Prof. Piotr Bajda: w rządzie będziemy mieli do czynienia z rekonstrukcją kroczącą. Chodzi o podtrzymywanie napięcia

Rząd Donalda Tuska / Fot. Fot: Krystian Maj/KPRM, Flickr, CC BY-NC-ND 2.0

Radosław Sikorski – jako nowy wicepremier – będzie tym, który z ramienia rządu najbardziej będzie walczył z prezydentem Karolem Nawrockim – prognozuje politolog.

Rzecznik rządu [Adam Szłapka] nie ma łatwego zadania – z jednej strony chciałby po prostu z tego zrobić wielkie, ogromne wydarzenie, praktycznie nowe otwarcie nowego sezonu, nie wiem, tak jak w lidze piłkarskiej, a de facto to to rzeczywiście wygląda na to, że sporo osób zostanie na swoich miejscach, co najwyżej po prostu zostanie trochę poprzesuwanych

zwraca uwagę prof. Piotr Bajda w rozmowie z Łukaszem Jankowskim.

Prof. Mieczysław Ryba: Sikorski jest zbyt obciążony, by być dobrym liderem PO

Radosław Sikorski nowym premierem w drugiej połowie kadencji?

Dopóki nie będziemy jakiejś konkretnej propozycji ze strony instytucji zachodnich, czy to Unii Europejskiej, czy coś podobnego, to Tusk jest w stanie tutaj trwać. On dla wielu jest takim trochę zwornikiem, który pozwala na to, żeby utrzymywać jakieś relacje w ramach tej koalicji

tak gość „Odysei Wyborczej” wyjaśnia swój sceptycyzm wobec rozważanego medialnie scenariusza wymiany szefa rządu.

/awk

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Gaya Mammadov: Powrót Zachodnich Azerbejdżan do Armenii to przede wszystkim kwestia praw człowieka

Gaya Mammadov, wiceprzewodniczący zarządu Wspólnoty Zachodniego Azerbejdżanu

Jaśmina Nowak rozmawia z Gayą Mammadowem, parlamentarzystą i wiceprzewodniczącym zarządu Wspólnoty Zachodniego Azerbejdżanu o sytuacji w jego kraju.

Dr Witold Repetowicz podczas wystąpienia w mediach zwrócił uwagę, że używanie terminu „Zachodni Azerbejdżan” w odniesieniu do terytorium dzisiejszej Armenii może być postrzegane jako forma roszczeń terytorialnych. Jak odniósłby się Pan do takich obaw?

Użycie terminu „Zachodni Azerbejdżan” wynika z prawa do samoidentyfikacji. Azerbejdżanie pochodzący z terytorium Armenii nazywają siebie „Zachodnimi Azerbejdżanami”, co ma solidne podstawy historyczne. Obecność Azerbejdżan na tych terenach była dość znacząca. W 1828 roku, gdy Rosja kupowała i anektowała Chanat Erywański, państwo azerbejdżańskie, którego terytorium w dużej mierze odpowiada terytorium dzisiejszej Armenii, ponad 80 proc. ludności stanowili Azerbejdżanie. Wszyscy oni zostali wygnani w licznych falach deportacji w ciągu ostatniego stulecia, z których ostatnia miała miejsce w latach 1987–1991.
Obecnie używanie terminu „Zachodni Azerbejdżan” ma wyłącznie konotacje historyczne i kulturowe i nie wiąże się z żadnymi roszczeniami politycznymi ani prawnymi. Wspólnota Zachodniego Azerbejdżanu wielokrotnie podkreślała, że szanuje integralność terytorialną i suwerenność Armenii oraz dąży do powrotu przesiedlonych Azerbejdżan do ich domów w Armenii, wyłącznie zgodnie z prawem międzynarodowym i w sposób pokojowy. Przekazaliśmy to na piśmie premierowi Armenii oraz Sekretarzowi Generalnemu ONZ. Uznajemy, że Armenia jest suwerennym, niepodległym państwem, uznanym przez społeczność międzynarodową i członkiem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Oczekujemy, że Armenia wypełni swoje zobowiązania w zakresie praw człowieka jako państwo członkowskie ONZ — nic więcej, nic mniej.

Zachodni Azerbejdżan — pamięć, dziedzictwo i przyszłość. Wywiad z ambasador Nargiz Gurbanovą

W niedawnym wywiadzie Ambasador Azerbejdżanu w Polsce, Jej Ekscelencja dr Nargiz Gurbanova, wskazała na dynastię Safawidów jako państwo azerbejdżańskie. Dr Repetowicz argumentuje, że Safawidzi byli dynastią perską, a ich państwo było odrodzonym Iranem. Na jakich źródłach i narracjach historycznych opiera się Azerbejdżan, przedstawiając ich jako część swojego dziedzictwa?

Dynastia Safawidów, zgodnie z wszelkimi definicjami, była dynastią turkijską, posługującą się językiem azerbejdżańsko-turkijski. Początkowo osiedlili się w Ardabilu na terytorium Południowego Azerbejdżanu, zamieszkałego głównie przez ludność turkijską, i opierali się na ogromnej armii składającej się przede wszystkim z turkijskich plemion Kizylbaszów.
Założycielem dynastii był Szach Ismail I. Główne źródła dotyczące okresu Safawidów — “Tarikh-i alam ara-yi Abbasi” autorstwa Iskender beja Munszi (koniec XVI w.) oraz “Ahsanu at-tavarikh” autorstwa Hasan beja Rumlu (ukończone w drugiej połowie XVI w.) — wskazują, że młody Ismail początkowo podjął walkę o „padyszachat Azerbejdżanu” [Iskender bej Munszi, tekst perski, s. 27] i “… w lipcu 1501 roku został koronowany w Tebrizie na szacha Azerbejdżanu”.
Przodkiem Szacha Ismaila ze strony ojca był założyciel zakonu Safawidów Sufickich— Szejk Safi ad-Din Ardebili. Jeśli chodzi o genealogię Ismaila ze strony matki, był on wnukiem Uzuna Hasana Akkojunlu. Gdy młody Szach Ismail objął tron w Tebrizie w 1501 roku, uważał się za prawowitego następcę Uzuna Hasana, co potwierdzają zarówno źródła pisane, jak i wszystkie dokumenty z archiwów weneckich.
W 1503 roku, stawiając czoła pretendentom do tronu państwa Akkojunlu, Szach Ismail przejął kontrolę nad kolejnymi terytoriami należącymi wcześniej do tego państwa, a następnie ogłosił się również szachanszachem Iranu, zachowując jednocześnie tytuł szacha Azerbejdżanu. Wiadomo, że w okresie średniowiecza, używanie wielu tytułów przez władców było powszechną praktyką.

Czy nie obawia się Pan, że debaty historyczne mogą utrudniać proces pojednania i budowania trwałego pokoju w regionie?

Państwa pytanie dotyczy znaczenia historii wrozwiązywaniu współczesnych problemów. To naturalne, że każdy naród jest dumny ze swojej przeszłości. Jednak kwestie pokoju i bezpieczeństwa rzadko można rozwiązać, trzymając się kurczowo historii. Sytuacja staje się szczególnie niebezpieczna, gdy historia jest zniekształcana w celu podporządkowania jej radykalnym ideologiom. Widzimy to wyraźnie w Armenii, gdzie megalomańska koncepcja „Wielkiej Armenii” wykorzystywana jest do promowania ekspansji terytorialnej, wyższości etnicznej i dyskryminacji rasowej.
Uważam, że największym zagrożeniem dla pokoju jest właśnie ideologia dyskryminacji rasowej i radykalnego nacjonalizmu, która dominuje w Armenii. Obserwowaliśmy to wielokrotnie w wypowiedziach armeńskich liderów politycznych — chociażby w nagraniu przemówienia pierwszego prezydenta Armenii, Lewona Ter-Petrosjana, z 1993 roku, w którym przedstawiał „całkowite oczyszczenie Armenii i Karabachu z innych grup etnicznych” jako osiągnięcie historyczne. Również wypowiedzi drugiego prezydenta, Roberta Koczarjana, z mównicy organizacji międzynarodowej, w których twierdził, że „Azerbejdżanie i Ormianie są etnicznie niekompatybilni”.
Armenia może promować pokój i pojednanie, eliminując panującą w kraju radykalną ideologię, nawiązując dialog ze Wspólnotą Zachodniego Azerbejdżanu, tworząc warunki do bezpiecznego i godnego powrotu Azerbejdżan wypędzonych z Armenii oraz kładąc kres polityce niszczenia i zniekształcania dziedzictwa kulturowego należącego do narodu azerbejdżańskiego. Niestety, wspomniane wyżej słuszne apele społeczności azerbejdżańskiej wygnanej z Armenii pozostają do dziś bez odpowiedzi.

Jak postrzega Pan kwestię dziedzictwa kulturowego w kontekście pokoju i pojednania między dwoma krajami?

Rzeczywiście, kwestia dziedzictwa kulturowego jest jednym z kluczowych elementów pokoju i pojednania. Niestety, w wyniku długoletniego konfliktu między oboma narodami, dziedzictwo kulturowe poniosło znaczne straty. Niedawne przeprowadzone obiektywne badanie, oparte na porównawczych zdjęciach satelitarnych (przed i po) wykazało znaczne zniszczenia dziedzictwa kulturowego Azerbejdżanu, w tym setek meczetów i cmentarzy na terytorium Armenii.
Naprawa zniszczeń i profanacja dziedzictwa kulturowego ma kluczowe znaczenie dla osiągnięcia trwałego pokoju i pojednania. Konieczne jest przeprowadzenie kompleksowych badań przez wiarygodną stronę trzecią z bezpośrednim dostępemdo obiektu, a następnie opracowanie planu renowacji zniszczonych i uszkodzonych obiektów dziedzictwa kulturowego. Rząd Azerbejdżanu oraz Wspólnota Zachodniego Azerbejdżanu, jako strona zainteresowana, zwróciły się do UNESCO z prośbą o wysłanie misji rozpoznawczej do Armenii w celu oceny szkód wyrządzonych dziedzictwu kulturowemu Azerbejdżanu. Niestety, Armenia do tej pory nie wyraziła zgody na przyjęcie takiej misji.

W jaki sposób kwestie powrotu przesiedlonych Azerbejdżan do Armenii wiążą się z procesem pokojowym między tymi dwoma krajami?

Uważamy, że nasz powrót oraz podpisanie porozumienia pokojowego to dwie ważne, ale niezależne kwestie. Chociaż nie są one od siebie bezpośrednio uzależnione, postęp w jednej dziedzinie z pewnością może przyczynić się do postępu w drugiej – niezależnie od tego, która nastąpi jako pierwsza.
Naszym zdaniem powrót Azerbejdżanu do Armenii to przede wszystkim kwestia praw człowieka i zobowiązanie, które Armenia musi wypełnić, niezależnie od stanu i charakteru stosunków politycznych z Azerbejdżanem. Istnienie sporów politycznych między tymi dwoma krajami nie może usprawiedliwiać uniemożliwiania powrotu przesiedlonym Azerbejdżanom, którzy są prawowitymi mieszkańcami tego kraju i zostali z niego przymusowo wypędzeni.
Jeśli chodzi o proces pokojowy, silna determinacja rządu Azerbejdżanu w dążeniu do osiągnięcia trwałego pokoju zasługuje na powszechne uznanie. Azerbejdżan to kraj, który ogromnie ucierpiał w wyniku konfliktu. Na jego ziemi zginęło ponad dwadzieścia tysięcy obywateli Azerbejdżanu. Zniszczeniu uległo około tysiąca miast i wsi. 13% terytorium Azerbejdżanu jest zaminowane i skażone niewybuchami. Wartość strat poniesionych przez Azerbejdżan przekracza 150 miliardów dolarów. Pomimo tego to Azerbejdżan zainicjował proces pokojowy i zaproponował projekt porozumienia pokojowego, którego negocjacje zostały już zakończone. Armenia musi usunąć pozostałe przeszkody w podpisaniu porozumienia pokojowego, a przede wszystkim wyeliminować ze swojej konstytucji roszczenia terytorialne wobec Azerbejdżanu oraz wyrazić zgodę na rozwiązanie Grupy Mińskiej OBWE. Armenia powinna również wypełnić swoje zobowiązania do zapewnienia niezakłóconej komunikacji między różnymi częściami Azerbejdżanu.
Jesteśmy pod wrażeniem niedawnych rozmów między prezydentem Azerbejdżanu a premierem Armenii, które odbyły się 10 lipca 2025 roku w Abu Zabi i które obie strony oceniły jako pozytywne i konstruktywne. Mamy nadzieję, że trwały pokój w naszym regionie zostanie wkrótce osiągnięty.

Rozmawiała Jaśmina Nowak

Donald Trump: Liban musi być wielki – Studio Bejrut – 22.07.2025 r.

Przedstawiciele obecnej amerykańskiej administracji regularnie odwiedzają Liban; 20 lipca do Bejrutu po raz kolejny przyleciał ambasador USA w Turcji Tom Barrack.

  • Jaka jest obecna sytuacja społeczna, gospodarcza i humanitarna Libanu i jak pomóc jego mieszkanców?
  • Jak wygląda ruch turystyczny w Libanie?
  • Jakie są plany Waszyngtonu na rozwój amerykańsko-libańskiej współpracy?

To główne tematy Studia Bejrut z 22 lipca 2025 r.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

 

Lewica konsekwentnie niszczyła Instytut Pileckiego? Prof. Magdalena Gawin o celowym wygaszaniu instytucji

Magdalena Gawin, fot. Radio Wnet

Ta koalicja rządząca nie była w stanie zniszczyć tego Instytutu wprost, dlatego, że nie jest powołany na mocy rozporządzenia, tylko ustawą – mówi była dyrektor Instytutu Pileckiego Magdalena Gawin.

W ubiegłym tygodniu aktualne działania Instytutu Pileckiego stały się przedmiotem szerokiej dyskusji publicznej. Kontrowersje wzbudził m.in. niejasny status programu „Zawołani po imieniu”, mającego za zadanie upamiętnić Polaków, którzy podczas II Wojny Światowej zginęli za udzielanie pomocy Żydom. Prof. Magdalena Gawin w rozmowie z Łukaszem Jankowskim odnosi się do licznych działań władzy, które w jej opinii mają na celu wygaszenie Instytutu. Najpierw jednak przypomina, jaka była misja założeniowa instytucji:

Chodziło o to, żeby stworzyć instytucję, która będzie pomocą dla Ministerstwa Kultury i Ministerstwa Spraw Zagranicznych w prowadzaniu polityki pamięci. I to takiej polityki pamięci, która odwołuje się do źródeł archiwalnych, zarówno polskich, brytyjskich, niemieckich. Dzięki niej możemy organizować wystawy w sposób szybki, łatwy i prosty. Nie musimy prosić ekspertów zagranicznych.

Jak mówi, działania Instytutu były oceniane negatywnie przede wszystkim przez Polaków:

Mamy największych wrogów, hejterów we własnym kraju.

Odpowiadając na pytanie, dlaczego tak się dzieje, mówi:

Wydaje się, że pewne obszary badań tradycyjnie przypisane dla lewicy kulturowej, bardzo radykalnej. I ta właśnie lewica z przedmiotu badań Holokaustu uczyniła swoją dominującą narrację.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz! 

Serwis bliskowschodni: spirala przemocy w południowej Syrii

Fot. materiały prasowe PKWP

W wyniku starć między milicjami druzyjskimi a bojówkami rządowymi w południowej Syrii zginęło ponad 300 osób.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Ostatnie dni przyniosły wzrost napięć w południowej Syrii, gdzie od przeszło tygodnia miały miejsce starcia między druzami (mniejszością religijną zamieszkującą prowincje Suwejda i Deraa) a sunnicką ludnością beduińską. Aby uspokoić sytuację, rząd w Damaszku zdecydował o wysłaniu do miasta Suwejda sił bezpieczeństwa. Według różnych relacji, te ostatnie miały dopuścić się fali przemocy wobec lokalnej ludności druzyjskiej, dokonując licznych egzekucji, grabieży i aktów upokorzenia.

Zaledwie kilka godzin po zajęciu Suwejdy przez oddziały lojalne wobec rządu Ahmada al-Szary, te ostatnie zostały zaatakowane przez siły izraelskie, zmuszając je do szybkiego opuszczenia miasta. Około godziny 14 czasu polskiego zbombardowano także kwaterę główną wojska syryjskiego w centrum Damaszku. Od momentu upadku rządów Baszara al-Asada w grudniu zeszłego roku, Izrael jednostronnie ogłosił się protektorem mniejszości druzyjskiej, która zamieszkuje również okupowane Wzgórza Golan. Władze izraelskie wielokrotnie ostrzegały również nowy reżim w Damaszku, że nie będą one tolerowały jakiejkolwiek obecności wojskowej na obszarach położonych na południe od stolicy Syrii.

Wszystko wskazuje na to, że do ataku izraelskiego na cele w Syrii doszło wbrew ostrzeżeniom Waszyngtonu, który liczy na współpracę z tymczasowym prezydentem tego kraju, Ahmadem al-Szarą. Na wiadomości o atakach zareagował sam prezydent Donald Trump, który za pośrednictwem platformy Truth Social wezwał Izrael do zaprzestania bombardowań. Od kilku tygodni przedstawiciele izraelscy i syryjscy mieli się spotykać m.in. w Azerbejdżanie w celu normalizacji stosunków bilateralnych.

Dla nowych władz w Damaszku wydarzenia na południu kraju są porażką strategiczną i wizerunkową. Z jednej strony, siłom rządowym nie udało się przejąć kontroli nad prowincją Suwejda, która w wyniku porozumienia o zawieszeniu broni pozostanie pod kontrolą milicji druzyjskich. Po raz pierwszy od dziesięcioleci doszło również do spektakularnego ataku izraelskiego na cele w sercu stolicy. Z drugiej strony, oddziały rządowe po raz kolejny dopuściły się ataków na członków mniejszości religijnych. Na początku marca doszło do masakr alawitów na wybrzeżu syryjskim, w czerwcu zaś miał miejsce krwawy zamach na kościół w Damaszku. Jednak do przemocy i różnych szykan wobec mniejszości dochodzi niemal każdego dnia, w różnych częściach kraju.

Oba te czynniki osłabiają autorytet prezydenta Ahmada al-Szary w oczach Syryjczyków, jak i wspólnoty międzynarodowej. Ostatnie wydarzenia wpisują się także w szerszy kontekst wspomnianych wcześniej negocjacji syryjsko-izraelskich, jak i rywalizacji Izraela z Turcją, głównym sponsorem nowych władz syryjskich.

/mm

Zobacz także:

Michał Bruszewski o nowej odsłonie konfliktu w Syrii

Ponad Oceanami: Izrael atakuje Syrię, antyimigranckie protesty w Europie, historyczna umowa pomiędzy Anglią a Niemcami

W audycji również m.in.: o nowym selekcjonerze Reprezentacji Polski i głosie Kościoła katolickiego ws. polityki imigracyjnej USA.

Alex Sławiński o bilateralnej umowie pomiędzy Anglią a Niemcami i tym, czego ona dotyczy.


Ojciec Paweł Kosiński i stanowisko amerykańskich biskupów dot. polityki imigracyjnej USA.


Arkadiusz Jarzecki o antyimigranckich protestach w Europie.


Jaśmina Nowak o ataku Izraela na obiekty wojskowe w Damaszku.


Ewa Jeneralczuk o wstrzymaniu prac nad drugim stanowym ośrodkiem detencyjnym dla nielegalnych imigrantów.


Małgorzata Kleszcz i wakacyjno-informacyjny raport z Półwyspu Helskiego.


Kamil Kowalik i sprawozdanie z konferencji z Janem Urbanem, nowym selekcjonerem Reprezentacji Polski w piłce nożnej.


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Portugalskie wyspy Atlantyku: Atlantyckie historie o przetrwaniu

Praia, Ilha de Santiago, Cabo Verde; David Gil; flickr.com; CC BY-SA 2.0

W dzisiejszym wydaniu República Latina porozmawiamy o portrecie kolonialnego portugalskiego Atlantyku pełnego kontrastów: od słonecznej Madery po Wyspy Zielonego Przylądka i dalej

Portugalskie Imperium Kolonialne było jednym z najwcześniejszych i najdłużej istniejących imperiów kolonialnych w historii. Trwało ono bowiem od XV do końca XX wieku. Portugalia, będąc jednym z pionierów europejskiej ekspansji kolonialnej, kontrolowała rozległe terytoria w Ameryce Południowej, Afryce, Azji i Oceanii. Ważną częścią tego imperium były archipelagi wysp: Azorów, Madery i Zielonego Przylądka położone na Oceanie Atlantyckim. Bo choć niewielkie terytorialnie, stanowiły one miejsce odpoczynku i uzupełnienia zapasów dla portugalskich i hiszpańskich żeglarzy. Ponadto w epoce kolonialnej były to ważne ośrodki handlowe.
W dzisiejszym wydaniu República Latina porozmawiamy o portrecie kolonialnego portugalskiego Atlantyku. Naszą przewodniczką w tej podróży będzie dr Agata Błoch, specjalistka od historii i współczesności świata luzofońskiego. Podróżować będziemy czasie i przestrzeni: od słonecznej Madery, aż po odległe Wyspy Zielonego Przylądka, a może i dalej. Każda z wysp, czy to ważny przystanek na handlowych szlakach, czy ukryty skrawek lądu na mapie, niesie swoją historię przetrwania. Od trzęsień ziemi i tsunami, przez susze i epidemie, aż po odnowę w duchu oświeceniowych reform markiza de Pombala. To opowieść o ludzkiej zaradności i sieci wzajemnych zależności, która połączyła metropolię z najdalszymi rubieżami imperium. Jak jak w obliczu katastrof naturalnych wyspy te stały się zielonym „oknem możliwości” dla całego imperium. Zastanowimy się także, co z kolonialnego imperium pozostało po dzień dzisiejszy na wyspach.

Na podróż po kolonialnym portugalskim Atlantyku zapraszamy już dziś o godz. 19H00!

Wójt Lipnicy Murowanej: ta gmina to ziemia z bogatą historią, sięgającą X wieku

Kościół św. Andrzeja w Lipnicy Murowanej/Fot. Radio Wnet 10.07.25

„Dziedzictwo i historia tutaj się przenikają, są fundamentem naszej tożsamości” – mówi Tomasz Gromala, wójt gminy Lipnica Murowana.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Zwiedzanie kościoła św. Leonarda w Lipnicy Murowanej z ks. Mariuszem Jachymczakiem

Zamordowane były kobiety, staruszkowie i dzieci – Krzesimir Dębski o rzezi wołyńskiej w 82. rocznicę ludobójstwa

Krzesimir Dębski, fot. Anna Jaroszewicz/Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0

Rodzice Krzesimira Dębskiego cudem przeżyli zbrodnię wołyńską. Jego dziadkowie nie mieli już takiego szczęścia, zostali porwani i zamordowani. Lata później nasz gość patrzył w oczy ich mordercy.

Relacje jego bliskich oraz innych świadków tych wydarzeń, w tym Ukraińców, Krzesimir Dębski opisał w książce „Wołyń. Nic nie jest w porządku”. Wokół tej publikacji toczy się rozmowa z Konradem Mędrzeckim.

Na początku nasz gość patrzy wstecz i szuka pierwszych zalążków konfliktów polsko ukraińskich:

Kresy się polonizowały. Można powiedzieć, w XIX wieku, no i wcześniej też oczywiście, ponieważ, przepraszam, że to jest, nie chcę obrazić w ogóle narodu ukraińskiego, ani historii ukraińskiej, ale tak się stało, że przez katolicyzm Polacy, którzy byli katolikami w większości, stali się ludźmi nowocześniejszymi niż na przykład prawosławni, niż rusini, niż mieszkańcy, wywodzący się ze wschodu bardziej.

I kontynuuje wątek:

Był opór taki i tak, przed nowościami, przed wynalazkiem. Prawosławie troszeczkę ma w sobie taką konserwatywność, prawda? I na przykład wielkim był konfliktem, Sławoj Skłatkowski, który Sławojki wprowadzał. (…) I to było wszystko przyjmowane z wielkimi oporami, a szczególnie właśnie wśród Rusinów, wśród Ukraińców, którzy uważali, że to się niszczy w ten sposób, przepraszam, ale zapaleni nacjonaliści, tacy ukraińscy działacze, pisali, że to godzi w substancję prawdziwą kulturową ruskiego. Ukraińskiego chłopa, człowieka.

Potem przywołuje zdarzenia Krwawej Niedzieli:

Stało się tak, że po prostu zaatakowano w jedną niedzielę, 11 lipca i potem też były późniejsze, co niedzielę, prawda, kiedy były Polacy chodzili do kościołów. Ze wsi do Kościoła. Tak, bo trzeba wiedzieć, że to był teren pusty też już wtedy, po I wojnie światowej. Front I wojny światowej stał właśnie na Wołyniu, od Północy, od Dźwiny do Karpaty. I to trwało lata. Żadne zaopatrzenie, żadna pomoc, tylko żołdactwo jeszcze do tego jacyś i z jednej strony, z drugiej, z trzeciej strony i plus anarchiści jacyś czerwoni i no, rewolucja październikowa też to wszystko spowodowała.

Redaktor Mędrzecki zauważa, że te fakty stały się pożywką dla nacjonalizmu, a Krzesimir Dębski odpowiada tak:

Dla wszystkiego, dla odrodzenia się złego. Zła w absolutnej postaci. W czasie pierwszej wojny światowej to ludzie już bardzo chyba stali się obojętni na śmierć, na pomaganie, na jakieś ratowanie się, na solidarność międzyludzką. Straszliwe takie czasy. No i ten bakcyl zła, zbrodni już był na tamtych terenach. I wcześniej, i w czasie wojny, i potem właśnie ten krótki czas Polski przedwojennej.

Krzesimir Dębski, dotyka też wątku ekshumacji:

Ukraińcy twierdzą, że ekshumacje nie mogą się odbyć, no bo to obie strony były winne. No niestety to nie jest prawda, ponieważ sytuacja była taka na Wołyniu w tym właśnie 1943 roku, a już w 1939 roku się zaczęło, że mężczyźni młodzi powołani byli do wojska polskiego. W tym też Ukraińcy, którzy byli często po porządku, będąc w wojsku. Potem inni Ukraińcy dobijali rannych z polskiego wojska. Czasami też Ukraińców, którzy byli w tej armii. (…) W zasadzie nie było w ogóle mężczyzn w związku z tym.

Odnosi się też do wyników nielicznych ekshumacji, które jak dotąd przeprowadzono:

Zamordowane były kobiety, staruszkowie i dzieci. Nie ma, jak to środowiska nacjonalistyczne ukraińskie mówią, że to była symetryczna wojna, symetryczna wymiana. Nie. Nie było mężczyzn, więc nie mogło być żadnej wojny. Były nieliczne punkty oporu typu przebraże, czyli samoobrona, gdzie się Polacy, uciekając przed mordami, gdzie się zgromadzili w większej ilości. Ale tak, niestety, okazuje się, że te wszystkie ekshumacje, które były już, pokazują jasno. Było to ludobójstwo na bezdomnych ludziach, na resztkach Polaków, którzy tam jeszcze zostali.

Z niepokojem też patrzy na obecność nacjonalistycznej narracji w ukraińskiej edukacji:

Ta nieprawda, która się konserwuje w ukraińskim społeczeństwie, no ciągle jest coraz większa, bo przez ostatnie lata oświatą zarządzały na Ukrainie najmniejsze partie, najmniejsze ugrupowania polityczne. Wiadomo, jak rząd koalicyjny, ty to, ty to, a wy to dostaniecie historię. No i to okazuje się, że to byli nacjonaliści, którzy czad swój straszny, ten nacjonalistyczny, wpłaczają dzieciom w szkole podstawowej, w szkołach pierwszego stopnia tych nauczania, wszyscy tam dostają i to narrację niestety nacjonalistyczną. No taka narracja, która w żadnym kraju nie ma prawa bytu. Nie wiem, to kraj nacjonalistyczny jakiś, to kapuje, że to jest niezdrowe, prawda? Ukraińcy tego nie chcą zrozumieć, niestety.

Zauważa też, że duża część ukraińskiego społeczeństwa nie ma skąd dowiedzieć się prawdy:

Mnóstwo już książek polskich jest napisane na te tematy. Właściwie ukraińskich takich naprawdę to nie ma. Opisują jakieś tam kwestie, ale to zawsze niedopowiedzenia (…) Tu nie można nawet usłyszeć prawdy, no, czy Ukraińcy piszą o udziale ich jednostek niestety nacjonalistycznych, strasznych w powstaniu warszawskim? To tematy, które w ogóle nie nawet ruszone przez Ukraińców. Ja nie spotkałem jeszcze Ukraińca, młodego, starszego, którzy w Polsce, który by przeczytał Banderę. Jakieś pisma, manifesty, czy te wszystkie jego historie. No, więc oni wielbią kogoś, kogo w ogóle nie znają.

Kontynuując ten wątek, Krzesimir Dębski odnosi się do słów prof. Osadczuka:

To jest wstyd i hańba i jak się otworzy to, co napisał, co Bandera pisał i inni. Że to rzeczy, które trzeba było, żeby nie było złych konotacji z niemieckimi paleniami książek, że to trzeba byłoby natychmiast zniszczyć, schować, bo to jest wstyd dla narodu ukraińskiego. To jest wstyd intelektualny, wstyd moralny i wstyd w ogóle, który powinien być najczęściej opracowany, wskazany, że to była głupota i natychmiast przede wszystkim elementy tego myślenia natychmiast wycofać ze szkolnictwa. Z życia publicznego.

Dostrzega też inny problem:

Nawet jak teraz mamy telewizji obrazki z pogrzebów młodych Ukraińców, czy zginęli, prawda, na wojnie i uchowani na cmentarzu łyczakowskim. No i tam powiewa las czarno-czerwonych flag, czyli nacjonalistycznych. Nie ukraińskich. Nie ma tam. Bardzo mało się widzi. To jest… Już ci młodzi wszyscy ludzi i po prostu zaczadzeni tym nacjonalizmem. I to jest bardzo, niekorzystne dla narodu ukraińskiego, bo to właśnie propaganda putinowska wykorzystuje te fakty, że to przecież nacjonaliści, to faszyści, bo w rosyjsku faszysta to jest najgorszy już, jaki może być faszyści.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Przegląd bliskowschodni: wizyta Benjamina Netanjahu w Waszyngtonie

Donald Trump i Benjamin Netanjahu / Fot. U.S. Embassy Tel Aviv, WIkimedia Commons (Public Domain)

Wbrew oczekiwaniom Donalda Trumpa, wizyta premiera Izraela w Białym Domu nie przyniosła przełomu w kwestii zawieszenia broni w Strefie Gazy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

W poniedziałek 7 lipca do Waszyngtonu przybył premier Izraela Benjamin Netanjahu. Była to już trzecia jego wizyta w Białym Domu od zaprzysiężenia prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Głównym tematem ich rozmów była kwestia zakończenia wojny w Strefie Gazy w oparciu o propozycję zaprezentowaną kilka dni wcześniej przez Katar. Została ona wypracowana we współpracy z administracją amerykańską, którą reprezentował specjalny wysłannik prezydenta USA Steve Witkoff. Zakłada ona wstrzymanie ognia na 60 dni – czas, w którym miałby zostać opracowany długoterminowy plan pokojowy. Jest to propozycja w dużej mierze oparta jest na wcześniejszym rozejmie ze styczniu bieżącego roku, które dwa miesiące później zostało zerwane przez stronę stronę izraelską.

Jeszcze przed przybyciem Benjamina Netanjahu do Waszyngtonu, Donald Trump kilkakrotnie podkreślał, że chciałby, aby do porozumienia doszło jeszcze w tym tygodniu, naciskając tym samym na premiera Izraela. Z podobnym optymizmem wyrażał się Steve Witkoff, który stwierdził, że zdołano zmniejszyć liczbę kwestii spornych z czterech do jednej. W momencie, gdy liderzy Izraela i Stanów Zjednoczonych rozmawiali w Białym Domu, w stolicy Kataru Dausze odbywały się pośrednie rozmowy między przedstawicielami rządu izraelskiego i palestyńskiego Hamasu.

Wygląda jednak na to, że osiągnięcie porozumienia będzie bardziej skomplikowane, niż wyobrażał to sobie prezydent Stanów Zjednoczonych. Wbrew oczekiwaniom niektórych, nie doszło do przełomu w sprawie pokoju w Strefie Gazy podczas wizyty. Wydaje się także, że rozmowy prowadzone w stolicy Kataru zakończyły się fiaskiem. Steve Witkoff, który miał udać się do Dauhy w pierwszej połowie tygodnia, postanowił odłożyć swoją podróż.

/mm

Zobacz także:

Przegląd bliskowschodni: antychrześcijański terror w Syrii