6 kwietnia 1896 r. w Atenach miały miejsce pierwsze igrzyska epoki nowożytnej. Dwa lata wcześniej powstał Międzynarodowy Komitet Olimpijski, którego pomysłodawcą był baron Pierre de Coubertin.
Równo 125 lat temu, 6 kwietnia 1896 r. w stolicy Grecji odbyły się pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie. Pomysłodawcą wydarzenia był Pierre de Coubertin, który dwa lata wcześniej powołał także Międzynarodowy Komitet Olimpijski.
Idea francuskiego barona, a także historyka i pedagoga nawiązywała do igrzysk odbywających się w antycznej Grecji. Czas ich trwania datuje się na okres od 776 p.n.e do 385 n.e. Najstarsze, pięciodniowe igrzyska miały miejsce w Olimpii i zorganizowano je ku czci boga Zeusa.
U kresu XIX stulecia idee francuskiego arystokraty, nawołującego do wznowienia starożytnej tradycji nie napotkały znaczącego odzewu. Gdy w 1892 r. Pierre de Coubertin ogłosił swój pomysł po raz pierwszy, spotkał się z silną krytyką, co nie jednak osłabiło chęci barona do podjęcia inicjatywy. Efektem jego wielkiej determinacji było powstanie w Paryżu dwa lata później „Międzynarodowego Kongresu na Rzecz Przywrócenia Igrzysk”.
Pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie trwały od 6 do 15 kwietnia 1896 r., a ich pierwszym złotym medalistą został Amerykanin James B. Connolly, który popisał się zwycięstwem konkursu trójskoku.
W pierwszych nowożytnych igrzyskach wzięło udział 295 sportowców z 14 państw. Podczas dziewięciodniowej imprezy rozegrano 43 konkurencje w 9 dyscyplinach, m.in. w: lekkoatletyce, gimnastyce, podnoszeniu ciężarów i tenisie. Sportowym emocjom towarzyszyły widowiska artystyczne inspirowane epoką antyku np. uroczyste inscenizacje antycznych tragedii.
Organizacja całego przedsięwzięcia pochłonęła 180 tys. drachm, jednak już sama sprzedaż specjalnej edycji olimpijskich znaczków przyniosła zyski prawie dwukrotnie przewyższające koszty wydarzenia.
Polacy przegrali w wyjazdowym meczu z Anglią 1:2. Czy mamy powody do optymizmu po pierwszej kolejce meczów eliminacyjnych?
Biało-czerwoni przystąpili do rywalizacji z Wyspiarzami bez Mateusza Klicha, ale głównym osłabieniem była absencja Roberta Lewandowskiego, którego, według przewidywań, czeka około miesiąc przerwy od grania w piłkę. Mecze z Andorą i Węgrami nie dawały zbyt wielkich nadziei przed starciem z mistrzami świata z roku 1966.
Paulo Sousa poczynił pewne zmiany w składzie na starcie z najlepszym rywalem w naszej grupie eliminacyjnej. Przede wszystkim trójkę obrońców tworzyli klasyczni stoperzy: Glik, Bednarek i Helik. Implikowało to lekką zmianę ustawienia – żaden z nich nie mógł w fazie defensywnej obsadzić boku obrony, przez co graliśmy piątką w obronie (wahadłowi cofali się niżej i stawali się bocznymi obrońcami). Bereszyński, który w poprzednich spotkaniach występował jako półprawy stoper, tym razem grał wyżej, na wahadle. Po lewej stronie zaś biegał Rybus.
W środku do Grzegorza Krychowiaka dołączył Jakub Moder, a przed nimi, na „dziesiątce”, hasał Piotr Zieliński. W ataku niespodziewanie zagrał Kamil Świderski. Wydaje się, że wywalczył ten występ aktywną grą z Andorą, nie bez znaczenia była też z pewnością słabsza dyspozycja Arkadiusza Milika. Drugim napastnikiem był Krzysztof Piątek.
Pierwsza połowa w wykonaniu Polaków była dramatycznie słaba. Nasza drużyna zupełnie nie radziła sobie z wyprowadzeniem piłki, nie miała pomysłu na budowanie ataków. Bliźniaczo przypominało to naszą niemoc w meczu z Węgrami. Osamotnieni Piątek i Świderski nie byli w stanie przetrzymać dłużej piłki, Zieliński był bezproduktywny i notował niepotrzebne straty (jedna z nich zresztą skończyła się podyktowaniem rzutu karnego dla przeciwników). Wahadłowi nie istnieli w ataku. Jedynym plusem był Grzegorz Krychowiak, który walczył w środku pola i próbował choć przez chwilę przetrzymać piłkę.
Nie można czynić zarzutu reprezentacji, że grała defensywnie, gdyż była na to skazana w starciu z Lwami Albionu. Jednak taktyka obrana przez portugalskiego trenera wymaga dużej mobilności po odbiorze piłki. W kilku sytuacjach, po odzyskaniu piłki na wysokości naszego pola karnego, nasi pomocnicy bądź stoperzy mieli problem z wypatrzeniem wolnego zawodnika. Niezbędne w takich sytuacjach jest szybkie rozlokowanie wahadłowych na całej przestreni boiska, rozciągnięcie gry w celu szybkiego przesunięcia gry do przodu. Za dobry przykład może to posłużyć gra Interu pod wodzą Antonio Conte – mediolańczykom również zdarza się grać bardzo nisko. Jednakże grają bardzo wąsko w obronie, przez co przeciwnikom trudno jest znaleźć lukę do zagrania piłki. Z kolei po przejęciu piłki, Hakimi i Perisić (wahadłowi) na pełnej szybkości biegną przy bocznych liniach boiska, czym dają możliwość dogrania piłki do nich i przykuwają uwagę bocznych obrońców, którzy są zmuszeni do powrotu. Ale właśnie ten element zupełnie w grze Polski nie funkcjonował.
Anglicy objęli prowadzenie w 19 minucie, po karnym wykorzystanym przez Harrego Kane’a. Było to efektem nierozsądnego faulu, popełnionego przez Michała Helika na Sterlingu. Obrońca Barnsley zachował się naiwnie, gdyż skrzydłowy Manchesteru City tylko czekał na jego wślizg.
Tu można dopatrzyć się chyba jedynego pozytywu w pierwszej połowie – Anglicy przeważali, byli drużyną lepszą, ale nie stwarzali sobie zbyt wielu sytuacji. Prócz karnego jedyną klarowną ich sytuacją była kolejna akcja Sterlinga, gdy ten wbiegł z piłką w pole karne z lewej strony. Miał dużo miejsca i powinien szybciej finalizować akcję strzałem, zwlekał jednak, chcąc zapewne jeszcze dogrywać piłkę do lepiej ustawionego partnera. Warto jeszcze przypomneać mocny strzał Kane’a wybroniony kapitalnie przez Szczęsnego i niecelną główkę Fodena.
W drugiej połowie nasi reprezentanci zaprezentowali się znacznie lepiej. W ich grze było bardzo dużo determinacji i zaangażowania. Widzieliśmy zawodników grających agresywnymi wślizgami, często na granicy faulu, jakby chcących wynagrodzić kibicom niemrawą pierwszą część meczu. Nareszcie pojawiły się podania z obrony, między formacjami, do napastników czy Piotra Zielińskiego. Pomocnik Napoli grał też zupełnie inaczej, znacznie dynamicznej w dryblingu, brał na siebie ciężar gry. Uaktywnił się Jakub Moder, Krzysztof Piątek dobrze grał tyłem do bramki.
Polsce udało się strzelić bramkę po około piętnastu minutach, spowodowaną wielkim błędem Johna Stonesa. Wydawało się, że Anglik wyczerpał już w poprzednim sezonie limit błędów, lecz przytomny pressing Modera spowodował jego kolejną pomyłkę. Piłka trafiła do Milika, ten od razu odegrał do Modera, a zawodnik Brighton podprowadził piłkę i huknął tak, że Pope mógł tylko rozpaczliwie machnąć ręką. Mieliśmy remis.
Po bramce gra stała się wyrównana. Oczywiście, to Anglicy głównie posiadali piłkę, lecz nie pomagało im to w tworzeniu groźnych sytuacji. Poza chimerycznym strzałem Fodena nie zagrozili specjalnie bramce Szczęsnego. Z naszej strony również nie następowały huraganowe ataki – była główka Milika i niedokładne przyjęcie Grosickiego w polu karnym. Niedużo, ale patrząc na pierwszą połowę, niebo a ziemia.
Idylla trwała do 84 minuty, kiedy to Harry Maguire strzelił gola po rzucie rożnym. Szkoda, z pewnością przy lepszym kryciu dało się tego uniknąć. Żadna z drużyn po bramce już nie stworzyła istotnego zagrożenia.
Dobrą zmianę dał znów Kamil Jóźwiak, choć notował też dużo strat i wdał się w kilka bezsensownych dryblingów. Cieszy konkret w postaci asysty Milika, może da mu to pozytywny bodziec do gry w kadrze. Zawiedli Helik i Świderski, ale czy można ich winić, że wyszły ich niedostatki przy Kanie i Sterlingu?
Cały czas zastanawiamy się, jak oceniać Paulo Sousę. Wyniki póki co ma średnie, styl, szczególnie na początku spotkań, przyprawiał kibiców o ból głowy. Wydaje się , ze zawodnicy cały czas nie rozumieją trenera, potrzebują czasu, aby zaadoptować się do złożonej taktyki.
Z drugiej strony – widzieliśmy fragmenty ciekawej gry biało-czerwonych, szczególnie przeciw Anglii (biorąc poprawkę na brak Lewandowskiego). Jest to pewna zmiana w porównaniu z kadencją Jerzego Brzęczka. Wtedy, mimo całkiem niezłych wyników punktowych, mecze z dobrymi przeciwnikami kończyły się deklasacją.
Sousa ma przed sobą dwa miesiące pracy w gabinecie. Na początku czerwca, zaczynamy przygotowania do Euro towarzyskimi meczami z Rosją i Islandią. Czasu jest mało, wydaje się, że niestety zbyt mało. Teraz już nie powinno się eksperymentować, tylko ćwiczyć schematy. Całą naszą nadzieję pozostaje nam zatem złożyć na ręce Portugalczyka.
Co wiemy po pierwszym spotkaniu pod wodzą Paulo Sousy? Czego możemy spodziewać się w następnych meczach reprezentacji? Analiza i wnioski po wczorajszym remisie z Węgrami
W środowym meczu polska reprezentacja piłkarska mierzyła się z Węgrami. Było to pierwsze spotkanie Polski w eliminacjach do mundialu w Katarze w 2022 r. Rywalizacja, obfitująca w zwroty akcji, zakończyła się wynikiem 3:3. Po spotkaniu zamiast odpowiedzi na główne problemy trawiące kadrę mamy niestety więcej znaków zapytania.
Mecz z Madziarami był debiutem Paulo Sousy w roli selekcjonera naszej kadry. Trener zapowiadał wniesienie jakości do gry reprezentacji, bardziej ofensywne nastawienie w grze, oraz – co było początkowo w fazie domysłów, ale zostało podczas meczu zrealizowane – zmianę ustawienia kadry. Biało-czerwoni mieli grać w nowej formacji z trzema obrońcami i dwójką wahadłowych w fazie ataku, oraz klasyczną czwórką podczas powstrzymywania ataków przeciwnika.
W wyniku słabszej gry za kadencji Jerzego Brzęczka i absencji Mateusza Klicha (pozytywny test na koronawirusa) selekcjoner mierzył się z kluczowymi problemami. Jak uwolnić kreatywność Piotra Zielińskiego, żeby grał równie dobrze, jak robi to w Napoli? Jak podtrzymać bramkostrzelność najlepszego zawodnika na świecie i jednocześnie pozwolić mu budować akcje zespołu, do czego Lewandowski w kadrze ma tendecje? Jak sprawić, aby środkowi obrońcy grali agresywnie i szybko doskakiwali do przeciwników i odbierali piłkę?
Odpowiedzią na ostatnie pytanie było umieszczenie Michała Helika w bloku obronnym kosztem jednego z najbardziej doświadczonych kadrowiczów – Kamila Glika. Helik, który w barwach Barnsley gra w tym sezonie wyśmienicie, miał zapewnić wyżej wymienione walory plus aktywność przy stałych fragmentach gry, po których strzelił już w klubie 5 bramek w tym sezonie. Defensywę uzupełniali jeszcze Bartosz Bereszyński i Jan Bednarek.
W pomocy wyszli Grzegorz Krychowiak i Jakub Moder, bardzo chwalony za ostatni mecz w barwach Brighton. Przed nimi, w roli ofensywnego pomocnika, występował Piotr Zieliński. Na lewym wahadle operował Arkadiusz Reca, zaś na prawym Sebastian Szymański. Szczególnie obsada drugiego skrzydła mogła budzić obawy (potwierdzone zresztą podczas meczu). Szymański jest zawodnikiem bardzo dobrze wyszkolonym technicznie, ze świetnym przeglądem pola, jednak rola wahadłowego wymaga intensywnej gry, szybkiej i fizycznej, do czego Szymański nie ma już tak dobrych predyspozycji.
W linii ataku Lewandowskiemu partnerował Milik, który wydaje się wracać do dobrej dyspozycji we francuskiej Marsylii (4 gole w 8 rozegranych meczach).
Co to był za rollercoaster emocji! 😎
Jak wyglądał mecz #HUNPOL w obiektywie? 🤔
Niestety, do 60 minuty gra Polski wyglądała katastrofalnie. Nasi reprezentanci wyglądali na zagubionych, przegrywali większość starć i stykowych piłek. Nie mieli zupełnie pomysłu na przeprowadzanie ataków, w efekcie czego po statycznej, horyzontalnej wymianie podań następowało zazwyczaj długie podanie od obrońców w kierunku Lewandowskiego lub Milika, skrupulatnie przecinane m.in. przez dobrze dysponowanego Williego Orbana.
W bocznych sektorach boiska zarówno Szymański, jak i Reca swoją grą nie wnosili nic w poczynania zespołu. Co więcej, to na skrzydłach Węgrzy sprawiali największe zagrożenie. Szwankowało ustawienie i komunikacja między wahadłowymi i bocznymi stoperami.
I to właśnie po jednej z takich akcji w 5 minucie spotkania przeciwnicy zdobyli pierwszą bramkę. Fiola (stoper!) puścił zgrabne podanie do Sallaia, czym wypunktował złe ustawienie Jana Bednarka. Węgierski napastnik miał przed sobą tylko Wojciecha Szczęsnego i strzałem przy krótkim słupku pokonał bramkarza. Szczęsny powinien zachować się w tej sytuacji znacznie lepiej, jednak trzeba zauważyć złą postawę całego bloku obrony.
Stracona bramka zupełnie nie podziałała na polskich piłkarzy. Przeciwnicy, ze spokojnym prowadzeniem, cofnęli się i czekali na ataki Polaków. Te nie następowały. Na siłę moglibyśmy do takich zaliczyć główkę Milika w trudnej sytuacji i zgranie Helika po stałym fragmencie gry, jednak byłoby to zakłamywanie rzeczywistości. Polska nie stwarzała żadnego zagrożenia i fani, choć przyzwyczajeni do niemrawej gry reprezentantów, mogli coraz szerzej otwierać oczy ze zdumienia, bądź raczej przymykać je z zażenowania.
Gdyby na siłę szukać pozytywów, można zauważyć, że przeciwnicy (poza bramką) również nie kreowali żadnych sytuacji. Jednak oni mieli już korzystny wynik i skupiali się na tym, co reprezentacja Węgier robi najlepiej – twardej, kompaktowej obronie i szukaniu szans na kontratak.
Obraz gry w pierwszych minutach po przerwie się nie zmienił. Ba, to Madziarzy zdobyli kolejną bramkę! Po dograniu piłki z lewej strony Bereszyński zdołał jeszcze zablokować strzał przeciwnika, jednak po rykoszecie piłka trafiła do Adama Szalaia, który strzałem z powietrza pokonał Szczęsnego. Bramka była raczej przypadkowa, ale tylko dopełniała obraz nędzy i rozpaczy w naszych szeregach. I wtedy zaczęły się dziać rzeczy niespodziewane. Biało-czerwoni zdobyli dwie bramki w przeciągu dwóch minut.
Tu za zmiany trzeba pochwalić Paulo Sousę: Piątek, który zastąpił Modera, zdobył bramkę kontaktową strzałem sytuacyjnym, po kiksie Grzegorza Krychowiaka. Akcję na prawym skrzydle napędził Kamil Jóźwiak (wszedł za Szymańskiego).
I to Jóźwiaka można chyba uznać za najlepszego zawodnika w szeregach naszych Orłów. Biegał, szarpał, walczył, wniósł przebojowość i dynamikę do poczynań zespołu. Zdobył zresztą drugą bramkę, po bardzo zgrabnym podaniu Zielińskiego. Znalazło ono Jóźwiaka tylko przed Peterem Gulacsim, którego pokonał mierzonym uderzeniem z pasówki. Nagle z tragicznej sytuacji Polacy doprowadzili do remisu i przejęli inicjatywę. Wtedy wydawało się, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Przedwcześnie.
Kadrowicze rzeczywiście kierowali grą, jednak nie przekładało się to na stworzone szanse i okazje bramkowe. A przeciwnicy wykorzystali zaćmienie polskich obrońców w 78 minucie i ponownie wyszli na prowadzenie.
Serię katastrofalnych błędów zapoczątkował Bereszyński, nieumiejętnie próbujący opanować piłkę, w efekcie czego trafiła ona do Adama Szalaia. Tego próbował powstrzymać Kamil Glik, wprowadzony za Helika, lecz zamiast doskoku do przeciwnika skupił się na szukaniu faulu, którego sędzia nie odgwizdał. Szalai miał więc czas się obrócić i dograć do niepilnowanego Orbana. Obrońca gospodarzy dopełnił formalności i bez problemu skierował piłkę do siatki.
I gdy naprawdę wydawało się, że jest już po meczu, do akcji wkroczył najlepszy zawodnik świata, robiący furorę w barwach Bayernu Monachium. Jóźwiak z Bereszyńskim zagrali dwójkową akcję na skrzydle i obrońca Sampdorii mógł dośrodkować w pole karne. Tam piłkę przejął Lewandowski, jednak było ona ciężka do opanowania, ponadto przed nim znajdowało się ciągle kliku obrońców. Lewy przetoczył piłkę w lewo i gorszą nogą posłał atomowy strzał w górny róg bramki Gulacsiego. Był to popis techniki użytkowej, precyzji i wielkiego sprytu polskiego napastnika. Było to zagranie z najwyższej światowej półki. Obserwujmy Lewego, póki gra, gdyż drugi taki zawodnik prędko nam się nie objawi.
Ta bramka w zasadzie skończyła mecz. Lewandowski próbował jeszcze raz strzałem z nożyc z przed pola karnego, ale nieskutecznie. Szkoda, bo gdyby to uderzenie wpadło do siatki, to spokojnie mogłoby kandydować do miana bramki sezonu.
Był to dziwny mecz. Z jednej strony obfitował w zwroty akcji i zmiany nastrojów, z drugiej – poza bramkami niewiele się w nim działo, piłkarze nie stworzyli w zasadzie innych, obiecujących sytuacji. Tym niemniej, kalkulując same emocje był to najciekawszy mecz reprezentacji od bardzo dawna.
Spotkanie nie dostarczyło nam jednoznacznych wniosków. Można zarówno wyciągnąć pozytywy z gry Polaków, jak i dopatrzeć się wielu aspektów negatywnych.
Skupmy się najpierw na minusach. Powtórzę, przez 60 minut naszych reprezentantów nie było na boisku. Nie mieli pomysłu, jak przełamać obronę Węgier. W obronie z kolei grali niepewnie, nie radząc sobie nawet z niemrawymi atakami gospodarzy. Bardzo słabe zawody zagrali Szymański, Reca, Helik i Bednarek. Szczególnie postawa obrońcy Southampton martwi – upatrujemy w nim lidera obrony w przyszłości. W tym spotkaniu nie udźwignął tego ciężaru. Bezbarwny zupełnie był Milik, pewności swoją zmianą nie wniósł Glik.
Jasnymi stronami spotkania były zmiany, które zdecydowanie poprawiły grę naszego zespołu. Jóźwiak i Piątek dali sygnał do ataku i dołożyli konkrety w postaci bramek. Ostatnie pół godziny pokazało, że reprezentacja ma dużą siłę rażenia w ofensywie i Lewy, Piątek oraz Zieliński mogą być groźni przeciwko każdej defensywie na świecie. Solidnie zagrali Krychowiak i Zieliński, jednak cały czas wydaje się, że pomocnik Napoli nie pokazuje pełni swoich możliwości.
Paulo Sousa jest w ciężkiej sytuacji. Trenerem jest od niedawna, pierwszy raz spotkał się z tą grupą zawodników kilka dni temu. Niemożliwe jest w tak krótkim czasie wypracować automatyzmy, zapoznać się z koncepcją trenera i skutecznie ją zrealizować. Będzie więc portugalski trener rozliczany za efekty, na które nie do końca ma jeszcze wpływ. A i dla kibiców i obserwatorów jest to niemała zagwozdka: jak wiele z tego, co w czwartek ujrzeliśmy w meczu z Węgrami, jest pracą Sousy, a jak wiele dziełem przypadku i adaptowania się zawodników do rozwiązań taktycznych trenera?
Na naszej stronie znajdziesz wypowiedzi selekcjonera – Paulo Sousy po meczu #HUNPOL. 🇵🇱⤵️
Jedną konstatację na pewno musimy popełnić: ledwo zremisowaliśmy z zespołem, z którym powinniśmy wygrać. Węgrzy to zespół solidny i dobrze poukładany, ale patrząc na potencjał obu zespołów – należało w tym meczu ich pokonać.
Paradoksalnie, wynik ten w rozrachunku całych eliminacji nie jest zły. Zapewne odbiera najbardziej niepoprawnym optymistom nadzieje na pierwsze miejsce, aczkolwiek w kontekście planu minimum (drugie miejsce) dalej sprowadza się do jednego mianownika – trzeba pokonać Węgrów w listopadzie, w roli gospodarza.
Kadrowiczów czeka teraz spotkanie z Andorą (28 marca), dające szansę na wypróbowanie kilku rezerwowych zawodników i dopracowanie strategii. Trzeba trzeźwo ocenić sytuację – tego meczu nasza kadra nie może nie wygrać i o każdy inny wynik niż zwycięstwo trzeba się będzie bardzo postarać. W przeciwieństwie do kolejnego spotkania. 31 marca na Wembley zmierzymy się z Anglią…
W piątkowe przedpołudnie w Radiu WNET wiosenne wieści z Republiki Irlandii a także wywiady, analizy, przeglądy prasy i korespondencje. Słów kilka także o przeżywaniu czasu Wielkiego Postu w Irlandii.
W gronie gości:
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
ks. Krzysztof Sikora SVD – proboszcz parafii rzymskokatolickiej w Roundstone w Hrabstwie Galway w Archidiecezji Tuam,
Paweł Bury – twórca „Muzycznego Dublina”, operator i reportażysta, od 16 lat mieszkający w Republice Irlandii,
Jakub Grabiasz – sportowe okienko Studia 37,
Dariusz A. Zaller – poeta, prozaik, dziennikarz, działacz społeczny mieszkający w Londynie.
Prowadzący: Tomasz Wybranowski,
Wydawca: Tomasz Wybranowski oraz Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc (współpraca),
Realizator: Aleksander Zaleski (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin),
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek,
Wydawca techniczny: Andrzej Karaś i Aleksander Popielarz.
Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE. Fot.: arch. Bogdana Feręca.
W piątkowym Studiu Dublin, łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego portalu irlandzkiej Polonii – Polska-IE.com.
Opozycyjna partia Sinn Féin krytykuje rząd w sprawie czynszów.
Czynsze nadal rosną pomimo pandemii, chociaż w większości państw europejskich spadają lub są na jednakowym poziomie. Rzecznik Sinn Féin do spraw mieszkaniowych Eoin Ó Broin skrytykował rząd za
brak planu dla prywatnego rynku najmu.
I o tym donoszą największe wyspiarskie dzienniki. Lokatorzy mogą jedynie pomarzyć o zamrożeniu czynszów na Szmaragdowej Wyspie. A te wzrosły, mimo pandemii…
Prawda jest taka, że słowa polityków podczas kampanii wyborczych niewiele znaczą.
Najnowszy indeks czynszów RTB wskazuje, że czynsze rosną we wszystkich irlandzkich hrabstwach z wyjątkiem dwóch. Podczas gdy wzrost w całym kraju i Dublinie wynosi 2,5% i 2,1% w porównaniu z rokiem 2020, to wzrosty czynszów poza Dublinem są bardzo niepokojące. Okręgi w pasie podmiejskim Dublina odnotowały wzrost czynszu o 5% w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Jak Irlandia piękna, zielona i wiosenna wszyscy zastanawiają się nad jednym:
Dlaczego irlandzki rząd nie obniży poziomu ograniczeń?
Deszczowy Dublin z pokładu Dublin Bus. Fot. Studio 37 Dublin.
A powód jeden – czas zbliżającej się Wielkanocy.
Irlandzka rada ministrów nie spodziewa się, aby mieszkańcy Irlandii stosowali się do wszelkich ograniczeń, nawet w przypadku zakazu przemieszczania, który staje się fikcją. Świadczą o tym korki w stołecznym Dublinie na autostradach, szczególnie w okolicach portu i tunelu.
Premier Michael Martin i rząd apelują o powstrzymanie się od świątecznych wizyt.
Pomyślcie o zdrowiu swoim i swoich najbliższych. Proszę o waszą rozwagę i jeszcze trochę czasu, aby współnie pokonać wirusa. – mówił premier Michael Martin.
Oficjalnie nie będzie zgody na organizowanie świąt Wielkiej Nocy w większych grupach. Ma to być potwierdzone w przyszłym tygodniu. Irlandczycy i rezydenci liczą jednak na złagodzenie tego stanowiska.
Tak wygląda centrum Dublin w godzinach szczytu podczas epidemii. Fot. Tomasz Wybranowski
Obecne wskaźniki zakażeń w Republice Irlandii nie dają nadziei, że blokada szybko się skończy. Kolejna fala wysokich zakażeń spowodowała, że Krajowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego nie pozostawia złudzeń:
Nie widać końca fali zakażeń koronawirusem.
Podobna opinia towarzyszy konferencjom Zespółu ds. Modelowania Epidemiologicznego. Medycy twierdzą, że fala zakażeń wystrzeliła po dniu świętego Patryka i Dniu Matki.
Oba najważniejsze zespoły medyczne Republiki Irlandii oceniają epidemiologiczną sytuację w Republice Irlandii
za niestabilną i wysokiego ryzyka.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:
s. Krzysztof SIKORA – SVD – proboszcz Parafii rzymsko – katolickiej w Roundstone (hrabstwo Galway, Irlandia).
Do Studia Dublin regularnie zawija ze Słowem Bożym ks. Krzysztof Sikora SVD, który opowiada o wielkiej ofiarności Irlandczyków w czasie Wielkiego Postu i głodzie Eucharystii w czasie pandemii.
Skrót SVD przy nazwisku kapłana wskazuje na członka Societatis Verbi Divini, czyli Zgromadzenia Słowa Bożego.
Ks. Krzysztof Sikora skomentował specjalne wezwanie do irlandzkiego rządu grupy posłów i senatorów.
Parlamentarzyści pragną, aby gabinet Michaela Martina zezwolił na czasowe otwarcie kościołów.
Ma to oczywiście związek ze zbliżającymi się świętami Wielkiej Nocy i początkiem najważniejszego czasu w kalendarzu liturgicznym dla katolików, jakim jest Triduum Paschalne.
Sygnetariusez apelu twierdzą, że trwające ograniczenia w Republice Irlandii naruszają prawa człowieka do wolności religijnej.
To bardzo ważny argument, aby w czasie Wielkiego Tygodnia kościoły zostały otwarte dla wiernych. Z apelem do rządu zwrócili się w znakomitej większości posłowie i senatorowie reprezentujący obszary wiejskie, gdzie najwięcej osób uczęszcza na nabożeństwa.
Ks. Krzysztof Sikora opowiadał także o wielkiej ofiarności swoich parafian w czasie epidemiologicznej próby „charakteru ducha” i głodzie żywego Kościoła.
Krzyż Apostolski. Fot. z archiwum autorki
Dawniej przygotowania do Wielkanocy w Irlandii zaczynały się 40 dni przed Wielką Niedzielą – w Środę popielcową.
W czasie postu powstrzymywano się nie tylko od jedzenia mięsa, ale rezygnowano z palenia tytoniu i picia alkoholu. Najściślej post przestrzegany był w ostatni tydzień przed Wielkanocą.
Dawniej w Wielkim Poście spożywano głównie chleb i ziemniaki z solą bez żadnej omasty. Nie pito nawet maślanki.
W piątki postne na stołach królowały jedynie chleb i woda.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z ks. Krzysztofem Sikorą SVD:
W sportowym bloku Studia 37 Jakub Grabiasz opowiada przede wszystkim o rugby i piłce nożnej. W ostatniej kolejce Pucharu Sześciu Narodów reprezentacja rugby Irlandii okazale pokonała Anglię 32:18!
Drużyna Walii, mimo porażki z Francją 30 : 32, najprawdopodobniej zdobędzie Puchar Sześciu Narodów w tej edycji. Co prawda jest jeszcze do rozegrania zaległy mecz między Szkocją i Francją, ale nie zmieni to lidera tabeli.
Jakub Grabiasz, redaktor sportowy Studia Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.
Tymczasem reprezentacja Republiki Irlandii w piłce nożnej fatalnie rozpoczęła eliminacje do Mistrzostw Świata FIFA w Katarze. Ale mimo porażki 1 : 3 z Serbią, było to jedno z lepszych spotkań „Boys in Green”.
Jakub Grabiasz komentuje remisowy mecz Polska-Węgry. Zauważa, że trener Sousa podjął słuszną decyzję decydując się na zmiany w trakcie meczu. Przyniosły one polskiej reprezentacji wyrównanie na 2 : 2. Spotkanie ostatecznie zakończyło się remisem 3 : 3. Ozdobą spotkania była bramka Roberta Lewandowskiego.
Ten punkt może nam się przydać na dalszym etapie rywalizacji o awans do Mistrzostw Europy. Przed nami w środę trudny mecz z Anglią. – podsumował Jakub Grabiasz, szef redakcji sportowej Studia 37.
Tutaj do wysłuchania korespondencja Jakuba Grabiasza:
Paweł Bury, podpora i pomysłodawca kanału „Muzyczny Dublin”.
Kolejnym gościem cyklu „Zwyczajni – nadzwyczajni” był Paweł Bury. To barwna postać na polonijnej mapie Irlandii. Kocha muzykę, jest pasjonatem wszystkiego co związane z realizacją telewizyjną i tym kanałem opisywania świata.
Od wielu lat tworzy kanał „Music Dublin / Muzyczny Dublin”, który jest kulturalno – muzyczną wizytówką życia irlandzkiej Polonii. Oprócz rozmów z gwiazdami polskiej estrady, filmu i teatru Pawła Burego interesuje także los naszych rodaków, których wiatry rzuciły na Szmaragdową Wyspę.
Aby doskonalić swój warsztat gość Tomasza Wybranowskiego ukończył krakowską Szkołę Filmową AMA, na wydziale operatorskim. Jak twierdzi łatwo nie było by pogodzić pracę zawodową i pasje na Wyspie z regularnymi (co dwa tygodnie) naukowymi podróżami do Krakowa.
Robienie tego, co się kocha wymaga od nas wysiłku i organizacji. Ale radość z osiągnięcia celu osładza absolutnie wszystko. – powiedział Paweł Bury.
Opowiedział także o kontynuacji programu „Calendarium Music Dublin”. Paweł Bury mówił także na antenie Radia WNET o swoim nowym dokumentalnym projekcie „Historie emigranta. Opowiedz mi swoją historię…”.
Paweł Bury liczy na wasze opowieści i scenariusze. Szczegóły w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Pawłem Burym:
W finale programu rozmowa z Dariuszem Zellerem, który wysłał do czytelników nadzwyczajną, bo poetycką „Pocztówkę z Père-Lachaise”. To tytuł jego najnowszego zbioru wierszy.
„Poeta Dariusz Zeller jest dla swoich wierszy glebą i ogrodnikiem. Wszystkie wyrastają z gorącości doświadczeń jego życia, z zadziwienia i snu. Mówią o tajemnicy, zagadce naszego istnienia, o wędrówce pełnej trudu. Milczą i zachowują dystans wobec spraw, których rozum objąć nie potrafi”. – napisała profesor Teresa Znaniewska.
Dariusz Adam Zeller jest uznanym poetą i prozaikiem. Pasje literatury dzieli z zawodem dziennikarza (tygodnik Cooltura i Polskie Radio Londyn).
Jego liczne publikacje i opracowania literackie spotykają się z uznaniem krytyków, czytelników i speców od literatury.
Tak było z autorskim wydwnictwem „Ojczyzna, Mała Ojczyzna i tożsamość narodowa w twórczości Jana Leończuka” (Białystok 2007).
Mój gość jest laureatem wielu nagród, z których wymienię „Złote Sowy Polonii” (2012 rok), które nazywamy Polonijnymi Oskarami.
Wyróżnienie jest przyznawane co roku w Wiedniu najwybitniejszym przedstawicielom światowej Polonii za ich wkład w życie Polaków poza granicami ojczyzny.
Tematem naszej rozmowy była poezja i wydany kilka tygodni temu zbiór wierszy Dariusza A. Zellera „Pocztówka z Père-Lachaise”. Krytycy napisali o jego najnowszym zbiorze takie oto słowa:
Ta podróż nosi cechy pogodnego życia, ale i przemijania; jest w niej podświadome pogodzenie się z nieuchronnością śmierci, która stanowi przecież naturalny element naszej drogi.
Dariusz A. Zeller: Kwiaty zła
Kiedy przyszłaś do mnie ubrana w niedoskonałość
świat był doskonały
Ogród miłości
stopniał do wielkości świecy
dzięki której zamknąłem Ciebie,
w sobie
Odkryłem Ciebie, dla siebie
to był błąd, a Ty
odleciałaś z pierwszym podmuchem wiatru
wypłoszonym z łętowiska
Nie zdążyłem odkryć Twojej księgi
a dziś udaję radość z jej zawartości
i kocham kwiaty zła
przybrane Twoją niedoskonałością
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Dariuszem Zellerem:
Opracowanie: Andrzej Karaś, Alekasander Popielarz i Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak & Jakub Grabiasz & Bogdan Feręc – Polska-IE.com
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Partner Radia WNET
Produkcja i realizacja: Studio 37 Dublin – Radio WNET – marzec 2021 (C)
Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw pod nazwą „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET Krzysztofa Skowrońskiego zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Alex Sławiński i Jakub Grabiasz.
W najbliższy weekend odbędzie się rewanżowa walka Dillian Whyte vs Aleksander Povetkin.
Warto zwrócić na nią uwagę, co najmniej z kilku powodów.
Brytyjczyk, od lat stara się wejść na szczyt królewskiej wagi w boksie. Jesienna walka z doświadczonym Rosjaninem miała być przetarciem przed walką z kimś ze ścisłej czołówki np Anthony Joshua lub Tyson Fury. Jego przeciwnik, czyli były mistrz świata organizacji WBA, najlepsze lata ma już chyba za sobą, ale niezmiennie pozostaje trudnym przeciwnikiem.
Dillian Whyte prowadził w tamtej walce i nawet posłał Powietkina dwa razy na deski w czwartej rundzie. Jednak w piątej nastąpił nieoczekiwany nokaut, który może być bardzo brzemienny w skutkach, jeśli Anglik nie wygra rewanżu w Gibraltarze.
Pierwotnie, pojedynek miał odbyć się na początku roku. Ze względu na zakażenie się koronawirusem przez rosyjskiego pięściarza, walka odbędzie się w sobotę 27 marca.
Promotorem walki i samego Whyte’a, jest Eddie Hearn, który w swojej stajni ma również takich mistrzów jak Canelo Alvarez i Anthony Joshua. To on jest teraz człowiekiem, na którego patrzy cały świat zawodowego boksu. Razem z ekipą Tysona Fury’ego próbują zaplanować najbardziej oczekiwaną walkę dekady. Fury kontra Joshua, o miano niekwestionowanego mistrza wagi ciężkiej, może być największym wydarzeniem w historii tej dyscypliny sportu. Czemu wspominam o tym w kontekście sobotniego wydarzenia?
Ponieważ widać tu wyraźnie rękę Hearna, który doprowadził walkę do skutku. Przeszkody były na każdym kroku, od zakażenia koronawirusem przez Powietkina, po znalezienie miejsca na przełożone wydarzenie. Angielski promotor, trochę wzorem prezydenta UFC, Dany White’a, nie przejmuje się obostrzeniami oraz polityką. Chce po prostu doprowadzić najlepsze możliwe walki do skutku. Dlatego Whyte vs Powietkin 2, odbędzie się w Gibraltarze. Dzięki takim ludziom, królewska kategoria wagowa, stała się znowu ekscytująca. Dyscyplina sportu może iść do przodu tylko wtedy, gdy odbywają się najlepsze z możliwych wydarzeń. Dlatego wierzę, że jeszcze w tym roku doczekamy się pojedynku Fury’ego z Joshuą.
Wracając do soboty, Whyte musi tę walkę wygrać, żeby ,,wrócić do obiegu’’ i znowu być brany pod uwagę, względem najbardziej kasowych pojedynków, bo tam jest jego miejsce. Wielki Rosjanin na pewno mu tego zadania nie ułatwi. Ten ,,musik’’ anglika, czyni ten pojedynek tak ekscytującym.
Napastnik reprezentacji Polski otrzymał z rąk prezydenta RP drugie najważniejsze odznaczenie cywilne za „za wybitne osiągnięcia sportowe, za promowanie Polski na arenie międzynarodowej”.
W poniedziałek 22 marca w Pałacu Prezydenckim w Warszawie Robert Lewandowski (32 l.) został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Drugie pod względem ważności, polskie odznaczenie cywilne, napastnik reprezentacji Polski i Bayernu Monachium odebrał z rąk prezydenta Andrzeja Dudy:
Nasz bohaterze, nie tylko dzisiejszego dnia i tej ceremonii, ale też śmiało można powiedzieć, nasz bohaterze narodowy w sportowym tego słowa znaczeniu (…) To bardzo ważna dla mnie chwila, że mogę wręczyć panu, wspaniałemu piłkarzowi nie tylko polskiemu, ale też w przestrzeni europejskiej i światowej, to wysokie, państwowe oznaczenie – przemawiał w trakcie uroczystości prezydent RP.
Zwycięzca plebiscytu FIFA na Piłkarza Roku 2020 nie krył wzruszenia, podkreślając jednocześnie, że swój ogromny sukces zawdzięcza nie tylko pracy własnej:
Piłka nożna to przede wszystkim sport drużynowy. To, co osiągam, na co tak ciężko pracuję, to też zasługa trenerów, kolegów z boiska, sztabu, który pracuje na to wszystko, jak i również rodzina (…) Chcę dumnie reprezentować kraj niezależnie od tego, czy gram w klubie czy w reprezentacji Polski. Zawsze z tyłu głowy będzie to, skąd się pochodzi. Nigdy nie wstydziłem się tego, skąd pochodzę (…)
Podczas swojego przemówienia Robert Lewandowski opowiadał nie tylko o swoim patriotycznym podejściu do sportu w reprezentowaniu Polski na arenie międzynarodowej. Wskazywał także na trudności związane z uprawianą przez niego dyscypliną m.in. ogromne oczekiwania społeczne związane z piłką nożną:
Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że sport, piłka nożna, nie jest łatwą dyscypliną. Oczekiwania są duże i trzeba temu sprostać. Ja się tego nie boję. Zawsze lubiłem mierzyć wysoko. Czasem zdarzają się, błędy, wpadki, ale po to jesteśmy ludźmi, żeby wyciągać z tego wnioski – mówił kapitan polskiej reprezentacji.
Robert Lewandowski w narodowych barwach zadebiutował już w 2008 roku. W polskiej reprezentacji wystąpił aż 116 razy i strzelił 63 gole – tym samym, w obu przypadkach pobijając rekord narodowej kadry. W 2016 roku dotarł z reprezentacją RP do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a cztery lata później – w grudniu 2020 r. zwyciężył m.in. Cristiano Ronaldo i Leo Messiego w plebiscycie FIFA na Piłkarza Roku, stając się pierwszym polskim piłkarzem uhonorowanym tym zaszczytnym wyróżnieniem.
Jan Tyszkiewicz – amerykanista i prowadzący podcast Szponters o koszykówce, tłumaczy w sportowym podsumowaniu tygodnia, co to za turniej i czemu cieszy się taką popularnością w Stanach Zjednoczonych
NCAA play offs to jedno z największych i najpopularniejszych wydarzeń w sportowym kalendarzu w Stanach Zjednoczonych. Jak to się stało, że akademicka koszykówka od lat przyciąga do siebie kibiców i ,,march madness” (marcowe szaleństwo) trwa w najlepsze? Jan Tyszkiewicz prowadzi podcast Szponters, o amerykańskiej NBA. Tym razem, skupił się na NCAA, by wytłumaczyć nam ten fenomen.
Czego możemy spodziewać się po najbliższych spotkaniach reprezentacji? Na to i inne pytania szukaliśmy odpowiedzi z Szymonem Kołosowskim, prowadzącym podcast ,,z piłką na ty”
Nowy szkoleniowiec reprezentacji, rozpoczyna swoją przygode z kadrą. W tym roku czeka nas ,,zeszłoroczne” EURO, ale już zaczynaja sie eliminacje do kolejnego wielkiego turnieju. W najbliższych spotkaniach, Polska zmierzy się z Węgrami, Andorą i Anglią.
Na co stać kadrę pod wodzą nowego szkoleniowca? Jaki jest nowy pomysł na grę reprezentacji? Co zmieni Paolo Sousa? Szymon Kołosowski z podcastu ,,z piłką na ty”, szuka odpowiedzi na wyżej wymienione pytania.
Marcin Nowak o olimpiadzie, która w 2020 r. nie odbyła się z powodu pandemii- przygotowaniach Japończyków i ich zapale sportowym.
[related id=122996 side=right] Igrzyska Olimpijskie zostały przeniesione na bieżący rok. Marcin Nowak wspomina, jak ponad rok temu trwały przygotowania do Olimpiady. Wioska olimpijska miała być już gotowa na przełomie w lipca i sierpnia 2019 r. Tymczasem nastąpiła epidemia koronawirusa. Rok temu wszystko było wielką niewiadomą. Obecnie wiemy już więcej.
Nasz gość jest pewien, że wydarzenie w Japonii w 2021 r. się odbędzie. Przypuszcza, że te igrzyska będą miały zupełnie inny charakter aniżeli wcześniejsze zawody.
Świat sportu już nigdy nie będzie taki sam.
Ocenia, iż po wybuchu pandemii koronawirusa sytuacja w świecie sportu nie ulegnie szybko zmianie i nie ma co liczyć na pełne trybuny na stadionach. Dotąd trudno sobie było, jak zauważa Nowak, wyobrazić sporty takie jak piłka nożna, bez widowni.
Japończycy są uznawani za jednych z najlepszych kibiców na świecie.
Zauważa, że mieszkańcy Kraju Wschodzącego Słońca znają się na sporcie i spokojnie wypełnią brak kibiców z innych krajów.
Już dzisiaj poznamy kolejnych dwóch ćwierćfinalistów piłkarskiej Ligi Mistrzów.
Ciężko zakładać, że jednym z nich nie będzie Manchester City, który wypracował dwu-bramkową zaliczkę przed rewanżem i znajduje się ostatnio w wybornej dyspozycji. Awans Borussi Moenchengladbach byłby niemałym zaskoczeniem. Tym bardziej, że ,,źrebaki’’ przegrywają ostatnio również na krajowym podwórku.
Znacznie ciekawiej zapowiada się drugie dzisiejsze starcie, gdzie Real na Santiago Bernabeu podejmie Atalantę Bergamo.
W Lombardii, o bramkę lepsi okazali się ,,królewscy’’. Trzeba jednak zauważyć, że większą część spotkania grali w przewadze jednego zawodnika. Ekipa Zinedine’a Zidane’a ostatnio zwycięża, ale ledwo, podobnie jak w pierwszym spotkaniu w Bergamo. Real nie jest walcem, który nie raz rozjeżdżał rywali w poprzednich latach.
Atalanta potrafi być nieobliczalna, a na pewno nie przestraszy się Realu. Jadąc do stolicy Hiszpanii, jej piłkarze wiedzieli, że nie mają nic do stracenia. Mistrzostwo kraju już im raczej nie grozi, a raczej próba utrzymania trzeciego z rzędu miejsca w top 4 Serie A. Dlatego walka o ćwierćfinał Champions League, jest dla piłkarzy ,,La Dea’’ priorytetem. Real to utytułowana drużyna, a Atalanta pełna jest graczy, którzy nic ważnego jeszcze nie wygrali.
Jej piłkarze nie raz pokazali, że potrafią ograć teoretycznie mocniejszych przeciwników. Na pewno nie można skreślać drużyny Gasperiniego, która najlepiej radzi sobie pod presją. Do dobrej formy wraca ostatnio Ilicić, od którego, zależy obecnie najwięcej. Słoweniec potrafi w pojedynkę odwrócić przebieg spotkania świetnym podaniem lub strzałem na bramkę.
Atalancie brak jest kompleksów, a o takie ma przecież przyprawiać przeciwników Real Madryt z całą swoją otoczką. Dlatego warto zwrócić dziś uwagę na spotkanie rozgrywane w stolicy Hiszpanii.