Zbigniew Stefanik, Tomasz Rzymkowski – Poranek WNET z Krasnobrodu – serca Roztocza – 11 września 2018 roku

To już 57. dzień naszej podróży! Nadawaliśmy z Krasnobrodu!

Nadawaliśmy z doliny rzeki Wieprz – stacja Krasnobród – serce Roztocza

 

Goście Poranka WNET:

Tomasz Rzymkowski – poseł Kukiz’15, wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold;

Zbigniew Stefanik – korespondent Radia WNET z Francji;

Adam Wesołowski – przewodniczący Klubu Gazety Polskiej w Sztokholmie;

Adam Kałuża – historyk, przewodnik po Roztoczu;

Krzysztof Czapla – Krasnobrodzianin, uczestnik XXXI biegu Pamięci Dzieci Zamojszczyzny;

Kazimierz Misztal – burmistrz miasta Krasnobród;

Roland Wyrostkiewicz – przewodniczący rady miasta Krasnobrodu;

Mariola Czapla – dyrektor Krasnobrodzkiego Domu Kultury;

Mariola Kawecka – Krasnobrodzki Dom Kultury;

Maria, Marek i Agnieszka Rzeźniakowie – artyści i malarze, galeria Szur koło Krasnobrodu;

Alicja Parkitny – kierownik zespołu folklorystycznego „Wojtowianie”;

Marianna Olszewska – poetka.


Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawcy: Jaśmina Nowak i Tomasz Wybranowski

Realizator: Karol Smyk


 

Cześć pierwsza:

Adam Kałuża i Krzysztof Czapla / Fot. Jaśmina Nowak, Radio WNET

Adam Kałuża i Mariola Czapla kulcie maryjnym w Krasnobrodzie. Wyjaśnili, skąd wziął się ten kult i czy wpływa na rozwój miejscowego Domu Kultury. Wytłumaczyli także, czym jest tragedia dzieci Zamojszczyzny. Chodzi o historię z drugiej wojny światowej, kiedy Zamość miał zmienić się w Himmlerstad. Wówczas Niemcy wysiedlili 300 okolicznych wiosek, a dziesiątki dzieci wywieźli do ówczesnego „serca zła” celem zgermanizowania ich.

Krzysztof Czapla mówił o corocznym biegu organizowanym ku czci Polaków upodlonych przez Niemców podczas ostatniej wojny swiatowej.

Adam Kałuża mówił o historii różnorodności religijnej na Zamojszczyznie.

 

Część druga:

Kazimierz Misztal / Fot. Jaśmina Nowak, Radio WNET

Zbigniew Stefanik o napaści uzbrojonego w nóż i metalowy pręt mężczyznę na siedem osób w poniedziałek w Paryżu. Stan czterech zaatakowanych osób jest poważny. Sprawca został unieszkodliwiony i obecnie jest w stanie śpiączki. Niektórzy wysuwają hipotezę, iż motywem napaści miała być zemsta spowodowana usunięciem jego obozowiska uchodźczego. Jeden z francuskich raportów, który został opublikowany niedawno, przedstawia zatrważające statystyki. Ataków nożowników we Francji jest coraz więcej. Wiele z nich ma podłoże terroryzmu islamskiego. W raporcie możemy przeczytać, że muzułmanie się z roku na rok radykalizują.

Kazimierz Misztal opowiadał o nowym przedsiębiorstwie w Krasnobrodzie, dzięki któremu 40 osób znajdzie wakat. Niestety, na terenach wschodnich problem z bezrobociem jest powszechny. Jeden wakat jest więc na wagę złota. Te 40 miejsc pracy to niby te kilka cegieł, które łatają dziurawy i zmurszały mur „ściany wschodniej” – przez lata zaniedbywany przez kolejne rządy. Przedstawiał swoją gminę oraz scharakteryzował krasnobrodzkie społeczeństwo. Wielu turystom rzuca się w oczy niezepsucie „ludzi wschodu”.

 

Cześć trzecia:

Sympatycy Szwedzkich Demokratów / Fot. Frankie Fouganthin, Radio WNET

Adam Wesołowski o wynikach wyborów parlamentarnych w Szwecji. Najwięcej głosów zdobyła rządząca dotychczas Partia Robotnicza-Socjaldemokraci (S) – 28,4 proc. Na drugim miejscu są konserwatyści Umiarkowana Partia Koalicyjna (M) z wynikiem 19,8 proc., a na trzecim – Szwedzcy Demokraci z wynikiem 17,6 proc. Frekwencja w wyborach była bardzo duża. Wyniosła 84,8 proc. (w poprzednich – 83,4 proc.). Wielu obserwatorów podkreśla, że antyimigrancka i antyunijna partia Szwedzkich Demokratów może zablokować prawicowy, jak i lewicowy rząd. Pytanie jest: czy to ugrupowanie wykona tak radykalny krok? Wielu mniema, że po nim wielu osób odwróci się od tej formacji. 

 

Część czwarta:

Tomasz Rzymkowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Tomasz Rzymkowski mówił na temat poniedziałkowego przesłuchania Tomasza Arabskiego przez sejmową komisję śledczą ds. Amber Gold. Były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wielokrotnie na pytania komisji odpowiadał: „nie wiem”, „nie pamiętam”. Arabski zeznał, że „układu gdańskiego” nie było. Rzymkowski liczy, że służby specjalne będą kontynuować pracę sejmowej komisji po jej rozwiązaniu.

Maria, Marek i Agnieszka Rzeźniakowie opowiadali o swoich kulturalnych przedsięwzięciach i codziennych zajęciach.

 

Część piąta:

Marianna Olszewska / Fot. Jaśmina Nowak, Radio WNET

Mariola Czapla o kulturalnym życiu Krasnobrodu.

Marianna Olszewska o swoim czwartym zbiorku poezji pt. „Krasnobrodzkie klimaty”.

Alicja Parkitny o zespole folklorystycznym „Wojtowianie”. Opowiedziała o dwóch płytach, które jej zespół nagrał.

 


Posłuchaj całego Poranka WNET!


 

Fala uchodźców politycznych i ekonomicznych z Wenezueli. Kryzys migracyjny w Ameryce Południowej i Środkowej

Stan wyjątkowy w Ekwadorze, korytarz humanitarny dla setek tysięcy Wenezuelczyków i nadchodzący szczyt państw Ameryki Południowej i Środkowej reakcją państw regionu na wenezuelski kryzys migracyjny.

Piotr Mateusz Bobołowicz

Skala migracji

Podczas gdy w Europie nie gaśnie temat kryzysu migracyjnego spowodowanego napływem imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, na kontynencie amerykańskim Wenezuela zmaga się z galopującym kryzysem politycznym i ekonomicznym, a kraje regionu doświadczają kryzysu migracyjnego spowodowanego przez setki tysięcy Wenezuelczyków szukających lepszego życia.

W Kolumbii przebywa już ponad milion Wenezuelczyków (dla porównania 600 tys. w 2017 roku i niespełna 50 tys. w 2015), w Peru ponad ćwierć miliona (odpowiednio ok. 26,5 tys. w 2017, 2350 w 2015). W Ekwadorze jest to już prawie 100 tysięcy ludzi.

Według szacunków Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji w 2017 r. było ich ponad 39 tys. (ponad 30 tys. więcej niż dwa lata wcześniej). Jednak „El Comercio”, powołując się na ekwadorskie służby migracyjne, pisze nawet o 288 tysiącach Wenezuelczyków, którzy w 2017 roku przekroczyli granicę Ekwadoru. Zdecydowana jednak większość, bo 227 tysięcy, opuściło kraj, udając się między innymi do Peru. Od początku roku północną granicę Ekwadoru przekroczyło co najmniej 547 tysięcy Wenezuelczyków. W samym pierwszym tygodniu sierpnia było ich ponad 30 tys.

Warto uświadomić sobie to w skali ludności regionu – populacja Kolumbii to ponad 49 mln, ale Ekwadoru już tylko nieco ponad 16,5 mln. Napływ takich mas imigrantów – choćby tylko w tranzycie do Peru (populacja 33 mln) – nie może zostać niezauważony. 8 sierpnia władze Ekwadoru zdecydowały się na wprowadzenie w trzech najbardziej dotkniętych prowincjach – El Oro, Carachi i Pichincha – stanu wyjątkowego. Według cytowanego przez dziennik „El Comercio” Santiago Cháveza, wiceministra ds. migracji, stan wyjątkowy ma trwać do końca miesiąca, jednak „sytuacja jest nieustannie oceniana” i, jak zapowiedziano w oficjalnym komunikacie, stan wyjątkowy może zostać przedłużony, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Według słów wiceministra, wprowadzenie stanu wyjątkowego pozwoliło na działanie Sekretariatu Zarządzania Kryzysowego i większą swobodę działania instytucji w celu zapewnienia niezbędnej opieki medycznej, wyżywienia, „zabezpieczenia w odpowiedni sposób integralności osoby ludzkiej”. Pracownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zostali w znacznej liczbie oddelegowani do kontroli migracyjnej, Ministerstwo Zdrowia zadeklarowało zapewnienie znacznej liczby medyków, a Ministerstwo Włączenia Ekonomicznego i Społecznego – grupy wsparcia psychologów i pracowników socjalnych, zwłaszcza dla grup szczególnie narażonych – dzieci, nastolatków i kobiet.

Reakcje państw regionu

W czwartek 23 sierpnia po południu rząd ekwadorski ogłosił, że w związku z brakiem woli rozwiązania kryzysu ekonomicznego i politycznego w Wenezueli przez rząd prezydenta Nicolasa Maduro, Ekwador występuje z ALBA (Alianza Bolivariana para los pueblos de nuestra América), organizacji gospodarczej utworzonej na podstawie porozumienia podpisanego w 2006 roku w Hawanie przez prezydenta Kuby Fidela Castro, prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza (który był inicjatorem porozumienia) i prezydenta Boliwii Evo Moralesa, mającej być przeciwwagą dla Strefy Wolnego Handlu Obu Ameryk (FTAA), powstałej z inicjatywy USA. Premier Ekwadoru José Valencia stwierdził, że rząd ekwadorski jest “sfrustrowany” brakiem woli rozwiązania kryzysu.

W celu rozwiązania problemu migracji, rządy Ekwadoru i Peru wprowadziły dla Wenezuelczyków obowiązek posiadania paszportu przy przekraczaniu granicy. Premier Peru, Néstor Popolizio, ogłosił równolegle, że jego kraj w żadnym momencie nie wstrzyma przyjmowania Wenezuelczyków, jak również nie deportuje tych, którzy znaleźli się na jego terytorium nielegalnie. W Ekwadorze po wprowadzeniu obowiązku posiadania paszportu (obowiązek został zawieszony w piątek 24 sierpnia, na 45 dni, w wyniku interwencji rzecznika praw człowieka, jednak obowiązywał przez kilka dni) dziesiątki osób przekroczyły granicę nielegalnie. Wielu z nich próbowało wcześniej uzyskać wenezuelski paszport, ale nie byli w stanie opłacić wymaganej sumy.

Jak donosi dziennik „El Universo”, policja nie dostała jednak rozkazów zatrzymywania nikogo. Nie został również wdrożony protokół deportacji. Wenezuelczycy przemieszczają się różnymi środkami transportu w stronę granicy peruwiańskiej.

Rada ministrów Ekwadoru ogłosiła w czwartek 23 sierpnia utworzenie korytarza humanitarnego w celu umożliwienia Wenezuelczykom bezpiecznej i szybkiej podróży przez terytorium państwa do Peru i dalej do Chile. Już następnego dnia podstawiono kilkadziesiąt autobusów i rozpoczęto transport z północy na południe.

Z inicjatywy rządu ekwadorskiego 17 i 18 września w stolicy kraju, Quito, odbędzie się szczyt państw Ameryki Południowej i Centralnej, poświęcony kryzysowi w Wenezueli i problemowi masowej migracji.

W marcu 2018 roku za granicą przebywało co najmniej 1 622 tys. Wenezuelczyków, co przekłada się na około 5% populacji. Według ekspertów Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji podawane przez niektóre źródła szacunki 3 do 5 milionów są zawyżone, jednak wyliczenia tej organizacji, chociażby co do Ekwadoru, są znacznie zaniżone, tak więc trudno stwierdzić, jaka jest faktyczna liczba Wenezuelczyków za granicą. Pewne jest natomiast, że wobec braku działań rządu Nicolasa Maduro rośnie ona bezustannie i nic nie wskazuje, żeby trend miał się odwrócić w najbliższym czasie.

Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Kryzys migracyjny w Ameryce Południowej i Środkowej” znajduje się na s. 4 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Kryzys migracyjny w Ameryce Południowej i Środkowej” na stronie 4 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Krewetkowa wyspa Jambelí. Drewniane domki na palach, palmy i barwny tłum: spełnione oczekiwania podróżnika

Niebieskie, różowe i seledynowe deski elewacji, żółte banany z wystającymi plastrami białego sera. I ciżba ubrana we wszystkie możliwe kolory. A pośrodku ja, jedyny gringo w zasięgu wzroku i słuchu.

Piotr Mateusz Bobołowicz

Łódź przybiła do nabrzeża. Podobne długie motorówki stłoczone były przy drewnianym pomoście. Pod daszkami wielu z nich wisiały hamaki, w których drzemali przewoźnicy. Ludzie zaczęli wysypywać się z zapchanej łodzi na wybrzeże. Cztery dolary, które każdy zapłacił za transport w dwie strony, nie obejmowały wstępu na wyspę. Kolejna ćwierćdolarówka została zamieniona na skrawek papieru, który teoretycznie można było potem wykorzystać jako bon zniżkowy w jednej z najpopularniejszych sieci fastfoodów w Machali, stolicy prowincji El Oro.

Wyspa Jambelí była dokładnie tym, czego oczekiwałem od Ekwadoru, przyjeżdżając tutaj. Palmy, drewniane i bambusowe domki z trzcinowymi dachami, biegające pod nogami kury i psy. Cała osada na wyspie składa się dwóch ulic krzyżujących się pod kątem prostym – jedna, krótka, wiedzie w poprzek wyspy od portu do plaży. Druga wzdłuż plaży prowadzi do falochronu, początkowo wśród restauracji i pensjonatów, a potem – farm krewetek i kilku normalnych domów mieszkalnych należących do lokalnych rybaków.

Ulica prowadząca od portu była szeroka, ale tłoczący się na niej ludzie i rozstawione po jej bokach stragany z jedzeniem, grille z bananami z serem, rybami, szaszłykami i owocami morza, sprzedawcy wody z kokosów i właściciele pensjonatów siedzący przed drzwiami i naganiający ludzi sprawiali, że wydawała się tłoczna niczym bliskowschodni bazar.

I była co najmniej tak samo kolorowa, mimo bladego światła słonecznego wyglądającego nieśmiało zza chmur. Niebieskie, różowe i seledynowe deski elewacji, żółte banany z wystającymi plastrami białego sera. Brązowe, beżowe i czarne kury z czerwonymi grzebieniami. I różnokolorowa ciżba ubrana we wszystkie możliwe kolory. A pośrodku tego barwnego tłumu ja, jedyny gringo w zasięgu wzroku i słuchu. (…)

Ludzie dawali się filmować i fotografować, czasem wręcz pozując do zdjęć robionych przez gringo. To nie Indianie, którzy unikają obiektywu. Ludzie z El Oro są głównie pochodzenia hiszpańskiego, oczywiście z domieszką krwi indiańskiej, ale też afrykańskiej, chociaż koncentracja ludności czarnoskórej znajduje się w prowincji Esmeraldas. Według przekazów historycznych, pierwsi czarnoskórzy mieszkańcy obecnego Ekwadoru to rozbitkowie z transportu niewolników. Kolejni dołączali do nich stopniowo w miejscu, które klimatem przypominało im rodzinne strony. Dziś stanowią większość ludności prowincji, ale żyją na całej długości wybrzeża – w przeciwieństwie do gór, gdzie przeważa mieszanka ludności indiańskiej i hiszpańskiej.

Fot. P.M. Bobołowicz

Siedzieliśmy przy bambusowej ladzie straganu, na którym około pięćdziesięcioletnia kobieta o znacznej tuszy i z wyraźną linią wąsika pod nosem sprzedawała drinki z szerokim uśmiechem wybrakowanych zębów, ale z olbrzymią sympatią i serdecznością do całego świata. (…)

Ekwadorczycy z gór nazywają costeños, czyli mieszkańców wybrzeża, monos, małpami, chociaż żaden z nich nie potrafił jednoznacznie wytłumaczyć mi pochodzenia tej nazwy. Być może ma ona podłoże rasistowskie, a może pochodzi od prostego skojarzenia z plantacjami bananów, a może żadna z tych wersji nie jest prawidłowa. Costeños są jednak niezwykle ciepli i otwarci, bardzo gadatliwi, chociaż ich hiszpański bywa trudny do zrozumienia nawet dla innych Ekwadorczyków, ze względu na niewyraźną wymowę poszczególnych głosek i zawrotną prędkość wyrzucanych z siebie słów.

Zapytaliśmy sprzedawczynię koktajli o miejsce na obiad. Zaraz poprosiła siedzącego obok mężczyznę o zawołanie właściciela pobliskiej restauracji, który przyjął nasze zamówienie, dorzucił do zestawu kraba i zapewnił, że zawoła nas, gdy będzie gotowe, byśmy mogli w spokoju dokończyć napoje.

„Orgia owoców morza” (jak fantazyjnie nazywało się danie) zawierała w sobie głęboko smażone krewetki i kalmary, ekwadorskie (gotowane) ceviche z kalmarów, krewetek i ryby, ryż z owocami morza i nieznany mi wcześniej gatunek małżopodobnych niesmacznych stworzeń. Dodatkowo krab, którego rozbijaliśmy drewnianym tłuczkiem i o którego rozciąłem kciuk. I to wszystko w cenie nieprzekraczającej 20$ i w ilości wystarczającej do prawdziwego najedzenia się dla dwóch osób.

Cały artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Krewetkowa wyspa Jambelí” znajduje się na s. 20 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Krewetkowa wyspa Jambelí” na stronie 20 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Burmistrz Skwierzyny: Około trzech tys. hektarów upraw rolnych zdewastowanych przez suszę! [WIDEO]

– Susza dotyka naszych miejscowych rolników, około 3 tysięcy hektarów upraw rolnych zostało w 60-70 procentach zdewastowanych – niepokoił się Lesław Hołownia burmistrz Skwierzyny.

– Takiej klęski jeszcze tutaj nie było. Żyjemy na granicy puszczy noteckiej, gdzie jest 183 tys. hektarów lasów. Dzięki Bogu jeszcze nie doszło do pożarów, chociaż w okolicach Gorzowa spaliło się już 4 hektary lasu. Boimy się i czekamy na deszcz.

Ale są też dobre wiadomości ze Skwierzyny. Poziom bezrobocia w ostatnich latach w naszej gminie spadł znacząco. Jest to wynik nowo powstałych miejsc pracy i powołania Centrum Integracji Społecznej. Podobnie jak w innych miastach Wielkopolski problemem stał się brak rąk do pracy. – To nasze położenie, czyli bliskość województwa Wielkopolskiego z granicą niemiecką,  sprawia, że jest duże zainteresowanie wśród inwestorów zagranicznych. – wyjaśniał nasz gość.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

Dlaczego Dom „Senior – Wigor” w Skwierzynie jest niezwykły? Tam łączą się pokolenia, które mają jeden cel [VIDEO]

Dom „Senior – Wigor” jest postrzegany jako niezwykły, ponieważ nie żyje się w nim z dnia na dzień. Młodzi działacze starają się być innowacyjni.

Takie domy są efektem programu ministerialnego. W Skwierzynie dom seniora działa od dwóch lat. – Zorganizowaliśmy I Ogólnopolski przegląd domów seniora, głównie po to by się spotkać i wymienić doświadczeniami – mówiła Agata Smoleń, kierownik Domu „Wigor-Senior”.

Nasza rozmówczyni zapewniała, że z takiej działalności płyną same profity – Łączymy pokolenia.  Z osobami starszymi pracują młodzi wolontariusze, odwiedzają ich dzieci, wnosząc wiele radości.A my w zamian za to możemy czerpać z ich bagażu doświadczeń.

W Skwierzynie powstało również Stowarzyszenie „Zielona Przystań”, ponieważ pracownicy chcieli zrobić coś więcej niż obligatoryjnie działania pomocy społecznej. Organizuje się tam wyjazdy i spotkania, aktywizując przy tym osoby bezrobotne. Osoby starsze są tu aktywne, dzięki temu, że gmina stwarza możliwości ku temu.

Epoka burmistrza siedzącego przy stole się skończyła. Burmistrz ma być menedżerem – nie może siedzieć na miejscu [VIDEO]

Międzychód to gmina, która zachęca, żeby tu mieszkać, pracować i odpoczywać. Władza w tym mieście pokazała, że małe miejscowości mogą się bardzo dobrze rozwijać.


Gośćmi Pranka WNET z Międzychodu byli burmistrz Krzysztof Wolny i jego zastępca Rafał Ciszewski. Bardzo dynamiczni włodarze miasta, którzy przez ostatnie trzy lata swojej kadencji totalnie odmienili miasto. Porzucili  „stołki i kawę” i wyruszyli w kraj promować swoją gminę i szukać inwestorów, a Radio WNET również stało się elementem promocyjnym miasta.

– Przez ostatnie trzy lata zrobiliśmy dwa milowe roki. Pokazaliśmy jak atrakcyjne mogą być małe miasteczka i wsie. Wskazaliśmy, że burmistrz nie jest od siedzenia za stołem, podpisywania dokumentów i picia kawy. My nie możemy siedzieć na miejscu – chwalą się nasi rozmówcy.

W Międzychodzie jest kapitał amerykański i szwedzki, ale firmy rodzime też tu dobrze prosperują. W tej chwili miasto boryka się z problemem braku rąk do pracy, bo miejsc do pracy jest bardzo dużo.

Magdalena Ludwiczak: Moje kobiece książki czytają nawet mężczyźni, a praca w międzychodzkiej bibliotece to raj [VIDEO]

Agnieszka Konieczna, kierownik biblioteki w Międzychodzie, nie wierzy w statystyki czytelnictwa w Polsce, ponieważ w jej bibliotece brakuje książek.

Biblioteka musi mieć dobry księgozbiór, inaczej nie będzie dobra. Co roku biblioteka w Międzychodzie na rożne sposoby zabiega o nowe książki – mówi Agnieszka Konieczna, kierownik biblioteki w Międzychodzie.

A dobra biblioteka może stać się rajem nawet dla pisarzy. Tak się stało w przypadku Magdaleny Ludwiczak, pisarki z Międzychodu, która nie „rzuciła wszystkiego dla pisania”, ale z zamiłowania pracuje w bibliotece i udziela się społecznie.

Magdalena Ludwiczak pisarka z Międzychodu. Debiutowała powieścią „Cztery rubiny”; do tej pory pojawiło się jej pięć publikacji, a na jesieni ukaże się kolejna pt. „Dokądkolwiek, byle daleko”. Dziś była gościem Poranka WNET.

Podróż przez Rosję czasu Mundialu. Rosjanie są zadowoleni, bo odnieśli wizerunkowe zwycięstwo, organizując mistrzostwa

Brat Blondynki krytykuje Lioszę za to, że nienawidzi Putina nie za to, za co należy. On też nienawidzi, ale za coś innego. Rosjanie dzielą się na stroniących od polityki i nienawidzących Putina.

Wojciech Jankowski

Mundial był znakomitą okazją, by odwiedzić Rosję. Nie interesował mnie jednak przebieg mistrzostw, a rozmowy z Rosjanami. Często wystarczyło odpowiedzieć na pytanie „skąd jesteś?”, by usłyszeć, jak ten świat jest ułożony. Usta otwierały się same.

Kazań

Jestem w stolicy Tatarstanu, jedynym miejscu w Federacji Rosyjskiej, gdzie urzęduje jeszcze jeden prezydent poza Władimirem Putinem. Są tu dwa języki urzędowe, rosyjski i tatarski. Rzeczywiście w życiu publicznym występuje tatarszczyzna. W kasach, na dworcach, w wielu miejscach publicznych można usłyszeć ten język. Kazań ma również swój Kreml, który jest chyba największą atrakcją turystyczną. Rozległy teren jest tak naszpikowany muzeami, że nie sposób wszystkie zwiedzić jednego dnia. Kto nie czytał wcześniej o Kazaniu i nie szukał zdjęć w internecie, dozna olśnienia. To miasto zachwyca urokiem i atmosferą.

Ze zdziwieniem skonstatowałem, że w rozmowach polityka nie jest tematem dominującym. Polska nie jest odbierana przez wszystkich jako Judasz Słowiańszczyzny. Pamiętam formułę „Ptica nie kurica, Polsza nie zagranica” i kontakty sprzed lat z ludźmi ze Wschodu, którzy byli przekonani, że skoro jestem z Polski, to muszę mówić po rosyjsku. Obecnie Polska jest odbierana jako „część Europy”, a tam rosyjskiego się nie uczą. Ci, którzy nie pasjonują się polityką i prawdopodobnie nie spędzają większości czasu przed telewizorem, nie klasyfikują Polski od razu jako kraju wrogiego. Często poznawałem ludzi, gdy siedząc sam przy stoliku w restauracji w centrum byłem pytany, czy można się dosiąść, bo już wszystko jest zajęte. Zaczynały się rozmowy. Niektóre szły w kierunku życia osobistego z pytaniami, które nad Wisłą bez alkoholu uznane byłyby za wścibskie. Lecz pojawiał się i temat, którego się spodziewałem:

– Polacy do Rosji mają stosunek taki sobie?

Pomyślałem, że jednak szybko zbliżamy się do polityki. Ale to dobrze, w końcu na to czekam, zaraz będzie Ukraina, Majdan, NATO i Ameryka. Dzięki temu będzie o czym pisać. Nabieram powietrza i kiwam głową. Jednak moja rozmówczyni nie była bardzo zainteresowana polityką, a swoją – słuszną – opinię oparła na obserwacji naszych kibiców.

– Zauważyłam to, patrząc na kibiców z Polski. Inni kibice byli uśmiechnięci, otwarci, od razu dochodziło do interakcji, a Polacy zachowywali dystans. Wszystko poprawnie, elegancko, ale na dystans.

Jej koleżanka jest jednak dociekliwa i zbliżamy się do polityki.

– A jaki jest u was stosunek do Ukrainy?

– To zależy. Gdy mówimy o II wojnie światowej, to krytyczny, ale jeśli chodzi o współczesność, to pozytywny.

Puszka Pandory została otwarta. Zestaw pytań zawęża się do najgorętszych.

– A do kwestii Krymu?

– Dziewczęta! – sięgam do zestawu słów, które w strefie postsowieckiej mają specjalny status i specjalny ciężar – Czy to nie prowokacja?

„Kreml” w Kazaniu | Fot. W. Jankowski

– Jaka prowokacja? Po prostu rozmawiamy!

Postanawiam obrać ton nie mentorski, ale być przekonujący i przedstawić sprawę tak, jak wygląda w świetle prawa międzynarodowego. Powołam się w końcu na „wies’ mir”, najlepszy argument, który w tej chwili przychodzi mi do głowy.

– Cały świat uważa, że to okupacja Krymu – wypowiadam te słowa jak najłagodniej, ale staram się sprawiać wrażenie, że jest to tak oczywiste, jak to, że noc jest czarna, a dzień biały.

– Wiedziałam – mówi emocjonalnie jedna do drugiej. – Tam praischodzit takaja prapaganda!

Patrzę na moje rozmówczynie osłupiały. Czy ja mam łopoty z algebrą, czy one? Skoro „wies’ mir” to 194 państwa, po odjęciu jednej Rosji będzie ich jeszcze 193. Jeszcze są: Afganistan, asadowska Syria, Wenezuela, ale to ciągle mało. Co jest bardziej prawdopodobne, że mylą się 3–4 państwa, czy 190? Rozmowa trwa w najlepsze, ale na chwilę z uczestnika staję się obserwatorem:

– Miałam znajomą Ukrainkę spod granicy polskiej. Ona pisała do mnie, że Rosjanie zabijają Ukraińców na wschodzie. Z a b i j a j ą! Wyrzuciłam ją ze znajomych. Nie chciałam tych bzdur czytać.

– Oni tam mówią tym samym językiem, co my. I to prawidłowym. To są Rosjanie – mówi druga kobieta. – Oni tak czekali na Rosję. Są zadowoleni. Teraz jest tam o wiele lepiej niż za Ukrainy. Im jest lepiej teraz żyć. (…)

Perm

Blondynka pyta mnie o stosunek Polaków do Ukrainy. Czekam na temat wojny na wschodzie, faszystowskiego reżimu…

– Jak byłam w Amsterdamie, widziałam tam mnóstwo Ukraińców. Chodzili po mieście. Robili zakupy. Mieli pełne torby zakupów – mówi Blondynka o dobrotliwym uśmiechu, a ja myślę, że już więcej nie będę zakładał, co usłyszę. – Widać, że Ukraina staje na nogi.

Dobrotliwy uśmiech staje się jeszcze „dobrotliwszy”. Widać, że cieszy się z wątpliwego w końcu sukcesu Ukrainy. Mąż Blondynki nie ma dobrotliwego uśmiechu, za to lubi stukać się „plastikowym szkłem”. Pojawia się kolejny temat, którego akurat się nie spodziewałem – Smoleńsk. Znowu występuję w roli referenta stosunku polskiej opinii publicznej do katastrofy (?) w Smoleńsku.

– Ta druga połowa ma rację. Nie ma wątpliwości, że to był zamach. Załatwili go. Polska i Rosja bezsprzecznie mają sprzeczne interesy. Nie uważasz, że tak jest?

Potakuję. Blondynka jest zawiedziona, jej dobrotliwy uśmiech gdzieś się ulatnia. A więc świat nie opiera się na „drużbie narodow”.

– My, Rosjanie, chcemy widzieć świat dobrym, a on, Żyd, widzi wszystko inaczej. Nikomu nie wierzy. Wszędzie węszy podstęp. Poznałam i wyszłam za Lioszę, chłopaka z Permu, a okazało się, że to Mossad.

Wybucha salwa śmiechu. Liosza rzeczywiście nie ufa nikomu. Nie wierzy, że jestem z Polski. Chce zobaczyć mój paszport. Instynkt każe nie przyznać się, że mam go przy sobie, ale zgodziłem się pokazać telefon. Wyjaśnia mi, że w Rosji jest reżim, a w reżimie powinno się mieć dokumenty przy sobie. Nienawidzi Putina. Nie głosował na niego i nie ma żadnych wątpliwości, że to nie ma znaczenia, no kogo ludzie głosują. Szanuje Polskę, bo tam zginęło wielu Żydów. Mało mówiący Brat Blondynki krytykuje Lioszę za to, że nienawidzi Putina, ponieważ nie nienawidzi Putina za to, za co należy. On też nienawidzi, ale za coś innego. Gdyby uznać tę grupę za reprezentatywną, to okazałoby się, że Rosjanie dzielą się na stroniących od polityki i nienawidzących Putina. Jaka szkoda, że wieczór już się kończy. W Permie o drugiej w nocy już zaczyna świtać.

Blondynka pokazuje mi zdjęcia swoich synów, którzy mieszkają w Izraelu. Dwóch przystojnych chłopców uśmiecha się do obiektywu. Jeden jest blondynem i ma na sobie mundur armii izraelskiej. Dugi jest śniady, ma ciemnaewłosy.

– Ten Słowianin, a ten Żyd – komentuję zdjęcie.

– Widzisz, jak to jest? – śmieje się Blondynka o dobrotliwym uśmiechu – Rosjanin broni Izraela, a Żyd robi w nim interesy.

Cały artykuł Wojciecha Jankowskiego pt. „Gławnoje, szto żywoj! Podróż przez Rosję czasu Mundialu” znajduje się na s. 1 i 4 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Jankowskiego pt. „Gławnoje, szto żywoj! Podróż przez Rosję czasu Mundialu” na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Latanie to piękna pasja, na którą trzeba mieć czas i pieniądze. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć

W Poranku WNET prezes Obornickiego Stowarzyszenia Lotniczego opowiadał o wspaniałej pasji, jaką jest latanie – Człowiek staje się wolny – mówi nasz gość Zdzisław Kowalczuk.

Obornickie Stowarzyszenie Lotnicze zainicjowało swoja działalność w roku 2000,dzięki gronu pasjonatów latania wiedzionych na podniebne szlaki przez kol. Zdzisława Kowalczuka, obecnego prezesa. Aby ziścić marzenia o lataniu oczywistym było, że postawiono na motolotniarstwo, dziedzinę lotnictwa, która była realnie dostępna i oddająca w pełni odczucia fizyczne a nade wszystko metafizyczne, których doznaje się po oderwaniu od ziemi. Więcej na: http://osl-oborniki.pl/