy z sędziami Sądu Okręgowego w Warszawie. Innymi, niż zawieszeni prezesi. Zwracają uwagę na lekceważenie sędziów przez Ministra Sprawiedliwości. Wskazują, że za czasów Zbigniewa Ziobro w dyskusjach między sędziami często przewijała się kwestia lekceważenia głosu środowiska sędziowskiego przez szefa Suwerennej Polski. „Dziś jednak jest to samo” – mówią. „A nawet gorzej” – podkreślając, że sytuacja, w której sędziowie nie są informowani, kto kieruje ich jednostką, jest czymś trudnym do wyobrażenia.
Za bałagan ten zapłacą przede wszystkim obywatele, których sprawy toczą się w sądach. Już teraz wstrzymaniu uległ cykl kolegów sądu okręgowego. Nie tych nadzwyczajnych, dotyczących opiniowania wniosków Adama Bodnara, ale zwykłych kolegów, na których rozwiązywano codziennie kwestie organizacyjne sądu okręgowego, ale również rejonowych.
Ważne jednak, że orkiestra Adama Bodnara gra do samego końca.
Zadaliśmy Ministerstwu Sprawiedliwości pytania w trybie dostępu do informacji publicznej, dotyczące działania SO w Warszawie. Resort unika rzetelnej odpowiedzi, co wydarzyło się 1 lipca w instytucji.
W ostatnich dniach opublikowaliśmy kilka tekstów, dotyczących prób odwołania przez Ministra Sprawiedliwości Adama Bodnara Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Joanny Przanowskiej-Tomaszek i Wiceprezesów Sądu Okręgowego w Warszawie Patrycji Czyżewskiej, Małgorzaty Kanigowskiej-Wajs, Radosława Lenarczyka, Agnieszki Sidor-Leszczyńskiej i Marcina Rowickiego.
Zgodnie z przepisami, aby odwołać władze sądu okręgowego, minister musi skierować wniosek do kolegium sądu. Uzyskanie negatywnej opinii od kolegium uniemożliwia odwołanie prezesów. W pierwszej próbie odwołania sędziów Adam Bodnar odniósł porażkę, którą uznał, przywracając prezesów z zawieszenia. W drugiej kolegium sądu również obroniło prezesów, jednak minister uznał je za zwołane w sposób nielegalny. Według Adama Bodnara sędziowie zebrali się w tym gremium już po tym, jak zostali skutecznie zawieszeni. Dość zawiłe meandry tej sprawy opisywaliśmy w publikacjach z 2 lipca i 4 lipca.
Sąd Okręgowy w Warszawie/ fot. WNET
Nasze zaciekawienie wzbudził jednak również sposób komunikowania swoich decyzji Sądowi Okręgowemu w Warszawie przez Adama Bodnara. Po przeanalizowaniu tej kwestii nie możemy ocenić działania ministra inaczej, niż jako generującego w sądzie całkowity chaos.
Największy sąd w Polsce
Na początek przypomnijmy jednak, jakiego rodzaju instytucją jest Sąd Okręgowy w Warszawie, by dobrze zrozumieć wagę tej sprawy. Nie jest to typowy sąd okręgowy. Poza tym, że toczy się tu niezliczona liczba spraw dotyczących najcięższych przestępstw, takich jak zabójstwa, sprawy narkotykowe, zorganizowanych grup przestępczych, a także niezwykle skomplikowane sprawy cywilne, to właśnie w warszawskim sądzie okręgowym prowadzone są niezwykle ważny dla Polaków sprawy frankowe, to tutaj też rozpoznawane są wnioski szefów służb specjalnych o stosowanie kontroli operacyjnej. Choćby chwilowe sparaliżowanie tej instytucji niesie za sobą niepowetowane straty nie tylko dla abstrakcyjnego wymiaru sprawiedliwości, ale dla zwykłych obywateli.
Co oczywiste, sąd, aby normalnie funkcjonował, musi mieć władzę. Każdy z prezesów sądu odpowiada za inne obszary. Są to osoby, które mają pełne ręce roboty i nieustannie podejmują decyzje. Kadrowe, administracyjne, ale też o znaczeniu procesowym.
Tajemne zawieszenie i jego skutki
Mając świadomość znaczenia SO w Warszawie z tym większym zdumieniem zapoznaliśmy się z informacją pochodzącą od ww. prezesów, że decyzja o ich zawieszeniu od 1 lipca 2024 r. przez Adama Bodnara została im dostarczona pod koniec tego dnia, ok. godziny 16. Według ministra sędziowie Ci od północy nie mogli już pełnić swoich funkcji kierowniczych w sądzie. Ale je pełnili i to przez cały dzień. Rodzi to więc oczywiste pytanie o ważność prawną wszystkich ich decyzji. Choćby tak kluczowych, jak te podejmowane w kancelarii tajnej i dotyczące spraw służb specjalnych.
Do sprawy skutków prawnych urzędowania prezesów 1 lipca ministerstwo w żaden sposób się nie odniosło. Twierdzi natomiast, że zgodnie z ustawą po zawieszeniu prezesów zastępuje ich sędzia Janusz Włodarczyk, przewodniczący XI Wydziału Penitencjarnego i Nadzoru nad Wykonywaniem Orzeczeń Karnych Sądu Okręgowego w Warszawie.
Pytanie w trybie dostępu do informacji publicznej
Zapytaliśmy zatem w trybie dostępu do informacji publicznej, którego dnia, o której godzinie i w jaki sposób Ministerstwo Sprawiedliwości wysłało do Sądu Okręgowego w Warszawie pismo, wskazujące sędziego Włodarczyka jako p.o. prezesa sądu, pod nieobecność sędzi Przanowskiej-Tomaszek i jej współpracowników.
Odpowiedź otrzymaliśmy szybko. Nie była to jednak odpowiedź na zadane przez nas pytania. Resort najpierw przytoczył regulacje ustawowe, odnoszące się do sposoby wyznaczania kolejnych sędziów w przypadku braku prezesa czy wiceprezesa sądu. W toku tej wyliczanki doszedł do osoby sędziego Janusza Włodarczyka.
Na koniec Ministerstwo Sprawiedliwości napisało:
Na realizację powyższych uprawnień bez wpływu pozostaje wydanie przez Ministra Sprawiedliwości aktu zawiadamiającego o wykonywaniu funkcji.
To ostatnie zdanie jest nieprawdziwe. Do realizacji uprawnień konieczna jest bowiem… wiedza w sądzie, że ministerstwo wydawało swoje decyzje! Jak już napisaliśmy, w przypadku prezesów wiedza o ich zawieszeniu przyszła dopiero pod koniec dnia. Z kolei nasze źródła w sądzie twierdzą, że sędzia Janusz Włodarczyk rozpoczął swoje faktyczne urzędowanie jako p.o. prezesa dopiero… 2 lipca po godz. 13. Chodzi tu o realne podejmowanie decyzji, z dostępem do systemu informatycznego w zakresie przysługującym władzom sądu.
Wątek pism z „podrzuconej” koperty
Ten chaos informacyjny widoczny jest również w innym wątku tej sprawy, mianowicie odebraniu wiceprezesowi sądu Radosławi Lenarczykowi upoważnień otrzymanych od prezes Przanowskiej. Pismo o cofnięciu upoważnień do wykonywania na posiedzeniach kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie, ale też Sądu Apelacyjnego w Warszawie, praw członka kolegium w zastępstwie prezes Przanowskiej-Tomaszek, podpisane przez p.o. prezesa sędziego Janusza Włodarczyka, wiceprezes Lenarczyk odnalazł na swoim biurku w kopercie. Z uwagi na sposób dostarczenia go, uznał je za pismo „podrzucone”, o czym pisaliśmy już na portalu Radia Wnet.
Jak się dowiedzieliśmy, sędzia Włodarczyk odpisał już sędziemu Lenarczykowi na zadane w tej sprawie pytanie. Kopertę z odwołaniem upoważnień pracownik sądu miał położyć sędziemu Lenarczykowi dopiero po godz. 8 we wtorek, 2 lipca. Fakt istotny dla oceny stanowiska zawartego w komunikacie Ministerstwa Sprawiedliowości, zgodnie z którym sędziemu Lenarczykowi cofnięto upoważnienia 1 lipca.
Dezorganizacja największego sądu w Polsce
Podsumujmy tę sprawę, biorąc w nawias kwestię samej zasadności lub jej braku zawieszania prezesów Sądu Okręgowego w Warszawie. Okazuje się, że przez półtora dnia najważniejszy sąd w Polsce był sparaliżowany z powodu sposobu działania ministerstwa, a konkretnie braku dobrej komunikacji. Przyjmując optykę Adama Bodnara, zgodnie z którą prezesi zostali skutecznie zawieszeni 1 lipca, to przez cały dzień, nie ze swojej winy, bo przy zupełnym braku wiedzy o decyzji MS, wykonywali czynności, jako osoby nieuprawnione. Zastępujący ich sędzia Janusz Włodarczyk… nie mógł ich zastępować, bo najwyraźniej nie wiedział o tym, że został p.o. sądu. Być może wg ministerstwa powinien „z urzędu” wczytać sie w myśli Adama Bodnara, i już o 8 rano, 1 lipca doznać olśnienia, że jest nowym szefem SO w Warszawie.
Zdajemy sobie sprawę, że z punktu widzenia logiki z odpowiedzi, którą otrzymaliśmy w trybie IP nie wynika, że sędzia Włodarczyk nie został poinformowany o tym, że został z mocy ustawy p.o. prezesa. W odpowiedzi resort kluczy. Zakładamy jednak, że gdyby został, to resort by nam o tym powiedział, bo przecież tego dotyczyły nasze pytanie. Poza tym, nie ulega wątpliwości, że sędzia Włodarczyk starałby się nie dopuścić, by zawieszeni prezesi wykonywali swoje czynności. A nic nie wiadomo, by miał to uczynić. Połączone w tej sprawie kropki w nieuchronny sposób tworzą przerażający obraz paraliżu strategicznie ważnej instytucji w polskim systemie sprawiedliwości.
Jedno w tej sprawie pozostaje dobre. Nastrój ludzi Adama Bodnara.
Sąd Okręgowy w Warszawie, sądy rejonowe. Zmiany, zmiany, zmiany. Na lepsze. https://t.co/J6Rkp2yg1k
— Karolina Wasilewska (@wasilewska_ka) July 4, 2024
Sprawy uzyskania precyzyjnych odpowiedzi na zadane przez nas pytania w trybie IP nie odpuszczamy. Poprosiliśmy ministerstwo, by zrealizowało swój ustawowy obowiązek w tym zakresie.
W środę w siedzibie KRS doszło do popełnienia szeregu przestępstw. Dokonał ich prokurator i niestety również policja – mówi rzecznik dyscyplinarny sędzia Piotr Schab.
W środę na polecenie prokuratora Piotra Myszkowca do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa wkroczyła policja, która włamała się do szaf pancernych zastępców rzecznika dyscyplinarnego Michała Lasoty i Przemysława Radzika. Celem działania prokuratury było zabezpieczenia akt dyscyplinarnych, które wg śledczych były przetrzymywane nielegalnie.
Nie sposób tego oceniać inaczej, niż jako akty przestępcze. Po prostu włamano się do naszych pomieszczeń, pod pozorem zajęcia dokumentów dla potrzeb postępowania przygotowawczego. Chcę powiedzieć, że tu nie chodzi o postępowanie przygotowawcze, tylko o działanie tzw. specrzeczników ustanawianych – nie powiem ustanowionych skutecznie – przez ministra sprawiedliwości po to, aby umarzać sukcesywnie postępowania dyscyplinarne prowadzone przeciw sędziom, którzy mienią się być obrońcami praworządności – ocenił działania organów ścigania Rzecznik Dyscyplinarny Sędziów Sądów Powszechnych Piotr Schab, który równocześnie jest Prezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Sędzia tłumaczy, że w przekonaniu jego i jego zastępców w toku czynności w budynku KRS „doszło do popełnienia szeregu przestępstw”.
Uczynił to zarówno prokurator kierujący akcją, jak i niestety funkcjonariusze policji. Nie wszystko, podkreślam nie wszystko, można w polskim systemie prawnym wytłumaczyć realizacją poleceń służbowych – zaznacza Piotr Schab.
Kwestia podpisów elektrocznicznych
Sędzia tłumaczy, że cała sprawa miała swoją genezę w wadliwym, według niego, powołaniu przez ministra Adama Bodnara rzeczników dyscyplinarnych ad hoc. Czynności prokuratury i policji miały bowiem miejsce w ramach śledztwa wszczętego z zawiadomienia rzeczników ad hoc, którym sędzia Piotr Schab i jego zastępcy nie wydali akt dyscyplinarnych. Do wydania akt nie doszło, bo rzecznicy ad hoc zostali powołani dekretami podpisanymi elektronicznie, co nie jest dopuszczalne w polskiej procedurze karnej, o czym pisaliśmy na portalu Radia Wnet.
Mamy obowiązek precyzyjnie weryfikować poprawność przedstawionej nam dokumentacji zwłaszcza, że ma ona stanowić podstawę prawną działania rzeczników ustanowionych przez Ministerstwo Sprawiedliwości w sytuacji, w której chodzi o bardzo ważkie postępowania dotyczące losów sędziowskich – mówi sędzia.
Jak zaznacza,” treść zarzutów dyscyplinarnych wobec tych sędziów nie ma żadnego związku z ich aktywnością publiczną, w każdym razie z taką aktywnością, z jakiej ich znamy. I są to ewidentne w naszym przekonaniu delikty dyscyplinarne, o ile tylko dyscyplinarne”.
Uderzono w KRS
Odnosząc się do wątpliwości wokół kwestii, czy czynności prokuratora dotyczyły Krajowej Rady Sądownictwa, Piotr Schab podkreśla, że „zgodnie z ustawą obsługę urzędu rzecznika dyscyplinarnego świadczy Krajowa Rada Sądownictwa”.
KRS zarządza obiektem, a my jako rzecznicy, podlegamy kierownictwu Krajowej Rady Sądownictwa, która jest dysponentem obiektu. Wobec powyższego wtargnięcie do obiektu będącego w zarządzie Krajowej Rady Sądownictwa jest ugodzeniem w jej prestiż i status prawny – ocenia Piotr Schab.
Będzie zawiadomienie o przestępstwie
Sędzia zapowiada złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez prokuratora Piotra Myszkowca i funkcjonariuszy policji.
W skuteczność wystąpień do prokuratury kierowanej przez pana Adama Bodnara nie wierzę, ale to jest mój prawny obowiązek. Jako funkcjonariusz publiczny powziąłem wiedzę o przestępstwie ściganym z urzędu i muszę złożyć stosowne zawiadomienie – podkreśl Schab.
Zapowiada również powiadomienie o sprawie Prezydenta RP Andrzeja Dudę.
Jestem prezydenckim rzecznikiem dyscyplinarnym. Wtargnięto do biura, w którym znajduje się dokumentacja spraw prowadzonych przeze mnie. Nie wyobrażam sobie, aby o powyższym nie poinformować kancelarii prezydenta – zapewnia sędzia.
Zachęcamy do wysłuchania całej audycji na naszym kanale Spotify lub YouTube!
Ekipa, która wzięła na sztandary niezawisłość sędziowską, bezwzględnie tę niezawisłość łamie – mówi europoseł PiS.
Jak ocenia Patryk Jaki, rząd Donalda Tuska jest niepohamowany w stosowaniu brutalnej siły. Polityk komentuje ponadto sprawę prześladowań wobec przebywającego w areszcie księdza Michała Olszewskiego
Ksiądz Olszewski przyciągał do siebie młodych ludzi, dlatego był groźny dla systemu.
W ocenie gościa Radia Wnet, za postępowaniem organów państwa wobec twórcy fundacji Profeto może stać lobby deweloperskie, które chętnie by przejęło grunty należące do fundacji.
Od początku widać, że Donald Tusk kieruje się chęcią zemsty, przede wszystkim chodzi mu by zemścić się na ministrach: Ziobro, Wąsiku i Kamińskim.
Były wiceminister sprawiedliwości podkreśla, że błędem były próby porozumienia z Komisją Europejską ws. reformy sądownictwa, ponieważ doprowadziły do „rozzuchwalenia kasty sędziowskiej”.
Polityk Suwerennej Polski piętnuje ponadto paradygmat przyjęty przez rząd Donalda Tuska jeżeli chodzi o stosunki z Niemcami. Wskazuje, że polskiemu premierowi nie wolno milczeć w obliczu działań rządu RFN i słów wypowiedzianych przez Olafa Scholza w oświadczeniu podsumowującym wizytę w Warszawie.