Profesor nauk humanistycznych Włodzimierz Bernacki: „Decyzja Komisji Europejskiej dotycząca Polski jest porażająca”

Wydaje się, że KE działa jako gremium czysto ideologiczne – mówi politolog z UJ, prof. Włodzimierz Bernacki. Jego zdaniem wsłuchiwano się w głos jednego środowiska politycznego, czyli opozycji

Politolog prof. Włodzimierz Bernacki, poseł PiS, jest zaskoczony postawą KE, ponieważ „pomimo weta zgłoszonego przez prezydenta Andrzeja Dudę ciągle w kręgu zainteresowania ma ona ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS”. Podkreśla też, że „po raz kolejny KE uzurpuje sobie prawo do pełnienia funkcji Trybunału Konstytucyjnego”.

„Wydaje się także, że KE działa jako gremium czysto ideologiczne, bo trudno zrozumieć jej dzisiejszą decyzję bez odniesienia się do tych informacji, na podstawie których KE takie działania podjęła” – stwierdza prof. Bernacki i dodaje, że „będąc takim ciałem ideologicznym KE wsłuchiwała się w głos tylko i wyłącznie jednego środowiska politycznego w Polsce, czyli opozycji, która generalnie nie akceptuje zmian w wymiarze sprawiedliwości”.

„Ta sytuacja jest wyjątkowa i odnoszę wrażenie, że KE, udając się dziś na urlop, ogłosiła stanowisko przygotowane jeszcze przed wetem prezydenta Andrzeja Dudy” – mówi prof. Bernacki. Zauważa także, że Komisja nie miała ochoty „poczekać kilka dni na zajęcie ostatecznego stanowiska przez prezydenta”, czyli na formalne zawetowanie ustaw.

Prof. Bernacki stwierdza, że KE, „udając się na wakacje, nie wzięła pod uwagę faktu, że polski parlament zbierze się dopiero w połowie września i dopiero wtedy będzie mógł podjąć jakiekolwiek działania”.

„Oczekiwałem ze strony KE postawy wsłuchiwania się w to, co dzieje się w Polsce” – mówi prof. Bernacki.

PAP/MoRo

Prof. Legutko: W słowach Timmermansa pobrzmiewa niewyobrażalny „breżniewizm”. KE stawia się właściwie w roli Pana Boga

Sprawa reformy wymiaru sprawiedliwości jest suwerenną sprawą Polski i jej konstytucyjnych organów – stwierdził w rozmowie z PAP europoseł PiS profesor Ryszard Legutko.

– Retoryka wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, której dał wyraz w swoim wystąpieniu ws. Polski, była bardzo ostra, czego można się było spodziewać – mówił w rozmowie z PAP wiceprzewodniczący grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE i europoseł PiS prof. Ryszard Legutko. Według prof. Legutki taka retoryka jest niezwykle niebezpieczna, bo oznacza, że „KE stawia się właściwie w roli Pana Boga”. – Takie określenie działania Komisji byłoby najbliższe prawdy – dodał europoseł PiS.

Prof. Legutko uważa, że to, kiedy i jak zostanie przeprowadzona reforma polskiego wymiaru sprawiedliwości, jest wewnętrzną sprawą Polski. – Są ciała konstytucyjne, które się tą reformą zajmują – stwierdził Ryszard Legutko.

– Powiedziałbym, że w słowach Timmermansa pobrzmiewa niewyobrażalny „breżniewizm” – mówił, komentując postawę wiceszefa KE i instytucji, którą reprezentuje.

Odnosząc się do słów Timmermansa, w których zagroził, że jeśli któryś z sędziów zostanie przeniesiony w stan spoczynku, to KE momentalnie ukarze Polskę, prof. Legutko zdziwił się, że wiceprzewodniczący KE „śmiał tak powiedzieć”.

– Otóż konstytucja RP przewiduje możliwość przeniesienia sędziów w stan spoczynku – wyjaśniał europoseł. – Czy i w jakim zakresie ustawa o ustroju sądów powszechnych może być zastosowana w sprawie przenoszenia sędziów, to wyłącznie sprawa dla polskiego Trybunału Konstytucyjnego, a nie Timmermansa.
Profesor ocenił, że pogróżka wiceprzewodniczącego KE to „niebywały dowód arogancji”. „Widać, że Komisja Europejska przekracza swoje kompetencje w stopniu, który jeszcze kilka miesięcy temu byłby niewyobrażalny” – dodał.

Oceniając sposób działania KE, prof. Legutko stwierdził, że fakt, iż Komisja ma ambicje zostania instytucją poza jakąkolwiek kontrolą, stanowi zagrożenie dla Europy. „To bardzo niebezpieczna tendencja” uważa profesor.

„Unia Europejska nie ma problemu z Polską. Unia Europejska ma problem z Komisją Europejską” – podsumował.

PAP/MoRo

Komisja Europejska jest zaniepokojona amerykańskimi sankcjami na Rosję. Nord Stream 2 i inne projekty mogą być zagrożone

KE w reakcji na ewentualne sankcje USA wobec Rosji wyraziła zaniepokojenie ich możliwym „wpływem na niezależność energetyczną Unii Europejskiej” i „możliwymi negatywnymi konsekwencjami politycznymi”.

W oświadczeniu KE podkreślono, że w procesie tworzenia przyjętego przez Izbę Reprezentantów projektu ustawy dotyczącej sankcji wzięto pod uwagę część wyrażanych wcześniej przez KE obaw. „Niemniej projekt przewiduje możliwość nałożenia sankcji na każdą firmę (również europejską), która przyczynia się do rozwoju, utrzymania, modernizacji czy naprawy” rosyjskich gazociągów. Może to wpłynąć na infrastrukturę, która umożliwia transport gazu z Rosji na Ukrainę oraz „projekty kluczowe dla unijnych celów dywersyfikacji” źródeł energii – oceniła Komisja.

Poinformowano, że UE obecnie wyraża swoje obawy kanałami dyplomatycznymi. „Komisja będzie nadal ściśle monitorować trwający w USA proces legislacyjny i późniejszy proces wdrażania ustawy oraz będzie szybko działać, jeśli zajdzie taka konieczność” – czytamy w komunikacie.

Przypomniano również wypowiedź szefa KE Jean-Claude’a Junckera z maja br., który zapewniał, że jeśli obawy UE „nie zostaną w wystarczającym stopniu wzięte pod uwagę”, Unia „jest gotowa odpowiednio zadziałać w ciągu kilku dni”. Mówił wówczas, że hasło „Ameryka przede wszystkim” prezydenta Donalda Trumpa nie może oznaczać, że interesy Europy są na ostatnim miejscu.

Przyjęty we wtorek przez Izbę Reprezentantów pakiet sankcji przewiduje działania wobec Rosji, Iranu i Korei Północnej. Dokument uderza m.in. w prezydenta Rosji Władimira Putina, powiązanych z nim oligarchów oraz kluczowe sektory rosyjskiej gospodarki, w tym przemysł zbrojeniowy, kolejowy, górnictwo oraz branżę energetyczną. By ustawa weszła w życie, musi zatwierdzić ją jeszcze amerykański Senat, a potem dokument musi podpisać prezydent. Jak poinformował Biały Dom, prezydent Trump nie zdecydował jeszcze, czy podpisze ustawę, czy też ją zawetuje.

We wtorek portal Euractiv opublikował sporządzoną, jak twierdzi, przez KE listę projektów, które mogą być dotknięte nowymi sankcjami. Wśród nich są m.in.: wybudowany kilka lat temu gazociąg Nord Stream (w którym udziały mają m.in. niemieckie, francuskie i holenderskie firmy), nowy zachodnioeuropejsko-rosyjski projekt Nord Stream 2, pole gazowe Zohr w Egipcie, rozbudowa terminalu gazu skroplonego na Sachalinie, gazociąg biegnący po dnie Morza Czarnego, tzw. Błękitny Potok, plan budowy terminalu LNG na Bałtyku w Zatoce Fińskiej.

PAP/MoRo

KE: kolejny etap procedury przeciwko Polsce, Czechom i Węgrom w sprawie relokacji imigrantów i miesiąc na odpowiedź

KE przeszła do kolejnego etapu procedury przeciwko Polsce, Czechom i Węgrom w związku „z niewywiązywaniem się przez te kraje ze spoczywającego na nich obowiązku związanego z relokacją uchodźców”.

[related id=”32194″]Komisja wysłała tzw. uzasadnione opinie do władz w Warszawie, Pradze i Budapeszcie, co jest drugim etapem postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego.

Kraje mają teraz miesiąc na odpowiedź, a nie dwa miesiące, jak bywa zazwyczaj. Jak uzasadnia KE, krótszy termin wynika z tego, że decyzje Rady UE w sprawie relokacji zostały przyjęte w odpowiedzi na sytuację nadzwyczajną oraz że Polska, Czechy i Węgry były wielokrotnie wzywane do skorygowania sytuacji.

Jeśli odpowiedzi nie nadejdą lub nie będą satysfakcjonujące, KE może przejść do kolejnego etapu procedury i skierować sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

„Choć Komisja wielokrotnie wzywała te kraje do działania, a w zeszłym miesiącu wszczęła wobec nich postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego, Polska, Czechy i Węgry nadal nie wywiązały się ze swoich obowiązków prawnych” – czytamy w komunikacie KE. Dodano w nim, że Polska, Czechy i Węgry „wykazały też brak poszanowania dla swoich zobowiązań wobec Grecji, Włoch i innych państw członkowskich UE”.

Komisarz ds. migracji Dimitris Awramopulos na środowej konferencji prasowej ubolewał, że „niektóre kraje członkowskie nadal nie wykazują solidarności i odmawiają udziału w wysiłkach” dotyczących relokacji.

KE w połowie czerwca wszczęła procedurę ws. uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego wobec władz w Warszawie, Pradze i Budapeszcie i wysłała wezwania do usunięcia uchybienia. Wówczas szef MSZ Witold Waszczykowski nazwał decyzję niesprawiedliwą i zapowiedział, że Polska będzie się bronić.

W odpowiedzi przesłanej do Brukseli w połowie lipca polski rząd podkreślił, że nie jest w stanie wykonać decyzji w sprawie relokacji i jednocześnie właściwie wykonywać obowiązków dotyczących zapewnienia bezpieczeństwa publicznego.

Władze poinformowały o podjętych próbach przyjęcia uchodźców, podkreślając przy tym, że nie było możliwe skuteczne zweryfikowanie tożsamości starających się o azyl. W 2015 roku Polska zgłosiła gotowość przyjęcia stu osób, jako osoby preferowane wskazując rodziny, samotne kobiety, osoby mające kontakty z naszym krajem i przedstawicieli mniejszości religijnych w kraju pochodzenia. W odpowiedzi do KE zaznaczono, że władze Włoch odmówiły przeprowadzenia bezpośrednich rozmów z osobami, które miałyby zostać przeniesione do naszego kraju. Polskę – argumentuje rząd – pozbawiono tym samym możliwości zweryfikowania wiarygodności wnioskodawców.

Rząd powołał się też w piśmie na niekorzystne skutki napływu migrantów do państw Unii. Pisał m.in. o „napięciach społecznych”, „zdestabilizowaniu sytuacji społecznej” i tworzeniu warunków „do wzrostu zagrożenia zamachami terrorystycznymi”.

Warszawa podkreślała też, że UE nie wypracowała dotąd skutecznych mechanizmów i procedury weryfikacji uchodźców pod kątem bezpieczeństwa. W piśmie wskazywano, że rozdzielono zaledwie 14 proc. przewidzianych do relokacji uchodźców, co – jak argumentował rząd – uprawnia do twierdzenia, że decyzji relokacyjnej nie wykonują wszystkie państwa członkowskie.

Jednak Komisja nie uznała odpowiedzi, które dotarły do Brukseli, za zadowalające. „Żadna z nich nie zawierała informacji o tym, że [te trzy kraje – PAP] rozpoczną szybko relokację” – czytamy w komunikacie.

Ponadto „żaden z przedstawionych argumentów, niezależnie od tego, czy chodzi o toczącą się przed Trybunałem sprawę przeciwko Radzie (co nie wywołuje skutku zawieszającego), czy o inne formy pomocy udzielanej przez te kraje w geście solidarności z potrzebującymi, czy też trudności w przeprowadzaniu kontroli bezpieczeństwa, nie usprawiedliwia faktu, że kraje te nie wypełniły obowiązku polegającego na złożeniu zobowiązań co do liczby miejsc dostępnych na potrzeby relokacji” – wyjaśnia KE.

Zgodnie z decyzją Rady UE, czyli państw członkowskich, kraje UE mają obowiązek informowania co trzy miesiące o liczbie miejsc, jakimi dysponują w celu relokacji.

Komisja przypomniała w środowym oświadczeniu, że od rozpoczęcia programu relokacji Węgry nie podjęły żadnych działań, a Polska od grudnia 2015 roku nie dokonała żadnej relokacji ani nie zadeklarowała miejsc. Czechy od sierpnia 2016 roku nie przeprowadziły żadnej relokacji i od ponad roku nie złożyły nowych deklaracji.

W środę KE opublikowała też sprawozdanie dotyczące relokacji i przesiedleń, z którego wynika, że w 2017 roku tempo relokacji wyraźnie wzrosło. Od listopada 2016 roku co miesiąc odbywało się ponad tysiąc transferów, a w czerwcu br. ich liczba osiągnęła rekordowe trzy tysiące. Według stanu na środę łączna liczba relokacji wynosi 24 676 (16 803 z Grecji oraz 7873 z Włoch).

W związku z tym, że obecnie większość krajów UE regularnie składa deklaracje i dokonuje relokacji z Włoch i Grecji, „można bezpiecznie zakładać, że o ile uda się utrzymać tempo relokacji z Grecji i przyśpieszyć tempo relokacji z Włoch, to wszystkie osoby kwalifikujące się do relokacji uda się przenieść do września 2017 roku” – czytamy.

Według KE na obecnym, końcowym etapie realizowania programu relokacji, który został uzgodniony w 2015 roku, państwa członkowskie powinny przyspieszyć relokację i zadeklarować wystarczająco dużą liczbę miejsc, aby przyjęte zostały wszystkie osoby objęte tym mechanizmem.

PAP/MoRo

Czytaj również:

Repetowicz: Jak Niemcy chcą zatrzymać uchodźców w Polsce? Znów założą u nas obozy koncentracyjne?

Orban o spiskowaniu Brukseli z Sorosem i zamachu na niepodległość państw przy pomocy imigrantów. KONIECZNA REFORMA UE

Grupa Wyszehradzka: Zamknijcie porty przed imigrantami. Włoski rząd: Spełnimy swój obowiązek, bądźcie solidarni

Komisja Europejska uruchomi procedurę o naruszenie praworządności w Polsce ze względu na ustawę o sądach powszechnych

Ustawa w sprawie sądów powszechnych została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę, co uzasadnia rozpoczęcie procedury o naruszenie praworządności w momencie jej publikacji – powiedział wiceszef KE.

[related id=”32190″]Główne zastrzeżenie Komisji w odniesieniu do tej ustawy dotyczy „dyskryminacji ze względu na płeć z powodu wprowadzenia odmiennego wieku wcześniejszego przejścia na emeryturę dla kobiet (60 lat) i mężczyzn (65 lat) sprawujących urząd sędziowski”. Zdaniem Komisji jest to sprzeczne z art. 157 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej oraz dyrektywą w sprawie równości płci w dziedzinie zatrudnienia i pracy. KE dała Polsce miesiąc na rozwiązanie problemów.

Komisja zamierza przedstawić również Polsce zastrzeżenie w związku z uprawnieniem ministra sprawiedliwości do weryfikacji i przedłużania kadencji prezesów sądów i sędziów, jak również do odwoływania i powoływania prezesów sądów. To uprawnienie jej zdaniem podważy niezależność polskich sądów.

W zaleceniach Komisja zwraca się też do polskich władz, by nie podejmowały żadnych działań, które doprowadziłyby do odwołania sędziów Sądu Najwyższego. Grozi to bowiem uruchomieniem art. 7 traktatu unijnego, który dopuszcza sankcje.

Jak powiedział Timmermans, KE zaleca, by polskie władze rozwiązały wszystkie zidentyfikowane problemy ws. sądownictwa w ciągu miesiąca. Timmermans ma nadzieję, „że tym razem odpowiedź (Polski na zalecenia – PAP) będzie konstruktywna i otwierająca pole do dialogu”.

[related id=”32172″]Komisja, jak mówił w środę jej wiceszef, przeanalizowała cztery ustawy dotyczące sądownictwa. Chodzi o przyjęte przez polski parlament akty prawne: ustawę o Sądzie Najwyższym, ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, ustawę o ustroju sądów powszechnych i ustawę o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury.

Według Timmermansa analiza tych ustaw pokazała, że będą one miały bardzo poważny negatywny wpływ na niezawisłość wymiaru sprawiedliwości w Polsce i zwiększą zagrożenie systemowe dla praworządności w Polsce.

Timmermans zaznaczył, że KE skierowała do polskich władz prośbę, żeby wstrzymać prace nad ustawami i rozpocząć dialog, jednak – jak mówił – do tego nie doszło. „Cieszymy się jednak z faktu, że prezydent Duda ogłosił decyzję w sprawie zawetowania dwóch z czterech ustaw. Niemniej fakt, że dwie ustawy zostały podpisane i że są kontynuowane prace nad pozostałymi dwoma, oznacza, że musimy zdecydowanie przedstawić nasze wątpliwości. Jest to zawarte w naszym zaleceniu” – powiedział.

Zalecenia KE skierowane do władz polskich, jak mówił jej wiceszef, są „jasne”. „Najwyższy czas, by przywrócić niezależność Trybunału Konstytucyjnego oraz wycofać przepisy reformujące sądownictwo bądź dostosować je do Konstytucji RP oraz europejskich standardów w zakresie niezależności sądownictwa. Gdy dochodzi do naruszenia prawa Unii, polskie sądy, podobnie jak sądy innych państw członkowskich, mają za zadanie zapewnić skuteczny środek ochrony prawnej. W takiej sytuacji działają one w charakterze sędziów Unii i muszą stosować się do wymogu niezależności sądów i niezawisłości sędziów zgodnie z traktatem oraz kartą praw podstawowych UE” – wskazał.

Przypomniał, że w ubiegłym tygodniu kolegium komisarzy mówiło o możliwości wykorzystania art. 7 traktatu unijnego, „jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie”. Dodał, że zalecenie KE nie uniemożliwia bezpośredniego uruchomienia tego artykułu, jeśli „nagłe pogorszenie sytuacji będzie wymagało zdecydowanych działań”. Jak zaznaczył, w swych zaleceniach KE zwraca się do polskich władz, by nie podejmowały żadnych działań, które doprowadziłyby do odwołania sędziów SN lub przeniesienia ich w stan spoczynku. „Jeśli takie działania zostaną podjęte, KE jest gotowa uruchomić art. 7 traktatu unijnego” – ostrzegł Timmermans.

[related id=”32178″]Dodał, że kolegium komisarzy KE zdecydowało też o przygotowaniu procedury o naruszenie prawa wspólnotowego. Ustawa Prawo o ustroju sądów powszechnych została podpisana przez prezydenta, co uzasadnia rozpoczęcie procedury o naruszenie praworządności w momencie jej publikacji – zaznaczył.

Dodał, że KE ma też zastrzeżenia do tego, że obecnie wiek emerytalny dla sędziów jest jednakowy dla kobiet i mężczyzn, a reforma ma wprowadzić zróżnicowanie. „To jest naruszenie art. 157 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej i dyrektywy z 2000 r. ws. równouprawnienia. Komisja Europejska uważa też, że uprawnienie ministra sprawiedliwości, by przedłużać mandat sędziów, którzy osiągnęli wiek emerytalny lub jego uprawnienia, by mianować przewodniczących sądów, byłoby naruszeniem niezawisłości sądów” – powiedział, dodając, że nie byłoby to zgodne z przepisami Karty Praw Podstawowych i Traktatu o Unii Europejskiej.

Podkreślił, że polskie władze mogą wziąć pod uwagę zalecenia KE przy konstruowaniu reform sądownictwa w przyszłości, „by spełnić europejskie standardy niezawisłości sądownictwa”.

Dodał, że KE będzie oczekiwać teraz na reakcję polskich władz. „Cały czas jesteśmy otwarci na dialog z polskimi władzami” – powiedział.

Jak wyjaśniał, Polska, jak każdy kraj, ma prawo przeprowadzania reform swojego systemu wymiaru sprawiedliwości. „Musi jednak zadbać, by reformy te były zgodne zarówno z polską konstytucją, jak i traktatami, które Polska podpisała i ratyfikowała. Komisja zajmuje stanowisko w tej sprawie dlatego, że uważa, iż propozycje polskich władz nie są zgodne z konstytucją, przede wszystkim zaś z traktatami podpisanymi i ratyfikowanymi przez polskie władze” – dodał.

[related id=”32216″]„Pragnę podkreślić, że nie mamy żadnych zastrzeżeń do przeprowadzania reformy systemu sądownictwa, która jest być może konieczna. Nie nam to oceniać. Jest to decyzja leżąca w gestii polskiego parlamentu i rządu. Ale reformy te muszą się odbywać w ramach, i z pełnym poszanowaniem, konstytucji oraz zobowiązań wynikających z traktatów międzynarodowych, takich jak Traktat o Unii Europejskiej” – powiedział.

Timmermans był pytany przez dziennikarzy, co się stanie, jeśli Polska nie zareaguje w wyznaczonym terminie w sposób zadowalający Komisję i czy uzasadniałoby to uruchomienie art. 7.

„Mogłoby tak być. To zależy, co Polska zrobi w tym okresie. Fakt, że wysłaliśmy zalecenie, nie oznacza, że nie będziemy mogli uruchomić art. 7, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Powiedzieliśmy wyraźnie: jeżeli te ustawy zostaną przyjęte i doprowadzi to do zwolnienia sędziów Sądu Najwyższego, to Komisja ma prawo do powołania się na art. 7, niezależnie od tego, jaka będzie odpowiedź na zalecenie” – zaznaczył.

Wiceszefa KE pytano też, jaki jest zasadniczy przekaz Komisji Europejskiej dla polskiej opinii publicznej.

„Rozumiem, że kwestie prawne są często trudne do wytłumaczenia. Myślę jednak, że jesteśmy zmuszeni do takiego a nie innego procedowania. Kładę szczególny nacisk na to zagadnienie. Są cztery propozycje ustawodawcze, które naszym zdaniem zwiększają problematyczność przestrzegania praworządności w Polsce. Według nas nie są one zgodne z zobowiązaniami europejskimi ani z zobowiązaniami wynikającymi z polskiej konstytucji. Gdybym miał to wyjaśnić w prosty sposób, powiedziałbym tak: każdy obywatel Unii Europejskiej ma prawo do niezawisłego wymiaru sprawiedliwości. Rozdział władzy to zasada fundamentalna – nie tylko w Unii Europejskiej, ale we wszystkich innych wolnych społeczeństwach demokratycznych, opierających się na zasadach państwa prawa i konstytucji” – odpowiedział.

W komunikacie KE po konferencji Timmermansa przytoczono też słowa przewodniczącego KE Jean-Claude’a Junckera. „Komisja będzie zdecydowanie bronić zasady praworządności we wszystkich państwach członkowskich, jest ona bowiem jedną z podstawowych zasad, na jakich opiera się Unia Europejska. Niezależne sądownictwo jest niezbędnym warunkiem wstępnym członkostwa w Unii. Unia nie może zatem zaakceptować systemu, który pozwala na arbitralne usuwanie sędziów ze stanowisk. Niezależne sądy są podstawą zaufania pomiędzy państwami członkowskimi i systemami sądowymi. Jeśli rząd polski będzie nadal podejmować działania podważające niezależność sądów i praworządność w Polsce, będziemy zmuszeni uruchomić art. 7” – zapowiedział Juncker.

PAP/MoRo

Przeczytaj również:

Reforma sądownictwa w Polsce/Viktor Orban: Kampania przeciw Polsce nie powiedzie się, bo Węgry są solidarne

Reforma sądownictwa/Węgry: Stoimy u boku Polski i wzywamy Komisję Europejską, by nie przekraczała swoich pełnomocnictw

„Węgry są solidarne z Polską” – oświadczył w czwartek szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto w związku z krytyką planowanych w Polsce zmian w sądownictwie ze strony Komisji Europejskiej.

„Stoimy u boku Polski i wzywamy Komisję Europejską, by nie przekraczała swoich pełnomocnictw i nie próbowała działać jako ciało polityczne, bo w Unii Europejskiej ciałem politycznym jest Rada Europejska, czyli ciało składające się z szefów państw i rządów unijnych państw członkowskich, nie zaś Komisja Europejska” – oznajmił Szijjarto.

KE oświadczyła w środę, że jest bliska uruchomienia art. 7 traktatu unijnego, przewidującego sankcje w związku z planowanymi w Polsce zmianami w sądownictwie. Według wiceszefa KE Fransa Timmermansa znoszą one niezależność sądów i zagrażają rządom prawa w Polsce.

Szijjarto zapewnił, że Węgry są solidarne z Polską, a premier Węgier Viktor Orban w liście przesłanym premier Beacie Szydło w czwartek rano zapewnił ją o przyjaźni i solidarności Węgier.

Według szefa węgierskiej dyplomacji Komisja Europejska „rozpętała nagonkę” na kilka państw środkowoeuropejskich, które – jak podkreślił – szczerze i jasno mówią o wyzwaniach stojących przed Europą i były zdolne udzielić na nie skutecznych odpowiedzi. W ramach tej nagonki Komisja „upatruje sobie a to Węgry, a to Polskę”, a najnowszym tego wyrazem jest to, iż KE wciąż próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy Polaków – ocenił.

Szijjarto zaznaczył, że według unijnego prawa zadaniem Komisji powinno być czuwanie nad dotrzymywaniem porozumień, nie zaś „występowanie jako ciało polityczne” i „niewygłaszanie deklaracji o charakterze politycznym”.

Zdaniem węgierskiego ministra obecna „akcja” KE jest sprzeczna z unijnymi przepisami i podstawowymi wartościami europejskimi. „Jesteśmy zdumieni, że dotarliśmy do kolejnego etapu tej nagonki” – oznajmił.

PAP/MoRo

 

Wiceszef KE Frans Timmermans chce uruchomienia wobec Polski art. 7 traktatu UE przewidującego sankcje

KE oznajmiła, że jest bliska uruchomienia art. 7 traktatu unijnego przewidującego sankcje, w związku z planowanymi w Polsce zmianami w sądownictwie, które zdaniem Timmmermansa zagrażają rządom prawa.

Wiceszef KE Frans Timmermans zapowiedział na konferencji prasowej w Brukseli, że w przyszłym tygodniu KE przygotuje procedurę o naruszenia prawa przez nasz kraj. Podkreślił, że Komisja jest też bliska uruchomienia art. 7. traktatu o UE. To tzw. opcja atomowa, na końcu której kraj może być objęty sankcjami.

Nałożenie sankcji na podstawie art. 7 nie jest jednak prostą sprawą. Unijne prawo przewiduje, że o uruchomienie tego przepisu unijnego traktatu może się zwrócić nie tylko Komisja Europejska, ale również Parlament Europejski lub jedna trzecia państw członkowskich. Kraje UE większością czterech piątych po uzyskaniu zgody PE mogą wówczas stwierdzić „istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia” przez dany kraj wartości unijnych. Dopiero w kolejnym kroku Rada Europejska – czyli szefowie państw i rządów – może jednomyślnie otworzyć drogę do sankcji.

Jednak w styczniu 2016 r. premier Węgier Viktor Orban w wywiadzie dla węgierskiego radia publicznego powiedział, że jego kraj nigdy nie poprze ewentualnych unijnych sankcji przeciwko Polsce.

Ze słów unijnego komisarza wynika, że w przyszłym tygodniu KE przygotuje i uruchomi w przyspieszonym trybie zwykłą procedurę o naruszenie prawa UE. Ta, w odróżnieniu do procedury praworządności, nie wymaga akceptacji państw członkowskich, a może się skończyć sprawą przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

Jak mówił Timmermans, przyjęcie ustaw dotyczących zmian w wymiarze sprawiedliwości w Polsce oznaczałoby, że znalazłby się on pod pełną polityczną kontrolą rządu. Podkreślił, że ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, o sądach powszechnych i projekt ustawy o Sądzie Najwyższym stanowczo „wzmacniają systemowe zagrożenie dla rządów prawa” w Polsce.

„Każde z tych praw, jeśli będzie przyjęte, poważnie podważyłoby niezależność wymiaru sprawiedliwości. Razem zniosłoby niezależność sądownictwa i sprawiłoby, że znalazłoby się ono pod pełną polityczną kontrolą rządu” – oświadczył Timmermans.

Wiceszef KE przypomniał, że KE jeszcze w 2016 roku stwierdziła w swoich rekomendacjach, iż w Polsce występuje systemowe zagrożenie dla praworządności. „Obawy Komisji są podzielane zarówno przez Parlament Europejski, Radę UE (zasiadają w niej przedstawiciele państw członkowskich – PAP), Radę Europy, Komisję Wenecką i wielu innych niezależnych obserwatorów” – zaznaczył.

„Niedawne działania podjęte przez polskie władze w odniesieniu do systemu sprawiedliwości i sędziów znacznie wzmacniają zagrożenie dla praworządności” – dodał Timmermans, zaznaczając, że dlatego też KE zajęła się tą sprawą.

Jego zdaniem ustawy dotyczące wymiaru sprawiedliwości w Polsce wzbudzają też wątpliwości, jeśli chodzi o ich zgodność z prawem UE. Jak uzasadniał, polskie sądy, jak sądy wszystkich krajów członkowskich, muszą zapewniać skuteczne środki w przypadku złamania prawa UE. Jak tłumaczył, w takim przypadku działają one jak sądy UE.

„To ma potencjalne znaczenie dla wszystkich, którzy robią interesy w Polsce lub nawet odwiedzają ten kraj. Sądzę, że każdy obywatel, jeśli znalazłby się w sądzie, wolałby nie myśleć, czy dany sędzia nie będzie miał telefonu od ministra, z instrukcjami. Tak nie działają niezależne sądy” – argumentował Timmermans.

Wiceszef KE powiedział, że reformy wymiaru sprawiedliwości wzbudzają wątpliwości konstytucyjne, ale ich niezależna ocena konstytucyjna jest niemożliwa ze względu na obecną sytuację związaną z Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce.

Timmermans przypomniał, że w ramach procedury praworządności KE wystosowała opinie i dwie rekomendacje dotyczące sytuacji wokół TK. Jak wskazywał, legitymacja TK jest teraz poważnie osłabiona ze względu na to, że – jak mówił – nie zasiadają w nim wybrani prawidłowo sędziowie.

Wiceszef KE podkreślał, że polskie regulacje nie są jeszcze formalnie prawem i dlatego KE nie może jeszcze podjąć żadnych decyzji w ich sprawie. Zapowiedział przy tym szybkie przygotowanie rekomendacji w ramach procedury praworządności dla władz naszego kraju. Mają one być formalnie przyjęte przez kolegium komisarzy w przyszłym tygodniu.

Timmermans powiedział też, że zaprosił do Brukseli polskich ministrów i liczy, że przyjadą. „Gdy ostatni raz udałem się do Warszawy, było tak: jeżeli z kimś chce pan się spotkać, to może pana przyjąć sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. To nie jest odpowiednie zaproszenie do rozmów w zakresie praworządności w Polsce. Jestem do dyspozycji polskich ministrów 24 godziny na dobę. Zaprosiłem ich do Brukseli; liczę, że przyjmą zaproszenie” – powiedział wiceszef KE.

„Dwaj ministrowie mówią o mnie bardzo niepochlebnie. Mają do tego prawo w wolnym społeczeństwie, ale byłoby bardziej interesujące, gdyby porozmawiali ze mną i gdybyśmy znaleźli rozwiązanie problemów, które mamy” – dodał.

Dopytywany, czy uruchamiając art. 7 przeciwko Polsce, KE będzie potrafiła zebrać większość państw członkowskich, by uruchomić sankcje, Timmermansodpowiedział, że już na spotkaniu ministrów spraw europejskich krajów UE w maju br. większość państw członkowskich zwracała się do Polski, żeby wznowiła dialog z KE i ogromna większość poparła stanowisko KE.

„Nie widzieliśmy żadnych inicjatyw ze strony polskiej, żeby dialog wznowić. Proszę stronę polską, żeby przyjechała do Brukseli, byśmy to przedyskutowali. Jeśli to do niczego nie doprowadzi, KE nie będzie miała innego wyjścia, tylko podjąć kolejny krok. Wtedy będę starał się zyskać poparcie większości kwalifikowanej państw członkowskich. Nie mam pewności, że to poparcie uzyskam, ale nasze obawy są podzielane przez ogromną większość państw członkowskich” – powiedział.

Komisarz był też dopytywany o poprawki do zmian legislacyjnych, które zaproponował prezydent Andrzej Duda. „Odnotowałem poprawki zgłoszone przez prezydenta. Zobaczymy, co zrobi w tej sprawie parlament. Przeanalizujemy decyzję parlamentu” – powiedział. Dopytywany, czy Polska jego zdaniem wyjdzie z Unii Europejskiej, odpowiedział, że jego zdaniem nie.

PAP/MoRo

Komisja Europejska nadal broni supermarketów przed „uprzywilejowanymi” przez prawo polskimi sklepikami detalicznymi

KE uważa, że polskie prawo daje małym sklepom przewagę nad konkurencją, tj. hipermarketami, i wzywa, by zlikwidować „nieuczciwą dyskryminację”. Minister finansów obstaje przy progresji podatkowej.

„Szczegółowe dochodzenie Komisji wykazało, że progresywny charakter stawek podatkowych w nieuzasadniony sposób działałby na korzyść niektórych przedsiębiorstw kosztem innych – w zależności od ich obrotów i wielkości. W takim systemie opartym na progresywnych stawkach podatkowych mniejsze przedsiębiorstwa albo w ogóle nie płaciłyby podatku od sprzedaży detalicznej (jeżeli ich obroty nie przekraczą 17 mln zł), albo płaciłyby niższą średnią stawkę niż ich więksi konkurenci. Dawałoby to przedsiębiorstwom o niższych obrotach nieuczciwą przewagę ekonomiczną” – podała w piątek w komunikacie prasowym Komisja Europejska. Polska może zaskarżyć piątkowe postanowienie Komisji.

Podwójne standardy UE

„Decyzja KE ukazuje, że w Unii Europejskiej funkcjonują podwójne standardy dotyczące tego samego segmentu aktywności gospodarczej. Decyzja ta ingeruje w swobodę kraju członkowskiego, co do wyboru systemu podatkowego, jak i zasady swobody ustalania celu kreowania danin publicznych” – ocenił w rozmowie z PAP dr Cezary Mech były wiceminister finansów. Zaznaczył, że KE nie ma na przykład zastrzeżeń do rozwiązań francuskich, które są analogiczne, choć nie oparte na wielkości obrotów.

Według niego, patrząc na hipermarkety należy pamiętać o tym – o czym KE jedynie pośrednio napomyka, że Polska czegoś „nie wykazała”- że, podmioty te generują znacznie wyższe społeczne koszty systemowe np. w nakładach na sieć transportową, ale też uciekają od opodatkowania przy zastosowaniu cen transferowych, jak i uprzywilejowują dostawy ze swoich centrów zakupów, które mieszczą się poza granicami Polski. Zdaniem Mecha, w ten sposób dochodzi do dyskryminacji polskich dostawców i stanowi, że supermarkety stały się efektywnym kanałem dystrybucji produktów na terenie krajów goszczących.

Hipermarket w miasteczku to bankructwo dla wielu rodzinnych firm 

Polskie władze od dłuższego czasu przekonują KE, że konstrukcja podatku (jego progresja) nie powoduje zróżnicowania pomiędzy podatnikami i nie może być mowy o pomocy publicznej. Przypomnijmy, że w ciągu ostatnich 20 lat powstawanie sklepów wielkopowierzchniowych, przeważnie z kapitałem zagranicznym, doprowadziło w Polsce do bankructwa wiele małych, rodzinnych firm zajmujących się handlem detalicznym. Z kolei wielu polskich producentów mogło się przekonać, że sieci supermarketów zlecające im na przykład „podwykonawstwo” tzw. marek własnych, ze względu na ilość zamawianego towaru narzucało zaniżone ceny na ich produkty. Takiej siły przebicia nie mają na rynku małe sklepy, które często zapewniają byt całej rodzinie, a zakup towaru często wiąże się w ich przypadku również z płaceniem marż także hurtownikom.

Praktyka podatkowa sieci handlowych

Sieci handlowe na tematy fiskalne wypowiadają się rzadko. Część z nich do podatków, które płacą, wlicza też VAT, który pokrywają tak naprawdę klienci. Z danych opublikowanych w KRS wynika, że przykładowo sieć Rossman, która słynie z uczciwości na rynku międzynarodowym, w 2016 roku zapłaciła 200 mln podatku, co przy obrotach rzędu miliardów złotych wydaje się być niewielką ich cząstką.

Często duże firmy o zasięgu międzynarodowym zaniżają swoje dochody. Wystarczy tutaj przypomnieć słynną aferę z HM, kiedy to okazało się, że opłaty za używanie marki, loga itp. pochłaniały cały zysk sieci we Francji, więc spółka faktycznie płaciła podatki jedynie w Szwecji, gdzie była jej centrala.

KE: Podatek faworyzuje mniejsze sklepy

KE poinformowała też w piątek, że nie kwestionuje prawa Polski do decydowania o swoim systemie podatkowym ani o celach poszczególnych podatków i opłat. Polska – zdaniem Brukseli – nie wykazała, że przedsiębiorstwa objęte wyższą stawką miałyby większą zdolność do zapłaty czy że wprowadzenie progresywnych stawek podatkowych było uzasadnione celem osiągnięcia wyższych dochodów.

KE wszczęła postępowanie w tej sprawie we wrześniu ub.r., uznając, że konstrukcja podatku może faworyzować mniejsze sklepy, a to z kolei może być uznane za pomoc publiczną. Wydała też nakaz zobowiązujący Polskę do zawieszenia stosowania podatku do czasu zakończenia jego analizy przez urzędników w Brukseli. Polska zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu tę decyzję KE.

Polski podatek zdecydowanie różni się od węgierskiego

Komisja uznała wcześniej za pomoc publiczną system progresji podatkowej, jaki chciał wprowadzić wobec handlowców rząd Węgier. W tym przypadku również zdecydowano się na zakaz stosowania podatku do czasu ostatecznej decyzji. Budapeszt wycofał się z tych rozwiązań.

Polska strona od września ubiegłego roku prowadziła z Komisją dialog, przekonując, że nasza ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej ma inny charakter niż zakwestionowane przez Brukselę wcześniej węgierskie przepisy.

Zgodnie z prawem unijnym to państwa członkowskie decydują o stawkach czy konstrukcji podatków, które nakładają na podmioty czy swoich obywateli. Regulacje te muszą mieścić się jednak w ramach prawnych UE.

Ministerstwo Finansów obstaje przy swoim

„Po otrzymaniu ostatecznej pisemnej decyzji Komisji Europejskiej w sprawie podatku od sprzedaży detalicznej uważnie ją przeanalizujemy i dopiero wówczas będziemy mogli precyzyjnie odnieść się do sprawy” – oświadczyło Ministerstwo Finansów w komentarzu przesłanym PAP.

Resort zaznaczył, że „Polska w dalszym ciągu podtrzymuje przedstawione Komisji Europejskiej argumenty przeczące selektywnemu charakterowi podatku”.

„Obecnie nie została podjęta decyzja co do zakresu kontynuowania prac nad opodatkowaniem handlu” – głosi także komentarz MF.

Unia zablokowała ustawę tuż po wejściu jej w życie

Ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej weszła ostatecznie w życie 1 września 2016 roku. Wprowadzała ona dwie stawki podatku od handlu: 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie. Kwota wolna od podatku w skali roku miała wynosić 204 mln zł. Według założeń rządu w 2017 roku podatek ten miał przynieść budżetowi 1,6 miliarda złotych wpływów.

Jednak krótko po wejściu w życie ustawy Komisja Europejska upomniała się o zagraniczne sieci handlowe i wszczęła postępowanie o naruszenie prawa UE przez Polskę w związku z wprowadzeniem podatku handlowego i nakazała zawieszenie jego stosowania, co nastąpiło.

Przychód ze sprzedaży detalicznej miał nie obejmować należnego podatku VAT. W podstawie opodatkowania miała nie być uwzględniana sprzedaż na rzecz przedsiębiorców. Ustawa nie przewidywała opodatkowania sprzedaży dokonywanej przez internet.

Nowy podatek mieli płacić sprzedawcy detaliczni dokonujący zbycia towarów (rzeczy ruchomych lub ich części). Ustawa nie zawierała szczególnych rozwiązań dotyczących sprzedawców działających w ramach sieci handlowych.

Krótka historia „daniny od hipermarketów”

Daninę od hipermarketów PiS zapowiadało w kampanii wyborczej. Miała dotyczyć przede wszystkim zagranicznych sieci handlowych.

Pierwszą wersję podatku MF przedstawiło 2 lutego 2016 roku. Zakładała ona, że podatek ma mieć dwie zasadnicze stawki. Stawka 0,7 proc. miała obciążać przychód nieprzekraczający w danym miesiącu kwoty 300 mln zł. Stawka 1,3 proc. miała być płacona od nadwyżki przychodu ponad 300 mln zł w miesiącu. Inne stawki podatku od sprzedaży miały obowiązywać w soboty, niedziele i święta – 1,3 proc. (dla uzyskujących przychód poniżej 300 mln zł miesięcznie) oraz 1,9 proc. (powyżej tego progu). Kwota wolna od podatku miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie).

Propozycje te wzbudziły jednak protesty wielu zainteresowanych środowisk, przede wszystkim handlowców. Podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego 18 lutego 2016 roku ówczesny minister finansów Paweł Szałamacha przyznał, że wersja projektu z 2 lutego jest w trakcie przepracowywania, jest bowiem wiele kwestii, które MF musi brać pod uwagę, np. to, że Komisja Europejska zdecydowanie negatywnie wypowiada się o stawce progresywnej. Mówił też, że wiele było głosów za podwyższeniem kwoty wolnej powyżej 18 mln zł rocznie, co uznał za zrozumiałe. Dodał też, że należy zważyć argumenty o zniesieniu oddzielnej stawki weekendowej.

13 kwietnia 2016 roku, podczas posiedzenia kierowanego przez Adama Abramowicza zespołu parlamentarnego, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk i wiceminister Wiesław Janczyk przedstawili nowe założenia projektu. Zawierały one trzy progresywne stawki podatku: 0,4 proc. od miesięcznego przychodu między 1,5 mln i 17 mln zł, 0,8 proc. od przychodu między 17 mln i 170 mln zł, 1,4 proc. od przychodu miesięcznego ponad 170 mln zł. Kwota wolna miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie). Nie było już – oprotestowanej przez handlowców – oddzielnej stawki weekendowej i opodatkowania sieci franczyzowych. W ostatecznej wersji projektu rząd wycofał się z najniższej stawki.

Monika Rotulska, PAP, KRS

Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju: Nie ma prawnych możliwości, aby Bruksela odebrała Polsce unijne fundusze

Zdaniem pełnomocnika rządu ds. środków europejskich propozycje prezydenta Francji Emanuela Macrona w zakresie powołania budżetu strefy euro niekorzystnie wpłyną na kondycję całej Unii Europejskiej.

W wywiadzie dla ośmiu dzienników europejskich nowy prezydent Francji potwierdził swoje postulaty z kampanii wyborczej o powołaniu osobnego budżetu tylko dla państw strefy euro. Jednocześnie wyraźnie odniósł się do potrzeby uregulowania kwestii niższych stawek za wynagrodzenie w państwach Europy Środkowej poprzez popieranie unijnych rozwiązań w zakresie dyrektywy o pracownikach delegowanych. Proponowane przepisy uderzają w polskich przedsiębiorców podejmujących działalność na innych rynkach, szczególnie w branży transportowej.

Pomysł Unii Europejskiej, w której są silne dwie prędkości, a nie jedna, a na tym polega pomysł Macrona, to nie jest dobre rozwiązanie. To by oznaczało bardzo silne wzmocnieni strefy euro poprzez stworzenie tam oddzielnego budżetu, co musiałoby się odbyć kosztem pozostałych krajów Unii Europejskiej – podkreślił Jerzy Kwieciński, sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju.

[related id=15648]

Zdaniem ministra Kwiecińskiego nie ma realnego zagrożenia, by rozmiary obecnego budżetu zmniejszyły się w wyniku opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. Natomiast wyjście Londynu ze Wspólnoty na pewno wpłynie na rozmiary następnej perspektywy budżetowej, która zacznie obowiązywać po 2020 roku – Rozmowy nad budżetem trwają, chociaż nie wiemy do końca, jak zakończą się negocjacje brexitowe. Wielka Brytania ma duży wpływ na budżet Wspólnoty. Nie sądzę, aby Londyn chciał przeciąć wszystkie więzy ze Wspólnotą Europejską. Wydaje się, że będzie chciał korzystać ze wspólnego rynku UE, a to oznacza również pewne zobowiązania, a nie tylko same korzyści.

Wiceminister rozwoju podkreślił, że po wyborach parlamentarnych na Wyspach pozycja negocjacyjna Londynu wobec Wspólnoty osłabła. W negocjacjach liczy się siła polityczna. Mandat partii konserwatywnej, która popierała Brexit, został osłabiony w samej Wielkiej Brytanii, a to oznacza osłabienie pozycji Londynu w negocjacjach z Unią Europejską – podkreśli Jerzy Kwieciński.

[related id=10935 side=left]

W ostatnią środę 21 czerwca rozpoczęły się oficjalne rozmowy w ramach Komisji Europejskiej nad projektowaniem nowej perspektywy finansowej UE po 2020 roku. Kryzys imigracyjny oraz proces Brexitu sprawiają, że następny unijny budżet będzie się znacznie różnił od obecnie realizowanej perspektywy. Jednak nieoficjalne rozmowy na najwyższych szczeblach trwają już od kilku miesięcy. Ważnym wydarzeniem w walce o utrzymanie w jak największym wymiarze unijnej polityki spójności było spotkanie 14 czerwca w Warszawie ministrów odpowiedzialnych za gospodarkę i środki unijne w formacie poszerzonej Grupy Wyszehradzkiej V4+4, gdzie do stałych członków grupy dołączyli zaproszeni przedstawiciele Chorwacji, Rumunii, Bułgarii i Słowenii. W szczycie uczestniczył również unijny komisarz ds. budżetu Günther Oettinger.

– Ostatnim akordem naszej rocznej prezydencji w Grupie Wyszehradzkiej było spotkanie formatu V4+4 w Warszawie. W osiem krajów podpisaliśmy wspólną deklarację ws. zachowania polityki spójności. Obecna perspektywa finansowa kończy się w 2020 roku, ale już rozpoczęły się rozmowy w sprawie kształtu budżetu po roku 2020 – podkreślił Jerzy Kwieciński.

Zdaniem pełnomocnika rządu ds. środków europejskich mimo sprzeciwu niektórych polityków w UE korzystna dla Polski i wszystkich nowych państw UE polityka spójności zostanie utrzymana, chociaż jej kształt najprawdopodobniej ulegnie zmianie. – Jest bardzo silna wola, aby utrzymać politykę spójność. Pozostają kluczowe pytania, jak mocna, w sensie finansowym, będzie polityka spójności oraz co będzie mogło być finansowane. Mówiło się, aby polityka spójności i plan Junckera nie konkurowały ze sobą, ale w większym stopniu współdziałały. Dla Polski ważne jest, aby procedury stosowane w obydwu przypadkach były podobne. Obecnie procedury stosowane w planie Junckera są znacznie prostsze niż w ramach polityki spójności.

Jesteśmy gotowi, aby udział instrumentów zwrotnych był wyższy niż dotychczas w ramach polityki spójności – podkreślił minister Kwieciński.

Jednocześnie pełnomocnik rządu ds. środków europejskich podkreślił, że w przyszłej perspektywie budżetowej na pewno kontynuowana będzie polityka spójności, chociaż ciągle nie wiadomo, w jakim zakresie. – Dyskusja o następnym budżecie nie możne być porównana z warunkami, jakie panowały przy ustalaniu obecnej perspektywy budżetowanej po 2020 roku – zaznaczył gość Popołudnia Wnet.

Odnosząc się do pojawiających się ze strony polityków brukselskich gróźb pod adresem Warszawy, że jeżeli nie dołączy do procesu relokacji uchodźców, to Komisja wstrzyma wypłatę środków z budżetu UE, minister Kwieciński jednoznacznie podkreślił, że nie ma takiej prawnej możliwości.
Polityka spójności ma swoje podstawy w traktatach […]. Nie można tych reguł łamać, czego wymaga się również od Polski. To nie jest takie proste, żeby nam od razu zabrać pieniądze.
Zdaniem ministra Kwiecińskiego otwarta pozostaje kwestia następnej perspektywy finansowej, która będzie musiała odpowiedzieć na wydatki związane z kryzysem imigracyjnym, co może niekorzystnie odbić się na sytuacji finansowej Polski
.

Z wiceministrem rozwoju rozmawialiśmy również o nowelizacji tzw. ustawy ramowej, zmieniającej niektóre zasady wydatkowania środków z Unii Europejskiej. – Kiedy rozpędzaliśmy nową perspektywę finansową z UE, niemiłym zaskoczeniem było, że programy regionalne były realizowane dwukrotnie wolnej niż programy krajowe, podczas gdy w poprzedniej perspektywie było odwrotnie. Gość Popołudnia Wnet wskazał, że przykładem jest województwo kujawsko-pomorskie, które zakontraktowało do tej pory tylko 10 procent dostępnych środków z programu regionalnego.

[related id=20494]

Na koniec rozmowy padło pytanie o reformę emerytalną, zakładającą likwidację OFE oraz wprowadzenie nowej formy oszczędzania na emeryturę w postaci Pracowniczych Planów Kapitałowych. Projekty obydwu rozwiązań zostały zaprezentowane przez premiera Morawieckiego już prawie rok temu, a mimo to cały czas rząd nie przyjął odpowiedniego projektu ustawy w tej sprawie. – To nie są łatwe rozwiązania prawne, mają one swoje silne konsekwencje długoterminowe. Budowanie oszczędności w naszym państwie przez oszczędności obywateli jest jednym z naszych priorytetów. Chcemy, aby cała akcja legislacyjna została zawarta w tym roku – zapowiedział Jerzy Kwieciński.

 

ŁAJ

 

Minister Jan Szyszko: Ekolodzy będą musieli zapłacić za szkody w Puszczy Białowieskiej, jakie spowoduje ich działalności

W 2014 roku rząd PO-PSL bezprawnie wpisał Puszczę Białowieską na listę światowego dziedzictwa przyrodniczego. Sprawa trafi do prokuratury – poinformował w Sejmie minister środowiska Jan Szyszko.

Jutro do Białowieży przyjadą ambasadorzy z 12 krajów, aby na miejscu ocenić sytuację w Puszczy Białowieskiej, której dotyczy trwający od kilkunastu miesięcy spór miedzy rządem a częścią opozycji wspieranej przez organizacje ekologiczne. Minister środowiska osobiście przedstawi zebranym ambasadorom swój plan ratowania puszczy. Jutrzejsza wizyta dyplomatów jest jednym z elementów przygotowywania gruntu pod zmianę kwalifikacji w księdze dziedzictwa UNESCO, a która ma dotyczyć Puszczy Białowieskiej. Lasy białowieskie są obecnie traktowane jako dziedzictwo przyrodnicze, co nie pozwala na aktywną ochronę przyrody.

Ministerstwo podkreśla, że decyzja o wpisaniu Puszczy Białowieskiej na listę dziedzictwa była nielegalna, ponieważ nie odbyły się konsultacje społeczne oraz nie dopełniono innych formalności. Dlatego teraz rząd będzie starał się o zmianę kwalifikacji z dziedzictwa przyrodniczego na dziedzictwo przyrodniczo-kulturowe.

Profesor Jan Szyszko podkreśla, że lasy białowieskie od wieków były wykorzystywane i „uprawiane” przez człowieka. – Puszcza Białowieska to jeden z najlepiej udokumentowanych przypadków gospodarowania lasami. To jest las, który był użytkowany przez ludzi od stuleci. Najpierw mamy dokumentację na podstawie map tzw. wchodu dla okolicznych mieszkańców. Następnie mamy zdjęcia pokazujące, jak puszczę wykorzystywał człowiek w okresie międzywojennym, kiedy dochodziło do rabunkowej gospodarki leśnej na tych terenach.

Cała polska część Puszczy Białowieskiej wchodzi w skład regionów chronionych przez unijny pogram Natura 2000, w ramach dyrektyw ptasiej i siedliskowej, ze względu na unikalne warunki przyrodnicze, które obecnie są niszczone przez gradację kornika czy podnoszenie się wód gruntowych i bagiennienie niektórych rejonów Puszczy. Zdaniem ministerstwa środowiska decyzja poprzednich rządów o radykalnym zmniejszeniu liczby etatów na terenie nadleśnictw Białowieża, Hajnówka i Browsk oraz ograniczeniu prac leśnych doprowadziła do sytuacji, kiedy chronione środowiska i gatunki zaczynają znikać z terenów puszczy.

– W 2011 roku rozpoczęto proces wpisywania Puszczy Białowieskiej na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako dziedzictwo przyrodnicze nietknięte ręką człowieka, co oznacza, że [na jej terenach] nie można prowadzić żadnych prac leśnych. Obecnie z jednej strony Komisja Europejska grozi Polsce karami za zanikanie obszarów chronionych w ramach dyrektyw ptasiej i siedliskowej, co jest spowodowane zaprzestaniem prac leśnych, a z drugiej UNSECO mówi, że nie wolno w ogóle prowadzić żadnych prac ochrony aktywnej – podkreślał w rozmowie z Radiem Wnet minister środowiska.

Profesor Szyszko wskazywał, że Lasy Państwowe, ogromnym nakładem środków, przeprowadziły pełną inwentaryzację Puszczy Białowieskiej. W ramach badań utworzono rejony badawcze o wymiarach 200 na 200 metrów na terenie całej puszczy, na których badano występowanie 1200 wybranych gatunków fauny i flory. Na podstawie pełnej inwentaryzacji mają być prowadzone dalsze badania – jak gospodarka leśna wpływa na stan środowiska i stanowisk chronionych w programie Natura 2000.

– Postanowiliśmy, że na 2/3 powierzchni trzech nadleśnictw składających się na gospodarską część Puszczy Białowieskiej będą przeprowadzane prace leśne mające na celu ratowanie siedlisk wyznaczonych w ramach programu Natura 2000, a reszta, czyli 1/3 terenów, zostanie pozostawiona sama sobie, tak jak tego chce część opozycji i środowiska ekologiczne. Sytuacja będzie monitorowana i będzie pokazywane, jakie wyniki przyniesie zaniechanie działań człowieka. Od teraz te osoby, które żądają wstrzymania prac leśnych, będą odpowiedzialne za zniszczenia powstałe wskutek wstrzymania prac ochronnych – podkreślił minister Jan Szyszko.

Jak podkreślił minister środowiska jego celem jest „rozwiązanie skargi Komisji Europejskiej w sprawie działań leśników w Puszczy Białowieskiej, którzy prowadzą pracę leśne w celu uratowania obszarów objętych unijnymi dyrektywami ptasią i siedliskową, przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości”. – Dążę do tego, by stanąć przed sądem z Komisją Europejską, aby bronić koncepcji ochrony przyrody w ramach programu Natura 2000. […] W tej chwili leżą 4 miliony metrów sześciennych drewna, giną gatunki, a miejscowa ludność nie ma czym napalić w kominku.

Wątpliwości budzi brak planu alternatywnego ze strony ministerstwa w wypadku gdyby rząd przegrał proces z Komisją Europejską przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, co skutkowałoby dotkliwymi karami dla Polski. Niepewne jest również powodzenie zmiany kwalifikacji w księdze dziedzictwa UNESCO, do czego próby były już bezskutecznie wykonywane w zeszłym roku.

Odważne decyzje ministra Szyszki mogą cieszyć leśników, ale jeśli Ministerstwo Środowiska będzie równie skuteczne w sporze z Brukselą, jak w przypadku reformy unijnego systemu pozwoleń na emisję CO2 sprzed kilku miesięcy, to sprawa Puszczy Białowieskiej może stać się bardzo kosztownym problemem dla rządu.

ŁAJ