Robert Winnicki: Musimy się przygotować na długoletnią walkę z Izraelem o prawdę historyczną

Prezes Ruchu Narodowego podkreślił, że jakiekolwiek mówienie o zamrożeniu działania nowelizacji ustawy o IPN to kuriozalny pomysł, podkopujący autorytet polski na arenie międzynarodowej.

Zdaniem gościa Poranka Wnet rząd PiS nie może zrezygnować z wprowadzenia i egzekwowania zapisów ustawy o IPN, odnosząc się do stanowiska jednej z komisji Knesetu, które wezwała rząd do zmian w zakresie polskiego prawa o Holokauście: Polska nie może się uginać pod naporem obcych ambasad i parlamentów. To jest rzecz fundamentalna. Jesteśmy w tej bardzo komfortowej sytuacji, że jako naród nie musimy uprawiać specjalnej polityki historycznej, wystarczy, że upomnimy się o prawdę historyczną.

Robert Winnicki podkreślił, że polski parlament powinien się odnieść do nacisków innych państw poprzez przyjęcie specjalnej uchwały sejmowej: Odpowiedzialności za wizerunek Polski spoczywa na wszystkich politykach, ale szczególnie na rządzących. Dlatego apelowałem do rządu o przyjęcie uchwały dotyczącej suwerennego ustanawiania prawa w Polsce. To się niestety nie stało, a mamy też jakieś karkołomne wypowiedzi, ze strony polityków PiS, jak marszałka Karczewskiego, że ustawa będzie zamrożona.

Myślenie, że ustawa może być uchwalona, ale niestosowana to jest sytuacja kuriozalna, to jest wprowadzane standardów bananowej republiki. Jeżeli Sejm uchwalił ustawę i ona wchodzi w życie, to prawo musi być stosowane – zaznaczył gość Poranka Wnet.

Prezes Ruchu Narodowego podkreślił w rozmowie z Witoldem Gadowskim, że w obecnych warunkach nie ma możliwości na osiągnięcie kompromisu z Izraelem w sprawie pamięci o Holokauście: Jako Polska, mamy strukturalny spór z Izraelem, który polega na wizji historii II wojny światowej. Dzisiejszy Izrael jest oparty na micie Holokaustu, który zakłada dwa czynniki, po pierwsze ludobójstwo popełnione na żydach jest ewenementem na skalę światową, a drugim fundamentem tego mitu jest przeświadczenie, że wszystkie narody europejskiej są winne zagładzie żydów.

Musimy zdawać sobie sprawę, że to jest konflikt strukturalny i musimy przygotować strategię propagandową na dekady walki o prawdę historyczną. Środki na promowanie polskiej historii już powinny być użyte – mówił w Poranku Wnet Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego.

ŁAJ

Zamknięto Bazylikę Grobu Świętego w Jerozolimie na czas nieokreślony

Zamknięcie bazyliki nastąpiło w niedzielę w południe. Jest to forma protestu wobec dyskryminacyjnej polityki władz Izraela wymierzonej w Kościoły chrześcijańskie.

Zablokowanym drzwiom w miejscu najczęściej odwiedzanym przez chrześcijańskich pielgrzymów odwiedzających Ziemię Świętą towarzyszy afisz z napisem „Tego już za wiele: żądamy zaprzestania prześladowań Kościołów”. Umieszczono na nim również podobiznę burmistrza Jerozolimy Nira Barkata, który w minionych tygodniach jednostronnym działaniem zniósł przyznane historycznie Kościołom (jeszcze przez władze otomańskiej Turcji) zwolnienia od podatków gminnych i zamknął ich konta na ich rachunkach bieżących w celu odzyskania zaległości.

Protestacyjnemu zamknięciu towarzyszy nota podpisana przez prawosławnego patriarchę Teofila III, kustosza Ziemi Świętej, o. Francisa Pattona OFM i patriarchę ormiańskiego Nourhana Manougiana, czyli przez zwierzchników trzech wspólnot, które wspólnie administrują w Jerozolimie bazyliką i innymi głównymi miejscami świętymi dla tradycji chrześcijańskiej. „Śledzimy z wielkim niepokojem systematyczną kampanię przeciwko Kościołom i wspólnotom chrześcijańskim w Ziemi Świętej, z rażącym naruszeniem status quo – napisało trzech zwierzchników religijnych. Zaznaczono, że w ostatnim okresie ta systematyczna i gwałtowna kampania osiągnęła poziom bezprecedensowy, gdy władze miejskie Jerozolimy wydały skandaliczne zawiadomienie o płatności i nakazały zajęcie aktywów, majątku i rachunków bieżących Kościołów za domniemane długi karnych podatków miejskich. Ten krok – kontynuacją sygnatariusze dokumentu – jest sprzeczny z historyczną rolą Kościołów w świętym mieście Jerozolimie oraz z relacją, którą zawsze utrzymywali z władzami cywilnymi. Akty te naruszają obowiązujące umowy i zobowiązania międzynarodowe, które gwarantują prawa i prerogatywy Kościołów, co wydaje się być próbą osłabienia chrześcijańskiej obecności w Jerozolimie”.

Władze Jerozolimy domagają się od Kościoła katolickiego około 2,8 mln euro, anglikańskiego 1,6 mln euro, od ormiańskiego 465 euro, grecko-prawosławnego 116 tys. euro. Kościoły zwracają uwagę, że „głównymi ofiarami tych decyzji będą zubożałe rodziny, które pozostaną bez jedzenia i bez domu, a także dzieci, które nie mogą chodzić do szkoły”.

Zdaniem Kościołów jest to kolejna kropla goryczy. Bowiem już we wrześniu ub. roku przywódcy wszystkich Kościołów chrześcijańskich w Jerozolimie wydali surową notę, aby napiętnować serię wydarzeń, w tym projekt ustawy przedstawionej w Knesecie ograniczający prawa Kościołów wobec swoich własności. „Ta odrażająca ustawa ma być dziś przedstawiona na posiedzeniu komisji ministerialnej. Gdyby została ona zatwierdzona, umożliwiłaby wywłaszczenie ziem należących do Kościołów. To przypomina nam wszystkie ustawy o podobnej naturze, które zostały wprowadzone przeciwko Żydom w mrocznych czasach w Europie. Ten systematyczny i bezprecedensowy atak na chrześcijan w Ziemi Świętej poważnie narusza najbardziej podstawowe, istniejące od starodawnych czasów suwerenne prawa, depcząc delikatną strukturę stosunków między wspólnotą chrześcijańską a władzami budowaną przez dziesięciolecia. Dlatego przywołując Deklarację Patriarchów i Zwierzchników Kościołów Lokalnych w Jerozolimie, datowaną z 14 lutego 2018 r. oraz ich wcześniejsze oświadczenie z września 2017 r., jako środek protestu, postanowiliśmy podjąć ten bezprecedensowy krok zamknięcia bazyliki Grobu Świętego” – czytamy w oświadczeniu podpisanym przez prawosławnego patriarchę Teofila III, kustosza Ziemi Świętej, o. Francisa Pattona OFM i patriarchę ormiańskiego Nourhana Manougiana.

KAI/WJB

Nigdy, w żadnej z prac, Szymon Datner nie wymienił liczby 200 tys. Żydów pomordowanych poza gettami – oświadczenie IPN

Nigdy nie opisywał ani takiej liczby ofiar, ani też nie przypisywał wbrew faktom sprawstwa wszystkich tego rodzaju zbrodni ludności polskiej – czytamy w oświadczeniu.

 

Oświadczenie w sprawie zbrodni Rzeszy Niemieckiej w okupowanej Polsce oraz fałszywych informacji pojawiających się w obiegu publicznym

W obiegu publicznym coraz częściej kolportowane są oderwane od faktów informacje o liczbach Żydów zabitych poza gettami na okupowanych przez Niemców obszarach polskich w latach 1942–1945 oraz fałszywie generalizujące ujęcia na temat sprawców zbrodni.

Duża część tych informacji w sposób nierzetelny podpierana jest autorytetem Szymona Datnera – jednego z twórców studiów nad Zagładą. W sposób odległy od naukowej sumienności jego pracom przypisywane są dane liczbowe na temat Żydów pomordowanych poza gettami, których w rzeczywistości nigdy w swoich pracach nie umieścił. Co więcej Datner – jak każdy odpowiedzialny badacz – doskonale rozumiał, że obszar ziem polskich tak w zorganizowanych przez Niemców gettach, jak i poza gettami znajdował się pod okupacją niemiecką i był objęty bezwzględnym terrorem Rzeszy Niemieckiej. W związku z tym Datner nigdy nie traktował obszaru okupacji niemieckiej poza gettami jako terenu swobodnej działalności ludności polskiej. Wręcz przeciwnie – również jako świadek epoki doskonale rozumiał i z wyczuciem opisywał realia niemieckiej okupacji.

W często przywoływanym artykule „Zbrodnie hitlerowskie na Żydach zbiegłych z gett” Szymon Datner pisał: „W jednej z prac liczbę ocalałych Żydów, głównie dzięki pomocy ludności polskiej – oszacowałem na ok. 100 000 osób. Równie orientacyjnie oceniamy, że co najmniej drugie tyle ofiar zostało wychwytanych przez organa okupacyjne i padło ofiarą zbrodni” (Zbrodnie hitlerowskie na Żydach zbiegłych z gett „Biuletyn ŻIH” 1970 nr 75, s.29).

Nigdy, w żadnej z prac, Szymon Datner nie wymienił liczby 200 tys. Żydów pomordowanych poza gettami. Nigdy nie opisywał ani takiej liczby ofiar, ani też nie przypisywał wbrew faktom sprawstwa wszystkich tego rodzaju zbrodni ludności polskiej. Imputowanie Datnerowi tego rodzaju stwierdzeń jest fałszowaniem dorobku naukowego tego niekwestionowanego autorytetu w dziedzinie badań nad Holocaustem. Datner odróżniał aktywność funkcjonariuszy niemieckiego państwa i uzbrojonych służb niemieckich od postaw ludności cywilnej na wszystkich obszarach okupowanych. Nigdy nie pomijał niemieckich formacji okupacyjnych jako organizatorów i aktywnych uczestników zbrodni na Żydach ukrywających się poza gettami. Część uczestników obecnej dyskusji z braku wiedzy albo intencjonalnie takie rozróżnienia zaciera.

W czasie drugiej wojny światowej cały obszar okupowanych ziem polskich był objęty działalnością niemieckich formacji militarnych i policyjnych. Ich funkcjonariusze, wykonując rozkazy Rzeszy Niemieckiej, egzekwowali z całą surowością niemieckie zarządzenia, które przewidywały karę śmierci nie tylko za ukrywanie Żydów poza gettami, ale także za jakąkolwiek formę kontaktów z nimi. Drakońskie kary groziły nawet za samą wiedzę o ukrywających się w połączeniu z brakiem doniesienia o tym niemieckim organom policyjnym. Niewątpliwie byli tacy, którzy takim zarządzeniom się podporządkowali.

Za skuteczność realizacji zarządzeń i wykonywanie zbrodni na Żydach schwytanych poza gettami odpowiadali funkcjonariusze służb państwowych Rzeszy Niemieckiej. Byli to członkowie różnego rodzaju niemieckich służb, w tym Gestapo, Kripo, SS, Żandarmerii, Wehrmachtu, a także nowych służb policyjnych stworzonych przez Rzeszę Niemiecką z obywateli podbitych państw. Funkcjonariusze wszystkich niemieckich formacji policyjnych uczestniczyli w realizacji zbrodniczych rozkazów Rzeszy. Tak jak w gettach Niemcy wykorzystywali do zbrodniczych akcji powołaną do życia przez Rzeszę Niemiecką policję „gettową” – Żydowską Służbę Porządkową („Jüdischer Ordnungsdienst”) złożoną z Żydów, tak poza gettami wykorzystywali do zbrodniczych akcji stworzoną przez Rzeszę Niemiecką tzw. „granatową” policję  („Polnische Polizei im Generalgouvernement”), złożoną w większości z Polaków, a w mniejszym zakresie także z Ukraińców i Volksdeutschów. Policja ta (w odróżnieniu od niektórych podobnych formacji w okupowanej Europie) bezwzględnie podlegała rozkazom cywilnych i policyjno-wojskowych władz niemieckich. Rzesza wykorzystywała do udziału w zbrodniach także Ukraińską Policję Porządkową oraz inne formacje, złożone z różnych narodowości. Zasięg i skala zbrodni niemieckich oraz wykorzystanie wymienionych formacji policyjnych w zagładzie Żydów było wynikiem suwerennych decyzji Rzeszy Niemieckiej.

Kadry niemieckich służb policyjnych (łącznie z „granatową” policją) były narzędziem Rzeszy Niemieckiej także w zwalczaniu organizacji konspiracyjnych oraz Polskiego Państwa Podziemnego, w tym komórek specjalnie powołanych do pomocy ukrywającym się Żydom. Władze Rzeczypospolitej Polskiej i ich przedstawiciele ostrzegali „granatowych” policjantów i innych współpracowników Rzeszy wielokrotnie, że będą oni pociągnięci do odpowiedzialności karnej za udział w niemieckich zbrodniach na współobywatelach – bez różnicy ich narodowości. Mimo okupacyjnych warunków i bardzo ciężkiej sytuacji ludności cywilnej, działający w konspiracji przedstawiciele państwa polskiego jednoznacznie przeciwstawiali się wszelkim formom kolaboracji, w tym także współpracy w niemieckim planie Zagłady. Podziemne sądy – w wydawanych w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej wyrokach – skazywały osoby wspierające okupanta w jego antyżydowskiej polityce. W gettach na gorliwych współpracownikach Niemców wyroku wykonywał żydowski ruch oporu.

Funkcjonariusze „granatowej” policji, podobnie jak funkcjonariusze policji gettowej, którzy z zaangażowaniem uczestniczyli w wyszukiwaniu ludności ukrywającej się przed okupantem i zwalczaniu działalności „nielegalnej” w gettach i poza gettami, byli współuczestnikami zbrodni Rzeszy Niemieckiej. Przenoszenie odpowiedzialności za udział tych formacji, stworzonych przez Niemców, i wypełniających rozkazy Niemców, na ogół narodu polskiego czy ogół narodu żydowskiego z pominięciem Rzeszy Niemieckiej, byłby pomniejszaniem odpowiedzialności Rzeszy Niemieckiej za zbrodnie, w tym za zbrodnie Holocaustu.

Niemcy szeroko korzystali z usług tajnych informatorów, donosicieli i szantażystów, którzy wydawali swoich współobywateli i współbraci. Takie grupy pojawiły się wśród ludności cywilnej zarówno w gettach, w których zgromadzono Żydów, jak i poza gettami, gdzie większość mieszkańców była Polakami. Motywy działania były różne: korzyści materialne, nadzieje na przywileje lub lepsze traktowanie przez okupanta, nienawiść i uprzedzenia. Czasem okrutnie próbowano ratować własne życie kosztem innych. Każdy, kto przyczynił się do śmierci współobywatela (denuncjacja, zabójstwo), był współuczestnikiem niemieckich zbrodni. Rzesza Niemiecka wykorzystywała takich ludzi do zwalczania wszelkiej działalności nielegalnej pod jej rządami: do niszczenia ukrywających się Żydów, niszczenia konspiracji niepodległościowej, niszczenia ludzi udzielających potajemnie pomocy prześladowanym współobywatelom.

Nie zmienia to zarazem faktu, że tylko narzucenie obywatelom RP (narodowości polskiej, żydowskiej i innej) nieludzkiego systemu prawnego Rzeszy Niemieckiej mogło spowodować, że informacja o miejscu pobytu zwyczajnego człowieka, uczciwego współobywatela – Żyda, Polaka żydowskiego pochodzenia lub członka niepodległościowej konspiracji – mogła być tożsama z wyrokiem śmierci. W wolnej Polsce przed 1939 rokiem takie sytuacje były nie tylko niemożliwe, ale i niewyobrażalne.

Każdy zbrodniarz spośród ludności cywilnej, korzystał z bezkarności, jaką zapewniała mu Rzesza Niemiecka. Każdemu z takich zbrodniarzy – niezależnie od motywacji – Rzeczpospolita Polska, przez całą wojnę walcząca po stronie aliantów, zapowiadała bezwzględną odpowiedzialność karną. Do dzisiaj każdy przejaw tego rodzaju zbrodni jest w Polsce piętnowany jako symbol zdrady i podłości.

Każda działalność nielegalna (w świetle narzuconych niemieckich przepisów prawa), w tym pomoc dla ukrywających się Żydów (udzielana z narażeniem życia swojego i bliskich), była bohaterstwem właśnie ze względu na zbrodnicze warunki stworzone przez Rzeszę Niemiecką. Szymon Datner w innej pracy sumował: „Ratownictwo Żydów w Polsce należy do najpiękniejszych kart humanitarnego i braterskiego stosunku Polaków do prześladowanych współobywateli. Udzielanie pomocy, ukrywanie i ratowanie od zagłady Żydów, narażało Polaków ze strony okupanta na nieludzkie represje i na śmierć. Mimo to, wielu Polaków przejawiało bezprzykładne bohaterstwo, ratując życie żydowskim ofiarom rasizmu i terroru hitlerowskiego. Wielu Polaków, w tym znaczna liczba nieznanych dotąd z imienia i nazwiska bohaterów, przypłaciło życiem swoją szlachetną, godną najgłębszego szacunku postawę. Wielu zostało za swój bohaterski, głęboko ludzki odruch i heroiczne przeciwstawienie się hitlerowskiej metodzie zagłady, częstokroć z cała rodziną i dziećmi, bestialsko zamordowanych przez stosującego wściekły terror okupanta” (Materiały z dziedziny ratownictwa Żydów przez Polaków; „Biuletyn ŻIH” 1970 nr 76, , s. 86).

W każdej grupie społecznej i w każdym narodzie znaleźli się bohaterowie i zdrajcy. W każdym narodzie największą grupę społeczną stanowili ci, którzy chcieli po prostu przetrwać z własnymi rodzinami lata wojennego koszmaru. Problematyka postaw zarówno różnych grup Polaków, jak i różnych grup Żydów podczas okupacji niemieckiej, jest problematyką złożoną, wymykającą się spod prostych schematów i uogólnień. Jednak zawsze wymaga ona uwzględniania roli Rzeszy Niemieckiej panującej nad okupacyjną rzeczywistością. To ona była czynnikiem sprawczym, określającym najważniejsze punkty odniesienia w systemie okupacyjnym, dysponującym siłą i stosującym powszechny terror i przemoc. To ona powodowała, że to, co było niemożliwe w wolnej Polsce przed 1939 rokiem, stało się faktem pod rządami niemieckich najeźdźców.

Skala wykorzystania ludności cywilnej przez Rzeszę Niemiecką powinna być przedmiotem rzetelnych badań – wolnych od nacisków politycznych. Miara powinna być jednakowa dla wszystkich grup narodowych w podbitym społeczeństwie. Opis wydarzeń i zachowań społecznych powinien uwzględniać proporcje, tło wydarzeń, indywidualne postawy i motywacje oraz warunki stworzone przez politykę okupanta. Wykorzystanie dotychczasowego dorobku nauki powinno uwzględniać szacunek dla rzetelnych badaczy przedmiotu oraz stronić od manipulacji i nadużyć przy wykorzystaniu ich nazwisk.

Dyskusje na temat skali tragedii ofiar nie powinny przesłaniać odpowiedzialności totalitarnego państwa, jakim była Rzesza Niemiecka. To ważne i uniwersalne wyzwanie dla pamięci ofiar i dla bezpieczeństwa świata w przyszłości: każde państwo powinno w dzisiejszym świecie rozumieć, że państwowe decyzje o ludobójstwie, nawet jeśli pod ochroną państwowej potęgi zostaną skutecznie wykonane, będą przez świat przypominane. Nie będą podlegały ani zapomnieniu, ani żadnej polityce rozmywania odpowiedzialności.

Czarnecki: Żydzi uważają Holokaust za jedyną tragedię II wojny światowej. Odbierają innym prawo do bycia ofiarami

Ryszard Czarnecki z Waszyngtonu skomentował konflikt na linii Polska-Izrael. Zdaniem eurodeputowanego całe zamieszanie związane jest z polityką historyczną Izraela oraz ze zbliżającymi się wyborami.

Ryszard Czarnecki stwierdził, iż Żydzi uważają Holokaust za jedyną tragedię podczas drugiej wojny światowej, przez co żadne inne państwo nie może przyznawać się do ofiary, jaką poniosło ponad 75 lat temu.

„Wielu komentatorów, wskazuje na to, że całe zamieszanie na linii Polska-Izrael wynika ze zbliżających się wyborów w Izraelu. To oczywiście prawda. Binjamin Netanjahu walczy po raz piąty o władzę w Izraelu i brnie w nacjonalistyczne tony”. Jak jednak podkreślił eurodeputowany, powodem nasilającego się antypolonizmu może być coś poważniejszego.

„Histeryczne emocje, które od paru tygodni występują, wynikają z tego, że od procesu Adolfa Eichmanna – opisywanego przez Hannę Arendt – Żydzi przewartościowali swoje myślenie o II wojnie światowe. Holocaust stał się dla nich opoką”.

Zdaniem Ryszarda Czarneckiego fakt, że Polska podobnie jak Żydzi poniosła ogromne straty podczas II wojny światowej, wzbudza tak wielkie reakcje emocjonalne.

Ponadto eurodeputowany podkreślił, że stosunki pomiędzy krajami Europy Zachodniej a Izraelem będą coraz chłodniejsze. Według niego będzie to stała tendencja: „To, co robi Izrael, nie jest racjonalne. W ciągu kilkunastu lat zaobserwowaliśmy znaczące zmiany w stosunkach między państwami Europy Zachodniej a Izraelem. Przedtem jak wiemy, te kraje były sojusznikami Izraela. W tej chwili natomiast wzrosła liczba wyborców-muzułmanów we wspomnianych przeze mnie krajach, a zatem naturalne jest to, że stosunki między m.in. Francją, Wielką Brytanią a Izraelem schłodziły się”.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

jn

Dr Ewa Kurek: Zachód zbudował bajkę na temat zagłady Żydów, a Polska nie potrafi bronić swojego dobrego imienia [VIDEO]

Dr Ewa Kurek skomentowała obecny polsko- żydowski dialog oraz wieloletnie zaniedbania naszego rządu w przedstawianiu przez nasz kraj społeczności Żydów polskich.

Dr Ewa Kurek uważa, że obecna, trudna dyskusja polsko-żydowska i przekłamania historyczne wynikają z dwóch przyczyn. Po pierwsze, po wojnie byliśmy za żelazną kurtyną i nie mieliśmy głosu przez prawie pół wieku, a w tym czasie na zachodzie została zbudowana bajka na temat zagłady Żydów:

„Żałosne, że Polacy przez te 30 lat wolnej Polski dali sobie taką bajkę przeszczepić. W Muzeum Żydów Polskich serwowana jest narracja Żydowska i jest w niej wiele kłamstw. Muzeum Żydów Polskich to tak naprawdę muzeum bez >>polskich Żydów<<„.

Zdaniem gościa Radia Wnet za taki stan rzeczy możemy mieć pretensje jedynie do siebie, ponieważ zarządca tym nasz minister kultury.

„Pozwalamy naszym władzom pokazywać światu nie swoją historię. Po drugie od strony żydowskiej istnieje cała kampania ukrycia roli żydów w czasie zagłady w Polsce”.

Dr Ewa Kurek swoje badania opiera głównie na źródłach żydowskich. Jak podkreśla, mimo że Żydzi żyli 1000 lat na naszej ziemi, byli dla Polaków środowiskiem zamkniętym, językowo, oraz kulturowo i dlatego  nie mamy dobrych, polskich źródeł.

Dr Ewa Kurek zacytowała zapis żydowskiego kronikarza Emmanuela Lincolna Bluma, który zanotował przebieg akcji przesiedleńczej:

„Kiedy akcja przesiedleńcza wybuchła w Warszawie w lipcu 42 roku i żydowska policja przejęła nad nią kierownictwo, jeden z jego żydowskich kolegów nie posiadł się z oburzenia . Uważał, że gmina żydowska powinna była, mimo gróźb niemieckich odmówić jej wykonania. Lepiej by było, gdyby Niemcy sami to zrobili…”

[related id=51644]Zdaniem dr Ewy Kurek to właśnie takie głosy zamordowanych żydów świadczą o skali ich kolaboracji z Niemcami i Polacy nie muszą już nic więcej mówić:

– „Nie wiem, czy premier Benjamin Netanjahu ma odwagę przeczyć temu”.

Dr Ewa Kurek powiedziała, że wiele podobnych zapisów możemy znaleźć w Kronikach Emanuela Ringelbluma, czy Kronikach Getta Łódzkiego. A jeśli chcemy znaleźć wstrząsający zapis udziału żydów w Holokauście wystarczy sięgnąć do dzieł żydowskiego poety Icchaka Kacenelsona, np. do „Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie”.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.
jn

 

Poseł PiS: Trudno nie łączyć sprawy nagonki na Polskę ze strony środowisk żydowskich a kwestią reprywatyzacji

Paweł Lisiecki, poseł PiS i członek Komisji Weryfikacyjnej wskazywał, że nitki mafii reprywatyzacyjnej biegną zagranice Polski, a prawdziwi sprawcy tej afery cały czas przebywają na wolności.

Gościem Poranka Wnet komentował ostatnie posiedzenia Komisji Weryfikacyjnej: Obraz reprywatyzacji przekazywany przez lokatorów, popierany przez filmy, pokazuje, że państwo Polskie było państwem teoretycznym. Było silne wobec słabych i słabe wobec silnych.

Poseł Lisiecki podkreślił, że prawdziwi winni katastrofy cały czas czekają na postawienie przed wymiarem sprawiedliwości: Nie znamy jeszcze ostatecznych beneficjentów procesu reprywatyzacji. Osoby, które obecnie przebywają w więzieniu, to jest jakiś wycinek, a nie całość mechanizmu i wszystkie osoby organizujące ten proceder.

W wielu przypadkach poszlaki w aferze reprywatyzacyjnej prowadzą za granicę, ale od pewnego momentu te powiązania przestają być łatwe do wyśledzenia – zaznaczył poseł Paweł Lisiecki.

Poseł PiS odniósł się również do kwestii kryzysu dyplomatycznego między Polską a Izraelem: Na gruncie prawa polskiego nie jest możliwe przyjęcie rozwiązań, jakich domagają się organizacje żydowskie i jakie zawarte jest w uchwale amerykańskiego senatu nr 447, wobec mienia bez spadkowego. Zdanie z zasadami przyjętymi jeszcze w Księstwie Warszawskiem takie mienie przechodzi na własność skarbu państwa. Szacuje się, że wartość mienia bez spadkowego pozostawionego po II wojnie światowej może być wat aż, 150 mld złotych. Jeżeli mielibyśmy to wypłacać jako Państwo Polskiego, to będzie to olbrzymie obciążenie dla budżetu.

Trudno nie zauważać związku, między zarzutami o współsprawstwo narodu polskiego w Holokauście, a kwestią roszczeń – zaznaczył poseł PiS Paweł Lisiecki.

ŁAJ

Zaczynam współczuć Żydom. Wypuścili w świat demony antysemityzmu/ Jadwiga Chmielowska, dodatek do „Kuriera WNET” 44/2017

Kilka lat temu w Krakowie głośna była sprawa obezwładnienia przez żydowskich ochroniarzy młodzieży izraelskiej polskiego Żyda, kiedy w swoim rodzinnym mieście szedł do synagogi. Rzucono nim o bruk.

Jadwiga Chmielowska

Żydzi – nakręcona spirala

„Pan nie boi się jechać z żoną do Polski?” – pytali młodzi Żydzi starego Żyda z Będzina, który co roku przyjeżdżał z żoną do sanatorium w Ustroniu. Był przerażony nakręcającą się antypolską propagandą. Znał Polaków i dzięki nim uratował się podczas wojny.

Na stałe mieszkał w Izraelu. Poznałam go, kiedy jeszcze pracowałam w TVP Katowice i jeden z programów z cyklu LOSY poświęciłam będzińskim Żydom.

Będzin to było w zasadzie żydowskie miasto. Osiedli tam przed wiekami u stóp zamku z czasów Kazimierza Wielkiego. W powstaniu styczniowym już w pierwszych dniach zebrali 10 tysięcy rubli, za które kupili skóry i zlecili szycie kożuchów dla oddziału powstańców krawcom, których zaangażowali z terenu należącego do Prus, czyli Śląska, głównie z Mysłowic. W tym czasie Zagłębie było w rękach powstańczych.

Wielu Żydów współpracowało z PPS-em, oczywiście z frakcją Józefa Piłsudskiego. I znowu – to w Zagłębiu właśnie największe sukcesy odniosła rewolucja wzniecona w 1905 r. na rozkaz przyszłego marszałka.

Gdy Niemcy w pierwszych dniach września 1939 r. podpalili synagogę mieszczącą się w Będzinie na podzamczu, kilkuset Żydów wydostało się z niej i schroniło w kościele po drugiej stronie ulicy. Proboszcz zamknął kościół, odczekał wiele godzin i przeprowadził uciekinierów przez ogrody i przyzamkowy park poza miasto. Uratował przeszło 300 Żydów. Dziś informuje o tym tablica i pomnik postawiony przez wdzięcznych Żydów z Izraela.

O tym właśnie zdarzeniu zrobiłam program dokumentalny. Byłam zaskoczona, kiedy Żyd z Izraela, który dowiedział się o tym od znajomych z USA, przyjechał, by mi podziękować i prosić katowicką TVP o kopię mojego programu. Przyjeżdżał potem jeszcze kilka razy i to właśnie on ostrzegał przed polityką historyczną Izraela. Dziwił się, że polski rząd nie reaguje, kiedy młodzież żydowska, przyjeżdżająca do Polski zwiedzać obozy zagłady, jest izolowana od Polaków przez żydowskich ochroniarzy, jakby za każdym rogiem czaił się wróg czyhający na ich życie.

Kilka lat temu w Krakowie głośna była sprawa obezwładnienia przez żydowskich ochroniarzy młodzieży izraelskiej polskiego Żyda, kiedy w swoim rodzinnym mieście szedł do synagogi. Rzucono nim o bruk. Nie mógł pogodzić się z tym, że izraelscy Żydzi nie pozwolili mu spokojnie się pomodlić się w synagodze. Nagłośnił cały incydent w prasie. I to również nie dało polskim władzom do myślenia. Wręcz przeciwnie, ograniczano przecież nauczanie historii w polskich szkołach. Czyżby chodziło o to, aby Polacy nie byli dumni z postaw swoich przodków?

W II RP rozwijał się ruch syjonistyczny. Żydzi marzyli o własnym państwie. Polskie wojsko im w tym pomagało. Prowadziło szkolenie Betaru, żydowskiej organizacji paramilitarnej, mającej w przyszłości stworzyć armię dla przyszłego państwa Izrael. To właśnie członkowie Betaru walczyli w powstaniu w warszawskim gettcie.

Członkowie bojówki Betaru w Szydłowcu ok. 1932 r. | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Pamiętam opowieści ojca o czasach studenckich w przedwojennej Polsce. Był kadetem w podchorążówce i miał wielu kolegów Żydów. Razem chodzili na imprezy, randki, grali w karty. Gdy wybuchła Wojna Sześciodniowa w 1967 r., ojciec był spokojny – Żydzi mają świetnych dowódców i pogonią Arabów. Wtedy Polacy powszechnie kibicowali Żydom, bo Arabom sprzyjali Sowieci, a Żydzi byli przecież „nasi”. Wielu Polaków miało w Izraelu swoich sąsiadów i znajomych sprzed wojny.

Niestety do II RP dotarły echa zachodniej propagandy antysemickiej. Środowiska endeckie w tym przodowały. W niektórych uczelniach było getto ławkowe, polegające na tym, że Żydzi siedzieli osobno. Ideologowie endeccy podnosili zarzut nadreprezentacji Żydów w niektórych zawodach – medycynie, prawie, handlu. W małych miasteczkach zdarzało się, że rozwydrzona młodzież obcinała żydowskim sąsiadom pejsy i wybiła kilka szyb. Przeważnie kończyło się to laniem w domu.

I jak w czasie wojny z bolszewikami Żydzi wspierali Polaków, tak w okresie międzywojennym zwłaszcza młoda żydowska biedota była podatna na komunistyczne hasła. To też powodowało niechęć Polaków. Oczywiście większość (zwłaszcza bogatych i wykształconych) Żydów nie chciała mieć nic wspólnego z komunizmem.

W 1933 r. Hitler doszedł do władzy. W Europie Zachodniej wielu intelektualistów i polityków podziwiało nową władzę w Berlinie. Jedynie Polacy byli przezorni. W 1934 r. Piłsudski proponował Francji wojnę prewencyjną z III Rzeszą. W ciągu kilku tygodni rozprawiono by się z nazizmem – czyli narodowym socjalizmem – i uratowano miliony istnień ludzkich.

Tymczasem na oczach świata Niemcy zaczęli eksterminację Żydów. Początki były może umiarkowane, ale milczenie opinii publicznej i rządów państw europejskich ich rozzuchwaliło. Od konfiskat majątków przeszli do izolowania w obozach koncentracyjnych. Powstały one na terenie całych Niemiec. Ich budowania Hitler uczył się od Stalina. Pierwsze łagry zbudowano bowiem jeszcze za Lenina.

Żydzi niemieccy w końcu zdali sobie sprawę z tego, że nie są to chwilowe prześladowania, ale eksterminacja narodu. Niemcy sprawdzali pochodzenie do trzeciego pokolenia. Represje dotknęły też oficerów i żołnierzy żydowskiego pochodzenia w Wehrmachcie. Hitler potrzebował pieniędzy na wojnę, więc miały one pochodzić z majątków zrabowanych Żydom. Bogatsi próbowali się wykupić. Ratować życie. Pozwolono im na kupno biletów na statki. Aby dostać się na pokład „St. Louis”, zmierzającego na Kubę, uchodźcy musieli zapłacić 800 marek za bilet w I klasie i 600 marek za II klasę. Do tego dochodziła „opłata dodatkowa” – 230 marek. Dla wielu Żydów, ograbianych od kilku lat przez władze Niemiec, były to ostatnie oszczędności.

Kapitan Schroeder negocjuje z urzędnikami belgijskimi przyjęcie pasażerów St. Louis w Antwerpii | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Chcieli ratować życie. W Hawanie mieli czekać na zgodę na wjazd do USA. Wykupili też wizy za 150 $ – był to warunek turystycznego pobytu na Kubie. Niemcy pozwolili Żydom zabrać ze sobą jedynie po 10 marek na osobę, co stanowiło równowartość tylko 4 $. Tymczasem prezydent Kuby zmienił przepisy emigracyjne. Zezwolenia na wjazd turystyczny zostały anulowane. Cudzoziemcy, aby znaleźć się na terytorium Kuby, musieli mieć zgodę rządu i wpłacić po 500 $. Na nic zdały się interwencje prasy i opinii publicznej. Ambasador USA nie naciskał na władze Kuby, aby pomogły uchodźcom. Na ląd zeszło jedynie dwadzieścia kilka osób dzięki pomocy finansowej rodzin i znajomych. Dwie popełniły samobójstwo. Pozostali z 937 pasażerów (7 osób nie było narodowości żydowskiej) pozostało na statku.

Kapitan Gustav Schröder, który nie był zwolennikiem Hitlera, postanowił pomóc swoim pasażerom. Wiedział, że w Niemczech czeka ich śmierć. Podpłynął do wybrzeży Florydy. Statek został zatrzymany przez amerykańską straż graniczną. „Żydowscy historycy – Ted Falcon i David Blatner – napisali, że Amerykanie oddali nawet ostrzegawczą salwę w powietrze. Co ciekawe, Żydzi początkowo przywitali amerykańskie jednostki owacjami. Machali do marynarzy. Uznali bowiem, że przybyli im na pomoc i chcą eskortować niemiecki liniowiec, aby bezpiecznie zawinął do jednego z amerykańskich portów” – podaje w swoim artykule (Stany Zjednoczone nie przyjęły żydowskich uchodźców z III Rzeszy) Piotr Zychowicz na łamach „Historia do Rzeczy”.

Do prezydenta Franklina Delano Roosevelta trafił ze statku telegram: „Bardzo pilne. Zwracamy się ponownie o pomoc dla pasażerów statku St Louis. Panie Prezydencie, proszę pomóc 900 osobom, wśród których ponad 400 to kobiety i dzieci”. Nie było odpowiedzi na ten apel, choć sekretarz stanu – Cordell Hull i sekretarz skarbu Henry Morgenthau – interweniowali. Prezydent Roosevelt pozostał nieugięty.

W Kanadzie grupa duchownych i naukowców próbowała nakłonić premiera do przyjęcia uchodźców. Niestety, William Lyon Mackenzie King wolał posłuchać swoich antysemickich doradców. Kapitan Schröder jako Niemiec wiedział, co czeka jego pasażerów, gdy wrócą do Hamburga. Postanowił zawinąć do Wielkiej Brytanii. Był nawet skłonny rozbić statek, aby zmusić Anglików do przyjęcia rozbitków. Na szczęście udało mu się wynegocjować przyjęcie uchodźców. Statek 17 czerwca zawinął do Antwerpii. Bardzo niechętnie Wielka Brytania przyjęła 288 osób, Holandia 181, Francja 224, Belgia 214. Większość z tych, którzy rok później znaleźli się pod okupacją niemiecką, trafiła do obozów zagłady i do komór gazowych. Z 619 przeżyło jedynie 365 osób.

Amerykańscy Żydzi edukację w sprawach Holokaustu powinni zacząć od własnego społeczeństwa: jak kunktatorstwo ich prezydenta Roosevelta (tłumaczył się kryzysem, bezrobociem i nieznajomością angielskiego i dużą ilością kobiet, starców i dzieci wśród uchodźców) oraz brak należytego nacisku wpływowej diaspory żydowskiej w USA doprowadziły do tragedii. Pomimo że żydowscy uchodźcy napisali do niego wstrząsającą prośbę o łaskę, Franklin Delano Roosevelt uznał ich za „element niepożądany”.

Współpraca Niemiec i ZSRR trwała wiele lat przed wojną. Rosja sowiecka udostępniała poligony armii niemieckiej, gdyż zgodnie z traktatem Niemcy nie mogły nie tylko posiadać niektórych rodzajów broni, ale i prowadzić manewrów. Stalin pomagał Hitlerowi. Pakt Ribbentrop-Mołotow nie był więc przypadkiem. We wrześniu 1939 r. postanowili razem napaść na Polskę. Stalin był ostrożniejszy. Wkroczył dopiero 17 września, gdy miał pewność, że armia francuska pozostanie w okopach i nie przyjdzie Polsce z pomocą.

Kwitła przyjaźń niemiecko-rosyjska. Po moście przez rzekę odgradzającą tereny zajęte przez Niemców i Rosjan można było jakiś czas za zgodą władz okupacyjnych przechodzić z jednej strony na drugą. Nie wolno było rozmawiać, więc mijający się Polacy stukali się po głowach, pokazując na migi, co myślą. Wielu Żydom udało się przejść na stronę sowiecką, by trafić później do łagrów na Syberii. Ci, którzy przeżyli, wyszli z gen. Andersem. Menachem Begin, późniejszy premier Izraela (1977–83), wspomina w swojej książce „Białe noce” nie tylko gehennę rosyjskiej okupacji i sowieckich łagrów, ale i rozmowy z generałem Andersem.

Kiedy kilkuset Żydów postanowiło zdezerterować w Palestynie z polskich szeregów, by stworzyć armię żydowską mającą w przyszłości wywalczyć niepodległość, generał Anders miał odpowiedzieć: „Zgody na dezercję wydać nie mogę, ale nikt was szukał nie będzie”. Oznaczało to w praktyce, że Żydzi nie musieli obawiać się sądu polowego za dezercję. Tak powstały kadry przyszłej izraelskiej armii i wywiadu. Byli obywatele Polski, Żydzi, oficerowie przedwojennej „Dwójki”, tworzyli służby wywiadowcze Izraela – w tym Mossad.

Pod okupacją sowiecką Żydzi zachowywali się różnie. Tak samo zresztą jak Polacy. Trafne jest określenie, że Niemcy mordowali ciało, a Rosjanie ciało i duszę. Byli Polacy, którzy szli na współpracę z NKWD i wydawali znajomych, byli też Żydzi, którzy pomagali instalować się bolszewickiej władzy i robili spisy Polaków do aresztowań i wywózki.

Utkwiło mi w pamięci wspomnienie mojej matki. Opowiadała, że pewien Żyd, aby ją chronić, przepisał przez noc księgi rachunkowe sklepu, aby ukryć zwiększone zakupy na wesele. Szedł w zaparte, że moja mama jest panną, ale drugi Żyd jak najbardziej potwierdzał wesele. Tak samo ksiądz – jeden wydał metrykę panieńską, a drugi miał pretensję, że ma potwierdzić nieprawdę. Nie mieściła mu się w głowie odpowiedź, że dokument potrzebny jest dla ratowania życia, a nie do kolejnego zamążpójścia.

Moja mama w lutym 1939 r. wyszła za mąż za kpt. „Dwójki” Edwarda Szaniawskiego. Został on przez NKWD aresztowany już we wrześniu 1939 r. i osadzony w obozie w Ostaszkowie, gdzie go Sowieci zamordowali w kwietniu 1940 roku. Mama jako jego żona trafiłaby na Syberię. Musiała się najpierw ukrywać, a potem, gdy okazało się, że przyjaźń niemiecko-rosyjska kwitnie na dobre, mogła jako panna niemieckiego pochodzenia czuć się w miarę bezpieczna. Udało się jej nawet wyjść z więzienia NKWD.

Zaraz po wkroczeniu Niemców została znowu aresztowana jako pierwsza w Stanisławowie. I tym razem się jej udało. Nie dość, że opuściła więzienie, to jeszcze dostała skierowanie do Arbeitsamtu (biuro pracy) w Stanisławowie. Natychmiast skontaktowała się z nią AK. Razem z lekarzem odraczali przymusowe roboty Polakom i ratowali Żydów.

Trzeba wiedzieć, że wielu Ukraińców chciało dobrowolnie jechać na roboty do Niemiec. Żydzi dostawali od AK dokumenty ukraińskie i mama wysyłała ich na roboty w głąb Niemiec. Musiała jedynie pilnować, aby znający się Żydzi nie wylądowali w tej samej miejscowości. Wpadka jednego pociągnęłaby kolejnych. Nie wiem, czy ocalali w ten sposób pamiętają, kto ich uratował. Wtedy nazywała się Jadwiga Szaniawska.

Po jakimś czasie Niemcy domagali się formalnego przyjęcia przez mamę volkslisty. AK wydała jej rozkaz, ale mama odmówiła, twierdząc, że woli być rozstrzelana przez nich, niż zamordowana przez własnego ojca, który nie przyjął reichslisty, czyli Niemca czystego pochodzenia. Dziadek miał nałożony przez Niemców areszt domowy w Bohorodczanach. Nie zniósł ciągłych szykan i zmarł nagle w 1943 roku.

Po rezygnacji z pracy w Arbeitsamcie mama została skierowana na pocztę. Tam zajmowała się korespondencją kierowaną do Gestapo. Była zaszokowana ilością donosów. Większość niszczyła. Wszystkie donosy na Żydów były dostarczane do AK. Decyzją Rządu Polskiego w Londynie szmalcownicy, czyli ci, którzy wydawali Żydów, byli przez sąd skazywani na karę śmierci. Te wyroki były zawsze wykonywane. Za wydanie Niemcom przez obywateli polskich na śmierć Polaka, Żyda czy Ukraińca – kara mogła być tylko jedna. Za „zwykłą” współpracę z Niemcami karano ostracyzmem, goleniem głów itp.

Mama do końca życia miała wyrzuty sumienia z powodu spotykanego na ulicy w Stanisławowie Żyda – lekarza. Nosił opaskę, był bardzo podobny do jej męża, więc chciała mu dać dokumenty Edwarda Szaniawskiego. Bała się jednak, czy mu tym nie zaszkodzi, bo na podstawie dokumentów, jakie mieli Niemcy od NKWD, lepiej dla niego było być Żydem niż oficerem „Dwójki”. Potem przestała go widywać. Nie wiedziała, czy trafił do getta, czy uciekł, nie pamiętała nawet, jak się nazywał.

Kolejną opowieść o ukrywaniu Żydów usłyszałam od ciotki. Mieszkała w Świdrze. Miała olbrzymią willę, w której dwie piwnice przeznaczyła dla dwóch dużych rodzin żydowskich. Z polecenia AK organizowała dla Niemców popijawy, gry w karty. Pozwalało jej to usprawiedliwić zwiększone zakupy żywności.

Jedna rodzina zachorowała na tyfus. Ciotka ściągała zaufanych lekarzy, kupowała leki, niestety – większość nie przeżyła. Został tylko syn, wtedy dwudziestoletni chłopak. Całe szczęście, bo po wojnie ta druga rodzina, która przetrwała w całości, oskarżyła ciotkę, że widocznie skończyły się pieniądze i się tamtych pozbyła. Chłopak zaświadczył, że przychodzili lekarze, dostawali leki, że ciotka codziennie gotowała rosoły, jajka i mięso i poniosła olbrzymie koszty, aby ich ratować.

Polskie władze w Londynie przekazywały aliantom dokładne informacje o tym, co dzieje się w obozach koncentracyjnych. Dostarczano szczegółowe plany, rozmieszczenie baraków, komór gazowych, krematoriów. Najdokładniejszy raport opracował rotmistrz Pilecki. Wcześniej alarmowali kolejni kurierzy. Alianci twierdzili, że to „polskie wymysły”, bo niemożliwe, aby naród Goethego był tak bestialski.

Szmul Mordechaj Zygielbojm | Fot. Wikipedia

Szmul Mordechaj Zygielbojm, polityk Bundu, sekretarz generalny Sekcji Żydowskiej Centralnej Komisji Związków Zawodowych, redaktor pisma „Arbeiter Fragen”, radny Warszawy i Łodzi, był od 1942 r. członkiem Rady Narodowej Rzeczpospolitej w Londynie – uznanego w całym świecie odpowiednika parlamentu Polski. W 1940 r. centralna organizacja Bundu wysłała go z okupowanej Polski na Zachód, aby tam przedstawił sytuację Żydów pod okupacją. Został zatrzymany na granicy belgijsko-niemieckiej. Uratował go wtedy Paul Spaak, późniejszy premier Belgii.

W Londynie, w powołanym przez Prezydenta RP substytucie sejmu, zasiadał nie tylko Zygielbojm. Drugim przedstawicielem społeczności żydowskiej był reprezentant syjonistów Ignacy Schwarzbart. Obaj zajmowali się zbieraniem informacji o trwającym na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką Holokauście Żydów. Raporty pochodziły nie tylko od polskiego podziemia, ale i organizacji żydowskich: Bundu (jego kierownictwo nazwało się Centralnym Komitetem Ruchu Żydowskich Mas Pracujących) i Żydowskiego Komitetu Narodowego. Przekazywano je następnie do Światowego Kongresu Żydów i Amerykańskiego Kongresu Żydowskiego. Zygielbojm liczył na wykorzystanie wpływów i pieniędzy tych potężnych organizacji. Chodziło o wywieranie nacisku na rządy alianckie w celu pomocy polskim Żydom. Zawsze mógł liczyć na wsparcie Premiera RP Władysława Sikorskiego. Nikogo jednak wśród światowych organizacji żydowskich los Żydów, mordowanych bestialsko przez Niemców, nie obchodził. Efektów starań Zygielbojma nie było.

W 1942 roku, w swojej książce Stop Them Now. German Mass Murder of Jews in Poland, ten przywódca narodu żydowskiego napisał: „W tym miejscu muszę wspomnieć, że ludność polska udziela wszelkiej możliwej pomocy i współczucia dla Żydów. Solidarność polskiej ludności ma dwa aspekty: po pierwsze jest to wspólne cierpienie, a po drugie wspólna walka przeciwko nieludzkiemu okupantowi. Walka z prześladowcami jest ciągła, wytrwała, w konspiracji i toczy się nawet w getcie, w warunkach tak strasznych i nieludzkich, że są one trudne do opisania lub do wyobrażenia. (…) Ludność żydowska i polska pozostaje w stałym kontakcie, wymieniając prasę, informacje i rozkazy. Mury getta nie oddzieliły w rzeczywistości ludności żydowskiej od Polaków. Polskie i żydowskie społeczeństwo wciąż walczy razem o wspólny cel, tak jak walczyło przez wiele lat w przeszłości”.

Przeglądając książkę K. Mórawskiego Kartki z dziejów Żydów warszawskich, można znaleźć notatkę z 20 kwietnia 1943 r. przesłaną z walczącego getta przez Żydowski Komitet Narodowy i Bund do Londynu:

„Ludność Warszawy śledzi walkę z podziwem i wyraźną życzliwością dla walczącego getta. Zażądajcie od Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, by zwiedził również getta i obozy śmierci w Oświęcimiu, Treblince, Bełżcu, Sobiborze i inne obozy koncentracyjne w Polsce”.

28 kwietnia 1943 r. powstańcy z getta wysłali kolejną depeszę: „Natychmiastowej, skutecznej pomocy może teraz udzielić potęga aliantów. Imieniem milionów już pomordowanych Żydów, imieniem obecnie palonych i masakrowanych, imieniem heroicznie walczących i nas wszystkich na śmierć skazanych, wołamy wobec świata: Niech już teraz, a nie w mrokach przyszłości, dokona się potężny odwet aliantów na krwiożerczym wrogu – w sposób powszechnie jako rewanż zrozumiały. Niech najbliżsi nasi sprzymierzeńcy uzmysłowią sobie nareszcie rozmiary odpowiedzialności wobec bezprzykładnej, nad całym narodem popełnionej zbrodni hitlerowskiej, której tragiczny epilog teraz się odbywa. Niech bohaterski, wyjątkowy w dziejach zryw straceńców getta pobudzi wreszcie świat do czynów na miarę wielkości chwili”.

List pożegnalny Szmula Zygielbojma | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Świat milczał dalej! Szmul Mordechaj Zygielbojm nie wytrzymał i popełnił 13 maja 1943 r. samobójstwo. W liście pożegnalnym napisał między innymi: „Nie mogę pozostać w spokoju. Nie mogę żyć, gdy resztki narodu żydowskiego w Polsce, którego jestem przedstawicielem, są likwidowane. Moi towarzysze w getcie warszawskim polegli z bronią w ręku w ostatnim bohaterskim boju. Nie było mi sądzonym zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich i do ich grobów masowych. Śmiercią swoją pragnę wyrazić najsilniejszy protest przeciw bierności, z którą świat przygląda się i dopuszcza zagłady ludu żydowskiego”.

Teraz dzieci i wnuki winnych obojętności próbują zwalić na Polaków odpowiedzialność za los Żydów w okupowanej Polsce, jedyny naród, który tak masowo ratował Żydów i który nie poszedł z Niemcami na żadną współpracę. Jak napisał dziennikarz „Jerusalem Post” – tylko dwa narody spośród okupowanych w Europie nie stworzyły formacji Waffen SS i ich obywatele nie walczyli w żadnych oddziałach przy boku Niemiec. Są to Polacy i Serbowie.

W latach 90. rozmawiałam z Ireną Lasotą o roku 1968. Zapytałam ją, co jako uczestniczka wydarzeń marcowych sądzi o opinii, którą wyniosłam z domu:

Gomułka skorzystał z nagonki Rosji sowieckiej na Izrael. Po wojnie w 1967 r. z Arabami Sowieci rozpętali nagonkę na syjonistów. Trzeba pamiętać, że w PZPR trwała walka pomiędzy frakcjami. Za nacjonalistyczne odchylenia Gomułka siedział w więzieniu. Teraz mógł za zgodą Moskwy pozbyć się „syjonistów”, czyli różnych Bermanów, komunistów żydowskiego pochodzenia, którzy go do tego więzienia wsadzili. Rej wodził Moczar i Jaruzelski, który robił czystkę w wojsku. To w tym gronie powstało później stowarzyszenie „Grunwald”.

Jak zwykle oberwało się też porządnym ludziom, opozycji antykomunistycznej. Usuwani z uczelni profesorowie zwolnili miejsca tzw. docentom marcowym. To właśnie ci „mierni, ale wierni”, awansowani na docentów i profesorów, odpowiadają za opłakany stan polskiego szkolnictwa wyższego.

Oczywiście wielu Żydów bardzo przeżywało to szaleństwo partyjnych towarzyszy Gomułki. Byli też i tacy, którzy cieszyli się z możliwości wyjazdu. W PRL-u otrzymanie paszportu graniczyło z cudem. Pamiętam, jak Żyd, który naprawiał nam lodówkę i często z ojcem dyskutował, przybiegł z ciekawą propozycją: „Panie Tadeuszu, pomogę panu zostać Żydem. Ja i moi kuzynowie poświadczymy, że jest pan naszym krewnym po matce i dostanie pan paszport. Nikt nie każe panu jechać do Izraela. Wyrwie się pan na wolność!” Ojciec z propozycji nie skorzystał. Odpowiedział, że tu trzeba walczyć o wolną Polskę. Irena Lasota potwierdziła, że moi rodzice dobrze to rozgryźli.

Z przerażeniem odnotowuję antysemickie działania niektórych władz Izraela. Szkodzą własnemu narodowi. Budują antysemityzm. Prof. Dora Kacnelson z Drohobycza zamieszkała na starość w Krakowie. Na którymś spotkaniu z Michnikiem została wyzwana od antysemitek. Nie wytrzymała i odpowiedziała: Co? Ja, Dora Kacnelson – antysemitką? Mój ojciec w Bundzie współpracował z Piłsudskim, a stryj był współtwórcą państwa Izrael i ja mam być antysemitką?! Michnik nie jest chyba Żydem, bo jest na to za głupi! Już wiem, kto i jak tworzy antysemityzm w Polsce!

Pani ambasador Izraela przy pomniku Obrońców Getta Warszawskiego, mówiąc o ludziach pomagającym Żydom, wspomniała Karskiego i Bartoszewskiego. Ciekawe, że zapomniała o rotmistrzu Pileckim i Zofii Kossak-Szczuckiej, najważniejszej postaci Żegoty, która strukturę wymyśliła i była jej główną organizatorką. Bartoszewski jakoś nigdy nie był mi w stanie wytłumaczyć, jak to się stało, że ze względu na stan zdrowia opuścił Auschwitz. Ja słyszałam tylko o takich, którym to się udało, ale przez komin krematorium.

Pani ambasador w wywiadzie stwierdziła, że znowelizowana ustawa o IPN nie jest potrzebna, gdyż w Izraelu wszyscy wiedzą o tym, że obozy nie były polskie. Pani ambasador nie wie, czy kłamie w żywe oczy?

Tymczasem jeden z ważniejszych polityków Izraela, kandydat na premiera – Jair Lapid parę dni temu wyraził swoje zdanie na ten temat: „Całkowicie potępiam nowe polskie prawo, które próbuje zaprzeczyć polskiej odpowiedzialności za Holokaust. Ta zbrodnia została zapoczątkowana w Niemczech, ale setki tysięcy spośród Żydów, którzy zostali zamordowani, nawet nie spotkało niemieckiego żołnierza. Polskie obozy śmierci były i żadne prawo tego nie zmieni”.

Cóż może wiedzieć przeciętny obywatel Izraela, który był na wycieczce w Polsce, gdzie pokazywano mu obozy i przestrzegano przed ponoć niebezpiecznymi kontaktami z tubylcami? Piotr Hlebowicz był świadkiem, jak w Krakowie wykręcono ręce człowiekowi tylko za to, że szedł za grupą młodzieży żydowskiej.

Oby chęć zysku i błyszczące srebrniki nie zmąciły rozumu narodowi wybranemu! Bóg był dla Was łaskawy – po tysiącach lat macie znowu własne państwo. Pomogli wam w tym Polacy i wychowywani w Polsce od setek lat Żydzi, którzy nauczyli się kochać przede wszystkim wolność.

A tak na marginesie, trzeba się przyjrzeć, kiedy ten antypolonizm w środowiskach żydowskich rozkwitł: czy aby nie po wypuszczeniu masowym Żydów ze Związku Sowieckiego w końcówce lat 70. i w latach 80. XX wieku? Ciekawe, czy Żydzi to byli, czy KGB-iści?

Tak czy inaczej, zaczynam współczuć Żydom. Puszka Pandory została otwarta. Wypuścili na świat demony antysemityzmu.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Żydzi – nakręcona spirala” znajduje się na s. 1–2 dodatku „Polacy i Żydzi” do lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Żydzi – nakręcona spirala” na s. 2 dodatku „Polacy i Żydzi” do lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Prof. Jan Żaryn: Nie możemy przegrać batalii o historię z Izraelem, nawet jeśli będzie to bardzo kosztowna walka

Zdaniem gościa Poranka Wnet zapisy nowelizacji ustawy o IPN w zakresie karania za zbrodnie ukraińskie powinna zostać znowelizowana, ponieważ zawiera liczne nieścisłości i błędy.

Zdaniem gościa Poranka Wnet prof. Jana Żaryna, senatora PiS, można było przewidzieć konflikt na linii Warszawa Tel Awiw: Burza, jaką wywołała nowelizacja ustawy o IPN była do przewidzenia. Nie sama nowelizacja jest tutaj najistotniejsza, ale cały segment spraw, które musiały kiedyś zostać poruszone w relacjach polsko-żydowskich. W aspekcie historycznym głównym problemem jest pytanie, czy społeczność żydowska ma prawo do monopolistycznej interpretacji II wojny światowej według narracji Holokaustu, czy też istnieje miejsce na pokazanie także prawdy o cierpieniach Narodu Polskiego.

Batalii o prawdę historyczną z nie możemy przegrać, nawet jeżeli będziemy musieli ją okupić bardzo daleko idącymi ofiarami, w postaci pomówień czy wstawiania nas do „konta”. Skoro już Izrael zdecydował się tak nerwowo zareagować, to musimy kontynuować szerzenie prawdy o II wojnie światowej – podkreślił prof. Jan Żaryn.

Senator Prawa i Sprawiedliwości podkreślił, że od kwestii historycznych, znacznie ważniejszy jest wymiar finansowy spory ze środowiskami żydowskimi: Zbliżamy się do rozwiązania bardzo poważnych zaniedbań w kontaktach polsko-izraelskich, związanych z ustawą reprywatyzacyjną. To jest oczywiście ten moment, który będzie rozstrzygający, jeśli chodzi o, mówiąc kolokwialnie, dogadanie się między Polakami a Żydami.

Jan Żaryn przyznał, że zapisy przygotowane przez klub Kukiz’15 o penalizacji propagowania baderyzmu, dalece odbiegają od zasad poprawnej legislacji: Wiemy po debacie sejmowej, że te zapisy stygmatyzujące narodowościowo Ukraińców, został wprowadzony jako segment zewnętrzny do wcześniej przygotowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości ustawy i niewątpliwie z punktu widzenia językowego ten segment nie pasuje do pozostałych zapisów. (…) Myślę, że to był polityczny kompromis między PiS a Kukiz’15. Chciano, żeby tutaj nastąpił konsensus.

Zapisy dotyczące zbrodni ukraińskich, są słuszna merytorycznie, ale można byłoby je mądrzej zapisać. Pytanie, dlaczego senat tego nie zmienił – podkreślił w Poranku Wnet prof. Jan Żaryn.

Zdaniem gościa Poranka Wnet niezbędna będzie nowelizacja przyjętych zapisów w zakresie zakazu propagowania ideologii ukraińskich nacjonalistów: Dlatego powtarzam, kiedy kwestia nowelizacji zostanie wyciszona w sferze międzynarodowej, związanej z relacjami polsko-żydowski, zapewne trzeba będzie ją [nowelizację do ustawy o IPN] udoskonalać. Myślę, że takim momentem właściwym będzie i tak czekająca nas w parlamencie nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która ureguluje podział kompetencji między IPN a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

ŁAJ

Prof. Żurawski vel Grajewski: Ustawa o IPN w zakresie karania za banderyzm jest groteskowa i powinna być zmieniona

Zdaniem profesora reakcja Izraela na ustawę o IPN była powiązana z kwestią reprywatyzacji. Ustawa reprywatyzacyjna powinna zostać odłożona, aby nie kumulować konfliktów z partnerami zagranicznymi.

Z profesorem Przemysławem Żurawskim vel Grajewski, politologiem i historykiem wykładowcą Uniwersytetu Łódzkiego, specjalistą od polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa narodowego, rozmawialiśmy o kryzysie dyplomatycznym w relacjach z Izraelem oraz w mniejszym stopniu ze Stanami Zjednoczonymi wokół nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.

Zdaniem prof. Żurawskiego vel Grajewskiego nie można było przewiedzieć skali reakcji Tel Awiwu na nowelizację ustawy o IPN: Nie dało się przewidzieć sytuacji na wewnątrz izraelskiej scenie politycznej, a to tam upatrywałbym przyczyny rozpętania całego konfliktu. Nie dało się przewidzieć, że premier Netanjahu znajdzie się pod trzema oskarżeniami. To znaczy zarzutami natury korupcyjnej wobec samego premiera, afery obyczajowej, w jaką zamieszany jest jego syn, oraz oskarżeniami dotyczącymi żony przemienia, która miała bardzo niestosowanie traktować zatrudnionych w domu szefa rządu pracowników.

Fakt, że ta ustawa była konsultowana z ambasadą izraelską i do czasu uchwalenia nie zgłaszano żadnych drastycznych zastrzeżeń, a te zgłaszane zostały uwzględnione, spowodował przyjęcie założenia, że nowelizacja nie wywoła tak silnej reakcji. (…) Przy niskich notowaniach obozu rządzącego nastąpiła polityczna licytacja, kto jest lepszym obrońcom żydowskiej pamięci o Holokauście – podkreślił profesor odnosząc się do radykalnych wypowiedzi izraelskich polityków, pod adresem nowelizacji oraz postawy Państwa i Narodu Polskiego w czasie II wojny światowej.

Prof. Żurawskiego vel Grajewskiego podkreślił, że po wybuchu kryzysu dyplomatycznego, ustawa trzeba było przyjąć: Przy poważnych błędach zawartych w tej ustawie, w sytuacji nacisku międzynarodowego ustawę trzeba było uchwalić, a prezydent musiał ją podpisać.

Jak wskazał profesor część zapisów ustawy o IPN wymaga nowelizacji: Szczególnie część dotycząca kwestii ukraińskich, gdzie mamy taki groteskowy zapis, który mówi o odpowiedzialności za kolaboracje z III Rzeszą w latach 1925-1950, kiedy to państwa funkcjonowało w latach 1933-45. I można wiele takich uchybień pokazać w tej części nowelizacji o IPN.

Przemysław Żurawski vel Grajewski wskazał, że przepisy zawarte w ustawie o IPN: Podważają porządek prawny II Rzeczpospolitej, zawierając absurdalną konstrukcję o zbrodniach ludobójstwa w latach 1925-39, czyli w okresie istnienia Państwa Polskiego. Nie wiem, czy komukolwiek są znane zbrodnie ludobójstwa dokonane na terytorium Rzeczypospolitej w trakcie jej istnienia. Wtedy przestępstwa popełnienie przez obywateli II Rzeczpospolitej, bez względu na ich narodowość, były ścigane zgodnie z zasadami prawnymi, łącznie z zasadą przedawnienia. Te zapisy z punktu widzenia historii są groteskowe.

Kwestia reparacji nie była bezpośrednim powodem reakcji Izraela na nowelizację ustawy o IPN, ale wpłynęło na jej intensywności. Te dwie sprawy się łączą – zaznaczył prof. Żurawski vel Grajewski.

Profesor zaznaczył, że kwestie reparacji powinno się przełożyć na inny termin: Nie należy toczyć wszystkich bitew jednocześnie. Czym innym jest obrona zasad, a czym innych gra taktyczne w zakresie jej obrony. Popierałbym takie prowadzenie tych spraw, aby nie kumulować wszystkich konfliktów w jednym czasie. (…) Z punktu widzenia potrzeb polityki międzynarodowej gra na czas byłaby dobrym ruchem.

Tematem rozmowy była również kwestia polskiej polityki w regionie Bliskiego Wschodu oraz wzajemnych relacji z Berlinem w kontekście toczącego się procesu reformy Unii Europejskiej.

ŁAJ

Sprawiedliwi – niesprawiedliwi. Prawda w mozaice relacji polsko-żydowskich / Wiesław Jan Wysocki, „Kurier WNET” 44/2017

Tuż przed wojną Polska zdążyła przygarnąć jeszcze 15 tys. Żydów z III Rzeszy; i to w sytuacji, gdy prasa zachodnia rozpisywała się o antysemityzmie nad Wisłą, a nie na obszarach między Renem a Odrą.

Wiesław Jan Wysocki

Sprawiedliwi – niesprawiedliwi

Historia Żydów polskich jest częścią historii narodu polskiego. Stanowili w niej ważną i twórczą cząstkę krajobrazu naszego życia politycznego, społecznego i kulturalnego, a przede wszystkim ekonomicznego. Pomijanie tych wiekowych relacji byłoby błędem, podobnie jak jednostronne jest widzenie wspólnoty żydowskiej w izolacji od społeczności chrześcijańskiej. Dotyczy to w równym stopniu występującej w historiografii żydowskiej orientacji eksponującej wyłącznie wątek martyrologiczny i apologetyczny oraz uwypuklającej jedynie niesprawiedliwości i zbrodnie popełnione na Żydach.

– Nic, co będzie powiedziane o wyjątkowości związków, które rozwijały się przez setki lat między naszymi dwoma narodami – oświadczył prezydent Izraela Herzog w polskim parlamencie 28 maja 1992 r. – nie będzie przesadą. W tych wzajemnych stosunkach były okresy pogodne i chwalebne. Były też okresy chmurne i tragiczne. Razem tworzyły mozaikę, której skomplikowana struktura odbija się jak w lustrze w waszej i naszej historii.

Pod koniec XIX stulecia, w wyniku przesiedleń Żydów, tzw. Litwaków, z głębi imperium rosyjskiego, zachwiane zostały proporcje między społecznością rodzimą a „rodzimymi cudzoziemcami”, jak niekiedy z estymą nazywano Żydów. Postępująca dominacja tych ostatnich w niektórych dziedzinach życia publicznego wywoływała reakcje o podłożu nacjonalistycznym. Niektóre polskie ugrupowania polityczne wysuwały program ograniczenia aktywności Żydów i popierały tendencje migracyjne, ale nawet najbardziej nacjonalistyczne siły nie miały nic wspólnego z rasistowskim antysemityzmem.

W okresie międzywojennym, do wybuchu II wojny światowej Polska w niczym nie ograniczyła praw mniejszości żydowskiej; nie został wydany ani jeden restrykcyjny akt ustawowy lub administracyjny. Ustawodawstwo nasze zapewniało równość wszystkim – bez wyjątku – obywatelom. Żydzi mieli możność prawnego uregulowania samorządności własnych gmin, rozwinęli szkolnictwo, oświatę i autonomiczną kulturę. Mimo tak korzystnego położenia, część społeczności żydowskiej wysuwała różne pretensje wobec państwa polskiego.

Trzeba pamiętać, że tuż przed wojną Polska zdążyła przygarnąć jeszcze 15 tys. Żydów z III Rzeszy; działo się to w sytuacji, gdy prasa zachodnia rozpisywała się o antysemityzmie nad Wisłą, a nie na obszarach między Renem a Odrą, gdzie ówczesne władze niemieckie inspirowały oraz sankcjonowały prześladowania i pogromy Żydów.

Ziemie Rzeczypospolitej od 1939 r. znalazły się pod dwiema okupacjami – niemiecką i sowiecką. Wiele czynników sprawiło, że o pierwszej wiemy wiele; druga zaś wciąż pozostaje zmistyfikowana i przekłamana, zarówno w znacznej części świadomości społeczeństwa polskiego, jak i opinii międzynarodowej. Okupanci niemieccy i sowieccy zgoła inaczej postrzegali mniejszości narodowe, zwłaszcza Żydów – „byłych” obywateli podbitej Polski. Sowieci w mniejszościach widzieli popleczników (czytaj: inwigilatorów i wykonawców) swoich antypolskich planów.

W przeciwieństwie do sowieckiego sojusznika, Niemcy z kolei nakazali Żydom noszenie Gwiazdy Dawida, konfiskowali ich majątki, dokonywali eksmisji, ograniczyli swobodę poruszania się i przymuszali do pracy na rzecz Rzeszy. W pierwszym okresie okupacji nie było masowych aresztowań Żydów, tortur na gestapo, deportacji do więzień i obozów koncentracyjnych, które to formy eksterminacyjne stały się udziałem elit społeczeństwa polskiego, zwłaszcza inteligencji.

Po zerwaniu paktu Hitlera i Stalina i ataku hitlerowskich Niemiec na stalinowski Związek Sowiecki, w Berlinie 20 stycznia 1942 r. postanowiono ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską, jak enigmatycznie określono program eksterminacji europejskich Żydów, a ściśle gigantyczne ludobójstwo z całym zaangażowaniem aparatu niemieckiego. Teoria rasistowska wsparta filozoficznymi i prawnymi atrybutami III Rzeszy przyniosła shoah.

Nie przypadkiem na miejsce ostatecznego rozwiązania wybrano ziemie polskie, gdyż – pomijając inne względy – oba żyjące obok siebie przez stulecia narody jednakowo skazane zostały na unicestwienie; na Żydach (i Romach) hitlerowcy wykonywali wyrok śmierci w sposób masowy, Polacy zaś byli zabijani w tempie spowolnionym, a ich masową eksterminację odłożono na czas „po wojnie”.

Najstraszniejsze w dziejach ludzkości ludobójstwo, masakra kilku milionów Żydów w Polsce, obranej przez Hitlera jako plac straceń; krew i popioły tych ofiar, które wsiąkły w ziemię polską, stanowią istotną więź, która spoiła Polskę z narodem żydowskim i od której uwolnić się nie jest w naszej mocy (Maria Czapska, 1957).

Na tym tle sprawa Jedwabnego nie wydaje się tak oczywista, jak wielu chce ją postrzegać…

Sprawa związana z mordem dokonanym w Jedwabnem jest dziś postrzegana na kilku płaszczyznach, które trudno ze sobą pogodzić ze względu na całkowicie różne cele. Dominująca i najbardziej krzykliwa jest płaszczyzna polityczna. I choć wydaje się, że niektórym osobom szczególnie zależy na nagłośnieniu politycznym, to tu ono jest najmniej ważne. Istotną sferą jest dociekanie prawdy historycznej. Nie jest ono proste, gdy w kwestie faktograficzne bezwzględnie wdzierają się politycy ze swoimi doraźnymi racjami, co często daje w sumie efekt kiepski warsztatowo, z ogranymi efektami, tylko „aktorzy” wydają się nadto wytrawni.

Przez wiele lat powojennych wzruszały i poruszały moralnie szkice Zofii Nałkowskiej „Medaliony”. Nałkowska pracowała w Komisji Badania Zbrodni Niemieckich i zebrany materiał faktograficzny poddała pisarskiej (oszczędnej zresztą) obróbce. Gdyby jednak komuś na podstawie tych szkiców przyszło dokumentować faktory życia w okupowanej Polsce, to bardzo wielu uznałoby tę publikację za jednostronną i tym samym deformującą rzeczywistość. Podobnie rzecz ma się w stosunku do pracy prof. Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”, wobec którego można mieć znacznie większe zarzuty metodologiczne, aż po świadome przekłamania i manipulacje.

O co tu chodzi?

Dziś historyk musi być policjantem, gdyż ma podejmować liczne wątki śledztwa, stawiać i analizować hipotezy; musi być oskarżycielem, by formułować zarzuty; być sędzią, który wyrokuje po rozważeniu wszelkich okoliczności pro i contra; i musi być też obrońcą, który szuka okoliczności i motywów przemawiających na rzecz oskarżonego. Nie wolno mu też zapominać o racjach i szacunku wobec ofiary. Taka konstrukcja procesowa wymaga od historyka obiektywności i umiejętności wieloaspektowego działania. Co więcej, postawienie przez historyka kropki nad przysłowiowym „i” nie kończy sprawy raz na zawsze. Historia jest nauką żywą, a przez to także konfrontacyjną, nowe fakty mogą przekreślić wcześniejsze ustalenia. Trzeba więc pokory badacza wobec badanej materii.

Chyba jednak coraz mniej o historię tu chodzi…

Rabin Michael Schudrich wielce mądrze dostrzega w Jedwabnem szansę pojednania. Prawdziwe pojednanie musi mieć strony i musi być WZAJEMNE, jak to miało miejsce z głośnym: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Idea pojednania spełni się, gdy w Jedwabnem, oprócz macewy upamiętniającej pomordowanych Żydów, stanie pomnik oddający hołd tamtejszym Polakom, wywiezionym w głąb imperium sowieckiego przez NKWD i – jak wiele wskazuje – przez współpracujących z Sowietami tych właśnie Żydów.

Boję się, że tu jest istota prawdy o Jedwabnem i bez obustronnego zrozumienia tego nie będzie ani prawdziwego pojednania, ani też nie będzie pragnienia poznania całej faktografii, a tylko doraźne racje polityczne będą podbijały emocje, resentymenty, stereotypy.

Podobnie ma się sprawa z uznaniem, że odpowiedzialnymi za katowskie dzieło czasu wojny, za kacety, za shoah, za holocaust Żydów, Romów, Polaków… odpowiedzialni są NAZIŚCI, którzy po dziesiątkach lat tej anonimowości już nie są Niemcami i mogą być z powodzeniem utożsamiani z… Polakami. A stąd już tylko krok – coraz częściej czyniony właśnie przez społeczeństwo niemieckie – do mówienia o POLSKICH obozach.

Fakty społeczne

Wciąż pozostaje daleki od jednoznaczności i zakwalifikowania problem kolaboracji i postaw pochodnych – od narodowego zaprzaństwa do zdrady. Kwestia kolaboracji z okupantem niemieckim nie budzi wątpliwości i jest traktowana jednoznacznie, zarówno w przeszłości przez władze Polski Podziemnej, jak i w powojennych ocenach. Inaczej ma się rzecz w przypadku kolaboracji z okupantem sowieckim, kiedy to nastąpiła wyraźna współpraca szeregu osób i całych środowisk z NKWD i innymi instytucjami sowieckimi, bynajmniej nie tylko Żydów, ale ich chyba dotyka w największej skali.

Jest to pochodna sytuacji, jaka nastąpiła w drugiej połowie XIX stulecia, gdy na tereny zamieszkałe przez Polaków i różne mniejszości narodowe (nazywane w przeszłości „rodzimymi cudzoziemcami”, co dotyczyło też „rodzimych” Żydów), pozostające we względnie dobrej koegzystencji, wlała się masa rosyjskich Żydów, tzw. Litwaków, wygnana na zachodnie obrzeża imperium carskiego, a więc na dawne ziemie Rzeczypospolitej. Zachwiali oni nie tylko proporcje ludnościowe, ale byli też elementem obcym cywilizacyjnie, kulturowo, językowo oraz nastawionym prorosyjsko i antypolsko. Dlatego, gdy nadchodzili „swoi” w 1920 i 1939 r., budowali bramy powitalne i włączali się do sił represyjnych.

Bałamutne są tłumaczenia, że była to postawa samoobronna społeczności żydowskiej. Kłam tej tezie zadaje fakt represjonowania polskich Żydów, spolonizowanych i czujących się obywatelami Rzeczypospolitej – a było ich naprawdę dużo – przez sowieckie władze bezpieczeństwa; byli oni traktowani jako Polacy. A jakie trudności mieli ci Żydzi, którzy przyznali się do obywatelstwa polskiego po słynnej „amnestii” sowieckiej w 1941 roku?

Drugą stroną tego był udział Żydów w Komunistycznej Partii Polski, partii nie tylko agenturalnej, ale i programowo dążącej do zniszczenia państwowości polskiej; termin „żydokomuna” nie był propagandowym wymysłem, ale odzwierciedleniem faktów społecznych. Schemat ten powielany był przez późniejsze struktury polityczne, zwłaszcza w okresie powojennego 12-lecia (1944–1956), aż stał się stereotypem.

Jeżeli nie zrozumiemy tych powszechnych urazów polskich wobec społeczności żydowskiej (a w środowiskach lokalnych mogło dochodzić do ich spotęgowania), to znaczy, że nie chcemy znać historii, a tylko uprawiać politykę podżegania. Jeżeli nawet przywołany kontekst nie znajdzie potwierdzenia w Jedwabnem (takiej tezy nie można wykluczyć w postępowaniu badawczym, choć wiele wskazuje na coś wręcz przeciwnego), to nie wolno nikomu obciążać odpowiedzialnością za zbrodnię w Jedwabnem Kościoła w Polsce ani narodu i państwa polskiego.

„Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat” – wyryto na medalu przyznawanym przez Instytut Pamięci Bohaterów i Męczenników Jad Washem; droga na jerozolimskie Wzgórze Pamięci rozpoczyna się w sercu człowieka, w jego szlachetnie miłosiernym pochyleniu się nad drugim cierpiącym człowiekiem. Wielu potrafiło sprostać próbie czasów pogardy. Trzeba przy tym pamiętać, że pomoc Żydom mogła być okupiona życiem własnym i osób najbliższych.

Na zachodzie Europy Niemcy stosowali terror – wyłączając Żydów – wyłącznie wobec aktywnych swych przeciwników, gdy w okupowanej Polsce (oraz w Rosji i Jugosławii) wobec całego społeczeństwa. Podówczas otwarty, publiczny protest przeciwko zbrodniom nazistowskim był niemożliwy, jak świadczy los warszawskiej Rady Adwokackiej, dla protestujących tragiczny i – o ile pominiemy wymiar etyczny – dla prześladowanych jałowy.

Pomoc, by była skuteczna, musiała być w pełni utajniona, wręcz niezauważalna… Żadne okupowane społeczeństwo – poza polskim – nie stworzyło tego rodzaju organizacji międzypartyjnej, o bardzo zróżnicowanym obliczu politycznym, podporządkowanej władzom Państwa Podziemnego i przez nie dotowanej, i tak aktywnej jak Rada Pomocy Żydom „Żegota”. Dziś możemy stwierdzić, że w dzieło ratowania Żydów zaangażowanych było kilkaset tysięcy Polaków. Oczywiście, wszystko to nie było działalnością na miarę potrzeb, a jedynie – możliwości. Polska Podziemna zrobiła jednak wiele, by zbrodnie umniejszyć, a ciemiężonym dopomóc. I zawsze otwarte i bez odpowiedzi pozostanie pytanie, czy zrobiono wszystko?!

To samo pytanie dotyczy wszakże i społeczności żydowskiej…

Wszak polski Żyd mający „aryjskich” krewnych mógł liczyć na ich pomoc, choćby rodzina składała się z samych antysemitów – pisał nie kto inny jak Emanuel Ringelblum. To w katolickim czasopiśmie konspiracyjnym „Prawda” (numer z sierpnia–września 1943 r.) czytamy znamienne słowa: „Żydów musimy ratować, chociaż chwilami odnosi się wrażenie, że mając do wyboru Niemców, którzy ich mordują, lub nas, którzy ich przechowujemy, oni wybraliby Niemców”.

Czyż nie są to zbyt mocne słowa?

Odważę się na tezę dla wielu może kontrowersyjną, że Polacy skłonni byli dostrzegać raczej wspólne z Żydami cierpienie niż wspólną z Niemcami religię chrześcijańską.

Z naszych przewin nikt nas nie uwolni; musimy zdać z nich rachunki – ze stereotypu Żyda-wroga Polski, Żyda-komunisty, Żyda-paskarza i innych podobnych, które zaminowały teren wspólnych doświadczeń egzystencjalnych i po drugiej stronie umacniały stereotyp Polaka-antysemity.

Każdy naród ma swoją ciemną stronę i margines społeczny; Polacy mieli swoich szmalcowników i kolaborantów, Żydzi – Żydowską Służbę Porządkową w gettach, konfidentów i zdrajców. Przypominam to nie dlatego, by judzić, ale by sprawy typowo kryminogenne postrzegać wyłącznie jako marginalia społeczne, typowe dla wszystkich społeczności i wspólnot. Trzeba też pamiętać, że zawsze źródłem ekscesów – jakie sporadycznie miały miejsce – była erozja etosu wywiedzionego z Dekalogu i Ewangelii.

Wspólnota losu

Wspomniałem o konieczności obustronnej dobrej woli przy pojednaniu; nie mogą być podtrzymywane zarzuty wyssane z palca o polskich obozach koncentracyjnych i wrodzonym antysemityzmie Polaków. Ile razy trzeba udowadniać, że na okupowanych ziemiach państwa polskiego miał miejsce holokaust, gdyż w pierwszej fazie chciano „ostatecznie rozwiązać” problem żydowski i cygański, następnie problem polski. Nazistowskie plany ludobójstwa nie są przecież dziś tajemnicą. Ale pomówienia wywołują urazy; w nawiązaniu do nich mówił z wyrzutem sir Horace Rumbold, ambasador wielkiej Brytanii: „Bardzo mało korzyści przynosi Żydom wybieranie jako przedmiotu krytyki i zemsty jednego kraju, w którym zapewne najmniej ucierpieli”.

Wcześniej przy okazji omawiania aspektów religijnego i moralnego stosunku polskich Żydów i polskich katolików w czasie II wojny światowej w okupowanej Polsce pozwoliłem sobie na sformułowanie, iż ci ostatni wspólnie ze społecznością żydowską przeżywali cierpienie pierwszych i było im do nich bliżej niż do poczucia wspólnoty z niemieckimi chrześcijanami. Tezę tę podtrzymuję szczególnie w świetle dzieła „Żegoty” (specjalnej komórki Polskiego Państwa Podziemnego, której zadaniem była pomoc Żydom) i błogosławionej postawy kilkuset tysięcy Polaków, którzy z narażeniem życia swojego i najbliższych ratowali swoich braci Żydów.

Robili to także ci, którzy wcześniej nie zawsze byli życzliwi wpływom, zwłaszcza ekonomicznym, społeczności żydowskiej w państwie polskim i uchodzili za antysemitów. Dlatego ze zdumieniem przyjąłem opór społeczności żydowskiej, by tych szlachetnych „ratujących jedno życie” upamiętnić imiennie na pomniku w Warszawie. Nie było dla tego pomnika miejsca vis á vis pomnika Bohaterów Getta, nie było i gdzie indziej w stolicy… Czy pytanie „dlaczego?” nie będzie w tym miejscu niestosowne?!

Czy poetyckie kłamstwo Miłosza o karuzeli przy murze getta, usprawiedliwione wprawdzie metaforyką wiersza, będzie stemplem dzielącym dwa światy? Czy będzie powielane oskarżenie „fundamentalistów” o „zbrodnię zaboru ducha” wobec 23 żeńskich i 12 męskich zgromadzeń zakonnych, które w prawie 100 domach zakonnych w całym okupowanym kraju ukrywały Żydów? Postrzeganie Kościoła jako prześladowcy – lub byłego prześladowcy – Żydów ma wiele odcieni, od obojętności i bierności po udział w zbrodni, co w odniesieniu do ratowania dzieci żydowskich jest świadomym wyborem nieprawdy.

Historia Żydów polskich jest częścią historii Narodu Polskiego, którego stanowili cząstkę ważną i twórczą w krajobrazie naszego życia politycznego, społecznego, kulturalnego i religijnego, a przede wszystkim ekonomicznego. Pomijanie tych wiekowych przecież relacji byłoby półprawdą, podobnie jak widzenie wspólnoty żydowskiej w izolacji od społeczności chrześcijańskiej. Dotyczy to w równym stopniu orientacji historiografii żydowskiej eksponującej wątek martyrologiczny i apologetyczny, i uwypuklającej niesprawiedliwości i zbrodnie popełnione na Żydach. Czyżby ze swoich dziejów naród żydowski nie wyniósł li tylko instrumentarium tortur, jakim sam był poddany, a dziedzictwem przejętym z Europy nie był ekstrakt Babilonu? Wszak przyszłość nie powinna być projekcją resentymentów Żydów, tych samych, jakie im przypisywano. Wszak – jak twierdzi Alain Besancon – w ostatnich dwu wiekach nie było przedsięwzięcia ludzkiego – dobrego lub złego – w które by naród żydowski nie wniósł swojego wkładu.

Wiesław Jan Wysocki jest prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego w Warszawie i członkiem Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków.

Artykuł Wiesława Jana Wysockiego pt. „Po prostu prawda” znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018 i na s. 1 dodatku do tego numeru „Kuriera WNET” pt. „Polacy i Żydzi”, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wiesława Jana Wysockiego pt. „Po prostu prawda” na s. 1 dodatku do lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl