Wiśniewska: Musimy bardzo mocno stawiać na nowoczesne technologie węglowe. KE sama łamie praworządność

Jakiego budżetu potrzebuje Unia? Czy lepiej być eurosceptykiem, czy eurorealistą? Jak państwa starej Unii korzystają na niej? W jaki sposób polski rząd ogranicza emisję CO2? Mówi Jadwiga Wiśniewska.

Ambitna Europa potrzebuje ambitnego budżetu.

Jadwiga Wiśniewska o negocjacjach w Unii Europejskiej nad nowym budżetem. Nasz gość ma nadzieję, że Mateusz Morawiecki będzie twardym „graczem przy unijnym stole”, aby uzyskać jak najwięcej środków dla kraju.  Chodzi o to, żeby „nie uszczuplać funduszu na rzecz spójności i zwiększyć na rzecz rolnictwa”. Środki przeznaczona na realizację tego pierwszego w krajach Grupy Wyszehradzkiej zwracają się starym członkom Unii, jak mówi europosłanka, w 80%.

Szczególnie potrzebują tego budżetu państwa, które mają miks energetyczny obciążony węglem, 70% w polskim miksie. Koszty muszą być sprawiedliwie rozłożone.

Podkreśla, jak ważną rolę w podziale budżetu odgrywa polityka Nowego Zielonego Ładu i jak Polska zmienia swoją gałąź energetyczną, aby dostosować się do ekologicznych trendów UE. Dla np. Francji, w której miksie energetycznym węgiel to tylko 3-4% transformacja energetyczna jest nieporównywalnie łatwiejsza. Wiśniewska podkreśla, że choć Polska nie przyjęła 2050 r. jako daty osiągnięcia neutralności klimatycznej, to nie znaczy, że rząd nie podejmuje działań na rzecz zeroemisyjności. Służy temu choćby gazoport czy Baltic Pipe. Zauważa, że

Musimy bardzo mocno stawiać na nowoczesne technologie węglowe.

Polskie zasoby węglowe można by wykorzystać do rozwoju ciepłownictwa systemowego. Komentuje także podnoszone kwestie o polskiej praworządności w UE oraz problemy gospodarcze w Europie.

Komisja nawołuje do przestrzegania praworządności, a sama tą praworządność łamie.

Rozmówczyni Krzysztofa Skowrońskiego rozmawiała z komisarz  Věrą Jourovą nt. planowanych działań wobec praworządności zwracając uwagę na sytuację w Czechach problemy jakie może zaraz mieć ich premier. Podkreślała, że w każdym kraju sytuacja jest inna. Komisja planuje bowiem ocenić stan praworządności w całej UE.

Po raz pierwszy pojawia się bardzo mocny zapis dotyczący Francji, Hiszpanii, Bułgarii, Rumunii.

Zdaniem eurodeputowanej KE nie ma kompetencji by to zrobić. Zwraca uwagę, że wiodącą grupą w europarlamencie jest EPL, którego przewodniczącym został Donald Tusk. Przypomina, iż Europejski Trybunał Obrachunkowy wskazał na niemożliwość zastosowania mechanizmu powiązania funduszy unijnych z praworządnością.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Czarnecki: Niemcy dalej będą wpłacać sześć razy więcej pieniędzy niż Polska

Ryszard Czarnecki o unijnym szczycie na temat budżetu UE na następne siedem lat, tym ile płacimy my, a ile Niemcy i co zyskują na UE ci ostatni.

Im większy unijny budżet, tym więcej pieniędzy dla Polski.

Ryszard Czarnecki mówi o rozpoczynającym się unijny szczycie Unii Europejskiej, na którym negocjowana będzie siedmioletnia perspektywa budżetowa. Pierwsze posiedzenie odbędzie się w czwartek. Stwierdza, że Komisja Europejska pod przewodnictwem Claude’a Junkera proponowała dla Polski 64 mld, zaś obecna 66 miliardów euro. Europoseł wierzy, że uda się uzyskać jeszcze więcej. Dodaje, że:

Niemcy dalej będą wpłacać sześć razy więcej pieniędzy niż Polska.

Składka niemiecka wynosi 26,5 mld a polska 4,5 mld euro. Ta pierwsza jest najwyższą w Unii, a ostatnia szóstą z kolei. Wyższą od nas składkę płacą także: Francja, Włochy, Hiszpania i Holandia (Niderlandy). RFN nie jest jednak tutaj pokrzywdzone, gdyż jednocześnie:

Niemcy rok w rok zarabiają rok w rok 200 mld euro na tym, że Unia istnieje. […] Niemieckie firmy często wygrywają przetargi.

Czarnecki wspomina, że za sześć lat nasza składka wynosić będzie ponad 6 mld.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Część krajów UE uzna niepodległość Państwa Palestyny? Tego obawia się izraelska administracja

Tel-Awiw jest zaniepokojony działaniami europejskich dyplomatów obawiając się, że zmierzają one do potępienia planu prezydenta Trumpa lub nawet do uznania niepodległości Państwa Palestyny.

Francja, Hiszpania, Portugalia, Finlandia, Malta, Irlandia, Belgia oraz Szwecja i Słowenia to kraje, których szefowie dyplomacji spotkali się w niedzielny na zaproszenie ministra spraw zagranicznych Luksemburga. Jean Asselborn, który zainicjował to niedzielne spotkanie pragnie przekonać państwa UE do uznania niepodległości Państwa Palestyny. Odbyło się ono w przeddzień spotkania wszystkich szefów dyplomacji krajów Unii. Nie jest to pierwsza taka inicjatywa ze strony długoletniego szefa luksemburskiej dyplomacji. Już w grudniu rozesłał on list (cytowany przez Onet.pl) do europejskich dyplomatów w którym pisał:

Uznanie Palestyny za państwo nie byłoby ani przysługą, ani pustym czekiem, ale prostym uznaniem prawa narodu palestyńskiego do własnego państwa. W żaden sposób nie byłoby to skierowane przeciwko Izraelowi. W istocie, jeżeli chcemy przyczynić się do rozwiązania konfliktu między Izraelem a Palestyną, nie możemy nigdy zapomnieć o warunkach bezpieczeństwa Izraela, a także o sprawiedliwości i godności narodu palestyńskiego.

Wówczas była to odpowiedź na decyzje prezydenta Donalda Trumpa, który uznał Jerozolimę za stolicę Izraela. Zdaniem Asselborna kraje Unii na proizraelską postawę Stanów powinny odpowiedź deklaracją propalestyńską. Teraz z krajów UE nie uznaje Palestynę za niepodległe Państwo uznają Cypr (od 1988) i Szwecja (od 2014 r.). Pozostałe, tak  jak  m.in. Polska utrzymują stosunki dyplomatyczne z Autonomią Palestyńską, ale nie uznają jej za niepodległe państwo.

Obecna inicjatywa Luksemburga związana jest z ogłoszonym przez Trumpra „dealem” stulecia. Wcześniej w tym miesiącu, jak przypomina portal ynet.nwes.com, szef unijnej dyplomacji Josep Borrell zagroził Tel-Awiwowi sankcjami jeśliby zdecydował się na jednostronną aneksje części Terytoriów Okupowanych, na których znajdują się osiedla żydowskie, zgodnie z planem Trumpa. Wypowiedź unijnego dyplomaty spotkała się z krytyką izrelskich władz, którym nie spodobało się również to, iż Borell na miejsce swojej pierwszej wizyty jako szefa dyplomacji UE wybrał Iran.

A.P.

Bault: Niemcy są ogarnięte bezprecedensową falą przemocy politycznej

Olivier Bault o problemach Niemców i Francuzów z lewacką przemocą, kwestii nielegalnej imigracji nad Sekwaną i w Ceucie i o sądzie nad Salvinim.

Niemcy nie mogły się otrząsnąć po ubiegłotygodniowym głosowaniu w parlamencie Turyngii.

Olivier Bault z przeglądem prasy. U naszych zachodnich sąsiadów emocje wzbudza głosowanie w którym Thomasa Kemmericha z liberalnej FDP poparli przedstawiciele AfD, stygmatyzowanej jako „skrajna prawica”. Choć sam Kemmerich zrezygnował to emocje pozostają.

Niemcy są ogarnięte bezprecedensową falą przemocy politycznej.

We Francji pisze się o przemocy lewicowych aktywistów w Niemczech.  We Francji problemy są podobne- w Tuluzie Antifa zaatakowała polityków Zjednoczenia [dawniej Frontu-przyp. red.] Narodowego. Dodatkowo nad Sekwaną w 2019 r. wzrosły statystyki morderstw, napadów, gwałtów. Czy to ma związek z masową imigracją? Rzadko kiedy francuska prasa porusza ten temat. Niektórzy mówią, iż to zagadnienie się przemilcza. Tymczasem padł rekord wniosków o azyl- 154 620.

Włochy żyją zaś sprawą wicepremiera Mattea Salviniego, któremu włoski senat odebrał immunitet. Związane jest to z jego decyzją jaką podjął w lipcu zeszłego roku jako szef włoskiego MSW. Nie chciał on bowiem pozwolić , by uratowani na Morzu Śródziemnym przez włoską Straż Przybrzeżna imigranci z Afryki zeszli na włoski ląd, dopóki inne kraje UE nie zgodziły się ich przyjąć. Część mediów twierdzi, że „Salvini próbuje z siebie robić męczennika”, zaś prawicowy „Il Giornale” stwierdza, że „sytuacja jest absurdalna”.

Bault zauważa, że otwieranie portów na nielegalną imigracje zachęca tylko ludzi do szerszego przybywania i sprawia, że jest więcej ofiar. Problem nielegalnej imigracji dotyka także w Hiszpanię, której rządowi udało się przekonać Europejski Trybunał Praw Człowieka, że praktykowane przez Madryt „wydalenia na gorąco są dozwolone”, wbrew wcześniejszej opinii ETPC w tej sprawie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T/A.P.

Czarnecki: Komisarz Věra Jourová chce odwrócić uwagę od swego kraju, który również jest grillowany

Ryszard Czarnecki o grillowaniu Polski w Europarlamencie i tym, czemu to służy oraz o walce o unijny budżet.


Ryszard Czarnecki o jedenastej debacie o Polsce w Parlamencie Europejskim w przeciągu ostatnich czterech lat. Tematem debaty ma być ponownie praworządność. Czarnecki zauważa, że żadnemu krajowi nie poświecono tyle uwagi, mimo 11 ofiar śmiertelnych na francuskich ulicach od początku protestów żółtych kamizelek i próbie secesji Katalonii w Hiszpanii.

Komisarz Věra Jourová to jest Czeszka, która chce odwrócić uwagę od swego kraju, który również jest grillowany.

Uwagę poza Polską poświęca się za to Czechom, których premier Andrej Babiš oskarżany jest o wyłudzenie unijnych dotacji. Zdaniem europosła, Věra Jourová skupia się na polskiej praworządności, ponieważ chce odwrócić uwagę Unii Europejskiej od czeskich spraw. Babiš jest liderem partii ANO 2011, do której przynależy Jourová.

Niemcy chcieli, żeby wszystkie kontrowersyjne decyzje co do budżetu zapadły za prezydencji chorwackiej.

Nasz gość mówi o działach Polski na rzecz zwiększenia środków na fundusz spójności. Zauważa przesunięcie tych pieniędzy z naszego regionu do Europy Płd., co wiąże się z polityką imigracyjną. Stwierdza, że Polska rośnie gospodarczo w siłę, a kwestia zmian w polskim sądownictwie to tylko kolejny pretekst by zmniejszyć naszą konkurencyjność.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Rząd Hiszpanii odrzuca wyrok TSUE, jednak demokracja tam nie jest zagrożona. Komuniści współrządzą krajem

Hiszpanię trawią kolejne skandale. Działaczki ruchów LGBT z Ministerstwa Równouprawnienia chcą ograniczać prawa mężczyzn, a Minister Oświaty stwierdza, że dzieci należą do państwa, a nie rodziców.

 

Małgorzata Wołczyk, dziennikarka tygodnika „Do Rzeczy”, ekspert ds. Hiszpanii, mówi o wydarzeniach związanych z odrzuceniem przez Hiszpański Sąd Najwyższy wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE:

Trybunał Sprawiedliwości ingeruje bardzo drastycznie w wewnętrzne sprawy kraju i w opinii większości Hiszpanów zostały naruszone ich podstawowe prawa do suwerennego decydowania i samostanowienia […] Chodzi o trzech polityków oskarżonych o rebelię i nielegalne referendum w Katalonii.

Jednym z nich jest Oriol Junqueras, prawomocnie skazany na 13 lat pozbawienia wolności. Podobnie jak dwóch pozostałych, został on wybrany w wyborach do Parlamentu Europejskiego:

Hiszpania nie mogła się zgodzić na to, że Ci, którzy dążą do rozbicia ich kraju, zostają przez Unię Europejską uznani za godnych reprezentowania ich kraju […] Oriol Junqueras siedział w więzieniu, jest skazany prawomocnym wyrokiem, więc Hiszpania nie przewiduje czegoś takiego, jak uwolnienie z powodu orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE. Hiszpanie widzą to jako pewnego rodzaju zamach na wolność. Nie chcą płacić pensji dla eurodeoptutowanych w związku z tym, że po prostu uważają ich za przestępców winnych rebelii.

Gość „Poranka WNET” zauważa różnicę, w stosunku TSUE do Hiszpanii i Polski. W momencie, w którym Polski rząd odrzucał decyzję Trybunału Sprawiedliwości, można było słyszeć o „zamachu na demokrację”, o tyle w drugim przypadku TSUE ostatnie słowo zostawił Hiszpanom:

Hiszpania ponieważ jest jak najbardziej rządem socjalistycznym, cieszy się pewnymi względami. U nas ta sprawa wygląda troszeczkę inaczej, nasz rząd ciągle się poucza. Nie możemy liczyć na jednakowe traktywanie co widać nie tylko przy tej sprawie.

Rząd Hiszpanii ukonstytuował się w zeszłym tygodniu. Otrzymał on wotum zaufania dzięki głosom partii seperetystycznych, które dążą do rozbicia Hiszpanii, partii neokomunistycznej i dzięki partiom filoterrorystycznym:

Hiszpanie patrzą z niedowierzaniem na to, co się dzieje, że po raz pierwszy od czasów wojny domowej mają rząd koalicyjny, w którym znajdują się komuniści.

Minister Oświaty Isabel Celaá oficjalnie podczas dyskusji o warsztatach gender oświadczyła, że dzieci nie należą do rodziców. Stwierdziła, że wobec pewnych zabiegów konserwatywnej partii Vox, która domaga się, aby rodzice mieli prawo do decydowania o udziale ich dzieci w takich warsztatach, powiedziała, że nawet dzieci ruchów prawicowych muszą zapoznać się z wszystkimi treściami historii ruchów LGBT i nie tylko:

Na czele dwóch najważniejszych instytucji w ministerstwie równouprawnienia zasiadły dwie lesbijki, zasłużone działaczki ruchów transseksualnych. One dosyć buńczucznie chcą ograniczyć prawa mężczyzn w Hiszpanii. To jest rewolucyjna lewica, która dochodzi do władzy. […] Mówi sie na przykład o wyrzuceniu kapelanów ze szpitali, odsunięciu religii także z programów w szkołąch prywatnych i półprywatnych.

Małgorzata Wołczyk mówi również o głębokich powiązaniach pomiędzy członkami nowego rządu Pedro Sáncheza z dyktaturami narkotykowymi Wenezueli, Boliwii czy Nikaragui. Aby umożliwić sobie rządzenie, premier Hiszpanii mocno upolitycznił wymiar sprawiedliwości.

A.M.K.

Generał Franco czy Lenin? Kto wygrał wojnę domową w Hiszpanii… i nie tylko ją?/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 66/2019

Niestety wojny o pamięć i przyszłość toczy się latami nie na polach bitew, ale w umysłach ludzkich. Lenin i Marks na razie wygrywają, ale nasze jutro zależy od nas samych i naszej pracy.

Franco vs. Marks i Lenin

Piotr Sutowicz

Kilka miesięcy temu media obiegł przekaz o przeniesieniu ciała generała Francisco Franco z dotychczasowego miejsca pochówku w bazylice na terenie tzw. Doliny Poległych, czyli w Mauzoleum Ofiar wojny domowej w Hiszpanii, na cmentarz Mingorubbio.

Sprawa ta ciągnęła się czas jakiś, budząc spory nie tylko w Hiszpanii, ale i poza nią. Dla wielu stała się swoistą wojną kontynuacyjną, będącą przedłużeniem tej toczącej się w tym kraju w latach 1936–39. W związku z powyższym przykrym faktem nie będę przypominał w tym miejscu jej dziejów, bezpośrednich politycznych przyczyn i przebiegu.

Barbarzyński fakt wyrzucenia ciała dyktatora z miejsca, gdzie ono spoczywało, jest bowiem znamienny sam w sobie. Tak się bowiem składa, że ostatecznie pokazuje on nam zwycięzcę tamtych zmagań o przyszłość Półwyspu Iberyjskiego. Przy tej okazji warto przypomnieć fakt, iż ciało Lenina dalej spoczywa w zbudowanym dla niego mauzoleum w Moskwie. I to też o czymś świadczy.

Komunizm

Rewolucja bolszewicka w Rosji zmieniła losy tego kraju, ale i przestawiła zwrotnicę historii politycznej Europy i świata. Wszyscy, zdaje się, żyjemy dziś w jej cieniu. Wydarzenia rosyjskie i komunizm, jaki na skutek kilkuletnich zmagań wojennych ogarnął dawne imperium carów, a wkrótce podjął ekspansję na cały świat, wpłynęły decydująco na losy świata. Taka była natura tej doktryny. Niewiele ją zmienił fakt przybrania w szaty nacjonalizmu rosyjskiego, które niekiedy zakładała. Rosjanie padli ofiarą tego systemu już to na skutek działań wywiadu niemieckiego, polegających na eksporcie rewolucji mającej zniszczyć przeciwnika II Rzeszy w czasie I wojny światowej, już to z powodu własnych błędów, wskazujących na to, że Rosja sama w sobie była słaba, a na jej terenie – przyjąwszy kryteria Feliksa Konecznego – toczyła się walka dwu cywilizacji: bizantyńskiej, reprezentowanej przez carat, i turańskiej, w której kształt łatwo wpisała się partia komunistyczna.

Można w tym miejscu zadać pytanie: czy marksizm jako taki nadawał się do tej obozowej metody ustroju życia zbiorowego? Mimo, że był wynikiem filozofowania grupy intelektualistów, będących renegatami cywilizacji żydowskiej, wpisywał się w ten rodzaj organizacji społeczeństwa świetnie. W końcu komunizm postulował bezklasowość, niezakorzenienie, skazywał na wegetację bez możliwości zdobywania prywatnej własności i dóbr doczesnych.

Oczywiście to, co przynieśli Rosji komuniści, mimo wszystko było gorsze, niż wyobrażaliby sobie dzicy, ale racjonalni w sposobie sprawowania władzy wodzowie ord mongolskich, którzy, wtłoczeni w realia cywilizacji wyższych, potrafili przyjmować ich paradygmaty.

Rosja jednak była za słaba, by utrwalić w całym państwie cywilizację bizantyjską, poza tym była krajem o społeczeństwie zróżnicowanym i rozbitym. Archaiczny ustrój – reformowany, co prawda, przez kolejnych carów, lecz z marnym skutkiem – nie pozwalał na postawienie tamy nowo-starym doktrynom – i stało się. Cesarstwo upadło, runęła też pierwsza republika Rosjan.

Te upadki, oprócz tego, że przyczyniły się do odrodzenia naszej ojczyzny, przyniosły ze sobą ustrój, który za wszelką cenę chciał ogarnąć cały świat. Mimo, iż następca Lenina pozbył się polityków globalistycznych, na czele których stał Trocki, to jednak w swym działaniu tak naprawdę nie odstąpił od doktryny ani na krok. Skoro nie udało się zapanowanie nad kontynentem od razu, to znaczyło, że działania należy rozłożyć na etapy i działać wtedy, kiedy trafi się okazja. Tej ostatniej można było pomóc, infekując komunizmem społeczeństwa jedno po drugim. Jak to wyglądało, mniej więcej wiemy z naszej historii. Hiszpania w tym kontekście była tylko przypadkową ofiarą, która nadawała się do pożarcia.

Hiszpania

Jest to stare państwo o pięknej historii i bogatej kulturze, zajmujące większość Półwyspu Iberyjskiego. Lud i jego władcy zbudowali je, odbijając ziemie kawałek po kawałku z rąk muzułmanów, następnie dokonując odkryć geograficznych i tworząc największe imperium na świecie, nad którym naprawdę słońce nie zachodziło. Wielkie dokonania często jednak mają to do siebie, że za nimi idzie wielka pycha, a jako następny kroczy upadek. Dla Hiszpanów było to pewnie mało zauważalne. Dzieje tego kraju warto śledzić dla wiedzy, co robić, a czego nie.

Hiszpanie zachłysnęli się swoją wielkością, ekspansją, sprawami globalnymi, a zaniedbali wszystko inne. Kraj najpierw zatrzymał się w rozwoju, a potem, można powiedzieć, zaczął się cofać. Archaiczne struktury, kłopoty dynastyczne – wszystko to robiło swoje. Na pewno w rozpadzie państwa, a w każdym razie w skurczeniu się imperium kolonialnego, ogromną rolę odegrał czas wojen napoleońskich. Nie można jednak zapomnieć o rosnących wpływach masońskich, które były odpowiedzią na zmurszałe struktury władzy, nie do końca słusznie identyfikowane chociażby z hiszpańską inkwizycją. Wszystko to składa się na sumę procesów, które staczały Hiszpanię do bardzo podrzędnej roli. Kościół katolicki, który tak jak w Polsce był podstawą tożsamości królestwa i ludu Hiszpanii, odwrotnie jak u nas – utknął w strukturach feudalnych i, zdaje się, nie był w stanie odnaleźć się w czasach, które kształtowały coraz to nowocześniejsze rewolucje. W Popiołach Stefan Żeromski z nieskrywanym uznaniem pisze o przywiązaniu Hiszpanów do katolicyzmu i własnej, zbudowanej na nim tożsamości. Dzieje wieku XIX niestety pokazują deprecjację tej wartości, a próby oporu przeciw owym „postępom postępu” bywały coraz bardziej rozpaczliwe, choć niewątpliwie pokazywały, że stara Hiszpania miała jeszcze w sobie żywotne siły.

Monarchia w tym kraju dogorywała stopniowo już od XIX stulecia, niemniej kiedy wybuchła wojna domowa, od kilku lat Hiszpania „cieszyła się” ustrojem republikańskim. Rzeczywistość, w której toczyły się rzeczone wydarzenia, historycy nazywają drugą republiką. Mimo demokratycznego na pozór podłoża rządów republikańskich, którym sprzeciwiła się część wojskowych i opozycja narodowa, sytuacja w kraju szybko zmierzała w stronę anarchistyczno-komunistycznej rewolucji podobnej do tej, jaka wydarzyła się w Rosji. Zresztą ta ostatnia w postaci dużych jaczejek uobecniła się w kraju nader dosadnie.

Tak naprawdę w sporze, jaki dziś toczy się wokół wojny domowej i postaci generała Francisco Franco, nie chodzi o to, czy był on świętym, czy diabłem, lecz jakie miał wyjście, jeżeli nie chciał, by Hiszpania stała się drugą sowiecką Rosją, tym razem na zachodnich krańcach Europy.

Zrobił to, co człowiek przywiązany do tożsamości i niepodległości swojej ojczyzny zrobić powinien – wyraził sprzeciw wobec całkowitej degrengolady kraju. Na skutek różnych przyczyn stanął na czele ruchu zbrojnego przeciwko rewolucji i doprowadził do jej zatrzymania. Cena, jaką Hiszpania zapłaciła za te lata, była straszna, ale pewnie jemu i jego współczesnym wydawało się, że komunizm z Hiszpanii został przepędzony.

Niestety wydarzenia z października tego roku, kiedy jego ciało zostało wyprowadzone z miejsca pochówku, gdzie ponoć wcale nie chciał spoczywać – podobnie jak Lenin w mauzoleum – pokazały, że swoją walkę przegrał, w przeciwieństwie do rzeczonego przywódcy bolszewików, który, co podkreślę jeszcze raz, leży sobie spokojnie na swoim miejscu. Fakty te stają się też symbolem ostatecznego zamykania się trumny z Hiszpanią jako taką. Tak się bowiem składa, że protesty w Katalonii, do których z czasem pewnie przyłączą się inne regiony dążące do niepodległości, wiążą się w czasie z wyniesieniem trumny dyktatora z miejsca jego pochówku. Dziwne, że obecne władze Hiszpanii tego nie widzą, chyba że o to im chodzi.

Narody

Kwestia rozpadu Hiszpanii jest ciekawa z kilku powodów: z jednej strony dowodzi zwycięstwa sił republikańskich (w rzeczywistości komunistycznych) w wojnie domowej, tyle że odniesionego kilkadziesiąt lat po zakończeniu działań wojennych; z drugiej zaś pokazuje, że proces budowy narodu hiszpańskiego odwrócił swój bieg. Być może za chwilę na półwyspie, oprócz Portugalii, znajdować się będzie Katalonia, Baskonia, może wróci zasiedlona w międzyczasie przez muzułmanów Granada; kto wie, jak potoczą się losy pozostałej masy upadłościowej – raz rozpoczęty proces rozpadu będzie się toczył samoistnie, a raczej zgodnie z wolą tych, którzy nim kierują.

Wydaje się, że najważniejszym bytem, jaki stał na barykadach zagradzających drogę komunizmowi, był właśnie naród – w Europie zjawisko trwałe i stabilne, będące jednym z owoców cywilizacji łacińskiej. Naród to wspólnota sięgająca korzeniami średniowiecza, a może jeszcze dawniejszych czasów – naród tworzyli Rzymianie, a przed nimi Żydzi. Jest strukturą z jednej strony funkcjonalną, z drugiej – naturalną. Owszem, w dziejach bywało, że jedne narody pojawiały się, drugie zanikały.

W łacińskim świecie następowały asymilacje jednego narodu przez drugi. Odbywało się to najczęściej na polu kultury, choć w duchu szczerości trzeba stwierdzić, że równie często przez podbój. W tym drugim wypadku proces bywał trwały albo nie, jak w wypadku narodu polskiego, który potrafił bronić się przed asymilacją w obliczu przemocy – za pomocą kultury właśnie.

Trzeba przy okazji jasno powiedzieć, że nie wolno Europy narodów idealizować. Bywało, że walczyły one ze sobą zawzięcie, czasem na śmierć i życie; czasem w imię realnych interesów, ale i dla mniej czy bardziej mglistych idei czy mrzonek. Żaden ustrój czy porządek społeczny nie gwarantuje wiekuistego pokoju i spokoju, ludzie zawsze będą pełni namiętności i sprzeczności. Napięcia miedzy europejskimi narodami były łagodzone przez wspólnotę cywilizacji – tam, gdzie ona istniała – i religii chrześcijańskiej. Oba te czynniki działały często zamiennie – gdzie jednego brakowało, drugi uruchamiał się jakby naturalnie. Mimo pozorów chaosu, chrześcijańska Europa przezwyciężyła niejedno śmiertelne zagrożenie, a swój sposób pojmowania człowieka potrafiła zaszczepić w znacznej części świata. Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że duży w tym udział mogą odnotować Polacy na całej przestrzeni istnienia naszego narodu.

Nie jest więc niczym dziwnym, że naród stał się jednym z głównych wrogów doktryny komunistycznej czy w ogóle marksistowskiej; w końcu, według niej, między ludźmi nie miało być różnic. Wszyscy hominidzi mieli być równi, chociaż jak zauważył Orwell w Folwarku zwierzęcym, niektórzy równiejsi. Do dziś można stawiać sobie ważne pytanie: którzy to? Pierwszymi ofiarami anihilacji narodów przez marksizm stały się poszczególne grupy narodowe Rosji. Było to zjawisko krwawe, w wielu wypadkach przypominające rozprawy wschodnich despotii z ludami zamieszkującymi podbite terytoria. Trochę podobnie tworzyła naród francuski pamiętna rewolucja z końca wieku XVIII.

Akcja wywołuje reakcję. Często więc ci, którzy z rewolucjami walczyli, używali zaobserwowanych w nich metod; barbaryzacja rodzi następną. Tak samo było w Hiszpanii, gdzie muzułmańscy żołnierze Franco dokonywali wielu czynów, jakich człowiek cywilizowany powinien się wstydzić.

Walka z rewolucjami też przybierała formy, które barbaryzowały Europę. Jednym słowem, wiek XX można określić jako brutalną wojnę, która cofała dzieje o wiele stuleci. Istota wszakże celów rewolucji była niezmienna – zniszczyć porządek, by na jego gruzach stworzyć nowy.

Antyspołeczeństwo

Człowiek żyje w rodzinie, wspólnocie lokalnej, wreszcie w narodzie. Jako przedstawiciel gatunku może się uważać za część ludzkości. Poza tym dzielimy się religijnie, rasowo, płciowo. Każdy powinien tak układać swój byt, by czuć się bezpiecznie i aby potomni mogli rozwinąć to, co po sobie zostawi. Rewolucja ma za zadanie ten porządek zniszczyć: człowiek ma być wykorzeniony, pozbawiony rodziny, przyjaciół, wspólnoty, narodu, cywilizacji, religii, a może nawet płci – ma być „wyzwolony” od wszystkiego. Krótko mówiąc, musi przestać żyć w społeczeństwie, które ma zastąpić wspólnota pierwotna, czyli coś, co tak naprawdę nigdy nie istniało i prawdopodobnie jest niemożliwe do zaistnienia, z konieczności więc zostaje zastąpione przez obóz koncentracyjny. Tak działo się wszędzie, gdzie rewolucja doszła do władzy. Pożera ona własne dzieci, ale czasem te ostatnie widzą, że coś nie gra, hamują jej pęd i wprowadzają jakiś porządek.

Możemy toczyć historyczne debaty na temat tego, czy ten i ów dyktator stał się konserwatystą, zatrzymując realizację postulatów własnego obozu dotyczących ładu społecznego. Może dojrzewał do przekonania, że rewolucja, z którą się utożsamiał, prowadzi po prostu do zagłady, a nie każdy jest na tyle „świadomym” wyznawcą postępu, by jej chcieć. Historia polityczna w tym względzie bywa często pogmatwana. Zwycięstwo – jak widać – nie zawsze przypada temu, na kogo wskazują pozory. Generał Franco jest tego symbolicznym przykładem.

Barbarzyńskie symbole i rzeczywistość

W dzisiejszych czasach w dyskursie publicznym często odwołuje się do symboli. I tak mamy np. przemoc symboliczną czy symbole przemocy. Ciekawym symbolicznym zjawiskiem jest mowa nienawiści, czyli nie wiadomo właściwie co, ale „coś”, czym można walnąć przeciwnika przez łeb w sytuacji, gdy nie ma się racjonalnych argumentów. Bywa, że symbole wchodzą w świat realny.

W historii często się zdarzało, że wywlekano czyjeś ciało z grobu, by dowieść jego symbolicznej klęski. Nie jest to zwyczaj chwalebny, ale w sferze rzeczywistości odgrywał ważną rolę. Wywierano w ten sposób zemstę na zmarłym, nie mogąc go dosięgnąć, kiedy żył.

Dotykało to także jego zwolenników, którzy odeszli z tego świata lub byli poza zasięgiem obecnych wrogów. Wszyscy rozumieli symbolicznie znaczenie tego realnego komunikatu. Nie będę tu przywoływał faktów. Było tego dość dużo.

Sytuacja, w której rząd Hiszpanii usuwa ciało zmarłego dyktatora, za życia konsekwentnego przywódcy jednej ze stron konfliktu, który targał Hiszpanią i Europą, jest znamienna. Hiszpania obrała tym samym konkretną drogę buntu i rewolucji. Przekaz jest jasny: zrywamy z dziedzictwem przeszłości, z tym, co w niej złe – to byłoby nawet zrozumiałe – ale i z tym, co w niej pozytywne. Odpowiedzią na to jest aplauz elit europejskich – co tu i ówdzie potwierdziły „polskie” reakcje na „ekshumację”. Sam fakt jest bardzo mocnym przekazem; czekamy na to, co wydarzy się dalej. Na pewno nie będzie to nic dobrego. Czy nastąpi więcej tego typu przypadków? Nie łudźmy się; za Hiszpanią pójdą inni.

Wojna o przeszłość jest ważnym aspektem zmagań o teraźniejszość. Również i w Polsce dzieją się rzeczy, które jeszcze do niedawna wydawały się nieprawdopodobne. Oto radni jednego z miast dokonali zmiany nazwy ulicy z „Zygmunta Szendzielarza »Łupaszki«” na „Podlaską”. Co prawda protesty społeczne i interwencja wojewody mogą spowodować odwołanie decyzji, ale nie czarujmy się – to przejaw większego zjawiska. Gdzie indziej podobni reprezentanci wyborców zmienili patrona ulicy z generała Emila Fieldorfa „Nila” na – o zgrozo! – „Jedności Robotniczej”. Tu zmianę miały powstrzymać protesty społeczne, choć nie wykluczam, że i poczucie kompromitacji, a także brak akceptacji nawet ze strony liderów części opozycji. Jednak sam fakt, że komuś przyszło coś takiego do głowy, pokazuje kierunek inżynierii społecznej, która ma zaowocować zmianą myślenia o historii w społeczeństwie.

Rzecz wydawała się do niedawna prosta. Większość z nas znała system komunistyczny z autopsji. Wychowanie domowe wygrywało zderzenie z kłamstwami nauczania historii w komunistycznej szkole.

Po roku 1989 nastał błogi spokój. Społeczeństwo uznało, że nie trzeba się angażować w pamięć historyczną, bo o tę zadbają nowe, „wolne” władze i aktywiści. Niepokój, jaki w tym względzie pojawił się kilka lat temu, zakończył się masowymi akcjami pamięci na rzecz żołnierzy wyklętych. Społeczeństwo chwilowo wygrało więc wojnę, ale kilka następnych lat przyniosło niedobre zmiany. Myślenie, pozbawione pracy edukacyjnej, znowu zostało uśpione. Ostatnio zaś społeczeństwo pogrążyło się w sporze politycznym, a historia staje się jego ofiarą. Z czasem mogą nastąpić akty bezczeszczenia pochówków żołnierzy wyklętych, z takim trudem odkrywanych przez ekipę prof. Szwagrzyka. Nowe autorytety w nowych czasach zaczną głosić tezy o wyzwoleniu Polski przez Armię Czerwoną i pozytywnych stronach ustroju sowieckiego, potem zaś ktoś powie, że był to dobry ustrój i wystarczy mu przyprawić „ludzką twarz”, by okazał się naprawdę wartościowy. Absurd?

Niestety wojny o pamięć i przyszłość toczy się latami nie na polach bitew, ale w umysłach ludzkich. Generał Franco swoją, zdaje się, przegrał. Lenin i Marks na razie wygrywają, ale nasze jutro zależy od nas samych i naszej pracy.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Franco vs. Marks i Lenin” znajduje się na s. 6 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Franco vs. Marks i Lenin” na s. 6 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Smoliński: Nie ma zgody na to, żeby sędziowie wzajemnie podważali swoje kompetencje

Kazimierz Smoliński o dyscyplinowaniu sędziów, na czym by polegało i na jakich europejskich rozwiązaniach jest wzorowane i czemu Unia Europejska nie ma kompetencji do oceny polskiego sądownictwa.

Kazimierz Smoliński o chęci wprowadzenia zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym:

Nie ma zgody na to, żeby sędziowie wzajemnie podważali swoje kompetencje.

Podkreśla, że wprowadzane w Polsce zmiany są wzorowane na tych obowiązujących w innych krajach europejskich. Na rozwiązaniu hiszpańskim bazuje wybieranie sędziów przez sejm, a ich dyscyplinowanie na modelu francuskim. Ten ostatni, jak zwraca uwagę nasz gość nie jest zbyt represyjny, gdyż zakłada jedynie kary finansowe dla sędziów. tymczasem w Niemczech sędzia za popełnianie rażących błędów może pójść do więzienia na 5 lat.

Mówi, że zmiany nie łamią zapisów Unii Europejskiej. Wyjaśnia, że członkowie UE sami odpowiadają za funkcjonowanie swojego wymiaru sprawiedliwości.

Unia Europejska nie ma kompetencji do orzekania o systemach sądowniczych państw członkowskich.

Wynika to z zapisów traktatu lizbońskiego jasno wyłączającego strukturę i sposób funkcjonowania z kontroli organów unijnych. Członek Krajowej Rady Sądownictwa dodaje, iż Polski i Wielkiej Brytanii nie obowiązuje Karta Praw Podstawowych.

K.T./A.P.

Hiszpanie uważają, że premier Pedro Sánchez jest gotowy sprzedać kraj, aby utrzymać się przy władzy [VIDEO]

Dlaczego El Clásico poza stroną sportową jest również manifestem politycznym? Co jest powodem kryzysu instytucjonalnego w Hiszpanii? Czy kraj ten zbliża się do wojny domowej?


Małgorzata Wołczyk, dziennikarka tygodnika „Do Rzeczy”, ekspert ds. Hiszpanii mówi o tym, co aktualnie dzieje się w Królestwie Hiszpanii. Dziś odbędą się wielkich derby Hiszpanii w piłce nożnej, nazywane El Clásico, w ramach którego FC Barcelona będzie rozgrywała mecz piłkarski z Realem Madryt. Okazuje się, że mecz ten od lat oprócz rozgrywki sportowej, niesie za sobą również pewnego rodzaju ładunek polityczny:

Od dawna nikt nie patrzy na El Clasico jako na mecz, tylko jako kolejną rozgrywkę polityczną. […] klub Barcelony ma na koszulkach, że to jest więcej niż klub, bo to jest jak gdyby taki wyraz ich narodowych dążeń. […] Madryt szykuje się jak zwykle, aby ochraniać to wydarzenie, jadą wozy policyjne, wynajęte są prywatne biura ochrony, aby zapewnić spokój na trybunach. […] Jak Barcelona zechce kolejny raz wyrazić swoje potępienie wobec działań Madrytu, aby upomnieć się o swoich więźniów, których uważa za politycznych.

Następnie dziennikarka mówi o największym od lat kryzysie instytucjonalnym w Hiszpanii, gdzie obóz lewicowy walczy z prawicowym:

Od roku właściwie kraj jest rządzony dekretami, nie ma rządu, pozostaje funkcja premiera, który zarządza. […] Hiszpania jest jeszcze bardziej podzielona niż Polska, więc właściwie trudno mówić o jednej Hiszpanii. To największy kryzys instytucjonalny od lat. Wielu przypomina, że właśnie tak zaczynała się wojna domowa. To była właśnie taka polaryzacja pomiędzy obozem lewicy a prawicy.

Wielu obywateli Hiszpanii sądzi, że premier Pedro Sánchez jest w stanie zrobić wszystko, aby utrzymać władzę. Duża część Hiszpanów nie wierzy w żadne słowo szefa Rady Ministrów. Wielokrotnie bowiem bezczelnie kłamał:

Pedro Sánchez obiecywał, że rząd powstanie jeszcze do świąt. Później obiecywał, że do końca roku. […] Być może w styczniu uda mu się dogadać z ugrupowaniami separatystycznymi, aby osiągnąć wymarzony, jak mówią Hiszpanie – stołek. […] Hiszpanie uważają, że Sánchez jest gotowy sprzedać Hiszpanię, aby tylko utrzymać się przy władzy.

Partie separatystyczne chcą sobie zapewnić nie tylko uwolnienie więźniów, których nazywają politycznymi, ale także kolejnego niepodległościowego referendum i prawa do samostanowienia. Podobnie może być w przypadku Kraju Basków:

Hiszpanie patrzą z niepokojem, a jednocześnie premier Sánchez przyzwyczaił ich, że prawie nie rozmawia z prasą […] wszystkie te pakty tworzone są w niejasnych sytuacjach podczas zamkniętych spotkań. Właściwie nie wiadomo co jest paktowane, ale jak przypuszczają Hiszpanie, chodzi o rozbicie kraju, byle tylko utrzymać się przy władzy i uzyskać większość.

Działania Sáncheza, jak mówi gość „Poranka WNET”, mogą doprowadzić do autonomizacji regionów w jego państwie. „Sytuacja jest nieciekawa” – oznajmia Wołczyk.

K.T. / A.M.K.

Czy rząd w Madrycie usiądzie do „okrągłego stołu” z władzami separatystycznej Katalonii?

Maciej Pawłowski z PISM komentuje hiszpańskie próby zrzucenia ciężaru przyjmowania migrantów na Maroko. Analizuje też sytuację w Katalonii. Separatyści zapraszaja rząd w Madrycie do „okrągłego stołu”.

 

 

Ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Maciej Pawłowski mówi o polityce migracyjnej Hiszpanii. Władze Maroka otrzymują z Madrytu pieniądze za ochronę granic. Hiszpania  z kolei naciska na UE, by przeznaczała fundusze  na rozwój Maroka:

Maroko ma przestać być krajem, z którego ludzie wyłącznie emigrują do Europy, ale ma stać się docelowo krajem, który będzie imigrantów na masową skalę przyjmował.

Gość „Kuriera w samo południe” zauważa, że uchodźcy docierający na wybrzeża Hiszpanii są przyjmowani entuzjastycznie, później jednak brakuje pomysłu, jak ich zaadaptować do społeczeństwa. Sytuację utrudnia wysokie, dwucyfrowe bezrobocie w Hiszpanii.

Maciej Pawłowski podkreśla, że pozytywne nastawienie hiszpańskiego społeczeństwa do imigrantów powoli sie zmienia. Część polityków mówi o konieczności ograniczenia przyjmowania uchodźców, pojawiaj sie nawet postulaty zawieszenia układu z Schengen.

Temat imigracji został w ostatnim czasie przesłonięty przez zaostrzający się problem separatystycznych tendencji Katalonii. W chwili obecnej, lewica republikańska z Katalonii ( ERC) negocjuje poparcie dla rządu Pedro Sancheza, ponieważ objęcie władzy przez VOX i Partię Ludową niosłoby  za sobą ryzyko zaostrzenia kursu Madrytu wobec Barcelony. ERC proponuje utworzenie hiszpańsko-katalońskiego „okrągłego stołu”. Chce dyskutować o przyszłym, legalnym referendum niepodległościowym, amnestii dla organizatorów referendum sprzed 2 lat, a także o odblokowaniu negocjacji nad budżetami: hiszpańskim i katalońskim. Rządzący Hiszpanią socjaliści nie zgadzają się na niepodległościowe referendum, natomiast są skłonni przyznać regionowi większy zakres autonomii.

Maciej Pawłowski odnotowuje spadek odsetka zwolenników niepodległości Katalonii i zmęczenie społeczeństwa ciągnącymi się protestami.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.