Wszechnica PAU i Muzeum w Gliwicach serdecznie zapraszają na wykład prof. Andrzeja Wróblewskiego z Wydziału Fizyki UW

Wykład zatytułowany „Newton, Maxwell, Einstein, i co dalej?” odbędzie się w Gliwicach w dniu 25 maja (czwartek) o godz. 16.00 w Willi Caro, ul. Dolnych Wałów 8a. Wstęp wolny.

Profesor Andrzej Kajetan Wróblewski jest fizykiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego.

Przez wiele lat jako profesor pracował na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego.

Pełnił funkcję dziekana Wydziału Fizyki UW, rektora UW (1989-1993), był członkiem Komitetu Badań Naukowych, członkiem Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, w której od 2009 roku pełni funkcję wiceprezesa.  Był członkiem – z wyboru ad personam – Komitetu Polityki Naukowej CERN w Genewie, wykładał jako visiting professor na uniwersytetach w Seattle (USA), Siegen (Niemcy) i w Antwerpii (Belgia).

Główne zainteresowania profesora to fizyka wielkich energii oraz historia fizyki. Jest autorem kilku książek, m.in. : Wstępu do fizyki, Prawdy i mitów w fizyce oraz Historii fizyki.

Profesor Wróblewski był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany, posiada pięć doktoratów honorowych, jest odznaczony najwyższymi odznaczeniami państwowymi.

Zapraszamy do uczestnictwa w wykładzie.

 

Polacy stworzyli system SafeSky służący do ochrony przed dronami. Jest o wiele tańszy i równie skuteczny jak zagraniczne

System, który wykryje nadlatującego drona i nie pozwoli mu wlecieć na chroniony teren, opracowała polska firma Advanced Protection Systems. SafeSky potrafi wykryć drona nawet z odległości kilometra.

„Można sobie wyobrazić, że jakby rozwijamy parasol nad danym obiektem” – opisuje dr Radosław Piesiewicz z Advanced Protection Systems. Podkreśla, że dron nie może się niepostrzeżenie przedrzeć na chroniony teren z żadnej strony. „My go zawsze wykryjemy” – zapewnia rozmówca PAP. Dodaje, że system działa w każdych warunkach – również w nocy i w niepogodę.

Drony – bezzałogowe urządzenia latające – są od kilku lat powszechnie dostępne na rynku. Nie można wykluczyć, że takie urządzenia będą wykorzystywać terroryści, np. do przenoszenia ładunków wybuchowych czy broni. Poza tym drony są w stanie przenosić – np. ponad murami więzienia – telefony komórkowe czy narkotyki. Te bezzałogowe maszyny mogą też ułatwiać pracę hakerom przy włamaniach do sieci teleinformatycznych. Co więcej, dron może np. wlecieć na teren wojskowy i zdobyć poufne informacje albo podlecieć do okna i sfilmować kogoś w prywatnej sytuacji.

Takim zdarzeniom może zapobiec system SafeSky, opracowany przez polską firmę Advanced Protection Systems. „Zastosowanie czterech różnych czujników pozwala nam na skuteczne wykrywanie dronów z bardzo dużej odległości – nawet tysiąca metrów” – opowiada . System jest wyposażony w kamery, które zobaczą drona, w macierz akustyczną, która drona usłyszy, w radary, które drona wykryją, a także w detektory, które usłyszą transmisję sygnałów między dronem a operatorem.

„Po wykryciu drona skutecznie go neutralizujemy – to znaczy albo zmuszamy do powrotu do operatora, albo do wylądowania. Czyli nie pozwalamy mu wlecieć w strefę chronioną” – tłumaczy dr Piesiewicz.

Według Piesiewicza z rozwiązania mogą korzystać nie tylko lotniska, rafinerie, duże zakłady chemiczne, obiekty rządowe, bazy wojskowe, ale i prywatni odbiorcy.

„My w zasadzie współtworzymy rynek tylko z kilkoma firmami na świecie” – zaznacza dr Piesiewicz i dodaje, że polski system jest tańszy niż rozwiązania zagraniczne, a jest co najmniej tak skuteczny, jak one.

Rozwiązanie prezentowane było na polskim stoisku narodowym podczas targów Hannover Messe 2017. Prace nad systemem były dofinansowane ze środków Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

PAP/MoRo

Fizyk, profesor Grzegorz Karwasz: nowy rodzaj energii atomowej pozyskiwanej bez udziału uranu już w 2050-2055 roku

Nowy typ elektrowni atomowej to bliska perspektywa. Jej głównym paliwem byłby wodór, a energię będzie można uzyskać w wyniku procesów podobnych do tych, jakie daje się zaobserwować na Słońcu.

Profesor Grzegorz Karwasz, gość porannej audycji Radia Wnet, której gospodarzem był Aleksander Wierzejski,  mówił o badaniach nad nowym typem elektrowni atomowej, której głównym paliwem byłby wodór, a nie, jak dotychczas, uran. Prof. Karwasz jako fizyk atomowy bierze udział w badaniach prowadzonych w instytutach badawczych w Korei Południowej. Kraj ten od jakiegoś czasu buduje własne reaktory atomowe, chociaż w początkowej fazie korzystał z amerykańskich.

– Po 30 latach Korea buduje własne reaktory jądrowe i co więcej z sukcesem sprzedaje je do innych krajów – powiedział fizyk. Ostatnio cztery reaktory zostały sprzedane do Emiratów Arabskich. Rozmówca Aleksandra Wierzejskiego ujawnił, że aktualnie toczą się rozmowy z Ukrainą na temat dokończenia prac reaktora zbudowanego według technologii rosyjskiej. Jego zdaniem po ukończeniu prac Ukraina prawdopodobnie będzie sprzedawała nadwyżki mocy również do Polski.

Prace nad nowym typem reaktora trwają. Tego typu elektrownia odtwarzałaby procesy, jakie zachodzą we wnętrzu Słońca, to jest syntezę helu z wodoru. Jego zdaniem w perspektywie lat 2050-2055 dojdzie do zbudowania zupełnie nowego typu elektrowni jądrowej, pracującej w oparciu o wodór.

Mówiąc o tym rodzaju wytwarzania prądu w Polsce, prof. Karwasz przypomniał, że gdyby nie Maria Skłodowska-Curie i jej mąż, Francja nie byłaby potentatem atomowym na świecie. Stwierdził również, że Polska nie ma elektrowni atomowej, ponieważ brakuje woli politycznej i społecznej.

Więcej na ten temat – w audycji Aleksandra Wierzejskiego.

Stany Zjednoczone: Firma SpaceX wysłała na orbitę satelitę wojskowego należącego do Narodowego Biura Rozpoznania

Prywatna firma SpaceX po raz pierwszy wysłała w przestrzeń kosmiczną amerykańskiego satelitę wojskowego. Rakieta Falcon 9 wystartowała w poniedziałek z Kennedy Space Center na Florydzie.

Przez ostatnie 10 lat monopol na umieszczanie na orbicie amerykańskich satelitów wojskowych miała firma United Launch Alliance – partnerstwo Boeinga i Lckheed Martina.

[related id=”3390″]

Pierwszy stopień rakiety powrócił na Ziemię po dziewięciu minutach. SpaceX zamierza wykorzystać go ponownie, co ma znacznie obniżyć koszty. Pierwsza rakieta „z odzysku” została wystrzelona w zeszłym miesiącu.

Wszelkie informacje dotyczące satelity są objęte ścisłą tajemnicą. Jest to satelita Narodowego Biura Rozpoznania (National Reconnaissance Office) – agencji resortu obrony USA, zawiadującej satelitami szpiegowskimi.

Agencja dpa informuje, że start rakiety Falcon 9 był planowany na niedzielę, ale opóźnił się z powodu problemów z czujnikami.

PAP/JN

Komisja Europejska wszczęła wobec Węgier procedurę o naruszenie prawa dotyczącego działalności uczelni wyższych

Zdaniem krytyków, Węgry przyjęły ustawę, która ogranicza działalność uczelni wyższych, a skierowana jest zwłaszcza przeciw Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu (CEU) założonemu przez George’a Sorosa.

Komisja Europejska poinformowała w środę, że wszczęła procedurę o naruszenie prawa UE przez Węgry w związku z wprowadzeniem w tym miesiącu przez ten kraj prawa ograniczającego działalność uczelni wyższych.

Jak poinformował na konferencji prasowej w Brukseli wiceszef KE, Valdis Dombrovskis, Komisja zdecydowała się przesłać do Budapesztu wezwanie do usunięcia uchybienia. To pierwszy krok kilkustopniowej procedury o naruszenie prawa, która może skończyć się skierowaniem sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Komisja Europejska postanowiła zająć się sytuacją na Węgrzech po niedawnym przyjęciu przez ten kraj ustawy, która zdaniem krytyków jest skierowana przeciw Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu (CEU), uczelni założonej przez amerykańskiego finansistę George’a Sorosa.

Źródło: PAP

lk

Archeolodzy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika odnaleźli ruiny zamku krzyżackiego z XIII wieku w Unisławiu k. Torunia.

Zamek wybudowany został na skarpie nad doliną Wisły. Naukowcy znaleźli tam także zabytki o charakterze wojskowym, ale i typowo użytkowe, np. nóż. Do 1326 roku zamek pełnił rolę siedziby komtura.

Ta średniowieczna budowla na ziemi chełmińskiej była dotychczas najmniej znana spośród obiektów tego rodzaju. Badania nad nią prowadzone są w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki „Castra Terrae Culmensis – na rubieży chrześcijańskiego świata”. W ciągu trzech lat naukowcy mają przeprowadzić interdyscyplinarne badania pięciu zamków krzyżackich. Jeszcze przed rozpoczęciem prac ziemnych w Unisławiu – na początku kwietnia 2017 r. – przeprowadzono badania nieinwazyjne zamków w Lipienku, Zamku Bierzgłowskim, Unisławiu i Starogrodzie. W piątym zamku – w Papowie Biskupim – nie podjęto jeszcze żadnych prac.

O budowli na górze zamkowej w Unisławiu nie wiedzieliśmy do niedawna praktycznie nic. Nie zachowało się bowiem do dzisiejszych czasów wiele informacji. Teraz już wiemy, że obiekt był pięknie usytuowany – na stromej skarpie nad doliną Wisły, z dobrą widocznością na całą okolicę – powiedział w rozmowie z PAP kierownik prac archeologicznych dr Bogusz Wasik.

Kompleks zamkowy był wieloczłonowy. – Składał się z zamku wysokiego i dwóch przedzamczy. Sam zamek wysoki, czyli główny element, był bardzo mały. Miał ok. 30 metrów rozpiętości. Przez to należy go uznać za najmniejszy zamek krzyżacki na ziemi chełmińskiej – opisał obiekt archelolog. Dodał, że przedzamcze nie było murowane.

Z całą pewnością możemy już stwierdzić obecność jednego głównego budynku i jednego pobocznego budynku murowanego. Wzniesione były one na tzw. fundamentach arkadowych, stosowanych w miejscach, w których obawiano się niestabilności gruntu. Ponadto przed tymi budynkami był niewielki dziedziniec oraz budynek gospodarczy, do którego pozostałości również się dokopaliśmy. Poza tym była kuchnia, o czym świadczą znalezione elementy wyposażenia – zabytkowa ceramika naczyniowa, ale również kości pokonsumpcyjne, skorupki jajek, pozostałości po rybach – łuski czy ości – dodał kierownik prac archeologicznych.

Nowe badania krzyżackich twierdz realizuje dr hab. Marcin Wiewióra z Zakładu Archeologii Architektury Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (UMK) wraz z zespołem. Naukowcy znaleźli także w Unisławiu zabytki o charakterze wojskowym, ale i typowo użytkowe, np. nóż.

Zachował się w całości, ale jest pokryty rdzą. Mamy elementy związane z oporządzeniem ochronnym – płytki różnego rodzaju, które mogą pochodzić ze zbroi bądź pancerza płatowego, nazywanego w starszej literaturze pancerzem folgowym-krytym – dodał doktorant Instytutu Archeologii UMK, Krzysztof Cackowski, który również pracuje na stanowisku.[related id=”14732″ side=”left”]

Dr Wasik uzupełnił, że naukowcy wiedzą już, na kiedy można datować początki warowni. – Było to związane z obecnością w Unisławiu komturów, co w literaturze wzmiankowane jest w latach 80. XIII wieku. Pierwszy obiekt był drewniano-ziemny. Udało nam się uchwycić nawarstwienia z tym związane, ale odkryliśmy również fragment wału z pierwszej warowni krzyżackiej. Zamek murowany – późniejszy – związany był z obecnością w tym miejscu w XIV wieku prokuratorów – dodał archeolog.

Dr hab. Wiewióra precyzuje, iż „przypuszczano, że Krzyżacy pojawili się w tym miejscu już w 1245 r., ale bardziej zasadne jest założenie, że pierwszy komtur – znany zresztą z imienia (Herman) – pojawił się dopiero w latach 70. XIII wieku. Aż do 1326 roku zamek pełnił rolę siedziby komtura. Po 1339 r. ustanowiono w Unisławiu prokuratorstwo, od 1384 roku podległe komturstwu starogrodzkiemu. Wiadomo również, że w 1454 roku, w czasie wojny trzynastoletniej, warownia została zdobyta i zniszczona. Po zawarciu II pokoju toruńskiego mocno zniszczony zamek przyłączono do Polski. Zniszczony ponownie w czasie wojen polsko-szwedzkich, został rozebrany”.

W jego ocenie „największym odkryciem jest potwierdzona już obecność starszej, krzyżackiej fazy osadniczej: pod fundamentami murowanego zamku udało się zarejestrować nie tylko poziom osadniczy, który potwierdza, że pierwsi rycerze krzyżaccy, zasiedlając wzgórze w Unisławiu, wznieśli drewniano-ceglaną budowlę, być może fachwerkową. Pozostałości tej konstrukcji i warstwy osadniczej z tego okresu stwierdzono we wszystkich trzech wykopach do tej pory eksplorowanych” – stwierdził dr hab. Wiewióra.

Źródło: PAP

lk

Dziś Światowy Dzień Książki. Według Biblioteki Narodowej, najwięcej czytają młodzi, najmniej – ludzie w wieku 50-70 lat

Okazuje się, że odsetek czytelnictwa jest większy u młodych niż u osób wychowanych przed erą internetową (po 50), czyli tych, które teoretycznie powinny zwyczaje czytelnicze wynieść z domu.

Według dyrektora Biblioteki Narodowej Tomasza Makowskiego, warto zwrócić uwagę na sformułowania, jakich używamy, informując o czytelnictwie. Mówienie o „kryzysie czytelnictwa” sugeruje, że kiedyś z czytaniem było dobrze, teraz się pogorszyło, a faktycznie nigdy dobrze nie było.

– To były krótkie okresy, jak początek lat 90., kiedy rzeczywiście czytano dużo, ale nie jest tak, że w XIX wieku, w latach dwudziestych, trzydziestych XX wieku intensywnie czytano. Nie jest też tak, że powszechnie czytano w okresie PRL-u. Czytano więcej, dlatego, że jedynym miejscem informacji była książka, a nie Internet. Ale ta grupa, która czytała dla przyjemności, która sięgała po lektury, nigdy duża nie była, dlatego warto zmienić język, ponieważ automatycznie obarczamy rynek komercyjny, Internet winą za spadek czytelnictwa. A ten spadek nie był faktycznym spadkiem – ten procent (czytających) nigdy nie był wysoki – powiedział Makowski.

[related id=”8445″]

– Najmniej czytają ci, którzy mają 50, 60 czy 70 lat, czyli ci, którzy byli wychowani przed erą internetową, przed rynkiem komercyjnym, którzy teoretycznie zwyczaje czytelnicze powinni wynieść ze szkoły czy z domu. Najwięcej czytają młodzi.

[related id=”11176″]

Dyrektor BN stwierdził także: – Czytają ci, których rówieśnicy, otoczenie lub rodzina czytają. Jeżeli dla nas oczywiste jest, że książka jest w domu, stoi na półce i osoba dorosła po nią sięga, to my również po nią sięgniemy. Jeżeli w naszym otoczeniu nie ma książek, nie ma osób dorosłych, które czytają, po zakończeniu szkoły odrzucimy ten zwyczaj. (…) W innych krajach też nie ma wzrostu czytania, lekkie spadki są właściwie wszędzie, ale z dużo wyższego poziomu.

Z badania Biblioteki Narodowej „Stan czytelnictwa w Polsce w 2016 roku” wynika, że 37 proc. Polaków w ciągu ostatniego roku przeczytało choć jedną książkę. BN prowadzi badania czytelnictwa w Polsce od początku lat 90. Długo prowadzono je w trybie dwuletnim, a od 2014 r. – co roku.

Wynika z niego, że coraz więcej osób nie kupuje książek, stąd też i więcej jest takich gospodarstw domowych, w których nie ma ani jednej książki – 22 proc. Większość domowych bibliotek składa się z mniej niż 50 tomów – to 64 proc. gospodarstw. Takie, w których książek jest co najmniej 500, stanowi około 2 proc. ogółu gospodarstw domowych.

PAP/JN

Profesor Piotr Witakowski w siódmą rocznicę tragedii podsumowuje dotychczasowy przebieg badań nad katastrofą

Bez przeprowadzenia badań wraku i terenu niemożliwe jest ustalenie wielu ważnych faktów, a tym samym niedopuszczalne byłoby zamknięcie śledztwa – pisze Piotr Witakowski, goszczący na naszym portalu.

Przedstawiamy artykuł profesora Piotra Witakowskiego, współorganizatora Konferencji Smoleńskich, podsumowujący dotychczasowe badania nad przyczynami i przebiegiem katastrofy smoleńskiej. Publikacja za zgodą autora.

W 7. ROCZNICĘ TRAGEDII SMOLEŃSKIEJ

Zwycięstwo Federacji Rosyjskiej

Zbliża się 7. rocznica katastrofy smoleńskiej. Największej narodowej tragedii, jaka wydarzyła się w Polsce po II wojnie światowej. Wywołuje to zrozumiały wzrost zainteresowania wszystkimi jej okolicznościami. Ponownie pojawią się w przestrzeni publicznej ostre spory dotyczące przyczyn tej tragedii. Spory te, tak jak w ubiegłych latach, będą miały przyczyny polityczne. Nie ma w tym nic dziwnego, bo katastrofa smoleńska zmieniła sytuację polityczną zarówno w Polsce, jak też w Europie.

Nie chodzi tylko o to, że miejsce prezydenta Lecha Kaczyńskiego zajął jego polityczny przeciwnik Bronisław Komorowski. I nie tylko o to, że w Smoleńsku zginęło całe dowództwo sił zbrojnych Rzeczypospolitej, a posiadane przez polskich generałów kody i tajne informacje NATO wpadły w ręce rosyjskie. Chodzi o to, że na scenie europejskiej i światowej zabrakło polityka, który mógłby zmobilizować opór demokratycznego świata przeciwko aneksji Krymu i Donbasu, tak jak to miało miejsce podczas ataku na Gruzję w roku 2008.

Następnego dnia po 10 kwietnia 2010 r. obudziliśmy się w innym, podzielonym politycznie świecie. Powszechna żałoba Polaków zderzyła się z radością niektórych środowisk, że znikła przeszkoda przed przemodelowaniem sceny politycznej i otworzyły się możliwości skierowania Polski na całkiem nowe tory. Formalnie Polska pozostawała nadal członkiem NATO, ale jej polityka zagraniczna zmieniła się tak, jakby odwróciły się jej sojusze.

Oficjalnie mówiło się o resecie w stosunkach z Federacją Rosyjską. Na czym ten reset polegał, najlepiej wskazuje umowa o współpracy między polską Służbą Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) i rosyjską Federacyjną Służbą Bezpieczeństwa (FSB), zawarta bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej w kwietniu 2010 r. Rosjanie nie tylko przejęli środki łączności i zasoby informatyczne, jakimi dysponowali polscy generałowie, którzy zginęli w Smoleńsku, ale w wyniku tego przejęcia uzyskali możliwość penetracji tajemnic militarnych Polski i NATO.

Federacja Rosyjska stała się wielkim beneficjentem. Katastrofa smoleńska zapewniła Federacji Rosyjskiej usunięcie najgroźniejszego z jej punktu widzenia polityka w Polsce, dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych i wymianę na tych wszystkich stanowiskach na osoby z przychylnego Rosji nadania politycznego. Nigdy w historii żaden kraj nie odniósł tak spektakularnych korzyści nawet w wyniku wygranej kampanii wojennej. A wszystkie te korzyści Rosja uzyskała bez strat własnych. Nie jest też dziwne, że stara się te korzyści utrzymać i nie jest dziwne, że przychylne jej w Polsce siły usilnie w tym pomagają.

Warunkiem utrzymania tych korzyści politycznych jest wpojenie wszystkim zainteresowanym przekonania, że strona rosyjska nie ponosi żadnej winy za śmierć polskiej elity politycznej i wojskowej. To wielkie wyzwanie dla aparatu rosyjskiej propagandy w Polsce i na całym świecie. W Polsce propaganda ta uzyskała możnych sojuszników.

Wykorzystanie inżynierii społecznej

Śmierć głowy państwa w katastrofie lotniczej miała już kilkakrotnie miejsce w przeszłości. Zawsze taka katastrofa okazywała się wynikiem zamachu [1]. Zdrowy rozsądek podpowiada, że śmierć głowy państwa stanowi tak niezwykłe wydarzenie, iż nie może być dziełem przypadku czy też zbiegu okoliczności, lecz wynikiem zamierzonego działania. Nie jest to oczywiście żaden dowód celowego doprowadzenia do katastrofy w Smoleńsku, ale odrzucenie takiej możliwości bez dowodu jest pogwałceniem zdrowego rozsądku.

Fakt, że w tym zakresie udało się pozbawić zdrowego rozsądku znaczną grupę Polaków, jest zdumiewający jedynie dla osób nie znających współczesnych technik manipulacji świadomością społeczną – tzw. inżynierii społecznej. W wydanej w 2003 r. w Moskwie książce politologa Siergieja Kara-Murzy „Manipulowanie świadomością” [2] można zapoznać się z podstawowymi metodami opanowywania ludzkiej świadomości za pomocą mediów. Sens manipulowania świadomością polega nie na przymusie, lecz na przeniknięciu do podświadomości i sprawieniu, by manipulowany chciał tego, czego chce manipulator. Manipulowanie świadomością pozbawia więc jednostkę wolności skuteczniej niż przymus bezpośredni i to bezboleśnie.

Warunkiem skutecznej manipulacji jest takie działanie, by manipulowany nie dostrzegał manipulacji. Osiąga się to przez określone techniki informacyjne – dezinformację. Normalnie wydarzenie tworzy informację, natomiast z dezinformacją mamy do czynienia wtedy, gdy zależność jest odwrotna – informacja tworzy wydarzenie w świadomości manipulowanego. Każdy człowiek stara się postępować rozsądnie, tj. zgodnie z posiadanymi informacjami. Wystarczy więc przekazywać mu dobrane specjalnie i niekoniecznie prawdziwe informacje, by zaczął się zachowywać w sposób pożądany przez informatora.

Nazywam to syndromem Otella – jeśli przekazywać człowiekowi określone informacje, to można go doprowadzić do takiego stanu, że nawet najbardziej ukochaną osobę gotów jest zamordować własnymi rękami. Tym tłumaczy się fakt, że wielu ludzi z gruntu uczciwych z pełną wiarą broni wersji wydarzeń podawanych przez dominujące media. Listę środków zastosowanych przez przychylne Rosji media w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej ukazała Maria Szonert-Binienda w swoim referacie „Socjotechnika zastosowana do Tragedii Smoleńskiej”, jaki został wygłoszony podczas III Konferencji Smoleńskiej w roku 2014 [3].

Studnia świadomości

Najważniejszą sprawą w narzuceniu określonej wizji wydarzenia jest natychmiastowe jego wyjaśnienie w sposób, który nie może być skonfrontowany z innymi odmiennymi wyjaśnieniami. Posiadana przewaga medialna pozwala w tym przypadku przerodzić się w monopol medialny.

Pierwszy powszechny przekaz co do przebiegu i przyczyn danego wydarzenia w sytuacji monopolu medialnego powoduje wprowadzenie świadomości społecznej w swoistą „studnię świadomości”. Wydobycie się z tej studni nie jest już możliwe przez podanie kontrprzekazu. Jeśli ludzie uwierzą w początkowy przekaz, będą bronić swego przekonania, gdyż stanowi on już fragment ich dorobku intelektualnego.

Wyjście ze studni świadomości wymaga znacznie większego wysiłku, niż wpadnięcie do niej. Zmiana przekonania musi przecież wymagać przyznania, że poprzednio się myliłem, a więc nie byłem dostatecznie rozsądny. Ale, jak mówi Kartezjusz, rozsądek jest rzeczą najsprawiedliwiej rozdzieloną między ludźmi, gdyż nawet ci, którzy go mają niewiele, uważają, że mają go dostatecznie dużo. To dlatego ludzie pozbawieni rzeczywistej  wiedzy o przebiegu katastrofy smoleńskiej, jeśli raz uwierzyli w winę pilotów, będą uparcie bronić tego przekonania i odrzucać wszelkie dowody swego błędu. Hipotezę MAK/Millera, czyli podaną w raportach MAK i komisji Millera, nie traktują jak hipotezę, lecz jak zasadę wiary.

Nie wszyscy ulegają działaniu inżynierii społecznej. A i ci, którzy jej ulegli, w miarę napływania nowych informacji znajdują dowody, że hipoteza MAK/Millera nie jest zgodna z prawdą. Obserwujemy wśród nich tzw. dysonans poznawczy – sprzeczność między wcześniejszym przekonaniem, a nowymi informacjami. Sprzeczność tę próbują wyjaśnić w dostępny sobie sposób, co jest źródłem pojawiania się nowych hipotez.

Zjawisko to jest całkiem naturalne i uwzględniane przez manipulatorów w sposób mający zdyskredytować inne wersje wydarzeń, niż przez nich forsowana. Sprowadza się to do celowego generowania i przedstawiania opinii publicznej hipotez absurdalnych. Na ich tle oficjalna hipoteza wydaje się jedyną racjonalną. W przypadku katastrofy smoleńskiej to aparat propagandy podrzuca hipotezy o rozpyleniu helu, zderzeniu z innym samolotem, zestrzeleniu rakietą itp. Te absurdalne hipotezy służą do kompromitowania wszystkich, którzy nie zgadzają się z hipotezą MAK/Millera, bo w porównaniu z nimi hipoteza ta wydaje się najbardziej racjonalna.

Hipoteza MAK/Millera

Według oficjalnej wersji przebiegu katastrofy smoleńskiej podanej przez Międzypaństwowy Komitet Lotnictwa – MAK [4] i powtórzonej w raporcie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. Komisji Millera) [5], przebieg wydarzeń był następujący:

„Samolot w gęstej mgle zszedł poniżej dopuszczalnej wysokości 100 m i mimo prób odejścia (na drugi krąg), zniżał się nadal na skutek błędu pilota, który próbował wykonać niemożliwy technicznie manewr odejścia 'w automacie’. Po utracie cennego czasu pilot wykonał ten manewr ręcznie, lecz nim samolot zaczął się wznosić, znalazł się już tylko kilka metrów ponad terenem. Uderzył lewym skrzydłem w rosnącą na linii lotu brzozę, skutkiem czego odcięta została końcówka skrzydła o długości około 6 m, a sama brzoza została złamana. Spowodowało to asymetrię sił aerodynamicznych działających na samolot, w wyniku czego obrócił się on wokół swej osi podłużnej o około 180 stopni (wykonał tzw. półbeczkę), a następnie skierował się ku ziemi, w którą uderzył górną częścią kadłuba. Ponieważ górna część kadłuba ma znacznie słabszą konstrukcję niż dolna, uderzenie w ziemię spowodowało rozbicie całej konstrukcji na wiele fragmentów o różnej wielkości i rozsypanie ich na dużej przestrzeni”.

Jest tu zarówno opis przebiegu katastrofy smoleńskiej, jak też ukazanie jej przyczyn – błąd pilota. Wspomniany raport stanowi oficjalny dokument sporządzony przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego i podany do wiadomości publicznej w dniu 29 lipca 2011 r. Jest to jednak drugi oficjalny dokument sporządzony przez tę komisję.

Zgodnie z uprawnieniem wynikającym z Załącznika 13 do Konwencji ICAO, ta sama komisja w dniu 19 grudnia 2010 r. złożyła do projektu raportu MAK swoje Uwagi [6], w których na 148 stronach wylicza błędy i uchybienia strony rosyjskiej w czasie badania i kończy się zdaniem (podkreślenia w oryginale):  „W związku z powyższym strona polska wnosi o ponowne sformułowanie przyczyn i okoliczności wypadku samolotu Tu-154 oraz zaleceń profilaktycznych, po uwzględnieniu wszystkich czynników mających wpływ  na zaistnienie wypadku, w tym opisanych w niniejszym dokumencie”.  Z tekstu tego jasno wynika, że autorzy dokumentu odrzucają w całości przedłożony projekt raportu MAK i  domagają się „ponownego sformułowania przyczyn i okoliczności wypadku”.

Rodzi się zrozumiałe pytanie, co się stało między 19.12.2010 a 29.07.2011, że ta sama komisja wytworzyła dokument zaprzeczający swojemu wcześniejszemu stanowisku. Na pewno jednak przyczyny zmiany tego stanowiska nie wynikały z badań wraku, terenu katastrofy i ciał ofiar. Jest bowiem swoistym kuriozum, że komisja Millera wydała swój raport bez badania wraku, bez badania terenu katastrofy i bez badania ciał ofiar.

Jest to jedyny taki przypadek w historii lotnictwa światowego. Podstawę do sporządzenia raportu komisji Millera stawiły wyłącznie informacje i materiały
przekazane Komisji przez stronę rosyjską. Nie ma też żadnego śladu analizy wiarygodności materiałów
przekazanych Komisji przez Rosjan. Komisja przyjęła je bezkrytycznie.

Konferencje Smoleńskie

W kategoriach mechaniki na hipotezę podaną przez MAK i Komisję Millera składa się 5 wydarzeń – etapów, z których każdy może być badany odrębnie i zweryfikowany metodami naukowymi:

  1. lot samolotu według podanej trajektorii przed uderzeniem w brzozę na działce Bodina,
  2. uderzenie w brzozę,
  3.  lot samolotu między brzozą a uderzeniem w ziemię,
  4. uderzenie samolotu w ziemię i jego dezintegracja,
  5. lot poszczególnych fragmentów samolotu do miejsca ich końcowego położenia.

Badania i naukowe analizy wykonane przez niezależnych badaczy wykazały, że każdy z etapów hipotezy MAK/Millera jest sprzeczny z prawami fizyki i ogólnie dostępnymi dowodami. Wyniki tych badań zostały przedstawione w trakcie czterech Konferencji Smoleńskich, jakie odbyły się w Warszawie w latach 2012-2015 [7]. Ich podsumowaniem jest opracowanie zatytułowane „Co wiemy o przebiegu Katastrofy Smoleńskiej” [8], w którym przedstawiono zasadniczy przebieg katastrofy smoleńskiej.

Dalsze badania są oczywiście konieczne, w szczególności dla ustalenia przyczyn, ale nie zmienią już one wiedzy o przebiegu katastrofy. Przebieg ten został bowiem odtworzony na podstawie tysięcy zdjęć i filmów ukazujących deformację i dyslokację szczątków samolotu i jest on całkowicie sprzeczny z hipotezą MAK/Millera.

Ponieważ każdy uważny obserwator dojdzie do tego samego wniosku, informacje o położeniu szczątków na wrakowisku w Smoleńsku są skrzętnie ukrywane. Wśród wielu dowodów wskazujących na rzeczywisty przebieg katastrofy smoleńskiej są takie, które mają charakter dowodów rozstrzygających. Z praw mechaniki wynika bowiem, że znane z licznych zdjęć podłużne rozerwanie kadłuba mogło nastąpić wyłącznie na skutek wewnętrznej eksplozji. Innym takim dowodem jest położenie szczątków z wnętrza kadłuba wcześniejsze niż ślad pierwszego jego uderzenia w ziemię. Dowodzi to, że rozerwanie kadłuba nastąpiło w powietrzu, jeszcze zanim dotknął on ziemi.

Wnioski płynące z przedstawionych na Konferencjach Smoleńskich badań z różnych dziedzin nauki są zgodne i potwierdzają się wzajemnie. Badania geodezyjne i geotechniczne, archeologiczne i medyczne, fizyczne i chemiczne, mechaniczne i aerodynamiczne, elektrotechniczne i akustyczne – wszystkie przedstawione na konferencjach referaty układają się w spójny obraz i pozwalają na sformułowanie następujących wniosków.

  1. Katastrofa smoleńska stanowiła to, co w literaturze światowej określa się jako controlled demolition
    (kontrolowana rozbiórka) i została zrealizowana przez serię eksplozji materiałów wybuchowych, jakie miały
    miejsce w zamkniętych profilach samolotu, a tym samym były niedostępne dla inspekcji pirotechnicznych.
  2. Rosyjska ekipa kontrolująca miejsce katastrofy dołożyła starań, aby uwiarygodnić hipotezę MAK/Millera.
    Temu celowi służyło przenoszenie szczątków w wyznaczone miejsca oraz zatajanie i niszczenie dowodów
    przeczących hipotezie.

Podkomisja Smoleńska

W dniu 4 lutego 2016 r minister obrony narodowej Antoni Macierewicz w porozumieniu z ministrem spraw wewnętrznych i administracji podpisał „Rozporządzenie w sprawie organizacji oraz działania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego” powołujące do życia Podkomisję ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem, zwaną Podkomisją Smoleńską. Podkomisja Smoleńska została utworzona w ramach Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP) jako autonomiczny organ z zadaniem wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. W istocie ma ona taki sam cel i obowiązki, jak wcześniejsza Komisja Millera. Tak jak każda komisja badania wypadków lotniczych ma ona trzy zasadnicze zadania:

  1. przebadać wrak samolotu,
  2. przebadać teren katastrofy,
  3.  przebadać ciała ofiar.

Podkomisja Smoleńska jest w specyficznej sytuacji – nie ma dostępu ani do wraku, ani do terenu katastrofy, a autopsja ciał ofiar po kilku latach od katastrofy nie jest możliwa bez ekshumacji, do której uprawniona jest jedynie prokuratura. Ta ostatnia rozpoczęła ekshumacje i badanie ciał ofiar. Podkomisja może więc spodziewać się, że wyniki autopsji będą dla niej dostępne. Inaczej jest z dwoma pierwszymi zadaniami. Dostęp do wraku i terenu katastrofy uzależniony jest od zgody władz Federacji Rosyjskiej, a uzyskanie tej zgody nie jest zadaniem Podkomisji, lecz dyplomacji Rzeczypospolitej. Badanie terenu katastrofy smoleńskiej jest niezbędne dla dokończenia prac archeologicznych rozpoczętych w październiku 2010 roku.

W sytuacji braku dostępu do zasadniczych dowodów Podkomisja zmuszona jest do ograniczenia swych prac do:

  1. badania dokumentów i dowodów rzeczowych dostępnych na terenie kraju,
  2. symulacji komputerowych,
  3. badań doświadczalnych.

Ogromną pomocą w tych pracach jest istnienie bliźniaczego samolotu Tu-154 stojącego na lotnisku w Mińsku Mazowieckim. Niestety, samolot ten nie może być uruchomiony i wzbić się w powietrze celem badań. Przeprowadzenie skanowania samolotu umożliwiło jednak stworzenie jego modelu wirtualnego (w pamięci komputera) z dokładnością lepszą niż 1 mm. Model ten jest wykorzystywany do komputerowej symulacji zachowania samolotu w powietrzu w różnych konfiguracjach, a w szczególności do badania jego zachowania po utracie różnej długości fragmentu skrzydła. Analogiczne badania wykonywane są doświadczalnie.

Ten sam model pozwala na wykonanie techniką druku 3D modeli fizycznych samolotu, które następnie badane są w tunelu aerodynamicznym. Wszystkie badania wykonywane są co najmniej w dwóch niezależnych instytucjach badawczych. Zgodnie ze standardami naukowymi traktuje się jako poprawne, tylko w przypadku zgodności wyników uzyskanych w różnych ośrodkach, jak też zgodności badań symulacyjnych i doświadczalnych. Tak prowadzone badania są żmudne i czasochłonne, ale zapewniają stopniowo coraz lepszą wiedzę o właściwościach aerodynamicznych samolotu w stanie nieuszkodzonym, jak i uszkodzonym bez dostępu do oryginału samolotu.

W szczególności ustalono, że utrata końcówki skrzydła o długości ok. 6 m mogła być zrównoważona przez pilota ruchem lotki na drugim skrzydle i nie doprowadziłaby samolotu do obrotu wokół osi. Potwierdza to wyniki analiz przedstawiane na konferencjach smoleńskich. Odrębną sprawą są badania pirotechniczne, których wyniki będą przedstawione przez Podkomisję.

Chociaż ogólny przebieg katastrofy smoleńskiej jest znany i można go było ustalić na podstawie nielicznych stosunkowo dowodów, to jest oczywiste, że śledztwo dotyczące przyczyn katastrofy wymaga przeprowadzenia badania terenu katastrofy i szczątków wraku samolotu. Bez przeprowadzenia tych badań niemożliwe jest ustalenie wielu ważnych faktów, a tym samym niedopuszczalne byłoby zamknięcie śledztwa.

Zbadaniem miejsca katastrofy  musi się zająć zespół złożony z archeologów, geodetów i specjalistów od dochodzeń kryminalnych. Cel – przebadanie archeologiczne terenu do tej pory nie zbadanego.

Zbadaniem szczątków samolotu musi się zająć zespół złożony ze specjalistów od mechaniki, konstrukcji lotniczych, chemii, pirotechniki i innych. Cel – rekonstrukcja Tu-154 ze szczątków. Podobnie jak w Lockerbie i przy MH17 zestrzelonego nad Ukrainą. Szczególnie ważne jest ustalenie:

  1. jakich szczątków brakuje,
  2. jak pasują do siebie szczątki pozostałe,
  3. jak wyglądają krawędzie szczątków celem ustalenia przyczyny rozdzielającej.

Niezbędny jest szereg innych badań – chemicznych, pirotechnicznych, analiza poszczególnych instalacji – elektrycznych, klimatyzacyjnych, odlodzeniowych i analiza szczątków włącznie z kompleksowymi badaniami obecności materiałów wybuchowych. Jeśli wrak samolotu nie zostanie zwrócony Polsce, to dla wykonania tych badań niezbędne będzie stworzenie w Smoleńsku kompleksowego laboratorium polowego.

Piotr Witakowski

[1] Maria Szonert Binienda „Badania istotnych katastrof lotniczych. Polityczno-prawne studium porównawcze”, Materiały Konferencyjne. II Konferencja Smoleńska 21-22.10.2013, Warszawa 2014;
http://konferencjasmolenska.pl/materialy2/37.pdf
[2] http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/dezinformacja-czyli-manipulowanie-swiadomoscia/26zqd
[3] Maria Szonert Binienda „Socjotechnika zastosowana do Tragedii Smoleńskiej”. Materiały Konferencyjne. III Konferencja Smoleńska 20.10.2014, Warszawa 2015; http://konferencjasmolenska.pl/materialy3/16szonert.pdf
[4] http://www.mak.ru/russian/investigations/2010/tu-154m_101/finalreport_eng.pdf
[5] „RAPORT KOŃCOWY z badania zdarzenia lotniczego nr 192/2010/11 samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska SMOLEŃSK PÓŁNOCNY”; http://dlapilota.pl/files/upld/RaportKoncowyTu-154M.pdf
[6] „Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej jako: państwa rejestracji i państwa operatora do projektu Raportu końcowego z badania wypadku samolotu Tu-154M nr boczny 101, który wydarzył się w dniu 10 kwietnia 2010 r., opracowanego przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy MAK” http://www.faktysmolensk.gov.pl/przebiegbadania
[7] http://konferencjasmolenska.pl/
[8] „Co wiemy o przebiegu Katastrofy Smoleńskiej. Wstępne podsumowanie Konferencji Smoleńskich”, Komitet Organizacyjny Konferencji Smoleńskiej. Warszawa marzec 2016; http://konferencjasmolenska.pl/podsumowanie/zal2.pd

Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiada przeprowadzenie w piątek legalnego strajku nauczycieli w całym kraju

ZNP domaga się zapewnienia, że do 2022 r. w szkołach nie będzie zwolnień ani nauczycieli, ani pozostałych pracowników, i że do tego czasu żadnemu z nich warunki pracy nie zmienią się na niekorzyść.

W piątek strajkować będą szkoły we wszystkich 16 województwach, w większości od godz. 7.30 do 15.30 – poinformował w czwartek prezes ZNP Sławomir Broniarz. Jak dodał, nikt z uczestników protestu nie może być pociągnięty do odpowiedzialności.

Strajk jest absolutnie legalny, dotyczy obrony praw pracowniczych i mieści się w zapisach ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych – wyjaśnił szef Związku Nauczycielstwa Polskiego na konferencji prasowej. – Nikt z uczestników tego strajku – ani pani woźna ani nauczyciele – nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności – dodał.

Jak zapowiedział Broniarz, w większości szkół strajk odbędzie się w godzinach: 7.30-15.30. Według szacunków ZNP strajkować będzie 40-45 proc. placówek. Największę poparcie dla niego jest w woj. pomorskim, śląskim, łódzkim, podkarpackim i mazowieckim.

Broniarz przypomniał, że „w czasie strajku, pracownicy, którzy w nim uczestniczą, nie wykonują żadnych czynności: administracyjnych, opiekuńczych, dydaktycznych, wychowawczych”. „Są osobami, które są obecne na terenie szkoły, ale nie prowadzą żadnych zajęć. Za organizację opieki nad dziećmi w tym dniu odpowiedzialny jest dyrektor szkoły” – powiedział szef ZNP.

[related id=”3890″ side=”left”]

Decyzję o przeprowadzeniu w piątek ogólnopolskiego strajku nauczycieli i pracowników oświaty Zarząd Główny Związku Nauczycielstwa Polskiego podjął na początku marca. ZNP domaga się deklaracji, że do 2022 r. w szkole nie będzie zwolnień ani nauczycieli, ani pozostałych pracowników, i że do tego czasu żadnemu z nich warunki pracy nie zmienią się na niekorzyść, nie zostanie im też obniżone wynagrodzenie. Związek chce również podniesienia zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli o 10 procent.

Wiceszef MEN Maciej Kopeć, odnosząc się do zapowiadanego strajku, oświadczył, że minister edukacji narodowej nie jest stroną tego sporu: „Jest to spór, w który ZNP wszedł z dyrektorami szkół, a żądaniem ZNP jest podwyżka płac o 10 proc. i gwarancje zatrudnienia przez pięć lat”.

Wiceminister przypomniał, że Minister Edukacji Narodowej podejmował działania, które miały dotyczyć zmiany na lepsze statusu nauczyciela, ale nie spotkały się one z aprobatą Związku Nauczycielstwa Polskiego: – Minister Anna Zalewska zaproponowała takie działania w postaci tzw. podstolika branżowego, który mógłby doprowadzić do zmian w tym zakresie – na to ZNP nie chciał się zgodzić. Stąd zarządzenie pani minister z dnia 2 listopada, na mocy którego powołano zespół ds. statusu zawodowego nauczyciela.

Dodał, że 14 listopada odbyło się w Kancelarii Premiera spotkanie przedstawicieli związku zawodowego Solidarność z panią premier i przedstawicielem MEN – I tam rozmawiano na temat statusu nauczyciela, postulatów związku zawodowego Solidarność. Padła także deklaracja, że w kwietniu będziemy mówić o mapie drogowej, która by pokazała zmiany dotyczące i podwyżek płac i statusu nauczyciela. I takie działania minister podejmuje.

Na kwiecień minister Zalewska zapowiedziała przedstawienie harmonogramu podwyżek dla nauczycieli. MEN zapowiada, że będą one „zdecydowane”, a nauczyciele będą z nich zadowoleni.

PAP/lk

Dyrektor handlowy Ursus Bus Filip Walczak: Elektrycznymi autobusami są zainteresowane wszystkie duże miasta w Polsce

– Chcemy, aby wizytówką Polski na arenie międzynarodowej była ekomobilność, czyli elektryczne autobusy w naszych miastach – powiedział w Poranku Wnet Filip Walczak, dyrektor handlowy Ursus Bus SA.


Filip Walczak w rozmowie z Aleksandrem Wierzejskim opowiadał o coraz większym zainteresowaniu władz polskich miast produktem firmy Ursus Bus. Chodzi o elektryczne autobusy, które w przyszłości być może będą jednym z głównych środków komunikacyjnych w wielu miejscowościach.

Wszystkie duże miasta oraz liczne małe gminy w Polsce są zainteresowane zakupem takich autobusów. Widać, że włodarze naszych miast są rozsądni. Obserwują rynek i widzą, że ochrona środowiska oraz oszczędzanie środków publicznych to istotne elementy [w zarządzaniu miejscowością – red.] – powiedział Walczak.

Jak na razie, pojazd firmy Ursus Bus można zauważyć na drogach Lublina, gdzie kursuje jeden elektryczny autobus. Jednakże Warszawa w ostatnim czasie zakupiła dziesięć takich maszyn. Dyrektor handlowy Ursus Bus podkreślił w Poranku Wnet, że jego przedsiębiorstwo chce, aby sprzyjające środowisku, bezhałasowe autobusy stały się „wizytówką Polski na arenie międzynarodowej”.

Czy produkt wart jest swojej wysokiej ceny? Filip Walczak przekonuje, że tak: – Owszem, baterie do takiego autobusu są drogie, jak również sam pojazd. Jest on dwa razy droższy od zwykłego autobusu. Z wyliczeń jednak wynika – zakładając, że paliwo w skali roku kosztuje sto tysięcy złotych, przy pokonywaniu przez zwykły autobus około 80 tysięcy kilometrów – że zwrot zakupu otrzymujemy po połowie cyklu życia jednej maszyny.

Gość Radia Wnet mówił również o technologii pojazdu, która wyróżnia się spośród elektrycznych autobusów produkowanych przez inne przedsiębiorstwa: – W czasie zatrzymywania się naszych autobusów na przystankach możemy naładować baterie na tyle, żeby nasz pojazd był w stanie przejechać jeszcze kilkadziesiąt kilometrów – powiedział Walczak.

K.T.