Łukasz Jakubowicz, Jurek Styczyński i Marek Raduli o Purple Day 2024. Muzyczne IQ.

zdj. Radek Ruciński

(To takie) proste.

W 1984 roku Deep Purple triumfalnie powrócili na rynek muzyczny w najsłynniejszym składzie, prezentując światu „Perfect Strangers” – płytę, która z miejsca stała się klasykiem, a utwór tytułowy – jednym z hymnów lat 80. W 2024 zespół Made in Warsaw nawiązuje do tej rocznicy, zapraszając słuchaczy w podróż do tamtych chwil na Purple Day 2024. Porozmawiałem z organizatorem koncertu i liderem grupy Made In Warsaw, Łukaszem Jakubowiczem oraz z dwoma legendarnymi gitarzystami, Jurkiem Styczyńskim z Dżemu oraz z Markiem Raduli, którego pamiętamy z Budki Suflera, Bajmu czy Bandy i Wandy. Piękne spotkanie. Zacny tribute wielkiej grupy.

 

U2 świętuje czterdziestolecie premiery albumu „The Unforgettable Fire” Płyta, która dała im szczyt popularności

Znakomity fotografik i przyjaciel U2 Anton Corbijn sfotografował zameczek Moydrum na okładkę czwartego albumu studyjnego irlandzkiego zespołu rockowego U2 "The Unforgettable Fire" z 1984 roku. Fotografia została zrobiona w technice charakterystycznej sepii. Potem okazało się że fotogram był odpowiednikiem innej fotografii z okładki książki z 1980 roku "In Ruins: The Once Great Houses of Ireland" autorstwa Simona Marsdena, za którą U2 musiało zapłacić odszkodowanie. Ta z 1980 roku została zrobiona z tego samego miejsca i wykorzystano tę samą technikę filtra polaryzacyjnego, ale z dodatkiem czterech członków U2. Zdjęcie to zostało wykonane na podczerwonym filmie fotograficznym, nadając liściom jasny odcień, a niebieskiemu niebu bardzo ciemny odcień.

Dubliński kwartet przez prawie już 50 lat lat swojego istnienia wpisał się złotymi zgłoskami w historii światowej muzyki rockowej. Godne podkreślenia jest to, że U2 gra wciąż w tym samym składzie.

Sercem U2 jest Paul Hewson znany powszechnie jako Bono Vox. Z powodu swojego przesadnego – jak mawiają Irlandczycy – wciskania nosa we wszystkie historie nowożytnego świata, te polityczne, klimatyczne i obyczajowe określa się go dość brutalnie mianem kabotyna i medialnego zarozumialca.

Ale Bono to przede wszystkim charyzmatyczny wokalista i autor słów niemal wszystkich piosenek grupy. To może dziwić wielu, ale to nie Bono był założycielem U2 tylko perkusista Larry Mullen Junior. Ale to Bono, czyli Paul Hewson od razu stał się rozpoznawalnym frontmanem grupy, pod dyktando którego pracuje cały zespół. To on stoi za wizerunkiem grupy jak też odpowiada za teksty piosenek.

Tutaj do wysłuchania program:

 

U2 to wyjątkowa muzyka, a nie wyjątkowi muzycy.

Wszystko zaczęło się 1976 r., kiedy Larry Mullen Jnr., wówczas piętnastoletni początkujący perkusista, przyczepił na tablicy ogłoszeń w Dublin’s Mount Temple Comprehensive School wiadomość, że poszukuje muzyków do nowego zespołu. Treść ogłoszenia brzmiała mniej więcej tak: Wydałem ostatnie pieniądze na kupno perkusji. Szukam kogoś, kto tak samo postąpił z kupnem gitary.

Na apel Larry’ego odpowiedzieli Dave Evans i jego brat Dick, Adam Clayton, Paul Hewson, a także Peter Martin i Ian McCormick. Po kilku spotkaniach i próbach skład ustabilizował się. Paul, Dave, Adam i Larry, czwórka młodzieńców marzących o graniu rocka, regularnie spotykała się w kuchni państwa Mullenów już jako Feedback.

Dwa miesiące później Feedback wygrał szkolny konkurs młodych talentów. Warto dodać, że ich pierwszy publiczny występ odbył się 17 marca – w dniu św. Patryka.

Nowa nazwa, pierwszy singiel

Pod koniec 1977 r. nazwa zespołu zmieniła się na The Hyde. Pod taką nazwą zwyciężyła w konkursie talentów „Limerick Civic Week”. Na okrzykniętych mianem „talentu ostatnich lat” chłopaków natrafił Billy Graham, dziennikarz magazynu Hot Press.

Napisał on o The Hyde entuzjastyczny artykuł i zaaranżował spotkanie z Paulem McGuinnessem, który został impresario zespołu. We wrześniu 1979, już jako U2, chłopcy wydali w nakładzie 1 tysiąca egzemplarzy swój pierwszy singel „U2 : 3” , z utworem „Out Of Control”. Kolejne małe płyty „Another Day”, a zwłaszcza „11 O’clock Tick Tock” powiększyły grono fanów zespołu.

Muzyczny sukces wydawnictw skłonił szefostwo wytwórni Islands Records do podpisania z U2 kontraktu, który obowiązuje do dziś. Efektem umowy był wydany w 1980 r. debiutancki album „Boy”, z przejmującą piosenką „I Will Follow”, wyrazem tęsknoty syna do matki, która odeszła zbyt wcześnie (Iris Hewson zmarła nagle 10 września 1974 r., Paul miał wtedy 14 lat – przyp. Autor T. W.).

Rok później na półki trafiła płyta „October”, pełna religijnej kontemplacji, przemyśleń na temat przemijania i ludzkiej egzystencji, z psalmowym songiem „Gloria”, pasyjnym „Tomorrow” i pełnym nostalgii tytułowym „October”.

U2 od samego początku byli pod silnym wpływem rewolucyjnego punk rocka, nie tyle w kwestii niedbalstwa muzycznego (tak charakterystycznego dla punkowej sceny), ale filozofii idei i zaangażowania. Byli ucieleśnieniem młodzieńczej pasji życia i ku życiu zwracali się w swoich piosenkach, bez upiększeń i ucieczki od trosk dnia codziennego.

Sunday, Bloody Sunday

Bono i spółka nigdy nie unikali bolesnych tematów trapiących podzieloną Irlandię. W sierpniu 1982 r. został napisany utwór „Sunday, Bloody Sunday”, upamiętniający wstrząsające wydarzenia z historii najnowszej Irlandii Północnej. W niedzielę 30 stycznia 1972 r. w miejscowości Derry brytyjscy komandosi bez zapowiedzi otworzyli ogień do uczestników pokojowego marszu.

W bestialski sposób zamordowano 13 osób, a ponad 20 było poważnie rannych. 1 grudnia 1982 r. zespół rozpoczął miesięczną trasę koncertową po Europie, na której prezentowane były utwory z jeszcze nie wydanego jeszcze albumu „War”. Podczas koncertu w Glasgow zespół wykonał po raz pierwszy „Sunday, Bloody Sunday”.

Polski akcent

Krążek „War” pojawił się w sprzedaży 28 lutego 1983 r., a pilotował go singel „40”. Pozostałe małe płyty to: „New Year’s Day”, „Two Hearts Bit As One” i oczywiście „Sunday, Bloody Sunday”. Nowe dzieło U2 pojawiło się na pierwszym miejscu angielskiej listy przebojów. Trzeci album ostatecznie zdefiniował styl grupy, którą uznano za najbardziej zaangażowaną politycznie od czasów rebeliantów z The Clash.

Warto dodać, że utwór „New Year’s Day” powstał z myślą o Polakach, walczących na początku lat 80. spowitych nocą stanu wojennego, o lepsze życie, wiarę, nadzieję i miłość. Inspiracją do napisania piosenki było wprowadzenie w Polsce stanu wojennego 13 grudnia 1981 r., z przejmującym widokiem czołgów na ulicach polskich miast.

Koncert życia

W marcu Dublińczycy wyruszyli w długą trasę koncertową, której spełnieniem artystycznym był pobyt w Stanach Zjednoczonych. 5 czerwca 1983 r. zespół zagrał „koncert życia”. Stało się to w malowniczo położonym amfiteatrze Red Rocks w Kolorado.

Grupa U2 oczarowała publiczność siłą przekazu, potężnym rockowym brzmieniem i ważnym przesłaniem – pokoju i miłości dla świata. Publiczność w Red Rocks miała okazję obserwować narodziny charyzmatycznego lidera rockowych scen świata, gwiazdę i misjonarza w jednym – Bono Vox. Występ z Kolorado został zarejestrowany i wydany na płycie „Under a Blood Red Sky”.

Mimo że album trwa niecałe 37 minut, to jego zawartość powala na kolana, szczególnie „Sunday, Bloody Sunday” i ognista „Gloria” . Krytycy uznali pierwszy koncertowy krążek U2 za jeden z albumów roku. Po wyczerpującej trasie członkowie U2 od razu zabrali się do pracy nad nowym albumem.

W maju 1984 r. Bono, Edge, Adam i Larry przekroczyli mury dostojnego starego zamczyska w Slane Castle w hrabstwie Meath. Produkcją „4” zajęli się Brian Eno, słynny eksperymentator, znany ze współpracy z Roxy Music i Talking Heads, oraz Daniel Lanois. W lipcu zakończono pracę nad nowym materiałem, zaś Bono i Edge założyli własną wytwórnię muzyczną Mother Records.

Płyta, ktora wbijała w ziemię!

Tymczasem na kilka tygodni przed oficjalnym wydaniem nowej płyty (1 października 1984 r.) w nowozelandzkim Christchurch U2 rozpoczęli światową trasę koncertową promującą „The Unforgettable Fire”.

W połowie września ukazał się pierwszy singel z longplaya „Pride (In The Name Of Love)”, jeden z dwóch utworów poświęconych pamięci znanego murzyńskiego przywódcy politycznego Martina Luthera Kinga (drugi to „M.L.K.”).

1 października 1984 r. album był już na półkach sklepów. Z perspektywy czasu „The Unforgettable Fire” to klasyczny już album z kanonu rocka. Smakowano go po kawałku, a ten powalał świeżością, celnością aranżacji, oszczędnością dźwięków.

Wbijał w ziemię… po prostu – powiedział o tym albumie nieżyjący dziennikarz muzyczny Tomasz Beksiński.

Tytuł albumu został zaczerpnięty od nazwy przechowywanego w chicagowskim Muzeum Pokoju zbioru rysunków i obrazów ludzi, którzy przeżyli wybuch bomb atomowych w Japonii. Tytułowy utwór jest hymnem na część pokoju. U2, rozdrapując bolesną ranę świata.

Eno i Lanois wzbogacili brzmienie grupy, nadając mu wirtuozerski i niepowtarzalny kształt nowej muzycznej jakości. Grupa z dnia na dzień zyskiwała coraz więcej fanów. Płyta rozchodziła się w setkach tysięcy egzemplarzy, zaś o bilety na koncerty U2 było coraz trudniej. W dodatku Bob Geldof zaprosił Bono i Adama Claytona do nagrania gwiazdkowego utworu „Do They Know It’s Christmas”.

Mój skarb. Krążek „Unforgettable Fire” z trzema podpisami. Płyta czeka jeszcze na podpis The Edge’a – Dave’a Evansa, gitarzysty U2.

Najgorętsze bilety na kuli ziemskiej

Pierwsze miesiące 1985 r. członkom U2 upłynęły bardzo pracowicie. Koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. W kwietniu na singlu ukazał się tytułowy utwór z albumu „The Unforgetable Fire”. W obwolucie znalazła się jeszcze jedna płyta z utworami „60 Seconds In Kingom Come” , „The Three Sunrises” i mroczny, hipnotyczny „Love Comes Tumbling”.

Amerykański oddział Islands w maju opublikował maxisingel Dublińczyków opatrzony tytułem „Wide Awake In America” z utworami „Bad” , „A Sort Of Homecoming” (obie w wersjach koncertowych), oraz „Three Sunrises” i „Love Comes Tumbling”.

Narodziny supergrupy – U2 na legendarnym Live AID

13 lipca 1985, za namową Boba Geldofa (znowu!!!), członkowie U2 wystąpili na koncercie LIVE AID. Dzięki telewizji cały świat obserwował ten dobroczynny koncert, z którego dochód przeznaczony był na pomoc dla głodującej Etiopii. Europejska odsłona LIVE AID miała miejsce na londyńskim Wembley.

Na dwóch scenach (Londyn i Filadelfia) zaprezentowało się 47 wykonawców, w tym również U2. Mając do dyspozycji 20 minut, brawurowo wykonali „Sunday, Bloody Sunday” z krążka „War” i „Bad”, w rozbudowanej szacie aranżacyjnej cudownie rozwleczonej do prawie 12 minut.  

Oto narodziła się nowa supergrupa!

Koncert domowy i „nowa perła”

Koncerty w Dublinie pod koniec sierpnia zakończyły ponad dziesięciomiesięczną trasę. Wielki finał odbył się w dublińskim stadionie Croce Park. Dziesiątki tysięcy fanów, którzy przyszli oklaskiwać U2, nie kryło wzruszenia i dumy, że ich rodacy rzucili świat na kolana, głosząc proste i ponadczasowe prawdy z najlepszą rockową muzyką w tle.

W finale tego „domowego koncertu” zagrali utwór Bruce’a Springsteena „My Hometown”, ze specjalną dedykacją dla Ojca Bono – Roba. Jak powiedział Bono:

Zawsze gdziekolwiek byśmy nie byli, to właśnie tu, w Dublinie, na Zielonej Wyspie, jest nasz dom.

Koniec roku przyniósł kolejną irlandzką perłę do naszyjnika najpiękniejszych piosenek w historii nowożytnej muzyki. Stało się tak za sprawą Bono i Moyry Brennan z Clannad oraz ich niesamowitego duetu „In A Lifetime”.

Warto powrócić do tej płyty. Po pierwsze, że w tym roku mija 4o rocznica premiery “The Unforgettable Fire”, zaś po drugie, U2 od czasów bardzo dobrej “How To Dismantle An Atomic Bomb” (2004 – kolejna więc okrągła rocznica) nagrywa coraz – piszę niestety – miałkie i słabe płyty. The Unforgettable Fire” to prawdziwa rockowa perła! W listopadowych „Cieniach w jaskini” powrót do czasów „How To Dismantle An Atomic Bomb”.

Tomasz Wybranowski

Radio to moja miłość – irlandzkie podsumowania. W Międzynarodowym Dniu Muzyki tekst o pewnym dublińskim studiu pod nr 37

Międzynarodowy Dzień Muzyki obchodzony jest na całym świecie 1 października.

Dzieje się tak od roku Pańskiego 1975, kiedy to za sprawą znakomitego mistrz wiolonczeli i skrzypiec Yehudiego Menuhina, ówczesnego Prezydenta Międzynarodowej Rady Muzyki działającej pod egidą organizacji UNESCO, ustanowiono ten szczególny dzień.

Głównym celem tego świątecznego dnia jest przedstawienie muzyki w taki sposób, aby kojarzono ją jako najwspanialszej dobro ludzkości. To także ważny moment w kalendarzu najważniejszych świąt, aby wypromować muzyków jako nadzwyczajnych czarodziejów, którzy tworzą piękno muzyki.

W wielu ośrodkach muzycznych w Polsce dzień ten jest świętowany w sposób szczególny. W Filharmonii Śląskiej w Katowicach jego obchody połączono z jubileuszem 30-lecia Kwartetu Śląskiego. Ten znakomity zespół, wspólnie ze znaną pianistką Ewą Pobłocką, wykonał Kwintet fortepianowy f-moll op. 34 Johannesa Brahmsa oraz kwartety smyczkowe Ludwiga van Beethovena i Antona Weberna.

W Warszawie w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej wystąpiło aż 8 dyrygentów, 10 gwiazd operowych z La Scali, Metropolitan Opera, Opery Paryskiej, Covent Garden, gwiazdy baletu z Wilna, Kopenhagi, Moskwy, choreografowie z Polski, Ukrainy, Rosji i Amsterdamu, wybitni aktorzy, Chór alla Polacca, akrobaci, tancerze oraz Chór, Orkiestra i Balet Opery Narodowej.

Wszyscy oni jednym maratonem muzyczno-baletowym zainaugurowali nowy sezon artystyczny warszawskiego Teatru, a w programie wieczoru znajdą się największe przeboje z repertuaru przyszłego sezonu: Trubadur, Rigoletto, Don Carlos, Faust, Hrabina, Łucja z Lammermooru, Medea, Czarodziejski Flet i Cyrulik sewilski.

Dnia 1 października rozpoczęła się również jedenasta edycja Festiwalu Muzycznego Polskiego Radia pod hasłem Emigranci.

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak i Jakub Grabiasz.

 

Tutaj do wysłuchania program:

 

Radio – urządzenie do pomnażania muzyki w sercach ludzi 

Dobry program radiowy to przede wszystkim wyraz szacunku dla słuchaczy. Dobre radio musi być tym podmiotem, które opisuje świat tak, jak on wygląda i produkuje w sercach odbiorców nadprogramową ilość endorfin. – mawiam nieprzerwanie od 33 lat.

W Międzynarodowym Dniu Muzyki, który jednocześnie w tym roku jest i 40. rocznicą premiery albumu grupy U2 „The Unforgettable Fire” pokusi się autor niniejszego tekstu o garść refleksji. W moim życiu nie umiem oddzielić poezji z literaturą od muzyki i radia, jako środka masowego rażenia metaforą i melodią.

Od 19 roku życia, a więc od lat już 34 prawie, radio to nie tylko moja pasja, ale i profesja. Wiele tych redakcji było, ale skupię się tylko na ostatnich dwóch, które podarowała mi Irlandia i jej poetyckość. I on – Krzysztof Skowroński, przyjaciel, mistrz i wizjoner, wreszcie Przyjaciel. 

 

NEAR FM i polska redakcja

 

7 czerwca 2017 roku był jednym z najważniejszych dni dla programu nadawanego dla rzeszy Polaków w Irlandii i na świecie o nazwie Polska Tygodniówka NEAR FM. Owego dnia obchodziłem jubileusz 500 wydania programu. Od czerwca 2006 roku zapraszam słuchaczy w każdą środę, do irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, które króluje wciąż w eterze Dublina.

Zanim jeszcze powstał pomysł realizacji programu Polska Tygodniówka, osoby związane zawodowo ze mną, rozpoczęły cykl szkoleń pod czujnym okiem szefa stacji Sally Galiana. Po serii kursów (m.in. z udziałem dziennikarzy i redaktorów z Austrii, Szwajcarii i Niemiec) Katarzyna Sudak i Przemysław Bogdański zrealizowali dwa pierwsze programy poświęcony prawom człowieka. Audycje miały swoje premiery w grudniu 2005 roku i w styczniu 2006, natomiast w czerwcu 2006 roku po raz pierwszy wyemitowany został program pod szyldem Polska Tygodniówka.

Przygoda z radiem NEAR FM wciąż trwa. Lecz to nie jest główny flagowiec eteru, gdy mowa o mnie. Radiem, które wypełnia mnie przez cały czas jest Wnet i moje dublińskie Studio 37, skąd cyber – autostradą wędrują w czasie rzeczywistym moje programy.

Era „więcej niż radia” – Radio Wnet i irlandzkie tropy

Często się uśmiecham, kiedy zdam sobie sprawę, że patrząc na wieże Christchurch Cathedral i Katedrę pod wezwaniem św. Patryka słuchają mnie słuchaczki i słuchacze w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie, Białymstoku, Bydgoszczy, Łodzi i Lublinie.

Zresztą mój irlandzki prezes i przyjaciel Dariusz Trela wywróżył mi to jeszcze w czasach, gdy odpaliśmy projekt Twoje Radio Dublin.

Radio Wnet istnieje od 2009 roku. Obchodzimy jubileusz 15-lecia. Ale najpierw radio było osiągalne dla słuchaczy tylko w sieci. Stąd też nazwa Radio Wnet wymyślona przez Grzegorza Wasowskiego.

12 listopada 2018 roku, w roku setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, Radio Wnet rozpoczęło nadawanie w Warszawie i Krakowie. Obecnie program rozgłośni, której redaktorem naczelnym i prezesem jest Krzysztof Skowroński, zaś dyrektorem muzycznym i szefem Studia 37 Dublin jestem ja, można słuchać także w Łodzi, Bydgoszczy, Białymstoku, Szczecinie i Wrocławiu.

Prawy Polonii są bardzo ważne dla szefów i dziennikarzy Radia Wnet, o czym świadczy liczba studiów zagranicznych. Pierwsze było oczywiście Studio 37 Dublin. Pierwszy program poszybował w cyber przestrzeń w październiku 2010 roku.

Tomasz Wybranowski podczas serwisu w Studiu 37 Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37

 

Studio 37 Dublin – nie tylko muzyczne

Studio 37 Dublin skupia się na informowaniu Polonii na Wyspach o sytuacji w Polsce, tak politycznej, społecznej jak i kulturalnych zdarzeniach. Jest to także antena do informowania rodaków w kraju o dokonaniach, sukcesach i bolączkach ziomków w Irlandii i na Wyspach Brytyjskich.

Szczególny nacisk kładę na kwestie edukacji dzieci i młodzieży, wydarzenia kulturalne i literackie, oraz współpracę Polaków i Irlandczyków i to nie tylko na niwie biznesowej.

Studio Dublin” to realizacja mojej innej audycji „Irlandzka Polska Tygodniówka Wnet”, która gościła na antenie radia Wnet od października 2010 roku.

Nie byłoby tego programu gdyby nie Katarzyna Sudak, moja przyjaciółka, dyrektor wydawnicza miesięcznika „Wyspa” (w latach 2006 – 2008), malarka i plastyczka a także dwóch moich przyjaciół – Bogdan Feręc, szef portalu Polska-IE.com, człowiek żyjący słowem i dla słowa dziennikarskiego a jednocześnie powiernik i Jakub Grabiasz, który o sporcie wie absolutnie wszystko. Zwłaszcza tym irlandzkim.

Tutaj zacytuję pewną myśl, która jest też stwierdzeniem, bo kiedy patrzę wstecz w Międzynarodowym Dniu Muzyki na to, co zrobiłem tylko przed te minione 20 lat na Wyspie (wydawnictwa, miesięcznik, dwa tygodniki, zbiory wierszy, tysiące programów radiowych „Tu” (Irlandia) i „Tam” (Rzeczypospolita), prawie 4 tysiące tekstów, w tym recenzji muzycznych, wywiadów, reportaży i artykułów naukowych(małych i dużych):

Są tacy, co kochają to co robią i czynią to najlepiej jak potrafią. Są też i tacy – a jest ich większość – co to chwalą się ponad miarę czyniąc z każdej medialnej okazji niemal Boże Narodzenie. Ale fotka z kimś znanym nie zawsze przynosi znakomity tekst, wywiad czy po prostu reporterski zapis chwili.

Radio jako teatr wyobraźni

Często słyszę pytanie: dlaczego radio? Dlaczego?! W czasach, gdy rządzi szybkość i obrazkowa prostota przekazu, dobre radio z narracją wymaga od odbiorcy refleksji i zatrzymania się. Oczywiście zdobycze cywilizacyjne ułatwiają życie, właśnie to pośpieszne, szybkie, nastawione na maksimum zdobyczy i korzyści. To doznania dla ciała. Ale jest to przysłowiowe „ale”. Bo…

Kondycja duszy i duchowości człowieka spychana jest na plan dalszy. Żyjemy bez refleksji utartymi schematami planu dnia albo tygodnia. Notorycznie nie mamy czasu, ani dla siebie ani dla najbliższych, usprawiedliwiając się, że „przecież kryzys”, że „tak trzeba”, że „obowiązki”. Przestajemy ze sobą rozmawiać na poziomie idei i wartości.

I przestajemy się słuchać. Tylko słyszymy, ale nie wsłuchujemy się. Ze smutkiem odnoszę wrażenie, że zdecydowana większość stacji radiowych idzie drogą uniwersalizacji programu i przekazu, gdzie reklama jest ważna i opis świata w trzy minuty, wyartykułowany przez spikera wiadomości z precyzją AK 47. Dlatego robię swoje w tej materii naiwnie wierząc, że współkreuję wciąż teatr wyobraźni.

Zawsze przy tej okazji powtarzam, przypominam, że autorem nazwy dla radiowych słuchowisk „teatr wyobraźni” jest Witold Hulewicz. Pierwszy kierownik literacki Teatru Reduta w Wilnie i dyrektor programowy wileńskiej rozgłośni radiowej Polskiego Radia. Człowiek poetycko – mistyczny. To on odnalazł w pobazyliańskim klasztorze celę Konrada. Wielki człowiek, który zginął tragicznie rozstrzelany przez Niemców w Palmirach, w czerwcu 1941 roku.

 

Poezja i radio


Konrad, Dziady, Adam Mickiewicz, poezja. Dlaczego poezja? Odpowiadam, że ma ona swoją część wspólną z radiem. Od bardzo dawno powtarzam, że współcześnie komunikujemy się ze sobą często w skrótowy sposób, często chamski i arogancki. Nie mówię już nawet o ortografii czy dbałości o słownik. Stąd pojawia się potrzeba magicznej przemiany, chociaż na chwilę.

Czy to po-nowoczesność, czy post – modernizm nie ma to najmniejszego znaczenia. Chaos, pośpiech, samotność należy zdyskontować odrobiną odświętności. Poezja to magia, która sprawia, że człowiek dzięki metaforom może poruszyć te struny, o których istnieniu dawno zapomniał. Na nowo, choć na chwilę odnaleźć siebie, przystanąć w tym pędzie dnia i zapytać. Poezja ma w sobie wymiar egalitaryzmu, odświętności i przeczucia niezwykłości, co nie znaczy, że nie może być popularna (alias masowa).

To wina złych metodyk nauczania literatury w szkołach w Europie, mediów, które chamieją w zastraszającym tempie (głównie radiowe i telewizyjne) i ludzi, którzy stają się tylko „zjadaczami chleba”. Stąd poetycka magiczność w moim flagowym programie „Polska Tygodniówka NEAR FM”, ale i Wnetowym zaułku, w którym zebrałem sieroty po Tomaszu Beksińskim, w programie „Cienie w jaskini”.

Szacunek i wiara w słuchaczy


Zawsze powtarzam, tak sobie, jak i młodym adeptom sztuki dziennikarstwa radiowego, że prowadzący, autor programu musi zawsze pamiętać o słuchaczach, którzy są po drugiej stronie. Szacunek dla nich zmusza do ciężkiej pracy, doboru gości, którzy ubogacą nasz świat i naszą wiedzę o nich.

To samo dotyczy muzyki, która musi nieść ze sobą przesłanie i głębię. Muzyka w moich programach jest zupełnie inna niż w rozgłośniach publicznych czy komercyjnych. Przede wszystkim tchnie świeżością, nowymi historiami stylowymi. Najważniejsze jednak jest to, że ponad pięćdziesiąt procent to muzyka polska.

Za punkt honoru wciąż stawiam sobie popularyzację polskiej muzyki poza granicami oraz oddanie anteny dla debiutantów, dla których miejsca w polskim eterze coraz mniej. W Radiu Wnet zaś propaguję kulturę irlandzką i muzykę ze Szmaragdowej Wyspy. Częstym gościem jest mistrz Ernest Bryll, który był pierwszym ambasadorem Polski w Republice Irlandii.

Głód radia

Od przyjazdu do Republiki Irlandii marzyłem o jednym tylko, aby nie stracić kontaktu z radiem. Już z Dublina współpracowałem z redakcjami radia Vox FM, radiowej publicznej Jedynki, byłem też korespondentem Informacyjnej Agencji Radiowej. Ale własny program w irlandzkim radiu był moim celem numer 1.

Marzenie to spełniło się 7 czerwca 2006 r., kiedy to po raz pierwszy w eterze zabrzmiała „Polska Tygodniówka”. I tak do tej pory. Jutro (środa 2 października) wydanie premierowe nr 854.

Pierwszymi gośćmi byli: gitarzysta grupy Myslovitz Przemek Myszor oraz wokalista De Mono Andrzej Krzywy. Przeżycie niezwykłe. Brak słów, aby to opisać.

W czerwcu 2006 roku nie przypuszczałem, że ten program przetrwa w irlandzkim eterze tak długo, i że stanie się tak ważny także dla muzycznego środowiska w Polsce i na świecie. A jest przecież już październik 2024 roku.

 

Prezydent Lech Kaczyński, red. nacz. Tomasz Wybranowski i dziennikarze w rezydencji Ambasady RP. 2008 r.
Prezydent Lech Kaczyński, red. nacz. Tomasz Wybranowski i dziennikarze w rezydencji Ambasady RP przy  Ailesbury Road. 15 marca 2008 r.

 

Ja po prostu uwielbiam słuchać moich gości, daję im się wypowiedzieć, wygadać. Dobry klimat sprzyja otwarciu na różne tematy, często kontrowersyjne. Tak było podczas wywiadu z profesorem Normanem Davisem o pierwszym ruchu „Solidarność”. Tak było w przypadku nagrywanego wywiadu z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, który powiedział bardzo ważne słowa o nas Polakach. Brzmiało to tak:

Jeżeli my Polacy odbijemy, odnajdziemy w sobie szacunek dla samych siebie, to wtedy wspólnie uczynimy takie rzeczy, które zadziwią świat”.

Wspaniałe rozmowy z Ernestem Bryllem, który ciągle nawiązuje do kulturalnego dziedzictwa i bogactwa literatury, jako klucza do otwarcia i dobrego dialogu:

 

Ernest Bryll i Tomasz Wybranowski a w środky=u Katarzyna Sudak (dom Państwa Bryllów w Warszawie 12 stycznia 2023).
Ernest Bryll i Tomasz Wybranowski a w środku Katarzyna Sudak (dom Państwa Bryllów w Warszawie 12 stycznia 2023).

Co tu gadać… Kiedy spotykałem się z „najwyższymi” z banków irlandzkich a szło o to, aby założyli w Polsce swe przedstawicielstwa ( bo bardzo to wtedy było ważne, za Irlandczykami zawsze pojawiali się i inni), więc kiedy cały napięty i obkuty w terminologię bankową zjawiłem się na spotkaniach… No właśnie, zaprowadzono mnie do sali, gdzie zebrane były reprinty najstarszych ksiąg irlandzkich. Bank koszta stworzenia tych reprintów wspomagał, pewno chciał się tym poszczycić. Gdybym mało wiedział o irlandzkiej kulturze to nie zagadalibyśmy się o apokryficznej Ewangelii Dzieciństwa, która w tłumaczeniu, na staroirlandzki, jest charakterystycznie różna od oryginału… Bo opuszcza niesmaczne anegdotki, głupie pomysły a zostawia to, co w apokryficznej opowieści delikatne, mądre i piękne. Potem były długie rozmowy o poezji – mały egzamin. Potem starałem się wrócić do spraw bankowych. „Wszystko załatwione” – powiedzieli”. Czy to nie jest piękne i ważne?

 

Metafory jak tlen i światło

Pod koniec tego tekstu o muzyce i radiu (bo przez radio i muzykę) pisanego, powrócę do poezji. Co prawda od wydania „Nocnego Czuwania” minęło już 12 lat, a od premiery „Zaklinatora” prawie pięć, ale to się zmieni na początku przyszłego roku 2025. Po drodze była jeszcze nagroda poetycka „Wiersz Roku” za jeden z moich najciekawszych wierszy, w którym starałem się na powrót odnaleźć Boga. 

Zdaje mi się, że moje rozmowy w radiu i opowieści o muzyce, a także pisanie stało się roztropne przez soczewki i lat, i przeżyć, mnogości miejsc w których byłem i przeczytanych książek. Wreszcie rozmów z ludźmi mądrzejszymi ode mnie. Co uwielbiam.

A ja życzę wszystkim tego, aby czytali poezję i dobrą literaturę, ale przede wszystkim – i to nie tylko w Międzynarodowym Dniu Muzyki – słuchali Ją. Tę klasyczną i popularną, organową barokowych klasyków i tkliwych pop śpiewaków, po metalowe gitariady  i smutek black metalu.

Ale to poezja sprawia, że absolutnie każdy Czytelnik z kłębowiska metafor, z tego, „co pomiędzy wierszami”, wyciągnie to przesłanie i energię, której w danym momencie poszukuje. Poezja ma dawać skrzydła i zamieniać czasoprzestrzeń w magię.

To też styczna znacząca do radia i … jego magii. Oczywiście dobrze jest wiedzieć cokolwiek o metaforze (kłania się Blake, ale nie William tym razem), okresie literackim i jego założeniach, ale .. nie jest to niezbędne by czytać poezję.

Tomasz Wybranowski

Foto: Tomasz Szustek

 

Śladami poetki Julii Hartwig – Lublin, poeta Mariusz Rogowski w poetyckim radiowym programie Tomasza Wybranowskiego

Wożuczynką, Huczwą... odwiedzając Bug; Bystrzycą... stąd tylko krok do Wisły. Moje rzeki, mojego pływania całe życie. Stojąc na Rynku Starego Miasta w Lublinie, doceniam czasu rozległe krajobrazy, doceniam brak czasu na drogach natchnienia. - mówi Mariusz Rogowski. 

14 sierpnia 2024 roku z okazji 103. urodzin znamienitej poetki Julii Hartwig odbył się uroczysty spacer ulicami Lublina.

  • 14 sierpnia 2024 

Miejsca związane z lubelską Poetką, autorką m.in. zbiorów „Inna wyspa” czy „Nim opatrzy się zieleń” i rodem Hartwigów odwiedził również poeta Mariusz Rogowski, słuchacz Radia Wnet i Patron rozgłośni.

Julia Hartwig była polską eseistką i poetką pochodzącą z Lublina. Tutaj spędziła swoje dzieciństwo i młodość. W swojej twórczości często nawiązywała do miejsca swojego urodzenia – Lublina. Do jej najsłynniejszych utworów należą: „Elegie lubelskie”

Zapraszam dialogu na metafory, wspomnienia i odmianę przez przypadki polskiej duszy z poetą Mariuszem Rogowskim:

 

Julia Hartwig zapisała się do czołówki liryków polskich. Jej utwory cechuje prostota oraz doskonała kunsztowna klasyczna forma. Tym, którzy nie mieli okazji zetknąć się a autorką takich zbiorków jak „Przemija postać świata” czy „Zobaczone” od książki “Poezje zebrane”.

To polsko-angielski zbiorek należący do elitarnej Serii Dwujęzycznej, która prezentuje najwybitniejsze utwory poezji polskiej i światowej w wersji oryginalnej i w tłumaczeniu. Zamieszczone w nim wiersze Julii Hartwig publikowane w latach 1999-2004 zostały wybrane i opatrzone komentarzem przez samą Autorkę.

Wędrówka szlakiem miejsc związanych z Julią Hartwig w tym roku rozpoczęła się od Bramy Grodzkiej. Tutaj mieści się Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, który jest organizatorem Spacerów po Lublinie. Od roku 2017, w którym to zmarła Julia Hartwig, jest to impreza cykliczna. Tegoroczny spacer wspaniałe poprowadziła pani Joanna Zętar (od 2001 roku w Teatrze NN), autorka książki „Lublin którego nie ma” oraz opracowania  „Lublin Julii Hartwig” (przewodnik)

 

Julia Hartwig w Lublinie w roku 2006. Fot. Joanna Zętar (archiwum Bramy Grodzkiej – Teatru NN).

Miejsca odwiedzone w trakcie tegorocznego spaceru:

  • Zaułek Hartwigów (między ul. Kowalską a Placem Rybnym), od 2004 roku miejsce  uhonorowania, zasług dla miasta  Lublina rodziny Hartwigów.  Julii, Ludwika, Edwarda.
  • ulica Staszica 2 – miejsce urodzenia Julii Hartwig. Pierwsze mieszkanie Hartwigów po ucieczce  z bolszewickiej Rosji. Miejsce samobójczej śmierci matki… Marii, z domu Biriukow.
  • ul. Peowiaków 2, dawna Szpitalna. Zakład fotograficzny Ludwika Hartwiga, potem Edwarda tzw.  „Buda”. Miejsce spotkań lubelskiej bohemy artystycznej. Tu Julia Hartwig poznała Józefa Czechowicza, jej pierwszego recenzenta.
  • ul. Narutowicza12. Gimnazjum im. Unii Lubelskiej. Tutaj matura i  debiut poetycki w piśmie szkolnym „W słońce”.
  • ul. Kapucyńska 2. Tutaj mieścił się zakład fotograficzny Ludwika Hartwiga (po zniszczeniu w 1939 roku przez Niemców jego drugiego po „Budzie” zakładu na tyłach Hotelu Europejskiego).
  • Krakowskie Przedmieście – pomnik Józefa Czechowicza.

W finale wieczoru uroczyście odczytano wiersz Julii Hartwig „Pamięci Czechowicza”.

Mariusz Tadeusz Rogowski; pseudonim „Maro”(urodzony w 1960 roku w Wożuczynie), poeta z Lubelszczyzny. Od 1987 roku mieszka w Lublinie. Autor pięciu tomików poezji: „Po morzu samotnym z brzegu”, „Górami zasłonić życie”, „Cienie wielkich słów”, „Echa złotych łez” oraz „Wieżom nie zabieram światła”.

 

Maciej Pawlicki: nadchodzące wybory europejskie będą o tym, czy będziemy wolni i niezależni

Featured Video Play Icon

Maciej Pawlicki/Fot. Mikołaj Murkociński 06.06.24

„Chodzi o to, aby państwo polskie nie realizowało woli organizacji zewnętrznych, ale wolę Polaków.” – mówi Maciej Pawlicki, producent filmowy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Ryszard Czarnecki: Widziałem strach w oczach Donalda Tuska, który boi się, że może przegrać

 

The Bullseyes i Zima w Środku Lata. Duety w Muzycznym IQ.

20 godzin w łóżku

24 maja w pierwszej części programu porozmawiałem z Mateuszem Jarząbkiem i Darkiem Łukasikiem z The Bullseyes. W dalszej części audycji Caroline Brazavsky i Michał Szczerbiec, czyli duet Zima w Środku Lata, opowiedzieli o swojej kolejnej płycie zatytułowanej „2+”. Duety w Muzycznym IQ. Zapraszam do odsłuchu. R.

Po sukcesie debiutanckiej płyty „THE BEST OF THE BULLSEYES”, która spotkała się z uznaniem wśród krytyków i fanów, grupa powraca z materiałem jeszcze bardziej dojrzałym i przemyślanym. Album „Polish Sweethearts” jest zbiorem utworów, które znajdują swoje źródło w głębokich, osobistych przeżyciach — od bolesnych rozstań po sercowe rozterki. Mimo tej trudnej tematyki, utwory na albumie posiadają unikalną moc wyciągania słuchaczy z najciemniejszych emocjonalnych głębin.

. https://www.facebook.com/thebullseyes?locale=pl_PL

Zespół Zima w Środku Lata to warszawska grupa, której zdecydowanie nie da się zaszufladkować. Duet zadebiutował płytą „Zima w Środku Lata” w 2022 roku. Zespół gościł na antenie stacji telewizyjnych, na antenach stacji radiowych oraz internetowych listach przebojów. Niedawno wydali swój drugi album pt. „2+”. https://www.facebook.com/zimawsrodkulata?locale=pl_PL

 

 

Cezary Gmyz: niemiecki oddział Reporterów bez Granic bardzo pozytywnie ocenił przejęcie TVP przez ludzi Sienkiewicza

Cezary Gmyz / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Ta sama grupa poprawiła nasze miejsce w rankingu po najściu służb na redakcję tygodnika „Wprost”

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Jan Majchrowski: wchodząc w skład państwa federalnego, jakim ma się stać UE, przestaniemy być odrębnym bytem

Sabina – Wnetowe muzyczne dobro narodowe! O życiu po albumie „Bluemental”, musicalach i pasji życia – Tomasz Wybranowski

Sabina Karwala to dyplomowana aktorka, piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów, ale i przyszła pani doktor. Kto nie widział jej kreacji Velmy Kelly w krakowskim teatrze „Variete” w musicalu „Chicago” według Wojciecha Kościelniaka, ten jest gombrowiczowską „trąbą”. Piękna i utalentowana Sabina była także finalistką 36. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Od sześciu lat Radio Wnet wspiera, obserwuje i prezentuje na swoich antenach Jej twórczość.

Z dumą mawiam, że to nasze, bo Wnetowe muzyczne dobro narodowe. O kim mowa? Oczywiście o Sabinie Karwali! Albumy „Lepidoptera” i „Bluemental” to jedne z tych najważniejszych art – popowych długograjów wydanych w Polsce w ciągu ostatnich 10 lat.

Sabina Karwala jest aktorka, ale i artystka niezależna. Sabina jest również autorką tekstów, kompozytorką, która sama kreuje swoją artystyczną wizję. Na co dzień występuje w Teatrze Variete w Krakowie. Kto jeszcze nie widział Jej w spektaklu „Chicago” to absolutnie musi to nadrobić. W innym spektaklu „Bonobo” można Ją oglądać w różnych miastach Polski. Z kolei w filmie Pokusa w reż. Marysi Sadowskiej wcieliła się w postać Rybki.
Na ścieżce dźwiękowej filmu można także usłyszeć utwór SABINY „Summer behind” me pochodzący z płyty „Bluemental”.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Sabiną Karwalą:

 

 

Sabina Karwala to przyszłość polskiej sceny. – tak mawiam od lat już ponad sześciu, kiedy jej singel „Panowie w kapeluszach” pojawiło się wysoko na Liście Polskich Przebojów Wnet „Polish Chart” redaktora Sławomira Orwata. Tak mawiałem i nie myliłem się!

Drzemie w niej wielki talent, podparty wielką pracowitością i dążeniem do absolutnego wykonawczego absolutu. Trudno się więc dziwić, że scenę i aktorstwo dzieli z zaciszem studia nagrań, rejestracją kolejnych piosenek i koncertami. A także studiami doktoranckimi!

To znakomita interpretatorka i posiadaczka mocnego głosu, gdzieś ze skrzyżowań soul / neo – soul i R&B, który potrafi zmylić niejednego wytrawnego dziennikarza muzycznego.

Jej debiutancki krążek „Lepidoptera” mieni się po dziś najróżniejszymi barwami i uczuciowymi odcieniami życia. Sabina to nowa twarz na polskim rynku electro pop, z domieszką soul. I momentalnie skupia na sobie uwagę czasami lekkim brzmieniem melodii, wyrazistym wokalem, przy okazji dając impuls do głębszych rozmyślań inteligentnymi tekstami, które często opowiadają o tych nieprężeniach między kobietą i mężczyzną („Pijane wiśnie”, ale i przejmujący „Motel”). – cytuję w mojej własnej recenzji.

Jej debiut „Lepidoptera” muzyczna Radia WNET pod moją dyrekcją umieściła na 19. pozycji najważniejszych albumów roku 2019 (bez względu na gatunki i style). A później pojawił się album „Blumental”. Oto recenzja sprzed ponad 1,5 roku. Kliknij tutaj. 

 

 

„Bluemental” miał premierę 29 kwietnia 2022 roku. W maju i czerwcu tego roku był to album miesiąca sieci Radia Wnet. Długograj to nadzwyczajny, ponieważ zdecydowanie wyróżnia się od obecnie panujących mód i stylów muzycznych w gronie artystów młodych wiekiem, ale przede wszystkich tych twórców bardziej myślących o swoim sukcesie komercyjnym za wszelką cenę niż jakości twórczości i myśleniu o słuchaczu.

„Bluemental” dla mnie wciąż stanowi kolejny dowód Jej artystycznej dobrej passy. Jako piosenkarka z uporem i cierpliwie, choć często pod wiatr i krople rzęsistego deszczu, zmierza w kierunku ambitnego pop, który mimo, że przebojowy (a melodie od razu pozostają radośnie w głowie i sercu), to w warstwie lirycznej stawia na drogocenność słowa, bogactwo metafor.

I jeszcze jedno – powtarzam to często: Kto nie widział jej kreacji Velmy Kelly w krakowskim teatrze „Variete” w musicalu „Chicago” według Wojciecha Kościelniaka, ten jest gombrowiczowską „trąbą”. Piękna i utalentowana Sabina była także finalistką 36. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

A co o albumie mówi sama Sabina, z perspektywy czasu?

Album Bluemental to spotkanie z rozwojem duchowym, samoświadomością, naturą i konfrontacja z tym, co trudne i bolesne. Płyta powstała w czasie pandemii w bliskich mi Beskidach, kiedy nagle stanęliśmy w miejscu i pojawiło się mnóstwo pytań o to, co będzie dalej. Wielu z nas straciło bliskie osoby. Strata jest doświadczeniem uniwersalnym i bardzo silnym przeżyciem, o którym powinniśmy umieć otwarcie rozmawiać. Dla mnie czas pracy nad płytą był jednocześnie procesem dojrzewania do nowej sytuacji bez bliskich, którzy stanowili ważną i piękną część mojego świata. To piękno postanowiłam na ile się da ocalić i między innymi w ten sposób zachować moich bliskich
w dalszym życiu –
mówi SABINA.

Pianohooligan krytykuje swing! Baron uprawia parapsychologię! Muzyczne IQ. 26.04.2024

… powolutku, powolutku.

Rozmowy z Piotrem Orzechowskim i Samuelem Baronem.

Od głośnego zwycięstwa na szwajcarskim Montreux Jazz Solo Piano Competition 2011, Piotr Orzechowski pozostaje jednym z najbardziej ekscytujących polskich pianistów-improwizatorów. Bezkompromisowy dekonstruktor twórczości Krzysztofa Pendereckiego, artystyczny partner Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, Sinfonii Varsovii, czy gwiazd światowego jazzu jak Randy Brecker, Avishai Cohen czy Carlos Zíngaro, oraz wielkich osobowości muzyki elektronicznej, by wymienić tylko Adriana Utleya z Portishead i Williama Basinskiego – koncentruje się jednak przede wszystkim na autorskiej twórczości solowej, która wymyka się prostym gatunkowym podziałom.

Nowa, czwarta płyta solowa Pianohooligana to zarazem analityczne i pełne ciepła spojrzenie na zjawisko muzyczne, pozostające jednym z fundamentów twórczej myśli artysty. Mowa o swingu – podstawie jazzu i nieodłącznym elemencie kultur pierwotnych. Wariacyjna forma dyptyku Orzechowskiego zadaje pytanie o rolę i nieuchwytną naturę swingu, kwestionując jego dotychczasowe, potoczne znaczenie.

https://www.facebook.com/Pianohooligan?locale=pl_PL

Piotr Orzechowski, fot. Filip Błażejowski

Samuel Baron to autor tekstów, kompozytor i wokalista. Choć wychowany na Śląsku, trudno oprzeć się wrażeniu, że dorastał w latach 60. ubiegłego wieku gdzieś na obrzeżach Kalifornii. W rzeczywistości jednak dzieciństwo spędzał na zabawach w chowanego w teatralnych garderobach i graniu w szachy kapslami z poetami i utracjuszami. Młodość upłynęła mu w klubie Gugalander niegdyś kultowym miejscu na mapie Katowic – najpierw jako obserwator, później szatniarz, a na końcu artysta zaklinający publiczność swoją przewrotną twórczością.

Jego dorobek składa się niemal wyłącznie z zagmatwanych wątków i akrobatycznych zwrotów akcji: zaczynał z gitarą i psychodelicznymi balladami, aby stopniowo zbliżać się w stronę scenicznego performansu. Z czasem wpadł w sidła elektroniki i rozpoczął występy z hałaśliwymi setami nawiązującymi do współczesnych gatunków muzyki miejskiej. W ostatnim czasie Samuel wrócił do tego, co zdaniem zarówno słuchaczy, jak i recenzentów robi najlepiej: komponowania niezwykle chwytliwych melodii i pisania rozbrajających szczerością przekazu tekstów, których nie sposób wyrzucić z pamięci.

https://www.facebook.com/smlbaron?locale=pl_PL