Piątkową porą, tuż przed południem, najświeższe informacje i relacje z Irlandii. W programie Tomasza Wybranowskiego słów kilka o edukacji, budżecie Republiki Irlandii A.D. 2019 i koncercie Nosowskiej.
W Studiu Dublin recenzja koncertu KatarzynyNosowskiej, który zgromadził prawie półtysięczną publiczność w dublińskim klubie The Academy.
Nasza czołowa wokalistka zaprezentowała nagrania z najnowszej, siódmej solowej płyty, która nosi tytuł „Basta”. Album ma premierę dzisiaj – 12 października 2018 roku.
Agnieszka Grochola, wiceprezes Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii
Pierwszym gościem programu będzie pani Agnieszka Grochola, wiceprezes Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii. Agnieszka Grochola opowie o wizycie pani Anny Skowrońskiej, szefowej wydawnictwa Muchomor. W czteterech szkołach polonijnych pani Anna Skowrońska opowie o swojej książce historycznej dotyczącej Polski. Jej tytuł „Alfabet Polski”.
W drugiej części rozmowy słów kilka o wprowadzeniu do irlandzkich szkół języka polskiego.
Rozmowa z Agnieszką Grocholą do wysłuchania tutaj:
Z Bogdanem Feręcem, twórcą i redaktorem naczelnym serwisu Polska-IE, mówić będę o uchwalonym w ostatni wtorek budżecie Republiki Irlandii na rok 2019, w którym zabezpieczono na wydatek ekonomicznych problemów kwotę 8 miliardów euro. Podwyższono także stawke podatku VAT dla dla sektora hotelarskiego, z 9% do 13,5 %.
Bogdan Feręc, szef napoczytniejszego portalu polonijnego w Irlandii – Polska – IE
Podczas rozmowy powrócimy do tematu Brexitu i gorączkowych negocjacji rządu w Dublinie z gabinetem premier Teresy May, via Belfast i Arlene Foster, szefową DUP. W Irlandii Północnej wciąż trwa kryzys rządowy. Od ponad sześciuset dni Irlandia Północna nie ma swojego rządu.
Rozmowa z Bogdanem Feręcem, twórcą i szefem portalu Polska-IE, tutaj:
Muzycznie m.in. powrót na album Pet Shop Boys „Actually”. Zabrzmią także nagrania z krążka „Basta” Nosowskiej. Na irlandzką nutę zagrają Paddy Casey, Enya i Goats Don’t Shave. Zapowiem także niezwykły koncert Robarta Planta i Vana Morrisona (28 października, dublińska 3Arena).
Zapraszam w piątek o 10:00 oraz na powtórkę, w sobotę od godziny 7:00 – WNET.fm
Od lat wiadomo, że kto spoczął w PAN-ie (ale także na uczelni) z tytułem profesora, nawet jak nic nie robił (bo spoczywał), nawet jak szkodził innym, wynagradzany był znacznie lepiej od aktywnych.
Józef Wieczorek
Szkoda, że przez ponad dwa lata, kiedy ta ustawa była in statu nascendi, opozycyjne wobec tych „korzyści” środowisko akademickie jakoś nie było aktywne. Ministerstwo zachęcało do dyskusji, ale wybierało sobie wygodnych dyskutantów, nie reagując na merytoryczną krytykę nielicznych. Czyli standard. (…)
Świat akademicki od lat widzi głównie jedną patologię – niedostatek pieniędzy i jedno remedium na poprawę systemu: dajcie nam więcej pieniędzy – wyniki/Noble same przyjdą! Czy słyszał ktoś o żądaniach piłkarzy dostających tęgie lanie od drużyn najlepszych: płaćcie nam – wszystkim, rzecz jasna – tak jak się płaci Ronaldo czy Lewandowskiemu, to będziemy grać jak Ronaldo i Lewandowski? Inaczej dobrej gry nie można od nas wymagać!
A tak argumentują słabi intelektualnie i moralnie beneficjenci długotrwałej negatywnej selekcji kadr akademickich, funkcjonującej w systemie zamkniętym, w warunkach chowu wsobnego, ustawianych konkursów, niemobilności, wieloetatowości, intensywnego rozwoju turystyki habilitacyjnej, nepotyzmu, mobbingu, nierespektowania własności intelektualnej itd. Te patologie były podnoszone przeze mnie (w przestrzeni publicznej od początku wieku) i Niezależne Forum Akademickie, funkcjonujące od 2004 r., ale pomijane (z małymi wyjątkami) przez „reformatorów” i walczące o zachowanie status quo środowisko akademickie. Dla sprawdzenia można na wyszukiwarce Google wpisać – 'patologie akademickie’, 'patologie na uczelniach’, aby się zorientować, kto i jak zajmuje się przyczynami degradacji nauki w Polsce.
Tym zasadniczym dla funkcjonowania czynnikom nie poświęcono żadnej z 10 konferencji ministerialnych przed uchwaleniem ustawy! Ale po uchwaleniu ustawy młodzi naukowcy (Akademia Młodych Uczonych PAN) sporo patologii dla nich niekorzystnych zauważyli i m.in. rekomendują: Ocena pracowników naukowych powinna być dokonywana według zrozumiałych, precyzyjnie określonych i publicznie ogłoszonych kryteriów, promujących doskonałość naukową. Rekomendujemy znaczne zwiększenie zróżnicowania całkowitego wynagrodzenia w zależności od osiąganych wyników, wprowadzenie jawnego systemu premiowania jakości pracy oraz wyciągania konsekwencji za jej systematyczny brak, niezależnie od stanowiska. Corocznie aktualizowana zbiorcza lista publikacji oraz najważniejszych osiągnięć naukowych wszystkich pracowników naukowych powinna być łatwo dostępna z głównej strony internetowej każdego instytutu. (…)
Rekomendujemy wprowadzenie otwartych, rzetelnych i pisanych możliwie szeroko oraz ogłaszanych na forum międzynarodowym konkursów na wszystkie stanowiska naukowe, stanowiska kierowników zakładów i grup badawczych oraz stanowiska dyrektorów w jednostkach PAN. (…) Protokoły z przeprowadzonych konkursów wraz z informacjami o ocenach poszczególnych kandydatów powinny być jawne w zakresie dopuszczonym przez Ustawę o ochronie danych osobowych. W kwestii konkursów na dyrektorów jednostek PAN dodatkowo rekomendujemy ogłaszanie ich z co najmniej półrocznym wyprzedzeniem na forum krajowym i międzynarodowym (ogłoszenie również w języku angielskim) oraz włączanie w komisje konkursowe członków zagranicznych PAN. Uważamy, że wybrany na dyrektora instytutu kandydat powinien być zobowiązany do publicznego udostępnienia koncepcji funkcjonowania instytutu, którą przedstawił w konkursie. (…)
Rys. Józef Wieczorek
Od lat funkcjonował bowiem model – od studenta do rektora na tej samej uczelni, z całym związanym tym dobrodziejstwem („pajęczyna akademicka”). Czy nowy model poprawi funkcjonowanie uczelni, czy doprowadzi do jeszcze większej zapaści? Niepokój jest uzasadniony.
Odnosi się wrażenie, że mało kogo niepokoi to, że poza granicami kraju znajduje się około 1/3 potencjału akademickiego, z którego niemal nie korzystano przy pracach nad ustawą i ustawa bynajmniej nie gwarantuje, że zostanie zahamowany odpływ młodych naukowców, ani, tym bardziej, nie zostanie spowodowany powrót tych, którzy wcześniej Polskę opuścili.
Niestety do tej pory nie ma nawet rzetelnej bazy danych polskich naukowców pracujących w ośrodkach zagranicznych. Przez lata tworzono bariery, także prawne, nie skłaniające Polskich naukowców do powrotów, a krajowy świat akademicki jakoś nie jest skłonny, aby z tymi barierami walczyć – wręcz przeciwnie. (…)
Trzeba też pamiętać o tym, że obecna ustawa to decyzja polityczna i że najwięksi krytycy reformy głosowali za jej przyjęciem!
Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Świat akademicki budzi się po »reformie Gowina«”, znajduje się na s. 7 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Świat akademicki budzi się po »reformie Gowina«” na stronie 7 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl
Profesor Pieniążek wypracował metodę, dzięki której jesteśmy liderem na rynku światowym w produkcji jabłek. Dziś minister Jarosław Gowin, likwidując naukę o ogrodnictwie, chce to zniszczyć.
W wyniku prac nad zmianami klasyfikacji dziedzin i dyscyplin naukowych ma zniknąć kilka dyscyplin, w tym ogrodnictwo. W projekcie rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina z 31 lipca 2016 roku w dziedzinie nauk rolniczych są tylko cztery dyscypliny. Ministerstwo argumentuje to nadmierną ilością dyscyplin, a co za tym idzie, potrzebą dostosowania się do OECD (Międzynarodowej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Twierdzi też, że likwidowane dyscypliny mają niszowe znaczenie.
Gość naszej porankowej audycji ze Zwierzyńca, profesor Małgorzata Korwin, dyrektor Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach wykazuje, że argumentacja ta jest niezasadna.
Przede wszystkim w OECD są zupełnie inne dyscypliny rolnicze, więc o żadnym upodabnianiu się nie może być mowy. Według zaproponowanych zmian zgadza się zaledwie jeden punkt. Poza tym w systemie OECD funkcjonuje piąta dyscyplina przeznaczona na „inne” nauki rolnicze, które mają wspomagać najsilniejszą gałąź gospodarczą. Tymczasem polskie ogrodnictwo na 4 procentach powierzchni daje produkcję towarową o wartości 40 procent, jeśli chodzi o produkcję rolną. To chyba mówimy o gigancie.
Profesor przypomniała, że w okresie międzywojennym i powojennym produkowaliśmy 100 tysięcy ton jabłek. Obecnie produkujemy 4 miliony, może więcej. Prof. Szczepan Pieniążek przeniósł pewne dobre wzory z krajów zachodnich, a potem przez współpracę powstałego Instytutu Ogrodnictwa z rodzimymi praktykami, sadownikami i warzywnikami spowodowała, że jesteśmy teraz realnym liderem na rynkach światowych w produkcji jabłek – pierwsze miejsce w Europie, a trzecie na świecie, zaraz po Stanach Zjednoczonych i Chinach. Na rynku owocowo- warzywnym jest ogromna konkurencja i żadne doradztwo czy nauka z innego państwa nie będą wspierać konkurencji, jaką jesteśmy my. Dlatego tak ważna jest dla nas nasza polska nauka.
Nasza rozmówczyni zwróciła uwagę na zapowiedzi premiera Morawieckiego o ścisłej współpracy nauki z branżą, gdyż jest to ważne narzędzie wzrostu gospodarczego. Reforma w szkolnictwie wyższym jakoby nie idzie z tym w parze.
Generalnie można odnieść wrażenie, że cały projekt oceaniczny służy głównie promocji ministra, gdyż surowce z dna Atlantyku są jak yeti. Wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział.
Danuta Franczak
Nowelizacja ustawy o instytutach badawczych z 2016 r. pozwala ministrowi nadzorującemu powoływać nie tylko dyrektora, ale i zastępców w podlegającym danemu ministerstwu instytucie. Nie inaczej było w Państwowym Instytucie Geologicznym (PIG). (…) Zgodnie ze wspomnianą ustawą Główny Geolog Kraju w imieniu Ministra Środowiska pod koniec 2016 r. powołał nowego zastępcę dyrektora ds. administracyjno-ekonomicznych PIG. Funkcję tą objął zupełnie nieznany w środowisku geologicznym Grzegorz Głowacki.
Jednocześnie niezależnie od zmian personalnych, w PIG pod koniec 2016 r. tempa nabrały także działania zmierzające do zakupu działki na Atlantyku pod przyszłą eksploatację surowców. Zorganizowano medialną kampanię mająca na celu przekonanie społeczeństwa, że jest to eldorado. Do dziś w wystąpieniach Głównego Geologa Kraju Mariusza Jędryska nakręcana jest atmosfera, że surowce zalegające na dnie Atlantyku będą zbawieniem i motorem dla rozwoju naszej gospodarki.
Nikt w tamtym czasie nie wspominał, że lokalizację działki na Atlantyku wskazali nam Rosjanie i jeszcze PIG zapłacił za to 30 000 dolarów!
Szczegóły tej transakcji dopiero opisała w swoim artykule pani redaktor Karolina Baca-Pogorzelska w „Dzienniku Gazeta Prawna”. Pojawiają się naturalne pytania, jaki interes mieli Rosjanie, aby przekazać Polsce takie informacje? Jeżeli to rzeczywiście jest eldorado, dlaczego sami nie podejmują tam eksploatacji? Po co oddawać komuś coś, z czego samemu można mieć ogromne zyski? Czyżby bratnia pomoc? (…)
Niezależnie od kontekstu politycznego i prawdopodobieństwa, że Rosjanie mogli nas skierować na manowce, dziwi fakt, że tak doświadczony naukowiec, jakim niewątpliwie jest prof. dr hab. Mariusz Jędrysek, przed wydatkowaniem ogromnych pieniędzy nie wykonał żadnych wstępnych badań i nie sporządził studium wykonalności. Jednocześnie taka niejasna sytuacja pozwala na tworzenie dowolnej narracji o tym, co tam na dnie się znajduje, co daje amunicję przeciwnikom obecnego rządu. Minister opowiada o zawartości 4% miedzi w rudzie i innych skarbach, ale nie wiadomo, na jakiej podstawie to wnioskuje.
Niestety jego wypowiedzi nie są weryfikowane przez inne autorytety, więc może on snuć dowolne opowieści. Z niewiadomych powodów eksploatacja na oceanie jest lejtmotywem każdego wystąpienia pana ministra i można odnieść wrażenie, że jest to temat ważniejszy od uporządkowania zarządzania surowcami w Polsce. Zamiast zajmować się poprawą sytuacji tu i teraz, skupiamy się na tym, co w bliżej nieokreślonym czasie będziemy czerpać z Atlantyku. Podobną retorykę przypominam sobie z czasów, kiedy Donald Tusk opowiadał, że za pieniądze z gazu łupkowego spłacimy wszystkie długi ZUS-u, a Bronisław Komorowski mówił o wydobyciu gazu łupkowego w kopalni odkrywkowej. (…)
Generalnie można odnieść wrażenie, że cały projekt oceaniczny służy głównie promocji ministra, gdyż surowce z dna Atlantyku są jak yeti. Wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział. Dziwne, że żaden z dziennikarzy nie konfrontuje rewelacji ministra Jędryska z innymi niezależnymi fachowcami.
(…) Być może strategia polega na tym, aby przez kilka lat prowadzić działania za ogromne pieniądze wyciągnięte z kieszeni podatnika, a i tak na koniec zrzuci się wszystko na ekologów, którzy nie dopuszczają do pozyskania przez Polskę jakże istotnych surowców. Ekologia i związane z tym protesty będą stanowić dobry pretekst do porzucenia eksploatacji i uzasadnienia miliardowych wydatków na przygotowania. W efekcie będzie to taki Miś na miarę naszych aktualnych możliwości?
Moim zdaniem, oczywiście nie należy dezawuować koncepcji wydobycia surowców z dna oceanu i powinno to się znaleźć w długofalowym planie polityki surowcowej, ale wcześniej powinniśmy zadbać o stworzenie racjonalnych podstaw uzasadniających inwestowanie funduszy państwowych. Dziś wydaje się, że to drugie zostało kompletnie zignorowane, a pierwsze stanowi spiritus movens całego działania. Chyba powinniśmy wypłynąć z odmętów i wrócić na ziemię.
Cała sprawa związana z „naszym oceanem” jest bardzo dziwna i otacza ją zamknięty krąg milczenia. Z kimkolwiek rozmawiam, prywatnie mówi, że ta cała zabawa na oceanie to humbug, ale nikt nie chce wystąpić oficjalnie, bo albo liczy na zlecenia z Ministerstwa lub PIG, albo znajduje się w zależności służbowej od GGK. (…)
Po moich artykułach w „Kurierze WNET” na Twitterze pojawił się wściekły atak pani Ewy Stankiewicz na szkalowanie pana ministra Jędryska. Oczywiście nikt ani słowem nie zająknął się, gdzie w artykułach były jakiekolwiek przekłamania bądź oszczerstwa. Niezorientowanych informuję, że pani Stankiewicz jest prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010. To bardzo szlachetny ruch walczący o wyjaśnienie największej tragedii w dziejach Rzeczypospolitej. Tym bardziej zdziwiły mnie rzucane przez nią pomówienia. Jeszcze bardziej zadziwiające okazało się, czego dowiedziałam się z internetu, że członkiem zarządu Solidarni 2010 jest pani Natalia Tarczyńska. (…)
Szok. Pani Natalia Tarczyńska jest dyrektorem ds. ekonomicznych PIG, a jej koleżanka z zarządu fundacji zarzuca mi ataki na ministra Jędryska. A ja po prostu piszę prawdę.
Coś tu jest nie tak. Szczególnie, że PIG, w którym pani Tarczyńska zarządza finansami i który jest nadzorowany przez ministra Jędryska, w 2017 r. wygenerował największą w historii stratę 5,5 mln złotych, a obecnie tonie w kredytach, a strata podobno wynosi już ponad 10 mln złotych. Nie oceniam kompetencji pani Tarczyńskiej, ale z jej CV na stronach PIG wynika, że raczej jest specjalistką od informatyki, choć dawno temu ukończyła także ekonomię we… Wrocławiu. Przypadek goni przypadek.
Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Atlantyk wieńczy dzieło, czyli »Miś« na miarę naszych możliwości” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Danuty Franczak pt. „Atlantyk wieńczy dzieło, czyli »Miś« na miarę naszych możliwości” na stronie 12 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl
Minister Jędrysek poświadczył nieprawdę w odpowiedzi na interpelację poselską i w uzasadnieniu do projektu ustawy. Jestem zmuszony skierować sprawę do wyjaśnienia przez odpowiednie organa ścigania.
Andrzej Gąsiewicz
Minister Jędrysek miał pełną i bieżącą wiedzę na temat prac prowadzonych w zakresie SI Geoinfonet i akceptował wszystkie prace.
W odpowiedzi na interpelację nr 13645 Minister Jędrysek poświadczył nieprawdę, jakoby to PIG-PIB był odpowiedzialny za prawidłowe zaplanowanie i zapewnienie środków na realizację swojego ustawowego zadania. (…)
Minister Środowiska nie wpisał zadania dotyczącego realizacji SI Geoinfonet do planu prac Państwowej Służby Geologicznej na rok 2016, a także nie zapewnił środków finansowych na ten cel. Jeszcze raz należy podkreślić, że Pan Minister Jędrysek mija się z prawdą, i to Główny Geolog Kraju jest zobowiązany zapewnić środki na zadania Państwowej Służby Geologicznej, a PIG-PIB jest tylko wnioskodawcą i wykonawcą zadań.
(…) Tak więc postawiony w odpowiedzi na interpelację oraz powtórzony przez Ministerstwo Środowiska w uzasadnieniu projektu ustawy o zmianie ustawy Prawo Geologiczne i górnicze oraz niektórych innych ustaw z projektami aktów wykonawczych zarzut, jakoby PIG-PIB nie zapewnił środków na utworzenie SI Geoinfonet, jest zarzutem nieprawdziwym i bezpodstawnym, podczas gdy w rzeczywistości środki te nie zostały zabezpieczone przez zobowiązanego ustawą Ministra.
Obarczanie PIG-PIB winą za nieudolność urzędników Ministerstwa Środowiska jest nie tylko niezgodne ze stanem faktycznym, ale stanowi przejaw braku kompetencji tychże urzędników i próbę obarczenia innych odpowiedzialnością za własne błędy i zaniechania. (…)
Decyzja odstąpienia od wykonania przedmiotowego zadania była autonomiczną decyzją Pana Ministra Mariusza Oriona Jędryska, niekonsultowaną z dyrekcją PIG-PIB. Wielokrotnie na spotkaniach dyrekcji i GGK podnosiliśmy kwestię ustawowego obowiązku stworzenia SI Geoinfonet, lecz wszystkie działania dotyczące prób jego realizacji były torpedowane przez nadzorującego PIG-PIB Głównego Geologa Kraju lub podległych mu urzędników.
Podkreślenia wymaga fakt, iż poświadczenie nieprawdy legło także u podstaw uzasadnienia projektu ustawy o zmianie ustawy – Prawo geologiczne i górnicze oraz niektórych innych ustaw z projektami aktów wykonawczych (gdzie zaproponowano wykreślenie systemu Geoinfonet, pismo: RM-10-174-16 z 5 kwietnia 2017 roku), przekazanego na Radę Ministrów do Sejmu RP. We wspomnianym dokumencie na stronie 215 wykreślenie tego systemu z ustawy uzasadniono następująco: „Aktualnie nie został przygotowany system, który mógłby prawidłowo funkcjonować. Stało się tak głównie z powodu zaniedbań poprzednich władz PIG-PIB”. Jak wykazano powyżej, stan faktyczny świadczy, że za niepowodzenie wdrożenia systemu Geoinfonet jest odpowiedzialny GGK.
Należy także podkreślić, iż na skutek zaniechań Sekretarza Stanu w Ministerstwie Środowiska, Głównego Geologa Kraju, prof. dr hab. Mariusza Oriona Jędryska PIG-PIB poniósł stratę w związku z realizacją SI Geoinfonet na kwotę szacowaną na 325 tys. zł. Kwota ta obejmuje koszty pracy zaangażowanych pracowników Instytutu oraz kontrahentów zewnętrznych świadczących usługi na rzecz PIG-PIB, w tym koszty związane z opracowaniem studium wykonalności. Działania te, realizowane w porozumieniu z Ministrem Środowiska, nigdy nie zostały rozliczone i sfinansowane przez NFOŚiGW, ich efekty zaś zostały zmarnowane w związku z zaniechaniem realizacji projektu.
Wobec powyższego zwracam uwagę na okoliczność, iż działania Ministra Jędryska wyczerpują znamiona niegospodarności popełnionej nie bezpośrednio na budżecie Ministerstwa, ale na budżecie nadzorowanego Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego.
W związku z zapoznaniem się z tekstem odpowiedzi sekretarza stanu Mariusza-Oriona Jędryska na interpelację nr 13645 oraz tekstem uzasadnienia do projektu ustawy o zmianie ustawy Prawo geologiczne i górnicze oraz niektórych innych ustaw z projektami aktów wykonawczych i zawartymi tam sformułowaniami poświadczenia nieprawdy, jestem zmuszony skierować sprawę do wyjaśnienia przez odpowiednie organa ścigania.
Cały artykuł prof. Andrzeja Gąsiewicza pt. „Główny Geolog Kraju poświadczył nieprawdę?” znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł prof. Andrzeja Gąsiewicza pt. „Główny Geolog Kraju poświadczył nieprawdę?” na stronie 15 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl
Twierdzenie, jakoby w zachodnich służbach geologicznych dominował model agencji wykonawczej przewidziany dla PAG, to wprowadzanie w błąd zarówno gremiów decyzyjnych, jak i opinii publicznej.
Tadeusz Peryt
W dyskusji toczącej się obecnie w przestrzeni publicznej w związku z planem utworzenia Polskiej Agencji Geologicznej przywołuje się pogląd, jakoby głównym modelem nowoczesnej służby geologicznej na świecie był ten zbliżony to agencji wykonawczej, choć pogląd ten ma niewiele wspólnego z realiami oraz samą naturą służby geologicznej.
Państwowa służba geologiczna w Polsce została powołana dekretem prezydenta Rzeczypospolitej w 1938 r. Dekret ten był pokłosiem prac powołanego rok wcześniej — przez ministra przemysłu i handlu — Komitetu Reorganizacyjnego Państwowego Instytutu Geologicznego, następnie przekształconego w Tymczasową Radę Geologiczną. Dekret stanowił, iż państwowa służba geologiczna polega na prowadzeniu planowych i systematycznych badań geologicznych na ziemiach Rzeczypospolitej w celu poznania złóż surowców mineralnych kraju i umożliwienia praktycznego ich spożytkowania dla gospodarki narodowej.
Do organizowania instytutu przystąpiono pod koniec 1918 r. Rozporządzeniem prezydenta Rzeczypospolitej z 1927 r. Państwowy Instytut Geologiczny został zakładem naukowo-badawczym, mającym na celu wykonywanie badań geologicznych na obszarze RP, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb gospodarczych państwa, a szczegółowy zakres działania instytutu określił statut z 1927 r., który różnił się od wcześniejszego tym, że jako pierwsze zadanie pojawiło się wykonywanie prac geologicznych na żądanie władz państwowych.
Pozycja Państwowego Instytutu Geologicznego jako instytucji wypełniającej wszystkie podstawowe zadania typowe dla państwowych służb geologicznych w Europie była i jest w pełni uznawana.
(…) Na posiedzeniu FOREGS w 1993 r. przyjęto dokument definiujący służbę geologiczną – tzw. deklarację hanowerską; jednym z sygnatariuszy był ówczesny dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego K. Jaworowski. Deklaracja ta stwierdza wyraźnie, jaka jest misja służby geologicznej – nie zajmuje się ona zarządzaniem, natomiast jako organizacja rządowa ma służyć władzom państwowym i społeczeństwom doradztwem oraz informacją w zakresie zasobów naturalnych i środowiska.
Tymczasem projektowana Państwowa Agencja Geologiczna zarządzać geologią i hydrogeologią, czy też – kompleksowo – surowcami mineralnymi. Ten właśnie atrybut Państwowej Agencji Geologicznej budzi szczególny niepokój, gdyż styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny. Co więcej, jako taki nie istnieje on w naszej przestrzeni cywilizacyjnej, toteż na fakt olbrzymich zagrożeń płynących z łączenia zadań służby państwowej i wchodzenia w spółki kapitałowe zwraca uwagę NSZZ Solidarność. Warto też zaznaczyć, że zastrzeżenia do tworzenia przez Państwową Agencję Geologiczną spółek kapitałowych oraz nabywania i obejmowania w nich udziałów wyraża także Ministerstwo Finansów. (…)
Wyrażane są powszechne, niestety uzasadnione obawy, że powstanie Polskiej Agencji Geologicznej będzie oznaczać likwidację Państwowego Instytutu Geologicznego–Państwowego Instytutu Badawczego. Wnioskodawca twierdzi, że projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej nie zmierza do likwidacji PIG-PIB. Istotnie – literalnie nie, ale…
W dniu 23.11.2017 r. ówczesny dyrektor PIG-PIB, S. Mazurek, w uwagach dotyczących projektu ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej adresowanych do M.O. Jędryska, Sekretarza Stanu w Ministerstwie Środowiska, Głównego Geologa Kraju, napisał: Jeżeli więc intencją projektu ustawy o PAG jest oddzielenie zadań naukowo-badawczych Instytutu od stricte technicznych zadań służby, i wydzielenie tych ostatnich do nowo tworzonej Polskiej Agencji Geologicznej, to przeniesiony winien zostać pion Służby Geologicznej razem z działami obsługi. W istocie rzeczy jednak zakres zadań Państwowej Agencji Geologicznej, opisany w projektach ustawy, wskazuje, że Agencja ma de facto wykonywać wszelkie zadania Instytutu, w tym także zadania związane z prowadzeniem prac naukowych, rozwojowych i metodycznych, i reprezentowaniem polskiej nauki. Tym samym Agencja stanowiłaby duplikat Państwowego Instytutu Geologicznego — Państwowego Instytutu Badawczego w jego obecnym kształcie, a więc instytucji łączącej ze sobą działalność badawczo-rozwojową i działalność techniczną [nb. na to samo zwróciła uwagę Rada Legislacyjna w swojej opinii]. Czym miałby się więc zajmować Instytut pozostały po przekształceniach?
Otóż – niczym.
Cały artykuł prof. Tadeusza Peryta pt. „Państwowa służba geologiczna – quo vadis?” znajduje się na s. 13 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tadeusza Peryta pt. „Państwowa służba geologiczna – quo vadis?” na stronie 13 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl
Gdy pisałam pierwszy artykuł o „lepszej zmianie” w Państwowym Instytucie Geologicznym, myślałam, że będzie to jeden tekst. Ale puzzle geologiczne zaczęły składać się w coraz bardziej szokującą całość.
Danuta Franczak
Za zdobyte na drodze konkursowej kilkanaście milionów złotych z „Fundacji na rzecz nauki polskiej” zakupiono unikatowe urządzenia do datowania skał i określania izotopów stabilnych – australijską mikrosondę jonową SHRIMP.
Wykorzystanie potencjału mikrosondy SHRIMP napotkało natychmiast po przyjściu nowej władzy na nieoczekiwane trudności. I tak, nie wyrażono zgody na powołanie rady programowej, która, składając się z wybitnych naukowców wykorzystujących tego typu urządzenia, mogłaby poszerzać krąg użytkowników.
W połowie realizacji zamknięto finansowanie pierwszego pakietu analiz, w ramach którego pracownicy PIG spoza laboratorium mieli nabyć umiejętności optymalnego wykorzystania tego urządzenia. (…)
W 2017 roku przy okazji zmian organizacyjnych mikrosondę SHRIMP i inne laboratoria oddzielono od pionu badawczo-rozwojowego i umieszczono w pionie ogólnym, którym przez jakiś czas zarządzał „fachowiec” od laboratoriów, prawnik dr Tomasz Nowacki. Przy okazji zlikwidowano też pracującym na mikrosondzie stanowiska naukowe. Wspomnę, że w wiodących służbach geologicznych, takich jak brytyjska BGS, w laboratoriach są głównie stanowiska naukowe. „Fachowość” tej osoby, obecnie dyrektora PIG-PIB na obszarze zarządzania nauką, uwidacznia się w liście do pracowników Instytutu z maja br., w którym dyrektor Nowacki pisze: „PIG-PIB będzie miał stabilne finansowanie zapewnione przez MNiSZW, NCN oraz kontrakty PAG”. Czy Narodowe Centrum Nauki, które przyznaje środki wyłącznie w drodze konkursów, zdaje sobie sprawę, że ma zapewnić PIG stabilne finansowanie? (…)
Niedawno zlikwidowano prowadzoną od wielu lat w wydawanym przez PIG „Przeglądzie Geologicznym” zakładkę dotyczącą informacji z konferencjach naukowych, w których brali udział geolodzy z PIG i z innych instytucji zajmujących się naukami o Ziemi.
Nie można odwołać się do Rady Naukowej, w której 2/3 osób pochodzi z nadania ministra Jędryska. I nie są to, jak w normalnie funkcjonujących tego typu ciałach, osoby delegowane przez swoje instytucje, lecz znajomi wskazani przez GGK. Nie ma zatem mowy o ścieraniu się opinii i wypracowywaniu optymalnych rozwiązań.
Jeszcze nigdy w historii PIG odsetek odrzucanych wniosków o rozpoczęcie procedur związanych z awansami naukowymi pracowników PIG, w tym profesorskich, nie był tak wysoki.
Całościowego obrazu sytuacji dopełnia odmowa wszczęcia przewodu doktorskiego, co jak potwierdzają moi znajomi z innych uczelni, praktycznie się nigdy nie zdarza. Pan Borkowski nie reaguje, a poziom naukowy obniża się drastycznie. Cel może być tutaj tylko jeden – zniszczenie kadry naukowej Instytutu. Pojawiły się już działania ukierunkowane na zwolnienia pracowników mianowanych, czyli profesorów. Instytut bez profesorów i nowoczesnego zaplecza laboratoryjnego nie będzie przecież istniał. (…)
W końcu 2012 roku PIG przy poparciu Brytyjskiej Służby Geologicznej został przyjęty na warunkach preferencyjnych do elitarnego konsorcjum ECORD (European Consortium for Ocean Research Drilling), które zajmuje się badaniem geologii den mórz i oceanów. Już w następnym roku naukowiec z PIG został włączony w ekspedycję bałtycką tej organizacji, podczas której wykonano kilkanaście wierceń. Młodzi pracownicy PIG odbyli szkolenia dotyczące metod badawczych stosowanych dla rdzeni osadów morskich w ich magazynie w Bremie.
Dla PIG i polskiej geologii ECORD skończył się wraz z nastaniem nowego Głównego Geologa Kraju i nowych władz PIG. Po prostu zrezygnowano z płacenia składek, nie starając się nawet o dotacje na ten cel z MNiSZW. Mamy zatem kupić statek, a nawet statki do badań geologii mórz w ramach PROGEO, nie mając kontaktu z tymi badaniami.
A może każdy kontakt, każda inicjatywa i każda diagnoza geologiczna jest właściwa tylko wtedy, gdy pochodzi z jedynego możliwego dzisiaj źródła? Musi być tylko w jednych rękach, tak jak projektowana PAG w rękach nieomylnego i nieusuwalnego prezesa.
Mierzymy w odległe cele w przyszłości, a chyba zapomina się o teraźniejszości. Pozytywne rezultaty tych działań (eksploatacja złóż oceanicznych) podobno będą widoczne za około 50 lat. Tylko, czy już teraz nie jest aż zanadto widoczne, że planista jest niewiarygodny? Wokół niego – tylko propaganda i destrukcja naukowego zaplecza polskiej geologii.
Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Ukryty cel – zniszczyć naukę w Państwowym Instytucie Geologicznym?” znajduje się na s. 8 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Danuty Franczak pt. „Ukryty cel – zniszczyć naukę w Państwowym Instytucie Geologicznym?” na s. 8 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
W 2016 r. Główny Geolog Kraju podjął się ambitnego zadania skonstruowania ustawy o Polskiej Służbie Geologicznej. Do dziś nie wiadomo, kto oprócz pomysłodawcy uczestniczył w stworzeniu tego dokumentu.
Tomasz Nałęcz
Wielokrotnie stajemy przed wyborem, jaki model działania jest optymalny. Takie dylematy pojawiają się praktycznie w każdej branży. Ścierają się różne poglądy, jednak dla dobra ogółu należy znaleźć rozwiązanie optymalne. Nie inaczej jest w środowisku geologicznym, gdzie w ostatnich miesiącach trwa ożywiona pseudodyskusja nad przewagą Agencji Geologicznej nad Służbą Geologiczną. Kto ma rację? Główny Geolog Kraju, narzucający środowisku swoje wizje, czy większość środowiska odrzucająca jego rewolucyjne pomysły? (…)
Szkoda, że dyskusja na temat służby geologicznej toczy się z pominięciem szeroko rozumianego środowiska geologicznego, a prezentowany przez media obraz ma zdecydowanie jednostronny charakter i w efekcie proponowane rozwiązania niekoniecznie przybierają rozsądny kierunek. (…)
Przypomnę krótko wydarzenia ostatnich lat, które doprowadziły do obecnej konfliktowej sytuacji. W 2016 r. Główny Geolog Kraju (GGK) minister Mariusz Jędrysek podjął się ambitnego zadania skonstruowania ustawy o Polskiej Służbie Geologicznej. Prace trwały kilka miesięcy, choć do dziś nie wiadomo, kto oprócz pomysłodawcy uczestniczył w stworzeniu tego dokumentu, co już samo w sobie jest znamienne. W efekcie na Polskim Kongresie Geologicznym we Wrocławiu we wrześniu 2016 r. przedstawiono dokument, który został mocno skrytykowany przez środowisko geologiczne kraju.
Niestety ekipa pana ministra nie poradziła sobie intelektualnie z – przyznajmy – trudnym zadaniem, wymagającym wiedzy geologicznej i prawnej, ale też doświadczenia międzynarodowego i znajomości zasad działania nowoczesnych służb na świecie. Powstał potworek, krytykowany mocno w mediach (m.in. w związku z pomysłem formacji zbrojnej działającej wewnątrz służby…), jednoznacznie odrzucony podczas konsultacji społecznych.
Przedstawiciele ministerstw nie zostawili na tym dokumencie suchej nitki, zgłaszając ponad 1000 poprawek. Ustawa o PSG nie znalazła uznania także w Centrum Legislacyjnym Rządu.
Ministerialna ekipa GGK szybko wyciągnęła wnioski z bolesnej lekcji, a ponieważ brak w niej osób znających się na praktycznej realizacji zadań geologicznych w Polsce i na świecie, postanowiono Służbę Geologiczną zastąpić nowym tworem, który nie ma odpowiednika na świecie. Sprytne posunięcie: nikt nie wie, jak taka agencja powinna funkcjonować, więc może nikt nie będzie o to pytał. W ten sposób, po niewielkich zmianach projektu o PSG, stworzono projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej. Powstaje pytanie: czy mając szereg dobrych i wręcz gotowych wzorców, musimy tworzyć własne, niestety kontrowersyjne i wątpliwe rozwiązania?
Bardzo sprytnym zabiegiem była również „podmiana” treści i nazwy procedowanej wcześniej ustawy o SG, a nie – wycofanie jej z legislacji i procedowanie nowej ustawy o PAG. Pozwoliło to na znaczne zredukowanie dalszych konsultacji społecznych.
Można powoływać się na nowe rozwiązania i odcinać od fiaska ustawy o Służbie Geologicznej, ale jak ktoś zapyta o konsultacje, to przecież już się odbyły. Makiaweliczne, ale skuteczne. Przynajmniej do czasu. (…)
Mimo zapewnień Rzecznika PIG, jak i samego GGK, którzy twierdzą, że ustawa o PAG oparta jest na najlepszych trendach światowych, trudno znaleźć przykład tworu, jaki zaproponowano w tej ustawie. Tylko raz, kilka lat temu przygotowując jako ekspert EuroGeoSurveys (EGS) raport dotyczący restrukturyzacji służby geologicznej na Ukrainie, spotkałem się z podobnym rozwiązaniem. Koledzy z Zachodu nie mogli zrozumieć, że w strukturach służby znalazły się jednocześnie instytuty naukowe, przedsiębiorstwa wykonawcze i wydobywcze oraz administracja geologiczna. Wystarczy spojrzeć na przedstawione przez zespół EGS rekomendacje zmian tego modelu, aby skonstatować, że rozwiązanie ukraińskie do wydajnych nie należy. Pierwszym argumentem, jaki pojawiał się w dyskusjach, był brak transparentnych procedur i preferowanie „swoich” przedsiębiorstw kosztem inwestorów zewnętrznych. Połączenie w jednym miejscu zadań państwa i biznesu powoduje, co słusznie zauważa prof. Jaworowski, naturalne podejrzenia o mechanizmy korupcyjne. Przykład ukraiński jest w tym zakresie bardzo wymowny.
Proponowana w ustawie o PAG nacjonalizacja działań operacyjnych jest niebezpieczna i może mieć bardzo negatywne skutki, szczególnie gdyby na czele PAG stanęła osoba kierująca się niskimi pobudkami. Prawo powinno eliminować takie możliwości, wprowadzając mechanizmy ochronne.
Rzecznik PIG Adam Kordas przekonuje, że model PAG został przygotowany na podstawie trendów światowych. Nie jestem pewien, czy o tych samych trendach myślimy i czy miał okazję się z nimi naprawdę zapoznać. Jak na głos w dyskusji, tekst ten ma podstawową wadę: brak konkretów. Ogólniki mogą na chwilę zwieść opinię publiczną, ale nie fachowca. Rzeczony artykuł jest ponadto aż w jednej trzeciej poświęcony sprawom wydobycia surowców z dna oceanów, a chyba nie muszę przypominać, że w naszych warunkach geograficznych nie powinno to być priorytetem służby geologicznej.
Dlatego też uprzejmie informuję, stawiając na szali moją kilkuletnią bliską współpracę z EuroGeoSurveys, że zaproponowany model służby geologicznej nie ma nic wspólnego z trendami obowiązującymi w wysoko rozwiniętych krajach, w każdym razie nie w zakresie geologii, i nie został nigdzie wdrożony, może poza wspomnianym rozwiązaniem ukraińskim.
Autor był dyrektorem PIG z którym był związany przez niemal 25 lat, piastując tam szereg stanowisk kierowniczych. Jest ekspertem w zakresie geologii środowiskowej, hydrogeologii i geoinformacji, członkiem międzynarodowych zespołów: EuroGeoSurveys, OneGeology, INSPIRE, ELGIP.
Cały artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Mente et malleo po polsku, czyli czy warto zastąpić Służbę Geologiczną – Agencją Geologiczną?” znajduje się na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Mente et malleo po polsku” na s. 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl
Człowiek ma się urodzić, zrobić coś dobrego, umrzeć, zostawić po sobie jakiś pomnik, który ktoś będzie pamiętał, mały czy duży, i tyle. I po co sobie wszczepiać chipy? To jest bez sensu.
Krzysztof Skowroński
Paweł Pisarczyk
Na końcu będzie zbawienie
Rozmowa Krzysztofa Skowrońskiego z Pawłem Pisarczykiem, wizjonerem w dziedzinie nowoczesnych technologii, prezesem zarządu Atende Software, spółki z Grupy Kapitałowej Atende. Po uzyskaniu koncesji przez Radio WNET w niedziele o godz. 12.00 Paweł Pisarczyk będzie prowadził audycje na temat nowoczesnych technologii.
Kiedy byłeś w Krzemowej Dolinie?
Ostatnio w końcu marca. Na Stanford University był dzień promocji polskich przedsiębiorców, taki Polish Day. Mówiliśmy o tym, co robimy, jak możemy być innowacyjni, spotkaliśmy się z bardzo znanymi przedsiębiorcami.
Po tamtej stronie był na przykład Janusz Bryzek, który wymyślił czujniki stosowane dzisiaj w większości telefonów komórkowych. To jest Polak, który wyjechał w latach 80., stworzył tam firmę, która robiła sensory, i te jego sensory są teraz stosowane chociażby w każdym iPhonie, jego żyroskop.
Kto Cię słuchał?
Słuchali mnie przedsiębiorcy amerykańscy, np. Tad Taube, który zbudował Stanford, przedstawiciele dużych venture capital, byli przedstawiciele władz San Francisco, chyba wiceburmistrz. Rozmawialiśmy o tym, co my jako kraj możemy znaczyć w przyszłości w technologii.
Co możemy znaczyć?
Ja powiedziałem, że możemy dużo, bo potrafimy robić wszystko. Potrafimy robić procesory, systemy operacyjne, technologie, programowanie… Tylko nasz największy problem jest taki, że nie potrafimy tego komercjalizować. Jesteśmy świetnymi wynalazcami, natomiast nie jesteśmy innowatorami. My nie wiemy, jak stawać się globalnymi. Mamy za mało kapitału i niestety nie potrafimy ze sobą jako Polacy współpracować, bo my sobie często nie pomagamy.
O tym, że chcemy mieć globalne firmy, dużo mówi premier Morawiecki. Czy to się jakoś przekłada na te polskie pomysły?
Teraz dużo się mówi i to dobrze, ale na razie się to jeszcze nijak nie przekłada na fakty. Bo jak się w Stanach robi innowacje globalne, mogę opowiedzieć na przykład na podstawie procesora, który ostatnio powstał. Wiemy, że tam komputery powstały w Krzemowej Dolinie, że uniwersytetem, który wymyślał rzeczy związane z informatyką, był Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley, notabene chyba stanowy, a teraz Krzemowa Dolina wróciła do takiego wymyślania jak dawniej. Świat jest zdominowany przez urządzenia mobilne. Każdy używa telefonów komórkowych, tabletów, urządzeń przenośnych i właściwie wszystkie te urządzenia bazują na jednym procesorze, który wymyślili Brytyjczycy; nazywa się ARM. Ten procesor ma swoje ograniczenia, bo przede wszystkim płaci się za niego licencję, a drugie – że zaczął się przesadnie komplikować. Więc w Berkeley ogłoszono, że przez trzy miesiące muszą wymyślić nowy procesor, który będzie łączył wszystko, co dotąd zostało wymyślone w procesorach. I paru gości do tego siadło i zrobiło to.
Potem pojeździli po Krzemowej Dolinie i wszystkie największe firmy powiedziały: to jest dobry pomysł, będziemy was wspierali. Ten procesor, który jest całkowicie nowy i jakby za darmo, my chcemy wspierać. Po czym firma, która produkuje dyski Western Digital oświadczyła: jak zrobicie ten procesor już w krzemie, my będziemy go kupowali.
I na tym polega robienie innowacji: firmy o globalnym zasięgu wprowadzają innowacje z uczelni, nie traktując ich jako szalonych wynalazców. U nas, jak ja zrobiłem system operacyjny, najpierw musiałem przekonywać wszystkich, że nie jestem wariatem, że nie mierzę się z niemożliwym, a potem musiałem przekonywać wszystkich polskich przedsiębiorców, że może być lepszy od tego, co oni sobie kupią na Zachodzie. Bo my mamy takie polskie podejście, że to, co jest z zewnątrz, jest lepsze niż to, co jest wewnątrz i boimy się w ogóle podejmować ryzyko jako Polacy.
Ale historia Twojego wynalazku ma happy end…
Z polskich firm mój system zamówił Apator Metrix, który robi gazomierze, bo ma niezwykle odważnego i fantastycznego prezesa. Zamówili Rosjanie, Kazachowie, Włosi. Teraz rozmawiamy poważnie na Zachodzie, więc historia zaczyna mieć happy end.
Ale w Polsce wciąż jesteśmy względem siebie podejrzliwi i wszystko się odkłada na święty nigdy. Pomogła nam Energa Operator, która powiedziała, że jako przedsiębiorstwo publiczne będzie zamawiała urządzenia z tym systemem operacyjnym i sama je sobie wyprodukuje, skoro producenci nie chcą.
Coś zadziałało, tylko nie ten mechanizm, jaki powinien.
Podstawowy. Zadziałał mechanizm taki, że Energa, wielka spółka państwowa stała się stymulatorem innowacji jeszcze parę lat temu. I jeżeli premier Morawiecki miałby ośmielać spółki Skarbu Państwa do takiego działania, to ja podpisuję się pod tym całym sobą. Zawsze starałem się mówić to premierowi podczas pracy w Zespole Transformacji Przemysłowej. Wielkie spółki powinny być stymulatorem innowacji w Polsce, bo nie mamy wielkich korporacji globalnych. I Energa rzeczywiście jest przykładem spółki, dzięki której, jeżeli Phoenix osiągnie sukces, to ja zawsze powiem, że jest matką chrzestną tego sukcesu.
Ale czy my mamy szanse na globalną firmę? Jakie warunki powinna spełniać taka firma?
Mamy, mamy. A potrzebny jest przede wszystkim kapitał. Powinni go zapewnić przedsiębiorcy, którzy już wcześniej osiągnęli sukces. Może fundusze państwowe, które do tego są? W każdym razie sukces powinien budować sukces. I to jest chyba recepta na przedsiębiorczość.
Ale największy problem mam z tym, że jeżeli komuś tłumaczę, że to, co zrobiłem, to jest innowacja z Polski, on mi nie wierzy. Musimy zmienić postrzeganie nas jako kraju wyłącznie rolniczego.
Czy nie tak postrzegają nas w Krzemowej Dolinie, gdzie innowacyjni Polacy przyjechali, żeby spotkać się z największymi?
W Krzemowej Dolinie wiedzą, że Polacy są świetnymi inżynierami, ale wiedzą też, że polskie firmy nie mają umiejętności wychodzenia na rynek globalny, przez co otacza nas pewne odium. Ja próbuję je zdjąć. Na przykład jest szansa, że informacja o Phoenixie zostanie opublikowana w największym czasopiśmie światowym, może coś się zacznie dziać, ale problem pozostaje.
Jeden problem, że my ze sobą nie potrafimy współpracować, żeby uwiarygodnić innowacje, a dwa – dlaczego tym Phoenixem jako systemem operacyjnym w ogóle zaczęto się zajmować? Dlatego, że powiedziałem: jest wdrożony w Enerdze, proszę bardzo: działa. Działa lepiej od tych systemów, które były wdrożone wcześniej.
Inna rzecz, że globalni gracze nie chcą wpuszczać nowych podmiotów na rynek.
Tak, nikt nam nic nie da za darmo. Trzeba sobie pozycję wypracować i wyszarpać. W Ameryce jak chcesz, żeby cię szanowano, to musisz sobie pozycję wywalczyć. I my musimy walczyć o swoją pozycję na świecie, pokazywać, że robimy dobre rzeczy, że te rzeczy u nas działają, że rozwijają nam gospodarkę. Tego bym chciał. Bo jeżeliby Energa nie powiedziała: biorę, robię czterdzieści tysięcy liczników na tym systemie – to ja bym został fantastą z Polski, któremu nie udałoby się nikogo przekonać.
Tyle mówi się o korzyściach płynących z Internetu, że nam ułatwia życie, że lodówka komunikuje się z kuchenką, a kuchenka z zakładem energetycznym itd. To wszystko pięknie działa, ale może nam zabrać wolność.
Może nam zabrać wolność, co więcej, może być momentami niebezpieczne. Te urządzenia są sterowane czymś, co jest w chmurze i co nazywa się teraz sztuczną inteligencją. Czyli program komputerowy, o którym właściwie nie wiemy, jak działa, jak się zachowuje i dlaczego generuje takie wyniki…
Czyli są tajemnicą nawet dla informatyków.
Tak, bo to jest nieliniowy układ statystyczny: pokazujemy mu jakieś obrazy i dane, a potem on sam sobie wszystko ustawia i zapamiętuje; jakby sam się programuje, a my tylko definiujemy sieć powiązań między neuronami. Natomiast dlaczego to daje takie wyniki, a nie inne, mało kto wie.
Czy ta chmura samodzielnie myśli, choć nie ma samoświadomości? I może wydobyć z siebie coś, co dla nikogo nie jest przewidywalne?
Tak, może tak zrobić. Przykładowo rozpoznawanie obrazu polega na tym, że się pokazuje temu programowi, tej sieci neuronowej, wzorce; dajmy na to – obraz białego czy czarnego mężczyzny i mówi się: to jest biały mężczyzna, to jest czarny mężczyzna. Pokazuje się tej chmurze tych obrazów kilkaset tysięcy i potem ona dzięki temu z pewnym prawdopodobieństwem mówi na końcu: to jest to, a to jest to. I to jest jakby taka najbardziej bazowa sieć neuronowa. Natomiast ostatnio poprzez takie mechanizmy uczące firma Bitmind stworzyła algorytm czy system do gry w go. Gra w go jest niesłychanie skomplikowana. I nagle ta sieć, która nie wiadomo jak i dlaczego zaczęła się programować i ustawiać, wygrała w go z arcymistrzem tej gry. I to już zaczęło budzić przerażenie.
Dalej: teraz konstruuje się takie sieci neuronowe, które grają w gry tak, jak i my graliśmy parę lat temu, uczą się tych światów i osiągają mistrzostwo. Dochodzimy do takiego momentu, kiedy te programy – trudno powiedzieć, czy one zyskują samoświadomość, ale coś zyskują – stają się w jakimś stopniu niebezpieczne. Bo przecież to jest trochę przerażające, prawda? Że program zaczyna grać w grę i kombinować w tym świecie, uczyć się go, a więc zaczyna się zachowywać trochę jak człowiek.
Człowiek zaczyna mniej więcej tak samo: rodzi się, uczy się świata, przewraca się, kaleczy, potem spotyka się z innymi ludźmi, wymienia informacje i zaczyna być samoświadomy, autonomiczny. A teraz tak samo zachowują się te programy do gier –bo od nich zaczęto. I kiedy one już w grach zyskują mistrzostwo, a my wypuścimy je w taką grę, jaką jest rzeczywisty świat, która ma tylko więcej elementów, nagle się okaże, że one zaczną tutaj się poruszać w sposób lepszy od nas. A jeżeli będą jeszcze miały swoje sensory i swoich agentów w naszym życiu…
Czym są te sensory i agenci?
Chociażby te lodówki, zegarki…
I ta chmura nagle stwierdzi, że najbardziej nieoszczędny w tym systemie jest człowiek, w związku z czym trzeba go wyeliminować.
To są takie prognozy Matrixa, ale może tak być. Moim zdaniem one są całkiem prawdopodobne, że możemy być hodowani przez maszyny.
Relacja między człowiekiem a maszyną jest coraz bardziej zaburzona.
Dwa dni temu czytałem, że w Szanghaju powstał bank, w którym nie pracują ludzie, tylko roboty i obsługują człowieka roboty, chodząc z nim, mówiąc, co ma zrobić, pokazując mu jakieś tam formularze. To już jest trochę przerażające. Dla mnie to już jest rzeczywiście science fiction.
Dochodzimy do takiej granicy, że następuje interakcja z robotem humanoidalnym, to już się dzieje…
A Ty w tym uczestniczysz i to Cię pewnie ekscytuje.
Tak, ekscytuje. Chciałbym mieć własnego robota, ileś robotów, które pozwolą, że ja będę tylko myślał i tylko czytał książki… Jest to ciekawa perspektywa, ale może się okazać, że te roboty powiedzą: dobra, stary, my już ciebie mamy dość.
Jest jeszcze aspekt kontroli człowieka przez maszynę…
Przecież teraz wielu ludzi nie potrafi jeździć samochodem bez ABS-u czy bez automatycznej skrzyni biegów. Za chwilę ludzie w ogóle nie będą potrafili jeździć samochodami. Każdemu z nas się wydaje, że jest wyjątkowy, bo potrafi jeździć samochodem, jeździć na nartach, programować, używać komputera itd., ale szczerze mówiąc, to on tego nie potrafi, bo wszystko za niego robią maszyny. To jest tylko złudzenie wyjątkowości…
Myślę też o takiej zwykłej kontroli tego, co się mówi, co się myśli… Dokąd się chodzi i co człowiek robi z czasem wolnym. To już jest technologicznie możliwe? Jeszcze możemy się łudzić, że żyjemy w świecie demokratycznym, ale jak ktoś zechce, może ten świat zmienić. Czy już jest możliwe stworzenie systemu idealnej kontroli nad człowiekiem?
Szczerze mówiąc, jestem przerażony Facebookiem. Bo Facebook polega na tym, że ludzie dobrowolnie oddają informacje o sobie. Te informacje są wykorzystywane do tego, żeby zrozumieć, jak nimi manipulować w taki sposób, żeby im się wydawało, że nie są manipulowani. Ja jestem zwolennikiem historiozofii i teorii, że kiedyś była arystokracja, która była wyjątkowa, a potem masom się zaczęło wydawać, że są arystokracją. Teraz to złudzenie mas jest spotęgowane przez to, że mają do dyspozycji różne rozwiązania technologiczne.
W dzisiejszym świecie wszystko się dzieje bez wysiłku, ale coś jest za coś. Bo to, że taki Facebook czy cokolwiek jest za darmo, jest nieprawdą. To oznacza, że dajemy informacje o sobie, które pozwalają komuś czerpać z tego profity i sprawować kontrolę. Dawniej król kontrolował ludzi przez wojsko, teraz najsilniejszy jest ten, kto ma największą społeczność wokół siebie. A technologia będzie jeszcze lepiej pozwalała hodować te społeczności.
Co było w komunizmie straszne? Że wszyscy mieli być tacy sami. Była policja, urawniłowka. Na Facebooku każdy jest niby inny, niby się pielęgnuje jego indywidualność, ale de facto wszyscy są zrównani, tylko mamy komputery, które pozwalają kontrolować nasz stopień indywidualizacji.
Pytanie, czy oddajemy kontrolę komuś, czy czemuś?
Na razie oddajemy komuś, ale potem oddamy czemuś. Na razie ludzie hodują ludzi w tych wszystkich społecznościach, natomiast jak ci ludzie będą używali maszyn, to może się okazać, że się oddamy w ręce maszyn i potem już ten Facebook przejmie kontrolę nad swoim twórcą. I mamy Skynet.
Są jeszcze rozmaite chipy wszczepione w człowieka, w których mamy nie tylko podstawowe informacje o nas, ale też konto bankowe, telefon – wszystko.
I tu dochodzimy do wolności wyboru. To, co jest najpiękniejsze w człowieku – teraz pojadę ewangelią – to jest wolny wybór: człowiek może wybierać swoją drogę. Może też wybierać technologię, której używa, a której nie, decydować, jaki stopień swojej prywatności oddaje. Ale żeby wolna wola dobrze działała, musi być świadomość, wiedza, wysiłek. Jeżeli nie ma wysiłku ze strony człowieka, wolna wola się kończy. Problem polega na tym, że ludzie w imię niewysilania się będą coraz bardziej pozwalali się kontrolować i nie będą w stanie rozróżniać już, co jest właściwie, a co jest nie.
To jest problem także natury etycznej – na przykład wstrzykiwanie implantów. Z jednej strony jeśli się wie, jakiego wysiłku wymaga kontrolowanie przy silnej cukrzycy poziomu glukozy we krwi i wstrzykiwanie insuliny, że można zasnąć i się nie obudzić, to jeśli wyręcza go urządzenie, wydaje się to fantastyczne. Ale jeżeli te urządzenia będą podłączone do Internetu i maszyny się zbuntują… Poza tym w tych urządzeniach, które są już konstruowane, bardzo prawdopodobne są błędy, bo na przykład oprogramowanie zwariuje.
O tym trzeba głośno mówić. Raz – jest ryzyko, że maszyny będą nas kontrolowały; dwa: że wejdzie haker, który, każdemu cukrzykowi da na przykład dawkę insuliny taką, że zaśnie; a trzy, że po prostu będą błędy, które na skutek, nie wiem, promieniowania elektromagnetycznego się aktywują i po prostu podłączona do człowieka maszyna zwariuje. I oczywiście z jednej strony postęp jest fascynujący, ale z drugiej strony nie można go traktować bezkrytycznie. I to jest główny problem dzisiejszego świata, że wszyscy wszystko biorą bezkrytycznie.
To jest kuszenie łatwością życia. Wejdź w Internet., a będziesz miał łatwe życie.
I będziesz wyjątkowy! To jest niesamowite. Przecież Facebook polega na tym, że każdy chce zrobić wrażenie. Facebook jest sposobem pokazywania siebie, zaspokajania pychy.
Próżność, pycha, wyjątkowość i łatwość życia. No dobrze, ale to Ty wymyślasz te ułatwiacze życia. To może wymyślisz lekarstwo na te ułatwiacze?
Lekarstwo na to jest bardzo proste, ale bardzo trudne: edukacja. Trzeba po prostu mówić o zagrożeniach. Tłumaczyć, pokazywać, że technologia jest piękna, ale nie dawać prostych rozwiązań. To jest najtrudniejsze. Czasami wykładam dla studentów. Teraz student wszystko bierze, chłonie; dla niego nie jest już dostępna rozkosz dziwienia się. I tylko żąda, żąda.
Podobno mamy fantastycznych informatyków. Wygrywamy konkursy. Czy polska szkoła informatyczna, która powstała na początku lat 90., gaśnie, czy jest w rozkwicie? Czy rośnie następne pokolenie?
Wśród wielkiej populacji ludzi, którzy teraz próbują się zajmować informatyką, jest możliwe znalezienie paru niezwykle uzdolnionych. Ale wydaje mi się, że coraz mniej informatyków w tych nowych pokoleniach jest wyjątkowych. Patrzę po swoich pracownikach. Ci, którzy są w stanie coś wykreować, pasjonowali się informatyką w latach osiemdziesiątych.
Młode pokolenie ma problem w ogóle ze skupieniem uwagi. Jest tak rozproszone… i jeszcze im się opowiada bzdury o tzw. work-life balansie: ty się nie powinieneś za bardzo skupiać na czymkolwiek, bo zaburzysz swój work-life balance. Ja tego po prostu nienawidzę. Poeta pisze, kiedy ma natchnienie; inżynier tworzy, kiedy czuje potrzebę. Jaki work-life balance? Przestać myśleć? To jest bardzo prosty przekaz: nie angażuj się, nie skupiaj się, nie wnikaj, tylko chłoń. Świat hoduje idealnych konsumentów. Niszczy to, co było najważniejsze, czyli indywidualizm. Próbujemy wszystko zrównać. A wygrywaliśmy tym, że właśnie byli ludzie zbuntowani: Kolumb, który chciał odkryć Amerykę, że była Maria Skłodowska-Curie, która z narażeniem życia coś badała, a teraz się mówi: nie, po co, to nie ma sensu. Work-life balance: musicie biegać, musicie chodzić…
Ale to nigdy nie dotyczy wszystkich. Tak myślę o wojnie między Facebookiem a światem demokracji i polityką, czyli między nowoczesną technologią a demokracją. Czy coś zostało zaburzone w relacji demokratycznej przez nowoczesne technologie?
Tak, mam na myśli socjotechniki dopracowane do perfekcji i stosowane w ten sposób, że się wydaje, jakby ich nie było. Dawniej propaganda grzmiała w sposób łatwy do rozpoznania, a teraz mamy subtelną manipulację. Rozpracowuje się człowieka, jego upodobania, słabości. Robią to komputery, bo żaden człowiek by nie potrafił nawiązać interakcji równocześnie z milionem ludzi. A taki Facebook pozwala nam rozmawiać równocześnie z milionem.
Wróćmy na chwilę do tego kuszenia. Człowiek jest kuszony łatwością, wchodzi w świat Internetu, oddaje swoje bezpieczeństwo kolejnym komputerowym aplikacjom. Czy w którymś momencie ktoś – taki faraon – nie powie nagle: przepraszam, ale ja tu rządzę?
Cała sztuka tych wszystkich społeczności polega na tym, że ten faraon jest ukryty. On zawsze działa z tylnego siedzenia. Ale jeżeli sobie wstrzelimy chipy na własne życzenie…
I dopiero chipy są do tego potrzebne?
Coś, co będzie mogło wywierać bezpośredni przymus.
Że jak będę szedł Jerozolimskimi, a nie Marszałkowską, to mnie zaboli.
Zaboli albo ktoś, kto będzie miał np. podłączony automat dozujący insulinę, nie dostanie dawki. Mogą być takie scenariusze, ale chyba wcześniej maszyny jednak tego faraona załatwią.
I to jest jakby z jednej strony coś fajnego, że ta maszyna nie pozwoli takiemu faraonowi być faraonem w starym stylu…
I tu dochodzimy do esencji, do grzechu pierworodnego. Człowiek zawsze chce być jak Bóg. Na tym polega jego grzech pierworodny, że chce rządzić, chce mieć, być władcą świata. To jest chyba ten właśnie grzech ludzkości, że jest chora na władzę. Każdy z nas chce być wyjątkowy. To jest pycha. A maszyna ma to samo. Też będzie chciała rządzić i człowiek jej nie będzie potrzebny.
A jak, Twoim zdaniem, ten świat będzie wyglądał – już nie mówię za pięćset, tylko za dziesięć lat?
Samochody autonomiczne, roboty w garażach, jeszcze większa konsumpcja.
A gdybyś miał okazję wygłosić apel do premiera Morawieckiego?
Powiedziałbym, że powinniśmy więcej działać, jeżeli chodzi o rozwój technologii w Polsce, że potrzebne jest działanie. I druga sprawa, chyba ważniejsza: potrzebna jest edukacja. Dążmy do tego, żebyśmy my jako Polska mieli mądrych ludzi i mądre nowe pokolenia, bo chyba tylko to nam pomoże. Czyli musimy dobrze edukować, dobrze pracować u podstaw, a wtedy nasz kraj będzie się rzeczywiście rozwijał. Bo jeżeli ludzie przestaną myśleć, nic z tego nie wyjdzie.
Czyli nie edukować, tylko uczyć myśleć, to jest co innego.
Uczyć myśleć.
Nie zapamiętywać, tylko myśleć. Otwierać wyobraźnię i przestrzeń myślącą. Czyli przeprowadzić reformę systemu edukacji od podstaw.
Edukacji wyższej przede wszystkim. Z uczelni odchodzą ludzie, którzy coś zrobili, a młodzi idą do biznesu. Bo uczelnia nie daje im żadnych profitów poza tym, że mają trochę spokoju. I musimy coś zrobić, żeby uczelnie nie były masowe. Uczelnie stały się masowe. Uczelnia ma kształcić elitę, a nie masę, a teraz mamy masowość kształcenia.
Skoro jesteś wybitnym informatykiem, masz wyobraźnię, wiesz, co należy zrobić, to może powinieneś się zająć polityką?
Jeżeli udałoby mi się zrobić tę wielką rzecz, którą sobie wymarzyłem, że Phoenix wpisze się do panteonu informatyki światowej, to postanowiłem, że wtedy zajmę się edukacją. I będę też miał legitymację do tego, żeby zająć się polityką, bo coś mi się udało osiągnąć. Wtedy może stworzę ruch ludzi, którzy chcą coś zrobić i mają ku temu podstawy, bo już czymś się zapisali w życiu.
W modelu amerykańskim podoba mi się to, że w Ameryce senatorami, politykami zostają ludzie, którzy coś w życiu osiągnęli. Prezydent Trump przecież stworzył olbrzymi biznes. Udowodnił, że potrafi rządzić, a nie, że mu się wydaje, że potrafi.
A za dziesięć lat ja nie będę już chyba tej technologii tak rozumiał jak teraz, bo teraz jest mój czas.
Tak szybko ta technologia ucieka?
Technologia nie ucieka, bo to jest matematyka. Matematyka jest taka sama. Informatyka, ta sztuczna inteligencja powstała w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych. Teraz mamy tylko możliwość jej implementacji dzięki szybkim procesorom. W informatyce nic się specjalnie nie zmieniło od czterdziestu lat; problem polega na tym, że człowiek z wiekiem przestaje być tak bystry, inteligentny jak wcześniej. Po prostu sieć neuronowa starzeje się. Jest już przeuczona…
A nie da rady tego technologicznie poprawić, wszczepić sobie coś do mózgu?
Nie chciałbym tego robić. Narkotyki też może są fajne dla wielu ludzi, bo można być wydajnym, ale to ma bardzo słabe konsekwencje. Bo potem człowiek już jest od tego zależny i przestaje być wolny. I tak samo z chipem. Jeżeli będę sobie wkładał chipy, to się uzależnię. Po prostu życie zostało tak skonstruowane, że człowiek ma się urodzić, zrobić coś dobrego, umrzeć, zostawić po sobie jakiś pomnik, który ktoś będzie pamiętał, mały czy duży, i tyle. I po co sobie wszczepiać chipy? To jest bez sensu.
Jesteś wierzący?
Jestem. Byłem w życiu parę razy w takich sytuacjach, w których doświadczyłem działania Boga. Kiedyś wpadłem pod samochód, przeżyłem trochę przez przypadek. Kiedyś walnął koło mnie piorun… nieważne, po prostu uważam, że Bóg to jest miłosierdzie. Czyli to, że trzeba się dzielić z innymi, myśleć o innych, pomagać – to jest istota chrześcijaństwa. A nie klepać jakieś formuły. I pokora. Tego trochę brakuje teraz też w Kościele katolickim. Widzę, że Franciszek wprowadza jakieś zmiany. W każdym razie w takim głębokim sensie, wydaje mi się, że jestem wierzący. Nie wiem, może wielu rzeczy nie rozumiem, ale tak, tak.
Mam kolegę, który był Strefie Gazy, walczył w Armii Izraelskiej. Był w niewoli i powiedział mi: wiesz co, ja widziałem zło w czystej postaci i nauczyłem się nikogo nie oceniać i nie mówić, czy ktoś jest dobry, czy zły. Jak się dotknęło zła w czystej postaci, to człowiek w ogóle inaczej myśli. Przestaje być przede wszystkim moralizatorem. Jeżeli rzeczywiście jest człowiekiem wierzącym, stara się dawać z siebie, co najlepsze. Bo co możemy zrobić innego? Nic właściwie.
Wracając do technologii… cudownie, że jest technologia. Ma aspekty dobre, ma złe, tak jak życie. Sztuka może być używana w celu dobrym i złym. Człowiek też. Ja wierzę, że większość ludzi jest w głębi duszy dobra, tylko że gdzieś tak sobie dryfują…
A co musi być spełnione, żeby Phoenix trafił do tego panteonu?
Musi być używany w wielu urządzeniach i muszą o nim wiedzieć i używać go ludzie na całym świecie. Teraz on jest ogólnodostępny, open source; ludzie mogą go sobie ściągnąć. A ja kolęduję po całym świecie i mówię: używajcie go, on jest bardzo dobry, pokazuję, tłumaczę. Bo w świecie współczesnym rację ma ten, kto głośniej krzyczy, kto ma większy dostęp do ludzi, którymi może manipulować, i na tym polega problem.
Czy miałeś możliwość rozmawiania z najtęższymi głowami i umysłami w Krzemowej Dolinie?
Tak, rozmawiałem z inwestorami, ze znaczącymi ludźmi, którzy już osiągnęli bardzo dużo w tym biznesie.
Nie forsą, tylko głową.
Tak, głową. Stali się potem bogaci. Oni mi powiedzieli: Paweł, on musi być open source, a ty musisz o tym mówić, musisz jeździć po świecie, tłumaczyć, pokazywać. To jest jedyna droga i wtedy się wydarzy, bo równolegle do ciebie krzyczą najwięksi, najwięksi opłacają innych, żeby powtarzali, mówili, opłacają dziennikarzy… I tu wracamy do Facebooka.
Czyli nie wystarczy opłacić na Facebooku informacji „Phoenix jest najlepszy”?
To by pomogło, ale to by była droga kampania; parę milionów dolarów. Na razie wolę jeszcze spróbować metodami tradycyjnymi.
Przy okazji można kogoś poznać, z kimś porozmawiać.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Pawłem Pisarczykiem pt. „A na końcu będzie zbawienie” znajduje się na s. 1 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl oraz na s. 3 i 4 dodatku specjalnego z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Pawłem Pisarczykiem pt. „A na końcu będzie zbawienie” na s. 3 dodatku specjalnego do czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl
Ameryka Łacińska może zafascynować każdego. Ale żeby lepiej ją doświadczyć, trzeba się w nią zagłębić i próbować ją poznać i zrozumieć. O tym w dzisiejszej audycji.
Ameryka Łacińska to fascynująca część świata. Wie o tym każdy, kto choć raz odwiedził tamte rejony. Obszar, w którym oficjalnie używa się jedynie dwóch języków urzędowych to zarazem olbrzymia mieszanka: etniczna, rasowa, kulturowa, kulinarna, przyrodnicza etc. Większość osób traktuje Amerykę Łacińską jako ciekawą egzotykę. Są jednak i tacy, dla których cały ten region to teren badań naukowych. Studia Latynoamerykańskie to świetna okazja dla tych, którzy chcą „wgryźć się” w tematykę latynoamerykańską.
Można zapytać po co Studia Latynoamerykańskie w ogóle powstały, skoro Ameryka Łacińska dla wielu osób pozostaje w sferze egzotyki? Mimo sporej odległości wpływ Ameryki Łacińskiej na inne części świata może być znacznie silniejszy, niż pozornie by to mogło wyglądać. Globalizacja ekonomii powoduje, że echa kryzysu w Argentynie zostawiają ślad nawet w polskiej gospodarce. Liczni emigranci z Ameryki Łacińskiej przenoszą się w nowe części świata, zabierając ze sobą liczne zwyczaje, m.in. kulinarne. Sportowcy z krajów Ameryki Łacińskiej grają w europejskich klubach. Muzyka latynoska rozgrzewa tancerzy na całym świecie. Studia latynoamerykańskie to studia interdyscyplinarne, a to dlatego, że zajmują się niemal każdym aspektem związanym z Ameryką Łacińską. Polityka, społeczeństwo, prawo, kultura, kuchnia, ochrona przyrody, archeologia, historia, geografia… Z pewnością każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Kto jednak zapoczątkował Studia Latynoamerykańskie? Czy za pierwszych badaczy można uznać pierwszych kronikarzy, którzy wraz z konkwistadorami podbijającymi ziemie Nowego Świata opisywali mieszkańców zamieszkujących te ziemie? A może Studia latynoamerykańskie należy zacząć datować dopiero od momentu wyzwolenia się Ameryki Łacińskiej spod panowania hiszpańskiego i portugalskiego?
O tym, skąd się wzięły Studia Latynoamerykańskie w Polsce i na świecie i jakie były ich losy, oraz co zawdzięczamy tym studiom opowie nasz dzisiejszy gość dr hab. Katarzyna Dembicz, której niemal całe życie związane jest z tą dyscypliną naukową. W rozmowie ze Zbyszkiem Dąbrowskim nasz gość przedstawi również najważniejsze ośrodki zajmujące się tematyką Studiów Latynoamerykańskich w Polsce, Europie i na świecie. Porozmawiamy także o tym, dlaczego Studia Latynoamerykańskie warte są rozważenia a wszystkich chętnych do prowadzenia biznesu z Ameryką Łacińską zaprosimy na wyjątkowe studia podyplomowe.
Na rozważania o Studiach Latynoamerykańskich zapraszamy w najbliższy poniedziałek, 18-go czerwca, jak zwykle o 21H00!
¡República Latina – doświadczamy Amerykę Łacińską!