Marek Suski mówi, że po artykule w „The Jerusalem Post” Polska rozpatruje odwołanie swojej wizyty w Jerozolimie, gdzie 19 lutego miał się odbyć najbliższy szczyt Grupy Wyszehradzkiej.
Prezydent Andrzej Duda zaproponował na swoim twitterze, że udostępni członkom grupy V4 swoją rezydencje w Wiśle na miejsce konferencji, jeśli zajdzie taka potrzeba. Sprawa nie jest jeszcze przesądzona, jednak Marek Suski nie zdziwiłby się, gdyby Polska odwołała swój udział, „jeśli posądza się nas o rzeczy haniebne i nieprawdziwe”.
Do Kancelarii Premiera trafiło oświadczenie ambasador Izraela Anny Azari, w którym dementuje ona doniesienia, jakoby Benjamin Netanjahu wypowiedział takie słowa na temat Polski. Marek Suski zaznacza w Poranku WNET, że chociaż informacja została zdementowana, to jednak poszła w świat. Zapowiedział, że Polska podejmie adekwatne kroki:
„Sytuacja jest kuriozalna, Polski naród jako jedyny udzieliła tak ogromnego wsparcia podczas II wojny światowej Żydom a dzisiaj oskarża się nas o współudział w tej zbrodni (…) Podejmiemy kroki, aby zareagować na tą sytuację ”
Szef gabinetu politycznego premiera zapowiedział, że PiS przygotuje uchwale w sprawie odpowiedzialności za holokaust, właśnie w związku z niedopuszczalnymi wypowiedziami, które miały miejsce podczas konferencji bliskowschodniej.
Dr Jerzy Targalski o możliwym bilansie polskiej polityki międzynarodowej opartej na współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i organizacji przez Warszawę szczytu bezpieczeństwa bliskowschodniego.
Były minister obrony narodowej komentował również znaczenie szczytu bliskowschodniego oraz wspomniał rząd śp. Jana Olszewskiego oraz swoje odwołanie z funkcji wiceministra.
To, że debata odbędzie się w Polsce pokazuje, że jesteśmy bardzo aktywni na arenie międzynarodowej. Jest to potwierdzenie dobrych relacji Polski z Ameryką – mówi w Poranku WNET prof. Paruch.
13 lutego do Polski przyjedzie wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence. Będzie uczestniczył w międzynarodowej konferencji organizowanej przez Polskę i USA, poświęconej pokojowi i stabilności na Bliskim Wschodzie, ze szczególnym uwzględnieniem Iranu, państwa skonfliktowanego z Izraelem. Pomysł zorganizowania spotkania już odbił się negatywnie na kontaktach polsko-irańskich.
– To, że debata odbędzie się w Polsce pokazuje, że jesteśmy bardzo aktywni na arenie międzynarodowej. Jest to szczyt bardzo istotny dla USA, więc jest to potwierdzenie dobrych relacji Polski z Ameryką. Jesteśmy częścią wspólnoty euroatlantyckiej i powinniśmy być lojalnym partnerem dla USA. Polska ma wręcz obowiązek wykonywać lojalność sojuszniczą, która powinna działać w dwie strony. To my zabiegamy o to, aby w Polsce została wzmocniona obecność wojsk amerykańskich – mówi gość Poranka WNET prof. Waldemar Paruch.
Prof. Paruch komentuje również sytuację na Polskiej scenie politycznej, która powstała po morderstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Jego zdaniem mamy do czynienia ze zjawiskiem „schizofrenii społecznej”. – Po tragicznym morderstwie prezydenta Gdańska opozycja zaczęła masowo wzywać do obniżenia mowy nienawiści w Polsce. Nie minęło kilka dni i te wezwania zostały złamane, właśnie przez media antyrządowe – wyjaśnia. I dodaje: – W „Gazecie Wyborczej” powstały artykuły, które sugerowały, że Paweł Adamowicz został zamordowany niejako z winy polityki prowadzonej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości.
W styczniu ukazał się ważny raport naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, pokazujący tożsamości dwóch grup wyborców w Polsce. Te grupy to osoby głosujące za PiS-em oraz za PO.
– U podstaw podziałów politycznych w Polsce leżą bardzo zasadnicze różnice między tymi dwoma grupami elektoratu. Wiemy z tych badań , że wyborcy PO mają bardzo wysoką skłonność do hermetyczności i odrzucają jakiekolwiek oferty dialagu z rządem. Uważają wyborców PiS za grupę, która powinna być wręcz wyeliminowana z przestrzeni publicznej – mówi. Zdaniem prof. Parucha poprzez działania te podziały będą się tylko powiększać.
W Poranku WNET Paruch komentuje również aferę związaną z tzw. „taśmami Kaczyńskiego”.
– Kiedy ukazał się tekst w „Gazecie Wyborze”, okazało się, że nie jest to żadna bomba, poza faktem, że sama rozmowa została nagrana, to jedyny problem – mówi. – W tym nagraniu nie ma też niczego, co wskazywało by, aby Kaczyński był kimś innym niż go znamy.
Prof. Paruch komentuje również strategię rządu PiS oraz przygotowania do wyborów europejskich. Jak uważa, zjednoczona prawica tworzy bardzo szeroki wachlarz oferty programowej oraz osobowościowej.
– Beata Szydło ogłosiła wprost, że jest zainteresowana kandydowaniem w wyborach i jest to wysoce prawdopodobne. Wśród kandydatek pojawia się również minister Beata Kempa,Anna Zalewska. Nikt nie ukrywa, ze są one brane pod uwagę. Mamy również kilku europosłów, którzy zapewne będą chcieli ubiegać się o reelekcję – opowiada.
Lutowa konferencja bliskowschodnia w Warszawie skierowała uwagę świata arabskiego na Polskę w sposób bezprecedensowy. Jak uważają, celem prezydenta Trumpa jest nie tylko Iran, ale też osłabienie EU
Agencja prasowa Al-Arabiya z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich podała, że Irański minister spraw zagranicznych Javad Zarif nazwał konferencję bliskowschodnią “cyrkiem”.
Nie wszyscy irańscy politycy są jednak tak krytyczni. Były ambasador Iranu do biura europejskiego ONZ Ali Khorram przestrzegł, że konferencja w Warszawie to nie żarty i że jej celem jest poinformowanie świata o wrogich posunięciach Stanów Zjednoczonych.
Ze swojej strony, minister Rady Spraw Zagranicznych Kamal Kharrazi skrytykował Unię Europejską za odwlekanie wdrożenia rozwiązań specjalnego przeznaczenia (special purpose vehicle), mających pozwolić Unii obejść sankcje USA nałożone na Iran.
Kharrazi powiązał te opóźnienia z organizowaną przez Warszawę konferencją, twierdząc, że celem prezydenta Trumpa jest nie tylko wywieranie presji na Iran, ale również osłabienie i podział Europy.
Kharrazi powiedział również, że “uległość Europy wobec Ameryki wywrze na niej dodatkową presję w przyszłości, zakwestionuje umowę nuklearną i zagrozi bezpieczeństwu Europy.”
Natomiast rzecznik MSZ Iranu Bagram Qasimi nazwał odwołanie festiwalu filmów polskich w Iranie “nerwową, bezrefleksyjną i wyzutą z woli pojednania reakcją wobec Polski”.
Protesty w Sudanie trwają
Tymczasem w Sudanie, od grudnia 2018 roku trwają demonstracje antyrządowe. Al-Arabiya poinformowała, że pogrzeb sudańskiego demonstranta przekształcił się w falę nowych protestów po tym jak policja sudańska oddała strzały do jego uczestników.
Podczas pogrzebu 60-letniego Muawiyi Al-Uthmana, demonstranta zmarłego od ran odniesionych w trakcie antyrządowych demonstracji, tłum obrzucił policję kamieniami i wywrócił pojazd policyjny. Do otworzenia ognia doszło właśnie w tamtym momencie.
W pogrzebie brało udział około 5000 osób.
Turcja odgrzewa sprawę Chaszodżdżiego
Katarska agencja prasowa Al-Jazeera informuje o zapowiedzi tureckiego ministra spraw zagranicznych Mauloud Dżawiszoglu, że Turcja podejmie własne działania w celu zorganizowania międzynarodowego śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarza Washington Post Dżamala Chaszodżdżiego.
Chaszodżdżi został zamordowany 2 października 2018 roku w konsulacie Królestwa Arabii Saudyjskiej w Istambule. Według Dżawiszoglu to presja Turcji zmusiła Arabię Saudyjską do przyznania się do popełnionej zbrodni.
Baszar Al-Asad anuluje wizy dyplomatów UE
Według Al-Jazeery trzech starszych dyplomatów UE poinformowało, że prezydent Baszar Al-Asad anulował specjalne wizy dyplomatom i oficjelom unijnym regularnie podróżującym między Bejrutem a Damaszkiem, co utrudniło im rozprowadzenie pomocy pośród ofiar wojny.
Wizy zostały anulowane na początku stycznia bez podania powodu. Anonimowi europejscy dyplomaci wyrazili swoją opinię, że była to próba zmuszenia rządów europejskich do ponownego otwarcia swoich ambasad.
Anulowanie wiz nastąpiło po tym jak UE dodała 11 businessmanów i 5 spółek do listy 72 syryjskich firm i 270 osób, których aktywa zostały zamrożone a wstęp na terytorium Unii zakazany.
Unijne sankcje obejmują również zakaz kupna syryjskiej ropy i technologii oraz zablokowanie aktywności Centralnego Banku Syrii.
Jeden z dyplomatów powiedział, że jest to niebezpieczny problem dla pomocy humanitarnej udzielanej przez Unię Europejską.
Al-Jazeera pisze, że od wybuchu konfliktu w Syrii w roku 2011, Unia Europejska wykorzystuje stolicę Libanu jak swoją bazę dyplomatyczną.
Polska po arabsku
Prowadzony w języku arabskim i poświęcony wydarzeniom polsko-arabskim portal Bulanda b-il-Arabii (Poland in Arabic) napisał, że Kuwejckie pułkownik imieniem Khalid odwiedził kuwejckich kadetów uczących się w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni.
Do wizyty doszło dzięki zaproszeniu polskiego dowódcy, najprawdopodobniej autor newsa miał na myśli inspektora marynarki wojennej wiceadmirała Jarosława Ziemiańskiego.
Prócz Kuwejtczyków, do Akademii uczęszczają Katarczycy, Algierczycy i obywatele Arabii Saudyjskiej.
Bulanda bi-l-Arabii poinformował również, że egipski Uniwersytet w Mansurze podpisał umowę o współpracy z Politechniką Białostocką.
Polski przedstawiciel w Bejrucie podkreśla, że uregulowanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego byłoby pierwszym krokiem do znormalizowania stosunków pomiędzy obydwoma Państwami.
– Unormowanie stosunków pomiędzy Polską a Izraelem przede wszystkim pozwoliłoby na skoncentrowanie się na kwestiach rozwoju społecznego oraz gospodarczego, a nie tylko na sprawach bezpieczeństwa – podkreślił Przemysław Niesiołowski.
Rozmówca Radia WNET zaznacza również, że strategiczny rozwój tego regionu, w sposób pokojowy i konstruktywny, możliwy jest tylko za sprawą przełomu, satysfakcjonującego zarówno naród palestyński, jak i państwo Izrael.
Przez wzgląd na ostatnią audycję radiową, w której gościł gen. Sikorski, nadaną z Bejrutu, Przemysław Niesiołowski powitał polskie radio z dużą satysfakcją.
– Trzeba powiedzieć, że wszystkie administracje USA pozwalały Arabii Saudyjskiej, krajowi bez swobód obywatelskich, na wszystko – mówi Irena Lasota, publicystka Radia WNET.
Mieszkająca na stałe w Waszyngtonie dziennikarka opowiada o najbliższych obowiązkach prezydenta Donalda Trumpa, do których należy m.in. tradycyjne ułaskawianie indyków. Zostało ono zaplanowane na jutro i wpisuje się w część obchodów Święta Dziękczynienia, przypadającego w tym roku na 22 listopada.
Nasz gość odnosi się również do amerykańskiej opinii na temat Brexitu. Zaznacza, że jest to temat mało eksponowany przez tamtejsze media, a Trump ma do tego procesu pozytywny stosunek.
Dla prezydenta Trumpa jest to [Brexit – przyp. red.] na razie coś bardzo pozytywnego, ponieważ bardzo nie lubi Unii Europejskiej – uważa Irena Lasota.
Lasota twierdzi, że Stany Zjednoczone nadal żyją rozpoczętymi 6 listopada tzw. wyborami połówkowymi, nazywanymi tak ponieważ przypadają w połowie prezydenckiej kadencji i przez politologów uważane są za probierz popularności dla polityki realizowanej przez głowę państwa. Ponieważ USA nie mają jednolitego systemu wyborczego, dlatego liczenie i sprawdzanie głosów przy wystąpieniu wątpliwości potrafi trwać tygodniami. Publicystka podała przykład Waszyngtonu, w którym głosuje się wyłącznie za pośrednictwem poczty oraz Florydy, na której dzisiaj zakończono ręczne liczenie głosów.
Chociaż Demokraci wygrali większość w Izbie Reprezentantów, nie są w stanie zupełnie się pozbierać. (…) Nie ma tam przywództwa, nie ma koncepcji, co Demokraci będą robić ze zwycięstwem – podkreśla Irena Lasota.
Pozostając w temacie spraw wewnętrznych, dziennikarka pochyla się nad pożarami, które przed dziesięcioma dniami wybuchły w stanie Kalifornia. W związku z nimi Trump popełnił kolejną gafę, wiążąc płonące lasy ze złym zarządzaniem na poziomie stanowym, podczas gdy większość lasów w Kalifornii znajduje się pod zarządem federalnym. Irena Lasota prognozuje również, że między Świętem Dziękczynienia a Bożym Narodzeniem może nastąpić przełom w śledztwie w sprawie korupcji politycznej i wpływu Rosjan na wybory z 2016 r.
Publicystka krytykuje politykę Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, negatywnie oceniając zarówno sojusz amrykańsko-saudyjski, jak i amerykański stosunek do relacji pomiędzy Palestyńczykami a Izraelem.
Były minister MSZ Witold Waszczykowski skomentował oświadczenie wydane przez tzw. Konferencje Ambasadorów RP
Konferencja Ambasadorów RP gromadzenie byłych przedstawicieli dyplomacji, którzy zostali usunięci ze swoich urzędów, a obecnie skupiają się na ocenianiu polityki zagranicznej rządu PiS. W oświadczeniu znajduje się m.in. ostra krytyka dotycząca polityki zagranicznej prowadzonej przez obecnego ministra MSZ Jacka Czaputowicza.
Zdaniem byłego ministra MSZ słowa autorów oświadczenia świadczą o frustracji, ponieważ zostali oni wydaleni z państwowych stanowisk. Powodem zwolnień było nierealizowanie polityki zagranicznej PiS-u. Zdaniem deputowanego MSZ dokonało kluczowych zmian personalnych w polskich ambasadach.
„MSZ zostało zmienione w czasie mojej kadencji. W ciągu dwóch lat ze 100 ambasadorów wymieniłem około 70”.
Były minister MSZ opowiedział również o aktualnym sposobie rekrutacji nowych ambasadorów. Wybiera się ich przy współpracy z instytucjami dyplomatycznymi.
Witold Waszczykowski skomentował również zmiany na arenie międzynarodowej w kontekście umacniającej się pozycji Iranu w regionie:
„Iran bezsprzecznie zmierza do zdobycia broni nuklearnej. Obecnie posiadł już całą technologię produkcji broni (…) Z sukcesem prowadzi również program rakietowy”. Minister przypomniał, że USA w 2015 roku udało się doprowadzić do porozumienia z Iranem, które dotyczyło zamrożenia programu nuklearnego. Jednak wyszedł z tego porozumienia zwycięsko. Chociaż wstrzymał wówczas badania to zatrzymał całą technologię produkcji broni i rakiet. Obecnie Iran skorzystał z faktu, że sankcje zostały zniesione i zaczął prowadzić bardzo agresywną politykę w regionie. To spowodowało, że USA uznało to porozumienie za niewłaściwe i będzie chciało je renegocjować”.
Deputowany mówił również o żydowskim lobby w Stanach Zjednoczonych, które wpływa na politykę supermocarstwa na Bliskim Wschodzie. Ponadto Waszczykowski określił nasze stosunki z Izraelem oraz państwami arabskimi.
Na zakończenie rozmowy minister skomentował słowa Joachima Brudzińskiego. Szef MSWiA powiedział, że będzie namawiał premiera Mateusza Morawieckiego, aby Polska odstąpiła od porozumienia GCM (Global Compact for Migration – Globalne porozumienia na rzecz bezpiecznych, uregulowanych i legalnych migracji). Zdaniem Witolda Waszczykowskiego jest to dobra decyzja, ponieważ globalne migracje destabilizują sytuację w wielu krajach Europy. Pomoc natomiast imigrantom należy udzielać w ich państwach.
Jakiej narodowości jest Jan Gross, „zasłużony” jak nikt w skłócaniu Polaków z Żydami? Pod względem kanonicznym nie jest Żydem, bo jego matka była etniczną Polką, ale nikt nie nazwie go Polakiem.
Jan Martini
Mit dobrego sąsiedztwa
Pod takim tytułem odbyła się debata będąca prawdopodobnie reakcją na naiwno-koncyliacyjne rozważania prezydenta Dudy o „zgodnym życiu we wspólnym państwie przez 1000 lat”. W debacie brali udział poważni paneliści: prowadząca z Instytutu Badań Literackich (specjalizacja – historia Holokaustu), historycy z Uniwersytetu Warszawskiego i Żydowskiego Instytutu Historycznego, a także założyciel i dyrektor Instytutu Książki i Prasy – autor wydanej we Francji książki „Jak Polacy Niemcom mordować Żydów pomagali”.
Nazwa ‘debata’ wskazywałaby na wymianę poglądów, pojedynek na argumenty i różnicę stanowisk. W tej debacie jednak panowała „całkowita zgodność poglądów we wszystkich omawianych kwestiach” (typowy komunikat po rozmowach przywódców państw demokracji ludowej). Było to po prostu „kopanie do jednej bramki”. Wniosek z debaty mógł być tylko jeden – polski antysemityzm i pogromy były od zawsze i chyba nic z tym nie możemy zrobić, poza uregulowaniem żądań organizacji żydowskich…
Dyskusje na temat stosunków polsko-żydowskich są nudne, bo doskonale znamy argumenty obu stron (antysemityzm, szmalcownicy, Jedwabne – Yad Vashem, Ulmowie, Żegota, katownie UB itp.), a nasze długie dzieje mogą dostarczyć wielu przykładów na każde stanowisko (także na dobre sąsiedztwo!). Jednak parę stwierdzeń mogło nas zaskoczyć: choćby uwaga, że śmierć za pomoc Żydom to nic nadzwyczajnego, bo Polacy byli karani śmiercią za wszystko – np. za ubój świni… Także zdumiewająca opinia o wrogim nastawieniu Polaków do powstania w getcie, gdyż „niszczone były kamienice, które mieli nadzieję przejąć” (!).
Propozycja budowy pomnika Polakom ratującym Żydów była krytykowana jako „listek figowy”, choć padło także zdanie, że pomnik „pozwoliłby Polakom zaspokoić ich narcyzm (!) i wyjść z twarzą”. Często ta sama osoba mówiła „my, Polacy powinniśmy przemyśleć…”, by po chwili dodać „Polacy mogliby usiąść do stołu i rozmawiać…”.
Przykładów takiej narodowości „obrotowej” – w zależności od okoliczności można być Żydem lub Polakiem – jest wiele. Adam Michnik, uważany przez wielu za polskiego humanistę, ojca polskiej demokracji, otrzymał w Nowym Yorku tytuł „Żyda roku”. Z kolei żona polskiego polityka – A. Applebaum – jest rodzajem Polki, której przeszkadza patriotyzm gospodarczy i hasło „kupuj polskie”.
Jej zdaniem przypomina to przedwojenne „nie kupuj u Żyda”. A jakiej narodowości jest Jan Gross, „zasłużony” jak nikt inny w dziele skłócenia Polaków z Żydami? Pod względem kanonicznym nie jest Żydem, bo jego matka była etniczną Polką, ale nikt nie nazwie go Polakiem.
W Polsce nie było etnonacjonalizmu – za Polaka uważano każdego, kto dzielił nasze wartości. Z kolei wielu obywateli Polski (rdzennych i mniej rdzennych Polaków) nie wyznaje żadnych wartości, więc termin „Polak gorszego sortu”, wprowadzony przez Jarosława Kaczyńskiego, ma rację bytu. Takimi „Polakami” jest 27 tysięcy obywateli Izraela, którzy uzyskali polskie obywatelstwo niejako z „automatu”, jako wnuki obywateli II RP. Z pewnością nie znają oni języka i traktują polski paszport czysto instrumentalnie. Widać tu jaskrawą dysproporcję w dostępie do polskiego obywatelstwa. Potomkowie zesłańców z 1936 roku z Kazachstanu, aby otrzymać „kartę Polaka” (nie obywatelstwo!), musieli zdawać egzamin z języka i byli przepytywani z „polskości”: „W którym roku była bitwa pod Płowcami?”, „Jak nazywała się klacz marszałka Piłsudskiego?”, „prawobrzeżne dopływy Wisły” itp. – przy takich pytaniach większość „polskich” Polaków nie dostałaby „karty Polaka”.
Najlepszym testem na „zawartość Polaka w Polaku” pochodzenia żydowskiego będzie stosunek do roszczeń amerykańskich organizacji żydowskich.
To przykre, że dwa najbardziej doświadczone wojną narody wyciągają sobie nawzajem brudy i najciemniejsze strony wspólnej egzystencji. Widocznie ruina wzajemnych relacji była wkalkulowana w żądanie „rekompensat dla ofiar Holokaustu”.
Trochę historii
Gdy w 1648 roku hetman Chmielnicki podszedł pod Lwów, poprosił, aby wydano mu Żydów w celu wymordowania. W wypadku spełnienia prośby obiecał odstąpić od oblężenia. Mieszczanie nie zgodzili się, ale cena za uratowanie lwowskich Żydów była ogromna – po 5 dniach oblężenia poddał sią Wysoki Zamek, a ludność okolicznych wiosek, która się tam schroniła, została wymordowana (ok. 5 tys. osób). Mieszczanom udało się skorumpować tatarskich sprzymierzeńców Chmielnickiego, którzy wrócili do siebie na Krym, a zbuntowany hetman musiał zadowolić się okupem.
Gdyby mieszczanie pożałowali pieniędzy, nie mielibyśmy w późniejszym czasie szeregu osobistości zapisanych lepiej lub gorzej w naszej historii. Nie byłoby Luny Bristiger, Adama Humera, Michnika, Kuronia, Grossa i Rostowskiego, ale też Mariana Hemara, prof. Hirszfelda (twórcy hematologii), prof. Ulama (wynalazcy bomby wodorowej) i 60% lwowskich lekarzy i profesorów wyższych uczelni.
Mimo pogromów, antysemityzmu, prześladowań i getta ławkowego na uniwersytetach, Żydzi w Rzeczpospolitej odnieśli ogromny sukces demograficzny – ich liczba przyrastała znacznie szybciej niż innych grup narodowych. Jednym z czynników tego sukcesu był fakt, że Żydzi nie mieszali się do wojen, które prowadzili między sobą chrześcijanie i nie ginęli na polach bitew.
Liczne armie wrogie i zaprzyjaźnione nie wybierały też żydowskiego rekruta na naszych terenach (Żydzi mieli opinię „pacyfistów” niezdolnych do służby wojskowej). To dlatego W. Korfanty dorobił się miana antysemity, gdy powiedział, że śląscy Żydzi też powinni przyjąć na siebie obowiązek obrony ojczyzny.
Zaborcy przejmowali nasze ziemie z całym bogactwem inwentarza, m. in. z ogromną populacją żydowską. Było to przedmiotem troski władz zaborczych. Helmut von Moltke pisał: Żydzi zawsze i wszędzie tworzą państwo w państwie, a w Polsce stali się głęboką, jątrzącą raną na ciele tego pięknego kraju. Jednak ta „jątrząca rana” nie zdołała zniechęcić Prusaków od zaboru „tego pięknego kraju”. Troską zaś Bismarcka był, by Żydzi polscy nie „zainfekowali” Niemiec: Sądzę, że osiedleni w Poznańskiem Żydzi, chociażby im dozwolono, nie pójdą wielką masą do prowincji niemieckich, gdyż bezmyślność charakteru polskiego pod względem dóbr doczesnych czyniła zawsze z Polski eldorado dla Żydów.
Bismarck się pomylił – Żydzi poznańscy przenieśli się do Berlina i stali się Żydami niemieckimi. W zaborze rosyjskim wydzielono tzw. linię osiedlenia i starano się skoncentrować (mało skutecznie) wszystkich Żydów na terenie Królestwa Polskiego. Tylko w zaborze austriackim znaczna część Żydów się spolonizowała i dla nich Austriacy utworzyli w statystykach specjalną kategorię „Polaków wyznania Mojżeszowego”. Z czasem Bismarck dostrzegł również pewne korzyści z istnienia Żydów. Tak mówił do ambasadora rosyjskiego: Po co Pan Bóg stworzył Żydów polskich, jak nie po to, abyśmy z nich mieli służbę szpiegowską?
Faktem jest, że Żydzi w zaborze rosyjskim (tzw. Litwacy) stali się czynnikiem rusyfikującym, a w pruskim – germanizującym i większa ich część była przeciwna reaktywacji państwa polskiego.
Decyzją traktatu ryskiego małe miasteczko Orzechna zostało przydzielone Polsce, lecz na prośbę jego żydowskich mieszkańców, którzy nie chcieli mieszkać w „zaborze polskim” (tak często Żydzi nazywali tereny przydzielone II RP), Polacy zgodzili się na korektę granicy i włączenie miejscowości do ZSRR.
W okresie międzywojennym większość polskich Żydów nie identyfikowała się z państwem polskim, a część była wręcz wroga. Ułatwiło to Stalinowi zorganizowanie agenturalnych, finansowanych z ZSRR organizacji – Komunistycznej Partii Polski, Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, w których polscy Żydzi stanowili większość członków.
Choć liczebność tych organizacji nie przekraczała kilkunastu tysięcy, a Żydów w Polsce było ponad 3 miliony, to wytworzył się stereotyp „żydokomuny”. Polacy zaczęli postrzegać żydowskich współobywateli jako potencjalnych agentów wrogiego państwa. Dlatego tak ważne jest, aby stale pamiętać o tych niezbyt licznych Żydach, którzy złączyli swój los z Polską na dobre i na złe. Walczyli we wszystkich powstaniach, byli ochotnikami w legionach, uczestniczyli w drugiej konspiracji (także w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych), a przede wszystkim wnieśli wspaniały wkład w polską kulturę. Niestety ci związani z Polską żydowscy obywatele mieli najmniejszą szansę przeżycia (u obu okupantów) i zostali w większości wymordowani. Natomiast żydowscy kolaboranci (obu okupantów) w znacznie większym stopniu zdołali przeżyć wojnę i z tymi, którzy poszli na współpracę z Sowietami, mieliśmy do czynienia po 1945 roku.
Twórcy PRL
Nie ma przesady w twierdzeniu, że organizatorami zwasalizowanego przez Rosję sowiecką państwa zwanego Polską Rzeczpospolitą Ludową byli polscy Żydzi-komuniści. Jako kolaboranci sowieccy wykonali ogromną robotę. Trudno sobie wyobrazić, jak poradziliby sobie Rosjanie, nie znający języka (ani nawet łacińskiego alfabetu!), bez pomocy polskich inteligentów żydowskiego pochodzenia.
Wielką część ważnych stanowisk funkcyjnych i decyzyjnych (Biuro Polityczne KC PZPR, ministerstwa, władze wojewódzkie) objęli Żydzi. Równocześnie starano się nie drażnić Polaków, by nie zorientowali się, że faktycznie stali się obywatelami drugiej kategorii. Dlatego – w myśl zaleceń Stalina – sporo Żydów przybrało polskie nazwiska (przy żydowskich nazwiskach pozostali głównie ci, którzy nie mieli grzechów na sumieniu wobec polskich współobywateli).
Tak w 1945 roku sytuację oceniał Jakub Berman: Żydzi mają okazję do ujęcia w swoje ręce całości życia państwowego w Polsce i rozszerzenia nad nim swojej kontroli. Nie pchać się na stanowiska reprezentacyjne. W ministerstwach i urzędach tworzyć tzw. drugi garnitur. Przyjmować polskie nazwiska. Zatajać swoje żydowskie pochodzenie. (…) Kwestia żydowska jeszcze jakiś czas będzie zajmowała umysły Polaków, lecz ulegnie to zmianie na naszą korzyść, gdy zdołamy wychować choć dwa pokolenia polskie.
Wprowadzono sowiecki system doboru kadr w oparciu o „kompromaty” jako gwarancję dyspozycyjności. Ludzie uczciwi nie mieli szans na liczący się awans, bo najważniejsze stanowiska zastrzeżone były dla posiadaczy życiorysów obarczonych wadami. Błyskawicznie wytwarzano „nową inteligencję” – członkowie komunistycznej przybudówki młodzieżowej ZMP mieli zapewnione szybkie awanse. Umiejętnie wykorzystywano tzw. bezpartyjnych fachowców, czyli nielicznych ocalałych z wojny polskich inteligentów, dla pozyskania wiedzy potrzebnej „nowym kadrom”. Wszystkie te działania doprowadziły do wytworzenia powielających się nowych elit, które pozostały elitami (choć obecnie głównie ekonomicznymi) do dziś.
Po 1968 roku elitotwórcza rola środowisk żydowskich znacznie osłabła, lecz środowiska te w dalszym ciągu miały swoje wpływy. Drobny przykład: sztuki reżyserowane przez pochodzącego z mniejszości dyrektora teatru A.R. nie znajdowały uznania u recenzentki teatralnej. Na zebraniu załogi dyrektor rzucił uwagę: „panią Jadwigę Ś. musimy usunąć”. I rzeczywiście, długoletnia recenzentka teatralna miejscowej gazety przestała pisać. Można zrozumieć, że pan dyrektor miał życzliwych kolegów w Ministerstwie Kultury i Sztuki, w Wydziale Kultury Urzędu Wojewódzkiego czy we władzach Związku Artystów Scen Polskich. Ale gazeta była organem prasowym Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Jak wytłumaczyć takie przełożenie?
W latach 70. wpływ ludzi pochodzenia żydowskiego na sytuację w Polsce był najmniejszy, a ludzie ci – nadzwyczaj wyczuleni na „wiatr historii”, zorientowawszy się, że wyczerpuje się formuła komunizmu, zaczęli przeorientowywać się na nowych patronów.
Dlatego niedawni fanatyczni komuniści stali się wielkimi miłośnikami demokracji, co umożliwiło im odzyskanie wpływu na bieg spraw państwowych po przemianach 1989 roku. Uzyskali oni także ogromny wpływ na polską opinię publiczną za sprawą poczytnej gazety.
Dylematy twardego elektoratu
Gdy podsumowano 2 lata rządów „dobrej zmiany”, trudno było kwestionować znaczące osiągnięcia ekipy Zjednoczonej Prawicy. Dlatego zapowiedzi „korekty” w rządzie przyjmowane były bez entuzjazmu. Po co zmieniać skład zwycięskiej drużyny? Gdy okazało się, że chodzi już nie „korektę”, a o „rekonstrukcję” rządu, życzliwy elektorat wciąż tłumaczył to sobie koniecznością usunięcia najbardziej „kontrowersyjnych” ministrów w celu polepszenia wizerunku rządu i otwarcia na „elektorat centrowy”. Zapowiedzi „rekonstrukcji”, a potem „głębokiej rekonstrukcji” krążyły długi czas. Można sobie tylko wyobrazić efektywność pracy resortu, w którym przez 2 miesiące mówi się o zmianach kadrowych.
Jednak „rekonstrukcja” okazała się znacznie głębsza i naraziła na szwank cierpliwość najtwardszego elektoratu, który zwyczajnie zaczął „wymiękać”. Usunięcie Beaty Szydło i Antoniego Macierewicza bynajmniej nie spowodowało, że „ulica i zagranica” spojrzała życzliwiej na poczynania rządu PiS. Nie odnotowano też przypływu „centrowego” elektoratu, natomiast wyborcy PiS zaczęli sobie przypominać, że Polacy zostali wielokrotnie wyprowadzeni w pole przez umiłowanych przywódców. Premier Morawiecki nie miał łatwego startu, zwłaszcza że początek jego posługi niemal zbiegł się z otwartym atakiem naszych „strategicznych sojuszników” na Polskę.
Elektorat wciąż twardy, ale nieco już „zmiękczony” nie był w stanie zrozumieć, dlaczego Izrael jest „naszym strategicznym sojusznikiem” i na czym polega „strategiczne partnerstwo” między odległymi krajami, które nie mają wspólnych interesów ani wspólnych zagrożeń. Co więcej – coraz wyraźniej widać, że to właśnie Izrael i środowiska żydowskie w Ameryce są dla nas zagrożeniem. Czy to w ramach „strategicznego partnerstwa” musimy uzgadniać nasze ustawy ze stroną izraelską?
Elektorat słyszał, że urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości pojechali do Izraela z projektem ustawy o IPN. Ponoć konsultacje przebiegały w „atmosferze wzajemnego zrozumienia”, na sugestie (polecenie?) Izraelczyków dopisano wyjątki o tekstach artystycznych i naukowych. Mimo to ta właśnie uzgodniona ustawa stała się pretekstem do bezpardonowego ataku na Polskę. Z „odpaleniem” prowokacji odczekano do stosownego momentu – uroczystości z okazji rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz. Afronty w wykonaniu ambasador Azari i prezydenta Netaniahu nasi przywódcy przyjęli dzielnie („Polacy, nic się nie stało”), ale elektorat PiS-u nie był już tak wyrozumiały. Zaczęto zadawać sobie pytania: Dlaczego udostępniono Wawel na obrady Knesetu? Przecież na Wawelu nigdy nie obradował litewski Sejmas czy np. Wielki Churał mongolski. Dlaczego właśnie w Warszawie odbywają się międzynarodowe konferencje rabinów, choć Polska to „najbardziej antysemicki kraj na świecie, w którym prawie nie ma Żydów” (słowa ambasador Azari)? Po co przyjechało do Kielc („Stolicy Polskiego Antysemityzmu”) 150 policjantów izraelskich w pełnym umundurowaniu? Dlaczego podczas obrad Grupy Wyszehradzkiej bywa wystawiana także flaga państwa odległego – Izraela? A może Izrael ma być administratorem Trójmorza?
Chyba nie wszyscy wyborcy PiS pamiętają (ale „poeta pamięta”…), że w 2007 roku Szymon Perez powiedział: „wykupujemy Węgry, Rumunię, Polskę. Nie mamy z tym żadnego problemu”.
Elektorat Zjednoczonej Prawicy z coraz większym zniecierpliwieniem przyjmuje wiadomości o budowie kolejnych muzeów poświęconych Żydom, przeznaczaniu ogromnych sum na renowację cmentarza żydowskiego (podczas gdy nasze nekropolie w Wilnie i Lwowie popadają w ruinę), finansowanie antypolskich książek i filmów, a zwłaszcza przeznaczenie 500 tys. złotych na „badania naukowe” dla polakożerców z Centrum Badań nad Zagładą Żydów.
Do wyborców PiS dotarły wieści, że przy okazji badań terenowych nad Holokaustem zbierane są dane o nieruchomościach należących przed wojną do Żydów, które to dane przesyłane są do centralnej bazy danych Grupy Zadaniowej Restytucji Mienia Okresu Holokaustu w Wisconsin. Tak więc pośrednio podatnik polski finansuje koszty związane z ewidencjonowaniem „mienia bezspadkowego”, za które zostanie nam wystawiony rachunek.
Jednak największe zaniepokojenie twardego (do niedawna) elektoratu PiS budzi kompletny brak reakcji na amerykańską ustawę 447. Dlaczego reaguje tylko Polonia? Wyborcy prawicy, ale tylko słuchający Radia Maryja, dowiedzieli się, że działacze polonijni zbierają fundusze na apelację do Sądu Najwyższego USA, bo ustawa 447 („JUST”) została przepchnięta z rażącym naruszeniem prawa. Może nie wszyscy, ale z pewnością część elektoratu PiS wie, że 1/3 składu Sądu Najwyższego to sędziowie pochodzenia żydowskiego. Czy amerykańscy koledzy sędzi Gersdorf zdobędą się na niezawisłość?
Nie uspokaja elektoratu zapewnienie władzy, że „nas nie obowiązuje prawo amerykańskie” i że „nie ma oficjalnych żądań zapłaty”, bo Serbia zaczęła płacić, nie czekając na oficjalne żądanie. Na chwilę obecną ministerstwo finansów otrzymało tylko informację ze Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego o roszczeniach w wysokości 330 mld dolarów. Choć prezydent powiedział, że się „tym w ogóle nie przejmuje”, to elektorat PiS-u jednak się przejmuje i martwi się, czy polskie rezerwy walutowe w papierach rządu USA są bezpieczne. Wyborcy pamiętają, że właśnie groźba zajęcia kont bankowych skłoniła Szwajcarię do wypłaty „odszkodowań” dla organizacji żydowskich.
Ludzie głosujący na PiS (niemłodzi, gorzej wykształceni, z mniejszych miast) szybciej niż elity dostrzegli zdumiewające podobieństwo do sytuacji z 2010 roku – bezradność władz i gwałtowne ożywienie kontaktów z wątpliwymi przyjaciółmi. Już nie tak twardy elektorat zaczyna zastanawiać się, gdzie jest ośrodek, w którym podejmowane są ważne decyzje, w którym pałacu, czy na Nowogrodzkiej, czy poza granicami państwa?
Prawdopodobnie wśród możnych tego świata rozważane są różne opcje. Obecność posła Mularczyka na chanukowej kolacji u pana Danielsa może świadczyć np., że w grę wchodzi także najkorzystniejsza dla nas możliwość – spłata żydowskich roszczeń z reparacji wojennych uzyskanych od Niemców. Wprawdzie to nam należą się te pieniądze, ale prawdopodobnie wydrzeć je Niemcom byliby w stanie tylko Żydzi.
Konsekwencje osławionego „pkt. 7”, którym straszy nas Bruksela, są wręcz bzdurne w porównaniu do zagrożeń ze strony naszych „sojuszników strategicznych”. Niestety zagrożeń tych zdają się nie dostrzegać ani media (wszystkich nurtów), ani, co gorsza, rządzący. Tylko świadomy elektorat (nie tylko PiS-owski) oczekuje jakichkolwiek działań, nawet jeśli one mogą okazać się nieskuteczne.
Wiemy, że trwające od wielu lat psucie wizerunku Polski było niezbędnym „przygotowaniem medialnym” przed zgłoszeniem roszczeń. Dlatego należałoby wznowić śledztwo w sprawie zbrodni w Jedwabnem. Ekshumacje są niezbędne, bo sprawa Jedwabnego to kamień węgielny całej antypolskiej propagandy.
Wykazanie błędów (czy kłamstw) Grossa pozwoliłoby rozbroić moralną podstawę „rekompensat” za rzekomy polski udział w Holokauście. Natychmiastowe uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej (nawet w jej niedoskonałej postaci) utrudniłoby znacznie rabunek, który nam grozi. Taka ustawa nigdy nie uzyska postaci zadowalającej wszystkich – nawet gdyby pracować nad nią kolejnych 30 lat. Niestety premier Gowin oświadczył, że na razie prace nad tą ustawą zostaną wstrzymane (!).
Wymówienie do niczego niezobowiązującej „Deklaracji Terezińskiej” (która, nie wiadomo dlaczego, nagle zaczęła być traktowana jak uchwalone prawo) również skomplikowałoby działania geszefciarzy. Czytelnym sygnałem naszej woli oporu mogłoby być przeniesienie zagrożonych polskich aktywów z banków amerykańskich do bezpiecznego miejsca (do Chin?). Niewykluczone, że podjęcie tych środków zaradczych jest niemożliwe, bo skutkowałoby odpaleniem „majdanu” i zmianą rządu. „Strategiczni sojusznicy” prawdopodobnie są skuteczniejsi w takich działaniach niż poseł Szczerba i Niemcy.
Polityka jest sztuką osiągania celów możliwych do osiągnięcia. Być może zakres naszej suwerenności jest na tyle skromny, że nie mamy szans na obronę przed instytucjami „przemysłu Holokaustu” wspomaganymi przez aparaty państwowe naszych „strategicznych sojuszników”. Ale wypadałoby przynajmniej próbować.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Mit dobrego sąsiedztwa” można przeczytać na s. 4 i 5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Mit dobrego sąsiedztwa” na s. 4 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
Ta klika zawsze planowała niszczenie poczucia jedności Bliskiego Wschodu i zastępowanie go formą dyktatury wojskowej, sponsorowanej i kierowanej przez zwolenników totalitarnego Nowego Porządku Świata.
Julian Rose
Izraelskie zbrodnie przeciwko ludzkości. Podział w sercu konfliktu izraelsko-palestyńskiego
Od dekad Palestyńczycy żyją na skraju zagłady. Ich ziemia była stopniowo zagarniana, aż pozostał zaledwie maleńki skrawek. Jest to historia, która nie przeminie tak po prostu, nawet dla tych, którzy znajdują się tysiące kilometrów dalej i próbują odwrócić oczy i uszy od wstydu, który spada na okrutnego ciemięzcę tego obecnie maleńkiego kawałka ziemi i znużonego ciągłą walką ludu.
W 1975 roku pracowałem w kibucu zwanym Rosh Hanikra w północnym Izraelu. Główny dochód przynosiła mu intensywna produkcja awokado. Żyło tam około czterystu ludzi. Eksperyment społeczny znany pod nazwą kibuców rozwinął się po drugiej wojnie światowej, kiedy tysiące Żydów z Europy, którzy ocaleli z pogromu Hitlera, przeniosły się do Izraela, aby tam odnaleźć swój nowy dom.
Kibuce rozwinęły się jako osady ziemskie, często zakładane na mało żyznych glebach, które stopniowo czyniono żyznymi. W kibucu Rosh Hanikra wszyscy jedliśmy wspólne posiłki w dużej jadalni i spaliśmy w małych domkach rozsianych pośrodku gospodarstwa. Nikt nie był właścicielem ziemi czy domów. Kibuc stanowił komunę, a ci, którzy byli częścią społeczności najdłużej, nabywali pewne przywileje.
Tak to funkcjonowało, a ja byłem wolontariuszem przez krótki okres. Moim celem było poznanie alternatywnych modeli osadnictwa ziemskiego pod kątem przyszłych działań w majątku ziemskim w Wielkiej Brytanii, który odziedziczyłem po śmierci mojego ojca kilka lat wcześniej.
Pewnego dnia opuściłem kibuc, aby odwiedzić mądrego starca w Tel Awiwie. W trakcie rozmowy na temat osadnictwa ziemskiego powiedział mi coś bardzo interesującego. Powiedział, że słowo „Izrael” w języku hebrajskim oznacza „pracować z Bogiem” i że to zostało zatajone przez ekstremistycznych, prawicowych syjonistów, którzy nalegają na to, że Izrael to nazwa kraju, który był Palestyną do 1918 roku, czyli do Deklaracji Balfoura, tworzącej „dwa państwa”, które – na papierze – pozostają rzeczywistością do dzisiaj.
Pomyślałem więc, że być może Izrael nigdy nie miał być „miejscem”, a raczej stylem życia – zaangażowaniem w „pracę z Bogiem”. Jeśli tak, co oznaczało to w świetle twierdzenia, że ten region geograficzny na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego jest „domem” żydowskich plemion?
Wyjaśnienia mądrego starca utkwiły mi w pamięci. Pokazywały całkowicie nowe rozumienie i być może również rozwiązanie pozornie nierozwiązywalnego kryzysu palestyńsko-izraelskiego. Jeśli córki i synowie narodu izraelskiego w samej definicji pomylili „materialne miejsce” z „misją duchową”, pomyłka ta może być bardzo znacząca. A gdyby się do niej przyznano, mogłaby zmienić bieg historii.
Trzy tygodnie temu przeczytałem nagłówek autorstwa dziennikarza Roberta Fiska, korespondenta zagranicznego „The Independent”: „Jak długo po masakrze w strefie Gazy będziemy udawać, że Palestyńczycy nie są ludźmi?”.
Fisk, należący do nielicznych w dzisiejszych czasach dziennikarzy, którzy przekazują prawdę, eksponuje horror masakry dokonanej na Palestyńczykach, którzy podeszli zbyt blisko zabezpieczeń na granicy pomiędzy Izraelem a strefą Gazy. Sześćdziesiąt mężczyzn i kobiet, i jedno dziecko zastrzeleni jednego tylko dnia. Dwa tysiące czterystu rannych. Żaden Izraelczyk nie ucierpiał. Palestyńska młodzież rzucała kamienie i puszczała płonące latawce przeciwko ostrej amunicji. Każda runda miała zabijać.
W czasie, gdy ta masakra rozgrywała się na granicy strefy Gazy, Jared Kushnev, zięć Donalda Trumpa, otwierał nową ambasadę amerykańską w Jerozolimie, otoczony przez świtę syjonistycznych propagandzistów. Głosicieli poglądu, że wydarzenie to było znakiem i zapowiedzią wielkiej apokalipsy i nadejścia Mesjasza. Czasu, kiedy Żydzi powrócą do swojego „domu”, a tych, którzy nie nawrócą się na syjonizm, czekać będą piekielne płomienie.
Ci, którzy zgromadzili się wewnątrz nowej ambasady USA w Jerozolimie, wierzą, że warto przelać każdą ilość krwi, aby Jerozolima została uznana za żydowską stolicę Izraela, a palestyńskie żądania tego samego w odniesieniu do ich państwa zostały całkowicie odrzucone.
„To wielki dzień dla pokoju” – powiedział Benjamin Netanjahu w czasie, gdy nieuzbrojeni Palestyńczycy byli zabijani przez wojsko izraelskie na granicy ze strefą Gazy. Donald Trump bez wątpienia podzielał ten pogląd, gdyż jak powszechnie wiadomo, wchodzi w buty Netanjahu w każdej sytuacji.
Mija już siedemdziesiąt lat, odkąd Palestyńczycy protestują przeciwko pozbawianiu ich własności przez tych, którzy nie przestrzegają ustaleń odnośnie do podziału ziemi z Deklaracji Balfoura, będącej kompromisowym aktem prawnym. Wielu Palestyńczyków uciekło przez granicę do Libanu w trakcie brutalnych pogromów, które miały miejsce w okresie przesiedleń po drugiej wojnie światowej. Inni dołączyli do Hamasu, który powstał, aby próbować chronić społeczności wiejskie przez niekończącym się rozgrabianiem ziemi przez izraelskich konserwatystów.
Pamiętam, jak w 1975 roku nad kibucem Rosh Hanikra przeleciał pocisk od strony granicy z Libanem. Nikt nie zwrócił na to większej uwagi, ponieważ wiedziano, że za jakiekolwiek szkody po stronie izraelskiej i tak odpłacano pięciokrotnie. Od samego początku to była jednostronna walka. Nic dziwnego, skoro, jak wiemy, senat USA zatwierdza poważne sumy, by wspierać działania militarne fanatyków „jednego Izraela”.
Po zakończeniu pracy w kibucu pojechałem do Jerozolimy, a następnie do Jordanii. Pamiętam, że z podróży tej wyniosłem odmienne wrażenia odnośnie do tych dwóch kultur. Izraelczycy, składający się głównie z przesiedlonych Europejczyków i Amerykanów, uosabiali cechy zachodnie i byli intelektualistami. Arabowie z Jordanii, rdzenni mieszkańcy Bliskiego Wschodu, byli otwarci, ciepli i naturalnie usposobieni do wyrażania emocji.
Miałem wrażenie, że obie kultury stanowią dwie części jednej całości. Obie przejawiają cechy, które zestawione razem, mogłyby uzupełniać się i stworzyć pozytywną równowagę. Myślę, że takie pozytywne rozwiązanie byłoby możliwe, gdyby konserwatywna frakcja syjonistów nie zdobyła dominującej pozycji kontroli w polityce izraelskiej od początków historii kraju.
Jesteśmy zmuszeni poczynić obserwację, że dynastie Rothschildów, Rockefellerów, Sorosów, z ich silnymi powiązaniami z Projektem dla Nowego Amerykańskiego Wieku, z Komisją Trójstronną i grupą Bilderberg utrzymują nieprzerwany wpływ na rozwój polityki Izraela. Wprowadzają z powodzeniem starą technikę opartą na zasadzie „dzielić i zwyciężać”, upewniając się, że wąska wizja konserwatystów jest niezmiennie reprezentowana na czołowych fotelach władzy.
To zapala cały Bliski Wschód, ponieważ ta klika zawsze miała w planie niszczenie poczucia jedności tego regionu i zastępowanie go jakąś formą dyktatury wojskowej, sponsorowanej i kierowanej przez zwolenników totalitarnego Nowego Porządku Świata, w którym „elita z krwi” pozostaje zawsze u steru. Jest to bezpośrednie przedłużenie III Rzeszy, wraz z jej głoszonymi otwarcie zamiarami ludobójstwa i eugeniki.
Położenie Izraela zapewnia mu ważny geopolityczny wpływ na międzynarodowe szlaki handlowe korzystające z Kanału Sueskiego, jak również sąsiadujących krajów posiadających bogactwa naturalne, a zwłaszcza ropę naftową. Utrzymywanie tego państwa jako przyczółka dla tych celów oraz powiązanych z nimi zachodnich interesów hegemonicznych odgrywa znaczącą rolę w wyborze przywódców izraelskich i tego, skąd pochodzi wsparcie finansowe dla tych przywódców.
Podczas gdy kryzys na Bliskim Wschodzie jest podkręcany przez takich niereformowalnych despotów, ludzie się budzą i zaczynają dostrzegać oszustwo. Dlatego właśnie próbuje się ukrócić jakąkolwiek krytykę sprawy syjonistów. Nagle stało się to tematem podchodzącym pod działania zbrojne, w związku z którym należy ukrócić nawet fundamentalne prawo do wolności słowa.
Widzieliśmy już brutalny atak na brytyjską Partię Pracy i jej przywódcę, Jeremiego Corbyna, który rzekomo żywił antysemickie sympatie. W rzeczywistości jednak dużo bardziej prawdopodobne jest to, że pewne jednostki głosiły po prostu te same prawdy, które ja próbuję przekazać w tym artykule. Inspiratorem tego ataku było Brytyjskie Stowarzyszenie Żydów i Przyjaciół Izraela.
Najbardziej zadziwiającym aspektem tego był list wysłany do Corbyna, pod którym podpisali się przywódcy tych organizacji, domagający się tego, aby podjął działania mające na celu usunięcie z partii rzekomo antysemickich wichrzycieli. Poinformowano Corbyna, że ma dostarczyć dowód na to, że w ciągu miesiąca podjął działania w związku z rzeczonym żądaniem i dopiero po zweryfikowaniu dowodów zapadnie decyzja o tym, czy umieścić partię na czarnej liście, czy nie.
Widzimy tutaj te same symptomy autorytarnego despotyzmu, jakie stoją za próbami zduszenia przez Netanjahu sprawy palestyńskiej i oporu, który Palestyńczycy tak dzielnie stawiają. Poza absurdalnym wyzwaniem dla brytyjskiej Partii Pracy, podżegacze wyrażają przekonanie o swej wyższości moralnej, która daje im prawo do tego, by dyktować warunki.
Celowa, prowokacyjna decyzja Donalda Trumpa o przeniesieniu ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy jest działaniem mającym na celu scementowanie ciągłego, prawicowego poparcia dla rządu Netanjahu i jego polityki wykorzeniania wszelkiej opozycji opowiadającej się przeciwko „jednemu państwu” izraelskiemu. Znaleźliśmy się więc w punkcie zapalnym konfliktu, który wciąga kraje sąsiadujące w ten kocioł.
Masakra w strefie Gazy popchnęła Narody Zjednoczone do międzynarodowego dochodzenia w sprawie przestępstw wojennych popełnionych przez oddziały izraelskie. Jedynymi krajami, które głosowały przeciwko temu, były Stany Zjednoczone i Australia.
Tyle tylko, że takie dochodzenia nigdy nie przynoszą definitywnych rozwiązań, ponieważ Narody Zjednoczone mają silne powiązania z globalnymi brokerami władzy i są raczej „przykrywką” służącą do tego, by czasowo zażegnywać konflikty, a nie autentycznym arbitrem sprawiedliwości.
Wyjechałem z kibucu Rosh Hanikra latem 1975 roku. Powróciłem do Anglii, aby wziąć udział w ważnej konferencji poświęconej ekologicznym metodom uprawy. Konferencję prowadziło stowarzyszenie Soil Association, na czele którego stała Eve Balfour – wnuczka lorda Arthura Balfoura, który stworzył deklarację, która w 1918 roku podzieliła Palestynę na dwie części. Mimo iż system dwóch państw przetrwał do dzisiaj, ustalenia naruszano ciągle poprzez ustanawianie izraelskich kolonii na ziemiach zabieranych Arabom, którzy posiadali je na własność i żyli na nich od pokoleń. Wydaje się, że ten rzekomo nierozwiązywalny konflikt opiera się wszelkim pozytywnym i pokojowym rozstrzygnięciom. Jednak takie sytuacje wymagają kreatywnych rozwiązań – i nawet jeśli trzeba kopać głęboko, żeby je znaleźć, należy podjąć wysiłek.
Czy może być tak, że słowa mądrego starca, którego spotkałem w Tel Awiwie w 1975 roku, są kluczem do poznania prawdy? Być może miał rację, a Izrael nie jest wcale miejscem geograficznym, ale dążeniem – starożytnym zaangażowaniem w „pracę z Bogiem”.
A jeśli ten Bóg jest tym samym bóstwem, które stworzyło olśniewający Wszechświat, Izrael jest rzeczywiście nazwą, którą mądrzy ludzie powinni czcić i respektować. Nazwą, która mogłaby być zwiastunem pokoju i pojednania zamiast wojny i podziału. Jest to głębokie przesłanie nie tylko dla Bliskiego Wschodu, ale dla mieszkańców całej Ziemi.
Pomedytujmy nad tym. Utrzymajmy te wnioski w naszych sercach i umysłach i tym samym odegrajmy naszą rolę w rozwiązaniu tego tragicznego konfliktu.
Julian Rose jest wczesnym pionierem rolnictwa ekologicznego, międzynarodowym aktywistą, pisarzem i przedsiębiorcą społecznym, prezesem Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi. Pod adresem www.renesans21.pl. można znaleźć więcej informacji o nim i zamówić jego książki: Zmieniając kurs na życie oraz W obronie życia.
Artykuł Juliana Rose’a pt. „Izraelskie zbrodnie przeciwko ludzkości. Podział w sercu konfliktu izraelsko-palestyńskiego” można przeczytać na s. 15 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Juliana Rose’a pt. „Izraelskie zbrodnie przeciwko ludzkości. Podział w sercu konfliktu izraelsko-palestyńskiego” na s. 15 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl