Chwalę Narodowy Bank Polski, Prezydenta, rząd… i zapraszam do budowania V Rzeczpospolitej/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Pierwsza Rzeczpospolita była państwem zbudowanym na chrześcijańskich wartościach. A upadła, ponieważ o nich zapomniała. Czas najwyższy te wartości przypomnieć, odwołać się do nich i wdrożyć w życie.

Chwalę NBP nie tylko za czekoladki, które po wielkiej gali trochę przypadkowo trafiły w moje ręce. Ale już za kubek trochę tak. Dlaczego? Bo na kubku uwieczniono twórców polskiej gospodarki, odrodzonej po roku 1918. Rybarskiego i Grabskiego – wybitnych działaczy gospodarczych i zarazem działaczy Narodowej Demokracji. Nie byli oni wybitnymi dowódcami wojskowymi, nawet nie napadali na pociągi J, a zostali tak pięknie uhonorowani przez obóz patriotycznej polskiej lewicy. I samego prezesa NBP, Adama Glapińskiego. Tylko przyklasnąć.

Ale czekoladki i kubek to byłoby trochę za mało, żeby zasłużyć na pochwałę ze strony człowieka krytycznego, a czasem złośliwego.

Chwalę NBP za politykę finansową ostatnich lat. Za to, że w odróżnieniu do rządów Patologii Obywatelskiej, nie wystawił nas wszystkich na żer międzynarodowych spekulantów.

Za to, że wzorem innych banków centralnych obniżył stopy procentowe, zapobiegając tym samym zorganizowanej kradzieży naszych pieniędzy. Chwalę nawet za to, że w czasie pandemii Covid-19 (rzeczywistej lub wyimaginowanej) dodrukował całą masę pustego pieniądza. Tak, jak zrobiły to banki innych państw. Chroniąc nas tym samym od spekulacyjnej huśtawki na polskim złotym.

Chwalę polski rząd za wszelkie działania, jakie w ostatnich latach podejmuje. I jeszcze podejmie. Zwłaszcza za skuteczną ochronę polskiej granicy. Jednoznaczne stanowisko polskiego prezydenta bardzo tę obronę ułatwiło. Chwalę zatem również prezydenta Andrzeja Dudę. Chwalę również tych wszystkich, którzy na to zasługują, a z braku miejsca nie mogę ich wymienić. Wpiszcie tu ……. swoje nazwisko.

Wszyscy przeze mnie wymienieni i wykropkowani zdecydowanie zasługują na wszelkie pochwały, nawet na czekoladki i kubeczek. I nie mam do nich najmniejszych pretensji. W ramach obecnego systemu zarządzania Polską zrobili wszystko, co mogli.

W ramach obecnego systemu, zaprojektowanego przez komunistów i przyjętego przez ich opozycyjnych agentów, nic więcej w Polsce nie było i nie będzie można zrobić. W dawnych komunistycznych czasach zostało to zdefiniowane jako samoobsługa systemu. Aktywność mnóstwa ludzi, chcących zmienić komunizm na socjalizm z ludzką twarzą lub podobny, poszła na marne. Komunizmu nie dało się zmienić. Należało go obalić. Do tego namawiała moja od dziecka Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”. To głosił nasz śp. kolega Jerzy Targalski (Józef Darski).

Podobnie należy obalić postkomunizm, w którym od 30 lat tkwimy. Który deprawuje i niszczy ludzi chcących go zmieniać. I trwa w najlepsze, nic sobie nie robiąc z kolejnych prób reform. Szkoda ludzi, często prawdziwych patriotów, i ich energii.

Zatem powtórzmy raz jeszcze. Tego systemu nie da się zreformować. Nie da się go przeżyć, bo zasilają go kolejne roczniki, deprawowane od chwili wejścia weń. To przez ten system jesteśmy państwem słabym i niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania.

Chcemy zaproponować Polakom inny system zorganizowania państwa i zarządzania nim. Nasze myślenie o państwie zakorzenione jest wprost w tradycji I Rzeczpospolitej. Orzeł Jagiellonów, z krzyżem na koronie, nie bez przyczyny zdobił winietę pisma „Niepodległość”. Pierwsza Rzeczpospolita była państwem zbudowanym na chrześcijańskich wartościach. A upadła, ponieważ o nich zapomniała. Czas najwyższy te wartości przypomnieć, odwołać się do nich i wdrożyć w życie indywidualne i społeczne.

Chcemy państwa zarządzanego oddolnie przez wolnych i odpowiedzialnych obywateli. Projekt tak zorganizowanego państwa przedstawiłem w projekcie nowej Konstytucji (V Rzeczpospolitej).

Biurokracja jako metoda zarządzania naszym wspólnym dobrem, przejęta bezrefleksyjnie od zaborców, nie sprawdza się w naszym narodzie miłującym wolność i spontaniczność. Jej skutkiem jest wyłącznie korupcja przeżerająca nasze państwo, partyjna patologia zawłaszczająca wspólne dobro i ogromne marnotrawstwo.

Jeżeli chcemy, żeby naród polski przetrwał dziejowe burze, a nasza Ojczyzna rosła w siłę, musimy wrócić do źródeł. Do źródeł wielkości I Rzeczpospolitej. To drobni i średni przedsiębiorcy gospodarujący we własnych folwarkach, polscy szlachcice, zbudowali jej wielkość. Czas wrócić do takiego myślenia i takiej koncepcji politycznej. Do chrześcijańskiej idei wolnej woli i wolności działania na niej opartej.

Nie jesteśmy zarazem wyspą. Bez współdziałania ideowego, kulturowego i gospodarczego z narodami i państwami Międzymorza (ABC), położonymi pomiędzy Niemcami i Rosją, nie obronimy naszego nawet najlepiej zarządzanego państwa.

Zapraszam do współpracy wszystkich, którzy myślą podobnie. I zamiast narzekać, chcą zmieniać na lepsze siebie i naszą Ojczyznę.

Na koniec, dziękuję Krzysztofowi Skowrońskiemu za zaproszenie mnie do współpracy. Mija właśnie 5 lat mojej obecności w „Kurierze Wnet” i na portalu wnet.fm. Swój czas chcę teraz poświęcić wyłącznie na tworzenie portalu poświęconego budowie V Rzeczpospolitej. Na nic więcej nie będę miał czasu.

Mediom Wnet życzę dalszego rozwoju. Do zobaczenia w wolnej od biurokracji, niepodległej V Rzeczpospolitej!

Jan Azja Kowalski

PS I oczywiście dziękuję Magdzie Słoniowskiej. Bez jej adiustacji moje felietony byłyby dużo słabsze 😊

Przyczyna: manipulacja językowa z roku 2015; skutek: wewnętrzne ataki na polskie wojsko / Felieton Jana A. Kowalskiego

W mózgach wielu Polaków nie funkcjonuje już Polska i państwo polskie ani jego i nasze, polskie służby. To wszystko jest znienawidzone, bo jest pisowskie. I najlepiej, gdyby w ogóle przestało istnieć.

Nie wiem, kto stał za tym piarowym zabiegiem z roku 2015, w którym opozycja polityczna w Polsce przekształciła się w opozycję totalną. To wtedy Polska przestała być państwem polskim, a stała się państwem pisowskim. Rząd również przestał być polski i stał się rządem PiS. Pisowskimi z polskich stały się także wszelkie organy władzy państwowej, w tym Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy. A przecież jeszcze na dzień przed zwycięstwem Prawa i Sprawiedliwości wszystkie one były polskie. I państwo polskie również było polskie.

Ogłosił tę totalną opozycyjność szef Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna, ale nie sądzę, żeby to on ją wymyślił. Musiał na to wpaść jakiś bystry marketingowiec polityczny polskiego lub zagranicznego pochodzenia. Świadomy tego, że język zmienia nasze myślenie, postrzeganie świata i wreszcie mózg. Na trop zagraniczny wskazuje to, z czym mamy do czynienia obecnie. W sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa państwa, w sytuacji brutalnego ataku Białorusi na naszą granicę, całe rzesze ogłupiałych Polaków występują przeciwko polskim żołnierzom broniącym Polski i ich samych.

Nie tylko wciągający kreskę i cokolwiek celebryci opowiedzieli się przeciwko Polsce. Podobnie zachowało się wielu polityków – przeciwników Zjednoczonej Prawicy. W ten sam sposób zareagowało również niechętne PiS środowisko prawników. (Dlatego tak cieszy darmowa obrona każdego broniącego naszej Ojczyzny, zaproponowana przez polskich prawników: https://obroncy.org/).

Każde kłamstwo dyktatorów białoruskiego i rosyjskiego i służb im podległych przyjmowane jest przez część Polaków jak prawda objawiona. Z prostej przyczyny – osłabia państwo pisowskie (!).

Może wymyślił to uczeń tego, kto wymyślił „polskie obozy koncentracyjne”. To wskazywałoby na niemiecki ślad. Powiązania PO i jej najwyższego szefa, Donalda Tuska, stanowią tu pewną poszlakę. Oskarżenie polskich służb broniących granicy przez Łukaszenkę, mocującego żywych ludzi na swoich machinach oblężniczych, o ludobójstwo może świadczyć o tropie również wschodnim.

Jedno jest pewne: działanie podjęte w roku 2015 okazało się niezwykle skuteczne. 6 lat później w mózgach wielu Polaków nie funkcjonuje już Polska i państwo polskie ani jego i nasze, polskie służby. To wszystko jest znienawidzone, bo jest pisowskie. I najlepiej, gdyby w ogóle przestało istnieć.

Tak bez walki zbrojnej osłabia się i podbija sąsiednie państwo. Przepis aktualny od czasów Sun Tzu, od 2500 lat.

A polskie służby?

Polskie służby jak z jajkiem obchodzą się z migrantami rzucającymi w nich kamieniami i petardami. Swoją drogą te ataki są coraz bardziej bezczelne i niezmiernie ucieszyło mnie przynajmniej użycie armatek wodnych. I informacja, że strażnicy graniczni zostali wyposażeni w gaz! Co oni do tej pory mieli na swoją obronę? – pytanie do ministra Błaszczaka.

Nad każdym zatrzymanym w głębi kraju migrantem, bo jednak cały czas przenikają przez granicę, roztaczana jest troskliwa opieka. Lokowani są w dobrze wyposażonych ośrodkach, które zamieniają w slumsy. Przy okazji gardzą opiekującymi się nimi Polkami i Polakami i żądają natychmiast wszystkiego (wysłuchałem ostatnio wiarygodnej relacji).

Co jest niezbędne, żeby państwo polskie wyszło obronną ręką z tego zamachu na instytucję państwa, granicę i język? Niezbędne jest natychmiastowe przeciwdziałanie propagandowe. Przeciwdziałanie propagandowe oparte na rzetelnym i wiarygodnym przekazie. W strefie przygranicznej i w ośrodkach dla migrantów muszą pojawić się dziennikarze.

Nie tylko dziennikarze TVP, którym nie wierzy już nawet prezes Kurski. Muszą mieć możliwość relacjonowania również dziennikarze nieprzychylni rządowi. Pod sankcją odpowiedzialności karnej w przypadku kłamliwego przekazu. Przecież nie zamordują 70 migrantów tylko po to, żeby ich przekaz zgodził się z publicznie wygłaszanymi kłamstwami posła Koalicji Obywatelskiej, Dariusza Jońskiego.

Mam nadzieję, że nie zamordują 😊

Jan Azja Kowalski

PS I jeszcze pytanie: czy Prawo i Sprawiedliwość mogłoby wreszcie zlikwidować wewnętrzną V kolumnę w postaci ministra Niedzielskiego, pałającego żądzą zamknięcia w gettach wszystkich niezaszczepionych Polaków?

Czy 11 XI powinniśmy świętować polskie święto, czy „wybaczać (rosyjskiej) piechocie?”/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Chyba jednak nie wypada przynosić biało-czerwonych flag i mieszać ich z tęczowymi i unijnymi w dniu Święta Niepodległości Polski. I puszczać pieśni o nieszczęsnym losie rosyjskiej piechoty.

Do tego drugiego namawiał nas smutny jak zawsze poseł SLD, Maciej Gdula, na alternatywnych obchodach 11 listopada w Krakowie. Bo czemuż innemu jak nie polskiemu wybaczeniu dla rosyjskiej piechoty (przeszłej i przyszłej?) miałaby służyć pieśń Bułata Okudżawy „Wybaczcie piechocie”?

Może zasmucenie najbardziej lewicowego posła wynika wprost z troski o swój paromilionowy majątek? Gdybym był kawiorowym lewicowcem, może też miałbym takie zasmucone oblicze? 😊

A może chodziło o frekwencję? Raptem około 50 (słownie: pięćdziesięciu) osób zgromadziło się na tych alternatywnych obchodach na placu Szczepańskim w Krakowie. Przez przypadek, a może i nie, trafiłem na tę próbę alternatywnego świętowania. Wracając z uroczystości, które rozpoczęła msza na Wawelu. Kilka tysięcy uczestników.

Załóżmy jednak, że to ballada Okudżawy wprawiła Posła w melancholijny nastrój. A przecież wystarczyło cały czas nadawać „Odę do radości”. I nastrój byłby bardziej radosny. I właściwsza ilustracja muzyczna do 11 listopada obchodzonego na europejski i tęczowy sposób.

Ale zaraz, zaraz. Jest też wysoce prawdopodobne, że Maciej Gdula i jego towarzysze z KOD z wyprzedzeniem opłakują los rosyjskiej (i białoruskiej) piechoty. W słońcu i deszczu, przez piachy i bagna maszerującej na Zachód, naprzód (wpieriod), a czasem na odwrót. Tak, smutny to był obrazek dla Bułata Okudżawy – żołnierza piechoty w czasie II wojny światowej. Parokrotnie rannego, syna Ormianki – za odchylenie partyjne skazanej na 15 lat łagru – i Gruzina komunisty, rozstrzelanego za odchylenie od linii bolszewickiej partii.

Tak się wczuć, mając majątek przekraczający 5 milionów złotych polskich, to tylko kawiorowy lewicowiec, Maciej Gdula, potrafi. Zrozumieć i zapłakać nad losem biednych chłopców z piechoty, prących na Zachód i niewolących nas na pięćdziesiąt lat. Taką to empatią dysponuje towarzysz biznesmen Gdula. Kto wie, może zapłakałby nawet nad dolą towarzysza Stalina, „towariszcza mużcziny”, skazującego go na 10 lat łagru za prawicowe odchylenie.

Sam, również empatyk, myślę, że dla ludzi pokroju Gduli najwłaściwszy byłby właśnie towarzysz Stalin i jego recepta. Byle na wschód od granic Polski. Nawet opłacę transport samochodowy dla niego i towarzyszy na drugą stronę zasieków z drutu kolczastego, na białoruską stronę. Batiuszka Łukaszenka na ten czas wystarczy.

Jeżeli jednak woli Pan pozostać po polskiej stronie, to mało mamy w Polsce innych świąt, towarzyszu Gdula? W tym listopadowych, jak 7 listopada czy, dajmy na to, 4 listopada, którego to dnia w 1794 roku nastąpiła Rzeź Pragi, dokonana przez piechotę Aleksandra Suworowa. Wasze uczestnictwo, Towarzyszu, w obchodach tych rocznic byłoby chyba bardziej na miejscu. A i ballada opłakująca los rosyjskiej piechoty również. Przecież wielu z tych chłopców nie wróciło do rodzinnych domów, do dziewczyn, do żon. A mordować Polaków musieli. Nie wierzcie piechocie!

A całkiem poważnie: chyba jednak nie wypada przynosić biało-czerwonych flag i mieszać ich z tęczowymi i unijnymi w dniu Święta Niepodległości Polski. I puszczać pieśni o nieszczęsnym losie rosyjskiej piechoty. W dniu święta Polski, a nie Polszy, Szanowny Towarzyszu o zasobnym portfelu. To tak, jakby Pan tańczył na pogrzebie. Albo ubrany na czarno zalewał się łzami na weselu. Niby można, ale trochę nie wypada.

Jan Azja Kowalski

PS Sama piosenka piękna, jak każda w wykonaniu Bułata Okudżawy. Słuchaliśmy go w latach siedemdziesiątych, mając nadzieję, że już więcej Armia Czerwona nie będzie nas wyzwalać.

Zresztą sami sprawdźcie: https://www.youtube.com/watch?v=pMy2hXzwkAs

Prawdziwe polskie wyzwania. Sąd Apelacyjny w służbie anarchii i obcych państw (6)/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Skąd my to znamy? Podobna atmosfera poprzedzała rozbiory I Rzeczypospolitej. Dla prywatnych ambicji grupka obywateli odwołała się do obcego mocarstwa o pomoc. I pomoc tę otrzymała.

Bardzo źle się stało. Decyzja, najpierw prezydenta Warszawy, a potem Sądu w sprawie unieważnienia legalności i cykliczności Marszu Niepodległości wprowadza w Polsce anarchię systemową. Zastosowanie kruczka prawnego w celu delegalizacji tradycyjnego, wieloletniego wydarzenia jest de facto złamaniem istoty prawa.

Obniża to rangę państwa polskiego w oczach opinii światowej. I może stać się pretekstem do zewnętrznej „obrony wolności” Polaków. Szczególnie osobojednostek z macicami i penisami.

Skąd my to znamy? Podobna atmosfera poprzedzała rozbiory I Rzeczypospolitej. Dla prywatnych ambicji grupka obywateli odwołała się do obcego mocarstwa o pomoc. I pomoc tę w postaci wieczystej gwarancji dla wolności szlacheckiej otrzymała. Nie licząc wcześniejszych pieniędzy na anarchizowanie i osłabianie polskiego państwa. Jeśli dodamy do lat rozbiorów czasy saskie, gdy o polskiej koronie decydowały rosyjskie bagnety otaczające pole elekcyjne, to otrzymamy okres 200 lat. Przez 200 lat Polacy nie decydowali o swoim państwie. Decydowały obce rządy i ich polscy agenci. Po to, żeby Polska była państwem upadłym. Terytorium odpowiednim do zewnętrznej eksploatacji.

Dzisiaj mamy ostatni czas na reformę państwa. Jeszcze mamy. Mam nadzieję, że jeszcze mamy.

W co gra Koalicja Obywatelska i Lewica, widać gołym okiem. Jest to gra obliczona na zderzenie obozu rządowego z opozycją przy wykorzystaniu każdej nadarzającej się okazji. Najbliższa to 11 listopada i właśnie Marsz Niepodległości.

Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w 2020 roku udział w nim zadeklarował kandydat KO i obecny prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Miał iść, trzymając w jednej ręce biało-czerwony bukiet róż, a w drugiej dłoń Roberta Bąkiewicza.

Deklaracja zrobiła swoje. Połowa wyborców Krzysztofa Bosaka głosowała na Andrzeja Dudę, a druga na Rafała Trzaskowskiego („PiS-PO, jedno zło!”). Co udowodniło, że jest to formacja bez sensu. Bo jaki ma sens trwanie formacji, gdy jej oddziaływanie zewnętrzne się znosi.

Co zrobił obóz Andrzeja Dudy, żeby zyskać głosy Konfederatów? Do dnia I tury wymyślał im wszystkim od ruskich onuc. A przecież ruskich onuc jest w tym środowisku tylko parę J

Możliwy kryzys gospodarczy lub jakikolwiek inny może zmieść obecny rząd. A obiecane europejskie pieniądze przyniosą władzę formacji chcącej unieważnić państwa europejskie na rzecz jednej wielkiej europejskiej Rzeszy. Zarządzanej formalnie z Brukseli. To dla mnie, przedsiębiorcy, patrioty i wolnego Polaka, wybierającego raczej Trumpa niż Putina, nie jest miła perspektywa. Głosuję jak na razie na Prawo i Sprawiedliwość, bo nie mam alternatywy. Jednak znam parę osób o podobnych poglądach, które nie mogąc znieść polityki społecznej i gospodarczej obecnego rządu, w ogóle nie głosują. A czasem nawet głosują na PO lub Konfederację (bez sensu, co wykazałem powyżej), bo mają dosyć telewizji Kurskiego i partyjnego zawłaszczania państwa. Przecież nikt nie pomyśli, że może być gorzej.

To dlatego na początku tego minicyklu (3) wymyśliłem potrzebę zaistnienia innego, niepisowskiego obozu patriotycznego. I nawet podałem nazwiska.

Musimy jak najszybciej unieważnić tę szatańską alternatywę: że możemy wybierać jedynie pomiędzy Jedną Partią a utratą niepodległości.

Obóz grupujący ludzi wyznających chrześcijańskie wartości z zasadą główną wolności osobistej – i co za tym idzie, wolnorynkowe przekonania – jest potrzebny Polsce natychmiast. Poparcie społeczne dla niego powinno sięgnąć co najmniej 20%. I jest to wystarczający procent, żeby uchronić Polskę przed ryzykowną grą narzuconą nam wszystkim. Brnięcia w ślepy etatyzm i coraz większe, ale patriotyczne zniewolenie człowieka (PiS) i wyuzdany tęczowy kosmopolityzm pod wodzą Niemiec (PO).

20% poparcia dla naszego, również patriotycznego ruchu, zmieni całkowicie sytuację w Polsce. Jakiekolwiek próby wywołania anarchii, obliczone na pozbawienie Polaków możliwości samodzielnego decydowania o swoim państwie, stracą sens.

Obóz kosmopolityczny, bazujący na jednym nośnym haśle: J…ć PiS!, utraci poparcie społeczne potrzebne do przejęcia władzy. Tym samym odsuniemy skutecznie widmo nowych rozbiorów lub sytuacji państwa upadłego, zarządzanego przez polskich kosmopolitów w interesie obcych mocarstw.

I jest to dla mnie wystarczający powód, żeby w budowę takiego ruchu się włączyć. A co z Wami?

Jan Azja Kowalski

PS. Wszystkim polskim patriotom życzę spokojnego i radosnego Marszu. NIEPODLEGŁOŚĆ nie na sprzedaż!!!

Prawdziwe polskie wyzwania. Jak obronić naszą ojczyznę? (5) / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Potrzebujemy konsensusu społecznego – tylko osoba przeszkolona wojskowo może sprawować jakąkolwiek funkcję państwową. Jeżeli nie chcesz walczyć za ojczyznę, to nie możesz jej reprezentować.

Si vis pacem para bellum, mawiali starożytni Rzymianie. Chcesz pokoju – szykuj się na wojnę, powtórzył parę dni temu Jarosław Kaczyński i przedstawił projekt Ustawy o obronie ojczyzny. Po jej przyjęciu wojsko polskie ma wzrosnąć do liczby 200 000 osób., a WOT do 50 000. Czy Polska tego potrzebuje? Podyskutujmy.

Po migawkach filmowych z granicy polsko-białoruskiej nie możemy już dłużej udawać, że nic nam nie grozi. Zatem dla każdego patrioty konieczność wzmocnienia naszej armii jest rzeczą oczywistą.

Ale czy sposób zaproponowany przez Jarosława Kaczyńskiego i ministra Błaszczaka jest najlepszy?

Wojsko Polskie (zawodowe) liczy teraz 100 000 osób, ale zdolnych do działań wojennych jest w nim tylko 20 000–25 000 osób. Reszta to biurokracja. Podwojenie stanu liczebnego może zatem przekształcić się w równoczesne podwojenie żołnierzy i czynnych oficerów… i biurokracji. Obecna siła bojowa polskiego wojska jest zależna od naszego amerykańskiego sojusznika. A wykształcona została podczas wypraw wojennych na obce terytoria (Irak, Afganistan). Zatem jest zdolna do trochę innych działań niż obrona własnego państwa.

Zadanie obecne polega na stworzeniu armii zawodowej zdolnej do obrony naszej ojczyzny.

Ochotnicza armia zawodowa, jaką teraz się nam proponuje, może nie zdać egzaminu z powodu braku ludzi i pieniędzy. Co zatem powinniśmy zrobić? Przede wszystkim pozbyć się starych zaborczych i komunistycznych lęków przed Polakami. To przecież zaborcy odebrali nam prawo do posiadania broni. A komuniści nie mogli go nam przywrócić. Z wiadomych względów.

1.     Musimy zacząć wychowywać naszą młodzież w duchu patriotyczno-militarnym. Wszyscy wiemy, że chłopcy w wieku dorastania biją się. Zamiast pozbawiać ich naturalnej agresji, powinniśmy ją umiejętnie ukierunkować dla dobra ojczyzny. Niech bawią się w wojnę coraz skuteczniej. Uwieńczeniem tej zabawy powinno być obowiązkowe przeszkolenie wojskowe na zakończenie szkoły średniej. 6 miesięcy obcowania z bronią wystarczy.

Ci młodzi żołnierze całe przeszkolenie powinni odbywać w swoim najbliższym otoczeniu. Dzięki temu w najtańszy możliwy sposób nauczą się ochraniać swoją wieś, miasteczko, gminę. A mając karabin pod ręką, będą mogli natychmiast zareagować na agresję.

2.     Nie wszyscy po takim przeszkoleniu zostaną zawodowymi żołnierzami. Nie potrzebujemy tego. Potrzebujemy jednak konsensusu społecznego – tylko osoba przeszkolona wojskowo może sprawować jakąkolwiek funkcję państwową. Jeżeli nie chcesz walczyć za ojczyznę, to nie możesz jej reprezentować na najniższym nawet stanowisku. I to powinno rozwiać wszelkie lęki o wojskową frekwencję.

3.     W ten sposób stworzymy szeroką bazę dla budowy naszej armii zawodowej. Doskonale uzbrojonej i nielicznej. 20–25 000 wojaków w zupełności wystarczy. Bo pod bronią, czekając na mobilizację, będzie stało 2 miliony dobrze wykształconych patriotów. Możemy ich nazwać armią obywatelską lub pospolitym ruszeniem.

Taka jest moja koncepcja obrony Ojczyzny. Najtańsza i najskuteczniejsza. Największym wyzwaniem jest oczywiście logistyka. Umiejętność szybkiego przekształcenia dwudziestotysięcznej armii zawodowej w dwumilionową armię obywatelską. I nad tym powinniśmy poważnie popracować w Akademii Sztuki Wojennej.

Tak zorganizowana jest armia Szwajcarii (już kiedyś o tym pisałem). A jest tak zorganizowana, ponieważ wzięła przykład z Polski. Bezpośrednio z Powstania Styczniowego. Zatem – jeżeli chcemy się skutecznie obronić, to niech minister Błaszczak jedzie do Szwajcarii po instruktorów. Szwajcarzy są nam to winni.

W ten wojskowy sposób, choć trochę nie wprost, wytworzymy znowu elitę patriotyczną. Związaną do śmierci z losem swojej wsi, miasta, gminy, województwa i Polski. Broniącą swojego terytorium, rodzin i przyjaciół z poligonowego błota.

Jan Azja Kowalski

PS Armia obywatelska nie nadaje się do jednego: do podboju obcych państw. Ale chyba nie mamy zamiaru nikogo najeżdżać?

Marsz Niepodległości nie odbędzie się legalnie. Sąd Apelacyjny podtrzymał uchylenie decyzji wojewody

Decyzją Sądu Apelacyjnego w mocy pozostaje uchylenie decyzji wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła ws. rejestracji wydarzenia cyklicznego „Marsz Niepodległości”.

[related id=157246 side=right] W 2017 r. wojewoda mazowiecki zarejestrował Marsz Niepodległości jako wydarzenie cykliczne na cztery lata. We wrześniu organizatorzy złożyli wniosek o ponowne uznanie MN za wydarzenie cykliczne. Przychylił się do tego w poniedziałek wojewoda Konstanty Radziwiłł. Jego decyzję zaskarżył jednak we wtorek prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Sąd uznał to odwołanie w środę. Decyzję tamtą komentował na antenie Radia Wnet Marek Jurek.

Złożone w czwartek  zażalenie wojewody na postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie. Decyzję tą skomentował włodarz stolicy:

  Prezydent Warszawy dodał, że po stronie policji jest niedopuszczenie do ekscesów i manifestacji.

A.P.

Źródło: Wprost.pl

Winnnicki: Trzaskowski jest mazgajem i nie potrafi być mężczyzną. Warszawiacy powinni wyciągać wnioski ze swoich wyborów

Gościem „Poranka Wnet” jest Robert Winnicki – poseł Konfederacji, który komentuje problemy i kontrowersje wokół prawnej legalizacji Marszu Niepodległości.


Robert Winnicki komentuje decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie, który uchylił decyzję wojewody mazowieckiego dotyczącą rejestracji Marszu nie podległości jako zgromadzenia cyklicznego.

Było zauważalne, że zapadł wyrok ideologiczny i słaby pod względem prawnym. W moim przekonaniu zostanie z łatwością obalony w sądach wyższej instancji.

Wszyscy zaangażowani w tą inicjatywę – w tym Robert Winnicki – walczą o oficjalne uznanie jej za wydarzenie cykliczne.

Gość „Poranka Wnet” podkreśla, że problemy przy organizacji Marszu Niepodległości stały się już chlebem powszednim.

Poseł Konfederacji negatywnie ocenia poczynania prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który jest głównym przeciwnikiem organizacji tegorocznego marszu. Wskazuje, że nie prowadzi on konsekwentnej narracji, zmieniając oportunistycznie swoje zapatrywania na niektóre tematy.

Trzaskowski jest mazgajem i nie potrafi być mężczyzną. Warszawiacy powinni wyciągać wnioski ze swoich wyborów.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.

 

 

Zmarł Janusz Kamocki (2.08.1927 – 22.10.2021) – opozycjonista i więzień polityczny PRL, patriota aktywny do końca życia

Śpieszmy się uhonorować wielkich; ostatni z nich odchodzą na wieczną służbę! Niezłomnego patriotę żegnają środowiska opozycji demokratycznej, Polonii zagranicznej, repatrianci i wszyscy patrioci.

Prawdziwe polskie wyzwania. Praca koncepcyjna, organiczna i broń dla każdego (4) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Nie możemy zachwycać się zmianami kosmetycznymi i hałaśliwym piarem wspieranym przez disco polo. 30-tysięczna armia WOT nie obroni nas nawet przed migrantami z Iraku wspieranymi przez Łukaszenkę.

Nie wiem, co może nas ocalić przez najbliższe trzy lata. Przed Parlamentem Europejskim, Wysoką Komisją, TSUE, Niemcami i Rosją. Do czasu kolejnych wyborów prezydenckich w USA. Chyba tylko modlitwa. Minął zaledwie rok od wygranej Joe’ego Bidena i jego lewackiej orientacji, a z pozycji Polski w Europie nie pozostało nic.

Pamiętacie jeszcze poprzednią hucpę „europejską” przeciwko Polsce? Miała miejsce w końcówce rządów Baracka Obamy i ustała nagle.

Po zwycięstwie Donalda Trumpa i jego koncepcji budowy Trójmorza jako przeciwwagi dla pozycji Niemiec w Europie w oparciu o Polskę jako główne państwo regionu, mieliśmy pełne cztery lata na przebudowę państwa z postkomunistycznego w normalne. Zmarnowaliśmy je.

Może ocali nas biurokratyczna inercja albo kolejny kryzys gospodarczy? Nie wiem. Jednak jedno wiem. Jeżeli dostaniemy kolejną (amerykańską?) szansę, nie możemy jej zmarnować. A żeby jej nie zmarnować, już dziś musimy zacząć pracę nad zmianami ustrojowymi naszego państwa. Takimi, które zapewnią Polsce stałą, a nie sezonową pozycję w Europie i w świecie.

Nie możemy zachwycać się zmianami kosmetycznymi i hałaśliwym piarem wspieranym przez disco polo. 30-tysięczna armia WOT nie obroni nas nawet przed migrantami z Iraku wspieranymi przez Łukaszenkę. Potrzebujemy obywatelskiej armii liczącej 2 miliony przeszkolonych i uzbrojonych obywateli. Zdolnych do podjęcia zorganizowanych działań w ciągu kilku dni, a spontanicznych, likwidujących doraźne zagrożenie, od zaraz.

Potrzebujemy na to powszechnego dostępu do pieniędzy. Do pieniędzy, które większość z nas jest w stanie wygospodarować po likwidacji fiskalnego państwa redystrybucji. Obecnego państwa. Żebrzącego o kredyty w Brukseli za cenę podporządkowania się szaleństwu nowej bolszewii, która właśnie zachodnią Europą zawładnęła w interesie starych Prus, II i III Rzeszy i Niemiec obecnych.

Super, że możemy podziwiać w ostatnich dniach odwagę naszego premiera „nie pozwolimy” Morawieckiego. Szkoda tylko, że przed niespełna rokiem zgodził się na ideologiczny warunek przyznawania europejskich pieniędzy.

To znaczy europejskich kredytów, bo Europa od dawna nie ma żadnych pieniędzy. Na powiązanie przyznawania funduszy z przestrzeganiem ideologicznego szaleństwa tolerancji dla 51 płci. Co może się skończyć wymogiem wpłacania pieniędzy do wspólnego wora, żyrowania europejskich pożyczek naszym majątkiem państwowym i oglądaniem europejskiej figi z powodu niespełniania europejskich standardów.

Dla obrony przed nową bolszewią potrzebujemy własnych polskich pieniędzy. Powinniśmy tak przeorganizować państwo, abyśmy mogli automatycznie je wypracowywać. Jeżeli tylko nie przestraszymy się wielkich liczb, recepta jest banalnie prosta. Musimy zdecydowanie obniżyć koszt codziennego funkcjonowania obywateli i państwa. Bez przymierania głodem i bez luksusów Bizancjum.

Musimy wrócić do źródeł, do podstawowych chrześcijańskich wartości w myśleniu o państwie i życiu społecznym. Jego esencję stanowi zasada pomocniczości – podstawowa zasada nauki społecznej Kościoła. Stanowi ona, że wszystko, co obywatel może zrobić sam, powinien zrobić sam.

Wszystko, co wymaga współdziałania lokalnej społeczności, powinno się odbywać w ramach lokalnej społeczności, bez ingerencji państwa. Dopiero to, co nie może być wykonane w powyższy sposób, powinno odbyć się przy wykorzystaniu zasobów i możliwości państwa. (Rzecz całościowo przedstawiłem w Wojnie, którą właśnie przegraliśmy i projekcie nowej Konstytucji)

Zamiast rynku kapitałowego opanowanego przez zewnętrznych spekulantów powinniśmy zorganizować powszechną własność obywatelską majątku narodowego. To wyeliminuje zewnętrzną spekulację i sztuczne bańki. Podwyżka cen produktów Orlenu jako części majątku narodowego oznaczać będzie wzrost zysków każdego z nas. A spadki cen na stacjach Orlenu zaowocują wzrostem naszych oszczędności. Nie potrzebujemy większej stabilności. I nie potrzebujemy żadnych kolejnych zewnętrznych kredytów. Uzależnionych od naszego posłuszeństwa wobec Wysokiej Niemieckiej Komisji.

W ten sam właścicielski sposób musimy zabezpieczyć naszą emerycką przyszłość i przyszłość naszych wnuków. Zamiast wystawiać się na światową spekulację naszymi środkami, powinniśmy je ulokować w realnej gospodarce narodowej. Sfinansować jej rozwój.

Sami kredytując i zabezpieczając wzrost własnej zamożności, wypracujemy środki niezbędne do naszego powszechnego uzbrojenia. To po pierwsze. Po drugie, obniżając koszt funkcjonowania w gospodarce, wygramy rywalizację globalną.

Wszyscy z zewnątrz będą chcieli u nas zamawiać produkcję, usługi i inwestować własny majątek rzeczywisty, a nie lewarowane spekulacyjne środki. Pozycja Polski na świecie, zwłaszcza w najbliższym trójmorskim otoczeniu, automatycznie wzrośnie. I w ten sposób staniemy się rzeczywistym liderem, mogącym pociągnąć pozostałe państwa. Brednie wygłaszane w TVP o naszych obecnych sukcesach, gdy pozycja Polski lokuje się pomiędzy Albanią i Bułgarią, przecież jej nie zapewnią.

Módlmy się zatem o przeżycie tych paru niekorzystnych lat i pracujmy nad naszą koncepcją. Bo dzień, w którym będziemy ją mogli przedstawić wszystkim Polakom jako ofertę wyborczą, może przyjść szybciej, niż nam się wydaje.

Jan Azja Kowalski

PS Gdy na początku lat 80. twierdziliśmy (LDP „Niepodległość”), że dni Związku Sowieckiego są już policzone, wielu stukało się w czoła J

Prawdziwe polskie wyzwania. A gdy Prawo i Sprawiedliwość przegra wybory… (3) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Przestraszmy się powrotu do władzy Patologii Obywatelskiej, która z przytupem sprzeda nas Brukseli. Przestraszmy się i zacznijmy jak najszybciej budować obóz polityczny ludzi klasycznie uczciwych.

…w Brukseli wystrzelą korki od szampanów. W Berlinie Angela Merkel popatrzy czule na portret carycy Katarzyny II. Na Kremlu Władimir Władimirowicz odpali ruską banię. Bo Polska znowu stanie się państwem upadłym. Znowu podporządkowanym interesom wielkich sąsiadów.

Tak wynika z obecnych politycznych sondaży. I dlatego Komisja Europejska tak śmiało naciska na Polskę. Gdyby władzę w Polsce po przegranych przez PiS wyborach mogli przejąć wolnorynkowi, antyetatystyczni narodowcy, Wysoka Komisja łasiłaby się jak kot przy nodze Jarosława Kaczyńskiego. Ale z wyliczeń wynika, że bliska przejęcia władzy jest opcja internacjonalistyczna w pełni uległa Berlinowi. Dlatego KE się nie łasi, ale pokazuje pazurki i wydaje groźne pomruki.

Jasne, że się cieszę z przywództwa Prawa i Sprawiedliwości (i jego przybudówek). To jest najlepszy rząd, co kolejny raz przypominam, od 1989 roku.

Ale niepokoją mnie dwie sprawy. Pierwsza: najlepsza nawet partia kiedyś przegrywa. I to jest pierwsze prawo demokracji.

Drugą sformułował kiedyś Lord Acton. Jego prawo głosi, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Dlatego w demokracji, która nie jest przecież władzą absolutną, na wszelki wypadek stosowana jest kadencyjność. Żeby władzą absolutną się nie stała. Po dwóch kadencjach sprawowania władzy, pomimo wielkiego poparcia i zasług, trzeba się żegnać ze stanowiskiem. Takie rozwiązanie chroni nas wszystkich przed wewnętrzną degeneracją struktur i ludzi.

Zasada kadencyjności nie została wpisana w ustawę samorządową. Dlatego polskie samorządy przekształciły się w zdegenerowane towarzystwo wzajemnych prywatnych interesów. Niemających nic wspólnego z interesami mieszkańców.

Prezydent USA nie może rządzić dłużej niż dwie kadencje, a prezydent Sopotu lub Gdyni mógł i jeszcze może. Prezydent Putin również, ale co to ma wspólnego z demokracją?

Najwspanialszy nawet człowiek ulega pokusom wykorzystania struktur władzy dla własnych korzyści. Ojcowie demokracji o tym wiedzieli, bo również byli ludźmi. Niezakłamanymi ludźmi.

Druga kadencja rządów Prawa i Sprawiedliwości bardzo różni się od pierwszej w ilości wewnętrznych afer ujawnianych przez władze partii. Czyżby wszyscy nieuczciwi ludzie zostali już wyrzuceni z tej partii i rządu? I teraz pozostali już sami prawi i sprawiedliwi. Za długo żyję na tym świecie, żeby uwierzyć w tę bajkę. A jeszcze co rusz prezes NIK, Marian Banaś, przedstawia kolejne wyliczenia. Wyliczenia niegospodarności. Co przedstawiane jest jako polityczna zemsta na niewinnych patriotycznych aniołkach.

Czy niegospodarność może stanowić poważny zarzut w stosunku do prawych patriotów? Przecież to nie nasze pieniądze, odpowiada skołowany naród. Przecież to państwowe albo unijne. Ale tak odpowiada naród telewizyjny. Ludzie uczciwi w klasyczny sposób, sprzed wynalezienia moralności partyjnej, widząc jawne przypadki niegospodarności w instytucjach publicznych (eufemizm na kradzież naszych wspólnych pieniędzy), są coraz bardziej zniesmaczeni. Kradzieżą publicznych środków i korupcyjną siecią powiązań zapewniającą bezkarność prezesom i dyrektorom. I są z tych instytucji i firm państwowych rugowani lub sami odchodzą. Na ich miejsce werbowani są ludzie nowej moralności, którzy uważają środki publiczne za niczyje. A jeżeli niczyje, to czemu nie ich?

Właśnie tak gnije nasze etatystyczne państwo pod wodzą najlepszego po roku 1989 rządu. Gdzie nie poskrobać, wyłażą na wierzch nieuzasadnione, dwu- i trzykrotnie zawyżone w stosunku do cen rynkowych faktury. Podpisywane przez wiernych księgowych dla trwania niezłomnych patriotów, prezesów i dyrektorów. Dla sprawy.

Spójrzmy jeszcze raz na tytuł tego felietonu. I przestraszmy się my wszyscy, ludzie uczciwi w klasyczny sposób. Przestraszmy się nadchodzącego wydarzenia – przegranych przez PiS wyborów i powrotu do władzy Patologii Obywatelskiej, która z przytupem sprzeda nas Brukseli.

Przestraszmy się, ale twórczo. I zacznijmy jak najszybciej budować obóz polityczny ludzi klasycznie uczciwych. Świadomych istnienia korupcyjnych mechanizmów obecnego systemu zarządzania państwem i ludzkiej ułomności wyartykułowanej w przykazaniu VII Dekalogu.

Sztandarowe nazwiska przedstawiłem w ubiegłą sobotę. Ale nazwiska to nie wszystko. Musimy teraz przedstawić założenia ideowe i programowe naszego obywatelskiego ruchu. Ruchu dla Polski wolnej i niepodległej, której nadałem roboczą nazwę V Rzeczpospolita. Do zobaczenia za tydzień 😊

Jan Azja Kowalski