„Pójdźcie, dzieci, ja was uczyć każę”. Koncepcja Mitteleuropy w zamyśle jej twórcy i w rozumieniu współczesnych Niemiec

Niemiecki plakat z 1915 roku przedstawiający wizję Europy po zwycięstwie państw centralnych | Fot. Picryl.com, domena publiczna

Istota Mitteleuropy polega na tym, że to Berlin ma decydować o tempie rozwoju potencjału takich narodów jak Polska i jak trzeba, nałożyć trwałą barierę rozwojową, która będzie trzymać je pod kontrolą.

Łukasz Jankowski, prof. Grzegorz Kucharczyk

Logika Mitteleuropy

O niemieckiej koncepcji Mitteleuropy, sformułowanej w 1915 roku w książce Friedricha Naumanna Mitteleuropa, a opublikowanej po polsku przez Instytut Pileckiego, z profesorem Grzegorzem Kucharczykiem, historykiem i autorem wstępu do polskiego wydania, rozmawia Łukasz Jankowski

Kim jest osoba, która wprowadziła do niemieckiego i światowego słownika słowo ‘Mitteleuropa’?

Friedrich Neumann dał się poznać jako polityk i pisarz polityczny, chociaż z wykształcenia był teologiem ewangelickim. Był pastorem, ale już przed I wojną światową związał się z niszowym środowiskiem społeczno-liberalnym. Już przed 1914 rokiem pisał książki dotyczące polityki międzynarodowej, ale trwałą sławę zyskała mu właśnie ta, o której mówimy.

Mitteleuropa, opublikowana po raz pierwszy w 1915 roku, bardzo szybko doczekała się statusu bestsellera w Niemczech. Badacze, którzy zajmują się rynkiem czytelniczym w Niemczech tamtych czasów, mówią, że to był drugi co do popularności bestseller, zaraz po wspomnieniach Bismarcka.

(…) Naumann wysuwa dalekosiężną propozycję, wykraczającą poza swoje czasy, to znaczy stworzenia, nazwijmy to, sieci imperialnych wpływów Niemiec w Europie Środkowej.

Wpływów, które mają sięgać szeroko, bo chodzi nie tylko o polskie ziemie i o naród polski, ale o szereg narodów słowiańskich Europy Środkowej, także o Węgrów, którzy zajmują istotne miejsce w tej książce, bo znaczące było ich miejsce w monarchii austro-węgierskiej, a także o ludność pochodzenia romańskiego zamieszkującą tereny Rumunii. Jak szeroki był ten zamysł niemiecki, pierwotny zamysł, który spisał Neumann?

Neumann, mówiąc o Mitteleuropie, czyli Europie Środkowej, miał na myśli obszar zamknięty Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem. Tam Niemcy miały stworzyć nową jakość, a właściwie wyciągnąć konsekwencje z tego, że

Wielka Wojna, czyli I wojna światowa, wytworzyła nowy środkowoeuropejski typ człowieka, który potrzebuje przede wszystkim pewnych ram kulturowych, wzorca, matrycy kulturowej. Skąd je brać? Naumann odpowiada: z Niemiec.

Niemiecka filozofia idealistyczna powinna być tą normą kulturową, która przecież już wcześniej predystynowała Niemcy do odgrywania roli animatora gospodarczego w całej Europie.

I to wszystko, to znaczy dominacja niemiecka – gospodarcza, polityczna i nawet wojskowa w tym rejonie Europy – będzie, jak pisze Naumann, konsekwencją dominacji Niemiec w sferze kultury. W stosunku do Polaków Niemcy powinny przede wszystkim zrezygnować z brutalnej germanizacji w stylu Bismarcka. Czyli komunikat brzmi tak: my was nie będziemy germanizować, my wam „tylko” narzucimy świat pojęć, jakimi macie opisywać sami siebie i świat wokół was – bo tym jest właśnie filozofia.

Czy ten liberalizm jest pułapką, czy poważną, partnerską propozycją Berlina wobec narodów Europy Środkowej, także wobec Polaków?

Słowo ‘liberalizm’ nie jest zupełnie przypadkowe. Dodajmy, że jedna z ważnych fundacji obecnie działających w Niemczech, afiliowanych przy – uwaga! – FDP, partii liberalnej, tworzącej obecną koalicję rządową w Niemczech, jest imienia Friedricha Naumanna właśnie. Ale Naumann próbuje wychować swoich ziomków do tego, aby byli narodem imperialnym. Nie imperialistycznym – imperialnym, tak jak Brytyjczycy.

To jest bardzo ciekawe, że on ciągle odnosi się do Imperium Brytyjskiego. Według niego ten wzorzec trzeba naśladować w Europie Środkowej, czyli budować sieć wpływów, gdzie dwa słowa są najważniejsze: wpływ i kontrola.

Nie ludobójstwo i eksterminacja, jak to robił Hitler w czasie II wojny światowej, szukając imperialnego Lebensraumu dla Niemiec, tylko właśnie wpływ i kontrola. To znaczy: Polacy mogą mieć własne państwo, urzędy i nawet armię, ale to wszystko ma być służebne wobec nadrzędnych interesów Rzeszy Niemieckiej.

Niemcy chcieli, żeby to były tereny podległe także gospodarczo, bo w tej książce jest fragment, kiedy autor mówi: my daliśmy Polakom możliwość także godnego życia materialnego. Czyli: damy wam wyższy poziom życia w zamian za lojalność wobec polityki Berlina jako obszaru imperialnego.

My wam daliśmy, cieszcie się z tego i w domyśle bądźcie wdzięczni. To jest właśnie dowód na to, że Naumann tkwi w takich koleinach, charakterystycznych od XVIII wieku dla pruskiej, niemieckiej myśli politycznej w kontekście ich spojrzenia na Europę Środkową, zwłaszcza na ziemie polskie. Traktuje je jako pewnego rodzaju pustynię cywilizacyjną, czekającą na gospodarza, który przyniesie tutaj kulturę, także w sensie kultury gospodarczej.

I cóż, Polacy powinni być wdzięczni, że mają takich patronów i nie żądać za dużo.

Istota Mitteleuropy polega na tym, że to Berlin ma decydować o tempie rozwoju potencjału takich narodów jak Polska. A jak trzeba, nałożyć trwałą barierę rozwojową, która będzie trzymać je pod kontrolą i pod niemieckim wpływem. (…)

Niektóre pomysły z Mitteleuropy, książki sprzed wieku, z roku 1915, pasują niemalże jak ulał do zmian, jakie na naszych oczach zachodzą w Unii Europejskiej.

W umysły polityków niemieckich należących lub nienależących do grupy Webera mocno wbite jest przekonanie, że nowa Europa Środkowa to są młode demokracje, które jeszcze nie rozumieją, co to jest praworządność. Trzeba je trochę przegłodzić, żeby zrozumiały, że można do polskiego prezydenta zawołać: „Panie Duda, chodź pan, to porozmawiamy”, tak jak jeden z dziennikarzy niemieckich w 2020 roku. Albo stworzyć jakąś zaporę ogniową wobec którejś partii politycznej w Polsce, żeby jakoś się ucywilizowała.

To jest właśnie ten styl myślenia, inaczej artykułowany, ale podobny do tego, co reprezentował Naumann: Europa Środkowa potrzebuje gospodarza, potrzebuje patrona, który powie do tych narodów: „Pójdzcie, dzieci, ja was uczyć każę”.

Cała rozmowa Łukasza Jankowskiego z prof. Grzegorzem Kucharczykiem, pt. „Logika Mitteleuropy”, znajduje się na s. 2, 6 i 7 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Łukasza Jankowskiego z prof. Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Logika Mitteleuropy” na s. 6–7 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Historyk może dowolnie deformować przeszłość. Z tego samego tworzywa da się wydobyć opowieść o zbrodniarzu i bohaterze

Antoni Gramatyka, Jan Długosz | Fot. Picryl, domena publiczna

Przeszłość i historia są sobie bliskie, ale nie tożsame. Przeszłość raz się stała i nie podlega żadnej stylizacji ani retuszowi. Historia zaś jest spojrzeniem na przeszłość z określonej perspektywy.

Zygmunt Zieliński

Przeszłość i jej historia

Powszechnie wiadomo, że dzieła historyczne prędzej czy później się starzeją. Nie starzeje się, bo starzeć się nie może, przeszłość wyrażana w czasie przeszłym dokonanym, która jako tworzywo historii jest materiałem do przerobu.

Tak jak rzeźbiarz z bloku kamiennego może wykuć orła, świętego i mordercę, tak historyk może z depozytu przeszłości wydobyć opowieść o zbrodniarzu i bohaterze, w obu wersjach z tego samego tworzywa.

Jeden choćby przykład – dzieje wojen kozackich i szwedzkich pisane w latach rozbiorów dla pokrzepienia serc i następnie jako trzeźwa analiza stosunków politycznych i społecznych. Tak już jest, choć każda historia aspiruje do obiektywizmu.

Bo historia i przeszłość to sprawy sobie bliskie, ale nie tożsame. Przeszłości nie można tworzyć, ona jest tym, co raz się stało i nie podlega żadnej stylizacji ani retuszowi. Historia zaś jest spojrzeniem na przeszłość z określonej perspektywy. Sama przeszłość spełnia tu rolę budulca. Budulec może w ogóle nie przypominać budowli, albo też bywa w niej rozpoznawalny. Tak samo jest ze śladami przeszłości, które ktoś tak odtworzy, że zyskuje prawo, albo przynajmniej tak mu się zdaje, do konstruowania jej pełnego obrazu. Tak się tworzy historię.

Piętą achillesową każdego badacza-interpretatora jest tzw. prezentyzm, czyli patrzenie na przeszłość z perspektywy współczesności. Jest to spora wada warsztatowa, ale nie najgorsza. O wiele groźniejsze dla obrazu historycznego jest podporządkowanie go założeniom filozoficznym, światopoglądowym czy interesom politycznym. W każdym z tych przypadków obraz przeszłości jest zdeformowany.

‘Polityka historyczna’ to pojęcie znane w każdych czasach i wszelkich systemach. Ma ono wiele wspólnego z celami przeróżnych układów w życiu publicznym, natomiast produkt historyczny powstający w wyniku jej stosowania jest zazwyczaj tym, co nazywamy passus extra viam, czyli kroczeniem po bezdrożu. (…)

Niezwykle trudne jest utrzymanie badań historycznych z dala od tego, co nazywamy polityką historyczną. Nic nie jest tak podatne na manipulacje, konstruowanie nie tylko ocen, ale nawet kreowanie rzekomych faktów, jak właśnie przeszłość. Wystarczy, że przyjmie się opcję odpowiednio zaprogramowaną i wprowadzoną do obiegu pojęciowego, i dalej idzie jak z płatka. Wczesna historiografia PRL-owska (w czasach gierkowskich, a może nawet nieco wcześniej, historyk pretendujący do autorytetu naukowego był już ostrożniejszy) przedstawiała tzw. okres utrwalania władzy ludowej jako walkę z elementami wstecznymi, a władzę radziecką jako czynnik tę walkę zabezpieczający. Każdy logicznie myślący Polak nie spodziewał się niczego innego. Ale zupełnie inny wydźwięk ma podtrzymywanie takiego spojrzenia na historię całe lata po epoce PRL.

Reminiscencje mentalności peerelowskiej – umyślnie nie nazywam jej komunistyczną, bo to wymagałoby dłuższych wyjaśnień – są groźne, jeśli nachodzą one ludzi już nie znających tego okresu z autopsji, a polegających na przekazach z trzeciej ręki. Wówczas historia coraz bardziej oddala się od rzeczywistości, którą się zajmuje.

Wpływa na to dotkliwy brak analiz dostarczających rzeczowych podstaw do tworzenia spójnych ocen syntetycznych. Wiele koniecznych badań spychanych jest na margines lub zgoła eliminowanych dla potrzeb propagandy.

Bardzo były zaniedbane – i moim zdaniem są nadal – badania nad pozbywaniem się w czasie okupacji, zarówno niemieckiej, jak i bolszewickiej, obywatelstwa polskiego. W Sowietach było to często wymuszane, ale w okupowanej przez Niemcy Polsce, o Eindeutschung, czyli włączenie do III lub IV grupy narodowościowej, trzeba było się ubiegać i nie każdego przyjmowano. W Archiwum Wojewódzkim w Bydgoszczy przeglądałem w latach 60. akta odwołań odrzuconych wniosków o Eindeutschung.

Była to lektura przygnębiająca, bo odkrywała hańbę zdrady ojczyzny w najgorszej kategorii. Wielu odwołujących się odżegnywało się od jakichkolwiek związków z Polską. Tematyka taka i jej podobne w PRL nie miała priorytetu, gdyż wielu, którzy w 1945 r. musieli poddać się tzw. rehabilitacji, czyli odzyskiwać obywatelstwo polskie, stając przed specjalną komisją, szybko włączyło się w budowę Polski komunistycznej.

W nurcie podstawowych tematów historycznych, których jednoznaczność nie pozwala na manipulację, odłogiem leżą często te rzekomo marginalne, a które tak naprawdę pozwalają dotrzeć do istoty rzeczy. Teza o bohaterstwie narodu polskiego jest po prostu aksjomatem, ale szczegółowe dochodzenie do wiedzy o faktycznym udziale w tym bohaterstwie daje już zgoła inny obraz. Liczy się, iż w czasie odzyskiwania przez Polskę niepodległości, a są to lata I wojny światowej, w szczególności rok 1918 i następne, 12% narodu czynnie się w to dzieło angażowało, co wcale nie podważa twierdzenia, że odzyskał niepodległość cały naród.

I odwrotnie: pewna ilość – jaki procent, tego nikt nie wie – przestępców w czasie wojny i obu okupacji, w tym szkodzących Żydom, nie daje podstaw, by przedstawiać naród polski jako kolaborujący z okupantem.

Taka teza byłaby automatycznie eliminowana, gdyby badaniami rzeczywistości okupacyjnej objąć całą infrastrukturę, w tym także moralną, drobiazgowo uwzględnić warunki okupacyjne na ziemiach polskich istotnie różne niż w okupowanych krajach zachodnich, a także zróżnicowane na terenach polskich.

Tymczasem takie badania są albo wyrywkowe, albo celowo omijane, gdyż przeszkadzają formułowaniu sądów w większości apriorycznych. Dotyczy to ewidentnie tematu tzw. holokaustu (samo pojęcie nie jest ścisłe, gdyż oznacza ofiarę dobrowolną), ale w równej mierze historiografii pod dyktando reżimu komunistycznego, a przynajmniej tej jej części, która czas po 1944 r. uznaje bez zastrzeżeń za wyzwolenie Polski i przywrócenie jej suwerenności.

Za mało akcentuje się fakt, że w czasie okupacji niemieckiej nie było w Polsce Quislinga, a był takowy nie tylko w Norwegii, ale na Słowacji czy we Francji. Gdyby Niemcy się na to zgodzili, byłby też na Ukrainie. Za to była w Polsce wola walki.

Była armia polska i ta na Zachodzie, i ta na wschodzie, i ta krajowa. Już samo to wyklucza dziś tak częste obwinianie Polaków jako narodu o kolaborację z okupantami. Z tych jakże pozytywnych kart naszych dziejów nie można jednak wnosić, iż w przyszłości ktoś w rodzaju Quislinga i u nas się nie narodzi, względnie czy już się nie rodzi.

Cały artykuł ks. prof. Zygmunta Zielińskiego pt. „Przeszłość i jej historia” znajduje się na s. 29 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł ks. prof. Zygmunta Zielińskiego pt. „Przeszłość i jej historia” na s. 29 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Wołyń: za pomocą rzezi Ukraińcy zamierzali pozbyć się problemu politycznego na drodze do własnego niepodległego państwa

Figura Maryi i krzyż w miejscu, gdzie stał kościół w zniszczonej polskiej wsi Ostrówki | Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Ukraińcy sobie wybrali, uznali, że UPA jest dla nich ważna. To, co dla nas powinno być ważne, to oczekiwanie potępienia tej antypolskiej akcji UPA i zbrodni popełnionych przez UPA na Polakach.

Paweł Bobołowicz, Grzegorz Motyka

Jak zrozumieć, żeby wybaczyć?

Rozmawiają Paweł Bobołowicz i profesor Grzegorz Motyka, historyk specjalizujący się m.in. w relacjach polsko-ukraińskich, członek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, autor m.in. książki Od Rzezi Wołyńskiej do Akcji „Wisła”.

Dlaczego te zbrodnie na Polakach wydarzyły się akurat na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej? Jak mogło dojść do takich mordów na polskiej ludności?

Wołyń był w większości zamieszkiwany przez Ukraińców – ponad 60%, Polaków było 16%. Ukraińscy nacjonaliści spod znaku OUN i UPA wyznawali po prostu radykalny, skrajny nacjonalizm, który zakładał, że w życiu społecznym, publicznym liczy się tylko siła. Wychodzili z założenia, że kiedy rozpoczną powstanie, należy pozbyć się całkowicie ludności polskiej, że w ten sposób pozbędą się jednocześnie problemu politycznego i to pozwoli im wywalczyć przyszłe państwo ukraińskie.

Była to operacja wykalkulowania w sposób dość typowy dla różnych ruchów nacjonalistycznych w różnych częściach Europy i świata, z Bałkanami, które się nasuwają jako pierwsza analogia, na czele.

Liczba ofiar do dzisiaj w pełni nie jest znana, ale możemy mówić o pewnych szacunkach i także one mogą przerażać.

Tak, w wyniku działań UPA zginęło około 100 tysięcy Polaków na wszystkich terenach. Spośród nich około 60 tysięcy zostało zamordowanych na Wołyniu. W wyniku akcji odwetowych polskiego podziemia życie straciło kilkanaście tysięcy ukraińskich cywilów. To także są liczby bardzo wysokie, to są także tysiące ofiar. Pojawiły się niedawno badania, które mówią o 28 tysiącach.

Zwracam uwagę, że ta metodologia obejmuje ofiary ukraińskie z lat 1939–1947 i obejmuje około 5 tysięcy ofiar ukraińskich, które zginęły – zdaniem tych badaczy – z rąk polskiej policji pomocniczej. Natomiast w tych badaniach, które ja podałem, ofiary policji pomocniczej, czy to polskiej, czy ukraińskiej, nie są liczone, ponieważ była to formacja na służbie niemieckiej i rozkazy do zabijania wydawali zawsze Niemcy. (…)

Gdy rozmawiamy o zbrodni na Wołyniu, nie można zapomnieć o tym, że Polacy i Ukraińcy nie byli gospodarzami tego obszaru. Najpierw te tereny znajdowały się pod okupacją sowiecką, później, w 1943 roku, niemiecką. Jaka jest odpowiedzialność okupantów i w ogóle sytuacji II wojny światowej za to, co się wydarzyło na Wołyniu? Czy gdyby nie było II wojny światowej, gdyby nie było rozbioru Polski w 1939 roku, nie doszłoby do tych zbrodni?

Nie ulega żadnej wątpliwości, że bez kontekstu niemieckiego i sowieckiego, bez rozpoczęcia II wojny światowej, do tej zbrodni by nie doszło.

Sytuacja wyglądałaby trochę tak, jak w Irlandii Północnej, w Belfaście, to znaczy Galicja Wschodnia zwłaszcza byłaby terenem nieustannych starć różnego rodzaju między ludnością polską a ukraińską, zamachów, zapewne organizowanych przez OUN. Natomiast państwo polskie z całą pewnością było na tyle silne – widać to było nawet we wrześniu 1939 roku, kiedy OUN próbowała organizować dywersję – że na żadne większe wystąpienie by nie pozwoliło. One nie miałyby po prostu militarnie żadnych szans powodzenia. Dopiero ramy II wojny światowej otworzyły takie możliwości.

Co gorsza, masowe zbrodnie popełniane przez Sowietów i Niemców – myślę o wywózkach na Syberię z jednej strony, a z drugiej o zagładzie Żydów – pokazywały nacjonalistom, że ich światopogląd jest słuszny, a jak mówiłem, oni uważali, że trzeba dokonywać strasznych zbrodni na masową skalę i wtedy jest się wielkim, potężnym.

Oni widzieli, że Sowieci i Niemcy są potężni, bo pozbywają się ogromnych mas ludzi, których uważają za niepotrzebnych, niewygodnych, za wrogów. Jak w 1942 roku znikło z Wołynia 10% mieszkańców, bo tyle stanowili Żydzi, to w środowisku nacjonalistycznym pojawiła się pokusa: dlaczego ma nie zniknąć te 16%, de facto już jakieś 14% Polaków? I taką operację postanowili przeprowadzić.

(…) W Pana opowieści fakty liczby, kontekst historyczny, kwestie etniczne wydają się bezsporne. Na czym więc polega spór historyczny z Ukrainą? Czego Ukraińcy nie potrafią zrozumieć, gdy mówimy o zbrodni wołyńskiej?

Ja uważam, że polscy naukowcy dobrze wykonali swoją podstawową pracę i rzeczywiście stoi za nami masa przekopanych archiwów, dokumentów, zebranych świadectw. Żeby było jasne: ja sam należę do naukowców, którzy się tym zajmowali. Natomiast rzeczywiście po ukraińskiej stronie część naszych badań jest podważana i ta dyskusja – mówię o dyskusji sprzed obecnej wojny – czasami była bardzo męcząca. Jej próbki widać chociażby w wywiadach, jakie ostatnio udzielił Bohdana Hud’, a które zawierają całą masę różnego rodzaju – mówiąc dyplomatycznie – półprawd, wręcz nieprawd. No i się tak potykamy. (…)

Krzysztof Skowroński: Panie Profesorze, nazwa „Rzeź Wołyńska” jest nieprzypadkowa. Skąd się wzięło to nadzwyczajne, ekstremalne okrucieństwo Ukraińców w stosunku do Polaków? I dlaczego te zbrodnie dotyczyły też żon Polaków, które były ukraińskiego pochodzenia, dzieci z małżeństw mieszanych?

To jest pytanie, które się często pojawia w polskim dyskursie i ono ma – to warto sobie uświadomić – zwłaszcza w ukraińskich uszach, taki posmak: w PRL-u mówiło się o rzekomym ukraińskim okrucieństwie. Odpowiedź jest prosta, ale dla wielu trudna do przyjęcia: sprawcy tak to zamierzyli – ponieważ jakkolwiek byśmy na to patrzyli, sprawcy czystek o charakterze etnicznym dokonują ich w sposób okrutny. Organizują je w sposób okrutny po to, żeby ukryć zorganizowany charakter zbrodni.

Już przed wojną założono, że ta czystka zostanie dokonana prymitywnymi narzędziami, żeby stworzyć wrażenie, że chłopi sami z siebie poszli z siekierami, jak żywioł, i zabijali sąsiadów. A wiadomo, że żywiołu się nie sądzi, on jest poza dobrem i złem.

(…) Ukraińcy dzisiaj wynieśli Banderę – przepraszam, że tak trywializuję – w pewnym sensie na ołtarze. Stał się ich bohaterem narodowym, chociaż przez wiele lat wcale tak nie było. Dzisiaj chwalą UPA i UPA stała się symbolem ich walki. Wykorzystują flagę czerwono-czarną. Można powiedzieć, że ziścił się koszmar wielu Polaków, bo tego nie chcieliśmy, a tak się stało. Ale czy Pan, osoba, która doskonale zna kontekst historyczny, ale też współczesny, widzi w tym antypolskość?

W 2003 roku w Kancelarii Prezydenta odbywało się spotkanie. Ja wtedy powiedziałem, że należy się zastanowić, czy chodzi nam o potępienie UPA, do którego, moim zdaniem, nigdy nie dojdzie, czy też chodzi nam o to, żeby doszło do potępienia zbrodni wołyńskiej i zbudowania sieci cmentarzy, do ekshumacji itd., itd.

Mam wrażenie, że przez te 20 lat po stronie polskiej panuje złudzenie, że my możemy Ukraińcom narzucić bohaterów.

Szczerze mówiąc, uważam, że nie dzisiaj, nie teraz, nie w 2015 roku, kiedy uchwalono ustawę kombatancką, ale już ponad 20 lat temu ten pociąg odjechał, to znaczy – że Ukraińcy sobie wybrali, uznali, że UPA jest dla nich ważna. To, co dla nas powinno być ważne, to oczekiwanie potępienia tej antypolskiej akcji UPA i zbrodni popełnionych przez UPA na Polakach i. I często mamy do czynienia właśnie z takimi próbami prób, próbami równoważenia działań polskiego i ukraińskiego podziemia. (…)

Cała rozmowa Pawła Bobołowicza z Grzegorzem Motyką, członkiem Kolegium IPN, pt. „Jak zrozumieć, żeby wybaczyć”, znajduje się na s. 16, 17 i 24 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Pawła Bobołowicza z Grzegorzem Motyką, pt. „Jak zrozumieć, żeby wybaczyć”, na s. 16-17 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Ukraina używa mitu UPA jako fundamentu państwowości. Niepokojące, że w Polsce brak oficjalnej refleksji nad tym faktem

Pomnik Rzezi Wołyńskiej w Warszawie | Fot. Wikipedia.pl

Czy uporczywe budowanie wolnej Ukrainy na micie radykalnego nacjonalizmu w powiązaniu z elementami faszyzmu, co ma łączyć Ukraińców w czasie obecnej wojny, nie będzie elementem zapalnym w przyszłości?

Tomasz Wybranowski

Wołyń. Ukraina czysta jak szklanka wody?

Polska przegrywa batalię o pamięć i godność! Polskie kolejne rządy i ekipy MSZ drepczą w miejscu, nie mając recepty ani odwagi, aby skutecznie i zgodnie z faktami upominać się o uznanie prawdy i naszych historycznych racji. Tak dzieje się i teraz w relacjach z ukraińskimi sojusznikami, których „mamy nie drażnić kwestią Wołynia” i „nie wbijać noża w plecy Ukraińcom, kiedy walczą z Rosją”.

Oczywiście piszę o ludobójstwie na Wołyniu w kontekście tego, co nie wydarzyło się w ramach obchodów bolesnej 80. rocznicy Krwawej Niedzieli. Miękka niczym zroszona lipcowym deszczem trawa mowa, okrągłe słówka, które w istocie nawet nie otarły się o dramat mordowanych dziesiątek tysięcy naszych rodaczek i rodaków.

Pytam wprost, a co z naszą polską wrażliwością? Ukraińcy mają wrażliwość, bo przeżywają traumę Buczy? A my jej nie mamy i musimy czekać niczym na Godota na kilka słów ze strony władz Ukrainy na temat ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów?! (…)

Rodziny pomordowanych często nie wiedzą, gdzie leżą doczesne szczątki ich krewnych. Ale nie mogło się stać inaczej, skoro jeden z honorowanych przez współczesną Ukrainę jako jej bohater, Dmytro Klaczkiwski, w tajnej dyrektywie do dowódców terenowych w roku 1943 nakazał:

„Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Po odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. (…) Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi”.

Jeszcze bardziej szokuje specjalna instrukcja kierownictwa wołyńskiej OUN-B (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, frakcja Stepana Bandery, której zbrojnym ramieniem była UPA – przyp. autora) z jesieni 1943 roku. Zacytuję ją prawie bez skrótów:

„a) zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych domów modlitewnych; b) zniszczyć drzewa rosnące przy domach tak, żeby nie pozostały znaki, że kiedyś mógł tam ktoś żyć (nie niszczyć tylko drzew owocowych przy drogach); c) zniszczyć wszelakie polskie domy, w których wcześniej żyli Polacy (jeśli w tych budynkach mieszkają Ukraińcy – należy je koniecznie rozebrać i zrobić z nich ziemianki); jeśli to nie będzie zrobione, to domy będą spalone i ludzie, którzy w nich żyją, nie będą mieć gdzie przezimować. Zwrócić uwagę jeszcze raz na to, iż jeśli ostanie się cokolwiek polskiego, to Polacy będą zgłaszali pretensje do naszych ziem”.

Przypomnę przy tej okazji, że jeszcze na długo przed wybuchem II wojny światowej, bo w roku 1929, w Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty zakazywano jakiegokolwiek wahania, które byłoby przeszkodą w popełnieniu nawet największych zbrodni i mordów, i tu cytat dosłowny: „kiedy tego wymaga dobro sprawy”.

Mnie najbardziej szokuje inny ustęp z Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty, gdzie jest mowa o „przyjmowaniu wrogów narodu nienawiścią oraz podstępem”. (…)

Fakty i dokumenty przeczą narracji większości współczesnych ukraińskich historyków, którzy w nawiązaniu do ludobójczych wydarzeń z lat 1943–1947 coraz bardziej starają się wybielić rolę OUN-B (frakcję Bandery), twierdząc, że o owym czasie trwała regularna wojna polsko-ukraińska (sic!).

Czasami czytając przedruki dokumentów z tamtych lat i opracowania współczesnych ukraińskich badaczy, odnoszę ze wstrętem wrażenie, że czasami czytam kolejne propagandowe agitki żywcem wyjęte z postanowień OUN i UPA, z których wynika, że akcje przeciwko polskiej ludności były (ponoć!) inicjowane w ramach odwetu za popełnione zbrodnie. (…)

Wstrząsające są szczegóły ludobójstwa na Polakach dokonywanych przez jego „gierojów”:

„Robiliśmy to w następujący sposób. Po spędzeniu całej ludności polskiej w jedno miejsce, okrążaliśmy ją i rozpoczynaliśmy rzeź. Kiedy już nie pozostał ani jeden żywy człowiek, kopaliśmy wielkie doły, zrzucaliśmy tam wszystkie trupy, zasypywaliśmy ziemią oraz żeby ukryć ślady tego okropnego grobu, paliliśmy na nim wielkie ogniska i szliśmy dalej. Tak przechodziliśmy od wsi do wsi (…). Całe bydło, wartościowe rzeczy, mienie i żywność zbieraliśmy, a budynki i inne mienie paliliśmy”.

Bohdan Wusenko, inny piewca „Ukrainy czystej [etnicznie] jak szklanka wody”, w tekście Ukrajińska Powstańcza Armija dije dla pisma „Do zbroji”, w lipcu 1943, w czasie największych ludobójstw na Polakach, pisał:

„Naród ukraiński wstąpił na drogę zdecydowanej rozprawy zbrojnej z cudzoziemcami i nie zejdzie z niej dopóki ostatniego cudzoziemca nie przepędzi do jego kraju albo do mogiły”.

Komentarz zbyteczny…

Dmytro Klaczkiwski ps. Kłym Sawur dla większości historyków, także i dla mnie, w świetle jego słów, które cytowałem, jest jednym z najważniejszych inicjatorów ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Współczesna Ukraina go honoruje. Przykłady?

Kilka lat od chwili powstania Ukrainy jako niezależnego państwa, 9 lipca 1995 roku, w jego rodzinnym Zbarażu, tak ważnym dla polskiej historii mieście, wzniesiono jego pomnik. Kolejny stanął w Równem przy ulicy Soborni 16.

Teraz cytat z ukraińskiej Wikipedii na temat Kłyma Sawura: „24 sierpnia 2018 w imieniu Rady Koordynacyjnej ds. upamiętnienia odznaczonych Kawalerów OUN i UPA we wsi Zołota Słoboda, rejon kozowski, obwód tarnopolski, złotym Krzyżem Zasługi Bojowej UPA I klasy (nr 026) i Złotym Krzyżem Zasługi UPA (nr 025) został odznaczony Dmytro Butor, bratanek Dmytra Klaczkiwskiego „Kłyma Sawura”. (…)

(…) Czy fakt budowania wolnej Ukrainy na micie radykalnego nacjonalizmu w powiązaniu z elementami faszyzmu (o czym za chwilę), co ma łączyć Ukraińców w czasie wojny, nie będzie elementem zapalnym w przyszłości? Zewsząd słychać głosy, że „przecież Ukraińcy nie mają innych bohaterów niż walczący w UPA”! Spotykam się z głosami, że Ukrainie trzeba dać czas. Dodam od siebie, że ten czas trwa już ponad 30 lat, a doczesne szczątki pomordowanych ludobójczo Polaków wciąż nie są ekshumowane i pochowane z należytą czcią.

Jeden z moich dość bliskich znajomych zapytał mnie: o co ci w ogóle chodzi? Odpowiedziałem, że martwię się o przyszłość. Bo jeśli mit założycielski budowany na UPA, a więc i na tych, którzy mordowali Polaków na dawnych Kresach RP, wymierzony jest teraz wyłącznie przeciwko Rosji, to jak będzie wyglądała przyszłość po zakończeniu wojny z Rosją? Broń Boże nie myślę o nowoczesnej formie „riezania Lachów”, gdyby ktoś chciał się upomnieć o Zakierzoński Kraj, mimo że skrajni ukraińscy nacjonaliści o tym mówią. Myślę o tym, jak będzie wyglądało nastawienie Ukrainy po wojnie w kwestii polityki zagranicznej i historycznej.

Ukrainę należy wspierać, bowiem – jak najbrutalniej to nie zabrzmi – jest to bufor, który odgradza nas od Rosji. Ale podczas wojny zapominamy, że z Ukrainą Polska ma wiele interesów sprzecznych. Gdy mowa o forsowaniu swoich interesów, Ukraina jest bezwzględna. Nie ma najmniejszych sentymentów, aby godzić w naszą polską politykę wewnętrzną. (…)

Cały artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Wołyń: Ukraina czysta jak szklanka wody?” znajduje się na s. 8-10 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Wołyń: Ukraina czysta jak szklanka wody?” na s. 8-9 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Mimo wakacji nie możemy nie słyszeć trzasku gałęzi, na której siedzimy / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 110/2023

Chłopcy Prigożyna być może lada chwila usłyszą wołanie z Brukseli, żeby ich wpuścić do Polski, bo tyle już wycierpieli, a oni natychmiast porzucą broń i zmienią się w obrońców wartości europejskich.

Krzysztof Skowroński

Wagnerowscy bandyci odpowiedzialni za zbrodnie wojenne, mordercy, złodzieje, jak spuszczone z łańcucha wściekłe psy, w nagrodę za nieudany pucz, może nawet po raz pierwszy w życiu opuścili Rosję. Wprawdzie o dzisiejszej łukaszenkowskiej Białorusi nie można powiedzieć, że nie jest częścią rosyjskiego imperium, ale dla sybirskich zeków to już Zachód, a Brześć, w którym wybrańcy Prigożyna mają się rozgościć, to brama. Wystarczy przekroczyć jedną granicę i nikt na świecie nie będzie ich rozliczał z gwałtów, zabójstw i rabunków.

Nie wiemy, do jakiego scenariusza są przygotowywani, ale znając diabelską przebiegłość KGB-owskiej gwardii, ich obecności na polskiej granicy nie można lekceważyć. Być może nawet nie zdążą przygotować się do działań, gdy usłyszą wołanie z Brukseli, żeby ich wpuścić do Polski, bo przecież chłopcy Prigożyna już tyle w życiu wycierpieli, a gdy na własne oczy zobaczą europejski raj, natychmiast porzucą broń i zmienią się w obrońców wartości europejskich.

Był przecież taki wspaniały projekt budowania wspólnoty od Władywostoku do Lizbony, świata bez wojny i granic, i przecież nie można odcinać z jabłonki niemieckiej myśli najpiękniej kwitnącej gałęzi. A oni na pewno pomogą.

Prigożynem będzie grał nie tylko jeden z licznych sobowtórów Putina, który nie jest jego sobowtórem, i jego wąsaty cień z Białorusi, ale i nasz rycerz wolności, pędzący po władzę na niewidzialnej brukselskiej szkapie. To groteskowe, ale i groźne. Obawiam się, że nawet jeśli najważniejszy dziennikarz w Polsce pokaże rachunek za zakup trotylu, to i tak nie jest w stanie zatrzymać wirowiska kłamstw niewolących umysły wschodzącej politycznej gwiazdy.

Wprawdzie jest sierpień, czas beztroskich urlopów spędzanych przez niektórych na płonących greckich wyspach, a przez młodzież warszawską na dziedzińcu byłego budynku Komitetu Centralnego, ale nie możemy nie słyszeć trzasku gałęzi, na której siedzimy. Niestety nie jest tak, że naszej względnej stabilizacji zagraża tylko wystrzeliwujący codziennie dziesiątki śmiercionośnych rakiet władca Kremla. On też stał się tylko wasalem potężniejszej od niego siły, przed którą kłania się, udając wielkiego wodza.

Nasze wakacje od zbiorowych nieszczęść chcą też zakłócić twórcy absurdalnych praw, próbujący zbudować idealnego obywatela przez osaczenie człowieka tysiącami przepisów i pozornych wyborów, przed którymi nawet w globalnej restauracji człowiek pada, odurzony przywilejem wolności, jaki daje mu sprzedawca, pytając: duże, średnie czy małe, i czy w zestawie, a może z herbatą, a może pan, a może pani?

A do tego doszlusowała jeszcze sztuczna inteligencja, która z całą pewnością będzie pisała lepsze artykuły wstępne niż ten, wymęczony przez człowieka, który, gdy Państwo będą czytać te słowa, spróbuje zapomnieć o świecie, wędrując po Bieszczadach. Ale o wszystkim zapomnieć się nie da.

W tym numerze „Kuriera WNET”, jak mogli się Państwo zorientować, patrząc na okładkę, nie zapominamy o Wołyniu, ale za to nie ma żadnego tekstu dotyczącego Powstania Warszawskiego. Może przynajmniej w części zrekompensujemy ten brak, polecając książkę, którą mam zaszczyt czytać z Panią Haliną Cieszkowską, uczestniczką Powstania.

Książka Zagłada Miasta, wydana przez Kartę, jest przejmującym zbiorem świadectw ludzi Powstania. Szczególnie istotna jest dyskusja między najważniejszymi politykami i dowódcami zarówno w kraju, jak i w Londynie, która poprzedziła ten zryw.

Ale nie tylko przeszłością zajmujemy się w tym „Kurierze”. Zachęcam do przeczytania wywiadu z prof. Zybertowiczem i naszego działu kulturalnego, który kwitnie jak jego redaktor Konrad Mędrzecki, od kiedy postanowił rzucić palenie.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Program Platformy: im bliżej wyborów, tym więcej zmian i sprzeczności / Zbigniew Kopczyński, „Kurier WNET” nr 109/2023

Światowid, Fot. Silar, CC A-S 3.0, Wikimedia.com

Lider Platformy, podkręcając nienawiść, obiecuje zarazem raj na ziemi po odsunięciu PiS-u od władzy. Szczegóły zarówno tego raju, jak i drogi do niego pozostają pilnie skrywaną tajemnicą.

Zbigniew Kopczyński

Różne twarze Platformy

Wkrótce czeka nas najważniejsze wydarzenie polityczne tego roku, czyli wybory parlamentarne. Kampania wyborcza w pełnym toku i w wakacje raczej nie przyhamuje. Bardzo różnie prowadzą ją ci, którzy chcą nami rządzić przez najbliższe cztery lata. Różnice w przyjętych strategiach najlepiej widać na przykładzie dwóch największych rywali: Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej.

PiS prowadzi cykl Kongresów Programowych, na których przedstawiane są dokonania rządzących i omawiane plany na następną kadencję. W czasie paneli tematycznych można dowiedzieć się wielu ciekawych faktów, mało rozpowszechnionych w mediach. Nie brakuje też dyskusji, a czasem wręcz sporów, na temat wyboru najlepszego podejścia do pojawiających się wyzwań. Różnie też oceniana jest bieżąca działalność organów władzy państwowej.

Tymczasem Platforma koncentruje się na organizowaniu marszów i wieców, na których jej przewodniczący oskarża rządzących o wszelkie niegodziwości, starannie unikając faktów. Podkręcając nienawiść, obiecuje zarazem raj na ziemi po odsunięciu PiS-u od władzy. Szczegóły zarówno tego raju, jak i drogi do niego pozostają pilnie skrywaną tajemnicą.

Programu wyborczego Platformy jak nie było, tak nie ma, pomijając spontaniczną licytację na socjal w wykonaniu Donalda Tuska, podobno liberała. Nie wiemy więc, co czeka nas po zwycięstwie, oprócz rozprawy z PiS-em. Skoro więc przyszłość jest niewiadoma, spójrzmy w przeszłość i zobaczmy, jaką była Platforma i jak zmieniała się w ciągu jej politycznego życia, a również, jak miały się jej deklaracje i obietnice do realnych działań.

Nie zawsze Platforma grała jedynie na emocjach. W swoich początkach, przygotowując się do walki o władzę, zorganizowała zespół ekspertów, by stworzyć plan przebudowy państwa. Miałem okazję przeczytać ten projekt programu i byłem pod wrażeniem. Bardzo konkretny, szczegółowy, stworzony z wizją nowoczesnego i sprawnego państwa. – Jeśli oni zrealizują choć część swoich planów – myślałem wtedy – będziemy żyć w innym kraju. Nie zrealizowali niczego.

Przypomnę jeszcze, że w początkowym okresie swego istnienia Platforma uważała się i była uważana za partię specjalistów od gospodarki, co w świetle efektów ich ośmioletnich rządów brzmi jak dobry żart. Ot, choćby sztandarowe hasło reformy podatkowej „3 x 15”, czyli 15% podatku PIT, CIT i VAT. A jak było w praktyce? Na dzień dobry podniesiono VAT z 22 do 23% jako rozwiązanie tymczasowe, a zostało do dziś. CIT na koniec rządów Platformy to 19%, a najniższa stawka PIT to było 18%. W podatku PIT rząd PO zniósł 50% kosztów uzyskania w umowach o dzieło, co podniosło kwoty płaconych podatków o 60%. O zamrożeniu progów podatkowych i kwoty wolnej od podatku nie warto wspominać.

Będąc w opozycji do pierwszego rządu PiS-u, Platforma uformowała Gabinet Cieni. Weszło w jego skład 21 osób, w tym nawet kilka rozsądnych. I choć miesiącami przygotowywali się do prowadzenia wyznaczonych im resortów, w pierwszym rządzie Donalda Tuska znalazło się tylko pięcioro z nich, a jedynie Ewa Kopacz i Mirosław Drzewiecki objęli resorty, za jakie odpowiadali w Gabinecie Cieni. Najbardziej spektakularną zmianę zaliczył pewny kandydat na ministra obrony narodowej – Bogdan Zdrojewski, którego premier Tusk umieścił w kulturze. Wtedy dziwiliśmy się temu marnotrawieniu pracy, wiedzy i potencjału zaangażowanych w to ludzi. Dziś widzimy, że to wynik konsekwentnie realizowanej przez Donalda Tuska zasady, by pozbywać się ludzi bardziej kompetentnych od niego w jakiejkolwiek dziedzinie. Wśród miernot łatwiej brylować.

Jak 3×15 w podatkach, tak dla uzdrowienia życia politycznego w Polsce sztandarowym hasłem Platformy było „4xTAK”. Chodziło w nim o cztery bardzo ważne kwestie: zmniejszenie liczby posłów o połowę, likwidację Senatu, zniesienie immunitetu parlamentarnego i wprowadzenie ordynacji większościowej.

Platforma żądała przeprowadzenia w tej sprawie referendum. Mnóstwo naiwniaków biegało po Polsce i zbierało podpisy. Podpisów zebrano siedem razy więcej niż wymagane sto tysięcy. Wkrótce Platforma przejęła władzę i rządziła przez osiem lat. Każdy może łatwo odpowiedzieć na pytanie, co zrobiła, by zrealizować przynajmniej jeden z tych postulatów. W sumie wyszło, że 3×15 i 4xTAK daje 7xZERO. Ironią losu jest to, że dzisiaj immunitetu i Senatu Platforma Obywatelska bronić będzie do ostatniej kropli krwi.

Przejdźmy do kwestii światopoglądowych. Dziś Platforma akcentuje swój antyklerykalizm, wręcz antykatolicyzm. Jednocześnie jej lider jest w stanie wspominać matkę czyniącą znak krzyża na chlebie, a nawet nauczać, że wierzący chrześcijanin nie może głosować na PiS. I mówi to człowiek obiecujący wprowadzenie zabijania dzieci na życzenie.

A był czas, oczywiście przed wyborami, że zabiegając o głosy katolików, publikował zdjęcia domowego ołtarzyka. By omamić katolików swą deklarowaną pobożnością i zdobyć ich głosy, zdobył się nawet na ślub kościelny po 27 latach pożycia w związku cywilnym.

Podobny krok w tym samym 2005 roku uczynił ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski, poślubiając w kościele swoją od 26 lat cywilną żonę. Podobieństwo jest jednak pozorne. Aleksander Kwaśniewski kończył wtedy swą drugą kadencję i głosy katolików nie były mu do niczego potrzebne, a w jego środowisku krok ten mógł mu tylko zaszkodzić. Nie jestem w stanie rozstrzygnąć, czy powodowało nim nawrócenie, czy tylko chęć zrobienia przyjemności żonie. W każdym razie innych motywów, szczególnie politycznych, trudno się dopatrzyć. Natomiast w postępowaniu Donalda Tuska hipokryzja i polityczne cwaniactwo aż bije w oczy.

To o liderze. Jeszcze ciekawsza jest religijna historia partii. A tu osiągnięcia są naprawdę imponujące.

Liderzy PO z dumą ogłaszali, że Platforma jest pierwszą partią, chyba na całym bożym świecie, która udała się z partyjną pielgrzymką do Watykanu oraz odbyła pierwsze partyjne rekolekcje. Z dzisiejszej perspektywy widać, że albo rekolekcjonista był wyjątkowo kiepski, albo platformersi przysypiali podczas nauk bądź ich nie zrozumieli. Wkrótce po tym lider Platformy oświadczył, że nie będzie klękał przed biskupami, choć nikt tego nie wymagał.

Neofita nie zdążył dowiedzieć się, że nawet ortodoksyjni katolicy nie klękają przed biskupami, tylko przed Bogiem, a to dość istotna różnica. Niemniej, gdy widmo wyborczej porażki zajrzało w oczy jego następczyni, zgodnie z ludową mądrością „jak trwoga, to do Boga”, załatwiła sobie, wraz z nieodłącznym Michałem Kamińskim, audiencję u papieża. I to w wersji all inclusive: z klękaniem przed biskupem Rzymu, całowaniem papieskiego pierścienia i skromnym strojem pani premier. Większość Polaków nie miała złudzeń co do tego oceanu hipokryzji i Platforma wybory przegrała.

Zmiany w narracji Platformy, a szczególnie jej przewodniczącego, z czasem tak przyspieszyły, że trudno się w nich połapać. Ot, choćby kwestia importu węgla z Rosji. Przypomnę, że krótko po napaści Rosji na Ukrainę, mogliśmy oglądać filmiki z Donaldem Tuskiem pokazującym stacje graniczne z pociągami pełnymi rosyjskiego węgla, pomstującym na PiS-owskich rusofilów finansujących Putina i żądającym natychmiastowego wstrzymania importu trefnego węgla. W końcu rząd wyszedł przed europejski szereg i import zablokował. No i wtedy zaczęło się oskarżanie o działanie pochopne, bez współpracy z Komisją Europejską i bez liczenia się z konsekwencjami. A konsekwencje miały być wręcz apokaliptyczne. Bez węgla, o którego zakup PiS nie zadbał, mieliśmy zimą zamarznąć w ciemnościach.

Ku zaskoczeniu czarnowidzów, węgla nie zabrakło. Dalejże więc kwestionować jego jakość! W telewizyjnym organie opozycji widzieliśmy kamienie malowane na czarno, a rekord idiotyzmu pobił pewien dziennikarzyna usiłujący podpalić węgiel na łopacie przez przyłożenie do niego na moment płomienia z palnika. Biedak w życiu chyba nie widział, jak pali się węglem i był ciężko zdumiony, że węgiel nie zapala się jak suchy papier.

Skoro węgiel był, choć znacznie droższy niż przed rokiem, narracja Platformy przedstawiała wizję zamarzniętych Polaków z powodu za drogiego węgla. Rządowe dotacje złagodziły w pewnym stopniu ten problem, więc opozycjoniści oskarżyli rząd o… zbyt szybki zakup węgla. Po sfinalizowaniu kontraktów importowych cena węgla na rynkach spadła. Zdaniem opozycji należało poczekać do czasu tego spadku, czyli do jesieni, i dopiero wtedy negocjować kontrakty. Węgiel przypłynąłby w sam raz na wiosnę.

Zauważmy, że wszystkie te zmiany w politycznej narracji nastąpiły w przeciągu kilku miesięcy, powiedzmy pół roku. Niesamowita szybkość, a im bliżej wyborów, tym prędkość zmian rośnie.

Wspomniałem tylko kilka kwestii, w których Platforma ukazuje różne twarze. Tak różne, że trudno stwierdzić, jaką mieć będzie po wygranych wyborach, gdy jakąś politykę będzie musiała prowadzić i jakieś konkretne decyzje podejmować

Gdy jednak spojrzymy na zmiany twarzy Platformy w czasie, widzimy bardzo konkretny trend, kierunek tych zmian. Na tej podstawie można stosunkowo łatwo zobaczyć, co nas czeka, gdy PO wygra wybory.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Różne twarze Platformy” znajduje się na s. 15 lipcowego Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Różne twarze Platformy” na s. 15 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023

Paulina Solska: muzyka to dla mnie zabawa. Nie lubię konkurencji ani wyścigów

Paulina Solska - Brevka / Fot. materiały własne

Brevka – wokalistka, autorka tekstów piosenek, kompozytorka. Muzyczny samouk. Przygodę z muzyką rozpoczęła w kwietniu ub.r. wydając swój pierwszy singiel „Słucham”.

Wspólnie z Jackiem Królikiem (współzałożyciel Brathanek, obecnie gitarzysta Krzysztofa Cugowskiego) współtworzyła trzy single (Słucham, Jeszcze tylko, Zamknięte oczy). We wrześniu 2022 wystąpiła na PGE Narodowym podczas Wielkiego Grania w sekcji wokalistów.

Najnowszy utwór „Sam na sam” stworzyła z producentem gwiazd Przemkiem Pukiem. Obecnie pracuje nad kolejnymi piosenkami. W sierpniu światło dzienne ujrzy opracowanie światowego hitu Paula Simona „The sound of silence”, do którego wokalistka napisała własny tekst w języku polskim oraz do którego powstała nowa, nowoczesna aranżacja.

Pochodzi z małej wsi w woj. lubuskim. Ma starszą siostrę. Jest żoną i mamą 9-latka. Jest marzycielką twardo stąpającą po ziemi, dlatego ukończyła dwa kierunki studiów (filologię polską i zarządzanie), przez ponad 7 lat prowadziła własny salon kosmetyczny. Obecnie skupia się na muzyce, tworzeniu nowych kompozycji i koncertowaniu.
Lubi gotować, podróżować, spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu, podróżować. Jest osobą pracowitą, pogodną, otwartą na ludzi. Udziela się charytatywnie i społecznie. Wierzy w przeznaczenie i przyciąganie myślami. Nie toleruje zawiści, zazdrości i zachłanności.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Montaż i realizacja: Alex Sławiński

Marcin Gienieczko: na Arktyce, podobno, jak na morzu, nie ma ateistów

 

Przyjemne z pożytecznym, czyli na wakacje do Asyżu i nie tylko / Konrad Mędrzecki, „Kurier WNET” nr 109/2023

Bazylika św. Franciszka w Asyżu | Fot. valtercirillo. CC0, Pixabay

Nagromadzenie arcydzieł w Bazylice św. Franciszka dosłownie przechodzi ludzkie pojęcie. Freski Giotta w ołtarzu dolnego kościoła naprawdę można dotykać, ale z szacunku nikt tego nie robi.

Konrad Mędrzecki

Redaktor w ogrodzie, czyli w Asyżu i nie tylko

Wakacje już od samego początku były wspaniałe, szczęśliwym zbiegiem okoliczności tanie linie lotnicze najtańszą, chociaż nie najkrótszą i nie najszybszą trasę zaoferowały do Perugii (tuż koło Asyżu) via Malta. Z pięciogodzinnym postojem na tej malowniczej wyspie. Byłem zachwycony, ponieważ mogłem odwiedzić konkatedrę świętego Jana w Valletcie na Malcie, gdzie w jednej z kaplic znajduje w najwyższym stopniu zachwycający obraz Caravaggia Ścięcie św. Jana Chrzciciela. I muszę powiedzieć, że spotkanie z tym obrazem w takim miejscu było przeżyciem absolutnie mistycznym, bo kościół ten pod względem architektury wnętrza jest cudem manieryzmu. (…)

We wczesnych godzinach wieczornych znalazłem się już w swojej asyżowej bazie, czyli w Santa Maria degli Angeli – malutkiej miejscowości u stóp Asyżu, gdzie znajduje się Porcjunkula, czyli malutki, ukochany przez św. Franciszka kościółek, który własnym rękami odbudował, wcześniej otrzymawszy kaplicę od benedyktynów.

Malutka Porcjunkula znajduje się teraz wewnątrz wielkiej Bazyliki Najświętszej Marii Panny od Aniołów (Santa Maria degli Angeli). To naprawdę niezwykłe przeżycie, kiedy wchodząc do wielkiego, wspaniałego kościoła, na samym jego środku widzi się malutki średniowieczny kościół.

(…) Właśnie do tego kościółka św. Franciszek chciał wrócić, kiedy wiedział, że już niebawem Pan Bóg może powołać go do siebie. Kaplica, w której zmarł, znajduje się kilka kroków od Porcjunkuli, pod dachem tej samej bazyliki, po prawej stronie od głównego ołtarza. W obrębie kompleksu świątynnego znajduje się też sławny Ogród Różany, gdzie rosną słynne róże św. Franciszka, które są pozbawione kolców. W ogrodzie znajduje się Kaplica Róż ozdobiona freskami Tyberiusza z Asyżu. Jest też muzeum z arcydziełami takich mistrzów jak Cimbue – nauczyciel Giotta – i uroczy sklepik, gdzie można nabyć wspaniałe prezenty. Polecam.

Posąg Maryi na szczycie Bazyliki Santa Maria degli Angeli w Asyżu | Fot. G. Jansoone, Wikimedia.com

Każdego ranka z balkonu przy moim pokoiku witałem się z Przenajświętszą Panienką, patrząc na jej wspaniały wizerunek – ośmiometrową, wykonaną z brązu i pozłacaną figurę, znajdującą się na szczycie kopuły Bazyliki. To cudowne powitanie dnia. Przysięgam. A wstawałem o 5 rano, by udać się na minipielgrzymkę do samego Asyżu, a ściśle do Bazyliki Świętego Franciszka, gdzie o 6:30 franciszkanie, klaryski i nieliczni „cywile” rozpoczynają śpiewy i czytania. Wszystko to odbywa się w dolnym kościele, bo trzeba Państwu wiedzieć, że Bazylika św. Franciszka to zasadniczo dwa kościoły – kościół górny i dolny z cudownie pięknym ołtarzem, freskami Giotta, które naprawdę można dotykać, ale których z szacunku nikt nie dotyka. Nagromadzenie arcydzieł w bazylice dosłownie przechodzi ludzkie pojęcie. Giotto, Cimbue, Lorenzetti i wielu, wielu innych.

W dolnym kościele znajduje się też zejście do grobu św. Franciszka. To oczywiście nadzwyczajne miejsce. Kamienie na grobie są przedmiotem nieustannej adoracji odwiedzających. Na kratach otaczających grobowiec zawsze jest pełno dłoni trzymających różańce.

(…) Po porannej mszy można było z czystym sercem wybrać się na spacer po Asyżu, mieście, w którym – jak to ślicznie powiedział jeden z moich znajomych – są praktyczne same kościoły. Ósma rano to jest jeszcze bardzo dobra godzina, zarówno z tego względu, że jeszcze nie jest zbyt gorąco, ale też jeszcze ulice są w miarę puste. Turyści dopiero kończą śniadania w hotelach, więc można się cieszyć spacerem średniowiecznym mieście, w którego kamiennych murach co chwilę napotykamy arcydzieła – kilkusetletnie freski, kapliczki, rzeźby – czasem z czasów Imperium Rzymskiego. O tym niezwykłym łączeniu się kultur najdobitniej świadczy kościół katolicki znajdujący się w doskonale zachowanej świątyni Minerwy na jednym z głównych placów miasta.

Około 10:00 zaczyna się już robić gorąco. Można jednak zawsze pójść do jednego z cudownych kościołów, można też odwiedzić muzeum. Można się też wdrapać na Rocca Maggiore – Wielką Skałę, gdzie znajduje się ogromna kamienna forteca górująca nad miastem.

Widoki z Rocca Maggiore są absolutnie piękne. Na pierwszym planie – widziane z góry wszystkie kościoły, ogrody i domy Asyżu, a na drugim cudowny widok na górzystą Umbrię i to włoskie niebo, które znamy z tylu arcydzieł malarstwa.

Chwilowo muzeum na Rocca Maggiore jest w remoncie. Niemniej jednak w tym dosłownie niebiańskim miejscu prężnie działa kawiarenka, gdzie w cieniu pod drzewem można, rozglądając się co jakiś czas po bajkowym krajobrazie, oddać się lekturze na przykład Pisma Świętego, co też robiłem, i przeczekać upał, który powoli zaczyna roztapiać człowieka od zewnątrz, a w konsekwencji od wewnątrz.

Asyż. Widok z Rocca di Maggiore | Fot. evondue, CC0 Pixabay

Niesprzyjający spacerom czas nie jest wcale taki krótki, więc pochłonięcie I Księgi Samuela – z korzyścią dla duszy – nie stanowi problemu przed udaniem się w dalszą drogę – tym razem w dół. Można na przykład pójść w lewo i udać się na całkiem długą wycieczkę do kościoła św. Damiana, który znajduje się już w bardzo sporej odległości od centrum tego średniowiecznego miasta. Właśnie tam, według najstarszych świadectw, św. Franciszek, już stygmatyzowany i cierpiący, ułożył swoją Pieśń słoneczną. Był to zresztą pierwszy klasztor klarysek, w którym mieszkały w latach 1211–1260. (…)

Z kościoła św. Damiana ruszyłem na skuśki do swojej tymczasowej celi w Santa Maria degli Angeli. Powrót na skuśki rzadko uczęszczanymi drogami z widokiem na Asyż i umbryjski krajobraz to przeżycie estetyczne wyższego rzędu.

Rzędy drzew oliwkowych, pagórki, słońce (tak, tak, mimo popołudnia trzeba było szukać cienia), nitki torów kolejowych prowadzących do Perugii i dalej do Arezzo z cudownymi freskami Pierro della Francesca lub do Florencji. Redaktor znalazł się w ogrodzie, w ogrodzie, do którego każdy z nas powinien się – jeśli Bóg pozwoli – chociaż raz w życiu udać.

Cały artykuł Konrada Mędrzeckiego pt. „Redaktor w ogrodzie, czyli w Asyżu i nie tylko”, znajduje się na s. 28 lipcowego Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Konrada Mędrzeckiego pt. „Redaktor w ogrodzie, czyli w Asyżu i nie tylko” na s. 33 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023

Sztuczna inteligencja – posłuszne narzędzie czy zagrożenie? Wesprze czy odbierze ludziom pracę i oduczy myślenia?

Zawsze się boimy, kiedy następuje jakaś rewolucja. Sztuczną inteligencję musimy najpierw poznać, musimy się dotrzeć. Ale jeszcze wiele przed nami, zanim całkowicie stracimy nad nią kontrolę.

Grzegorz Milko, Dominika Bucholc

Proszę wyjaśnić, o co chodzi z czatem GPT, bo sztuczna inteligencja powszechnie nas teraz atakuje i chyba wszyscy uczymy się z nią żyć.

Wiele osób utożsamia czat GPT z AI, a to jest dużo szerszy temat i naukowcy sami się spierają, czym AI jest. To pojęcie pojawiło się w latach 70. XX wieku i łączy wiele różnych wątków. Społeczeństwo poznało tę technologię bliżej w listopadzie zeszłego roku, kiedy to czat GPT został wypuszczony na rynek i ludzie mogli z niego swobodnie korzystać. (…)

Jak z niego korzystać, żeby był pomocny i nie zapędzał nas w kozi róg?

To, co wychodzi źle, to są tak zwane halucynacje. Czyli czat, zamiast powiedzieć, że nie zna odpowiedzi, że nie wie, w pierwszym momencie stara się coś wymyślić. Wtedy warto mu powiedzieć: jak nie wiesz, to nie pisz.

Natomiast użycie czatu może nam pomóc w wielu sprawach, na przykład w zorganizowaniu podróży.

Chcemy lecieć do Włoch na wakacje i nie wiemy, jak się za to zabrać. Wystarczy mu powiedzieć, w ile osób się wybieramy, czy chcemy zwiedzać zabytki, może galerie sztuki, jakie jedzenie lubimy – czat wszystko jest w stanie zaplanować, łącznie z budżetem, środkami transportu.

Może nam pomóc w sprawach codziennych i w bardziej zaawansowanych, np. w tworzeniu biznesplanów, w automatyzacji marketingu, obliczaniu danych z tabel – jest w stanie nam wiele kwestii wygenerować, a jest to tylko model językowy. Sztuczna inteligencja jest czymś dużo szerszym, bo obejmuje też grafiki, sferę audio, video… (…)

Jak widzi Pani ewolucję czatu GPT i innych technologii sztucznej inteligencji w przyszłości? Czy rzeczywiście możemy się bać zastępowania ludzi? Bo kiedy roboty zaczęły wchodzić do przedsiębiorstw elektronicznych, samochodowych i innych branż, nagle się okazało, że człowiek nie jest potrzebny.

Tak i nie. Zawsze się boimy, kiedy następuje jakaś rewolucja.

Weźmy automatyzację rolnictwa. Dzisiaj chyba żaden rolnik już sobie nie wyobraża, żeby sam musiał obrobić całe pole, bez użycia chociażby traktora. Wchodziły komputery, też ludzie się ich bali, bo przecież maszyny do pisania były wystarczające.

Teraz tak jest z tą nową technologią. Musimy ją poznać, musimy się dotrzeć. Ale jeszcze wiele przed nami, zanim całkowicie stracimy nad nią kontrolę. Na razie musimy uregulować bardzo palące kwestie prawne, kwestie etyki ich stosowania, np. w szkolnictwie, bo np. już nie ma sensu pisać esejów w szkole czy na uczelni, skoro czat wygeneruje nam esej w 30 sekund. (…)

Pani z nim rozmawia?

Często. Sprawdzam, czy coś zmienił, czy się uczy na tym, co do niego mówię, kiedy zadaję mu jakieś zagadki logiczne.

Wersja podstawowa sobie średnio radzi, bo ostatnio pytałam go, ile PSI – to jest miara ciśnienia w oponach – powinnam w oponę wpompować. I on mi odpowiedział, że jeżeli pies – PSI – znajduje się w oponie, to powinnam jak najszybciej zatrzymać rower i uwolnić psa, bo to jest niebezpieczne i dla mnie, i dla psa. Więc czasami sobie radzi, czasami nie.

Bystry jest, miał rację! Przecież trzeba psa ratować.

Czat nie potrafi też liczyć. Możemy go nauczyć liczyć, w pewien sposób rozumować, ale model sam w sobie nie jest nauczony liczenia. I w żartach jest bardzo słaby – nie ma poczucia humoru. Nie czuje też kwestii etyki, wartości moralnych, które mamy my, ludzie. Profesor Nick Bostrom przeprowadził pewien eksperyment. Poprosił sztuczną inteligencję o zmaksymalizowanie liczby spinaczy na świecie. Czat zaproponował, że zabije wszystkich ludzi, żeby z mięśni i kości zrobić spinacze – których nie miałby już przecież kto używać. Kiedy nauczyli go, że nie zabijamy ludzi – to jest norma, nasza wartość – to postanowił wyciąć wszystkie drzewa na świecie, bo nie pomyślał, że potrzebujemy tlenu.

Dlatego nie musimy się jeszcze panicznie bać sztucznej inteligencji. To jest bardzo szeroki temat i trzeba położyć nacisk na tę sztuczność. Inteligencja jest cechą ludzką i całość naszej inteligencji sprawia, że to, co robimy w życiu, jest ważne i ciekawe. A inteligencją sztuczną możemy się wspierać, ale to jeszcze nie jest moment, w którym ona nas zastąpi.

Cała rozmowa Grzegorza Milko z Dominiką Bucholc pt. „Jeszcze nie czas bać się sztucznej inteligencji”, znajduje się na s. 28 lipcowego Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Grzegorza Milko z Dominiką Bucholc pt. „Jeszcze nie czas bać się sztucznej inteligencji” na s. 28 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023