Wysłuchaj całej audycji już teraz!
Zachęcamy do wysłuchania poprzednich audycji, które znajdują się tutaj!
Ryszard Derdziński opowiada m.in o trudnej i pięknej przyjaźni autora Władcy Pierścieni z C.S. Lewisem, wpływie Chestertona i wielu innych wspaniałych, ale też nielekkich rzeczach.
Wysłuchaj całej audycji już teraz!
Zachęcamy do wysłuchania poprzednich audycji, które znajdują się tutaj!
Rozmnażanie gatunku prowadzono metodą in vitro, tylko elity miały dostęp do bonów na seks hetero. Miały wtedy miejsce rzadkie przypadki narodzin bio, a para otrzymywała tytuły Rodzica A i Rodzica B.
Tristan nie spał przez całą noc. Czekający go zabieg przerażał go, mimo że był uważany za bezpieczny i przechodziło go tysiące ludzi przed nim. Wiedział jednak, że nie ma wyboru. Niezależny Sąd na posiedzeniu niejawnym (jawne rozprawy z udziałem obrońców przysługiwały tylko członkom Międzynarodówki Gejowskiej) skazał go warunkowo na reset ID. Warunkiem było poddanie się tranzycji oraz zdobycie pięćdziesięciu plusów ujemnych, które potem decyzją Niezależnego Sądu mogły być przetransferowane na kilka plusów dodatnich.
Pamięć podsuwała mu przeżycia ostatnich miesięcy, które zaprowadziły go aż do karnej tranzycji.
Obudził się tamtego dnia wcześnie – to był wtorek, dzień, w którym obowiązywały promocje w sklepach spożywczych. Obowiązkowe promocje wprowadził Komitet Centralny Tolerancji w celu zwiększenia udziału ludności w konsumpcji. Tristan spojrzał na śpiącego obok Azora.
Rozpięta piżama partnera ukazywała owłosioną męską pierś z ledwie widocznymi bliznami po mastektomii. Proteza przyrodzenia rysowała się pod spodenkami. Azor nazywał się kiedyś Adrian, a przed tranzycją Aniela, jednak ponieważ lubił chodzić na czworakach w obroży, przemianował się na Azora.
Tristan, mimo swoich dwudziestu lat, nie przechodził jeszcze tranzycji płciowej. Kolejki do państwowego szpitala były bardzo długie, a kiedy wreszcie nadszedł jego termin, okazało się, że zabieg nie jest możliwy, gdyż gnębią go liczne zapalenia, mimo przyjęcia trzydziestu sześciu obowiązkowych szczepień. Jego ciało wciąż było takie jak wtedy, gdy wyszło z macicy surogatki. Z tego powodu był trochę obywatelem drugiej kategorii, jednak nie martwił się tym zbytnio, gdyż jego ciało podobało mu się i nie bardzo chciał je zmieniać.
Teraz przypominał sobie, jak nalewał miseczkę mleka sojowego, a gdy stwierdził, że w kredensie są jedynie czipsy Azora z karaluchów i morskich alg, postanowił skoczyć do sklepu, korzystając z dnia promocji. Wychodząc z domu podstawił swoje ID pod czytnik, który zamrugał ostrzegawczo. Automat wprawdzie otworzył jeszcze bramę, ale Tristan wiedział, że na karcie zostało mu już niewiele plusów dodatnich. Wprawdzie ostatnio zdobył ich kilka, smarując sprayem ścianę jednego z niewielu pozostałych kościołów i przyklejając się do asfaltu w proteście przeciw pladze powodzi, ale było to stanowczo za mało.
Plusy dodatnie umożliwiały dostawę energii, wyjście na zewnątrz po zakupy artykułów spożywczych i wypożyczenie wielu potrzebnych w życiu przedmiotów, takich jak pralka, lodówka, telefon, a nawet skarpetki. Większa ilość plusów wystarczała nawet na parę godzin jazdy na rowerze. Jazda samochodem zarezerwowana była tylko dla najbardziej zasłużonych członków Międzynarodówki.
Tristan od jakiegoś czasu borykał się więc z brakiem wygód zapewnianych przez plusy dodatnie. Oświetlenie miał tylko przez trzy godziny dziennie, a w kranie woda pojawiała się jedynie wczesnym rankiem i późnym wieczorem. W dodatku była to woda III klasy, niezdatna do picia. Tristan filtrował ją przez stare egzemplarze „Geja Wyborczego” i przegotowywał, nie niwelowało to jednak przykrego zapachu.
Jego partner, Azor vel Adrian, uzyskał tytuł Zasłużonego Sponsora Klinik Aborcyjnych i w związku z tym posiadał spore ilości plusów dodatnich. Zdobyte za ich pomocą dobra przekazywał dyskretnie młodszemu partnerowi. Żeby uniknąć wysokiego podatku, nie działał oficjalnie przez Fundusz Charytatywny, lecz robił to nielegalnie, na tzw. domowym rynku.
Tristan wrócił do wspomnień. Była szczupła, złotowłosa, o jasnych oczach. Razem z nim weszła do marketu, ale przechodząc obok niego, zamiast zwyczajowo kopnąć go w krocze lub uderzyć w twarz – uśmiechnęła się. Zaszokowało go to zupełnie. Wiedział, że jako męski szowinista zasługuje na najgorsze traktowanie, dlatego zachowanie dziewczyny było tak nieoczekiwane. „Faszystka?” – zastanawiał się, sięgając na półkę po swoje ulubione czipsy ze świerszczy i lebiody. Dziewczyna uczyniła to samo. „Lubisz je? Ja uwielbiam” – powiedziała do Tristana.
Wyszli razem ze sklepu. Tristan niepokoił się, że Kamery Śledzące umocowane co pięć metrów zarówno w pomieszczeniach zamkniętych, jak i otwartych, zobaczą ich razem. Przebywanie razem osób odmiennej płci było niemile widziane, jakiekolwiek zaś bliższe stosunki traktowano jak przestępstwo.
Rozmnażanie gatunku przeprowadzano metodą in vitro, jedynie elity miały dostęp do bonów na seks hetero. Miały wtedy miejsce rzadkie przypadki narodzin bio, a para otrzymywała tytuły Rodzica A i Rodzica B.
Dziecko urodzone w ten sposób miało gorsze szanse na zdrowe i niewspierane farmakologicznie życie, odnotowywano także wtedy ponadprzeciętne rodzinne więzi psychiczne, co groziło pojawieniem się faszyzmu. Dlatego seks hetero był rzadko rozdawanym przywilejem, zabronionym zwykłym obywatelom.
Kiedy tak więc szli obok siebie, ona rozluźniona i wesoła, a Tristan cały spięty, wiedział już, że niczym dobrym to się nie skończy, a jednak nie mógł oprzeć się dziwnemu uczuciu, które go opanowało. „Jak masz na imię?” – spytał, przywołując całą odwagę. „Izolda. To z takiej zakazanej książki” – roześmiała się. Dowiedział się jeszcze, że miała siedemnaście lat i od pięciu lat żyła z partnerką po tranzycji. „Zobaczymy się jeszcze?” – spytała beztrosko. Umawiali się w miejscach, w których, jego zdaniem, drzewa przesłaniały widok Śledzącym Kamerom. Obejmowali się czule i ze zdziwieniem stwierdzali, że mają zupełnie odmienne wrażenia niż w dotychczasowych związkach z partnerami.
To nie mogło trwać za długo! Wkrótce jego ID wyświetliło napis „Anulowano”. I małymi literami: „Przestępstwo z par. 3243 pkt G. Kodeksu Karnego. Zgłosić się po wykonanie wyroku – data i miejsce”. Paragraf 3243 dotyczył promowania faszyzmu.
W poczekalni Karnej Kliniki odebrano mu ID. Następne otrzyma po tranzycji, z kilkoma plusami dodatnimi na koncie na początek nowego życia. Zrozumie i potępi swój błąd, aby odtąd żyć wolny od faszyzmu i nietolerancji, pełen szacunku dla prawa oraz wytycznych Centralnego Komitetu Tolerancji.
Opowiadanie Celiny Martini pt. „Tristan i Izolda” znajduje się na s. 39 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.


W literaturze Tolkiena ludzie żyją otoczeni Opatrznością, ufają, że dobro kieruje ich życiem, ale jeszcze nie mają co do tego pewności, bo nie mają Objawienia. Więc tym mocniej trzymają się nadziei.
Konrad Mędrzecki: Wpadła mi w ręce książka Teologia Tolkiena, którą napisał ksiądz Stanisław Adamiak. To jest przepiękna książka. I to pod każdym względem…
Ryszard Derdziński: Tak, to prawda. To jest jedna z naprawdę wielkich książek ostatniej dekady wydanych w Polsce. Bardzo oryginalna, także dlatego, że jest napisana na podstawie całego dorobku „tolkienowskiego”, jaki ukazał się w naszym języku, w naszym kraju od jakichś 20–30 lat, a który stanowił swego rodzaju kapitał grupy miłośników Tolkiena, którzy widzą w tej literaturze bardzo, bardzo głębokie treści. Tak, ksiądz Adamiak zebrał mnóstwo bardzo ważnych informacji, nawet dodał takie rzeczy, jak na końcu książki, już w języku Tolkiena – w języku quenya, na przykład litanię loretańską, która tu została podana też po łacinie i po polsku. A książka podzielona jest na rozdziały, które praktycznie wyczerpują ten temat, o którym staramy się tutaj rozmawiać i go przekazać.
Ja bym w skrócie powiedział, że życie profesora Tolkiena było tak przesycone wiarą, że każda jego aktywność jest tego świadectwem, także literatura.
To nie jest tak, że Tolkien tworzył alegorie, żeby nawracać, tylko po prostu siłą rzeczy, jeżeli tworzył jakiś mit, wydawałoby się pozachrześcijański, jak Silmarillion, to jest on przesycony tymi wartościami, prawdami ewangelicznym, które dla osób, które czytają głębiej, są tam całkowicie widoczne.
KM: Ewangelia św. Jana zaczyna się od słów: „Na początku było Słowo” i tak się zaczyna Silmarillion – od tych słów.
Przede wszystkim świat skonstruowany przez profesora Tolkiena to jest świat Boga Jedynego, który stwarza wszystko. On się nazywa w języku quenya Eru, czyli Jedyny, i Ilúvatar, czyli Ojciec Wszystkiego. I ten mit kosmologiczny to jest właściwie taka Księga Rodzaju. Jest bardzo piękny, ponieważ on pokazuje też to, nad czym myśleli w średniowieczu filozofowie, połączenie muzyki z harmonią, czyli z tym, co przesyca cały wszechświat – Logosem.
„Na początku było Słowo i Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”. To właśnie to Słowo, ten Logos. On przesyca całą rzeczywistość, On jest harmonijny, muzyczny. Dlatego też można wyobrażać sobie stworzenie jako wielką muzykę. O tym też mówili Ojcowie Kościoła i tacy wielcy filozofowie, jak święty Augustyn i święty Tomasz z Akwinu.
Podzielę się niezwykłym wspomnieniem właśnie à propos tych pierwszych słów Silmarillionu. Myśmy w tym roku, 25 marca, w dniu czytania Tolkiena, byli w Tołkinach – to jest taka miejscowość na północy Polski, skąd pochodziła jedna z rodzin szlacheckich o nazwisku Tolkin. I tam ksiądz proboszcz nas zaprosił, żebyśmy tę naszą uroczystość świętowali w kościele parafialnym, zbudowanym jeszcze w czasach krzyżackich. W tym dniu czytania Tolkiena czyta się po prostu Tolkiena. I myśmy wybrali właśnie pierwszą opowieść Silmarillionu. To było niezwykle piękne, ponieważ ksiądz rozpoczął to czytanie i on tym głosem kapłańskim czytał: „Na początku Eru stworzył” i tak dalej. Tak że tam tym mocniej to zabrzmiało.
25 marca to też jest dzień Zwiastowania. Wielkie święto, Archanioł Gabriel… A też, z tego, co pamiętam, niektórzy teologowie chrześcijańscy mówili, że początek świata nastąpił właśnie 25 marca.
Tak, to jest ta data. Nawet Tolkien już po napisaniu Władcy Pierścieni pisał w listach i mówił, że to było intencjonalne, że naprawdę, kiedy obmyślał, że 25 marca w kalendarzach Śródziemia upadnie Czarna Wieża, Sauron, i zwycięży dobro, miał na uwadze tę właśnie datę tak ważną dla chrześcijaństwa, jaką jest 25 marca. W naszym kalendarzu nie byłoby Bożego Narodzenia bez 25 marca, ponieważ wtedy począł się Pan Jezus, czyli nastąpiła inkarnacja Boga w tym świecie.
Tolkien w swoich mitach ludów, które są opisane w tej fantastycznej opowieści, to też przewidział – że oni mieli taką nadzieję.
Widzieli, że świat jest zepsuty i wiedzieli, że naprawienie go jest możliwe tylko i wyłącznie, gdyby sam Stwórca wszedł w ten świat. Ale nie umieli za bardzo sobie wymyślić w tym wyimaginowanym świecie, jak to może zajść. My już wiemy – dlatego, że jest Betlejem, że jest to wszystko, co się wydarzyło od 25 marca do 25 grudnia. Ale dla nich to była nadzieja, którą żyli, ale nie mieli co do niej pewności.
To jest bardzo piękne w literaturze Tolkiena, że ludzie tam żyją nadzieją, otoczeni Opatrznością, wiedzą, ufają, że dobro, że Bóg Eru kieruje ich życiem, ale jeszcze nie mają co do tego pewności, bo nie mają Objawienia. Więc tym mocniej trzymają się nadziei, ich wiara jest naprawdę wyjątkowo silna, bo nikt im jeszcze tak na 100% tego nie wyjaśnił.
Małgorzata Kleszcz: Ksiądz Adamiak napisał, że Władca Pierścieni, w przeciwieństwie do chociażby Opowieści z Narnii, nie jest przepisaniem Ewangelii na język baśni, a sam Tolkien zarzekał się, że jego dzieło nie ma być alegorią. Ksiądz Adamiak napisał też, że można zauważyć pewne podobieństwa między Frodem a Jezusem, np. ofiary, dźwiganie ciężaru cudzych grzechów na górę. Co Pan o tym myśli, panie Ryszardzie?
Tolkien nie znosił alegorii jako narzędzia do naprawiania ludzi. On uważał, że trzeba wykonać większą pracę, czyli nie – przybrać prawdy chrześcijańskie w szaty na przykład jakiejś powieści fantasy, tylko żeby człowiek szukał jeszcze głębiej – sam odkrywał pewne rzeczy, pewne podobieństwa, które nie są tak naprawdę alegorią, a jedynie rodzajem typu. W Starym Testamencie mamy różne opowieści o osobach, które w jakiś sposób zapowiadają Pana Jezusa czy Maryję. Wtedy mówimy o typie Maryi, o typie Chrystusa.
I tutaj w pewnym sensie mamy taki mitologiczny typ Jezusa, którym jest Frodo. On jednak nie do końca jest Chrystusem z tego względu, że Frodo zawiódł. I to też daje nam naukę, bo Pan Jezus nie zawiódł.
Czyli mamy pokazane, jak to się dzieje u zwykłych śmiertelników i jak Opatrzność, mimo wszystko, może pokierować nawet tym, który zawiódł, a prowadzi to nas, nasze myśli ku Temu, który nigdy nie zawodzi, któremu można stuprocentowo zaufać – Panu Jezusowi.
MK: No właśnie. Tolkien powiedział przecież, że Ewangelia jest zbyt piękna i zbyt prawdziwa, by ją pisać na nowo.
O tak, to są słowa Tolkiena. Tak.
KM: Święta kojarzą się też z drzewami, z choinkami, a profesor Tolkien kochał drzewa. Czy jakiś ent może stawał w czasie Świąt Bożego Narodzenia w domu państwa Tolkienów?
Całkiem możliwe. Ale w Anglii nie zwracają aż tak dużej uwagi na Wigilię, jak na ten główny dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia, i wierzą, że w nocy przychodzi Father Christmas, taki Duch Bożego Narodzenia, czyli też nie Święty Mikołaj, i kładzie prezenty pod choinkę. Tak że tutaj pod pewnymi względami się różnimy.
Ale pamiętajmy o tym, że w Anglii słowo ‘Christmas’ oznacza tak naprawdę Mszę Chrystusową. To właśnie Pasterka, czyli msza bożonarodzeniowa. A taki jest sens tego święta.
I kiedy ktoś używa angielskiego słowa ‘Christmas’, to nawet jeżeli nie chodzi do kościoła, to mówi: Msza Pana Jezusa, a to jest to najważniejsze w tym święcie.
MK: Panie Ryszardzie, czy to prawda, że na warszawskim Służewcu powstały ulice Gandalfa i Tolkiena?
Tak. To jest naprawdę niezwykłe wydarzenie, ponieważ w niewielu krajach mamy tego typu zjawisko. To wszystko dzięki wspaniałym radnym z dzielnicy Mokotów. Szczególnie wielkie podziękowania należą się panu Marcinowi Gugulskiemu. Notabene jego małżonka, pani Katarzyna Chmiel-Gugulska, jest wybitną artystką tolkienowską. Tak że mamy tolkienistów we władzach Warszawy i oni bardzo się starali o to, żeby takie ulice powstały. Znajdują się w tej części Mokotowa, którą nazywa się potocznie Mordorem. Czyli mamy dwie gwiazdy, takie światło w tej ciemności.
Wywiad Konrada Mędrzeckiego i Małgorzaty Kleszcz z Ryszardem Derdzińskim, pt. „Teologia profesora Tolkiena”, znajduje się na s. 38 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.


Po roku 1989 w Polsce nie ukazała się w zasadzie ani jedna książka klasy Trylogii, Lalki czy Ziemi obiecanej … Być może to zjawisko światowe. Wystarczy przyjrzeć się laureatom literackiego Nobla.
W lipcu tego roku ukazała się druga część Twojej trylogii, Miłość w czasach tyranii. Kiedy wpadłeś na pomysł napisania „trylogii ziemiańskiej” i co Cię do tego skłoniło?
O takiej książce marzyłem, odkąd rozstałem się z niezbyt fortunnie wybranym zawodem inżyniera budownictwa wodnego… Dwór ziemiański, który towarzyszył mi przez pierwsze piętnaście lat życia – aż do zagłady mojego świata, jaką była tzw. reforma rolna – mimo upływu dekad pozostał w mojej świadomości cudowną Arkadią, wspomnieniem, którego nie traci się nigdy. Owa Arkadia została unicestwiona na rozkaz Stalina. Zagłady dokonali bandyci zwani komunistami. Po ich „reformie rolnej” zostały ruiny dworów, pałaców i resztki parków. Zniszczyli meble, obrazy, książki, a właścicieli wymordowali lub przynajmniej wygnali z domów…
W jednym z moich pierwszych opowiadań, napisanym w końcu lat 50. ubiegłego wieku, a noszącym tytuł Kotesan, opisałem chłopca i jego ukochanego psa, zastrzelonego przez niemieckiego żandarma. Tym chłopcem byłem ja. Zdarzenie też było prawdziwe, tylko bohater był anonimowy – przybył nie wiadomo skąd i nie wiadomo czyim był synem. Takie słowa jak „ziemianin”, „właściciel majątku ziemskiego” były wówczas zakazane. Cenzura dopuszczała jedynie słowa „obszarnik”, „krwiopijca” czy wróg ludu”.
A jednak postanowiłeś podjąć próbę oszukania cenzury…
Decyzję o napisaniu powieści na temat zagłady ziemiaństwa podjąłem po śmierci moich Rodziców. Mama zmarła w roku 1963, Ojciec sześć lat później. Postanowiłem wznieść im pomnik. Nie z marmuru albo z granitu. To miała być powieść o tych, którzy za sprawą sowieckich i rodzimych bandytów zostali skazani na całkowite zapomnienie. (…)
A co pozytywnego przyniosły, Twoim zdaniem, nowe czasy?
I tu jest problem… Bo przykładów pozytywnych w zasadzie nie dostrzegam… Życie kulturalne się załamało. Kulturę zdominowała rozrywka, i to w większości dość prymitywna. Oczywiście to nie jest wina III RP. Do zapaści doszło już w latach stanu wojennego. To wtedy wartościowych twórców zastąpiły miernoty. Pretensje mogę mieć jedynie o to, że takiego stanu dotąd nie dało się naprawić. Po roku 1989 w Polsce nie ukazała się w zasadzie ani jedna książka klasy Trylogii Sienkiewicza, Lalki Prusa czy Ziemi obiecanej Reymonta… Być może to zjawisko światowe. Wystarczy przyjrzeć się laureatom literackiego Nobla.
Od wielu lat w Sztokholmie nie nagrodzono ani jednego wybitnego pisarza. Ostatnim był chyba Mario Vargas Llosa. Może to skutek opanowania jury, nie tylko zresztą tej nagrody, przez lewicę, promującą swoich żenujących „wieszczy” i „wieszczynie”.
Nie inaczej jest w filmie. Mieliśmy kiedyś wybitne dzieła, a do kin waliły tłumy. Ale problem szmiry w filmie nie dotyczy wyłącznie nas. Gdzie dziś tacy twórcy jak Saura, Bergman, Visconti, Fellini, Buñuel i wielu, wielu innych? W teatrze również wypociny grane przez półnagich aktorów. Przybywa muzeów, co cieszy, ale chyba niewiele z nich dotyczy sztuki sensu stricto. Bo chyba trudno genitalia rozpięte na krzyżu nazwać sztuką. Załamała się także krytyka literacka i artystyczna. Zamiast następców Sandauera, Kijowskiego i Berezy mamy pseudokrytyków piszących recenzje opłacane przez wydawców. (…)
Wydawnictwa, księgarstwo, czytelnictwo… Jak oceniasz te aspekty działań okołoliterackich?
Czytelnictwo faktycznie kuleje, chociaż księgarnie zawalone są książkami. Trudno więc mówić o regresie. Przynajmniej jeżeli przyjmiemy kryteria ilościowe. Gorzej jest jednak z jakością. Wystarczy przejrzeć księgarskie półki.
Królują pamiętniki, poradniki, przewodniki i książki kucharskie. Z dokonań „literackich” najwięcej wypocin celebrytek, polskich i zagranicznych kryminałów, horrorów, thrillerów, poradników quasi-psychologicznych i wspomnień quasi-polityków.
Powieść psychologiczna, drążąca istotę bytu współczesnego człowieka, zeszła do podziemia. Taką literaturę wydają tylko niszowe wydawnictwa, pozbawione środków na reklamę i miejsca na tzw. półeczce. Dobrą książkę można dziś zamówić tylko przez internet… Największe wydawnictwa propagują wysokonakładową chałę – np. wspomnienia byłej więźniarki-prostytutki. Albo opis przygód seryjnego mordercy-gwałciciela… Tacy „twórcy” zarabiają krocie. Pisarze, którzy chcą i którzy mają coś do powiedzenia, muszą wydawać książki własnym sumptem. A nawet jeśli jedno z tych małych, ambitnych wydawnictw zaryzykuje wydanie tomu prawdziwej prozy, to i tak nie zdobędzie pieniędzy, aby zapłacić autorowi honorarium. Jakież zresztą są to pieniądze!
Przy sprzedaży tysiąca egzemplarzy autor, otrzymując wynagrodzenia w wysokości 10–12 procent od sprzedanego egzemplarza, zarobić może tysiąc, może dwa tysiące złotych. Dwa tysiące za rok albo kilka lat pracy! Za taką kwotę nawet żebrak nie chciałby siedzieć pod kościołem.
I obawiam się, że jeżeli MKiDN nie znajdzie rozwiązania tego problemu, to wkrótce zabraknie w Polsce ludzi, którzy będą chcieli dzielić się z nami swoją wiedzą i talentem.
Cały wywiad Krzysztofa M. Załuskiego z jego ojcem, pisarzem Stanisławem Załuskim, pt. „Pisarz – gatunek ginący?”, znajduje się na s. 7 grudniowego „Kuriera WNET” nr 102/2022.


Gościem Joanny Rawik jest Tomasz Marzecki, absolwent warszawskiej PWST, znany aktor, lektor i reżyser dubbingowy.
Tomasz Marzecki jest przede wszystkim lektorem i reżyserem dubbingu, ale również cenionym aktorem. Starsze pokolenie może go znać z roli Tomka Piekarskiego w serialu radiowym „Matysiakowie” i roli gen. Rozwadowskiego w filmie „Zapomniany generał”. Młodsi słuchacze z pewnością kojarzą Tomasza Marzeckiego jako Xardasa z kultowej serii gier komputerowych „Gothic”.
Posłuchajcie opowieści naszego gościa o sztuce teatralnej i sekretach warsztatu aktorskiego.
[ARP]
Tematem tego odcinka jest historia podróży Juliusza Słowackiego na Bliski Wschód, gdzie napisał swój poemat „Anhelli”. Niedawną rocznicę tego wydarzenia uczciła polska ambasada w Libanie.
Audycję prowadzą: Kazimierz Gajowy, Adam Rosłoniec i Aleksandra Smejda-Rosłoniec.
Personalizm zawsze w centrum stawia osobę ludzką w jej nie tylko biologicznym, historycznym i społecznym bytowaniu, lecz w wymiarze go przekraczającym w kierunku ponadnaturalnym i ponadhistorycznym.
Teresa Grabińska
Arystoteles (384–322 przed Chr.) w księdze III Polityki zastanawiał się, czy dobry człowiek automatycznie staje się dobrym obywatelem i – odwrotnie – czy bycie dobrym obywatelem jednocześnie sprawia, że się jest dobrym człowiekiem. W świetle analizy moralności funkcjonariuszy Niemiec hitlerowskich i podobnych zbrodniczych reżimów, ale i moralności tzw. zwykłych obywateli obojętnych na zło publiczne, rozstrzyganie na nowo tak postawionego problemu jest zadaniem ponadczasowym. W celu podjęcia go należy:
1) określić, co się kryje pod pojęciem moralności – jeśli utożsamiać ją z powinnością czynienia dobra (przedmiotu etyki) i nieczynienia zła;
2) przedstawić związek norm moralnych z przyjętymi dobrami (wartościami);
3) ustalić stopień humanizacji struktury państwa, którego członkami są ludzie-obywatele.
W niniejszym eseju przybliżone zostaną w pierwszej kolejności: rozumienie moralności i relacja moralności do etyki, czyli pkt (1).
W Małym słowniku terminów i pojęć filozoficznych (MSTiPF) pod redakcją Antoniego Podsiada i Zbigniewa Więckowskiego
moralność w tzw. sensie neutralnym, tj. podstawowym, poprzedzającym ocenianie człowieka lub jego czynów – moralnie dobry/zły, jest to „szczególna, normatywna relacja osoby-podmiotu do świata osób (także siebie samej) i związanego z nim świata wartości”. (…) Świat wartości (dóbr) wkomponowany jest w całość bytu, którego osoba jest częścią i których to dóbr sięga, trzymając się norm postępowania. (…)
W A Dictionary of Political Thought Rogera Scrutona, w związku zapewne z tematyką słownika, moralność jest wyłącznie i bezpośrednio zestawiona z polityką (w haśle morality and politics), a więc w nawiązaniu do trzeciego punktu problemu: moralność człowieka a moralność obywatela. Scruton podjął arystotelesowski temat, pytając o relację działań motywowanych moralnie i motywowanych politycznie oraz o zasadność włączenia norm moralnych do stanowienia w polityce. Nawiązał do poglądów Arystotelesa, Marka Tulliusza Cycerona (106–43 przed Chr.), Niccolò Machiavellego (1469–1527), ale i Włodzimierza Lenina (1870–1924). (…)
Warto przytoczyć, także w perspektywie rozważań Scrutona, jak moralność jest rozumiana w Słowniku etyki (Slowar po etikie – SpE), wydanym w Moskwie w 1975 r. pod redakcją Igora S. Kona (1928–2011). W sowieckim słowniku SpE poświęcone jest moralności dużo miejsca i aż sześć haseł: moralność jako taka oraz w zestawieniu ze sztuką (moral i iskusstwo), nauką, polityką, prawem i religią. (…) zgodnie z SpE jest ona po prostu przedmiotem badań etyki, lecz nie chodzi o tradycyjne badania analityczno-teoretyczne, lecz raczej o sprowadzenie etyki do nauki zgoła doświadczalnej. Wynikiem zaś tych badań ma być regulowanie zachowania człowieka w taki sposób, aby było ono spójne z zachowaniem innych, tzn. w wymiarze społecznym, we wszystkich sferach funkcjonowania człowieka.
Moralność zatem powinna iść w parze w przestrzeganiem dyscypliny, a ta powstaje na podstawie jeszcze innych norm niż moralne, np. „prawnych, dekretów władzy państwowej, produkcyjno-administracyjnych rozporządzeń, regulaminów organizacji, wytycznych pochodzących od funkcjonariuszy”.
Należy zwrócić uwagę na oczywistość tworzenia w ujęciu SpE przeciwwagi w postaci regulacji zewnętrznych (np. politycznych), niekoniecznie zgodnych z normami moralnymi, w stosunku do norm etycznych. Ponieważ to nie normy moralne mają być czymś stałym (punktem odniesienia ludzkiego postępowania) i w myśl SpE ciągle podlegają badaniu, to naturalna staje się ich zależność lub wprost pochodność od innych norm.
Okazuje się więc jasne, skąd się bierze owa niechlubnie osławiona „moralność socjalistyczna” oraz jak objawia się przykład błędu socjologizmu (vide eseje w „Kurierze WNET” nr 77, 94, 99), również w jego współczesnym, modnym, neomarksistowskim wydaniu.
W SpE użyte hasłowe słowo moral, którego znaczenie mimo wszystko jest związane z tradycją łacińskiego odpowiednika moralis, zostaje następnie zastąpione rosyjskim słowem nrawa. Ono także oznacza moralność, ale w przytoczonym, szerszym niż tradycyjnie znaczeniu, bo obejmującym kontekst społecznego przyzwolenia na określone zachowanie, bliskie społecznie lub politycznie akceptowanemu obyczajowi, któremu ma się podporządkować jednostka. „Moralność takiego lub innego społeczeństwa przede wszystkim zakłada wykładnię (sodierżanie) zachowania [a nie intencję czynu indywiduum jak w tomizmie i personalizmie – T.G.], tj. akceptowany sposób zachowania, nazywany słowem nrawa”.
Marksistowsko-leninowskiemu rozumieniu moralności w kulturze europejskiej, także zachodniej, otworzyła poniekąd drzwi reformacja. Odrzuciła bowiem tradycję Kościoła, w której obok przekazu Objawienia ważnym filarem jest systematyczne filozoficzne wyjaśnianie prawd teologicznych.
Od XIII w. jego najczęściej artykułowaną podstawą jest filozofia tomistyczna, a w dwudziestowiecznym wydaniu – pochodny jej personalizm. I choć niektórzy, także polscy duchowni zdają się być zdegustowani częstym cytowaniem Jana Pawła II (1920–2005), to niezależnie od być może różnych intencji tych, którzy cytują jego słowa, był on głosicielem myśli personalistycznej, którą twórczo rozwijał jako Karol Wojtyła. Przyszło mu ją przybliżać całemu światu wbrew socjologizowaniu etyki, tak charakterystycznemu dla wszelkiego autoramentu ideologii lewackich. (…)
Personalizm, mimo różnych jego odcieni, zawsze w centrum stawia osobę ludzką w jej nie tylko biologicznym, historycznym i społecznym bytowaniu, lecz w wymiarze go przekraczającym w kierunku ponadnaturalnym i ponadhistorycznym. Ponadto relacja osoby ludzkiej do społeczności wyczerpuje się w tym, że to aktualizacja wszelkich bytowych potencjalności istoty ludzkiej (podobnie jak u Arystotelesa) jest celem rozwoju społecznego, nie zaś jego przedmiotem (jak w marksizmie).
Tomistyczny personalizm w XX wieku rozwijali twórczo francuscy filozofowie, ale i szkoła polska ma w nim swój udział. Wpisuje się weń Karol Wojtyła swoją filozofią czynu w dziele Osoba i czyn, poprzedzoną sformułowaniem normy personalistycznej, która była przywoływana w poprzednich esejach (vide „Kurier WNET” nr 76, 84) i jasną deklaracją wyrażoną w tytule artykułu z 1964 r. Człowiek jest osobą.
Norma personalistyczna Wojtyły, która jako podstawa etyki (w jej teorii dóbr, wartości, tj. aksjologii) jest istotnym uzupełnieniem imperatywu kategorycznego Immanuela Kanta (1724–1804, vide „Kurier WNET” nr 99) o postulat wskazujący na miłość jako na jedyne i „pełnowartościowe odniesienie” do osoby. Ale nie po prostu na miłość przeżywaną w stosunku do własnej osoby oraz do bliźniego, lecz w koniecznym związku z odpowiedzialnym postępowaniem, z pozytywnie moralnie kwalifikowanym sprawstwem.
Cały artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Moralność a etyka” znajduje się na s. 12 październikowego „Kuriera WNET” nr 100/2022.


Wojciech Jankowski nadawał z ulicy Łyczakowskiej 55 we Lwowie, gdzie znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona Zbigniewowi Herbertowi. W tym domu polski poeta mieszkał od roku 1924 do 1933.
Audycja była nadawana w rocznicę urodzin Zbigniewa Herberta (29 października 1924 r.).
W październiku bieżącego roku Nagrodę im. Zbigniewa Herberta otrzymała Marianna Kijanowska, ukraińska poetka, tłumaczka, prozaiczka. Kijanowska jest autorką zbioru „Babi Jar. Na głosy”, który jest poświęcony zamordowany w tym miejscu Żydom w trakcie II wojny światowej. Symbolicznym wręcz jest fakt, że w czasie wojny nagrodę Herberta otrzymała lwowianka, mieszkanka miasta, które też było ostrzeliwane w trakcie rosyjskiej inwazji.
Marianna Kijanowska mieszka 500 metrów od miejsca, w którym stoję – powiedział Wojciech Jankowski. Laureatka nagrody, podobnie jak Zbigniew Herbert, mieszkała na ulicy Łyczakowskiej we Lwowie.
Wojciech Jankowski prezentuje także wywiad z ks. Romanem Kratem, rzecznikiem Diecezji Odesko-Symferopolskiej, który opowiada w rozmowie z Wojciechem Jankowskim o sytuacji w Chersoniu, patriarsze Cyrylu, stosunkach z Prawosławną Cerkwią Ukrainy i roli Kościoła katolickiego w czasie rosyjskie inwazji.
Olga Siemaszko i Paweł Bobołowicz rozmawiają o aktualnościach białoruskich i ukraińskich.
Skrót najświeższych informacji z Białorusi przygotowała Olga Siemaszko:
Wysłuchaj całej audycji już teraz!
Artysta opowiada o życiu artystycznym wśród Ukraińców, które trwa na przekór wojnie.
Ukraiński aktor i prezenter telewizyjny, założyciel Teatru Lwowskiego im. Łesia Kurbasa. Mimo że musiał opuścić Ukrainę, nie zaprzestał działalności artystycznej. Zdradza nam, nad czym teraz pracuje:
Współpracuję przy spektaklu „Miłość i wojna”. To opowieść o początkach chrześcijaństwa w naszej części Europy. Gram Włodzimierza Wielkiego, który ochrzcił Ruś Kijowską.
Oleh Dracz jest również wykładowcą. Stara się pracować ze studentami i dzielić swoją wiedzą, choć nie jest to łatwe.
Wielu moich studentów wyjechało za granicę, są uchodźcami w Niemczech, Danii, Norwegii czy Polsce. Na szczęście możemy pracować zdalnie, przez wideoczat.
– mówi nasz gość.
Dracz pracuje również nad spektaklem „Miłość i pogarda, pokój i wojna”. Jest w nim ważny polski trop. Chodzi o córkę Bolesława Chrobrego – Świętosławę.
Na początku badałem kroniki średniowieczne, musiałem dużo dowiedzieć o historii Polski, gdyż nie była mi szczególnie dobrze znana. Podobnie, jak pewnie wielu Polakom nie jest dobrze znana historia Ukrainy…
[ARP]
Józef Mackiewicz z żoną Barbarą Toporską; lata 80, Monachium | Fot. Archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu
Wśród tematów poruszanych przez Wielką Wyprawę Radia Wnet po raz kolejny pojawił się pisarz i publicysta Józef Mackiewicz. Tym razem wypowiada się o nim rumuński polonista – tłumacz dzieł Mackiewicza.
Profesor Constantin Geambaşu jest rumuńskim polonistą, który zafascynował się twórczością Józefa Mackiewicza. Dzięki niemu dzieła polskiego pisarza ukazują się w języku rumuńskim.
Odkrywanie Mackiewicza w komunistycznej Rumunii nie było łatwe.
Jako polonista nie miałem dostępu do jego tekstów.
Ze względu na komunizm, na spory emigracyjne, Mackiewicz nie był znany w tych krajach.
Rozmówca Piotra Mateusza Bobołowicza wypowiada się między innymi na temat jednoznacznego stosunku Mackiewicza do reżimu ZSRR.
Mackiewicz był kategorycznym antykomunistą. Przez całe życie prowadził zdecydowaną, konsekwentną politykę – zarówno swoim zachowaniem, jak i jako autor.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
K.K.
Prof. Włodzimierz Bolecki: obecność Mackiewicza w mediach nie przystaje do rangi jego pisarstwa