Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, Bartosz Grodecki, na antenie Radia Wnet odniósł się do kwestii paszportów szczepionkowych oraz kontroli sanitarnych na polskich granicach.
[related id=140230 side=right] Bartosz Grodecki omawia kwestie kontroli sanitarnych na polskich granicach. Wielu Czechów, jak i Słowaków nie zostało wpuszczonych do naszego państwa z powodu braku wykonanego testu na covid-19. Wiceminister podkreśla, że taka kontrola jest powszechną praktyką w Unii Europejskiej i ma przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Pracownicy transgraniczni zazwyczaj są zwolnieni z obowiązku posiadania testu.
W momencie pandemii dobrze jest ograniczać ruch do minimum. (…) Wydane zostały rozporządzenia, by prowadzić kontrole sanitarne na naszej południowej granicy – podkreśla Grodecki.
Na wschodniej granicy Polski również zostały wprowadzone kontrole.
.@BartoszGrodecki w #PoranekWNET: Na wschodniej granicy kontrola graniczna jest przywrócona z pewnymi ograniczeniami. Prowadzony jest katalog wjazdów do kraju. W momencie wjazdu do potrzebne jest posiadanie negatywnego testu, co zwalnia z kwarantanny. #RadioWNET
Bartosz Grodecki odniósł się również do kwestii tzw. paszportów szczepionkowych. Jak przyznał, pomimo, że na razie nie zostały formalnie wprowadzone, to w istocie już funkcjonują. Zaświadczenie o byciu ozdrowieńcem lub potwierdzenie szczepienia zwalnia z kwarantanny przy przekraczaniu granic i przemieszczaniu się.
To nie jest jeszcze oficjalnie paszport ale taki dokument rzeczywiście funkcjonuje w obiegu.
Wobec takiego rozwiązania sceptyczne są państwa członkowskie UE.
.@BartoszGrodecki w #PoranekWNET: Państwa członkowskie sceptycznie podchodzą do kwestii kolejnego dokumentu podróży. Podnoszony jest ten argument dyskryminacyjny. Jest tu dużo kontrowersji i trzeba do tego podejść precyzyjnie.#RadioWNET
Ciekawe, jak potoczą się losy społeczności, w której przyjmuje się różne normy prawne dla różnych grup ludności, a jednakowe traktowanie wszystkich obywateli zostaje złożone na ołtarzu ideologii.
Celina Martini
Chociaż tyle w świecie miast, więcej niż na niebie gwiazd, najmilsza sercu jest Warszawa – śpiewano kiedyś. Ja zaś mam ochotę zaśpiewać o Sydney, które jest jedną z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie światowych metropolii. Rozrzucone nad postrzępionym zatokami brzegiem oceanu, nurza się w zieleni i kwiatach, pełne wizjonerskich, futurystycznych budowli i pieczołowicie przechowywanych architektonicznych pamiątek przeszłości. Nad samym brzegiem olśniewa niepohamowaną fantazją kształtów słynna Opera. Wygląda jak porzucona przez olbrzyma garść gigantycznych muszli, które osunęły się jedna na drugą, połyskując bielą na tle zieleni morza.
Opera w Sydney jest pięknością samą dla siebie, przede wszystkim wizytówką miasta, pomnikiem jego ambicji i możliwości. Nazwa „opera” jest tylko pretekstem sugerującym powagę kulturalną przedsięwzięcia. Owszem, odbywają się tam TAKŻE przedstawienia operowe i koncerty, ale niejako w roli listka figowego dla istnienia wspaniałej BUDOWLI, dumy mieszkańców Sydney.
Podobne zjawisko budowy imponujących architektonicznie oper bez oper obserwuję na całym świecie. W Kopenhadze, na przykład, obeszłam dookoła ogromne, przeszklone gmaszysko nowej opery w bezowocnym poszukiwaniu jakiegokolwiek afisza anonsującego przedstawienie muzyczne. W Sydney wykonywano jeden czy dwa znane tytuły, jednak w porównaniu do choćby opery w Poznaniu repertuar był żenujący. Za to już samo oglądanie słynnego budynku, który z każdym krokiem, przy każdym nowym kącie widzenia prezentuje inne uroki, inne detale, daje ogromną satysfakcję. Architekt Jorn Utzon za podstawę bryły Opery wziął cztery wycinki kuli różnej wielkości i w natchnieniu stworzył z nich dzieło, które mimo swego ogromu wydaje się za chwilę ulecieć w górę i szybować nad falami.
Niedaleko Opery rozciąga się park pełen nieograniczonej ilości najpiękniejszych drzew, krzewów i kwiatów. Spacerując wraz z Janem wśród pokrytych trawą polanek i cienistych zakątków, mijaliśmy urocze fontanny w antycznym stylu i solidne pomniki zasłużonych historycznych postaci. Co chwila ulegałam pokusie, aby chwycić aparat, robiąc nieskończone ilości zdjęć oszałamiających okazów flory. W parku ma siedzibę konserwatorium muzyczne zbudowane w sposób, za który lubię Sydney: do zachowanego z pietyzmem neogotyckiego zameczku, który był kiedyś stajnią gubernatora, dobudowano harmonijnie nowoczesne skrzydło.
Centrum Sydney pełne jest drapaczy chmur, ale o ile piękniejsze są one od amerykańskich! W przeciwieństwie do chciwych Jankesów, którzy rachunek ekonomiczny mają za jedyne kryterium przedsięwzięcia, w Sydney nie wyburza się starych budynków. Pracowicie odrestaurowane fasady wdzięcznych secesyjnych kamienic wznoszą się na wysokość swoich kilku pięter, jakby oparte plecami o wysmakowane elewacje strzelistych wieżowców, które wyrastają spoza nich, jak nowe pędy ze starych bulw.
(…) Miejscowych Aborygenów ujrzałam po raz pierwszy w porcie Sydney, gdy półnadzy, pomalowani w tradycyjne wzory mające na celu odstraszenie wroga, siedzieli na chodniku, trąbiąc na swoich długich, prawie dwumetrowych, prostych drewnianych trąbach. Burcząco-dudniący niski, jednostajny dźwięk powodował u mnie nerwowy ból brzucha. Z pewnością był to skuteczny sposób walki! Niektórzy grający unowocześniali swoją muzykę, dodając perkusyjny playback z głośnika. W efekcie powstawało coś w rodzaju techno. Każdy z artystów („artystów”?) oferował do sprzedaży swoje CD, nie skusiliśmy się jednak na zakup.
Pisząc o Sydney, nie sposób nie wspomnieć słynnego Harbour Bridge. Arcydzieło techniki inżynierskiej sprzed pierwszej wojny światowej do dziś spełnia swoja rolę, łącząc brzegi zatoki łukiem z żelaznej koronki. Rówieśnik Golden Bridge w San Francisco okazał się zaledwie dwa metry krótszy od niego. Ta drobna różnica spowodowała, że most z Kalifornii pobił swoją popularnością dzieło inżynierów z Sydney.
(…) Wśród tych dziwacznych budowli odbywała się polityczna uroczystość: przeprosiny Aborygenów za „skradzioną generację”. Tego dnia parlament australijski przyjął rezolucję napisaną z udziałem działaczy aborygeńskich, w której Australijczycy przepraszali za to, że kilkadziesiąt lat temu wiele aborygeńskich dzieci zostało zabranych ze swych rodzin i oddanych na wychowanie białym rodzinom zastępczym. Obecnie twierdzi się, że cierpiały one z tego powodu tak dalece, że uniemożliwiło to ich prawidłowy rozwój: większość z nich popadła w alkoholizm i utrzymuje się z pomocy socjalnej.
Na placu w Melbourne odbył się koncert, pełno było młodych ludzi w czarnych koszulkach z białym napisem „sorry”, zbierano podpisy pod deklaracjami. Nie widać jednak było żółtej czy czarnej młodzieży – nie wiadomo, czy nie czuli się winni, czy nie czuli się Australijczykami.
Osiedleńcy z Europy, którzy zbudowali w XIX i XX w. świetne państwo zachodniej demokracji, przez długi czas nie mieli dylematów moralnych związanych z kolonializmem i rasizmem. Problemy te dostrzeżono dopiero po II wojnie światowej. Sprawa jest o wiele bardziej niejednoznaczna, skomplikowana i niepoddająca się prostym politycznym zabiegom. Polityczna poprawność, która w żelaznych kleszczach autocenzury trzyma społeczeństwa zachodniej demokracji, nie pozwala wyartykułować pewnych faktów.
W poczuciu winy za niesprawiedliwości uczynione w dobie kolonializmu wprowadzono niepisany zakaz gradacji ocen różnych kultur, określając je wszystkie jako „różne, lecz jednakowo wartościowe”. Taka arbitralna ideologiczna pozycja usuwa możliwość obiektywnej oceny zjawisk.
W momencie osiedlania się białych przybyszów w XIX w. wiele plemion Aborygenów żyło tak, jak w epoce kamienia łupanego. Nie wytworzyli żadnej struktury plemiennej, nie mieli nawet rodziny –ot, po prostu stadko: lubry (tak nazywano kobiety aborygeńskie) z małymi i samce. Nie uprawiali żadnych roślin ani nie hodowali zwierząt. Nie budowali chat, nie lepili garnków. Żywili się tym, co znaleźli. Do ich przysmaków należały wyrzucone przez morze mięczaki w muszlach. Kapitan James Cook (zanim został zjedzony) nie wzbudził pojawieniem się swojego żaglowca żadnego zainteresowania. (…)
Cywilizacja, którą przyniósł do Australii biały człowiek, odległa była o lata świetlne od stanu, w jakim żyli aktualni mieszkańcy kontynentu. Zetknięcie się ich ze światem białego człowieka było szokiem, z którym ich mentalność, wytworzona w skrajnie prymitywnych warunkach, i przywykłe do postu organizmy nie potrafiły sobie poradzić.
Aborygeni ciągle mają trudności z przystosowaniem się do życia w cywilizacji. Dostatek pożywienia przy ich wrodzonej przemianie materii sprawia, że są nadmiernie otłuszczeni. Obciążeni są ogromną skłonnością do popadania w nałogi – alkoholizm i wąchanie benzyny należą do najczęstszych.
Ich obyczaje seksualne odbiegają od naszych norm i stawiają australijskie sądownictwo w dwuznacznej sytuacji między „poszanowaniem praw plemiennych” a dobrem pokrzywdzonych. Niedawno oglądaliśmy w TV relację z kontrowersyjnej sprawy o zbiorowy gwałt wśród Aborygenów na niedorozwiniętej dziesięcioletniej dziewczynce. Rzeczniczka sądu musiała tłumaczyć się, dlaczego uniewinniono sprawców gwałtu. Sąd wyszedł z założenia, że należy wykazać zrozumienie dla obyczajów tubylców i nie stosować kary, mimo drastyczności wypadku.
Swoją drogą ciekawe, jak potoczą się losy społeczności mieniącej się demokratyczną, w której zacznie się przyjmować różne normy prawne dla różnych grup ludności. Wiekopomne osiągnięcie jednakowego traktowania wszystkich obywateli państwa zostaje złożone na ołtarzu ideologii.
Do lat siedemdziesiątych ub. wieku, czyli do czasu wykrystalizowania się nowego spojrzenia na sprawy wielokulturowości, biali mieszkańcy Australii uważali, że wychowanie dzieci w warunkach cywilizacji jest dla nich korzystniejsze. Dlatego pragnąc ratować przynajmniej dzieci aborygeńskie półkrwi, których jedno z rodziców było białe, rząd prowadził szeroką akcję adopcji tych dzieci przez rodziców zastępczych.
Z pewnością nie wszystkie rodziny wywiązały się dobrze ze swojej trudnej roli, możliwe były nadużycia, jednak intencja z pewnością była szlachetna. Zresztą Aborygeni, którzy nie zostali zabrani od swych bliskich, nie wykazali lepszego rozwoju. Wielu z nich z nich żyje bezczynnie, oddając się nałogom i utrzymując się z zasiłków opieki społecznej, czyli z pracy podatnika australijskiego. Sytuacja jest bardzo trudna zarówno z etycznego, jak i ze społecznego punktu widzenia. Prawdę mówiąc, nie widać dobrego rozwiązania. Powiedzenie „sorry” w jakiś sposób poprawia samopoczucie Australijczyków, którzy stosunkowo niedawno dowiedzieli się o swojej winie, i daje pewną moralną satysfakcję rdzennym mieszkańcom, którzy nie potrafili się odnaleźć w nowym świecie.
Efekt tego wzniosłego „mea culpa” będzie trywialny: już rozpoczyna się seria żądań wielomilionowych odszkodowań dla Aborygenów. Spodziewać się należy, że najlepiej finansowo wyjdą na tym działacze plemienni i pobierający horrendalne prowizje prawnicy. Zresztą, jeśli jakieś pieniądze dotrą do przeciętnego tubylca, niewiele mogą zmienić w jego życiu, gdy po prostu nie może poradzić sobie sam ze sobą.
Ogół Australijczyków przyjął pomysł przeprosin z entuzjazmem. Nowy premier w imieniu rządu i parlamentu australijskiego publicznie powiedział „sorry” do przedstawicieli Aborygenów zasiadających w galerii dla publiczności. Jednak jeden z przedstawicieli opozycji, mimo że poparł oficjalne przeprosiny, oświadczył, że obecne pokolenie nie powinno przepraszać za coś, co było robione kiedyś w najlepszych intencjach. Przedstawiciele „skradzionej generacji” z wyraźnym gniewem, ale milcząco słuchali jego zarzutów: „Alkohol, korzystanie z pomocy socjalnej bez odpowiedzialności, izolacja od życia społeczno-ekonomicznego, korupcyjne zarządzanie środkami, nepotyzm, niedbałość o posiadanie mieszkania, tolerowanie przez władze przemocy i zaniedbania wobec dzieci – wszystko to gwałci nasze zasady, wszystko to sprawia, że wciąż zbyt wielu Aborygenów i rdzennych mieszkańców wiedzie życie egzystencjalnej bezcelowości” – mówił parlamentarzysta.
Pierwszy przedstawiciel „skradzionej generacji” otrzymał 525 000 dolarów jako odszkodowanie za cierpienia moralne. W 1957 r. w wieku trzynastu miesięcy został on zabrany ze szpitala i przekazany rodzinie zastępczej. Obecnie twierdzi, że wskutek tego wpadł w depresję i alkoholizm.
Prawnicy domagali się jeszcze 800 000 dolarów tytułem odsetek za pięćdziesiąt lat, według dziwnej logiki, że kapitał odszkodowania należał się poszkodowanemu już w wieku 13 miesięcy, kiedy nie był jeszcze przecież depresyjnym alkoholikiem. Sąd obniżył sumę odsetek do 250 tysięcy, ale i tak prawnikom starczy na nowy jacht. Miejmy nadzieję, że reszta wygranej sumy, która dotrze do aborygeńskiego zwycięzcy procesu, przyniesie korzystną zmianę w jego życiu.
Cały artykuł Celiny Martini pt. „Kawa w Australii” znajduje się na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 81/2021.
Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Ernest Bryll to postać bardziej niż fenomenalna. Ow fenomem kryje w sobie misję i talent poety, pisarza, znakomitego autora tekstów piosenek, dziennikarza, tłumacza i krytyka filmowego oraz dyplomaty!
Gościem świątecznego Studia Dublin był Ernest. To człowiek niezwykły i jeden z ostatnich wielkich ludzi pióra i metafor. Co prawda wielki Julian Przyboś oświadczył, że nigdy poetą nie będzie, to … już dwa lata od wypowiedzenia tych słów przyznał, że się pomylił.
Postać Ernesta Brylla jest mi bliższa jeszcze bardziej z powodu Jego wielkiej miłości do Irlandii. Dla polskiej dyplomacji Ernest Bryll to postać historyczna! Był pierwszym ambasadorem Rzeczpospolitej Polskiej w Republice Irlandii w latach 1991-1995. Zanim pojawił się na Szmaragdowej Wyspie był tam już znany jako wybitny tłumacz z języka irlandzkiego – Gaeilge.
Ernest Bryll tłumaczy także z czeskiego oraz jidysz. Nie każdy to wie, ale autor „Na szkle malowanego” jest także autorem tekstów piosenek, między innymi dla Czesława Niemena (wspaniały utwór „Jakże człowiek jest piękny” ze spektaklu „Srebrne dzwony”), Maryli Rodowicz („Ziemio, nasza ziemio”), grupy 2 + 1, Jerzego Grunwalda czy brawurowego tłumaczenia „Peggy Brown” dla formacji Myslovitz.
Piosenkę w oryginalnej wersji napisał Turlough O’Carolan, irlandzki kompozytor i bard. Słowa opowiadają o nieszczęśliwej miłości do Miss Margaret Brown, która w 1702 poślubiła Theobalda, szóstego hrabiego Mayo. Później, wraz z mężem, została mecenaską O’Carolana, którego miłość odrzuciła a on opowiedział o swoim uczuciu w tekście.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Ernestem Bryllem:
W czasie okupacji niemieckiej był Zawiszakiem, czyli członkiem najmłodszej drużyny Szarych Szeregów. Po II Wojnie Światowej konspirował w podziemnym skautingu a maturę zdał jako szesnastolatek. Po krótkim epizodzie robotniczym w gdyńskiej elektrowni w tamtejszym porcie dostał się na polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.
Ernest Bryll
Ernest Bryll jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, polskiego i irlandzkiego PEN Clubu, jak również Society of European Culture).
W rozmowie Tomasza Wybranowskiego autor „Kolędy nocki” powrócił wspomnieniami do lat spędzonych w Irlandii. Warto wiedzieć, że Ernest Bryll, po zmianie ustrojowej z roku 1989, był brany pod uwagę jako kandydat na fotel ministra kultury i sztuki, choć nie zgodził na to stanowczo.
Zgodził się natomiast zorganizować pierwszą od czasów wojny ambasadę polską w Irlandii. Oczywiście wiązało się to z jego wcześniejszymi zainteresowaniami kulturą Zielonej Wyspy, które zaowocowało oryginalną płytą „Irlandzki tancerz” (1979) nagraną przez zespół Dwa plus jeden z jego tłumaczeniami poezji irlandzkiej.
To z tego albumu pochodzi spopularyzowana później przez Myslovitz piosenka „Peggy Brown”.
W dzień Bożego Narodzenia Tomasz Wybranowski przygotował specjalny program z Dublina. Zwyczaje i tradycje świąteczne z Hibernii, poetyckie metafory Ernesta Brylla i Juliusza Bolka oraz o kolędach.
W gronie gości:
Ernest Bryll – polski poeta, pisarz, autor tekstów piosenek, dziennikarz, tłumacz i krytyk filmowy, pierwszy ambasador RP w Irlandii,
Juliusz Erazm Bolek – poeta, literat, dziennikarz i autor poetyckich kalendarzy,
Agnieszka Słotwińska – – właścicielka „My Little Craft World” w Cork,
Robert Ciepliński – muzyk i kompozytor, Kapela u Dobrego Pasterza,
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com.
Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski
Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Realizator: Aleksander Zalewski (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
Punktualnie o godzinie 9:00 w Boże Narodzenie piątkowe „Dzień dobry” wypowiedział Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.
Nollaig Shona Duit – tak w języku gaelickim brzmi nazwa Świąt Bożego Narodzenia. I od świątecznych tematów rozpoczęliśmy Studio Dublin. Stolica Irlandii, mimo pandemii, uderza przepychem świątecznych opraw centrów handlowych i lampionami rozwieszonymi na placach i ulicach.
W Irlandii powszechnym zwyczajem jest dekorowanie domów światełkami, girlandami i kolorowymi łańcuchami. Nieodłącznym atrybutem świąt na Zielonej Wyspie są wieńce wieszane na drzwiach lub nad nimi, obowiązkowo w towarzystwie jemioły.
Ale mieszkańcy Wyspy „zew świąt” czują już dużo wcześniej. Pod koniec listopada ogarnia ich szał zakupów, choć trzeba przyznać, że koronawirus ostudził tę merkantylną chuć.
Mimo stopniowej laicyzacji Irlandii, w Dublinie i innych miastach na Szmaragdowej natrafiamy na religijne tropy grudniowych świąt. Przy popularnej Szpili / The Spire od wielu lat ustawiana była wielka szopka betlejemska kryta strzechą. Z racji budowy nowej linii Luasa (irlandzki tramwaj) przeniesiono ją kilkanaście metrów dalej.
Obok, w historycznym gmachu Poczty Głównej, można podziwiać ruchomą szopkę z płaczącym Dzieciątkiem Jezus, Maryją i Józefem, z zastępem aniołów i pasterzy, i wielkim korowodem zwierząt.
Od 26 już lat trwa akcja związana z Live Animal Crib, czyli żywą dublińską szopką bożonarodzeniową. Szopka z udziałem żywych zwierząt, w obrębie murów Mansion House, historycznego gmachu stołecznego magistratu, to wspólna inicjatywa Rady Miejskiej Dublina i Irlandzkiego Stowarzyszenia Rolników.
Bogdan Feręc, portal Polska-IE – Radio WNET Irlandia.
Z Bogdanem Feręcem rozmawialiśmy także o tym, co przyniesie nowy rok 2021.
Mimo, że odtrąbiono sukces w negocjacjach pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią, to my w Studiu Dublin jesteśmy ostrożni i czekamy na finalne podpisy na stosownych dokumentach.
Głównym architektem porozumienia jest główny unijny negocjator do spraw Brexitu Michel Barnier, który włożył wiele wysiłku by Brexit miał przyzwoitą formę także dla Republiki Irlandii.
Śmiało, można teraz powiedzieć, że to jeden z tych, którzy zasługują na słowa pochwały, chociaż te należą się także bezimiennym uczestnikom rozmów i negocjacji. Wracając jednak do samego Barniera, ciepłe słowa pod jego adresem wypowiedział premier Micheál Martin. Gwoli ścisłości można dodać, że negocjator uratował naszemu premierowi skórę, gdyż Irlandia na twardy Brexit nie była i nie jest do tej pory gotowa. – powiedział Bogdan Feręc, szef Polska-IE.com.
Michael Martin, Premier rządu Republiki Irlandii w spejalnym wystąpieniu telewizyjnym powiedział, że umowa brexitowa dotycząca handlu po 31 grudnia 2020 roku
Jest i była kluczowym dokumentem dla ochrony Irlandii i całej wyspy, miejsc pracy, gospodarki oraz pokoju.
Zapraszamy do Studia Dublin, piątek ok. 9.10. Irlandia z powietrza, napis EIRE, Bray kolo Dublina fot. Garda Air Support Unit
Umowa ma też znacznie ze względu na ideę integralnośćci całej unii. Podczas żmudnych i ciężkich negocjacji przypominających dreszczowiec wykazano, że Unia Europejska dba o państwa członkowskie.
W czasie rozmów na plan pierwszy stawiana była przed wszystkim Republika Irlandii, jako jedyna granicząca bezpośrednio z Wielką Brytanią, która najmocniej dotknięta zostałaby skutkami braku umowy i wyjścia Londynu w wersji „na twardo”.
Irlandzki premier jest też przekonany, że umowa tymczasowo obowiązująca (nadal ma być bowiem negocjowana i doprecyzowana) pomoże w dalszym rozwoju partnerstwa gospodarczego między Dublinem a Wielką Brytanią.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:
W dalszej części swiątecznego Studia Dublin Tomasz Wybranowski opowiadał o tradycji i zwyczajach związanych z narodzeniem Jezusa. Boże Narodzenie w języku irlandzkim (celtyckim) to Lá Nollag.
W poranek Bożego Narodzenia rozpakowuje się w Irlandii prezenty. Tego dnia Irlandczycy, jak twierdzą, wręczają najbliższym nie tylko prezenty, ale i cząstkę siebie.
Pierwszy dzień świąt, tak jak w Polsce, Irlandczycy rezerwują tylko dla rodziny. Centralny punkt Bożego Narodzenia to wspólnie przygotowany posiłek. Tego dnia nikt się nigdzie nie śpieszy ani nie zerka niecierpliwie na zegarek.
Świąteczna Grafton Street w Dublinie. Fot. Tomasz Szustek
25 grudnia puby i restauracje (nie tylko z powodu pandemii, jak w tym roku 2020) są zamknięte na cztery spusty. Nie kursuje komunikacja, zamknięte na głucho są także wszystkie sklepy i stacje benzynowe. Do odświętnego obiadu zasiada się około godziny trzeciej po południu.
Tradycyjnie podawany jest pieczony indyk z sosem borówkowym i brukselką. Zdarza się również gęś, bardziej związana z tradycją irlandzką. Jako przystawkę podaje się wędzonego łososia oraz zupę z melona. Do głównego dania serwuje się ziemniaki, smażone albo duszone, oraz chleb i sos gravy.
W większości domów na świątecznym stole muszą się również znaleźć Mince Pies, czyli ciasteczka z kruchego ciasta, napełnione rodzynkami i musem z suszonych owoców. Irlandczycy przygotowują Christmas pudding, który w smaku przypomina nasz poczciwy polski keks, tylko że z domieszką alkoholu, podawany często z rumowym sosem lub bitą śmietaną.
Drugi Dzień Świąt – Lá Fhéile Stiofáin
W Irlandii bardzo ważny jest także drugi dzień Świąt – St. Stephen’s Day. Niegdyś, w dniu św. Szczepana męczennika, jak Wyspa długa i szeroka od domu do domu chodzili kolędnicy nazywani Wren Boys – Chłopcy Strzyżyka i zbierali datki. Ten zwyczaj przetrwał na prowincji, zwłaszcza w hrabstwach Kerry i Cork.
Poprzebierani chłopcy odwiedzają domy, a kiedy ich gospodarze poproszą, śpiewają dla nich piosenkę. Potem trzeba przekazać im datek „dla strzyżyka”, czyli dla najmniejszego ptaka, który zamieszkuje Irlandię. Jest on nazywany „królem wszystkich ptaków”. Związane jest to z kolejną legendą.
W czasie, kiedy św. Szczepan się ukrywał, strzyżyk zdradził jego kryjówkę, przez co świętego pochwycono i stracono. Dlatego na pamiątkę tego zdarzenia, dzień ten nazywany jest też „dniem polowania na strzyżyki”. Chłopcom trzeba dać pieniądze, które mogą być przeznaczone na cele dobroczynne albo wydane w całości na wspólną kolację dla kolędników. Kto nie złoży datku, ten może się spodziewać kłopotów.
Tutaj do wysłuchania opowieść o irlandzkich zwyczajach związanych z Bożym Narodzeniem:
Juliusz Erazm Bolek. Fot. Miłosz Manasterski.
Pisarz, poeta i człowiek wielu talentów Juliusz Erazm Bolek, laureat Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO, poetycko (choć nie tylko) gościł w świątecznym Studiu Dublin.
Juliusz Erazm Bolek był inicjatorem wskrzeszenia Związku Pisarzy Katolickich. Celem organizacji jest przede wszystkim popularyzacja literatury humanistycznej i chrześcijańskiej. Stowarzyszenie organizuje m. in. konkurs poetycki „Wiersz Roku” oraz Festiwal Literatury Chrześcijańskiej. Skupia autorów, którzy zajmują się tego typu twórczością oraz sympatyków.
Związek Pisarzy Katolickich odwołuje się do działalności organizacji o tej samej nazwie funkcjonującej w drugiej Rzeczpospolitej. Wiedza o tamtym Stowarzyszeniu, jego aktywności i autorach została skutecznie zatarta przez system komunistyczny PRL po II wojnie światowej. Obecnie Związek stara się odtworzyć historię przedwojennej organizacji. – mówi Juliusz Erazm Bolek.
Związek Pisarzy Katolickich jest także organizatorem konkursu „Wiersz Roku”. Co roku (zawsze 21 marca), z okazji Światowego Dnia Poezji, ustanowionego przez UNESCO, ogłaszany jest kolejny laureat „Wiersza Roku”. To jeden z wielu przejawów aktywności ZPK.
Pandemia pokrzyżowała nam szyki w tym roku, więc jeszcze uroczyście nie wręczono nagrody laureatowi z roku 2019 – Markowi Czuku, autora nagrodzonego wiersza „Sonet III”. Wierzę, że tym roku będzie lepiej i uda się zoorganizować galę wręczenia nagrody! – mówi Juliusz Erazm Bolek.
Jury przyznaje ten tytuł utworowi literackiemu o szczególnych walorach artystycznych, odnoszącemu się do wartości chrześcijańskich i humanistycznych.
Wierszem Roku 2017 został poemat „Corrida”, którego autorem jest Juliusz Erazm Bolek. Natomiast w 2018 roku tytuł został przyznany pieśni „Bogurodzica”.
Juliusz Erazm Bolek opowiadał także o swoim nowym kalendarzu poetyckim na rok 2021 oraz podsumował rok z życia Agencji Informacyjnej.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:
Kolejnym gościem była Agnieszka Słotwińska – serce i właścicielka marki My Little Craft World. To bardzo szczególne miejsce na mapie Polonii Cork i okolic, które Agnieszka stworzyła z myślą o polskich dzieciach w Irlandii.
Nasze warsztaty pomagają rozwinąć zdolności manualne dzieci przez przybliżenie im wielu technik artystycznych. Przestrzegamy jednak starej zasady ojców pijarów „ucząc – bawić”! Zajęcia w ramach My Little Craft World to także znakomita zabawą! – mówi Agnieszka Słotwińska.
Agnieszka Słotwińska. Fot. zbiory własne.
Agnieszka Słotwińska już ponad osiem lat prowadzi projekt „MyCork Artystycznie”, którego adresatkami są panie pragnące rozwijać swoje umiejętności w różnego rodzaju artystycznym rękodziele. Odbyła pełny kurs Art Therapy Course w St John’s Central College w Cork.
Zajęcia pani Agnieszki cieszą się coraz większą estymą. Każde ze spotkań jest niepowtarzalne i nawet podczas pandemii udało się przeprowadzić kilka artystycznych spotkań z najmłodszymi Polonusami.
I tak w październiku 2020 roku, po ośmiach miesiącach przerwy spowodowanej restrykcjami związanymi z epidemią koronawirusa, w ramach projektu My Little Craft World odbyły się warsztaty związane z postacią Fryderyka Chopina.
Podczas warsztatów plastycznych dzieci poznały sylwetkę Fryderyka Chopina, wielkiego polskiego kompozytora oraz jego najważniejsze utwory. Każdy z małych artystów namalował portret naszego wybitnego rodaka a następnie słuchając jego utworów stworzył własny obraz, tym razem już inspirowany jego muzyką. – mówi Agnieszka Słotwińska.
W Studiu Dublin z panią Agnieszką rozmawialiśmy także o irlandzkiej Bożonarodzeniowej tradycji i o tym, że
Irlandczycy coraz częściej interesują się polską kulturą i zwyczajami, które tutaj przywieźliśmy ze sobą.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Słowińską:
Kolejnym uczestnikiem świątecznego Studia Dublin był Robert Ciepliński z Kapeli u Dobrego Pasterza z Galway (tutaj link do ich strony: Musician-Band/Kapela-u-Dobrego-Pasterza), który przypomniał o tradycji „Wspólnego Polaków Kolędowania” oraz tradycji gremialnego celebrowania czasu świąt Bożego Narodzenia w polskiej diasporze Galway i całego hrabstwa.
Robert Ciepliński (pierwszy od lewej) w gronie muzyków Kapeli u Dobrego Pasterza.
Lubimy śpiewać, tańczyć i próbować powiększać dobro wokół nas!!! – tak mówią osoby zaangażowane w Kapelę u Dobrego Pasterza.
Bluesowo – rockowa pastorałka „Z Zielonej Wyspy Kolęda” jest już przebojem na antenie Radia WNET. Tymczasem Robert Ciepliński i muzycy z zespołu podrowali nam niezrównany kolejny muzyczny prezent – góralską pastorałkę „Oj, maluśki, maluśki” zagraną uwaga: w rytmie reggae! Przypomnę, że „Oj, maluśki, maluśki” to kolęda ludowa pochodząca z regionu Podhala.
Już w sobotę 26 grudnia 2020 roku odprawiona zostanie niezwykła Msza Św. w polskim kościele St. Mary’s Claddagh Galway. Śledźcie stronę na Facebooku Kapeli u Dobrego Pasterza.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Robertem Cieplińskim:
Rozmowa z Ernestem Bryllem ze świątecznego Studia Dublin, w poszerzonej wersji redakcyjnej z opisem, pojawi się w osobnym materiale na stronie Radia WNET już jutro.
Dziś sama rozmowa z autorem „Na szkle malowane”, „Kolędy nocki” czy „Wigilii wariata”.
Tutaj do wysłuchania cała rozmowa z Ernestem Bryllem:
Partner Radia WNET
Partner Studia 37 Dublin
Produkcja Studio Dublina Radia WNET – GRUDZIEŃ 2020 (C)
Pod koniec roku 2020 wracamy we wspomnieniach do malowniczego Bornego Sulinowa i naszych przyjaciół z trasy „Wracamy do źródeł” z roku 2018 – Anny i Jana Chmielowskich. Tomasz Wybranowski zaprasza.
Jan Chmielowskiopowiadał nam o swojej działalności w Bornym Sulinowie i specyfice tego miasteczka, gdy Radio WNET latem 2018 roku kontynuowało cykl reporterskich podróży „Wracamy do źródeł”.
Tutaj link do Poranka WNET z dnia 9 sierpnia 2018 roku – kliknij.
Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Janem i Anną Chmielowskimi, właścicielami „Pensjonatu Ani” i „Pensjonatu PRL”:
Co ciekawe, Bornego Sulinowa przez wiele lat nie było nawet na mapach. Najpierw miasto było niemieckim garnizonem wojskowym a później
W 1945 przejęła go Armia Czerwona i użytkowała do października 1992. W tym okresie miasto było wyłączone spod administracji polskiej. 5 czerwca 1993 nastąpiło uroczyste otwarcie miasta, a 1 października Borne Sulinowo otrzymało prawa miejskie.
Jedno z jezior w Bornem Sulinowie nieopodal Pensjonaty Ani państwa Chmielowskich.
Do tego miasta od zawsze – co podkreśla Jan Chmielowski – przyjeżdżały osoby z pasją, trochę z charakteru pionierzy i łowcy przygód. Borne Sulinowo przez swoja naturalność i piękno przyciąga jednocześnie spragnionych odpoczynku i przyrody.
Pensjonat Ani (na zdjęciu u góry) wpisał się już w przyjazny puls Bornego Sulinowa, miejscowości o tajemniczej historii, która usytuowana w lesie nad dużym jeziorem Pile. Doskonałe warunki dla wędkarzy, grzybiarzy i rowerzystów (szlaki rowerowe na dawnych poligonach wojskowych). Szlakiem połączonych jezior organizowane są spływy kajakowe. Borne Sulinowo to także raj dla nurków i fanów survivalu.
Zależy nam, aby nasi Goście mogli przyjemnie wspominać pobyt w Bornem Sulinowie i wypoczywać w komfortowych warunkach i przystępnej cenie. Nasza restauracja oferuje pełne wyżywienie w domowym stylu i nie możemy się już doczekać, kiedy ta pandemia wreszcie odejdzie i każdy o niej zapomni. – mówią Anna o Jan Chmielowscy.
Takie widoki nad jeziorami w okolicy Bornego Sulinowa to piękna normalność.
Po pierwszym uderzeniu obostrzeń pandemicznych subwencję z Państwowego Funduszu Rozwoju otrzymali w jeden dzień. U schyłku roku Anna i Jan Chmielowscy podsumowują na antenie Radia WNET ten niełatwy czas ostatnich dwunastu miesięcy.
Anna i Jan Chmielowscy / Fot. Adrian Kowarzyk
Jan Chmielowski wskazuje, że okres pandemii był czasem umocnienia więzi rodzinnych. Niemniej jednak był to okres nacechowany obawami o własny biznes. Część z tych obaw rozwiały środki przydzielone przez Polski Fundusz Rozwoju.
Pensjonat to całe nasze życie. Wierzę, jako urodzony oprymista, że gorzej już nie będzie. W styczniu 2021 roku otrzymamy środki z tarczy 6.0. Liczę, że do sezonu wszystko się unormuje. Tymczasem polecam zapoznanie się, choćby 0n-line z Bornem Sulinowem i jego atrakcjami. – mówi Jan Chmielowski.
Anna Chmielowska z kolei opowiedziała o poczuciu niepewności i zmianami na post pandemicznej Polski i Europy, jak w kalejdoskopie:
Coraz więcej osób zgłasza się do nas z zapytaniem o możliwość rezerwacji miejsca noclegowego. W styczniu mieliśmy zgłoszenia od zoorganizowanych obozów sportowych. Podobnie było z zabawą sylwetrową. Ale to wszystko tak się zmienia i zaskakuje, że nie można nad tym zapanować ani czegokolwiek zaplanować.
Dodaje, że rządowe wsparcie powinno wpłynąć wcześniej:
Przedsiębiorcy i właściciele firm mają stałe wydatki a dochodów obecnie bardzo brakuje. Wspólnie z naszymi pracownikami tworzyny nasze pensjonaty i z nadzieją czekamy na lepsze czasy.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z lipca 2020 roku z państwem Chmielowskimi:
Gośćmi Tomasza Wybranowskiego w Muzycznej Polskiej Tygodniówce byli Elżbieta Szumska – właścicielka Kopalni Złota, Marta Adamiak i Maciej Dziczkowski – właściciel Złotego Jaru i prezes kopalni.
Elżbieta Szumska / Fot. Jan Dudziński
Kopalnia Złota w Złotym Stoku to kompleks turystyczny z podziemnymi trasami, Średniowieczną Osadą Górniczą, muzeum, wystawą minerałów i innymi obiektami turystycznymi towarzyszącymi.
Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z właścicielami Kopalni Złota w Złotym Stoku:
Wykorzystanie potencjału zamkniętej kopalni arsenu i złota, położonej w strefie przygranicznej i przekształcenie jej w kompleks turystyczny, który przyniesie korzyści całej społeczności lokalnej, był możliwy dzięki niestandardowemu i innowacyjnemu myśleniu władz lokalnych. Ale nie byłoby tak gdyby nie głowa pełna marzeń, konsekwencja, pracowitość i upór Elżbiety Szumskiej.
Kopalnia złota, o której pierwsze wzmianki pochodzą z X wieku, została zamknięta w 1960 r. i ponownie otwarta przez władze miasta Złoty Stok jako pojedyncza trasa turystyczna bez żadnych obiektów komercyjnych w 1996 r.
W 1997 roku pani Elżbieta Szumska odważyła się na wzięcie kredytu pod zastaw własnego domu i zakup kopalni od miasta. Władze zaryzykowały sprzedaż kopalni, a następnie współpracowały z właścicielką podczas odbudowy kopalni.
Z drugiej strony właścicielka przejęła ryzyko finansowe związane z inwestycją. Jej plan polegał na ulepszaniu oferty, poprzez dodawanie co roku jednej nowej atrakcji turystycznej i promocję kopalni, w celu przyciągania coraz większej liczby odwiedzających.
Krok po kroku kopalnia zyskiwała na znaczeniu. W roku 2015 została wybrana Najlepszym Produktem Turystycznym – Złoty Certyfikat Polskiej Organizacji Turystycznej dla Najlepszego Produktu Turystycznego w 2015 r.
Kopalnię Złota uhonorowano także wieloma certyfikatami dla firmy oraz dla Elżbiety Szumskiej jako wybitnego lidera oraz menedżera. Turyści, którzy odwieszają obiekt mogą odwiedzić następujące atrakcje: Sztolnię Gertrudy i Sztolnię Czarną Górną z jedynym podziemnym wodospadem w Polsce.
Inne atrakcje to muzeum znaków bezpieczeństwa z czasów PRL, wystawę minerałów, odrestaurowaną kolejkę wąskotorową, rafting podziemny oraz bicie okazjonalnych monet.
Elżbieta Szumskaopowiedziała Tomaszowi Wybranowskiemu o otrzymaniu nagrody – Dolnośląskiego Klucza Sukcesu, który przyznano i wręczono 4 grudnia, w święto wszystkich górników.
To najwyższe, regionalne wyróżnienie, przyznawane corocznie przez kapitułę tej ważnej nagrody! Nagrodę na ręcę Elżbiety Szumskiej wręczali i szczerze gratulowali: doktor Stefan Sterc – prezes SJOS Sp. z o.o. , Ryszard Chruścicki, sekretarz kapituły wyróżnienia „Dolnośląski Klucz Sukcesu”, Henryk Gołębiewski, były marszałek województwa Dolnośląskiego (w 1996 roku otwierał trasę turystyczną w Kopalni Złota), Czesław Kręcichwost, prezes zarządu Euroregionu – Glacensis, Grażyna Orczyk, burmistrz Złotego Stoku i Waldemar Wieja, starosta Ząbkowicki.
Właścicielka kopalni powiedziała, że obiekt stara się radzić sobie jak najlepiej w dobie restrykcji przeciwdziałających epidemii koronawirusa. Podsumowując 21 lat działania Złotego Stoku zapewnia, że ryzyko i poświęcenie, które musiała włożyć przez ten czas, całkowicie się opłaciło.
Nie ustajemy w boju, codziennie mamy milion nowych pomysłów.
Właścicielka Złotego Stoku opowiada o obchodach tegorocznej Barbórki, które w związku z obostrzeniami miały bardzo ograniczoną formę.
Marta Adamiak,właścicielka średniowiecznej osady górniczej w kompleksie Kopalni Złotaopowiadała o nowych atrakcjach dostępnych w tejże osadzie:
Odkryliśmy niesamowite miejsce! Szyb zalany wodą a w nim na pięciusetmetrowej głębokości dobrze zachowany kunszt wodny. To znalezisko na skalę europejską.
I tak po trzech 3 latach prac konserwacyjnych w Biskupinie, do muzeum Kopalni Złota w końcu powrócił pod koniec roku ów XVI – wieczny kompletny kunszt wodny. To specjalistyczny kierat odnaleziony podczas prac prowadzonych w sztolni Ochrowej w roku 2017.
Jest to wielki skarb dziedzictwa, w którego skład wchodzą 500 letnie oryginalnie zachowane rury – ręcznie drążone, tlok, ramię dźwignia, dwie drabiny i koryta. W Polsce nie ma takiego drugiego odkrycia i według opinii ekspertów w całe Europie ciężko o tak zachowane elementy! – dopowiada Marta Adamiak.
Kolejną atrakcją już niedługo będzie możliwość „morsowania” pod ziemią.
Maciej Dziczkowski właściciel Złotego Jaru i prezes Kopalni Złota w Złotym Stoku stwierdził, że wnioskowanie o środki w ramach rządowych tarcz antykryzysowych jest coraz trudniejsze. Postuluje otwarcie hoteli i obniżkę podatku dochodowego:
Jestem przekonany, że będziemy potrafili zachować dystans społeczny w naszym hotelu.
Więcej informacji w witrynie Kopalni Złota w Złotym Stoku – tutaj!
Kopalnia Złota w Złotym Stoku / Fot. Jan Dudziński, Radio WNET
W piątkowy poranek przenosimy się do bardzo chłodnej dziś Irlandii. W Studiu Dublin tradycyjnie informacje, komentarze, analizy i korespondencje. Zaczniemy od wizyty w Belfaście i brexitowych wieści.
W gronie gości:
Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu,
Edyta Odrzywołek – logopeda, twórczyni Akademii Troskliwego Rodzica w Dublinie,
Teresa Buczkowska – przedstawicielka Immigrant Council of Ireland,
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin.
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Wydawca techniczny: Andrzej Karaś
Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
W Studiu Dublin rozpoczniemy tym razem od wizyty w Belfaście. Na posterunku oczy, serce i głos Radia WNET w Irlandii Północnej – Agnieszka Białek. W zestawie gorących i najświeższych informacji wieści związane z Brexitem, koronawirusowe obostrzenia i przegląd prasy z Belfastu i Londynu.
Nasza korespondentka Agnieszka Białek przytacza najnowsze dane i statystyki związane z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Okazuje się, że opracowana przez firmy Pfizer i BioNTech szczepionka przeciw Covid-19
Może być dopuszczona do użytku w Wielkiej Brytanii nawet w ciągu najbliższych siedmiu dni – podał 26 listopada późnym wieczorem dziennik „Daily Telegraph”.
To może oznaczać, że Wielka Brytania stanie się pierwszym państwem na świecie, w którym zacznie ona być stosowana.
Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.
Minister zdrowia Matt Hancock poinformował, że brytyjski rząd formalnie zwrócił się do Agencji ds. Regulacji Leków i Produktów Zdrowotnych (MHRA) o ocenę, czy stworzona przez firmy Pfizer i BioNTech szczepionka może być dopuszczona do użytku.
Tymczasem prognozy dla Wielkiej Brytanii u schyłku roku 2020 są bardziej niż minorowe. Brytyjski PKB skurczy się w tym roku o 11,3 proc., co będzie największym spadkiem od ponad 300 lat. W taki kategoryczny sposób wypowiedział się wczoraj (26 listopada) minister finansów Rishi Sunak, ostrzegając, że pandemia koronawirusa będzie miała długotrwały wpływ na brytyjską gospodarkę.
Nasza kryzysowa sytuacja zdrowotna jeszcze się nie skończyła. A nasza kryzysowa sytuacja ekonomiczna dopiero się zaczęła – powiedział minister finansów Rishi Sunak w Izbie Gmin.
Ze względu na pandemię koronawirusa i niepewność sytuacji w kraju, która zmienia się jak w kalejdoskopie zważywszy na nadciągający Brexit, zamiast budżetu na rok finansowy 2021/2022 Rishi Sunak przedstawił jedynie ogólny plan wydatków. Wypowiedź ministra finansów Wielkiej Brytanii zwiastuje tylko jedno: dramatycznie niski wzrost PKB i wysokie bezrobocie na Wyspach Brytyjskich.
Tutaj do wysłuchania korespondencja Agnieszki Białek:
Kolejnym gościem Studia Dublin jest Edyta Odrzywołek, która mieszka i pracuje w Irlandii od czterech lat. Edyta Odrzywołek jest magistrem logopedii, pedagogiki przedszkolnej oraz nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej. Ukończyła studia magisterskie na Uczelni Korczaka w Warszawie. Mój gość jest nie tylko logopedą, ale również pasjonatką tej dyscypliny i rozwoju mowy dzieci a szczególnie maluszków wielojęzycznych.
Edyta Odrzywołek. Fot. arch. własne.
Obecnie przgotowuję się do studiów podyplomowych „speach therapy” w Irlandii oraz studiuję (online) logopedię na WSNS w Lublinie, już jako osobny kierunek po to tylko, aby być na bieżąco z metodologią. Chcę zrobić kwalifikacje terapeuty miofunkcjonalnego oraz neurologopedy – chwilowo pandemia uniemożliwia mi podróże do Polski, a zatem praktyki w polskich szpitalach na oddziałach klinicznych a tego wymaga studiowanie neurologopedii.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Edytą Odrzywołek:
Pełną godzinę programu witamy z Bogdanem Feręcem. Szef najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com i Tomasz Wybranowski, szef Studia Dublin przedstawią najświeższe informacje. Tym razem u progu Adwentu w serwisie tylko dobre informacje.
Bogdan Feręc, portal Polska-IE – Radio WNET Irlandia
Oto w ciężkim czasie koronawirusowej próby pani senator Partii Pracy Moynihan walczy o zakaz eksmisji dla wszystkich. Senator uznała, że sytuacja w kraju jest zła, więc potrzebne są nadzwyczajne środki pomocy mieszkańcom kraju, którzy nie powinni obawiać się utraty mieszkania.
Oświadczenie senator i jednocześnie rzeczniczki Labour Party ds. mieszkaniowych, samorządu lokalnego, dziedzictwa oraz pracowników, pojawiło się w chwili, kiedy rząd zadecydował, że zakaz eksmisji, po zakończeniu trwającego, obejmie wyłącznie osoby zalegające z czynszem.
Zakaz eksmisji obowiązywać będzie okresie od stycznia do kwietnia, ale senator Moynihan uznała, że nie będzie to system sprawiedliwy.
W Irlandii znika zasada oddalania od domu na odległość przekraczającą 5 km, ale w grudniu, wizyty domowe, nadal mogą być obłożone zakazem, czyli wciąż, nie będzie można odwiedzać rodzin oraz znajomych w ich domach.
Irlandia świątecznie
Zakaz odwiedzin zniknie w tygodniu świątecznym, jednak rząd nadal zalecać będzie ich ograniczenie, by utrzymać wirus w ryzach.
Nie będzie także w okresie świąt Bożego Narodzenia ograniczeń dotyczących ilości osób, więc rodziny będą mogły spotykać się w większym gronie, chociaż i tutaj gabinet premiera Martina planuje podpowiadać, aby nie nadużywać tej możliwości.
Do 20 lub 21 grudnia obowiązywać będzie prawdopodobnie zakaz opuszczania hrabstwa, w którym się mieszka, a po jego zniesieniu, również wydane zostanie zalecenie, by rozważyć dalsze podróże. Zakaz podróżowania po kraju może powrócić tuż po świętach.
W samolotach australijskiej linii Quantas chcą certyfikatów szczepień, zaś w Ryanair bez szczepionki polecimy… przynajmniej na kontynencie europejskim. Jeden z szefów Ryanair Eddie Wilson powiedział, że wymóg szczepienia przed lotem, raczej nie będzie dotyczył lotów, jakie realizuje Ryanair.
W sprawie chodzi o to, że IATA może zalecić szczepienia wyłącznie w lotach międzykontynentalnych, a Ryanair, realizuje loty krótkie, głównie w Europie, więc raczej nie będzie wymagał od swoich pasażerów świadectwa szczepienia przeciwko koronawirusowi.
Tytaj do wysłuchania korespondencja Bogdana Feręca, szefa portalu Polska-IE.com:
W sportowym okienku Studia Dublin o irlandzkim sporcie przez pryzmat drugiego zamknięcia Republiki Irlandii (lockdown’u) i o implikacjach z tym związanych. Z Jakubem Grabiaszem przyglądamy się wczorajszym meczom piłkarskich jedynaków Polski i Republiki Irlandii w Lidze Europu UEFA. I Lech Poznań i Dundalk FC zgodnie przegrali swoje mecze.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Grabiaszem:
Teresa Buczkowska, nasza rodaczka w Immigrant Council of Ireland. Fot. arch. własne.
Ostatnim gościem Studia Dublin jest Teresa Buczkowska, która przedstawia sytuację imigrantów na Szmaragdowej Wyspie w obliczu brexitu. Popularniejsze stają się hasłą antyemigracyjne.
Przedstawicielka Immigrant Council of Ireland wskazuje na antyimigranckie hasła głoszone przez irlandzkich polityków chociaby w ostatnich kampaniach do Parlamentu Europejskiego, czy parlamentarnych na Szmaragdowej Wyspie.
Teresa Buczkowska przypomniaa także o wpływie, jaki mają obywatele i rezydenci Irlandii na swoich polityków, dla których są ich pracodawcami.
Teresa Buczkowska jest polską imigrantką, która mieszka w Irlandii od 2005 roku. Do Immigrant Council of Ireland dołączyła w 2013 roku, początkowo jako stażystka integracyjna, aby w 2015 roku zostać koordynatorką zespołu do spraw integracji. Teresa posiada tytuł magistra etnografii i antropologii społecznej krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Teresa Buczkowska jest także wykwalifikowanym trenerem w dzidzinach różnorodności i kompetencji międzykulturowych, oraz walki z rasizmem. W 2019 roku otrzymała stypendium Irlandzkiej Komisji Praw Człowieka i Równości na studia dyplomowe w zakresie praw człowieka i równości w Instytucie Administracji Publicznej.
W grudniu 2019 roku Teresa została powołana do zarządu Arts Council / Rady Artystycznej.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Teresą Buczkowską:
opracowanie: Alekasander Popielarz i Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak & Bogdan Feręc – Polska-IE.com
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Partner Radia WNET
Partner Studia 37 Dublin
Produkcja: Studio 37 Dublin Radio WNET – listopad 2020 (C)
W piątkowy poranek przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, komentarze, analizy i korespondencje.
W gronie gości:
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu,
Ewa Adams i Magda Lupicka – inicjatorki Lemon Project Ireland,
Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin.
Prowadzący: Tomasz Wybranowski
Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Realizator: Paweł Chodyna (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
Zawsze, gdy wybija godzina 8:10 pod niebem Irlandii w głównym wydaniu Studia Dublin musi pojawić się Bogdan Feręc, szef najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.
Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, wersja zdecydowanie letnia. Fot. arch. własne.
Od dwóch dni mamy nowe otwarcie w rozmowach między Zjednoczonym Królestwem a Unią Europejską- wskazuje. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła wstąpienie Unii Europejskiej na drogę sądową przeciwko UK, które złamały zawartą z UE umowę. Przyjęta przez brytyjski parlament ustawa o wewnętrznym handlu stanowi jawne pogwałcenie umowy międzynarodowej- takie, jakiego dawno nie widziano w demokratycznym kraju- podkreśla rozmówca Tomasza Wybranowskiego. Ocenia, że dla Brytyjczyków taka postawa może skończyć się izolacją na arenie międzynarodowej.
Bogdan Feręc mówi także o koronawirusie w Republice Irlandii. W jej stolicy widać pewną poprawę. W związku z tym możliwa jest zmiana części obostrzeń. Co do tych ostatnich panuje na Szmaragdowej Wyspie chaos informacyjny. Ludzie nie wiedzą już, co ich obowiązuje i czują, że ich prawa są ograniczane. Niektórzy nie wierzą w ogóle w istnienie SARS-CoV-2. Ten jednak istnieje i według badań zostawia ślad w organizmie zarażonych.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:
Ewa Adams – połówka siły sprawczej i kreacji Lemon Projest Ireland
Kolejnymi gośćmi Studia Dublin były panie Ewa Adams (Your Everest Coaching) i Magda Lupicka (Shiny Solutions), które opowiadają o tym, jak doszło do narodzin Lemon Project.
Obie panie Tomasz Wybranowski zapytał także o powody ich przyjazdu do Republiki Irlandii i początki emigracyjnego losu w kraju Joyce’a i Becketta.
W czasie epidemii Ewa Adams i Magda Lupicka postanowiły stworzyć Lemon Project. Został on stworzony by pomagał firmom w czasie lockdownu, pozwalając im wykorzystać zasoby, których w tym czasie nie używały.
Połączyłyśmy siły, aby pomóc firmom dotkniętym kryzysem spowodowanym przez covid-19 i tak zrodziła się inicjatywa Lemon Project Ireland, w myśl zasady, że jeśli życie daje Ci cytryny to możesz z nich zrobić lemoniadę. – powiedziała Ewa Adams.
Postanowiły pomóc w optymalizacji czterem wybranym firmom irlandzkim i dwóm polskim. Zwracają uwagę, że irlandzkie firmy chętniej zgłaszały się po pomoc, od polskich, co wiążą z inną mentalnością polskich przedsiębiorców, którzy prośbę o pomoc traktują jako przyznanie się do słabości.
Ewa Adams i Magda Lupicka dały sobie sześć tygodni, aby pomóc każdej firmie. Zaczęły od firm irlandzkich i już połowa pracy za nimi. Od 5 października dołącząją firmy polskie. Obie przebojowe i błyskotliwe panie są fankami japońskiego stylu zarządzania (Toyota Way, Lean, Kaizen etc.) i pracują także nad innymi wspólnymi projektami.
Jak zgodnie stwierdziły na antenie Radia WNET w Studiu Dublin, spodobał im się zdecydowanie nie tylko sam projekt Lemon, ale również (a może przede wszystkim) możliwość wspierania innych, którzy są w danej chwili w największej potrzebie.
Teraz trwają burzliwe dyskusje jak ugryźć tę „cytrynę”, aby tego typu inicjatywy stały się cykliczne.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Ewą Adams i Magdą Lupicką:
W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu. Nasza korespondentka Agnieszka Białek przytacza najnowsze dane i statystyki związane z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.
Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.
Od czwartku zanotowano prawie 7 000 nowych zakażeń koronawirusem i 59 zgonów. W ciągu doby w kraju wykonuje się ok. 500 tys. testów. Minister zdrowia Matt Hancock, zapowiedział, że parlament będzie głosował nad wprowadzeniem obostrzeń w poszczególnych regionach kraju. Część mediów informuje, zę w niektórych sklepach zaczyna brakować podstawowych produktów.
Zbliża się dzień 15 października. To ważna data związana z Brexitem. To cezura końcowa Borisa Johnsona i Wielkiej Brytanii, gdy mowa o negocjacjach z Unią Europejską.
Co prawda Bruksela ustąpiła w sprawie połowów ryb na brytyjskich wodach, zaś Boris Johnson zrobił krok wstecz w sprawie brytyjskiego przemysłu samochodowego, ale…
Boris Johnson / Fot. Annika Haas (CC 2.0)
Tymczasem UE rozpoczyna procedury prawne przeciw Londynowi wobec złamania część porozumień brexitowych przez Internal Market Bill.
Ustawa ta daje możliwość zerwania postanowień związanych z kwestią Irlandii Północnej. Parlament tej ostatniej przyjął uchwałę sprzeciwiającą się brytyjskiej ustawie. Wobec niewycofania się rządu JKM z kontrowersyjnej ustawy, na co miał czas do 30 września, sprawa ma trafić przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Konsekwencjami mogą być wysokie kary finansowe i handlowa izolacja Wielkiej Brytanii.
Agnieszka Białek zauważa, że mieszkańcy Ulsteru nie chcą o kwestii brexitu rozmawiać. Podkreśla, iż pragną oni pokoju i z obawą patrzą na to, że porozumienie wielkopiątkowe wisi na włosku.
W Belfaście wciąż widoczny jest wyraźny podział na dzielnice republikańskie i rojalistyczne. Konflikt jednak wygasł dzięki umowie z 1998 roku.
Tutaj do wysłuchania korespondencja Agnieszki Białek z Belfastu:
Jakub Grabiasz, redaktor sportowy Studia Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.
W okienku sportowym Jakub Grabiasz komentuje ostateczne rozstrzygnięcia w eliminacjach Ligi Europy. Do fazy grupowej awansował, kosztem belgijskiego Charleroi, Lech Poznań. Z rozgrywek odpadła Legia Warszawa, musząc uznać wyższość azerskiego Karabachu Agdam
Piłkarzom warszawskiego klubu zabrakło zaangażowania. Polityka kupowania zawodników o schyłku kariery się nie opłaca. Z kolei Lech ma bardzo młody zespół, który wierzy w to, co robi.
Sukcesem zakończyła się walka o Ligę Europy irlandzkiego Dundalk z zespołem Klaksvik. Zawodnicy ze Szmaragdowej Wyspy wygrali 3:1, pomimo iż mistrz Wysp Owczych zaprezentował się naprawdę dobrze: Szkoda mi reprezentantów ligi farerskiej, nie ustępowali pola Irlandczykom.
Sportowy ekspert Radia WNET relacjonuje również przebieg wielkoszlemowego turnieju tenisowego US Open. W pierwszej rundzie odpadli młodzi Hubert Hurkacz I Kamil Majchrzak, oraz doświadczony Łukasz Kubot w parze z Marcelo Melo. Szybko udział w turnieju zakończył wracający po kontuzji Brytyjczyk Andy Murray: Wszystkie oczy są zwrócone oczywiście na Rafę Nadala.
W turnieju pań świetnie idzie Idze Świątek ( już po zakończeniu audycji awansowała do IV rundy pokonując Kanadyjkę Eugenie Bouchard – przyp. Red. ). W obliczu kontuzji Sereny Williams, Kuba Grabiasz upatruje faworytki turnieju w Rumunce Simonie Halep.
Poza wygodą, tradycyjny strój daje kobietom wolność i anonimowość. Mogą pójść na zakupy do centrum handlowego, pochodzić po ulicach i dopóki same nie zechcą, nikt ich nie rozpozna, nawet mąż.
Marian Smoczkiewicz
Wielkie zainteresowanie w naszej kulturze społecznej budzi wielożeństwo, które istnieje w wielu krajach arabskich. Pozwala ono mężczyźnie na posiadanie kilku żon (maksymalnie 4). (…) Obecnie w wielu krajach muzułmańskich wielożeństwo nie jest zakazane, ale małżeństwa pojedyncze (mąż i żona) są powszechne, społecznie akceptowane i urzędowo popierane. Młodzi przed ślubem nie zawsze się znają, ale z reguły wiedzą, co im rodzice szykują i muszą wyrazić zgodę.
Małżeństwo to poważna transakcja handlowa. Za pannę młodą trzeba zapłacić, i to na ogół niemało. Są to negocjacje pomiędzy rodzicami obojga stron. Wysokość wniesionego majątku zależy od statusu społecznego panny młodej. Zapłatę można wnieść w postaci gruntu, domu, bydła, złota itp. W przypadku rozwodu drugie tyle trzeba dać, aby pozostawiona żona miała środki do życia na wiele lat dla siebie i dzieci. Pracując w krajach arabskich, spotkałem wielu samotnych, młodych mężczyzn, ciężko pracujących, aby zarobić pieniądze, które umożliwią im staranie się o wymarzoną dziewczynę. Tak skonstruowane małżeństwo ma silne oparcie w rodzinie i stabilne podstawy ekonomiczne, które przede wszystkim zabezpieczają kobietę. Rozwody są bardzo rzadkie, mało kogo na to stać. To są zwyczajowo-prawne warunki do zawarcia ślubu.
Na pewno miłość odgrywa, jak wszędzie, niebagatelną rolę i może tę sytuację po swojemu modyfikować.
Jeżeli komuś się marzy wielożeństwo, to wie, że każdej żonie musi stworzyć takie same warunki, tzn. wszystkie muszą mieć porównywalnej wartości oddzielne domy, podobne samochody, tę samą ilość złota itp. W praktyce tylko bogaci szejkowie mogą sobie pozwolić na taką ekstrawagancję. Codzienna rzeczywistość udowodniła, że najlepszym rozwiązaniem i układem jest rodzina składająca się z męża i żony.
Informacje te pochodzą z rozmów z moimi arabskimi przyjaciółmi, a nie z oficjalnych źródeł, ale obserwacja codzienności potwierdza, że chyba prawidłowo odczytuję stosunki panujące w rodzinach.
Kiedyś miałem okazję prześledzić podział obowiązków w konkretnej sytuacji w wielodzietnej rodzinie. Przez całą noc czekałem w holu lotniska w Trypolisie na połączenie do Polski. Obok mnie siedziała typowa rodzina arabska: mąż, żona, pięcioro dzieci – wśród nich niemowlak karmiony piersią – oraz teściowie. Żona zajmowała się wyłącznie najmłodszym dzieckiem, małżonek próbował ogarnąć całość. Dzieci rozbiegały mu się po całym lotnisku, organizując sobie różne zabawy, a on starał się zebrać je, żeby któremuś się nie stała się jakaś krzywda. Najwięcej kłopotów miał z drugim najmłodszym, który jeszcze nie chodził, tylko raczkował, i to błyskawicznie. Stale trzeba go było przynosić. Malec siły miał niespożyte i przez kilka godzin uciekał z miejsca, gdzie rodzina siedziała. Nikt z pozostałych członków rodziny się tym maluszkiem nie interesował. Nie zostawiając ani na chwilę bez opieki tego wędrowniczka i mając oko na resztę dzieciarni, ojciec rodziny dostarczył małżonce kilkakrotnie picie i jedzenie (potrzebuje, bo karmi); podobnie obsłużeni zostali dziadkowie. W pracy i trosce tego mężczyzny o rodzinę nie było widać najmniejszego zniecierpliwienia czy zdenerwowania. Dla niego to było naturalne. Inni siedzący w pobliżu Arabowie nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego. Dobrze po północy wszyscy posnęli koło dziadków i mamy. Nasz bohaterski ojciec czuwał do rana, mając na oku rodzinę i bagaże. Wtedy zrozumiałem, dlaczego kilkuletnie dziecko, budząc się ze znieczulenia po zabiegu chirurgicznym, często woła ojca. To nie wynika z poprawności myślenia dziecka, że ojciec jest najważniejszy, tylko z tego, że ojciec poświęca dzieciom dużo czasu.
Bardzo istotnym elementem kultury islamskiej jest ubiór kobiet, który wyróżnia je w sposób zasadniczy z innych grup kulturowych. Składa się na niego długa aż do ziemi suknia połączona z nakryciem głowy (kapturem), zwykle w jednolitym kolorze czarnym lub ciemnopopielatym. Kaptur może być tak skonstruowany, że zakrywa część twarzy z wyjątkiem oczu. Twarz też bywa zakrywana oddzielną maseczką. Te zunifikowane stroje w różnych regionach mają swoje odmiany i różne nazwy.
Rzecz polega na tym, że piękno i powab kobiety są dla postronnych zasłonięte, a mają być zarezerwowane dla męża i cieszyć tylko jego. Tak ubrana kobieta w przestrzeni publicznej jest nierozpoznawalna.
Instytucje, do których przychodzi dużo klientów, takie jak banki, urzędy, szpitale powinny mieć wydzielone odrębne stoiska dla mężczyzn i dla kobiet. Jeżeli tego nie ma ze względu na miejscowe warunki i jest tylko jedno stanowisko, to kiedy przyjdzie kobieta, cała męska kolejka musi się odsunąć, wpuścić ją poza kolejnością i tak stać, aby jej nie dotykać.
Kiedy pracowałem w Emiratach Arabskich, gdzie panuje duży liberalizm i nie ma obowiązku noszeni burek (podobnie w większości krajów arabskich), moje asystentki – lekarki miejscowe przyjeżdżały do pracy zakutane w czarne okrycie. Zdejmowały je w szatni i do pracy przystępowały jako modnie i elegancko ubrane damy, często lepiej i staranniej zadbane niż lekarki w Europie czy USA. W rozmowie pytałem, co je skłania do tego, by po pracy na powrót zakładać tradycyjne okrycia i tak jechać do miasta czy domu. Te młode, wykształcone kobiety uważają, że poza wygodą, tradycyjny strój daje im to absolutną wolność i anonimowość. Mogą pójść na zakupy do centrum handlowego, pochodzić po ulicach i dopóki same nie zechcą, nikt ich nie rozpozna, nawet mąż.
Cały artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Inne barwy życia” znajduje się na s. 8 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 75/2020.
Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.