Radio Wnet nie jest kolonią zachodniej muzyki, ale nie będzie też polskim gettem! – odpowiedź Janowi Pospieszalskiemu

Marcin Pospieszalski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Promujemy młode polskie zespoły – ostatnio Fusy. Przed nami premiera najnowszej płyty Igora Jaszczuka „Blizny”. Rozmawiamy z polskimi artystami, zapowiadamy koncerty i im patronujemy.

 

W numerze 11/2025 tygodnika „Do Rzeczy”, w tekście „Kolonizacja eteru” pan Jan Pospieszalski napisał w jego finale:

/…/ Tantiemy zaś płacone przez polskich nadawców lądują na kontach zagranicznych twórców i producentów. Gdy Radio Wnet zaczęło notować wzrost słuchalności, przejmując audytorium uciekające z Polskiego Radia, łudziłem się, że w niezależnej polskiej rozgłośni redakcja dostrzeże ten absurd – na antenie, gdzie tyle mówi się o interesie narodowym, o zagrożonych polskich branżach, niemal w ogóle nie ma polskiej muzyki. Wygląda na to, że twórcy dobrej informacji i publicystyki nie zdają sobie sprawy, jak bardzo ulegli kulturowej kolonizacji.

Pomyślałem sobie, że pan Jan Pospieszalski słucha Radia Wnet tylko wycinkowo, albo … wcale. Śpieszę więc z repliką, która chwilami może być nieprzyjemna, ale nigdy niegrzeczna i pozbawiona szacunku dla bardzo dobrego muzyka. 

 

Panie Janie Pospieszalski

Z przykrością i nieukrywanym zdziwieniem przyjąłem Pański tekst o rzekomej kolonizacji radiowego eteru i o tym, że Radio Wnet miałoby być częścią tej niechlubnej praktyki. Nie wiem, czy wynika to z braku dostatecznej znajomości naszej ramówki, czy też z celowego przeinaczania rzeczywistości, ale Pańskie zarzuty są nie tylko chybione – są po prostu niesprawiedliwe.

Radio Wnet od samego początku istnienia było i jest rozgłośnią, w której polska muzyka ma się jak nigdzie indziej. To nie frazes, to fakt. Możemy wręcz zaryzykować twierdzenie, że gramy więcej polskiej muzyki niż większość innych rozgłośni, z wyjątkiem tych, które w całości dedykowane są polskiemu disco czy disco polo.

Ale nie każdy, kto nie gra disco polo, od razu kolonizuje się kulturowo prąc ku Zachodowi, prawda panie Janie?

 

 

Tutaj tylko kilka audycji nacechowanych polskością w muzyce:

 

  • „Lista Polish Chart” Sławomira Orwata – przeznaczona wyłącznie dla polskich artystów.
  • Audycje Radka Rucińskiego „Muzyczne IQ” – wylęgarnia młodych talentów.
  • „Kiedyś to było” Hanny Tracz – hołd dla legend polskiej piosenki, od Anny German, Annę Jantar po Krystynę Prońko (że tylko te nazwiska wielkie wymienię).
  • „Sztuka jest magią” Joanny Rawik – perła pośród audycji z udziałem luminarzy polskiej kultury.
  • „Muzyczna Polska Tygodniówka” mojego autorstwa
  • „Kabaret OT.TO w Radiu Wnet”, gdzie pojawia się polska piosenka z tekstem i satyryczna.

​Radio Wnet, założone w 2009 roku przez grupę pasjonatów z Krzysztofem Skowrońskim na czele, od początku swojego istnienia kładzie duży nacisk na promocję polskiej muzyki. Stacja prezentuje różnorodne gatunki muzyczne, w tym rock, pop oraz muzykę alternatywną, emitując utwory zarówno uznanych artystów, takich jak Czesław Niemen, Tadeusz Nalepa czy Andrzej Zaucha, jak i debiutantów na polskiej scenie muzycznej.

Ponad 50% emitowanych na antenie utworów muzycznych stanowią piosenki nagrane w języku polskim.

A co do „albumów tygodnia” ostatnich trzech miesięcy? Wystarczy spojrzeć na nasze „kolonialne” wybory: Turbo i najnowszy krążek „Blizny” z rozmowami z liderem Wojciechem Hoffmannem o historii grupy, Armia Tomasza Budzyńskiego z płytą „Wojna i pokój”, celebrowanie 60. rocznicy urodzin założyciela i podpory zespołów HEY i Indios Bravos Piotra Banacha (obecnie BAiKA), zespoły Bukowicz (premiera i prezentacje albumu „Zbliżamy się do siebie”), MIOOD (krążek „Let’s Bury Ourselves” – album stycznia Radia Wnet), a ostatnio. w ciągu tylko siedmiu dni Administratorr Electro „Potem i tam”, Oranżada i najnowsza ich produkcja „Salto” i ILA Urban z krążkiem „IV rano”. której jesteśmy patornem medialnym. .

Gdzież więc ta kolonizacja i brak polskich wykonawców, Panie Janie? Oczywiście telefonicznie dwukrotnie wymieniliśmy poglądy, że „może być lepiej, ale” … zawsze być może lepiej.

Odbiję piłkę i zapytam, o ilu młodych polskich zespołach, solistkach czy piosenkarkach pisało ostatnio „Do Rzeczy”? Rozumiem, że w dziale recenzji szanowanego tygodnika redaktorzy i dziennikarze opisują i recenzują tylko polskie płyty i wykonawców, podobnie jest z filmami i literaturą. Made In Poland czy też coś z Zachodu się zdarzy opisać, polecić czy wskazać (jak i u nas na antenie)? 

Unikanie bycia kolonią zachodniej muzyki i kultury to chwalebna rzecz, ale nie wolno popadać w skrajność i uczynić stację radiową jednowymiarowym gettem! – mawiam zawsze, jako dumny dyrektor muzyczny Radia Wnet. 

Promujemy młode polskie zespoły – ostatnio Fusy. Przed nami premiera najnowszej płyty Igora Jaszczuka „Blizny” i kolejne opowieści o podróżach muzycznych, tym razem do Japonii, Sabiny Karwali, oraz przegląd i prezentacje zespołów polonijnych, co czyni z pieczołowitością redaktor Sławomir Orwat.

Rozmawiamy z polskimi artystami, zapowiadamy koncerty i im patronujemy, przypominamy legendy polskiej muzyki. Od początku roku na naszej antenie oddaliśmy hołd takim tuzom i mistrzom jak Marek Jackowski (kolejna rocznica Jego urodzin, to jeszcze grudniową porą) Czesław Niemen (styczeń i kolejne rocznice), Romuald Lipko (5. rocznica śmierci lidera i podpory grupa Budka Suflera), Józef Skrzek i SBB, Mieczysław Jurecki, Wojciech Konikiewicz, Dzikie Dziecko czy TSA. 

Wspomnę jeszcze o celebrowaniu 40. rocznicy premiery albumu grupy Maanam „Mental Cut”, z udziałem Bogdana Bodka Kowalewskiego i z taśm archiwalnych nieodżałowanego Marka Jackowskiego. Także pamiętaliśmy o Janie Pospieszalskim, bowiem

sam opowiadałem w 70. rocznicę urodzin Pana Jana o Jego zasługach i zespołu pana Waglewskiego VooVoo dla rodzimej muzyki. I tu jeszcze jedna ciekawostka! W tygodniu, w którym ukazał się Pański tekst na łamach „Do Rzeczy”, jednym z częstograjów Radia Wnet była piosenka Poli Pospieszalskiej „The World Needs Love”. Pola była też gościem Radka Rucińskiego w „Muzyczne IQ”, że wątkiem (nie ostatnim), ale rodzinnym Pospieszalskich domknę tę wyliczankę. 

Czy to wciąż za mało? Czy nadal jesteśmy „kolonią” w dodatku dwulicową (czyli zakłamaną) w oczach publicysty?

Smutno i przykro, że zamiast dostrzec to (nie chodzi bowiem o docenienie, bo mamy za sobą rzeszę Słuchaczy i Patronek, i ich opinia dla nas jest najważniejsza), Pan Jan nie tego nie zauważa i zdaje się słuchać „nie tego radia”, albo nas nie lubi. Ale to chyba nieprawda, bo poniedziałkowo w „Poranku Wnet” będzie pierwszym gościem „kolonialnego” Radia Wnet.

Ocenę artykułu, co do zasadności i intencji celnego, ale kłamliwego z perspektywy twórcy Radia Wnet i jego dyrektora muzycznego, pozostawię naszym Słuchaczom. Oto tylko fragmenty dwóch z wielu maili, jakie otrzymaliśmy po publikacji tekstu „Kolonizacja eteru”: p

Pani Krystyna z Białegostoku napisała:

„Radio Wnet jest jedyną rozgłośnią, która nie tylko mówi o polskiej kulturze, ale też konsekwentnie ją promuje. Jeśli ktoś szuka polskiej muzyki innej niż radiowa papka, to właśnie tutaj ją znajdzie. Dzięki Wam odkryłem dziesiątki polskich artystów, których nie zagrają inne stacje. Nie przejmujcie się, róbcie swoje!”.

Pan Dariusz był łaskaw napisać:

„Panie Tomaszu, nie jestem zdziwiony tymi pierwszymi akapitami felietonu Pospieszalskiego, ale – jak pisałem – jego ocena Radia Wnet w kontekście promocji polskiej muzyki, przedstawiona w ostatnim akapicie jest niesprawiedliwa. Słuchałem w weekend, poniedziałek i dzisiaj. Już sam weekend to Pana audycje, ale i także Polish Chart, audycje tematyczne. W radiu Wnet, od czasu gdy intensywnie słucham (tj. grudzień 2023) usłyszałem tylu różnych polskich wykonawców, zarówno współczesnych, jak i dawnych (w tym niestety zapomnianych), jak w żadnej innej stacji.

Nie wiem o co chodzi panu Pospieszalskiemu, może akurat nie usłyszał TEJ KONKRETNEJ muzyki, którą chciał, ale to niestety jest kwestia subiektywna. Ja też nie słyszę niektórych z tych, których bym chciał usłyszeć, moja kuzynka się dobija do różnych stacji, ale ostatecznie postawiła na USA (i moim zdaniem słusznie, u nas szanse ma niewielkie), ale tak to wygląda.

Są płyty, są YouTube, Spotify, etc. i tam każdy może usłyszeć to co chce. Akurat radio Wnet ma wyjątkowe zasługi jeśli chodzi właśnie o promowanie polskich współczesnych artystów, i to właśnie takich, które te „zawłaszczone”, mainstreamowe stacje jak Radio Zet, Eska Rock, AntyRadio, Rock Radio etc. nie puszczają (np. poza Panem, panie Tomku nową płytę Turbo cokolwiek promuje AntyRadio, ale to byłby już wstyd, gdyby rozgłośnia pretendująca do pozycji „pierwszej rockowej” nie puszczała nowości Turbo).

Natomiast nie ma racji Pan Jan Pospieszalski, że te wszystkie stacje są zawłaszczone przez kapitał zagraniczny. O nie, jest znacznie gorzej. Kapitał zagraniczny mógłby być nawet neutralny, ale ten który jest jednoznacznie wrogi, antypolski. To jest kapitał o szczególnym pochodzeniu, na dodatek taki, który wziął sobie na cel zniszczenie w Polakach tego wszystkiego, co stanowiło o tym, że ten Naród trwał i wbrew wszystkiemu się rozwijał, a także rozkwitał gdy nadarzyła się okazja i gorset niewoli został poluźniony. „/…/

Panie Janie drogi, to nie my – Radio Wnet – jesteśmy skolonizowani! To my bronimy muzycznej suwerenności i jesteśmy wyspą wolności, o czym Pana najbliżsi i stale obecni muzycznie w naszym eterze wiedzą. Oooo…  „Boso po Wrocławiu” usłyszałem teraz w Radiu Wnet w pięknym wykonaniu Lidii Pospieszalskiej (z ukłonami dla Marcina).

Tomasz Wybranowski
dyrektor muzyczny Radia Wnet

ILA URBAN – „IV Rano”. Uwielbiam takie debiuty! Poetycka recenzja (z rozbiorem liryk i metafor). Tomasz Wybranowski

Świat wciąż pędzi. Pędzi, potyka się o własne nogi, zatraca w chaosie błyskotek, które zamiast rozjaśniać rzeczywistość, mamią, zacierają granice. Ilia Urban dostrzega ten pęd i patrzy mu prosto w oczy, bez strachu, ale i bez zgody. "A gdyby tak" to jej cichy manifest – delikatny, a jednak przeszywający jak wiatr o poranku. - Tomasz Wybranowski

17 marca 2025, w Dniu Świętego Patryka, światło dzienne ujrzał długo wyczekiwany debiutancki album ILI URBAN – „IV Rano”. Na okładce logo Radia Wnet.

To wydawnictwo stanowi nie tylko muzyczną wizytówkę artystki, ale także Jej osobistą opowieść o drodze pełnej poszukiwań i refleksji. 

To baśniowy „Album Tygodnia Radia Wnet” – ILA URBAN – IV Rano! Po sukcesach znakomitych filmowych teledysków, częstograjowych singiach Radia Wnet („Reklamówka” czy „Agdyby tak”), singel tytułowy ukazał się przed premierą albumu 17 marca 2025.

„IV Rano” to intymna opowieść o poszukiwaniach sensu, drogi i intuicji. A skąd taki tytuł? Szlifując produkcję aż do czwartej nad ranem, kiedy to cisza i spokój pozwalają dostrzec rzeczy niewidoczne w codziennym zgiełku. – powiedziała ILA – Julia, czyli Curtis w białej sukience, jak o niej mawiam.

Muzycznie trip-hop, synth – elektronika, jazzujące frazy i klasyki szczypta. Idealna muzyka na te spokojniejsze chwile, gdy wszystko śpi…

Polecam – Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z ILĄ URBAN, w której opowiada o wszystkich nagraniach z albumu „IV rano”:

 

 

ILA URBAN zapowiada premierę albumu „IV rano”

 

Kim jest ILA URBAN?

ILA URBAN, ów Curtis (od Iana) w białej sukience, to wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka. Wyrosła w muzycznym świecie. Jej dom w Jarosławiu tętnił dźwiękami, a śpiewająca klasykę mama – profesor od klasycznej muzyki wpoiła jej miłość do muzyki od najmłodszych lat.

Julia przeszła przez edukację muzyczną, później psychologię w Trójmieście, a nawet prowadzenie artystycznej klubokawiarni „Józef K.” w Gdańsku. Ostatecznie to jednak dźwięki i melodie w firankach metafor stały się jej prawdziwym językiem wyrazu.

„IV Rano” – album w nieoczywistych barwach

„IV Rano” to muzyczna mozaika, w której spotykają się trip-hopowe rytmy, synth popowe melodie i subtelne elektroniczne brzmienia. Inspiracje? Massive Attack, Portishead, jazz, a także klasyczne wpływy, które artystka umiejętnie splata w jedną, unikatową narrację. Pierwszy singiel promujący album, „Reklamówka”, to dowód na to, że ILA URBAN potrafi tworzyć muzykę, która hipnotyzuje, skłania do refleksji, ale i nie pozwala przejść obojętnie.

Płyta „IV Rano” opowiada o nocnych rozmyślaniach, momentach przełomowych i uczuciach, które intensyfikują się o wczesnych godzinach porannych. ILA URBAN nie ogranicza się do prostych melodii. Każdy utwór jest osobnym światem, w którym melancholia przeplata się z nadzieją, a tajemnicza elektronika pełna zmierzchowych pulsacji granatów podkreśla emocjonalną głębię tego, co ja nazywam – prawdą o sobie.

 

Nowy głos na scenie alternatywnej

Gwiazda (po wydaniu płyty już nie wschodząca!) stylu downtempo i alternatywnej elektroniki pokazuje, że autentyczność i osobiste historie mogą wciągać słuchaczy w dźwiękowe podróże. „IV Rano” to debiut, który stawia wysoką poprzeczkę – zarówno pod względem brzmienia, jak i emocjonalnego przekazu. ILA URBAN otwiera drzwi do swojego muzycznego świata, a my z niecierpliwością czekamy na kolejne rozdziały tej historii.

„A gdyby tak…”

Świat wciąż pędzi. Pędzi, potyka się o własne nogi, zatraca w chaosie błyskotek, które zamiast rozjaśniać rzeczywistość, mamią, zacierają granice. Ilia Urban dostrzega ten pęd i patrzy mu prosto w oczy, bez strachu, ale i bez zgody. „A gdyby tak” to jej cichy manifest – delikatny, a jednak przeszywający jak wiatr o poranku.

Tekst w trzech wymiarach. Najpierw niezgoda na rzeczywistość, w której wartości są wywrócone, w której codzienność zaciska na gardle pętlę lęku. Potem pragnienie – żeby choć na chwilę zawrócić ten nurt, znaleźć azyl, ostoję, własny świat. I oto wreszcie. Fundament tej opowieści:

miłość, która daje siłę, męża-rycerza, kochanka – obrońcę ze snów, który koi burzliwe sztormy i pozwala stanąć na pewnym gruncie.

W metaforyce utworu pobrzmiewa baśniowy ton – motyw księżniczki zamkniętej w twierdzy, która nie czeka na ratunek, lecz sama odnajduje w sobie koronę. To pieśń o potrzebie schronienia, ale i o konieczności odnalezienia własnej tarczy wobec świata, który zmierza ku przepaści. Kończy się świat – nie jako proroctwo, lecz jako gorzka refleksja nad cywilizacją, która zapomniała, jak smakują promienie słońca.

 

„IV rano” – credo

To godzina pomiędzy snem a jawą. Moment, gdy nawet ulice oddychają wolniej, a świat zdaje się zawieszony w pół kroku. To też godzina, w której Ilia Urban szuka odpowiedzi – czy można znaleźć sens w rzeczywistości, która nie daje drugich szans?

Tekst igra z czasem i przestrzenią. Z jednej strony – ironiczne mrugnięcie okiem: „Człowieku, to wszystko żart”. Z drugiej – pragnienie, by uchwycić istotę, odkryć siebie na nowo. Tańczyć, wirować, kraść słodkie owoce – jakby życie było ulotnym snem, w którym można pozwolić sobie na więcej.

Metaforyczna podróż ku światłu. To nie jest droga, którą można przemierzyć powoli, trzeba biec, wznieść się ponad drzewa, ominąć burzowe chmury. To piosenka o intuicji – o tej cichej, nocnej myśli, która nad ranem przychodzi z odpowiedzią.

 

„Raj”

Czy dusze wędrują? Czy ci, którzy odeszli, czują nasze myśli? „Raj” to podróż sentymentalna, ale i egzystencjalna. Ilia Urban wraca do świata dzieciństwa, do domu, w którym czas miał inną prędkość, w którym rzeczywistość miała ciepło domowego ogniska.

Kwiaty pod stopami, zapach przeszłości, linie wyrysowane na ziemi – to symboliczne okręgi, które otaczają wspomnienia. Przez powtarzające się „kocha, nie kocha” w piosence pulsuje pytanie: czy miłość jest wieczna? Czy wspomnienia mają realny kształt, czy tylko błądzą w zakamarkach duszy?

To utwór, który nie daje prostych odpowiedzi. Ale zaprasza do zastanowienia – nad miejscem, które nazywamy rajem, i nad tym, co naprawdę w nim odnajdujemy.

„Reklamówka” – buntownicza pieśń z wolą piękna i naturalności

Z pozoru lekka, przewrotna – a jednak przenikliwa. Ilia Urban ubiera krytykę współczesności w groteskową metaforę foliowej torby, która wchłania wszystko – i dobre, i złe. To świat bez umiaru, świat, w którym jesteśmy jednocześnie konsumentami i ofiarami.

Zabawa formą, rytmem, lekkim absurdem – ale przekaz jest jasny. Cywilizacja „pikuje w dół”, media wypalają, umysły zapychają. A jednocześnie: można się uchronić. Można spróbować znaleźć wyjście z tej gry.

 

„Dom z kart”

Zanim nadejdzie nowy ład, trzeba przewrócić stary porządek. Ilia Urban wkracza w ten świat z impetem – tłucze filiżanki, rwie poduszki, pali dyplomy. Nic nie jest święte, bo prawdziwa zmiana wymaga destrukcji.

Domu już nie będzie” – te słowa powracają jak mantra. Coś się kończy, by mogło zacząć się coś nowego. Nowy świat – ale czy lepszy? Czy analogowe czasy były lepsze, czy tylko bardziej namacalne? To hymn do przeszłości, ale i apel, by przyszłość budować świadomie.

„Wilczyca”

Dwa światy – jeden ciepły, drugi surowy. Miłość, która koi i siła, która pozwala przetrwać. Wilczyca to nie tylko postać z piosenki, to archetyp, symbol ochrony, ale i walki.

Wilczyca to babcia, rodzina, bliscy, którzy dawali ciepło i bezpieczeństwo. Ale dorosłość nie jest już taka łaskawa. Jest pełna niesprawiedliwości, którą trzeba umieć dostrzec.

Piosenka jest podziękowaniem, ale i konfrontacją. Bo ci, którzy mieli ciepłe dzieciństwo, mają łatwiejszy start. Ci, którym go zabrakło – muszą walczyć. Wilczyca to symbol siły, ale i równowagi. Bo życie wymaga zarówno czułości, jak i ostrożności.

 

 

Manifest, czili pieśń „Dzieci”

W „Dzieciach – to manifest” wybrzmiewa bolesna prawda współczesności – to smutna pieśń o zaniku intymności, która zostaje ofiarą cyfrowej hiperrealności. Słowa te budzą obraz dziecięcej tęsknoty, której nie zaspokoi bajkowy zastępca. Wiersz maluje świat, gdzie poranne szarości i mechaniczne wskazania zegarka symbolizują utratę magii codziennych, prostych chwil.

Gdy matki, przepełnione niedopowiedzianymi marzeniami, zanurzone są w chaosie codziennych obowiązków, dzieci pozostają same – głodne czułości, opowieści i bliskości. To apel o powrót do pierwotnych wartości, gdzie kontakt międzypokoleniowy i wspólne przeżywanie historii nabiera znaczenia nie do zastąpienia cyfrową iluzją.

„Baśń”

W „Baśni” wyobraźnia przełamuje mur szarej rzeczywistości. Inspiracja dźwiękiem, który przenosi do świata Murakamiego, budzi w nas pragnienie ucieczki – nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim duchowej. Opowieść ta to metafora wolności, manifest pragnienia oddychania pełną piersią i odnalezienia siebie w kręgu natury.

Gnam na rowerze przez las, zatrzymany przez delikatną trawę, który staje się symbolem chwili, w której człowiek może zwolnić i wsłuchać się w echo własnych marzeń. Powtarzający się motyw „Szukam nici, uszyję sobie szatę” staje się symbolicznym aktem samookreślenia, pragnieniem stworzenia własnej tożsamości, niezależnej od wymiarów narzuconych przez świat zewnętrzny.

 

 

 

Wyobraź sobie poranek, gdy pierwsze promienie słońca przebijają się przez zasłonę szarości codzienności. W małym mieszkaniu, gdzie zegar nieubłaganie wyznacza rytm dnia, małe dziecko budzi się, otulone ciepłem, którego brakuje w cyfrowym szumie. W tym świecie, gdzie każdy poranek to walka z niewidzialną szarówką lenistwa, czułość rodzica staje się najcenniejszym skarbem.

Na skraju miasta, w cieniu wielkich betonowych bloków, pewna matka przypomina sobie bajki, które kiedyś opowiadała – historie, w których bohaterowie odnajdywali drogę przez labirynt życia. W jej oczach rodzi się pragnienie – pragnienie, by każde dziecko mogło poczuć, że świat jest pełen ciepła i magii.

Jej głos, niczym melodia dawnych opowieści, budzi nadzieję, że gdzieś, pomiędzy zapomnianymi marzeniami a szarością rzeczywistości, tli się iskra, która może rozświetlić ciemności.

Z drugiej strony, w tajemniczym lesie, gdzie czas płynie wolniej, dusza uciekiniera do świata baśni. Tam, na polanie, gdzie mech szepcze dawne legendy, każdy krok staje się rytuałem odrodzenia. Gnam na rowerze, pozwalając, by wiatr porwał resztki zmęczenia, a cisza lasu napełniła mnie nową energią.

W tej krainie, zanurzonej w nutach natury i cichych opowieściach, każda chwila to szansa na stworzenie własnej historii – opowieści, w której mogę być zarówno królową, jak i żebrakiem, zarówno marzycielką, jak i twórczynią nowej rzeczywistości.

 

Spotkanie dwóch światów – surowości rzeczywistości i baśniowej ucieczki

To jak dwie strony jednej monety. Manifest „Dzieci” wzywa do odzyskania tego, co naprawdę ważne: bliskości, zrozumienia, prawdziwych emocji. A „Baśń” przypomina, że nawet w szarości życia istnieje miejsce, gdzie można odnaleźć wolność, stworzyć własne reguły i odzyskać utraconą magię dziecięcych marzeń.

W końcu, to właśnie w tej delikatnej równowadze między obowiązkami a marzeniami kryje się klucz do odzyskania prawdziwego życia – życia, w którym zarówno dzieci, jak i dorośli mogą na nowo nauczyć się kochać, słuchać i wierzyć w cud, który kryje się tuż za rogiem codzienności.

Ilia Urban nie pozostawia swoich słuchaczy obojętnymi. Jej teksty są jak lustro – odbijają to, co w nas drzemie. Niosą niepokój, ale i nadzieję. Każą się zatrzymać – choć na chwilę – i spojrzeć w głąb siebie. Bo każdy z nas szuka swojej „IV rano”, niekoniecznie w Mickiewiczowskich „Dziadach”. Każdy z nas pragnie znaleźć raj. I każdy musi znaleźć swoją wilczycę, by iść dalej.

Kroczę więc…

Tomasz Wybranowski

 

ILA URBAN zapowiada premierę albumu „IV rano”

Bukowicz „Zbliżamy się tylko do siebie” – kunsztownie smutno, nostalgicznie…” – recenzja albumu z księżycami filmowymi

Jakub Buczek (głos i gitary) i jego muzyczna świta – anielska wokalizami Aneta Maciaszczyk (głos i klawisze) oraz Maciej Śmigrodzki (bas i klawisze) – ponownie oddają w nasze ręce muzyczną tkaninę, który wymaga zaangażowania i czasu. Ale czyż nie na tym polega piękno muzyki alternatywnej? - Tomasz Wybranowski

Melancholia, przestrzenność, zanikająca granica między światłem a mrokiem – oto Bukowicz w swojej nowej odsłonie.

„Zbliżamy się tylko do siebie” to album, który niczym późnonocna, gdzieś około 3:30, podróż pustymi ulicami z delikatnym deszczem, otula syntezatorowym chłodem i gitarową mglistością. To trochę taka irlandzka płyta, z racji mojego toposu miejsca i czucia.

Tomasz Wybranowski

 

 

Nie jest to płyta łatwa i to nie tylko dlatego (gdy mowa o recenzentach), że nie daje się jednoznacznie sklasyfikować. Drugi duży krążek Bukowicza to kunsztowna muzyczna mozaika – to witrażowe skrawki coldwave’u, shoegaze’owej zadumy i subtelnego synthpopowego pulsowania ze sznytem rocka.

Jakub Buczek (głos i gitary) i jego muzyczna świta – anielska wokalizami Aneta Maciaszczyk (głos i klawisze) oraz Maciej Śmigrodzki (bas i klawisze) – ponownie oddają w nasze ręce muzyczną tkaninę, który wymaga zaangażowania i czasu. Ale czyż nie na tym polega piękno muzyki alternatywnej?

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Buczkiem, liderem formacji Bukowicz:


 

Utwory tria Bukowicz, czyli emocjonalne studium dźwięku i słów

„Nie zawsze myślisz o nas źle” otwiera album jak mgła rozpraszająca pierwsze poranne światło. Hipnotyczny bas Macieja Śmigrodzkiego i oniryczny wokal Jakuba Buczka prowadzą nas przez tę piosenkę niczym cień minionych rozmów i niewypowiedzianych słów.

„Mimo maskarady” zaskakuje i pięknem poraża. Trąbka Szymona Paciory, która wpleciona w skrzyp drzwi, wprowadza nieoczywisty, niemal jazzowy akcent, który odbija się echem od surowych gitar i chłodnych syntezatorów.

Drzwi skrzypiące w tle? Przypadek? A może element organicznego świata, który wdziera się w syntetyczny krajobraz? Od razu powróciłem do lektury „Dwóch księżyców” Marii Kuncewiczówny. Owa trąbka Szymona to ten trzeci księżyc.

„Symbolicznie” wciąga w aksamit tajemnicy niczym neon „The Bang Bang Bar” w Twin Peaks – ciepłe, choć przetykane zmierzchem harmonie wokalne przeplatają się z syntetycznym beatem i zwiewnym anielskim głosem Anety Maciaszczyk. To utwór o akceptacji codziennych frustracji, podanych w formie delikatnego muzycznego lamentu lamentu.

„Kończymy się” to przewrotność w najlepszym wydaniu. Radość spleciona z refleksją, a Lech Janerka unosi się nad tym utworem jak duch patronujący niezależnej myśli. Dlaczego? Bowiem jeśli ma nastąpić koniec, to tylko w taki nadzwyczajny piękny sposób

„Jak Muzeum Śląskie” – czy można zamknąć w dźwiękach architekturę i historię ze wspomnieniem oddechu i zapachu starej gotyckiej katedry ku przyszłości? Bukowicz udowadnia, że tak. Industrialne pulsowanie, witrażowość przestrzenności znanych z The Cure i skojarzenia z nocnym światłem w szklanych bryłach katowickiego muzeum. Piękny landszaft.

„Zbliżamy się tylko do siebie” – tytułowy utwór, który stawia pytania o bliskość i oddalenie. Wieczna sinusoida bytu i uczuć na linii zycia zastanawia od wieków. W warstwie muzycznej słychać esencję całego albumu: syntezatory pulsujące na krawędzi przestrojenia, eteryczne gitary i hipnotyzujący bas. Echa The Cure i 1984 z domieszką Variete przewijają się w tle – nie tylko w brzmieniu, ale i w tej specyficznej melancholijnej kliszy wspomnień.

„Jutro też nie” Tutaj Siekiera Tomasza Adamskiego jesiennie spotyka się z Variété na  brzmieniowym szlaku Bukowicza. Nerwowa energia, pewna „szarpana chropowatość” utworu przyciąga i trzyma w napięciu do ostatniego akordu i wyśpiewanego słowa.

„<Źrenica>” – muzyczny interludium – cudeńko, trip – ambientowy oddech między światami. Czy to tylko przerywnik, czy może jednak klucz do całej płyty, trochę jak z zamianą kolejności rozdziałów „Gry w klasy” Julio Cortázara?

„Odruchy” – finalne, bardzo wstrząsające ogniwo płyty. To tutaj kumuluje się cały niepokój, melancholia i eksperymentalne zapędy Bukowicza.

To zamknięcie kręgu, który rozpoczął się wraz z pierwszym utworem.

„Zbliżamy się tylko do siebie” to jedno z muzycznych objawień tego roku – premiera, która nie pozostawia obojętnym. To płyta, którą trzeba oswoić. Nie daje się łatwo odczytać, nie prowadzi za rękę. Wymaga uwagi, czasu, chwili ciszy między dźwiękami. To muzyka dla tych, którzy w dźwiękach szukają więcej niż tylko melodii – dla tych, którzy chcą poczuć ich duszę. To także bilet do machiny czasu, gdzie na powrót można objawić się na parkowej ławce lat. 80. XX wieku z kasetą (piracką) „Disintegration” The Cure…

Kunsztownie smutno. Nostalgicznie. Tak, jak powinno być.

Tomasz Wybranowski

Spis utworów albumu „Zbliżamy się do siebie” tria Bukowicz:

1. Nie zawsze myślisz o nas źle

2. Mimo maskarady

3. Symbolicznie

4. Kończymy się

5. Jak Muzeum Śląskie

6. Zbliżamy się tylko do siebie

7. Jutro też nie

8. <Źrenica>

9. Odruchy

 

 

Jules Maxwell: muzyczna podróż od Dead Can Dance po hipnotyczne kompozycje solowe z Irlandią w sercu. Rozmowy Wybrana

Jules Maxwell – irlandzki kompozytor, klawiszowiec Dead Can Dance i twórca nastrojowych pejzaży dźwiękowych. Współpracował z Lisą Gerrard przy albumie Burn, komponował dla Shakespeare’s Globe i National Theatre, a jego muzykę można usłyszeć w Royal Opera House. Jego solowe albumy, jak Nocturnes, to subtelna podróż przez melancholię i emocje. Wszechstronny artysta, dla którego dźwięk jest sztuką opowiadania historii., O czym opowiedział Tomaszowi Wybranowskiemu.

Jules Maxwell to artysta o niezwykle szerokim spektrum muzycznym – od wieloletniej współpracy z Dead Can Dance i Lisą Gerrard po solowe projekty przepełnione melancholią i mistycyzmem.

Jules Maxwell to artysta o niezwykle szerokim spektrum muzycznym – od wieloletniej współpracy z Dead Can Dance i Lisą Gerrard po solowe projekty przepełnione melancholią i mistycyzmem.

W niedawnym wywiadzie dla Radia Wnet opowiedział o swojej twórczości, inspiracjach i filozofii muzyki.

Jules Maxwell odnajduje się zarówno w muzyce teatralnej, alternatywie, jak i w subtelnych brzmieniach instrumentalnych. Jego współpraca z Lisą Gerrard i Dead Can Dance otworzyła przed nim nowe ścieżki artystyczne, a jego solowe wydawnictwa, jak „Nocturnes”, świadczą o niezwykłej wrażliwości muzycznej.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Julesem Maxwelle’em:


 

Muzyka, która ewoluuje w czasie

 

 

Jules Maxwell podkreśla, że jego utwory zmieniają się wraz z upływem lat, nabierając nowych znaczeń. „Good Ghost”, utwór grany podczas obecnej trasy, dopiero teraz uświadomił mu, że jest o jego matce. Podobnie piosenka „Blow Torch”, pierwotnie dotycząca młodości, zyskała nowy wymiar w kontekście dojrzałości jego syna.

Artysta zwraca uwagę na znaczenie przestrzeni w kompozycjach. Podczas współpracy z Lisą Gerrard (znakomity album „Burn”) nauczył się, że w muzyce liczy się nie tylko dźwięk, ale również cisza i pauzy. Tworzenie przestrzeni pozwala słuchaczowi lepiej odczuwać emocje płynące z utworu. Wspomina także o współpracy z tancerzami, gdzie kluczowym aspektem jest słuchanie – taniec bowiem sam w sobie niesie muzyczne treści.

Album „Burn” – owoc niezwykłej współpracy

Choć projekt z Lisą Gerrard i Jamesem Chapmanem miał początkowo być czymś innym, ewoluował w album „Burn”. Maxwell nigdy nie spotkał Chapmana osobiście w trakcie produkcji, ale ich współpraca przebiegła intuicyjnie, pozwalając na swobodną wymianę artystycznych wizji.

Maxwell podkreśla, że jego styl jest subtelny, w przeciwieństwie do potężnego głosu Lisy Gerrard. Jego celem jest wciąganie słuchacza w muzyczną podróż poprzez prostotę i delikatność dźwięków. Inspirowany klasycznym sznytem pisarstwa piosenek, dąży do tworzenia utworów, które pozostaną ponadczasowe.

 

 

Dom jako stan umysłu

Choć Jules Maxwell mieszkał w różnych miejscach – od Belfastu po Francję – nie czuje się zakorzeniony w jednym miejscu. Dla niego dom to ludzie i historie, które go otaczają. Wspomnienia rodzinne, jak historia jego babci oglądającej Titanica w porcie Belfast, inspirują go do tworzenia muzyki przepełnionej nostalgią.

Jules Maxwell to artysta, który poprzez ciszę, przestrzeń i prostotę dźwięku potrafi stworzyć muzyczną magię, pozostawiając słuchacza w refleksji nad dźwiękiem, czasem i emocjami. Rozmowa z nim to była wielka przyjemność i przeżycie. – Tomasz Wybranowski. 

Za pomoc w realizacji wywiadu dziękuję Maciejowi Werkowi. 

 

Klaudyna & Best Time” – Czas nie tylko na country – 10.03.2025 r.

Kaludyna Tatarska i "Wróbel" Gąsiorek-Tatarski / Fot. Radio Wnet

Goście audycji:

  • Klaudyna Tatarska, wokalistka, songwriterka i „Wróbel” Gąsiorek- Tatarski, gitarzysta basowy – oboje z zespołu „Klaudyna & Best Time”, rozmawialiśmy o twórczości Klaudyny i przygotowaniach do wydania płyty.
  •  Tomasz Dereszyński, z-ca redaktora naczelnego portalu i.pl, pomysłodawca i animator Talk-Show Muzotok. Tomasz mówił m.in. o zmianie formuły tego internetowego formatu, o gościach programu.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Rita Miętusiewicz w audycji Czas nie tylko na country – 03.03.2025 r.

Wieczny tułacz. Mietek Jurecki w audycji Muzyczne IQ.

„Nie wszyscy umierają całkiem”.

Podcast audycji Muzyczne IQ z dn. 21 marca 2025. Wywiad rzeka z legendą polskiej sceny muzycznej- Mietkiem Jureckim.
„Z okazji 50-lecia mojej pracy artystycznej oddaję w Państwa ręce „Kołowrotek”, który jest prawdopodobnie moją ostatnią płytą autorską. Oczywiście nadal będę grał koncerty, komponował i nagrywał piosenki dla innych artystów, ale ze względu na olbrzymią liczbę różnego rodzaju zajęć nie będę miał czasu na realizację moich kolejnych albumów autorskich. Z tego powodu postanowiłem, że „Kołowrotek” będzie inna niż płyty, które nagrywałem do tej pory. Każdą piosenkę nagrałem w formie, w jakiej wykonałby ją zespół maksymalnie pięcioosobowy (z wyjątkiem partii chóralnych). Piosenki są zdecydowanie spokojniejsze i nie mają znamion tzw „nowoczesności”. Zawartość tekstowa każdego utworu powstała pod wpływem określonej przeze mnie tematyki. Zainspirowany w ten sposób Stasio Głowacz, który jest mistrzem w dziedzinie odgadywania intencji, wykorzystywania wielkiego zasobu słów, metafor i wyobraźni, zrealizował moje oczekiwania nadzwyczajnie. Dziękuję Ci Staszku!”- Mietek Jurecki

Inga Habiba i Pola Pospieszalska w audycji Muzyczne IQ.

zdj. materiały prasowe

Świat potrzebuje miłości.

Premiery i wywiady.

Death By Love to wizjonerski projekt muzyczny, który mistrzowsko łączy elementy gotyckie, industrialne i trip-hopowe z sugestywnymi bliskowschodnimi teksturami dźwiękowymi. Za urzekającą estetyką zespołu stoją polska wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka Inga Habiba znana z grupy Lorien oraz uznany amerykański producent muzyczny, multiinstrumentalista i remikser Peter Guellard. Podczas koncertów dołączają do nich gitarzysta Adrian Adioetomo i perkusista Joe Palermo.

Pola Pospieszalska to wokalistka i autorka tekstów mieszkająca w Londynie. W swojej twórczości łączy elementy popu i trip-hopu. Jej talent odkrył Robin Millar, który był producentem takich artystów jak Sade, Everything But the Girl, Boy George, czy Ive Mendes. Pola występowała m.in. w Polsce, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii Skandynawii i w Chinach u boku Andy’ego Summersa z The Police). Wśród swoich największych inspiracji Pola wymienia Kate Bush, Massive Attack, Tricky, Tori Amos i Portishead. Pochodzi z najbardziej znanej polskiej muzycznej rodziny – Pospieszalskich. Pierwszy singiel ‘The World Needs Love’ jest powrotem Poli na scenę. Jej brzmienie jest echem inspiracji Poli Massive Attack i Portishead. ‘The World Needs Love’ to piosenka o uspokajającej, pełnej nadziei wizji przyszłości oraz o transformacyjnej mocy miłości.

 

Marcin Pająk i Obcy w audycji Muzyczne IQ.

„Jesteś jak sen co mnie wyśnił na drugą stronę”

Wywiady i muzyczne premiery. Marcin Pająk z płytą „Space Travel” oraz Nikodem Słomczyński z grupy „Obcy” o debiutanckiej EP-ce zespołu.

Marcin Pająk powraca z kolejnym albumem, tym razem koncertowym „Space Travel”. Muzyk, kompozytor, producent i multiinstrumentalista na co dzień mieszkający i tworzący w Londynie na koncie ma już 6 albumów studyjnych i dwa koncertowe.

Zespół Obcy prezentuje muzykę z przestrzeni warszawskiej alternatywy z silnym aromatem miłości do klasycznego songwritingu, więc też ze skłonnością do rozbudowanych metafor i egzystencjalnych morałów. Piosenki Obcego może mają szansę podbić alternatywne playlisty, ale raczej nie usłyszysz ich w markecie. Projekt zadebiutował na warszawskiej scenie wiosną 2024, z inicjatywy Nikodema Słomczyńskiego (słowa, głos, elektronika) choć jego początków można by szukać już w mrokach jesieni 2023 gdy, płynąc na fali bedroom popu, zespół dynamicznie wiosłował w kierunku pierwszych nagrań demo. Przez kolejne sześć miesięcy, już w pełnym składzie, z Nikodemem Gąsowskim (bas), Sebastianem Ziomkiem (perkusja) i Łukaszem Dorocińskim (gitara) stworzyli materiał, który dziś można słuchać na żywo.

 

 

Bach w jazzie i Bach w Polsce – Andrzej Jagodziński; Jan Tomasz Adamus – Cała Naprzód – 05.03.2025 r.

Konrad Mędrzecki i Andrzej Jagodziński / Fot. Antonina Bartyś

Andrzej Jagodziński wyjaśnia, czemu muzyka Jana Sebastiana Bacha tak dobrze tłumaczy się na język jazzu. Opowiada o płycie „Bach”, którą nagrał w trio z Adamem Cegielskim i Czesławem Bartkowskim.

Jan Tomasz Adamus odsłania kulisy Festiwalu Bachowskiego Świdnica.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

„Bach to potęga!” – prof. Agata Sapiecha – Żebyś wiedział – 05.03.2025 r.