Publicysta A. Koziński w rozmowie z Jaśminą Nowak uważa, że obecne wysokie poparcie Grzegorza Brauna jest chwilowym efektem związanym ze zniechęceniem Karolem Nawrockim w czasie kampanii prezydenckiej
Agaton Koziński analizując poparcie ugrupowania Grzegorza Brauna, które wg niedawnych sondaży wynosiło ok. 6-7 proc. przypomina, że sam lider Konfederacji Korony Polskiej zaliczył w czasie kampanii prezydenckiej błyskawiczny skok z 3 do 6 proc. poparcia.
Był to skok w ciągu dosłownie 2 tygodni. Moja teza jest taka, że bardzo twardy elektorat Karola Nawrockiego przestraszył się po aferze kawalerkowej. Ludzie stracili do Karola Nawrockiego zaufanie, rozczarowali się PiS-em na zasadzie „co za pajaca oni wybrali”
– mówi Koziński, który podkreśla, że twardy elektorat PiS i Brauna są bardzo podobne.
Publicysta uważa, że po wypowiedzi o komorach gazowych Grzegorz Braun straci uzyskane wcześniej niejako kosztem Karola Nawrockiego poparcie.
Już nawet „polskie obozy koncentracyjne” są mniej kłujące w oczy. Polacy są szalenie wrażliwi [na tematy związane z II wojną światową], widać to po dyskusji ws. wystawi „Nasi chłopcy”. Tendencja wzrostowa Brauna zostanie zahamowana i będą u niego spadki
Przewidywania te publicysta nakłada również na okoliczności związane z oskarżeniami wobec Karola Nawrockiego.
Kawalerka okazała się totalnym fejkiem, nic nie jest udowodnione, sprawy w prokuraturze są wycofywane, pan Jerzy żadnej skargi nie złożył. Nie było żadnego sutenerstwa. Karol Nawrocki został obrzucony oszczerstwami
Prokuratura Krajowa/fot. Adrian Grycuk CC BY-SA 3.0 pl
W Prokuraturze Krajowej już od blisko 1.5 roku nie ma Dyrektora Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji. Wakat ten budzi zdumienie z uwagi na prestiż i znaczenie tej funkcji.
W strukturze Prokuratury Krajowej Departament do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji gra olbrzymią rolę, bo właśnie tam trafiają najpoważniejsze sprawy z zakresu zawartego w nazwie tej komórki. Ale nie tylko. To właśnie „pezety” (od „przestępczość zorganizowana”) zajmują się sprawami szpiegowskimi. Przykładowo, Mazowiecki PZ prowadzi postępowanie dotyczące gigantycznego pożaru na Marywilskiej w Warszawie, z rosyjskim śladem w tle.
Prokuratura Krajowa/fot. Adrian Grycuk CC BY-SA 3.0 pl
Dyrektor PZ to jedyna funkcja w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury, która jest wymieniona z pełnej nazwy w ustawie Prawo o prokuraturze. W art. 31 tego aktu czytamy, że pełni on rolę zwierzchnią w stosunku do naczelników Wydziałów Zamiejscowych Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej i prokuratorów pełniących czynności w tych wydziałach. Mówiąc ogólnie, jest to bardzo ważna i prestiżowa funkcja, która dla wielu prokuratorów może być przedmiotem marzeń o zwieńczeniu kariery.
Do 21 marca 2024 r. dyrektorem pionu PZ był prokurator Piotr Kowalczyk. Został z niej odwołany przez rzekomego Prokuratora Krajowego Dariusza Korneluka. Jak pisaliśmy już wielokrotnie na portalu wnet.fm, bezprawność sprawowania tej funkcji przez Korneluka została stwierdzona przez Izbę Karną Sądu Najwyższygo i Trybunał Konstytucyjny.
Wydawałoby się, że nowe kierownictwo Prokuratury Krajowej niezwłocznie obsadzi ten stołek swoim nominatem. Poza wspomnianym prestiżem taka funkcja wiąża się również z dodatkowymi apanażami finansowymi. Tak się jednak nie stało. Oznacza to, że od blisko 1,5 roku „pezety” są pozbawione dyrektora.
Byli za Ziobro – zostali
Są za to zastępcy dyrektora, prokuratorzy Agnieszka Hudyka i Daniel Lerman. Nie są nominatami Dariusza Korneluka, swoje funkcje sprawowali jeszcze w czasach Zbigniewa Ziobro, Dariusza Barskiego i Bogdana Święczkowskiego. Ich przełożoną jest Zastępca Prokuratora Generalnego Beata Marczak. O prokurator tej mówił kilka dni temu w programie Jakuba Pilareka „Prawodajnia” legalny dyrektor „pezetów” Piotr Kowalczyk.
Prokurator Beata Marczak w pierwszej fazie zdarzeń związanych z 12 stycznia 2024 roku zachowywała się tak, jakby stała po stronie prokuratora Dariusza Barskiego i pozostałych zastępców prokuratora generalnego, którzy kontestowali bezprawne działania związane z usunięciem Barskiego ze stanowiska. Pamiętam, że do mnie dzwoniła i prosiła, bym mobilizował naczelników [wydziałów zamiejscowych – Wnet], żeby zbierali podpisy pod uchwałą wyrażającą głosy oburzenia. Natomiast sądzę, a wysnuwam takie wnioski poprzez fakty, że pani Marczak zaczęła współpracować z nową władzą
Inny prokurator, z którym rozmawiamy, tłumaczy zdumiewający wakat na stanowisku dyrektora, właśnie kwestią współpracy Beaty Marczak z Dariuszem Kornelukiem.
Pozwolono jej stworzyć księstwo udzielne, w którym żaden z „bodnarowców” przesadnie się jej nie wtrąca w pracę. Ten wakat bez wstawionego „bodnarowca” to niejako cena, jaką neokierownictwo zapłaciła za współpracę Beaty Marczak. Niezależnie od tego, „bodnarowcom” trudno znaleźć ludzi na eksponowane stanowiska, bo oni się po prostu do tego nie garną. Boją się zmiany władzy i konsekwencji w przyszłości
– mówi nasz informator.
Stanowisko Prokuratury Krajowej
W hipotezę prokuratora wpisuje się oficjalna odpowiedź, którą otrzymaliśmy z Prokuratory Krajowej na pytanie o przyczyny wakatu.
Tego rodzaju kwestie kadrowe mają charakter wewnętrzny (do czasu podjęcia decyzji). Na dzień dzisiejszy decyzja nie została podjęta – funkcja pozostaje nieobsadzona. Mogę jedynie poinformować, że w ostatnich miesiącach nie podejmowano działań zmierzających do obsadzenia tego stanowiska
– odpisał nam rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.
Wakat w „pezetach” nie zamyka listy pustych stołków w Prokuraturze Krajowej. Do tej pory nic nie wiadomo o nowym Dyrektorze Departamentu do Spraw Przestępczości Gospodarczej. Do niedawna funkcję tę piastował prokurator Marek Wełna. Nie ma również Dyrektora Biura Prokuratora Krajowego i jego zastępcy, a także Zastępcy Dyrektora Departamentu Postępowania Przygotowawczego.
Nasz rozmówca wskazuje, że w przypadku tych stanowisk, w których nie ma kontekstu specyficznego układu z prokuratorem ze starego rozdania z czasów Zbigniewa Ziobro, przyczyną wakatów mogą być też niepewne losy nie tyle całego układu rządzącego, co samego Adama Bodnara.
W prokuraturze zawsze dominowało myślenie o sobie. A tutaj ten urzędniczy egoizm nakazuje siedzieć cicho i nie wychylać się
Marcin Palade / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet
W rozmowie z Łukaszem Jankowskim socjolog Marcin Palade zwraca uwagę na fakt, że elektorat PiS może się kurczyć z uwagi na mechanizm biologiczny. To elektorat mocno się starzejący – wskazuje.
W „Odysei wyborczej” Marcin Palade mówi o olbrzymich kłopotach sondażowych koalicji rządzącej i korzystnych tendencjach dla sił prawicowych. Podnosi jednak, że pewne obiektywne trudności związane ze strukturą elektoratu mogą dosięgnąć Prawo i Sprawiedliwość.
Nic nie trwa w polityce wiecznie, przekonało się o tym wielu polityków, wiele partii politycznych i wielu działaczy. Wygląda na to, że elektorat gotowy głosować na prawicę będzie coraz częściej orientował się na Konfederację czy Koronę Grzegorza Brauna
Socjolog przypomina, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich w przedziale wiekowym 18-30 lat 10 proc. wyborców głosowało na Karola Nawrockiego, a 38 proc. na Sławomira Mentzena.
Proszę zwrócić uwagę, jaka to olbrzymia dysproporcja. Cztery razy więcej wyborców głosowało właśnie na kandydata Konfederacji. To pokazuje, że wśród młodego pokolenia, ale także tych, którzy za chwilę uzyskają dowód, głosy będą iść na prawo od centrum, przede wszystkim na Konfederację i Brauna, a dopiero potem na Prawo i Sprawiedliwość. Innymi słowy, PiS ma elektorat mocno się starzejący, a to oznacza brak przyszłości w obecnym kształcie, jaki ta partia reprezentuje
Dziennikarz portalu niezalezna.pl przytacza przepisy, które rząd łamie nie publikując postanowienia marszałka Szymona Hołowni o zwołaniu Zgromadzenia Narodowego i krytuje milczenie rzecznika D. Tuska.
W poniedziałek, 7 lipca marszałek Sejmu Szymon Hołownia podpisał postanowienie ws. zwołania Zgromadzenia Narodowego w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – można przeczytać w komunikacie opublikowanym przez Sejm ponad tydzień temu. Do tej pory jednak postanowienie to nie zostało opublikowane w Monitorze Polskim. O sytuacji tej Łukasz Jankowski rozmawia z dziennikarzem portalu niezalezna.pl Tomaszem Grodeckim.
To postanowienie musi być publikowane w Monitorze Polskim. O tym mówi wprost prawo, a konkretnie ustawa z 20 lipca 2000 roku o ogłaszaniu aktów normatywnych i innych aktów prawnych. W art. 2 mówi ona, że ogłoszenie aktu normatywnego jest obowiązkowe. Zaś kolejny artykuł stwierdza, że akty normatywne ogłasza się niezwłocznie
Jak podkreśla dziennikarz, choć można się spierać, co słowo „niezwłocznie” dokładnie znaczy, to praktyka dowodzi, że tego rodzaju akty były zawsze publikowane w ciągu maksimum czterech dni, licząc weekendy.
A teraz już jest ósmy dzień i publikacji nie ma. Oczywiście próbowaliśmy się jako redakcja skontaktować zarówno mailowo, smsowo, jak i telefonicznie z rzecznikiem prasowym rządu, który kiedy chce, to bardzo śmiało odpowiada na różne pytania. Teraz jednak już od dwóch dni brak jest jego komunikatu. To samo dotyczy osób odpowiedzialnych z Rządowego Centrum Legislacji, myślę tutaj o ministrze Macieju Berku
– mówi Tomasz Grodecki, który uważa, że za takim działaniem rządu stoi jakiś plan.
– Chiny ocieplają relacje z Indiami i USA, a Szanghajska Organizacja Współpracy rośnie w siłę – mówi Andrzej Zawadzki-Liang z Radia Wnet. – To gorące polityczne lato polityczne – zaznacza.
Posłuchaj całej audycji:
Andrzej Zawadzki-Liang, gospodarz Studia Szanghaj, podsumował najnowsze wydarzenia polityczne w Azji, określając obecną sytuację jako „gorące polityczne lato”.
Zawadzki-Liang mówił m.in. o zakończonym właśnie spotkaniu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO), organizacji, która jego zdaniem staje się filarem tzw. Globalnego Południa. Przypomniał, że SCO skupia dziś takie państwa jak Chiny, Rosja, Indie, Pakistan, Iran, a nawet Białoruś, i odpowiada za około 30 procent światowego PKB.
W audycji zwrócił uwagę na wizytę ministra spraw zagranicznych Indii w Chinach – pierwszą od pięciu lat. „Symbolicznym gestem jest zgoda na uruchomienie bezpośrednich lotów między Chinami a Indiami” – powiedział. Zauważył, że napięte dotąd relacje obu krajów zaczynają się ocieplać.
Poruszył też temat spotkania ASEAN, w którym uczestniczyli przedstawiciele USA i Chin. Choć – jak mówił – spotkanie miało raczej charakter zapoznawczy, widać jego zdaniem oznaki odwilży w relacjach obu mocarstw. Wskazał m.in. na wznowienie eksportu metali ziem rzadkich z Chin do USA oraz zgodę Amerykanów na eksport układów scalonych.
„Choć widać sygnały ocieplenia, wciąż jestem sceptyczny” – zaznaczył Zawadzki-Liang, przypominając, że w sierpniu kończy się okres zawieszenia wzajemnych ceł, a USA nadal zbroją Tajwan i Filipiny.
Na koniec zapowiedział, że na przełomie sierpnia i września odbędzie się w Chinach szczyt liderów SCO, który ma zbiec się z obchodami 80. rocznicy zwycięstwa Chin nad Japonią w II wojnie światowej.
Politolog przypomina sprawę wstrzymania wypłaty KPO dla Polski i wskazuje, że w pewnym stopniu przełożyło się to na portfele Polaków. Nie byłoby to możliwe bez udziału 5. kolumny – podkreśla.
W rozmowie z Łukaszem Jankowskim politolog prof. Piotr Grochmalski kreśli obraz Niemiec jako kraju agresywnego politycznie, bezkompromisowo dbającego o własne interesy, a w ostatnim czasie dodatkowo stawiającego na wzrost siły militarnej.
Kanclerz Merz wprost stwierdził, że celem jest zbudowanie najsilniejszej armii w Unii Europejskiej. Zwróćmy uwagę, że według twardych danych już w tym roku Niemcy będą wydawali najwięcej w Europie na zbrojenia, prawie 90 bilardów euro. Poza Rosją nikt nie wydaje więcej. Te obecne 2,12 proc. PKB w przełożeniu na wielkość tej gospodarki powoduje, że Niemcy zdystansowały wszystkie inne państwa, czyli Francję i Wielką Brytanię. W zasadzie można powiedzieć, że przepominają się lata 50. i projekt Europejskiej Wspólnoty Obronnej
Politolog przypomina, że ten samozwańczy wzór najbardziej demokratycznego państwa w Europie stoi za potężnym uderzeniem w polską gospodarkę, czego najbardziej znanym przejawem była sprawa obcięcia naszemu krajowi KPO.
My może nie mamy pełnej świadomości, ale jednak to w pewnym stopniu przełożyło się na portfele każdego Polaka. To było możliwe przez piątą kolumnę, czyli skuteczne wykorzystanie części polskich polityków, którzy są interesownie związani z Berlinem. Bez tego wsparcia piątej kolumny w Polsce Niemcy nie odważyłyby się na przeprowadzenie tego typu operacji
Kombajn w czasie żniw l fot. https://pxhere.com/pl/photo/1607693
– Rząd mówi, że się sprzeciwia, ale nic nie robi – ostrzega dr Jacek Saryusz-Wolski o umowie UE z Mercosur, która może pogrążyć polskie rolnictwo i zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu.
Posłuchaj całej rozmowy:
Komisja Europejska przyspiesza prace nad umową handlową z krajami Mercosur, która — zdaniem dr. Jacka Saryusza-Wolskiego, gościa Poranka Radia Wnet — może być groźna dla europejskiego i polskiego rolnictwa. Choć polski rząd publicznie deklaruje sprzeciw wobec porozumienia, w praktyce nie podejmuje działań, by je zablokować.
Nic nie zostało zrobione, mówiąc ogromnym skrótem. Polski rząd zajmował na użytek krajowy stanowisko kłamliwe, mówiące, że się na to nie zgadza, a jednocześnie spokojnie czekał, aż przegra w tej sprawie głosowanie. Głosowanie ma być większością kwalifikowaną. W międzyczasie też wysyłał sygnały, mówiące o tym, że nie będzie się sprzeciwiał tej linii berlińsko-brukselskiej. Dwa takie sygnały bardzo klarowne. Po pierwsze, jeszcze w trakcie trwania polskiej prezydencji, odpowiedzialny za te sprawy wiceminister Waranowski — wiceminister rozwoju i technologii — powiedział, że „czekamy, aż to porozumienie się dokona.”. A bardzo niedawno minister Szłapka podpisał polsko-francuską deklarację, oświadczenie mówiące o tym, że oba kraje wprawdzie widzą wady tej umowy handlowej i oczekują pewnych korekt, ale generalnie biorąc — zgadzają się na umowę z Mercosurem
– mówił w Poranku Radia Wnet.
Polska może zablokować, ale tego nie robi
Głosowanie w sprawie umowy ma odbyć się większością kwalifikowaną. Blokada jest możliwa, gdy sprzeciwi się jej co najmniej cztery państwa reprezentujące minimum 35 proc. ludności Unii. Polska, jako kraj o znaczącej liczbie ludności, mogłaby odegrać w tym kluczową rolę. Jednak, według Saryusza-Wolskiego, obecny rząd faktycznie nie buduje żadnej koalicji blokującej i daje sygnały, że nie zamierza występować przeciw linii Berlina i Brukseli.
Dlatego Komisja Europejska chce jak najszybciej, w najbliższym czasie — niektórzy mówią, że już w lipcu — przeforsować to głosowanie. A można by, opierając się o twardą arytmetykę głosów, tę umowę zablokować. […] Problem polega na tym, że bez Polski nie jest możliwe, a Polska nie wkracza na arenę, nie buduje żadnej koalicji i, mrugając okiem, daje do zrozumienia, że tak naprawdę popiera i nie będzie się sprzeciwiać linii berlińsko-brukselskiej, i czeka, aż rzecz się dokona
– podkreśla.
Śmieciowe jedzenie zniszczy polskie rolnictwo
Ekspert ostrzega, że porozumienie z Mercosur wpuści na unijny rynek tańszą żywność, często niespełniającą unijnych standardów sanitarnych, fitosanitarnych czy środowiskowych. Oznaczałoby to nierówną konkurencję dla unijnych rolników. Równocześnie planowane są cięcia unijnych funduszy dla rolnictwa, co w opinii Saryusza-Wolskiego stanowi podwójne uderzenie w sektor rolny — poprzez obniżenie wsparcia finansowego i dopuszczenie tańszych produktów spoza UE.
Polskie rolnictwo ma być poddane nieuczciwej konkurencji produkcji z krajów, które — cokolwiek by nie zostało zapisane w tych umowach — nie spełniają sanitarnych, fitosanitarnych, jakościowych i środowiskowych warunków takich samych jak producenci rolni w Europie. To nierówne warunki konkurencji. Z drugiej strony, fundusze dla rolnictwa mają być cięte. Czyli przygotowywane są dwa ciosy wymierzone w rolnictwo
– zaznacza.
Będą rosły latyfundia latynoamerykańskie i ukraińskie
W dłuższej perspektywie, zdaniem byłego wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, może to prowadzić do likwidacji wielu gospodarstw rolnych, zwłaszcza tych małych i średnich, oraz grozić uzależnieniem Europy od importu żywności. To z kolei rodzi zagrożenia nie tylko dla bezpieczeństwa żywnościowego, lecz także dla stabilności politycznej i społecznej.
Coraz większe tereny będą odłogowane i będą padały gospodarstwa rolne, zwłaszcza w krajach, gdzie struktura rolnictwa opiera się na małych i średnich gospodarstwach. Wygrywać będą za to wielkie latyfundia latynoamerykańskie i wielkie latyfundia ukraińskie
W rozmowie z Łukaszem Jankowskim poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek odrzuca oskarżenia, jakoby Konfederacja rozważała wejście w koalicję z Platformą Obywatelską.
W Radiu Zet poseł Przemysław Wipler (Konfederacja) stwierdził, że jego ugrupowanie mogłoby rządzić z Koalicją Obywatelską. O możliwości zaistnienia takiego scenariusza Łukasz Jankowski rozmawia z innym posłem Konfederacji, Grzegorzem Płaczkiem.
Konfederacja z alternatywą i wobec PiS-u, i wobec Koalicji Obywatelskiej. Jedna partia rządzi obecnie, poprzednia partia rządziła przez 8 lat. Mamy negatywną ocenę zarówno wobec osiągnięć poprzedniego rządu, jak i obecnego
Polityk nie jest zdziwiony, że Prawo i Sprawiedliwość, które nazywa głównym konkurentem Konfederacji, robi wszystko, zwłaszcza w przekazie medialnym, by osłabić partię Sławomira Mentzena. Tak właśnie postrzega głosy krytyczne wobec Konfederatów w związku ze słowami Przemysława Wiplera, które dowodzą, że Konfederaci „potrafią wznieść się ponad pewne minimum i rozmawiać w sposób kulturalny i rzeczowy z wszystkimi politykami”.
Nawet, jeśli się z kimś nie zgadzamy, to nie oznacza, by w sprawach codziennych, związanych z pracami w komisjach, z ustawami, nie negocjować i próbować przekonywać do swoich racji i postulatów. Proszę, by zarówno wyborcy, jak i politycy Prawa i Sprawiedliwości nie wprowadzali opinii publicznej w błąd i nie sugerowali tak daleko idących kroków, jakoby Konfederacja była zainteresowana, bądź rozważała koalicją z lewą stroną sceny politycznej
Ruch Obrony Granic wywiesił polskie flagi po reprymendzie niemieckich urzędników l fot. Janusz Życzkowski
– To jest element pewnej gry politycznej – mówi Janusz Życzkowski o kontrolach na granicy z Niemcami. W Poranku Radia Wnet opowiadał też o działalności Ruch Obrony Granic działa.
Posłuchaj całej audycji:
Ponad tydzień trwa już kontrola na granicy polsko-niemieckiej, wprowadzona w odpowiedzi na działania Berlina, który od października ubiegłego roku prowadzi jednostronne kontrole graniczne. Jak informuje w Poranku Radia Wnet Janusz Życzkowski, dziennikarz Radia Wnet i Telewizji Republika, niemieckie służby działają bardzo drobiazgowo, podczas gdy po stronie polskiej kontrole są prowadzone selektywnie, najczęściej wobec busów i samochodów dostawczych.
Chaos w wytycznych dla służb?
Jak informuje Życzkowski, na zachodniej granicy działa obecnie 16 stałych punktów kontrolnych. Straż Graniczna podsumowała, że w ciągu ostatniego tygodnia skontrolowano ok. 66 tysięcy osób i 28 tysięcy pojazdów. Mimo deklarowanej dobrej współpracy służb, funkcjonariusze nieoficjalnie wskazują na brak jasnych wytycznych.
To jest trochę tak, że oczywiście różne służby — bo to nie tylko Straż Graniczna, ale także Żandarmeria Wojskowa, policja — są obecne na przejściach granicznych. Wojska Obrony Terytorialnej, mimo wcześniejszych zapowiedzi, w tym momencie nie zostały jednak zaangażowane. Chociaż są zapewnienia, że współpraca między służbami jest znakomita, to rozmawiając z funkcjonariuszami — oczywiście nieoficjalnie, poza kamerą i mikrofonem — słyszymy, że brakuje zdecydowanych wytycznych
Ruch Obrony Granic pozostaje aktywny, obserwuje przejścia graniczne, rejestruje sytuację i rozdaje ulotki – informuje Życzkowski. Większość mieszkańców terenów przygranicznych, m.in. w Zgorzelcu czy Świecku, popiera obecność wolontariuszy, choć zdarzają się również głosy krytyczne. Na moście w Słubicach wolontariusze rozwiesili biało-czerwone flagi, co było odpowiedzią na wcześniejsze zakazy lokalnych władz dotyczące wieszania antymigracyjnych banerów.
Zakaz był skierowany do Ruchu Obrony Granic, który miał tam swoje banery antymigracyjne. Przyszedł urzędnik z Urzędu Miasta w Słubicach i powiedział, że nie można tam wieszać banerów. Co więcej, przedstawił dokument po niemiecku, informując, że most jest w zarządzie niemieckim. To samo w sobie dziwne, że polski urzędnik przychodzi z decyzją opartą na niemieckim dokumencie. Odpowiedzią Ruchu Obrony Granic było więc wczoraj wywieszenie pięknych biało-czerwonych flag na całej szerokości mostu w Słubicach. Wyglądało to bardzo ładnie, a wczoraj mieliśmy przecież rocznicę bitwy pod Grunwaldem, 1410 rok — i wszystko jasne
Według Życzkowskiego działania rządu mogą mieć również wymiar polityczny, związany z presją społeczną oraz sytuacją w relacjach polsko-niemieckich.
Nie mam wątpliwości, że to, co dzieje się na granicy, jest element pewnej gry politycznej, którą prowadzi premier Donald Tusk. Przy słabnącym poparciu zdecydował się na ten krok (wprowadzenie częściowy kontroli na granicy -red.), bo widział, że takie było społeczne oczekiwanie i musiał zareagować. Jednak w jego intencjach politycznych nie widać determinacji, by wyeliminować zjawisko, z którym mamy do czynienia, z uwagi na bliskie relacje z Berlinem. Tusk nie postawi się kanclerzowi Merzowi, który konsekwentnie realizuje politykę przyjętą przez Niemcy w obliczu zagrożeń, z którymi mierzą się już od lat, a teraz chcą na nie reagować kosztem swoich sąsiadów
– podkreśla.
Wskazał też, że mimo szumnych deklaracji polityków okazało się, że nie ma działań służb wymierzonych w stronę Ruchu Obrony Granic.
To jest o tyle dziwne, że pojawiła się informacja — chyba mówił o tym Tomasz Siemoniak, a może już Donald Tusk — że „posypały się mandaty”. Tymczasem żaden z członków Ruchu Obrony Granic — mam takie informacje od Roberta Bąkiewicza – nie został ukarany grzywną. Z przekazów, które mam zarówno od służb, jak i od wolontariuszy, wynika, że panują raczej dobre relacje
Korespondent Tomasz Grzywaczewski komentuje najnowszą odsłonę polityki Donalda Trumpa względem Władimira Putina. Wg jednego z senatorów próba zwodzenia Trumpa to wielki błąd prezydenta Rosji.
W rozmowie z Wojciechem Jankowskim Tomasz Grzywaczewski zauważa, że Polacy od samego początku wiedzieli, jakie były prawdziwe intencje Rosji, czyli niszczenie, zniewalanie i mordowanie narodów ościennych. Teraz sygnały płynące z Białego Domu sugerują, że świadomość tego dotarła wreszcie do głów decydentów, w tym samego Trumpa.
Wiele mówi się tutaj o tym, że Donald Trump jest personalnie urażony postawą Władimira Putina, który po prostu usiłuje go oszukać. Trump mówił nawet w poniedziałek podczas konferencji prasowej, że Putin jest bardzo twardym zawodnikiem i wcześniej oszukiwał już innych prezydentów. Bidena, Obamę, Busha, ale z Trumpem mu się to nie uda
– relacjonuje Grzywaczewski, wskazując na wątek urażonej dumy prezydenta USA.
Przytacza również opinię senatora Nancy`ego Grahama, który mówił, że próba zwiedzenia Trumpa i wyprowadzenia go w pole przyniesie bardzo poważne konsekwencje.
Sankcje wtórne mogłyby mieć taki efekt. Niektórzy twierdzą nawet, że efekt miażdżący dla rosyjskiej gospodarki
– mówi dziennikarz o propozycji nałożenia 100 proc. ceł importowych na państwa, które kupowałyby od Rosji kluczowe surowce energetyczne.