Fundusze, oligarchowie i wojna. Komu będzie służyć ukraińskie rolnictwo?

Piotr Witt

Ukraińska ziemia kusi światowe fundusze, a wojna splata rolnictwo z wielkim kapitałem. Piotr Witt pyta, komu służy ukraiński czarnoziem i europejska polityka.

Posłuchaj całej audycji:

Unia Europejska nawołuje do solidarności z ukraińskimi rolnikami i wspierania ich poprzez zakup płodów rolnych. Piotr Witt zauważa jednak, że obraz ukraińskiej wsi jest bardziej złożony. Choć Ukraina dysponuje wyjątkowo żyznymi glebami, ogromne połacie ziemi należą dziś, jak twierdzi, do zagranicznych funduszy inwestycyjnych, jak Vanguard czy BlackRock, kontrolujących miliony hektarów czarnoziemu. W radach nadzorczych tych funduszy próżno szukać Ukraińców, a lokalni oligarchowie ułatwili im wejście na rynek ziemi.

Ukraina może produkować ogromne ilości zbóż i surowców, jednak przeciętni mieszkańcy kraju żyją w biedzie. Paradoksalnie, wojna przyniosła wzrosty gospodarce, ale głównie dużym holdingom nastawionym na eksport. Miliony drobnych gospodarstw wciąż produkują tylko na własne potrzeby.

Komu zależy na wojnie na Ukrainie?

Witt wskazuje też na związki przemysłu zbrojeniowego z funduszami inwestującymi w ukraińską ziemię. Fundusze czerpią zyski zarówno z posiadania czarnoziemu, jak i z produkcji broni dostarczanej Ukrainie. W tym kontekście autor stawia pytania o prawdziwe cele wojny, finansowanie rosyjskich działań zbrojnych i sens polityki Unii Europejskiej, jak choćby Zielonego Ładu, który może przygotowywać rynek na ukraińskie produkty rolne.

Piotr Witt kończy audycję przyznając, że wobec zawiłości tej wojny i jej gospodarczych kulis, wciąż nie znajduje się wszystkich odpowiedzi.

/ad

Prof. Krasnodębski: Polska straciła pozycję w UE, w kraju panuje marazm

Prof. Zdzisław Krasnodębski

„Marazm, pozorna władza, brak wpływów w UE” – tak prof. Zdzisław Krasnodębski opisuje w Poranku Radia Wnet obecną sytuację Polski. Jego zdaniem kraj stoi przed groźbą politycznego niebytu.

Posłuchaj całej rozmowy:

Według prof. Zdzisława Krasnodębskiego Polska w ostatnich latach utraciła wpływy w instytucjach europejskich, co przekłada się na brak sprawczości w kluczowych sprawach.

Niestety przestaliśmy się liczyć w tej grze, ale może wrócimy. Już za dwa lata są znowu wybory. W tej chwili od 6 sierpnia będzie nowy prezydent. I ja mam nadzieję, że wyjdziemy z tego kryzysu

– powiedział.

Prof. Krasnodębski wskazał również na trudną sytuację polityczną w Polsce.

Generalnie mamy w Polsce ogólny marazm we wszystkich instytucjach, które się tworzą. Nawet ci ludzie, którzy w 2023 roku byli już bardzo zmęczeni Prawem i Sprawiedliwością, chcieli zmiany, chcieli awansu w swoich różnych instytucjach — dzisiaj mówią o tym marazmie, bo widzą w zasadzie powrót ekipy sprzed kilkunastu lat

– zaznaczył.

Odnosząc się do obecnej roli Donalda Tuska w polskiej polityce, profesor stwierdził, że obecny premier „nie jest tym Donaldem Tuskiem z 2007 roku, tylko tym z końcówki swoich rządów – jakiś wypalony, zmęczony, zdenerwowany.”

Geopolityczne wyzwania Polski

Jednocześnie europoseł podkreślił, że Polska stoi obecnie przed poważnymi wyzwaniami geopolitycznymi, zarówno w kontekście zagrożeń ze strony Rosji, jak i sporów wewnątrz Unii Europejskiej.

Teraz będą zapadały jakieś rozstrzygające decyzje. Być może będzie podjęta próba zmiany traktatu, chociaż nie przypuszczam, bo nie ma ku temu odpowiedniego kontekstu politycznego

– mówił.

Jego zdaniem w obliczu takiej sytuacji Polska nie może pozwolić sobie na polityczne niebycie i skupianie się wyłącznie na tematach zastępczych.

My jako społeczeństwo zapominamy, że polityka to jest podejmowanie zbiorowych decyzji. Takich, które czasami mogą być niepopularne, a za chwilę okazują się konieczne

– powiedział. Jako przykład przypomniał kontrowersje sprzed lat wokół budowy Wojsk Obrony Terytorialnej, które początkowo były krytykowane, a później uznane za potrzebne.

Na forum unijnym, według profesora, Polska powinna skoncentrować się na budowaniu większości zdolnej zmieniać politykę UE. Jako przykład podał trwające napięcia wokół przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen.

To, że może dojść do głosowania nad wotum nieufności wobec von der Leyen, to już jest sygnał. Widzimy, że grupa patriotów, głównie partia Marine Le Pen, Orban, rzeczywiście zaczyna narzucać swoje przekonania także części prawicowej Europejskiej Partii Ludowej. Gdyby ten kurs się zmienił, mogłoby to znacząco wpłynąć na przyszłość UE

– ocenił.

Porozumienie patriotów

Jego zdaniem budowanie politycznych sojuszy jest niezbędne zarówno w Europie, jak i w Polsce.

Podejmowanie trudnych decyzji, czasami wbrew nastrojom społecznym i słupkom poparcia, wymaga dużej siły politycznej. I wymaga zjednoczenia polskiej prawicy. To nie musi być zjednoczenie w sensie jednolitości, ale przynajmniej porozumienia w pewnych punktach. A nawet powiedziałbym – zjednoczenia Stronnictwa Patriotycznego. Pewnie z patriotyczną lewicą też można by się dogadać

– ocenił prof. Krasnodębski.

/ad

Nie do wiary, co zrobiła prokuratura… Zamieściła tablicę na zabytkowym budynku bez zgody konserwatora!

Siedziba Prokuratury Regionalnej w Warszawie/ fot. Jakub Pilarek

Otwarcie delegatury Prokuratury Europejskiej w siedzibie Prokuratury Regionalnej w Warszawie odbyło się z wielką pompą. Był na nim sam Adam Bodnar. Okazuje się się jednak, że naruszono wówczas prawo!

Prokuratura Europejska to twór w biurokracji unijnej, którego zadaniem jest prowadzenie postępowań dotyczących przestępstw przeciwko budżetowi UE i oszustw vatowskich. Przystąpienie do tego ciała było jedną z idee fix Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Adama Bodnara.

Teatralną odsłoną przedsięwzięcia była feta z udziałem ministra pod siedzibą Prokuratury Regionalnej w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu 25 w marcu 2025 r.

Adam Bodnar na uroczystości otwarcia delegatury Prokuratury Europejskiej/ fot. Prokuratura Regionalna w Warszawie

Kamienica z historią

Budynek, w którym mieści się prokuratura jest od 1965 roku wpisany na listę zabytów. Jego historia sięga połowy XVIII wieku. Znany był pod nazwami Poczta Saska, Pałac Wesslów i Pałac Załuskiego. W 1944 roku wskutek działań Niemców został doszczętnie spalony, jednak zachowały się mury. W 1947 roku został odbudowany wg projektu Jana Bieńkowskiego, a za czasów kierowania prokuraturą przez Zbigniewa Ziobro odnowiona została elewacja nieruchomości.

Pałac Wesslów zniszczony po wojnie/ domena publiczna

Mało wiarygodny „cynk”

Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale prokuratura powinna być świadoma wszelkich uwarunkowań prawnych, dotyczących postępowania z zabytkami. W końcu ustawa o ochronie zabytków zawiera również przepisy karne i organy ścigania często prowadzą postępowania dotyczące przestępstw przeciwko zabytkom.

Dlatego też nie za bardzo dowierzaliśmy naszemu informatorowi, który przekonywał nas, że przy okazji instalowania się Prokuratury Europejskiej w zabytkowej kamienicy prokuratorzy przybili tablicę informacyjną na tzw. rympał, bez uzyskania zgody Mazowieckiego Konserwatora Zabytków, który opiekuje się nieruchomością.

Odpowiedź od Mazowieckiego Konserwatora Zabytków

W związku z tym, że informator twardo obstawał przy swoim, zwróciliśmy się do MKZ z pytaniem, czy Prokuratura Regionalna w Warszawie wystąpiła z wnioskiem o zgodę na instalację niebieskiej tablicy, na prawo od wejścia do instytucji.

Uprzejmie informuję, że do tutejszego Urzędu nie wpłynął wniosek ws. montażu tablicy biura Prokuratury Europejskiej na kamienicy przy ul. Krakowskie Przedmieście 25 w Warszawie

– odpisała nam rzeczniczka prasowa Mazowieckiego Konserwatora Zabytków Anna Śmigielska.

Zgodnie z art. 108 ustawy o ochronie zabytków „kto niszczy lub uszkadza zabytek, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”, a „jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Czy w tym przypadku doszło do zniszczenia nieruchomości? Byłaby to na pewno bardzo ostra kwalifikacja, bo co do zasady prokuratorzy zapewne uzyskaliby zgodę na montaż tablicy, gdyby o to wystąpili.

Ale jest również art. 118 tej samej ustawy, który mówi, że „kto bez pozwolenia umieszcza na zabytku wpisanym do rejestru: urządzenie techniczne, tablicę reklamową lub urządzenie reklamowe w rozumieniu art. 2 pkt 16b i 16c ustawy z dnia 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, lub napis, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny”.

Jak tłumaczy nam rzeczniczka prasowa MKZ Anna Śmigielska, zgodnie z art. 36. ust. 10. ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami „pozwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków wymaga: umieszczanie na zabytku wpisanym do rejestru: urządzeń technicznych, tablic reklamowych lub urządzeń reklamowych w rozumieniu art. 2 pkt 16b i 16c ustawy z dnia 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (Dz. U. z 2024 r. poz. 1130) oraz napisów, z zastrzeżeniem art. 12 ust. 1”.

Tym samym należy stwierdzić, że brak pozwolenia na umieszczenie tablicy na elewacji zabytku stanowi naruszenie wyżej przytoczonego przepisu

– podkreśla urzędniczka.

Prokuratura wycofała własną kasację na niekorzyść Tomasza Arabskiego w sprawie Smoleńska

Rzeczniczka wskazuje też, że w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków jest zobowiązany do podjęcia działań z zakresu nadzoru konserwatorskiego jak kontrola przestrzegania i stosowania przepisów dotyczących ochrony zabytków i opieki nad zabytkami, zgodnie z zapisami wyżej powołanej ustawy.

Oczywiście nie ulega wątpliwości, że przybicie tablicy urzędu jest czymś innym, niż np. wymalowanie elewacji sprayem, tym niemniej z punktu widzenia prawa mamy tu do czynienia z podejrzeniem naruszenia ustawy. Nie sposób podejść do tej sprawy na zasadzie „nic się nie stało”, bo wówczas każdy przedsiębiorca, który urzęduje w zabytkowych nieruchomościach mógłby uznać, że również może dowolnie przybijać sobie swoje szyldy. Prokuratura powinna być świadoma, że takie działanie czyniłoby szkodę celom tzw. prewencji ogólnej, czyli, mówiąc potocznie, pogrożenia palcem wszystkim potencjalnym dewastatorom budynków zabytkowych.

Kto zawinił?

Prośbę o wydanie stanowiska w związku z zaistniałą sytuacją do Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Funkcję Prokuratora Regionalnego w Warszawie sprawuje Małgorzata Adamajtys. Ma ona zastępców (prokuratorzy Tomasz Nowicki i Katarzyna Gembalczyk), a także Dyrektora Administracyjno-Finansowego Krzysztofa Wasilewskiego. Nie przesądzamy na tę chwilę, kto odpowiada za skandal. Ale ktoś na pewno odpowiada. Dlatego też wysłaliśmy również pytania w tej sprawie do Prokuratury Krajowej, w zakresie dotyczącym ewentualnej odpowiedzialności  karnej, wykroczeniowej lub dyscyplinarnej nieuważnego kierownictwa „regionalnej”.

Już teraz jednak można podsumować tę sprawę, że szewc bez butów chodzi…

Jakub Pilarek

„To narodowa narracja jest problemem pomiędzy nami” – Robert Czyżewski o polsko-ukraińskim kompromisie historycznym

Robert Czyżewski / Fot. Wojciech Jankowski

Robert Czyżewski odnosi się do swojego artykułu, który ukazał się na łamach dwumiesięcznika „Arcana”, zatytułowanego „O konieczności niemożliwego polsko-ukraińskiego kompromisu historycznego”.

Nasz gość rozpoczyna wypowiedź od zastanowienia się nad różnicą, pomiędzy naukową historią a pamięcią historyczną:

Należałoby chyba jednak spróbować przeciwstawić naukową historię, taką jaka ona jest, kiedy naukowiec siada i próbuje zbadać, jak wyglądała przeszłość,  pamięci historycznej. Czym to się różni od siebie? Przede wszystkim ta druga jest częścią publicznej świadomości. Ona jest budowana na literaturze. To nie jest specjalna tajemnica, że pochodzie Napoleona na Moskwę, to my wiemy z pana Tadeusza, a o wojnach kozackich to z Sienkiewicza. I żeby było jasne, to dzieła literackie mogą być nawet bardzo wierne, ale one niosą ze sobą na przykład ładunek emocjonalny. Historyk-naukowiec w zasadzie nie powinien przejawiać emocji w swojej pracy stricte naukowej. Jak on zaczyna przejawiać, to on pokazuje się z dobrej strony jako człowiek, ale jako naukowiec on powinien być tutaj maksymalnie neutralny. W pamięci historycznej odwrotnie.

Następnie Robert Czyżewski dochodzi do sedna problemu w relacjach polsko-ukraińskich:

A więc podkreślmy, to narodowa narracja jest problemem pomiędzy nami. Nie chodzi faktycznie o to, co się stało. To się stało nawet na Wołyniu w 1943. Bo w sumie naukowcy wiedzą. Tylko o to, że Ukraina próbuje z ludzi, których my uważamy za wprost odpowiedzialnych za te wydarzenia, robić bohaterów. Mamy pretensje o narrację historyczną. I tu padają odpowiedzi. Odpowiedź ukraińska. Dlaczego ingeruje się w naszą historię? Mamy prawo na naszych bohaterów? To jest argument częściowo prawdziwy, bo naród tym się różni jeden od drugiego, że ma swoich własnych bohaterów. 

Dalej mówi o możliwym polepszeniu tego stanu rzeczy:

Ale dlaczego teraz pojawia się nadzieja? Bo mimo wszystko to nie jest tak, że to jest w pełni niemożliwe, jak jest w tytule. No dlatego, że warunki istnienia obu naszych narodów się zmieniły. Z polskiej strony to zwróćmy uwagę, że miało miejsce jednak gwałtowne przetasowanie i przesunięcie polskości. Przesiedlono tak naprawdę Polaków z kresów wschodnich na ziemię dzisiaj odzyskane.

 

Teraz pytanie, co my powinniśmy zrobić? Czy ciągnie się za nami stereotyp w tych ukraińskich głowach, który w dużej mierze usprawiedliwia różne rzeczy, jakie oni potem robią nam? Ja myślę, że to jest taka dziwaczna licytacja na mity również. Co należy zrobić. Myślę, że należy przyjąć, że mit jest niezbędny w funkcjonowaniu narodu. W tym, co ja mówię, można wyczuć wielelewicowej myśli historycznej. Taka relatywizacja historii. Ale nie, ja uważam, że naród jest nam niezbędny, a po to, żeby naród istniał, niezbędne historyczne mity. Więc jak tak zrobić, żeby nie rozmontowując Ukraińcom mitu historycznego stworzyć część wspólnych mitów, takich, z którymi będziemy mogli je wspólnie je obejrzeć.

~ mówi Robert Czyżewski. Następnie odpowiada na pytanie, jak dążyć do osiągnięcia kompromisu:

Zaproponowałem pewną mapę drogową, jak powinniśmy się przesuwać w ramach tego historycznego porozumienia. Zbliża nam się rocznica, którą uznajemy w Polsce za rocznicę, ludobójstwa na Wołyniu, jak to my nazywamy. Myślę, że to jest nazwa w dużej mierze poprawna, wbrew temu, co myślą Ukraińcy. To było rzeczywiście zabójstwo związane z etnicznym pochodzeniem ludzi mordowanych.

Przedstawia pierwszy krok, jaki w jego opinii należy podjąć, w celu porozumienia:

Otóż zważywszy chyba nie tylko u nas, ale ogólno chrześcijańską kulturę najpierw należy godnie pochować zmarłych. Przy czym ten pochówek zmarłych, absolutnie potraktowany zero-jedynkowo, znaczy na każdej mogile ma stanąć krzyż w sposób godny, znaczy nie mogą być to ludzie zrzuceni do dołu, to powinno być oderwane od, no powiedziałbym, historycznej narracji. Znaczy, jeżeli stawiamy krzyż, to nie możemy na tym krzyżu napisać, że to ofiary, bandytów, morderców, tylko na razie postawmy krzyże. Przy czym my też powinniśmy się z tym pogodzić, że krzyże mają dostać wszyscy martwi.

Następnie mówi o istocie odbudowy pamięci deportacyjnych:

Drugi ruch to powinien być ruch upamiętniający wygnanych, bo powiedzmy to naszym słuchaczom. Przeciętny Polak bywa, że myśli, że kresy południowo-wschodnie zostały zdepolonizowane tymi akcjami OUN-UPA. To jest nieprawda. Te dalsze kresy zostały zdepolonizowane akcją polską NKWD jeszcze w latach 30-tych. To jest ofiar na pewno albo porównywalnie, albo więcej, ale głównie one zostały zdepolonizowane ogromnymi deportacjami powojennymi. Wywieziono około 600 tysięcy Polaków z obszarów Ukrainy.

I kontynuuje:

Ja nie chcę powiedzieć, że w związku z tym ten Wołyn się nie liczy. On miałby ślad w pamięci tych ludzi, gdyby oni tam zostali. Ale jeżeli powiedzmy zginął co siódmy Polak, to ta wspólnota by została okaleczona, ale gdyby nie deportacje powojenne, to ona by została. Te deportacje ważne, bo ci ludzie o tym pamiętają. Mało tego, to rodzi szereg napięć, które mają w tle pretensje terytorialne, ale też napięcia z drugiej strony. Ponieważ znowu to dokumenty. 400 kilkadziesiąt tysięcy Ukraińców zostało z obecnej Polski wyrzuconych, a jak do tego dodamy deportację tzw. Akcji Wisła, czyli polskie władze komunistyczne wysiedlały Ukraińców na tereny odzyskane, to wyjdzie nam bardzo podobna liczba. Być może jedna z większych tragedii, której nie przemyśleliśmy, to jest tragedia taka, że po to, żeby móc żyć w czystych etnicznie państwach, to około milion dwieście tysięcy osób musiało stracić swoje domy po wojnie. Milion dwieście tysięcy osób. I ci ludzie żyją bolesną pamięcią swoich utraconych domów.

Jako trzeci, to myślę byłby ruch dla nas Polaków boleśniejszy niż dla Ukraińców. Ukraińcy mają swoją pamięć, że np. autor hymnu czy twórca ukraińskiej historii urodzili się na przecież dzisiejszej Polski, no ale my Polaków urodzonych na Ukrainie mamy więcej. Skoro to jest tak, że trzeba było wygnać mniej więcej po połowie, żeby ta granica była czysta, to przyjmijmy, że ta granica jest sprawiedliwa i zawsze była sprawiedliwa. (…) To jest bardzo trudne, ale to właściwie zlikwidowałoby rodzaj takiego trupa w szafie, jakim pretensje terytorialne, jakie w środowiskach skrajnych co jakiś czas nam dźwięczą. I wreszcie na koniec myślę, że można by się pokusić o budowę wspólnej mitologii heroicznej.

~ mówi nasz gość.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Niemcy mają dosyć migrantów, więc ich służby podrzucają ich nam – mówi radny Zielonej Góry Robert Górski

Granica Polski z Niemcami l fot. x.com/@Straz_Graniczna

Robert Górski, który poza sprawowaniem funkcji radnego Zielonej Góry jest lekarzem, w rozmowie z Alexem Sławińskim opisuje realia kryzysu migracyjnego przy naszej zachodniej granicy.

W Studio Londyn radny Zielonej Góry i specjalista medycyny ratunkowej Robert Górski wskazuje, że społeczeństwo niemieckie doszło już do granic wytrzymałości i buntuje się przeciwko masowej migracji.

Zwykli obywatele mają tych ludzi po prostu dość, jest ich po prostu za dużo. Niemiecki system w wielu aspektach już nie wytrzymuje i ludzie wywierają presję na swoich rządzących, by pozbywać się nielegalnych migrantów. I niemieckie służby robią, co mogą, żeby jak najwięcej tych osób nam tutaj podrzucać

– mówi radny.

Gen. Marek Łapiński: Popieram Ruch Obrony Granic

Samorządowiec podkreśla, że osobiście zna przypadek, w którym do Polski trafili ludzie, którzy do Niemiec dostali się nie z naszego kraju, ale z Czech.

Mimo to zostali tutaj zawróceni

– mówi Robert Górski.

Robota polityków

Rozmówca Alexa Sławińskiego kreśli również perspektywę funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Chciałbym stanąć w obronie zwykłych strażników granicznych i ich dowódców. Znam wielu z nich i to są bardzo porządni ludzie, propaństwowcy. Kochają naszą ojczyznę. Są mocno poirytowani tym, co się dzieje, bo przecież strażnicy z województwa lubuskiego byli delegowani na białoruską granicę. Tam w pełnym umundurowaniu, pod bronią, pilnowali granicy, zatrzymywali migrantów, którzy szturmowali granice, rzucali kamieniami. Wiemy przecież, że zginął tam jeden polski żołnierz. A tutaj na zachodzie sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo oni muszą odbierać migrantów od służb niemieckich, bo takie polecenia dostają od polityków. Ciężko znaleźć strażnika, który byłby z tego zawodowolony

– tłumaczy Robert Górski.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

jbp/

Sakiewicz: Stajemy się republiką bananową, która będzie dobijana

Tomasz Sakiewicz w Radiu Wnet

Proszę państwa, to będzie kompletnie inny kraj i wielu z nas nie będzie chciało już tutaj żyć – powiedział w Radiu Wnet Tomasz Sakiewicz, odnosząc się do możliwej realizacji paktu migracyjnego.

Posłuchaj całej rozmowy:

Polska staje się „Republiką Bananową”, która zamiast chronić granice, przyjmuje migrantów, chcących ją dobić

– ocenił Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i Telewizji Republika, komentując sytuację na granicach i politykę migracyjną rządu Donalda Tuska.

W republikach bananowych na ogół emigranci uciekają, a my mamy zjawisko odwrotne: Republika bananowa przyjmuje migrantów, którzy chcą tę Republikę dobić. Ta sytuacja naprawdę nie mieści się w głowie – powiedział Sakiewicz w rozmowie w Radiu Wnet.

Według dziennikarza, Straż Graniczna, Policja i Wojsko otrzymują rozkazy, które paraliżują obronę polskich granic.

To przecież nie jest ich wina. Oni często zagryzają pięści, widząc, co się wyrabia – jak niemiecka policja bezkarnie wwozi tutaj imigrantów, jak ci próbują sami wjeżdżać, bo nie ma rozkazów, żeby ich zatrzymywać albo przeprowadzać większe akcje

– ocenił.

Czytaj więcej:

Gabriela Masztafiak: Polski rząd nie jest szczery z Polakami w sprawie liczb dotyczących migracji

Społeczeństwo obywatelskie

Jego zdaniem, kiedy społeczeństwo zmobilizowało się, by bronić granic, stało się wrogiem rządzących.

Represje mają spaść na społeczeństwo. Okazuje się, że mamy drony nienawiści, które filmują przerzuty migrantów, i z tego powodu zakazuje się latania dronami

– zaznaczył.

Sakiewicz wskazywał, że za obecnymi działaniami stoi interes Niemiec, które miałyby dążyć do przerzucenia części migrantów do Polski.

„Die Welt” i inne niemieckie media napisały wprost, w co uderza ruch obrony granic. Uderza w podstawy interesu niemieckiego, który polega na tym, żeby spośród 15 milionów migrantów, których Niemcy przyjęli w ciągu ostatnich 10 lat, część przerzucić do Polski

Setki tysięcy migrantów i wzrost przestępczości

– mówił. Jak podkreślił, nie chodzi o tysiące osób, ale o setki tysięcy migrantów.

Proszę państwa, to będzie kompletnie inny kraj i wielu z nas nie będzie chciało już tutaj żyć

– ostrzegał dziennikarz.

Zdaniem Sakiewicza, skutkiem niekontrolowanego napływu migrantów może być gwałtowny wzrost przestępczości.

Gdyby to nas nie dotyczyło, mogłoby być nawet śmieszne. Tylko że za to płacą ludzie – tacy jak ta dziewczyna zamordowana w Toruniu czy ten człowiek zadźgany nożem. A pewnie ofiar będzie dużo więcej, nie tylko śmiertelnych. Gwałtownie rośnie przestępczość i będzie rosła dalej

– ocenił.

/ad

„Teraz Donald Tusk będzie zapewniał, że wszyscy go słuchają i że wszyscy się go boją”

Donald Tusk w Sejmie l fot. youtube.com

Co dalej z koalicją rządzącą po spotkaniu Hołowni z Kaczyńskim? – Tusk będzie przekonywał, że ma wszystko pod kontrolą, a koalicji już nie ma – komentarz Joanny Miziołek w Radiu Wnet.

We wtorek doszło do spotkania liderów koalicji rządzącej. Mogło ono być reakcją wcześniejsze spotkanie (lub spotkania) Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim. Po spotkaniu Donald Tusk przekonywał, że sytuacja jest pod kontrolą, rząd ma stabilną większość. Jednak dziennikarka Joanna Miziołek, która była gościła w Poranku Radia Wnet uważa, że to faktyczny koniec koalicji, chociaż formalnie nadal będzie trwała.

Posłuchaj całej rozmowy:

Myślę, że teraz Donald Tusk będzie zapewniał, że wszyscy go słuchają i że wszyscy się go boją, aczkolwiek on nie może mieć takiej pewności co do Szymona Hołowni. Szczególnie że, jak słyszeliśmy, było nie jedno spotkanie Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim, ale prawdopodobnie dwa

– mówiła Miziołek.

Koalicji już nie ma

Dziennikarka uważa, że „mimo tego, że Donald Tusk mówi o stabilności koalicji, to jej zdaniem tej koalicji de facto już nie ma”.

Nawet jeśli przetrwa jeszcze dwa lata, to będą to dwa lata pełne braku zaufania i niepewności co do tego, co się wydarzy później. Nie sądzę, żeby Donald Tusk wybaczył. To jest polityk pamiętliwy i będzie pamiętał Szymonowi Hołowni, że poszedł do Jarosława Kaczyńskiego i rozmawiał z nim

– dodała Miziołek.

/ad

Stowarzyszenie Rolników Towarowych „Wspólna Rola” krytykuje zasady dzierżawy ziem popegeerowskich

Pola uprawne/ fot. Marcin Białek CC BY-SA 3.0

W rozmowie z Jaśminą Nowak prezes SRT „Wspólna Rola” Adam Reimann i wiceprezes Emil Szczegielniak mówią o racjonalnych kryteriach dzierżaw gruntów na terenach byłych PGR na północy i zachodzie kraju.

W audycji rolnicy mówią o konieczności ustalenia nowych, sprawiedliwych zasad dzierżawy ziem rolniczych, o faworyzowaniu dużych, zagranicznych podmiotów oraz o bezpieczeństwie żywieniowym.

Mercosur: nieudana kopia Unii Europejskiej – Pomarańczowe Studio Radia Wnet

jbp/

Ks. prof. Michał Janocha: sobór nicejski I otwierał Kościół na tradycje hellenistyczne

Pierwsza część opowieści ks. biskupa Michała Janochy o pierwszym soborze powszechnym, który odbył się w Nicei (dzisiejszym Izniku) z inicjatywy cesarza Konstantyna w 325 roku.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

W drodze do ziemi obiecanej: od idei Theodora Herzla po deklarację Arthura Balfoura