165 notowanie Listy Polskich Przebojów Polish Chart

Na pierwszym miejscu uplasował się utwór „Alchemia” toruńskiego zespołu „Bryll”.

 

1.  Bryll – Alchemia

2. Michał Swaczyna – Weightlessness

3.  Strefa Zagrożenia Hałasem – Moja Strona

4.  Revival – Maska

5. Prorok – Hades

6. Meteroids – Feels

7. Kapela Bożków – Rysiu

8. Złe Psy – Miłości moc

9. Moodman – Wosk Głód i Ochra

10. KSU – Kto Cię obroni Polsko

11. Anna Maria Jopek – Sikoreczka

12. Paweł Tur – Takiej Cię nie znałem

13. Purple Daze- Under The Gun

14. Natalia Lesz – Gdybyśmy

15. Konrad Marecki – Dżangyl

16. Ania Blush – Esencja

17. Black Light – Winter

18.   40 synów i 30 wnucząt jeżdżących na 70 koźlęciach  – Najlepsze Życzenia

19.   The freedom birds – Szary człowiek

20.   Łukasz Łyczkowski i RANO – Niepokonany

27. Ryszard Wolbach  – Nie zabronisz mi tańczyć

22. Bilokacja – Zawsze warto

23. Roch – Raj

24.  Konrad Marecki feat. Gaja Frys- Slowly

25.  Ryszard Makowski – Nie stawiam na lepsze jutro

26. Czarny Bez- Noce Kupały

27. Patryk Vlod – Bez namordnika

28. Gabi Gunia- Spotkaj się ze mną

29. Mery Spolsky – Sorry From The Mountain

30.  Marek Andrzejewski – Skazy Pęknięcia Światło

 

Tygodniowy Kalejdoskop Kulturalny – 15.01.2022 r.

Ewa Rynka o zwyczajach towarzyskich polskich mieszkańców Bydgoszczy w II Rzeczpospolitej. Dariusz Rozwadowski o swojej książce „Kościół a rewolucja”.

Maria Wilczek, redaktor naczelna „Listu do pani”, o księdzu Januszu Pasierbie i o misji pisma dla katolickich kobiet. Magdalena Woźniak czyta wiersze Krasińskiego i Słowackiego – Rok Romantyków Polskich.

Czy wolność słowa będzie tylko wolnością aprobowania oficjalnej ortodoksji? / Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” 90/2021

Los Assange’a zadecyduje o tym, czy praktykowanie prawdziwego dziennikarstwa będzie uznawane za nieobliczalne szaleństwo, czy też wymusi na władzy odpowiedzialność za przestępcze, tajne działania.

Andrzej Świdlicki

Wróg publiczny nr 1

„Jesteśmy dziś świadkami nowego etapu cenzury, na którym rząd i korporacje idą ręka w rękę, by zgnieść (zakazać, ocenzurować, zdemonetyzować, algorytmicznie wyczyścić lub w inny sposób uciszyć) wszystkich tych, którzy kwestionują oficjalną ideologię i jej liczne narracje. Byłoby w najwyższym stopniu naiwnym oczekiwać, że tak zwane alternatywne media i blogosfera zdołają uchronić się przed zabiegami wyciszenia herezji” (The Saker).

50-letni Australijczyk Julian Assange, haker, założyciel demaskatorskiego portalu Wikileaks i jego naczelny redaktor, na własnej skórze przekonał się, że szczególnymi cenzorskimi zapędami odznaczają się demokratyczne rządy, którym udowodniono zbrodnie.

W 2010 r. portal opublikował tajne materiały o amerykańskiej wojnie z Irakiem, w tym filmik Collateral Murder (Morderstwo uboczne) z 2007 r., będący dowodem zbrodni wojennej. Kamera pokładowa Apache sfilmowała atak i zabójstwo 12 bezbronnych cywilów w minibusie na placu we wschodnim Bagdadzie. Amerykański jastrzębi establishment stawiało to w niewygodnym położeniu. Pojęcie wojny z terroryzmem przestawało mieć sens, skoro amerykańskie wojny z Irakiem i Afganistanem były jej wyrazem.

W tym samym 2010 r. Wikileaks opublikował zapiski wojenne o cywilnych ofiarach wojny w Afganistanie i Iraku, dane o więźniach w Guantanamo oraz dyplomatyczne depesze amerykańskich konsulatów i ambasad do Departamentu Stanu. Zdemaskowano też praktyki szwajcarskiego banku Julius Baer, lokującego pieniądze w raju podatkowym na Kajmanach.

Z depesz można się dowiedzieć, że polscy oficjele zabiegali o instalację elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, stacjonowanie żołnierzy USA, udostępnienie polskich baz wojskowych na potrzeby armii Stanów Zjednoczonych, zakup myśliwców F-16, instalację pocisków ziemia-powietrze. Ambiwalentny i ostrożny stosunek Amerykanów do tych zabiegów irytował stronę polską i vice versa. Zabiegano o rotacyjne stacjonowanie samolotów transportowych C-130 Herkules między bazą w Ramstein w RFN a którąś z baz w Polsce (ze stałym oddziałem wsparcia) oraz o przeniesienie ze Stuttgartu do Gdańska lub Gdyni specjalnej, bojowej amerykańskiej jednostki morskiej.

Z kolei z tajnej notatki ambasadora USA w Warszawie, Victora Ashe’a, wynika, że w styczniu 2009 r. prezydent Komorowski i premier Tusk rozważali sprzedaż państwowych lasów w ramach odszkodowań za prywatną własność przejętą w czasie II wojny światowej i po niej. Ubolewano przy tym, że krach sektora budownictwa i kryzys na światowych rynkach finansowych, wywołany spekulacją śmieciowymi aktywami, ściągnął w dół ceny nieruchomości.

W 2013 r. Wikileaks dopomógł w ucieczce Edwarda Snowdena – specjalisty komputerowego Narodowej Agencji Bezpieczeństwa – z Hong Kongu do Moskwy, razem z licznymi dokumentami ilustrującymi skalę inwigilacji przez tę agencję prywatnego życia Amerykanów. W 2016 r. portal opublikował korespondencję mailową menedżera kampanii wyborczej Hilary Clintonowej, Johna Podesty, z krajowym komitetem wyborczym demokratów. Korespondencja ta sugerowała, że nominacja Clintonowej na oficjalną kandydatkę demokratów była ukartowana, a jej kontrkandydat Bernie Saunders był przegrany niezależnie od stopnia poparcia.

Po porażce liberalnego, politycznego establishmentu reprezentowanego przez Clintonową demokraci upierali się, że Donald Trump zawdzięczał sukces machinacjom rosyjskiego wywiadu. Dało to asumpt do podejrzeń, że Wikileaks jest agenturą rosyjską, ale nie zdołano tego wykazać.

Już za prezydentury Trumpa Wikileaks opublikował ponad 8 tys. zapisów komórki inwigilacji elektronicznej CIA, dowodzących „przemysłowej” skali hakerstwa praktykowanego przez tę agencję (tzw. Vault 7). Był to największy wyciek danych wywiadowczych w historii wywiadu USA. Oznaczał utratę całego instrumentarium umożliwiającego m.in. włamania do smartfonów, elektronicznych systemów sterowania pojazdami, systemu operacyjnego Android, internetowych przeglądarek, telewizorów z wbudowanym internetem i interaktywnymi funkcjami itd. Według dokumentów Vault 7, konsulat USA we Frankfurcie jest tajną bazą hakerską na Europę, Bliski Wschód i Afrykę.

Stosunkowo wcześnie w USA namierzono niskiej rangi żołnierza wywiadu wojskowego, Bradley’a (Chelsea) Manninga, oskarżając go o udostępnienie Wikileaks tajnych materiałów. Przez 7 lat więziono go w pojedynczej celi, ale odmawiał zeznań i nie obciążył Assange’a. Niepotwierdzone doniesienia mówiły o skazaniu Australijczyka w postępowaniu przed kapturowym sądem, tzw. wielką ławą przysięgłych (Grand Jury), i wydaniu na niego tajnego wyroku. Z oskarżenia o przestępstwa seksualne wobec dwóch Szwedek wszczęto przeciwko niemu dochodzenie w Szwecji, gdzie przebywał w 2010 r. przed przyjazdem do Anglii.

Assange twierdził, że zarzuty miały podłoże polityczne i obawiał się, że dochodzenie było przykrywką dla ściągnięcia go do Szwecji pod pozorem złożenia wyjaśnień, by wydać go Amerykanom. Odrzucał zarzuty, mocno zresztą naciągane, i uważał, że wystarczy go przesłuchać na łączu satelitarnym w ambasadzie Szwecji w Londynie.

Postępowanie o ekstradycję do Szwecji ciągnęło się przed sądami angielskimi różnych instancji przez dwa lata. Gdy założyciel Wikileaks nabrał pewności, że nie wybroni się przed ekstradycją do Szwecji, w czerwcu 2012 r. schronił się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie i uzyskał azyl w tym kraju, rządzonym wówczas przez prezydenta Rafaela Correrę, niechętnego amerykańskiemu kapitałowi i neoliberalnemu modelowi gospodarki.

W budynku ambasady Assange spędził 7 lat. W międzyczasie szwedzka prokuratura umorzyła sprawę przeciwko niemu, uznając, że upływ czasu utrudnił postępowanie i osłabił ciężar zarzutów. W 2017 r., po zmianie władzy w Ekwadorze, Austalijczykowi cofnięto azyl i zaproszono angielską policję, by usunęła uciążliwego lokatora.

Za niedotrzymanie warunków zwolnienia za kaucją Assange’a skazano na maksymalną karę 50 tygodni pozbawienia wolności, którą odbywa do dziś w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Belmarsh. W międzyczasie rząd USA wystąpił z wnioskiem o ekstradycję, stawiając mu 18 zarzutów szpiegostwa i włamań do rządowych serwerów, co grozi oskarżonemu łączną karą 175 lat więzienia.

Sąd angielski w styczniu 2021 r. uznał, że Assange, ze względu na nadszarpnięte zdrowie i złą kondycję psychiczną, może nie przetrzymać komfortu amerykańskich zakładów karnych. Amerykanie, jak należało się tego spodziewać, odwołali się i los Australijczyka, do którego nie przyznaje się jego własny rząd, jest nierozstrzygnięty.

Za kadencji Mike’a Pompeo (2017–2018), wsławionego szczerym wyznaniem „kradliśmy, oszukiwaliśmy, zabijaliśmy”, CIA brała pod uwagę różne sposoby zaszkodzenia Assange’owi, z zatruciem i nieszczęśliwym wypadkiem włącznie. Według portalu Yahoo, powołującego się na informacje od 30 byłych oficjeli CIA i Białego Domu, w 2017 r. Amerykanie przechwycili doniesienie o tym, że rosyjscy agencji przygotowywali się do wykradzenia Assange’a z budynku ambasady w Londynie i pokątnego przewiezienia go do Moskwy. Doniesienie uznano za wiarygodne, ponieważ w tym czasie Ekwador badał możliwość przyznania Assange’owi statusu dyplomatycznego i wysłania go do Moskwy jako ekwadorskiego dyplomaty. Nie wiadomo, ile w tym prawdy i co o tym myślał najbardziej zainteresowany, ale Amerykanie uznali, że muszą działać.

Zakładali, że w Wigilię 2017 r. Assange zostanie wykradziony z budynku ambasady, być może w koszu z brudną bielizną, i wywieziony samochodem na lotnisko. Zamierzano staranować samochód, a także strzelać w koła samolotu. Plan przeszedł przez różne biurokratyczne szczeble CIA, i został zastopowany dopiero przez szefa Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Międzynarodowe reperkusje takiej akcji: polityczne, dyplomatyczne i prawne musiałyby być bardzo duże. W końcu Londyn to nie Nairobi czy Lahore. I skąd pomysł, że Rosjanie porwaliby się na coś takiego w najbardziej strzeżonym miejscu brytyjskiej metropolii? Poproszony o ustosunkowanie się do tych doniesień Pompeo oświadczył, że nie będzie się z niczego tłumaczył. Odebrano to jako potwierdzenie, że było coś na rzeczy. Wcześniej Pompeo nazwał Wikileaks „wrogą służbą wywiadowczą, niemającą rządowego umocowania, aktywnie dążącą do wykradzenia tajnych amerykańskich danych”.

Warto zauważyć, że w czasie wycieku danych Vault 7 i pomocy w ucieczce Snowdena, Assange przebywał w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, co jest dowodem, że Wikileaks jest zdolny do działania bez niego. I to pomimo odcięcia od źródeł finansowania i aktywnego rozpracowywania.

W międzyczasie do składania fałszywych zeznań będących podstawą oskarżeń amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości przyznał się dawny wolontariusz Wikileaks, Islandczyk Sigurdur Thordarson, któremu FBI obiecała immunitet. Pismu „Stundin” powiedział, że wbrew temu, co zeznał, Assange nigdy go nie namawiał do włamań do telefonów islandzkich parlamentarzystów. Przez pewien czas Islandia była bazą Wikileaks i Thordarson zajmował się zbiórką pieniędzy.

Jeśli sąd w Anglii wyda Assange’a Amerykanom, zostanie ustanowiony niebezpieczny precedens sprowadzający się do tego, że krytykowanie amerykańskich zbrodni wojennych i wywiadowczych praktyk, nawet przez dziennikarzy niebędących obywatelami USA i z terenu innego kraju, będzie ścigane przez Amerykanów i traktowane tak, jak działalność szpiegowska ich własnych obywateli.

Los Assange’a zadecyduje o tym, czy praktykowanie prawdziwego dziennikarstwa będzie uznawane za nieobliczalne szaleństwo, czy też wymusi na władzy odpowiedzialność za przestępcze, tajne działania, takie jak zabójstwo bezbronnych cywilów czy inwigilacja na masową skalę. Ma to znaczenie nie tylko dla samego Assange’a, ale także dla zakresu wolności słowa ludzi poza zawodem dziennikarskim.

Roger Waters patetycznie ostrzegał, że zniszczenie wolnej prasy zniszczy Zachód. Jeżeli się tak stanie, to wolność słowa będzie tylko wolnością aprobowania oficjalnej ortodoksji.

Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Wróg publiczny nr 1” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Wróg publiczny nr 1” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin – 14 stycznia 2022 – Bogdan Feręc, Wojciech Hoffmann, Piotr Słotwiński

Piątkowy poranek w sieci Radia WNET należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W gronie gości:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio 37,
  • Wojciech Hoffmann – gitarzysta i kompozytor, lider kultowej formacji Turbo, muzyk Non Iron i ex – członek grupy Czerwone Gitary,
  • Piotr Słotwiński – politolog z wykształcenia, bloger z zamiłowania, kronikarz Polonii w Irlandii.

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek

Wydawca techniczny: Aleksander Popielarz

Realizatorzy: Miłosz Duda (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin).

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Studio Dublin”:

 

 

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego portalu irlandzkiej Polonii – Polska-IE.com.

12 stycznia 22-letnia nauczycielka Ashling Murphy została zamordowana w Tullamore. Sprawa zszokowała irlandzkie społeczeństwo.

Bogdan Fęręc omawia także sytuację na europejskim rynku gazu. Unijny urząd antymonopolowy wystosował pytania wobec Gazpromu. Feręc ocenia, że zarówno rosyjski koncern, jak i Unia Europejska zostaną przy swoich racjach, a ceny gazy będą dalej rosnąć.

Przewiduje, że zbliża się wielkimi krokami fala protestów społeczeństwa zmęczonego obostrzeniami i próbami wymuszenia na nim szczepień. Największe media społecznościowe jak Facebook, czy Twitter będą blokować przekazywanie informacji na ich temat. Trzeba będzie więc komunikować się w tej sprawie innymi kanałami.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

Wojciech Hoffmann w 80. rocznicę urodzin Krzysztofa Klenczona mówi o tym, jak zrodził się pomysł upamiętnienia artysty.

Byłem zakochany w jego twórczości oraz osobowości.

Artysta, lider zespołu Turbo,  z dumą wspomina czas swojej obecności w zespole Czerwone Gitary. Wyznaje, że miał poczucie, że złożenie hołdu Krzysztofowi Klenczonowi jest jego obowiązkiem. Jak tłumaczy, formacja The Klenczon Experience powstała ze względu na to, że nieżyjący już twórca bardzo cenił Jimmy’ego Hendrixa.

Chcemy prezentować piosenki Krzysztofa w aranżacjach jak najbardziej zbliżonych do oryginalnych.

Zdaniem gościa Tomasza Wybranowskiego na scenie muzycznej w Polsce nie ma już tak wybitnych twórców jak w latach 60. Brakuje im świeżości i czegokolwiek, co by ich od siebie rozróżniało.

Tutaj do wysłuchania program z udziałem Wojciecha Hoffmanna:

Pomnik św. Patryka u stóp Croagh Patrick. Fot. Tomasz Szustek.

 

Radiowa ekipa Studia 37 Dublin Radia Wnet powoli już przygotowuje się do obchodów kolejnego dnia świętego Patryka, który przypada na dzień 17 marca.

W świątecznym programie „Studio Dublin”, dwa lata temu, gościła na antenie sieci Radi Wnet Jej Ekscelencja, ambasador Republiki Irlandii w Polsce, pani Emer O’Connell, która 24 sierpnia 2018 złożyła kopie listów uwierzytelniających na ręce Sekretarza Stanu w MSZ, ministra Szymona Szynkowskiego vel Sęk.

Jej Ekscelencja będzie głównym gościem świątecznego bloku programów Radia Wnet z Dublina, w dniu 17 marca 2022 roku.

Z roku na rok Dzień Świętego Patryka w Polsce zyskuje na popularności.

Mamy nadzieję, że po dwuletniej przerwie wielkie Patrykowe parady wrócą na ulice irlandzkich miast.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jej Ekscelencją Emer O’Connell:

 

 

Dublin i rzeka Liffey przy ujściu do Morza Irlandzkiego i w tle dubliński port. Fot, Studio 37 Dublin.

 

Piotr Słotwiński, kronikarz Polonii w Irlandii. Fot. blog piotrslotwinski.com

 

Ostatnim gościem tego wydania Studia Dublin był Piotr Słotwiński, politolog, dziennikarz, reportażysta i kronikarz Polonii w Cork.

W „Studiu Dublin” opowiadał o tekście swojego autorstwa z miesięcznika „MiR”: „Wolność w złotej klatce”.

Piotr Słotwiński, autor bloga www.piotrslotwinski.com, powiedział się na jego łamach na temat trwającej pandemii koronawirusa oraz jej wpływu na kondycję społeczeństwa. Piotr Słotwiński uważa, że w kwestiach zdrowotnych należy zaufać medykom.

Jeśli zdecydowana większość lekarzy zaleca szczepienie to uważam, że trzeba się zaszczepić.

Dziennikarz i kronikarz irlandzkiej Polonii dodaje jednak, że rozumie ludzi, którzy są sceptyczni względem preparatów mających uchronić przed zakażeniem Covid-19.

Niektóre informacje, które były nam przekazywane nie pokrywają się z tym, co było później – np. że szczepionka zapewni nam 12-miesięczną ochronę.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego wypowiada się również na temat kryzysu gospodarczego wywołanego przez pandemię – zaznacza, że ciężko byłoby znaleźć kraj, który nie będzie musiał się z nim zmierzyć. Piotr Słotwiński mówi również o upadku XVIII-wiecznych podniosłych idei politycznych, jak te głoszone przez Woltera.

W końcu zawsze dochodzi do momentu, gdy się przeciwnikom strzela w głowę. Taki jest nieunikniony rozwój socjalizmu, a potem komunizmu.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z  Piotrem Słotwińskim:

Tutaj do wysłuchania całe Studio Dublin:

 

Partner Radia WNET

 

 

 

 

Partner Radia WNET

 

           Produkcja Studio 37 Dublin Radia WNET – styczeń 2022

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Alex Sławiński, Jakub Grabiasz i Piotr Słotwiński.

Czy kot, który przebył tysiące kilometrów, jest teraz tam, gdzie słynne „dzieci z Michałowa”, czyli w Niemczech?

Można przypuszczać, że wielkie pochody latynoskich migrantów z Gwatemali i Hondurasu, przemieszczające się przez Meksyk w kolumnach 200-tysięcznych w kierunku USA, także nie powstały spontanicznie.

Jan Martini

Wiadomo, że kot ani jego właścicielka nie złożyli podania o ochronę międzynarodową nie zamierzali też starać się o azyl w Polsce, gdyż kotom znacznie lepiej żyje się w Niemczech (choć mogą je wysterylizować!). Trzeba przyznać, że wprowadzając wątek kota, rosyjscy specjaliści od zarządzania emocjami wykazali znakomitą znajomość mentalności ludzi „kolektywnego Zachodu” i ich dziwaczne słabości.

Prawdopodobnie większość migrantów szturmujących nasze granice nie wyrusza w ciemno, lecz ma krewnych w krajach zachodnich, a świadczą o tym choćby ich rozmowy telefoniczne. Można powiedzieć, że władze polskie, utrudniając, czy wręcz uniemożliwiając akcję łączenia rodzin, zachowują się niehumanitarnie.

Aż dziw, że wrażliwi posłowie lewicy, z których niejeden mógł mieć mało humanitarnego dziadka bez oporów strzelającego w tył głowy „wrogów ludu”, jeszcze nie podnieśli tego aspektu, skupiając się na „wyrzucaniu dzieci nocą do lasu” (w którym mogą być wilki!).

Obecna fala migrantów to echo poprzedniej, z 2015 roku, gdy Europa pozyskała 2 miliony nowych muzułmańskich mieszkańców przybyłych na zaproszenie Angeli Merkel. Zamiast taniej siły roboczej czy mitycznych inżynierów, programistów i lekarzy, uzyskano kosztowne kłopoty (wzrost przestępczości, strefy „no go”), którymi Niemcy chcieli się solidarnie podzielić ze wszystkimi państwami Unii Europejskiej. Nowi mieszkańcy Europy, z których kilkanaście procent rzeczywiście było uchodźcami, nawet na zasiłku zdążyło się już na tyle urządzić, że mogli się pochwalić w mediach społecznościowych swoim statusem (z pewnością znacznie przesadzając), co zachęcało licznych krewnych i znajomych do ryzykownej podróży

Migracja jest w pewnym sensie podobna do epidemii – jeden migrant przyciąga kilku czy kilkunastu następnych. Dlatego prezydent Sarkozy nakazał sprawdzanie DNA rzekomych krewnych, co wywołało oburzenie opinii publicznej, ale skutecznie ograniczyło oszukańcze łączenie rodzin.

Poprzednie tsunami migracyjne było organizowane w dużym stopniu przez organizacje pożytku społecznego i było skutkiem realizacji wizji George’a Sorosa, pragnącego uszczęśliwić ludzkość przez wymieszanie ras i narodów. „Filantrop” zadziałał z rozmachem – utworzono sieć biur pomocy „uchodźcom” (mamy takie w Warszawie), migrantom wydano przewodniki-instrukcje i płacono zapomogi w transzach po dotarciu do pewnych miast. Aby cwaniacy nie wracali do domu po skasowaniu „grantu”, pierwszą ratę płacono np. w Belgradzie, następną po osiągnięciu Zagrzebia itp. Była to jawna działalność przestępcza, choć ponoć ze szlachetnych pobudek, bo według słów Sorosa „plan Orbana zakłada ochronę granic i traktowania uchodźców jako problemu. Mój plan zakłada ochronę uchodźców i traktowanie granic jako problemu”. (…)

„Wpuście ich; kim są, ustali się później”

Niebezpieczeństwa dla państw europejskich związane ze starzeniem się społeczeństw i migracją dostrzegano już bardzo dawno. Takie prognozy dla Francji roztaczał w roku 1929 dr Zbigniew Łubieński (z UJ), pisząc w liście z Boulogne-sur-Seine do prof. Kazimierza Twardowskiego (z lwowskiego UJK): „Za sto lat Francja zamrze, jak Hiszpania, o ile jej całkowicie nie zaleją cudzoziemcy. Robotnikami będą Polacy i Włosi, banki i prasę wezmą Żydzi, inne fachy w większych miastach zajmie mieszanina międzynarodowych przybyszów; Francuzom zostaną miasteczka prowincjonalne i – hotele, w których gościć będą Amerykanie i Anglicy”.

Erozja, czy wręcz zamieranie chrześcijaństwa w Europie stwarza warunki do ekspansji młodszej, przebojowej i agresywnej cywilizacji islamu. Najpobożniejszy ze współczesnych przywódców, Recep Erdogan, specjalnie nie kryje się z zamiarem uczynienia z Niemiec tureckiego „terytorium zamorskiego” i dlatego Turcy tak zaangażowali się w „eksport” na Białoruś kłopotliwych dla siebie Kurdów.

Broniąc granicy i uniemożliwiając przedostanie się muzułmańskich migrantów do Niemiec, być może pozyskaliśmy kolejnego wroga – tym razem w postaci „kolektywnego islamu”, któremu utrudniamy poszerzanie przyczółków w Europie.

Wprawdzie obecny napływ ludności muzułmańskiej nie wytworzy w naszym kraju skupisk obcych kulturowo, bo ich celem są „Germany”, ale nie możemy wykluczyć zmiany tej sytuacji w przyszłości. Każdy, kto mieszkał w kraju arabskim (jak ja), wie, że w Polsce żyje się znacznie przyjemniej. Nie możemy sobie pozwolić na powstanie w Polsce dużych skupisk ludności muzułmańskiej (wśród których zawsze pojawiają się fundamentaliści), choćby z powodu troski o naszych żydowskich współobywateli, a także delikatnych osób LGBT. Pisząc łzawe teksty („Miriam nie pójdzie do szkoły – utknęła na granicy”), wrogie wobec obecnych rządów środowiska „Gazety Wyborczej”, TVN czy „Krytyki Politycznej” nie zdają sobie chyba sprawy, że to oni będą najbardziej narażeni, gdyby rząd „z pobudek humanitarnych” ugiął się przed naporem kłopotliwych przybyszów.

Obecny atak muzułmańskich migrantów na Europę różni się zasadniczo od poprzednich, bo jest organizowany przez wrogie państwo, a ci „biedni ludzie szukający swego miejsca na ziemi” (mówiąc Tuskiem) są użyci nowatorsko – jako broń migracyjna. Broń bardzo groźna, która się nie zużyje, bo tego „surowca” nigdy nie zabraknie.

Czy rosyjscy projektanci historii mogliby nie zauważyć potencjału destrukcji, którą niesie masowa migracja?

Ponieważ nie ma wątpliwości, kto zorganizował atak na naszą granicę, można przypuszczać, że wielkie pochody latynoskich migrantów z Gwatemali i Hondurasu, przemieszczające się przez Meksyk w kolumnach 200-tysięcznych w kierunku USA, także nie powstały spontanicznie. (…)

Jednym z efektów wojny hybrydowej przeciw krajom zachodniej demokracji jest też upadek prestiżu Europejczyków. Jeszcze niedawno „blada twarz” Europejczyka była przepustką otwierającą wszystkie drzwi np. w Meksyku czy Egipcie, a znajomość z „białym” nobilitowała towarzysko. Obecnie ludzie innych kontynentów i ras, obserwując infantylizację rdzennych mieszkańców naszego kontynentu, zobaczyli, że ci, którzy zawsze imponowali im swoją kulturą i osiągnięciami naukowymi, stali się dziwakami potrafiącymi rozpatrywać takie dylematy etyczne jak „gwałcenie” krów (i to nie przez byka, tylko przez inseminatora ze strzykawką). Czyżby szalone „europejskie” pomysły ideologiczne były suflowane przez ruskich „influencerów”?

Tak się dziwnie złożyło, że na „odcinku” polskim w jednej drużynie grają Berlin, Bruksela, Moskwa, Waszyngton, Tel Awiw i Mińsk – wszyscy są zainteresowani w przywróceniu w Polsce „praworządności i trójpodziału władzy”. Dlatego opozycja w Polsce twierdzi, że nasz kraj jest skłócony ze wszystkimi.

To jest komplement dla naszych sterników i znaczy, że rządzący rozpychają się łokciami, starając się wyrwać nieco podmiotowości, czyli nie są marionetkami sterowanymi z zewnątrz. Tym „wszystkim” opozycja jest gotowa pomagać, bo ma odpowiednich generałów, artystów, profesorów i Obywateli PR, gotowych wybudować ukwiecone bramy dla wyzwolicieli z „reżimu PiS”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Gdzie jest kot z Usnarza?” znajduje się na s. 8 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdzie jest kot z Usnarza?” na s. 8 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pacjentów polskich przychodni pandemiczne przypadki / Magdalena Słoniowska, „Kurier WNET” 90/grudzień 2021-styczeń 2022

Skoro społeczeństwo jakoś sobie radzi bez osobistych spotkań z lekarzami pierwszego kontaktu – mamy doskonały sprawdzian tego, jaka część zorganizowanej służby zdrowia jest zbędna. I tę zlikwidujmy.

Magdalena Słoniowska

Przychodzi do lekarza…

Tym razem facet, nie baba. Ma katar i męczący kaszel. Zapisał się do przychodni (niepublicznej, w ramach pakietu w umowie o pracę) telefonicznie, wyznaczono mu termin. Tydzień przed wizytą zaszczepił się na covid, bo musiał lecieć w delegację do Holandii, a tam bez szczepienia ani rusz. Kaszlał i miał katar, więc kilka dni wcześniej kupił sobie test w aptece, żeby sprawdzić, czy to nie covid. Test wypadł negatywnie.

Przychodzi więc facet do lekarza. Stanął w drzwiach i niestety zakaszlał.

– Kto pana tutaj wpuścił?! Jak pan się tutaj znalazł?! Przecież pan jest chory!

– Tak, pani doktor, wiem, że jestem chory i dlatego przyszedłem po poradę lekarską.

– Ale pan zaraża! Pan stwarza zagrożenie! Pan jest nieodpowiedzialny! To może być covid!

– Zrobiłem dwa dni temu test i wypadł negatywnie.

– A zaszczepił się pan?

– Tak, tydzień temu.

– O, ja znam takich! Są takie przychodnie i lekarze, którzy się umawiają między sobą i wydają fikcyjne zaświadczenia o szczepieniach.

– Nie wiem, na jakiej podstawie oskarża mnie pani o przestępstwo, ale ja jestem chory i potrzebuję porady lekarskiej. Proszę mnie zbadać.

Lekarka niechętnie pozwoliła pacjentowi wejść do gabinetu, odwracając twarz, dotknęła go parę razy stetoskopem na odległość jak najdalej wyciągniętej ręki, na koniec stwierdziła: nie ma pan żadnego zapalenia.

Po czym wybiegła z gabinetu i z krzykiem skarciła rejestratorki, że ośmieliły się zapisać na wizytę pacjenta, który może zarażać.

Historia nie jest zmyślona. Opisałam sytuację, której uczestnikiem był mój syn.

Znam przypadki, że lekarze nie chcą przyjmować w gabinetach osób niezaszczepionych (przeciw covidowi, oczywiście), a nawet wypowiedź lekarza, który stwierdził, że tym, którzy się nie zaszczepili, powinno się odmawiać leczenia.

Lekarze, jak wszyscy ludzie, dzielą się na bardziej i mniej przestraszonych. Rzeczona pani doktor należy najwyraźniej do tych mocniej przerażonych. Pytanie tylko, w jakim celu siedziała w gabinecie? I jakim cudem wybrała swój zawód?

Można jej samoobrończą reakcję na przeziębionego pacjenta rozszerzyć: jakim prawem oczekuje się od lekarzy, że będą zbliżać się, a nawet dotykać chorych, a szczególnie chorych zakaźnie? Przecież lekarz też człowiek i może zachorować. Co sobie taki chory myśli? Naraża przecież lekarza na niebezpieczeństwo.

Pamiętam szkolenie z pierwszej pomocy, jakie parę lat temu odbywałam. Naczelną zasadą przed przystąpieniem do ratowania drugiego człowieka było tam: sprawdź, czy ci nic nie grozi. Na przykład masz prawo zakładać, że ofiara wypadku może być chora zakaźnie i przenieść tę chorobę na ciebie. Wobec tego nie jesteś zobowiązany do udzielenia pomocy, najwyżej łaskawie zadzwonisz po pogotowie. Czyżby ta zasada, w miarę racjonalna w stosunku do osób nieobeznanych z medycyną, obowiązywała również lekarzy?

Po co więc jakiekolwiek przychodnie z lekarzami pierwszego kontaktu? Od zawsze z lekką kpiną i niezadowoleniem pisało się i mówiło o korytarzach pełnych czekających na przyjęcie w gabinetach, kaszlących, kichających i dotkniętych innymi, może zakaźnymi chorobami pacjentów. Tak po prostu było i świat jakoś nie miał prawa się zawalić.

Zapomnieliśmy już, że kiedyś nie było przychodni, tylko lekarze odwiedzali chorych pacjentów w miejscu ich zamieszkania – co było i zdrowsze, i logiczne.

Od dziesięcioleci jest oczywiste, że chorzy muszą wyczekiwać pod gabinetami na badanie i diagnozę, i nikomu nie przyszło do głowy to kwestionować, choć przecież to jest dopiero sytuacja zagrożenia epidemiologicznego. Dziś pacjenci nie mają nawet prawa pójść do przychodni, bo narażą lekarza.

W takim razie przychodnie najlepiej zamknąć, i to nie tylko na okres pandemii. Bo skoro społeczeństwo jakoś sobie radzi bez osobistych spotkań z lekarzami pierwszego kontaktu – to mamy doskonały sprawdzian tego, jaka część zorganizowanej służby zdrowia jest zbędna. I tę część zlikwidujmy. Jaka oszczędność! Od razu składka zdrowotna się zmniejszy, i mniej pieniędzy z budżetu trzeba będzie przeznaczać na resort zdrowia… Albo to, co szło na niepotrzebne przychodnie, dostaną szpitale.

Zostaną tylko dyżurni przy telefonach do stawiania diagnoz na odległość i wypisywania recept. A jak ktoś umrze, zawsze będzie można powiedzieć, że się nie zaszczepił na covid. A jeśli mówił, że się zaszczepił, to na pewno miał zaświadczenie za łapówkę od tych, „co się umówili”.

Felieton Magdaleny Słoniowskiej pt. „Przychodzi do lekarza…” znajduje się na s. 2 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Magdaleny Słoniowskiej pt. „Przychodzi do lekarza…” na s. 2 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego