Co się stało na synodzie amazońskim i jak grozi to jedności Kościoła oraz jak realna jest to groźba, mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Po raz pierwszy to papież inicjuje rzeczy, które mogą grozić rozbiciem Kościoła na różne społeczności lokalne. To nadinterpretacja Soboru Watykańskiego II, który wprowadził języki narodowe do liturgii
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski o synodzie amazońskim, w którego obliczu trzeba przypomnieć, czym jest Kościół i jaka jest jego rola. Jest on zaś powołaną do życia przez Jezusa Chrystusa wspólnotą ochrzczonych prowadzącą ludzi do zbawienia. Zgodnie z dogmatem, kieruje nim Duch Święty. Obecnie jednak, jak mówi duszpasterz Ormian, Kościołowi grozi schizma ze względu na działania papieża, o którego opamiętanie należy się modlić. Duchowny krytykuje skupienie się Kościoła wokół spraw ekologicznych:
Tworzenie kategorii grzechu ekologicznego to pewna uległość wobec tendencji czysto świeckich […] Kościół nie jest od tego […] Nie powinien ulegać tej presji.
Jak mówi, „synod przestawił akcenty, skupił się na rzeczach, które nie są problemami Kościoła”. Naszego gościa razi, że synod skupił się nie na człowieku, a na ekologii. Ta ostatnia jest ważna, ale nie troska o nią nie jest priorytetem Kościoła. Wystarczyłoby, żeby była wspomniana w trzech ze 120 punktów synodalnych, a tymczasem jest wciąż powracającym motywem. Problemów mieszkańców regionu Amazonii nie można zaś sprowadzić do kwestii ochrony środowiska.
Ekologia to jest jeden gigantyczny problem, wokół którego cały synod się kręci, natomiast w ostatnich punktach rzeczy, które rodzą jeszcze większe wątpliwości.
Ks. Isakowicz-Zaleski widzi także zagrożenia ze strony chęci: wyświęcania mężczyzn żonatych, wznowienia dyskusji na temat święcenia kobiet, wdrożenia obrządku amazońskiego. W pierwszym wypadku podkreśla różnicę między obrządkami wschodnimi, w których od pierwszych wieków chrześcijaństwa wyświęca się na kapłanów żonatych mężczyzn a wprowadzanymi zmianami.
Tutaj, mówiąc o Indianach i ich niedoli wprowadza się coś, co zostanie zaraz przerzucone na cały Kościół. Szereg biskupów niemieckich, który brał udział w synodzie, czeka tylko na to, że księża żonaci pojawią się na terenie Niemiec.
Kolejnym problemem jest powrót do dyskusji o diakonacie kobiet, podczas, gdy św. Jan Paweł II zamknął definitywnie kwestię wyświęcania kobiet w 1994 r., wypowiadając się z urzędu w sposób nieomylny. Skutkiem tego może być kolejna schizma na łonie Kościoła.
Jest ogromne niebezpieczeństwo schizmy, bo święcenia kobiet nie zostaną przyjęte przez ogromną większość wiernych i Kościołów lokalnych i to doprowadzi do rozłamu.
Historyk Kościoła podkreśla, że „Kościół jest pewną tradycją” i nie może być tak, że zmienia się dogmaty wraz ze zmianą papieża. Tworzony obrządek amazoński jest przykładem oderwania od tradycji, gdzie zamiast sankcjonowania tworzącego się przez dziesięciolecia obrządku, mamy sztuczne tworzenie obrządku za biurkiem.
To poważny krok w stronę protestantyzacji Kościoła, każdy kościół lokalny będzie mógł stworzyć własną liturgię, już nie ma pewnych dogmatów, to jest odwrotny proces niż wspomniane Kościoły wschodnie, tutaj rozwój będzie za zielonym biurkiem.
Ks. Isakowicz-Zaleski podkreśla, że trzeba się modlić, gdyż „jeśliby Ojciec Święty, nie daj Boże, wprowadził do adhortacji te rzeczy, to już wiadomo, że będzie totalny rozłam i będziemy sklejać to przez wieki”.
Kazimierz Gajowy i Paweł Rakowski o nowych protestach w Libanie i problemach z tym związanych oraz postulacie wprowadzenia w Libanie państwa świeckiego.
Kazimierz Gajowy i Paweł Rakowski opowiadają o sytuacji w Libanie, gdzie prezydent Libanu Michel Aoun zobowiązał się do stworzenia rządu ekspertów, mającego zastąpić gabinet Saada Haririego. Przypominamy, że ten rząd podał się do dymisji we wtorek wskutek wielkich demonstracji. Wobec czego protestujący zakończyli manifestacje i złożyli barykady. Wszakże nie na długo. Jak zauważa Gajowy, na wiecu poparcia dla prezydenta Aouna, jego zięć wypowiedział słowa, które rozjuszyły niedawnych demonstrantów:
Dżubran Bassil powiedział w którymś momencie bardzo głupie zdanie: „wiecie, kto budował barykady-warchoły”.
W niedzielną noc zostały na nowo zamontowane na libańskich ulicach, w tych samych miejscach, co wcześniej. Banki otwarte na jeden dzień, znów są zamknięte, co jest uciążliwe nie tylko dla klientów prywatnych, ale też dla zakładów pracy. Zawieszona została amerykańska pomoc dla libańskiego wojska.
Pewnej grupie młodzieży zaświtał pomysł na państwo świeckie.
Nasi rozmówcy ponadto mówią o utopijnej wizji części chrześcijan w Libanie. Chcą państwa świeckiego. Obecnie Liban to tzw. demokracja wyznaniowa, gdzie „wszystkie mniejszości muszą się dogadać”. Stanowiska państwowe i miejsca w parlamencie są podzielone tak, by zachowana była równowaga między głównymi grupami religijnymi kraju. Odejście od tego systemu na rzecz nieograniczonej demokracji oznaczałoby, jak zauważa Rakowski, że „będziemy mieli odwzorowanie Islamskiej Republiki Iranu”. Tego ostatniego pragnie kierowany przez Hassana Nasrallaha Hezbollah. Z tezą swego przedmówcy zgadza się Kazimierz Gajowy, stwierdzając, że postulat świeckiej demokracji jest „czymś absolutnie nieprzemyślanym” i wynikiem zapatrzenia demonstrantów w Europę, w której Liban jednakże nie leży.
Gabriel Janowski o rozwoju rolnictwa ukraińskiego i tym, jak UE „odpuściła rolnictwo” oraz o dominacji chemii w jedzeniu i potrzebie produkcji żywności najwyższej jakości.
Politycy nie dostrzegają zagrożeń w związku z rozwojem rolnictwa na Ukrainie.
Gabriel Janowski opowiada rolnictwie ukraińskim i wyzwaniu dla naszych władz, jaki się wiąże z tym zagadnieniem. Ukraińskie rolnictwo bowiem może w przyszłości być bardzo konkurencyjne dla naszego. Obecnie „27 mln nadwyżki ma Ukraina, to jest tyle, co Polska produkuje”. Zwraca uwagę, że produktywność ukraińskich upraw wzrasta i „za 2-3 lata będzie taki poziom, jaki osiągamy w europie unijnej”. Nasz gość podkreśla, że różne „grupy mają chrapkę, by na Ukrainie mieć biznesy rolne”, w tym Chińczycy, w których użytkowaniu pozostaje ponad 5% ukraińskich gruntów. Zwierane są także układy z państwami Ameryki Płd.
Unia Europejska odpuściła rolnictwo. Ono było jednym z głównych z programów, kiedy Unia powstawała. Wspólna polityka rolna była jednym z czterech najważniejszych obszarów.
Janowski omawia reformy unijnej polityki rolnej, z których pierwsza miała na celu powiększenie gospodarstw, „by były najbardziej produkcyjne”, jednak „ta produkcja tak się rozwinęła, że musieli zmienić ten kierunek”. Mówi, że w wyniku reformy Fishlera, która była ostatnią znaczącą, zaczęto przywiązywać więcej wagi do jakości żywności, bezpieczeństwa i środowiska.
Były minister rolnictwa mówi także o niedoborach witamin i składników odżywczych w warzywach i owocach. Janowski sądzi, że państwo może za pomocą programów rolnych wesprzeć produkcję warzyw i owoców najwyższej jakości.
Są dopłaty bezpośrednie inne, dopłaca się do areału. Wielcy latyfundyści są niezainteresowani rzeczywistą produkcją, tylko to traktują jako skarbonkę. […] Trzeba część tych środków przekierować na wsparcie wytwarzania żywności najwyższej jakości.
Żywność taką będą mogły produkować gospodarstwa rodzinne. Działania na rzecz wytwarzania żywności najwyższej jakości Janowski prowadzi od 2015 r., kiedy powstała inicjatywa Polish Quality Food. Po trzech latach minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski powołał zespół, który ma się zajmować ustalaniem kryteriów najwyższej jakości. Gość „Poranka WNET” mówi, że „kryteria zaczęli opracowywać od mleka i miodu”.
Monasanto zostało kupione przez Bayera. Powstał olbrzymi organizm, który bardzo, bardzo będzie uzależniał wszystkich, którzy w rolnictwie działają. Unia Europejska przedłużyła o 5 lat używanie roundupu, czyli glifosadu, który jak pokazują badania, jest bardzo szkodliwy.
Polityk zauważa, że według przeprowadzonych we Francji badań dzisiejsze 15-latki są gorzej rozwinięte niż kiedyś dzieci w tym wieku. Obecnie w żywności dominują sztuczne barwniki, konserwanty, smaki, a to nie pozostaje bez wpływu na metabolizm człowieka. Jednocześnie jak zwraca uwagę Janowski, całe tony jedzenie się marnują.
Piotr Dmitrowicz opowiada o otwarciu Muzeum im. Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie. Miało ono miejsce 16 października w pierścieniu kopuły Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie.
Prezydent Andrzej Duda, wicepremier, kardynał i minister kultury zobaczyli ekspozycje, poświęconą dwóm wielkim Polakom. Było to coś na kształt premiery pierwszego pokazu. Czekamy z niecierpliwością na opinię młodych ludzi, chcemy w kolejnych tygodniach przed udostępnieniem wystawy wszystkim widzom, wpuszczać na ekspozycję młodych, gdyż to ich głos jest bardzo ważny – mówi gość „Poranka WNET”.
Jak dodaje: Muzeum ruszy w styczniu 2020 roku po kilku latach prac, zastanawiania się, myślenia o tym, jak opowiedzieć o Janie Pawle II i Prymasie Wyszyńskim i naszej historii. Tego się nie da oddzielić, jest to pewna podróż, są to 104 lata.
Wystawa jest opowieścią poprzez historię, dramatyczne losy, kiedy nie ma Polski, kiedy rodzi się Prymas Wyszyński. Dzięki tym dwóm wielkim ludziom nie udało się złamać Polski.
Długo zastanawialiśmy się, jak przeprowadzić taką opowieść, aby była również ciekawa dla ludzi młodych. Historia jest jedynie tłem, jest bardzo mało odautorskiego komentarza. Staraliśmy się opowiedzieć ich życiu, naszej historii ich słowami. To oni prowadzą narrację, budują napięcie, a także opowiadają o tym wszystkich dramatycznych, takich jak wybuch II wojny światowej – zaznacza Piotr Dmitrowicz.
Elementy artystyczne mają wpływać na emocje, stąd też w większości sal widzowi towarzyszy również muzyka, skomponowana przez Michała Lorenca. Wystawę stworzyły tysiące ludzi, od osób, które pracują w administracji po projektantów. Każdy wniósł tam swoją cegiełkę. „Pokora nakazuje, żeby takie miejsce budować wspólnie, bo inaczej będzie ono jedynie wizją jednej osoby” – podkreśla rozmówca.
W „Poranku WNET” Piotr Dmitrowicz oprowadza nas po salach muzealnych. Jak mówi, w każdej z sal można poczuć klimat towarzyszący naszym wielkim duchownym. Zlokalizowane są na wysokości 26 metrów – w pierścieniu kopuły Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Ma to swój pewien wymiar symboliczny. Wjeżdżając windą, wkraczamy w jakąś podróż ponad czasem.
Jan Paweł II był odporny na komunistyczne kłamstwa i wiedział, jak z tym systemem walczyć. Jedno mu się nie udało: uchronić nas od mniemania, że obalenie komunizmu rozwiąże wszystkie problemy życiowe.
W ślad za Mojżeszem populistą
Swietłana Fiłonowa
Mojżesz prowadził lud wybrany po pustyni przez 40 lat. Lubimy to sobie przypominać na pocieszenie, kiedy wydaje się, że coś poszło nie tak w życiu społecznym, bo za długo czekamy na pożądane zmiany. Ale od momentu, gdy polski kardynał Karol Wojtyła objął Tron Piotrowy i wytyczył nam drogę, minęło 40 lat + jeden rok. Czy mamy poczucie, że jesteśmy na miejscu? Czy nie przegapiliśmy czasem paru drogowskazów?
Gdy kardynał Karol Wojtyła został wybrany na papieża, do Watykanu została wysłana depesza gratulacyjna podpisana przez Edwarda Gierka, Henryka Jabłońskiego i Piotra Jaroszewicza, z takimi oto wyrazami radości: „…Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu, budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej Ojczyzny”.
Po kilku dniach dziennik „Trybuna Ludu” z uporem podkreślał „socjalistyczne korzenie” Karola Wojtyły: „Jako Polak, a więc przedstawiciel kraju szczególnie dotkniętego okrucieństwem wojny, hitlerowską eksterminacją, jako człowiek, który swą całą czynną działalność prowadzi w Polsce Ludowej, a więc w kraju łączącym budownictwo socjalizmu ze sprawą pokoju i pokojowego współżycia oraz wnoszącym do niej ogromny wkład, Jan Paweł II dysponuje szczególnym doświadczeniem w tej dziedzinie. Dostrzega się w tym doniosłym wydarzeniu również przejaw szacunku dla Polski Ludowej”.
Dziś to wygląda na farsę. Lecz nie zamierzam drwić z wroga już pokonanego. Raczej jest to swoiste reductio ad absurdum, próba pokazania, jak to jest, kiedy każdy bierze z postępowania, wypowiedzi i nauczania papieża to, co mu akurat na rękę, pomijając to, co nie pasuje do jego własnych tez i poglądów. Czy możemy powiedzieć, ze jesteśmy wolni od tego nałogu?
Powszechnie znane, na przykład, jest następujące zdanie papieża: „Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską”. Brzmi to jako przestroga dla wątpiących i tu najczęściej cytowanie się kończy. Ale w rzadko przytaczanym ciągu dalszym czytamy: „Doświadczenie dziejowe, jakie posiada naród polski, jego bogactwo duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza umocnienia pokoju i bezpieczeństwa w Europie” (z wystąpienia przed Zgromadzeniem Narodowym 11.06.1999 r.). Cała wypowiedz papieża nie nakłania do rezygnacji ze skarbu wypracowanego w ciągu wielu stuleci, raczej przeciwnie.
Jan Paweł II do historii przeszedł jako papież antykomunista. Papieża z Polski powszechnie uznawano za duchowego pogromcę komunizmu. Może nie jest wielką przesadą twierdzenie, że gdyby nie Jan Paweł II, system komunistyczny przetrwałby jeszcze parę dekad i zgnębiłby jeszcze kilka pokoleń. Jan Paweł II miał osobiste doświadczenie totalitaryzmu sowieckiego, więc był odporny na komunistyczne kłamstwa i propagandę i wiedział, jak z tym systemem walczyć. Więc nauczał, wspierał, podnosił na duchu, inspirował. I tylko jedno mu się nie udało – uchronić nas od mniemania, że obalenie komunizmu rozwiąże wszystkie problemy życiowe, a droga do Ziemi Obiecanej to powrót do tego punktu, gdzie komunizm zwyciężył; uodpornić na ślepą wiarę we wszechmoc „wolnej gry rynkowej” kapitalizmu. Mimo, że starał się, ostrzegał. W 1991 roku w encyklice Centesimus annus pisał wprost: „Przekonaliśmy się, że nie do przyjęcia jest twierdzenie, jakoby po klęsce socjalizmu realnego kapitalizm pozostał jedynym modelem organizacji gospodarczej. (…) Kryzys marksizmu nie oznacza uwolnienia świata od sytuacji niesprawiedliwości i ucisku”.
Kapitalizm nigdy nie kojarzył się papieżowi z utraconym rajem.
W końcu lat 40. młody kapłan Karol Wojtyła napisał dramat „Brat naszego Boga”. Krzysztof Zanussi, który w 1997 r. ekranizował ten dramat, w jednym ze swoich wywiadów powiedział: W „Bracie naszego Boga on wybiega przed swoją epokę. Pokazuje perspektywę społeczną, polityczną i religijną, o której nasz katolicyzm z lat czterdziestych jeszcze nie wiedział (…) Zawartość treściowa, przede wszystkim konfrontacja z marksizmem, z myślą rewolucyjną, jest tu niebywale głęboka”.
Trudno się z tym nie zgodzić. Już na początku dramatu jego główny bohater, Adam Chmielowski, mówi do urzędnika Rady Miejskiej, że bieda, cierpienia ubogich nieuchronnie doprowadzą do katastrofy całego społeczeństwa. W ostatniej scenie Chmielowski – teraz już brat Albert – mówi do braci zakonnych o buncie robotniczym, który właśnie wybuchnął w mieście: „Przecież wiecie, że gniew musi wybuchnąć. Zwłaszcza jak jest wielki. (…) I potrwa, bo jest słuszny”. A więc pragnienie wolności, walka przeciwko uciskowi i niesprawiedliwości są według młodego Wojtyły uzasadnione. Nie potępia ich. Lecz pozostaje pytanie, jaką drogą iść, pytanie o środki do osiągnięcia wielkiego celu.
Nieznajomy, który według Zanussiego jest wzorowany na Leninie, uważa się za przywódcę klasy robotniczej i odwołuje się do nienawiści, nawołuje ludzi do walki zbrojnej, do rewolucji. Jest przekonany, że na przemoc trzeba odpowiadać przemocą, na niesprawiedliwość – wybuchem gniewu o tak wielkiej sile, by potrafił zrujnować stary system gospodarczy i polityczny.
Brat Albert wybiera inną drogę. Lecz faktem jest, że socjalizm nie był asteroidą, która znienacka uderzyła w ziemię. To był sposób na rozwiązanie problemów kapitalizmu. Najgorszy z możliwych, prowadzący do katastrofy – ale sposób na rozwiązanie problemów całkiem realnych, z którymi dłużej nie dawało się żyć.
W dramacie Wojtyła nie wytycza drogi, nie określa konkretnego systemu – gospodarczego lub politycznego – który miałby być alternatywą socjalizmu. Może był na to za młody, a może po prostu nie musiał, bo droga została wytyczona już przez Chrystusa, a nawet wcześniej – kiedy to Mojżesz przyniósł ludziom całkiem jasny i wystarczająco dokładny program wspólnego życia.
Nie było przypadkiem to, że motywem przewodnim wizyty Jana Pawła II w Polsce w 1991 r., w momencie, gdy rodził się tu kapitalizm, był Dekalog.
Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego „wybuchło” właśnie w Rosji.
Był to kraj z trudem balansujący na krawędzi zapaści gospodarczej i politycznej. Kraj, który nareszcie odbił się od feudalizmu, ale kompletnie nie radził sobie z palącymi problemami spowodowanymi dopiero co zrodzonym kapitalizmem. Można powiedzieć, że dziki kapitalizm był tu dzikim najbardziej – wilczym. Lecz żeby stało się po myśli Nieznajomego z dramatu Wojtyły, niezbędne są dwa czynniki. W każdym kraju i o każdej porze dziejowej wiele zależy od siły, od autorytetu Kościoła.
Współczesny rosyjski teolog, były wykładowca petersburskiej Akademii Duchownej (dziś jest na emigracji) Beniamin Nowik w swoim wywiadzie dla „Przegląda Powszechnego” powiedział wprost: „W państwach o silnym chrześcijaństwie komunizm nie miał szans. To oczywiste. Trudno orzec, czego było więcej w radzieckim bolszewizmie: pogaństwa czy idei Marksa. Tego zresztą potrzebował komunizm, by jego ziarno mogło paść na użyźnioną pogaństwem glebę”.
Zdaję sobie sprawę, że dla większości zachodnich odbiorców to skojarzenie z inwazją pogaństwa w rosyjskim Kościele prawosławnym jest zbyt kontrowersyjne. Przyzwyczajeni są do rozmów o drugim płucu Europy, o siostrze-Cerkwi etc. Możliwe, że tej siostrzyczce przydałyby się reformy… Ależ – Włodzimierz Sołowjow! Siergiej Bułgakow! Paweł Fłorienski! Mikołaj Bierdiajew! Aleksander Mień! Nie mam możliwości wchodzić w dyskusję. Powiem tylko, że stosunki z hierarchią kościelną wszystkich wyżej wymienionych pozostawiały wiele do życzenia, i to mówiąc bardzo delikatnie. Co do reform, to Kościół prawosławny znajduje się w stanie ich potrzeby już nie pierwsze stulecie.
Od dawien dawna wśród Rosjan zadomowiło się przekonanie, że Cerkiew i wykształcenie czy choćby myśl jako taka do siebie nie przystają, że są sobie wręcz wrogie. Zdecydowana większość rosyjskich intelektualistów, potajemnie odrzucając oficjalną Cerkiew, podejmowała próbę rozwiązywania głębokich problemów moralnych, społecznych i duchowych na zewnątrz Kościoła i bez niego.
Włodzimierzowi Uljanowowi trudno byłoby przekonać takie mnóstwo ludzi o tym, że religia to opium dla ludu, i stać się kimś więcej niż niedouczonym studentem, znanym jedynie najbliższemu kręgowi kolegów; materializm nie rozprzestrzeniłby się tak szeroko, gdyby w Rosji nie było w ciągu stuleci więcej utalentowanych bezbożników niż wykształconych teologów.
Oczywiście sprawa wyglądała zupełnie inaczej tam, gdzie socjalizm został narzucony zbrojną ręką. W Polsce walka z tym obcym ustrojem faktycznie nigdy nie ustawała przy bezwarunkowym duchowym poparciu Kościoła, a czasem nie tylko duchowym. Ale tu czaiła się pułapka. Im bardziej system był obcy tradycjom i duchowi narodu, im więcej było poświęcenia w walce z nim, tym łatwiej było poddać się iluzji, że po jego obaleniu wszystko samo jakoś się ułoży – smok padnie i zapanuje Lancelot. A więc nie warto głowić się nad dylematami moralnymi, bo wiadomo – byt określa świadomość. Moralności nie wolno mieszać z ekonomią. Tak, pierwszy milion trzeba ukraść i nie ma na to rady, nie da się całkiem uniknąć złodziejstwa, matactw, afer etc., zawsze będą wygrani i przegrani, a nawet ci, którzy przeszkadzają społecznemu rozwojowi – zbędni ludzie, a czasem całe narody i kraje, których lepiej byłoby się pozbyć – biedni, bez perspektyw, którym się nie powiodło, chorzy, bezrobotni, bezdomni. Taka jest dziejowa konieczność.
Termin ‘populizm’ już nie oznacza jak dawniej „popierania idei politycznych i ekonomicznych, które są w danym momencie najbardziej popularne, w celu łatwego zdobycia poparcia, bez zwracania uwagi na rzeczywistą możliwość zrealizowania obietnic” (definicja „Wielkiego słownika języka polskiego”). Dziś jest to KAŻDE postępowanie na rzecz słabych, które rzekomo zwalnia tempo rozwoju kraju, a tak naprawdę jest nie na rękę tym, którym udało się ukraść pierwszy milion i wybić się na „elitę”.
Powinowactwo tego monopolu najsilniejszych z ofiarnością radziecką w imię dobra przyszłych pokoleń jest oczywista. Jak to się stało, że w głowach walczących z komuną pozostałości świadomości marksistowskiej okazały się silniejsze od prawd chrześcijańskich, to temat na odrębną rozprawę. Dziś mówimy o tym, że Jan Paweł II nigdy nie udzielił bezwarunkowego poparcia spuszczonemu ze smyczy moralności kapitalizmowi. Wołał w wystąpieniu 11 czerwca 1999 r. przed Zgromadzeniem Narodowym – połączonymi izbami parlamentu: „Szanując właściwą życiu wspólnoty politycznej autonomię, trzeba pamiętać jednocześnie o tym, że nie może być ona rozumiana jako niezależność od zasad etycznych”. „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Tych słów użył wcześniej aż w dwóch encyklikach – jak gdyby chciał nam to wbić do głowy.
Napisał dziesiątki stron, wygłosił tyleż homilii i przemówień, w których ostrzegał przed zasadzkami kapitalizmu. Czasami był na tyle krytyczny wobec niego, że ortodoksyjni liberałowie zachodni niekiedy nazywali go „papieżem-socjalistą”.
Rzecz jasna, lewakiem papież nie był. Chodziło mu o umoralnienie państwa, bez czego żaden system ekonomiczny nie może być usprawiedliwiony z punktu widzenia Kościoła.
„W tym sensie słusznie można mówić o walce z ustrojem gospodarczym rozumianym jako system zabezpieczający absolutną dominację kapitału oraz własności narzędzi produkcji i ziemi nad podmiotowością i wolnością pracy człowieka. W walce z tym systemem modelem alternatywnym nie jest system socjalistyczny, który w rzeczywistości okazuje się kapitalizmem państwowym, lecz społeczeństwo, w którym istnieją: wolność pracy, przedsiębiorczość i uczestnictwo. Tego rodzaju społeczeństwo nie przeciwstawia się wolnemu rynkowi, ale domaga się, by poprzez odpowiednią kontrolę ze strony sił społecznych i państwa było zagwarantowane zaspokojenie podstawowych potrzeb całego społeczeństwa” (Centesimus annus).
Tak więc minęło 28 lat od napisania tych słów i 41 od początku pontyfikatu Jana Pawła II. Najwyższy czas przeczytać to na spokojnie i dojść nareszcie tam, gdzie nas prowadził.
Artykuł Swietłany Fiłonowej pt. „W ślad za Mojżeszem populistą” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Swietłany Fiłonowej pt. „W ślad za Mojżeszem populistą” na s. 6 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com
Jan Krzysztof Ardanowski o kompetencjach Janusza Wojciechowskiego, przebiegu jego przesłuchań i znaczeniu jego stanowiska oraz o racjonalnej ochronie środowiska i wspomnieniach zw. z Janem Pawłem II.
Bałtowie się cieszą, że w końcu będzie ktoś, kto rozumie naszą część Europy.
Jan Krzysztof Ardanowski mówi, że cieszy go stanowisko komisarza unijnego ds. rolnictwa dla Janusza Wojciechowskiego. Podkreśla, że nowy komisarz doskonale zna zarówno rolnictwo, jak i działanie instytucji unijnych. Komentując przesłuchania Wojciechowskiego na komisarza, stwierdza, że w pierwszym przesłuchaniu, Wojciechowski próbował być bezstronny, omawiając wizje unijnej polityki rolnej, a w drugim przedstawiał już własną wizję, zgodną z interesem Polski, która akcentuje znaczenie mniejszych gospodarstw i traktuje rolnictwo jako element zrównoważonej troski o środowisko. Temu ostatniemu służyć ma przedstawiona niedawno strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju rolnictwa i rybołówstwa, która ma być zrealizowana do 2030 r.
Minister rolnictwa w dniu pogrzebu śp. prof. Jana Szyszki przypomina jego koncepcje polityki środowiskowej: „Podchodził do przyrody w sposób bardzo racjonalny, życzliwy, miły”. Zwraca uwagę na związki między rolnictwem a ochroną środowiska. Przywołuje słowa Pisma Świętego, o tym, że człowiek ma „czynić sobie ziemię poddaną”, stwierdzając, że realizacja tych słów musi odbywać się „w sposób mądry, by przyrody nadmiernie eksploatować”. Ochrona środowiska powinna odbywać się przy tym w sposób racjonalny. Uważa, że danie przez zmarłego ministra środowiska możliwości wycinania drzew na swoich działkach bez zgody urzędnika było słuszną decyzją.
Ardanowski wspomina papieża św. Jana Pawła II w związku z 41. rocznicy wyboru kard. Karola Wojtyły na Ojca Świętego oraz mówi o latach PRL.
Europie grozi zalew ateizmu, wtedy wydawało się mało realne, jakże to wszystko to było profetyczne.
Wspomina, że w dniu wyboru papieża był na pielgrzymce na Jasnej Górze. Później był, jak mówi, chyba na każdej pielgrzymce papieża-Polaka do ojczyzny. Wspomina słowa papieża, który przestrzegał przed zagrożeniami wiszącymi nad Europą Zachodnią w czasie, kiedy dla Polaków głównym wrogiem był jeszcze komunizm.
O. Gabriel Bartoszewski o tym, jak wspomina Prymasa Tysiąclecia, cudzie za jego wstawiennictwem i jak zaangażowany był w jego proces beatyfikacyjny. Mówi o słowach Lecha Wałęsy o Kornelu Morawieckim.
O. Gabriel Bartoszewski OFMCap opowiada o procesie beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego. Mówi, iż niedawny dekret papieski uznający cud za wstawiennictwem polskiego prymasa jest zwieńczeniem procesu beatyfikacji, a nie tylko przełomem. Postępowanie w sprawie cudu uzdrowienia było ostatnim etapem procesu beatyfikacyjnego kardynała Wyszyńskiego w Watykanie.
Ten cud dotyczy nadzwyczajnego uzdrowienia dziewczyny 19-letniej, która kandydowała do sióstr. […] Podjęto badania i stwierdzono, że istnieje choroba raka z przerzutami. Była leczona radem i jodem, dawano jej dawki, które normalnie działały.
Cud uzdrowienia dotyczy 19-latki ze Szczecina. Dziewczyna w 1988 r. zachorowała na nowotwór tarczycy. Normalnie stosowana kuracja nie dawała efektów. W jej gardle wyrósł 5-centymetrowy guz, który utrudniał jej oddychanie. Nikt nie dawał jej szans na przeżycie; każdy oddech mógł być jej ostatnim tchnieniem życia. Wobec tego grupa sióstr zakonnych rozpoczęła modlitwy o uzdrowienie dziewczyny za wstawiennictwem prymasa Stefana Wyszyńskiego. Po modłach nagle 19-latka całkowicie ozdrowiała.
Wicepostulator procesu beatyfikacyjnego kard. Stefana Wyszyńskiego opowiada o tym, jak już od przełomu 2011 i 2012 roku działał na rzecz beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia.
Przez całe te lata uczestniczyłem w procesie bardziej lub mniej aktywnie. Osoba kard. Wyszyńskiego jest mi bardzo bliska.
O. Bartoszewski wspomina, jak pierwszy raz widział kard. Wyszyńskiego. Było to 4 XI 1956 r., niedługo po uwolnieniu prymasa. Ten odprawił mszę mimo fizycznego wycieńczenia.
Gość „Poranka WNET” charakteryzuje ponadto śp. Kornela Morawieckiego oraz ustosunkowuje się do słów Lecha Wałęsy odnośnie do przewodniczącego Solidarności Walczącej. Wedle byłego prezydenta Morawiecki był „zdrajcą”. Zdaniem o. Bartoszewskiego takie słowa świadczą o tym, że Wałęsa:
Zatracił krytycyzm w stosunku do siebie i do innych. Wszystko zatracił i przyszły mu do głowy idee, osądy bezsensowne. Nie ma trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość i szacunku do ludzi.
Stwierdza, że Kornel Morawiecki to był „człowiek nadzwyczajny, bohaterski”, dodając, że jego postawa była wyrazem „wielkiego człowieczeństwa”.
Co ma Marcin Luter do kryzysu niemieckiego Kościoła, co o Polsce mówił kard. Gerhard Müller i czemu list polskich ambasadorów do Donalda Trumpa można nazwać zdradą? Odpowiada Paweł Lisicki.
Paweł Lisicki o wywiadzie rzece z kardynałem Gerhardem Ludwigiem Müllerem. Publikacja odbiła się niewielkim echem.
Chyba w zeszłym tygodniu kard. Müller mocno się wypowiedział, żeby być wiernym Polsce św. Jana Pawła II i nie ulegać tej fali rewolucji LGBT, która teraz nad Polskę nadciągnęła.
Tymczasem zdaniem redaktora Polaków powinno zainteresować to, co kard. Müller mówił w wywiadzie o charakterze niemieckiego Kościoła. Kościół katolicki w Niemczech nie należy do biednych- zanotował on 7 mld euro przychodów w zeszłym roku, ale za bogactwem materialnym nie idzie bogactwo duchowe. Co roku od 100 do 220 tys. osób oficjalnie opuszcza niemiecki Kościół. Jednocześnie niemieccy duchowni, w tym hierarchowie pozwalają sobie na wypowiedzi całkowicie niekatolickie, a wręcz antykatolickie.
W zeszłym tygodniu przeczytałem artykuł jednego z niemieckich biskupów, który w kontekście debaty nt. LGBT, stwierdził, że Kościół musi zmienić swoje nastawienie do homoseksualizmu, zaakceptować go jako równouprawnioną orientacje, bo w przeciwnym razie nauka Kościelna znajdzie się na marginesie.
Rozmówca redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy” stwierdził, że powodem takiego stanu Kościoła za Odrą są: reformacja Marcina Lutra z 1517 r., sytuacja Kościoła w XIX w. oraz protestantyzacja katolicyzmu po II wojnie światowej. Niemcy zostały zjednoczone przez protestanckie Prusy, które po zjednoczeniu przeprowadziły wymierzony w katolicyzm Kulturkampf. Dominacja protestantów wyrobiła u niemieckich katolików do dziś niezabliźnione „piętno poczucia niższości”. W latach 50. i 60. XX w. rozpowszechniły się w niemieckim katolicyzmie nurty teologiczne pragnące zatrzeć różnice między katolicyzmem a protestantyzmem.
Oprócz spraw dotyczących wiary Lisicki dotyka tematu wizyty Donalda Trumpa 1 września 2019 r. Fakt, że Trump już drugi raz odwiedza Polskę, świadczy, jego zdaniem, o wyjątkowej pozycji Polski. Następnie komentuje list 23 byłych polskich ambasadorów do prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Taki list trudno nie nazywać jako zdrada […] Zastanawia mnie, jak ci ludzie funkcjonowali wcześniej. Najpierw pracowali w polskiej dyplomacji, potem za granicą i teraz okazuje się, że ci ludzie w ogóle nie rozumieją to, na czym polega podmiotowa polityka […] Podpisując się pod listem dali jasne świadectwo, że nie rozumieją, czym jest suwerenna polityka kraju […] To coś absolutnie niebywałego; istne kuriozum.
Zdaniem dziennikarza sygnatariusze tego apelu przekładają w praktyce wewnętrzny spór polityczny nad interes państwa polskiego.
– Św. Urszula Ledóchowska chciała dać wszystkim Boga. To dlatego dbała o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły – mówią s. Ewa Durlak i s. Daniela Jankowska.
Siostra Ewa Durlak, przewodniczka w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach, opowiada o życiu św. Urszuli Ledóchowskiej, patronki Pniew. 8 sierpnia minie bowiem 99 lat od momentu, kiedy święta przyjechała do Pniew z dziećmi i siostrami z duńskiego Aalborga. Do Polski przybyło wtedy 20 sióstr i 40 dzieci. Te ostatnie były potomkami polskich rolników, którzy wyjechali do Danii na tzw. saksy buraczane. Nierzadko umierali oni osieracając swoje dzieci, które następnie znajdowały się pod opieką św. Urszuli Ledóchowskiej.
Przewodniczka mówi również o dziedzictwie, które święta pozostawiła po sobie w Pniewach. W mieście tym św. Urszula mieszkała 19 lat, podczas których założyła 44 domy zakonne w Polsce, we Francji i we Włoszech. W ostatnim z tych państw założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego zmarła, by w 1989 r. powrócić do Polski. Obecnie spoczywa ona w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach.
Bardzo ważnym hasłem dla świętej było to, aby „wszystkim dać Boga”. W jego ramach dbała ona o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły.
Siostra Daniela Jankowska natomiast opowiada o chórze dziecięco-młodzieżowym „Promyki słoneczne”, któremu przewodzi. Powstał on na rok przed sprowadzeniem ciała św. Urszuli z Rzymu do Pniew i funkcjonuje już od 31 lat. Poza akompaniowaniem przy liturgii chór koncertuje również po świecie. Największym przeżyciem dla s. Danieli był śpiew w Castel Gandolfo w 1993 r. dla św. Jana Pawła II. Obecnie chór szykuje się do wyjazdu na Słowację i do Austrii.
Zdezorientowani, rozbici brakiem adekwatnych reakcji i zróżnicowanymi opiniami, wygłaszanymi także w mediach katolickich, rozstrzygamy, że roztropniej jest milczeć, aby „nie nagłaśniać sprawy”.
Katarzyna Purska USJK
„Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, aby szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, Ewangelią i jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności; jest to czas próby, w który musi wejść Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów”.
Słowa te wypowiedział w 1976 w Stanach Zjednoczonych Karol Wojtyła – wówczas jeszcze kardynał. Przypomniałam je sobie podczas oglądania relacji filmowej z tegorocznego Marszu Równości, który odbył się w u stóp Jasnej Góry 16.06. Ujrzałam prześmiewczą procesję aktywistów spod znaku LGBT, idących naprzeciw stojących jak mur z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej parafian wraz ze swoim księdzem. Stały tak naprzeciw siebie dwie: „Tęczowa Matka Boska” i ta z Jasnogórskiej Ikony Bogurodzicy. Konfrontacja. Słowo to pochodzi od łac. ‘confrontare’ – to znaczy ‘być naprzeciw czegoś, graniczyć z czymś’. „Non possumus” napisał w 1953 roku ks. Prymas Stefan Wyszyński w memoriale do Bolesława Bieruta, wystosowanym w odpowiedzi na ataki wymierzone w Kościół. Po latach „non possumus” powtórzyli po nim polscy katolicy. (…)
Zjawiska, które opisuję, są obecne od 1968 r. w całej Europie, a jednak na gruncie polskim wciąż słychać pobłażliwe komentarze o wojence pomiędzy PiS-em a PO, w której politycy walczą ze sobą na podobieństwo chłopców w piaskownicy.
Niejednokrotnie wypowiada się też opinie o „brudnej polityce”, w której chodzi tylko o „kasę” i władzę. Ja jednak, kiedy słyszę o „polonezie równości” warszawskich maturzystów podczas balu studniówkowego, o karcie LGBT podpisanej przez Rafała Trzaskowskiego, która powołując się na standardy WHO, chce wprowadzać do szkół wczesną seksualizację dzieci, o oficjalnym podziękowaniu dla uczniów warszawskiej szkoły za ich za udział w paradzie LGBT, czy wreszcie o przyjętym z aplauzem wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego na Uniwersytecie Warszawskim – w żaden sposób nie mogę się zgodzić z tymi, którzy sprowadzają konflikty publiczne do waśni międzypartyjnych. Przychylam się raczej do tych, którzy piszą o wojnie cywilizacyjnej. Wojnie, którą przed laty trafnie przewidział i opisywał polski historyk i twórca oryginalnej koncepcji cywilizacji – prof. Feliks Koneczny (1862–1949), a po nim rozwinął wybitny amerykański politolog – prof. Samuel Huntington w swojej słynnej publikacji z roku 1993. pt. Zderzenie cywilizacji.
Tęczowy marsz na Jasną Górę odbywał się w czasie, gdy trwała XX Pielgrzymka Podwórkowych Kół Różańcowych. Trasa ich marszu miała przebiegać tuż obok miejsca spotkania dzieci. Jeden z organizatorów tego marszu – Dominik Puchała – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: „Początek przy Jasnej Górze jest symbolicznym powiedzeniem »nie« paulinom, którzy uważają, że to miejsce jest godne nacjonalistów, ale nas tam widzieć nie chcą. – A termin też jest nieprzypadkowy? – W zeszłym roku marsz odbywał się, gdy na Jasnej Górze trwała pielgrzymka dorosłych słuchaczy Radia Maryja. W tym roku na Jasnej Górze będą się wtedy modlić dzieci ze związanych z Radiem Maryja podwórkowych kółek różańcowych… Przyznam, że rozbawiło mnie, gdy się dowiedziałem, że na Jasnej Górze podczas naszego marszu znowu będzie o. Tadeusz Rydzyk”. (…)
Właśnie na taką rzeczywistość – jak sądzę – chciał przygotować Polaków papież Jan Paweł II podczas swojej I pielgrzymki do ojczyzny w roku 1979. Słuchaliśmy go, biliśmy brawa, cytowaliśmy wielokrotnie wypowiedziane wówczas słowa, a potem tak jakbyśmy o nich zapomnieli. Odniosłam takie wrażenie i dlatego wróciłam do tekstów wystąpień i homilii sprzed 40 lat. Czytałam je, analizowałam treści i ze zdumieniem odkrywałam, że słyszę w nich coś innego, a raczej coś więcej niż przed laty.
Z całą pewnością wtedy uważnie śledziliśmy słowa papieża i zachwyceni biliśmy brawo zawsze, ilekroć odkrywaliśmy w nich aluzję do sytuacji Polski zduszonej przez reżim komunistyczny. Łaknęliśmy wolności jak świeżego powietrza i dlatego byliśmy zachwyceni, że nasz Papież jest naszym głosem. Sądzę, że on wtedy widział dużo dalej i głębiej.
Teraz wreszcie może nadszedł czas, aby dojrzeć, że słowa ojca świętego były głosem prorockim kierowanym do rodaków w nadziei, że uchroni ich przed niebezpieczeństwami, które niesie współczesna cywilizacja.
Cały artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Jan Paweł II do współczesnych usłyszany po 40 latach” znajduje się na s. 6 i 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Jan Paweł II do współczesnych usłyszany po 40 latach” na s. 6 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com