Kto w czasach PRL występował przeciw zarazie czerwonej – znikał z systemu, a przynajmniej był marginalizowany, a po latach tego, kto jawnie występuje przeciwko zarazie tęczowej, czeka podobny los.
Józef Wieczorek
Na polskich uczelniach cenzura jest nader powszechna od dawna, a nie dopiero od sprawy toruńskiej. Ma postać poprawności akademickiej, braku wolności wypowiedzi, konformizmu w życiu akademickim (i nie tylko). Ten stan rzeczy nader rzadko trafia do świadomości ogółu społeczeństwa, mimo – a może właśnie dlatego – że jest coraz bardziej formalnie wykształcone i udyplomowione.
Okresowe zawieszenie wykładów prof. Nalaskowskiego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, ze względu na jego felieton o marszach równości, zbulwersowało opinię publiczną, gdyż zostało odebrane jako przejaw cenzury na uniwersytecie. Co prawda wskutek nacisków społecznych rektor Andrzej Tretyn po tygodniu cofnął swą decyzję, ale poziom wzburzenia jego pierwszym wyrokiem chyba się nie obniżył.
Dobrze, że to, co się dzieje na uniwersytetach, dotarło wreszcie do mediów i szerokiej opinii publicznej, ale szkoda, że tak późno i jedynie w ograniczonym zakresie.
Przecież lewicowa dyktatura na uczelniach trwa od dawna, a zawieszanie wykładów niewygodnych akademików, i to dożywotnio, cenzurowanie (absolutne, tzn. odbieranie możliwości wypowiedzi) czy badań, szczególnie akademickiej historii, w której nieraz brak jest komunizmu, PZPR czy stanu wojennego, miały i mają miejsce niejednokrotnie, i jakoś nie bulwersowało to mediów, a co za tym idzie, opinii publicznej, do której takie ekscesy nie docierały wcale lub nader rzadko.
Patologiczne problemy uniwersytetów, środowiska akademickiego – w końcu stanowiącego i formującego polskie elity – jakoś nie cieszą się zbytnią uwagą mediów i opinii publicznej. Funkcjonuje, co prawda, miesięcznik „Forum Akademickie”, ale jest to periodyk resortowy, zależny od decydentów akademickich, a przy tym niezbyt popularny. Od strony prawnej szczegółowe sprawy akademickie podejmuje regularnie „Dziennik Gazeta Prawna”, ale do przeciętnego obywatela, nawet wykształconego na polskich uczelniach, niewiele z tego dociera. Aby poznać niezależne opinie o tym, co w akademickiej trawie piszczy, trzeba penetrować internet, no i czytać gazetę niecodzienną „Kurier WNET”, który jako periodyk z górnej półki, dociera jedynie do znikomej części polskiego społeczeństwa – tego niezależnie myślącego i krytycznego, żyjącego z podniesioną głową, a nie z „podręczną strusiówką” do chowania głowy w piasek. (…)
Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, prof. Mirosław Wielgoś, oznajmił, że „przyszła pora, by krytycznie przyjrzeć się części środowiska akademickiego”. I dodał, że „nie możemy żyć od jednego ekscesu do drugiego”. Była to reakcja na krytyczne wypowiedzi niektórych profesorów wobec ideologii LGBT.
Trudno tego nie rozumieć jako zapowiedzi dyscyplinowania, a nawet oczyszczania środowiska akademickiego z osób niewygodnych, które muszą się czuć zagrożone.
Takie groźby i poczynania to nic nowego, a jedynie nawiązanie do reguł panujących w polskim środowisku akademickim od dziesiątków już lat, jeszcze w czasach panowania totalitarnego systemu komunistycznego. Beneficjenci tego systemu, obecne elity akademickie formują/formatują na swoją modłę kolejne pokolenia.
Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dlaczego na uniwersytecie cenzura tak późno bulwersuje?” można przeczytać na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dlaczego na uniwersytecie cenzura tak późno bulwersuje?” na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com
Stanowisko Rektorów stanowi zagrożenie dla wolności debaty akademickiej. Autonomia uczelni nie może być usprawiedliwieniem takiego traktowania dysput naukowych czy światopoglądowych
Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Społeczność skupiona w Akademickich Klubach Obywatelskich oraz sympatyzujące z Klubami środowiska są głęboko zaniepokojone procesami zachodzącymi na polskich uczelniach.
Zwłaszcza wydziały humanistyczne uniwersytetów stały się aktywnymi propagatorami neomarksistowskiej ideologii gender, która przez lewicowo-libertyńskie środowiska, a także przez ulegające ich presji władze uczelni, jest traktowana jako nauka. Co więcej, jest propagowana, a jakiekolwiek próby jej krytyki spotykają się z negatywną reakcją władz uczelni: ograniczaniem swobody wypowiedzi, czy wręcz z jawnie wyrażonymi ostatnio przez KRASP groźbami dyscyplinowania osób podejmujących polemikę.
Takie stanowisko Rektorów stanowi zagrożenie dla wolności debaty akademickiej – tym bardziej, że i tak już od lat obserwuje się znaczące dysproporcje w traktowaniu stron tej debaty. Wyraża się to m.in. w ułatwianiu organizowania konferencji i wykładów stowarzyszeniom liberalnym i lewicowym z jednej strony, a uniemożliwianiu podobnych spotkań stowarzyszeniom konserwatywnym z drugiej strony. Często blokuje się zapraszanie lub odbywanie spotkań z wybitnymi intelektualistami (także spoza Polski) prezentującymi krytyczny stosunek do takich problemów jak ideologia gender, LGBT, aborcja.
Zwracamy uwagę, że autonomia uczelni nie może być usprawiedliwieniem takiego traktowania dysput naukowych czy światopoglądowych. Uczelnie polskie są finansowane niemal w całości z budżetu państwa i w swoim przekazie naukowym oraz w wychowaniu polskiej inteligencji muszą uwzględniać narodowy interes państwa. Tymczasem ideologia gender bezpośrednio uderza w podstawy funkcjonowania rodziny, a przez to stanowi zagrożenia dla zdrowia społeczeństwa. Co więcej, z tej sfery (dotąd intymnej w życiu człowieka), czyni ona publiczny aspekt życia społecznego. „Rewolucja LGBT” jest wpisywana w scenariusz walki politycznej o daleko sięgających celach i skutkach.
Na studiach gender przygotowuje się kadry, które w szkołach mają propagować wczesną seksualizację dzieci i młodzieży oraz upowszechniać zachowania seksualne LGBT+. Zwracamy się do całej społeczności naukowej Polski, uwrażliwiając ją na to, że taka sytuacja ma miejsce i na polskich uczelniach oraz jasno stwierdzając, że jest to sytuacja niemożliwa do zaakceptowania.
Ponieważ „rewolucja LGBT” godzi w podstawowe wspólnoty organiczne – rodzinę, Kościół, uniwersytet, naród – właśnie ze środowisk rodzinnych, obywatelskich, eklezjalnych, akademickich podnoszą się głosy protestu przeciw przewidywalnym konsekwencjom tego ruchu społecznego oraz wybitnie niebezpiecznym skutkom neomarksistowskiego „marszu przez instytucje” – przez publiczne instytucje powołane do budowania rozwoju państwa i narodu polskiego, finansowane przez polskiego podatnika. Wypowiedzi abp. metropolity krakowskiego Marka Jędraszewskiego czy prof. Aleksandra Nalaskowskiego (UMK w Toruniu) są pod tym względem znamienne.
Publiczna polemika wokół „rewolucji LGBT” toczy się na styku nauki i publicystyki, wiedzy naukowej i troski obywatelskiej. Tym samym dotyka podstawowych wartości życia zbiorowego – takich jak wolność badań naukowych i opinii publicznej – a zarazem jest narażona na uproszczenia i nieporozumienia. Zwracamy się zatem do całej Społeczności Akademickiej i całej opinii publicznej oraz Władz Uczelni Polskich z następującą proklamacją:
Po pierwsze, stoimy na stanowisku całkowitej równości prawnej i kulturowo-cywilizacyjnej wszystkich członków polskiej społeczności, co więcej stwierdzamy, że nie ma w polskim prawie żadnych aktów prawnych, które dyskryminowałyby osoby o odmiennych skłonnościach seksualnych czy ograniczały ich prawa.
Po drugie, nasze stanowisko wobec egzystencjalnej sytuacji osób homoseksualnych wynika z obiektywnych wyników badań psychologii, biologii, antropologii. Uznajemy fakt, że wśród osób, z którymi tworzymy grupy i wspólnoty, niekiedy może zachodzić rozbieżność między płcią biologiczną a psychiczną samoidentyfikacją. Mamy też świadomość, że role płciowe podlegają w przestrzeni kulturowej i w czasie historycznym głębokiemu zróżnicowaniu. Uznajemy doniosłą wartość, poznawczą i humanistyczną, wielu badań naukowych w tym zakresie podejmowanych bez ideologicznego nacechowania..
Po trzecie, obowiązująca uczonych zasada, że wielość nauk nie uchyla jedności wiedzy – skłania nas do kwestionowania tez, które nie spełniają kryteriów weryfikacji interdyscyplinarnej (konsyliencji). Pogląd, że płeć można kształtować, czy zmieniać wynika z błędnego antropologicznie założenia, że w arbitralny sposób można definiować i narzucać innym swe zmienne autoidentyfikacje (tzw. płynna tożsamość).
Po czwarte, w kraju, który przez pokolenia podlegał dyktaturze marksizmu-leninizmu, rażący charakter przybiera ideologia, wskazująca mniejszości seksualne jako klasę opresjonowaną (jak niegdyś klasa robotnicza). Nie może być zgody na ideologiczne bariery debaty naukowej w duchu teorii neomarksistowskich. Przypomnijmy, że dla wpływowej grupy ich orędowników wszelka religijność jest przejawem patologii psychicznej, a każde opowiedzenie się za wartościami konserwatywnymi oznacza faszystowski modus umysłowy. Gdy dziś celebryci nazywają faszystami polityków prawicy lub konserwatywnych intelektualistów – świadomie lub nieświadomie odwołują się do stylu dyskursu Międzynarodówki stalinowskiej.
Po piąte, godność osoby – niezależnie od jej przynależności etnicznej, wyznania, czy skłonności seksualnych – traktujemy jako wartość bezwzględną. Godność tę opieramy na najwyższych kryteriach, jakie zna nasza cywilizacja: na chrześcijańskiej miłości bliźniego. W etosie obywatela państwa demokratycznego za konieczny uważamy wymóg obrony godności i bezpieczeństwa każdego Innego.
Przez polskie miasta przetaczają się kolejne tzw. Marsze Równości, będące „Wielką promocją homoseksualizmu” (treść głównego transparentu w Lublinie, 28.09.2019) oraz przemian prawno-ustrojowych niezgodnych z Art. 18 i Art. 48 par. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Te demonstracje prowokują, obrażają i antagonizują. Są uznawane za legalne – choć nierzadko zgody wymuszane są drogą sądową na władzach lokalnych i na opinii obywatelskiej – i korzystają ze skutecznej opieki służb porządkowych. Z kolei kontrmanifestacje, które stanowią próbę samoobrony prowokowanej i obrażanej większości, jeśli choćby w najmniejszym stopniu naruszają zasady porządku publicznego, spotykają się ze zdecydowaną reakcją państwowej policji. Nad przeciwnikami pochodów LGBT krążą śmigłowce, stosuje się przeciw nim gazy łzawiące i armatki wodne, dochodzi do aresztowań.
Represyjne zachowania władz niektórych uczelni i stronnicze stanowisko zajęte przez KRASP wobec krytyków ideologii gender i ruchów LGBT przy całkowitej ich bierności wobec brutalnych i wręcz wulgarnych wypowiedzi apologetów tej ideologii pokazuje dyskryminację wolnej myśli, lewicową epigonizację nauk humanistycznych i społecznych, i negację pluralizmu naukowego.
Takiej sytuacji nie można dalej akceptować, gdyż stanowi zagrożenie dla polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego, dla przestrzeganej od średniowiecza pełnej wolności i swobody wypowiedzi na uczelniach. Uniwersytety kształcą przyszłe pokolenia polskiej inteligencji i spoczywa na nich wielka za to odpowiedzialność.
Zwracamy się do władz państwowych, środowisk politycznych, ale przede wszystkim do środowisk naukowych o podjęcie szerokiej dyskusji nad znalezieniem rozwiązań przywracających na polskich uczelniach pełną wolność wypowiedzi oraz pluralizm światopoglądowy, wolny od ideologicznych nacisków.
Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na s. 6 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com
Moim krytykom zarzucam, że w nich jest za dużo lęku, a za mało woli mierzenia się z światem. Za mało woli, żeby z polską myślą humanistyczną, filozoficzną, historiograficzną wejść do światowych debat.
Miejmy odwagę mierzenia się ze światem
Krzysztof Skowroński, Jarosław Gowin
Z wicepremierem Jarosławem Gowinem, ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, na pół godziny przed uroczystym otwarciem roku akademickiego 2019/2020 – sześćset pięćdziesiątego szóstego roku działalności Uniwersytetu Jagiellońskiego, najstarszej i najbardziej znanej polskiej uczelni – rozmawia Krzysztof Skowroński.
Zacznijmy od Marszałka Seniora Kornela Morawieckiego. Miał Pan okazję go poznać.
Znałem pana marszałka Morawieckiego od kilkunastu lat, ale nigdy nie byłem jego bliskim współpracownikiem. Do tej kadencji była to znajomość właściwie sporadyczna. Natomiast, jak dla wszystkich ludzi pokolenia Solidarności, NZS-u – był on dla mnie wielkim autorytetem moralnym zarówno w czasach komunizmu, jak i po 1989 roku, kiedy jego głos był trochę takim głosem wołającego na puszczy. Jednak z perspektywy lat widać, że wiele diagnoz Kornela Morawieckiego znalazło potwierdzenie.
Były diagnozy polityczne, ale na uniwersytecie porozmawiamy o ideach – wolności i solidarności. Czy idea wolności jest zachowywana i przestrzegana na uniwersytetach i akademiach w Polsce?
Generalnie rzecz biorąc, tak. Natomiast oczywiście i na polskich uczelniach doświadczamy, na szczęście bardzo lekkiej postaci tego schorzenia, jakim jest ideologia politycznej poprawności. Wszyscy pamiętamy pierwotną decyzję władz Uniwersytetu Mikołaja Kopernika o zawieszeniu pana profesora Nalaskowskiego za felieton. Felieton, w mojej ocenie – tu możemy dyskutować – napisany zbyt ostro, natomiast to w żaden sposób nie uzasadniało decyzji o zawieszeniu autora w wykonywaniu czynności akademickich. I cieszę się bardzo, że taki punkt widzenia zwyciężył.
Ale potem – z tego, co wiemy – Konferencja Rektorów zdecydowała, że nie należy na Uniwersytecie krytykować ideologii gender, bo to nie przystoi.
Zachęcam do lektury całego oświadczenia prezydium Konferencji Rektorów, bo rzeczywiście z jednej strony jest krytyka – można domyślać się, że adresowana do profesora Nalaskowskiego – ale jest też druga część tego oświadczenia, gdzie równie stanowczo zostały skrytykowane wszelkie zachowania ludzi reprezentujących świat akademicki, które urażają uczucia ludzi wierzących. Można więc powiedzieć, że jednak rektorzy dostrzegli pewne zagrożenie z jednej i z drugiej strony. Ja osobiście największe zagrożenie dostrzegam w ograniczaniu wolności. Można tak czy inaczej oceniać wypowiedź profesora Nalaskowskiego i dużo skrajniejsze wypowiedzi, chociażby profesora Hartmana. Moim zdaniem wolność słowa jest taką wartością, zwłaszcza na uczelni, że ani w tym pierwszym, ani w drugim przypadku wyciąganie konsekwencji dyscyplinarnych nie znalazłoby we mnie poparcia.
Ale czy wolność słowa jest szanowana na polskich uniwersytetach?
Na przestrzeni tych czterech lat, o tym mogę mówić w sposób najbardziej miarodajny, zdarzyło się parę, dosłownie parę – na palcach jednej ręki mógłbym policzyć – takich sytuacji, kiedy ta wolność została ograniczona i to ograniczenie zawsze szło z jednej strony. Mianowicie władze różnych uczelni ulegały presji środowisk skrajnie lewicowych i na przykład odwoływały wykład albo seminaria uczonych, czasami wybitnych, którzy mieli mówić na temat ochrony życia. Natomiast w ogromnej większości uczelni, w ogromnej większości przypadków ta wolność przez ostatnie cztery lata nie była niczym zagrożona.
Czy reforma Gowina, ta wielka reforma nauki, jest w stanie coś pod tym względem poprawić? Czy uniemożliwi zaburzanie wolności słowa?
Ta reforma z jednej strony poszerza autonomię uczelni, bo szereg kluczowych rozstrzygnięć przeniesionych jest z poziomu ustawy na poziom statutów uczelni. Dopełnieniem tej poszerzonej autonomii uczelni jest zwiększenie kompetencji rektora. Niektórzy krytycy mojej ustawy twierdzą, że większe kompetencje rektora mogą być wykorzystywane do tego, żeby ograniczać wolność słowa, żeby rektorzy właśnie takie ograniczenia wprowadzali. To nie jest prawdą, dlatego że jeżeli chodzi na przykład o postępowanie dyscyplinarne, rektorzy mają wręcz mniejsze uprawnienia niż mieli pod rządami poprzedniej ustawy. Obecnie expressis verbis sformułowany jest w Konstytucji dla nauki zakaz – który wcześniej był tylko domniemywany – jakiegokolwiek wpływania przez rektorów na rzeczników dyscyplinarnych. Owszem, rektor może wszcząć postępowanie, ale nie wolno mu wywierać nawet najmniejszej presji.
Rozmawiałem z moim kolegą, który jest doktorem w Instytucie Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Jego zdaniem, jeżeli ktoś ma światopogląd konserwatywny, to nie ma szans na to, żeby na tym uniwersytecie zrobił karierę. Jego działalność jest ograniczana.
Tak się składa, że na tym samym uniwersytecie w tym samym instytucie doktorantem jest mój syn. Oczywiście wielokrotnie doświadczał pewnej presji środowiska kolegów czy wykładowców, ale ta presja nigdy nie przekraczała dopuszczalnych granic.
Tak już jest, że konserwatyści w ogóle w świecie akademickim są w mniejszości i muszą być odważni, muszą umieć bronić swoich poglądów. Jest jednak wiele przykładów, także na Uniwersytecie Warszawskim i także w tym instytucie, o którym rozmawiamy, ludzi o jasnym, wręcz krystalicznym kręgosłupie konserwatywnym, którzy po kolei robili tam doktoraty, habilitację, są profesorami. My, konserwatyści, jesteśmy na uniwersytetach mniejszością wszędzie na świecie, a w każdym razie wszędzie w świecie Zachodu, ale jeżeli jako mniejszość mamy wolę mocnego głoszenia naszych poglądów, to jesteśmy w stanie się z nimi przebić.
Jednak na uniwersytecie jest mistrz i jest uczeń, który potem myśli mistrza powtarza, i tak w nieskończoność… Czyli nie mamy szans, żeby choć trochę zmienić te uniwersytety, żeby myśl konserwatywna była tak samo istotna jak myśl lewicowa.
Oczywiście, że relacja mistrz-uczeń jest kluczowa dla procesu formacji uniwersyteckiej. Ale nie jest tak, że jest jeden mistrz, który ma jednego ucznia. Wymienię parę nazwisk profesorów z Pańskiego pokolenia, rzeczywiście wybitnych filozofów, związanych ze środowiskiem warszawskim: chociażby Dariusz Gawin, Marek Cichocki, Dariusz Karłowicz – otóż oni potrafią skupiać wokół siebie od wielu, wielu lat elitę młodego pokolenia filozofów, teologów, myślicieli społecznych i to środowisko, środowisko teologii politycznej, bardzo silnie promieniuje na świat akademicki nie tylko Warszawy, ale całej Polski.
Wyjdźmy poza mury wydziałów filozofii, bo reforma nauki dotyczy całego szkolnictwa. Reforma ma między innymi przyczynić się do tego, żeby wzrosła intensywność badań i odkryć naukowych na uniwersytetach i żeby stworzyć ku temu lepsze warunki. Taki był jeden z celów reformy.
Taka potrzeba pojawiła się dlatego, że właściwie w całym trzydziestoleciu polskie uczelnie przede wszystkim usiłowały sprostać jednemu wielkiemu wyzwaniu społecznemu, jakim był masowy pęd Polaków do wyższego wykształcenia. I można powiedzieć, że z tego zadania uczelnie się wywiązały. Poziom scholaryzacji procentowo zdecydowanie się podniósł. Natomiast miało to skutek uboczny. Tym skutkiem ubocznym nadmiernego umasowienia było obniżenie poziomu naukowego uczelni. Nadszedł czas na odejście od kryteriów ilościowych ku jakościowym.
W jaki sposób reforma ma to zmienić?
Jeżeli chodzi o poziom studiów, jest on w oczywisty sposób domeną autonomii uczelni. Żaden minister, także minister nauki i szkolnictwa wyższego, nie powinien narzucać uczelniom, jakie przedmioty mają prowadzić, w jakim wymiarze, jaką przyjąć metodologię. Natomiast my, rząd, możemy określić pewne ramy. Na przykład stworzyć pewne bodźce finansowe. Dawniej te bodźce promowały masowość, bo jedynym kryterium istotnym z punktu widzenia poziomu finansowania uczelni była liczba studentów: im więcej studentów, tym więcej pieniędzy. W związku z tym opłacało się – w sensie dosłownym – przyjąć każdego, nawet na najlepszy polski uniwersytet, a potem przepchać go przez studia, bo w ślad za nim szły pieniądze. To mieliśmy w roku dwa tysiące siedemnastym. Nowy algorytm promuje jakość. Czyli z jednej strony bierzemy pod uwagę jakość badań naukowych, a z drugiej strony – już nie ogólną liczbę studentów, tylko proporcje między liczbą studentów a liczbą pracowników naukowych. Nie więcej niż trzynastu na jednego. To pozwala stopniowo odtwarzać relację mistrz-uczeń.
I tutaj znów pojawia się punktologia. Sposób weryfikowania badań, sprawdzania osiągnięć naukowych opiera się na punktach. Punkty odnoszą się z kolei do jakości publikacji. Ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie dokonać w pełni obiektywnej oceny publikacji naukowych. W tej sytuacji nauka nie jest wolna, tylko staje się elementem gry korporacyjnej: ktoś dostaje trzysta czterdzieści osiem punktów nie wiadomo dlaczego i awansuje w hierarchii… i tak dalej.
Rozumiem te argumenty i rozumiem też, że nikt nie lubi być oceniany. Mogę Panu zaręczyć, że nikt z polityków nie lubi czasu wyborów, bo wtedy jesteśmy oceniani, wyborcy przyznają nam coś w rodzaju takich punktów. Jedni są oceniani pozytywnie, jedni negatywnie. Można oczywiście wyobrazić sobie powrót do czasów, kiedy uczelnie w żaden sposób nie były oceniane. Tylko, mówiąc szczerze, źle by to wróżyło i studentom, i poziomowi polskiej nauki.
Natomiast chcę powiedzieć, że nowe zasady ewaluacji promują jakość, a nie ilość. Dawniej uczelni opłacało się zachęcać pracowników naukowych do tego, żeby publikowali jak najwięcej. Teraz mówimy inaczej: przedstaw od jednej do czterech najlepszych publikacji z ostatnich czterech lat. Ale niech to będą publikacje na światowym poziomie. Nie jest też prawdą, że jakości publikacji nie można ocenić. Może pojedynczych publikacji, bo ich się ukazują setki tysięcy w skali roku, ale już jakość czasopism naukowych można ocenić, i tą drogą zresztą idziemy w Polsce od wielu lat.
Na tym polega pewne niebezpieczeństwo tworzenia układu: ktoś, kto ma innowacyjne pomysły, jest twórczy, może nie znaleźć posłuchu na uniwersytecie, wśród profesorów. Nie będzie więc mógł publikować, nie dostanie punktów, a co za tym idzie – nie będzie mógł być naukowcem. Taka selekcja negatywna.
Oczywiście, że tego typu ryzyko istnieje, i to od czasów Kopernika, Galileusza, aż po wielu niezrozumianych geniuszy, których odkrycia tak bardzo wyprzedzały na przykład dwudziestowieczną naukę, że były rozpoznawane dopiero u schyłku ich życia albo nawet po śmierci. Ale to mogą być pojedyncze przypadki, nie jest to na pewno zagrożenie masowe. Poza tym – życzmy sobie tego, żeby w Polsce było jak najwięcej takich nierozpoznanych za życia geniuszy.
W naukach ścisłych czy w naukach technicznych jest możliwy jakiś model weryfikacji. Natomiast bardzo dużo krytyki pada ze strony tego drugiego filaru – wspólnototwórczych, czyli humanistycznych dziedzin nauki, tych, które są mniej wymierne. Profesor Andrzej Nowak powiedział: odliczam dni do emerytury, bo uważam, że reforma Gowina zniszczy wolność i ducha akademii. To są ostre słowa.
Ze spokojem przyjmuję słowa pana profesora Nowaka, życząc mu, żeby pisał kolejne wybitne dzieła historyczne. Jestem przekonany, że te dzieła będą oddziaływać na następne pokolenia studentów i w ogóle na następne pokolenia Polaków.
Zgadzam się z tym, że oczywiście w naukach humanistycznych ocena jakości dorobku jest dużo trudniejsza niż w naukach ścisłych. Ale dlatego ten wykaz czasopism, który budzi tyle zastrzeżeń, został stworzony w sposób wyjątkowo staranny. Takie wykazy istniały od wielu, wielu lat. Wcześniej ustalało je kilkunastoosobowe grono ekspertów. Ja zaprosiłem do współpracy około trzystu pięćdziesięciu czołowych polskich uczonych, po mniej więcej dziesięciu przedstawicieli każdej dyscypliny naukowej, i to oni zaproponowali czasopisma do tego wykazu. Na przykład na czele zespołu dziesięciu wybitnych historyków, w tym bliskich współpracowników pana profesora Nowaka, stał profesor Marek Kornat. Jest on akurat przykładem intelektualisty o bardzo konserwatywnym światopoglądzie. Ten właśnie zespół zaproponował punktację czasopism historycznych, więc jestem spokojny, że ten wykaz czasopism jest możliwie najbardziej miarodajny.
Według tego sposobu oceniania najwyżej punktowane są publikację nie w języku polskim, ale angielskim. W związku z powyższym ci, którzy zajmują się Mickiewiczem, Słowackim czy w ogóle polską literaturą, czy polską myślą, nie mają siły przebicia, bo w Paryżu i w Londynie zainteresowanie polską myślą humanistyczną nie jest duże.
Znowu, Panie Redaktorze, dzwoni, ale nie do końca w tym kościele. Odwołuje się Pan do głosów pewnej grupy krytyków. Dawniej czasopisma z dziedziny nauk fizycznych, medycznych z definicji otrzymywały więcej punktów niż czasopisma humanistyczne. Teraz obowiązuje ranking dla każdej dyscypliny z osobna. I to nieprawda, że publikacje w języku angielskim są z definicji punktowane wyżej. Owszem, publikowanie w czołowych polskich czasopismach, na przykład historycznych, daje mniej punktów niż publikowanie w najważniejszych światowych czasopismach historycznych. Ale to nie jest prawda, że polski historyk nie może w czołowym czasopiśmie światowym publikować artykułów na temat polskiej historii. Gdyby tak było, jak twierdzą moi krytycy, to trzeba byłoby z historii myśli politycznej wykreślić na przykład monumentalne dzieło Alexisa de Tocquevilla O demokracji w Ameryce. Albo fundamentalną dla teorii demokracji książkę Putnama Demokracja w działaniu, gdzie autor zanalizował mechanizmy demokratyczne na Sycylii.
Jednak żyjemy w świecie, o którym powiedzieliśmy, że przewaga środowisk lewicowych na uniwersytetach polskich jest mniejsza niż na uniwersytetach zachodnich. Czyli zachodnie czasopisma będą skłonne do publikacji myśli lewicowych z Polski, a nie do publikacji myśli konserwatywnej. I przez to ta myśl konserwatywna, którą reprezentuje między innymi profesor Nowak, będzie miała znacznie mniejszą siłę przebicia i zostanie z uczelni wykluczona.
Świetnie, że podał Pan ten przykład, bo właśnie profesor Nowak pracuje nad historią Polski, która ma się ukazać w wydawnictwie Harvarda, czyli jednym z czołowych wydawnictw.
Ale profesor Nowak nie mówi jedynie w swoim imieniu, bo on oczywiście daje sobie radę. Profesor Nowak należy do typu intelektualistów, których życiu towarzyszy geniusz. Ale nie wszystkim humanistom taki geniusz towarzyszy.
Oczywiście, ale proszę mi wierzyć, że ci bardzo dobrzy humaniści, ale nie tak wybitni, nie światowej klasy jak profesor Nowak, mogą publikować w bardzo szerokim spektrum wydawnictw i polskich, i zagranicznych. Przecież są wydawnictwa naukowe związane z czołowymi uniwersytetami katolickimi. Nie popadajmy w taką spiskową manię, że cały świat akademicki sprzysiągł się na nas, konserwatystów. Bo to jest reakcja lękowa.
Ja generalnie moim krytykom zarzucam, że w nich jest za dużo lęku, a za mało woli mierzenia się z światem. Za mało woli, żeby z polską myślą humanistyczną, filozoficzną, historiograficzną wejść do światowych debat. Czy naprawdę musi być tak, że historię Polski czytelnicy na całym świecie mogą poznawać jedynie z prac historyków brytyjskich, amerykańskich, izraelskich, niemieckich, rosyjskich? Dlaczego nie ma podręczników historii Polski napisanych po angielsku przez Polaków? Świetnie, że wreszcie będzie ta praca pana profesora Nowaka i chciałbym, żeby tego typu przykładów było jak najwięcej.
Za dziesięć minut rozpocznie się uroczysta inauguracja na Uniwersytecie Jagiellońskim. Trwa też kampania wyborcza. Jakiego przyjęcia ze strony profesorów i studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego Pan Premier się spodziewa?
Mogę szczerze powiedzieć, że przez te cztery lata dialog między ministerstwem a środowiskiem akademickim był z obu stron rzetelny. Zdarzały się oczywiście jakieś przykłady skrajnego odrzucenia, ale udało się stworzyć klimat poważnej debaty. Owszem, wiele osób z różnych powodów odrzuca moją ustawę. Są to powody, na które wskazuje profesor Nowak, ale też powody, jakie podał ostatnio w „Gazecie Wyborczej” jeden z profesorów, który napisał, że ja w bardzo inteligentny sposób dokonuję wymiany elit, właśnie na konserwatywne. Jednak generalny klimat do dyskusji jest poważny.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję, Panie Redaktorze; bardzo ciekawa rozmowa, rzadko można tak merytorycznie podyskutować.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z ministrem Jarosławem Gowinem, pt. „Miejmy odwagę mierzenia się ze światem”, znajduje się na s. 7 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z ministrem Jarosławem Gowinem, pt. „Miejmy odwagę mierzenia się ze światem”, na s. 7 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com
Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona Z profesorem Andrzejem Nowakiem o podziałach, elitach, wolności osobistej, gospodarczej, swobodzie i błądzeniu myśli rozmawia Krzysztof Skowroński. Która z informacji zasłyszanych w ostatnim czasie była dla Pana najważniejsza? Ostatnio, jako obywatel naszego kraju, właściwie już tylko odcinam te symboliczne centymetry, które dzielą nas od dnia wyborów. Czekam z utęsknieniem […]
Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona
Z profesorem Andrzejem Nowakiem o podziałach, elitach, wolności osobistej, gospodarczej, swobodzie i błądzeniu myśli rozmawia Krzysztof Skowroński.
Która z informacji zasłyszanych w ostatnim czasie była dla Pana najważniejsza?
Ostatnio, jako obywatel naszego kraju, właściwie już tylko odcinam te symboliczne centymetry, które dzielą nas od dnia wyborów. Czekam z utęsknieniem na moment, kiedy będzie można dowiedzieć się, jaki werdykt wydali obywatele.
A jakie są Pana przewidywania?
Przyszła mi na myśl bardzo prosta refleksja. Kiedy się widzi wyniki rządów Prawa i Sprawiedliwości w dziedzinie gospodarczej, społecznej, to nawet nie tyle ocena tych rządów, ale ocena poprzednich wypada tak szokująco wyraziście, że wciąż zastanawiam się, jak to możliwe, że blisko trzydzieści procent obywateli, według sondaży, jest gotowych głosować na rządy tak fatalne jak te, które sprawowała Platforma Obywatelska czy też Koalicja Obywatelska, jeśli używać jej obecnej nazwy. Ten monstrualny deficyt, te gigantyczne zmarnowane pieniądze, rozprowadzone gdzieś wśród swoich… Z jednej strony to mnie nieustająco zastanawia, ale jednocześnie widzę dość przygnębiającą odpowiedź: skuteczność mediów, które pracowały od trzydziestu lat nad sformatowaniem mózgów dużej części z nas i potrafiły ten cel osiągnąć. Trzydzieści lat pracy, może jeszcze wsparte czterdziestoma czterema latami wcześniej, i jakoś udało się stworzyć pewną grupę wyborców, do której dane rzeczywistości nie docierają.
Gdyby przeprowadzić sondaż wśród profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i zapytać, na kogo zagłosują, wynik byłby korzystny raczej dla Koalicji Europejskiej. Czyli wygląda na to, że to duża część profesorów ma wyprane mózgi…
Niestety. Są korporacje, w których w pewnym sensie dziedziczy się stanowiska… Niekoniecznie chodzi o dziedziczenie rodzinne, ale o to, że w czasach, powiedzmy, Józefa Stalina – kiedy usuwano z poszczególnych uczelni Tatarkiewicza w Warszawie czy Ingardena w Krakowie – mistrz został zastąpiony przez posłusznego wykonawcę partyjnych poleceń. Taki współczesny „mistrz”, dobierając sobie uczniów, tworzy w jakiejś mierze oblicze dzisiejszego uniwersytetu. I nie chodzi tu o żadne nazwiska, tylko o mechanizm bardzo głębokiego konformizmu – zmorę wszelkich korporacji, a korporacji uniwersyteckiej w szczególności. To jest chyba najprostsza odpowiedź na pytanie, retorycznie przez Pana Redaktora postawione. Bo wiemy, że tak właśnie jest, jak Pan powiedział. Zapewne większość profesury wyższych uczelni będzie głosowała przeciwko obecnemu rządowi, czując się elitą. Może najbardziej wyrazistą reprezentantką tej elity jest pani Agnieszka Holland. Ona występuje z pozycji arystokratki, z poczuciem pewności miejsca, jakie należy się nie tyle jej samej za niewątpliwe osiągnięcia reżyserskie, ale tej grupie, z której się wywodzi. Chyba nawet Radziwiłłom nie śniło się takie poczucie pewności swojego miejsca w społecznej strukturze, do którego – w przekonaniu grupy, którą pani Holland reprezentuje – chamy z nowej, że tak powiem, elity, pukające do centrum życia kulturalnego czy politycznego w Polsce, nigdy nie powinny zostać dopuszczone.
Pytał Pan nie tyle o najważniejszą, co najciekawszą wiadomość z ostatniego czasu. Wskazałbym jednoznacznie wywiad z panią Agnieszką Holland w „Gazecie Wyborczej”, w którym powiedziała ona, że trzeba odebrać wszystkim mężczyznom prawa wyborcze co najmniej na trzy, cztery kadencje, żeby zrównoważyć tysiące lat ucisku kobiet. Myślę, że ten stalinowski sposób myślenia, który zaprezentowała pani Holland, naprawdę trzeba wziąć pod uwagę w czasie głosowania trzynastego października, bo pani Holland jest wyrazicielką poglądów rdzenia tej grupy, która chce odebrać władzę Prawu i Sprawiedliwości.
A gdyby podzielić Polskę – jak chcą niektórzy politycy – na obóz wolności i obóz autorytarny, to do którego z nich zaliczyłby Pan siebie?
Ja należę do tego obozu, który bardzo nie chciałby, żeby Polska była w jakikolwiek sposób dzielona. Uważam pomysł dzielenia Polski za niebezpieczny i co najmniej bardzo nieprzemyślany. Jestem przeciwnikiem nadawania samorządom wojewódzkim takich uprawnień, by można było podzielić Polskę, niejako wedle sympatii politycznych, na województwa bardziej pisowskie i bardziej antypisowskie.
Trzej prezydenci napisali list, w którym oświadczyli, że te wybory są ważne, bo można zatrzymać ewolucję Polski w kierunku autorytarnej dyktatury. Mieli na myśli właśnie rządy Prawa i Sprawiedliwości.
No cóż, trzej prezydenci nie pierwszy raz dają wyraz swojej zgodności w jednym. Zgodności, która niejako potwierdza słuszność diagnozy postawionej przez prezesa Kaczyńskiego: establishment III RP – który reprezentują właśnie ci trzej byli prezydenci oraz inni podpisani pod tym listem, bo to przecież są także takie tuzy polskiej humanistyki, jak między innymi pan profesor Sadurski – wyraża pogląd, że Polska powinna być ścisłą kontynuacją PRL-u, hierarchii stamtąd wyrosłych, i reprezentować taki pułap suwerenności, na jaki pozwalają silniejsi sąsiedzi. Nie wolno jej stawiać sobie żadnych bardziej ambitnych celów – zarówno w stosunku do podniesienia poziomu życia obywateli, jak i siły własnej na arenie międzynarodowej – niż to, na co dawniej pozwalała Moskwa, jej namiestnik w Polsce, generał Jaruzelski, a dzisiaj to, na co pozwoli Bruksela, czy mówiąc bardziej konkretnie: Berlin i Paryż. Myślę, że to jest starcie z tego rodzaju myśleniem i trzej prezydenci są bardzo wiernymi, można tak powiedzieć, wykonawcami, czy raczej symbolami tej postawy, z którą PiS próbuje walczyć.
Częściowo można przyznać rację tezom zawartym w liście prezydentów. Rzeczywiście to prawda: tak, Polska w tej chwili walczy o swoje miejsce na arenie międzynarodowej. Ta walka nie podoba się tym, którzy chcieliby utrzymać Polskę tam, gdzie była, to znaczy na marginesie wszelkich decyzji podejmowanych w Unii Europejskiej, na marginesie jakiejkolwiek polityki gospodarczej, która mogłaby pomóc wyjść Polsce z pułapki średniego wzrostu. Do tego zmierza prezydent Macron – ażeby Polacy byli zawsze takim biednym, ubogim krewnym ze wschodu Europy, któremu nigdy nie będzie wolno nawet marzyć o tym, żeby żyć na tym samym poziomie co zasobne, stare, żyjące z tradycji kolonialnej, imperialnej kraje Europy Zachodniej.
I to jest powód, dla którego polityka wewnętrzna Polski ma ten negatywny wymiar zewnętrzny. To dlatego ci prezydenci – mówię akurat o prezydencie Macronie, ale myślę nie tylko o tym polityku – trzymają kciuki za opozycję w Polsce, a media na zachód od naszych granic opisują Polskę jako kraj zarządzany w sposób autorytarny.
Skoro już rozmawiamy o różnych symbolicznych postaciach, to rzeczywiście prezydent Emmanuel Macron potwierdził swoją rolę jako reprezentanta starych, kolonialno-imperialnych elit Zachodu, które traktują na sposób półkolonialny albo wręcz kolonialny naszą część Europy. Zupełnie kuriozalna była jego wypowiedź – aż się uśmiecham, bo była zupełnie groteskowa – mówiąca o tym, że Polska blokuje wszystko. Dosłownie cytuję: „Pologne bloque tout”. Jakby od Polski zależała cała klimatyczna zagłada współczesnego świata. Ujawnił nawet pewien element, powiedziałbym, histerii w tym zdenerwowaniu, że oto Polska ma swoje zdanie, że Polska chce harmonizować walkę o poprawę klimatu z potrzebą rozwoju swoich zdolności gospodarczych. Francja, opierając swoją potęgę na latach, a raczej na wiekach zatruwania atmosfery przez swój imperialny przemysł, podobnie jak Anglia, Niemcy – dzisiaj chciałaby nie dopuścić do wzrostu gospodarczego krajów, które były pozbawione suwerenności, nie mogły się rozwijać w wieku dziewiętnastym czy przez dużą część wieku dwudziestego, bo były podporządkowane obcym systemom politycznym. Nie chce pozwolić na to, żeby one mogły doganiać ten stary, imperialno-kolonialny rdzeń Europy Zachodniej. Myślę, że to jest jakiś wycinek tego, o co walczy i do czego dąży Prawo i Sprawiedliwość – wyjść z tej pułapki, a raczej z tego ograniczonego bardzo ścisłymi ramami miejsca, w którym chcieliby dzierżyć ster starzy władcy Europy. Na szczęście pretensje prezydenta Emmanuela Macrona, by sprawować funkcję nadzorcy całej Europy, są równie groteskowe jak jego wygląd.
Nie ma Pan obawy, że rola państwa w doktrynie czy myśli politycznej PiS-u jest zbyt duża, że rzeczywiście może to w którymś momencie doprowadzić do ograniczenia wolności jednostki?
To jest bardzo ważna kwestia. Bardzo poważna, nie ma co jej zbywać krótkimi odpowiedziami. Ja wskażę taką alternatywę, jaka mi przychodzi na myśl i pewnie gdzieś w tej alternatywie trzeba szukać odpowiedzi na Pana pytanie. Otóż z jednej strony, jeśli chcemy wyjść z pułapki średniego wzrostu gospodarczego, z tego ograniczonego na zawsze, wyznaczonego nam miejsca w strukturze światowego handlu, światowej gospodarki, to rola państwa musi być większa, musi być co najmniej taka, jaka jest w tej chwili, kiedy udało się częściowo renacjonalizować banki. Wcześniej nie posiadaliśmy przecież jako państwo żadnych banków w wyniku działalności poprzednich władz, poprzednich prezydentów. Kiedy próbujemy – i powinniśmy chyba nawet znacznie bardziej próbować tworzyć takie, powiedzmy, najbardziej ciągnące w górę nasze możliwości eksportowe, specjalne gałęzie najnowocześniejszego przemysłu, to tutaj pomoc państwa jest zasadnicza, bez niego nie uda się tego zrobić. Wszelkie opracowania polityczno-socjologiczno-gospodarcze dotyczące tego tematu mówią, że jedynym krajem, któremu udało się z peryferii wejść do tego bogatszego kręgu, jest Korea, i nie byłoby to możliwe bez znaczącej roli państwa. Możemy powtórzyć tę operację wyjścia z krajów średniego rozwoju do prawdziwej elity gospodarczej świata, ale tu państwo jest potrzebne.
Jednocześnie istnieje niebezpieczeństwo, o którym Pan Redaktor powiedział – żeby państwo, potrzebne w gospodarce, nie zastąpiło inicjatywy indywidualnej, prywatnej. Mniej boję się o wolność osobistą, bo nie widzę na nią żadnych zamachów ze strony obecnej władzy, ale mówię o wolności gospodarczej. To napięcie między etatyzmem a wolnością gospodarczą… Napięcie, które było widoczne w czasach II Rzeczpospolitej – między etatyzmem sanacji a obroną wolności gospodarczej między innymi przez Narodową Demokrację – trwa także w dwudziestym pierwszym wieku. Musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, w którą stronę zwrócimy się bardziej, bo nie całkowicie; nie doktrynersko w stronę absolutnego panowania wolnego rynku, ani też w stronę absolutnego panowania państwowego interwencjonizmu, ale gdzieś pomiędzy tymi biegunami. Musimy dokonać wyboru według własnego rozeznania, wybrać, co jest lepsze dla Polski, dla społeczeństwa.
Etatyzm tworzy pewien układ, który może być układem zamkniętym, gdzie bierny, mierny, ale wierny jest ważniejszy niż ktoś, kto ma inicjatywę, otwarty umysł i jest gotowy stworzyć ten innowacyjny przemysł.
Dlatego ubolewam, że po raz kolejny postać pana Korwin-Mikkego niweczy szanse zbudowania stałego miejsca na naszej scenie politycznej dla partii czy ugrupowania, które reprezentowałoby myślenie wolnorynkowe w sposób konsekwentny. Myślę zresztą nie tylko akurat o tym liderze, który swoją ekstrawagancją w rozmaitych postaciach zawsze zadba o to, żeby ta wolnorynkowa formacja nie przeszła progu pięciu procent, ale także, niestety, o kilku innych liderach tej formacji. Zachowują się tak, jakby chcieli zniweczyć realną szansę wejścia Konfederacji do Sejmu. Ubolewam nad tym, bo chciałbym, żeby solidna, dobra formacja wolnorynkowa znalazła się w Sejmie. Obawiam się, że i tym razem to nie nastąpi.
Zaczyna się nowy rok akademicki, już rok po reformie Gowina. Jaki będzie uniwersytet?
Odpowiem najkrócej jak potrafię. Oprócz tego centymetra, na którym zostało niewiele dni do wyborów, mam też centymetr długości stu pięćdziesięciu centymetrów, taki standardowy, zwijany, który symbolizuje tygodnie, które pozostały mi do emerytury. Tak widzę przyszłość uniwersytetu: marzę o emeryturze. Zwłaszcza po reformie pana premiera Gowina.
Dlaczego?
Dlatego, że po prostu nie do zniesienia jest rozrost biurokratycznych absurdów, które reforma premiera Gowina tylko umocniła. Te punkty, te ciągle składane sprawozdania, dostosowane do ideologicznych trendów – w każdym razie, jeśli idzie o humanistykę – dyktowanych przez najgorsze pod tym względem uniwersytety amerykańskie czy zachodnioeuropejskie, pogrążone w szaleństwach ideologicznych gender i rozmaitych innych formach marksizmu… To nie jest przyszłość, w której bym się odnajdywał. Mam wrażenie, że uniwersytet wchodzi w fazę głębokiego kryzysu. To nie jest oczywiście tylko wina premiera Gowina, bo on się po prostu dostosowuje do trendu dominującego w najważniejszych, najbogatszych uniwersytetach świata zachodniego. Ta przyszłość uniwersytetu rysuje się tak daleko od tradycji uniwersytetu jako miejsca wymiany wolnej myśli, tak bardzo za to zbliża się do ideału politycznej poprawności, który niszczy wszelką swobodną dyskusję, że coraz trudniej jest wyobrazić sobie możliwość realizowania tego uniwersyteckiego ideału, który przyświecał choćby mojej uczelni w czasach Mikołaja Kopernika.
Jak do tego doszło? Dlaczego pan premier Gowin zdecydował się na taką reformę?
Ja przypisuję panu premierowi Gowinowi tylko najlepsze intencje, którymi, jak wiadomo, niestety jest podobno wybrukowane piekło. Te dobre intencje w tym przypadku polegają chyba na tym, by Polska, a raczej polskie uczelnie, awansowały w rankingach uniwersyteckich. Byśmy mogli dumnie wypiąć pierś, że Uniwersytet Jagielloński, w tej chwili najlepszy w tych rankingach, z miejsca chyba trzysta trzydziestego ósmego mógł może awansować do trzeciej, a może nawet drugiej setki. Niestety, jeśli idzie o humanistykę – cena za to jest jedna. Radykalny wzrost politycznej poprawności, bo jeśli chcemy zdobywać więcej punktów, tych światowych punktów, to musimy pisać o gender, o sprawach dotyczących świata w taki sposób, w jaki wypowiada się o nich szesnastolatka ze Szwecji, Greta Thunberg. Na tym poziomie intelektualnym, bo to jest właśnie ten poziom, którego oczekuje dzisiejsza humanistyka zachodnia. Być może rzeczywiście awansujemy i wtedy będziemy czuli się bardziej dumni z poziomu naszych uniwersytetów, niż jesteśmy w tej chwili. Ale wydaje mi się, że tego rodzaju nadzieje skrywają tylko kompleksy, których powinniśmy się wyzbyć, bo nie we wszystkim, naprawdę nie we wszystkim – w wielu rzeczach, ale nie we wszystkim powinniśmy naśladować to, co stało się ze współczesnym Zachodem.
Czy miał Pan okazję w cztery oczy porozmawiać na ten temat z wicepremierem Gowinem?
Tak. Pan wicepremier Gowin, kiedy jakoś tam publicznie protestowałem przeciwko tej reformie, oczywiście wspólnie z wieloma koleżankami i kolegami, przyjął mnie bardzo życzliwie i cierpliwie. Ponad półtorej godziny słuchał moich argumentów, nawet deklarując rozmaite, drobne korekty. Niestety drobne korekty niczego nie zmieniają, istota reformy pozostaje taka jaka jest. O ile, być może, koledzy z nauk ścisłych mogą się z tej reformy cieszyć – broń Boże nie wypowiadam się tutaj w ich imieniu – o tyle z całym przekonaniem mogę dzisiaj powtórzyć to, co mówiłem kilka miesięcy temu w czasie spotkania, na które zaprosił mnie pan wicepremier Gowin: że uważam tę reformę za katastrofę dla polskiej humanistyki.
Symboliczne jest oświadczenie konferencji rektorów, które właściwie zakazuje krytyki ideologii gender, ideologii LGBT.
Podał Pan ilustrację do tez, które przed chwilą wygłosiłem, więc czuję się zwolniony z obowiązku komentarza.
W takim razie na zakończenie poproszę o krótki komentarz do listu księdza arcybiskupa Marka Jędraszewskiego.
Ucieszyłem się bardzo, słysząc ten list w swoim parafialnym kościele w Przegorzałach, bo uświadomiłem sobie, jak wiele mogą biskupi, jeśliby chcieli mówić tylko tak, jak chce mówić nasz krakowski arcypasterz. Wystarczy chcieć mówić prawdę o tym, co grozi dzisiaj podstawom nie Kościoła – bo Kościół, wiadomo: ma gwarancję życia wiecznego, bramy piekielne go nie przemogą, jak czytamy w Piśmie Świętym. Ale Kościół może tak wiele w obronie ludzkiej natury przed atakiem, który został podjęty na podstawy ludzkiej natury w ideologii LGBT i w rozmaitych innych formach współczesnych ideologii inspirowanych marksizmem, a raczej jego kolejnymi dewiacjami. To właśnie, że Kościół może swoim energicznym „Non possumus” hamować drogę temu szaleństwu, zostało przy pomocy tego listu przypomniane. Bardzo bym chciał, żeby inni biskupi nie tylko listami, ale intensywną pracą duszpasterską przypomnieli nam, tak jak właśnie ten list przypomina, w jakim kierunku chciał prowadzić Kościół i naszą ojczyznę święty Jan Paweł II.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, pt. „Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona”, znajduje się na ss. 1 i 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, pt. „Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona” na s. 1 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com
Przez lata nauka w Polsce, także w PAN, funkcjonowała w układzie, gdzie zwykle sami swoi nawzajem się oceniali, awansowali i na etaty przyjmowali, co skutkuje kiepską na ogół pozycją tej nauki.
Józef Wieczorek
Niedawno ogłoszono projekt ustawy o PAN niezależny od Konstytucji dla nauki, ale zależny od raportu Najwyższej Izby Kontroli, który wykazał nieprawidłowości finansowe dotyczące wynagradzania naukowców PAN. (…)
Przeciwko projektowi protestowali naukowcy zatrudnieni w PAN, argumentując w liście otwartym m.in.: „W odniesieniu do audytu »jakości prowadzonych badań naukowych« powoływane będą krajowe i zagraniczne zespoły kontrolne, co stanowi wotum nieufności wobec Akademików, którzy czuwają nad rozwojem instytutów poprzez swój udział w Radach Naukowych i Radach Kuratorów. Wykonywanie zaleceń co do jakości badań to jednocześnie pretekst do ingerencji w strukturę instytutów możliwie najwygodniejszy, bo niedający się sprecyzować i ujednoznacznić”.
I dalej: „Za sprawą proponowanych regulacji przywrócony zostanie zatem centralistyczny, funkcjonujący do czasu przemian ustrojowych model zarządzania instytutami naukowymi PAN, którego to modelu głównym znakiem rozpoznawczym będzie destabilizacja prowadzonych badań i niemożność kształtowania skutecznych i sensownych programów badawczych, zgodnych z misją Akademii zapisaną w art. 2 obecnej ustawy o PAN. Można się spodziewać, że w tym czasie niektóre jednostki albo przestaną istnieć, albo przekształcą się w niewydolne instytucje »naukopodobne«, wielu zaś spośród nawet dobrych i fachowych dyrektorów, cieszących się poparciem środowisk naukowych, przestanie pełnić tę funkcję”.
Argumenty mocne i zróżnicowane, ale chyba nie wszystkie zasadne.
Wszak mamy już w PAN niewydolne i naukopodobne instytuty, czego protestujący naukowcy nie podnosili i nie podali na to żadnego remedium. Taki stan rzeczy to jest aktualna rzeczywistość, a nie przyszłość po wprowadzeniu nowej ustawy.
Podnoszona jako przewidywany skutek nowelizacji ustawy destabilizacja prowadzonych badań i niemożność kształtowania skutecznych i sensownych programów badawczych miała miejsce i po transformacji ustrojowej, która jakoś nie przemieniła PAN w wydajną i przyjazną dla pasjonatów nauki instytucję. Szczególnie uderzająca jest jednak argumentacja, wręcz przestrach akademików wobec zakładanej w ustawie możliwości zewnętrznej kontroli tego, co akademicy robią, czy raczej robić powinni. Niestety, przez lata nauka w Polsce, także w PAN, funkcjonowała w układzie raczej zamkniętym, gdzie sami swoi nawzajem się oceniali, awansowali i samych swoich na etaty przyjmowali, co skutkuje kiepską na ogół pozycją tej nauki w relacji do nauki światowej. (…)
Nawet zewnętrzna, krajowa kontrola efektów naukowych projektów finansowanych z kieszeni podatnika w obecnym systemie jest niemożliwa. Jeśli naukowiec dostaje na projekt setki tysięcy, a nawet miliony złotych, i kończy się to jakimś bublem, to podatnikowi nic do tego!
System akademicki, nie tylko PAN, nie może być układem zamkniętym i argumenty akademików protestujących przeciw otwarciu systemu muszą budzić sprzeciw każdego odpowiedzialnego za Polskę obywatela. Ja w każdym razie nie wyrażam zgody na przeznaczenie chociażby jednego grosza z moich podatków na finansowanie instytutów – nie tylko PAN – funkcjonujących w układzie zamkniętym.
Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy PAN pozostanie układem zamkniętym, finansowanym z kieszeni podatnika?” znajduje się na s. 4 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy PAN pozostanie układem zamkniętym, finansowanym z kieszeni podatnika?” na s. 4 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com
Na swoim blogu zaapelował: „Jeśli masz zamiar kogoś obrazić, to zrezygnuj z komentowania”. Przypuszczalnie skierował go tylko do osób chcących komentować to, co on pisze, natomiast nie do siebie.
Józef Wieczorek
Jeden z nielicznych koryfeuszy nauki polskiej, prof. dr hab. Bogusław Śliwerski, prowadzi od lat blog Pedagog, i to nadzwyczaj systematycznie. Co dzień jeden tekst, także w soboty i niedziele. Bez wytchnienia. Doprawdy imponujące, tym bardziej, że jednocześnie jest profesorem Uniwersytetu Łódzkiego, profesorem kontraktowym w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (imponujący ilościowo wykaz działalności naukowej na stronie uczelni) i od lat bryluje w sektorze nadawania stopni i tytułów naukowych jako osoba odpowiedzialna za ich wartość.
Profesor był członkiem Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów, a od czerwca tego roku jest członkiem Rady Doskonałości Naukowej, która za nadrzędny swój cel ma „trzymanie poziomu” (prof. Grzegorz Węgrzyn w „Forum Akademickim” 7/8, 2019). W CK znajdował się w czołówce pisarzy recenzji habilitacyjnych, co chyba nie było korzystne dla utrzymania należytego poziomu naukowego, o czym świadczy spadek poziomu prac habilitacyjnych.
Co więcej, jak oznajmia na swoim blogu, jest redaktorem naczelnym kwartalnika „Studia z Teorii Wychowania”, członkiem rad naukowych czasopism pedagogicznych: „Litera Scripta Journals”, „The New Educational Review”,„Rocznik Pedagogiczny KNP PAN”,„Chowanna”, „Przegląd Pedagogiczny”, „Forum Oświatowe”, „Auxilium Sociale Novum”, „Ars Educandi”, „Wychowanie na co Dzień”, „Problemy Wczesnej Edukacji” i „Horyzonty Wychowania”, z czym wiąże się na ogół znaczna praca recenzencka.
Ponadto ostatnio wydał Książki (nie)godne czytania (Kraków 2017), Meblowanie szkolnej demokracji (Warszawa 2017), Habilitacja. Diagnoza. Procedury Etyka. Postulaty (Kraków 2017), Harcerstwo źródłem pedagogicznej pasji (Kraków 2016); Edukacja (w) polityce – polityka (w) edukacji. Inspiracje do badań polityki oświatowej (Kraków 2015); Diagnoza uspołecznienia publicznego szkolnictwa III RP w gorsecie centralizmu (Kraków 2013); Pedagogika ogólna. Podstawowe prawidłowości (Kraków 2012). Zamieścił je w zakładce „Ulubione książki”, co najlepiej świadczy o tym, że lubi to, co robi! Chociaż szkoda, że nie ujawnił, czy lubi jakiekolwiek książki innych autorów.
Aby zdobyć siły na taką aktywność, trzeba czasem wypocząć i profesor oznajmił na blogu, czego nie napisze ze względu na urlop, przerywając blogowanie od początku lipca do końca sierpnia. Jednocześnie informuje: „Zapewne zmartwią się moją nieobecnością w sieci hejterzy, faryzeusze, cynicy, hipokryci czy pozorni sojusznicy mojej aktywności społeczno-oświatowej, gdyż nie będą mieli »paliwa« do swoich toksycznych manipulacji, podwieszania się pod moje wpisy, by wyłudzać czytanie ich postmodernistycznych wyziewów w internecie czy lokalnej prasie” – demaskując istnienie jakiś bliżej nieokreślonych sił naruszających tak bardzo potrzebny błogostan pana profesora. Niewątpliwie zamknięcie na okres wakacyjny swoistej stacji paliwowej może prowadzić do obezwładnienia potencjalnego przeciwnika, którego profesor jednak nie ujawnił. (…)
W pożegnalnym, przed urlopem, wpisie na blogu ostro zaatakował także nieujawnioną publicznie osobę: „Nie będzie pocieszona osoba podszywająca się pod polską naukę, ale kompromitująca ją swoimi pseudonaukowymi rozprawami, w wyniku czego nie otrzymała stopnia doktora habilitowanego na jednym z uniwersytetów. Takich dotkniętych porażką, a nieprzyjmującym do wiadomości braku własnych kompetencji i nierozumiejących popełnianych błędów we własnych rozprawach jest wiele w naszym kraju”.
Nie wiadomo dlaczego profesor nie ujawnia personaliów atakowanych czytelników, którym przypisuje czy to zaburzenia psychiczne, czy rozprawianie pseudonaukowe. Chyba bije na oślep czymś poirytowany, nie dając żadnych konkretnych profesorskich porad, jak ci nieszczęśnicy winni osiągnąć akceptowany przez niego – w końcu członka Rady Doskonałości Naukowej – poziom doskonałości. (…)
Profesor zapowiada na blogu zbliżający się X Zjazd Pedagogiczny (18–20 września 2019 w Warszawie) (…) Pisze: „Zobaczymy się na X Jubileuszowym Zjeździe Pedagogicznym w Warszawie, gdzie będę miał możliwość podzielenia się z Państwem analizą powodów zanikającego zaufania w środowisku nauk pedagogicznych, które dotknięte jest grą pozorów, środowiskowymi manipulacjami, fenomenem zdrad i zanikającej etyki recenzowania publikacji. Wierność nauce jest odwagą w uniwersytetach handlujących stopniami naukowymi, gdzie niektórzy profesorowie wolą tracić godność i własną wiarygodność”.
(…) O patologiach/etyce/historii i teraźniejszości środowiska akademickiego piszę od lat (…) nie zauważyłem, żeby pan profesor podjął się polemiki z moimi tekstami. No może z jednym wyjątkiem, kiedy w swojej książce Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005–2016 z przekąsem wyrażał się o moich interpretacjach negatywnego znaczenia dla nauki przygranicznego ruchu habilitacyjnego (mój blog – Dwie pasje Polaków: turystyka i habilitacja, w jedno połączone).
Pan profesor też był negatywnie nastawiony do tych patologii, ale niestety nie podzielił się swoimi działaniami na rzecz ich powstrzymania (może ich nie było?), kiedy był obecny przez spory czas na jednym z tych najbardziej patologicznych uniwersytetów słowackich, stanowiących cel peregrynacji habilitacyjnych polskich miłośników stopni i tytułów naukowych, choć niekoniecznie nauki.
Profesor w swych tekstach jawi się jako wręcz fanatyczny zwolennik obecnego systemu tytularnego, dyskredytując tych, którzy nie są posiadaczami niewiele wartych tytułów, za nadawanie których w jakimś stopniu sam odpowiada.
Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „O doskonałości pedagoga” znajduje się na s. 8 i 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „O doskonałości pedagoga” na s. 8 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com
Ustawa o szkolnictwie wyższym burzy porządek akademicki, daje ogromne uprawnienia rektorom, a Ci często bezprawnie to wykorzystują – mówił dr hab. Józef Brynkus w Poranku WNET.
Negatywna ocena działań ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego była tylko częścią krytyki Józefa Brynkusa. Częścią, bo poseł krytyce poddał nie tylko ministerstwo. Poza resortem kierowanym przez Jarosława Gowina, adresatami krytyki przedstawiciela Kukiz’15 była także znaczna część posłów największych partii wraz z szukającymi sensacji mediami, ale również część kandydatów na posłów i senatorów – osób umieszczonych na listach największych ugrupowań. Tak mocną, choć pokazaną w stylu brytyjskim, a więc nie będącą atakiem na konkretne osoby, krytykę przeprowadził w studio Radia Wnet poseł Kukiz’15. Z posłem, w Poranku Wnet, rozmawiał Krzysztof Skowroński.
Ustawa o szkolnictwie wyższym autorstwa Jarosława Gowina burzy dotychczasowy porządek akademicki, dając ogromne uprawnienia rektorom, którzy niejednokrotnie korzystają z tego w sposób nieuprawniony i niezgodnie z interesem uczelni. Mam taki przykład Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Sączu. Tamtejsi studenci i wykładowcy zgłosili się do mnie z prośbą o pomoc w związku z dość woluntarystycznymi działaniami Pana rektora, który nie uwzględnia interesów uczelni, mianując na stanowisko dyrektora w instytucie neofilologii osobę, która nie jest filologiem, co jest dość zaskakujące”- to pierwszy zarzut Brynkusa skierowany w stronę ministerstwa kierowanego przez Jarosława Gowina.
Zdaniem posła, pomimo że istnieją różne metody wybierania rektora – takie jak np. poprzez senat uczelni, Radę uczelni czy też Kolegium Elektorów, to jednak decydującą rolę ma senat. Brynkus przybliżył jak wygląda właśnie ten sposób wyboru rektora. „Główną rolę w tym wszystkim odgrywa Rada Uczelni, desygnując dwóch kandydatów temu gremium. Procedura jest taka, że senat akceptuje” – wyjaśnił poseł. Jednocześnie zaznaczył, że możliwe i praktykowane jest takie działanie, w którym członkowie senatu podlegają korumpowaniu. „Można także spokojnie pomanipulować senatem – jednym profesorom dając na przykład jakieś tam fuchy, przedłużając zatrudnienie. Rada uczelni w tej konstrukcji, którą zaproponował Pan minister Gowin jest raczej takim konstruktem do pobierania pensji, niż do oddziaływania na uczelnię” – rzuca oskarżenie Brynkus.
„Wcześniej Kolegium Elektorów wybierało. Każdy mógł się zgłosić. Nie było jakichś kryteriów czy tez barier uniemożliwiających startowanie. W tej chwili decydujące znaczenie ma desygnowanie przez Radę Uczelni” – dodaje.
„Wprowadzone zostały mechanizmy, związane z funkcjonowaniem uczelni – choćby ministerialne dofinansowywanie uczelni zależne od liczby studentów przypadających na pracownika uczelni.” Według posła taka procedura powoduje, że część uczelni jest zobowiązana do nieprzyjmowania wielu studentów, ponieważ może nie zmieścić się w przedziale, który nakreśla ustawa”.
Zdaniem reprezentanta Kukiz’15 ustawa Gowina spowodowała powstanie patologii polegającej na tworzeniu sztucznych konstrukcji naukowych po to tylko, by rządowi oficjele mogli otrzymywać wyższe pensje.
Zdaniem posła „Polskie instytuty badawcze miały świadomość tego, czego brakuje gospodarce i nauce. Spokojnie funkcjonowały. Gdyby rzeczywiście chodziło o podniesienie jakości instytutów badawczych – zlikwidowane zostałyby te, które w opinii ministra Gowina zajmują się tylko wynajmem powierzchni, które pozostają w ich zasobie” – wyjaśnia.
Na informację dziennikarza, o tym że wicepremier Gowin konsultował wprowadzenie ustawy ze środowiskami naukowymi, poseł Brynkus odpowiedział twierdząco. Jednocześnie wyraził opinię jak – jego zdaniem – wyglądały te konsultacje. „To jest jak w tym dowcipie, że spotyka się owca z wilkami i wilki mówią, że my Cię zjemy. Owca mówi nie. Co się okazało? Zjedli owcę, choć konsultacje były”.
Na pytanie, co jest jego największym doświadczeniem z pracy w sejmie, przedstawiciel Kukiz’15 , stwierdził że jest to system pozorów, który oplótł prace sejmu. „Kiedyś tak sobie myślałem, że dobrze byłoby napisać sobie takie wspomnienia dotyczące mojej pracy w sejmie. Na gorąco mogę stwierdzić, że największą niespodzianką jest to, że parlament funkcjonuje w tak zwanej fikcji, o której nie mają pojęcia Polacy. Do tworzenia tej fikcji przyczyniają się także media – pokazując różnego rodzaju wpadki posłów i podkreślają jak to dobrze jest posłom. Więc jest tak: posłom dużych partii jest dobrze, bo ich obecność w parlamencie polega tylko na tym, że głosują. Pozostali jednak ciężko pracują” – nie bez żalu stwierdził Brynkus.
Krzysztof Skowroński zapytał posła jak ocenia dotychczasową kampanię wyborczą. „Fajna, krótka i słabo merytoryczna” – to trzy słowa, którymi nasz gość określił szranki, w które stanęli kandydaci na posłów i senatorów. „Proszę zwrócić uwagę na materiały wyborcze niektórych kandydatów tych większych partii – one są nijakie, tam nic nie ma. Nie wiem nic o ich programie. My staramy się z programem dotrzeć do ludzi” – ukazał sytuację Brynkus.
Minister Jarosław Gowin o „akcji dezubekizacyjnej” na polskich uczelniach, założeniach, przebiegu i krytyce reformy edukacji oraz o kampanii wyborczej.
Jarosław Gowin o „akcji dezubekizacyjnej” na uczelniach wyższych, prowadzonej w ramach reformy edukacji.
Jest dla mnie czymś pozytywnym, że w latach 2005- 07 r. przeciwko ustawie lustracyjnej, dużo łagodniejszej w zapisach, środowiska akademickie protestowały bardzo gorąco, o tyle dużo surowsze przepisy zawarte w Konstytucji dla nauki zostały przyjęte w zasadzie bez jakiejkolwiek istotnej kontestacji.
Osoby, które w latach PRL pracowały bądź współpracowały z organami bezpieczeństwa państwa, nie będą mogły już pełnić żadnych funkcji publicznych, tj. rektorów, dziekanów, kierowników katedr itp. Niemniej jednak nie będą mogli być zwolnieni z uczelni.
Nasz gość mówi także o krytyce wobec reformy ustawy o uczelniach wyższych, której jest autorem. Odnosi się do słów prof. Andrzeja Nowaka, który stwierdził, że nowy sposób punktacji prac naukowych, wyżej stawiający publikacje zagraniczne, na wydziałach humanistycznych promować będzie nurty lewicowe, mające łatwiejszy dostęp do anglosaskiego świata naukowego. Zdaniem Gowina krytyka wypływająca z ust wielu polskich naukowców jest bezpodstawna. Stwierdza, że „tego typu zarzuty można postawić, tylko jeśli się nie zna rozwiązań ustawowych i rozporządzeń”. Podkreśla, że spis pism punktowanych powstawał w unikalny na światową skalę sposób. Pracowało nad nim 40 zespołów dziedzinowych złożonych z czołowych polskich naukowców.
Ustawa daje dużo szerszą autonomię uniwersytetom. Wreszcie zaczną przypominać uczelnie z zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Każda będzie inaczej definiować swoją misję.
Minister podkreśla wagę autonomii uniwersytetów i wolność badań naukowych, kształtowanych, a nie ograniczanych przez polską rację stanu. Jak mówi, reforma weszła formalnie w życie 1 października 2018 r., ale uczelniom dano czas na przystosowanie się do nowego prawa. Od 1 października br. rozpoczną się na nich głębokie zmiany, rozłożone w czasie do 2025-26.
Budżet Harvardu jest większy niż cały polski budżet na uczelnie i naukę.
Gowin dodaje, że mimo zmian od uczelni amerykańskich odróżnia nas zdecydowanie poziom finansowania, który w Polsce jest zdecydowanie niższy. Podkreśla, że celem reformy nie jest „poprawa miejsc w rankingach”, ale „to by polscy studenci byli kształceni na poziomie”, a także rozwój polskich badań naukowych.
Wicepremier odnosi się także do październikowych wyborów. Stwierdza, że nie można przyjmować, że PiS na pewno wygra wybory: „tego typu pewność byłaby zgubna”.