Dr Hajdasz: Należy pamiętać, że prymas Wyszyński nie był aresztowany sam. 26 września uwięziono również abp. Baraniaka

Dziennikarka opowiada o wystawie „Dzień z Arcybiskupem Baraniakiem” zorganizowanej przez Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.

Drugim gościem redaktora Krzysztofa Skowrońskiego jest dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dr Jolanta Hajdasz. Dziennikarka opowiada o wystawie zorganizowanej przez Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. W siedzibie placówki przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie 27 października odbył się „Dzień z Arcybiskupem Baraniakiem”.

Wystawa jest bardzo ciekawa i zaaranżowana w wyjątkowy sposób – podkreśla dziennikarka, zachęcając słuchaczy do odwiedzenia ekspozycji.

Ekspozycja prezentuje pamiątki po arcybiskupie ze zbiorów Salezjańskiej Inspektorii w Pile i naszego Muzeum. Wśród nich znajdują się przedmioty osobiste i liturgiczne, a także największa pamiątka, czyli oryginalna szafa z zakonspirowanym ołtarzem, służąca przetrzymywanemu w areszcie domowym biskupowi.

Bardzo dużo zdjęć, plansze z opisem różnych etapów jego życia, są jego listy i sutanna. Pomagają wyobrazić sobie jego postać – opisuje dr Jolanta Hajdasz.

Następnie nasz gość przybliża słuchaczom kulisy aresztowania abp. Baraniaka, które odbył się tego samego dnia co aresztowaniem prymasa Stefana Wyszyńskiego. Całość wiązała się z silnym uderzenie w struktury Kościoła, a celem uwięzienia duchownych było zastraszenie pozostałych na wolności hierarchów. Kilka godzin po zatrzymaniu kardynała, nad ranem 26 września 1953 r., funkcjonariusze MBP aresztowali w Domu Arcybiskupim w Warszawie sufragana gnieźnieńskiego, kapelana prymasowskiego, biskupa Antoniego Baraniaka. Aresztowanie miało miejsce na podstawie nakazu wystawionego przez prokuraturę wojskową.

Należy pamiętać, że prymas Wyszyński nie był aresztowany sam. 26 września 1953 aresztowano również arb. Antoniego Baraniaka – podkreśla redaktorka.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Fantastyczne upamiętnienie w Sebastianowie w Wielkopolsce 90 rocznicy święceń kapłańskich abpa Antoniego Baraniaka

Po odsłonięciu tablicy pamiątkowej w miejscu domu rodziny Baraniaków, odbył się rowerowy quest, czyli rajd połączony z rozwiązywaniem zadań dotyczących arcybiskupa Baraniaka i jego związków z okolicą.

Nie przeszkodził upał ani odległość, ani kurz na drodze, ani różnice wieku uczestników. W małym Sebastianowie w Wielkopolsce w fantastyczny sposób upamiętniono 90 rocznicę święceń kapłańskich abpa Antoniego Baraniaka, który urodził się i wychował w tej wiosce i właśnie z niej wyruszył w świat, czyli do szkoły salezjańskiej w Oświęcimiu. Rocznica przypadała 3 sierpnia.

Tablica pamiątkowa w miejscu dawnego domu rodziny Baraniaków | Fot. B. Hajdasz

Z inicjatywy młodej i energicznej szefowej miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich, Karoliny Adamczak, w miejscu, gdzie stał dom rodzinny arcybiskupa, a dziś stoi krzyż, odsłonięto tablicę pamiątkową przypominającą ten fakt i ukazującą, jak dom rodziny Baraniaków wyglądał w przeszłości. Zaraz potem odbył się rowerowy quest, czyli rodzaj rajdu, w którym każdy uczestnik, pokonując na rowerze jego trasę, oprócz dotarcia do konkretnego miejsca musiał rozwiązać zadanie dotyczące oczywiście arcybiskupa Baraniaka i jego związków z Sebastianowem, gdzie się urodził, oraz z wioską Mchy, gdzie chodził do szkoły i gdzie dzisiaj w szkole jego imienia jest jego Izba Pamięci pełna pięknych pamiątek.

I młodsi, i starsi uczestnicy rajdu mieli do przejechania około 10 km, a zadania były konkretne: raz było to podanie sumy cyfr widniejących na pomniku, innym razem jednego słowa z nazwy kościoła czy wyrytego gdzieś z boku nazwiska albo policzenie kwiatów wokół ołtarza…

– On tu się urodził, tu się wychował, przyjeżdżał do Sebastianowa, kiedy tylko mógł – mówi Paweł Baraniak, syn bratanka arcybiskupa, który do dziś mieszka w ich rodzinnej wiosce, a który jako dziecko wielokrotnie spotykał się ze stryjkiem. – Jesteśmy dumni z tego, że z naszej wioski pochodzi ten wielki bohater, odznaczony Orderem Orła Białego – podkreśla Karolina Adamczak. I wyraża nadzieję , że uda się organizować tego typu imprezy co roku. (j)

Informacja o wydarzeniu, pt. „Rowerowy Baraniak”, znajduje się na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Informacja o wydarzeniu, pt. „Rowerowy Baraniak”, na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

12 księży koncelebrowało mszę św. w warszawskim więzieniu-muzeum w intencji beatyfikacji arcybiskupa Antoniego Baraniaka

Abp. Antoniego Baraniaka przesłuchiwano ponad 145 razy, a z protokołów przesłuchań wynika jedno: był do końca wierny Bogu i Kościołowi. Nikogo nie zdradził. Wierzył, że Pan Bóg jest ponad wszystko.

Jolanta Hajdasz

Msza św. w więzieniu-muzeum na Rakowieckiej w Warszawie | Fot. J. Hajdasz

Podniosła atmosfera, kilkaset osób tłoczących się na dwóch piętrach w dawnym areszcie śledczym przy Rakowieckiej w Warszawie, poruszająca homilia abpa Marka Jędraszewskiego, śpiew Antoniny Krzysztoń i ta intencja – o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego abpa Antoniego Baraniaka. A wszystko to 26 września 2019 roku, w 66 rocznicę aresztowania Prymasa Stefana Wyszyńskiego i jego sekretarza, biskupa Antoniego Baraniaka.

Przy ołtarzu – dwunastu księży obok metropolity krakowskiego; m.in. ks. Stanisław Małkowski, o. Jerzy Garda, o. Stanisław Tasiemski, ks. Tomasz Trzaska i oczywiście ks. Jarosław Wąsowicz, salezjanin, który w tym miejscu już od czerwca sprawuje co miesiąc Mszę św. w tej intencji. Wśród uczestników m.in. Zofia Pilecka-Optułowicz, córka legendarnego rotmistrza Witolda Pileckiego, Michał Lorenc, wybitny muzyk i kompozytor, Jarosław Szarek, prezes IPN, Jacek Pawłowicz, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, Sebastian Kaleta, poseł PiS, sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości, Jan Parys, były minister obrony narodowej, Paweł Piekarczyk, muzyk – i tylu innych z Poznania, Starogardu Gdańskiego, z Krakowa, Piły, Warszawy…

– Ostatnie lata pozwalają nam zrozumieć, że są sprawy, rzeczy i miejsca święte, którym trzeba przywrócić miarę, by codzienność nabrała właściwego kształtu.

Takim właśnie miejscem jest to więzienie, przesycone męczeństwem najbardziej szlachetnych bohaterów, synów i córek naszej ojczyzny. Miejsce nasiąknięte krwią, które musi wryć się w pamięć Polaków, by zrozumieli siebie i swoją odpowiedzialność za przeszłość i przyszłość – mówił w homilii abp Marek Jędraszewski, który w 1973 roku przyjął z rąk abpa Antoniego Baraniaka święcenia kapłańskie i który jest autorem wydanej 10 lat temu fundamentalnej dla przywracania pamięci o abpie Antonim Baraniaku publikacji pt. Teczki na Baraniaka. (…)

Arcybiskup podkreślił, że abp Antoni Baraniak nie opowiadał o cierpieniu, które spotkało go podczas pobytu w więzieniu. Kardynał Stefan Wyszyński dowiedział się o jego heroicznej postawie od innych więźniów. Metropolita krakowski wspomniał, że po opublikowaniu książki Teczki na Baraniaka spotkał swojego profesora, który jako jeden z nielicznych rozmawiał z abp. Antonim Baraniakiem na temat więzienia i dowiedział się, że był on m.in. przetrzymywany w ciemnym i wilgotnym karcerze, wyprowadzano go tylko po to, by podpisał tzw. lojalkę, czego nie uczynił. W więzieniu powtarzał sobie: „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. Miał poczucie osobistej godności, które chciał za wszelką cenę ratować. Ratując tę godność, ratował Prymasa, Kościół i Polskę – powiedział metropolita krakowski. Przypomniał, że abp. Antoniego Baraniaka przesłuchiwano ponad 145 razy, a z protokołów przesłuchań wynika jedno: – Był do końca wierny Bogu i Kościołowi. Do niczego się nie przyznał, nikogo nie zdradził. Wierzył, że ponad wszystko jest Pan Bóg.

Na koniec spotkania głos zabrał dyrektor muzeum, Jacek Pawłowicz:

– Msza św. z okazji tej rocznicy jest wyjątkowym wydarzeniem. Jest nas tu bardzo dużo. I myślę, że jest nas więcej, niż widzimy, bo wszyscy ci, którzy siedzieli w tych celach, tu cierpieli, byli mordowani, są dziś z nami.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” można przeczytać na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zmarła siostra Maria Remigia – Gertruda Soszyńska, jedna z ostatnich żyjących współpracowników abp. Antoniego Baraniaka

To ona usłyszała ważne słowa, gdy na jej współczujące stwierdzenie „Ekscelencja bardzo cierpi”, umierający arcybiskup odpowiedział „Siostro, to jest nic w porównaniu z tym, co było tam”.

Jolanta Hajdasz

Była jedną z najbardziej zaangażowanych osób zabiegających od lat o przywrócenie pamięci o Jego bohaterstwie. Przypominała fakty, podpowiadała, gdzie szukać kolejnych świadków, uczyła wytrwałości i nie pozwalała się zniechęcać, gdy pojawiały się trudności.

Zawsze starała się pomóc. Nie miała wątpliwości, że abp Baraniak zasługuje na upamiętnienie przez nasze państwo i Orderem Orła Białego, i uchwałą Sejmu. Nie miała żadnych wątpliwości, że zasługuje także na beatyfikację.

Jej świadectwo o jego cierpieniach było bardzo przejmujące. Opiekowała się nim jako wykwalifikowana pielęgniarka w ostatnich miesiącach życia, gdy umierał na chorobę nowotworową, a pamiętajmy, iż wówczas, w 1977 r., nie było tak skutecznych leków przeciwbólowych, jakie znamy obecnie. Siostra Remigia widziała na własne oczy ogromne cierpienie abp. Baraniaka i to ona usłyszała ważne słowa, gdy na jej współczujące stwierdzenie „Ekscelencja bardzo cierpi”, umierający arcybiskup odpowiedział: „Siostro, to jest nic w porównaniu z tym, co było tam”. Tam – czyli w więzieniu. Ona widziała, jak bardzo cierpi przed śmiercią, więc potrafiła sobie wyobrazić, co musiał przeżyć „tam”.

I te słowa przekazała mi już podczas pierwszego naszego spotkania blisko 10 lat temu. Stały się dla niej inspiracją do zbierania wszelkich informacji o więzieniu na Rakowieckiej, gdzie aresztowany Arcybiskup przebywał 27 miesięcy. Wtedy, gdy w Polsce nikt nie mówił głośno o wykonywanych na Rakowieckiej egzekucjach, o karcerach, ciemnicy, biciu i torturowaniu uwięzionych, siostra Remigia szukała wspomnień tych, którzy przeżyli Rakowiecką w tym czasie co abp Baraniak, by świadczyć o jego bohaterstwie. Pamiętajmy, że w tamtych latach oficjalnie zaprzeczano prześladowaniu fizycznemu i psychicznemu abp. w więzieniu, a śledztwo w sprawie jego kilku żyjących oprawców umorzone zostało w 2011 r. Siostra Remigia nigdy się z tym nie pogodziła. Dawała temu wyraz wielokrotnie w rozmowach ze mną.

 Bez jej życzliwości, bez modlitewnego wsparcia innych sióstr elżbietanek, nie powstałby żaden mój film o abpie Baraniaku – nie byłoby ani „Zapomnianego męczeństwa”, ani „Żołnierza Niezłomnego Kościoła”, ani „Powrotu”.

Za to stałe niezmienne wsparcie bardzo jej dziękuję. W chwilach zwątpienia, bezsilności i zwyczajnego zmęczenia wiedziałam, że wystarczy zadzwonić do siostry Remigii, a ona sprawi, by wróciła i chęć do pracy, i siła do pokonania kolejnej przeszkody. Dobrze, że jest jeszcze siostra Agreda, bo ciągle dużo pracy przed nami w sprawie abp. Baraniaka.

W imieniu całej naszej ekipy filmowej pragnę też podziękować siostrze Remigii za gościnność, za pyszne obiady i podwieczorki, którymi wraz ze swymi współsiostrami nas częstowała w czasie zdjęć kręconych w domach zakonnych Sióstr Elżbietanek. Każdy, kto realizował filmy bez budżetu, wie, jak nieocenioną pomocą jest możliwość zjedzenia ciepłego posiłku w czasie 12-, a nawet 14-godzinnego dnia pracy.

Nasze spotkania z siostrą Remigią i innymi siostrami były zawsze radosne, wesołe, serdeczne. Jestem Bogu wdzięczna, że mogłam poznać tak niezwykłe osoby, jak Siostry Elżbietanki, współpracowniczki abp. Baraniaka.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Zmarła współpracownica abp. Antoniego Baraniaka” można przeczytać na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Zmarła współpracownica abp. Antoniego Baraniaka” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Abp Baraniak patronem Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Pile. Przypomnieliśmy rolę Kościoła w zmaganiach o niepodległość

Mamy ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”.

Tekst i zdjęcia Jarosław Wąsowicz SDB

 

W dniach 1 lutego – 3 marca 2019 r. odbyły się VII Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ta inicjatywa od początku była realizowana oddolnie przez różne środowiska patriotyczne (Pilscy Patrioci, Kibice Lecha Poznań, Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Ziemi Wileńskiej, NSZZ Solidarność, Młodzież Wszechpolska) i kościelne (Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży, pilskie parafie z salezjańską parafią pw. Świętej Rodziny na czele), także Prawo i Sprawiedliwość z powiatów pilskiego, złotowskiego i trzcianecko-czarnkowskiego. Od początku w organizację przedsięwzięcia angażował się Marcin Porzucek, dzisiaj poseł na Sejm RP. Dopiero od niedawna wspierają je władze powiatowe.

Dzięki temu, że udało nam się pozyskać szerokie spektrum ludzi zainteresowanych upamiętnianiem polskich bohaterów i postaw patriotycznych, zwłaszcza wśród młodzieży, corocznie w całym rejonie udaje nam się zorganizować kilka wykładów, pokazów filmów, koncertów, wystaw, konkursów dla dzieci i młodzieży. Mamy już ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”. Co roku wydajemy „Zeszyty Historyczne Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych”, w których przybliżamy postaci lokalnych bohaterów. W ramach naszej działalności ukazały się także drukiem trzy części książki Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–1946). Pamięć i tożsamość. To nasze małe sukcesy, które niezmiernie cieszą.

W tym roku całość Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych dedykowaliśmy niezłomnemu pasterzowi Kościoła arcybiskupowi Antoniemu Baraniakowi. Chcieliśmy w ten sposób przypomnieć i uhonorować postać wybitnego duchownego, który za wolność i niepodległość ojczyzny zapłacił niewyobrażalnym cierpieniem. (…)

Poprzez tegoroczne Dni Pamięci Żołnierzy Niezłomnych chcieliśmy także, przywołując historię życia bohaterskiego arcybiskupa, przypomnieć rolę Kościoła katolickiego w najnowszej historii Polski i w naszych zmaganiach o niepodległość. Kościoła, który jest dzisiaj ze wszystkich stron opluwany, pasterze i kapłani zaś oskarżani o moralne nadużycia, chciwość, materializm etc. Wydawało się nam, że potrzeba mocnego głosu wiernych, którzy myślą inaczej i chcą swoich kapłanów bronić. Pokazywać, jak wiele w lokalnej historii i rzeczywistości im zawdzięczają. Także – ile im zawdzięcza nasza ojczyzna. (…)

Fot. J. Wąsowicz

Dzień pamięci dedykowany niezłomnemu biskupowi zakończyły: pokaz filmu pt. Powrót i spotkanie z jego reżyserką Jolantą Hajdasz. Stały się one okazją do przybliżenia wielu wątków związanych z przygotowaniem trzeciego już filmu pani Hajdasz o metropolicie poznańskim, także do wspomnień związanych z arcybiskupem, opowiadanych przez uczestników naszego wieczoru filmowego. Padły również pytania o dalszą zbiórkę podpisów pod petycją skierowaną do obecnego metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Antoniego Baraniaka. Zbieraliśmy je już wcześniej w naszym regionie. Proces wprawdzie został już przez Ekscelencję zapowiedziany, jednak nadal kanonicznie się nie rozpoczął.

Dodajmy, że zbierane były wówczas także podpisy do prezydenta RP Andrzeja Dudy o uhonorowanie arcybiskupa najwyższym odznaczeniem państwowym. Ta prośba została wysłuchana i z okazji 100. rocznicy odzyskania Niepodległości przez Polskę arcybiskup Antoni Baraniak został pośmiertnie uhonorowany Orderem Orła Białego. Wyróżnienie przedstawicielowi rodziny arcybiskupa pan prezydent wręczył na Zamku Królewskim w Warszawie w 11 listopada 2018 roku.

 

Kulminacyjnym punktem obchodów tegorocznych Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych była Msza św. odprawiona w intencji Ojczyzny i bohaterów walki o jej wolność w dniu 2 marca 2019 r. o godz. 18.00 w kościele Świętej Rodziny. Na początku Eucharystii została odsłonięta i poświęcona przez proboszcza ks. Zbigniewa Hula SDB pamiątkowa tablica dedykowana bohaterowi naszych uroczystości. Znalazła się na niej następująca inskrypcja: „Niezłomnemu Pasterzowi Kościoła Antoniemu Baraniakowi 1904–1977/ Metropolicie Poznańskiemu Salezjaninowi Więźniowi Okresu Stalinowskiego/ W dowód wdzięczności za świadectwo wiary i miłości do Boga i Ojczyzny/ W naszej Świątyni Parafialnej 10–11 maja 1958 r. udzielił sakramentu bierzmowania 1555 osobom/ Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych A.D. 2019”.

Po Mszy św. na ulicach naszego miasta odbył się Pilski Marsz Pamięci. Na jego czele szły klasy mundurowe Centrum Kształcenia „Nauka” w Pile oraz sztandary wystawione przez: Szkolne Koło Przyjaciół Armii Krajowej przy Liceum Salezjańskim w Pile, Stowarzyszenie Internowanych i Represjonowanych w stanie wojennym oddział Piła, NSZZ Solidarność Okręg Piła oraz Centrum Kształcenia „Nauka”. Na czele marszu znalazł się zaś baner z podobizną bohaterskiego biskupa z następującym hasłem: „Abp Antoni Baraniak/ Niezłomny Pasterz Kościoła/ Maltretowany przez komunistów w latach 1953–1956”. Całość zakończyła wspólna modlitwa przy muralu Żołnierzy Wyklętych oraz odśpiewanie hymnu państwowego.

Cały artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„W moim pojęciu arcybiskup Antoni Baraniak jest święty” / Wywiad Jolanty Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 54/2018

Matki mówiły nam, że przeszedł więzienie, był strasznie torturowany, bity i to pozostawiło na nim takie ślady, że nigdy nie wrócił do zdrowia. Ale miał charakter bardzo silny, zawsze był uśmiechnięty.

Jolanta Hajdasz, s. Wanda Baran

Taki ojcowski charakter

Z siostrą Wandą Baran ze zgromadzenia Sióstr Nazaretanek, która osobiście znała arcybiskupa Antoniego Baraniaka, rozmawia Jolanta Hajdasz.

Jak długo jest Siostra tutaj w zakonie?

W zakonie jestem 70 lat, od 1947 roku.

Kiedy i jak Siostra tu dotarła?

Byłam wywieziona na Sybir z całą rodziną. Później, jak mój ojciec zmarł, mama poszła do szpitala w Turkiestanie. Bo najpierw byliśmy na Syberii, a później w Turkiestanie. Więc w Turkiestanie, jak mój ojciec zmarł, mama poszła do szpitala, a ja z dwoma małymi braćmi – ja miałam 10 lat, jeden brat miał 5, a drugi 1,5 roku – zostaliśmy bez rodziców. Wtedy tworzyło się Wojsko Polskie, bo była amnestia i Polacy mieli walczyć z Rosją przeciw Niemcom. My dostaliśmy się do sierocińca. Moich dwóch starszych braci poszło do wojska, jeden do wojska tej pani Wasilewskiej, która prowadziła do Polski, a drugi do Andersa. No i później jechaliśmy z Turkiestanu do Teheranu, a później do Karaczi, do Indii, do Australii, do Ameryki, a potem z Ameryki do Meksyku. W Meksyku byliśmy 4 lata. Potem prezydent powiedział, że mamy opuścić Meksyk, więc Polonia amerykańska wzięła cały sierociniec do Ameryki. Ja byłam przydzielona do Chicago. No i tam właśnie, w Chicago, ja wstąpiłam do Nazaretu, a dwóch moich małych braci zostało w sierocińcu. No a później, w 1952 roku, matka Bożena, generalna, przeniosła mnie z Chicago do Rzymu, i tak w Rzymie zostałam do teraz.

Kiedy Siostra pierwszy raz spotkała arcybiskupa Baraniaka, co Siostra pamięta?

Abp Antoni Baraniak i papież Paweł VI, 1976 | Fot. CC A-S 3.0, Wikimedia.com

Pierwszy raz spotkałam księdza arcybiskupa Baraniaka, kiedy przyjechał do Rzymu na sobór, z prymasem i biskupami. I prymas, i arcybiskup Baraniak, i kilku biskupów zamieszkało w naszym domu i przez cały sobór mieszkali u nas.

Arcybiskup Baraniak był strasznie chudy. Nasze matki mówiły nam, że właśnie przeszedł więzienie, był strasznie torturowany, bity i to pozostawiło na nim takie ślady, że nigdy nie wrócił do zdrowia. Ale jednak miał charakter bardzo silny, zawsze był uśmiechnięty. Mieszkał u nas i odprawiał Mszę Świętą zawsze w naszej kaplicy. Był bardzo pobożnie skupiony, po Mszy Świętej zawsze odprawiał długie dziękczynienie, a my wszystkie zostawałyśmy razem z nim w kaplicy.

Kiedyś, jak miał wolną chwilę, poprosił mnie, żeby pójść z nim do Ojców Salezjanów, kupić filmiki dla młodzieży polskiej, bo prawdopodobnie w Polsce było trudno cokolwiek religijnego wtedy nabyć. A jak miał wolny dzień od obrad soborowych, to nas zapraszał wszystkie do siebie i opowiadał nam, co się dzieje w Polsce, a później pytał się, skąd która jest, skąd przyjechała. Jak powiedziałam mu, że ja przyjechałam przez Sybir do Rzymu, odpowiedział: – A, Sybir bardzo dobrze znam! Znam sytuację Polaków.

Innym razem, jak zawsze uśmiechnięty, powiedział: – Wy też musicie coś zobaczyć w Rzymie. Jak będą jakieś uroczystości, to was zapraszam, żebyście ze mną przyszły.

No i nadarzyło się święto św. Stanisława Kostki. Po Mszy Świętej kościół na Kwirynale był pełen, tak że nie można było się przecisnąć, a jednak on odszukał nas i mówi: – Chodźcie ze mną, zobaczymy pokoje świętego Stanisława Kostki, gdzie żył i gdzie umarł. To właśnie tam zrobił wtedy tę fotografię, którą mam do dziś. Powiedział: – Żebyście pamiętały, że byłyście tutaj ze mną. Zawsze był z nami bardzo serdeczny i mówił: – Jak ja się tu dobrze czuję z wami! Czuję się jak w domu.

On miał wielką miłość, wielką siłę, silną wiarę i wielką pokorę. W moim pojęciu arcybiskup jest święty.

Jak Siostra by to jeszcze uzasadniła?

Jego życie to wskazywało. Tylko człowiek święty może tak właśnie żyć i tak postępować. Nigdy nie mówił o sobie, o swoim cierpieniu. Zawsze uśmiechnięty, zawsze radosny. Nieraz żartował z nami i mówił tak: – Wy, młode, zahartujcie się do cierpienia, bo może przyjść krzyż i na was. Starsze siostry już są zahartowane, a wy musicie dopiero się wyćwiczyć.

Lubiany był?

Był bardzo lubiany. On nas kochał, a my jego. Miał taki ojcowski charakter.

Nie bali się go ludzie? Przecież potem był arcybiskupem.

O nie, jego nie można się było bać. On był bardzo serdeczny, bardzo bezpośredni; jeden z nas. Bo prymas – no to już była taka więcej powaga, wielkość. A on nie, tak jak w rodzinie.

Jak wtedy funkcjonował dom? Co oni tutaj robili?

Oni tutaj tylko mieszkali. Rano wyjeżdżali na sobór, późno wracali. No a później przyjeżdżali do nich różni goście, to nawet nie miał czasu dla siebie.

Czym się Siostra wtedy zajmowała?

Chorymi siostrami. Robiłam to wszystko, co trzeba robić przy chorych. Arcybiskup też nieraz miał 39 gorączki, to mówię: dajmy zastrzyk – i jechał na zebranie. Był po prostu silnego charakteru. Nie wiem, czy zwykły człowiek mógłby znieść takie cierpienia.

A co jadł? Czy trzeba było coś specjalnego dla niego gotować?

Nie wymagał nic. Ale już tam matki myślały o tym, co by można było podać.

Ale nie było jakichś specjalnych przygotowań?

Nie.

Jak go traktował kardynał Wyszyński?

Z wielkim szacunkiem.

W czym się to przejawiało?

We wszystkim. Arcybiskup Baraniak z wielkim szacunkiem podchodził do kardynała Wyszyńskiego, tak samo kardynał Wyszyński traktował arcybiskupa. Widać było, że mu zawdzięczał ocalenie.

Czy siostry wiedziały, co on przeszedł? Czy rozmawiałyście o tym?

My wtedy nie wiedziałyśmy, tylko matki wiedziały. Trochę nam, młodym siostrom, powiedziały – że był więziony, że był sekretarzem kardynała Stefana Wyszyńskiego i że w tym samym dniu ich wzięli do więzienia – i kardynała Wyszyńskiego, i arcybiskupa Baraniaka. Ponieważ arcybiskup Baraniak był bardzo dyskretny i silny w wierze, i nic nie powiedział o kardynale Wyszyńskim, jak go przesłuchiwali, dzięki temu nie męczyli kardynała Wyszyńskiego, ale arcybiskupa Baraniaka strasznie męczyli w więzieniu. I matki nam mówiły, że tak jak nasza siostra Izabela była w więzieniu i była męczona razem z kardynałem Kominkiem, tak samo arcybiskup był strasznie męczony, przesłuchiwany i tak dalej. Matki wiedziały od naszej siostry, jak to się odbywało w więzieniu.

Jak sobie Siostra tłumaczy, że arcybiskup Baraniak jest tak mało znany w Kościele i w Polsce?

A tego to nie wiem, bo ja Polski prawdziwie nie znam, bo jak miałam 10 lat, wyjechałam i nigdy do Polski nie wróciłam. Raz tylko przyjechałam, żeby zobaczyć, gdzie mieszkałam. I tylko przejechałyśmy przez Polskę, ale właściwie nigdy tam nie byłam. Kocham Polskę, zawsze się modlę i zawsze byłyśmy wychowane w duchu bardzo patriotycznym, więc dla mnie Polska jest Polską.

Kiedy arcybiskup Baraniak był tu ostatni raz?

Jak sobór się skończył, to arcybiskup Baraniak wyjechał i nigdy go więcej nie spotkałam.

Czy trzeba pamięć o arcybiskupie przywrócić? Jak Siostra myśli?

Potrzeba koniecznie, bo nieraz zapomina się o takich właśnie osobach, które są zasłużone nie tylko dla Kościoła, ale i dla ojczyzny. Przecież on był uwięziony nie tylko za to, że był arcybiskupem, ale i dlatego, że był Polakiem. Tak mi się wydaje.

Wywiad Jolanty Hajdasz z s. Wandą Baran pt. „Taki ojcowski charakter…” znajduje się na s. 4 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Jolanty Hajdasz z s. Wandą Baran pt. „Taki ojcowski charakter…” na s. 4 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prawdziwy bohater. Antoniego Baraniaka wspomina stryjeczna wnuczka / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET 54/2018

Przypomnijmy sobie prawdziwych bohaterów, którzy nieśli na swoich barkach losy świata, losy Kościoła, losy historii ojczyzny, za cenę ogromną. I ksiądz Antoni Baraniak jest po prostu jednym z nich.

Jolanta Hajdasz, s. Jana Zawieja

Arcybiskup Antoni Baraniak. Bohater wydobyty z cienia

Z siostrą Janą Zawieją, przełożoną generalną Sióstr Nazaretanek, o jej relacjach – nie tylko rodzinnych – z arcybiskupem Antonim Baraniakiem rozmawia Jolanta Hajdasz.

Proszę powiedzieć coś o sobie. Jak Siostra trafiła do zakonu?

Jestem siostra Jana Zawieja, pochodzę z Leszna. W tej chwili jestem przełożoną generalną sióstr Nazaretanek, czyli Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Przez ostatnich szesnaście lat jestem w Rzymie, wcześniej byłam na różnych placówkach w Polsce.

Do zakonu trafiłam, można powiedzieć, przez pielgrzymkę, tak dosłownie rzecz biorąc, dlatego że poznałam Nazaretanki na trasie pielgrzymkowej z Poznania do Częstochowy. Ale to pewnie taki techniczny szczegół. Natomiast powołanie, myślę, że rosło we mnie dużo, dużo wcześniej, tylko wybór Nazaretanek nastąpił gdzieś tam w okolicach matury – tak, to było właśnie po maturze. Pojechałam wtedy do klasztoru, najpierw do Ostrzeszowa – i tak się zaczęła moja droga.

Kim dla Siostry jest arcybiskup Antoni Baraniak?

Dla mnie arcybiskup Antoni Baraniak jest kimś stale obecnym w moim życiu. Zawsze się u nas w domu mówiło i mówi o nim „stryjek”, chociaż tak naprawdę jego stopień pokrewieństwa w stosunku do mnie to nie jest stryj, ponieważ on jest bratem mojego dziadka Ludwika Baraniaka, ale tak się o nim mówiło – stryj, stryjek. Pamiętam od czasów dziecięcych, taką pierwszą pamięcią dziecięcą, że stryjek do nas po prostu przyjeżdżał. Zawsze też w domu było wielkie poruszenie, kiedy nagle padało hasło, że arcybiskup przyjedzie. Teraz myślę, że zajeżdżał do nas często, gdy było mu po prostu po drodze – może, na przykład, kiedy wracał z jakiejś wizytacji w parafii.

Siostra Jana Katarzyna Zawieja | Fot. J. Hajdasz

Pamiętam zwłaszcza jeden taki moment, który wraca po latach, takich odwiedzin arcybiskupa. Był dość zmęczony, zdjął z szyi swój krzyżyk i go na chwilę powiesił na takiej zasłonce za sobą. Ja wtedy mogłam mieć, nie wiem, może pięć–sześć lat, więcej nie. Na pewno to było przed moją pierwszą komunią i pamiętam, że mnie ten krzyżyk zaciekawił, bo był taki złoty, wysadzany kolorowymi kamieniami. Dla dziecka to musiało być coś atrakcyjnego. Ten krzyż zresztą widać na późniejszych portretach arcybiskupa. I ja go wtedy zapytałam, czy on jest ciężki. Pamiętam, jak on posadził mnie sobie wtedy na kolanach, spojrzał mi w oczy – miał takie spokojne, siwo-szare oczy, niebieskie; nie wiem, takie zapamiętałam – i tak mi powiedział: „Ciężki, bardzo ciężki jest ten krzyż”. No, ja sobie pomyślałam swoje.

Teraz widzę, że ja to zdanie odkrywam ciągle, po latach bardziej niż kiedykolwiek – co on wtedy mógł mieć na myśli. To było w okolicach roku może siedemdziesiątego drugiego, siedemdziesiątego trzeciego, czyli oczywiście to było już po więzieniu arcybiskupa, o którym ja wtedy pojęcia nie miałam.

A potem stryjek arcybiskup gdzieś tam zawsze był obecny w ten dosłowny sposób i w taki przenośny. Na przykład mam pamiątkę z pierwszej komunii świętej, mam życzenia, które dla mnie napisał, i książkę Iść za Jezusem, bardzo ładnie ilustrowaną. Dla mnie to było wtedy ogromne przeżycie, że otrzymałam od niego taki prezent. Pamiętam, że bardzo się z tego cieszyłam.

Potem już bardziej świadome odkrywanie przeze mnie arcybiskupa Baraniaka następowało w czasie mojego życia zakonnego. Kiedyś usłyszałam takie zdanie, to siostra Cherubina mi powiedziała, że arcybiskup mi moje powołanie wymodlił; nie wiem, skąd to wiedziała. Ja nie umiem tego powiedzieć, może kiedyś się dowiem, ale może i tak, może wymodlił. Niedawno miałam spotkanie z biskupem Napierałą, który przecież doskonale znał arcybiskupa Baraniaka. Fakt, że biskupowi Napierale troszkę się daty pomyliły, ale powiedział mi nagle: „Arcybiskup to się bardzo cieszył, jak siostra szła do klasztoru”. Nie mógł się cieszyć, bo już wtedy nie żył. Ale to mi też dało do myślenia – może coś kiedyś mówił, nie wiem. Napierała był wtedy jego sekretarzem, byli blisko.

W każdym razie ja sobie w którymś momencie uświadomiłam, że moja droga życia zakonnego idzie w jakiś sposób śladami arcybiskupa, i to dosłownie, w sensie miejsc. Dlatego, że pierwsze dwa domy zakonne, w których byłam, to był Kalisz, gdzie miałam postulat, i Ostrzeszów, gdzie odbyłam nowicjat. To są dwa domy, duże klasztory, które wtedy należały do archidiecezji poznańskiej. W związku z tym arcybiskup wizytował te domy, bywał w nich. W kronikach są zapisy. Potem wyjechałam do Warszawy. Warszawa – wiadomo, z czym się wiąże i jaki charakter miał jego pobyt w stolicy, i jego w niej rola. Miałam okazję być w tym domu, widzieć, gdzie pracował, gdzie mieszkał.

Z Warszawy pojechałam do Poznania. Oczywiście Poznań też wiąże się z jego drogą kapłańską. Byłam też parę lat w Gnieźnie. Wszystkie te miejsca mi się zaczęły układać. Z Gniezna wyjechałam do Rzymu. I pamiętam – gdy pierwszy raz byłam w Rzymie, miałam w pamięci, w oczach, takie zdjęcie arcybiskupa, na którym stoi na Placu Świętego Piotra. Musiało być wykonane w czasie sesji soboru, bo arcybiskup jest na nim w pełnej gali, z jakąś teczką pod pachą i stoi przed bazyliką. Zapamiętałam to miejsce i gdy pierwszy raz byłam na Placu Świętego Piotra, jakoś nie umiałam się oprzeć temu, żeby poszukać, gdzie to mogło być i stanąć sobie w tym miejscu, i popatrzeć na ten Rzym tak, jak on patrzył, zobaczyć to samo.

I później zaczęłam odkrywać zapiski w kronikach naszych obydwóch domów zakonnych, które mamy w Rzymie. Pierwszy dom zgromadzenia jest przy Via Machiavelli osiemnaście, a dom późniejszy, obecnie dom generalny, przy Via Nazaret czterysta. W obydwu tych domach arcybiskup bywał. W domu przy Machiavellego mieszkał. Używał nawet w czasie soboru naszej wizytówki „Via Machiavelli osiemnaście”. Ja to kiedyś odkryłam ze zdumieniem – to przecież jest nasz adres! Okazało się, że nasi wszyscy księża mieli takie wizytówki, pewnie i prymas miał wtedy taką, bo też tam podczas sesji soboru przebywał razem z innymi biskupami.

I to się dla mnie stało bardzo ważne, że ja chyba idę trochę jego drogą, o czym wcześniej nie wiedziałam. Jakoś tak to Pan Bóg poukładał, że w ten sposób też odkrywam arcybiskupa Baraniaka. I myślę, że przez to jest też między nami jakaś więź duchowa, ja ją przynajmniej czuję. Mam takie wrażenie, że ona się tworzy bardziej teraz nawet niż wcześniej, może bardziej świadomie. Wcześniej jeszcze, gdy studiowałam w Poznaniu na wydziale teologicznym, który przecież on stworzył, to czasami przed egzaminami albo przed jakimiś wykładami nawet tak się do niego zwracałam: „No stryjku, pomóż!” – bo czasu było mało, a egzamin przede mną i na przykład profesor Jędraszewski odbierał egzamin, a jego wykład do łatwych nie należał, aczkolwiek był szalenie ciekawy. Więc była i taka więź; czasem zdawałam egzamin, patrząc dosłownie na popiersie arcybiskupa na sali, gdzie odbywały się wykłady. Więc to jest taka droga, która zaczęła się już w dzieciństwie i, powiedziałabym, że chyba trwa do teraz.

Co wydaje się Siostrze najbardziej istotną rzeczą, która mogłaby pomóc w przywracaniu pamięci o arcybiskupie Antonim Baraniaku? Mam na myśli jego najbardziej heroiczny, więzienny czas. Czy pozostały w domu rodzinnym ślady tego, co on wówczas przeżył? Czy pozostały jakieś pamiątki, coś, co mogłoby nam przybliżyć ten okres jego życia

To, co on przeżył w więzieniu, pozostało okryte wielką tajemnicą. Także dla nas jako rodziny. Pozostały tylko jakieś szczątkowe wspomnienia. Ja na przykład jestem w posiadaniu listu, który napisał do mnie mój tato, kiedy już byłam w nowicjacie. Nie pamiętam tego, ale musiałam w którymś momencie zapytać, czy w domu coś wiadomo na ten temat, bo wyraźnie list taty mi na to odpowiada. Pamiętam, że w nowicjacie czytałam Zapiski więzienne prymasa Wyszyńskiego i to było dla mnie także odkrycie dotyczące stryjka; nagle gdzieś w tych Zapiskach pojawiają się jakieś wzmianki o nim. Więc zapytałam, czy w domu coś na ten temat więcej wiadomo, bo nigdy w rodzinie o tym nie rozmawialiśmy. I wtedy tato napisał do mnie list, w którym opisuje tylko, że stryjek niewiele mówił. Jeśli w ogóle coś mówił, to może dziadkowi Ludwikowi, ale dziadek Ludwik tego nikomu nie powtarzał. I napisał mi tylko tyle, że stryjek cierpiał, że po wyjściu z więzienia było widać w jego osobowości czy większą nerwowość, czy na przykład to, że nie mógł jeść wielu rzeczy, i że palił bardzo dużo papierosów, i to praktycznie do śmierci. Gdzieś to się w jakiś sposób musiało przecież objawiać.

Także wspomnienie jednej z tortur, którym był poddawany – kapiącej wody. To też opisał mi tato w liście: że na głowie stryjka było nawet małe wgłębienie, które stanowiło pozostałość po torturze kapiącej wody. Pierwsza kropla nie znaczyła nic, ale setna kropla to już była tortura. Bardzo mi to oględnie napisał. Ja ten list do dzisiaj mam i w sumie ten fragment odkryłam ponownie, dopiero kiedy pojawiły się „teczki na Baraniaka”, kiedy arcybiskup Jędraszewski to wszystko gdzieś zebrał i kiedy okazało się, że tam musiało się dziać coś więcej, tylko że o tym chyba nikt do końca nie wie.

Ja też mam takie poczucie, że dziadek Ludwik miał częsty kontakt z arcybiskupem. Zapamiętałam z dzieciństwa, jak dziadek wyjeżdżał do Poznania, że jechał do stryjka. Taką mglistą pamięcią dziecinną pamiętam, że mnie raz zabrał ze sobą; nie wiem, może potrzebował pretekstu, że jedzie tylko z dzieckiem, w odwiedziny. Pamiętam, że rozmawiali ze sobą, ja bawiłam się gdzieś w kącie i nie słyszałam, nie wiem, o czym rozmawiali. Natomiast mam poczucie, że dziadek mógł wiedzieć więcej, ale umarł na miesiąc przed arcybiskupem. Wszyscy w domu mieliśmy poczucie, że jeśli coś wiedział, to obaj zabrali tę tajemnicę razem do grobu.

Co Siostrze wiadomo o ich wzajemnej relacji? Czy byli sobie bliscy? Jak to Siostra zapamiętała?

Myślę, że byli bardzo bliscy, choćby na podstawie takiego faktu, jak się do siebie zwracali. W korespondencji rodzinnej to widać, jest „kochany Ludwisiu”, „kochany Antosiu”… Antoś, Ludwiś – tak się nawzajem nazywali. Dziadek miał więcej rodzeństwa, ale mam wrażenie, że oni dwaj chyba kontaktowali się najczęściej. Zawsze to było takie serdeczne. Jak stryjek miał przyjechać do domu, to pamiętam wielkie poruszenie, które temu towarzyszyło. Babcia zabierała się zaraz za pieczenie placka drożdżowego, musiał być koniecznie duży i z kruszonką, bo taki stryjek lubił. Zresztą to się powtórzyło we wspomnieniach moich starszych sióstr w Rzymie. Kiedy przyjeżdżał arcybiskup, a niewiele mógł jeść – to w domu zawsze był placek drożdżowy, dobra kawa i biały ser, bo to mu nie szkodziło. I pamiętam, że w naszym domu rodzinnym babcia zawsze piekła właśnie ten placek, choć, jak mówiłam wcześniej, czasami arcybiskup pojawiał się prawie ni stąd, ni zowąd. I zapamiętałam atmosferę radości, gdy on przyjeżdżał, wielkiej serdeczności.

Bardzo mocno pamiętam też ten rok siedemdziesiąty siódmy, kiedy w lipcu nagle umarł dziadek – zupełnie nagle, bo on nie chorował, to była nagła śmierć – i potem, niecały miesiąc później, umarł arcybiskup. I ja pamiętam taki wielki smutek w domu, to był naprawdę trudny rok… Potem jeszcze kilka razy przyjeżdżał biskup Przykucki, przywoził jakieś zdjęcia czy drobne pamiątki, bo wiadomo, że w pałacu biskupim likwidowano wtedy osobiste rzeczy stryja i pamiątki po nim, więc naturalnie przywożono wszystko to do rodziny. Nawet został mi w pamięci taki szczegół, może nieistotny, ale wiem, że przywieziono też wtedy jakieś ubrania arcybiskupa i ja coś z tych ubrań nosiłam. Teraz, jak sobie uświadamiam, że miałam wówczas jedenaście lat, to jak mały i drobny musiał być arcybiskup, skoro ja, jedenastoletnia dziewczynka, mogłam te rzeczy nosić… Po latach pokojarzyłam sobie, że to było jednak dosyć dziwne.

Tak go pamiętam. Może wspomnę jeszcze jedno wielkie dla mnie przeżycie z Rzymu. Przy okazji jednej z kapituł generalnych zgromadzenia – to są takie bardzo ważne wydarzenia w życiu zgromadzenia zakonnego – jeszcze za czasów Jana Pawła II miałyśmy audiencję u ojca świętego, taką prywatną, właśnie jako grupa sióstr z kapituły. I ówczesna przełożona generalna, matka Teresa Jasionowicz, przedstawiała każdą z nas, a przedstawiona na chwilę mogła podejść do Jana Pawła II, ucałować pierścień, zamienić parę słów. Jan Paweł już wtedy był starszy, ale wszystko bardzo go interesowało. No i pewnie z tego pośpiechu, bo nas była duża grupa, z tego pośpiechu przełożona generalna, przedstawiając mnie, nagle powiedziała takie zdanie: „A to jest wnuczka arcybiskupa Baraniaka”. Oczywiście łatwo sobie wyobrazić uśmiech na twarzy Jana Pawła II, który najpierw zareagował spontanicznie, a potem bardzo spoważniał i pamiętam, że właściwie tylko patrzył na mnie uważnie i cały czas powtarzał „Baraniak, Baraniak” – i nic więcej, tylko powtarzał sobie to nazwisko. I tak trzymał mnie długo za rękę i patrzył. Tyle mi zostało z tego spotkania.

Potem kiedyś arcybiskup Marek Jędraszewski przesłał mi piękne zdjęcie, na którym stoi właśnie arcybiskup Baraniak pośrodku, kardynałowie Wyszyński i Wojtyła po jego bokach, tak jakby go trzymają pod ręce, a jednocześnie trochę jakby na nim oparci – myślę, że to zdjęcie bardzo symboliczne. Wtedy ja sobie przypomniałam tamten moment z Janem Pawłem II i pomyślałam sobie – ile on musiał mieć w pamięci takich sytuacji i które, być może, ten moment mojego pojawienia się mu przypomniał? To jego spojrzenie zapamiętałam sobie do dzisiaj.

Jak Siostra myśli, czy i dlaczego abp Baraniak jest to postać, którą dzisiaj powinniśmy odkrywać, przywoływać jego pamięć? Czemu miałoby to obecnie służyć?

Moim zdaniem arcybiskup Antoni Baraniak jest częścią tej historii, o której nie wolno zapomnieć i której w żadnym wypadku nie wolno sfałszować. Myślę, że dla całej naszej rodziny bardzo bolesny był fakt, że proces oprawców został tak gwałtownie przerwany. To prawda, że został teraz ponownie podjęty, ale to wówczas rodziło poczucie wielkiej niesprawiedliwości. Pamiętam, że kiedy pojawiły się „teczki na arcybiskupa”, z dużym trudem je czytałam; nie byłam w stanie przeczytać wszystkiego od razu. Powstawało we mnie coś w rodzaju nawet takiej złości, jak to jest w ogóle możliwe, że zadaje się komuś tyle cierpienia, a potem jakby to nie istnieje, nie ma dowodów, nikt nic nie wie?

Więc myślę, że zwyczajnie sprawiedliwość, taka ludzka i historyczna sprawiedliwość to jest jakby jeden motyw, a po drugie – i tu, być może, powtórzę zdanie arcybiskupa Jędraszewskiego – nie wiem, ale uważam, że trzeba wydobywać, eksponować takich bohaterów wiary. Dzisiaj może nie mówimy, że jesteśmy prześladowani za wiarę, że Kościół jest prześladowany; bo pewnie w naszej ojczyźnie nie jest. Żyjemy w takich czasach, w jakich żyjemy, ale przecież w tylu innych miejscach na świecie jest cierpienie, jest prześladowanie Kościoła, jest prześladowanie chrześcijan!

Uważam, że o ludziach, którzy przechodzą takie prześladowanie czy to z powodów wiary, czy, jak tutaj u nas, w Polsce, gdzie nastąpiło pomieszanie wiary, polityki – wszystkiego pewnie – po prostu nie wolno zapomnieć, trzeba pokazywać, że takie osoby są i trzeba widzieć, że bywają czasy trudne, a można pięknie w nich żyć. I myślę, że arcybiskup Antoni Baraniak jest tego przykładem. Przecież mógł się załamać, mógł sobie dać spokój; po co to wszystko?… Przetrwał.

Dzisiaj i może dopiero dzisiaj wiemy, że to jego przetrwanie znaczyło wiele, bardzo wiele.

Dlaczego to jest ważne, żebyśmy dzisiaj jego historię przypominali, w Polsce, a nawet nie tylko w Polsce, bo przecież ma ona także wpływ na historię powszechną?

Tak, myślę, że to jest ważne dlatego, że jest to wielka prawda historyczna – i to nie są zbyt wielkie słowa – bo to jest życie człowieka, który udowodnił, że on za te wartości, w które wierzył, był gotów umrzeć. On poświęcił swoje życie Kościołowi, a w tamtym kontekście historycznym, trzeba powiedzieć – poświęcił także ojczyźnie. Bo przecież gdyby nie postawa jego i wielu innych, pewnie takich jak on, to jakie byłyby losy naszej ojczyzny, naszego Kościoła? Gdzie byłaby dzisiaj Polska, polski Kościół? Myślę, że to jest – od takiej zupełnie ludzkiej strony – historyczna prawda, którą trzeba ukazać, nie wolno o niej zapomnieć.

A patrząc ze strony nie tylko ludzkiej, myślę, że jest to bohater wiary, męczennik. Może to wielkie słowo, ale tak, był męczennikiem, o którym trzeba mówić także po to, żeby pokazać ludziom przykład, wzór. Dzisiaj, jak popatrzymy choćby na młode pokolenie, jakie banalne są czasami te wzorce bohaterów… A przypomnijmy sobie prawdziwych bohaterów, którzy nieśli na swoich barkach losy świata, losy Kościoła, losy historii ojczyzny, za cenę ogromną. I ksiądz Antoni Baraniak jest po prostu jednym z nich, akurat dla mnie bardzo bliskim, najbliższym, bo z rodziny. Ale wiemy, że takich bohaterów, ukrytych w cieniu, mamy wielu.

Wywiad Jolanty Hajdasz z s. Janą Zawieją, pt. „Arcybiskup Antoni Baraniak – bohater wydobyty z cienia” znajduje się na s. 5 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Jolanty Hajdasz z s. Janą Zawieją, pt. „Arcybiskup Antoni Baraniak – bohater wydobyty z cienia”, na s. 5 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Order Orła Białego dla abpa Antoniego Baraniaka. Niezłomny Żołnierz Kościoła wśród 25 odznaczonych przez Prezydenta RP

Dzięki postawie tego cichego, skromnego kapłana sytuacja Kościoła w naszym kraju była o niebo lepsza niż w pozostałych krajach bloku wschodniego, bo wierni nigdy się od niego nie odwrócili.

Jolanta Hajdasz

11 listopada wśród 25 osób, które zostaną pośmiertnie uhonorowane za zasługi dla polskiej niepodległości, znajdzie się były metropolita poznański, zwany już powszechnie Żołnierzem Niezłomnym Kościoła.

Fot. J. Hajdasz

To kamień milowy na długiej drodze przywracania pamięci o pochodzącym z Wielkopolski bohaterskim sekretarzu prymasa Stefana Wyszyńskiego, który wytrzymał 27 miesięcy okrutnego śledztwa w komunistycznym więzieniu i nigdy nie zdradził ani prymasa, ani Kościoła. Nie zeznał niczego, co mogłoby się przydać w pokazowym procesie, jaki w latach pięćdziesiątych komuniści zamierzali wytoczyć kardynałowi Wyszyńskiemu, chcąc go skompromitować, tak jak stało się z prymasami na Węgrzech, w Chorwacji czy w Czechach.

Dzięki postawie abpa Baraniaka w Polsce to się nie udało i nigdy do takiego procesu nie doszło, dzięki czemu sytuacja Kościoła w naszym kraju była o niebo lepsza niż w pozostałych krajach bloku wschodniego, bo wierni nigdy się od niego nie odwrócili. Oddziaływanie propagandowe pokazowego procesu w latach pięćdziesiątych byłoby ogromne. Ale komunistom nie udało się zniszczyć autorytetu Prymasa i gdy zmieniła się sytuacja polityczna w czasie tzw. odwilży, prymas Wyszyński mógł wrócić do pełnienia swojej funkcji po okresie internowania.

Bez Prymasa Wyszyńskiego nie byłoby kardynała Wojtyły, a potem Jana Pawła II, bez którego dzieje polskiego państwa i Kościoła potoczyłyby się inaczej, w sposób trudny dziś nawet do wyobrażenia. Za wszystkim zaś stoi postać cichego, skromnego pokornego kapłana, który nie ugiął się i nie załamał w najtrudniejszym dla Kościoła czasie. Na pewno jest godny tego wielkiego wyróżnienia.

(…) Wśród odznaczonych są także: Stefan Banach, bp Juliusz Bursche, Ignacy Daszyński, Roman Dmowski, ks. Szymon Fedorońko, Halina Konopacka, Hilary Koprowski, Janusz Korczak (Henryk Goldszmit), Wojciech Kossak, Zofia Kossak-Szczucka, Leon Kryczyński (Mirza Najman), Kornel Makuszyński, Olga Drahonowska-Małkowska, Andrzej Małkowski, Stanisław Mierzwa, Jędrzej Moraczewski, Leon Petrażycki, Maciej Rataj, Władysław Stanisław Reymont, Maria Skłodowska-Curie, Stanisław Sosabowski, Baruch Steinberg, Karol Szymanowski i Stefan Żeromski.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Order Orła Białego dla abpa Antoniego Baraniaka!” znajduje się na s. 1 i 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Order Orła Białego dla abpa Antoniego Baraniaka!” na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Żeby pokazać Prawdę, trzeba pokazywać Bohaterów / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 52/2018

Nie pijemy trucizny, by przekonać się, że może nas zabić. Prawdy o otaczającym świecie nie szukajmy w tendencyjnych, nienawistnych manipulacjach. Żeby poznać Prawdę, trzeba poznać Bohaterów.

Jolanta Hajdasz

„Żeby pokazać Prawdę, trzeba pokazywać Bohaterów” – powiedział w 2012 r. biskup Marek Jędraszewski w filmie Zapomniane męczeństwo, w którym starałam się przybliżyć powszechnie zapomnianą postać abpa Antoniego Baraniaka. A był on naprawdę zapomniany. Gdy chciałam umówić się na zdjęcia do filmu czy to w Domu Arcybiskupów Warszawskich, czy w więzieniu na Rakowieckiej, musiałam długo tłumaczyć, o kim jest film i jaki ta osoba ma związek z danym miejscem. Sama też niewiele wiedziałam, przecież o tym „wiernym towarzyszu w cierpieniu” Prymasa Wyszyńskiego nie można się było dowiedzieć w szkole, z gazet ani książek. I nie mam na myśli szkół z okresu PRL ani gazet wydawanych pod kontrolą cenzury, tylko czasy po 1989 r. i kolejne lata tzw. III RP. Tymczasem, żeby poznać Prawdę, trzeba poznawać Bohaterów. Wiele mówią o tym, co było i co jest, zwyczajne, niezafałszowane fakty.

Znów przywołam postać abpa Baraniaka, zwanego coraz częściej Żołnierzem Niezłomnym Kościoła. Państwo polskie skrzywdziło go co najmniej dwa razy. Pierwszy raz w latach 50., gdy więziono go i torturowano w kazamatach na Rakowieckiej przez 27 miesięcy, bez postawienia mu zarzutu; drugi raz w czasach nam współczesnych, gdy umorzono śledztwo przeciwko jego oprawcom.

Trzeba bowiem wiedzieć, iż w latach 2003–2011 pion śledczy IPN prowadził śledztwo w sprawie prześladowania abpa Baraniaka, zakończone umorzeniem z braku dowodów na prześladowanie fizyczne i psychiczne. A żyło jeszcze 5 z ponad 30 wymienianych z nazwiska w dokumentach UB oprawców abpa Baraniaka. Żaden z nich nie poniósł odpowiedzialności za to, co robił z tym człowiekiem w celach, karcerach i pokojach przesłuchań na Mokotowie, a na temat skandalicznej decyzji umorzenia nie chciał się wypowiedzieć nawet zobowiązany do tego służbowo rzecznik prasowy IPN.

Rok temu śledztwo zostało wznowione i chwała tym, którzy to zrobili, czyli prezesowi IPN Jarosławowi Szarkowi i Andrzejowi Pozorskiemu, dyrektorowi Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Oni podjęli trud odkłamywania przeszłości. Ale na wyniki tego wznowionego już 15 miesięcy temu śledztwa nadal czekamy.

Żeby pokazać Prawdę, trzeba pokazywać Bohaterów. Ostatnie dni nadają temu zdaniu jeszcze jedno znaczenie. Na ekrany kin wszedł właśnie film pokazujący rzekomo prawdziwe oblicze polskiego duchowieństwa. Pijaństwo, rozpusta, chciwość, nieuczciwość – to ponoć cechy powszechne u polskich księży, których „bezkompromisowi” twórcy filmu nie boją się obnażać. Film finansowany był z funduszy publicznych za pośrednictwem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, co jest skandalem. Jak to się dzieje, że nadal można otrzymać dotacje na takie „dzieła”?

Każdego, kto choć raz w roku jest w kościele i zna księży z konfesjonału i ambony, nie trzeba przekonywać, jak bardzo wymowa tego filmu krzywdzi tysiące zwyczajnych, pracowitych, dobrych kapłanów, którzy poświęcili życie dla nas – ludzi, których często nawet nie znają osobiście.

Jak długo wolno będzie ich bezkarnie obrażać, i to przy użyciu tak skutecznego środka perswazji, jakim jest film kinowy? Skandaliczne, niewiele mające wspólnego z rzeczywistością obrazy księży wbiją się ludziom w pamięć, zanim zdążą oni sobie uświadomić, iż ktoś nimi manipuluje.

Jedyna metoda, by się temu nie poddać, to nie oglądać tych filmów. Przecież nie pijemy trucizny, by przekonać się, że może nas zabić. A prawdy o otaczającym świecie szukajmy gdzie indziej. Bo żeby poznać Prawdę, trzeba poznać Bohaterów.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powrót arcybiskupa / Jak zostawić swojego Bohatera, gdy kolejne miesiące przynoszą nowe informacje i nowych świadków?

Czekali z kartką, żeby podpisał lojalkę. A on – powiada – był tak wykończony, był tak wymęczony, że mówił do siebie tylko jedno „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. I nie podpisał.

Jolanta Hajdasz

„Nie powinnaś wchodzić kolejny raz do tej samej wody”, czyli nie powinnaś już zajmować się tym tematem. To zdanie wisi nade mną jak przestroga, bo trudno znaleźć wśród filmowców kogoś, kto pochwaliłby pomysł realizacji trzeciego filmu dokumentalnego na ten sam temat przez ten sam zespół twórców w stosunkowo krótkim czasie. Ale jak zostawić Bohatera i jego historię, gdy kolejne miesiące przynoszą nowe informacje i nowych świadków tego, co zaczęliśmy przed laty dokumentować?

Odwagi trochę brakowało, ale gdy z bardzo pewnego źródła otrzymałam dokument, na podstawie którego w 2017 r. wznowiono umorzone przed laty śledztwo w sprawie prześladowania tego, kogo już nie tylko my nazywamy „Żołnierzem Niezłomnym Kościoła”, a prokurator powołał się w nim jedynie na wypowiedzi świadków zarejestrowane przez nas na potrzeby drugiego filmu, wątpliwości prysły. Trzeba robić trzeci film, skoro są nowe materiały, a nawet „nowe okoliczności w sprawie”. Żeby poznać prawdę, trzeba pokazywać bohaterów. Za nami zdjęcia w Rzymie, w Krakowie i Poznaniu. Za nami maleńkie Rościnno i równie mała, choć powszechnie znana w Polsce Komańcza. Z kamerą byliśmy też w Krynicy i w Lesznie. Operator Rafał Jerzak, który w najgorszych nawet warunkach potrafi zrobić przepiękne zdjęcia, Bartosz Żytkowiak, który o rejestracji dźwięku wie chyba wszystko i Marek Domagała, który potrafi nagrywać, montować, dobrać, a nawet skomponować muzykę. Ta sama ekipa od 7 lat. Mamy unikalne materiały filmowe, unikalne fotografie i przede wszystkim nierejestrowane nigdy wcześniej wypowiedzi osób, które Go pamiętają, które nadal tak jak my poszukują o Nim informacji i które chcą się nimi podzielić z innymi. Na pytanie, dlaczego opowiadają to wszystko dopiero teraz, odpowiadają prosto – nikt wcześniej nie chciał tego słuchać.

Scena z filmu „Powrót”. Fot. J. Hajdasz

Arcybiskup Antoni Baraniak to sekretarz prymasa kardynała Augusta Hlonda i dyrektor sekretariatu prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pełnił także funkcję metropolity poznańskiego w latach 1957–77.

Lista Jego zasług i osiągnięć jest naprawdę bardzo długa, ale największym dowodem Jego męstwa i niezłomności jest postawa podczas aresztowania oraz bezlitosnych przesłuchań w więzieniu śledczym na Mokotowie w Warszawie w latach 1953–1955.

Historycy Kościoła są zgodni, że torturami, biciem i głodzeniem śledczy z UB chcieli wymusić na ówczesnym biskupie Antonim Baraniaku zeznania pozwalające na zorganizowanie pokazowego procesu przeciwko internowanemu w tym właśnie czasie kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. Aresztowano ich razem, tego samego dnia, a raczej tej samej nocy, z 25 na 26 września 1953 r. w Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej w Warszawie.

W przeciwieństwie do prymasa Stefana Wyszyńskiego, który został „tylko” internowany, jego sekretarz trafił do największej katowni dla więźniów politycznych – więzienia przy ul. Rakowieckiej. Przez analogię do losów tysięcy prześladowanych tam żołnierzy podziemia niepodległościowego w Polsce film o Nim z 2016 roku zatytułowałam „Żołnierz Niezłomny Kościoła”. I tak abp Baraniak stał się żołnierzem, choć nigdy nie nosił munduru. (…)

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by uzmysłowić sobie, jak wielka byłaby wymowa propagandowa takiego procesu w tamtym czasie. Stąd aresztowanie bpa Baraniaka, stąd Rakowiecka i dążenie wszelkimi stosowanymi tam metodami do tego, by zmusić bpa Baraniaka do współpracy z komunistyczną bezpieką przeciwko Prymasowi. Biskup Antoni Baraniak nie załamał się i wytrzymał aż 27 miesięcy najgorszych stalinowskich tortur stosowanych wobec niego w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej. Jestem dziś pewna, że je tam wobec niego stosowano, ponieważ od 7 lat dokumentuję tragiczne i raczej nieznane powszechnej opinii publicznej Jego więzienne losy.

Informacje o nich można dziś uzyskać przede wszystkim od świadków prywatnych wypowiedzi abpa Baraniaka, który sporadycznie mówił o tym kilku osobom w różnych okolicznościach swojego życia. One znalazły się w moich filmach dokumentalnych na ten temat. Pierwszy nosi tytuł „Zapomniane męczeństwo” (premiera w 2012 r.), drugi to „Żołnierz Niezłomny Kościoła” (premiera w 2016 r.). Wraz z profesjonalną ekipą filmową dokonałam tych nagrań w latach 2011–2017.

Obecnie dysponuję świadectwami 37 (trzydziestu siedmiu) osób znających osobiście abpa Antoniego Baraniaka. Wśród nich są przedstawiciele jego rodziny, bliscy współpracownicy oraz osoby, z którymi miał kontakt rzadszy, ale które uważają, iż wywarł na ich życie ogromny wpływ np. ministranci czy wyświęceni przez niego księża.

Z wypowiedzi tych osób możemy próbować odtworzyć to, co abp Baraniak w czasie 27 miesięcy uwięzienia (26.09.1953–29.12.1955 r.) i kolejnych 10 miesięcy internowania (30.12.1955–1.11.1956 r.) przeżył. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, iż to, co bp Antoni Baraniak przeszedł w więzieniu na Rakowieckiej, opisane jest oczywiście w dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa, które dziś są w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował je w 2009 r. ówczesny biskup pomocniczy Poznania, Marek Jędraszewski w książce liczącej 580 stron, pt. Teczki na Baraniaka. Ale w dokumentach jest tylko oficjalny zapis tego, co działo się w okresie uwięzienia arcybiskupa. Nie znajdziemy tam opisu tortur, szykan, dręczenia fizycznego i psychicznego człowieka, jakich stosowanie w tamtych czasach w więzieniu przy ul. Rakowieckiej było normą. (…)

Ciemnica w relacji ks. Mariana Banaszaka było to pomieszczenie bez okna, światła i jakichkolwiek urządzeń sanitarnych czy sprzętów typu krzesło czy łóżko. Zamykano tam człowieka na kilka dni nago, bez podania mu jedzenia czy picia. Ks. Banaszak stwierdził w tej audycji radiowej z 1995 r., że abp Baraniak spędził w takiej celi co najmniej 8 dni. Według historyka, ksiądz arcybiskup wspominał, że kiedy go już nie mogli niczym nakłonić do takich zeznań oskarżających prymasa, zastosowano tzw. ciemnicę. Bez żadnej odzieży zamknięto go na kilka dni, chyba osiem, czy nawet więcej, w takiej piwnicy bez okna, bardzo wilgotnej i właśnie kapiąca woda z sufitu, ze ścian i on tam bez jedzenia, bez niczego tam przebywał. I nie załamał się. Dlaczego się nie załamał? On to wyjaśniał w taki bardzo prosty sposób. Mianowicie jakiś czas go trzymano z innymi więźniami. I wtedy któryś z tych więźniów mu powiedział, że ma uważać, bo w życiu każdego więźnia następuje taki moment, kiedy się załamuje psychicznie, po prostu nie znosi tego faktu uwięzienia, dlatego ma się liczyć z tym, że przyjdzie taki moment, kiedy i on gotów się będzie załamać.

Wtedy ksiądz, jeszcze biskup, Baraniak postanowił i odprawił rekolekcje, właśnie z innymi więźniami, a właściwie on je odprawiał, ale na oczach tych więźniów modlił się, klęczał, no i wtedy to uczynił sobie postanowienie takie, że cokolwiek mu się zdarzy, on nigdy nie będzie świadczył przeciwko księdzu prymasowi, no i że gotów jest oddać swoje życie za sprawę Kościoła.

I właśnie na tym rzymskim spotkaniu to podkreślił, że to była dla niego taka największa pomoc i siła. I taki pozostał: niezłomny. (Wypowiedź z audycji Poznańskiego Radia Katolickiego, dziś Radia Emaus w Poznaniu, z 12.08.1995 r., opublikowana także w filmie „Zapomniane męczeństwo” w 2012 r.).

Potwierdzał te relacje także nieżyjący już ks. Henryk Grześkowiak, proboszcz parafii w Radomicku w Wielkopolsce. Rozmawiałam z nim kilka dni przed jego śmiercią w 2010 r. Wtedy jeszcze nie miałam możliwości nagrania jego relacji, ale poznał ją także i przytacza ją w filmie pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” abp Marek Jędraszewski, który także rozmawiał o tym z ks. Grześkowiakiem. Opowiadał on, że śledczy z UB, chcąc wymusić na abpie Baraniaku zeznania przeciwko prymasowi Wyszyńskiemu, wrzucali go nago do ciemnej celi, w której były fekalia, a one także kapały mu na głowę.

Cela abpa Baraniaka w Muzeum Żołnierzy Wyklętych | Fot. J. Hajdasz

Gdy usłyszałam to od niego po raz pierwszy w 2010 r., nie potrafiłam nawet sobie wyobrazić, jak wygląda taka cela, ale w lipcu 2016 r. zobaczyłam ją na własne oczy w więzieniu przy Rakowieckiej. Ona naprawdę istniała, choć do tej pory była starannie ukryta, tak by nikt się o niej nie dowiedział. Gdy pierwszy raz byłam z kamerą w tym więzieniu w sierpniu 2011 r., wielokrotnie przechodziłam korytarzem w piwnicy obok tych drzwi, za którymi ukryty był ten właśnie karcer „suchy” – ciemnica i karcer „mokry”, ale wtedy nikt z towarzyszących nam pracowników tego Aresztu Śledczego nawet nie wspomniał, że taki karcer w ogóle istniał, drzwi skrywające miejsce, w którym popełniano te tak okrutne zbrodnie wyglądały jak wszystkie inne w tym więzieniu, zwyczajne, metalowe.

To w korytarzyku obok tego karceru strzelano ludziom w tył głowy, a to co zostało na ziemi po roztrzaskanej strzałem głowie, krew i ludzkie szczątki – spłukiwano wodą. Spływała ona właśnie do tego karceru „mokrego”, w którym nie było żadnej kanalizacji ani odpływu. Tam nie było także nawet zwykłego, więziennego wiadra na odchody. Wszystko, co tam spłynęło, zostawało w tej celi. Dlatego więźniowie siedzieli tam cały czas jakby w szambie. Malutkie okienko pod sufitem latem było zawsze zamknięte, więc ludzie dusili się tam z gorąca. Wtedy na głowy kapały im skraplające się wyziewy z tego szamba. (…)

Kolejne świadectwo przekazuje z kolei Barbara Zawieja, córka brata abpa Baraniaka, Ludwika. Według niej biskupa Antoniego Baraniaka poddawano torturze tego rodzaju, że trzymano go nieruchomo pod kapiącą na głowę wodą. Przez pierwsze godziny człowiek nie odczuwa tego specjalnie dotkliwie, jednak po kilku godzinach (dobach?) każde uderzenie takiej kropli wody w to samo miejsce czaszki jest przeżywane jak uderzenie obuchem. W jej opinii śladem po tej torturze było widoczne do końca życia wgłębienie na głowie Arcybiskupa. (…)

Wielokrotnie na pokazach moich filmów w parafiach i w czasie przeglądów tzw. kina niezależnego zadawano mi pytanie, dlaczego historia bohaterskiego biskupa, którego postawa w latach 50. ochroniła Prymasa przed pokazowym procesem, a tym samym uratowała polski Kościół, jest tak mało znana, dlaczego tak mało wiemy i tak mało mówimy o tej niezwykłej postaci?

Na jednym ze spotkań w Warszawie odpowiedział na to pytanie ksiądz, który go znał: Jest tak, bo biskup Baraniak jest dla nas wyrzutem sumienia. Przecież tak niewiele dla niego zrobiono w czasie uwięzienia i internowania. Kościół był jak sparaliżowany pod wpływem wstrząsającego faktu aresztowania Prymasa.

Według mnie innym powodem, dla którego o sprawie tak mało się mówiło, jest zapewne także kontekst polityczny. Ponad 30 funkcjonariuszy UB, którzy wymieniani są w dokumentach zarchiwizowanych w IPN jako ci, którzy zajmowali się abpem Baraniakiem w śledztwie, nigdy nie poniosło za to żadnej odpowiedzialności, pracowali zapewne w wymiarze sprawiedliwości przez wiele lat, a może ich krewni i ich dzieci pracują tam nadal.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Powrót” znajduje się na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Powrót” na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego