Warszawa we Wrocławiu, czyli „Lalka” oczami Wojciecha Jerzego Hasa — rozmowa z prof. Rafałem Syską

Wrocław_-_tablica_pamiątkowa_-_Wojciech_Jerzy_Has

Prof. Rafał Syska (Uniwersytet Jagielloński) opowiada o Lalce w adaptacji Wojciecha Jerzego Hasa. Zaprasza też na poświęconą filmowi wystawę w Galerii Kordegarda.

Jak mówi rozmówca Konrada Mędrzeckiego, Lalka Wojciecha Jerzego Hasa, to dzieło wyjątkowe. Historyk filmu zaznacza, że film kręcony był we Wrocławiu, a twórcy niejako zbudowali Warszawę na tym tle:

Fellini budował tak Rzym od nowa, żeby tam nakręcić swoje filmy. Has zrobił to samo z Warszawą, ale miał jeszcze jedną taką wielką potrzebę, to znaczy chciał połączyć w jednym fenomenalnym ujęciu Krakowskie przedmieście z Powiślem. Tego w rzeczywistości nie dałoby się zrobić. Natomiast jak zbudował scenografię, największą w historii polskiego kina, i pozwolił bohaterom przechodzić z Krakowskiego przedmieścia na Powiśle, to mógł to zawrzeć w jednym ujęciu. To jest arcydzieło.

~ mówi historyk filmu. Zwraca też uwagę na polityczno-historyczny kontekst powstania filmu. Początkowo władze wspierały projekt jako kosztowną, reprezentacyjną produkcję PRL, ale z czasem pojawiły się naciski, by ograniczyć wątki żydowskie i uczynić film bardziej „epicki” i łatwiejszy w odbiorze. Aby zachować swoją wizję, Wojciech Jerzy Has wykazał się dużym sprytem:

Choć przejął scenariusz napisany przez Kazimierza Brandysa, całkowicie go przerobił. Jednocześnie zręcznie ominął konieczność ponownej oceny – przedstawiał swój tekst jedynie jako „scenopis oparty na scenariuszu Brandysa”, sugerując, że nic istotnego nie zostało zmienione. W rzeczywistości były to dwa zupełnie różne filmy. Dzięki temu zabiegowi uniknął pierwszego etapu kontroli, a ostateczna kolaudacja odbyła się dopiero po montażu. Wtedy film przyjęto dobrze, choć bez większego entuzjazmu – oczekiwano bowiem epickiej, melodramatycznej opowieści, a Haas zaproponował dzieło w pełni autorskie, wymagające i niełatwe w odbiorze.

~ zauważa prof. Rafał Syska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni. Rozmowa z twórcami filmu „Terytorium”

Sala kinowa, fot. Tima Miroshnichenko/Pixels

Nasz film opowiada o problemach zwykłego, współczesnego Polaka – mówią Bartosz Paduch i Marcin Grabowski.

„Terytorium” to dramat psychologiczny z elementami thrilllera, którego akcja toczy się w małym polskim miasteczku. Film walczy o nagrodę w konkursie głównym gdyńskiego festiwalu. Trwają negocjacje dotyczące dystrybucji kinowej filmu.

Amiya, Hvast i Gniewomir Tomczyk w Muzycznym IQ.

Każdemu wolno kochać opowieść o Witoldzie Contim czyli Kiedyś to było – 22.09.2025 r.

Witold Conti reklama marki Orpheon fot. staremelodie.pl

Historia Witolda Contiego, jednego z najbarwniejszych artystów dwudziestolecia, którego życie i karierę przerwała wojna. Marek Teler mówi: „To śmierć zaledwie 36-letniego mężczyzny u progu kariery,”

Witold Conti – aktor, śpiewak i malarz – przez lata pozostawał postacią zapomnianą, mimo że był jedną z gwiazd przedwojennego kina i estrady. Opowiada o nim Marek Teler, autor biografii artysty.

„Chciałem przede wszystkim zobaczyć człowieka, nie tylko skandalistę. Opisać całą jego historię i dorobek, bo to był aktor, który miał liczne role na koncie” – zaznacza.

Przypomniane zostały początki kariery Contiego i jego udział w pierwszej polskiej komedii muzycznej Każdemu wolno kochać (1933). Gość mówi o jego zagranicznych przyjaźniach i relacjach:

„Wiadomo, że przyjaźnił się z Polą Negri, a przez wiele lat związany był z Karolem Szymanowskim”. Nie zabrakło także wątku małżeństwa artysty z Zofią Margulesówną, które miało charakter bardziej towarzyski niż uczuciowy.

W rozmowie wybrzmiewa także dramatyczny finał życia artysty:

„To śmierć zaledwie 36-letniego mężczyzny, u progu kariery, którego rosnące drzewo zostało nagle ścięte” – podkreśla autor.  „Conti padł ofiarą okrutnych czasów wojny. Jego życie pokazuje, jak bardzo historia potrafi przerwać najpiękniej rozwijającą się karierę”.

To audycja o człowieku, który łączył sztukę, charyzmę i skomplikowaną tożsamość, a którego historia po latach wraca, by przypomnieć o bogactwie polskiej kultury międzywojennej.

Marek Teler fot. Redakcja Wnet

Zachęcamy także do wysłuchania poprzedniej audycji!

„Jestem tylko dziewczyną” opowieść o Halinie Żytkowiak czyli Kiedyś to było – 15.09.2025 r.

Narody tracąc pamięć, tracą życie — rozmowa wokół pierwszego przeglądu filmów Marii Dłużewskiej „Patrzę na Ciebie”

Plakat Przeglądu filmów Marii Dłużewskiej, Autor: Wojciech Korkuć

W studiu Radia Wnet goszczą Marek Głowacki i Marek Dorsz – współorganizatorzy wydarzenia, którzy osobiście znali Marię Dłużewską.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Maria Dłużewska była osobą niezwykłą. W latach 70. pracowała jako aktorka, ale świadomie zrezygnowała z kariery zawodowej, by poświęcić się działalności w konspiracji, szczególnie w obszarze kultury niezależnej i w podziemnym Radiu Solidarność. Warto podkreślić, że było to radio działające nielegalnie – dziś mało kto zdaje sobie sprawę, co kryje się za określeniem „program drugi Radia Solidarność” w jej biogramach. Udział w takiej aktywności niósł realne ryzyko: więzienia, represji, pobicia, a nawet śmierci.

~ mówi Marek Głowacki. Dodaje, że działalność Marii Dłużewskiej była wszechstronna: kolportowała niezależną prasę, tworzyła teatr domowy i działała w Solidarności Walczącej:

I trzeba mocno podkreślić: nie chodziło tu o krótki epizod, pół roku czy rok działalności. To były długie lata, od 1982 do 1989, wypełnione stresem, poniewierką i ciągłym lękiem przed aresztowaniem. Maria wybrała taką drogę. A później, gdy zaczęła tworzyć filmy dokumentalne – ponad czterdzieści, w których była reżyserką, scenarzystką czy producentką – można uznać, że była to w pewnym sensie kontynuacja jej wcześniejszej pracy w podziemiu.

26 września w sali widowiskowej Kościoła Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim w Warszawie odbędzie się pierwszy przegląd filmów Marii Dłużewskiej pod hasłem Patrzę na Ciebie. Marek Głowacki mówi o tym, dlaczego należy pamiętać o twórczości polskiej reżyserki:

Tukidydes powiedział: Narody tracąc pamięć, tracą życie. To jest uniwersalna sentencja, którą w szczególny sposób można odnieść do Marii. Ona przypominała naszą historię, odkłamywała naszą historię, przypominała zapomniane albo wręcz wycinane z naszej świadomości postaci, takich jak Joanna i Andrzej Gwiazdowie, takich jak Andrzej Kołodziej i wiele innych. Czyli to może służyć nam jako to powiedzenie, może służyć jako motto praktycznie do wszystkich filmów Marii Dłużewskiej.

Dodaje, że na tegorocznym przeglądzie, zdecydowano się pokazać dwa filmy: Zorza 2 nad Gdańskiem oraz Dzielnieśmy stali i celnie rzucali:

Oba filmy dokumentalne bazują na odkrytych, niezwykle interesujących i nigdzie wcześniej niepublikowanych materiałach historycznych. Jeden z nich przedstawia wizytę papieża Jana Pawła II w Gdańsku w 1987 roku oraz jego decyzję o złożeniu kwiatów pod pomnikiem stoczniowców, a dalsze konsekwencje tej decyzji są ukazane w filmie. Drugi film, Dzielnieśmy stali i celnie rzucali, opiera się na dokumentach z narad specjalnego sztabu MSW odpowiedzialnego za tłumienie tzw. rewolty grudniowej, która w rzeczywistości była brutalną masakrą w grudniu 1970 roku. Te niezwykle cenne materiały stanowią punkt wyjścia do głębszych analiz historycznych.

Marek Dorsz dzieli się też refleksją na temat pierwszego z wymienionych filmów:

Mogę tylko podkreślić, że film o wizycie papieża nie powstał przypadkowo. To bardzo ważne wydarzenie. Pamiętam, jak Maja wraz z Pawłem montowali ten film. Pokazuje ono sytuację, która odsłania nasze dzisiejsze zaniedbania wobec ojczyzny i społeczeństwa – bo papież został tam potraktowany w sposób wyjątkowo brutalny. Nie chcę teraz opowiadać całej fabuły filmu, ale to wydarzenie miało ogromne konsekwencje i nadal nas porusza. Nigdzie na świecie papież nie doświadczył takiego afrontu, jaki spotkał go pod pomnikiem stoczniowców w Gdańsku, i to jest dla nas wszystkich bolesne, zwłaszcza że sprawcami byli nasi rodacy.

Na koniec audycji, goście zachęcają do uczestniczenia w wydarzeniu:

Zapraszamy serdecznie wszystkich, którzy kochają Polskę, wszystkich, którzy cenią sobie polską tożsamość narodową, polską historię, ale również wszystkich tych, którzy cenią sobie prawdę, wierność i szacunek dla drugiego człowieka.

/ab

39. Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów „Niepokalana” 2025 — święto wartościowych mediów

Źródło: strona internetowa Katolickiego Stowarzyszenia Filmowego

Ks. Krzysztof Gryz, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Międzynarodowego Katolickiego Festiwalu Filmów i Multimediów Niepokalana 2025, omawia nadchodzący festiwal i jego znaczenie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Nasz festiwal już od 39 lat promuje wspaniałych twórców, filmowców, radiowców, a w tym roku również fotografów i autorów aplikacji multimedialnych, którzy chcą głosić Ewangelię przez media – przekazywać dobre wartości, nie tylko religijne, ale patriotyczne, społeczne, czy edukacyjne.

~ mówi duchowny. Tegoroczna edycja odbędzie się w dniach 19-21 września. W piątek i sobotę projekcje wyświetlane będą w sali audiowizualnej św. Józefa w parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Józefowie. W ramach wydarzenia odbędzie się też konkurs, zaprezentowane wcześniej dzieła docenione zostaną w niedzielę podczas Uroczystej Gali Wręczenia Nagród, która odbędzie się w Ołtarzewie. Ks. Krzysztof Gryz podkreśla też, że tegoroczna edycja wydarzenia ma dla niego szczególne znaczenie:

W tym roku szczególnie cieszymy się i jesteśmy wdzięczni Bogu za osobiste błogosławieństwo papieża Leona XIV, które udało nam się otrzymać za pośrednictwem nuncjatury. Papież skierował przesłanie do uczestników, a jego treść zostanie odczytana podczas uroczystej gali wręczenia nagród 21 września w seminarium Księży Pallotynów w Ołtarzewie.

W odpowiedzi na pytanie redaktor Jaśminy Nowak, duchowny zaznacza, że współczesne formy multimedialne są znakomitym narzędziem do głoszenia Słowa Bożego:

To absolutnie niezbędne narzędzia, bo to właśnie nimi dysponujemy. Nasz patron, św. Maksymilian Maria Kolbe, już na przełomie XIX i XX wieku był pionierem – tworzył Radio Niepokalanów, planował także rozwój telewizji. Był wizjonerem, który stał się dla nas wielkim autorytetem i przykładem, jak twórczo wykorzystywać media.

I dodaje:

Papież Paweł VI podkreślał z kolei, że Kościół ponosiłby winę wobec Boga, gdyby zaniedbywał używanie tych środków w dziele ewangelizacji. Nigdy wcześniej nie mieliśmy tak szerokich możliwości głoszenia – przez fale radiowe, telewizyjne anteny, głośniki w domach, a dziś także dzięki multimedialnym narzędziom.

W tegorocznej edycji ukazane zostanie 130 prac, w tym 80 dzieł filmowych. Prezentowane treści będą odnosić się m.in. do wartości patriotycznych i religijnych.

Gość Radia Wnet podkreśla, że data, w której odbywa się festiwal jest nieprzypadkowa — trzecia niedziela września została ustanowiona przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego jako Niedziela Środków Społecznego Przekazu:

Podczas moich badań naukowych zauważyłem, że choć to ważne święto istnieje, dotychczas brakowało wydarzenia, które w pełni i świadomie by je upamiętniało. Dlatego postanowiliśmy je mocniej promować – nie tylko w tym roku, ale także w przyszłości. Chcemy, aby było to święto wszystkich mediów, nie wyłącznie katolickich.

Na koniec rozmowy, ks. Krzysztof Gryz zachęca do zapoznania się ze szczegółowym programem festiwalu, dostępnym na stronie ksfniepokalana.pl:

Tam jest też taka zakładka „Wesprzyj nas”, jakby ktoś chciał wspomóc naszą ideę.

/ab

Czytaj także:

Św. Maksymilian Maria Kolbe – „ojciec dyrektor” pierwszego nowoczesnego katolickiego imperium medialnego na świecie

 

W wieku 89 lat odszedł Robert Redford – aktor, który umiał unieść na własnych ramionach cały film

Robert Redford / Fot. WTTC Americas Summit, Flickr, CC BY-ND 2.0

Rozmowa z krytykiem filmowym Łukaszem Adamskim o ikonie Hollywood, jaką był Robert Redford. Przypominamy jego najlepsze role i produkcje. Pożegnanie z Afryką, Tacy byliśmy czy Żądło.

Audycja poświęcona Robertowi Redfordowi, którego życie i twórczość były symbolem przemian amerykańskiego kina. Krytyk filmowy Łukasz Adamski zauważa:

„On nigdy nie dał się sprowadzić do roli hollywoodzkiego przystojniaka – zawsze szukał głębi, zarówno w kinie politycznym lat 70., jak i w niezależnym Sundance”.

Rozmowa prowadzi nas przez najważniejsze etapy jego kariery: od kultowych ról w „Żądle” czy „Wszyscy ludzie prezydenta”, które uchwyciły polityczne napięcia lat 70., przez „Pożegnanie z Afryką” – film nagrodzony siedmioma Oscarami – aż po reżyserskie dokonania, w tym debiutanckich „Zwykłych ludzi” i późniejsze „Quiz Show”. Gość audycji podkreśla:

„Pod maską przystojniaka krył się naprawdę wspaniały artysta, ambitny i świadomy, który chciał dużo zmieniać w środowisku filmowym”.

Szczególne miejsce zajmuje w rozmowie Festiwal Sundance – inicjatywa Redforda, która dała początek karierom Quentina Tarantino, Stevena Soderbergha czy Kevina Smitha.

„Gdyby nie Sundance, nigdy nie zobaczylibyśmy tak szybko takich filmów jak ‘Wściekłe psy’ czy ‘Seks, kłamstwa i kasety wideo’” – przypomina Adamski.

Czy we współczesnym Hollywood pojawi się jeszcze aktor tej rangi? Zdaniem naszego gościa:

„Takich gwiazd jak Redford już nie ma. Dziś może tylko Brad Pitt czy Tom Cruise potrafią pociągnąć film na własnych ramionach”.

 

Zachęcamy także do wysłuchania poniższej audycji:

Stanisława Umińska – jak przedwojenna aktorka została zakonnicą? Historia Siostry Benigny

 

Św. Maksymilian Kolbe walczył miłością — i wygrał! — rozmowa z twórcami filmu Triumf Serca

Twórcy filmu Triumf Serca, fot. ks. Jarosław Kamieński

14 sierpnia, w 84. rocznicę śmierci św. Maksymiliana Kolbego, Konrad Mędrzecki gości twórców amerykańsko-polskiego filmu Triumf serca – reżysera Anthonego D’Ambrosio oraz producentkę Cecilię Stevenson

Rozmówcy mówią o inspiracjach, pracy nad produkcją i przesłaniu, jakie niesie historia polskiego męczennika.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Św. Maksymilian Kolbe w życiu twórców

Antonio D’Ambrosio wspomina, że postać św. Maksymiliana Kolbego była mu znana już w dzieciństwie, ale prawdziwe zainteresowanie przyszło w dorosłości, w czasie ciężkiej choroby i osobistego kryzysu:

Historia św. Maksymiliana Kolbego zaczęła mnie nawiedzać… Gdy odkryłem, że w bunkrze głodowym nie tylko sam oddał życie, ale też zamienił rozpacz w piesń i nadzieję, zrozumiałem, że jego ofiara ocaliła nie tylko towarzyszy niedoli, lecz i tysiące serc w Auschwitz. Ta opowieść rozpaliła we mnie pragnienie, by ją opowiedzieć.

Cecilia Stevenson znała Kolbego z dzieciństwa jako „tego, który oddał życie za innego człowieka w Auschwitz”, ale dopiero współpraca z D’Ambrosio pogłębiła jej wiedzę.

Droga do filmu i produkcja

„Triumf serca” to pierwszy pełnometrażowy film ekipy, realizowany przy minimalnym budżecie – 500 tys. dolarów. Jak mówią goście Radia Wnet, produkcja nie powstałaby bez pasji i oddolnej inicjatywy:

Zrobiliśmy go jako przyjaciele, trochę jak misjonarze

– komentuje Anthony D’Ambrosio. Reżyser filmu wspomina też swoją pierwszą wizytę w Auschwitz w 2022 r., w dzień wspomnienia Kolbego. Jak mówi, był chory, ale przeżył głębokie duchowe doświadczenie:

Czułem, że Kolbe łapie mnie za ramiona i mówi: wybrałem cię, byś opowiedział tę historię.

Ta wizyta, upewniła reżysera, że emocjonalna intensywność historii jest słuszna, ale też uświadomiła mu ciężar, jaki spocznie na aktorach:

Musieliśmy nauczyć się, jak dbać o ludzi, gdy wchodzimy w tak trudne przestrzenie ludzkiego serca.

Producentka filmu również glęboko przeżyła wizytę w Auschwitz:

To miejsce wygląda pięknie – czerwone cegły, równo przystrzyżona trawa, śpiew ptaków – a jednocześnie świadomość, co się tam wydarzyło, była dla mnie bardzo trudna do pogodzenia.

I dodaje:

Przejście obok celi Kolbego było niezwykle poruszające i mocne – to moment, w którym naprawdę czujesz, że stoisz w miejscu, gdzie ta historia się wydarzyła.

Casting był wyjątkowo trudny – aktorzy musieli zgodzić się na głodówkę, utratę wagi, golenie głów i skromne wynagrodzenie.

To byli ludzie, którzy całkowicie oddali się roli… stali się bezbronni jak dzieci.

– podkreśla Anthony D’Ambrosio.

Twórcy wyjaśniają też tytuł filmu. Jak mówią, ma on stać w kontrze do innej produkcji — Triumfu woli, czyli nazistowskiego propagandowego filmu.

Kolbe walczył nie siłą, ale miłością – i wygrał.

– mówi reżyser.

Film wejdzie do kin w Polsce i USA w weekend 12 września, kiedy w kościele katolockim obchodzone jest wspomnienie Najświętszego Imienia Maryi

W kinie widz naprawdę znajdzie się w tej historii – to doświadczenie, którego nie da się odtworzyć w domu.

– zaprasza gość Radia Wnet.

Grzegorz Brzozowicz: W Polskim Instytucie Sztuki Filmowej odbywa się ewidentny lobbing producencki

Reżyser filmów dokumentalnych Grzegorz Brzozowicz opowiada o kulisach przyznawania dotacji na produkcję filmów dokumentalnych przez PISF. Sama procedura budzi według niego wiele wątpliwości

Grzegorz Brzozowicz reżyser filmów dokumentalnych, który aktualnie pracuje nad swoim nowym filmem poświęconym Lechowi Janerce, jednej z ikon polskiej muzyki. Reżyser dzieli się swoimi doświadczeniami związanymi z ubieganiem się o dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Opisuje skomplikowany i pracochłonny proces, w jakim toczy się weryfikacja projektów filmowych, który budzi wiele wątpliwości.

To sumy niebagatelne [dotacje o które ubiegają się wnioskujący]. A mianowicie wśród tychfilmów rozrzut był od 180 tysięcy dotacja do 900 tysięcy, ale od razu powiem, że większość filmów, bo tylko dwa dostały niższe kwoty, to jest kwota między 600, a 900 tysięcy. Ubiegano się o sumy naprawdę, powiem szczerze, że mnie to zaskoczyło, jak drogo wyceniają takie produkcje twórcy, a w zasadzie producenci, bo na przykład film „Szczelina w murze” – dokument, wnioskował o milion siedemset siedemdziesiąt sześć tysięcy.

W wyniku ocen komisji, film o Lechu Janerce nie uzyskał dotacji, czego przyczynę reżyser upatruje w nieprzejrzystości i niesprawiedliwości systemu przydzielania dotacji:

Wydaje mi się, że problem nie jest w tym, że ja zostałem skrzywcony. Dla mnie oczywiście to jest najważniejszy problem, tylko cała ta zasada tego konkursu jest moim zdaniem źle postawiona. To znaczy odbywa się ewidentny lobbying producencki, bo trudno inaczej z mojej perspektywy. Oczywiście ja nikogo nie oskarżam, ale pokażując same fakty, bo gdyby każdemu z tych filmów odjęto, z tych co dostały po 600 i 900 tysięcy, 50 tysięcy, to również by starczyło na mój film. Ale nie o to chodziło, zdaje się. Poza tym pani, której twórczość Janerki ominęła, przeforsowała 4 na 9 filmów ze swojej komisji.

 


 

 

Maks Wieczorski o Festiwalu Filmowym w Cannes czyli Sztuka jest magią – 5.04.2025 r.

(CC)

Student UW Maks Wieczorski, który otrzymał akredytację na zbliżający się Festiwal Filmowy w Cannes opowiada o trzech głównych festiwalach Europy

Gościem Joanny Rawik był zaprzyjaźniony student kulturoznawstwa UW Maks Wieczorski, który właśnie otrzymał akredytację prasowa na Festiwal Filmowy w Cannes! Rozmowa o trzech głównych festiwalach filmowych Europy – Wenecja, Cannes, Berlin oraz akademii filmowej USA, którą rządzą Oscarami. Rozmowa o artystach śpiewających jak Louis Armstrong, Luciano Pavarotti, jak również okoliczności wydarzeń artystycznych.

Zachęcamy do wysłuchania poprzedniej audycji:

Opowieść o Andrzeju Wajdzie w kontekście jego „Notesów” czyli Sztuka jest magią – 29.03.2025 r.

 

Jules Maxwell: muzyczna podróż od Dead Can Dance po hipnotyczne kompozycje solowe z Irlandią w sercu. Rozmowy Wybrana

Jules Maxwell – irlandzki kompozytor, klawiszowiec Dead Can Dance i twórca nastrojowych pejzaży dźwiękowych. Współpracował z Lisą Gerrard przy albumie Burn, komponował dla Shakespeare’s Globe i National Theatre, a jego muzykę można usłyszeć w Royal Opera House. Jego solowe albumy, jak Nocturnes, to subtelna podróż przez melancholię i emocje. Wszechstronny artysta, dla którego dźwięk jest sztuką opowiadania historii., O czym opowiedział Tomaszowi Wybranowskiemu.

Jules Maxwell to artysta o niezwykle szerokim spektrum muzycznym – od wieloletniej współpracy z Dead Can Dance i Lisą Gerrard po solowe projekty przepełnione melancholią i mistycyzmem.

Jules Maxwell to artysta o niezwykle szerokim spektrum muzycznym – od wieloletniej współpracy z Dead Can Dance i Lisą Gerrard po solowe projekty przepełnione melancholią i mistycyzmem.

W niedawnym wywiadzie dla Radia Wnet opowiedział o swojej twórczości, inspiracjach i filozofii muzyki.

Jules Maxwell odnajduje się zarówno w muzyce teatralnej, alternatywie, jak i w subtelnych brzmieniach instrumentalnych. Jego współpraca z Lisą Gerrard i Dead Can Dance otworzyła przed nim nowe ścieżki artystyczne, a jego solowe wydawnictwa, jak „Nocturnes”, świadczą o niezwykłej wrażliwości muzycznej.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Julesem Maxwelle’em:


 

Muzyka, która ewoluuje w czasie

 

 

Jules Maxwell podkreśla, że jego utwory zmieniają się wraz z upływem lat, nabierając nowych znaczeń. „Good Ghost”, utwór grany podczas obecnej trasy, dopiero teraz uświadomił mu, że jest o jego matce. Podobnie piosenka „Blow Torch”, pierwotnie dotycząca młodości, zyskała nowy wymiar w kontekście dojrzałości jego syna.

Artysta zwraca uwagę na znaczenie przestrzeni w kompozycjach. Podczas współpracy z Lisą Gerrard (znakomity album „Burn”) nauczył się, że w muzyce liczy się nie tylko dźwięk, ale również cisza i pauzy. Tworzenie przestrzeni pozwala słuchaczowi lepiej odczuwać emocje płynące z utworu. Wspomina także o współpracy z tancerzami, gdzie kluczowym aspektem jest słuchanie – taniec bowiem sam w sobie niesie muzyczne treści.

Album „Burn” – owoc niezwykłej współpracy

Choć projekt z Lisą Gerrard i Jamesem Chapmanem miał początkowo być czymś innym, ewoluował w album „Burn”. Maxwell nigdy nie spotkał Chapmana osobiście w trakcie produkcji, ale ich współpraca przebiegła intuicyjnie, pozwalając na swobodną wymianę artystycznych wizji.

Maxwell podkreśla, że jego styl jest subtelny, w przeciwieństwie do potężnego głosu Lisy Gerrard. Jego celem jest wciąganie słuchacza w muzyczną podróż poprzez prostotę i delikatność dźwięków. Inspirowany klasycznym sznytem pisarstwa piosenek, dąży do tworzenia utworów, które pozostaną ponadczasowe.

 

 

Dom jako stan umysłu

Choć Jules Maxwell mieszkał w różnych miejscach – od Belfastu po Francję – nie czuje się zakorzeniony w jednym miejscu. Dla niego dom to ludzie i historie, które go otaczają. Wspomnienia rodzinne, jak historia jego babci oglądającej Titanica w porcie Belfast, inspirują go do tworzenia muzyki przepełnionej nostalgią.

Jules Maxwell to artysta, który poprzez ciszę, przestrzeń i prostotę dźwięku potrafi stworzyć muzyczną magię, pozostawiając słuchacza w refleksji nad dźwiękiem, czasem i emocjami. Rozmowa z nim to była wielka przyjemność i przeżycie. – Tomasz Wybranowski. 

Za pomoc w realizacji wywiadu dziękuję Maciejowi Werkowi.