50 najlepszych polskich albumów roku 2024, bez względu na style i gatunki: Czwarta Dziesiątka według Radia Wnet

Gdy spoglądam na 2024 rok, to mogę z dumą powiedzieć, że był to czas wyjątkowy dla polskiej muzyki.

 

Radio Wnet – Muzyka warta słuchania NAJWAŻNIEJSZE ALBUMY ROKU 2024 – BEZ WZGLĘDU NA STYLE I GATUNKI – RADIO WNET 50. kilka czułości – „LAWENDA” 49. Olga Bończyk – „Wracam” 48. Uniatowski – „Uniatowski” 47. Niesamowita Sprawa – Zwykłe piosenki” 46. – 1

 Znaczące premiery płytowe, znakomita passa polskiego niezależnego rocka i muzyki rap / hip hop, wspaniałe debiuty w gamach różnych stylów muzycznych, odradzanie się mody na chodzenie na klubowe koncert, oraz wzrost liczny fanów słuchających Radia Wnet i Listy Polish Chart Radia Wnet red. Sławka Orwata świadczą o doskonałej kondycji rodzimej sceny.

W tym roku muzyka po raz kolejny połączyła pokolenia i przyciągnęła uwagę zarówno tych, którzy szukają klasycznych brzmień, jak i fanów nowoczesnych eksperymentów dźwiękowych.

  1. Tomasz Wybranowski

Tutaj do wysłuchania opowieść o najlepszych albumach roku 2024 Radia Wnet z czwartej „10”:


 

 


40. Ranne Ptaszki – „W pełni”

 

Drugi album zespołu Ranne Ptaszki to subtelna, ale dojrzała i odarta ze złudzeń opowieść o trudnym przechodzeniu od mroku ku światłu. Podróż ta z Martyną Kubiak (podpora wokalna, poetycka i kompozytorska grupy) jest pełna emocji i muzycznej intymności.

Płyta ukazała się w połowie marca 2024 r. (przez dwa tygodnie była albumem Radia Wnet) i stanowi rozwinięcie konceptu rozpoczętego na debiutanckim „Świcie” (2017). Tytułowy utwór „W pełni” odnosi się nie tylko do księżycowego, onirycznego światła (jak tak to czytam), ale przede wszystkim do dojrzewania, przez które zespół prowadzi słuchacza, przemieniając trudne doświadczenia w siłę życiową.

Album No. 2 Rannych Ptaszków łączy w sobie elementy jazzu, muzyki kameralnej oraz alternatywnego pop. Charakterystyczne są tu delikatne, ale pełne ekspresji aranżacje, w których kluczową rolę odgrywają instrumenty perkusyjne, kontrabas oraz kwartet smyczkowy.
Obok Martyny Kubiak na albumie słyszymy efekt muzyczności Marcina Patera (wibrafon, marimba, gitara), Mateusza Szewczyka (kontrabas, moog), Patryka Zakrzewskiego (przy zestawie perkusyjnym i bawidełkami elektronicznymi) i Tomasza Machańskiego (perkusja).
Na płycie odcisnął piętno także krakowianin Nikola Kołodziejczyk, aranżer kwartetu smyczkowego w składzie: Joanna Zagajewska, Łukasz Krusz, Kornelia Lewandowska i Nikol Latocha.
„W pełni” to album pełen kontrastów – od mrocznych, onirycznych fragmentów po jaśniejsze, pełne nadziei melodie. Zespół stawia na subtelność brzmienia, gdzie delikatne aranżacje i zmysłowe wokale prowadzą przez różne emocjonalne krajobrazy. Nowością jest wprowadzenie kwartetu smyczkowego, który nadaje płycie klasycznej głębi i podniosłości teatru.

Moi piosenkowi faworyci to „Jemnanoc”, otwierająca album oniryczna pieśń będąca apoteozą somnambulicznego życia po drugiej stronie luster. Piękna pieśń o tęsknocie oparta na wierszu Krzysztofa Kościelskiego.
Kolejne faworyci to instrumentalny „Brzask” piękny most, który łączy bezkolizyjnie nocną i mroczną część płyty „W pełni” z jego jasną częścią. I jeszcze to wysmakowane sola kontrabasu, a także zapadające w serce „Bliżej siebie” i finalna „Cisza”.

 

39. Dekoder – „Suspense” EPka

 

Dekoder to duet polsko – ukraiński spod nieba Poznania, który łączy elementy alternatywnego rocka z osobliwym, mocnym brzmieniem. Wyróżnia się nietypowym połączeniem klasycznie brzmiącego pianina z mocno przesterowaną gitarą i „twardym” basem, co nadaje jej brzmieniu wyjątkowego charakteru.

Dodatkowo kobiecy wokal, pełen emocji i ekspresji, stanowi kluczowy element ich muzyki. Frontmanka zespołu, Nastia Day to artystka o wszechstronnych umiejętnościach. Jej talent do tworzenia nastrojów i różnorodnych dźwięków sprawia, że muzyka Dekodera nabiera głębi i charakteru, a zespół wyróżnia się na tle innych formacji w tym gatunku.

 Na EP-ce „Suspense” znajdziecie cztery utwory wyczarowane przez Nastię Day (czyli Anastazję Dżyhryniuk), wokalistkę i instrumentalistkę i tajemniczego Kamila Dominiaka z gitarami, solową i basową, których wspiera na perkusji Walery.

Choć zespół czerpie z różnych gatunków, takich jak alternatywny rock, indie czy post-punk, to wyróżnia się także swoimi unikatowymi aranżacjami, które sprawiają, że ich muzyka jest zarówno intensywna, jak i subtelna. Na mój muzyczn0 – redaktorski nos „Suspense” to zapowiedź wielkich rzeczy, które nadejdą już na ich dużym debiucie.
Połączenie mocnych gitarowych riffów, subtelnych akordów pianina i wyjątkowego wokalu Nastii Day sprawia, że muzyka Dekodera jest pełna napięć, pasji i nieoczekiwanych muzycznych zwrotów akcji.  Duet ma potencjał, by stać się jednym z tych najbardziej wyróżniających się na polskiej scenie rockowo – mrocznej alternatywy.

 

 

38. Reggaeside – „Momenty”

„Momenty” to druga płyta zespołu Reggaeside, która ukazuje ewolucję grupy od debiutanckiego albumu „Szczęście” z 2017 roku. Na nowym wydawnictwie zespół z Nowego Miasta Lubawskiego, już w pełnym, bo siedmioosobowym składzie, zaprezentował bardziej dojrzałe i zróżnicowane brzmienie, łącząc reggae i ska z elementami funky, rocka i popu.

„Momenty” to album, który podkreśla znaczenie przeżywania chwil, doceniania ludzi wokół siebie oraz skupiania się na tym, co naprawdę ma wartość i dzieje się DZISIAJ!

Płyta jest bardzo zróżnicowana muzycznie – od pełnych wigoru piosenek, jak „Na szczyt” czy „Jasny cel”, przez balladowe utwory „Żyć pogodnie” i „Bracie żyj”, aż po bardziej zaskakujące momenty, takie jak „Czekolada i cynamon”. To nagranie brylowało na liście redaktora Sławka Orwata „Polish Chart”. Wśród utworów wyróżnia się singiel „Wyobrażenia”, który stał się manifestem zespołu.

Reggaeside, w swoim charakterystycznym stylu, wciąż pozostaje wierny pozytywnemu przekazowi, a ich utwory balansują między zabawą, radością życia a głębokimi refleksjami. Zespół eksperymentuje z różnorodnymi gatunkami, wprowadzając do swojej muzyki elementy ska, reggae i pop, ale zawsze z zachowaniem swojej tożsamości co sprawia, że cała melodyczna polewa smakuje wyszukanie i świeżo!

Całość sprawia, że „Momenty” to płyta, która zachęca do słuchania, zastanawiania się i cieszenia się tym, co w życiu jest naprawdę istotne. No i jeszcze nadzwyczajne covery tuzów brzmień pop i wykwintnego jazzu na bujano – regałową nutę!

Reggaeside tworzą dwaj ojcowie założyciele zespołu Przemysław Olszewski i Mateusz Deredas, oraz Karol Olszewski, Remek Kreński, Jacek „Magik” Kopowski, Maciej GburczykRobert Bracki.

 

 

37. Bang Bang – „Ostatni Punkowiec”

To pierwsza, ale nie ostatnia punkowa płyta w naszym corocznym zestawieniu. Po pięciu latach przerwy, zespół BANG BANG brawurowo powrócił z nowym albumem „Ostatni Punkowiec”. Piosenki z albumu, to efekt przemyśleń [po]post – covidowych, przede wszystkim o kondycji ducha, wyborów i bolączek Polaków lat 20. XXI wieku przez pryzmat członków Bang Bang – Bogdana Kozieła, Bogdana Roguckiego, Tadeusza Błaszaka i Piotra „Goryla” Wilińskiego, wokalisty zespołu.

Mimo wagi i ciężaru tekstów, które brutalnie (ale potrzebnie) sieką rózgami hedonistyczne i nihilistyczne ego społeczeństwa, longplay to zestaw piosenek nostalgiczny i balladowy nie jest. Metafory tyczące takich tematów i idei jak samotność, agresja, wojna, przemijanie i wewnętrzny bunt potrzebują punkowego sznytu i muzycznej mocy.

Goryl i reszta porzucają kontestację systemu i świata całego na rzecz opowieści o współczesnym człowieku i jego zapasach z życiem. Bo tak naprawdę i system, i świat tworzą ludzie i wzajemne ich asocjacje i korelacje. Wszelką zmianę trzeba po prostu zacząć od siebie.

Teksty poruszają m.in. temat samobójczych myśli („Sznur”), bezmyślnej agresji („Masakra w klubie Disco” czy „Złe towarzystwo”) i wojna za naszą granicą („Wojna

W muzycznej szacie Bang Bang z gracją połączył klasyczne brzmienie punk rocka z lat 70. XX wieku z nowoczesnym brzmieniem i realizacją dźwięku (współpraca z producentem Marcinem Mackiewiczem). Efektem jest album co punkowo się zowie, bo z pazurem, melodyjnością i sznytem tego zawiesistego acz rozkosznego brudku rebelii. No i jeszcze niezwykła wersja legendarnego „Luzaka”!

 

36. DarkWind – „Piosenki nieCodzienne vol. 2” EP-ka

 

Zespół DarkWind, po sukcesie krążka „Piosenki nieCodzienne” (o czym głośno i często było na antenie Radia Wnet, nie tylko z powodu piosenki „Płonie Paryż”), wydał drugą odsłonę tego projektu. Pięcionagraniowa EP-ka „Piosenki nieCodzienne vol. 2” utrzymuje podobny kierunek muzyczny, jak poprzedni materiał. To inteligentne i wciągające gitarowe granie z wyraźnym akcentem na teksty Michała Widyńskiego (gitarzystę formacji), które pełnią kluczową rolę w całym projekcie.

Niektórzy krytyce twierdzą, że muzycy DarkWind – cytat: „nie szukają oryginalności na siłę, ale skutecznie oddają ducha klasyki rocka lat 80/90.”
Ja twierdzę, że w oparciu o fundament rocka końca XX wieku gentlemani rocka z Knurowa (ukłony dla Hard Rock Cafe) definiują nową jakość polskiego rocka rozszerzając ją o swoją wrażliwość, niebanalne melodie i rozwiązania rytmiczne z ekspozycją niebanalnych metafor. Ich underground zachwyca i daje znowu wiarę w rockowe granie!

Wystarczy wsłuchać się w przepiękną balladę – list „Powietrze”. To jedna z najpiękniejszych kompozycji roku 2024!
Wyróżnię jeszcze piosenkę „Codziennie” z pięknymi smyczkami w tle, odważny w warstwie tekstowej czysto rock’n’rollowy „Marszałek foch” oraz „Życie to z Tobą podróż”, jeden z naszych radiowych częstoGrajów roku.

 

 

Kris, Marcin Karel, Michał Widyński. Radek Halski i Dariusz Dudek potrafią przyciągnąć uwagę słuchaczy, którzy – tak jak Radio Wnet – poszukują muzyki pozbawionej sztuczności i kunktatorstwa mainstreamu, a nastawionej na wartość artystyczną. Panowie! Szacunek i tak trzymać!!!

 

35. Miły ATZ – „ACID MORO”

 

Miłosz Szymkowiak, znany jako Miły ATZ to jeden z najważniejszych dla mnie współczesnych polskich twórców. Jako składacz słów w wiersze twierdzę stanowczo, że współczesną poezję odnajdujemy wplecione w rytmy  hip hop i pochodnych gatunkowości. Miły ATZ w swojej trzeciej muzycznej solowej odsłonie „Czarny Swing” z powodzeniem przemyca swoje metafory w osnowie brytyjskich brzmień.

Płyta obfituje w wysyp różnorodnych gatunków wyspiarskiej muzyki. Jest grime, UK garage, frazy dubstepu, jungle i gdzieniegdzie break beat – jednym słowem najszersza i przebogata paleta dźwięków.

ATZ, działając pod producenckim aliasem Misza, przy współpracy z takimi artystami – piewcami brzmienia hip hop jak Miroff, Atutowy czy Kuba Więcek, stworzył intrygujący i bardzo interesujący zestaw utworów z utworem dla klasyki stylu, oraz rewolucyjnym chwilami, ekspansywnym, eksperymentalnym podejściem do produkcji.
Długograj rozpoczyna się od dynamicznego nagrania „Światła”, które wprowadza w klimat 2-stepowego rytmu, a później Miły ATZ przechodzi do grime’owego „Na Rejonach” i zawiesiście basowego „Full Time Raver”, z gościnnym udziałem brytyjskiego rapera Snowy.

Co mnie cieszy najbardziej, na płycie nie brakuje klubowych nagrań, jak „God Mode” (eksperymentalny, z połamanym i przebitym rytmem) i przestrzenny z funk’ującym basem „Mandala Splash” (gdzie gościnnie Cichoń, PersJupiJej).

Miłosz – ATZ nie skupił się tylko na treści swoich wersów, celnie oddających naszą duszną współczesność, ale wykonał wielką pracę by precyzyjnie na bazie rytmów osadzić metafory, co w zbitce z wyspiarskimi brzmieniami dało bardziej niż świeże podejście do polskiego rapu.

„Czarny Swing” to album, który w pełni oddaje brytyjską muzyczną estetykę, co Miłego ATZ na czołowej pozycji w kontekście nowoczesnego polskiego rapu, przy jednoczesnym i pionierskim rozszerzeniu horyzontów gatunkowych.

 

34. Hypnosaur – „Undead Invaders Born to Die in a Maze” EPka

 

Hypnosaur to warszawski zespół założony w 2017 roku, który zyskał rozpoznawalność dzięki swojej unikalnej mieszance rocka, metalu (nu metalu) i pop kulturalnych „poszumów i pobrzęków”. Debiutancka EP-ka „Illusion” (2019) i znakomity album „Doomsday” (2022) zdobyły uznanie, trafiając m.in. na pierwsze miejsca listy debiutów Radia Wnet.

Formację poznałem dzięki mojemu przyjacielowi p. Mikołajowi Konopackiemu, szefowi i właścicielowi warszawskiej PraGalerii. I jestem mu za to wdzięczny, bowiem formacja Hypnosaur zaskakuje i prze naprzód!

W 2024 roku zespół wydał nową EP-kę „Undead Invaders Born to Die in a Maze”, która łączy elementy rocka, metalizujących gitar, progresywnego podejścia do dźwięku oraz w dobrym stylu odwołania do popkultury, w tym filmów, gier i komiksów.
W jednym z wywiadów na antenie Radia Wnet Bartosz Kulczycki (głos i klawisze) powiedział mi, że „zespół Hypnosaur uprawia jurassic rock.”

 

 

Płyta, co prawda zawiera jedynie cztery nagrania, ale to prawdziwa esencja ich twórczości. Jest mocno, dynamicznie i do rzeczy! Utwory to według zespołu, który tworzą Bartosz Kulczycki (główny wokal i klawisze), Michał Siedlecki (gitara i chórki), Marcin Jastrzębski (bas) i Marcin Szóstakowski (perkusja), to

naturalna ewolucja i rozwijanie stylu Hypnosaur.

Bez względu na to czy jest to otwierający „Undead” (absolutny przebój), skąpany w mroku i klawiszowym kryzach „Born to Die” czy mający wiele twarzy „The Maze”, to nadal jest ICH jurassic punk!

Prawdziwą ucztę melomana mamy przy wspomnianym już „Born To Die”, gdzie wehikułem czasu trafiamy do psychodelicznej Kalifornii z lat 60. i 70. XX wieku. W finałowym „The Maze” Hypnosaur serwuje nam prog rockowy wyrazisty ścieg z gotyckimi elementami. Małe arcydzieło!

 

33. Yellow Horse – „Till I Die”

 

Po kilku latach oczekiwania, od czasu premiery „Lost Trail” (2018) zespół Yellow Horse wydał swój drugi album – „Till I Die”, który jest muzycznym powrotem do korzeni, jednocześnie wnosząc świeżość i rozmach.

Zespół spod nieba Strzyżowa (piękne Podkarpacie), znany jest z zamiłowania do brzmień lat 60-70. ubiegłego wieku. Serwuje pieśni ze sznytem southern rocka, bluesa i folku, co tworzy solidną bazę dla gitar, bluesowej refleksji rytmicznych rozwiązań, ale także dla mocniejszego brzmienia. Bo potrafią potężnie „przyłoić”!

W porównaniu do debiutanckiego „Lost Trail” z 2018 roku, „Till I Die” brzmi pełniej, potoczyściej i bardziej przekonywująco, ale z zachowaniem tego co w herbie Yellow Horse: moc, surowość, energetyczność i autentyczność. Yellow Horse wielbię za te widoki gór Appalachów z elementami bluegrassowymi. Jest mandolina, banjo i flet, co nadaje płycie wyjątkowego kolorytu.

Longplay „Till I Die” łączy klasyczne wpływy z nowoczesnym podejściem, a jego siłą jest organiczna szczerość, szacunek do klasyki, do której dochodzą swoimi ścieżkami jej muzycznego rozumienia, wreszcie i młodzieńcza, chwilami radośnie brawurowa żywiołowość. Wokal Pawła Soji (śpiewający basista), pełen pasji i charyzmy, sprawiając, że muzyka Yellow Horse jeszcze ostrzej zacina ostrogami. Chwilami jego śpiew staje się dodatkowym instrumentem! I choć zespół czerpie garściami z przeszłości, nie popada w banał ani konwencjonalność. Zamiast tego, oferuje rocka z duszą – nieprzesadnego, a zarazem pełnego nieoczekiwanych zwrotów.

Najbardziej chwytającym utworem na płycie jest bez wątpienia tytułowy „Till I Die”, pełen mocy, który błyszczy niczym letnia burza. Jego przebojowość i siła ekspresji natychmiast przyciągają uwagę. Warto również zwrócić uwagę na kompozycję „Fugazi”, gdzie zespół eksploruje bardziej ledZepp’ove brzmienie, dając niezapomniany spektakl ze sceny klasycznie rockowego teatru. „Fugazi” to popis Jerzego Hajduka, który swoim wykonaniem dorównał wyczynom pierwszego rycerza rockowego fletu Iana Andersona (Jethro Tull).

 

Ze zbioru 14 piosenek wymienię jeszcze „Pure Evil” ze znakomitą partią klawiszy Mateusza Krupińskiego, chwytliwym refrenem i gadającymi  gitarowymi, przebojowy, słoneczny „Endless Road” z cudną gitarą Dominika Cynara i ten mój ulubiony (ku nocnym rozmyślaniom), spowity w balladowości bluesa „Nobody’s Army” i z urzekającym piano Mateusza Krupińskiego. Ta piękna kompozycja bije wiele kompozycji Guns N’ Roses z czasów „Use Your…”.

Yellow Horse dopełniają Mariusz Belcer (gitara akustyczna) i Robert Ziobro (perkusja). Tego albumu z przyjemnością posłuchałbym z winyla sącząc księżycówkę i myśląc o gwiazdach nad Appalachami.

To płyta, która ma duszę, moc i sznyt, a jednocześnie zachowuje autentyczność, która jest dziś rzadkością na współczesnej scenie muzycznej.

 

.WAVS, fot. Katarzyna Borelowska

W zestawieniu witamy królewski gród Kraków za sprawą formacji .WAVS, o którym głośno było w Radiu Wnet za sprawą EP-ki „Sól” (Filip Sarniak ukłony!). Muzycznym credo opiera się na trzech filarach: surowym, szorstkim brzmieniu, niesztampowym i pozbawionym epigoństwa łączenia gitarowych gatunków rocka, oraz tęskne – jak mawiam – korespondencje do alternatywnej muzyki lat 90. XX. To wszystko znalazło ucieleśnienie na albumie, które w zestawieniu roku 2024 wylądował na miejscu 32.

 

32. .WAVS – „Heavy Pop”

 

„Jestem tu od lat
Miotam się wśród fal
Zaklęty w głaz
Czekam, aż zgaśnie jedna z gwiazd”

To pierwsze słowa otwierające album zespołu .WAVS i można je traktować jako dobre motto dla całej płyty HEAVY POP.

„HEAVY POP” to czternaście piosenek o przesileniu życiowym, opowieść o dorosłym człowieku wciąż poszukującym swojej własnej drogi w świecie pełnym dróg i szans, ale przez to nastroszonego dylematami i zagrożeniami. Muzycznie jest to pasjonująca mieszanka alternatywnego rocka, grunge’u i nu metalu z nowoczesną produkcją i popową szlagierowością.

“Od naszej debiutanckiej płyty minęło pięć lat. Pięć długich, ciężkich lat zawirowań na świecie, ale i w naszym zespole. To, że przełamaliśmy swoje fale i możemy dziś w końcu zaprezentować Wam naszą nową muzykę, to nie przysłowiowy „cud”. To efekt ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeń, kompromisów i walki o nas samych, ale także niepowtarzalnych, cudownych chwil i pięknych ludzi, z którymi spotkaliśmy się przy jej tworzeniu.” – tak o powstawaniu albumu HEAVY POP pisze zespół .WAVS.

Longplay „Heavy Pop” to lśniące gitariadami 14 utworów. Pierwszym heroldem zapowiadającym album był „Ons”, istna petarda, lśniąca się przebojową melodią. „Ons” zwiastował korektę z grunge’owej marszruty zespołu z czasów debiutu. Ale zestaw piosenek 12 + 2 intra najlepiej streszcza dynamiczny utwór „Od zagłądy”. To kwintesencja gatunku .WAVS „heavy pop” – rockowo, melodyjnie, mocno i radiowo!

Są też balladowe tropy. W tym gronie „Ciary” i „Najsmutniejsze rzeczy”. Ale na specjalną uwagę zasługują dwa nagrania, które ukazują wypracowaną przez lata prób, osobistą stylistykę grupy, to poszukujące i ścinające wpół  gitarowe mody „Okrutnie” i pięknie opowiedziane z zaskakującym finałem „Kiedyś wszystko było okej”. Istny wulkan emocji. Na uwagę zasługuje także wieńczący ten znakomity album „Wspomnienia”.

Sumując śpieszę z P.S., że album .WAVS „Heavy Pop” łączy surowość i emocjonalność grunge’u z nu metalem z dodatkiem chwytliwych melodii. Krakowianie niczego nie tracą ze swoich poszukiwań stylowości, która będzie tylko ich znakiem rozpoznawalnym, ani młodzieńczej emocjonalności i szczerości. Album godny laurów, nagród i tłumów na koncertach.  

.WAVS tworzą: Maciej Kowalski (wokal), Grzegorz Szot (gitara), Karol Masternak (bas) i Jacek Dębski (perkusja).

 

31. How We Met – „GoodAss Memories”

 

Grupa pochodzi z Olsztyna i została założona w 2021 roku przez trzech przyjaciół: Oscara Jensena, Huberta Kobusa i Mikołaja Malickiego do których dołączył Mateusz Ozga. Połączyła ich pasja do muzyki, a ich celem stało się tworzenie brzmienia, które łączy melodyjny pop-rock z wpływami amerykańskiego punk rocka.

Liderem zespołu jest Oscar Jensen, który pełni rolę wokalisty, gitarzysty, kompozytora i autora tekstów. Album „GoodAss Memories” to mieszanka punkowych wpływów z autorskim stylem grupy. Można tu usłyszeć klimaty znane z dokonań moich ulubieńców The Offspring, Green Day, Blink 182 czy Sum 41, ale kwartet How We Met nie boi się nadać tym brzmieniom klimatom własnego charakteru z domieszką polskiego zawadiactwa i humoru. Dlatego wielka szkoda, że zabrakło miejsca dla nagrania „Grała Na Gitarze”, chociaż przebojowy „Nie zgadzam się” nieco tę pustkę wypełnia.

 

W zestawie piosenek Olsztynian w albumu wymienię obowiązkowo „New Information” i katastroficzny „Apocalypse”, którego Green Day – Oscarowi Jensenowi, Mikołajowi Malickiemu, Hubertowi Kobusowi i Mateuszowi Ozdze – może pozazdrościć!

Choć to dopiero początek ich kariery, longplay „GoodAss Memories” jest dowodem, ze How We Met nie jest „dobrze zapowiadający się”. ale już na swojej gatunkowej półce nie ma sobie w Polsce równych i ma wielki potencjał.

Debiut „GoodAss Memories” jest doskonałą bazą, aby zbudować silną markę i zdobywać serca słuchaczy nie tylko w Polsce, ale i za granicą.

 

30. Coals – „Sanatorium”

 

Duet Kacha – Katarzyna Kowalczyk) i Lucassi – Łukasz Rozmysłowski), po dwóch latach przerwy wydali nowy, już trzeci album „Sanatorium”, który zawiera 14 onirycznych piosenek. Coals zyskał popularność dzięki swojemu charakterystycznemu stylowi, łączącemu elektronikę z alternatywnym popem.

„Sanatorium”, trzecia płyta Coals, jest nocną eklektycznie mieszanka gatunków. Odnajdziemy tchnienie (delikatne) rave’u, drapanie w ucho drum’n’bass z domieszką breakbeat. Kacha i Lucassi podkreślają, że

„różnorodność bitów i inspiracji jest ich znakiem rozpoznawczym, bo Coals celowo unika muzycznej spójności.”

To album z czternastoma mocno atmosferycznymi piosenkami, które wciągają słuchacza w subtelną grę. Tekstowo i symbolicznie (odsyłam do teledysków duetu) „Sanatorium” przenieść nas pragnie do świat utraconego. Może nie tyle do przeszłych zdarzeń, ale bardziej do tego, co jest absolutnie nieosiągalne. Każdy z nas jest trochę „Primabaleriną” i czytuje Miltona i Blake’a (to moje dopowiedzenie skojarzeniowe).

Zmierzchowość i tkliwość tęsknot, dotknięcie dream pop znika na „Snatorium”.  Coals odcinają pępowinę od swojej przeszłości, aby odetchnąć nowymi brzmieniami. Stąd breakbeat’owe napięcie „Bataliji” czy hyper pop w „^.^ Bryzie”.

 

 

Tekstowo na albumie „Sanatorium” dostrzegamy większą dozę mroku i introspekcji. Zespół bawi się obrazami – szyframi, co sprawia, że utwory nabierają wielowarstwowego znaczenia. Ściegi metafor, które maluje Katarzyna są zamglone, na wpół senne na wpół koszmarne. Ta niewyraźność sprawia, że nawet ja (+50) mogę słuchając „Sanatorium” wpleść nitkę swojej historii przypominając sobie dzieciństwo i etap dorastania. Tak jak estetyki rapu / hip hop także uczę się muzyki, którą prezentuje Coals.

Słowa idą częściej za muzyką, ale bez nich nie miałaby ona sensu. Ta zagadkowość muzycznego bytu Coals zastanawia mnie i wciąż zadziwia, że chce się płyty posłuchać raz jeszcze. Od teraz inaczej będę spoglądał na galerie handlowe…  Nie wymienię żadnego nagrania ku zachęcie, aby płytę przesłuchać w całości (i to nie raz) od „Nowego świata” po finalne „Dzwony”.

Tomasz Wybranowski

 

Top 50 Rocka: Piąta „dziesiątka” najważniejszych polskich albumów roku 2024. Opowiada Tomasz Wybranowski

Rok 2024 zapisał się złotymi nutami na kartach polskiej muzyki. Od kameralnych koncertów w klubach po wielkie festiwale pod otwartym niebem – każdy fan muzyki mógł znaleźć coś dla siebie.

 

Byliśmy świadkami triumfalnych powrotów legend, odkryć nowych talentów i przełomowych albumów, które podbiły serca słuchaczy. A ich znakomita większość była „albumami tygodnia” Radia Wnet.

Polska scena muzyczna w 2024 roku nie tylko zaskakiwała różnorodnością, ale także udowodniła, że jesteśmy potęgą, z którą trzeba się liczyć na światowej mapie dźwięków.

Tomasz Wybranowski 


Tutaj do wysłuchania program o albumach z piątej „10” zestawienia Radia Wnet:


 

 

50. kilka czułości – „LAWENDA”

Nasz zbiór najważniejszych albumów roku 2024 otwiera „LAWENDA”, czyli druga płyta zespołu <<kilka czułości>>. Znajdą Państwo na niej dziewięć subtelnych utworów z pogranicza folkowej ballady, piosenki autorskiej ze sznytem poezji śpiewanej, które tworzą opowieść o poznawaniu siebie.

Płyta jest przepełniona zwiewnymi brzmieniami, opartymi na żywym instrumentarium i emocjonalnym, o pięknym odcieniu, głosie wokalistki Anny Kamińskiej, która jest centralną personą zespołu. Piosenki łączą elementy folkowe z lekką popową przejrzystością, oferując muzykę uspokajającą i pełną pozytywnych emocji.

Motyw lawendy symbolizuje spokój, dobrobyt i przynosi pozytywne zmiany, a to znakomicie widać w muzyce zespołu, która, mimo swojej spokojnej natury, nie unika energetycznych akcentów. Anna Kamińska to królowa onirycznych pieśni z głębią smutnej miłości („Kim jestem”), ale na długograju znajdziemy także dynamiczne utwory, że wymienię „To nie my” z gościnnym udziałem Filipa Laszuka czy „Koniec świata”.

„LAWENDA” to album pełen oryginalnych aranżacji i różnorodnych odcieni muzycznych, z bogatymi tekstami, które łączą przyrodnicze i miłosne motywy. Zespół tworzy przestrzeń, która daje poczucie schronienia, a jego brzmienie oraz niebanalne treści potwierdzają jego klasę. Choć momentami płyta jest staje się nieco patetyczna, to całość pozostaje świeża i wciągająca. To ważny krok w muzycznej podróży zespołu kilka czułości, gdzie obok Anny Kamińskiej także Emil Smardzewski, Filip Turkowski, Mikołaj Główczyński oraz Jakub Jugo.

 

 

49. Olga Bończyk – „Wracam”

Album „Wracam” Olgi Bończyk, aktorki i piosenkarki, dla której łaskawie czas nie ma znaczenia, to niezwykły projekt, który stanowi most powrotny artystki do początków jej kariery muzycznej. Na płycie znajdujemy dwanaście kultowych utworów polskiej muzyki rozrywkowej i rockowej, takich jak „Zawsze tam gdzie Ty” (Lady Pank) czy znakomite „Embarras” (Irena Santor), które Bończyk interpretowała a capella – jedynie przy użyciu swojego głosu.

Aranżacje Jacka Zameckiego wyróżniają się bogactwem wokalnych warstw, co nadaje utworom głębi i rytmicznej złożoności.
Płyta, inspirowana współpracą Bończyk z Spirituals Singers Band z lat 80., łączy klasykę z nowoczesnym podejściem, oferując świeże, swingujące wersje znanych piosenek. W szczególności wyróżnia się część albumu poświęcona melodiom z dobranocek, takich jak „Pszczółka Maja” czy „Bolek i Lolek”, które artystka przekształca w jazzowe frazy, pokazując swoje wokalne i aktorskie talenty.

„Wracam” to album, który wyróżnia się na tle współczesnych produkcji i stanowi wartościową propozycję dla słuchaczy szukających głębszych, bardziej złożonych interpretacji klasyki polskiej muzyki rozrywkowej.

 

48. Uniatowski – „Uniatowski”

 

Album „Uniatowski” to drugi autorski album Sławka Uniatowskiego, który zaskakuje nie tylko paletą różnorodnych stylów, ale i jego dojrzalszym podejściem do muzyki. Artysta, który samodzielnie zaaranżował i wyprodukował longplay, zespolił taneczne rytmy z melancholijnymi balladami, inspirowanymi muzyką lat 70. i 80. XX wieku, z jaśniejącymi jazzującymi opowieściami ze sznytem szlachetnego pop.

Refleksyjna pieśń „Gdy płonie świat” z tekstem Janusza Onufrowicza wyróżnia się na tle innych utworów i jest ozdobą albumu obok takiej perełki jak „Naiwna”. Od siebie dodam, że jako słuchacz by cały materiał był po polsku, jednolity językowo.
Album „Uniatowski” pokazuje artystę jako twórcę wszechstronnego, gotowego do eksperymentów, ale równocześnie nie zapominającego o korzeniach muzycznych, które kształtowały jego karierę. Choć płyta w pewnym sensie jest próbą ucieczki od łatki wokalisty retro wspominającego lata 70. i 80. XX wieku, Sławek Uniatowski wciąż pozostaje w kręgu stylistyki artystów takich jak Zbigniew Wodecki czy Andrzej Zaucha, co stanowi o jego artystycznej sile. On dorównuje ich wielkości!

 

47. Niesamowita Sprawa – Zwykłe piosenki”

 

Niesamowita Sprawa to zespół, który początkowo funkcjonował jako akustyczny duet, znany w Poznaniu z występów na ulicach i deptakach. Z czasem rozrósł się i zaczął zdobywać doświadczenie na różnych imprezach i festiwalach, zarówno plenerowych, jak i klubowych, że wymienię Bangarang Festival 3.

Ich muzyka łączy elementy miejskiego folku, akustycznego punka i piosenki poetyckiej, czasami subtelnego marynarskiego reggae („Pieśń pełno mleczna”), to zespół sam określa swoją twórczość mianem „zwykłych piosenek”. Ich utwory są energetyczne, z inteligentnym przekazem, co pozwala im zdobywać szerokie grono fanów. W swoich tekstach starają się łączyć prostotę z szczerością, oferując muzykę, która ma rozśmieszać, ale nie w sposób głupi czy prostacki, czego pełno w dance – popowym polskim światku.

Michał Iskra, lider zespołu Niesamowita Sprawa, opowiada często o tym, jak zespół zaczynał od grania na poznańskich ulicach i w małych barach, aby zyskać wierną społeczność. co pozwala mu dziś grać przed pełnymi klubami. Zespół zbudował silną więź z fanami, którzy regularnie odwiedzają ich koncerty, przyciągając także nowych słuchaczy.

Piosenki Niesamowitej Sprawy mimo, że wydają się być proste na pierwszy ruch ucha, ale by je zgłębić i docenić trzeba umieć słuchać sercem. Songi NS mają głębię i jakościowy przekaz, który trafia do ludzi.

Zespół uważa, że ich wzrost popularności wynika nie tylko z muzyki, ale i z wyjątkowej społeczności, która powstała wokół nich. Wspólnie z fanami tworzą atmosferę, która sprawia, że koncerty nie nudzą się, a obecność na nich staje się czymś wyjątkowym.
Michał Iskra jest dymny z opublikowanego ostatnio dokumentu „Incredible Hooligans”, w którym uchwycono historie ich najbardziej wiernych fanów, którzy wyjaśniają, dlaczego wracają na koncerty Niesamowitej Sprawy. Zespół wydał wcześniej EP „Fararaj” oraz utwór „Pomylone Garry”.

W finale napiszę tak, że Irlandia miała swojego Shane’a MacGowana i The Pogues, a my mamy w Polsce Michała Iskrę i band, co się zowie Niesamowita Sprawa!!!

 

46. Krzysztof Cugowski – „Wiek to tylko liczba”

 

Krzysztof Cugowski, ikona polskiego rocka, powrócił z albumem „Wiek to tylko liczba”, który wskazuje wyraźnie, że wiek to jedynie kwestia perspektywy i wszystko zależy od nas! Płyta łączy dojrzałą wrażliwość wokalisty z energią i pasją, które towarzyszyły mu w młodszych latach.
Krzysztof Cugowski nie boi się eksperymentować, łącząc klasyczny rock z elementami pop i akustycznymi brzmieniami. W tekstach piosenek, które tętnią życiową mądrością, tchnie przede wszystkim optymizm i nadzieja.

W gronie najważniejszych utworów z długograja wynotowałem „Ścięte głowy”, mocny, energetyczny rock, który oddaje ducha albumu, tytułowy „Wiek to tylko liczba”, „Panaceum” oraz „Jestem z dzikiego kraju”, z tekstem, który wykracza poza utarte schematy, bowiem porusza głębsze, bo nasze „polsko – polskie” tematy.
Jeśli chodzi o tekściarzy, to Krzysztof Cugowski zgromadził prawdziwą armię najznamienitszych ludzi rockowego pióra z Januszem Onufrowiczem, Andrzejem Mogielnickim, Wojciechem Byrskim czy Andrzejem Sikorowskim (przepiękny tekst do zamykającego płytę „Lecę nad miastem”). Ciekawostką jest fakt, że najmłodszy syn Cugowskiego Chris napisał metafory dla taty.

 

45. Knedlove – „Triumf sztuki nad rozumem”

 

Album „Triumf sztuki nad rozumem” to drugi krążek zespołu Knedlove, wydany 26 kwietnia 2024 roku. Knedlove to Eliza Sicińska z jej charakterystycznym głosem, gdzieś między bluesem (bluegrassem) a jazzowymi frazami spowitych w nowoczesnych brzmieniach (przepysznej urody, wielce rozkołysany „Fading”). Knedlove to także Kacper Chmura, gitarzysta, który także znakomicie śpiewa.

Zwróćcie uwagę na przepiękny, akustyczny, wieczorny gitarowo – fortepianowy tkwiący z najczystszym bluesie przełamanym w southern – rock „Everything”. Cudo albsolutne!!!

Twórczość grupy łączy wiele gatunków muzycznych, takich jak rock, blues, czasem jazzująca swingowość gitarowa, tworząc oryginalny styl, który wyróżnia się na tle innych. Zespół, będący „życiowo-muzycznym” duetem, wzbogaca swoje utwory o emocjonalną głębię, co nadaje im wyjątkowy charakter.
Album jest elegancki, trzymający słuchacza w fotelu artyzmu, maestrii chwili, którą pięknie się przeżywa. „Triumf sztuki nad rozumem” nadto charakteryzuje się subtelnymi harmoniami korzennymi (blues, rock, bluegrass), które jeszcze bardziej nadają piosenkowego wymiaru płycie. Jedyna uwaga, to brak potoczystości językowej. Nie ukrywam, że piosenki śpiewane po polsku wypadają nieco gorzej przy tych spiewanych po angielsku.
Odnotuję, że na albumie udzielał się nasz radiowo Wnetowy przyjaciel Borys Sawaszkiewicz, członek kolektywu Chango i współpracownik Piotra Cugowskiego, który zagrał na instrumentach klawiszowych. Sekcja znakomita a w rolach głównych Adam Partyka (perkusja) i (Miłosz Skwirut (gitara basowa, kontrabas).
Najważniejsze utwory to tytułowy i założycielski „Knedlove”, wspomniany już „Fading”, „Everything”, „The Place To Be” i „Niewiele więcej” – dynamiczna piosenka z wpływami southern rocka.

Płyta „Triumf sztuki nad rozumem” to album, który jest jednym z najprzyjemniejszych zaskoczeń mijającego roku 2024!

 

44. Krzysztof Zalewski – „ZGŁOWY”

Po czterech latach od krążka „Zabawy”, Krzysztof Zalewski powraca z albumem „ZGŁOWY”, który łączy rock, punk, rap, funky oraz kojące ballady. Jest to płyta bardziej szczera, surowa i bezpośrednia niż poprzednie, nagrana na setkę by zakląć na płycie koncertową energię i szlif. Zalewski w swoich refleksyjnych tekstach dzieli się osobistymi przeżyciami, które łatwo można poczuć jako własne.

Album otwiera utwór ZGŁOWY, który zdominowany jest przez rap i emocjonalny refren. W kolejnych kawałkach artysta eksperymentuje z różnymi stylami, jak w balladzie „Kochaj” czy radosnym, pełnym zachwytu „Edith Piaf”, który stał się jednym z ulubionych utworów redaktora Wybrana.
Uciekaj jest melancholijną refleksją o Polsce i narkotykach, natomiast O deszczu przywołuje temat miłości, z nutką inspirowaną hitem z albumu „Works” Queen. Mamo to wzruszająca, funkowa piosenka o zmarłej matce, a Sztormy i ulewy to kolejna melancholijna ballada. Płytę zamyka zaskakujący utwór „Da Capo al Fine”, zaśpiewany po włosku, z delikatnymi dźwiękami gitary klasycznej.

„ZGŁOWY to album na miarę Fryderyków!” – słychać zewsząd w tym uwodzicielsko – sprzedajnym i jakże fałszywy polskim muzycznym szołbisnesie. No nie wiem, nie wiem … patrząc na casus Vito Bambino – Mateusza Dopieralskiego i jego znakomitego krążka „Pracownia”.

Za Krzysztofem Zalewskim nigdy nie przepadałem, ale dziś muszę oddać sprawiedliwość, że nagrał znakomity album. Znajdziemy na nim bardzo dobry wokal, piękną, wpadającą w ucho muzykę, a przede wszystkim szczere, emocjonalne teksty, czyli wszystko, czego pragnie fan polskiej muzyki popularnej.

Zalewski pomieszał w swojej kuchnio – pracowni dźwięków i gatunki, i style dzięki czemu słuchacz nie ma prawa się nudzić czy też pominąć jakiś utwór. Ta płyta jest po prostu rewelacyjna i dlatego nie zdziwię się – znając masz muzyczny rynek „królików” i ich nagród – , jeśli nawet nie zostanie choćby nominowana do nagrody albumu roku. Ranga Fryderyków spada i staje się odpustową i niewiele znaczącą ozdobą…

 

43. MEDIANA – „Monologue” EPka

Album „Monologue” autorstwa Diany Paterek, występującej pod pseudonimem MEDIANA, to przepiękna, introspektywna propozycja dla miłośników dark ambientu oraz muzyki filmowej. EP-ka, składająca się z pięciu kompozycji, zachwyca głównie przez subtelną grę wiolonczeli, która stanowi bazę wszystkich nagrań.

Muzyka Mediany – Diany z „Monologue” jest niezwykle obrazowa. Poetycko i przestrzennie buduje mroczny, post apokaliptyczny świat, który idealnie pasowałby do poetyckiego filmu.
Krótkie, ale intensywne kompozycje, takie jak „Alive Through Memories” czy „Cold as in Winter” wciągają słuchacza w głęboki, emocjonalny stan, balansując między klasycznym mistrzostwem a ambientową estetyką.
Album ma spójną strukturę, której kolejność utworów tworzy jednolitą narrację, pełną napięcia i subtelnych niuansów. EPka „Monologue” oferuje bogaty świat dźwięków, który stwarza pojemną przestrzeń na wyobraźnię, o której istnieniu dzisiaj zapominamy. Sama wiolonczela Diany Paterek w tej produkcji brzmi po prostu zjawiskowo.

To najtkliwsza muzyka, jaką możecie sobie wyobrazić do poetyckiego filmu. Jest ona pełna emocji, subtelności i artystycznej wyrazistości. Czekam na dużą płytę! – mawiam ja, Wybran.

 

42. massel – „Tęskno mi”

 

Od wielu, wielu lat powtarzam, że prawdziwa poezja i prawda o życiu i świecie kryje się na produkcjach spod znaku rapu i hip hopu z przyległościami. Pierwszym, ale nie ostatnim dowodem na potwierdzenie moich słów jest album „Tęskno mi”, fonograficzny duży debiut Michała Massela, artysty działającego pod własnym nazwiskiem od 2022 roku.

Te dziewięć nagrań to bardzo osobisty projekt, w którym producent i autor łączy alternatywne brzmienia z hip-hopową energią, tworząc melancholijną, pełną emocji nie tylko muzyczną przestrzeń.

Płyta jest refleksyjną podróżą od dzieciństwa, przez dorastanie aż po wyzwania współczesnego życia, szczególnie w kontekście bycia rodzicem.
Michał Massel tworzy na płycie klimatyczne, subtelne kompozycje, w których gitara, bas, klawisze i perkusja współpracują z lirycznymi, często poetyckimi tekstami. Szczególną uwagę zwracają utwory takie jak „Lukier” (z gościnnym udziałem Oliwi Twardosz), gdzie gitara i wokal tworzą nastrojową całość, oraz „Pokrzywione niebo” (z anielskim głosem Marii Jurczyńskiej), który wyróżnia się głębią emocjonalną metafor i ich ponadczasowym naddaniem.

 

Wielką wartością albumu jest także piosenka „Plac zawód”, która staje się lirycznym mostem między dzieciństwem a dorosłością, pomiędzy niewinnością i wiarą, [że świat może być piękny – ergo można go zmienić], a zderzeniem ze ścianą szarych faktów i bolączek. W utworze tym gościnnie występują Bisz i znakomita i baśniowa Maria Jurczyńska.

Album „Tęskno mi” jest pełen intymności i szczerości. Dzięki doskonałym warsztatom tekściarskim i autentycznemu podejściu do twórczości Michał Massel zbudował projekt, który porusza i zmusza do refleksji, nie szukając komercyjnych środków wyrazu. Ale także maestria twórczości i umiejętności, która zyskuje jeszcze więcej mocy „na żywo”, co potwierdza nagranie Live Session w brzuchu YouTube’a.

 

41. Brighter Colours – „Magnolia”

 

Debiutancki album „Magnolia” zespołu Brighter Colours, wydany 26 stycznia, to propozycja dla fanów indie i alternatywnego rocka. Zespół, założony w 2022 roku w Krakowie, łączy popowe melodie, zmierzchowe rytmy i nostalgiczne ballady z wpływami indie, alternatywy oraz folk-rocka, czerpiąc inspirację z krakowskiej sceny alternatywnej. Ich eklektyczne brzmienie to miks gitar, syntezatorów i energetycznych bitów, z wyraźnym wpływem lat 70. oraz psychodeliki.

W skład zespołu wchodzą: Jake Koch (gitara, wokale), Michał Pietraszek (syntezatory), Kasia Kobuszewska (bas, wokale) i Bartek Pąprowicz (perkusja). Album wyróżnia się emocjonalnymi tekstami, dwugłosami damsko-męskimi (szczególnie w „The Big Idea”) oraz charakterystycznym głosem Kocha. Największą perełką płyty jest tytułowa „Magnolia”, która stanowi serce całej produkcji.

Zespół zyskał uznanie po wydaniu EP „Spacement Tapes” w 2022 roku, wyróżnionym podczas II Skała Rock Festival. „Magnolia” to płyta, która łączy indywidualny, młodzieńczy styl grupy z czystym pięknem i klasycznym brzmieniem. Mam nadzieję, że informacje o ich rozpadzie nie potwierdzą się! A jeśli tak się dzieje, to prośba ode mnie: Wracajcie do Siebie!!!

Tomasz Wybranowski

 

Ostatni taniec Muzycznego IQ.

I feel good.

„Zapraszam na ostatnie w tym roku Muzyczne IQ. Zwykłem w tym czasie robić podsumowanie swojej audycji, kogo gościłem, jakie płyty zwróciły moją szczególną uwagę, jacy goście. Później zastanowiłem się jednak, że może być to potraktowane jako pewien ranking, wyróżnienie dla niektórych, bo przecież nie sposób w ciągu godziny pochylić się nad tymi wszystkimi, zacnymi artystami, z którymi miałem okazję się spotkać i porozmawiać na antenie. Bywały legendy, zasłużeni dla polskiej, ale nie tylko, sceny muzycznej twórcy. Józef Skrzek, Krzesimir Dębski, grupa Lombard czy Siena Root ze Szwecji. Było też mnóstwo świetnych debiutów ale i kolejnych albumów pnących się po szczeblach kariery zespołów czy solistów. Na pewno zaskoczyłem nie jednego stałego słuchacza, słuchaczkę obecnością w Muzycznym IQ artystów jazzowych.” (fragment wypowiedzi Radka Rucińskiego). A jaki koncept przyświecał prowadzącemu przy tworzeniu ostatniej audycji w roku? Było przebojowo, rockowo i … Zapraszamy do odsłuchu.

https://patronite.pl/radiownet

Dr. Fayez Afana w audycji Radio Aktywni.

Ehna Flestinia.

W audycji Radio Aktywni porozmawialiśmy z dr. Fayezem Afaną, Palestyńczykiem od lat mieszkającym w Polsce. Było o języku arabskim, migracji, wieloletnim konflikcie Palestyny z Izraelem i o byciu ojcem niepełnosprawnego dziecka. Zapraszamy do odsłuchu. Radio Aktywni.

Pascal Gollnisch: musimy się zastanowić jaka jest dziś wartość danego słowa

Strefa Gazy/fot. Twitter

Ks. prałat Pascal Gollnisch, dyrektor generalny organizacji L’OEuvre d’Orient, komentuje sytuację chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Sudan – opowieść o zapomnianej wojnie

Boże Narodzenie w Libanie – boży czas nadziei, co łączy tradycje, kultury i ludy – opowiada Kazimierz Gajowy

Liban fot. Adam Rosłoniec

W Libanie, kraju pełnym różnorodności religijnej i kulturowej, Boże Narodzenie obchodzone jest w sposób wyjątkowy.

 Święta te, choć w dużej mierze chrześcijańskie, stają się także częścią wspólnego dziedzictwa narodowego, w którym udział biorą zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie.

O wyjątkowości tych obchodów oraz o wielobarwnej tradycji świąt w Libanie opowiada w specjalnym programie Tomasza Wybranowskiego Kazimierz Gajowy, szef Studia Bejrut.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Kazimierzem Gajowym:

Kazimierz Gajowy i Jack Estephan / Fot. Maya Outayek

Liban to państwo, w którym mozaika religijna wpływa na oblicze wielu wydarzeń, w tym także Bożego Narodzenia. Społeczeństwo podzielone jest niemal równo między chrześcijan (około 40% populacji) a muzułmanów (około 60%). Wśród chrześcijan dominują Maronici – wyznawcy Kościoła katolickiego wschodniego obrządku – ale w kraju znajdziemy także prawosławnych, protestantów i Ormian.

To właśnie Maronici obchodzą święto 25 grudnia, zaś część Kościołów wschodnich, takich jak Ormiański Kościół Apostolski, świętuje Boże Narodzenie 6 stycznia.

Mimo różnic wyznaniowych, w Libanie panuje wyjątkowa atmosfera szacunku. Muzułmanie chętnie składają życzenia bożonarodzeniowe swoim chrześcijańskim sąsiadom, co stanowi symbol wzajemnej tolerancji i pokojowego współistnienia.

Fot. Paweł Rakowski

Wspólne świętowanie w duchu pokoju

Pomimo różnorodności religijnej, Liban daje przykład współistnienia kultur. Chrześcijanie niejednokrotnie biorą udział w muzułmańskich obchodach Eid al-Fitr, zaś muzułmanie z szacunkiem odnoszą się do chrześcijańskich świąt, takich jak Boże Narodzenie. Ta unikalna mieszanka tradycji sprawia, że święta w Libanie stają się wydarzeniem o wymiarze społecznym, zacieśniającym więzi międzyludzkie.

Choć Bliski Wschód rzadko kojarzy się ze śniegiem, w Libanie podczas Bożego Narodzenia często można doświadczyć prawdziwie zimowej atmosfery. Szczególnie w górskich regionach śnieg nadaje świętom wyjątkowego charakteru.

Boże Narodzenie w Libanie to nie tylko religijne święto, lecz także czas wzajemnego szacunku i radości płynącej z różnorodności kulturowej. Tradycje chrześcijańskie splatają się tu z lokalnymi zwyczajami, tworząc niezwykłą atmosferę jedności.

Właśnie o tych aspektach, a także o osobistych przeżyciach z libańskiego świętowania, opowiadał Kazimierz Gajowy w specjalnym programie Tomasza Wybranowskiego.

Zachęcamy do wysłuchania tej wyjątkowej opowieści i odkrycia magicznej atmosfery libańskiego Bożego Narodzenia.

opracował Tomasz Wybranowski

„Nollaig Shona Duit!” oznacza po irlandzku „Wesołych Świąt”. Wybran świąteczny z Irlandii. Z nostalgią i tęsknotą…

W Irlandii przygotowania do Bożego Narodzenia zaczynają się już w listopadzie, a miasto przepełnia się świątecznym klimatem. W Dublinie choinki przy Grafton Street i St. Stephens Green, z wielkimi szopkami betlejemskimi, w tym ruchomą w gmachu Poczty Głównej (GPO), tworzą atmosferę pełną magii. Fot. Tomasz Szustek

Boże Narodzenie to czas, kiedy zatrzymujemy się na chwilę, by docenić to, co najważniejsze: rodzinę, miłość i wspólne chwile. I tak być powinno z każdym z nas.

 Chociaż w różnych krajach obchodzimy te święta na swój tradycyjny sposób, jedno pozostaje niezmienne – pragnienie bycia razem, dzielenia się i składania sobie życzeń.

Tradycje mogą się różnić i oczywiście różnią, ale istota Świąt, tych świąt, jest ta sama. W Polsce wigilijny stół pełen jest potraw, które nie tylko smakują, ale i niosą ze sobą historię i polską korzenność. To barszcz, karp – co niesutannie dziwi Irlandczyków czy kutia. Na zachodzie Europy pojawiają się potrawy regionalne, od indyka w Anglii po pasztet w Niemczech.

 

Irlandzkie Boże Narodzenie to nie tylko czas spędzany z rodziną, ale także wyjątkowa okazja do delektowania się tradycyjnymi potrawami i przysmakami, które od pokoleń towarzyszą mieszkańcom Szmaragdowej Wyspy w tym szczególnym okresie. Z wielu charakterystycznych irlandzkich dań i słodkości, które są nieodłącznym elementem bożonarodzeniowego stołu na Wyspie wspomnę tylko kilka.

Tradycyjnym świątecznym daniem głównym jest pieczony indyk, często podawany z sosem borówkowym i brukselką. W niektórych regionach Irlandii, szczególnie w hrabstwach Cork i Kerry i na całym południu, gęś jest równie popularna, stanowiąc smakowitą alternatywę dla wszechobecnego indyka. Wspólnym elementem jest bogaty wybór dodatków, takich jak duszone ziemniaki, marchew, fasola i moje ulubione brokuły.

Mimo, że wyrzekam się wszelkich węglowodanów i słodkości, to mince pies owo małe, okrągłe ciasteczka wypełnione mieszanką suszonych owoców, przypraw z domieszką radosnej brandy pokonują mnie zdecydowanie. Te ciastka zawierają tzw. „mince meat”, które nie jest mięsem, ale raczej bogatym i słodkim farszem z rodzynek, śliwek, orzechów, cynamonu, imbiru i innych przypraw.

Moi irlandzcy znajomi podają je gościom z ciepłym napojem. Twierdzą, że to prawdziwy symbol irlandzkich Świąt.

No i jeszcze Christmas pudding, znany także pod nazwą „plum pudding” do którego nie może zabraknąć brandy butter, czyli masła zmieszanego z cukrem i alkoholem.

 

 

W Irlandii przygotowania do Bożego Narodzenia zaczynają się już w listopadzie, a miasto przepełnia się świątecznym klimatem. W Dublinie choinki przy Grafton Street i St. Stephens Green, z wielkimi szopkami betlejemskimi, w tym ruchomą w gmachu Poczty Głównej (GPO), tworzą atmosferę pełną magii. Irlandczycy dekorują domy światełkami, a tradycja wysyłania kartek zaczyna się z początkiem grudnia.

Najpiękniejsze są jednak chwile oczekiwania, pełne zapachu choinki i radości. Oczekiwania na spotkanie z najbliższymi bez telefonów, patrzenia na zegarki i nerwowości. Wigilijny wieczór w Irlandii nie jest tak oficjalny jak w Polsce. Irlandczycy nie przygotowują uroczystej kolacji, a tradycje postne są obce. Zamiast karpia, na stole króluje indyk, a dzieci wieszają skarpety na prezenty od św. Mikołaja.

Mimo postępującej laicyzacji, nadal zachowują wiele religijnych zwyczajów, takich jak zapalanie świecy w oknie, symbolizującej pomoc dla Świętej Rodziny.

Drugiego dnia Świąt, w Dzień św. Szczepana, żywa jest na wsiach i małych mistaeczkach tradycja kolędowania. Dzieci przebierają się za Wren Boys i zbierają datki na „króla ptaków”, strzyżyka, który – wedle legendy – wydał na męczęńską śmierć św. Szczepana.

Czas świąt w Irlandii kończy 6 stycznia i Święto Trzech Króli, kiedy tradycyjnie rozbiera się choinkę, a życie wraca do normy.

 

 

W dobie komercjalizacji coraz więcej ludzi zapomina, czym tak naprawdę są Święta. Choć prezenty stanowią ważny element, musimy pamiętać (i wpajać to naszym dzieciom i wnukom), że nie są one celem samym w sobie. Prawdziwym darem, jaki możemy podarować sobie i innym, jest czas – czas spędzony z rodziną, przyjaciółmi, w gronie bliskich. To właśnie te chwile stanowią o magii Świąt nadejścia Jezusa, a nie zawartości i finansowego ciężaru paczek pod choinką i skarpetach na zimnych kominkach (niestety klimatyczna zmora dopadła i Szmaragdową Wyspę).

W tym świątecznym felietonie moim nie może się obyć bez poezji. Oto przychodzi mi do głowy wiersz „The Old Woman of the Roads” Padraica Columa. Jego metafory, choć nie bezpośrednio o Bożym Narodzeniu, uchwyciły nadzwyczajnie stary irlandzki klimat i duchowość, którą można poczuć podczas świątecznego okresu.
Poezja Padraica Columa, pełna prostych obrazów, oddaje życie wiejskie, tradycje i wartości, które są tak silnie związane z Bożym Narodzeniem w Irlandii:

„/…/ Widziałem starą kobietę dróg,
Z koszem jabłek i chustką na ramionach.
Jej oczy były jasne blaskiem tej pory roku,
Gdy szła do kościoła przez śnieg, wszyscy razem.”

Moim ulubionym wierszem jest “A Christmas Childhood” Patricka Kavanagh, bez którego – taka ciekawostka – nie mielibyśmy święta literatury Bloomsday. Patrick Kavanagh to jeden z najbardziej znanych irlandzkich poetów, który w swoim wierszu, który przypominam, wspomina swoje dzieciństwo w irlandzkiej wsi.

 

Do 2016 roku wielka choinka z lampionów stała w centralnym punkcie Dublina, stolicy Irlandii, przy ulicy O’Connell Stret tuż obok gmachu Poczty Głównej – GPO. Teraz dumnie stoi na Smithfield, blisko redakcji Studia 37 Dublin. Fot. Tomasz Szustek

Poezja ta pełna jest nostalgii za prostymi, tradycyjnymi świętami, które były obchodzone w małej społeczności.
Wypada też zanucić coś świątecznego z elementem irlandzkim… Myślę, myślę i mam!

To “The Twelve Days of Christmas” i wersję zdecydowanie na irlandzką nutę i nostalgię!

Choć ta jedna z najpopularniejszych kolęd na Wyspie ma swoje korzenie w Anglii, to Irlandczycy stworzyli swoje wersje, które często zawierały rodzime akcenty. W różnych zakątkach Szmaragdowej Wyspy oprócz tradycyjnych “dwunastu dni”, pojawiają się odniesienia do irlandzkiej kultury, przede wszystkim do miejscowych tradycji muzycznych, szaty roślinności czy fauny. Oto przykład:

„On the first day of Christmas my true love gave to me,
A partridge in a pear tree.
On the second day, two Irish dancers pranced,
And a thousand fiddles filled the air.”
co możemy przetłumaczyć:
„Pierwszego dnia Bożego Narodzenia mój prawdziwy ukochany dał mi,
Bażanta na gruszy.
Drugiego dnia, dwaj irlandzcy tancerze tańczyli,
A dźwięki tysiąca skrzypiec wypełniły powietrze.”

W duchu irlandzkiej tradycji, pełnej ciepła, serdeczności i nadziei, pragniemy złożyć Wam życzenia na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia oraz nowy rok 2024.

W imieniu swoim własnym, moich drogich przyjaciół i współpracowników Studia 37 Radia Wnet oraz programu „Polska Tygodniówka” w radiu irlandzkim NEAR FM oraz portalu Polska-IE.com – Katarzyny Sudak, Tomasza Szustka, Bogdana Feręca, Jakuba Grabiasza oraz Jacka Vanzeka – życzymy Wam przede wszystkim odnalezienia światła i dobra, które płynie ze żłóbka gdzie położono małego Jezuska, potem zdrowia, zacieśniania w blasku miłości najtrwalszych więzów rodzinnych i przyjacielskich, wreszcie wolności i gorącej miłości.

A przy wigilijnym stole, tak jak w najpiękniejszych irlandzkich opowieściach i baśniach, niech zagości dobro, piękno, szacunek i światło Narodzonego Mesjasza, które rozświetli każdy ciemny zakamarek w naszych sercach. Nollaig Shona Duit! krzyczę z nadzieją, jak Irlandczycy panowie tej ziemi.

 

Tomasz Wybranowski
fot. Tomasz Szustek

25 lat ciszy po Tomaszu Beksińskim – wspomnienia w programie Tomasza Wybranowskiego „Cienie w jaskini”

Tomasz Beksiński (1958 – 1999)

Ten program poświęcam osobie Tomasza Beksińskiego…  Tomasz Beksiński (1958 – 1999) – legenda za życia… 25 lat po Jego śmierci wciąż o Nim pamiętamy… Tomasz WYBRANOWSKI.

Ten program poświęcam osobie Tomasza Beksińskiego…  Tomasz Beksiński (1958 – 1999) – legenda za życia… 25 lat po Jego śmierci wciąż o Nim pamiętamy… Tomasz WYBRANOWSKI

Tutaj do wysłuchania program – część 1:

tutaj do wysłuchania program – część 2:

 

CIENIE W JASKINI.  Fot. Tomasz Szustek.

OBRAZ 3  Pamięci Tomasza Beksińskiego…

 

Płonące krzesło pożądania

Języki wznoszą się i opadają

Potem ciemność

już…

Brawa tłumione kurtyną

Szaleńcy na smyczy leków

i plaga suszy w oazach…

Koniec wieków

Znak czasu

Szelest wypłowiałego rachunku

człowieczeństwa…

Tomasz Wybranowski, Nocne Czuwanie [Wydawnictwo Kontury, 2012]

 

Synth Esthetics, Lost Prime Number, Kalinovski i PasiBrzuchy. Premiery, wywiady w audycji MuzyczneIQ

„Żalow swych nie wnoszę”

Synth Esthetics prezentują debiutancki album pt. Breakthrough. Rozmowa z liderem grupy Tomkiem Pieprznym.
Lost Prime Number i ich najnowszy singiel „This Man”. Wywiad z wokalistą, tajemniczym Jakubem.
Premiera nowej piosenki Kalinovskiego. „Podajcie mi Wodę”. Rozmowa z Adamem Kalinowskim.
Tomek Kluźniak i Marysia Kluźniak opowiadają o pracy nad debiutanckim albumem.
Zapraszam do odsłuchu. R.

PasiBrzuchy w Muzycznym IQ.

25 lat od śmierci Tomasza Beksińskiego rozmowa z reżyserem „Dziennika zapowiedzianej śmierci” Danielem Światłym

Daniel Światły w dokumencie "Dziennik zapowiedzianej śmierci" mistrzowsko ukazuje Beksińskiego jako postać skomplikowaną, pełną sprzeczności – z jednej strony błyskotliwego, erudycyjnego intelektualistę, z drugiej – człowieka borykającego się z własnymi demonami, które ostatecznie miały tragiczne konsekwencje w jego życiu. W dokumencie nie chodzi tylko o przedstawienie faktów z jego kariery zawodowej, ale także o zgłębienie jego charakteru, wrażliwości, poczucia osamotnienia i wewnętrznych zmagań. Na fotografii scenarzysta i reżyser obrazu Daniel Światły.

Film Daniela Światłego rzuca prawdziwe światło na złożoność relacji Tomasza z otoczeniem i jego zmagania z własnymi demonami.

Film dokumentalny „Dziennik zapowiedzianej śmierci” o Tomaszu Beksińskim, reżyserowany przez Daniela Światłego, początkowo miał być jedynie pracą zaliczeniową studenta drugiego roku w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Wszystko się zmieniło 24 grudnia 1999 roku. 

Po tragicznej śmierci Tomasza Beksińskiego w 1999 roku Telewizja Polska zleciła reżyserowi i scenarzyście Danielowi Światłemu dokończenie projektu, który nabrał formy pełnoprawnego filmu dokumentalnego. W mojej opinii to najlepszy film nie tylko o Tomaszu Beksińskim, radiowym czarodzieju, fascynującym tłumaczu kultowych filmów i synu mistrza Zdzisława Beksińskiego, ale przede wszystkim o jego cierpieniach duszy i serca.

Raz stawał się lordem Byronem, albo samym  René de Chateaubriand, który często uznawany jest do dziś za swoisty przykład dandyzmu w literaturze i spuściźnie społeczeństwa i literatury  XIX wieku.

Dandyzm jako styl życia i postawa, które charakteryzowały się nie tylko wyrafinowaniem, a także – a może przede wszystkim – pewną nonszalancją i dystansem wobec konwenansów.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z drem Danielem Światłym:

Premiera tego nadzwyczajnego i przejmującego obrazu odbyła się w 2000 roku. W niespełna 25 minutach Daniel Światły przedstawił życie i radiową i translatorską twórczość Tomka Beksińskiego, eksplorując także jego fascynację poezją, romantyczną miłością, ale także śmiercią i mrokiem niezrozumienia pośród jemu współczesnych.

Film Daniela Światłego rzuca prawdziwe światło na złożoność relacji Tomasza z otoczeniem i jego zmagania z własnymi demonami. Reżyserowi udało się wniknąć w krwiobieg myśli i motywacji bohatera – Tomasza Beksińskiego.

 

„Dziennik zapowiedzianej śmierci” cenię za szczerość i wielki emocjonalny przekaz.

Obraz otrzymał Dyplom Honorowy podczas łódzkiego Festiwalu Mediów „Człowiek w zagrożeniu” w 2000 roku.

Daniel Światły (na fotografii) znakomicie uchwycił zarówno publiczny wizerunek Tomka Beksińskiego, jak i jego prywatną stronę. Szczególnie te momenty, w których zmagał się z samotnością, pesymizmem i bólem życia.

Dokument w bardzo osobisty sposób stara się oddać atmosferę, w jakiej Beksiński żył, i ukazać go jako człowieka pełnego sprzeczności: z jednej strony artysty, który potrafił dostrzegać najgłębsze aspekty ludzkiej natury z poetyckim i muzycznym zacięciem, z drugiej – człowieka, który nie potrafił poradzić sobie ze swoimi wewnętrznymi lękami.

Tomasz Beksiński był postacią kultową w Polsce, a „Dziennik zapowiedzianej śmierci” to próba zrozumienia i ukazania złożoności jego życia oraz śmierci.

„Dziennik zapowiedzianej śmierci” nie tylko przybliża osobę Beksińskiego, ale także skłania do refleksji nad naturą ludzkiego cierpienia, samotności i szukania sensu w świecie pełnym chaosu.

 

Warto obejrzeć ten film… Warto… Tomasz Wybranowski