Rosyjski atak na zach. Ukrainę. Ucierpiało Mukaczewo – bezpieczne dotąd miasto na Zakarpaciu

Najeźdźca wystrzelił rakiety i drony w kierunku obwodów: lwowskiego, łuckiego i chmielnickiego a także zaporoskiego w południowo-wschodniej części Ukrainy.

Jak czytamy na X-owym profilu CzarneNieboNews, w Mukaczewie w wyniku rosyjskiego ostrzału przy użyciu rakiety Iskander w Mukaczewie ucierpiało 12 osób. Takie informacje przekazała Rada Miasta „Do szpitala św. Marcina karetkami pogotowia przewieziono 10 osób, kolejne dwie zgłosiły się samodzielnie.
Pięcioro pacjentów pozostaje na leczeniu stacjonarnym, jedna osoba została przetransportowana do szpitala wojewódzkiego. Wszyscy poszkodowani otrzymali na czas niezbędną pomoc medyczną i są odpowiednio zabezpieczeni. Stan pacjentów jest stabilny – czytamy w komunikacie.

Obwód zakarpacki, najdalej na zachód położony rejon Ukrainy (graniczący z Polską, Słowacją, Węgrami i Rumunią) ostatni raz był atakowany w czerwcu 2024 r., a wcześniej w maju 2022 r.  Trafienia odntowano m.in. w Wołowcu w rejonie mukaczewskim.

Mukaczewo – amerykańskie przedsiębiorstwo celem ataku

O ostrzale fabryki produkującej amerykański sprzęt elektroniczny firmy Flex poinformował szef ukraińskiego MSZ Andrij Sybiha. Jak podkreślił, firma nie produkuje sprzętu wojskowego.

 

Głośna noc we Lwowie

Wróg przeprowadził złożony atak z użyciem dronów „Shahed” i rakiet. Podobnie jak miesiąc temu, uderzenie nastąpiło ponownie na ulicy Ołeny Stepaniwny – poinformował mer miasta Andrij Sadowy.

Wstępnie wiadomo, że są osoby poszkodowane. Fala uderzeniowa uszkodziła dziesiątki budynków – wybite zostały okna, zniszczone dachy. Wszystkie służby pracują na miejscu. Mamy też informacje o pożarach w innych lokalizacjach. Sprawdzamy

dodał mer. Z kolei szef Obwodowej Administracji Wojskowej we Lwowie Maksym Kozycki przekazał, że:

Według wstępnych informacji, w wyniku złożonego ataku dronami i rakietami manewrującymi we Lwowie zginęła jedna osoba, a dwie zostały ranne

Z oficjalnych danych Sił Zbrojnych Ukrainy wynika, że w nocy z 20 na 21 sierpnia armia rosyjska wystrzeliła na Ukrainę 574 drony oraz 40 rakiet, w tym balistyczne i manewrujące.

/awk

źródła: CzarneNieboNews, belsat.eu

Studio Lwów 18.08.25: 105. rocznica bitwy pod Zadwórzem, pamięć o polskich żołnierzach

Obchody 103. rocznicy bitwy pod Zadwórzem, fot. Konstanty Pyż.

Obchody 103. rocznicy bitwy pod Zadwórzem, fot. Konstanty Pyż.

Dziennikarze Radia Wnet wspominają wydarzenie historyczne, jakim stała się bitwa pod Zadwórzem. W audycji możemy usłyszeć rozmowy z uczestnikami uroczystości związanych z rocznicą bitwy.

W audycji możemy usłyszeć m.in. o 105. rocznicy bitwy pod Zadwórzem. Artur Żak opowiada o tradycji, jaką jest odwiedzanie cmentarza Orląt Lwowskich 15 sierpnia, każdego roku. Tłumaczy zwyczaje związane z tym wydarzeniem. Janusz Balicki, prezes Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie, oprócz naświetlenia natury uroczystości, odpowiada na pytanie dotyczące podejścia młodzieży do historii. Kontekstem pytania jest inwazja rosyjska na Ukrainie:

Ta pamięć na pewno jest ważna. Żyjemy w specyficznej sytuacji, ponieważ my jako Polacy, obywatele Ukrainy, przybywamy w warunkach, gdy trwa wojna i również my rozumiemy, jak ważne jest postępowanie każdego obywatela, żeby bronić swojego kraju, ponieważ odstąpić to znaczy poddać się wrogowi i większość młodzieży jest gotowa do tego, aby upierać się tej nawale rosyjskiej.

Artur Żak rozmawia z przedstawicielami różnych organizacji o uroczystościach, dbaniu o pamięć o polskich żołnierzach na Ukrainie, a także o naturze bitwy pod Zadwórzem.

Cała audycja dostępna do odsłuchu poniżej.

Dmytro Antoniuk w przededniu spotkania Trump-Putin: Ukraińcy są nastawieni sceptycznie

Dmytro Antoniuk na balkonie siedziby Radio Wnet na Krakowskim Przedmieściu 79 | fot. Krzysztof Skowroński

W rozmowie z Magdaleną Uchaniuk dziennikarz podkreśla brak zaufania Ukrainy do spotkania Trump–Putin, ostrzegając przed groźbą rozbioru i utraty kluczowego wsparcia USA.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Reagując na wieść o tym, że prezydent Wołodymyr Zełeński nie będzie uczestniczył w spotkaniu na Alasce, korespondent Radia Wnet mówi:

W Ukrainie dominuje duży sceptycyzm wobec zapowiedzianego spotkania Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Społeczeństwo i eksperci nie wierzą, że rozmowy przyniosą jakiekolwiek pozytywne rezultaty, zwłaszcza że Putin nadal domaga się wycofania Ukrainy z czterech obwodów, w tym tych, które są obecnie pod kontrolą Kijowa.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk przypomina, że wcześniejsze porozumienia z Rosją, takie jak Mińsk I i II, były łamane. Stwierdza, że ewentualne rozmowy Trump–Putin mogą zakończyć się jedynie pozornym zawieszeniem broni, które da Kremlowi czas na kolejne przygotowania do ofensywy.

W Kijowie obawy budzi też możliwość ograniczenia lub całkowitego wycofania wsparcia USA:

Jest duże niebezpieczeństwo tego, że Trump wycofa się z jakiejkolwiek pomocy dla Ukrainy. To już nie jest pomoc, to jest po prostu sprzedaż sprzętu wojskowego

– mówi Antoniuk. Jednocześnie podkreśla:

Unia Europejska będzie nadal pomagać Ukrainie, w tym też w uzbrojeniu, niezależnie od decyzji na tym spotkaniu.

Jako optymalny scenariusz dla Kijowa wymienia m.in. zawieszenie broni, wycofanie rosyjskich wojsk oraz podpisanie umowy z twardą gwarancją, że Rosja nie napadnie na Ukrainę.

Utraciliśmy już ponad 20% naszego terenu, ale jeśli mamy wycofać się z naszych własnych ziem, bo tak chce Putin, to jesteśmy gotowi dalej walczyć o naszą niepodległość

– podkreśla Dmytro Antoniuk. Zwraca też uwagę na doniesienia „Wall Street Journal”, mówiących o propozycji Putina, by w zamian za zawieszenie broni Ukraina oddała pozostałą część obwodu donieckiego:

Jeżeli oddamy teraz całkowicie obwód doniecki, Rosja posunie się na zachód o 85 kilometrów, a dalej nie ma żadnych fortyfikacji. To byłoby tylko odsunięcie w czasie kolejnej inwazji.

Oceniając postawę Trumpa, mówi:

Jesteśmy pewni, że Trump chce wrócić do biznesu z Rosją. Dla niego handel między USA i Rosją jest na pierwszym miejscu, ale przeszkadza mu w tym niepodległa Ukraina.

I dodaje stanowczo:

Co by tam nie było podpisane między Trumpem a Putinem, my będziemy bronić naszego własnego państwa.

/ab


Czytaj także:

Dr Michał Sadłowski o spotkaniu Trumpa i Putina: Prezydent USA rozumie, że nie może po prostu oddać Ukrainy

 

Poranek Wnet: Mariusz Staniszewski, Paweł Jabłoński, Trzeciakowska — 13.08.2025

Featured Video Play Icon

Plac Zamkowy, Warszawa 17.10.2023 r., fot. Ksenia Parmańczuk

Audycji można słuchać na 87.8 FM w Warszawie, 95.2 FM w Krakowie, 96.8 FM we Wrocławiu, 103.9 FM w Białymstoku, 98.9 FM w Szczecinie, 106.1 FM w Łodzi, 104.4 FM w Bydgoszczy, 101.1 FM w Lublinie.

Goście „Poranka Wnet”:

Mariusz Staniszewski — dziennikarz portalu Dobitnie.pl

Anna Łukaszewska-Trzeciakowska — b. minister środowiska

Paweł Jabłoński — poseł PiS

Marcin Kędryna — b. szef biura prasowego prezydenta RP


Prowadząca: Łukasz Jankowski

Wydawca: Mikołaj Murkociński

Realizator: Nikita Semilet

Ekshumacje we Lwowie: IPN przywraca pamięć o bohaterach Września ’39

Lwów-Zboiska, fot.: Maria Pyż

W audycji „Studio Lwów” o przełomowych ekshumacjach żołnierzy poległych w obronie Lwowa i o lwowskich inspiracjach aktora Wojciecha Habeli. Zapraszają Artur Żak i Wojciech Jankowski.

W najnowszej audycji „Studio Lwów”, którą z Drohobycza poprowadził Artur Żak, a z Warszawy Wojciech Jankowski, redaktorzy skupili się na dwóch ważnych dla polskiej pamięci tematach, nierozerwalnie związanych ze Lwowem.

Głównym wątkiem rozmowy był historyczny moment rozpoczęcia przez Instytut Pamięci Narodowej prac ekshumacyjnych w lwowskich Zboiskach. Po latach oczekiwań specjaliści z Polski, we współpracy ze stroną ukraińską, podjęli działania mające na celu odnalezienie i godne upamiętnienie szczątków żołnierzy Wojska Polskiego, którzy polegli w obronie Lwowa we wrześniu 1939 roku. Gościem specjalnym audycji był szef ukraińskiej części zespołu negocjacyjnego ds. wspólnej pamięci historycznej.

Andrij Nadżos, wiceminister kultury oraz komunikacji strategicznej Ukrainy:

Po trzech rundach obrad grup roboczych strony wymieniły się listami miejsc badań i wykopalisk oraz szczegółowo opracowały procedury uzyskiwania pozwoleń – był to krok kluczowy… Naszym priorytetem jest profesjonalne zakończenie prac w Zboiskach i godne pochowanie ekshumowanych szczątków zgodnie z tradycją chrześcijańską. Proces rozpoczęto nie po to, by go zatrzymać; wszystkie 13 wniosków strony polskiej pozostaje priorytetem. Największą trudnością jest długotrwałość procedur. Staramy się je uprościć i zdepolityzować, maksymalnie automatyzując proces.

W drugiej części programu prowadzący gościli artystę, którego serce i twórczość od lat należą do Lwowa. To miasto jego przodków stało się dla niego niewyczerpanym źródłem inspiracji, którą z pasją dzieli się z publicznością, łącząc teatr, muzykę i pamięć historyczną.

Wojciech Habela, aktor, piosenkarz i popularyzator kultury lwowskiej:

Zawsze o sobie mówię: Lwowiak, z konieczności urodzony w Krakowie. Ojciec powiedział mi: Synu, tak bym chciał, żebyś kontynuował moje zainteresowania lwowskie. Staram się więc, jak umiem – ponieważ jestem aktorem i ukończyłem także szkołę muzyczną – pielęgnować tę tradycję Lwowa.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Konferencja epidemiologiczna, wspomnienie ks. prof. Mosinga – Studio Lwów 04.08.25:

Pierzeja południowa rynku we Lwowie / Fot. Poznaniak, Wikimedia Commons

W rozmowie z Wojciechem Jankowskim Artur Żak zdaje relację z konferencji epidemiologicznej, a także w rozmowie z gośćmi wspomina księdza profesora Henryka Mosinga.

Redaktor Radia Wnet mówi o konferencji organizowanej przez Lwowski Instytut Epidemiologii i Higieny wspólnie z Małopolskim Szpitalem Chorób Płuc i Rehabilitacji im. Edmunda Wojtyły w Jaroszowcu. Opowiada o księdzu profesorze Henryku Mosingu. Jego postać wspomniał także w audycji prof. Borys Kuźminow:

Niezmiennym celem konferencji pozostaje uczczenie pamięci wybitnego epidemiologa XX wieku, lekarza epidemiologa, księdza kościoła rzymskokatolickiego Henryka Mosinga. 115. Rocznicę jego urodzin obchodziliśmy 27 stycznia 2025 roku.

Profesor Kuźminow opowiada również, że głównym celem konferencji jest przybliżenie problemu gruźlicy:

Niestety zachorowalność na gruźlicę rośnie, również w Polsce. Zjawisko to wiąże się z migracjami ludności oraz działaniami wojennymi toczącymi się na naszym terytorium. Dlatego obok innych chorób zakaźnych, które omówimy w drugiej części konferencji naukowej, priorytet nadamy problematyce gruźlicy.

Więcej o konferencji i Lwowie można posłuchać już teraz.

Czytaj także:

Studio Lwów 30.06.25: Nowe polskie rozporządzenie. Absolwenci polskich szkół zostawieni na lodzie!

Płk. Piotr Lewandowski: nie wierzę w rozejm między Ukrainą a Rosją

Flagi Ukrainy i Rosji/Fot. CC0, Public Domain Pictures

Instruktor Wojsk Obrony Terytorialnej naświetla konflikt za naszą wschodnią granicą w rozmowie z Jaśminą Nowak.

Jaśmina Nowak pyta o sytuację na froncie ukraińsko-rosyjskim. Wykładowca oznajmia, że Rosjanie nieustannie utrzymują swoją przewagę:

Ogólnie przewaga rosyjska jest nadal zdecydowana, armia ukraińska pozostaje w bardzo głębokiej defensywie, powoli tracąc teren.

Gość audycji wskazuje, że nie po drodze z opcją rozejmu jest Rosji i dlatego do takiego obrotu sytuacji nie dojdzie:

Ja w rozejm nie bardzo wierzę. […] Krótkotrwały rozejm na pewno nie jest obecnie w interesie Rosji. On byłby bardziej w interesie ukraińskim, natomiast z całą pewnością nie jest w interesie Rosji.

Pułkownik Piotr Lewandowski ocenia zagrożenie, jakie istnieje dla państw wschodnich. Ekspert ukazuje, że w niebezpieczeństwie są przede wszystkim kraje nadbałtyckie:

Istnieje ryzyko, że w momencie zakończenia konfliktu z Ukrainą, Rosjanie będą w stanie wydzielić znaczące siły, dość płynnie, po to, żeby zaatakować wschodnią flankę. Ale to nie będzie Polska, raczej już kraje bałtyckie, Łotwa, Litwa, Estonia.

Potencjalny atak ma prowadzić do udowodnienia, że pakt NATO jest fikcją:

Rosja będzie atakować po to, żeby doprowadzić do przekazu, że NATO jest nieskuteczne w swojej pomocy i doprowadzić do rozbicia sojuszu. […] Finalnie może to doprowadzić do podważenia artykułu 5, czyli podważenia sensu istnienia NATO.

/pk

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

Czytaj także:

Fundusze, oligarchowie i wojna. Komu będzie służyć ukraińskie rolnictwo?

 

Zamordowane były kobiety, staruszkowie i dzieci – Krzesimir Dębski o rzezi wołyńskiej w 82. rocznicę ludobójstwa

Krzesimir Dębski, fot. Anna Jaroszewicz/Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0

Rodzice Krzesimira Dębskiego cudem przeżyli zbrodnię wołyńską. Jego dziadkowie nie mieli już takiego szczęścia, zostali porwani i zamordowani. Lata później nasz gość patrzył w oczy ich mordercy.

Relacje jego bliskich oraz innych świadków tych wydarzeń, w tym Ukraińców, Krzesimir Dębski opisał w książce „Wołyń. Nic nie jest w porządku”. Wokół tej publikacji toczy się rozmowa z Konradem Mędrzeckim.

Na początku nasz gość patrzy wstecz i szuka pierwszych zalążków konfliktów polsko ukraińskich:

Kresy się polonizowały. Można powiedzieć, w XIX wieku, no i wcześniej też oczywiście, ponieważ, przepraszam, że to jest, nie chcę obrazić w ogóle narodu ukraińskiego, ani historii ukraińskiej, ale tak się stało, że przez katolicyzm Polacy, którzy byli katolikami w większości, stali się ludźmi nowocześniejszymi niż na przykład prawosławni, niż rusini, niż mieszkańcy, wywodzący się ze wschodu bardziej.

I kontynuuje wątek:

Był opór taki i tak, przed nowościami, przed wynalazkiem. Prawosławie troszeczkę ma w sobie taką konserwatywność, prawda? I na przykład wielkim był konfliktem, Sławoj Skłatkowski, który Sławojki wprowadzał. (…) I to było wszystko przyjmowane z wielkimi oporami, a szczególnie właśnie wśród Rusinów, wśród Ukraińców, którzy uważali, że to się niszczy w ten sposób, przepraszam, ale zapaleni nacjonaliści, tacy ukraińscy działacze, pisali, że to godzi w substancję prawdziwą kulturową ruskiego. Ukraińskiego chłopa, człowieka.

Potem przywołuje zdarzenia Krwawej Niedzieli:

Stało się tak, że po prostu zaatakowano w jedną niedzielę, 11 lipca i potem też były późniejsze, co niedzielę, prawda, kiedy były Polacy chodzili do kościołów. Ze wsi do Kościoła. Tak, bo trzeba wiedzieć, że to był teren pusty też już wtedy, po I wojnie światowej. Front I wojny światowej stał właśnie na Wołyniu, od Północy, od Dźwiny do Karpaty. I to trwało lata. Żadne zaopatrzenie, żadna pomoc, tylko żołdactwo jeszcze do tego jacyś i z jednej strony, z drugiej, z trzeciej strony i plus anarchiści jacyś czerwoni i no, rewolucja październikowa też to wszystko spowodowała.

Redaktor Mędrzecki zauważa, że te fakty stały się pożywką dla nacjonalizmu, a Krzesimir Dębski odpowiada tak:

Dla wszystkiego, dla odrodzenia się złego. Zła w absolutnej postaci. W czasie pierwszej wojny światowej to ludzie już bardzo chyba stali się obojętni na śmierć, na pomaganie, na jakieś ratowanie się, na solidarność międzyludzką. Straszliwe takie czasy. No i ten bakcyl zła, zbrodni już był na tamtych terenach. I wcześniej, i w czasie wojny, i potem właśnie ten krótki czas Polski przedwojennej.

Krzesimir Dębski, dotyka też wątku ekshumacji:

Ukraińcy twierdzą, że ekshumacje nie mogą się odbyć, no bo to obie strony były winne. No niestety to nie jest prawda, ponieważ sytuacja była taka na Wołyniu w tym właśnie 1943 roku, a już w 1939 roku się zaczęło, że mężczyźni młodzi powołani byli do wojska polskiego. W tym też Ukraińcy, którzy byli często po porządku, będąc w wojsku. Potem inni Ukraińcy dobijali rannych z polskiego wojska. Czasami też Ukraińców, którzy byli w tej armii. (…) W zasadzie nie było w ogóle mężczyzn w związku z tym.

Odnosi się też do wyników nielicznych ekshumacji, które jak dotąd przeprowadzono:

Zamordowane były kobiety, staruszkowie i dzieci. Nie ma, jak to środowiska nacjonalistyczne ukraińskie mówią, że to była symetryczna wojna, symetryczna wymiana. Nie. Nie było mężczyzn, więc nie mogło być żadnej wojny. Były nieliczne punkty oporu typu przebraże, czyli samoobrona, gdzie się Polacy, uciekając przed mordami, gdzie się zgromadzili w większej ilości. Ale tak, niestety, okazuje się, że te wszystkie ekshumacje, które były już, pokazują jasno. Było to ludobójstwo na bezdomnych ludziach, na resztkach Polaków, którzy tam jeszcze zostali.

Z niepokojem też patrzy na obecność nacjonalistycznej narracji w ukraińskiej edukacji:

Ta nieprawda, która się konserwuje w ukraińskim społeczeństwie, no ciągle jest coraz większa, bo przez ostatnie lata oświatą zarządzały na Ukrainie najmniejsze partie, najmniejsze ugrupowania polityczne. Wiadomo, jak rząd koalicyjny, ty to, ty to, a wy to dostaniecie historię. No i to okazuje się, że to byli nacjonaliści, którzy czad swój straszny, ten nacjonalistyczny, wpłaczają dzieciom w szkole podstawowej, w szkołach pierwszego stopnia tych nauczania, wszyscy tam dostają i to narrację niestety nacjonalistyczną. No taka narracja, która w żadnym kraju nie ma prawa bytu. Nie wiem, to kraj nacjonalistyczny jakiś, to kapuje, że to jest niezdrowe, prawda? Ukraińcy tego nie chcą zrozumieć, niestety.

Zauważa też, że duża część ukraińskiego społeczeństwa nie ma skąd dowiedzieć się prawdy:

Mnóstwo już książek polskich jest napisane na te tematy. Właściwie ukraińskich takich naprawdę to nie ma. Opisują jakieś tam kwestie, ale to zawsze niedopowiedzenia (…) Tu nie można nawet usłyszeć prawdy, no, czy Ukraińcy piszą o udziale ich jednostek niestety nacjonalistycznych, strasznych w powstaniu warszawskim? To tematy, które w ogóle nie nawet ruszone przez Ukraińców. Ja nie spotkałem jeszcze Ukraińca, młodego, starszego, którzy w Polsce, który by przeczytał Banderę. Jakieś pisma, manifesty, czy te wszystkie jego historie. No, więc oni wielbią kogoś, kogo w ogóle nie znają.

Kontynuując ten wątek, Krzesimir Dębski odnosi się do słów prof. Osadczuka:

To jest wstyd i hańba i jak się otworzy to, co napisał, co Bandera pisał i inni. Że to rzeczy, które trzeba było, żeby nie było złych konotacji z niemieckimi paleniami książek, że to trzeba byłoby natychmiast zniszczyć, schować, bo to jest wstyd dla narodu ukraińskiego. To jest wstyd intelektualny, wstyd moralny i wstyd w ogóle, który powinien być najczęściej opracowany, wskazany, że to była głupota i natychmiast przede wszystkim elementy tego myślenia natychmiast wycofać ze szkolnictwa. Z życia publicznego.

Dostrzega też inny problem:

Nawet jak teraz mamy telewizji obrazki z pogrzebów młodych Ukraińców, czy zginęli, prawda, na wojnie i uchowani na cmentarzu łyczakowskim. No i tam powiewa las czarno-czerwonych flag, czyli nacjonalistycznych. Nie ukraińskich. Nie ma tam. Bardzo mało się widzi. To jest… Już ci młodzi wszyscy ludzi i po prostu zaczadzeni tym nacjonalizmem. I to jest bardzo, niekorzystne dla narodu ukraińskiego, bo to właśnie propaganda putinowska wykorzystuje te fakty, że to przecież nacjonaliści, to faszyści, bo w rosyjsku faszysta to jest najgorszy już, jaki może być faszyści.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

„To narodowa narracja jest problemem pomiędzy nami” – Robert Czyżewski o polsko-ukraińskim kompromisie historycznym

Robert Czyżewski / Fot. Wojciech Jankowski

Robert Czyżewski odnosi się do swojego artykułu, który ukazał się na łamach dwumiesięcznika „Arcana”, zatytułowanego „O konieczności niemożliwego polsko-ukraińskiego kompromisu historycznego”.

Nasz gość rozpoczyna wypowiedź od zastanowienia się nad różnicą, pomiędzy naukową historią a pamięcią historyczną:

Należałoby chyba jednak spróbować przeciwstawić naukową historię, taką jaka ona jest, kiedy naukowiec siada i próbuje zbadać, jak wyglądała przeszłość,  pamięci historycznej. Czym to się różni od siebie? Przede wszystkim ta druga jest częścią publicznej świadomości. Ona jest budowana na literaturze. To nie jest specjalna tajemnica, że pochodzie Napoleona na Moskwę, to my wiemy z pana Tadeusza, a o wojnach kozackich to z Sienkiewicza. I żeby było jasne, to dzieła literackie mogą być nawet bardzo wierne, ale one niosą ze sobą na przykład ładunek emocjonalny. Historyk-naukowiec w zasadzie nie powinien przejawiać emocji w swojej pracy stricte naukowej. Jak on zaczyna przejawiać, to on pokazuje się z dobrej strony jako człowiek, ale jako naukowiec on powinien być tutaj maksymalnie neutralny. W pamięci historycznej odwrotnie.

Następnie Robert Czyżewski dochodzi do sedna problemu w relacjach polsko-ukraińskich:

A więc podkreślmy, to narodowa narracja jest problemem pomiędzy nami. Nie chodzi faktycznie o to, co się stało. To się stało nawet na Wołyniu w 1943. Bo w sumie naukowcy wiedzą. Tylko o to, że Ukraina próbuje z ludzi, których my uważamy za wprost odpowiedzialnych za te wydarzenia, robić bohaterów. Mamy pretensje o narrację historyczną. I tu padają odpowiedzi. Odpowiedź ukraińska. Dlaczego ingeruje się w naszą historię? Mamy prawo na naszych bohaterów? To jest argument częściowo prawdziwy, bo naród tym się różni jeden od drugiego, że ma swoich własnych bohaterów. 

Dalej mówi o możliwym polepszeniu tego stanu rzeczy:

Ale dlaczego teraz pojawia się nadzieja? Bo mimo wszystko to nie jest tak, że to jest w pełni niemożliwe, jak jest w tytule. No dlatego, że warunki istnienia obu naszych narodów się zmieniły. Z polskiej strony to zwróćmy uwagę, że miało miejsce jednak gwałtowne przetasowanie i przesunięcie polskości. Przesiedlono tak naprawdę Polaków z kresów wschodnich na ziemię dzisiaj odzyskane.

 

Teraz pytanie, co my powinniśmy zrobić? Czy ciągnie się za nami stereotyp w tych ukraińskich głowach, który w dużej mierze usprawiedliwia różne rzeczy, jakie oni potem robią nam? Ja myślę, że to jest taka dziwaczna licytacja na mity również. Co należy zrobić. Myślę, że należy przyjąć, że mit jest niezbędny w funkcjonowaniu narodu. W tym, co ja mówię, można wyczuć wielelewicowej myśli historycznej. Taka relatywizacja historii. Ale nie, ja uważam, że naród jest nam niezbędny, a po to, żeby naród istniał, niezbędne historyczne mity. Więc jak tak zrobić, żeby nie rozmontowując Ukraińcom mitu historycznego stworzyć część wspólnych mitów, takich, z którymi będziemy mogli je wspólnie je obejrzeć.

~ mówi Robert Czyżewski. Następnie odpowiada na pytanie, jak dążyć do osiągnięcia kompromisu:

Zaproponowałem pewną mapę drogową, jak powinniśmy się przesuwać w ramach tego historycznego porozumienia. Zbliża nam się rocznica, którą uznajemy w Polsce za rocznicę, ludobójstwa na Wołyniu, jak to my nazywamy. Myślę, że to jest nazwa w dużej mierze poprawna, wbrew temu, co myślą Ukraińcy. To było rzeczywiście zabójstwo związane z etnicznym pochodzeniem ludzi mordowanych.

Przedstawia pierwszy krok, jaki w jego opinii należy podjąć, w celu porozumienia:

Otóż zważywszy chyba nie tylko u nas, ale ogólno chrześcijańską kulturę najpierw należy godnie pochować zmarłych. Przy czym ten pochówek zmarłych, absolutnie potraktowany zero-jedynkowo, znaczy na każdej mogile ma stanąć krzyż w sposób godny, znaczy nie mogą być to ludzie zrzuceni do dołu, to powinno być oderwane od, no powiedziałbym, historycznej narracji. Znaczy, jeżeli stawiamy krzyż, to nie możemy na tym krzyżu napisać, że to ofiary, bandytów, morderców, tylko na razie postawmy krzyże. Przy czym my też powinniśmy się z tym pogodzić, że krzyże mają dostać wszyscy martwi.

Następnie mówi o istocie odbudowy pamięci deportacyjnych:

Drugi ruch to powinien być ruch upamiętniający wygnanych, bo powiedzmy to naszym słuchaczom. Przeciętny Polak bywa, że myśli, że kresy południowo-wschodnie zostały zdepolonizowane tymi akcjami OUN-UPA. To jest nieprawda. Te dalsze kresy zostały zdepolonizowane akcją polską NKWD jeszcze w latach 30-tych. To jest ofiar na pewno albo porównywalnie, albo więcej, ale głównie one zostały zdepolonizowane ogromnymi deportacjami powojennymi. Wywieziono około 600 tysięcy Polaków z obszarów Ukrainy.

I kontynuuje:

Ja nie chcę powiedzieć, że w związku z tym ten Wołyn się nie liczy. On miałby ślad w pamięci tych ludzi, gdyby oni tam zostali. Ale jeżeli powiedzmy zginął co siódmy Polak, to ta wspólnota by została okaleczona, ale gdyby nie deportacje powojenne, to ona by została. Te deportacje ważne, bo ci ludzie o tym pamiętają. Mało tego, to rodzi szereg napięć, które mają w tle pretensje terytorialne, ale też napięcia z drugiej strony. Ponieważ znowu to dokumenty. 400 kilkadziesiąt tysięcy Ukraińców zostało z obecnej Polski wyrzuconych, a jak do tego dodamy deportację tzw. Akcji Wisła, czyli polskie władze komunistyczne wysiedlały Ukraińców na tereny odzyskane, to wyjdzie nam bardzo podobna liczba. Być może jedna z większych tragedii, której nie przemyśleliśmy, to jest tragedia taka, że po to, żeby móc żyć w czystych etnicznie państwach, to około milion dwieście tysięcy osób musiało stracić swoje domy po wojnie. Milion dwieście tysięcy osób. I ci ludzie żyją bolesną pamięcią swoich utraconych domów.

Jako trzeci, to myślę byłby ruch dla nas Polaków boleśniejszy niż dla Ukraińców. Ukraińcy mają swoją pamięć, że np. autor hymnu czy twórca ukraińskiej historii urodzili się na przecież dzisiejszej Polski, no ale my Polaków urodzonych na Ukrainie mamy więcej. Skoro to jest tak, że trzeba było wygnać mniej więcej po połowie, żeby ta granica była czysta, to przyjmijmy, że ta granica jest sprawiedliwa i zawsze była sprawiedliwa. (…) To jest bardzo trudne, ale to właściwie zlikwidowałoby rodzaj takiego trupa w szafie, jakim pretensje terytorialne, jakie w środowiskach skrajnych co jakiś czas nam dźwięczą. I wreszcie na koniec myślę, że można by się pokusić o budowę wspólnej mitologii heroicznej.

~ mówi nasz gość.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

30 lat Towarzystwa Kultury Polskiej Zakarpacia. O wyzwaniach Towarzystwa mówi wiceprezes Ludmila Fedorczuk

W sobotę, 28 czerwca, w kompleksie hotelowym w Użhorodzie odbyło się uroczyste wydarzenie z okazji 30-lecia Towarzystwa Kultury Polskiej na Zakarpaciu im. Gniewy Wołosiewicz.

Misja Towarzystwa

Od samego początku to bardzo ścisłe określiliśmy nasze zadania i priorytety naszych działań. Przede wszystkim zachowanie i rozwój języka polskiego, kultura, historia Polski, więzie z Polską i to było najważniejsze. No i oczywiście, że wychowanie młodego pokolenia, krzywienie polskości, polskich tradycji, żeby nie zapominali skąd pochodzą ich przodkowie, żeby nie zapominali języka polskiego, kultury i tradycji

mówi Ludmila Fedorczuk.

Brak siedziby Towarzystwa

Zaczęła się wojna, ceny poszły w górę, wyrosły i po prostu te ceny za wynajem, pomieszczenia siedziby i za opłatę usług komunalnych przerosły nasze możliwości.

Tłumaczy Ludmila Fedorczuk w rozmowie z Pawłem Bobołowiczem.

/awk

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

„By być Polakiem na Zakarpaciu, trzeba wyjątkowo mocno czuć i rozumieć tradycję. To wielka duma i odpowiedzialność”