„Serce Ojca” to wyjątkowy dokument ukazujący cuda i niezwykłą moc wstawiennictwa św. Józefa w życiu ludzi na całym świecie. Film przedstawia poruszające historie pełne nadziei, wiary oraz Bożej opieki
Wśród opowieści ukazanych w filmie znajduje się historia wielodzietnej rodziny, której życie odmienił cud za wstawiennictwem św. Józefa :„Moja żona, Rosa, bardzo poważnie zachorowała po urodzeniu naszego jedenastego dziecka. Zmagała się jednocześnie z obustronną zatorowością płucną, zakrzepicą mózgu i ostrym obrzękiem płuc. Spędziła 21 dni na OIOM-ie, a lekarze nie dawali jej żadnych szans. Mówiono mi, że nawet jeśli zdarzy się cud i przeżyje, pozostanie niewidoma i w stanie półświadomości. Wtedy zaczęliśmy jeszcze gorliwiej modlić się za wstawiennictwem św. Józefa” – opowiada bohater filmu.
Pomimo dramatycznej diagnozy, wiara i modlitwy rodziny przyniosły cud uzdrowienia. Ojciec rodziny dzieli się swoim świadectwem:
Ludzie często pytają mnie, jak to jest mieć 14 dzieci i nie zwariować. Odpowiadam, że zawierzyliśmy wszystko św. Józefowi – dodaje.
Film „Serce Ojca” / materiały dystrybutora
W Polsce znajdują się dwa miejsca szczególnie związane ze św. Józefem i uznane przez Kościół za miejsca jego objawień i cudów – Kalisz oraz Leżajsk. Szczególnie znane jest Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, jedno z nielicznych na świecie, gdzie ten święty czczony jest w sposób tak uroczysty. W sanktuarium znajduje się cudowny obraz Świętej Rodziny, koronowany w 1796 roku, którego historia również wiąże się z cudem. Pewien ciężko chory mężczyzna prosił św. Józefa o dobrą śmierć. Święty miał mu zapowiedzieć, że jeśli namaluje obraz Świętej Rodziny i ofiaruje go kolegiacie w Kaliszu, zostanie uzdrowiony. Po wypełnieniu obietnicy mężczyzna odzyskał zdrowie.
Film „Serce Ojca” / materiały dystrybutora
Ten hiszpański dokument, wyreżyserowany przez Andrésa Garrigó i Pablo Moreno – twórców takich filmów jak Najświętsze Serce czy Fatima. Ostatnia tajemnica – spotkał się z entuzjastycznym odbiorem widzów. Aż 88% użytkowników portalu Rotten Tomatoes oceniło go pozytywnie. Film ukazuje św. Józefa jako wyjątkowego orędownika, do którego modlitwy kierują miliony ludzi na całym świecie.
„Serce Ojca” to inspirująca opowieść, która zachęca do zaufania św. Józefowi w codziennych trudnościach i najtrudniejszych chwilach życia. W polskich kinach od 31 stycznia.
Więcej informacji o filmie „Serce Ojca” można znaleźć na stronie dystrybutora: Serce Ojca – Rafael Film
David Keith Lynch amerykański reżyser, aktor, producent, scenarzysta, muzyk i malarz. Był jednym z najbardziej kontrowersyjnych i charakterystycznych amerykańskich reżyserów filmowych. David Lynch wypracował własny styl, w którym równie istotną rolę odgrywają wszystkie elementy dzieła: postacie, światło, montaż, muzyka. W swoich filmach często odwoływał się do elementów surrrealistycznych, chętnie tworzył wariacje na temat ludzkiej podświadomości, marzeń i fobii. Część filmów, które stworzył David Lynch starała się pokazać ciemną, ukrytą stronę życia prowincjonalnych miasteczek. Światową sławę przyniósł reżyserowi serial telewizyjny „Miasteczko Twin Peaks”, zrealizowany w 1989 r. Filmy, które stworzył David Lynch były demaskatorskie („Mulholland Drive”, „Dzikość serca”, „Blue Velvet) odsłaniały kurtyny, przedstawiały zakulisowe życia bohaterów, skrywanych przed zewnętrznym światem intryg. Fabuła filmów artysty poprzez to staje się wielopłaszczyznowa, przy czym płaszczyzny te przenikają się wzajemnie. Rzeczywistość snu przenika się z rzeczywistością codzienności, przez co rozmyte wątki trudno jednoznacznie zinterpretować. Widz skazany jest na konieczność samodzielnego rozwiązywania zagadek, surrealistycznych metafor, łączenia przypadkowych zdarzeń w całość.
Zatrzymałem się w martwym punkcie, kiedy usłyszałem wiadomość o śmierci Davida Lyncha. W pierwszej chwili nie mogłem uwierzyć.
Jak to możliwe, że ten człowiek, który przez lata kształtował moje sny, koszmary i wyobrażenia o kinie, odszedł na zawsze?
W głowie wciąż miałem obrazy z „Twin Peaks”, „Mulholland Drive” i „Blue Velvet”, które na zawsze zmieniły moje postrzeganie świata. Kino, które do tej pory było dla mnie tylko formą rozrywki, stało się czymś znacznie głębszym, a to wszystko za sprawą Lyncha.
Tutaj do wysłuchania II część specjalnego programu „Cienie w jaskini” – pożegnania Davida Lyncha:
Nie będzie czwartego sezonu „Twin Peaks”. I choć to tylko jedna z wielu strat, które przynosi ze sobą odejście tego artysty, czuję, jakby zniknęła część mojego świata. Wydawało się, że Lynch będzie wieczny. Jak Lemmy Kilmister, którego śmierć wydawała się – dla mnie przynajmniej – niemożliwa, tak i teraz myślałem, że David Lynch będzie trwać, tworzyć i wytrwale łamać wszelkie zasady kina, jak zawsze. A jednak…
Jak świat kina zareagował na śmierć Davida Lyncha?
Reakcja była natychmiastowa. Ludzie z całego świata zatrzymali się na chwilę, by pomyśleć o tym, co dla nich oznaczał ten twórca. Dla mnie był kimś więcej niż tylko reżyserem – był mistrzem, który potrafił odkrywać przed widzem zakamarki ludzkiej psychiki, zmieniając nasze spojrzenie na rzeczywistość. Jego filmy nie były tylko rozrywką – były podróżą, w którą niektórzy z nas decydowali się wyruszyć, a inne osoby, chociaż przerażone, zostały wciągnięte przez tę nieodpartą magię.
Świat Lyncha był pełen lęku i piękna, groteski i kontemplacji, które sprawiały, że wciąż chcieliśmy wracać do tych obrazów, mimo że były tak dziwaczne, obce i niepokojące. A teraz, po jego śmierci, pozostaje tylko ta dziura, ta pustka, której nie da się wypełnić żadnym innym twórcą. Chciałbym uwierzyć, że znowu ujrzymy coś podobnego, ale serce podpowiada mi, że to raczej niemożliwe.
Miałem zaszczyt spotkać Davida Lyncha dwukrotnie – osobiście. Raz w Łodzi w 2004 roku i raz w Dublinie. I nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w jego obecności świat filmowy stawał się czymś więcej niż tylko iluzją. David Lynch nie był po prostu reżyserem, on był alchemikiem podświadomości. Potrafił wydobyć z rzeczywistości to, co najciemniejsze, a zarazem najpiękniejsze. Na żywo jego obecność była tak intensywna, jak jego filmy – z jednej strony twórcza, z drugiej – niepokojąca, jakby za każdym słowem kryła się wielka tajemnica, którą tylko on potrafiłby wyjaśnić.
Tutaj do wysłuchania rozmowa o spotkaniu z Davidem Lynchem Macieja Werka, lidera formacji Hedone:
David Lynch był artystą totalnym. Można by pomyśleć, że kino to tylko wierzchołek góry lodowej jego talentu. Jako malarz, muzyk, pisarz i reżyser, potrafił wykorzystać każdą z tych dziedzin, by tworzyć coś, co wykraczało poza tradycyjnie rozumiane granice sztuki. Jego filmy, takie jak „Mulholland Drive”, „Zagubiona autostrada” czy „Blue Velvet”, były jak magiczne lustra, w których odbijały się nie tylko lęki i pragnienia bohaterów, ale także nasze własne.
Nie wiem, czy kiedykolwiek powstanie filmy, które tak mocno wpłyną na mnie, jak „Blue Velvet” czy „Twin Peaks”. Choć świat się zmienia, to wciąż pozostaję przekonany, że twórczość Lyncha była czymś wyjątkowym – nie tylko w kinie, ale w całej historii sztuki.
Lynch w swoich wywiadach mówił często o tym, jak ważne jest, by zauważać „obwarzanka, a nie dziurę w nim”. W jego przypadku ta wypowiedź nabiera szczególnego znaczenia. Gdy patrzę na jego dorobek, czuję się, jakbym patrzył na tę dziurę – wypełnioną niezliczonymi wspomnieniami, wrażeniami, emocjami.
Tak, czuję tę pustkę, którą pozostawił. I choć mówi się, że artysta żyje w swojej twórczości, to po jego śmierci pozostaje nam tylko pamięć i jego filmy, które będziemy oglądać w nieskończoność.
Jak pogodzić się z utratą?
Pogodzenie się z tym, że David Lynch już nie stworzy nowego „Twin Peaks” czy nie nakręci kolejnego „Mulholland Drive”, jest prawie niemożliwe. Ale to, co możemy zrobić, to po prostu dziękować za wszystko, co dał nam jego geniusz. I patrzeć na te obrazy, które wciąż mają dla nas głęboki sens, jak zagubiona autostrada – drogowskaz do czegoś, czego nie do końca potrafimy pojąć.
Davidzie Lynchu, dziękuję za każdą wizję, którą podzieliłeś się z nami. Twój świat na zawsze będzie częścią mojego. – Tomasz Wybranowski
Według psychologa Carla Gustava Junga, archetypy są uniwersalnymi wzorcami psychicznymi obecnymi w ludzkiej podświadomości. W "Twin Peaks" odnajdujemy wiele archetypów. To "Cień" - Bob jako projekcja zła ukrytego w ludzkiej psychice i "Persona" - Laura Palmer, której życie podwójne (cnotliwej dziewczyny i osoby prowadzącej rozwiązły styl życia) odzwierciedla walkę między zewnętrznym wizerunkiem a wewnętrzną ciemnością. Anne Jerslev w "Realism and 'The Real' in David Lynch's Twin Peaks" (2001) argumentuje, że Lynch używa tych archetypów, aby badać granice między realnością a nierzeczywistością. Fot. Topolgnussy [Wikipedia]
David Lynch, twórca takich arcydzieł jak „Miasteczko Twin Peaks”, to jeden z najbardziej enigmatycznych reżyserów naszych czasów.
Jego twórczość wnika w najgłębsze zakamarki ludzkiej psychiki i podejmuje trudne pytania o naturę rzeczywistości, duchowości i istnienia.
„Twin Peaks” to nie tylko serial kryminalny, ale także mistyczna podróż, która balansuje na granicy pomiędzy tym, co realne, a tym, co wykracza poza nasze pojmowanie świata. Lynch z każdą sceną kroczy po cienkiej linii, łącząc tajemniczość, niepokój i metafizyczne refleksje.
Tutaj do wysłuchania pierwsza część specjalnego programu „Cienie w jaskini” – radiowego pożegnania Davida Lyncha:
To, co wyróżnia jego dzieło, to zjawisko, które można by określić mianem metafizycznego dualizmu. Miasteczko Twin Peaks to przestrzeń, która jest znacznie więcej niż tylko zbiorowiskiem budynków i postaci. To mikrokosmos, w którym świat zewnętrzny – pełen pozornie normalnych ludzi i wydarzeń – spotyka się z niewidocznymi, transcendentalnymi siłami, które wykraczają poza ludzkie pojmowanie.
Czarna i Biała Chata, które stają się kluczowymi punktami w fabule, są symbolami tego, co ukryte, nieznane, nieuchwytne. Są jak bramy do innych rzeczywistości, w których czas i przestrzeń nie mają już swojej jednoznacznej formy.
Jednym z głównych wątków, które pojawiają się w „Twin Peaks”, jest także niepokojąca walka sił dobra i zła. W postaci Boba, ducha czystego zła, Lynch ukazuje, jak cienka jest granica pomiędzy tym, co „czyste” i „moralne”, a tym, co mroczne i destrukcyjne. Jego obecność nie jest jedynie metaforą zła zewnętrznego, ale również odbiciem ludzkiej psychiki – tej ciemnej strony, którą staramy się ignorować, ale która wciąż wpływa na nasze życie. Siły te wciąż ze sobą walczą, a my, widzowie, stajemy się świadkami tej duchowej bitwy, gdzie nie ma łatwych odpowiedzi.
Lynch bawi się także czasem i przestrzenią. W jego uniwersum wydarzenia nie toczą się w sposób linearny, co dodatkowo podważa nasze tradycyjne wyobrażenie o rzeczywistości. Zamiast tego, czas w „Twin Peaks” jest giętki, zmienny, niemal płynny. To jakby przypomnienie, że nasze życie, tak samo jak ten świat, jest pełne nieuchwytnych momentów, w których czas i przestrzeń zlewają się ze sobą. Ten aspekt twórczości Lyncha zbliża nas do myśli filozoficznych Heideggera, który mówił, że czas jest nie tylko linią, ale także wymiarem, który kształtuje naszą egzystencję.
Nie sposób też pominąć znaczenia tajemnicy, która jest fundamentem nie tylko fabuły, ale całej estetyki „Miasteczka Twin Peaks”. To seria pytań bez odpowiedzi, wskazujących na to, że rzeczywistość sama w sobie jest niepoznawalna. Zamiast szukać prostych wyjaśnień, Lynch stawia nas przed murem nieznanego, zmuszając do zastanowienia się nad tym, czym jest prawda, a czym iluzja. Jego dzieło pokazuje, że to, co widzimy, nie zawsze jest tym, czym się wydaje.
Metafizyka w sensie klasycznym dotyczy tego, co wykracza poza fizyczność świata, tj. pytania o naturę bytu, czasu, przestrzeni i rzeczywistości. W „Twin Peaks” metafizyczne zagadnienia przenikają narrację i estetykę, wyrażając się w takich elementach jak: – dualizm rzeczywistości: Świat przedstawiony to nie tylko codzienność małego miasteczka, ale także przestrzenie transcendentne, jak Czarna i Biała Chata. Zgodnie z analizą Johna Kennetha Muir’a w „The Influence of David Lynch: Iconic Filmmaker and Lasting Legacy” (2015), te miejsca są metaforą ukrytych warstw rzeczywistości i ludzkiej psychiki, oraz – walczące siły dobra i zła: Przedstawione w formie duchowych bytów, takich jak Bob (uosobienie zła) i strażnik Białej Chaty. Według analiz filozoficznych, np. w pracach Marka Fishera („The Weird and the Eerie”, 2016), obecność tych bytów podkreśla, że moralność i duchowość są nierozłączną częścią struktury wszechświata.
Przenikając w głąb „Twin Peaks”, można dostrzec także odniesienia do psychologii Carla Gustava Junga. Lynch niczym psychoterapeuta, bada najgłębsze zakamarki ludzkiej podświadomości, ukazując archetypy, które rządzą naszymi decyzjami i uczuciami.
Postać Laury Palmer, rozdarta między rolą cnotliwej dziewczyny a ukrytą ciemną stroną, to doskonały przykład walki między zewnętrzną persona a wewnętrznym cieniem. W ten sposób Lynch nie tylko stwarza opowieść o zbrodni, ale również o duchowej i psychologicznej ewolucji postaci.
Inspiracje duchowe i religijne także odgrywają tu niebagatelną rolę. Lynch, będący zwolennikiem medytacji transcendentalnej, przenosi te praktyki do swojego dzieła, wykorzystując symbole buddyjskiej Samsary i Nirwany. Czarna Chata staje się miejscem wiecznych narodzin i śmierci, a Biała Chata – przestrzenią, w której możliwe jest wyzwolenie z tego cyklu. To zaproszenie do duchowej refleksji, w której nie tylko świat przedstawiony, ale i nasze własne życie staje się polem do wewnętrznych poszukiwań.
A co z pytaniem o zło? Skąd ono pochodzi? Lynch nie daje jednoznacznej odpowiedzi, pozostawiając nas z pytaniem, które nie ma łatwego rozwiązania. Zło w jego świecie jest nie tylko czymś zewnętrznym, ale także wrośniętym w samą strukturę rzeczywistości. To jak walka dwóch światów – światła i ciemności – z którymi wciąż musimy się mierzyć.
„Miasteczko Twin Peaks” to więc opowieść, która nie kończy się na zwykłym śledztwie. To filozoficzna medytacja nad naturą bytu, dobra i zła, czasu i przestrzeni, w której granice między tym, co realne a transcendentalne, są zacierane. David Lynch stworzył coś, co wykracza poza konwencjonalne kino i telewizję, dając widzowi przestrzeń do duchowych i intelektualnych poszukiwań.
Warto spojrzeć na twórczość wielkiego Davida Lyncha, jako na metafizyczne zaproszenie do refleksji nad tym, co kryje się w cieniu, poza linią rzeczywistości i między wersami metafor.
W tym kontekście pojawia się w finale mój wiersz „Czarny lód nieskończoności duszy” – strofy, które – jak mniemam – mogą stać się kluczem do zrozumienia metafizycznych wątków Lyncha, ukazując, jak zło, czas i przestrzeń mogą przenikać się ze sobą w każdym z nas…
CZARNY LÓD NIESKOŃCZONOŚCI DUSZY
W czerwonych kotarach, w oddechu tajemnicy,
spoglądam w lustro,
gdzie nic nie jest tym, czym się zdaje,
a w sercu noc, która nie zapomina…
„For the last time” – śpiewa Ruth.
Jej głos jak echo, co tli się w martwym powietrzu,
a w kąciku niebieskiej róży kryje się sekret,
którego nikt nie rozwiąże,
bo nikt nie wie, co się wydarzy
po tym, jak rozbłyśnie światło i wszystko
oślepi.
Czas staje w martwym punkcie –
krążące gwiazdy jak zegary bez wskazówek,
a alchemik, który stracił swoją tajemnicę,
zanurza dłoń w nicości, gdzie nie ma już pytań.
Człowiek, niosąc swój cień w mroku,
przechodzi przez drzwi, które nie istnieją,
a miłość – ta, której nie rozerwie nawet śmierć –
wędruje przez oceany czasu, jak złudzenie,
jak nić w labiryncie strefy nicości.
Czarna woda, w której nie odbija się nic,
zamienia się w lód, który naprawdę nie istnieje.
Staję się zagadką, rozwiązywaną tylko przez tych,
którzy wiedzą, jak przejść przez labirynt
z zamkniętymi oczami.
Cień, jak cień, ściga nas przez tę opowieść,
rozpływa się w świecie. A jednak –
ta tajemnica, ten mrok, to wszystko jest
jak melodia, której nie słyszysz. Poczujesz ją
gdy zamilknie. Tajemnica, która nie zna końca,
bo jest ósemką z papierosowego dymu,
kręcącą się na granicy istnienia i nieistnienia.
W finale wszystkie sny splatają się w jedno.
Może ja jestem tym Śniącym? Jung mówił:
Cień to nie wróg, lecz przewodnik.
I oto, w ciszy, rozbrzmiewa śpiew
„For the last time”, ale przecież
to nigdy nie jest koniec.
Wojciech Konikiewicz, jako muzyk, kompozytor i założyciel i reaktywator Związku Zawodowego Muzyków RP, często podkreśla, że artyści są niezbędni nie tylko dla samej kultury, ale i dla społeczeństwa oraz państwa. Z kolei w kontekście współczesnej polityki, Konikiewicz zauważa, że artyści są często niedoceniani przez instytucje rządowe, a ich status zawodowy i społeczny pozostaje marginalizowany. W związku z tym, potrzebują wsparcia ze strony państwa – nie tylko w kwestiach finansowych, ale także w kwestiach gwarantujących im stabilność socjalną i prawo do godziwego życia z twórczości.
Kultura i edukacja w Polsce od lat 90. są traktowane przez kolejne rządy w sposób kontrowersyjny i, niestety, często marginalizujący.
Po zmianach politycznych w 2015 roku, kiedy do władzy doszła ekipa Prawa i Sprawiedliwości, było wiele nadziei szczególnie w kontekście mecenatu państwa i dostrzeżenia artystów, jako ważnej, bo opiniotwórczej grupy, a nie tylko kontestatorów.
Kultura i sztuka w Polsce z jednej strony cieszą się dużym wsparciem finansowym, zwłaszcza w zakresie projektów związanych z tożsamością narodową i patriotyczną, z drugiej zaś często spotykają się z trudnościami, które nie ułatwiają artystom życia. W 2019 roku pojawił się pomysł ustawy o statusie artysty zawodowego. Już od początku był on niejasny, zagmatwany, kontrowersyjny i prowadzący do kolejnej biurokratycznej instytucji mającej decydować o tym kto jest, a kto artystą nie jest.
Ostatecznie projekt ten w formie ustawy nie ujrzał światła dziennego i zawisł gdzieś w niebycie.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Wojciechem Konikiewiczem:
Politycy sobie, a życie sobie. Tysiące artystów wciąż zmaga się z wieloma negatywnymi dla nich przepisami, piętrzącymi się przeciwnościami, co sprawia, że wielu z nich nadal nie ma dostępu do podstawowych świadczeń zdrowotnych czy emerytalnych.
Występują również poważne problemy z edukacją kulturalną. Przemiany w szkolnictwie wyższym, takie jak likwidowanie kierunków artystycznych czy cięcia budżetowe na instytucje kulturalne, wpływają na kondycję kultury narodowej. Wiele osób z branży zwraca uwagę na to, że edukacja artystyczna, zamiast być rozwojowa i twórcza, staje się coraz bardziej komercyjna, z dominacją rynku nad wartościami artystycznymi.
Zanim przejdziemy do rozmowy z Wojciechem Konikiewiczem, kompozytorem, muzykiem, komentatorem polskiej polityki (nie tylko kulturalnej), założycielem i reaktywatorem Związku Zawodowego Muzyków RP, warto przypomnieć kilka faktów. Podczas gdy rząd wspiera niektóre inicjatywy artystyczne, to w kontekście niezależnych twórców pojawia się pytanie, jakim sposobem państwo wspiera tych, którzy nie wpisują się w polityczny główny nurt i rządowi Donalda Tuska „nie biją” czy Mateusza Morawickiego „nie bili braw”.
Wojciech Konikiewicz, który od lat angażuje się w działalność muzyczną, jednocześnie bacznie obserwuje i komentuje sytuację polityczną w Polsce, zauważa, że polityka kulturalna nie służy do końca artystom, którzy pragną zachować niezależność twórczą.
Wojciech Konikiewicz, w licznych wywiadach i to nie tylko na antenie Radia Wnet, często podkreśla znaczenie wolności twórczej i krytykuje sposób, w jaki rząd (rządy) traktuje (traktują) artystów. Jako osoba związana z branżą muzyczną, dobrze zna realia, w jakich funkcjonują twórcy.
Według Wojciecha Konikiewicza bardzo niepokojącym zjawiskiem jest „wykluczanie twórców niezależnych” z przestrzeni publicznej i instytucjonalnej.
Pamiętajmy, że w 2020 roku pojawiły się kontrowersje wokół próby ustawodawcze dotyczące ubezpieczeń społecznych dla artystów. Plan wprowadzenia systemu, który miał na celu zapewnienie minimalnych świadczeń emerytalnych i zdrowotnych dla twórców, w ich opinii, nie był – nawet na papierze – rozwiązaniem problemów. Zamiast uproszczenia procedur w projekcie pojawiły się nowe trudności administracyjne. Ponadto wielu artystów zauważyło, że system w takiej formie byłby skomplikowany i nie dostosowany do ich rzeczywistości zawodowej.
Tego typu zjawiska stają się doskonałym punktem wyjścia do rozmowy z Wojciechem Konikiewiczem o tym, jak obecna sytuacja polityczna i kulturalna w Polsce wpływa na artystów, jakie mają oni wyzwania w dzisiejszym świecie sztuki oraz jak wygląda sytuacja twórców muzycznych, którzy nie podporządkowują się politycznym narracjom bez względu na wektor.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Wojciechem Konikiewiczem „komu w Polsce potrzebni są artyści”:
Badanie „Policzone i Policzeni 2024” wykazało, że w Polsce jest 62 423 artystów, z czego 69% ma dochody poniżej średniej krajowej, a 51% zarabia z umów-zleceń i o dzieło. Ponadto, wielu artystów nie ma ubezpieczenia zdrowotnego i nie może korzystać ze świadczeń socjalnych.
Daniel Światły w dokumencie "Dziennik zapowiedzianej śmierci" mistrzowsko ukazuje Beksińskiego jako postać skomplikowaną, pełną sprzeczności – z jednej strony błyskotliwego, erudycyjnego intelektualistę, z drugiej – człowieka borykającego się z własnymi demonami, które ostatecznie miały tragiczne konsekwencje w jego życiu. W dokumencie nie chodzi tylko o przedstawienie faktów z jego kariery zawodowej, ale także o zgłębienie jego charakteru, wrażliwości, poczucia osamotnienia i wewnętrznych zmagań. Na fotografii scenarzysta i reżyser obrazu Daniel Światły.
Film Daniela Światłego rzuca prawdziwe światło na złożoność relacji Tomasza z otoczeniem i jego zmagania z własnymi demonami.
Film dokumentalny „Dziennik zapowiedzianej śmierci” o Tomaszu Beksińskim, reżyserowany przez Daniela Światłego, początkowo miał być jedynie pracą zaliczeniową studenta drugiego roku w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Wszystko się zmieniło 24 grudnia 1999 roku.
Po tragicznej śmierci Tomasza Beksińskiego w 1999 roku Telewizja Polska zleciła reżyserowi i scenarzyście Danielowi Światłemu dokończenie projektu, który nabrał formy pełnoprawnego filmu dokumentalnego. W mojej opinii to najlepszy film nie tylko o Tomaszu Beksińskim, radiowym czarodzieju, fascynującym tłumaczu kultowych filmów i synu mistrza Zdzisława Beksińskiego, ale przede wszystkim o jego cierpieniach duszy i serca.
Raz stawał się lordem Byronem, albo samym René de Chateaubriand, który często uznawany jest do dziś za swoisty przykład dandyzmu w literaturze i spuściźnie społeczeństwa i literatury XIX wieku.
Dandyzm jako styl życia i postawa, które charakteryzowały się nie tylko wyrafinowaniem, a także – a może przede wszystkim – pewną nonszalancją i dystansem wobec konwenansów.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z drem Danielem Światłym:
Premiera tego nadzwyczajnego i przejmującego obrazu odbyła się w 2000 roku. W niespełna 25 minutach Daniel Światły przedstawił życie i radiową i translatorską twórczość Tomka Beksińskiego, eksplorując także jego fascynację poezją, romantyczną miłością, ale także śmiercią i mrokiem niezrozumienia pośród jemu współczesnych.
Film Daniela Światłego rzuca prawdziwe światło na złożoność relacji Tomasza z otoczeniem i jego zmagania z własnymi demonami. Reżyserowi udało się wniknąć w krwiobieg myśli i motywacji bohatera – Tomasza Beksińskiego.
„Dziennik zapowiedzianej śmierci” cenię za szczerość i wielki emocjonalny przekaz.
Obraz otrzymał Dyplom Honorowy podczas łódzkiego Festiwalu Mediów „Człowiek w zagrożeniu” w 2000 roku.
Daniel Światły (na fotografii) znakomicie uchwycił zarówno publiczny wizerunek Tomka Beksińskiego, jak i jego prywatną stronę. Szczególnie te momenty, w których zmagał się z samotnością, pesymizmem i bólem życia.
Dokument w bardzo osobisty sposób stara się oddać atmosferę, w jakiej Beksiński żył, i ukazać go jako człowieka pełnego sprzeczności: z jednej strony artysty, który potrafił dostrzegać najgłębsze aspekty ludzkiej natury z poetyckim i muzycznym zacięciem, z drugiej – człowieka, który nie potrafił poradzić sobie ze swoimi wewnętrznymi lękami.
Tomasz Beksiński był postacią kultową w Polsce, a „Dziennik zapowiedzianej śmierci” to próba zrozumienia i ukazania złożoności jego życia oraz śmierci.
„Dziennik zapowiedzianej śmierci” nie tylko przybliża osobę Beksińskiego, ale także skłania do refleksji nad naturą ludzkiego cierpienia, samotności i szukania sensu w świecie pełnym chaosu.
Warto obejrzeć ten film… Warto… Tomasz Wybranowski
O filmie „Kulej. Dwie strony medalu” opowiada jego pomysłodawca i autor biografii Jerzego Kuleja, Waldemar Kulej, syn legendarnego boksera.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Chodzi o to, żeby pokazać [młodym ludziom], że mimo, że na ich drodze spotka ich wiele trudności, to jednak determinacja i chęć dążenia do realizacji swoich wyznaczonych celów na pewno pomoże im, aby te cele realizować.
"Quo vadis" reż. Sukankan Roy / materiał promocyjny
Już pod koniec października będzie mieć miejsce światowa premiera siódmej w historii kina adaptacji powieści Quo vadis. Jest to wydarzenie o tyle niezwykłe, że dzieło stworzono w technice… animacji.
Najnowsze „Quo vadis” to produkcja polsko-indyjska. Twórcy podkreślają, że film jest wierny dziełu i duchowi sienkiewiczowskiej powieści, odpowiada zatem tradycyjnym oczekiwaniom miłośników „Quo vadis”. Jednocześnie dzięki formule animacji znanej z gier komputerowych kierowany jest także do młodego odbiorcy.
Na film można się wybrać całą rodziną. Spodoba się dziadkom, rodzicom i wnukom. Animację przygotowano tak, by film dostępny był dla dzieci już od 10. roku życia. Przemoc, obecna przecież w powieści Sienkiewicza, pozostaje w sferze artystycznego niedopowiedzenia i jest oczywista dla dorosłego odbiorcy, natomiast młody widz nie jest nią epatowany. Przy tym dzieło nie traci nic ze swojej fabuły i ducha
zapewnia dystrybutor i dodaje: – Liczymy na to, że mimo animacyjnej formuły filmu zechcą go oglądnąć w kinie dorośli miłośnicy Quo vadis, zabierając ze sobą całe rodziny, by przekazać miłość do powieści Sienkiewicza młodszym pokoleniom”.
Producentem i współreżyserem filmu jest Anira Wojan, która od wielu lat przygotowywała się do realizacji tego dzieła. Szukając partnerów gotowych podjąć się wyzwania stworzenia animowanej produkcji Quo vadis, trafiła do renomowanego studia w… Indiach. To, czego nie mogła znaleźć w Europie, gdzie protokół finansowania jest w dużej mierze zależny od źródeł publicznych i dlatego nie jest wystarczająco konkurencyjny pod względem ceny i czasu, zbudowała wspólnie z indyjskim przyjacielem i partnerem biznesowym Sukankanem Royem, profesjonalistą w dziedzinie animacji, reżyserem i producentem. Bez finansowania ze strony instytucji publicznych udało nam się ukończyć „Quo vadis”. Współpraca z Indiami była pod każdym względem wyjątkowa. Stworzyliśmy unikalny system pracy w międzynarodowym zespole ludzi, dzięki czemu mogliśmy pracować praktycznie na okrągło przez ostatnie 12 miesięcy. „Quo vadis” powstało w dwóch wersjach językowych jednocześnie i mam nadzieję, będzie wędrować po całym świecie promując naszą perłę klasyki, jaką jest „Quo vadis” – mówi Anira Wojan i podkreśla, jak ciekawym doświadczeniem, także artystycznym, było tworzenie wizji klasycznej europejskiej powieści w tak różnym kulturowo zespole. O podobnym doświadczeniu mówi z entuzjazmem Sukankan Roy: „Jako zapalony czytelnik, mimo tego, że mieszkałem w Kalkucie, poznałem dzieło Sienkiewicza. Wzniosłe przedstawienie niuansów starożytnego społeczeństwa rzymskiego i głębokiej subtelności chrześcijaństwa w tym filmie było możliwe tylko dzięki Anirze i… Biblii u naszego boku. Myślę też, że ten film wzmocnił więzi kulturowe między Indiami a Polską”.
W polskiej wersji językowej głosu bohaterom użyczają między innymi Małgorzata Kożuchowska (Eunice), Michał Milowicz (Petroniusz), Michał Koterski (Neron) i Jarosław Boberek (Chilon). Spektakularną, epicką muzykę do filmu i piosenki, które w nim usłyszymy, stworzyli polscy i zagraniczni artyści: Fabien Curtis, Tomasz Szczepanik z zespołu Pectus, raperzy Afu-ra i Sobota, Neil Mukherjee, Dariusz Malejonek, Marcin i Lidia Pospieszalscy, a także znany z YouTube’a duet The Dziemians.
Film jest oficjalną koprodukcją pod patronatem Ministerstwa Mediów Indii, polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a także polskiego Ministerstwa Edukacji. Premiera filmu w polskich kinach będzie miała miejsce już 25 października. Warto rozważyć rodzinne wyjście do kina, a rodziców dzieci w wieku szkolnym zachęcamy, by namawiali nauczycieli do organizowania seansów dla szkół. Warto, by kolejne pokolenia zakochały się w wybitnym dziele naszego noblisty.
Jerzy Stuhr / Fot. Piotr Drabik, Flickr, CC BY 2.0
Informację o odejściu artysty potwierdził jego syn Maciej.
Jerzy Stuhr zapisał się w historii polskiego filmu ponad siedemdziesięcioma rolami pierwszo- bądź drugoplanowymi. Wyreżyserował 8 filmów fabularnych, kilkanaście razy dubbingował filmy zagraniczne filmy animowane. Debiutował u Andrzeja Żuławskiego; często współpracował z Krzysztofem Kieślowskim i Juliuszem Machulskim.
W uznaniu dla zasług Jerzego Stuhra, prezydent RP Bronisław Komorowski przyznał mu w 2011 roku Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Aktor był również laureatem Złotego Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” oraz Orderu Uśmiechu.
Wybrane role filmowe Jerzego Stuhra:
1971 Trzecia część nocy jako laborant
1976 Spokój jako Antoni Gralak
1977 Wodzirej jako Lutek
1979 Amator jako Filip
1981 Przypadek jako działacz ZSMP
1988 Obywatel Piszczyk jako Piszczyk
1990 Życie za życie. Maksymilian Kolbe jako włoski prałat
Pochodził z terenów dzisiejszej Białorusi. W Ziemi Świętej poznał Juliusza Słowackiego. Podczas pobytu w Libanie zyskał sobie sympatię tamtejszej ludności oraz możnych. Założył uniwersytet.
Już 6 maja zapraszamy do Agere Contra na film i dyskusję o polskim jezuicie. Na spotkanie obowiązują bezpłatne zapisy.
“Spotkałam na drodze mężczyznę ubranego w strój arabski, idącego szybkim i pewnym krokiem. Pod orientalną brodą kryła się piękna, wyrazista twarz o jasnej karnacji. W jego oczach błyszczały płomienne iskry […]”. Zapraszamy na pokaz drugiego z trzech odcinków poświęconych Polakom w Libanie, zrealizowanych przez Fundację Fenicja im. św. Charbela!
Po filmie odbędzie się dyskusja o zakonniku, a także o Maronitach. Wezmą w niej udział Aleksandra Smejda-Rosłoniec i Adam Rosłoniec – przedstawiciele Fundacji Fenicja, której prezesem jest Kazimierz Gajowy.
Wydarzenie zostało objęte patronatem Radia Wnet
Agere Contra znajduje się przy ul. Chłodna 2/18 w Warszawie (wejście od ul. Białej)
„Myślę, że młodzież nie będzie chciała chodzić na ten film”
Iga Świątek w ćwierćfinale turnieju w Madrycie okazała się lepsza od Brazylijki Beatriz Hadad Mai ( 4:6, 6:0, 6:2)
Naszą mistrzynię absolutnie stać na zwycięstwo w turnieju rozgrywanym w stolicy Hiszpanii
Czy warto pójść do kina na film „Czerwone maki”? Również o tym w korespondencji Grzegorza Milko.
Nie wiadomo, co chciał przekazać reżyser. […] W@ filmie nie było wystarczająco dużo prawdy historycznej […] Myślę, że młodzież nie będzie chciała chodzić na ten film.