Palade: Prawie 30 lat obserwuję sondaże i ośrodki bardzo rzadko publikowały trafne prognozy [VIDEO]

– Sondażownie, jak Ipsos, nie ponoszą żadnych konsekwencji za błędne pomiary przed wyborami. Wszystko przechodzi bez echa – zaznaczył gość Poranka WNET.

Marcin Palade podziela spostrzeżenia wcześniejszego gościa dzisiejszego Poranka WNET, Bartłomieja Radziejewskiego, co do polaryzacji polskiego społeczeństwa, które ujawniły wybory samorządowe. Politologa zaskoczył ponadto wysoki poziom mobilizacji elektoratu w wielkich miastach. Zwraca uwagę na chybione prognozy wyników wyborów dokonane przez Ipsos i wskazuje na problem bezkarności ośrodków badawczych prezentujących zdeformowany obraz rzeczywistości.

 

AK

Relacje amerykańsko-chińskie zmierzają w kierunku wojny – mówi Bartłomiej Radziejewski w Poranku Wnet [VIDEO]

Stany porzuciły politykę przyzwalania wobec Chin i rozpoczęły strategię powstrzymywania. Polska opowiadając się po stronie Waszyngtonu będzie zmuszona ograniczyć kontakty gospodarcze z Pekinem.


Bartłomiej Radziejewski, dyrektor pierwszego w Polsce thinkzine’u „Nowa Konfederacja”, komentuje w Poranku Wnet wyniki wyborów samorządowych oraz podjął temat aktualnych relacji amerykańsko-chińskich.

Gość Poranka Wnet uważa, że największy sukces w wyborach samorządowych, wbrew prognozom Ipsosu, odniosło Prawo i Sprawiedliwość, wygrywając w powiatach z Polskim Stronnictwem Ludowym. Odniósł się również do problemu głosów nieważnych, które tym razem wynikały m.in. z braków osobowych i organizacyjnych w komisjach wyborczych. Wskazuje również na zaskakujące zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w Warszawie, które wynika według niego z braku programu Prawa i Sprawiedliwości dla miast i opublikowanego na półmetku wyborów ksenofobicznego spotu.

Nasz rozmówca zwraca uwagę na pogłębiającą się polaryzację polskiego społeczeństwa, które znalazło swój wyraz przy urnach; „Polska wielkomiejska” głosowała tłumnie i przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, zaś „Polska prowincjonalna” popierała listę Zjednoczonej Prawicy.

W drugiej części swojego komentarza odnosi się do aktualnych relacji amerykańsko-chińskich, których zwieńczeniem może być wojna, oraz miejsca, jakie obydwa państwa zajmują w polityce zagranicznej Polski.

 

AK

Jan Śpiewak: Zakończenie prac Komisji Weryfikacyjnej będzie ostatecznym zwycięstwem Hanny Gronkiewicz-Waltz

Zdaniem kandydata na prezydenta miasta z komitetu Wygra Warszawa, jedną z przyczyn zwycięstwa Platformy w stolicy był brak postawienia zarzutów Hannie Gronkiewicz-Waltz za aferę reprywatyzacyjną.

 

W czwartkowym Poranku Wnet gościem był Jan Śpiewak, który komentował oficjalne wyniki wyborów samorządowych w Warszawie: To czarny dzień dla naszej lokalnej demokracji, ponieważ Rada Miasta została tak mocno upartyjniona oraz nie została wyciągnięta żadna odpowiedzialność polityczna za to, co się wydarzyło w Warszawie. Nie można zapominać, że jednak byliśmy tutaj w Warszawie, świadkami największego skandalu korupcyjnego w historii polskiego samorządu.

Lider komitetu Wygra Warszawa tłumaczył, dlaczego Platforma tak znacząco wygrała wybory w stolicy, zwracając uwagę, że obok słabości kandydata PiS i jego błędów w końcówce kampanii, na ostateczny wynik mógł zaważyć również fakt, że afera reprywatyzacyjna nie została rozliczona: Myślę, że tu zadziałało bardzo wiele czynników i na pewno ciężko będzie powiedzieć, co jest najważniejsze. Na pewno jednym z ważnych czynników [wygranej PO w Warszawie] jest fakt, że afera reprywatyzacyjna nie została rozliczona przed wyborami i że PiS nie wywiązał się z tej obietnicy.

Jak podkreślił gość Poranka Wnet, dopiero rozpoczyna się szukanie odpowiedzi, w jakim kierunku rozwijać ruchy miejskie w Warszawie: Wszyscy musimy zastanowić się, w jaką stronę to wszystko tak właściwie ma iść, czy w stronę jeszcze bardziej stanowczej radykalnej odpowiedzi na podział między PiS i antyPiS, czy może trzeba szukać jakiegoś nowego języka. Na pewno w tych wyborach samorządowych jedyne co się obroniło, to jakaś bezpartyjność, tylko, że ta bezpartyjność też jest bardzo często fikcją, jest tylko jakąś maską, którą przeżywają lokalne układy, żeby móc dalej rządzić.

Zamknięcie komisji weryfikacyjnej po tym, co się wydarzyło w Warszawie, to byłoby ostateczne zwycięstwo Hanny Gronkiewicz-Waltz i apeluję do Prawa i Sprawiedliwości, żeby tego nie robiła. Jeżeli Patryk Jaki chce odejść z komisji, to ja to rozumiem, ale niech PiS po prostu znajdzie nowych ludzi, którzy będą w stanie to dalej pociągnąć i będą w stanie patrzeć na ręce ratuszowi – podkreślił Jan Śpiewak.

 

ŁAJ

Przepisy dotyczące funkcjonowania samorządów w ćwierćwieczu wolnej Polski ewoluowały wielokrotnie i nadal są ułomne

Zbliżają się wybory samorządowe. Przyjrzyjmy się temu, co dzieje się w miejscu zwanym często ikoną polskiej demokracji – Podkowie Leśnej – leśnym miasteczku o najwyższej frekwencji wyborczej w kraju.

Piotr Krupa-Lubański

Do roku 2014 w kierowaniu Podkową miały czynny udział stowarzyszenia: Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna oraz Związek Podkowian, które żyły w komitywie z zarządem miasta złożonym wtedy przez osoby ze starych, podkowiańskich rodzin. Dobrą tradycją Podkowy Leśnej od czasów jej powstania było angażowanie się w działalność społeczną jej mieszkańców, a szczególnie tych nowo osiedlających się tutaj. Podkowa od zawsze była otwarta na „nowych mieszkańców”. Już przed wojną jej społeczność stanowiła zlepek ludzi z całej Polski, ze wszystkich zaborów. (…)

Podkowa nie powinna być jedynie „sypialnią”, jakich sporo dookoła Warszawy. To kolebka przedwojennej klasy średniej, warstwy społecznej, z którą utożsamiają się chyba wszyscy wykształceni ludzie. Tę strukturę zniszczyła w dużym stopniu wojna i związane z nią emigracje. Po wojnie blisko setka opuszczonych działek z terenu Podkowy została przez komunistyczne władze poprzydzielana „swoim”.

Ludność Podkowy zawsze była napływowa, wszyscy byliśmy tu kiedyś „nowi”. Dlatego razi, gdy ktoś używa takiego określenia na Facebooku, próbując dyskredytować współmieszkańców.

(…) Idą wybory. Gdy szukamy partnera życiowego, interesujemy się, kim są jego rodzice i jakie ma pochodzenie. Powierzając komuś miasto, też warto się zainteresować, jakie kto wyniósł z domu wzorce i co robili jego rodzice. Znowu warto popytać. Przygotowując ten artykuł, odbyłem kilkadziesiąt takich rozmów i dały mi one do myślenia. Polecam każdemu powtórzyć na własną rękę ten eksperyment. Można się dużo dowiedzieć od mieszkańców naszego pięknego, stuletniego lasu. Podoba mi się, że jeden z komitetów wyborczych przyjął nazwę przypominającą o pewnej sztafecie, jaką tworzymy w każdej rodzinie oraz jako naród: „Podkowa dla Pokoleń”. Czyli nie „Teraz, k…, my”, lecz tak jak u Pietrzaka: „Żeby Polska była Polską”. Tak, jak niegdyś było w Podkowie. (…)

Miło, że w miasteczku powstały ścieżki rowerowe, są one jednak nieprzemyślane. Pokręcone i bardzo krótkie, wplecione w las, kosztem wyrąbania wielu drzew, raczej wydłużą drogę temu, kto jedzie gdzieś w konkretnym celu. Do tego te rzekome ścieżki rowerowe swoim przebiegiem i oświetleniem wręcz zapraszają do pieszych spacerów! Po prostu piramidalna bzdura, opatrzona jednak znakami „ścieżka rowerowa”, bo takie były pewnie wymogi „grantodawcy”.

Ciekawe, jak czują się piesi, widząc spacerową alejkę, na którą nie wolno im wejść. Budowanie w środku lasu takich ścieżek jest dyskryminacją pieszych.

Jedyna udana ścieżka to ta wzdłuż WKD, pomiędzy stacją „Podkowa Główna” i „Zachodnia”, tyle że warto jeszcze puścić dzikie wino po metalowej siatce oddzielającej ją od torów. Albo nie, bo za chwilę okaże się, że rośliny będą kosztowały budżet miasta więcej niż sama ścieżka. Serio: kosztorysy przetargów w Podkowie aż się proszą o staranny przegląd przez specjalistów, bo sprawiają wrażenie mocno zawyżonych. Na razie wróćmy na ścieżkę. Jest na tyle długa i szeroka, że zaprasza do rozwijania dużych prędkości. Tylko co z pieszymi? Ścieżka powstała na trasie używanej również przez pieszych. Znowu o nich zapomniano. (…)

Przedwojenny budynek stacji to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasteczka. Naprzeciw niego stoi jednak blaszana budka przystankowa z lat 80., na obu peronach wielkie banery reklamowe, a pod piękną, drewnianą wiatą dworca – żółty paczkomat, pstrokata reklama baru dworcowego, jedna ławka i potworny brud. A przecież na ogromnych, wewnętrznych ścianach starej wiaty mogłaby wisieć wystawa poświęcona przedwojennej historii Podkowy (może wspomniane wcześniej plansze), a projektor zawieszony pod sufitem – wyświetlać filmy z epoki. Na stację powinny wrócić, jak przed wojną, kosze z kwiatami. Potrzeba też więcej ławek. Jedna ławka pod dachem, a reszta na deszczu? Kto to wymyślił? Ktoś, kto na co dzień z WKD nie korzysta. Należy też usunąć elementy reklamowe. Budynkowi stacji i jego otoczeniu trzeba przywrócić piękny przedwojenny wygląd. Znowu stanie się wizytówką Podkowy.

A skoro mowa o dworcu WKD, warto przypomnieć o skandalicznym zaniedbaniu w kwestii bezpieczeństwa. Na przejściu przy Głównej mieszają się pociągi, ludzie i samochody. Brakuje tylko straganów na torach, jak w Indiach czy Bangladeszu. (…)

Staw również był symbolem Podkowy. Stał się terenem równie kosztownych, co bezsensownych inwestycji. Rozpoczęto od usunięcia naturalnego dna stawu, czyli mułu, a więc jego oryginalnej i ekologicznej warstwy izolacyjnej. Po tym „czyszczeniu dna” napływająca z malowniczej Niwki woda wsiąkała w ciągu kilku dni. Tym samym stało się konieczne zrobienie sztucznej izolacji dna, a potem trzeba będzie pomyśleć o sztucznym dostarczaniu wody oraz jej filtrowaniu – napowietrzaniu, jak w Łazienkach w Warszawie, ponieważ naturalny ciek wodny został odizolowany wielkimi rurami.

Na każdym kroku powstaje nowe źródło przyszłych kosztów. Z dokumentów miejskich wynika, że za niewielkie prace ziemne i usunięcie starych elementów betonowych oraz rury izolujące przepływający niegdyś strumyk wypłacono już 600 tys. zł. Zdaniem specjalistów z branży budowlanej, wszystko mogłoby kosztować maksymalnie 200 tys. zł, razem z rurami. A przecież przetarg powinien wyłonić najtańszych wykonawców! Na dokończenie tej inwestycji zakontraktowano kolejny milion złotych. Czy projekt „zwizualizowany” na tablicy stojącej obok stawu jest wart takich pieniędzy? Ja słyszałem, że można to było spokojnie zaprojektować i zrobić za 300 tys. zł. (…)

Wszystko, co usłyszałem od sąsiadów, układa się w nieciekawy obraz. Nadmierne trąbienie WKD, zagrożenie na przejazdach kolejki, podnoszenie cen, bezsensowne inwestycje, znaczne pogorszenie się szkoły w Podkowie, aroganckie traktowanie mieszkańców, o czym słyszałem od każdego z moich rozmówców; do tego próba wprowadzenia zabudowy szeregowej – to wszystko pachnie jakimś prywatnym planem biznesowym. Może dla zysku, a może dla samej zabawy. Powiedzmy temu: dość!, zanim nic nie zostanie z dawnej Podkowy.

Przepisy dotyczące funkcjonowania samorządów w przeciągu ćwierćwiecza wolnej Polski ewoluowały wielokrotnie i nadal są ułomne. W dobie internetu lepszym sposobem wyłaniania burmistrza czy radnych są indywidualne kandydatury konkretnych ludzi, a nie tworzone ad hoc komitety wyborcze.

Zastanówmy się, jaka jest motywacja każdego z kandydatów do sięgania po władzę? Biznesowa czy społeczna? I czy lepszy będzie w tej roli przedsiębiorca, spokojny urzędnik, czy może ktoś spośród „starych” mieszkańców Podkowy, który rozumie i lubi pracę społeczną? Ktoś młody i energiczny, dla kogo Podkowa może być „za ciasna”, czy ktoś bliżej emerytury, kto karierę ma już za sobą? Warto też się upewnić, które komitety działają na własny rachunek, a które (być może) tylko starają się rozwodnić siłę społecznego niezadowolenia. Kontrola nie tylko nad własną partią, ale jednocześnie nad jej (rzekomą) opozycją to przecież ulubiona zabawa różnej maści „strategów” wyborczych. Jednym słowem, szanujmy swój głos, idźmy jednak wszyscy na wybory!

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „Podkowa Leśna – ikona demokracji?” znajduje się na s. 5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „Podkowa Leśna – ikona demokracji?” na stronie 4 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przed wyborami: Samorząd – integralna część patologicznego systemu III RP / Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” nr 52/2018

IV Rzeczpospolita, jaką próbuje obecnie wdrożyć obóz Dobrej Zmiany, to wizja Polski centralnie zarządzanej. Z obywatelami w pełni podporządkowanymi strukturom biurokratycznego państwa.

Jan Kowalski

Samorząd – integralna część patologicznego systemu III RP

To właśnie samorząd, najpierw gminny, a potem powiatowy i wojewódzki, stanowi jeden z kilku filarów systemu Okrągłego Stołu. Na równi z sądownictwem, które teraz z takim trudem reformowane jest przez obóz Dobrej Zmiany. I wespół z nieformalnym ośrodkiem władzy stworzonym przez generała Kiszczaka, samofinansującym się formalnie i nieformalnie z majątku nas wszystkich.

Sądownictwo? – miejmy nadzieję, że w trakcie drugiej kadencji Obozu zostanie oczyszczone z jednostek i powiązań patologicznych.

Nieformalny ośrodek władzy? – nie przetrwa drugiej kadencji Obozu z przyczyn ekonomicznych, braku formalnego i nieformalnego finansowania. Oraz z powodu pozbawienia ochrony łaskawego sądu i służb państwowych, temu układowi podległych.

A samorząd? – tu niestety sytuacja nie rozwija się optymistycznie. Przyczyn jest kilka i zamierzam je poniżej przedstawić.

Po pierwsze, rzekomy sukces. Obecny kształt samorządu, o którym decydowała garstka osób z Centrali, prezentowany jest jako sukces polskiej transformacji ustrojowej – od totalitaryzmu do pełnej wolności obywatelskiej – przez prawie całą polską scenę polityczną. A chyba nawet przez całą. Różnice dotyczą jedynie niuansów związanych z ordynacją i wpływem Centrali na rządzenie się w gminie. Nie ma jednak sporu co do zasady.

Nie spotkałem poważnego stanowiska politycznego mówiącego o drastycznym ograniczeniu liczby radnych lub ich likwidacji w małych gminach. Tak, jak nie spotkałem postawy nawołującej do zmiany struktury budżetu gminy/państwa. Z obecnego finansowania się na poziomie 18% i żebrania o 82% w Centrali, na rzecz pełnego 100% finansowania się ze środków własnych.

Po drugie, brak władzy i brak odpowiedzialności. Nie dysponując swoimi (=gminnymi) pieniędzmi, wójt jest ubezwłasnowolniony przez Centralę. Skutkuje to odejściem od odpowiedzialnego zarządzania majątkiem wspólnym mieszkańców gminy na rzecz bezpiecznych, biurokratycznych procedur. Oczywiście nikomu niepotrzebnych.

Odwiedziłem ostatnio dwa urzędy gminne i uzyskałem zaświadczenia upoważniające mnie do otrzymania zaświadczeń. Według pobieżnej obserwacji, urzędnicy gminni 90% swojego czasu marnują na sprawy nie mające związku z ich pracą. A z pozostałych 10% przynajmniej połowa nie ma logicznego uzasadnienia. Bardzo łatwo wydaje się nieswoje pieniądze, jak traktowane są środki przydzielane z Centrali. Nie mają oporów przed ich marnowaniem na kolejne posady i durne inwestycje typu aquapark lub nowy rynek tak wójt/burmistrz, jak i mieszkańcy pozbawieni instrumentów wpływania na podejmowane w ich gminie decyzje.

Po trzecie, selekcja negatywna. To było nieuniknione z powodu sposobu przeprowadzenia transformacji roku 1989, odgórnie narzuconego, a nie oddolnie spontanicznego. Dotyczy to całej sceny politycznej ukształtowanej przez generała Kiszczaka i podległe mu tajne służby wojskowe i cywilne w latach osiemdziesiątych. To w tych latach tkwi tajemnica sukcesu jednych, a porażka innych opozycjonistów w późniejszym obejmowaniu stanowisk politycznych III RP. (To dlatego przecież nie zostałem jednym z „nowych bohaterów opozycji”, jak mogłem przeczytać w analizie dla generała Dankowskiego w IPN wiele lat później, sporządzonej w roku 1986 po „próbie terrorystycznego zamachu” na komunistyczną 1-majową manifestację podległości na krakowskim Rynku Głównym; Służba Bezpieczeństwa postanowiła mnie i moich kolegów z LDP „N” „nie kreować”, nie robiąc nam procesu).

W odróżnieniu od spontanicznego roku 1980, przerastającego prowokację tajnych służb, rok 1989 został już przez te służby od początku do końca zaprogramowany. A cenzorskie sito potrząsnęło dostatecznie mocno, żeby na wierzchu utrzymały się przede wszystkim te lżejsze części zboża. Parę ziarenek pozostało, ale co je zewsząd otacza? To wyniknęło wprost z logiki bezkrwawej rewolucji roku ’89 i tak zwanego pokojowego przekazania władzy.

Po czwarte, czy można uzdrowić samorząd poprzez jego przejęcie? Pisałem jakiś czas temu, analizując polską samorządność, że już w roku 1928 zwycięski obóz Sanacji o połowę obciął budżet samorządów. Tylko że, w odróżnieniu od roku 1989, rok prawdziwego odzyskania niepodległości, czyli rok 1918, nie był zjawiskiem wykreowanym przez zaborców dla ochrony swoich interesów.

W trakcie kilku lat walki o pełną niepodległość tysiące polskich chłopców poświęciło swoje zdrowie i życie. Dla sprawy i nie licząc na karierę i ciepłą posadkę na państwowym. Wielu z nich zginęło, a ci, co przeżyli, przeszli zarazem prawdziwą weryfikację swojej postawy, weryfikację pozytywną. Oczywiście było nieszczęściem odsunięcie na wiele lat endeków od zarządzania państwem, bo jeden obóz patriotyczny odesłał w polityczny niebyt inny obóz patriotyczny. Ale przejęcie przez piłsudczyków państwa i odebranie przez nich pieniędzy samorządom nie oznaczało przecież zawłaszczenia przez nich środków publicznych na prywatne biznesiki. Została za nie stworzona Gdynia, Centralny Okręg Przemysłowy i podstawy pod niezależność ekonomiczną Polski od zagranicznego kapitału.

Zatem należy dziś zapytać: jakież to wojsko i jakie bitwy stoczyło w wojnie o wolną Polskę pod dowództwem prezesa Kaczyńskiego, poświęcając swój życia los? Czy możemy im, niezweryfikowanym, powierzyć całość spraw Rzeczypospolitej, licząc na to, że się nie ulękną i nie sprzeniewierzą? I jak można na to liczyć, jeśli w historii III RP jedyny, który z powodu malwersacji finansowych zastrzelił się z własnego sztucera i z odległości kilku metrów, to były minister komunistycznego rządu Ireneusz Sekuła?

Nie mamy zatem najmniejszych podstaw do uznania, że przejmując samorządy w ich obecnym, patologicznym kształcie, obóz Dobrej Zmiany dokończy dzieło uzdrowienia państwa od Centrali aż do zabitej dechami wsi na Podlasiu. Co więcej, mam uzasadnione obawy, że upartyjnienie państwa aż do sołtysa każdej wsi włącznie, odwlecze proces naprawy państwa. Patrząc bowiem na praktykę przeprowadzania przez rząd kolejnych ideowo cennych programów socjalnych, nie sposób nie dostrzec ubocznego skutku wprowadzanych zmian. Tym ubocznym skutkiem jest bardzo szybki przyrost biurokracji państwowej (łącznie z rzekomo samorządową). A z kolei ubocznym skutkiem wzrostu biurokracji jest zawsze psucie prawa i przeregulowanie życia społecznego, a to zwykle skutkuje marazmem obywatelskim. I nie ma się temu co dziwić. No chyba, że jest się wyższym naukowcem.

Rozwiązanie skuteczne jest jedno. Wraz z zakończeniem okradania Polski przez zorganizowane grupy proweniencji Kiszczakowej jeszcze, wraz z oczyszczeniem polskich sądów, nawet w ich chwilowo dotychczasowym kształcie, wraz ze wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji patologii tej chroniącej, należy od nowa zorganizować polski samorząd.

Zastosować wszystko to, co proponuję w projekcie nowej konstytucji. A zatem, po pierwsze, zmianę struktury polskiego budżetu tak, żeby to gminy dysponowały pieniędzmi. Najpierw je zbierając, a potem przekazując nadwyżki do województwa i skarbu państwa. Po drugie, likwidując stanowiska radnych – po co oni, skoro mamy sołtysów? Po trzecie wreszcie, to wszyscy pełnoletni mieszkańcy gminy decydują o wydawaniu swoich pieniędzy zebranych na koncie gminnym w Banku Spółdzielczym. A do zarządzania nimi wybierają sprawnego zarządcę, a nie tego czy innego partyjnego przydupasa. I to wystarczy, żeby uzdrowić samorząd. Uczynić z niego żywy i sprawny organizm społeczny. Przywrócić wolność i odpowiedzialność, które przed wiekami uczyniły Polskę wielką. Tylko tyle i aż tyle proponuję w projekcie nowej konstytucji, w jej części dotyczącej samorządów.

Według mojego szacunkowego liczenia, około 1,5 miliona osób zatrudnionych w administracji, będących obecnie obciążeniem budżetu państwa polskiego, a zatem budżetu nas wszystkich, powinno natychmiast stracić stanowiska. Nie jestem rewolucjonistą, dlatego proponuję bardzo łagodne przejścia. Podobnie jak kiedyś zwalniani górnicy, niepotrzebni i tylko szkodzący rozwojowi Polski urzędnicy (żadnemu nawet nie dopiekę biurwą), za swoją ciężką dotychczasową pracę powinni zostać solidnie docenieni. Proponuję roczną odprawę. Jedyne, czym to zaowocuje, to wzrost polskiego PKB. Pomyślmy: 1,5 miliona osób przestanie przeszkadzać dotychczas pracującym, a zasili ich szeregi w warunkach rzeczywistego braku rąk do pracy w polskiej gospodarce. Zlikwidujemy tym samym zły stosunek zatrudnionych w rzeczywistej gospodarce w zestawieniu z zatrudnionymi w administracji i niepracującymi.

Zniknięcie 1,5-milionowej armii urzędników pomoże w modernizacji polskiej administracji i usprawni zarządzanie państwem. Automatyczne przemodelowanie systemu społecznego w stronę Anglii, a jeszcze bardziej Stanów Zjednoczonych – naszego najbardziej sprawdzonego sojusznika militarnego – spowoduje masowy powrót naszych rodaków zza Kanału La Manche. Ja prognozuję co najmniej 3% wzrost PKB, resztę niech doliczą fachowcy.

Ale żeby tego dokonać, należy pokonać ostatniego wroga, który mocno okopał się prawie w każdym z nas. A pochodzi jeszcze z czasów głębokiej komuny i został przez nią celowo zaprogramowany. A nawet wcześniej został przez zaborców jako wirus wprowadzony w polski krwiobieg narodowy.

Ten wróg to fałszywy, patologiczny obraz bliźniego, tak obcy naszej chrześcijańskiej wierze. To dogmat, że większość ludzi nie nadaje się do samodzielnego podejmowania decyzji, że podejmuje decyzje złe i głupie. To rozpowszechnione mniemanie prowadzi do fałszywej konkluzji, że indywidualny człowiek powinien być w jak największym stopniu pozbawiony możliwości decydowania o sobie i swoim najbliższym otoczeniu

Rodzi to fałszywy elitaryzm, wprowadza automatyczną hierarchizację i tym samym buduje społeczną piramidę podległości. Od Centrali do najmniejszego obywatela przygniatanego ciężarem wszystkich wyżej leżących kamiennych bloków.

I to powinna być rzeczywista płaszczyzna sporu o polski samorząd. Ale sporu nie o jego obsadę personalną, ale o jego kształt. Czas najwyższy ten właściwy spór zacząć. Dla pomyślnej przyszłości naszej ojczyzny, naszych współobywateli i nas samych. Mój ulubiony żyjący przywódca, Jarosław Kaczyński, w jednym z ostatnich wystąpień zaproponował, żeby nie numerować Polski, bo Polska powinna być jedna i wielka. I oni, Dobra Zmiana, po wygraniu samorządów taką Polskę zbudują. Otóż numeruję Polskę tylko i wyłącznie dla wygody umysłu, swojego i czytelników. Moja wizja V Rzeczypospolitej, jak ją dla logicznego porządku nazywam, to Polska wielka i silna. Wielka i silna wolnością, odpowiedzialnością i zamożnością jej obywateli. Polska prawdziwie samorządna i samorządowa. IV Rzeczpospolita, jaką próbuje obecnie wdrożyć obóz Dobrej Zmiany, to wizja Polski centralnie zarządzanej. Z obywatelami w pełni podporządkowanymi strukturom biurokratycznego państwa.

Oczywiście, czego nie wykluczam i nie neguję, takie państwo mogłoby być zewnętrznie silne. Pod jednym jednak warunkiem: musiałoby wcześniej być silne gospodarczo i strukturalnie, i mieć posłusznych władzy niewolników, a nie obywateli. Takie państwo można by zbudować na ziemiach niemieckich, od biedy ruskich, gdyby ministrem spraw wewnętrznym został jakiś Potiomkin, a premierem Niemiec.

Wygranej IV Rzeczypospolitej i wyrzuceniu na śmietnik resztek po III RP jednak z całych sił kibicuję. W końcu, jak mawiali mądrze nasi przodkowie, na bezrybiu i rak ryba.

PS. A na wybory samorządowe oczywiście nie pójdę. Po co mam mieć udział w demoralizowaniu człowieka, który mógłby zostać radnym albo nawet wójtem w obecnej RP III i 1/2.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Samorząd – integralna część patologicznego systemu III RP” znajduje się na s. 5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Samorząd – integralna część patologicznego systemu III RP” na stronie 5 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Michał Karnowski: Wynik wyborów może być rozczarowaniem dla PiS, który trochę zapomniał, dzięki czemu zdobył władzę

Dziennikarz „W Sieci” wskazał, że samorządowa kampania wyborcza unaoczniła całą patologię rynku medialnego w Polsce, z wyraźną dominacją finansową niemieckiej prasy, która wyraźnie wsparła opozycję.

Michał Karnowski, dziennikarz tygodnika Sieci oraz portalu wPolityce i telewizji wPolsce wskazał, że kończąca się kampania samorządowa pokazała, jak zdeterminowana jest tzw. opozycja totalna, w swojej walce o władze: To jest bardzo brutalna kampania. Testowano różne brudne chwyty, jak wpompowanie pieniędzy gdzieś z boku po stronie systemu III RP siły. Do tego dochodzi brak zmiany systemu medialnego i brak korekty strumieni finansowych, gdzie olbrzymie pieniądze płyną wyłącznie do mediów establishmentu III RP. Te ośrodki były wstanie wpłynąć na umysły Polaków. (…) System III RP pokazał pazury i to, że jest w stanie się bronić, jeżeli rządzący czegoś nie zmienią, to te „duże” wybory mogą przynieść wyniki, niebędące całkiem pomyśli ekipie dobrej zmiany.

Mamy poczucie, że dla Polaków wybory samorządowe są ważne i że społeczeństwo poczuło, że ma wpływ na wybór władz lokalnych, ale na poziomie wyższym, jak prezydenci wielkich miast czy sejmiki wojewódzkie już gra wielka polityka, z partyjnymi szyldami – podkreślił Michał Karnowski.

Gość Poranka Wnet podkreślił, że nie powinna się prosto przekładać wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich na poparcie dla partii politycznych na poziomie ogólnokrajowym: Prawica pokazała, że ma młodych ludzi, którzy potrafią pięknie walczyć i mówiąc kolokwialnie „gryźć trawę”. To pokazali tacy kandydaci jak, Małgorzat Wasserman, Patryk Jaki czy Kacper Płażyński. PiS pokazał, że ma młode pokolenie. (…) Mówienie, że to jest sondaż popularności partii, jest niebezpieczne, bo w wybory samorządowe mają swoją specyfikę. Wynik wyborów do sejmików nie jest do końca reprezentatywny.

O wyniki tych wyborców można się trochę bać, bo chodzi o władzę nad ogromną częścią kraju. Uderzenie taśmowe pokazuje, że niemieckie zasoby medialne nie cofną się przed niczym i zostaną użyte bezwzględnie i do końca – podkreślił dziennikarz tygodnika Sieci.

Dziennikarz opisał również kampanię wyborczą prowadzoną przez Koalicję Obywatelską: Wydaje się, że opozycja po bardzo różnych analizach, którędy pójść, czy w stronę rewolty ulicznej, czy straszeniem polexitem, zdecydowali się, że warto wszystkich przedstawiać jako „Misiewiczów” czy ludzi pazernych. To ma pokazać, że w zasadzie, wszyscy są tacy sami i nie ma realnego wyboru.

Zdaniem Michała Karnowskiego obecna ekipa rządząca w niektórych elementach swojej polityki, nie kontynuuję zapowiedzi programowych, głoszonych przed wyborami przesuwając się w stronę centrum: PiS trochę zachłysnęło się wizji modernizacji i innowacyjności, a zapomniało o tym, co wyniosło prawicę do władzy, kiedy mówiła o wartościach, o obronie tradycji. Trzeba patrzeć, jak to robi się na Węgrzech, gdzie pokazuje się otwarcie, że wpływ Sorosa są realnym zagrożeniem. Na przykład w zakresie imigranci PiS skorygowało kurs i poszło bardziej w kierunku krajów zachodnich – zaznaczył w Poranku Wnet Michał Karnowski, podkreślając, że PiS powinno bardziej wzorować się na działaniach rządu Fideszu, a nie polityków z Berlina i Paryża.

ŁAJ

Marian Piłka: Tylko sukces wyborczy Kukiz’15 pozwoli na stworzenie konserwatywnej koalicji na Mazowszu [VIDEO]

Gościem Krzysztofa Skowrońskiego w Poranku Wnet był Marian Piłka, rady sejmiku mazowieckiego z Prawicy Rzeczpospolitej, obecnie współpracującej w wyborach samorządowych z ruchem Kukiz’15.

Gość Poranka Wnet podkreślił, że za rządów koalicji PSL-PO na Mazowszu województwo został znacznie zadłużone: Trzeba powiedzieć, że nastąpiło znaczne zadłużenie województwa mazowieckiego, na co wpłynęły inwestycje, które miały zapewnić popularności PSL-owi. (…) W tej kadencji jest duży przypływ pieniędzy z podatków, które są wydawane na bardzo różne cele. Trzeba przeanalizować i zmienić cele polityki inwestycyjnej województwa, chociażby przy inwestycjach drogowych.

Z badań, które są publikowane, jest w zasadzie pewne, że PiS wygra wybory na Mazowszu, ale jeżeli Kukiz’15 nie wejdzie do sejmiku, to nie będzie możliwości stworzenia konserwatywnej większości – podkreślił Marian Piłka.

Polityk Prawicy Rzeczpospolitej wskazał na skręt do centrum, który w ostatnich latach wykonała rządząca partia: Po trzech latach rządów PiS mam mieszane uczucia. Bardzo dobrze oceniam uszczelnienie VAT-u, również program 500 plus oceniam pozytywnie, chociaż powinno być zwiększenie wsparcia na trzecie i kolejne dzieci tak, żeby wzmocnić trend prodemograficzny. Niepokoi mnie skręt w lewo obecnej ekipy w zakresie polityki imigracyjnej, ochrony życia, zgody na armię europejską, a ostatnio Jarosław Kaczyński nie wykluczył koalicji z SLD.

Narastający konflikt amerykańsko-chiński będzie groźny dla Polski, ponieważ Waszyngton, żeby wygrać tę rywalizację, będzie musiał się dogadać z Rosją i czymś jej za poparcie zapłacić. Dlatego musimy zwiększyć wydatkowanie na armię do 4 procent PKB – zaznaczył Marian Piłka.

ŁAJ

Praca społeczna to dla mnie pasja i obowiązek. Jedno i drugie. Walczmy o swoje racje tam, gdzie możemy – w samorządach

Do działalności społecznej trzeba dorosnąć. Nie chcę przez to powiedzieć, że działać nie powinni ludzie młodzi. Jednak uważam, że określony bagaż doświadczeń życiowych jest bardzo pożądany.

Adam Frąckowiak

Adam Frąckowiak. Fot. A. Tabaczyńska

Byłem przeciwnikiem prób realizacji przez władze poprzedniej kadencji sprzedaży Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Nowym Tomyślu. W latach, gdy masowo wyprzedawano polskie zakłady i przedsiębiorstwa, starałem się zatrzymać w majątku miasta to strategiczne przedsiębiorstwo. Udało się. Wywalczyłem też transmisję z posiedzeń Rady Miasta, którą przez wiele miesięcy po prostu opłacałem. Jestem właścicielem jedynego w Polsce patentu na kąpielowe baseny rozporowe. A jednocześnie jestem kierowcą, który w swoim życiu zawodowym przejechał ponad trzy miliony kilometrów bez wypadku. Na łamach „Kuriera WNET” publikowane były fragmenty mojej książki Tirem do Iranu, którą w liczbie ponad 4000 egzemplarzy kupili czytelnicy z Polski, kilku krajów Europy, a nawet Ameryki Północnej.

Praca społeczna to dla mnie pasja i obowiązek. Jedno i drugie. To się ma w sobie albo nie. Uważam też, że do działalności tego typu trzeba zwyczajnie dorosnąć.

Młody człowiek ma inne zadania życiowe, inne cele zawodowe. Wychowuje małe dzieci, wspina się po szczeblach kariery – jednym słowem, dorabia się. Gdy dzieci nie potrzebują już tyle uwagi, człowiek wybudował dom, a posadzone drzewo przybrało kilkanaście słojów, może zaproponować swój czas i energię społeczeństwu.

Nie chcę przez to powiedzieć, że działać nie powinni ludzie młodzi. Jednak uważam, że określony bagaż doświadczeń życiowych jest bardzo pożądany. (…)

Nie jest łatwo w naszym mieście być zwolennikiem wartości, które reprezentował prezydent Lech Kaczyński. Przemysł pogardy w bardzo namacalny sposób stale oddziałuje na opinię publiczną. Warto też podkreślić, że w miastach takich jak Nowy Tomyśl nie ma mowy o anonimowości poglądów. Mimo to ruch społeczny, jakim jest Klub Gazety Polskiej, cały czas trwa. Spotkajmy się w przy urnach, walczmy o swoje racje i poglądy tam, gdzie możemy – w samorządach.

Artykuł Adama Frąckowiaka pt. „Walczmy, gdzie możemy” znajduje się na s. 3 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Frąckowiaka pt. „Walczmy, gdzie możemy” na s. 3 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie byłoby Polski bez Wielkopolski. Moim marzeniem jest powrót Wielkopolski do jej korzeni ideowych i politycznych

Wybory w stulecie odzyskania niepodległości i zwycięskiego powstania wielkopolskiego to wielka szansa i obowiązek. Wielkopolanie będą mieli okazję kolejny raz pokazać, że łączy nas miłość Polski.

Jerzy Wierzchowiecki

Jestem lekarzem. Pracuję w szpitalu w Grodzisku Wielkopolskim na stanowisku ordynatora Oddziału Internistyczno-Kardiologicznego. Kandyduję do Sejmiku Wielkopolskiego, bo pragnę reprezentować ludzi o zbliżonych nie poglądach politycznych, ale wartościach. Dla mnie tym wspólnym mianownikiem jest Wielkopolska. Pochodzę z tradycyjnej, wielkopolskiej rodziny lekarskiej. Mam 52 lata, a od 23 jestem żonaty. Z żoną Agnieszką mamy trzech synów. Historia, która  jest moją pasją, uczy, że nie byłoby Polski, gdyby nie Wielkopolska. Dlatego moim marzeniem jest powrót Wielkopolski do jej korzeni ideowych i politycznych. Myślę tu o czasach pokolenia wielkopolskich społeczników, zwanego pokoleniem księdza Wawrzyniaka. A także o rodzinach wielkopolskich, które nie tylko stały na straży wiary katolickiej i języka ojczystego, ale dumy z własnej tradycji i tożsamości – z bycia Polakiem.

To postawa tych ludzi zainspirowała mnie do powołania w Grodzisku Wielkopolskim Akademii Republikańskiej. Do tej ideowości odnosimy się od 2017 roku podczas spotkań organizowanych przez Akademię. Społecznicy wielkopolscy tamtych czasów nie mogli się spodziewać, że osobiście doczekają zwycięstwa, gdyż nie było wtedy najmniejszych przesłanek, by państwo polskie odrodziło się za ich życia. Pracowali dla przyszłych pokoleń.

Październikowe wybory w stulecie odzyskania niepodległości, w stulecie zwycięskiego powstania wielkopolskiego to wielka szansa i obowiązek. Wielkopolanie będą mieli okazję kolejny raz w historii pokazać, że łączy nas miłość do Polski. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że to właśnie samorząd ma kluczowe znaczenie dla gospodarki i jednocześnie jakości życia obywatela. Dobra zmiana tylko w rządzie to za mało, co w najdrobniejszych szczegółach widać z perspektywy miast powiatowych.

Jestem lekarzem-praktykiem i wiem dobrze, że skuteczne i szybkie wyleczenie chorego to nie tylko poprawa jakości życia pacjenta, ale także niższe koszty działania służby zdrowia. Priorytetem więc będzie dla mnie poprawa efektywności lecznictwa w miastach powiatowych, takich jak Grodzisk, Wolsztyn, Nowy Tomyśl, Zbąszyń, Kościan, Krotoszyn, Rawicz i Leszno. Moje doświadczenie wskazuje, że chorzy oczekują na opiekę lekarską na tym samym poziomie, co w ośrodkach wielkomiejskich. Można zniwelować te różnice choćby poprzez pozyskanie niezbędnej kadry lekarskiej i pielęgniarskiej oraz wyrównanie zaopatrzenia w sprzęt medyczny szpitali powiatowych.

Artykuł Jerzego Wierzchowieckiego pt. „Z perspektywy powiatu” znajduje się na s. 3 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Wierzchowieckiego pt. „Z perspektywy powiatu” na s. 3 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Piotr Ikonowicz: Komisja Weryfikacyjna to Trybunał Ludowy, który rozlicza zbrodnie popełnioną na Warszawie [VIDEO]

Zdaniem kandydata na prezydenta Warszawy obecnie palącą sprawą jest rozwój komunalnego budownictwa mieszkaniowego, realizowanego przez miasto oraz walka z korupcją wśród urzędników miejskich.

Gościem Poranka Wnet był Piotr Ikonowicz przewodniczący Ruchu Sprawiedliwość Społecznej oraz kandydat na prezydenta Warszawy. Osią programu Piotra Ikonowicza jest rozwiązanie problemów lokalowych w Warszawie, poprzez prowadzenie aktywnej miejskiej polityki mieszkaniowej i walka z patologiami na rynku nieruchomości w stolicy: Nie ma ważniejszej potrzeby dla wspólnoty samorządowej jak polityka mieszkaniowa – podkreślił gość Poranka Wnet.

W czasie rozmowy Piotr Ikonowicz podkreślił, że miejska polityka mieszkaniowa za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz w zasadzie nie była prowadzona, a jeżeli cokolwiek już się w Warszawie robił, to zawsze jakiś cwaniak czy złodziej, na tym zarabia.

Warszawiaków, a zwłaszcza młodych warszawiaków, nie stać na zaciągnięcie kredytu hipotecznego ani na wynajęcie mieszkania na wolnych rynku. Obecnie mamy do czynienia w stolicy z nędzą mieszkaniową, gdzie kilka pokoleń mieszka w tym samym mieszkaniu – pokreślił Piotr Ikonowicz.

Zdaniem gościa Poranka Wnet konieczne jest szybkie przyjęcie ustawy reprywatyzacyjnej, która oddali wszelkie roszczenia: Jeżeli nie będzie ustawy reprywatyzacyjnej, która po 70 latach zamknie ten rozdział historii Warszawy, to mamy ustawę kongresu amerykańskiego [ustaw JUST], która przewiduje roszczenia zagraniczne. Polska już jest pokrojona jak pizza, i już chcieli podawać na stół, ale wtedy Jaki wyskoczył z ustawą [reprywatyzacyjną], że nie oddajemy kamienic z lokatorami i że nie oddajemy w naturze, na to Amerykanie warknęli i tupnęli, były też wizyty pani ambasador Izraela i okazało się, że PiS w tej sprawie podwinął ogon pod siebie.

W Poranku Wnet Piotr Ikonowicz wskazał, że kwestia obecna władza ruszyła kwestię rozliczeń za reprywatyzacje, ale działania w dużym stopniu mają charakter polityczny, a nie pomagają ofiarom czyścicieli kamienic: W sprawie reprywatyzacji obecna władza rzeczywiście idzie trochę na skróty. Moim zdaniem Komisja Weryfikacyjna, to jest rodzaj trybunał ludowego, ale bardzo dobrze, bo dokonano zbrodni, a jak jest zbrodnia, to są trybunały, a nie ma innego sposobu na zbrodniarzy.

Rafał Trzaskowski przypomina mi francuskiego prezydenta Macrona. Zawsze podejrzewałem, że Macron to jest taki robot i jak byśmy go otworzyli, to tam będzie jedna sprężyna i dwie baterie i mniej więcej kimś takim jest Rafał Trzaskowski. To jest taka wydmuszka pijarowa, bez żadnej treści – podkreślił Piotr Ikonowicz.

ŁAJ