Studio Dublin – 11 września 2020 – Agnieszka Białek, Mateusz Romowicz, Jan Lis, Bogdan Feręc – Polska-IE, Jakub Grabiasz

W piątkowy poranek przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, komentarze, analizy i korespondencje. Odwiedzimy Belfast, Galway oraz Gdynię. Zapraszamy na Szmaradgową Wyspę!

W gronie gości:

  • Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu,
  • Mateusz Romowicz – członek zarządu Legal Marine, radca prawny,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Jan Lis – Polak mieszkający z rodziną w Republice Irlandii,
  • Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin.

 

Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Oprawa graficzna i foto: Tomasz Szustek

 

Zawsze, gdy wybija godzina 8:10 pod niebem Irlandii w głównym wydaniu Studia Dublin musi pojawić się Bogdann Feręc, szef najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

A rozpoczęliśmy naszą rozmowę od ostrzeżenia dla mieszkańców stołecznej dublińskiej aglomeracji:

Dublin stoi w obliczu zaostrzenia ograniczeń koronawirusowych, jakie już za chwilę mogą zostać wprowadzone. Nie można nawet wykluczyć wprowadzenia blokady na poziomie całego hrabstwa Dublin.

Dlaczego tak może się stać? Rzecz w ilości zakażeń w Dublinie, których jest na tyle dużo, że Krajowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego wezwał rząd do wprowadzenia wyższego poziomu zagrożenia. Obecnie może oznaczać to ograniczenie spotkań rodzinnych, spotkań w pomieszczeniach zamkniętych. Mało tego wzywany jest rząd, do zastanowienia się nad zasadnością opóźnienia uruchomienia dublińskich pubów.

To środki, które mają powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa w całej aglomeracji, która liczy sobie 1,4 mln mieszkańców, a jeżeli ten środek nie przyniesie efektu, Dublińczycy mogą doczekać się kolejnych obostrzeń. – mówi Bogdan Feręc, szef portalu Polska-IE.com.

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, wersja zdecydowanie letnia. Fot. arch. własne.

 

Niedawne słowa krytyki oraz wezwania do stosowania nieco łagodniejszych środków zapobiegających rozwojowi koronawirusa na wyspie, wpłynęły chyba „pozytywnie” na irlandzki rząd, który nie jest już tak stanowczy, jeżeli chodzi o wprowadzanie kolejnych obostrzeń.

O ile Krajowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego, zaleca podniesienie poziomu ograniczeń dla Dublina i Limerick, tak gabinet Micheála Martina, analizuje sytuację i zapowiada, że nie ma planów podniesienia poziomu ograniczeń, przynajmniej w najbliższym czasie.

Gabinet premiera Martina waha się również w kwestii, czy pozostawić na obecnym poziomie ograniczenia w podróżowaniu, czy może nieco je zluzować i wprowadzić takie, jakie obowiązują w większości państw unijnych.

Premier Martin wykluczył obecnie, wprowadzenie istotnych zmian w obowiązujących przepisach, które dotyczą zachowań w kwestii koronawirusa, ale zaznaczył, że sytuacja jest stale monitorowana.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.

 

W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu. Nasza korespondentka Agnieszka Białek przytacza najnowsze dane i statystyki związane z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

Premier rządu JKM – Boris Johnson ogłosił na konferencji prasowej, że grupy większe niż sześć osób uznawane będą za nielegalne. Szef brytyjskiego rządu chce wprowadzić nowe i specjalne dokumenty na podstawie badań na koronawirusa.

Osoby uznane za zdrowe otrzymywałyby potwierdzenie badań, które zwalniałoby z takiego reżimu sanitarnego jaki obowiązuje inne osoby.

Agnieszka Białek przedstawiła także informacje dotyczące negocjacji wokół Brexitu. Brytyjski rząd przedstawił w środę w Izbie Gmin projekt ustawy o rynku wewnętrznym Zjednoczonego Królestwa, która

ma zapewnić jego integralność po zakończeniu okresu przejściowego po Brexicie.

Projekt budzi jednak duże kontrowersje, szczególnie w Dublinie i całej Republice Irlandii, ponieważ wspomniana ustawa w praktyce unieważni postanowienia protokołu dotyczącego Irlandii Północnej, który jest częścią zawartego już (i podpisanego!) w październiku 2019 roku porozumienia o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

 

Boris Johnson / Fot. Andrew Parsons / CC 2.0

W treści znajduje się bowiem zapis mówiący, że przepisy tej ustawy

Mają być skuteczne niezależnie od ich niespójności lub niezgodności z prawem międzynarodowym lub innym prawem krajowym.

Boris Johnson według mediów brytyjskich miał chcieć bezprawnie złamać postanowienia umowy z Unią Europejska dotyczącą kontroli na granicy Irlandii Płn. Innym tematem poruszanym w UK jest kwestia prac nad szczepionką na SARS-CoV-2.

Tutaj do wysłuchania korespondencja Agnieszki Białek z Belfastu:

 

Do udziału w programie Studio Dublin zaprosiłem pana Jana Lisa, który jest rodzicem córeczki, która już od sześciu miesięcy nie uczęszcza do polskiej szkoły.

Teraz będzie miała w sobotę lekcje online w Szkole „Sen”, ponieważ dyrektor irlandzkiej szkoły wypowiedział polskiej placówce umowę podnajmu. Dzwoniłem do różnych szkół i wiele polskich placówek oświatowych w Irlandii ma podobny problem. Czekają na umowę albo irlandzcy dyrektorzy nie chcą o tym rozmawiać. – mówi Jan Lis.

Jak twierdzi zaniepokojony Jan Lis, polscy urzędnicy z ambasady w Dublinie wiedzą o problemie,  ale skutki ich działań są słabe.

Problem ten istniał już przedtem,  ale w związku z koronawirusem stał się przeszkodą nie do przejścia.

Jan Lis i rzesza polskich rodziców z Republiki Irlandii liczy na to, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych pochyli się nad Polakami w Republice Irlandii i będzie interweniować. Ma też nadzieję, że o sprawie swoich zwierzchników informuje polski konsulat z Dublina.

Dublin, gmach Custom House (z języka irlandzkiego: Teach an Chustaim) nocą.

W sobotę, w stołecznym Dublinie tuż obok zabytkowego budynku The Custom House o godzinie 14:00 rozpocznie się protest polskich rodziców, którzy nie chcą dyskryminacji swoich dzieci i pragną by pociechy kontynuowały naukę języka polskiego i historii.

Protest polskich rodziców a rezydentów w Republice Irlandii wpisuje się w kolejny protest, zorganizowany został przez aktywistów z Health Freedom Ireland przy wsparciu Yellow Vest Ireland (irlandzkie żółte kamizelki).

Health Freedom Ireland, wbrew przyklejanym jej łatkom „skrajnie prawicowym”, cierpliwie tłumaczu, że jest „organizacją apolityczną” i skupia wszystkie osoby protestujące wobec ograniczeń Covid-19. W poprzednim wydarzeniu, według opinii naszej korespondentki Agnieszki Białek, wzięło udział około 3 – 3,5  tysiąca osób, w tym także Polaków.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Janem Lisem:

 

W piątkowym głównym wydaniu Studia Dublin nie może zabraknąć serwisu informacyjnego  „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”

Udostępniono wstępny, niepełny jeszcze plan, który zawiera pięć poziomów ograniczeń.

Owe dokuczliwości dla obywateli Republiki Irlandii i rezydentów będą wprowadzane po opublikowaniu planu walki z koronawirusem, który oficjalnie zacznie obowiązywać w Republice Irlandii, w chwili jego opublikowania przez rząd.

Piąty, najwyższy poziom, jaki będzie obowiązywał, nie oznacza nic innego, jak praktycznie pełną blokadę, a może być wprowadzony, jeżeli ilość zachorowań na Covid-19, będzie bardzo wysoka. Ten stopień może zostać wprowadzany zarówno na poziomie lokalnym, więc miast oraz miasteczek, ale może obejmować również powiaty lub całe hrabstwa.

Możliwe jest również wprowadzenie pełnej blokady kraju, bo i taki scenariusz brany jest pod uwagę.

Micheal Martin, szef opozycyjnej partii Fianna Fail. Fot. materiały prasowe Fianna Fail

 

Na wczorajszym spotkaniu partii parlamentarnej Fianna Fáil, padło wiele gorzkich słów, które przemieniły się w lawinę krytyki.

Wszystkie one skierowane były pod adresem jednej osoby – lidera ugrupowania i jednocześnie premiera rządu Micheála Martina.

Najbardziej aktywny na spotkaniu był poseł Marc MacSharry, który wytknął premierowi Martinowi (na zdjęciu obok) wiele zaniedbań, a i stwierdził, że traktuje swoich najbliższych współpracowników, czyli „jak nauczyciel uczniów”.

MacSharry wezwał także lidera Fianna Fáil, by spowodował zakończenie codziennych konferencji na temat wyników zachorowalności na koronawirusa, a jednocześnie zwrócił uwagę, że od chwili objęcia przez Martina fotela premiera

Partia Fianna Fáil straciła przywódcę!

Met Éireann zapowiada, że wrócą do nas jeszcze ciepłe dni, ale nie będzie ich zbyt dużo, co jest normalne o tej porze roku.

Piątek będzie mokry i wietrzny na zachodzie kraju, natomiast pozostała część wyspy może liczyć na nieco lepsze warunki atmosferyczne, bo opady będą, ale tylko przelotne. Temperatura do 18 stopni Celsjusza. Podobnie będzie w sobotę, chociaż deszczu będzie znacznie mniej, ale wyłącznie do popołudnia, bo wtedy, możliwe są ulewy. Na termometrach może pojawić się 19 stopni.

Niedziela i poniedziałek to taki trochę irlandzki upał, bo w niektórych częściach wyspy temperatura wzrośnie do 22 stopni Celsjusza, ale będziemy mieli do czynienia z mżawkami i przelotnymi opadami słabego deszczu. W północnej części wyspy opady mogą być okresowo intensywne, a wieczorem i rano, prawdopodobne są zamglenia.

Reszta przyszłego tygodnia w Republice Irlandii z temperaturami do 20 stopni na plusie, z okresowymi opadami deszczu. Pogorszenie pogody przewiduje się na kolejny weekend i wtedy, może zrobić się nawet zimno, więc spadki temperatur do 14 stopni Celsjusza w dzień.

Tutaj wysłuchasz serwisu Studia 37 „Irlandia – Wyspy – Świat”:

 

W sportowym zaułku Studia Dublin Jakub Grabiasz podsumował pierwsze dwie kolejki piłkarskiej Ligi Narodów. Reprezentacja Irlandii zremisowała z Bułgarią i przegrała z Finlandią:

Cały irlandzki zespół, naszych Boys in Green przypomina wielki plac budowy.

 

Sportowy korespondent Radia WNET zapowiada spotkania baraże o awans do Mistrzostw Europy. Po ewentualnym wyeliminowaniu Słowacji może dojść do irlandzkich derbów:

Republika Irlandii wtedy może spotkać się z Irlandią Północną, o ile ta upora się z Bośnią i Hercegowiną. – spieszy z informacją Jakub Grabiasz.

Przypomnijmy, że zwycięzca tego barażu 14 czerwca 2021 r. będzie rywalem reprezentacji Polski na stadionie Aviva w Dublinie.

Jakub Grabiasz relacjonował również wielki wyścig kolarski Tour de France. Irlandczyk Sam Bennet prowadzi w klasyfikacji sprinterów, ma na koncie również jedno zwycięstwo etapowe. Liderem całego wyścigu jest Słoweniec Primoz Roglic, jednak Hiszpan Egan Bernal wciąż ma dużą szansę na końcowy sukces.

Omówione zostały także najważniejsze wydarzenia podczas wielkoszlemowego turnieju tenisowym US Open, z udziału w którym zrezygonowała plejada najwyżej rozstawionych tenisistów świata.

Najwięcej komentarzy wywołała dyskwalifikacja Serba Novaka Djokovicia. W piątek odbędą się półfinały turnieju mężczyzn, ale już dziś Jakub Grabiasz zapowiedział finał kobiet, w którym spotkają się Naomi Osaka i Wiktoria Azarenka.

Ostatnim zagadnieniem jest jesienne dokończenie Pucharu Sześciu Narodów w rugby.

Tutaj do wysłuchania korespondencja Jakuba Grabiasza:

 

W ostatniej rozmowie głównego wydania Studia Dublin (11 września 2020) Mateusz Romowicz, radca prawny i zarazem prezes firmy „Legal Marine Mateusz Romowicz”  analizuje sprawę zapowiedzi zniesienia tzw. ulgi abolicyjnej osób pracujących poza granicami Polski. Część z nich będzie zmuszona do rozliczenia się z polskim fiskusem.

Od kliku lat mieliśmy sygnały, że mogą być jakieś ruchy przy uldze abolicyjnej. Nigdy jednak nie mieliśmy prób przeprowadzenia tego w sposób tak enigmatyczny i ogólny. Skutki podatkowe dla pracowników i ich rodzin będą bardzo daleko idące.

Jak mówi radca prawny Mateusz Romowicz:

Polacy, którzy przywożą pieniądze z innych państw, powinni mieć jak najbardziej ułatwiane życie.

Mateusz Romowicz z „Legal Marine Mateusz Romowicz” wyraża nadzieję, że być może mamy obecnie jedynie do czynienia z sondowaniem reakcji polskich obywateli na zmiany w kwestii abolicji podatkowej.

Mateusz Romowicz jest radcą prawnym specjalizującym się w podatkach marynarskich, dochodzeniu odszkodowań marynarskich, morskim prawie pracy i prawie międzynarodowym.

Doświadczenie prawne w tym zakresie zdobywał obsługując polskich marynarzy będących w sporach z zagranicznymi armatorami, reprezentując marynarzy w kontaktach z organami podatkowymi i rentowymi w Polsce i zagranicą. Mój gość specjalizuje się również między innymi w prawie handlowym, prawie gospodarczym, europejskim prawie spółek, prawie podatkowym (ze szczególnym uwzględnieniem umów o unikaniu podwójnego opodatkowania), prawie morskim.

Obsługa ta obejmowała przedsiębiorców z branży morskiej, stoczniowej i budowlanej oraz spółki prawa handlowego działające w transporcie lub handlu międzynarodowym.

Gość Tomasza Wybranowskiego postuluje wprowadzenie dla Polaków pracujących poza krajem  podatku liniowego w wysokości 10%.

Myślę, że większość moich klientów byłaby skłonna zaakceptować takie rozwiązanie.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Mateuszem Romowiczem:

 

Dublin i rzeka Liffey przy ujściu do Morza Irlandzkiego i w tle dubliński port. Fot, Studio 37 Dublin.

Opracowanie: Tomasz Wybranowski, Aleksander Popielarz (także oprawa dźwiękowa)

Współpraca: Katarzyna Sudak & Bogdan Feręc – Polska-IE.com

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek


 

Partner Radia WNET

 

Partner Studia 37 Dublin

 

Produkcja – (C) Studio 37 Dublin Radio WNET – wrzesień 2020

 

Urlop na Mazurach. Niepowtarzalne wrażenia co do infrastruktury, kultury, procedur… Ale największym cudem jest natura

Przy oczku wodnym ląduje bocian, czmychają żaby. Rodzinka szopów przenosi się na nową działkę. Lis sprawdza, czy ludzie zostawili dla niego smakołyki. Płynącą po kanale krypę „oklaskuje” ogonem bóbr…

Stanisław Florian

Do niedawna stres kierowców zaczynał się między Siewierzem a Częstochową. Teraz (…) mija się Częstochowę, wracając na tzw. gierkówkę. Dopiero tu zaczyna się gehenna: w związku z budową autostrady A2, aż do obwodnicy Łodzi kierowcy suną jednym pasem raz po lewej, raz po prawej stronie… (…) To, że mimo te wszystkie komplikacje komunikacyjne, Mazury są licznie odwiedzane przez wczasowiczów od Dolnego Śląska po Podlasie – to prawdziwy cud infrastrukturalny.

Co roku wśród zamieszkującej na Mazurach, m.in. w podgiżyckich Miłkach, mniejszości rusińskiej, m.in. Łemków i Bojków przesiedlonych w latach 1947–1950 z Bieszczad i Beskidu Niskiego w ramach tzw. Akcji Wisła – na przywitanie lata odbywają się obrzędy tzw. kupałnocki, czyli Nocy Kupały.

W tym roku – ze względu na COVID-19 – na najbardziej na północ wysuniętej przystani żeglarskiej Mazur, Ecomarinie, można było zobaczyć, posłuchać, przetańczyć i prześpiewać „Noc po-Świętojańską”, przygotowaną przez wolontariuszy z Młodzieżowej Rady Miejskiej w Węgorzewie. Oprócz ciekawych aranżacji pieśni ludowych w wykonaniu męskiego zespołu instrumentów tradycyjnych „Wytwórnia Sztuki”, węgorzewska młodzież dała porywający pokaz pradawnych tańców związanych z obrzędami walki dobra ze złem, światła i ciemności, życia ze śmiercią, miłości i nienawiści.

W węgorzewskiej tawernie „Keja” wieczorne koncerty szantów, m.in. EKD Gdynia, żeglarskie karaoke i piątkowe dyskoteki po świt. Precz z maskami – wszyscy z odkrytymi przyłbicami.

Prawdziwy cud pojednania kultur słowiańskich na ziemiach dawnych Prusów i Jaćwingów.

Odwiedziny u przyjaciół rodziny pod Kalem nad Mamrami. Nowoczesna, stylizowana rezydencja, z tarasami opadającymi ku łąkom, zaroślom i zagajnikom nad ukrytą w gąszczu strugą. Korzenne zapachy ziół i roślin bagiennych, a wśród nich – łosza z młodym łoszakiem…

Nocleg w jednym z domków rodzinnych ogrodów działkowych. Przy ogrodowym oczku wodnym ląduje bocian, czmychają żaby. Wieczorem – za ogrodzeniem rodzinka szopów przenosi się na nową działkę. Lis przechadza się nad ranem, sprawdzając, czy ludzie nie zostawili dla niego smakołyków po grillowaniu

W noc Perseidów leżysz na tarasie, ogarniając nieba przestwór i śląc życzenia ku rojowi spadających gwiazd. Płynącą po kanale krypę „oklaskuje” ogonem bóbr. Na jeziorze fala za falą… Trzymajcie się, dziewczyny, za liny!

Patrioci powiatu węgorzewskiego od paru lat przygotowywali na 100-lecie odzyskania niepodległości i „cudu nad Wisłą” – uroczyste ufundowanie pomnika Piłsudskiego. Po początkowej euforii lokalnych władz, zebraniu datków od bliższych, a zwłaszcza dalszych zwolenników tradycji patriotycznych – burmistrz miasta wycofuje poparcie i cudem udaje się w platformerskiej radzie miasta zmienić nazwę placu Wolności na plac Niepodległości.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Mazury, cud…” znajduje się na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stanisława Floriana pt. „Mazury, cud…” na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wspomnienia lekarza. Praca w Libii stała się bogatym źródłem wiedzy o kraju, zwyczajach arabskich i swoistą szkołą życia

Tylko osoba wierząca mogła liczyć na wizę na dłuższy pobyt i pracę w islamskim kraju. Po prostu Libijczycy uważali, że wierzący, bez względu na rodzaj religii, kierują się ogólnie przyjętymi zasadami.

Marian Smoczkiewicz

Minęło już 35 lat od mojej ponad dwuletniej pracy na kontrakcie medycznym w szpitalu w Dernie w Libii. Po takim czasie wspomnienia nie gasną, tylko nabierają łagodniejszych kolorów i nawet te złe, mimo wszystko, stają się bliskie sercu. (…)

Nieznajomość kultury, delikatnych stosunków i więzi rodzinnych to prosta i łatwa droga do konfliktów, a nawet nieszczęść. Oczywiście wszyscy chcieliśmy dobrze i działaliśmy według swoich norm etycznych, które dla naszych libijskich pacjentów i ich rodzin były zupełnie nieczytelne, i na odwrót.

Przykład z codziennej praktyki chirurgicznej, który bardzo często się powtarzał. Do szpitala zgłosił się ojciec z kilkuletnią córką. Dziewczynka skarżyła się na silne bóle brzucha, wymioty, brak apetytu. Dolegliwości miała od wczoraj i nasilały się.

Po wykonaniu koniecznych badań stwierdziliśmy ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i poinformowaliśmy ojca, że w tym przypadku jedynym leczeniem jest przyjęcie do szpitala i zabieg operacyjny, który należy wykonać bezzwłocznie.

 Reakcja ojca była zaskakująca. W sposób kategoryczny odmówił pozostawienia dziecka w szpitalu. Zabrał je do domu. Rozmowa miała charakter awantury.

Miejscowi są na ogół bardzo impulsywni, nigdy nie wiadomo, co może spowodować konflikt. Moi współpracownicy starali się spokojnie wyperswadować ojcu jego decyzję. Ponadto poinformowali o jej skutkach, czyli jakie niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia jego córki groziło w przypadku zaniechania leczenia. Do dyskusji chwilami włączały się miejscowe pielęgniarki, ale bez większego entuzjazmu. Narastało zdenerwowanie i agresja.

Ostatecznie ojciec zabrał córeczkę do samochodu i odjechał do domu, a my zostaliśmy z obawą o zdrowie i życie dziecka. Martwiliśmy się, czy zrobiliśmy wszystko, żeby rozwiązać konflikt na korzyść pacjentki. Zastanawialiśmy się, jak można wybrnąć z takiej sytuacji, kiedy nieświadomy niebezpieczeństwa ojciec nie przyjmuje argumentów i postępuje nieodpowiedzialnie. Po upływie około godziny ojciec zjawił się ponownie z chorą córką i spokojnie, jakby nie było poprzedniej sprzeczki, poprosił o przyjęcie i operację. Na wszystko się zgodził i podpisał. Nie ten sam człowiek.

Takie sytuacje były na porządku dziennym. Zdarzały się zwykle, gdy ojciec sam przyjeżdżał z dzieckiem. Tu jeszcze należałoby wspomnieć o zasadzie, że zgodę na operację podpisuje wyłącznie mężczyzna. Kobiety nie mogą podpisać zgody za siebie, w ich imieniu wyraża ją mąż, ojciec, syn itp. Wygląda to jak typowa dyskryminacja, stawiająca kobietę w gorszej sytuacji. Tak prosto widzą to często przedstawiciele naszej cywilizacji.

Wracając do dziewczynki z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Dlaczego jej ojciec na początku się awanturował i wszystko negował, gdzie był potem przez godzinę i dlaczego wrócił zupełnie odmieniony? Sprawa jest prosta. Trzeba tylko i aż tylko znać reguły i zwyczaje panujące w rodzinie i miejsce każdego jej członka.

Nasz bohater po awanturze w szpitalu pojechał do domu zreferować sprawę. Tam musiał uzyskać zgodę na zabieg od żony, potwierdzoną przez teściową i babcię. Nie konsultował się ze swoim ojcem ani braćmi. Decydowały kobiety. Ich zdanie było ostateczne.

Decyzja zapadła szybko; kobiety mają wyczucie, co należy robić. Godzina, jaka była potrzebna na powrót do szpitala, wynikała z odległości między szpitalem a domem.

Teraz ojciec mógł przyjść z podniesionym czołem i zakomunikować, że dojrzał do decyzji i wyraża zgodę na proponowane leczenie. Jego niezależność i samodzielność w podejmowaniu decyzji została pozornie nienaruszona, ale ile musiał się nabiegać, to jego sprawa. W rozmowie z moimi arabskimi przyjaciółmi znalazłem potwierdzenie: dla nich było oczywiste, że bez uzgodnienia z rodziną mężczyzna na ogół nie odważy się niczego podpisać. Z czasem nauczyliśmy się nie przejmować takimi dyskusjami. Zwyczajnie mówiliśmy, co należy zrobić w konkretnej sytuacji i dawaliśmy czas na podjęcie decyzji. Na tym przykładzie widać, że pozycja kobiety w świecie islamskim jest teoretycznie słaba, a w praktyce zaskakująco silna. (…)

Szpital w Dernie wraz z kampem znajdował się na płaskowyżu górującym nad miastem. Domki były nowoczesne, ze wszystkim mediami i klimatyzacją, wystarczająco wyposażone. Problem był w tym, że klimatyzacja często się psuła, a w tropiku przebywanie w metalowej puszce jest nie do zniesienia. Pierwsi pracownicy medyczni z Polski przyjechali 3 lata wcześniej. W momencie przyjazdu kamp zasadniczo był gotowy do zamieszkania. Pozostała tylko sprawa ogrodzenia i zamknięcia obiektu. Libijczycy odpowiedzialni za całość inwestycji przystąpili do budowy muru, który miał otoczyć nasze miejsce do życia i wypoczynku.

Wśród naszych pracowników podniósł się gwałtowny protest przeciwko budowie muru. Nie damy się zamknąć jak w więzieniu, nie zasłonimy sobie słońca i widoków na okolicę – argumentowano. Na wspólnym zebraniu przegłosowano prawie jednomyślnie, że nie będzie muru, tylko zwykły płot. Wola większości została spełniona i powstał płot z siatki.

W tradycji arabskiej tylko odpowiednio wysoki mur stanowi wyłączenie pewnej przestrzeni z powszechnego użytku i dostępu postronnych do tego miejsca. Wszystkie domy rodzinne są otoczone murami, a nie płotami. Mur zapewnia bezpieczeństwo, prywatność, intymność, a jego przekroczenie bez zgody gospodarza traktuje się jak przestępstwo. Są jeszcze inne przyczyny, które wpłynęły na zwyczaj odgradzania się murami – np. ochrona przed wiatrami i zasypywaniem pustynnym piaskiem, ochrona przed słońcem. Płot nie spełnia żadnych z tych funkcji i w wyobraźni miejscowych w ogóle nie istnieje. Jak wiatr przenika przez płot, tak można przez niego przechodzić, nie naruszając czyjejś prywatności.

Na konsekwencje nierozumnej decyzji zamiany muru na płot nie trzeba było długo czekać. Większość naszego zespołu stanowiły panie, które w czasie wolnym od pracy chciały odpocząć i w stroju plażowym poleżeć na leżaku na słońcu przed swoim domkiem. Taka sytuacja budziła ogromne zainteresowanie męskiej części społeczeństwa Derny. W krótkim czasie wzdłuż płotu gromadził się tłumek gapiów, który głośno i w niewybredny sposób komentował, co widzi, a niektórzy zgorszeni nawet rzucali kamieniami.

Nie tylko nie dało się opalać na kampie przed swoim domem. Problemem też było wieszanie prania, bo co atrakcyjniejsze części garderoby łatwo zmieniały właściciela. Prym w tej dziedzinie wiodła bielizna damska, która nie wisiała nawet minuty, stając się łupem kolekcjonerów.

Z braku prawidłowego ogrodzenia wynikało też niestety wiele innych, bardziej poważnych sytuacji. Kiedy zostałem dyrektorem zespołu, uznałem, że postawienie muru jest najważniejszym zadaniem na najbliższy czas. Umówiłem się z merem miasta i pojechałem na spotkanie. Rozmowa była bardzo przyjemna i owocna. Mer zauważył, że płot został postawiony na nasze życzenie. Ja tłumaczyłem, że reprezentujemy różne kultury i to, co u nas uchodzi, może być źle odbierane przez społeczność miejscową. Nie chcemy narzucać swojego stylu życia, ale wypoczywając, chcielibyśmy czuć się swobodnie na wyznaczonym nam terenie i nie drażnić otoczenia. Wiedziałem też, że opinia w mieście o kampie jest nie najlepsza. W rzeczowej i przyjaznej atmosferze szybko doszliśmy do porozumienia. Już następnego dnia przyszli robotnicy i zaczęli stawiać mur. Stał on się materialnym dowodem mojej dyrektorskiej działalności.

Z całej tej historii należy wyciągnąć dwa wnioski. Po pierwsze: znajomość uwarunkowań środowiska, historii, kultury, panujących zwyczajów jest podstawą podejmowania prawidłowych decyzji. Po drugie: nie wszystkie sprawy czy problemy należy rozwiązywać, uciekając się do głosu ludu, czyli głosowania. Są sprawy, które nie podlegają głosowaniu i muszą być rozwiązane przez specjalistów, którzy się znają na zagadnieniu. Również odpowiedzialność za decyzję jest wówczas przypisana do określonej osoby lub grupy osób, a nie rozmyta, bo większość tak zadecydowała.

Cały artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Czego nauczyła mnie Libia” znajduje się na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Czego nauczyła mnie Libia” na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin – 14 sierpnia 2020 – Agnieszka Białek, Bogdan Feręc – portal Polska-IE, Piotr Słotwiński, Krzysztof Bosak

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.

W piątkowy poranek przenosimy się zawsze radiowo do Republiki Irlandii. W głównym wydaniu Studia Dublin informacje, komentarze, korespondencje i muzyka. Zapraszamy na Szmaradgową Wyspę sierpniowo!

W gronie gości:

  • Agnieszka Białek – pedagog i przedsiębiorca z Belfastu, korespondentka Radia WNET,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Piotr Słotwiński – politolog z wykształcenia, bloger z zamiłowania, kronikarz Polonii w Irlandii,
  • Krzysztof Bosak – poseł Rzeczpospolitej Polskiej, jeden z liderów Konfederacji. 
  • Muzycznie: Fontaines D.C., Piersi, Hungarica i U2. 

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Marcin Głos (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Zawsze na wstępie Studia Dublin pojawia się on i jego korespondencja. W roli głównej Bogdan Feręc, redaktor naczelny najważniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

Rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Bogdanem Feręcem była przede wszystkim o spotkaniu Michaela Martina z premierem Wielkiej Brytanii Borisem Johnsonem. Do spotkania doszło w Belfaście, w Irlandii Północnej.

Informacje w tej sprawie nie są spójne, bo mówi się, że premier Micheál Martin spotka się dzisiaj ze swoim odpowiednikiem z Wielkiej Brytanii, ale pojawiły się też doniesienia, że spotkanie odbędzie się dopiero w piątek (14 sierpnia). – mówi Bogdan Feręc.

Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE. Fot.: arch. Bogdana Feręca.

Szefowie gabinetów Republiki Irlandii i Wielkiej Brytanii rozmawiali o sprawach dla Wielkiej Brytanii oraz Irlandii ważnych, bo do omówienia byy kwestie związane z brexitem, ożywieniem gospodarczym i o zacieśnianiu stosunków.

Martin i Johnson rozmawiali także o sprawach związanych z koronawirusem i sposobach, jak można sobie z nim radzić. W planie spotkania zawarto też punkt, w którym omawiano stan na dziś negocjacji handlowych pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią.

To oznacza, że rozmowy są istotne dla obu państw.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Bogdanem Feręcem, szefem Polska-IE.com: 

 

 

W piątkowym głównym wydaniu Studia Dublin do wysłuchania serwis informacyjny „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”. W serwisie Studia 37 między innymi o tym, że:

Wicepremier rządu Republiki Irlandii Leo Varadkar kolejny raz zasugerował, że otwarcie pubów, które zaplanowano na 31 sierpnia, może nie dość do skutku.

Wedle słów byłego premiera, w Irlandii należy doprowadzić do sytuacji, w której będzie można mówić o bezpieczeństwie zdrowotnym, więc niskiej liczbie zakażeń wirusem SARS-CoV-2. W związku z takim podejściem Varadkar dał sygnał, iż rząd nie jest przekonany, by celowym stało się uruchomienie pubów zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami, co oznacza, iż te właśnie miejsca, mogą pozostać zamknięte nawet we wrześniu.

Z kart tak zwanego raportu Ronana Lyonsa wynika, że obecny poziom oddawanych do użytku domów, jest nadal zbyt niski i o ile przyjmiemy, że rocznie na rynek trafia do 25 000 domów.

To prawie o połowę za mało, by zacząć myśleć o wyjściu z zapaści mieszkaniowej.

Według Lyonsa, każdego roku do irlandzkiej przestrzeni trafiać powinno 47 000 jednostek mieszkalnych, co pozwoli na osiągnięcia dużego poziomu aktywności budowlanej, ale przyczyni się też do obniżenia popytu.

Dublin rain from the bus. Foto (c) Studio 37.

Tymczasem minister ochrony socjalnej Heather Humphreys poinformowała o nowej formie wspirania obywateli i rezydentów Republiki Irlandii przez państwo. Tym razem o pomocy dla osób samozatrudnionych.

Nowe świadczenie nazwano funduszem „białej furgonetki”, a przysługuje osobom, które prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą w tym taksówkarzom, hydraulikom, elektrykom, stolarzom itd. Jednorazową dotację w wysokości 1000 €, wykorzystać można na wydatki powiązane, a mogą z niej korzystać przedsiębiorcy, którzy nie zakwalifikowali się do innych programów pomocowych.

W serwisie „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”  także o pogodzie nad Hibernią. W przyszłym tygodniu będzie na Wyspie bardziej niż gorąco, a temperatury wahać się będą od 21 do 26 stopni Celsjusza.

Spece od Met Éireann twierdzą, że ten weekend będzie ciepły i wilgotny, choć wydawało się, że już początek przyszłego tygodnia przyniesie ochłodzenie, jednak nic z tego! Kolejne dni, także będą gorące. Niektóre hrabstwa, gównie te na południu, w części wschodniej i na południowym zachodzie, zalewane będą falą gorąca, więc tam właśnie panować będą irlandzkie tropiki.

Irlandzcy meteorolodzy przewidują, że termometry w pierwszych dniach przyszłego tygodnia pokazywać będą do 26 stopni, a w części centralnej i północnej powyżej 21. kreski.

Tutaj do wysłuchania serwis informacyjny „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”:

 

 

Agnieszka Białek, serce i oczy Radia WNET w Irlandii Pólnocnej. Foto. arch. własne.

 

W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu.

Nasza urocza korespondentka Agnieszka Białek obok najnowszych danych i statystyk związanych z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.  Opowiedziała także o reakcjach mediów północnoirlandzkich i angielskich o wizycie premiera Borisa Johnsona w Belfaście i spotkaniu z premierem Republiki Irlandii Michaelem Martinem.  .

Wielka Brytania przygotowuje się na drugą falę koronawirusa. Premier Boris Johnson w ubiegłym tygodniu przedstawił plan walki z Covid-19. Prognozy ekspertów z brytyjskiej Akademii Nauk Medycznych mówią nawet o 120 tys ofiar w okresie od wcześnia 2020 do czerwca 2021.

Obok wiadomości pandemicznych w Studiu Dublin także przegląd prasy z Wielkiej Brytanii.

W „Daily Mail” o uruchomieniu programu śledzącego. Rząd Wielkiej Brytanii oraz północnoirlandzka służba zdrowia mają nadzieję (choć aplikacja na smartfony nie jest jeszcze obowiązkowa), że

Mieszkańcy wysp we wspólnej walce z wirusem zaaplikują w swoje telefony program śledzący, by w ten sposób wykrywać ogniska koronawirusa. – powiedziała Agnieszka Białek.

Ponadto brytyjskie media podają, że zdecydowano się na zmianę metodologii liczenia osób zmarłych na Covid-19. Tym samym na przykład ofiary wypadków drogowych nie będą dopisywane do listy covidowej.

W wyniku nowego sposobu liczenia, nowa, całkowita liczba zgonów w UK spadła o prawie 5000 os i wynosi 41347.

Ponadto brytyjski rząd przywraca czternastodniową kwarantannę dla przyjeżdżających na wyspy z Francji, Królestwa Niderlandów (dawniej Holandia) oraz Malty.

Arlene Foster, szefowa partii północnoirlandzkich unionistów DUP. Foto: Richter Frank-Jurgen (Wikipedia).

 

Na koniec informacje dotyczące czwartkowej (13 sierpnia 2020) wizyty na szczycie premierów Wielkiej Brytanii –  Borisa Johnsona, Micheale Martina (premiera Republiki Irlandii) oraz pierwszej minister (w randze premiera) Irlandii Północnej Arlene Foster oraz jej pierwszą zastępczynią Mitchell O’Neill (Sinn Féin).

Spotkanie miało miejsce w Belfaście i dotyczyło negocjacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską, walki z koronawirusem oraz omówiono gospodarcze skutki pandemii.

W związku z ostatnim tematem trójstronnych rozmów niewątpliwie bardzo ważną sprawą staje się współpraca dwustronna w szczególności w odniesieniu do Irlandii Północnej.

Premier Boris Johnson podczas tej wizyty zapowiedział też przyszłoroczne obchody setnej rocznicy powstania Irlandii Północnej.

Tutaj do wysłuchania korespondencja z Belfastu Agnieszki Białek:

 

Piotr Słotwiński, kronikarz Polonii w Irlandii. Fot. blog piotrslotwinski.com

 

Gościem Studia Dublin jest również Piotr Słotwiński, politolog z wykształcenia, bloger z zamiłowania i kronikarz Polonii w Irlandii.

Kliknij tutaj, aby przenieść się na blog Piotra: piotrslotwinski.com

Nasz korespondent z Cork opowiadał o zaktualizowanej przez Republikę Irlandii liście krajów z których można przylecieć bez kwarantanny.

Polski na niej nie ma, ale nawet gdyby była to dla Piotra nie miałoby to większego znaczenia.

Polityka firmy w której obecnie pracuję jest jasna: wróciłeś z zagranicy musisz odbyć kwarantannę. Z tą kwarantanną, jak z wieloma rzeczami w Irlandii, sprawa jest, przynajmniej dla mnie, nie do końca jasna: z jednej strony jest teoretycznie obowiązkowa z drugiej – nikt nikogo w domu nie kontroluje, mało tego, dopuszczalne jest np. wyjście do sklepu.

A jak wygląda procedura? Po wylądowaniu dostajemy do wypełnienia COVID-19 Passenger Locator Form, formularze w których trzeba podać wszystkie swoje dane, telefon, adres, itp. Podobne wypełnia się w samolocie do Polski, która zbiera załoga a w Dublinie czynią to celnicy przy odprawie paszportowej.

Przez to całe wypełnianie i bardziej skrupulatną kontrolę zrobiła się spora kolejka, przez co odprawa, która zwykle trwa kilka minut, teraz – trwała co najmniej dobre pół godziny.

Piotr Słotwiński skomentował także działania ruchu LGBT, których od ponad tygodnia jesteśmy świadkami w Warszawie. Jak podkreśla gość Tomasza Wybranowskiego:

Tęczowa agresja ludzi, którzy oczekują jedynie tolerancji, pokazała się nawet w Irlandii. Ruch LGBT nie ma poczucia przyzwoitości czy poszanowania czegoś, co dla innych jest bardzo ważne.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Piotrem Słowińskim: 

W finale Studia Dublin rozmowa Tomasza Wybranowskiego z posłem Krzysztofem Bosakiem, jednym z liderów Konfederacji. 

Krzysztof Bosak komentuje wydarzenia związane z protestami ruchu LGBT mówiąc, że następuje nieuchronna eskalacja:

Okazuje się, że zmiany społeczne zachodzą szybciej niż wydaje się konserwatystom starszego pokolenia, a ideologie, które są niebezpieczne, bywają agresywne i potrafią w szybkim tempie rozszerzać się na społeczeństwo. – podkreśla poseł i lider Konfederacji Krzysztof Bosak.

Krzysztof Bosak / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Krzysztofem Bosakiem: 

opracowanie: Tomasz Wybranowski.

Współpraca: Marta Niźnik.


Partner Radia WNET

Partner Studia 37 Dublin

 

Produkcja – Studio 37 Dublin Radio WNET – sierpień 2020

Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako Irlandzka Polska Tygodniówka). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy około godziny 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Ewa Witek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz i często Tomasz Szustek.

Syreni Śpiew, cz. Pierwsza

Opowieść o niewidzialnych gwiazdach oraz o króliku, który został lampartem.

Samochód potrafi być wolniejszy niż koń. Studio Syrenka podróżuje rzemiennym dyszlem między dwoma miastami historycznie związanymi z wybitnymi postaciami w historii polskiej astronomii, między kopernikańskim Toruniem a Gdańskiem Jana Heweliusza. Syrena FSO, samochód o nieprzeciętnych możliwościach łamania praw fizyki i ergonomii oraz Józef Skowroński i Jakub Mądry prezentują pierwszy epizod o narracji co najmniej krótkiej opowiastki, zawieszonej między Toruniem a Gniewem, w historycznej krainie Kujaw i Pomorza. Audycja ”Studio Syrenka- od Kopernika do Heweliusza” to program, którego słuchać można codziennie od 13 do 15.

PIWNICE 

Audycja z Piwnic do odsłuchania Tutaj

« Czy można obserwować gwiazdy w piwnicach ? ». To pozornie absurdalne pytanie zadaliśmy przechodniom w Toruniu w kontekście znajdującego się Piwnicach pod miastem Instytutu Astronomicznego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika. Ankietowani mieszkańcy brnęli w wytłumaczenia pomysłowe, acz równie absurdalne jak pytanie. Usłyszeliśmy o « dziurze w stropie », o tym, ze « jak ktoś umie to czemu nie », ale wiedza o samym ośrodku pozostawała na poziomie oscylującym wokół zera absolutnego. Jakież zdziwienie rozlało się po kabinie naszej kruczoczarnej syrenki FSO w wersji pickup, gdy nagle spośród buraków i niewiedzy wyłoniła się olbrzymia konstrukcja przypominająca antena nadawcza. Była to jednak antena wyjątkowa, bo największy radioteleskop w Polsce.

Zajechawszy na miejsce, zostaliśmy przyjęci ciepłem porównywalnym z tym gwiazdowym. Doktor Marcin Gawroński z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika to człowiek, który od lat wpatruje się w odległe światy i nasłuchuje wszystkiego tego, czego zwykli « zjadacze chleba » nie zauważają, ponieważ przestrzeń kosmiczna pełna jest sygnałów, które należy umieć czytać jak osobny alfabet. Doktor Gawroński ugościł nas, kosmicznych analfabetów kawa, oprowadził po miniaturowym Układzie Słonecznym, który daje pojęcie o ogromie Wszechświata, gdyż Pluton, wyklęta planeta ulokowana jest daleko w polu, podczas gdy Ziemia jest od Słońca o zaledwie kilka kroków. Arboretum, chodniczki z powyginanymi płytami porośniętymi trawą, szkielety starych, nieużywanych od dłuższego czasu radioteleskopów, dom z mozaikami przedstawiającymi symbole astralne, największy w Polsce teleskop optyczny przypominający drewniana łódź podwodna, przywodzi na myśl cmentarzysko świadectw żywej historii rozwoju polskiej astronomii.

W trakcie rozmowy dowiedzieliśmy się o pracy w Instytucie, serwerowni, w której oprócz dziewięciu regularnych pracowników mieszka też pracownik widmo, quasi sztuczna inteligencja, która według doktora Gawrońskiego pozwala nam mieć nadzieje na to, że polska radioastronomia stoi o krok przed konkurencja, a nie pozostaje o lata świetlne za nią, mimo iż największy radioteleskop pozostaje raczej «średniakiem » w skali światowej. Uniwersytecki ośrodek badawczy osiąga jednak niemałe sukcesy, szczególnie w zakresie badanych przez Doktora Gawrońskiego zagadkowych fal FRB, które do tej pory były uważane za zakłócenia pochodzenia cywilizacyjnego bądź manifestacje istnienia cywilizacji pozaziemskiej, a okazują się prawdopodobnie związane z błyskami promieniowania radiowego, w które zamieszane mogą być skondensowane Pulsary i Magnetary, które to produkują niesamowicie wielka energie rozchodząca się na cały Wszechświat, same jednak pozostając teoretycznie nieopisywalne, a samym odkryciem zainteresowały się najważniejsze redakcje prasy naukowej na świecie. Doktor przytoczył tezę, iż to, co Dante opisywał jako Piekło pozostaje jedynie dziecinna igraszka wobec tego, co w gwiazdach zachodzi. Później rozmawialiśmy również ze studentką radioastronomii z Torunia, Aleksandra Krauze, która świeżo po obronie licencjatu przebywała jeszcze w ośrodku, prezentując pomysły, pasje do Gwiazd i plany na przyszłą prace, ponieważ studenci pozostają największą wartością, ale i największa niewiadoma co do możliwości trwania « najprzedniejszej z nauk », cytując słowa Mikołaja Kopernika. Dołączyła do naszego studio również Doktor habilitowana optyki Agnieszka Słowikowska z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Rozmawialiśmy o współpracy z European Space Agency, PR-owych projektach firmy SpaceX, zaśmiecaniu niskich orbit Ziemi setkami satelitów, potencjalnych wojnach kosmicznych między największymi graczami na rynku, a także przyszłym rozwoju obserwatoriów ulokowanych poza naszą planetą.

Rozmowa pełna była pasjonujących zwrotów, nadawaliśmy z naszymi gośćmi na podobnych falach, nie tylko FRB. Odmalowywany na kolor kości słoniowej radioteleskop T4 porzucaliśmy z lekkim niedosytem, ale i wiedząc, ze Syrenka głodna jest drogi, poklepaliśmy samochód w klapę i ruszyliśmy.

TORUŃ

Pierwsza audycja z Torunia do Odsłuchania Tutaj 

Druga Audycja z Torunia do odsłuchania Tutaj

Dzień drugi aktywnej podróży zaprowadził nas w samo serce Torunia. Tam, w kontekście już dużo innym, ponieważ we wnętrzu restauracji « Mistrz i Małgorzata » ulokowanej w samym centrum miasta, a inspirowanej fabułą mistrzowskiej prozy Michaiła Bułhakowa, rozmawialiśmy z wieloma gośćmi, pochodzącymi z przeróżnych środowisk, wszyscy jednak będący ważnymi cegiełkami tej gotycko oprawionej konstrukcji dwieście tysięcznego miasta. Zaczęliśmy z witrażysta, który dzień wcześniej  oprowadził nas po swojej piwnicznej wystawie witraży, w której znaleźć można antytezę studni, starodawny komin, bo witraż skłania do zajrzenia w głąb siebie, przy jednoczesnej uniesieniu myśli. Byliśmy także pracowni, pełnej prac, modeli samolotów, rysunków i przymiarek, a ulokowanej na planie średniowiecznych mieszkań. Człowiek ten pracujący obecnie nad przeobrażeniem wspaniałego malarstwa hiszpańskiego mistrza z Toledo greckiego pochodzenia czyli El Greco, jest witrażysta od lat i nazywa się Sławomir Intek. W pierwszej izbie jego pracowni i sklepu wyczuwalny jest zapach szkła, ołowiu, z którego produkowane są sztabki, które tworzą konstrukcje witrażu, druga prowadzi do trzeciej, w której stara szafa rozpyla zapach drewna, a lekki zaduch ściśnięty pod belkami poprzecznymi w oryginalnych kolorach odkrytych przy pracach konserwatorów u sufitu zagęszcza atmosferę zadumy nad światłem. U nas pan Sławomir pojawił się z jedna ze swoich praktykantek Agata Rożyńska (łącznie pan Intek zatrudnia kilku praktykantów), studentka ASP w Toruniu. Rozmawialiśmy o głębi malarskiej i jej odzwierciedleniu w sztuce witrażu, o pieczołowitości potrzebnej do wykonywania tego zawodu rzemieślnika-artysty, a także o powrocie dawnej mody na witraż, również ten świecki. Następnie Pan Intek powrócił do swojego studio ulokowanego naprzeciw « Mistrza i Małgorzaty », a do nas dołączył Piotr Gajewski z Biura Turystyki i Eventów Copernicana, który opowiada o powstawaniu mostów, o turystyce, o klasykach i nieznanych aspektach miasta, historii miejskich rzeźb rozrzuconych jak okruchy rzeźbiarstwa po całym mieście, a także o historii zespołu miejskiego wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1997 roku i płynących z tego faktu korzyściach. Pan Gajewski zarzucił swoje sieci i to również dzięki niemu odkryliśmy następnych gości, bo jak szybko się okazało, w Toruniu każdy zna każdego, a co najważniejsze, potrafi z tym homeryjskim nikim i każdy żyć w zgodzie. Tego samego dnia przed przybyciem do restauracji « Mistrz i Małgorzata » wstąpiliśmy na krótka rozmowę z Doktor Aleksandrą Kleśta- Nawrocką z Muzeum Toruńskiego Piernika podlegającego Okręgowemu Muzeum w Toruniu, przy ulicy Strumykowej. Rozmawialiśmy o tajnych recepturach, śliwkach, niesmacznych podróbkach komercyjnych oraz o frazeologicznej obecności piernika w naszym języku. Zwiedziliśmy muzeum, a opuściliśmy je z pełnymi rekami, ponieważ otrzymaliśmy wielka torbę pierników, których ani my, ani nasze zgrabne auto nie zdążyło pochłonąć przez najbliższe doby. Odwiedziła nas również w « Mistrzu i Małgorzacie » pani Katarzyna Gucaitis z Fundacji Światło, pozwalając porozmawiać o wybudzaniu człowieka ze śpiączki i pięknie pracy każdego, kto decyduje się poświęcić siebie i przebudza tych, którym los odbiera czynne funkcjonowanie. Ostatnim segmentem naszego programu był szeroko pojęty rzut ucha na miasto ; ponieważ rozmawialiśmy o sprawach zajmujących Ks. Wojciecha Kiedrowicza, proboszcza parafii Św. Jakuba w Toruniu, w którym prowadzone są od lat prace renowacyjne i konserwacyjne. W tym wypadku nieoceniona była ekspertyza prawdziwej legendy, człowieka, który w sieć osób przez nas napotkanych wpisał się prawie równie silnie jak jakiś budynek, a Pan Intek w swojej pracowni dzień później wspominał, że człowiek ów podejmował niełatwe, acz odważne decyzje jako miejski konserwator przez około dekadę w mieście. Pan Zbigniew Nawrocki przybył na sama końcówkę programu, podryfowaliśmy wiec w szybkie wytłumaczenie, czym jest konserwacja zabytków, a także jak w tym zakresie miasto wyróżnia się na tle reszty kraju, szczególnie za sprawa ceglanego gotyku. Ceglany gotyk był jednak względnie ambiwalentny, Pan Zbigniew podkreślał w dalszej części naszych nieoficjalnych już rozmów, ze Toruń to nie tylko Gotyk ! Od Pana Intka dowiedzieliśmy się wcześniej, że Toruń to nie tylko Miasto ! Za fasada skojarzeń kryla się tam wiec, niczym w pulsarze, energia skondensowana, którą trudno opisać, polegająca głównie na niesamowitej gościnności i życzliwości mieszkańców miasta. Pan Zbigniew mówił, że Mikołaj Kopernik urodził się przy ulicy… Mikołaja Kopernika, pewności co do właściwego adresu jednak nie ma. Tabliczki zaś są rożne, w różnych okresach, w zależności od epoki i dyskursu. Pan Nawrocki przywoływał dla nas wspomnienia z podróży do Paryża wiele lat wstecz, te z pierwszych projektów, a sprowokowany pytaniem o kształt współczesnej architektury, nie omieszkał skrytykować nawet myślenia niektórych prekursorów modernizmu jak Austriak Adolf Loos. Krytyka to rzecz, która pozwala trwać. Ktoś kiedyś był krytyczny wobec Krzyżaków, i tak udało się zerwać ludność miasta i przejąć zamek, gdy rycerze zakonu jedli sobie spokojnie i byli bezbronni, a to za sprawa kucharza, jak opowiadał Pan Zbigniew, który wszedł na wieżę i machał łyżką do najeźdźców, by napadali, bo zakonnicy spożywają swoje dzienne dawki kilokalorii (niczym jednak one były przy bulionie zaserwowanym w « Mistrzu »). Nie przewidział jednak, że mieszkańcy wysadza zamek, biedak wypad więc z rozsadzonej wieży i pofrunął aż na bramę Chełmińską. Oprócz tego gdzieś wśród opowieści dotarliśmy do monet odkrywanych podczas renowacji, wmurowanych w kolumny jednej z gotyckich kamienic. Toruń tego dnia dostarczył wielu argumentów, by legendy żywe i martwe wpisać na stałe do programu Studio Syrenka.

Mieliśmy jeszcze okazję wstąpić w różne miejsca, gdzieś przy okazji, krążąc po rynku nowomiejskim i wypytując o zagadkowy Tumult, w którym mieściło się legendarne kino, a obecnie niektóre zegary na wieży chodziły we własne strony, jedynym zaś, co otwarte było przy Tumulcie, dawnym zborze ewangelickim, to drzwi furgonu Żandarmerii Wojskowej, który tam zaparkował, zastawiając portyk. Spotkaliśmy też Pana Wojtka, dawnego szefa sekcji żużlowej w jednym z toruńskich klubów. Podarował nam kontakt do legendarnego żeglarza, Pana Andrzeja Gotowta, z którym później spotkaliśmy się na pogawędkę i piernika na Szerokiej, wąskiej ulicy głównej starówki. Zapraszał na katamaran, ale deszcz siąpił strasznie, i wiatru jakoś nie było akurat. Mieliśmy też okazję porozmawiać z rolnikiem, który dowozi swoje produkty z odległego gospodarstwa, byliśmy również  w nowoczesnym centrum rehabilitacji NAVITA Pani Kamili Gapskiej, a także w miejscu pamięci i zapomnienia, zakładzie introligatorskim sąsiadującym z parafia Św. Jakuba, w którym to pewien człowiek operował w półmroku księgami o długim stażu istnienia. Paradoksalnie okres pandemii według niego obudził w torunianach ducha, który wcześniej przez lata pokrywał się kurzem. Ducha miłości do księgi.

Dzień trzeci w Toruniu przywitał nas tym, co Kopernik zatrzymał. Ruszyliśmy z rana. Odwiedziliśmy dom, którego nie widać. Przez godzinę oślepliśmy. Było to doświadczenie niebywałe, poznaliśmy bardzo ciekawa historie pana Andrzeja Maja, który 40 lat temu stracił wzrok w wypadku komunikacyjnym. Niewidzialny dom to również pracownie malarskie, dowodzące, że widzieć więcej, to nie tylko patrzeć, ale przede wszystkim słuchać i czuć. W programie poprowadzonym z ogródka « Mistrza i Małgorzaty » przeszkadzały nam odgłosy ulicy i te dobiegające z rusztowań, pomagając wczuć się w klimat ulicy Szewskiej. Rozmawialiśmy o tym, jak zbudować rzekę z Marcinem Centkowskim z Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy, a z Arturem Kasprowiczem z Niewidzialnego Domu o widzialnych wyzwaniach i szansach złożoności zmysłów człowieka. Ego schodzi według niego na dalszy plan, gdy zapomnimy o obrazach, a w radio to podstawa. Przez Szewska przemknął też jeden z radnych miasta, włączając się w dyskusje. Ostatnim gościem był gospodarz restauracji, Mariusz Cnotek, z którym rozmawialiśmy o Joy Division, kuchni, literaturze, hotelarstwie i bibliotece.

Z Torunia wyjechaliśmy dość gwałtownie, Pan Sławomir Intek był z nami do końca, pożegnał syrenkę i zniknął wśród ceglanych witraży.

My turkotaliśmy dalej, a patrząc na pola ze snopami rozsianymi wśród pustki przypominającej pastelowe plamy, przypięte do firmamentu jedynie kilkoma domami na horyzoncie, który odsłonił nam w trasie mniejsza gęstości, wydarzeń, ludzi, myśli i zapoczątkował nowe refleksje, nad którymi rozwodzić się będziemy w dalszej części odysei od tego, co słychać, po to, czego nikt nie podejrzewa tu o istnienie.

GOLUB-DOBRZYŃ

Audycja z Golubia-Dobrzynia do odsłuchania TUTAJ

Jechaliśmy pod osłoną dnia. Kilka podjazdów sprawiło, że wśród pszenicy falującej na lekkim wietrze samochód, który przywodzi mi na myśl czarna wdowę chybotał się, turkotał, furczał i grzał jak mikrofala. Drzewa nas mijały, jak na bieżni. Szosy Kujaw to taka bieżnia, która nie pozwala się męczyć, a wszystko umyka jak w starym piwnicznym kinie cieni, w którym historia nie dzieje się opływowo, ale rozwija bokiem, jak z rolki szwedzkiej, której fragmenty pokaże nam dzień później husarz Dariusz Deja.

Na Zamek w Golubiu-Dobrzyniu dojechaliśmy późnym wieczorem, gdy słońce koloru bursztynu zostawiło ślad, a samo było nieobecne na ceglanej bryle i attykach, które jak papier z kamienia falowały w tym przyjaznym wzgórzanym powietrzu. Z dróg i zakulisowych przesmyków nagle znaleźliśmy się na środku sceny, wybrukowanej tym samym kamieniem w kostkach, jak chodnik czy przetrącone kocie łebki, z tym że tu jej nie zauważyłem. Miejsca takie, jak Golub-Dobrzyń działają dobrze na psychikę człowieka, bo nie pozwalają patrzeć w dół. Miasto zwraca uwagę w stronę chodnika i drogi, las w stronę ściółki, żeby się nie potknąć, a na zamku abstrakcja rwie w apoteozę. Kolory najlepiej wypływają z ciemnego tła, ciekawość rodzi się z niewiedzy, a my zobaczyliśmy coś fascynującego owianego naraz absolutna tajemnica. Nie oczekiwaliśmy niczego po tym zamku, chcieliśmy jedynie przespać się gdzieś niedaleko. Ja rysowałem oparty o Syrenkę, Józek poszedł porozmawiać o możliwości snu w twierdzy, której już się nie atakuje, a ona dalej jest, zachowana, a niezniszczona, wygrawszy walkę z niemieckimi gęśmi, krowami, leśniczym, ale przede wszystkim kimś, kto nie ma ani narodowości tu, na dawnej granicy prusko-carskiej, ani intencji, by bronić, chować, pokazywać, czy niszczyć, czyli czasem, który od pól, na których pojedynkują się rycerze wśród proporców, wieje ceglanym zapachem koloru maczki. Zanim zdążylibyśmy pomyśleć o skruszeniu jednej kopii na piekielnym saracenie z metalu, dowiedzieliśmy się, ze Kasztelan na zamku golubskim nie tylko nas ugości, ale jeszcze pomoże wynaleźć wszystkich najciekawszych gości z okolicy. Dostaliśmy pokój z widokiem na krużganki, gołębie i wieżyczkę. Wydawałoby się, ze po takim przyjęciu poczujemy się jak średniowieczni wędrowcy po długiej gościńcowej tułaczce (poruszamy się w sumie z prędkością konia, a te mechaniczne uwięzione pod łuskami Syrenki rdzewieją z każdym tłokiem w miarę tego, jak my uczymy się słuchać obrazów, które rolka rozwija nam na oczach), a tu zaskoczenie, bo poczułem się jakbym patrzył w studnie na Ochocie, poczułem się jak w domu, a to wszystko za sprawa nieocenionej broni atomowej, na którą nie trzeba kodów poza szacunkiem, czyli życzliwości mieszkańców zamku.  Wieczorem krążyliśmy trochę na podzamczu, wśród strażników z drewna, wyciskanych jakby rzeźbiarzem był grad, a na resztkach obwarowań młodzi mieszkańcy miasta popijali sobie piwo, patrząc na panoramę, która kiedyś dawała widok na ziemie zakonne, później polskie, pruskie, a za sprawa Błękitnej Armii, znów polskie. Ziemie, bez których nie byłoby kanwy opowiadań, bo Drwęca w niej meandrująca pokazuje, że to Ziemia jest postawa człowieka, nie tylko za sprawa grawitacji, a krew płynie w niej jak woda, pokazując igle cywilizacji, gdzie najlepiej ukłuć.

Rano słońce wstaje jak zawsze, słońce wstaje odkąd pamięć sięga i osmala światłem cegły, w układzie polskim. Na fasadzie zamku była druga gwiazda, z nazwiskiem Anny Wazówny. Postać ta, nie tylko za sprawa legendy o jej duchu i tej o kamieniu, który tenże duch zrzucił do Drwęcy, by zawalić podziemny tunel i uratować mieszkańców miasta przed wrogiem, krąży po zamku do dziś, bo cyklicznie, na zabawie sylwestrowej, hucznie obchodzonej na zamku, najpiękniejsza Polka, Miss kraju, staje się Anną Wazówną, choć ta, ze swą skandynawską urodą, niekoniecznie wpisywała się w kanon współczesnego piękna. Była też wykształcona, była poliglotką. Była silnym starosta. Leczyła ludzi, wyciągała zioło lecznicze właściwości z tytoniu, choć zaprzeczają temu małe ikony ukazujące śmierć na paczkach od papierosów. Była podobnie jak król Zygmunt III Waza, miłośniczka hiszpańskich strojów. My chodziliśmy po zamku w mokasynach i butach sportowych. Władza nie musi być piękną, choć dziś wszyscy przekonują, że to, co widoczne, koniecznie jest ładne i czyste. Brud i zapomnienie też są, były w lochach zamku, w których sala tortur przyprawiła kiedyś Bogusława Wołoszańskiego o zawroty głowy. Dariusz Deja opowiadał, że historyk wszedł do lochu i natychmiast go opuścił, tłumacząc, że zła energia, która tam panuje odstrasza go gwałtownie. Gdy zajrzałem do studni, w której przetrzymywani byli więźniowie, teraz pełnej monet, z zaciekami z krwi na ściankach, podwójnie głębokiej, przejmującej, poczułem efekt vertigo, jakaś dziwaczna spirala sprawiła, ze miałem wrażenie chwilowego zaglądania w serce Pulsara.

Usłyszeliśmy o podróżach do Francji w roku 1987. Pozory to pozorna prawda. Pan Henryk Wiliński to starszy pan o energii nastolatka, który dmie w trąbę, by witać gości na zamku, jest też sędzia turniejów rycerskich. Ten spokojny wulkan energii okazał się kimś, kto podczas wspomnianej wyprawy, gdy to Polacy w autobusie jechali przez żelazną kurtynę, wyposażeni w zbroje, lance, a także koniowóz, paradował po Polach Elizejskich w zbroi i na koniu, wzruszając się, gdy Japończycy cykali mu zdjęcia. Kilku polskich rycerzy zajęło więc Paryż, gdy maszerowali przez Łuk Triumfalny. Polskie rycerstwo okazało się prawdziwe, choć kojarzyć się może z czymś tandetnym. Ostatecznie po rozmowie z historykami, rycerstwem i Kasztelanem, a także władzami miasta, które okazały się niezależne od dominujących sił politycznych w kraju, przyszedł czas na muzykę. Citola i inne instrumenty dawne nagraliśmy, rozmawiając z muzykiem specjalista, a dźwięki te przywołały uczucie czegoś, czego się nigdy nie przeżyło, a co się zna doskonale.

Syrenka nie usiedziała, nie da się bowiem uchronić od jej śpiewu nawet przywiązując się do masztu. Furkoczący napęd przestraszył okoliczne ptaki, bliższy ciągnikowi niż ferrari (i bardzo dobrze, żadnym ferrari nie zaorze się pola ; co po ogrzewanym siedzeniu, jak nie ma co jeść), zostawiliśmy pastelowe kształty tego dziwnego zakątka świata, gdzie coś się zagina, a stowarzyszenie zarządzające zamkiem tworzy alternatywny czas, gdy kusze szepczą, cięciwy brzmią, zbroje ciążą, a ludzie szukają spokoju. Pan Dariusz Deja opowiedział nam, ze trafił tam przypadkiem, z Torunia, jak my, i jakoś został, a bażanty w jego ogrodzie to nie nagrane odgłosy, a żywe dźwięki, sarny wskakują mu do ogrodu, a on się przed tym nie broni. Zamek w Golubiu to twierdza pełna dobroci.

GNIEW

Audycja z Gniewu do odsłuchania TUTAJ

Przejechaliśmy rekordowa odległość. Dojechaliśmy do Gniewu. Z wielkim trudem poruszaliśmy się po mieście. Pochyłości, wykrzywione ulice, ciasne przejazdy, niska zabudowa i górujący nad miasteczkiem zamek krzyżacki, zadbany, kupiony, okraszony szklanym dachem. Zwiedziliśmy go dzień później. Kiedyś więzieniem, wcześniej warownia, dziś hotelem zarządzanym przez firmę mleczarska. I tak, wieczorowa pora, wchodząc do hotelu, wyczuć można było nie zapach kamienia czy piachu, lecz chloru. Co trzeba jednak przyznać, to fakt, że zamek zachował się w świetnym stanie, wyprowadzony z ruiny wprost w objęcia biznesu. Chcieliśmy spać w samochodzie. Spaliśmy w hotelu. Nocą po polach niósł się dźwięk z głośników przygrywających przed zamkiem średniowieczne melodyjki, jak w windzie czy poczekalni. Ktoś grał w ping-ponga, w stajni było cicho, ktoś zapalił latarkę, inny papierosa, tam, na polach nadwiślańskich, gdzie przemykający między namiotami rycerze szykowali się na nadchodzące pojedynki.

Rano wstało słońce. Po obfitym śniadaniu zawisło gdzieś nad zamkiem. Spotkaliśmy się z Wielkim Mistrzem. Jacenty z Ordowa to człowiek nieprzeciętny o fantastycznym tonie głosu i śmiechem, którego nie pomyli się z niczym innym w tej części Królestwa. Jacenty opowiedział nam, stojąc na parkingu w okularach przeciwsłonecznych i średniowiecznej fryzurze, co to znaczy być rycerzem. Sam prowadził dotychczas klasę rycerska w pobliskiej szkole. Reforma edukacji uniemożliwi mu to jednak w najbliższym czasie, a sam Jacenty stanie przed dylematem : realizować program edukacyjny i porzucić kodeks bądź powołać się na honor i zejść do katakumb… Poprosił, by przedstawić go Wielki Mistrz Jacenty z Ordowa, założyciel chorągwi zaciężnej Apis, z Gniewu, prywatnie nauczyciel. Następnie był sam Ulrich von Jungingen, a raczej Pan Jarosław, który tę rolę grał przez lata w rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem. Powiedział, że jako Kasztelan Gniewski rad jest, z tego, co dzieje się « dziś » przed zamkiem i że liczy na przybycie jak najmniejszej liczby turystów. Paradoks, jak na kogoś kto zarządza zamkiem, w którym mieści się hotel. Ale jeśli nałożymy kontekst ciągłej kontroli sanitarnej rycerzy przez sanepid i ogólnych warunków możliwego przejęcia turystów, wszystko jaśnieje. Rozmawialiśmy o możliwym wsparciu dla Wojska Polskiego ze strony rycerstwa, o próbach zmiany historii Bitwy pod Grunwaldem oraz zaniechaniu ich, o husarii, o wyjazdach na zaproszenie królowej Elżbiety oraz o króliku, którego nazwano « lampartem » kociewskim, bo z powodzeniem zastępuje we współczesnym stroju husarza tego egzotycznego zwierzaka, który zresztą jest pod ochrona. Pan Jarosław rozchmurzył swój zarost pięknie zdobny, mówiąc, ze nie można królika odróżnić od prawdziwego lamparta, a miłośnicy ochrony dzikich zwierząt nie mają obiektu krytyki we współczesnym husarzu. Czasem królik wydaje się lampartem, gołąb lisem, a prawda kłamstwem. Napotkany niedaleko zamku człowiek, który wolał pozostać anonimowy opowiedział mi, że w Polsce rekonstruktorzy historyczni są traktowani po macoszemu, a gdy tylko zakończy się « show », spychani są na zawodowy margines. Poza tym brak jakiegokolwiek uznania ze strony Państwa pomimo starań, by rycerze zostali grupa defilującą regularnie dla Wojska (dowiedzieliśmy się, ze we Francji wzięci zostali za grupę militarna, a u nas bardziej brani są za aktorów), a także postępująca komercjalizacja takich miejsc jak Gniew, sprawiają, że do Polski przyjeżdżają Wielcy Mistrzowie zakonu NMP, z Jerozolimy, Wielki Mistrz Zakonu Krzyżowego, Kawalerowie Maltańscy, czy reprezentanci brytyjskiej monarchini, a w naszym kraju rycerze traktowani są jak dostawka do biznesu turystycznego.

Spotkaliśmy ludzi, którzy żyją historia, a także i tych, którzy na jej ruinach stawiają nowe fundamenty, spotkaliśmy honor i pieniądz, a wszystko na szlaku ceglanego Gotyku. Lepiej usłyszeć człowieka, który z czułością traktuje domysły, niż tego, który nawleka fałsz na płonące pochodnie współczesności i doraźnej rzeczywistości. Tym sposobem biała, ciasna koszula wydala się mniej praktyczna niż zbroja. Czasem królik jest szlachetniejszy niż lampart. Usłyszeliśmy to, czego nie widać.

Autorem Tekstu jest Jakub Mądry

Studio Dublin – 07 sierpnia 2020 – Agnieszka Białek – wieści z Belfastu, Bogdan Feręc – portal Polska-IE, Jakub Grabiasz

W piątkowy poranek przenosimy się zawsze eterowo do Republiki Irlandii. W głównym wydaniu Studia Dublin informacje, komentarze, korespondencje i muzyka. Zapraszamy na Szmaradgową Wyspę sierpniowo!

W gronie gości:

  • Agnieszka Białek – pedagog i przedsiębiorca z Belfastu, korespondentka Radia WNET,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin,
  • Muzycznie: Hanka Ordonówna, Yasmine Hamdan, Fontaines D.C., Andy Cooney. 

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

 

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com. Fot. arch. własne.

Zawsze na wstępie Studia Dublin pojawia się on i jego korespondencja. W roli głównej Bogdan Feręc, szef najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

Premier irlandzkiego rządu Micheál Martin, zgodnie z oczekiwaniami Studia Dublin i portalu Polska-IE.com, potwierdził wcześniejsze doniesienia o możliwości wprowadzania częściowych blokad, które obowiązywać będą w wybranych obszarach.

Jak powiedział premier Martin już wkrótce może być niezbędne, aby niektóre regiony Republiki Irlandii doczekały się wprowadzonych ponownie zaostrzenonych zasad bezpieczeństwa zdrowotnego.

Premier Martin jest przekonany, iż taki środek zapobiegawczy, może być niezbędny, by chronić mieszkańców wyspy, a jednocześnie da możliwość jej nieprzerwanego działania, nawet przy punktowym wzroście zakażeń.

To oznacza, że wracać będą obostrzenia, a także możemy mieć do czynienia, z zapowiadanymi wcześniej blokadami miast lub powiatów, a nawet całych hrabstw. – stwierdza Bogdan Feręc.

 

Premier Martin jest przekonany, iż taki środek zapobiegawczy, może być niezbędny, by chronić mieszkańców Irlandii, a jednocześnie da możliwość jej nieprzerwanego działania, nawet przy punktowym wzroście zakażeń.

Powodem, dla którego rząd decydować będzie o lokalnym zaostrzeniu zasad bezpieczeństwa, stanie się znaczny wzrost zakażeń na wybranym terenie i tylko taka zasada ma obowiązywać, jako kryterium wprowadzenia np. blokady.

Z Bogdanem Feręcem rozmawialiśmy o ofensywie medialnej i politycznej partii Sinn Féin, która zdaje się jedyna dostrzegać problemy młodych irlandzkich bezrobotnych.

Dane dotyczące bezrobocia pokazują, że młodzież znów może zostać w tyle. – powiedziała posłanka Sinn Féin Louise O’Reilly.

W twitterowym wpiesie rzecznik Sinn Féin do spraw przedsiębiorstw, handlu, zatrudnienia i praw pracowników Louise O’Reilly wezwała rząd do inwestowania w młodych ludzi i zapewnienia, że „​​nie zostaną oni ponownie poświęceni na ołtarzu ekonomii, jak miało to miejsce dziesięć lat temu”.

Z danych Centralnego Urzędu Statystycznego (CSO) pokazują, że bezrobocie wśród młodych Irlandczyków i rezydentów przekraczył poziom  41 procent. Potrzebne są ukierunkowane działania, które pomogą młodym ludziom znaleźć zatrudnienie, kształcić się, szkolić lub wspierać przedsiębiorczość.

Pandemia obnażyła niskie płace w niepewnej pracy, w którą zaangażowanych było wielu młodych ludzi, a wszelkie ożywienie musi zapewnić im dostęp do godnego zatrudnienia. Ponad dziesięć lat temu Fianna Fáil i Partia Zielonych, a następnie Fine Gael i Partia Pracy, rzucały młodych ludzi pod autobus przez cały krach finansowy i kolejne lata oszczędności. – oświadczyła Louise O’Reilly.

 

Tymczasem wskaźnik „R”, czyli reprodukcji wirusa SARS-CoV-2, w ostatnim tygodniu w Republice Irlandii wzrósł do takiego poziomu, że zaczął niepokoić Narodowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego.

Szef zespołu dr Philip Nolan stwierdził, że obecnie, wskaźnik „R” wynosi 1,8, więc jedna osoba przekazała wirus prawie dwóm osobom. Sam wskaźnik przenoszenia wśród społeczeństwa jest jednak nadal niski, ale może stać się powodem do niepokoju, przynajmniej w zakresie notowanych ilości zakażeń.

Jak mówi szef portalu Polska-IE.com Bogdan Feręc, jeżeli wsłuchamy się w słowa bankowców, to tak, a znaczną obniżkę cen nieruchomości przewiduje AIB oraz Bank of Ireland:

Według obu banków ceny muszą spadać, bo wymusi to rynek, który w zakresie sprzedaży nieruchomości mieszkalnych zamarł w pierwszej połowie roku, a i teraz nie widać, aby klienci, wrócili do poszukiwania domów.

Bankowcy prezentują też dwie wizje spadków cen nieruchomości, ale są zgodni, że ceny obniżać się będą w tym i przyszłym roku.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

W piątkowym głównym wydaniu Studia Dublin do wysłuchania serwis informacyjny „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”.

A w serwisie Studia 37 Dublin informacje o bezrobociu wyższym w Republice Irlandii od tego z poprzedniego kryzysu z lat 2008 – 2012. Irlandzki Urząd Statystyczny podał informacje o stopie bezrobocia w kraju, a jest ono obecnie wyższe, niż maksymalne obserwowane w czasie kryzysu zapoczątkowanego w 2008 roku.

Ogólna stopa bezrobocia na koniec lipca w Irlandii wynosiła 16,7% i spadła w ciągu miesiąca o 5,8% z 22,5% w czerwcu. 41% bezrobotnych stanowią osoby w wieku 15 – 24 lata.

Tymczasem dziura budżetowa przekroczyła 8 miliardów. Wydatki Republiki Irlandii na obsługę pandemii rosną, a ich końca nie widać.

Irlandzki rząd nie dramatyzuje, że należy zwracać baczną uwagę na stan państwowej kasy, a ze stoickim spokojem informuje, że

Na sprawy związane z pandemią, wydaliśmy już 8,3 miliarda euro. Ta dziura w budżecie, nie będzie też łatana, bo gabinet spodziewa się, iż koszty nadal będą rosnąć.

Ponad 8 miliardów euro straty, jaką notuje Skarb Państwa, wygenerowało też zamknięcie gospodarki oraz dramatycznie wysoki poziom bezrobocia, więc zapomogi dla osób, które utraciły zatrudnienie z powodu blokady kraju. W pierwszych sześciu miesiącach roku, notowany był „nadzwyczajny wzrost” wydatków rządowych, co daje nam obecnie tak ogromną stratę w budżecie.

Tylko do ubiegłego miesiąca deficyt budżetowy wyniósł €7,4 mld, natomiast w roku poprzednim, w tym samym okresie, mieliśmy nadwyżkę budżetową w wysokości 900 mln euro.

Dublin. Zamknięty dla turystów i muzyków Temple Bar. Fot. Tomasz Wybranowski

Tuż po ogłoszeniu przez irlandzki rząd decyzji o kolejnych krokach odmrożenia, zawrzały fora internetowe. Wypowiadali się na nich zarówno mieszkańcy wyspy, jak i właściciele pubów. Najbardziej rozzłościły się osoby, które 10 sierpnia nie będą mogły odwiedzić swojego ulubionego pubu. 

Wylewano swoje żale w niewybredny sposób, a i wulgaryzmów było sporo. Trochę inaczej pisali o decyzji gabinetu Micheála Martina właściciele i pracownicy zamkniętych do tej pory pubów, bo ci, chociaż nie szczędzili słów krytyki, mówili też o problemach, jakie właśnie zostały wywołane.

Sytuacja z odradzającymi się ogniskami zachorowań na Covid-19, pod znakiem zapytania stawia podróże międzynarodowe. To oznacza, kolejne problemy dla operatorów turystycznych w Irlandii, ale nie tylko dla nich. Obecnie mamy sygnały, iż w branży turystycznej dzieje się źle, a o ile koronawirus ponownie uderzy z podobną mocą, jak działo się to w pierwszych miesiącach roku, to likwidacje biur podróży są więcej niż prawdopodobne.

Tutaj do wysłuchania pełne wydanie serwisu „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”, który przedstawił Tomasz Wybranowski:

 

 

Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.

W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu. 

Nasza korespondentka Agnieszka Białek obok najnowszych danych i statystyk związanych z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, opowiada również o kolejnych etapach odmrażania gospodarki.

Coraz więcej miejsca w debacie publicznej poświęca się tematowi drugiej fali zakażeń Covid-19, które ma przynieść jesienna pora. 

Wielka Brytania przygotowuje się na drugą falę koronawirusa. Premier Boris Johnson w ubiegłym tygodniu przedstawił plan walki z Covid-19. Prognozy ekspertów z brytyjskiej Akademii Nauk Medycznych mówią nawet o 120 tys ofiar w okresie od wcześnia 2020 do czerwca 2021.

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Białek:

 

Jakub Grabiasz, redaktor sportowy Studia Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.

W Studiu Dublin wieści sportowe przedstawi jak zwykle  Jakub Grabiasz, który wakacyjnie w głównym wydaniu Studia Dublin pojawia się w cyklu dwutygodniowym.

Bardzo opornie na Szmaragdowej Wyspie przychodzi odmrażanie sportu. Dzisiaj wieści ze sportowych aren krykieta, rugby i boisk piłkarskich. W finale słów kilka o przesuniętej dacie inauguracji 140. edycji turnieju tenisowego US Open.

Krykiet. W ubiegły wtorek doszło do niespodzianki. Reprezentacja Irlandi pokonała u siebie zespół Angli w meczu krykieta. To dopiero drugie zwycięstwo nad Anglikami w historii rozgrywek. Wcześniej tylko raz udało się wygrać Irlandczykom a było to w roku 2011 podczas Mistrzostw Świata. Ciekawostką jest fakt, że ten mecz wygrali zdobywając 329 punktów, więc wynik był identyczny. Mecz ten był częścią Royal London Series i jednocześnie kwalifikacjami do Mistrzostw Świata w Indiach które odbędą się w roku 2023.

Irlandzka drużyna rugby, która łączy Irlandczyków z Ulsteru i Republiki Irlandii. Fot. z serwisu www.irishrugby.ie

Rugby. Organizatorzy Pucharu Sześciu Narodów podali daty dokończenia przerwanego w marcu słynnego już na antenie Studia Dublin turnieju The Six Nation Cup w rugby. Irlandia ma do rozegrania dwa zaległe spotkania. Pierwszy 24 października u siebie z Włochami a następny 31 października na wyjedzie we Francji .

Obecnie Irlandia jest na 4. miejscu w tabeli, ale ma ciągle realne szanse na zdobycie puchary i wygranie całego turnieju. Selekcjoner Irlandczyków Andy Farrell jest pełen nadziei i determinacji. Czy uda się to przenieść na boisko? O tym przekonamy się wkrótce.

David McGoldrick – najlepszy irlandzki piłkarz sezonu 2019/2020. Fot. Commons Wikipedia CC BY-SA 2.0.

 

Piłka Nożna. W czwartek Irlandzka Federacja Piłki Nożnej podała nazwisko zwycięzcy w plebiscycie na najlepszego piłkarza sezonu.

Triumfatorem został David McGoldrick. Ten 32 – letni piłkarz na co dzień gra w klubie Sheffild United w Premier League w Anglii.

W reprezenetacji Republiki Irlandii wsławił się w meczu ze Szwajcaria zdobywając bramkę, która dała Boys in Green upragniony remis 1:1. Po tym meczu Republika  Irlandii zapewniła sobie udział w barażach do Euro 2020, a David stał się nowym objawieniem w ataku zespołu „Zielonej Armii”.

Serwis anglia.goal.pl doniósł, że David McGoldrick podpisał nowy kontrakt z Sheffield United. 32-letni napastnik związał się z klubem umową do czerwca 2022 roku.

W obecnym sezonie zawodnik rozegrał 21 spotkań w Premier League i choć nie zdobył ani jednego gola, to mocno przyczynił się do zajmowanego przez drużynę siódmego miejsca w ligowej tabeli.

McGoldrick jest kolejnym piłkarzem Sheffield United, który zdecydował się na podpisanie nowej umowy. Wcześniej podobny krok uczynili Billy Sharp i Ollie Norwood.

Tenis ziemny. Złe wieści dochodzą do nas z frontu tenisa zawodowego. W tym tygodniu Rafael Nadal podał ma swoim Instagramie, że nie weźmie udziału w tegorocznym US Open. Rozpoczęcie tego turnieju, jednego z czterech Wielkiego Szlema, przewidziane jest na 31 sierpnia. Termin i sam turniej wciąż pod wielkimi znakami zapytania.

Coraz więcej tenisistów z pierwszej dwudziestki rankingu ATP wycofuje się z niego (m.in. Rafael Nadal i Roger Federer). Powodem jest oczywiście coraz większa liczba zakażeń koronawirusem w USA. W tym tygodniu z tych samych przyczyn odwołany został turniej Mutua Madrid Open 2020.

Tutaj do wysłuchania korespondencja o wyspiarskim sporcie Jakuba Grabiasza:

 

Opracowanie: Tomasz Wybranowski. Oprawa dźwiękowa: Marta Niźnik.

Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc – portal Polska-IE.com. 


Partner Radia WNET

 

Partner Studia 37 Dublin

 

Partner Studia 37 Dublin i Radia WNET- kanał Polka na Bałkanach

 

Produkcja – Studio 37 Dublin Radio WNET – sierpień 2020 roku

 

Studio Syrenka – Od Kopernika do Heweliusza. Odc. 1, Piwnice.

Rzecz o radioteleskopie, największym w Polsce, znajdującym się w Piwnicach pod Toruniem.

Nasi Goście:

Dr. Marcin Gawroński, radioastronom  z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Dr. hab. Agnieszka Słowikowska, optyczka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Aleksandra Krauze, studentka astronomii na UMK.

Ameryka to jeden wielki zwierzyniec – wywiad z Joanną Tomczak

Marta Niźnik rozmawia z Joanną Tomczak, – studentką II roku Geografii i Studiów Regionalnych w Warszawie, autorką książki „Jak odkryłam Amerykę po swojemu”, a także zapalonym trekkingowcem.

Książkę „Jak odkryłam Amerykę po swojemu” napisałaś podczas swojej podróży po Ameryce? Czy możesz opowiedzieć po krótce, jak będzie ona wyglądać, kto brał udział w procesie jej tworzenia

Książkę napisałam podczas swojej podróży po Ameryce. Kolejne rozdziały pisałam codziennie wieczorem, dlatego też książka ma charakter dziennika. Zanim wznowiono proces wydania, książka była odłożona na 3 lata.

Co zadecydowało, że ruszyłaś w podróż, miałaś bowiem inne plany, jakie to były perspektywy?

Miałam przez trzy miesiące pracować w Nowym Jorku i tam również znaleźć zakwaterowanie. Jednak napotkałam wiele problemów związanych z wynajęciem mieszkania, gdyż nikt nie chciał wynająć mieszkania na tak krótki okres. Po dwóch tygodniach, które spędziłam w Nowym Jorku doszłam do wniosku, że czas zmienić plany i spróbować czegoś nowego. Postanowiłam wtedy, że skieruje się na zachód Stanów Zjednoczonych, gdzie zacznę swoją podróż rowerem.

Jak wspominasz pierwszy dzień twojej podróży?

Już pierwszego dnia pojawiały się w mojej głowie myśli, że jest to bardzo nierozsądne posunięcie. Była to moja pierwsza samodzielna podróż, ponieważ wcześniej podróżowałam jedynie z rodzicami. Było dla mnie wyzwaniem samodzielne odnalezienie się za granicą, mając w głowie świadomość, że znajduje się za oceanem. Jednak zawracanie się jest nie w moim stylu.

Nie przygotowywałaś się do podróży więc podjęcie decyzji z dnia na dzień nie pozwoliło ci na dokładne zaplanowanie podróży, wobec czego, musiałaś kupić najpotrzebniejsze rzeczy, co to było?

Nie miałam doświadczenia w podróżowaniu ze śpiworem czy namiotem. W sklepie brałam to, co było pod ręką i uważałam, że może się to przydać w czasie podróży. Plan trasy powstawał z dnia na dzień. W swoim plecaku miałam śpiwór, namiot, podstawowe ubrania oraz spray na niedźwiedzie. Byłam na tyle nieprzygotowana, że nie miałam ze sobą nawet kurtki. „Ameryka to jeden wielki zwierzyniec”. Takie sformułowanie przyszło mi do głowy, kiedy jeździłam i bardzo często spotykałam martwe szopy, mnóstwo gryzoni, bizony czy grzechotniki. Podczas podróży najbardziej zależało mi na parkach narodowych Stanów Zjednoczonych, gdyż przyroda interesuje mnie najbardziej.

Kiedy przygotowywałam się do matury i snułam swoje plany na przyszłość nie brałam pod uwagę kierunku, jakim jest geografia. To właśnie podróż po Stanach Zjednoczonych zmieniła moje całe postrzegania świata. Po powrocie uznałam, że jest to kierunek, którym chcę dalej podążać.

Twoi rodzice myśleli, że jedziesz to pracy, że twój pobyt będzie bezpieczny.

Nie chciałam stresować moich rodziców, więc powiedziałam, że nie jadę rowerem i nie będę nocować w namiocie. Myśleli bowiem, że będę poruszać się komunikacją miejską, a spać będę w hotelach. O wszystkim powiedziałam rodzicom po powrocie. Czas podróży to czas, który zostawiłam tylko dla siebie. Był to czas na moje przemyślenia. Zostałam sama ze sobą na tak długi okres, jakim były 4 miesiące.

„Każda osoba, z którą rozmawiam, prędzej czy później stwierdza, że jestem odważna.  Nawet sobie nie wyobrażają, w jakim są błędzie”. Czyli nie uważasz się za osobę odważną? Kim jest dla ciebie człowiek odważny?

Trudno powiedzieć, czy jestem osobą odważną, natomiast w kontekście podróży po Stanach Zjednoczonych, nie uważam, że jestem osobą odważną, ponieważ nie bałam się tej podróży. Uważam, że jeśli człowiek się czegoś nie boi, to nie wykazuje się żadną odwagą. Dopiero, kiedy człowiek musi przezwyciężyć swój strach, to pojawia się odwaga. Zdecydowana większość ludzi była mi bardzo przychylna i dbała o mnie. Negatywne historie, które mnie spotkały były tylko jednorazowe. Jestem bardzo zadowolona z tego, że podróżowałam samotnie. Ta podróż była moim osobistym doświadczeniem, którego nikt mi nie zabierze. W sytuacji, kiedy stoi się przed ogromnymi wyzwaniami, konieczność poradzenia sobie ze wszystkim, co się dzieje w pojedynkę, stawia nas w pozycji, w której nigdy wcześniej się nie znajdowaliśmy. Jedynie samotnie możemy odkryć ukryte części swoich umiejętności.

Ile przejechałaś kilometrów rowerem, a ile przeszłaś pieszo? Jak udało Ci się pokonać tak długie trasy?

Przejechałam 900 km rowerem, a przeszłam 600 km. Jest to mała liczba, gdyż należy pamiętać, że są osoby, które przygotowują się do swoich podróży i pokonują o wiele dłuższe trasy. Odkąd pamiętam byłam bardzo aktywnym dzieckiem i przez całe życie uprawiałam sport. Ciągła aktywność fizyczna sprawiała mi wiele radości. Piłka nożna jest dla mnie wiodącym przez całe życie sportem. Ta dyscyplina nauczyła mnie, jak walczyć ze sobą, kiedy jest się zmęczonym.

W kontekście moich dalszych podróży zadbam o lepsze przygotowanie. Myślę, że na tyle, na ile byłam w stanie sobie poradzić podczas mojej podróży, na tyle sobie poradziłam. Biorąc pod uwagę mój brak przygotowania, często podnosiłam się z najgorszego stanu fizycznego i psychicznego i to mnie bardzo zadowala. Właśnie tego oczekiwałam. Wierzyłam, że poradzę sobie w najgorszych momentach.

Czym jest dla Ciebie podróż?

Z mojej definicji podróży wynika, że powinna ona nas czegoś uczyć o nas samych, w jakiś sposób na nowo nas kształtować, a możliwe jest to tylko przy udziale przeciwności losu.

Czy planujesz już swoją kolejną podróż. Jakie jest miejsce, które w następnej kolejności chcesz odwiedzić?

Najbliższa podróż to Ścieżka Królów w Szwecji, którą chcę zacząć już 29 lipca. Jest to małe przedsięwzięcie przygotowujące mnie do następnego, czyli do Pacific Crest National Scenic Trail. Zamierzam tam wyruszyć w kwietniu. To marzenie jest w mojej głowie od trzech lat, odkąd wróciłam ze Stanów Zjednoczonych. Liczę na to, że wkrótce uda mi się je zrealizować.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz! 

Marta Niźnik