Czy można bez uzasadnienia odwołać ze stanowiska zasłużonego pracownika? / Stefan Truszczyński, „Kurier WNET” 92/2022

Dr Teresa Kaczorowska została odwołana przez zarząd powiatu ciechanowskiego ze stanowiska dyrektora Centrum Kultury i Sztuki. Liczne sądy unieważniły odwołanie. Władze samorządowe ignorują ich wyroki.

Stefan Truszczyński

Doktor TERESA. Apel do decydentów ważnych i najważniejszych

Ludzie się burzą, gdy słyszą o krzywdzie. Mówią: „to niemożliwe”. A jednak!

Czyż można wyrzucić bezkarnie człowieka z pracy? Bez uzasadnienia. Człowieka sukcesu, przez wiele lat pracującego ze świetnymi wynikami. Wyrzucić i upierać się przy tym postanowieniu wbrew decyzjom państwowej władzy, wbrew prawu i poczuciu sprawiedliwości. Okazuje się, że tak. Że można!

Władza samorządowa może kpić sobie z władzy państwowej, a wybrani przez społeczeństwo stróże Konstytucji są bierni i obojętni.

DR TERESA KACZOROWSKA z CIECHANOWA

Ogromny jest wieloletni dorobek twórczy pani dr Teresy Kaczorowskiej – doktor nauk humanistycznych, badaczki dziedzictwa narodowego, pisarki, poetki i dziennikarki, prezes Klubu Publicystyki Kulturalnej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, prezes Związku Literatów na Mazowszu, wydającej rocznie od trzech dziesięcioleci 300-stronicowe „Ciechanowskie Zeszyty Literackie”. Jest wykładowcą akademickim, autorką kilkunastu książek oraz setek artykułów naukowych i prasowych. Pisze o zbrodni katyńskiej, o zbrodni augustowskiej z lipca 1945 roku, o Marii Konopnickiej, o Marii Skłodowskiej-Curie, o Macieju Kazimierzu Sarbiewskim, o Witoldzie Gombrowiczu.

Ma w dorobku cztery zbiory poezji. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”, „Gazetą Polską”, „Dziennikiem Związkowym” z Chicago, z „Białym Orłem” w Bostonie, z periodykiem „Znad Wilii” w Wilnie, „Krynicą” w Kijowie. Została uhonorowana licznymi nagrodami w Polsce i za granicą – Kongresu Polonii Amerykańskiej, Honorową Odznaką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Była stypendystką Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku. W 2015 roku wraz z uczestnikami Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego przebyła 10 tysięcy kilometrów przez pięć państw z Warszawy do Tobolska i napisała o tym książkę bogato ilustrowaną wykonanymi przez siebie fotografiami. Odbywa spotkania autorskie, dużo jeździ po Polsce i świecie, jej książki tłumaczone są na wiele języków.

Teresa Kaczorowska przez 8 lat, wybrana przez poprzednie władze, była dyrektorem Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki. Placówki ważnej i popularnej w Ciechanowie, domu tętniącego życiem, który odremontowała, oddłużyła i zapewniła środki na rozwijającą się prężnie działalność pracowni artystycznych dla mieszkańców miasta i powiatu – dorosłych, młodzieży i dzieci, na organizowanie szkoleń malarskich, rzeźbiarskich, na konkursy zespołów i solistów, na prowadzenie koncertów i spotkań autorskich z ciekawymi ludźmi kultury i sztuki.

To wszystko rozwijała do ostatnich wyborów samorządowych. Nowa władza, zarząd starostwa – pani Joanna Potocka-Rak, starosta powiatu, pan Stanisław Kęsik, wicestarosta, Andrzej Liszewski (kierownik kina „Łydynia” w Ciechanowie) – postanowili zwolnić z pracy bez uzasadnienia dyrektorkę Teresę Kaczorowską. I w 2019 roku to się stało.

ZLEKCEWAŻENI

Zaskoczeni i zatroskani artyści, wybitni obywatele miasta, powiatu, a także ludzie, którzy poznali działalność placówki, napisali i opublikowali w prasie apel-protest:

„Nagłe odwołanie dyrektor dr Teresy Kaczorowskiej ze stanowiska będzie ogromną, niepowetowaną stratą dla Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki. Dotychczas nie było na tym stanowisku osoby tak pracowitej, zaangażowanej, oddanej sprawie krzewienia kultury. Zaistniała sytuacja doprowadzi niewątpliwie do obniżenia poziomu działalności placówki oraz zniweczenia niezwykle bogatej oferty kulturalnej świadczonej przez nią dla społeczeństwa”.

Podpisali się wówczas, w 2019 roku:

  • Robert Kołakowski – poseł na Sejm RP;
  • Maciej Wąsik – podsekretarz stanu;
  • prof. Bibiana Mosakowska – honorowa obywatelka miasta;
  • Hanna Długoszewska-Nadratowska – dyr. Muzeum Szlachty Mazowieckiej;
  • Krzysztof Gadomski – wicedyrektor MDK w Przasnyszu;
  • Jacek Gałężewski – artysta plastyk;
  • Wojciech Gęsicki – muzyk, poeta;
  • Wiktor Golubski – poeta;
  • Arkadiusz Gołębiewski – reżyser filmowy, dziennikarz;
  • Krzysztof Skowroński – prezes SDP;
  • Paweł Nowacki – producent filmowy i telewizyjny;
  • Artur Wiśniewski – prezes Stowarzyszenia TAK dla Rodziny;
  • Piotr Jędrzejczak – reżyser teatralny;
  • Piotr Kaszubowski – historyk, prezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Przasnyskiej;
  • Jolanta Hajdasz – wiceprezes SDP;
  • Michał Kaszubowski – muzyk, pedagog;
  • Zdzisław Kruszyński – artysta malarz;
  • Ewa Krysiewicz – pedagog;
  • Artur Lis – dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Łochowie;
  • Krzysztof Hartwicki – sekretarz Zarządu Związku Literatów na Mazowszu;
  • Jan Ruman – redaktor naczelny „Biuletynu IPN”;
  • Wanda Mierzejewska – poligraf;
  • Tadeusz Myśliński – artysta fotografik;
  • Andrzej Pawłowski – były wicestarosta ciechanowski;
  • Marcin Wikło – dziennikarz;
  • Marek Piotrowski – muzealnik, poeta;
  • Maria Pszczółkowska – katolickie stowarzyszenie Civitas Christiana;
  • Joanna Rawik – aktorka, piosenkarka, dziennikarka;
  • Krzysztof Sowiński – artysta plastyk, prezes Stowarzyszenia Pracy Twórczej;
  • Jacek Stachiewicz – prezes Związku Piłsudczyków w Ciechanowie;
  • Jacek Sumeradzki – artysta malarz, rzeźbiarz;
  • Bożena Śliwczak-Galanciak – była dyrektor Domu Kultury w Ciechanowie;
  • Barbara Tokarska – dziennikarka;
  • Krzysztof Turowiecki – poeta;
  • Andrzej Walasek – artysta malarz;
  • Ryszard Wesołowski – prezes Akcji Katolickiej w Ciechanowie;
  • Dariusz Węcławski – wiceprezes Zarządu Literatów na Mazowszu;
  • Tadeusz Woicki – dziennikarz;
  • Alina Zielińska – pedagog.

Protest został zlekceważony.

GOLGOTA SĄDOWA

Po kolei. 23 września 2019 roku dr Teresa Kaczorowska nagle, po 8 latach pracy, została odwołana przez zarząd powiatu ciechanowskiego ze stanowiska dyrektora Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki im. Marii Konopnickiej w Ciechanowie (dwa lata przed zakończeniem jej „kadencji”).

Zarząd powiatu w odwołaniu nie podał przyczyn. Starosta Joanna Potocka-Rak tydzień później, na sesji powiatu publicznie zarzuciła dyr. Kaczorowskiej „liczne nieprawidłowości”, strasząc ją prokuraturą i kodeksem karnym.

Teresa Kaczorowska odwołała się od decyzji zarządu ciechanowskiego powiatu do Wojewody Mazowieckiego, który 8 stycznia 2020 roku unieważnił jej odwołanie.

Starostwo zaskarżyło jednak decyzję wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który 24 czerwca 2020 roku skargę oddalił. WSA podał w uzasadnieniu, że 23 września 2019 odwołano Kaczorowską z istotnym naruszeniem prawa, a tym samym uchwała o jej odwołaniu przez zarząd powiatu jest nieważna. Starostwo w Ciechanowie odwołało się jednak od wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego do najwyższej instancji – do Naczelnego Sadu Administracyjnego w Warszawie. I 26 marca 3031 roku – też przegrało: „Wyrok jest prawomocny” – napisano.

Powiat przegrał też sprawę z T. Kaczorowską w Sądzie Pracy w Ciechanowie, który 3 marca 2021 r., po trwającym półtora roku procesie zasądził dla niej odszkodowanie oraz zwrot kosztów sądowych. Starostwo w Ciechanowie znowu się odwołało, ale 12 lutego 2022 r. Sąd Okręgowy w Płocku (II instancja) podtrzymał wyrok.

I jeszcze jedno. Nękanie Teresy Kaczorowskiej ze strony Starostwa Powiatowego w Ciechanowie nie ustaje. (Bo przecież nikt w starostwie nie płaci z własnej kieszeni na adwokatów, dojazdy. Oczywiście ogromne koszty z tego tytułu ponosi walczący o sprawiedliwość).

Po kilku zarzutach przekazanych do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych (już umorzonych), w rok po odwołaniu ze stanowiska dyrektor Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie, starosta Joanna Potocka-Rak zarządziła ponowną kontrolę w PCKiSZ i na jej podstawie zaskarżyła ponownie byłą dyrektor do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych w Warszawie. Nie dopatrzono się tam jednak naruszeń finansów przez Teresę Kaczorowską i uniewinniono ją od zarzutów starosty. Prawomocne orzeczenie z 9.07.2021 r. jest dostępne w internecie.

Przeciąganie sprawy. Teresa Kaczorowska miała zawarty ze starostwem kontrakt na kierowanie Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie do 31 sierpnia 2021 r.

WSZYSCY BYLI ODWRÓCENI…

Pod takim tytułem napisał kiedyś książkę Marek Hłasko. No to się zwracam do tych odwróconych ciechanowskich posłów i senatora. Jest ich jedenaścioro. Żeby przynajmniej wiedzieć, komu nie pomogliście, poczytajcie sobie to, co napisała pisarka-poetka.

Zacznijmy od senatora.

Panie Janie Mario Jackowski, już drugi raz jest Pan ciechanowskim senatorem. Na pewno był Pan gościem Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki. Polecam okazały, pięknie wydany album z ważnej patriotycznej podroży Teresy Kaczorowskiej z 58 motocyklistami na 56 potężnych motorach: KRONIKĘ XV Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego od Warszawy do Tobolska. Tekst i zdjęcia Teresy Kaczorowskiej. Kiedyś – panie Senatorze – pasjonował się Pan fotografowaniem. Na pewno doceni Pan album.

Panie b. ministrze Łukaszu Szumowski, Panie Pośle ciechanowski! Już się Pan pandemią nie zajmuje. W Ciechanowie jest sprawa. Pilna. Przecież jest Pan energiczny. Krzywdy należy naprawiać. Kto ratuje choć jedną osobę…

Polecam LISTY do Marii Konopnickiej. To piękne wiersze Teresy Kaczorowskiej.

Panie pośle Macieju Wąsiku! Przecież Pan wiele może. Podpisał Pan protest przeciw odwołaniu dyrektor Centrum. Teraz trzeba ją do pracy przywrócić. Wierzę, że nie zabraknie Panu „ani woli, ani siły” w tym działaniu… jak krzyczał na kuligu Zagłoba do Kmicica.

„Ciechanowskie Zeszyty Literackie”, jest ich już kilkadziesiąt, m.in. o Wiktorze Teofilu Gomulickim (pozytywiście), o Bolesławie Biegasie (artyście i literacie) – o tych, co „nie rzucają ziemi”. Państwo posłujący z tej ziemi: Pani Anno Cicholska, Panie Marku Opioło, Panie Macieju Małecki, Panie Jacku Ozdobo – Wszyscy Państwo są posłami Prawa i Sprawiedliwości. A nie ma tego w Ciechanowie – niech Państwo poczytają „Zeszyty”, które od lat wydaje dr Kaczorowska. I książki: o zbrodni katyńskiej – Dzieci Katynia, i o obławie augustowskiej – zbrodni mniej znanej, dokonanej w lipcu 1945 roku. Zatrzymano wówczas i uwięziono ponad 7 tysięcy mieszkańców tych ziem, zamordowano około 2 tysięcy. Zrobili to Rosjanie (zaangażowano 47 tys. żołnierzy Armii Czerwonej i NKWD), ale pomagał Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Polecam posłom Arkadiuszowi Iwaniakowi (SLD), Marianowi Kierwińskiemu i Elżbiecie Gapińskiej (z Koalicji Obywatelskiej) Obławę Augustowską (269 stron), Dziewczyny Obławy Augustowskiej (296 stron) i Było ich 27 (stron aż 445). To wieloletnia mrówcza praca, poszukiwania i umiejętność rozmawiania z ludźmi zamkniętymi w cierpieniu, po gehennie, która ich spotkała. Gdyby nie pani Teresa Kaczorowska, o ludziach, ofiarach i świadkach zbrodni mniej byśmy wiedzieli. Praca – tym razem reporterki – wiele mówi o niej samej.

W Panu wielka nadzieja, Panie Pośle Piotrze Zgorzelski! Reprezentuje Pan PSL, a przecież to chyba Wy na Mazowszu rządzicie. Może przekona Pan kogo trzeba, że krzywdę, jaka spotkała dr Teresę Kaczorowską, należy naprawić. Polecam reportaż Pani Teresy (tym razem jako dziennikarki) pt. Jadwiga chciała pomścić męża („Rzeczpospolita” 20–21.VII.2019; to było wtedy, gdy dyrektorkę Centrum wyrzucono z pracy). Reportaż o zbrodni i karze. Nagrodzony w konkursie SDP.

Pomożecie? No.

Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Doktor Teresa” znajduje się na s. 19 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Doktor Teresa” na s. 19 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zagraniczna peregrynacja „swego chłopa z Gdańska”, jak o Tusku mówią Niemcy / Jan Bogatko, „Kurier WNET” 92/2022

Dlaczego pan narodowi polskiemu nie sprzyja? Niemcy są silniejsze, Rosja jest silniejsza, a pan powinien wszystko robić, żeby walczyć, jeśli jest pan Polakiem. Bo może pan nie jest Polakiem?

Jan Bogatko

Donalda Tuska podróż do Polski

Donald Tusk, były premier Polski, który zabiega na czele Antypisu o powrót na scenę polityczną w Warszawie, udał się w podróż do Polski. Właśnie do Polski, a nie po Polsce. Jej przebieg ukazuje, że to zagraniczna peregrynacja „swego chłopa z Gdańska”, jak o Tusku mówią Niemcy.

Grodzisk Mazowiecki (mało dzisiaj kto wie, czemu to miasto na Mazowszu zawdzięcza dwuczłonową nazwę) to jeden z etapów rajdu Donalda Tuska po władzę w kraju między Bugiem a Odrą i Nysą.

Zostawiam innym odpowiedź na pytanie, czy wizyta Tuska w Grodzisku Mazowieckim była udana, czy też zakończyła się klapą. W necie znajdują się różne filmiki ze scenką, w której były premier rozmawia na ulicy ze starszą panią, zapewne mieszkanką miasta. Jej przebieg poirytował polityka w niejednej wodzie kąpanego.

Każdy może sobie obejrzeć ów filmik i wyrobić sobie na temat tej rozmowy własne zdanie, jeśli ma taką potrzebę, rzecz jasna.

– Dlaczego pan nic nie robi? Dlaczego pan tak sprzyja Niemcom? (…) Proszę pana, ja mam 84 lata, przeżyłam wojnę i powstanie; jestem warszawianką, moi bracia zginęli w powstaniu warszawskim. Dlaczego pan narodowi polskiemu nie sprzyja, tylko sprzyja temu silniejszemu? Niemcy są silniejsze, Rosja jest silniejsza, a pan powinien wszystko robić, żeby walczyć, jeśli jest pan Polakiem. Bo może pan nie jest Polakiem? – mówiła kobieta na ulicy w Grodzisku do Donalda Tuska. Przed swym rajdem, na konferencji prasowej poprzedzającej tour de Pologne, Donald Tusk zapowiedział dziennikarzom, że będzie „jeździł od powiatu do powiatu i spotykał się z ludźmi, żeby pokazać »krzyk tych ludzi«”. Nie sądzę, by o taki krzyk mu chodziło.

Nie kryjąc zaskoczenia, były premier nie podjął dyskusji z mieszkanką Grodziska, odpowiadając kobiecie niezbyt elegancko, wręcz brutalnie, wyświechtanym zwrotem „ale dała pani sobie namotać w głowie”.

No i tu jesteśmy chyba w domu. Premier był wściekły, że jego rozmówczyni zagrała wobec niego kartą narodowościową: „Jeśli jest pan Polakiem, bo może nie jest pan Polakiem”. Dał to wyraźnie odczuć, niedwuznacznie reagując słówkiem „o!” na jej wypowiedź. Czasem reakcja zastępuje odpowiedź. Bywa nawet bardziej wyrazista. Ale – Bogiem a prawdą: czy uwaga seniorki, może nawet prowokacyjna, jest aby dowodem na to, że „dała sobie namotać w głowie”? Nie postawię pytania komu, bo odpowiedzi na nie nie dostanę.

Zanim pojawiły się w Polsce zdjęcia rzekomego lub nie dziadka premiera Donalda Tuska w mundurze żołnierza wermachtu, niemieccy medialni przyjaciele polityka włożyli wiele pracy i energii w przekonywanie Niemców o tym, że „oto mamy naszego człowieka w Polsce”.

W niemieckich mediach można było przeczytać i usłyszeć, że Donald Tusk tak w zasadzie to żadnym Polakiem nie jest, niczym Oskar Mazerath z Blaszanego bębenka. To nasz Kaszub! Także i życiorys premiera Polski z ramienia PO zmienia się w zależności od tego, dla kogo jest przeznaczony.

W każdym razie w tej części, która dotyczy jego powiązań rodzinnych w pokoleniu jego rodziców i dziadków w Wolnym Mieście Gdańsku. I tak na przykład polski tekst w Wikipedii ewidentnie różni się w treści od zawartości haseł „Donald Tusk” w tekście niemieckim czy angielskim popularnej internetowej encyklopedii.

W wersji anglojęzycznej czytamy: Tusk was born in Gdańsk in northern Poland. He has Polish, German (maternal grandmother) and Kashubian ancestry. (…) The family’s language was Danzig German[12]. (…) Tusk has described the city of his youth as „a typical frontier town” with „many borders (…) between ethnicities”. This, together with his Kashubian ethnic ancestry and multilingual family, meant that he grew up with an awareness that „nothing is simple in life or in history”, which informed his adult political view that it is „best to be immune to every kind of orthodoxy, of ideology and most importantly, nationalism”.

W wolnym tłumaczeniu na polski znaczy to tyle, co: Tusk urodził się w Gdańsku w północnej Polsce. Ma pochodzenie polskie, niemieckie (babka ze strony matki) i kaszubskie. (…) Językiem mówionym w rodzinie był gdański dialekt niemieckiego.

(…) Tusk określił miasto swojej młodości jako „typowe miasto przygraniczne” z „wieloma granicami (…) między narodowościami”. To, wraz z jego kaszubskim pochodzeniem etnicznym i wielojęzyczną rodziną, oznaczało, że dorastał ze świadomością, że „nic nie jest proste w życiu ani w historii”, co ukształtowało jego dorosły pogląd polityczny, że „najlepiej być odpornym na wszelkie rodzaje ortodoksji, ideologii i przede wszystkim nacjonalizmu”. Tu można postawić pytanie: jakiego nacjonalizmu? Polskiego czy niemieckiego? Jak wyrosły w takiej atmosferze mały Donald może odebrać przekaz o powstaniu warszawskim (styczniowym, listopadowym i tak dalej), składający się na polski etos?

Zajrzyjmy z kolei do niemieckojęzycznej edycji hasła Donald Tusk: Tusks Großeltern väterlicher- und mütterlicherseits gehörten der ethnischen Minderheit der Kaschuben in der damaligen Freien Stadt Danzig an. Die Sprache der Familie war Danziger Deutsch. (…) Am 2. August 1944 wurde Tusks Großvater Józef Tusk (1907–1987) aufgrund seiner Zugehörigkeit zur Deutschen Volksliste zur Wehrmacht einberufen.

Rzuca się w oczy podobieństwo hasła niemieckiego do angielskiego. W wolnym tłumaczeniu na polski znaczy to tyle, co: dziadkowie Tuska po mieczu, jak i kądzieli należeli to mniejszości etnicznej Kaszubów w ówczesnym Wolnym Mieście Gdańsku. Językiem rodzinnym był gdański dialekt niemieckiego. (…) 2 sierpnia 1944 roku dziadek Tuska, Józef Tusk, z uwagi na przynależność do narodu niemieckiego (volkslista) został powołany do służby w wermachcie. I w tym wypadku życiorys premiera Tuska jest jednoznaczny.

A czego dowiemy się o premierze Donaldzie Tusku hasła o polityku w polskiej edycji Wikipedii? A raczej czego nie dowiemy się? A więc w polskiej Wikipedii nie znajdziemy ani słowa o kaszubskim czy niemieckim pochodzeniu lidera Platformy Obywatelskiej. Ani słowa o tym, jakiego języka używano na co dzień i od święta w domu Tusków.

Ani słowa o tym, że był to dom, w którym rozmawiano, a zapewne też i modlono się, i śpiewano kolędy po niemiecku.

Mając tę wiedzę, można zrozumieć przykre dla Donalda Tuska pytania seniorki z Grodziska Mazowieckiego. Powstanie warszawskie dla Tuska, nie okłamujmy się, miało zapewne taką samą wartość, jak dla seniorki powstanie Spartakusa w Berlinie w styczniu 1919 roku, czyli żadną. Dlatego Tusk nadaje się na Europejczyka, a seniorka z Grodziska Mazowieckiego już nie.

Felieton Jana Bogatki pt. „Donalda Tuska podróż do Polski” znajduje się na s. 3 „Wolna Europa” lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co środa w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Bogatki pt. „Donalda Tuska podróż do Polski” na s. 3 „Wolna Europa” lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rzeczywistość koronawirusa zastąpiono opowieścią o rzeczywistości / Piotr Witt, „Kurier WNET” nr 92/2022

Trudno jest wierzyć we wszystko, co mówią władze. „Szczepionka nigdy nie będzie obowiązkowa” – powiedział prezydent Macron 27 XII 2020 r. Od tego czasu mnoży restrykcje, aby zmusić naród do szczepień.

Piotr Witt

Szczepionki – powrót profesora Raoulta

Order Legii Honorowej nadaje się nie tylko za honor i za odwagę. Niedawno, po udekorowaniu Agnes Buzyn, komentatorom nasunęło się trudne pytanie, czy Prezydent Republiki odznaczył swoją byłą minister zdrowia za to, że odważnie kłamała podczas pełnienia mandatu, czy za to, że się honorowo przyznała do kłamstwa. Chodzi naturalnie o jej wypowiedzi podczas epidemii koronawirusa.

Podczas kiedy jednych nagradza się za kłamstwo, innych spotyka potępienie, kiedy zabierają głos w imię nauki i w imię prawdy. Wielu dostało już za swoje. Przed laty doktor Gubler za ujawnienie fałszywych biuletynów zdrowia prezydenta Mitteranda został pozbawiony dożywotnio prawa wykonywania zawodu, podobnie jak profesorowie Debre i Even za sporządzenie listy 4000 leków obojętnych lub szkodliwych dla zdrowia.

Z kolei profesora Chabriera wyrzucono ze szpitala w Marsylii, ponieważ pochwalał terapię chlorochinową swego kolegi, profesora Didiera Raoulta. Tego ostatniego próbowano również usunąć ze stanowiska dyrektora szpitala chorób zakaźnych i tropikalnych, a kiedy to się nie udało, w ślad za pozbawieniem go tytułu profesorskiego, Izba Lekarska udzieliła mu nagany. Z profesorem Peronnem udało się. Usunięto go ze stanowiska dyrektora oddziału chorób zakaźnych szpitala w Garche.

Profesor Eryk Caumes, dyrektor oddziału chorób zakaźnych największego szpitala paryskiego La Salpetriere wyraził przypuszczenie, że zarazek covidu został sztucznie wyprodukowany w laboratorium P4 w Wuhan. Mówiłem o tym w mojej kronice. Gorzej, zdaniem Caumes’a Amerykanie finansowali w P4 poszukiwania nowych, nieznanych wirusów dla wojny bakteriologicznej.

To nie covid wywołał kryzys nerwowy w świecie zachodnim – mówił przed rokiem profesor Didier Raoult i wyjaśniał: jeżeli świat zachodni żyje w strachu od dwudziestu lat, to dzieje się tak z powodu największej manipulacji opinią publiczną w historii.

Dokonali jej Amerykanie, żeby obciążyć Saddama Husseina odpowiedzialnością za atak na wieżowce World Trade Center i mieć powód do wojny w Iraku. Wymyślili bioterroryzm. Przypomina się historia wąglika – antraxu.

Od kilku dni profesor Caumes nie jest już w Salpetriere, lecz w Hotel Dieu, szpitalu częściowo nieczynnym. Jego hipoteza znalazła wszakże potwierdzenie w tajnych dokumentach wojskowych ujawnionych w Stanach Zjednoczonych: dr Fauci skłamał Senatowi USA! Odpowiedzialny za politykę sanitarną Ameryki dr. Fauci zeznał pod przysięgą, że nie ma związku między doświadczeniami w laboratorium P4 finansowanym przez Amerykanów a ukazaniem się w Wuhan złowrogiego wirusa Covid-19.

Uważnie słucham wypowiedzi uczonych, mimo oficjalnego ich potępienia i nałożonych kar, ponieważ należą do najwybitniejszych infekcjologów, jakich Francja, Europa i świat mają. Skąd ta nagonka na nich? Czy stawka jest warta, aby poświęcać dorobek wybitnych naukowców? Szczepionka to lek, który chroni i uodparnia. Tymczasem zastrzykiwane produkty ani nie chronią, ani nie uodparniają. Gorzej – mogą ułatwiać zarażenie.

Trzecia akcja szczepień w ciągu trzech miesięcy trwa. Przyjdzie w ślad za nią czwarta i piąta. Jak się raz zaczęło, nie można się już wycofać. Przypomina się historia tego Australijczyka, który dostał nowy bumerang i zwariował, nie mogąc się pozbyć starego. Świat oszalał, gdyż wg Światowej Organizacji Zdrowia częste powtarzanie szczepionki jest niewskazane! (komunikat 27 grudnia 2021). Europejska Agencja Leków idzie jeszcze dalej. Dr Marco Cavaleri przestrzega: nadmierne powtarzanie szczepionki będzie osłabiać odporność. (11 stycznia 2022).

Szczepionka jest niepotrzebna – mówi ze swej strony profesor Caumes, ponieważ omicron jest niegroźny jak katar. – W ciągu ostatnich 24 godzin wykryto 200 000 nowych przypadków pozytywnych – odpowiada mu rząd. Trudno jest wierzyć we wszystko, co mówią władze. „Mówię i powtarzam – szczepionka nigdy nie będzie obowiązkowa” – powiedział prezydent Macron 27 grudnia 2020 r. Od tego czasu mnoży restrykcje, aby zmusić naród do szczepień.

Co do nowych przypadków – ma rację. Dzisiaj (20 I) już jest ich pół miliona. Wykryto je, ponieważ ich szukano. Gdyby testowano katar – przypadków pozytywnych byłyby pewnie miliony.

Katar jest chorobą spowodowaną przez koronawirusa. Nie należy na niego się szczepić. W styczniu badacze z Imperial College w Londynie odkryli, że koronawirus kataru chroni od zarażenia koronawirusem omicrona. „Wysoki poziom komórek T wytworzonych przez organizm zarażony katarem może chronić przeciwko zarażeniu Covidem-19” stwierdził dr Rhia Kundu. Profesor Lalvani, współautor badań, poszedł jeszcze dalej – wyjaśnił, że komórki T zaatakowane przez koronawirusa kataru chronią przed zarażeniem SARS-CoV-2.

Kiedy rok temu profesor Raoult zaproponował prowadzenie badań w tym kierunku, spotkał się we Francji z szyderstwem i atakiem czynników odpowiedzialnych. Proponowano nawet poddanie go badaniu psychiatrycznemu.

Wariant omicron jest słabszy od wariantu delta, który był słabszy od swoich poprzedników. Pandemia przebiega zatem według scenariusza dokładnie opisanego przez prof Didiera Raoulta półtora roku temu. Od tego czasu profesor został wrogiem publicznym nr 1.

Jak bardzo prawda jest niebezpieczna, pokazuje podjęta akcja. Co tydzień wysuwa się przeciwko Raoultowi nowe fałszywe oskarżenie. Dociekliwy dziennikarz naliczył tych kłamstw osiemnaście. Oszuści nie wahali się finansować nawet fałszywych statystyk i fałszywych badań, zapłacili 50 mln dolarów bandzie hochsztaplerów za sporządzenie i opublikowanie w „Lancecie” sfałszowanego raportu mającego skompromitować terapię prof. Raoulta oraz opublikowali całkiem ostatnio fałszywe statystyki zachorowań.

Gdy idzie o nasze zdrowie, nie bardziej można zaufać urzędnikom europejskim, którzy zakupili w firmie Gilead za miliard 200 milionów euro remdesivir, lek, jak się okazało, nieskuteczny, a zwłaszcza szkodliwy.

Ponieważ Raoult miał rację, uwaga opinii publicznej zwróciła się ponownie do niego z pytaniem: Czy następne szczepienia do czegoś służą? – Z epidemiologicznego punktu widzenia odpowiedź brzmi – nie! Nie służą – odpowiedział słynny infekcjolog z Marsylii, który wyjaśnił: – Szczepienia nie opanowują epidemii, przeciwnie – kraje, które mają najwięcej szczepionych, mają najwięcej przypadków zachorowań (23 stycznia).

– Istnieje nawet fenomen, niedostatecznie zanalizowany, a który jest bardzo ważny: w 2–3 tygodnie po szczepionce ilość zachorowań wzrasta. Wynika to z faktu naukowego, któremu epidemiolodzy nie poświęcili dostatecznie wiele uwagi: w organizmie istnieją antyciała, które go uodporniają i chronią przed zarazkami. Ale oprócz nich istnieją także inne antyciała, które przeciwnie – ułatwiają zarażenie. (Nawiasem mówiąc to samo stwierdził potępiony genetyk dr Christian Velot, prof. Eric Caumes zaś potraktował zjawisko antyciał sprzyjających zarażeniu jako oczywiste dla każdego wirusologa).

Jeśli przyjrzeć się obciążeniu wirusowemu – tłumaczy dalej prof. Raoult – w przypadku wariantu delta ludzie zaszczepieni mieli obciążenie wirusowe większe od niezaszczepionych. Stwierdziliśmy w naszym szpitalu – mówi profesor – że wśród ludzi, którzy przychodzą, jest wielu bezobjawowych wśród zaszczepionych i nie ma asymptomatycznych wśród niezaszczepionych.

W świetle badań naukowych strategia sanitarna przyjęta przez władze wydaje się zatem błędna. Kto za nią odpowiada? Komitet naukowy? Prowadzone są w tych dniach przez komisję senatu dochodzenia na ten temat. Wynika z nich, że największy udział w ustalaniu strategii mają amerykańskie gabinety konsultingowe działające we Francji. Według liczb podanych przez deputowaną Republikanów, Veronique Louvagie, w lutym 2021 roku ministerstwo zdrowia podpisało 28 umów, od marca 2020 do stycznia 2021 r., na ogólną kwotę 11,353 milionów euro z siedmioma gabinetami konsultingowymi (w tym 4 miliony z najbardziej wpływowym McKinsey) na zarządzanie kryzysem sanitarnym. We wtorek 18 stycznia Thomas London wyjaśnił senatorom, iż rząd zwraca się do jego gabinetu czasami po „radę w przyspieszeniu kampanii szczepień”.

Napisałem w mojej książce i powtarzam: informacje dotyczące covidu nie wyrażają moich opinii, nie jestem uczonym (Pandemia wielka mistyfikacja, wyd. Antyk). Jako publicysta uważam za swoją powinność zawodową przekazać najwierniej jak potrafię opinie innych. Opieram się na wypowiedziach uczonych, którzy zabierają głos po to, aby informować niespecjalistów, takich jak Wy, takich jak ja o tym, jak się sytuacja przedstawia w świetle danych nauki.

Wykładnia oficjalna jest całkiem różna od tych danych. Rzeczywistość zastąpiono przez opowieść o rzeczywistości. Metodę przejęto od reklamy. Z pandemią jest dzisiaj tak, jak z befsztykiem w opakowaniu. Zamiast mięsa, zamiast tego, co jest w środku, pokazują nam fotografię mięsa na opakowaniu.

Pod wpływem stresów i stałego napięcia naród odczuwa rozmaite dolegliwości, bez których by się obył, gdyby nie napędzano mu stracha, gdyby nie „zasrywano mu życia”, mówiąc językiem francuskiego prezydenta. Sytuacja coraz bardziej przypomina historię tej papugi, którą miał pewien paryski konsjierż. Papuga powtarzała przez cały dzień: uwaga na stopień!, uwaga na stopień! I wszyscy rozbijali sobie głowy, bo stopnia nie było.

Konkluzja prof Raoulta: Doprowadzono do szczytu stwierdzenie: Ja wiem lepiej, co jest dobre dla ludzi, i chromolę naukę. – A ja nie chromolę nauki – kończy wirusolog.

Artykuł pt. „Szczepionki – powrót profesora Raoulta” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w lutowym „Kurierze WNET” nr 92/2022, s. 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdy czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Witta pt. „Szczepionki – powrót profesora Raoulta” na s. 3 „Wolna Europa” lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Łukasz Drapała & Chevy w Muzycznym IQ

Łukasz Drapała & Chevy. Zdj. Lesław Kopecki

28 stycznia 2022 r. gościliśmy Łukasza Drapałę, który opowiedział o wyjątkowej płycie „40/70 Gintrowski”,

na której wspólnie ze szczecińskim zespołem Chevy zinterpretował na rockowo „przeboje” wielkiego barda. Zapraszamy do odsłuchu.

„40/70 Gintrowski” to specjalny projekt muzyczny szczecińskiego zespołu Łukasz Drapała & Chevy, prezentujący twórczość Przemysława Gintrowskiego w nowej, pozwalającej dotrzeć do szerokiego grona odbiorców stylistyce, przygotowany z okazji obchodów 40-lecia wprowadzenia stanu wojennego oraz 70. rocznicy urodzin artysty. Płyta nie będzie kolejnym zbiorem coverów, a specjalnym i wyjątkowym hołdem dla wybitnego barda i jego muzyki. Wybrana stylistyka oraz rok wydania płyty są nieprzypadkowe. Przemysław Gintrowski nigdy nie ukrywał sympatii do rockowej, a nawet metalowej muzyki. Propozycja nowych aranżacji największych przebojów artysty jest więc próbą ukazania tej rockowej część duszy Gintrowskiego. To nie tylko ukłon w stronę jego gustów muzycznych, inspiracji, lecz także swojego rodzaju zabawa w „co by było, gdyby?…”. Płyta z największymi przebojami jest również spełnieniem marzenia kompozytora. Marzenia, którego realizację przerwała śmierć. Na płycie gościnnie zaśpiewała córka artysty – Julia Gintrowska, nadając całemu projektowi wymiar ponadpokoleniowy.

Klip „A My Nie Chcemy Uciekać Stąd”: https://youtu.be/cG1CJkw2yWg

Oficjalny patronat nad płytą objęła Agnieszka Gintrowska – żona artysty.

Gościnnie na krążku pojawili się również – Tomek Nawrot, Jarosław Chilkiewicz, Marek Szul, Jakub Wiśniewski i zespół Prababa.

Zespół planuje serię koncertów po całej Polsce oraz promocję drugiego singla z teledyskiem już w lutym. Domy kultury, kluby oraz wszelkie instytucje zainteresowane prezentacją projektu na swojej scenie mogą kontaktować się bezpośrednio z zespołem.

Partnerami projektu są Województwo Zachodniopomorskie i Gmina Miasto Szczecin w ramach Mecenatu Kulturalnego Miasta Szczecin.

Od zespołu: „Album „40/70 Gintrowski” to było jak na razie jedno z naszych największych wyzwań. Odnosimy wrażenie, że wszyscy staliśmy się lepsi. Zachowanie balansu pomiędzy tym, co oryginalne i kanoniczne, a tym, co nasze serca chciały wnieść, okazało się trudną sztuką, ale i bardzo kuszącym wyzwaniem. Czy nam się udało? Ocenicie sami. Jesteśmy niezwykle dumni z efektów. Mamy nadzieję, że nie tylko uda nam się pogodzić fanów Przemysława z nowym brzmieniem utworów z jego repertuaru, ale także przyciągnąć i zainteresować każdego fana muzyki rockowej, któremu twórczość Gintrowskiego do tej pory była obca. Dziękujemy naszym przyjaciołom i rodzinom za wsparcie. Dziękujemy wszystkim biorącym udział w tym przedsięwzięciu – ich udział jest nieoceniony. Dziękujemy Agnieszce i Julii Gintrowskim za pomoc w realizacji projektu, szczere wsparcie i każde dobre słowo”.

źródło: cantaramusic

Muzyczne IQ – Radek Ruciński i Paweł Szczepanik

realizacja dzwięku: Kaja Bezubik

 

Żadne pojęcie w XX w. nie zostało skompromitowane bardziej doszczętnie niż ‘postęp’ / Piotr Witt, „Kurier WNET” 91/2022

Po nowym roku, po objęciu przez Francję kierownictwa UE, program francuskiego prezydenta stanie się jej programem, jeżeli nie jest już nim od dawna. Jaki to program, trudno powiedzieć wprost.

Piotr Witt

Pała postępu

Trzeba odwołać się do projektu Eryka Zemmoura, którego Macron jest przeciwieństwem. Pan Minister Castaner w wywiadzie dla Radia Europe I określił program Zemmoura jako anachroniczny. – Zemmour ożywia nostalgię za Francją, której nigdy nie było – powiedział. – Przewodniczący grupy poselskiej En Marche najwyraźniej adresował swoją wypowiedź do elektoratu bardzo młodego i niewykształconego. Codziennie rodzi się nowy jeleń i ten jeleń noworodek jest najłatwiejszy do otumanienia, gdyż ani nie wie, o czym mowa, z własnego doświadczenia, ani z nauki w fabryce kretynów, jak nazywają publicyści szkołę francuską.

Francja, o jakiej mówi Zemmour, ISTNIAŁA. JA JĄ WIDZIAŁEM, ją – a raczej jej agonię przed czterdziestu laty.

Świeżo ukonstytuowany rząd nieboszczyka Mitterranda robił wszystko, aby zatrzeć jej ślady. Był złożony z rewolucyjnie nastrojonych przedstawicieli bogatej, młodej burżuazji: Fabius – syn i bratanek antykwariuszy-miliarderów, Jack Lang – potomek bogatych przemysłowców, Strauss-Kahn – z milionerskiej rodziny – fundatorów Centrum Żydowskiego w Paryżu, Robert Badinter, ożeniony z Rotszyldówną; Jacques Attali, François Holland, Segolene Royal itd., itd. – śmietanka lewicowej burżuazji. Głównym obiektem ataku była Francja chrześcijańska.

Mówiono jeszcze po francusku, chociaż zapowiedzi nowego już zaczęły się pojawiać w zmienionym słownictwie. Nie wolno było nazywać wroga czasów wojny Niemcami; należało mówić: naziści. Zamiast komuniści – stalinowcy. Zbrodnie komunizmu – 60 milionów ofiar, to błędy i wypaczenia, a w żadnym wypadku zbrodnie przeciwko ludzkości. Kaleka – niepełnosprawny; itd., itd. – wszyscy to znają. Później oczyszczono język z trefnych słów.

Jednym z synonimów języka francuskiego na określenie skąpca jest juif – żyd. W 1990 roku cały nakład słownika języka francuskiego Larousse’a poszedł na przemiał z powodu tego jednego słowa.

Wycofano książki z księgarń, a także egzemplarze już sprzedane z bibliotek. Na punkcie francuszczyzny socjaliści byli nieprzejednani. Po ukonstytuowaniu Unii Europejskiej język zaczęto naginać do ideologii gender, z zastosowaniem obowiązkowym także w Polsce – (pani ministra itd.).

Jednocześnie na benefis wyborcy kolorowego rozpętano hecę pisania historii na nowo. Francja padła na kolana, bijąc się w piersi za swoją przeszłość kolonialną. Zabroniono słowa ‘negre’ i innych terminów przypominających niewolnictwo Afrykańczyków. Nie wolno mówić, że prezydent ma negrów literackich, którzy mu piszą jego przemówienia. Zakazuje się mówienia „czarna owca”, żeby nie urazić ludzi czarnych. Zamiataczy i śmieciarzy nazwano technikami czystości, ale i to nie wystarczyło – stali się „ambasadorami porządku”. Więc nie na śmietniku, tylko w ambasadzie.

Mity tworzyli ludzie nie tylko złej wiary, ale prawdopodobnie ignoranci nie znający tematu. To przecież nie Europejczycy wprowadzili niewolnictwo w Afryce, ale lokalni władcy, kacykowie okrutni i prymitywni, gdyż bez względu na wszelkie szlachetne i wzniosłe bajki, które na temat obcych kultur wymyślili antropolodzy – były to ludy prymitywne i dzikie, które nie stworzyły żadnej cywilizacji, otaczały czcią dzikie zwierzęta i drzewa, i pożerały się nawzajem.

Minister C. potępia wstecznego i reakcyjnego Z. w imię postępu. – Jego program byłby dobry w latach osiemdziesiątych – mówi. – Podczas gdy nasz jest na dzisiaj, tzn. nowoczesny i postępowy.

Żadne pojęcie w dwudziestym wieku nie zostało skompromitowane bardziej doszczętnie jak pojęcie postępu. Trzydzieści lat temu bywały jeszcze bary, bistra, hotele o nazwie Progresse – Postęp. Ale już wtedy trzeba było ich szukać na odległych przedmieściach Paryża. Były to zakłady podejrzane, nędzne, obskurne – wymierający świadkowie dawnego entuzjazmu. Gdyż progresistą, postępowcem można było, a nawet należało być sto lat temu. Pomyślmy, za życia jednego pokolenia świat zmienił się nie do poznania. Zaledwie w ciągu trzydziestu lat pojawiły się radio, samochód, samolot, telefon. Jak tu nie popaść w entuzjazm dla postępu.

Wielki Kryzys 1929 roku starł uśmiech ze wszystkich twarzy. Mimo podziwu dla wynalazków, w lutym 1934 roku trzeba było strzelać do głodnych robotników na placu Concorde. Byli ranni i byli zabici. Ale na postęp wciąż jeszcze można było naród nabrać. Nie było co dać głodującym – kasy państwa świeciły pustkami, ale co szkodziło obiecać?

W Paryżu w 1937 roku zwiedzający wystawę wszechświatową, naprędce zorganizowaną, mogli nasycić głód widokiem cudów techniki i odzyskać wiarę w przyszłość dzięki wizji postępu. Nad terenem wystawowym górowały swastyka, sierp i młot – godła państw najdalej zaawansowanych w przyszłości.

Rękojmię szczęścia, dobrobytu i spokoju gwarantowały narodowi ogromne pawilony tych państw – hitlerowski i sowiecki. Podziwiano ogromną mapę Związku Rad, na której miasta oznaczono drogimi kamieniami: mniejsze – rubinami, szafirami, szmaragdami, duże – brylantami jak jaja. Postęp nie ma ceny. Opowiadał mi o tym przed laty sam wykonawca tej mapy – pan Winogradow, ojciec znanej tancerki Małgorzaty Potockiej.

W tym samym roku 1937 w Rosji trwały okrutne procesy stalinowskie, ludzi mordowano tysiącami, a mało wówczas znany funkcjonariusz partyjny Chruszczow mówił o przodującym kraju świata i o „ przewodniku ludzkości postępowej”, o Stalinie. „Towariszcz Stalin – woschod progressiwnowo czełowieczestwa”. Termin przylgnął na stałe do komunizmu. Francuska Partia Komunistyczna, ginąc z wycieńczenia, ustami ostatnich swoich członków szeptała „progresse”.

Ale po upadku muru berlińskiego, rozpadzie Związku Rad, ujawnieniu zbrodni sowieckich myślałem, że państwo postępu nigdy już nie powróci.

I oto trup postępu znowu wyłazi z szafy, przemawiając do nas właściwym sobie językiem progresywnym. Tym razem w kostiumie Unii Europejskiej. Kułak, ciemnogród… To już nie ten etap.

Ale podobnie jak w Rosji stalinowskiej, chociaż z innych powodów, zabrania się używać słów ‘Pan’ i ‘Pani’; nie ze względów klasowych, ale z uwagi na gender, gdyż te słowa wskazują różnicę płci. Nie ojciec, nie matka, ale rodzic. Nie wolno mówić: obywatel. Aby nie urazić tych, co obywatelstwa jeszcze nie mają. W Ameryce, która przejęła pałeczkę postępu po nieboszczyku Związku Radzieckim – należałoby nawet powiedzieć pałę postępu, nie pałeczkę – a więc w Ameryce nie wolno już mówić „kobieta w ciąży”.

Szczegóły tej nowomowy słuchacze zainteresowani znajdą bez trudu gdzie indziej, mnie tylko nasuwa się pytanie natury ogólnej. W początkach konfliktu na granicy z Białorusią Unia Europejska występowała z krytyką wobec polskiej obrony granic. Wcześniej Unia Europejska zakupiła za miliard dwieście milionów euro bezwartościowy lek amerykańskiej firmy Gilead. Jeszcze wcześniej prezydent Unii Juncker ostro potępiał polską politykę wewnętrzną, jednocześnie inny prezydent – Barroso po zakończeniu kadencji w Unii z dnia na dzień został dyrektorem banku amerykańskiego Goldman-Sachs. Czy należy rozumieć, że powołany do obrony interesów Europy, dbał wcześniej o obce interesy? Przed nim europejski komisarz rolnictwa został wyrzucony po tym, jak się okazało, że działał na korzyść rolnictwa, ale amerykańskiego.

Mimo wszystko twierdzenie, że zarząd Unii działa bez żadnej kontroli, że robi, co chce, nie jest ścisłe. Rachunki Unii kontroluje starannie Europejski Trybunał Rozrachunkowy – CCE, odpowiednik polskiego NIK-u. Niestety, jak się okazało, kontroluje tylko w teorii.

Od pierwszych dni grudnia w Brukseli zapanowało osłupienie. Zapadł wyrok w procesie Karela Pinxtena. Jeden z członków CEE, powołany do wykrywania korupcji innych, sam był dotknięty tą powszechną zarazą.

Były belgijski minister rolnictwa fundował sobie egzotyczne podróże, licznie uczęszczane ubawy, używał samochodu służbowego do celów prywatnych, a co więcej, w czasie trwania swego mandatu kontynuował działalność polityczną, co jest surowo wzbronione. Szkody są oficjalnie liczone na pół miliona euro.

Gdybyż chodziło tylko o niego! Cały trybunał rozrachunkowy jest zgangrenowany. Wielki dziennik „Liberation” (po zmianie dyrekcji!) pisze o „prawdziwym systemie handlu wpływami i konfliktu interesów” (2 XII). Zdaje się, większe jeszcze wrażenie niż w Brukseli afera wywarła w Berlinie: obecny prezes trybunału CCE jest w istocie jednym z szefów CDU – partii Angeli Merkel. We Francji nie mówi się o aferze publicznie, co nie znaczy, aby nie huczało w korytarzach ministerialnych w tym okresie kampanii prezydenckiej. Prawica to wykorzysta! Populiści!

Dobrze poinformowani komentatorzy są zdania, że w swoich wystąpieniach publicznych prezydent Macron, niegdyś zażarty europeista, obecnie będzie raczej unikał mówienia o Europie. Unia Europejska nie jest dobrym argumentem w kampanii prezydenckiej.

Po ostatnich nakazach dotyczących słownictwa musi nasunąć się pytanie: skąd, z jakiej filozofii wynika antycywilizacyjna i w skutkach antyeuropejska misja Unii Europejskiej. Nakaz językowy został uchylony, ale ślad, ślad pozostanie.

Artykuł pt. „Pała postępu” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w grudniowo-styczniowym „Kurierze WNET” nr 90/2021, s. 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdy czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Witta pt. „Pała postępu” na s. 3 „Wolna Europa” grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gardenia w Muzycznym IQ

Muzyczne IQ

21 stycznia 2022 r. gościłem w Muzycznym IQ Alka Januszewskiego i Radka Nowaka z warszawskiej Gardenii. Rozmawialiśmy m.in. o najnowszym albumie zespołu pt. Neuroza. Piękne spotkanie z pięknymi ludźmi

Zapraszam do odsłuchu. Radek Ruciński

Istniejąca od 35 lat warszawska grupa Gardenia wydała nowy album „Neuroza”.

Neuroza to choroba spowodowana zaburzeniami czynności układu nerwowego, związana z sytuacjami stresowymi współczesnego świata. „Neuroza” to także tytuł najnowszej płyty warszawskiego zespołu Gardenia. Już okładka wprowadza nas w neurotyczną atmosferę muzyczną albumu. Metaforycznie, zostajemy wprowadzeni w środek umysłu, pod czujnym okiem opatrzności – a może Wielkiego Brata? Neurozy bywają różne, charakteryzują się przede wszystkim zmiennością nastrojów. Taka też różnorodna stylistycznie i brzmieniowo jest muzyka na płycie. Znajdujemy tu motoryczny „Pokój Przemian”, jazzujące „Wymyślone Przedmioty”, minimalistyczne „Schody” , depresyjne „Zabij Przeszłość”, ciężką mantrę „Dzisiaj Nie Liczy Się Nic”. Płyta zabiera nas w podróż przez niespokojne stany psychiki współczesnego czlowieka. Odnajdując w nich własne doświadczenia, uświadamiamy sobie, jak wielu z nas przeżywa dramatyczne, niebezpieczne godziny, trwając w Pokoju Przemian, nieustannie próbując znaleźć z niego wyjście.

Gardenia powstała w 1987 roku w Warszawie. W następnym roku wydała swoją debiutancką (analogową) płytę w wytwórni Pronit. W latach 80. i 90. sporo koncertowała zarówno w małych klubach, jak i na dużych festiwalach m. in: Róbrege i Jarocin. Jej styl muzyczny krytycy zaliczyli do gatunku “psychodelicznego punku” lub też “zimnej fali”. Najbardziej znanym utworem granym w radio były “Papierosy i zapałki”.

Gardenia mniej lub bardziej intensywnie działa do dziś, obecnie grając w swoim pierwotnym składzie: Radosław Nowak – śpiew, Alek Januszewski – gitara, Przemysław Wójcicki – bas, Mariusz Radzikowski- perkusja. „Neuroza” to szósty studyjny album Gardenii. Ostatni pt. “Czarny gotyk” miał swoją premierę w styczniu 2018 roku.

źródło: https://www.cantaramusic.pl/

 

Czy wolność słowa będzie tylko wolnością aprobowania oficjalnej ortodoksji? / Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” 90/2021

Los Assange’a zadecyduje o tym, czy praktykowanie prawdziwego dziennikarstwa będzie uznawane za nieobliczalne szaleństwo, czy też wymusi na władzy odpowiedzialność za przestępcze, tajne działania.

Andrzej Świdlicki

Wróg publiczny nr 1

„Jesteśmy dziś świadkami nowego etapu cenzury, na którym rząd i korporacje idą ręka w rękę, by zgnieść (zakazać, ocenzurować, zdemonetyzować, algorytmicznie wyczyścić lub w inny sposób uciszyć) wszystkich tych, którzy kwestionują oficjalną ideologię i jej liczne narracje. Byłoby w najwyższym stopniu naiwnym oczekiwać, że tak zwane alternatywne media i blogosfera zdołają uchronić się przed zabiegami wyciszenia herezji” (The Saker).

50-letni Australijczyk Julian Assange, haker, założyciel demaskatorskiego portalu Wikileaks i jego naczelny redaktor, na własnej skórze przekonał się, że szczególnymi cenzorskimi zapędami odznaczają się demokratyczne rządy, którym udowodniono zbrodnie.

W 2010 r. portal opublikował tajne materiały o amerykańskiej wojnie z Irakiem, w tym filmik Collateral Murder (Morderstwo uboczne) z 2007 r., będący dowodem zbrodni wojennej. Kamera pokładowa Apache sfilmowała atak i zabójstwo 12 bezbronnych cywilów w minibusie na placu we wschodnim Bagdadzie. Amerykański jastrzębi establishment stawiało to w niewygodnym położeniu. Pojęcie wojny z terroryzmem przestawało mieć sens, skoro amerykańskie wojny z Irakiem i Afganistanem były jej wyrazem.

W tym samym 2010 r. Wikileaks opublikował zapiski wojenne o cywilnych ofiarach wojny w Afganistanie i Iraku, dane o więźniach w Guantanamo oraz dyplomatyczne depesze amerykańskich konsulatów i ambasad do Departamentu Stanu. Zdemaskowano też praktyki szwajcarskiego banku Julius Baer, lokującego pieniądze w raju podatkowym na Kajmanach.

Z depesz można się dowiedzieć, że polscy oficjele zabiegali o instalację elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, stacjonowanie żołnierzy USA, udostępnienie polskich baz wojskowych na potrzeby armii Stanów Zjednoczonych, zakup myśliwców F-16, instalację pocisków ziemia-powietrze. Ambiwalentny i ostrożny stosunek Amerykanów do tych zabiegów irytował stronę polską i vice versa. Zabiegano o rotacyjne stacjonowanie samolotów transportowych C-130 Herkules między bazą w Ramstein w RFN a którąś z baz w Polsce (ze stałym oddziałem wsparcia) oraz o przeniesienie ze Stuttgartu do Gdańska lub Gdyni specjalnej, bojowej amerykańskiej jednostki morskiej.

Z kolei z tajnej notatki ambasadora USA w Warszawie, Victora Ashe’a, wynika, że w styczniu 2009 r. prezydent Komorowski i premier Tusk rozważali sprzedaż państwowych lasów w ramach odszkodowań za prywatną własność przejętą w czasie II wojny światowej i po niej. Ubolewano przy tym, że krach sektora budownictwa i kryzys na światowych rynkach finansowych, wywołany spekulacją śmieciowymi aktywami, ściągnął w dół ceny nieruchomości.

W 2013 r. Wikileaks dopomógł w ucieczce Edwarda Snowdena – specjalisty komputerowego Narodowej Agencji Bezpieczeństwa – z Hong Kongu do Moskwy, razem z licznymi dokumentami ilustrującymi skalę inwigilacji przez tę agencję prywatnego życia Amerykanów. W 2016 r. portal opublikował korespondencję mailową menedżera kampanii wyborczej Hilary Clintonowej, Johna Podesty, z krajowym komitetem wyborczym demokratów. Korespondencja ta sugerowała, że nominacja Clintonowej na oficjalną kandydatkę demokratów była ukartowana, a jej kontrkandydat Bernie Saunders był przegrany niezależnie od stopnia poparcia.

Po porażce liberalnego, politycznego establishmentu reprezentowanego przez Clintonową demokraci upierali się, że Donald Trump zawdzięczał sukces machinacjom rosyjskiego wywiadu. Dało to asumpt do podejrzeń, że Wikileaks jest agenturą rosyjską, ale nie zdołano tego wykazać.

Już za prezydentury Trumpa Wikileaks opublikował ponad 8 tys. zapisów komórki inwigilacji elektronicznej CIA, dowodzących „przemysłowej” skali hakerstwa praktykowanego przez tę agencję (tzw. Vault 7). Był to największy wyciek danych wywiadowczych w historii wywiadu USA. Oznaczał utratę całego instrumentarium umożliwiającego m.in. włamania do smartfonów, elektronicznych systemów sterowania pojazdami, systemu operacyjnego Android, internetowych przeglądarek, telewizorów z wbudowanym internetem i interaktywnymi funkcjami itd. Według dokumentów Vault 7, konsulat USA we Frankfurcie jest tajną bazą hakerską na Europę, Bliski Wschód i Afrykę.

Stosunkowo wcześnie w USA namierzono niskiej rangi żołnierza wywiadu wojskowego, Bradley’a (Chelsea) Manninga, oskarżając go o udostępnienie Wikileaks tajnych materiałów. Przez 7 lat więziono go w pojedynczej celi, ale odmawiał zeznań i nie obciążył Assange’a. Niepotwierdzone doniesienia mówiły o skazaniu Australijczyka w postępowaniu przed kapturowym sądem, tzw. wielką ławą przysięgłych (Grand Jury), i wydaniu na niego tajnego wyroku. Z oskarżenia o przestępstwa seksualne wobec dwóch Szwedek wszczęto przeciwko niemu dochodzenie w Szwecji, gdzie przebywał w 2010 r. przed przyjazdem do Anglii.

Assange twierdził, że zarzuty miały podłoże polityczne i obawiał się, że dochodzenie było przykrywką dla ściągnięcia go do Szwecji pod pozorem złożenia wyjaśnień, by wydać go Amerykanom. Odrzucał zarzuty, mocno zresztą naciągane, i uważał, że wystarczy go przesłuchać na łączu satelitarnym w ambasadzie Szwecji w Londynie.

Postępowanie o ekstradycję do Szwecji ciągnęło się przed sądami angielskimi różnych instancji przez dwa lata. Gdy założyciel Wikileaks nabrał pewności, że nie wybroni się przed ekstradycją do Szwecji, w czerwcu 2012 r. schronił się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie i uzyskał azyl w tym kraju, rządzonym wówczas przez prezydenta Rafaela Correrę, niechętnego amerykańskiemu kapitałowi i neoliberalnemu modelowi gospodarki.

W budynku ambasady Assange spędził 7 lat. W międzyczasie szwedzka prokuratura umorzyła sprawę przeciwko niemu, uznając, że upływ czasu utrudnił postępowanie i osłabił ciężar zarzutów. W 2017 r., po zmianie władzy w Ekwadorze, Austalijczykowi cofnięto azyl i zaproszono angielską policję, by usunęła uciążliwego lokatora.

Za niedotrzymanie warunków zwolnienia za kaucją Assange’a skazano na maksymalną karę 50 tygodni pozbawienia wolności, którą odbywa do dziś w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Belmarsh. W międzyczasie rząd USA wystąpił z wnioskiem o ekstradycję, stawiając mu 18 zarzutów szpiegostwa i włamań do rządowych serwerów, co grozi oskarżonemu łączną karą 175 lat więzienia.

Sąd angielski w styczniu 2021 r. uznał, że Assange, ze względu na nadszarpnięte zdrowie i złą kondycję psychiczną, może nie przetrzymać komfortu amerykańskich zakładów karnych. Amerykanie, jak należało się tego spodziewać, odwołali się i los Australijczyka, do którego nie przyznaje się jego własny rząd, jest nierozstrzygnięty.

Za kadencji Mike’a Pompeo (2017–2018), wsławionego szczerym wyznaniem „kradliśmy, oszukiwaliśmy, zabijaliśmy”, CIA brała pod uwagę różne sposoby zaszkodzenia Assange’owi, z zatruciem i nieszczęśliwym wypadkiem włącznie. Według portalu Yahoo, powołującego się na informacje od 30 byłych oficjeli CIA i Białego Domu, w 2017 r. Amerykanie przechwycili doniesienie o tym, że rosyjscy agencji przygotowywali się do wykradzenia Assange’a z budynku ambasady w Londynie i pokątnego przewiezienia go do Moskwy. Doniesienie uznano za wiarygodne, ponieważ w tym czasie Ekwador badał możliwość przyznania Assange’owi statusu dyplomatycznego i wysłania go do Moskwy jako ekwadorskiego dyplomaty. Nie wiadomo, ile w tym prawdy i co o tym myślał najbardziej zainteresowany, ale Amerykanie uznali, że muszą działać.

Zakładali, że w Wigilię 2017 r. Assange zostanie wykradziony z budynku ambasady, być może w koszu z brudną bielizną, i wywieziony samochodem na lotnisko. Zamierzano staranować samochód, a także strzelać w koła samolotu. Plan przeszedł przez różne biurokratyczne szczeble CIA, i został zastopowany dopiero przez szefa Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Międzynarodowe reperkusje takiej akcji: polityczne, dyplomatyczne i prawne musiałyby być bardzo duże. W końcu Londyn to nie Nairobi czy Lahore. I skąd pomysł, że Rosjanie porwaliby się na coś takiego w najbardziej strzeżonym miejscu brytyjskiej metropolii? Poproszony o ustosunkowanie się do tych doniesień Pompeo oświadczył, że nie będzie się z niczego tłumaczył. Odebrano to jako potwierdzenie, że było coś na rzeczy. Wcześniej Pompeo nazwał Wikileaks „wrogą służbą wywiadowczą, niemającą rządowego umocowania, aktywnie dążącą do wykradzenia tajnych amerykańskich danych”.

Warto zauważyć, że w czasie wycieku danych Vault 7 i pomocy w ucieczce Snowdena, Assange przebywał w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, co jest dowodem, że Wikileaks jest zdolny do działania bez niego. I to pomimo odcięcia od źródeł finansowania i aktywnego rozpracowywania.

W międzyczasie do składania fałszywych zeznań będących podstawą oskarżeń amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości przyznał się dawny wolontariusz Wikileaks, Islandczyk Sigurdur Thordarson, któremu FBI obiecała immunitet. Pismu „Stundin” powiedział, że wbrew temu, co zeznał, Assange nigdy go nie namawiał do włamań do telefonów islandzkich parlamentarzystów. Przez pewien czas Islandia była bazą Wikileaks i Thordarson zajmował się zbiórką pieniędzy.

Jeśli sąd w Anglii wyda Assange’a Amerykanom, zostanie ustanowiony niebezpieczny precedens sprowadzający się do tego, że krytykowanie amerykańskich zbrodni wojennych i wywiadowczych praktyk, nawet przez dziennikarzy niebędących obywatelami USA i z terenu innego kraju, będzie ścigane przez Amerykanów i traktowane tak, jak działalność szpiegowska ich własnych obywateli.

Los Assange’a zadecyduje o tym, czy praktykowanie prawdziwego dziennikarstwa będzie uznawane za nieobliczalne szaleństwo, czy też wymusi na władzy odpowiedzialność za przestępcze, tajne działania, takie jak zabójstwo bezbronnych cywilów czy inwigilacja na masową skalę. Ma to znaczenie nie tylko dla samego Assange’a, ale także dla zakresu wolności słowa ludzi poza zawodem dziennikarskim.

Roger Waters patetycznie ostrzegał, że zniszczenie wolnej prasy zniszczy Zachód. Jeżeli się tak stanie, to wolność słowa będzie tylko wolnością aprobowania oficjalnej ortodoksji.

Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Wróg publiczny nr 1” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Wróg publiczny nr 1” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy kot, który przebył tysiące kilometrów, jest teraz tam, gdzie słynne „dzieci z Michałowa”, czyli w Niemczech?

Można przypuszczać, że wielkie pochody latynoskich migrantów z Gwatemali i Hondurasu, przemieszczające się przez Meksyk w kolumnach 200-tysięcznych w kierunku USA, także nie powstały spontanicznie.

Jan Martini

Wiadomo, że kot ani jego właścicielka nie złożyli podania o ochronę międzynarodową nie zamierzali też starać się o azyl w Polsce, gdyż kotom znacznie lepiej żyje się w Niemczech (choć mogą je wysterylizować!). Trzeba przyznać, że wprowadzając wątek kota, rosyjscy specjaliści od zarządzania emocjami wykazali znakomitą znajomość mentalności ludzi „kolektywnego Zachodu” i ich dziwaczne słabości.

Prawdopodobnie większość migrantów szturmujących nasze granice nie wyrusza w ciemno, lecz ma krewnych w krajach zachodnich, a świadczą o tym choćby ich rozmowy telefoniczne. Można powiedzieć, że władze polskie, utrudniając, czy wręcz uniemożliwiając akcję łączenia rodzin, zachowują się niehumanitarnie.

Aż dziw, że wrażliwi posłowie lewicy, z których niejeden mógł mieć mało humanitarnego dziadka bez oporów strzelającego w tył głowy „wrogów ludu”, jeszcze nie podnieśli tego aspektu, skupiając się na „wyrzucaniu dzieci nocą do lasu” (w którym mogą być wilki!).

Obecna fala migrantów to echo poprzedniej, z 2015 roku, gdy Europa pozyskała 2 miliony nowych muzułmańskich mieszkańców przybyłych na zaproszenie Angeli Merkel. Zamiast taniej siły roboczej czy mitycznych inżynierów, programistów i lekarzy, uzyskano kosztowne kłopoty (wzrost przestępczości, strefy „no go”), którymi Niemcy chcieli się solidarnie podzielić ze wszystkimi państwami Unii Europejskiej. Nowi mieszkańcy Europy, z których kilkanaście procent rzeczywiście było uchodźcami, nawet na zasiłku zdążyło się już na tyle urządzić, że mogli się pochwalić w mediach społecznościowych swoim statusem (z pewnością znacznie przesadzając), co zachęcało licznych krewnych i znajomych do ryzykownej podróży

Migracja jest w pewnym sensie podobna do epidemii – jeden migrant przyciąga kilku czy kilkunastu następnych. Dlatego prezydent Sarkozy nakazał sprawdzanie DNA rzekomych krewnych, co wywołało oburzenie opinii publicznej, ale skutecznie ograniczyło oszukańcze łączenie rodzin.

Poprzednie tsunami migracyjne było organizowane w dużym stopniu przez organizacje pożytku społecznego i było skutkiem realizacji wizji George’a Sorosa, pragnącego uszczęśliwić ludzkość przez wymieszanie ras i narodów. „Filantrop” zadziałał z rozmachem – utworzono sieć biur pomocy „uchodźcom” (mamy takie w Warszawie), migrantom wydano przewodniki-instrukcje i płacono zapomogi w transzach po dotarciu do pewnych miast. Aby cwaniacy nie wracali do domu po skasowaniu „grantu”, pierwszą ratę płacono np. w Belgradzie, następną po osiągnięciu Zagrzebia itp. Była to jawna działalność przestępcza, choć ponoć ze szlachetnych pobudek, bo według słów Sorosa „plan Orbana zakłada ochronę granic i traktowania uchodźców jako problemu. Mój plan zakłada ochronę uchodźców i traktowanie granic jako problemu”. (…)

„Wpuście ich; kim są, ustali się później”

Niebezpieczeństwa dla państw europejskich związane ze starzeniem się społeczeństw i migracją dostrzegano już bardzo dawno. Takie prognozy dla Francji roztaczał w roku 1929 dr Zbigniew Łubieński (z UJ), pisząc w liście z Boulogne-sur-Seine do prof. Kazimierza Twardowskiego (z lwowskiego UJK): „Za sto lat Francja zamrze, jak Hiszpania, o ile jej całkowicie nie zaleją cudzoziemcy. Robotnikami będą Polacy i Włosi, banki i prasę wezmą Żydzi, inne fachy w większych miastach zajmie mieszanina międzynarodowych przybyszów; Francuzom zostaną miasteczka prowincjonalne i – hotele, w których gościć będą Amerykanie i Anglicy”.

Erozja, czy wręcz zamieranie chrześcijaństwa w Europie stwarza warunki do ekspansji młodszej, przebojowej i agresywnej cywilizacji islamu. Najpobożniejszy ze współczesnych przywódców, Recep Erdogan, specjalnie nie kryje się z zamiarem uczynienia z Niemiec tureckiego „terytorium zamorskiego” i dlatego Turcy tak zaangażowali się w „eksport” na Białoruś kłopotliwych dla siebie Kurdów.

Broniąc granicy i uniemożliwiając przedostanie się muzułmańskich migrantów do Niemiec, być może pozyskaliśmy kolejnego wroga – tym razem w postaci „kolektywnego islamu”, któremu utrudniamy poszerzanie przyczółków w Europie.

Wprawdzie obecny napływ ludności muzułmańskiej nie wytworzy w naszym kraju skupisk obcych kulturowo, bo ich celem są „Germany”, ale nie możemy wykluczyć zmiany tej sytuacji w przyszłości. Każdy, kto mieszkał w kraju arabskim (jak ja), wie, że w Polsce żyje się znacznie przyjemniej. Nie możemy sobie pozwolić na powstanie w Polsce dużych skupisk ludności muzułmańskiej (wśród których zawsze pojawiają się fundamentaliści), choćby z powodu troski o naszych żydowskich współobywateli, a także delikatnych osób LGBT. Pisząc łzawe teksty („Miriam nie pójdzie do szkoły – utknęła na granicy”), wrogie wobec obecnych rządów środowiska „Gazety Wyborczej”, TVN czy „Krytyki Politycznej” nie zdają sobie chyba sprawy, że to oni będą najbardziej narażeni, gdyby rząd „z pobudek humanitarnych” ugiął się przed naporem kłopotliwych przybyszów.

Obecny atak muzułmańskich migrantów na Europę różni się zasadniczo od poprzednich, bo jest organizowany przez wrogie państwo, a ci „biedni ludzie szukający swego miejsca na ziemi” (mówiąc Tuskiem) są użyci nowatorsko – jako broń migracyjna. Broń bardzo groźna, która się nie zużyje, bo tego „surowca” nigdy nie zabraknie.

Czy rosyjscy projektanci historii mogliby nie zauważyć potencjału destrukcji, którą niesie masowa migracja?

Ponieważ nie ma wątpliwości, kto zorganizował atak na naszą granicę, można przypuszczać, że wielkie pochody latynoskich migrantów z Gwatemali i Hondurasu, przemieszczające się przez Meksyk w kolumnach 200-tysięcznych w kierunku USA, także nie powstały spontanicznie. (…)

Jednym z efektów wojny hybrydowej przeciw krajom zachodniej demokracji jest też upadek prestiżu Europejczyków. Jeszcze niedawno „blada twarz” Europejczyka była przepustką otwierającą wszystkie drzwi np. w Meksyku czy Egipcie, a znajomość z „białym” nobilitowała towarzysko. Obecnie ludzie innych kontynentów i ras, obserwując infantylizację rdzennych mieszkańców naszego kontynentu, zobaczyli, że ci, którzy zawsze imponowali im swoją kulturą i osiągnięciami naukowymi, stali się dziwakami potrafiącymi rozpatrywać takie dylematy etyczne jak „gwałcenie” krów (i to nie przez byka, tylko przez inseminatora ze strzykawką). Czyżby szalone „europejskie” pomysły ideologiczne były suflowane przez ruskich „influencerów”?

Tak się dziwnie złożyło, że na „odcinku” polskim w jednej drużynie grają Berlin, Bruksela, Moskwa, Waszyngton, Tel Awiw i Mińsk – wszyscy są zainteresowani w przywróceniu w Polsce „praworządności i trójpodziału władzy”. Dlatego opozycja w Polsce twierdzi, że nasz kraj jest skłócony ze wszystkimi.

To jest komplement dla naszych sterników i znaczy, że rządzący rozpychają się łokciami, starając się wyrwać nieco podmiotowości, czyli nie są marionetkami sterowanymi z zewnątrz. Tym „wszystkim” opozycja jest gotowa pomagać, bo ma odpowiednich generałów, artystów, profesorów i Obywateli PR, gotowych wybudować ukwiecone bramy dla wyzwolicieli z „reżimu PiS”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Gdzie jest kot z Usnarza?” znajduje się na s. 8 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdzie jest kot z Usnarza?” na s. 8 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Wróblewski: USA są ważnym sojusznikiem Polski, ale nasze stosunki mają charakter asymetryczny

Featured Video Play Icon

Uporządkowanie rynku medialnego i zasada wzajemności w stosunkach międzynarodowych. Poseł PiS o wecie prezydenta Andrzeja Dudy wobec nowelizacji ustawy medialnej.

Dr Bartłomiej Wróblewski przyznaje, że decyzja prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowaniu ustawy go nie zaskoczyła, gdyż sygnalizował on wcześniej, iż jej nie podpisze. Żałuje, że prezydent podjął taką decyzję, gdyż nowelizacja uporządkowałaby rynek medialny.

Była szansa przynajmniej, żeby spróbować na nowo uporządkować, właściwie uporządkować rynek medialny w Polsce.

Nie przekonują go argumenty głowy państwa. Przyznaje przy tym, że

Poprawka Konfederacji […] budziła wątpliwości co do zgodności z konstytucją.

Dodaje, że regulacja ta miała charakter marginalny w ramach nowelizacji ustawy. Wskazuje, że ustawa mogła zostać skierowana do Trybunału Konstytucyjnego. Jak mówi poseł PiS, nie należy się powoływać tylko na jedną umowę międzynarodową.

Amerykanie zdają sobie sprawę z postawy części Polaków.

Odnosi się także do kwestii obowiązku szczepień. Wątpi, czy prognozy dra Horbana się sprawdzą. Zaznacza, że

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Marek Ast: nie zgadzam się z uzasadnieniem prezydenckiego weta. Nowelizacja ustawy medialnej nie była wrzutką

Poseł PiS komentuje weto prezydenta Andrzeja Dudy do nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji.

Marek Ast stwierdza, że trudno mu się zgodzić z uzasadnieniem prezydenckiego weta. Jak podkreśla:

Ustawa ta nie była wrzutką, czekała na rozpatrzenie od wielu miesięcy.

Polityk zwraca uwagę, że w wielu krajach europejskich obowiązują regulacje podobne do tych proponowanych przez większość parlamentarną.

Uznaliśmy, że kapitał spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego nie powinien mieć udziału w mediach.

Jak zapewnia rozmówca Katarzyny Adamiak, Zjednoczona Prawica uszanuje decyzję głowy państwa.

O ewentualnym powrocie ustawy pod sejmową agendę zdecyduje pani marszałek Witek.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.