Pociąg do lata/ Stacja: Tłuszcz/ Kolej na rozmowę/ 12.07.2023 r.

Pociąg do lata dotarł do stacji Tłuszcz. Reporterzy Radia Wnet przybliżają historię miasta oraz jego herbu.

W trakcie rozmowy przeprowadzonej w pociągu, Konrad Mędrzecki przepytał kolejnych pasażerów. Ekipa Radia Wnet dotarła do stacji Tłuszcz. Reporterzy przybliżają także historię nazwy miasta oraz obecności bobra w herbie Tłuszcza.

 

Posłuchaj teraz!

 

 

Pociąg do lata/ Stacja: Tłuszcz/ 7. Ogólnopolski Plener Ceramiczny/ 12.07.2023 r.

Dalsza część wyprawy ekipy Radia Wnet. Tym razem odwiedzili okolice Tłuszcza.

Kolejna stacja Pociągu do lata. Ekipa Radia Wnet dojechała już do Tłuszcza. Odwiedzili oni Pałac w Chrzęstnem nieopodal Tłuszcza. Przeprowadzili także rozmowy z ceramiczką Hanną Wolf, która opowiedziała o 7. Ogólnopolskim Plenerze Ceramicznym Azymut – Chrzęstne. To kolejna edycja festiwalu, na którym ceramicy z całej Polski pokazują swoje umiejętności i sposoby na wyrób ceramicznych tworów.

Ponadto porozmawiali z artystką – uczestniczką festiwalu Dorotą Grześkiewicz. Prowadzący wraz z rozmówcami przybliżyli sztukę ceramiczną oraz co trzeba zrobić by zostać ceramikiem.

Posłuchaj teraz!

Miejsca pamięci na Wołyniu. Fotoreportaż Piotra Mateusza Bobołowicza

Paweł Bobołowicz i o. Iwan – prawosławny proboszcz wsi Kisielin, gdzie podczas morderstw w 1943 roku Polacy bronili się w kościele i na plebani przed ukraińskimi nacjonalistami / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Paweł i Piotr Mateusz Bobołowiczowie udali się m.in. do wsi Ostrówki, która została zrównana z ziemią w trakcie zbrodni wołyńskiej. W trakcie wyprawy na tereny rzezi odwiedzili groby poległych.

Paweł Bobołowicz w w miejscu gdzie byli mordowani Polacy / / Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Raport z Kijowa 11.07.2023: „Traktując wszystkich Ukraińców, jako sprawców mordów, popełniamy bardzo duży błąd”

Wołyń. Prawda, pamięć i pojednanie

Jestem dumnym potomkiem Kresowian. W Polsce żyje nas około pięciu milionów. 11 lipca przypada ważna dla nas rocznica.

Tego dnia obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. Jest to symboliczna data upamiętniająca tragedię sprzed blisko 80 lat.

Jacek Wanzek

 

 

O świcie 11 lipca 1943 roku dzikie hordy ukraińskich nacjonalistów (często przy wsparciu miejscowych chłopów) zaatakowały około stu polskich wsi, majątków i gospodarstw. Uzbrojeni w piki, kosy i siekiery rozpoczęli typowy dla cywilizacji turańskiej, bestialski mord na bezbronnej ludności polskiej. Było to apogeum gehenny Polaków na Kresach Południowo-Wschodnich.

Przecinanie ciała na pół, obcinanie kończyn, rozbijanie głów siekierami, czy wydłubywanie oczu były na porządku dziennym. Śmierć od kuli była błogosławieństwem. Niewielu jednak miało to „szczęście”. Bilans tej masakry to dziesiątki spalonych wsi i tysiące pomordowanych. Jednego dnia!

Jednak zagłada polskich Kresów to nie tylko ten jeden dzień i jedno województwo. Zbrodnie OUN-UPA rozpoczęły się już we wrześniu 1939 i trwały nawet do 1947 roku. Swoim zasięgiem objęły m.in. województwo wołyńskie, lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie pochłaniając pomiędzy 100 a 200 tysięcy ofiar.

Ludobójstwo na Kresach to tysiące ludzkich katastrof, przerwanych życiorysów i łańcuchów pokoleń. Jednym ze szczęśliwców, który ocalał z tego piekła jest mój dziadek.

W czasie rzezi miał 10 lat. Kilkukrotnie uniknął śmierci. Przez wiele miesięcy żył w niewyobrażalnym napięciu i lęku. Każdego dnia, 24 godziny na dobę zastanawiał się czy zostanie poćwiartowany, wbity na pal lub spalony żywcem.

Mój dziadek letnie noce spędzał ukrywając się na drzewie, na polach lub pod stogiem siana nasłuchując wrzasków pijanych banderowców i wypatrując płonących pochodni. Taka była rzeczywistość polskiego dziecka na Wołyniu latem 1943 roku.

I choć minęły dziesiątki lat, rany nadal się nie zagoiły. Dla Kresowian i ich potomków temat rzezi wołyńskiej jest niezwykle bolesny. Tysiące naszych przodków zginęło z rąk ukraińskich band, a wielu z nas wciąż zmaga się z traumą pokoleniową. Traumą, która do dziś nie znajduje ukojenia. Dzieje się tak z kilku powodów.

Przede wszystkim ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez wiele lat było nieobecne w polskiej świadomości historycznej, a depozytariuszami pamięci były przede wszystkim rodziny nim dotknięte.

Od blisko osiemdziesięciu lat stale słyszymy, że to nie jest odpowiedni moment na rozdrapywanie dawnych ran. W czasach PRL z przyczyn politycznych temat działalności UPA ulegał zniekształceniom i zafałszowaniu a sam Wołyń był tematem tabu.

Gdy w 1991 roku Ukraina odzyskała niepodległość wydawało się, że bolesne kwestie w stosunkach polsko-ukraińskich w końcu zostaną wyjaśnione. Tak się jednak nie stało, albowiem sprawa rzezi wołyńskiej została poświęcona w imię giedroyciowskiej polityki bezwarunkowego wspierania suwerenności państwa ukraińskiego.

W kolejnych latach również nie podnoszono wątku ludobójstwa ze względu na polityczną poprawność. Do dziś zresztą temat ten nie jest szerzej eksponowany ani w oficjalnej, ani w zbiorowej pamięci polskiego społeczeństwa.

Natomiast zupełnie inaczej sprawy miały się za naszą wschodnią granicą, gdzie przez lata dochodziło do mitologizacji banderyzmu i ewidentnego zakłamywania faktów historycznych.

Ustanowienie barbarzyńskiego zakazu ekshumacji polskich ofiar, a także haniebne słowa wypowiedziane w zeszłym roku przez ambasadora Ukrainy w Niemczech, zdają się dobitnie wskazywać kurs polityki historycznej Kijowa. W tym samym czasie gdy rodziny pomordowanych za dążenie do prawdy nazywa się rosyjską agenturą, Andrij Melnyk broni Bandery i wypowiada rażące kłamstwa historyczne w niemieckich mediach. Pytanie kto w tej sytuacji bardziej wpisuje się w putinowską narrację?

 

 

Ukraina może dziś liczyć na wsparcie Polski i Polaków na wielu płaszczyznach. Czy jednak należy bezrefleksyjnie wspierać Ukrainę nawet jeśli ewidentnie godzi to w nasz interes narodowy? Być może i tak. Jednak musimy mieć na uwadze fakt, że jeżeli pozwolimy budować Ukrainie swą tożsamość narodową na kulcie Bandery, to w przyszłości konsekwencje tego mogą okazać się dla Polski zgubne.

Dziś w Polsce mamy blisko 4 miliony Ukraińców. Polska w obliczu wojny otworzyła przed nimi swoje granice, domy i serca. Polacy wspięli się na szczyty solidarności i współczucia dla ofiar wojny. Wydawać by się mogło, że nasze kraje jeszcze nigdy nie były tak zjednoczone jak dziś-w obliczu rosyjskiej napaści na Ukrainę.

To doskonały czas na pojednanie. Jeżeli chcemy budować nową jakość naszych stosunków, to relacje między naszymi narodami nie mogą być oparte na kłamstwie. Nie nakleja się bowiem plastra na nieoczyszczoną ranę. Dążmy do pojednania w oparciu o prawdę. Bez względu na wszystko. Prawda-choćby była najokrutniejsza- jest konieczna, aby uzdrowić i uporządkować relacje między naszymi narodami. Nie wolno nam ani kupczyć Wołyniem, ani usprawiedliwiać sprawców.

Wbrew krytycznym opiniom to właśnie teraz jest najlepszy czas, żeby pokazać do czego prowadzą szowinizm i nienawiść między narodami. Jesteśmy to winni nie tylko polskim ofiarom, ale także sprawiedliwym Ukraińcom, którzy w obliczu tak ogromnej tragedii jaką była zbrodnia wołyńska ryzykowali swoje życie by ratować polskich sąsiadów.

Pamiętajmy o ich męczeństwie, gdyż nie o zemstę, lecz właśnie o pamięć wołają ofiary.

Jacek Wanzek

Bohdan Urbankowski: Rzeźbię w tym, co trwałe. „Pomnik Rotmistrza Pileckiego” / Sławomir Matusz, „Kurier WNET” 109/2023

Symboliczny krzyż upamiętniający rtm. Witolda Pileckiego na Łączce na Powązkach w Warszawie | Fot. Wikipedia

Czego można zazdrościć Pileckiemu: cierpień w obozie, udziału w Powstaniu czy tortur, jakim był poddany, i śmierci? A może pośmiertnej sławy i szlachetności postawy? Kto mógł mu tego zazdrościć?

Sławomir Matusz

Rzeźbię w tym, co trwałe: w zawiści, tchórzostwie i niepamięci

Witold Pilecki i Józef Cyrankiewicz w wierszu Bohdana Urbankowskiego

Wiersz Bohdana Urbankowskiego Pomnik Rotmistrza Pileckiego powstał w 1968 roku, dwadzieścia lat po śmierci bohatera.

O rotmistrzu Pileckim (1901–1948) nie pisano nigdzie, nie wolno go było wspominać. Jego sławę miał przyćmić Józef Cyrankiewicz – w czasie wojny działacz PPS WRN, żołnierz Gwardii Ludowej i Związku Walki Zbrojnej, wsławiony udziałem w akcji odbicia Jana Karskiego, więzień obozów KL Auschwitz i Mauthausen. Po wojnie Cyrankiewicz stał się jednym z czołowych działaczy komunistycznych i jako prezes Rady Ministrów odmówił ułaskawienia Witolda Pileckiego, zajmując jego miejsce w panteonie więźniów i bohaterów. W kwietniu 1968 roku Cyrankiewicz potępił strajki studenckie, a w grudniu 1970 roku zaakceptował rozkaz strzelania do robotników na wybrzeżu.

Wzmianka o Cyrankiewiczu jest potrzebna, by zrozumieć kontekst historyczny wiersza Urbankowskiego i okoliczności jego napisania, a także konsekwencje, jakie mógł ponieść jego autor. W tamtym czasie upomnieć się o Witolda Pileckiego to było jak plunąć w twarz Cyrankiewiczowi – jednemu z najważniejszych dygnitarzy komunistycznych, współwinnemu śmierci Rotmistrza.

Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte to okres upamiętniania monumentalnymi pomnikami „braterstwa broni” z Armią Czerwoną, stawiania pomników Karola Świerczewskiego, Józefa Dzierżyńskiego, Stalina, Lenina, ale także czas poetów służących nowej, obcej władzy, którzy układali takie wiersze:

ciężka gwiazda nad świerkiem;
i znów blask zorzy wielkiej.

Kraju mój, kraju barwny
pelargonii i malwy,

kraju węgla i stali…

(K.I. Gałczyński, Ojczyzna)

To nie był kraj Bohdana Urbankowskiego. Taka estetyka nie podobała się dwudziestopięcioletniemu wówczas poecie.

Zastanawia się, co w życiu Rotmistrza należałoby upamiętnić i jaki powinien on mieć pomnik:

Powinien stanąć konno – jakby na wezwanie
że „Ojczyzna w potrzebie”. W żelazie i w obłoku
prosto z krwawych jak zachody słońca
pól września.

W czasie kampanii wrześniowej rotmistrz Witold Pilecki był dowódcą szwadronu ułanów w 19 Dywizji Piechoty Armii Prusy, a później w 41 Dywizji Piechoty na przedmościu rumuńskim. Jego szwadron wsławił się zniszczeniem siedmiu niemieckich czołgów i dwóch samolotów. Rotmistrz mógłby mieć pomnik na koniu, ale taki pomnik nie upamiętniałby wszystkich jego zasług, byłby zbyt patetyczny i banalny. Poeta dochodzi do wniosku, że taki pomnik byłby nietrwały:

Lecz żelazo może spalić rdza. Obłok
rozwieje się jak pamięć.

Rozważa pomnik z brązu – postać:

– w bramie Oświęcimia
niech stanie jak wędrowiec:
przyszedł tu – bo chciał.
I nie po to by cierpieć i skonać
lecz by cierpieć i ratować życie.

Urbankowski wskazuje inny sens cierpienia, jego teleologiczny, szlachetny wymiar, wskazuje bohaterstwo Witolda Pileckiego, który znalazł się w Oświęcimiu, bo sam chciał i miał w tym cel, chciał ratować ludzi. Brąz jednak wydaje się podobny do ludzi. Z brązu odlewa się dzwony, które mają jak ludzie serca i czasem pękają:

– Tak, ale nawet brąz
pęka od nazbyt mocnych
uderzeń
serca
żylasty marmur rozsypuje się w proch
jakby był ludzkim ciałem.

Więc i marmur nie jest dobrym tworzywem, by upamiętnić bohatera. Poeta szuka innego tworzywa. I znajduje je. Jest ono niezwykłe:

Więc rzeźbię w tym, co trwałe: w zawiści
ludzi małych, w tchórzostwie
zwykłych zjadaczy chleba
i w niepamięci wszystkich, wszystkich nas
– za których przeszedł przez baraki Auschwitz
ogień Powstania i kamienny
głuchy od krzyku korytarz Mokotowa.

Najbardziej trwałym materiałem wydają się być ludzkie wady i ułomności, słabości charakteru i zwyczajna podłość, dziedziczone z pokolenia na pokolenie, od początków istnienia człowieka.

W strofie tej Urbankowski przywołuje najważniejsze momenty z życia Rotmistrza: dobrowolny pobyt w Auschwitz, udział w Powstaniu Warszawskim oraz okrutne śledztwo i więzienie na Mokotowie, na Rakowieckiej. Trzeba zapytać, o jaką zawiść chodzi, czyją? Czego można zazdrościć Pileckiemu: cierpień w obozie, udziału w Powstaniu czy tortur, jakim był poddany, i śmierci? A może pośmiertnej sławy i szlachetności postawy, uporu w dążeniu do celów, niezłomności? Kto mógł mu tego zazdrościć? Czy nie oficjalnie „najważniejszy więzień” KL Auschwitz, wyniesiony na szczyty władzy – Józef Cyrankiewicz?

Wiersz Urbankowskiego nie tylko upamiętnia Witolda Pileckiego, ale i demaskuje Józefa Cyrankiewicza. Przypomina, w jaki sposób zginął Pilecki, i udział w jego śmierci Cyrankiewicza – kiedyś współwięźnia w obozie. Wiersz, który ma upamiętnić, demaskuje podłość Cyrankiewicza, zbrodnię, której ofiarą padł Pilecki, i staje się oskarżeniem całego aparatu bezpieki, aparatu komunistycznego i partyjnego.

Bohdan Urbankowski, pisząc i kolportując w maszynopisie ten wiersz, wiedział, czym ryzykuje, jak niebezpieczni są ludzie, których oskarża, i co mogą mu zrobić. Że może trafić do tego samego więzienia na Mokotowie, na Rakowieckiej, a nawet do tej samej celi. Ale tak bywa w życiu. Dlatego kończy wiersz słowami:

Nie w brązie, nie w martwym marmurze,
rzeźbię w tym co żywe – jak życie.

A życie może być naznaczone heroizmem albo podłością: tchórzostwem, zawiścią, niskimi pobudkami, zbrodnią. Najczęściej jest to zwykłe życie, wypełnione codzienną krzątaniną, w której zaniedbujemy pamięć.

Artykuł jest fragmentem przygotowywanej do druku książki Sławomira Matusza Apollo i Marsjasz. Portrety Żołnierzy Wyklętych i stalinowski terror we współczesnej poezji, https://pomagam.pl/studiumprzedmiotu

Od Redakcji: Przytoczony w artykule wiersz Bohdana Urbankowskiego „Pomnik Rotmistrza Pileckiego” pierwotnie był rozpowszechniany w prasie podziemnej. W 2017 roku został umieszczony w wydanej  przez Ministerstwo Obrony Narodowej antologii wierszy o Żołnierzach Wyklętych „Płaszcz chwały”.

Artykuł Sławomira Matusza pt. „Rzeźbię w tym, co trwałe: w zawiści, tchórzostwie i niepamięci. Witold Pilecki i Józef Cyrankiewicz w wierszu Bohdana Urbankowskiego” znajduje się na s. 7 lipcowego Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Rzeźbię w tym, co trwałe: w zawiści, tchórzostwie i niepamięci. Witold Pilecki i Józef Cyrankiewicz w wierszu Bohdana Urbankowskiego”, na s. 7 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023

 

Zamiast Nobla – zamilczenie. Śp. Bohdan Urbankowski / Magdalena Uchaniuk, Maryla Ścibor-Marchocka, Kurier WNET 109/2023

Bohdan Urbankowski | Fot. z archiwum pisarza

Bohdan nie miał pretensji, że każdy wie, kto to jest Olga Tokarczuk, a może jeden na dziesięć tysięcy – kim jest Urbankowski. To była jego cudowna cecha: nie miał żalu do losu, tylko robił swoje.

Wielki Zamilczany

Redaktor Magdalena Uchaniuk i Maryla Ścibor-Marchocka – pisarka, poetka i publicystka – wspominają śp. Bohdana Urbankowskiego i jego fenomenalną twórczość literacką

Zmarł 15 czerwca. Miał 80 lat. Bardzo dobrze znałaś Bohdana Urbankowskiego i przyjaźniłaś się z nim. Powiedz najpierw, jakim był człowiekiem, jak go wspominasz?

Przede wszystkim to był człowiek kryształowo uczciwy, także niezwykle uczciwy intelektualnie, bo nie zawsze te rzeczy idą w parze. Wielki myśliciel, ale też człowiek, w którym nie było cienia goryczy. Przecież Bohdan był tępiony, tak można powiedzieć, skazany na niebyt – to była metoda komunistów, żeby artyści, którzy nie chcieli się podporządkować, nie zaistnieli, za to byli promowani tacy, którzy komunistom sprzyjali, na którymś nawet etapie życia.

Bohdan był z tych, którzy byli w ogóle nieznani, zamilczeni. Trochę był znany w Płocku, gdzie pracował w teatrze jako kierownik literacki, trochę w środowiskach opozycyjnych, zwłaszcza KPN-owskich. Był jednym z mózgów wielu, wielu różnych spraw, ale nigdy nie żądał, aby to było podpisane jego nazwiskiem. Mimo to nie miał w sobie nigdy goryczy.

Kiedy miałam czasem żal do świata i życia, że nie udaje mi się wejść na Parnas, na tę gałązkę, na którą bym chciała się wspiąć, to jechałam do Bohdana i nawet popatrzenie na niego było jak ożywczy prysznic. Bo przecież on doświadczył dużo więcej zapomnienia, a nigdy tego nie wypominał.

Przypomnijmy, że jego dziełem życia były Głosy. To jest rzecz związana z jego historią rodzinną. Bohdan urodził się dziewiętnastego maja w czterdziestym trzecim roku. Mając niecałe półtora roku, był jako dziecko w powstaniu i tam ostatni raz widział ojca.

Z matką dostał się do niewoli, mama z nim uciekła, poszukiwała ojca. W końcu znaleźli się na Śląsku, w Bytomiu, gdzie były trzy grupy: warszawiacy – przeważnie akowcy, lwowiacy i Ślązacy przedwojenni, którzy też walczyli o polskość, bo Bytom przed wojną był po tamtej stronie. I Bohdan wyrósł w tym środowisku, wśród różnych legend związanych z bohaterami drugiej wojny światowej.

Między innymi ci chłopcy opowiadali sobie gdzieś zasłyszane historie o Pileckim, aczkolwiek nie wiedzieli, że Pilecki już nie żyje, że zginął zamordowany w katowniach UB; natomiast wiedzieli, że to był ten, który poszedł do obozu dobrowolnie i potem uciekł. Tak sobie zastępowali ojców, bo ojciec Bohdana zginął w obozie koncentracyjnym.

I Bohdan całe życie praktycznie, od 25 roku życia pisał Głosy, bo wtedy odwiedził Buchenwald po raz pierwszy i wtedy zaczął pisać wiersze. Wiersze, które się wymykają jakiejkolwiek klasyfikacji, ponieważ to jest powieść napisana poezją, a każdy z wierszy to jest inna postać, to jest głos innej osoby. I wszystkie się przenikają.

Nie ma żadnego innego utworu literackiego – bo wszyscy znamy Borowskiego czy inne tego typu opowiadania – ale nie ma utworu, który by lepiej pokazał rzeczywistość obozów koncentracyjnych, który by pokazał ją tak mocno, można powiedzieć – aż do kości.

To jest fenomenalne dzieło i jakże ważne, zwłaszcza że całkowicie prawdziwe: wszystkie te opowieści są odtworzeniem albo realiów, albo legend obozowych. To jest sama prawda. Ale Głosy zostały przemilczane. Radio Wnet pomagało w ich wypromowaniu, niemniej jednak Głosy nie trafiły do lektur szkolnych, chociaż chyba powinny.

Druga rzecz, o której trzeba wspomnieć i która się ciągnęła całe jego życie, to była historia filozofii polskiej, bo Bohdan był też filozofem. Napisał i wydał w końcu, dzięki Michałowi Janiszewskiemu, pięciotomowe dzieło, w którym uwzględnił praktycznie wszystkich polskich filozofów.

Równocześnie Bohdan pracował nad powieściami. Ostatnia, jaką ukończył, to powieść o Stalinie. I pomimo kilkuset spektakli i książek, które napisał, Bohdan nie miał pretensji do losu, że każdy wie, kto to jest Olga Tokarczuk, a może jeden na dziesięć tysięcy – kim jest Urbankowski. To była jego cudowna cecha: nie miał żalu do losu, tylko robił swoje.

Trzeba przypomnieć, że wśród wielu dzieł Bohdana Urbankowskiego ważne miejsce zajmują monografie, między innymi Adama Mickiewicza, Fiodora Dostojewskiego, Józefa Piłsudskiego, Karola Wojtyły, Zbigniewa Herberta.

Monografia Herberta urosła, że tak powiem, do olbrzymiej cegły. Pokazuje Herberta z bardzo ciekawej strony i broni go. Książka o Janie Pawle II jest bardziej pokazaniem filozofii Jana Pawła II. Znajdziemy też wśród jego twórczości mało znaną, ale ciekawą powieść autobiograficzną Fraktale, wartą znalezienia i przeczytania. Mamy historię Ja Szekspir, ja Bóg, w której opisuje zdradę. Bohaterem tej książki jest postać autentyczna, ubek, który inwigilował środowiska literackie.

Rzeczą może nie monumentalną, ale niesłychanie ważną dla zrozumienia wszystkiego, co się stało w Polsce po wojnie, naszej złamanej kultury, tego, co się wokół nas dzieje, trudności z odrodzeniem się, jest Czerwona msza, za którą nienawidziło go wielu.

„Czerwona msza” wzbudziła wściekłość, bo on w niej pokazał proces, w którym ci, którzy dali się złamać albo poszli na współpracę za okupacji sowieckiej, zostali wykreowani na największych polskich pisarzy, a z kolei tych, którzy na tą współpracę się nie zgodzili, wyeliminowano. Bohdan był niesłychanym znawcą również w tych sprawach.

Nie wiem, skąd on zdobywał tę wiedzę, bo przecież to były czasy, kiedy jeszcze nie było tak łatwo z internetem. Ale on wiedział, znał wszystkich tych zapomnianych lub wygumkowanych z powszechnej świadomości.

Co więcej, o czym mało kto dzisiaj pamięta i wie, ale jest twórcą ruchu Nowego Romantyzmu. Napisał książkę o romantyzmie, która wyszła niedawno, ale ruch Nowego Romantyzmu założył jako młody człowiek, przeciwko komunie, bo polski romantyzm był zawsze narodowowyzwoleńczy. W ramach tego nurtu podejmowali działania, które dzisiaj wyglądają jak jakiś kompletny kosmos. Otóż spotykali się poeci z narodów zniewolonych, i to np. Serbołużyczanie – nie wiem, czy kilkanaście osób jeszcze mówi tym językiem; też Czesi i Słowacy. Poeci właśnie z tych zniewolonych narodów, zupełnie, zdawałoby się, niszowi. I oni rozmawiali o swoich narodach. To była jakby kontynuacja myśli prometejskiej, którą kiedyś zapoczątkował Piłsudski. On w tym brał udział, był w tym po uszy.

W końcu jednak został w pewien sposób doceniony. Dwukrotnie otrzymał Medal Solidarności „Zasłużony w Walce o Niepodległość Polski i Praw Człowieka”, Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Wolności i Solidarności, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Jeszcze długo można by wymieniać. III RP nie zapomniała o jego zasługach.

I tak, i nie. Bohdan bardzo kochał Polskę i bardzo się o nią troszczył. Jeśli chodzi o odznaczenia, nazwijmy je kombatanckie, to przede wszystkim Urząd do spraw Kombatantów się bardzo pięknie wobec niego zachował. Ale to jest człowiek takiego formatu… Twierdzę, że zmarł właśnie największy spośród współczesnych Polaków, polskich pisarzy.

Te odznaczenia – oczywiście bardzo pięknie, że dostał je w III RP, bo należały mu się jak psu kość. Ale Bohdana nie ma w lekturach szkolnych, w naszej codzienności, nie został spopularyzowany… Kolosalne pieniądze szły na tłumaczenia najróżniejszych pisarzy na wszystkie możliwe języki. Na Bohdana nie wydano praktycznie złotówki. Został zmarnowany diament, mieliśmy diament pośród siebie, a nie mieliśmy czasu mu się przyjrzeć.

I może teraz jest szansa, żeby pomyśleć, że może jednak warto? Że już można nie bać się jego języka, bo Bohdan potrafił powiedzieć, co myśli. Nigdy nie było to raniące, a nieraz dowcipne. Nie każdy lubi dowcipy na swój temat. Ale warto sięgnąć po jego fenomenalną spuściznę i ją spopularyzować, sprawić, że Czerwona msza trafi na przykład do liceów. Przecież gdyby Historię i Teraźniejszość prof. Roszkowskiego i inne genialne podręczniki uzupełnić Czerwoną mszą

To jest nasz obowiązek. Myślę, że także Jan Kasprzyk będzie tego orędownikiem.

Jan Kasprzyk Bohdana cenił, był z nim zaprzyjaźniony i myślę, że to są ciężkie dni także dla niego. Zresztą tak jak i dla mnie, bo znaliśmy go od naszych szczenięcych lat. Tracimy i mistrza, i przyjaciela, i po prostu kogoś bardzo bliskiego, a cóż dopiero powiedzieć o żonie i córce… to jest dla nich bardzo trudny czas. Mam nadzieję, że otrzymają wsparcie od nas modlitwą i serdeczną myślą, bo tak trzeba.

Pamiętajmy o Bohdanie i próbujmy o nim mówić w różnych miejscach. Domagajmy się od bibliotek szkolnych, żeby sprowadziły jego książki. To można robić oddolnie.

Będziemy o tym mówić. Bardzo dziękuję za to wspomnienie.

Rozmowa red. Magdaleny Uchaniuk z Marylą Ścibor-Marchocką – pisarką, poetką i publicystką, pt. „Wielki Zamilczany”, znajduje się na s. 6 i 7 lipcowego Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa red. Magdaleny Uchaniuk z Marylą Ścibor-Marchocką – pisarką, poetką i publicystką, pt. „Wielki Zamilczany”, na s. 6–7 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023

Lisa Gerrard & Jules Maxwell- One Night in… Muzyczne IQ

Noyalain

Rozmowa z Julesem Maxwellem o płycie nagranaj wspólnie z Lisą Gerrard. Członkowie Dead Can Dance stworzyli wyjatkowy duet, o czym najlepiej przekonać się słuchając ich na żywo. Podcast dostępny pod linkiem https://www.mixcloud.com/mediawnet/lisa-gerrard-jules-maxwell-one-night-in-muzyczne-iq/

„One Night In Porto” to koncertowe wykonanie materiału z wydanego w 2021 roku studyjnego albumu „Burn” duetu Lisa Gerarrd / Jules Maxwell. Odtworzenie materiału z płyty „Burn” w wersji koncertowej stanowiło nie lada wyzwanie. Zamiast po prostu odegrać ten album na żywo, Gerrard i Maxwell postanowili wykorzystać jego melodyjne tematy oraz dźwiękowe struktury jako bazę do stworzenia czegoś nowego.

Spędzili cztery deszczowe dni na próbach w małym teatrze w portugalskim Espinho, a następnie wyruszyli w podróż po całym kraju, aby zaprezentować ich dzieło na żywo. Album „One Night in Porto” został zarejestrowany podczas trzeciego koncertu na trasie, który odbyło się 23 listopada 2022 roku w słynnym na całym świecie Casa Da Música w Porto.

Z Julesem Maxwellem siedzącym przy fortepianie Steinway’a i Lisą Gerrard stojącą naprzeciwko, koncert zaczyna się od tajemniczych dźwięków utworu „Heleali (The Sea Will Rise)”. Jej partie wokalne podczas tego występu są oszałamiające, a mocna gra Julesa Maxwella na fortepianie i jego niepowtarzalny głos, wraz z dodatkową instrumentacją Jamesa Chapmana i Davida Kuckhermanna, zapewniają całkowicie świeżą odsłonę wszystkich siedmiu kompozycji z albumu „Burn”. http://cantaramusic.pl

Łukasz Jakubowicz wspólnie z Hubertem Gasiulem nagrali pod szyldem Gniazdo niezwykłą płytę.

Łukasz Jakubowicz wyjaśnia czym jest "Kłamstwo".

Eksplozja dźwięków.

Łukasz Jakubowicz (Made in Warsaw, ex- Ania Rusowicz Band) wspólnie z Hubertem Gasiulem (ex- Wilki, Ania Rusowicz Band) stworzyli zaskakujacy odbiorcę album. Jak czytamy na bandcampie duetu „to bez wątpienia unikalna pozycja na polskim rynku muzycznym. Wyjątkowa sesja nagraniowa w kultowym Vintage Studio zaowocowała albumem „Kłamstwo” – wymagającym od słuchacza wyobraźni, ale jednocześnie nagradzającym go bogatym brzmieniem i kolorystyką barw. Bo choć nagrana w duecie, tylko z użyciem instrumentów klawiszowych i perkusji, skrzy się wielobarwnością i abstrakcyjnym klimatem szalonej podróży.” Łukasz odwiedził mnie w Muzycznym IQ i opowiedział o tych nagraniach. Zapraszam do odsłuchu. Radek Ruciński.

Ponad Oceanami: w Kanadzie wciąż płoną lasy, Ron deSantis zaostrza politykę migracyjną Florydy

W audycji także m.in. o przenosinach Piotra Rubika do Miami, skandalu korupcyjnym w Kijowiie. Ponadto podsumowanie Open’er Festival w Gdyni.

Iza Lech o trwających w Kanadzie pożarach lasów i skutków tej katastrofy dla gospodarki tego kraju.


Dmytro Antoniuk o skandalu korupcyjnym w jednej ze spółek miejskich w Kijowie.


Ojciec Paweł Kosiński o orzeczeniu Sądu Najwyższego USA zwalniającym  z obowiązku wykonywania usług sprzecznych ze światopoglądem wykonawcy.


Sławomir Budzik o kontrowersyjnym stanowisku CDC na temat rzekomo wysokiej jakości mleka indukowanego u transpłciowej kobiety.


Jaśmina Nowak o bieżących badaniach poparcia dla partii politycznych w Polsce przed wyborami parlamentarnymi zaplanowanymi na jesień.


Ewa Jeneralczuk o planach zaostrzenia polityki migracyjnej przez gubernatora Florydy Rona deSantisa oraz o przyjeździe Piotra Rubika do Miami.


Szymon Dąbrowski o niedawno zakończonym Open’er Festival w Gdyni.


Wysłuchaj całego magazynu „Ponad Oceanami” już teraz!

Mija 80 lat od dnia, w którym ukraińscy sąsiedzi zaczęli mordować Polaków / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 109/2023

Po polskiej stronie może być cisza, ale w tej ciszy możemy czekać na znaczący gest z ukraińskiej strony. Nie może to być „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” ani uchwała parlamentu.

Krzysztof Skowroński

Jak zachować ciszę, gdy biją dzwony i wyją syreny? Jak pogodzić ból przeszłości z dramatem codzienności? To są pytania, które stoją przed Polakami i Ukraińcami. Minął już 500 dzień rosyjskiej agresji na naszego sąsiada i mija już 80 lat od dnia, w którym ukraińscy sąsiedzi w bestialski sposób zaczęli mordować Polaków.

To trudna rocznica, ale mimo wojny Ukrainy z Rosją powinniśmy oczekiwać jakiegoś znaczącego gestu ze strony Ukraińców. W ciszy czekam na znaczący głos.

Wiemy, że dla Ukraińców, nawet tych, którzy mieszkają na Wołyniu, to, co tam się wydarzyło w czasie drugiej wojny światowej, to czarna dziura. Dotyczy to zarówno starych, jak i młodych. Nie uczyli się na lekcjach historii o ludobójstwie, jakiego na sąsiadach dokonali ich przodkowie, a tym bardziej nie słyszeli o nim w prywatnych rozmowach. Sowieckie czasy okryły historię stalową kopułą kłamstwa. Ale to, co usprawiedliwia młodych, nie usprawiedliwia elit. Rozbicie tej stalowej kopuły i wydobycie na światło dzienne ludobójstwa wołyńskiego jest zadaniem ukraińskich intelektualistów i polityków

O 11 lipca 1943 roku powinny się uczyć w szkołach ukraińskie dzieci. Bez uznania faktów, bez prawdy nie będzie pojednania.

My wiemy, że dziś Ukraińcy bronią także naszej wolności i nie możemy stawiać warunków uzależniających naszą pomoc wojenną i solidarność od tego, co zdarzyło się na Wołyniu. Po polskiej stronie może być cisza, ale w tej ciszy możemy czekać na znaczący gest z ukraińskiej strony. Nie może to być „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” ani uchwała parlamentu.

Oczekujemy od prezydenta Ukrainy odpowiedzi na pytanie, czy Ukraińcy chcą budować swoją przyszłość razem z Polską, czy też traktują Polskę jak pomost łączący Kijów z Berlinem i Brukselą. Ale jeśli chcą budować z nami, to muszą wiedzieć, że możemy to robić wspólnie tylko wtedy, gdy faktycznie uświadomią sobie wagę i ludobójczy charakter wołyńskiej tragedii i wezmą za nią odpowiedzialność.

Czy tak się stanie, wnet się okaże i będziemy mogli ocenić, czy politycy zarówno polscy, jak i ukraińscy zdali „wołyński egzamin”. Ale tych egzaminów w drugiej połowie roku jest więcej. Na pewno nie będzie można mówić o sezonie ogórkowym. Z niepokojem będziemy przyglądać się nie tylko wojnie na Ukrainie, ale też temu, co dzieje się za murem oddzielającym Polskę od Białorusi, na której nie tylko pojawiła się broń nuklearna, ale i Prigożyn wraz z tysiącami swoich bandytów. Ta beczka z prochem, stworzona przez byłego dyrektora kołchozu, jest naprawdę groźna, zwłaszcza że sytuacja polityczna i nastroje w Polsce, im bliżej październikowych wyborów, tym bardziej będą rozchwiane.

Perspektywa dziennikarska jest oczywiście inna niż Państwa, którzy pakują się teraz, by wyjechać na wakacje. Cieszmy się z możliwości ucieczki od codzienności, ale nie zapomnijmy zabrać ze sobą Niecodziennej Gazety. W „Kurierze WNET” tym razem polecam wywiad z byłym białoruskim więźniem kolonii karnej, Aleksandrem Kabanowem, i oczywiście dwa archiwalne wywiady ze śp. Bohdanem Urbankowskim, którego rodzina i przyjaciele pożegnali pod koniec czerwca na Cmentarzu Północnym.

My, także w drugiej połowie czerwca, żegnaliśmy naszego redakcyjnego kolegę, Dariusza Kąkola – muzyka, fotografa, pielgrzyma i przyjaciela, który w sposób nagły i niespodziewany w wieku 58 lat opuścił ten świat.

Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023