Turcja: Kolejne strajki przeciwko wynikowi referendum. Ludzie skandują, że Erdogan to „złodziej i morderca”

Tysiące ludzi ponownie wyszły we wtorek wieczorem na ulice wielu tureckich miast, by zaprotestować przeciwko ogłoszonemu przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana zwycięstwu w niedzielnym referendum

Tak jak wcześniej największe demonstracje odbyły się w Stambule, Ankarze i Izmirze.

W Stambule demonstranci skandowali m.in.: „Złodziej, morderca, Erdogan!”. Zarzucali Najwyższej Komisji Wyborczej (YSK), że jest „upartyjniona”.

Główne tureckie ugrupowanie opozycyjne we wtorek zażądało anulowania i powtórzenia niedzielnego referendum w sprawie zmiany systemu rządów na prezydencki. Według Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP) podczas liczenia głosów doszło do nieprawidłowości.

[related id=”13618″]

Głosowanie nie jest ważne. Zwracamy się do Najwyższej Komisji Wyborczej, aby anulowała referendum – oświadczył wiceprzewodniczący CHP Bulent Tezcan po formalnym złożeniu wniosku w tej sprawie.

Socjaldemokratyczny polityk zarzucił, że za ważne uznano setki tysięcy kart do głosowania, które nie miały obowiązkowej pieczęci z punktu wyborczego.

– YSK nie udało się wyeliminować niepodstemplowanych kart. Nie zostały one oddzielone i wszystkie karty, podstemplowane i niepodstemplowane, zostały włożone do worków i policzone – tłumaczył Tezcan. Według niego obecnie niemożliwe jest oddzielenie tych kart.

CHP w związku z tym chce powtórzenia niedzielnego referendum.

[related id=”13214″]

W poniedziałek wspólna misja OBWE i Rady Europy uznała, że procedury zastosowane w kampanii i podczas referendum nie spełniały międzynarodowych standardów. Według obserwatorów decyzja o uznaniu niepodstemplowanych kart za ważne „usunęła ważne zabezpieczenie” przed oszustwami i była „niezgodna z przepisami”.

YSK wyklucza jednak możliwość, że te niepodstemplowane karty mogły być fałszywe.

Według wstępnych wyników YSK 51,4 proc. głosów zdobyli w referendum zwolennicy prezydenckiego systemu rządów, który zastąpi dotychczasowy system parlamentarny; było ich o 1,25 mln więcej niż głosujących przeciwko wprowadzaniu zmian. Ostateczne wyniki mają być znane do końca kwietnia.

PAP/JN

KE wzywa Turcję do wyjaśnienia domniemanych nieprawidłowości w referendum i ostrzega przed przywróceniem kary śmierci

Szef misji Rady Europy uważa, że referendum odbyło się na nierównych zasadach, dwa obozy kampanii nie miały jednakowych możliwości. Tymczasem prezydent Turcji szykuje się do przywrócenia kary śmierci.

Komisja Europejska wezwała władze Turcji do zbadania domniemanych nieprawidłowości w referendum konstytucyjnym, o których informowali przedstawiciele organizacji obserwujących kampanię referendalną i głosowanie – oświadczył rzecznik KE Margaritis Schinas.

Przeanalizowaliśmy dokładnie stanowisko organizacji, które zajmowały się obserwowaniem tureckiego referendum, zarówno Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, jak i Rady Europy. W tym kontekście (…) wzywamy tureckie władze do tego, żeby podejmowały kolejne kroki bardzo rozważnie i żeby poszukiwały możliwie najszerszego narodowego konsensusu po referendum. Wzywamy też wszystkie strony do okazania powściągliwości, a władze do rozpoczęcia przejrzystego śledztwa w sprawie domniemanych nieprawidłowości stwierdzonych przez organizacje, które obserwowały wybory – powiedział Schinas we wtorek.

Przypomniał też wcześniejsze słowa szefa KE Jeana-Claude’a Junckera o tym, że Komisja zachęca Turcję do zbliżania się do UE, a nie do odsuwania się od niej.

Wspólna misja OBWE i Rady Europy uznała w poniedziałek, że procedury zastosowane w kampanii i podczas tureckiego referendum nie spełniały międzynarodowych standardów.

Szef misji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Cezar Florin Preda oświadczył, że „referendum odbyło się na nierównych zasadach, dwa obozy kampanii nie korzystały z takich samych możliwości”; wskazał też na dominację kampanii na „tak” w przestrzeni publicznej i mediach. Zdaniem austriackiej deputowanej Alev Korun z misji obserwacyjnej Rady Europy, wynik niedzielnego referendum w Turcji w sprawie zmiany systemu rządów mógłby być inny, gdyby nie nieprawidłowości.[related id=”11657″]

Tymczasem prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapowiedział w niedzielę „natychmiastowe dyskusje” nad przywróceniem w kraju kary śmierci; nie wykluczył zorganizowania w tej sprawie kolejnego referendum, gdyby miało się to okazać konieczne.

Schinas pytany o tę kwestię odpowiedział, że byłoby to nie tylko przekroczenie „czerwonej linii”, ale wręcz „najczerwieńszej ze wszystkich czerwonych linii”.

Podkreślamy potrzebę szacunku dla demokracji, praw człowieka, fundamentalnych wartości i prawo każdego do uczciwego procesu sądowego. (…) Nie będziemy nawet dyskutować o takim scenariuszu. Jednoznacznie odrzucamy karę śmierci i jest to jedna z fundamentalnych wartości Unii Europejskiej. Przejście od retoryki do działań w sprawie kary śmierci byłoby jasnym sygnałem, że Turcja nie chce być członkiem europejskiej rodziny – powiedział Schinas.

Źródło: PAP

lk

Premier Turcji Binali Yildirim wzywa do uszanowania wyników referendum. OBWE zarzuca nieprawidłowości w plebiscycie

Austriacka deputowana Alev Korun uważa, że nawet 2,5 mln głosów mogło być zmanipulowanych w niedzielnym referendum w Turcji. Turecki premier zapewnia, że referendum odzwierciedla wolę narodu.

Wynik niedzielnego referendum w Turcji w sprawie zmiany systemu rządów mógłby być inny, gdyby nie nieprawidłowości – powiedziała we wtorek austriacka deputowana Alev Korun z misji obserwacyjnej Rady Europy.

Istnieje podejrzenie, że do 2,5 mln głosów mogło zostać zmanipulowanych – powiedziała Korun na antenie austriackiego radia ORF.

„Chodzi o fakt, że właściwie prawo zezwala jedynie na oficjalne koperty z głosami. Najwyższa komisja wyborcza (w Turcji) zdecydowała jednak, co było naruszeniem prawa, że koperty bez oficjalnej pieczęci powinny zostać dopuszczone” jako ważne – dodała Korun.

Jako przykład austriacka deputowana podała, że policja w zamieszkanym w większości przez Kurdów mieście Diyarbakir na południowym wschodzie Turcji nie pozwoliła dwóm jej kolegom wejść do lokali wyborczych. Korun zwróciła też uwagę, że w mediach społecznościowych pojawiło się nagranie wideo, na którym widać, jak ludzie głosują więcej niż raz, chociaż – jak pisze agencja Reutera – wciąż musi to zostać udowodnione.

Prokurdyjska lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) oświadczyła, że zgłosiła skargi dotyczące nieostemplowanych głosów trzech milionów wyborców, czyli ponaddwukrotnie więcej, niż uzyskali zwolennicy zmian konstytucyjnych w referendum.

Według wstępnych wyników tureckiej komisji wyborczej, w plebiscycie 51,4 proc. głosów uzyskali zwolennicy prezydenckiego system rządów, który zastąpi dotychczasowy system parlamentarny; było ich o 1,25 mln więcej niż głosujących przeciwko wprowadzaniu zmian. Ostateczne wyniki mają być znane w ciągu 10-11 dni.

Wspólna misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) i Rady Europy uznała w poniedziałek, że procedury zastosowane w kampanii i podczas tureckiego referendum nie spełniały międzynarodowych standardów.[related id=”13214″]

Szef misji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Cezar Florin Preda, oświadczył, że „referendum odbyło się na nierównych zasadach, dwa obozy kampanii nie korzystały z takich samych możliwości”; wskazał też na dominację kampanii na „tak” w przestrzeni publicznej i mediach. „Późne zmiany w procedurze liczenia (głosów) usunęły ważne zabezpieczenie” przed oszustwami” – dodał, odnosząc się do decyzji tureckiej komisji wyborczej o zaakceptowaniu nieostemplowanych kart do głosowania.

Zdaniem opozycji, zaaprobowanie kart, których lokalne komisje „nie zdążyły ostemplować”, podważa legalność referendum. Jednak Najwyższa Komisja Wyborcza stoi na stanowisku, że nie wpłynęło to na prawomocność plebiscytu, ponieważ decyzja o uznaniu takich kart została podjęta jeszcze przed zakończeniem głosowania, a przedstawiciele partii rządzącej oraz partii opozycyjnych – obecni w komisjach w charakterze obserwatorów – podpisali odpowiednie protokoły, co jest prawnie wiążące.

Ocenę międzynarodowych obserwatorów odrzucił prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, który dzięki pozytywnemu wynikowi referendum uzyska właściwie nieograniczona władzę. Uchwalona w styczniu przez turecki parlament nowelizacja ustawy zasadniczej, która wymagała zatwierdzenia w referendum, zakłada m.in., że prezydent będzie jednocześnie szefem państwa i rządu, będzie mógł sprawować władzę za pomocą dekretów, a także rozwiązywać parlament. Wzrośnie także jego wpływ na wymiar sprawiedliwości.

Do zarzutów odniósł się premier Turcji Binali Yildirim: „Pogłoski o nieprawidłowościach podczas niedzielnego referendum to puste wysiłki mające na celu przyćmienie wyników plebiscytu, w którym większość opowiedziała się za zmianą systemu rządów na prezydencki”.

Szef tureckiego rządu, zwracając się do deputowanych rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), powtórzył to, co powiedział dzień wcześniej, że „wola narodu jest jasna i została odzwierciedlona w urnach wyborczych”. „To kończy debatę” na temat zmiany systemu rządów w kraju – powiedział.

Yildirim wezwał opozycję do uszanowania wyników plebiscytu. „Opozycja nie powinna się wypowiadać po tym, jak wypowiedzieli się ludzie” w referendum – oświadczył.

Źródło: PAP

lk

Po referendum prezydent Turcji będzie decydował nawet o budżecie, a jego odpowiedzialność jest czysto hipotetyczna

– Prezydent Erdoğan zbliża się do pozycji sułtana. Jego władzę w nieznacznym stopniu ograniczają inne organy państwa – o zmianach w Turcji mówił w Poranku Wnet dr hab. Adam Szymański.

W niedzielę odbyło się w Turcji referendum, którego stawką było znaczne zwiększenie władzy prezydenta. Za przyjęciem proponowanych zmian w konstytucji opowiedziało się 51,4 proc. Turków . Konsekwencje tej decyzji omawiał w Poranku Wnet politolog z UW, dr hab. Adam Szymański.

[related id=”11657″]

– Odpowiedzialność prezydenta praktycznie zanika. Ewentualna konsekwencje musiałby najpierw zatwierdzić parlament zdominowany przez partię rządzącą. Następny etap to Trybunał Konstytucyjny. Zgodnie z nowym ustawodawstwem, na 15 sędziów tego organu 12 powołuje prezydent – powiedział rozmówca Witolda Gadowskiego.

Zwiększenie władzy prezydenta nie oznacza jednak, zdaniem naszego gościa, kontrrewolucji we wszystkich dziedzinach życia. – Wprowadzona przez Atatürka zasada świeckości państwa nie została jeszcze, pomimo „pełzającej islamizacji”, złamana. Partia rządząca jest pragmatyczna i liczy się z tym, że znaczna część mieszkańców miast nie życzy sobie powrotu państwa wyznaniowego.

W ocenie naszego gościa, transformacja ustrojowa nad Bosforem nie będzie miał większego wpływu na stosunki polsko-tureckie. – Relacje na płaszczyźnie ekonomicznej nie zmienią się znacząco. Współpraca na tym polu się rozwija, podobnie jak w obszarze kultury. Wielu Polaków fascynuje się kulturą turecką – stwierdził dr hab. Adam Szymański.

aa

 

 

Turcja: Nieprawidłowości podczas głosowania – opozycja wzywa Najwyższą Komisję Wyborczą do unieważnienia referendum

Główne opozycyjne ugrupowanie w Turcji, Partia Ludowo-Republikańska, wezwała w poniedziałek Najwyższą Komisję Wyborczą do unieważnienia niedzielnego referendum konstytucyjnego.

Wiceszef CHP Bulent Tezcan ocenił, że „jest tylko jeden sposób, aby zakończyć dyskusje na temat legalności i na uspokojenie ludzi – Najwyższa Komisja Wyborcza (YSK) musi unieważnić głosowanie”. Dzień wcześniej CHP zwracała uwagę, że w referendum ws. zmiany systemu rządów z parlamentarnego na prezydencki były podejmowane nielegalne działania na rzecz rządu. Podkreślano, że dopuszczono m.in. niepodstemplowane karty do głosowania.

[related id=”13585″]

Zdaniem Tezcana władze nie są w stanie sprawdzić, ile głosów zostało oddanych nieprawidłowo. CHP otrzymało też z różnych części Turcji liczne głosy o nieprawidłowościach oraz skargi. Wielu z uprawnionych do głosowania nie mogło wziąć udziału w referendum, a niektóre głosy były przeliczane w tajemnicy – wyliczał Tezcan.

Wiceszef opozycyjnej partii zapowiedział, że CHP złoży do miejskich komisji wyborczych oraz do YSK oficjalne skargi. Nie wyklucza też, że zwróci się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz innych międzynarodowych instytucji.

Tymczasem wcześniej w poniedziałek YSK oceniło, że karty do głosowania i koperty wykorzystane do przeprowadzenia w Turcji referendum były ważne. Szef YSK Sadi Guven powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że podjęta w ostatniej chwili decyzja o wykorzystaniu niepodstemplowanych kart do głosowania nie była czymś nadzwyczajnym, a władze w przeszłości dopuszczały do takich praktyk.

W niedzielnym referendum konstytucyjnym w Turcji zwyciężyli zwolennicy prezydenckiego system rządów, który zastąpi dotychczasowy system parlamentarny; było ich o 1,25 mln więcej niż głosujących przeciwko wprowadzaniu zmian – poinformował Guven.

[related id=”13542″]

Do przeliczenia pozostaje jeszcze 600 tys. kart do głosowania – dodał Guven, podkreślając zarazem, że nie jest to znacząca liczba, „co pozwala już teraz stwierdzić, że zmiany, których dotyczyło referendum, zostały przyjęte”. Szef YSK zapowiedział, że ostateczne wyniki zostaną podane do wiadomości publicznej w ciągu 10-11 dni.

Głos w sprawie zabrał Szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu Norbert Roettgen oświadczył w poniedziałek, że kampania przed referendum w Turcji nie była ani wolna, ani fair, więc wynik nie posiada legitymacji prawnej. Polityk wezwał do zawieszenia rozmów akcesyjnych z Ankarą.

– Jeżeli partie opozycyjne domagają się skontrolowania (głosowania), to powinno ono zostać skontrolowane. Kampania wyborcza nie była ani wolna, ani fair. Dlatego wynik nie ma demokratycznej legitymacji, legitymacji prawa – powiedział Roettgen w rozmowie z agencją dpa.

Polityk CDU ocenił, że wynik osiągnięty przez prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana oznacza odwrócenie się od Europy. Kontynuowanie negocjacji akcesyjnych z krajem, który wypowiedział się przeciwko fundamentalnym zasadom Europy, a mianowicie praworządności i demokracji, byłoby sprzecznością samą w sobie – wyjaśnił Roettgen. Takie postępowanie oznaczałoby zdaniem polityka CDU – narażenie na poważny szwank demokratycznej i praworządnej wiarygodności Europy -.

Jak zaznaczył, – negocjacje akcesyjne nie powinny być formalnie kontynuowane -. Rozmowy o przyjęciu Turcji do UE powinny zostać bez zwłoki formalnie zawieszone – powiedział niemiecki chadek. W ten sposób zniknie też podstawa do przekazywania przez UE Ankarze pomocy finansowej.

Również Departament Stanu USA oświadczył dziś, że odnotował zaniepokojenie międzynarodowych obserwatorów niedzielnym referendum w Turcji. Oznajmił też że poczeka na ostateczny raport w tej sprawie, sugerując, iż do tego czasu wstrzyma się z komentarzem.

Czekamy na końcowy raport OBWE/ODIHR (Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie/ Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka), co – jak rozumiemy – zajmie kilka tygodni – powiedział rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu Mark Toner.

Według wspólnej misji OBWE i Rady Europy procedury zastosowane w kampanii i podczas referendum w Turcji w sprawie zmiany systemu rządów z parlamentarnego na prezydencki nie spełniały międzynarodowych standardów.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział dziś komentatorom wyborów w jego kraju, by – znali swoje miejsce – po tym, jak skrytykowali oni kampanię za niespełnienie międzynarodowych standardów.

Erdogan dodał, że dla Turcji nie jest ważne, czy Unia Europejska zerwie z nią rozmowy na temat członkostwa. Jeszcze na początku kwietnia deklarował wszelako, że po referendum Ankara wróci do kwestii przystąpienia do UE.

PAP/JN

Odgłosy uderzania w garnki i patelnie rozległy się w Stambule. Mieszkańcy protestują przeciwko wynikowi referendum

Powołując się na świadków, Reuters poinformował, że protestują mieszkańcy co najmniej czterech dzielnic. Bicie w garnki i patelnie to tradycyjna miejscowa forma demonstrowania sprzeciwu.

Na zamieszczanych w mediach społecznościowych zdjęciach i nagraniach widać grupy protestujących mieszkańców Stambułu, którzy wyszli na ulice. Uderzając w garnki i patelnie, mieszkańcy niektórych dzielnic największego miasta w Turcji protestują przeciwko ogłoszonemu przez prezydenta Recepa Erdogana zwycięstwu w niedzielnym referendum.

[related id=”13542″]Według Erdogana, za zmianami ustrojowymi opowiedziało się 25 mln obywateli, a przewaga zwolenników ustroju prezydenckiego wyniosła 1,3 mln głosów.

Rządowa agencja prasowa Anatolia podała, że w referendum 51,3 proc. Turków opowiedziało się za zmianami w konstytucji, wprowadzającymi prezydencki system rządów. Takie są wyniki po przeliczeniu 99 proc. głosów.

Jednak w trzech największych miastach: Stambule, Ankarze i Izmirze większość zdobyli przeciwnicy zmian konstytucji – podał Reuters.

Wcześniej zwycięstwo w referendum ogłosił premier Turcji Binali Yildirim, powołując się na nieoficjalne wyniki głosowania.

WJB/PAP

W Turcji rozpoczęło się głosowanie w referendum konstytucyjnym mającym na celu zmienić ustrój polityczny w tym kraju

W Turcji w niedzielę o godz. 6 czasu polskiego otwarto pierwsze lokale referendalne. Uczestnicy referendum rozstrzygną, czy dojdzie do zmiany ustrój politycznego z parlamentarnego na prezydencki.

 

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan apelował w sobotę, w ostatnim dniu kampanii przedreferendalnej, o wysoką frekwencję. Przekonywał, że proponowane zmiany pozwolą zapewnić krajowi bezpieczeństwo, stabilność i rozwój gospodarczy.

Zgodnie z propozycjami zmian prezydent miałby być jednocześnie szefem państwa i rządu, mógłby sprawować władzę za pomocą dekretów, a także rozwiązywać parlament; wzrósłby też jego wpływ na wymiar sprawiedliwości.

Do wzięcia udziału w referendum uprawnionych jest ok. 55,3 mln osób. Lokale wyborcze będą otwarte od godz. 6 do 15 czasu polskiego na wschodzie Turcji i od godz.7 do 16 w pozostałej części kraju.

Referendum to stało się oficjalnym powodem konfliktu między Turcją a Holandią, która nie pozwoliła na prowadzenie agitacji na rzecz zmian w konstytucji. Turecki prezydent wezwał wówczas międzynarodowe organizacje do nałożenia sankcji na Holandię, mówiąc, że kraj ten zachowuje się jak „republika bananowa”. Zapowiedział również, że Holandia „zapłaci cenę i nauczy się, czym jest dyplomacja”. Działanie jej władz nazwał rasizmem oraz „rodzajem islamofobii”.

[related id=”9909″]Szef MSZ Turcji Mevlüt Çavuşoğlu podczas przemówienia we francuskim Metz ocenił w niedzielę, że Holandia to „stolica faszyzmu”. Spotkał się tam z tureckimi imigrantami w ramach kampanii przed referendum.

W kontekście tych wydarzeń oświadczenie wydało francuskie MSZ, które oceniło, że „z powodu braku udokumentowanego zagrożenia dla porządku publicznego nie było powodu, by zakazać spotkania” Çavuşoğlu z Turkami we Francji. „Mając na uwadze panujące napięcia między Turcją i kilkoma państwami członkowskimi Unii Europejskiej, Francja wzywa do deeskalacji” – brzmi oświadczenie MSZ Francji. Zaapelowano w nim również do „tureckich władz, by unikały nadużyć i prowokacji”.

Z kolei turecki premier Binali Yildirim ostrzegł, że jego kraj odpowie „w najostrzejszy sposób” na nieudzielenie przez Holandię zgody na lądowanie w Rotterdamie samolotu z szefem tureckiego MSZ Mevlütem Çavuşoğlu oraz niewpuszczenie minister ds. rodziny i polityki społecznej Fatmy Betul Sayan do konsulatu w tym mieście, a następnie odstawienie jej do granicy z Niemcami.

Zarówno Çavuşoğlu , jak i Betul Sayan mieli wziąć udział w wiecu z mieszkającymi w Holandii Turkami przed kwietniowym referendum.

Szef tureckiej dyplomacji zagroził, że jeśli holenderskie władze nie pozwolą mu lecieć na spotkanie z wyborcami do Rotterdamu, Turcja zareaguje ostrymi sankcjami politycznymi i gospodarczymi.

W odpowiedzi na decyzje Holandii tureckie władze zamknęły w sobotę holenderską ambasadę w Ankarze oraz konsulat w Stambule. Jednocześnie tureckie MSZ oświadczyło, że życzy sobie, by holenderski ambasador w Turcji, który przebywa na urlopie, „przez jakiś czas” nie wracał do Turcji.

13 marca Witold Repetowicz mówił tak:

– Referendum dotyczy konstytucji, która w ogóle ma nie być demokratyczna. Holandia miała prawo i obowiązek zakazać organizacji tureckiego wiecu na swoim terytorium. […] Pozwalanie na agitację jednej ze stron, która uczestniczy w wojnie domowej (i nad którą ciążą zarzuty dokonania zbrodni wojennych), to jak zapalanie ogniska na stacji benzynowej. Takie wiece prowokują drugą stronę konfliktu, np. Kurdów. Turcy tylko czekają, aby ktoś przeciwstawił się ich kampanii. Mielibyśmy przeniesienie bliskowschodniego konfliktu na terytorium Europy. Następstwem tego byłyby walki kurdyjsko-tureckie, w których polałaby się krew.

PAP/WJB