Spacerujemy po Warszawie i trafiamy do Krakowa! – Radiowy słup ogłoszeniowy 10.07.2025 r.

Warszawa - Zamek Królewski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

W dzisiejszym wydaniu audycji m.in.: królewska opera, mrożące krew w żyłach spacery i okołobiblijny Witkacy!

Najpierw rozmawiamy z artystką Stefanią Michałowską, która zaprasza nas na swoją wystawę obrazów ceramicznych Gdzie się w mroku zgłębia zieloność. Opowiada m.in. o tym, jak tworzy się sztukę w tej technice oraz jak zainspirowała ją twórczość Bolesława Leśmiana. Ekspozycja jest dostępna dla zwiedzających w Galerii 81 stopni w Warszawie do 31 lipca.

Łączymy się też z Anną Żakiewicz, kuratorką wystawy Kuszenie Witkacego w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Odpowiada na pytanie, dlaczego Instytucja zdecydowała się na zorganizowanie ekspozycji poświęconej tej burzliwej postaci oraz mówi, czym kierowała się przy wyborze dzieł. Finisaż wystawy 21 września.

Następnie Hubert Smoczyk z grupy Warszawski zaułek zaprasza słuchaczy na tematyczne spacery z przewodnikiem ulicami stolicy. W programie m.in. „Lalka”, kryminalne opowieści i trasy śladami historii!

Na koniec spacerujemy do Krakowa i rozmawiamy z Mateuszem Prendotą, dyrektorem Filharmonii Krakowskiej. Nasz gość zachęca do obejrzenia dwóch ostatnich pokazów opery Kopciuszek Gioachina Rossiniego, wystawianych w ramach Royal Opera Festival. Najbliższe spektakle: 10 i 12 lipca o godz. 18:00.

Ks. prof. Michał Janocha: kolejne sobory powszechne oddziaływały na sztukę

Фреска_Нікейський_Вселенський_Собор/Fot. Creative Commons

Druga część opowieści ks. biskupa Michała Janochy o pierwszym soborze powszechnym, który odbył się w Nicei (dzisiejszym Izniku) z inicjatywy cesarza Konstantyna w 325 roku.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Ks. prof. Michał Janocha: sobór nicejski I otwierał Kościół na tradycje hellenistyczne

Ks. prof. Michał Janocha: sobór nicejski I otwierał Kościół na tradycje hellenistyczne

Pierwsza część opowieści ks. biskupa Michała Janochy o pierwszym soborze powszechnym, który odbył się w Nicei (dzisiejszym Izniku) z inicjatywy cesarza Konstantyna w 325 roku.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

W drodze do ziemi obiecanej: od idei Theodora Herzla po deklarację Arthura Balfoura

Ekspert: zamiast opowiadać dziecku o świecie, rodzic zajęty jest swoim telefonem

Smartfon / Fot. PickPik.com

„Chodzi o to, żeby dzieci umiały rozsądnie czytać, szukając informacji w sieci” – mówi prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek, psycholog i terapeuta dzieci.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Klub parlamentarny Polska 2050 złożył projekt ustawy zabraniającej korzystania przez uczniów ze smartfonów w szkołach podstawowych. Podobne próby ustawowego ograniczenia ekspozycji najmłodszych na ekrany mają miejsce w innych krajach europejskich. Prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie wskazuje na konieczność implementowania tych regulacji:

One mają ogromny sens, bo już w 2017 roku Amerykańska Akademia Pediatryczna, a także Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne wydało zakaz korzystania z ekranów dla małych dzieci.

Ekspert zwraca uwagę na konsekwencje zbyt wczesnego korzystania z urządzeń elektronicznych, takich jak tablet lub smartfon, w szczególności w zakresie kształtowania się pola widzenia oraz aparatu mowy:

Kiedy [dzieci] patrzą na ekran, mają bardzo ograniczone pole widzenia. Gdyby rozglądały się po świecie, to jest 200 stopni, jeśli patrzą na ekran, 6 do 10 stopni.

Dzieci zjawiają się u mnie dlatego, że mają opóźniony rozwój mowy, a właściwie brak rozwoju mowy i są dzieci, które do trzeciego roku życia nie mówią.

Choć ograniczanie dostępu najmłodszych do ekranów poprzez działania ustawodawcy jest wskazane, równie ważne jest uświadamianie w tym zakresie opiekunów:

Dziecko jedzie w wózeczku i ogląda świat, a rodzic zamiast opowiadać mu o tym świecie i pokazywać ten świat, cały czas jest zajęty swoim telefonem.

Gość Radia Wnet wskazuje jednocześnie, że dziecko powinno zostać odpowiednio przygotowane do życia w coraz bardziej zdigitalizowanym świecie. To jednak wiąże się z pewnymi zasadami:

Moja zasada jest taka, że dziecko nie może oglądać telewizji, dopóki nie zacznie budować zdań i zadawać pytań. Dziecko nie może dostać ekranu, dopóki nie zrobi pierwszych kroków w nauce czytania.

Smartfony są, ekrany są, będą, a my je musimy, dzieci musimy przygotować, ich mózgi musimy do tego przygotować, żeby potrafiły to przetwarzać.

/mm

Zobacz także:

Prokuratura nie chce prowadzić spraw dotyczących blokad Ostatniego Pokolenia

Bohdan Wodiczko: dyrygent, reformator opery i kreator kultury. Michał Klubiński mówi, dlaczego warto o nim pamiętać

Źródło: Goodfon

Michał Klubiński, autor książki „Bohdan Wodiczko. Dyrygent wobec nowoczesnej kultury muzycznej”, przybliża życie nieco zapomnianego, aczkolwiek wybitnego dyrygenta i kreatora kultury.

Nasz gość rozpoczyna swoją opowieść od wątku operowego:

Bohdan Wodiczko rzeczywiście dążył do tego, żeby odnaturalizować operę, czyli pozbawić z pewnego charakterystycznego blichtru i uczuciowego przesytu. I stąd zainicjował szereg działań w Operze Warszawskiej, która wtedy mieściła się jeszcze przed odbudową w sali Roma, obecnym Teatrze Roma przy Nowogrodzkiej 49. Chodziło o to, żeby stworzyć reformę języka wystawienia oper i zaprosić najlepszych reżyserów, teatralnych głównie, żeby ten język unowocześnić i zbliżyć maksymalnie do nowego widza, który miał się według Wodiczki fascynować filmami kryminalnymi (tak jak zresztą on sam), nowoczesną scenografią i nowoczesnym, dynamicznym tempem życia.

I kontynuuje:

 To wszystko szokowało wtedy publiczność. No i wiązało się też ze wspaniałą obsadą i śpiewaków, i tancerzy, i obsadą orkiestry, którą Bohdan Wodiczko odmłodził, usuwając 121 osób, w tym wielkich gwiazd przedwojennych ze składu artystycznego Opery Warszawskiej.

Michał Klubiński mówi też o tym, jak zainteresował się postacią Bohdana Wodiczki. Ważnym dla niego momentem, było otrzymanie płyty z nagraniem Harnasi Karola Szymanowskiego, ale na pytanie, czy ten album stał się punktem zapalnym do napisania książki, odpowiada tak:

Tak jak to bywa głównie w takich historiach, nie wiedziałem, że tak się przywiąże do tej postaci. Ale ponieważ zajmowałem się w czasie studiów również Mieczysławem Mierzejewskim, współpracownikiem Wodiczki, też wybitnym dyrygentem. To tak ten temat mnie zainteresował, reformy operowej pełną parą, a potem przyszła ta książka jako doświadczenie pewnej epopei w życiu kompozytora, dyrygenta, który również miał pewne problemy polityczne, jak wiemy. Ponieważ jego wizja moderny trochę wchodziła w kolizję z oczekiwaniami władz, zwłaszcza około 65 roku, kiedy zmieniono Ministra Kultury z Bohdana Galińskiego na Lucjana Motykę. Jak wiadomo, Lucjana Motyka to już troszeczkę mieszał wokół 68 roku.

Mówi też o szerszym spojrzeniu na funkcję dyrygenta:

To jest chyba najbardziej wszechstronna funkcja muzyczna po kompozytorze ze względu na konieczność opanowania wszystkich tych rudymentów muzycznych, ale też w czasach, kiedy radio i nagrania dopiero raczkowały, dyrygent i jego wizja repertuarowa, muzyczna pewien impresariat wobec orkiestry prowadził, były jedynym źródłem właściwie takiej szerokiej wizji kultury muzycznej. I to jeszcze działo się w XIX wieku przed nagraniami, przed radiem. Właściwie dyrygent był źródłem nie tylko magii, ale też pewnego procesu spojrzenia na historię muzyki generalnie. Także Bohdan Wodiczko pełnił taką funkcję, wzorując się trochę na przedstawiciela awangardy plastycznej, przedwojennej. Pełnił taką funkcję w PRL-u, starał się przybliżać nowoczesność.

Dalej mówi o chwilami nieco kontrowersyjnym podejściu Bohdana Wodiczki do wykonywanego przez niego zawodu:

Tak, oczywiście schlebiał poglądowi modernistycznemu, że dyrygent jest schowany za dziełem i dba tylko o odtworzenie pewnych procesów głęboko ukrytych w dziele, ale też pozwalał sobiez drugiej strony jednak na poprawki, jeśli chodzi o same partytury, czyli np. redukcję pod kątem instrumentacji, kiedy muzycy byli nie najlepsi w orkiestrach, to po prostu wyrzucał partie orkiestrowe, np. Operę Salome Strauss, która słynie z gęstej instrumentacji, chciał wystawić z jednym fletem piccolo i tylko pierwszymi skrzypcami, zdaje się i kontrabasami. Natomiast niewątpliwie dbał o to, żeby nie eksponować pewnego romantycznego potencjału ekspresyjnego. No i przede wszystkim tu wyprzedzał swoich kolegów, choć jak słuchamy jego interpretacji, to dostrzegamy tam jakiś ukryty romantyzm na dnie, czyli pewną ekstatyczność jednak. To też takie typowo modernistyczne. Mamy neoklasycyzm, ale on jest w parze z neoromantyzmem.

Opowiada też o pełnej sukcesów karierze Wodiczki. Wspomina o przejęciu posad dyrektora w Filharmonii łódzkiej, Krakowskiej i w końcu Warszawskiej.

Wreszcie Filharmonia Narodowa, (1955-58), gdzie Sokorski zaprezentował, można powiedzieć, antycypację odwilży, czyli zaprosił Wodiczkę z repertuarem nowoczesnym w 1955 roku, jednocześnie detronizując założyciela Filharmonii Witolda Rowickiego. I ten spór Rowicki-Wodiczka niestety przyczynił się do kolejnej wendety, czyli zabrania przez Rowickiego Teatru Wielkiego w Odiczce w 65 roku, kiedy Rowicki zgodził się na tego typu fasadową rolę dyrektora dwóch instytucji muzycznych w Warszawie, a był dość nieudolnym, prawdę mówiąc, dyrektorem muzycznym Teatru Muzycznego.

Na koniec Michał Klubiński wspomina ślad, jaki polski dyrygent odcisnął w Reykjaviku, gdzie również obejmował posadę dyrektora orkiestry:

Warto zauważyć, że on dla Islandczyków okazał się taką znamienną postacią. Kiedy wyjechał po tych dwóch klęskach odebraniu mu Filharmonii i Teatru Wielkiego do Islandii, żeby w Reykjaviku prowadzić orkiestrę tamtejszego radia, potem Filharmonii, to stworzył tam od nowa kulturę muzyczną i do dzisiaj jest pamiętany jako wybitna postać. Ja tam byłem z wykładem i rzeczywiście wielu muzyków się zebrało, żeby go wspominać.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Karol Samsel: Miłosz jest najukochańszą i najbardziej znienawidzoną postacią polskiej literatury

prof. Karol Samsel, fot. Radio Wnet

Kilka dni po 114. rocznicy urodziny Czesława Miłosza, prof. Karol Samsel w rozmowie z Konradem Mędrzeckim przypatruje się metafizycznemu wymiarowi twórczości polskiego noblisty.

Miłosz jest troszeczkę najukochańszą i najbardziej znienawidzoną postacią polskiej literatury. Miłosz jest trochę naszą narodową własnością, trochę niewłasnością. Ja w jednym ze swoich tekstów o traktacie teologicznym (Miłosz jest autorem właściwie polskiej poetyki traktatowej) zastanawiałem się, czy kiedyś doczekamy w Polsce konferencji naukowej, takiej interdyscyplinarnej, w której o traktacie teologicznym Miłosza mówiliby filozof religii, teolog, ateista, chrześcijanin, literaturoznawca, filozof. Mam jakieś głębokie poczucie, że nam jest wygodnie patrzeć na Miłosza w konkretnym świetle. Polubiliśmy to światło, na przykład heretyka czy gnostyka.

I kontynuuje:

W Miłoszu jest jakiś głęboki synkretyzm religijny i w ogóle, tak jak Gustaw Herling-Grudziński, Miłosz mówił, że chce być pisarzem zła. I to wychodzi w tytule tej książki Łukasza Tischnera, Czesław Miłosz, Sekrety Manichejskich Trucizn. To jest bardzo dobra książka właśnie o Miłoszu jako pisarzu zła. I to taki bardzo ważny atawizm polskiej literatury. Mam na myśli to, że oni się nie lubili. Herling i Miłosz. Mieli ku temu powody metafizyczne. 

Dalej, prof. Karol Samsel mówi o Miłoszu w kontekście chrześcijańskim:

Chodzi o to, że on nie kupował tej intelektualnej wykładni, na jaką chrześcijaństwo się zdobyło. On po prostu uważał, że tomizm jest zbyt nieludzki, aby dotarł do zwykłego chrześcijańskiego Hioba, człowieka cierpiącego, który potrzebuje filozofii prostej jak podanie ręki. Natomiast Miłosz mówił o tym wielokrotnie, że kieruje się w stronę heterodoksji, że porzuca ortodoksję właśnie ze względu na tę nieludzkość tomizmu, to rozczarowanie rzekomym szczytem chrześcijańskiej myśli teologicznej, jaką miał być tomizm. I tu oczywiście możemy dotknąć postaci Jana Pawła II, bo tomizm jest oczywiście zasadniczym elementem jego światopoglądu filozoficznego. Tą drogą również moglibyśmy ich obydwu ze sobą porównywać. Natomiast też nie jest dobrze, że my cały czas w naszej miłoszologii tkwimy w czytaniu motywów biblijnych w twórczości Miłosza, że stworzyliśmy również taką dziedzinę, jaką jest czytanie Miłosza przez duchownych.

I kontynuuje wątek religijny:

Miłosz jest przewrotnie religijny. Jest fascynująco ironiczny w swoim podejściu do religijności. Jak my chcemy go przeczytać w taki sposób chrześcijański, to my go przeczytamy. Ale nie możemy zapominać, że jest chrześcijańskim ironistą. Wie pan, że po prostu kiedy Miłosz mówi, że zadaniem poety jest prorokować, to on ma na myśli coś zupełnie innego niż Mickiewicz. Jemu chodzi o to, że pieśń jest bezwstydna, że oporządzanie rytmu ma w sobie coś z jakiejś wieprzowatości. On nie jest poetą rytmu, on nie jest poetą pieśni. Zadaniem poety jest prorokowanie, a nie sprawdzanie, czy zgadza się muzyka wersu.

Powraca też do niezwykle ważnego dzieła Miłosza, jakim był zbiór esejów „Zniewolony umysł”:

Ten poemat, traktat moralny jest właśnie refleksją jego pracy w ambasadach amerykańskich w Nowym Jorku (…) mówił, że na tym polegał problem, że ci komuniści bierutowscy czy postbierutoscy, oni przypominali neofitów, konwertytów. Mieli w sobie taki religijny zapał. Andrzej Walicki w swojej interpretacjach Miłosza często to podkreślał, że ci komuniści lat pięćdziesiątych byli niczym nowi chrześcijanie i w taki nowochrześcijański katakumbowy sposób do komunizmu usiłowali Miłosza zagrabiać, indagować. No i wtedy ukłuł Miłosz to pojęcie dobrego poganina, właśnie stąd się bierze to pojęcie poganina, Dobrego poganina, że on woli być dobrym poganinem, a nie nowym chrześcijaninem, takim, który nie rokuje nadziei nawrócenia, ale jest sobą.

 

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz! 

Pola Pospieszalska, Bartłomiej Mechanik Chyla i Patrycja Krzyczman w audycji Muzyczne IQ.

zdj. materiały prasowe

Taka gra.

Wywiady, muzyczne premiery. Pola Pospieszalska odwiedziła Muzyczne IQ z nowym nagraniem. Po sukcesie pierwszego singla ‘The World Needs Love’, który został porównany przez BBC do piosenki przewodniej Jamesa Bonda, drugi singiel ‘Emerald Sea’ umacnia pozycję Poli jako nowego, fascynującego głosu w alternatywnym popie — takiego, który nie boi się przekraczać granic. Patrycja Krzyczman w Sierpniu 2023 roku rozpoczęła twórczą współpracę z liderem zespołu Hedone – Maciejem Werkiem, który jest kompozytorem oraz producentem płyty „Znikąd”, o której opowiedziała nam sama artystka. Bartłomiej Mechanik Chyla – muzyk multiinstrumentalista, kompozytor, autor tekstów, opowiedział o najnowszym singlu zwiastującym drugi album artysty.

Zapraszamy do odsłuchu.

Gimnastyka buzi i języka w rozmowie o emocjach i nowych nagraniach Duxius. Radio Aktywni.

Duxius, fot. Anna Wyszomierska

Tarutitajratuła

Nowy materiał od Edyty Rogowskiej-Żak i jej projektu Duxius nadchodzi coraz większymi krokami. Artystka zapowiada mini album, zatytułowany — Polish Future Retro, a jego przedsmakiem i bezpośrednią zapowiedzią jest świeżutki singiel Czerwiec. W audycji Radio Aktywni porozmawialiśmy z Edytą o emocjach, poćwiczyliśmy dykcję no i co najważniejsze posłuchaliśmy jej nowych nagrań. Zapraszamy do odsłuchu.

 

Robert Kostro: Starałem się, żeby Muzeum Historii Polski było miejscem otwartym dla ludzi o różnych poglądach

Robert Kostro, fot. Radio Wnet

Robert Kostro, były dyrektor Muzeum Historii Historii Polski, odwiedza Radio Wnet, aby opowiedzieć o najnowszej książce: „Państwowiec w Muzeum. Robert Kostro w rozmowie z Piotrem Zarembą”.

O okolicznościach jej powstania, Robert Kostro mówi tak:

To była w ogóle książka, którą przygotowywaliśmy z myślą o otwarciu wystawy stałej. No ale ponieważ nie było mi dane otworzyć wystawy stałej, to znaczy może jeszcze będzie dane, ale na razie, w każdym razie na to się nie zapowiada. W związku z tym postanowiliśmy opublikować to, dodając oczywiście ten obszerny fragment na początku dotyczący samego odwołania mnie. Ale generalnie to ma być opowieść i o tym, jak powstawało muzeum, ale też o to, skąd się wziął ten pomysł muzeum. A Piotr Zaremba też mnie wypytał i o moją trochę biografię, a też o wystawę stałą właśnie, bo to jest też jakaś tam ważna część tej książki.

Dzieli się też refleksjami na temat swojej dotychczasowej kariery. Na pytanie o to, jak ocenia sytuację w Muzeum Historii Polski teraz, odpowiada tak:

Nie stało się nic takiego, co by jakoś dramatycznie zmieniało kurs tego muzeum. tam jakieś odcienie inne, pewnie ten ster jest lekko skierowany lekko w lewo może, ale nie tak bardzo, żeby to jakoś istotnie na dzisiaj wpływało na to, co się dzieje w muzeum.

Dalej komentuje okoliczności wokół decyzji o odwołaniu go ze stanowiska:

To znaczy rzeczywiście było tak, że inny zarzut dostałem w tym piśmie odwołującym, co innego mówiono mi wcześniej w takiej rozmowie, która miała raczej skłonić mnie nie tyle do ustąpienia, ale z pewną ofertą, żebym przejął inną instytucję kultury. [Instytut Pileckiego]. Potem jeszcze były formułowane w różnych publicznych okolicznościach jeszcze inne uzasadnienia do mojego zwolnienia. Bo to było i to, co mam w tych pismach odwołujących, no to jest kwestia tego, że nie wydawałem wystarczająco sprawnie pieniędzy, czyli że zostawały jakieś pieniądze. Ja oczywiście nie mogłem wydać, no bo jak były opóźnienia na budowę, no to trudno, żeby płacić za niewykonaną pracę, no bo wtedy to nie tylko byłbym odwołany, ale nawet ryzykowałbym kryminał za takie postępowanie. Z kolei w takiej rozmowie, która miała doprowadzić do tego, żebym jakoś bez większego hałasu odszedł, mowa była o tym, że jest potrzebna zmiana, nowe otwarcie. Takie hasło było.

I kontynuuje:

Ja w ten sposób zinterpretowałem, że chodziło o to, żeby powiedzieć własnemu elektoratowi, nowy rząd, żeby powiedzieć, że to muzeum, które było złe wtedy, kiedy rządził PiS, no to teraz jest już dobry, prawda, bo jest nowy dyrektor słuszny i w związku z tym możemy już cieszyć się, że jest takie muzeum historii Polski. I tak bym rozumiał to nowe otwarcie, ale były też różne jeszcze jakieś inne, mniej czy bardziej udane uzasadnienia, żeby mnie odwołać. Na przykład, że potrzeba jest większej aktywności tego muzeum. Ja na Komisji Kultury wymieniałem kilkanaście, tak bez przygotowania specjalnego, kilkanaście projektów, które realizowaliśmy edukacyjnych, popularyzacyjnych, naukowych, które świadczyły o dużej aktywności tego muzeum.

Robert Kostro odnosi się też do mianowania dr Krzysztofa Ruchniewicza na dyrektora Instytutu Pileckiego:

Natomiast rzeczywiście to było dziwne w tym sensie, bo to jest też niepoważne, prawda? Jeżeli się najpierw proponuje coś takiej osobie jak ja, która ma jednak dość tradycyjny sposób myślenia o historii, właśnie niekoniecznie tego, że my zawiniliśmy w czasie II wojny światowej, tylko że jednak to Niemcy zawinili. A potem się mianuje kogoś, kto ma dokładnie odwrotny pogląd. W jednej z takich fundamentalnych spraw historycznych to jedno z dwóch. Albo tu nie ma żadnej polityki historycznej, prawda? Za tym nie idzie żadna myśl. Albo to jest jakieś, nie wiem, kwestia jakiegoś dania posady komuś bliskiemu ministerstwu. Nie mam zielonego pojęcia, jakim sposobem doszli do takiej wspaniałej nominacji.

Wreszcie mówi o tym, jak zareagował na decyzję o odwołaniu go ze stanowiska dyrektora Muzeum Historii Polski:

Dla mnie to było trudne, bo to oznaczało jednak pewną formę przyzwolenia na to, że właściwie bez jakiegoś poważnego uzasadnienia z takim pretekstem zostaję odwołany po 18 latach, po jednak sporej pracy, którą wykonałem i po tym, że jestem przekonany, że robiłem to dobrze w podwójnym sensie. To znaczy, że po pierwsze, że to muzeum powstało wbrew różnym oporom, często politycznym. Ale po drugie też, że jestem przekonany, że starałem się to robić tak, żeby to była naprawdę publiczna instytucja, a nie, nawet jeżeli ja mam powiedzmy jakieś bardziej konserwatywne sympatie, to jednak starałem się, żeby to było miejsce otwarte dla ludzi różnych poglądów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!