Antoni Macierewicz: obecność posłów PiS w siedzibie TVP udaremniła zniszczenie mediów

Antoni Macierewicz / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Sytuacja w której minister obrony narodowej kłamie w tej sprawie [katastrofy smoleńskiej] (…) to oznacza, że ta formacja idzie w stronę rosyjską”” – mówi Antoni Macierewicz.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Zobacz także:

Jarosław Sellin: koalicja chaosu i zemsty chce realizować kolejne etapy eliminowania pluralizmu

Cezary Gmyz: wszystko wskazuje na to, że rząd Donalda Tuska zdecydował się na konfrontację siłową

Cezary Gmyz / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Każdorazowo przed posiedzeniem Rady Europejskiej, Donald Tusk przyjeżdżał do Berlina do Angeli Merkel” – mówi Cezary Gmyz, korespondent telewizji polskiej w Niemczech.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Zobacz także:

Dr Adam Eberhardt: rosyjska elita wie, że wojna będzie długa, a ten, kto się sprzeciwi, zostanie wyeliminowany

Jarosław Sellin: koalicja chaosu i zemsty chce realizować kolejne etapy eliminowania pluralizmu

Jarosław Sellin / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Gościem Poranka Wnet jest Jarosław Sellin, poseł Prawa i Sprawiedliwości, były wiceminister kultury.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Jarosław Sellin tłumaczy zasadność decyzji o „pilnowaniu” siedzib telewizji polskiej przez posłów Prawa i Sprawiedliwości:

Widać determinację po ich [rządzących] stronie, niechęć do zatrzymania się i do refleksji.

Bardzo mocno podkreślamy, że zmieniać sytuację w tym obszarze można tylko zgodnie z prawem.

Gość Poranka Wnet uważa, że powinna odbyć się dyskusja na temat kształtu mediów publicznych oraz sposobów ich finansowania:

Zgodzę się z tezą, że w przyszłości przydałaby się jakaś formuła okrągłego stołu, żeby porozmawiać o mediach publicznych.

Poseł PiS zwraca uwagę na ryzyko monopolizacji polskiego rynku medialnego przez jedną opcję polityczną:

Nasz elektorat życzy sobie pluralizmu na rynku mediów.

Dzisiaj rządzący dążą do tego, żeby były dwa TVN-y i dwa TOK FM-y.

Zobacz także:

Radosław Fogiel: Konfederacja zachowuje się jak cichy uczestnik koalicji

Jan Pospieszalski: nie można zmieniać prawa uchwałami

Featured Video Play Icon

Jan Pospieszalski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Jan Pospieszalski komentuje bieżącą sytuację polityczną w Polsce. „Jest czas na obywatelskie dziennikarstwo, takie jak Radio Wnet” – mówi publicysta i muzyk.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Zobacz także:

Bogdan Zdrojewski: od propagandystów z TVP oczekiwałbym, że sami złożą dymisję

Marcin Palade: nie spodziewałbym się spadku poparcia dla formacji tworzących obecną większość

Featured Video Play Icon

Marcin Palade / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Trzeba przyznać, że radykalizacja jeśli chodzi o narzędzia do realizacji [przejmowania mediów publicznych] przybrała formę skrajną ” – mówi Marcin Palade, socjolog.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

Zobacz także:

Prof. Krzysztof Szczucki: większość parlamentarna dąży do tego, by rząd nie podlegał żadnej kontroli medialnej

Piotr Semka: czy czeka nas siłowe przejęcie mediów publicznych?

Featured Video Play Icon

Piotr Semka / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Pisarz i publicysta „Do Rzeczy” Piotr Semka o przyszłości mediów publicznych i nowym rządzie premiera Donalda Tuska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz! 

Piotr Semka, pisarz i publicysta, zwraca uwagę, że wokół kwestii mediów publicznych ciągle jest budowane napięcie. W Telewizji Publicznej ma panować atmosfera tonącej łodzi, nie ma chętnych do wydań, a pracownicy masowo odchodzą z telewizji. To pierwszy nurt zmiękczania. Drugi nurt ilustruje propozycja jednego z wykładowców Uniwersytetu, by dokonać obywatelskiego zajęcia budynków telewizji.

Zobacz także:

Marek Jakubiak: KO szybko sprząta służby. Prawdopodobnie boją się wypłynięcia groźnych dla nich dokumentów

Ładnie o morzu mówimy w wierszykach i piosenkach: „będziem strzec”, a nawet deklarujemy, że może przyjdzie „na dnie lec”

Prywatny budynek mieszkalny na obszarze chronionym Półwyspu Helskiego | Fot. Stefan Truszczyński

Kto zburzy gmaszysko pięciopiętrowe w helskiej strefie ochronnej? Jaką drogą i przez czyje łapy przeszły papiery urzędowe? Gdzie była władza samorządowa (Hel), marszałkowska i wojewódzka (Gdańsk)?

Stefan Truszczyński

(…) W latach 1932–1935 Polacy zbudowali na Helu ważny port wojenny. Otoczony falochronami. W zatoce, ale z głębokim dojściem od morza. Stanowił ważną bazę marynarki wojennej. Stąd jest tylko mały skok na Bałtyk.

Każdy kraj marzy o takim porcie obronnym. Tylko nie my. U nas od prawie 80 lat świetnie zlokalizowany port wojenny na Helu to akwen pusty, szczyt marnotrawstwa – zniszczone falochrony, pochylnie slipowe, drogi dojazdowe. Syf i śmietnisko. Choć jest większy od sąsiedniego portu rybackiego i żeglarskiego, pozostaje niewykorzystany, zbędny.

Agencja Mienia Wojskowego wydzierżawiła ostatnio połowę portu, kilkadziesiąt metrów długości i szerokości, Uniwersytetowi Gdańskiemu. Przerwało to wprawdzie postępującą dewastację – wyrywanie kabli i złomu, ale nic poza tym.

Może być jeszcze gorzej, jeśli UG wykona tu jakieś inwestycje na wodzie. Na przykład zbuduje klatki hodowlane podobne do pobliskiego fokarium, które zatruwa zatokę odchodami zwierzęcymi i zarazkami. Larwy nicienia hodowane we wnętrznościach fok to zaraza dla ryb i ludzi (a kąpią się tu latem). Rozbudowa pustego obecnie basenu według pomysłów naukowców z Politechniki Gdańskiej może zniweczyć wykorzystywanie później portu jako akwenu wypadowego dla floty nawodnej i podwodnej.

Szczury uciekają z tonącego okrętu. Z portu wojennego na Helu nie mają gdzie uciekać, bo zburzono tu w ciągu ostatniego roku dziesiątki budynków lądowych zaplecza wojskowego. Co tu w końcu będzie, jakie zapadną decyzje na najwyższych szczeblach wojskowej władzy i państwa – nie wiadomo.

Sądząc po ogłoszeniach przetargowych w gazetach, ilość sprzedawanych obiektów wojskowych w całym kraju jest bardzo duża. Na Helu pozostaje zdawałoby się drogocenna, ale pusta przestrzeń. W prywatnych rękach zniknęło już wielkie wojskowe kasyno, bardzo ładne kino. Żołnierzy, marynarzy już tu nie widać.

Port wojenny to ostatni bastion morskiej wojskowej obecności na Helu. Idę falochronem do główki potężnego betonowego obiektu wychodzącego w wody zatoki. Jeszcze są polery służące do cumowania wielkich nawet jednostek. Złomiarze ich nie ukradli, bo są mocno osadzone i ważą tony. Hula wiatr i chłoszcze bryza. Ale jest tu pięknie. (…)

Pozostałości portu wojennego sprzed 80 lat | Fot. Stefan Truszczyński

„…będziem strzec”

Ładnie o morzu mówimy w wierszykach i piosenkach: „będziem strzec”, a nawet deklarujemy, że może i przyjdzie „na dnie lec”. Ale przecież my floty z prawdziwego zdarzenia nie mamy. A podwodnych okrętów – aż dwa. Nędzne resztki, starocie. Mamy oczywiście wielu generałów i admirałów w służbie i na emeryturze.

Kilka lat temu rozmawiałem z cywilnym wodzem armijnym. Na pytanie o plan rozwoju floty wojennej, o okręty podwodne, usłyszałem: „Przecież są rakiety – na Bałtyk wystarczą”. I tak zostaliśmy z 40-letnim, po pożarze, okrętem podwodnym i 50-letnim „kieszonkowym”, podarowanym łaskawie. Dowództwo Marynarki Wojennej przeniesiono z Gdyni do Warszawy. Na szczęście na krótko, ktoś puknął się w głowę. Choć można było je umieścić nad Morskim Okiem.

Dramaty stoczniowców, unicestwienie przemysłu okrętowego dopełniają obrazu. „Może, nasze morze, wiernie ciebie będziem strzec”. Ciekawe czym. Józef Unrug, Włodzimierz Steyr – przewracają się w grobie.

Niedawno dowiedzieliśmy się, jak miała wyglądać obrona kraju na lądzie, na linii Wisły. Jak to by miało przebiegać na morzu – tajemnica wojskowa. Pan Siemoniak obiecuje jeszcze redukcję armii. Na morzu i tak już nie ma co redukować. Miejmy nadzieję, że ministrem nie zostanie.

Kikuty fabryk i blok mieszkalny

Końcówka helskiej kosy. To także koniec Polski. Jedyny w swoim rodzaju teren. Lasy, plaże, nabrzeża. Przebiega tędy ulica Kuracyjna. Latem przemierzają ją tysiące ludzi. I cóż widzą? Obrazek wołający o pomstę do nieba. Ruiny wielkich przetwórni rybnych. Przerabiano tu ponad 50 tysięcy ton ryb rocznie. Wszystko, co łowili rybacy we wschodnim Bałtyku. Z tych połowów mieliśmy własne ryby przetwarzane właśnie na Helu.

Ale przetwórnie już od kilkunastu lat nie pracują. Sprzedano je. Choć ziemia pod nimi nadal własnością państwa. Straszą. Bez okien, zniszczone. I nic się tu nie dzieje. Ryby z kutrów helskich rybaków wywożone są codziennie ogromnymi 30-tonowymi samochodami w Polskę. Hel nic z tego nie ma. Ludzie zostali pozbawieni pracy. Większość już dawno wyjechała. Nikt nie wie, co będzie z tymi ruinami. Przyzwyczajono się do ich widoku. Jest jak jest. Hale produkcyjne dawnej „Kogi” – wyrzut sumienia. Nie tylko dla Pomorza, ale i dla całej Polski.

Idę dalej ulicą Kuracyjną. Nagle pod numerem 26 widzę zbudowany w ciągu ostatniego roku pięciopiętrowy, szeroki i długi na kilkadziesiąt metrów nowy, jeszcze nieukończony budynek. To prywatna własność. Będą tu mieszkania do wynajęcia.

Kto się zgodził na tę budowę? Jak to załatwiono, że na terenie „kuracyjnym”, chronionym, wybudowano wielki dom mieszkalny? Dla właściciela superinteres. Nie ma bardziej atrakcyjnych mieszkań na Helu niż na tym chronionym zapisami prawnymi terenie.

Przed poprzednimi wyborami samorządowymi na Helu próbowano wepchnąć tuż obok ogromny hotel „Motylek”. A przy nim parkingi na kilkaset samochodów. Miało to znaleźć się na leśnej polanie w niezwykle atrakcyjnym miejscu, oczywiście chronionym. Inwestycja została zablokowana. A burmistrz, który ją forsował, nie został wybrany na kolejną kadencję. Tym razem stało się inaczej. Kto będzie przyszłym burmistrzem – już za kilka miesięcy – zobaczymy. Ale blok stoi. Ciekawa będzie kampania wyborcza na Helu. Nie wiadomo, czy ten temat doczeka się wyjaśnienia, czy tylko echo z lasu na helskim cyplu odpowie.

Nie tak dawno w Gdańsku na Motławie przepływającej przed słynnym żurawiem doszło do katastrofy. Ale z gównem ściekowym można sobie poradzić. Kto zburzy gmaszysko pięciopiętrowe w helskiej strefie ochronnej? Jaką drogą i przez czyje łapy przeszły papiery urzędowe? Gdzie była miejscowa władza samorządowa (Hel), starostwo (Puck) oraz władza marszałkowska i wojewódzka (Gdańsk)?

Na nabrzeżu od strony zatoki sterczą jeszcze kikuty fabryk. Mijają kolejne zimy, wiosny, a latem wylewa się na falochrony portu rybackiego i żeglarskiego tłum „kochających morze”. Jesienią hula wiatr rybacką ulicą Wiejską i omiata liczne tu już blokowiska. Piękna „sieciarnia” to zapomniany magazyn nie wiadomo czego. „Lodziarnia rybna” to skład zaryglowany na cztery spusty, obok bezużyteczne warsztaty naprawcze.

Ponoć marzą się niektórym hotele w miejscu portu rybackiego. Ktoś to wszystko kupił, bo ktoś dopuścił do sprzedaży. Trwa wyczekiwanie na „dobry interes”. Bierna i niewydolna władza miejscowa jest nieporadna i ubezwłasnowolniona. Po aferach, które przeszły przez Hel, nikt się z tymi ludźmi nie liczy. Teraz trwa oczekiwanie na prokuratora za stare grzechy. Jeszcze cztery miesiące.

Na razie, mimo artykułów w miejscowej prasie, rosną na krańcu Półwyspu Helskiego jak grzyby po deszczu kontenerowe osiedla na jeszcze bardziej chronionym paśmie wybrzeżowym nad samą zatoką. Tutaj to już nawet nie kilkadziesiąt, a kilkanaście metrów od wód zatoki wydzierżawiono (nie wiadomo kto) pasmo pod budowę przyszłych kontenerów letniskowych.

Mówią mi, że to decyzja Gdańskiego Urzędu Morskiego i że tu, na Helu, nic o całej operacji nie wiedzą. Polska nie dorobiła się ustawy o zagospodarowaniu nabrzeży. Od lat ustawodawca zwleka i odkłada sprawę.

Kontenery letniskowe przy ścieżce spacerowej kilkanaście metrów od brzegu zatoki | Fot. Stefan Truszczyński

Władza rżnie głupa. Kontenery przybywają nad zatokę nadal. Jest ich już kilkadziesiąt. Zastawiono nawet drogę spacerową prowadzącą nad wodą na skraj półwyspu. Ostrzegano mnie nawet, bym się tym tematem nie interesował, bo już pobity został operator telewizyjny, który był zbyt dociekliwy. Pukam do drzwi burmistrza Helu, pana Mirosława Wądołowskiego. Ale każe mi pytać mailowo. Więc pytam gazetowo.

Ale wybory samorządowe – jak się rzekło – niedługo. Często tak się dzieje, że metody „na chama” są stosowane w przededniu oddania władzy. No i co mi potem zrobicie?

Rok nie wyrok. Poprzedni artykuł wydrukowany w „Kurierze WNET” mógłbym powtórzyć prawie w całości. Może tylko dodając, że jednak przebudowano na Helu, i to pięknie, dworzec kolejowy. Uruchomiono po latach wielkie i oryginalne „jajo”, które jest teraz siedzibą zarządu portu. Przyklejono nawet rzeźbie Neptuna urwane przez chuliganów przyrodzenie. Niestety budy straganiarskie zasłaniające piękne, historyczne już dziś rybackie domki, pozostały.

Cały artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Hel jest hen, a może i dalej” znajduje się na s. 26–27 grudniowego Kuriera WNET” nr 114/2023.

 


  • Grudniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Hel jest hen, a może i dalej” na s. 26–27 grudniowego „Kuriera WNET” nr 114/2023

Sonorismo i Wojtek Stanisz Quartet w Muzycznym IQ

Osobisty głos

Rozmowa z Krzysztofem Gradziukiem, muzykiem znanym z jazzowego trio RGG. Wydał niezwykle osobistą płytę pod szyldem Sonorismo. W nagraniach wspierali go Łukasz Ojdana i Pauli Lyytinen. Album ukazał się w rok po śmierci ojca artysty i jest poświęcony jego pamięci. W drugiej części audycji porozmawiałem z debiutującym pod własnym nazwiskiem Wojtkiem Staniszem. Wspólnie z Piotrem Wieczorkiem, Marcinem Jagiełło i Janem Szkudlarkiem nagrali płytę pełną fuzji muzycznych, opartej przede wszystkim na jazzowych dźwiękach. Zapraszam do odsłuchu. Radek Ruciński.

Więcej o artystach w linkach poniżej

Sonorismo- https://www.facebook.com/SONORISMO?locale=pl_PL

Wojtek Stanisz – https://www.facebook.com/staniszbass?locale=pl_PL

Zostań Patronem Radia Wnet https://patronite.pl/radiownet

 

W Polsce brakuje dzieci! Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy w świetle prognoz demograficznych Polska ma jeszcze przyszłość?

CC0, vectorportal.com

Polska musi konstruktywnie myśleć o uzupełnianiu populacji przybyszami. To nie może być nieprzemyślane wessanie ludzi, którzy nie włączą się w gospodarkę, ale będą jedynie beneficjentami jej zasobów.

Zygmunt Zieliński

Podczas czarnej śmierci w XIV wieku populacja europejska straciła w ciągu 4 lat około 45–50% ludności, przy czym o ile kraje południowe i Francja straciły 75–80%, to na północy (W. Brytania) odnotowano ubytek tylko 20-procentowy. Drugą tak znaczną klęskę demograficzną przeżyła Europa w czasie wojny trzydziestoletniej, kiedy tylko w ówczesnej Rzeszy zginęło ok. 33–50% populacji, co w liczbach bezwzględnych wyniosło ok. 8 mln osób. Istotne jest to, że nie armie poniosły takie straty, ale ludność cywilna. W porównaniu do wymienionych klęsk demograficznych, wojny napoleońskie pochłonęły „zaledwie” 4 mln istot ludzkich, co stanowiło ok. 4% 150-milionowej populacji europejskiej.

W ciągu XIX wieku ludność Europy, mimo że zarazy od czasu do czasu nawiedzały zwłaszcza miasta, zregenerowała się w znacznym stopniu.

Wojny ówczesne o małym zasięgu i prymitywnej broni przynosiły nieznaczne straty w ludziach. Np. wojna francusko-pruska w latach 1870–1871 pochłonęła 138 000 poległych po stronie francuskiej, a po stronie pruskiej niecałe 50 000. Dopiero dwie wojny światowe pociągnęły za sobą hekatomby, przy czym II wojna światowa kosztowała więcej istnień ludzkich wśród cywilów – ok. 55 mln, natomiast wśród wojska 21–25 milionów.

Przypomnienie w wielkim skrócie klęsk demograficznych na przestrzeni dziejów ludzkości wymagałoby też zajrzenia za kulisy tych zdarzeń. Mówiąc krótko – zarówno ubytek, jak i regeneracja dokonywały się w ramach populacji lokalnej, czyli europejskiej. Migracje zarobkowe zarówno na terenie Europy, jak i zamorskie nie miały tu istotnego znaczenia. Po siły pozaeuropejskie sięgnęły po II wojnie światowej Niemcy, a także pozostałe państwa kolonialne. Zwłaszcza Francja i Wielka Brytania uzupełniały swą siłę roboczą migrantami z kolonii. Zjawisko stało się w Europie dostrzegalne dopiero po z górą dekadzie od zakończenia II wojny światowej, kiedy nastąpił gwałtowny spadek reprodukcji demograficznej. W wymiarze ogólnospołecznym proces ten następował w tempie słabo zauważalnym, toteż na alarm bije się dopiero w ostatnich kilkunastu latach.

Jedenaście państw członkowskich Unii Europejskiej zarejestrowało w 2019 r. dodatni przyrost naturalny, a szesnaście tzw. przyrost ujemny. O ile w państwach UE dodatni wskaźnik przyrostu zamyka się cyfrą setnych miejsc po przecinku, w krajach azjatyckich wskaźnik ten wynosi powyżej 2.

W niektórych państwach Europy, mających ujemny przyrost naturalny, np. w Niemczech, gdzie wynosi on –0,16 promila, liczba ludności rośnie. Jednocześnie zmienia się tam struktura zaludnienia, w której dominację zyskują przybysze z innych często części świata.

W 2022 r. ludność Polski wynosiła 37 766 000 osób. To oznacza, że było nas mniej w stosunku do roku 2021 o 141 000. Współczynnik przyrostu naturalnego wynosił –3,8 promila w stosunku do –4,9 promila w roku 2021. Rzecz jasna, miała na to wpływ pandemia, ale nie był on zdecydowanie istotny dla stanu demograficznego kraju. Uwzględniając wyniki spisu powszechnego z 2021 roku, liczba rodzin w Polsce na dzień 31 marca 2021 r. wynosiła 10 159 000 i w porównaniu do spisu z 2011 r. była niższa o 813,2 tys., czyli o 7,4%.

Gdy chodzi o dzietność małżeństw, związków i osób samotnych, w 2021 r. w Polsce było: 32,8% małżeństw/związków nieformalnych bez dzieci oraz 44,6% małżeństw/związków nieformalnych posiadających dzieci. 22,6% stanowili rodzice samotnie wychowujący dzieci. Spadek przyrostu naturalnego w Polsce odnotowuje się od roku 2012 i jako –3,8% w 2011 wyraźnie przegrywa z takimi danymi, jak Szwecja +2,5, Francja +2,1, Irlandia +5,8%. Małą pociechą są większe spadki niż w Polsce, np. Bułgaria –6,7, Łotwa –4,7.

Prognozy przepowiadające, że w połowie wieku Polska może liczyć o 10–11 milionów ludności mniej niż obecnie, nie są przesadzone.

Mała to pociecha, że także rdzenni mieszkańcy takich krajów zachodnich, jak Niemcy, Francja, Włochy, a może i Benelux czy Hiszpania, będą już gośćmi we własnych krajach, gdyż zachciało się im wygód, jakich krótkowzrocznie myśleli używać, sprowadzając sobie do pracy ludzi z Afryki, Azji, skądkolwiek zresztą, mając nadzieję, że zasymilują się oni do tego stopnia, iż pełnić będą taką rolę, jak kiedyś w Rzymie wyzwoleńcy. Nie pomyśleli wszakże o tym, że to właśnie wyzwoleńcy zajęli miejsce swoich niegdysiejszych panów, a z kultury rzymskiej wzięli to, co było im przydatne, zachowując swój obyczaj i swoją tożsamość.

Cały artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy w świetle prognoz demograficznych Polska ma jeszcze przyszłość?znajduje się na s. 14-15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 114/2023.

 


  • Grudniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy w świetle prognoz demograficznych Polska ma jeszcze przyszłość?” znajduje się na s. 14–15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 114/2023