W roku 1963 Dylan napisał krótki song „The Times They Are A-Changin’”, tekst prawdziwie profetyczny. Zwiastował w nim wzbierający już cywilizacyjny potop, mający wkrótce zatopić świat Zachodu.
Henryk Krzyżanowski
To rzeczywiście nastąpiło, a bodaj głównym wehikułem kulturowego kataklizmu stała się młodzieżowa popkultura z muzyką rockową jako jej elementem najważniejszym.
Zauważmy, że wcześniej nie było czegoś takiego jak osobna muzyka młodzieżowa, osobna młodzieżowa moda, osobny styl życia. Nie było hipisów jako wzoru do naśladowania. Młodzi dorastali i chcieli jak najprędzej stać się dorosłymi. Był oczywiście stary jak świat konflikt pokoleń, ale dotyczył przede wszystkim tego, od kiedy młody człowiek uznany był (sam się uznał?) za dorosłego. Po czym, już jako dorosły, zajmował należne mu miejsce w zastanym świecie. Od początku lat 60. dokonuje się całkowita zmiana.
Kiedy Bob Dylan śpiewał „your sons and your daughters are beyond your command” – „nie macie już władzy nad waszymi synami i córkami” (władzy duchowej, rzecz jasna), miał niestety rację.
W czasie krótszym niż półwiecze zmieniła się cała kultura, zmieniła się cywilizacyjna matryca Zachodu. Młodość, ze stanu przejściowego na drodze do pełni osobowego rozwoju, stała się stanem upragnionym, wręcz synonimem duchowej doskonałości. W największym skrócie – zamiast rozumem, cywilizacja miała odtąd kierować się sentymentami. Można by rzec zgryźliwie: „Ot, taki »romantyzm dla ubogich«.
W roku wyboru Jana Pawła II ta kulturowa zmiana od dawna tryumfowała, przy czym nowa (anty)cywilizacja była głęboko antychrześcijańska. Religia była albo atakowana, albo częściej po prostu ignorowana jako coś nieistotnego. Jednak Papież „z dalekiego kraju” nie dał się zamilczeć. Pojawił się jako duchowy i fizyczny atleta, ktoś, kto dzięki swojej charyzmie i medialnemu mistrzostwu natychmiast zajął czołowe miejsce w zbiorowej wyobraźni. Tej kształtowanej przez media, niechętne przecież katolicyzmowi i religii.
Myślę, że Jan Paweł II świetnie odczuwał duchowy klimat swojego czasu. I zapewne to, między innymi, skłoniło go do podjęcia gigantycznego dzieła pielgrzymowania do najdalszych krajów i nawiązywania bezpośredniego kontaktu z milionami ludzi.
Szczególnie istotny był wtedy kontakt z młodzieżą, z owymi „synami i córkami” z dylanowskiego songu.
Dla czasów kulturowego kataklizmu Jan Paweł okazał się więc postacią opatrznościową. Rzecz jasna nie oznacza to, że zdołał wydobyć świat z cywilizacyjnej zapaści. Chrystianizacja tej kultury, która wyłania się z kataklizmu, jest zaledwie zadaniem do podjęcia. Ale to dzięki Janowi Pawłowi II możemy powiedzieć, że dla Kościoła nie jest to zadanie niewykonalne. Jak śpiewał Dylan: the wheel’s still in spin – „koło [historii] nadal się kręci”.
Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Papież na czasy potopu” znajduje się na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.
Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Możemy wrócić do sprawdzonych wartości i praw naturalnych, a stosunki międzynarodowe oprzeć na współpracy suwerennych państw, porzucić fałszywe programy zmiany człowieka i wspieranie demoralizacji.
Joanna Pyryt
W czerwcu 2016 roku miała miejsce ceremonia otwarcia tunelu kolejowego pod Przełęczą św. Gotarda, łączącego Szwajcarię z Włochami. Huczne świętowanie po 17 latach budowy 57-kilometrowego przekopu za 12 mld franków szwajcarskich byłoby w pełni zrozumiałe, gdyby nie rodzaj przedstawienia pokazanego zgromadzonym głowom państw Europy.
Zorganizowano dość ponure widowisko z przebranym za kozła tancerzem w centrum i otaczającymi go tłumami bezwolnych postaci składającymi mu hołd.
Tak było na zewnątrz, a w samym tunelu odbył się przemarsz czworoboku półnagich ludzi poruszających się jak roboty i wielu innych dziwnych i nieprzyjemnych stworów. Co miało oznaczać to widowisko, bardziej przypominające jakąś pogańską ceremonię, trudno powiedzieć. (…)
Stan największych i do niedawna kwitnących krajów Europy Zachodniej przedstawia się nie najlepiej. Społeczeństwa dysponują pewnymi zasobami i może nie odczuwają jeszcze biedy, a w niektórych warstwach nadal cieszą się bogactwem, lecz zmierzają donikąd. Kiedy przemierzało się Europę Zachodnią w latach 60. i na początku 70. XX wieku, widać było zasobne społeczeństwa o stabilnych gospodarkach i dość spójnym systemie wartości, opartym w życiu prywatnym na rodzinie i wierze, a w życiu społecznym odwołującym się do demokracji i wolności słowa. Obecnie na wyraźny kryzys gospodarczy wywołany oparciem finansów światowych na sztucznym, nieistniejącym pieniądzu i bezkresnym długu, nakłada się zamieszanie ideologiczne. (…)
Tak to wyglądało w 2018 roku. A teraz? Pandemia obnażyła całą nędzę globalizacji i dała prztyczka w nos zadufaniu światowych elit, które chcą tworzyć „nowy, wspaniały świat” i nowego człowieka.
Paradoksalnie to nieszczęście, które ogarnęło cały glob, może stać okazją do refleksji i zawrócenia ze ślepych uliczek światowej polityki.
Możemy wrócić do sprawdzonych wartości i praw naturalnych, a stosunki międzynarodowe oprzeć na współpracy suwerennych państw. Trzeba wesprzeć rodziny, porzucić fałszywe programy zmiany człowieka i wspieranie demoralizacji z nieograniczonych środków tworzonych przez system finansowy.
Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Europa w roku 2018 i postscriptum z roku 2020” znajduje się na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Joanny Pyryt pt. „Europa w roku 2018 i postscriptum z roku 2020” na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Sformułowanie „wierzący niepraktykujący” jest pozbawione sensu. Samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to akt niewiary.
Herbert Kopiec
Marksizm kulturowy w zakrystii
Porozmawiajmy dziś o tym, jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku dekad XX wieku KATOLICKIE społeczeństwa Francji, Hiszpanii, czy Irlandii uległy w dużej mierze laicyzacji? Co i kto się tak naprawdę przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie, zamiera pobożność nominalnie wierzących ludzi? Czy Kościoły w tych krajach nie zauważyły zagrożeń prowadzących do takiej sytuacji? Dla uniknięcia nieporozumień odnotujmy, że interesuje mnie los wiary/religii Kościoła katolickiego. Dlaczego? Ano – zauważmy – świat przepełniony jest religiami. Ale to są religie neopogańskie, które choć w sensie społecznym są religiami, to jakoś (o dziwo!) nikt z nimi za bardzo nie walczy. Walczy się natomiast wyłącznie z religią KATOLICKĄ. Wygląda na to, że przyczyna leży w tym, iż nie ma drugiej takiej religii, która by narzucała człowiekowi NIEZALEŻNĄ od człowieka doktrynę moralności i Objawienia.
Z obserwacji wynika – pisali już o tym w latach 70. XX wieku konserwatywni zachodni badacze – że w gruncie rzeczy wzmiankowane wyżej ewidentne sukcesy laicyzacyjne były następstwem tego, iż dominujące w świecie lewoskrętne/ marksistowskie siły postępu przybrały oblicze „zakrystiana”.
Próba opanowania Kościoła wymagała zakorzenienia się w nim i podjęcia próby zabicia go od środka.
Strategia ta była konsekwencją tego, iż komuniści/marksiści zdali sobie sprawę z klęski poniesionej w ciągu ostatnich stu lat walki z Kościołem, prowadzonej od ZEWNĄTRZ. Marksizm od początku był ideologią skrajnie antyreligijną. Włodzimierz Lenin o wrogości wobec religii pisał: „Forma naszego komunistycznego społeczeństwa została przez nas stworzona tylko dlatego, aby walczyć przeciw wpływom jakiejkolwiek religii na świadomość klasy robotniczej. Marksizm powinien być materialistyczny. Mówiąc inaczej, powinien być wrogiem religii. Komuniści to nieprzejednani wrogowie fanatyzmu religijnego i ceremonii religijnych” (W. Lenin, Socjalizm a religia, 1905). Kościół katolicki jako instytucja stojąca na straży wartości absolutnych – życia, rodziny, prawdy, dobra – bronił tego, co było obiektem ataku marksistów, dlatego był i jest dla nich głównym ośrodkiem antyrewolucyjnym.
Kościół katolicki jest podstawowym budulcem tradycyjnej kultury, dlatego nie da się tej kultury zmienić bez zniszczenia Kościoła.
Sowieccy czekiści – przypomnijmy – bezcześcili kościoły, hiszpańscy republikanie mordowali księży i gwałcili zakonnice, a współcześni wrogowie Kościoła „tylko” wieszają na krzyżu genitalia albo śpiewają kolędy, ilustrując je stosunkiem seksualnym. Polską tradycję katolicką niszczy się więc bezkrwawo – wulgaryzmami i śmiechem.
Najbardziej opiniotwórczy ongiś dziennik w Polsce nie po raz pierwszy wzruszył się swego czasu przedświątecznym losem karpi: „Bóg się rodzi, karp truchleje”. „Gazeta Wyborcza” przytaczała opinie ekspertów potwierdzające, że zabijane ryby cierpią! Zamieszcza też fragment listu obrońców zwierząt do Episkopatu Polski wzywający do niejedzenia ryb. Wreszcie opisuje akcję „wypuszczania karpi na wolność”. „Ryby nie są rzeczami. Cierpień, jakie im się zadaje, nie można usprawiedliwiać tradycją” – stwierdził jeden z organizatorów protestu przeciwko tradycji. Dramatyczne opisy rybiego losu i wypuszczanie złowionych ryb (zamiast przekazania ich na wigilijne stoły np. w domach dziecka) mogą sugerować, że ludzkie cierpienia nieczęsto zasługują na porównanie do cierpień zwierząt… Dzięki artykułowi (Kto nie lubi świąt?, „Nasz Dziennik”, 2005) wiemy już, że w niechęci do Świąt Bożego Narodzenia przodują dwa „humanistyczne” byty/podmioty: karpie i „Gazeta Wyborcza”.
Moc i urok laickiego humanizmu
Wciąż zbyt mała jest świadomość, że są HUMANIZMY będące ukrytą formą Bogobójstwa, detronizacji Boga, zwalczające Boga i Kościół katolicki. Odnotujmy, że rosyjski XIX-wieczny myśliciel prawosławny Władimir Sołowjow (1853–1900) przewidywał, że nadejdą takie czasy, w których powstanie chrześcijaństwo, które nie będzie skoncentrowane na Chrystusie rzeczywistym, tylko na jakimś Chrystusie zniekształconym. Chrystusie bez krzyża. Chrystusie pomieszanym z ideami pogańskimi, z kompromisami etycznymi czy synkretyzmem religijnym. Inaczej mówiąc, kiedy się analizuje humanizm, należy przyglądać się jego czystym, wzniosłym odłamom, ale też trzeba analizować te jego odłamy, które mogą być satanistyczne. Antychryst – ostrzegał Sołowjow – będzie również filantropem, ekologiem (skąd my to znamy!), humanistą, czyli w ogóle będzie czarował ludzi. Będzie się ludziom podobał, natomiast nie będzie w nim Chrystusa. Bez większego ryzyka popełnienia błędu da się przyjąć, że w takim odłamie humanizmu mógł się zrodzić pomysł organizowania tzw. „ślubów humanistycznych”.
Ach, co to był/jest za ślub…
Jeszcze do niedawna było wiadome, że jest ślub cywilny i ślub kościelny. Ale to już przeszłość. Dzięki temu, że „humaniści” nie zasypiają gruszek w popiele, mamy nową kategorię ślubu, tzw. ślub humanistyczny – bez księdza i urzędnika stanu cywilnego. Stanowi alternatywę dla ślubu cywilnego i kościelnego. Pierwszy taki ślub (w Polsce nie ma on skutków prawnych) odbył się w 2007 roku w Warszawie. Ponieważ nie było mi jeszcze dane uczestniczyć w takim ślubie (nikt mnie nie zaprosił), w internecie znalazłem informacje o urokach i blaskach humanistycznego ślubu, które mnie oczarowały. Wstyd się przyznać, ale na chwilę nawet zapomniałem, że to cudo pomyślane jest nie dla mnie, bo dla osób, które nie utożsamiają się z żadną wiarą ani wyznaniem. I choć promotorzy ślubu wzmiankują o swojej bezradności w opisie ceremonii – to jednak swoje zrobili. Posłuchajmy: „Ta energia, to coś, co nie sposób jest opisać. Te Panny Młode mają w sobie to coś. Mają w sobie piękno, subtelność i niezwykły blask. To coś, czego nie sposób jest się nauczyć. To się ma, lub tego się nie ma. I kiedy patrzymy na zdjęcia z tej jakże duchowej ceremonii, to widzimy właśnie taki blask – przepełniony subtelnością i delikatnością”.
Niech mi Czytelnik wybaczy, bo może nie powinienem się z tego zwierzać… Fakty są takie, że doznałem chyba czegoś na kształt wzdęcia wyobraźni i radykalnie zrewidowałem swój dotychczasowy stosunek do tej instytucji. I gdybym był trochę młodszy, to kto wie, co bym zrobił… Ale do rzeczy. Otóż okazuje się, że śluby humanistyczne – cytuję: „należą do najdynamiczniej rozwijającego się w świecie rodzaju ślubów. Są one organizowane przez stowarzyszenia humanistyczne. Główny nacisk w ich przypadku, jak sama nazwa wskazuje, kładziony jest na wartości humanistyczne, takie jak: rozum, przyjaźń, wolność jednostki, zaufanie do ludzi, afirmacja tolerancji i różnorodności, równość kobiety i mężczyzny, empatia.
Tym, co jest ważne w przypadku ślubu humanistycznego, to element kreatywności oraz chęć ogłoszenia przez Młodych Zakochanych, że się kochają i chcą założyć rodzinę. I czegóż – zapytajmy – można chcieć więcej?
Wracając do tytułowego wątku dzisiejszego felietonu – zauważmy, że po dotychczasowych nieudanych wysiłkach marksiści podjęli próbę zabicia Kościoła od WEWNĄTRZ, od środka. Zakorzeniają się w Kościele, uczelniach, mediach, środowiskach katolickich. Taka tendencja oczywiście przeraża prawdziwych katolików. A komuniści i wszelkiej maści lewacy się śmieją, bo kto ich wykorzeni z katolickich kręgów, jeśli w Kościele katolickim utrzyma się tendencja, by NIKOGO nie ekskomunikować, czyli mówiąc bardziej współczesnym językiem – NIKOGO nie dyskryminować? (Szwindel ateistycznego komunizmu, „Polonia Christiana”, nr 49/2016). Myślę, że w zarysowanym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego na Kongresie Eucharystycznym w Filadelfii w 1976 roku Kardynał Karol Wojtyła mówił: „Stoimy dziś wobec ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, między ewangelią a antyewangelią, między Chrystusem a Antychrystusem. Ta konfrontacja – podkreślił – znajduje się w planach Bożej Opatrzności. Jest zatem w Bożym planie próba, której Kościół musi z odwagą stawić czoła”. To nie kto inny, a Kościół katolicki właśnie – zgodnie ze swoją misją – przypomina światu, katolickim politykom i ustawodawcom obowiązek troski o oparte na naturze ludzkiej wartości fundamentalne, niepodlegające negocjacjom.
Artyści/humaniści w czasach koronawirusa
Jakoś tak się przyjęło, że artyści niejako z samej swej duchowej natury są zazwyczaj lewoskrętni. Nie dziwi więc, że ci zawodowi przeciwnicy Pana Boga nie zaprzepaścili okazji, aby na tym nieszczęściu grasującym po świecie upiec swoją pieczeń. Wpadli na pomysł, aby przypomnieć stąpającym po tej ziemi (a w zasadzie zamkniętym w swoich mieszkaniach w obawie przed koronawirusem) „utwór wszechczasów” – Imagine Johna Lennona. Można było usłyszeć w TVN 24, że jest to piosenka zawierająca w sobie „wielkie pokłady NADZIEI” i z tego powodu dobrze, że się ją przypomina. Ponieważ mniej znana (od niewątpliwie pięknej melodii utworu) jest treść utworu – może warto przypomnieć, w czym Lennon ulokował swoje nadzieje, które tak bardzo urzekły wielu ludzi. Przesławny Beatles odwołuje się do marzeń i wyobraźni: „Wyobraź sobie, że nie ma Nieba. To nie jest trudne, jeśli spróbujesz. Żadnego piekła pod nami, nad nami tylko niebo. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących dla dnia dzisiejszego. Wyobraź sobie, że nie ma krajów. To nie jest trudne do zrobienia. Nic, dla czego można byłoby zabić albo umrzeć, żadnych religii. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju. Możesz mówić, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny./ Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do nas I świat będzie żył jako jeden. Wyobraź sobie brak własności. Zastanawiam się, czy potrafisz. Żadnej chciwości i głodu, braterstwo ludzi. Wyobraź sobie wszystkich ludzi dzielących się światem. Możesz mówić, że jestem marzycielem (…)”.
No cóż, jest to wizja zwycięstwa lewackiej ideologii nad zdrowym rozsądkiem, ostateczny sukces totalitaryzmu na skalę światową. Słowem: globalna urawniłowka. Jak ostrej szpicruty trzeba by było użyć, żeby wprowadzić tę wizję w życie? Wielu – przypomnijmy – próbowało: Hitler, Stalin Mao… I to wszystko zawiera się w jednym, niewinnym przeboju muzyki pop? – spyta ktoś ze zdziwieniem. Nie wszystko – odpowiadam – ale jest to doskonale uchwycona esencja pragnień propagatorów „poprawności politycznej”, które (trzeba mieć nadzieję) nigdy nie zostaną zrealizowane. Wszak jest to marzenie przerażające („Opcja na prawo” nr 12/2011). Nieprzypadkowo więc to właśnie katolicyzm pozostaje w zasadniczym konflikcie z najbardziej agresywnymi prądami lewoskrętnej kultury współczesnej. Kto wierzy w Boga, kto staje w obronie wartości absolutnych – w ocenie europejskiej lewicy uchodzi dziś za politycznie niekompetentnego.
Zło w kulturze bierze swój początek w myślach, w rozumie, a ściślej w jego braku. Jak to trafnie ujął G.K. Chesterton: „Jeżeli ktoś przestanie wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic nie będzie wierzył, tylko że uwierzy w byle co”.
Smutny fakt, że w Monachium najbardziej intratnym zajęciem jest zawód wróżki, i to lepiej płatny niż zawód profesora, adwokata czy lekarza, tylko potwierdza tezę Chestertona. Wydaje się, że najbardziej niebezpieczna dla Kościoła i religii jest sytuacja następująca: „Posiadać określoną religię, ale w formie rozwodnionej i zeszpeconej, zredukowanej do czystej paplaniny, tak że można tę religię wyznawać w sposób pozbawiony wszelkiej żarliwości czy pasji” („Fronda” 2006).
Wielu uważających się za osoby wierzące mówi o sobie: „Jestem katolikiem wierzącym, ale niepraktykującym”. Słowo „wierzący” najczęściej nie oznacza dla nich nic innego, jak jedynie uznanie istnienia Boga, zaś „niepraktykujący” – nieuczestniczenie w życiu sakramentalnym Kościoła i zakwestionowanie jego nauczania. Już na podstawie powyższego stwierdzić można, że takie sformułowanie „wierzący, ale niepraktykujący” jest zupełnie pozbawione sensu. Otóż samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to po prostu akt niewiary. Ten z kolei nie jest żadną podstawą do określenia swojego miejsca w Kościele katolickim. Wręcz przeciwnie… Czy człowiek, który swoimi czynami lub ich brakiem podważa sens Bożych przykazań, a spotkanie z Chrystusem w Eucharystii uważa za niepotrzebne – jest wierzący?
Wbrew temu, co słyszymy, nie istnieje pojęcie „laickiego katolicyzmu” i nie istnieją „laiccy katolicy”. W kościele katolickim słowo „laicki” oznacza stan nieduchowny, zaś „laikat” – ogół katolików świeckich, wiernych, którzy uznają Boże przykazania i zobowiązania z tego uznania płynące, a swoją wiarę w Boga gotowi są poprzeć czynami. Oni wiedzą, że twierdzenia typu „jestem wierzący, ale niepraktykujący” są po prostu kompromitujące. Bo według logiki takich sformułowań należałoby usprawiedliwić na przykład złodzieja, bo wszak może też jest uczciwy? Tyle tylko, że niepraktykujący… Kończąc, zauważmy, że marksizm da się porównać do wirusa, który na przestrzeni lat mutuje do coraz niebezpieczniejszych form.
Pomysł, aby marksizm kulturowy przycupnął w Kościele, przybierając oblicze zakrystiana, był prawdziwym majstersztykiem. Świadczy o tym fakt, że bezpośredni atak na religię przeprowadzony przez komunistów przyniósł o wiele mniejsze niszczycielskie skutki niż działania podejmowane na Zachodzie w imię analizowanego tzw. laickiego humanizmu.
Jakoż w ostatecznej perspektywie każdy katolik powinien być świadom, iż należy do zwycięskiej armii, ponieważ Christus vincit (Chrystus Wodzem). A jak to zwięźle ujął święty Jan Chryzostom: „Łatwiej zgasić słońce niż zniszczyć Kościół”. Tak więc, mimo wszystko, głowa do góry, Rodaku-katoliku! Póki co, nie lękaj się postępowych marzeń Johna Lennona.
Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Zauważyłem gwałtowną zmianę w wizerunkach plastycznych św. Wojciecha po XVI w. Przed XVI wiekiem św. Wojciech wyglądał na mniej niż 42 lata, które przeżył do momentu męczeńskiej śmierci.
Andrzej Karpiński
Jak w poprzednich realizacjach graficznych, pracę rozpocząłem od poszukiwania najlepszego wzorca postaci. W przypadku św. Wojciecha obszar zainteresowań musiał, jak wiadomo, dotyczyć Polski, Czech, Węgier i Niemiec.
Zwiedziłem zatem wirtualnie wszystkie katedry, kościoły i miejsca upamiętniające świętego. Wykonałem uporządkowaną w czasie listę obrazów i rzeźb.
Muszę przyznać, że lubię przeglądać blogi japońskich turystów. Oni uwielbiają podczas wycieczek dużo fotografować, no i używają dobrego sprzętu. Mogłem korzystać ze zdjęć dobrej jakości oraz z materiałów z prawem do dowolnej modyfikacji i dalszej publikacji.
Święty Wojciech. Opracowanie graficzne Andrzeja Karpińskiego do projektu Polska pod Krzyżem dla Fundacji Solo Dios Basta
Po długiej selekcji jakościowej pozostało niewiele wzorców. Pamiętałem o wszechobecnej tendencji artystów do postarzania wizerunków świętych. Szczególnie do dodawania im brody, wąsów i siwych włosów. W przypadku św. Wojciecha zauważyłem gwałtowną zmianę w wizerunkach plastycznych po XVI w. Mianowicie przed XVI wiekiem św. Wojciech przedstawiany był z krótszymi włosami i bez dużego zarostu. Wyglądał nawet na mniej niż 42 lata, które przeżył do momentu męczeńskiej śmierci. Natomiast późniejsze wizerunki przedstawiają biskupa co najmniej o 10 lat starszego niż w rzeczywistości. Jako mężczyznę z obfitym, siwym zarostem i dłuższymi włosami. Otóż na przełomie XV i XVI w., gdy protestantyzm przybierał na sile, Kościół katolicki potrzebował wzmocnienia. Zauważa się w tym okresie większą ilość kanonizacji. A może wierni potrzebowali więcej autorytetów, wzorców do naśladowania? Albo, mówiąc wprost, gwarancji i dowodów, że droga do zbawienia i świętości jest również w ich zasięgu? Być może to było przyczyną dodawania od tego czasu świętym w sztukach plastycznych nobliwości i powagi? Tego się nie dowiemy…
Jeden ze sztandarowych i najstarszych wizerunków św. Wojciecha znajduje się na Drzwiach Gnieźnieńskich anonimowego autora (ok. 1175 r.), gdzie we wszystkich scenach biskup przedstawiany jest jako bardzo młody, bez obfitego zarostu i z krótkimi włosami. Nawet w chwili śmierci, w scenie ścięcia toporem. (…)
Ostatnim przykładem wizerunku św. Wojciecha z XVI wieku jest ilustracja z bogato zdobionej księgi z 1535 roku. Widnieje w niej także wizerunek św. Stanisława i wiele innych przepięknych ilustracji. Tutaj również św. Wojciech wygląda młodo. Wiadomo, że w tamtych czasach większość mężczyzn nosiła brody. Prawdopodobnie nie każdy miał czas, narzędzia i potrzebę estetyczną systematycznego golenia. Jednak dostojników otoczonych służbą nie powinno to dotyczyć. (…)
Proces postarzania świętego trwał w najlepsze, szczególnie w nowych technikach drukarskich. Na pięknych litografiach i stalorytach z XIX wieku św. Wojciech wygląda już na ponad 60 lat.
(…) Czesi nie chcieli już widzieć u siebie niewygodnego biskupa i w 996 roku 40-letni Wojciech udał się z misją ewangelizacyjną przez Polskę do Prus, gdzie chciał nawracać pogan. Otton III, niespełna 16-letni cesarz, nie tylko wyraził na to zgodę, ale nawet zawarł przyjaźń z Wojciechem. Z przyjazdu misjonarza ucieszył się także Bolesław Chrobry. Na ziemiach polskich szybko powstały klasztory benedyktyńskie.
Wojciech wraz z trzyosobową ekipą wyruszył z misją nad Zalew Wiślany. Nie życzył sobie przysługującej mu ochrony wojskowej. Podróżując łodzią od wioski do wioski, przekonał się, że Prusowie nie chcą się nawracać. Zalew Wiślany sięgał wtedy daleko w głąb lądu. Obejmował całe dzisiejsze jezioro Dróżno, a wąska rzeczka Dzierzgoń była wtedy szerokim szlakiem wodnym. Wojciech wraz z bratem Radzimem i subdiakonem Boguszem został potraktowany jak intruz i przegnany z Prus. Misjonarze wycofali się na teren Polski do grodu o nazwie Cholinum (dzisiejsze Pachoły). Jednak Wojciech z towarzyszami podjął kolejną próbę dostania się rzeką Dzierżonką do najbliższej pruskiej osady.
Wysiedli z łodzi przy mostku w dzisiejszej wiosce Bągart. Odnalezione nieopodal w błocie resztki bali drewnianych są prawdopodobnie pozostałością dawnego mostku (źródło: prace prof. Przemysława Urbańczyka 1990 r.). Szli na północny-wschód. Nie wiedzieli, że są śledzeni przez Prusów. O świcie 23 kwietnia 997 roku w okolicy dzisiejszej wioski Święty Gaj, podczas odprawiania Mszy Świętej zostali napadnięci, a Wojciech zamordowany. Wbito mu w ciało sześć włóczni, a głowę ścięto i nabito na kolejną włócznię. Jego towarzyszy zwolniono. Bolesław Chrobry wykupił ciało męczennika i uroczyście sprowadził je do Gniezna, gdzie utworzono niezależną metropolię. Natomiast w roku 999 papież Sylwester II osobiście kanonizował św. Wojciecha.
Cały artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Święty Wojciech” znajduje się na s. 8 i 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Święty Wojciech” na s. 8 i 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Nie będę więc niczego wymyślał, a ograniczę się do przedstawienia kilku zdarzeń z ostatniego czasu. Zdarzeń, jakie jeszcze niedawno uznano by za niemożliwe a dziś to, niestety, rzeczywistość.
Zbigniew Kopczyński
Dla szukających w Polsce przejawów nazizmu dobra wiadomość: znalazł się w Polsce hitlerowiec. Gorszą wiadomością jest, że jest nim Niemiec, zapewne szukający w Polsce schronienia. Tak przynajmniej przedstawiał się nagrany przez panią Płażyńską jej szef, zapewniający jednocześnie o tym, że nie miałby jakiegokolwiek problemu z rozstrzelaniem polskich podludzi. Za tę wypowiedź został skazany na niezbyt wygórowaną grzywnę, co jest karą symboliczną w porównaniu z grożącą mu, gdyby sądzony był w swojej ojczyźnie. Za jego nagrywanie natomiast skazana została pani Płażyńska. Może to nieco dziwić, jednak prawdziwy odlot niezależny sąd wykonał, uzasadniając wyrok tym, że potajemnie nagrywając swojego szefa, pani Płażyńska uniemożliwiła stworzenie z nim wspólnoty. Sąd chciałby budować wspólnotę z hitlerowcami. Nieźle. (…)
W czasie epidemii wielu doznaje przemiany duchowej. W sieci krążą świadectwa tych, którzy, zetknąwszy się z piekłem na ziemi, odnaleźli Boga. Najbardziej zaskoczyły mnie słowa chińskiego prezydenta. Xi Jinping nazwał koronawirusa diabłem i zapowiedział zwycięstwo w walce z nim. Ani konfucjanizm, ani, tym bardziej, marksizm nie znają pojęcia diabła ani w ogóle osobowego zła. Czyżby więc wypowiedź chińskiego przywódcy była efektem postępującej chrystianizacji Chin, a może nawet jego osobistego nawrócenia? W każdym razie wybuch epidemii skłonił chińskich komunistów do uznania istnienia szatana. Zawsze coś.
Jedni nawracają się, a inni tracą wiarę. To najpewniej spotkało opiekunów sanktuarium w Lourdes, którzy zamknęli to miejsce dla pielgrzymów w obawie przed koronawirusem. To tak, jakby zamknąć szpital w obawie przed chorymi.
Źródło w Lourdes słynie z wielu uzdrowień, niewytłumaczalnych z medycznego punktu widzenia, co opisane jest w obszernej dokumentacji medycznej. Jeśli zarządzający nim utracili wiarę w jego cudowność, powinni sanktuarium zlikwidować, a sami poszukać sobie innego zajęcia. Raczej świeckiego. (…)
W Polsce pierwsza prezes Sądu Najwyższego zwołała zebranie tych sędziów tegoż sądu, których lubi, by podjęli uchwałę w sprawie tych, których nie zaprosiła i nie lubi. Zebrani uchwalili – co za niespodzianka! – że też pozostałych nie lubią, a w ogóle to nie są oni sędziami, choć Konstytucja wyraźnie mówi, że sędzią zostaje się wskutek mianowania przez prezydenta, a nie uchwały kolegów. Proszę – mówi pani prezes, wymachując uchwałą – miałam rację, nie zapraszając ich. Skąd jednak wiedziała wcześniej, kogo zaprosić, a kogo nie? Znała już wtedy treść uchwały? Coś to lekko nielogiczne.
Logika nie jest jednak tym, co zaprząta uwagę pierwszej prezes. Nie interesują jej również orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, bo uznała go za niekonstytucyjny, ustanawiając się tym samym jedynym i najwyższym interpretatorem Konstytucji. Ba, istnieją pewne przesłanki, by twierdzić, że ona sama jest Konstytucją. Więc już nie tylko prezes Gersdorf mówi to, co Konstytucja, lecz to Konstytucja mówi to, co prezes Gersdorf. (…)
Pewna niemiecka rodzina, mieszkająca głównie w Paryżu, postanowiła więc trudny czas przeczekać w swoim domu w Meklemburgii. Niestety, władze tego landu nakazały jej powrót do Paryża. I można by to zrozumieć, gdyby nie to, że podobnej prośby o powrót do domu nie skierowano do rzeszy imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Co więcej, ciągle przybywają nowe ich partie.
Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „To nie jest prima aprilis” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „To nie jest prima aprilis” na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Ks. prof. Dariusz Oko o znaczeniu świąt wielkanocnych w obliczu epidemii, absurdalności ograniczeń odnośnie mszy św., potrzebie mobilizacji duchowej i o tym, czemu potrzebujemy Jezusa.
Wszystkie telewizje zajmują się tym tematem, jakby to był największy problem na Ziemi.
Ks. prof. Dariusz Oko zwraca uwagę, że wirus „szczególnie atakuje słabsze ogranizmy”, skracając ludzkie życie o kilka-kilkanaście lat. Duchowny mówi, że ważniejsza jest perspektywa życia wiecznego aniżeli kilku lat życia w doczesnym świecie. Podkreśla, że należy cały czas akcentować perspektywę życia wiecznego:
Najważniejsze jest zbawienie ludzi […] To, co Jezus powie, gdy nas zobaczy po naszej śmierci.
Obostrzenie, wedle którego w kościele może przebywać tylko pięć osób jest dla niego czymś absurdalnym. Albowiem ten nakaz zaprzecza logicznemu podejściu do innych obostrzeń (w komunikacji miejskiej należy zajmować co drugie siedzenie). Tymczasem różnica w powierzchni kościołów nie jest w ogóle brana pod uwagę. Pięć osób powinno być więc zarówno w 30-osobowej kapliczce, jak i w tysiącosobowej katedrze. Ks. prof. Oko boi się, że w czasie epidemii ludzie odzwyczają się z od Kościoła i po zarazie mogą już nie przychodzić na msze.
Człowieku jest lekarstwo na grzech. Bóg w postaci Jezusa daje to lekarstwo. Tylko musimy je przyjąć […] Wybierzmy Jezusa; wybierzmy szpital duchowy.
Zachęca do moblizacji duchowej zauważając, że „chrześcijanie na Zachodzie to małe grupy skupione wokół Jezusa”, a „część żyje jak Judasze”. Zwraca uwagę, że problemem jest część Kościoła hierarchicznego, która dla utrzymania statusu materialnego zapomina o zasadach moralnych.
Jedyny grzech, jaki został to niepłacenie składek na Kościół. […] Żadnych wymagań, tylko niech dają dolary. To jest anty-Ewangelia.
WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.
Jadwiga Chmielowska
Kwiecień – miesiąc Wielkiego Postu – oczekiwania na Zmartwychwstanie. Mamy teraz prawdziwy wielki post. Zamilkły dyskoteki i huczne zabawy, świat pogrążył się w zadumie nad sensem, kruchością i marnością życia. Szkoda, że dopiero teraz.
Czasy trudne weryfikują ludzi i instytucje. Światowa Organizacja Zdrowia, która zajmowała się wychowaniem seksualnym przedszkolaków, całkowicie nie zdała egzaminu w walce ze światową epidemią.
Powtórzyła w swoim oświadczeniu 14.01. 2020 r. wersję Pekinu z 31.12. 2019 r. o przypadkach „nieznanej choroby, co do której nie ma przesłanek, że roznosi się z człowieka na człowieka”.
Zamknięto targ rybny w Wuhan jako źródło problemu. Zignorowano władze Tajwanu, które przekazały WHO już 31.12. 2019 r. informację, że wirus jednak może się roznosić między ludźmi. WHO wiedziała, że 13.01. 2020 r. rozpoznany został pierwszy znany przypadek zachorowania na covid-19 poza Chinami, w Tajlandii. Od tego czasu wirus przenikał do kolejnych państw. WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.
Według dyrektora ds. kontroli i zapobiegania chorobom w USA, dra Roberta Redfielda, do 25% osób zarażonych nie ma objawów, ale przenosi wirusa na innych. Pobudziło to dyskusje na temat noszenia masek w miejscach publicznych. Szkoda, że polscy eksperci negowali ich używanie. Na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że badanie wirusa mogło nastąpić właściwie dopiero, gdy zaatakował obywateli wolnego świata. Dwie kancelarie adwokackie w USA rozpoczęły śledztwo nad sposobem wydostania się wirusa z laboratorium zbudowanego przy pomocy Francji w Wuhan i podawaniem przez Chiny od początku fałszywych informacji.
Komunistyczne Chiny, Rosja i Kuba wykorzystują pandemię do zwiększenia swoich globalnych wpływów. Wiele krajów z zadowoleniem przyjęło ich pomoc.
Pojawił się jednak sceptycyzm, a nawet odmowa dalszych zakupów sprzętu medycznego po tym, jak Czechy, Holandia, Hiszpania i Turcja zgłosiły w ubiegłym tygodniu, że sprzęt z Chin jest wadliwy. Dziwią więc duże polskie zakupy w Pekinie.
Nie rozumiem, dlaczego Prezydent Duda zwrócił się o pomoc do Prezydenta Chin, a nie do Trumpa, naszego sojusznika. Zszokowana też jestem jego tweetem i spotem, w którym głosi: „Wychodząc naprzeciw wszystkim stęsknionym za sportem, wraz z Ministerstwem Cyfryzacji zapraszamy do turnieju #GrarantannaCup: http://grarantanna.pl. Od dzisiaj znajdziecie mnie także na Tik Toku! Szukajcie pod nazwą: AndrzejDudaNaTikToku. Mrugająca buźka”.
Co robią nasze służby specjalne, które powinny uświadomić Prezydenta RP, czym jest Tik Tok? To firma z Chin kontynentalnych, zobowiązana do przekazywania danych Komunistycznej Partii Chin. Sztuczna inteligencja AI przetwarza je tak, by użyć jako broni; może je również sprzedać swoim sojusznikom, np. Rosji. Zresztą każde media społecznościowe zbierają dane – wszystko o wszystkich.
Gen. Robert Spalding twierdzi, że chiński reżim wykorzystał pandemię jako okazję do rozszerzenia kontroli nad globalnym łańcuchem dostaw. KPCh próbuje też przerzucić na innych odpowiedzialność za wywołanie nieszczęścia. Strategia opracowana przez chińskich urzędników wojskowych pod koniec lat 90., nieograniczona wojna – jak wyjaśnił Spalding w swojej książce Stealth War: How China Took Over While America’s Elite Slept – odnosi się do zastosowania szeregu niekonwencjonalnych taktyk wojennych: jest to wojna bez angażowania się w rzeczywistą walkę. Moim zdaniem oś Moskwa – Pekin wojnę zaczęła w 2007 r. od cyberataku na Estonię.
Czekając na Zmartwychwstanie, dobrem zło zwyciężajmy. Miejmy ufność w Chrystusie, modląc się „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie”.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Za miesiąc wielu z nas nie otrzyma wypłaty, zabraknie miejsc, w których można będzie szukać pracy, nasza firma, sklep czy redakcja przestanie działać i trzeba będzie wdrażać upadłościowe procedury.
Jolanta Hajdasz
10 rocznica katastrofy smoleńskiej. 15 rocznica śmierci Jana Pawła II. 100 rocznica urodzin Karola Wojtyły. Beatyfikacja Kardynała Wyszyńskiego. 100 rocznica Bitwy Warszawskiej… Jak daleko w tej chwili są ode mnie te sprawy, którymi jeszcze przed miesiącem intensywnie zajmowałam się w pracy, planując konferencje, spotkania, wydawnictwa, artykuły i film. Nagle stały się dalekie, jakby dotyczyły innego świata, bo „tu i teraz” wręcz nietaktem stało się przypominanie, że to ważne, że istotne, że nie możemy przegapić. A sprawy prywatne, osobiste? Ile tematów, którymi żyliśmy przed wirusem, odpłynęło tak daleko, że nawet nie można sobie przypomnieć, o co chodziło w tamtej dyskusji czy sporze, dlaczego ktoś powiedział „nie” i dlaczego ja upierałam się na tak lub odwrotnie. Nieważne. Dziś prosty spacer do parku stał się luksusem, a pójście na mszę św. do pobliskiego kościoła niemożliwe.
Rzeczywistość wirtualna ma nam zastąpić tę realną: nekrolog na Facebooku – obecność na pogrzebie, życzenia na WhatsAppie – kawę pitą z koleżanką w dniu jej urodzin, Librus szkolne lekcje, a święconkę na Wielkanoc mamy sobie poświęcić sami w domu.
I nie buntować się, nie protestować, bo bezpieczeństwo, bo zdrowie, bo przecież chodzi o życie. Jasne, że się podporządkowałam. Podziwiam lekarzy i ministra zdrowia, kibicuję sanitariuszom, noszę jednorazowe rękawiczki, nauczyłam się modlić z telewizorem i ciągle wierzę, że to wszystko chwilowe, że jeszcze wrócimy do tych fajnych przyzwyczajeń, gdy bez wielkiego planu można było gdzieś pojechać i z kimś się spotkać. Iść przed siebie i nie obawiać się pytania od nieznajomego „która godzina?”.
Rozum i doświadczenie podpowiada jednak inny scenariusz. Widzę problemy prozaicznie realne, które nas dotkną, gdy już w następnym miesiącu wielu z nas pewnie nie otrzyma wypłaty, gdy zabraknie miejsc, w których można będzie szukać pracy, gdy nasza firma, sklep czy redakcja przestanie działać i trzeba będzie wdrażać upadłościowe procedury. Lata 90. nauczyły nas, że taki scenariusz jest realny, jak to w kapitalizmie: jednym się udaje, mają wszystko i opływają w luksusy, gdy inni nie wiedzą, jak przetrwać do pierwszego. Mówił o tym papież Franciszek 27 marca w przejmującej modlitwie w deszczu, sam na pustym zupełnie placu św. Piotra:
„Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań. Nie obudziliśmy się w obliczu wojen i światowej niesprawiedliwości. Nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”.
Papież przekazał jednak światu swoją receptę: ten czas próby to czas przestawienia kursu życia na Boga. Życzę nam wszystkim, by świat ten głos następcy św. Piotra wziął sobie mocno do serca.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl
Matka Franciszka Popiel: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia”.
Katarzyna Purska USJK
Moja opowieść o m. Franciszce Popiel to historia człowieka, który tak uprawiał swoje człowieczeństwo, aż stał się dziełem sztuki, czyli „osobą rozumną i dobrą w swej wolności”. (…)
Podobno nic wcześniej nie zapowiadało tak silnej osobowości, jaką okazała się być w przyszłości m. Franciszka Popiel (chrzestne imię Antonina):
„Tosia nie była żadnym nadzwyczajnym dzieckiem ani się też żadnymi specjalnymi zdolnościami nie odznaczała. Poczciwe dziecko, posłuszne, niegłupie, dobrze wychowane, jak wszystkie dzieci wólczańskie”.
I kolejne wspomnienie, o dojrzałej już zakonnicy i Przełożonej Generalnej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK. Jest o tyle ciekawe, że zostało uczynione przez tę samą osobę i dotyczyło tej samej Antoniny: „Pełnia jej duchowego życia objawiła mi się na dobre dopiero po jej śmierci, głównie na podstawie rozmaitych wypowiedzi jej sióstr… Tosia może nie tyle się zmieniła, co tak ogromnie wyolbrzymiała; nie byłabym nigdy tej głębi u niej się spodziewała – myślę, że łaska Boża potężnie ją urabiała…”. Pisze o niej: „Tosia ogromnie wyolbrzymiała”, a zatem urosła w swoim człowieczeństwie, jakoś stała się bardziej, pełniej. Coś, co się w niej wydarzyło, dla jej ciotki było oczywistym dowodem na to, że „łaska Boża ją urabiała” (tamże, s. 46). (…)
Jadwiga Popielowa dbała osobiście. Codziennie, z każdym z nich osobno, prowadziła lekcje religii. Dużo uwagi poświęcała też ich dobremu wychowaniu.
Przyzwyczajała swoje dzieci do życia w skromnych warunkach. Uczyła je cieszyć się małymi rzeczami i dzielić się z innymi. Tępiła nadmierne zainteresowanie sobą oraz wszelkie próby zwracanie na siebie uwagi drugich. Oboje rodzice uczyli dzieci panowania nad sobą i nie pozwalali im na egzaltacje.
„Metodą wychowawczą była pokora – pisała p. Rostworowska. – W Wójczy nie nosiło się ciała na sobie ani w uczynkach, ani w słowach, ani w myślach. Były ręce, nogi, brzuch oczywiście, ale ciała nie było. Nie ozdabia się czegoś, czego nie ma” (tamże, s. 42). Przytaczam to interesujące spostrzeżenie, aby zilustrować coś, czego w przyszłości będzie nauczał papież Jan Paweł II w swojej teologii ciała: „Człowiek jako duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało, i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha, powołany jest do miłości w tej właśnie swojej zjednoczonej całości” (FC p. 11, KDK12).
Autorytet rodzice mieli u dzieci ponoć ogromny. Wspomina o. Jan Popiel: „Dla nas tatuś był kimś w rodzaju Boga Ojca na ziemi. Był przez nas kochany, lecz przede wszystkim był trochę groźny (…) Był dość wymagający, a przy tym stanowił najwyższą instancję w domu. (…) Mamusia była jeszcze trudniejsza do scharakteryzowania niż ojciec. Choć na pewno była nam bliższa. Zresztą wywnętrzanie się przed dziećmi u naszych rodziców nie istniało.” A jednak – jak twierdził – ich wychowanie nie było surowe. Dzieci w zasadzie nie pamiętały, aby były karane przez swoich rodziców, ale za to doskonale pamiętały pełne swobody zabawy. „Dzieci biegały boso i można im było do woli się brudzić” (tamże, s. 26–31). „Myślę, że umiar, niechęć do ekstrawagancji, podejrzliwość w stosunku do zjawisk niespodziewanych nadawały ton kulturze tego domu, i nie tylko kulturze, ale i sprawom wiecznym” – wspominała rodzinę m. Franciszki (Antoniny) Popiel ich ciotka, Róża Rostworowska (tamże, s. 45). (…)
Po maturze w 1936 r. udała się do Belgii na rok studiów katechetyczno-pedagogicznych. Studia podjęła w Ixelles (Bruksela). Z tego okresu pochodzi świadectwo jej koleżanki ze studiów: „Tosia z robiła na mnie silne wrażenie dzięki swej dojrzałości, spokojnej, a jednocześnie pełnej uśmiechu. Bardzo inteligentna, radziła sobie bardzo dobrze ze studiami, które były dla niej tym łatwiejsze, że doskonale znała j. francuski (…) Była uroczą towarzyszką, gdy ciekawie prowadziła rozmowę i z łatwością się uśmiechała (…) W kaplicy mnie uderzała jej postawa skupiona i energiczna zarazem” (tamże, s. 53). To już nie tylko dobra – grzeczna, lecz przeciętna – dziewczynka, ale młoda, inteligentna kobieta, obdarzona dużym poczuciem humoru i darem łatwego nawiązywania kontaktów towarzyskich. (…)
„Najtragiczniejszy okazał się dzień 17. 09, kiedy przez Mołodów wycofywały się polskie oddziały wojskowe znad granicy wschodniej ku Warszawie. Żeby ujść z życiem i przedostać się przez wsie wrogo nastawione, żołnierze podpalali je. Tak miało się stać z Mołodowem. (…)
S. Popiel nie chciała dopuścić do swej świadomości, że grozi jej niebezpieczeństwo ze strony tych ludzi, których dawaliśmy tyle dowodów oddania i życzliwości. (…) Rzeczywistość okazała się okrutną. Na naszych oczach ludność uwięziła Skirmunttów; wkrótce dowiedziałyśmy się o zamordowaniu Henryka i Marii. Zrozumiałyśmy, że nie mamy wyboru.
(…) Przed wyjazdem zlikwidowaliśmy kaplicę, ksiądz wziął z sobą Przenajświętszy Sakrament (…) Ruszyliśmy w drogę w kilka wozów zaprzężonych w konie, z niewielkim dobytkiem, z sercem rozdartym i pełnym niepokoju (…) i nad tym płakała s. Popiel, gdyśmy przedzierały się za wojskiem przez opustoszałe, zniszczone pożarem wsie”. Opowiadała potem młodym siostrom o tym swoim bólu i płaczu, kiedy podczas ucieczki w kierunku Warszawy, ułożona na noc pod stołem, chciała wypłakać cały ten ból i swoje rozczarowanie człowiekiem. Wraz z nią przedzierało się kilkanaście sióstr, których została przewodniczką i opiekunką. Siostry zapamiętały ją z tego okresu jako osobę odważną w podejmowanych decyzjach, rzeczową i wyjątkowo dojrzałą. A miała przecież tylko 23 lata! (…)
Lata 50. to czas najstraszniejszego terroru komunistycznego i otwartej walki z Kościołem. W dniu 20. 03. 1950 r. Sejm PRL uchwalił ustawę o przejęciu tzw. „dóbr martwej ręki”. Upaństwowiono wówczas – wśród wielu innych dóbr kościelnych i zakonnych – urszulańskie gospodarstwo w Pniewach. W utworzonym w ten sposób PGR siostry podjęły pracę, zmuszone potrzebą zdobywania środków do życia. Od 1950 r. s. Franciszka, nawet wtedy, gdy już była przełożoną domu, pracowała w PGR jako prosta robotnica na równi z innymi. „Przed wyjściem sprawdzała, czy siostry mają dobre obuwie i ubranie, aby nie zmarzły, potem dzieliła pracę, wybierając dla siebie, co najtrudniejsze” (s. Hiacynta Cieślak SJK, tamże, s. 99).
Według relacji kapelana domu, ks. A. Chmielowca, „s. Popiel wstawała o pół godziny wcześniej niż pozostałe siostry-robotnice, a więc o 3:30, następnie budziła siostry, przygotowywała kaplicę do mszy św., a potem jeszcze cały dzień pracowała w polu. Ręce miała od ciężkiej pracy stwardniałe, z popękanych od upału warg sączyła się krew. I tak trwało przez 4 i pół roku
(…) Próbowano siostry rozdzielić i pomieszać ze świeckimi, zmusić do pracy w męskich kombinezonach, ale i tu postawa s. Popiel, jej osobista powaga i argumentacje sprawiły, że władze PGR-owskie zrezygnowały z tych zamiarów”, (…)
Od 1962 r. szkoła średnia, którą prowadziły siostry urszulanki w Pniewach, została umieszczona na liście instytucji kościelnych, które mogą być włączone do planu represji w województwie poznańskim. (…) Poznański KW PZPR sporządził dokument, z którego wynika, że w porównaniu z upaństwowieniem innych zakonnych placówek, najtrudniejsza do przeprowadzenia okazała się akcja w klasztorze sióstr urszulanek w Pniewach i że „zaistniały tam poważniejsze trudności”. Czytamy dalej w raporcie: „W szczególny sposób przeciwstawiała się przejęciu szkół matka generalna zakonu »urszulanek« w Pniewach (była hrabina)”. I dalej podana jest informacja, że „na wyraźne polecenie matki generalnej wszystkie siostry zajmujące lokale szkolne nie chciały ich opuścić”. Przełożona generalna miała jakoby powiedzieć, że jeśli władzę chcą mieć opróżnione pomieszczenia, „niech przekonują indywidualnie każdą siostrę” (Małgorzata Krupecka, Walka o przetrwanie szkoły sióstr urszulanek SJK w Pniewach w latach 1957–1962, w: „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017). Tyle o postawie m. Franciszki jako przełożonej generalnej wobec bezprawnego przejmowania szkoły przez władze. A co myślała o tym Antonina Popiel? (…) Do ks. bp. Antoniego Pawłowskiego powiedziała zaś kiedyś: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia” (tamże, s. 153; ks. bp Antoni Pawłowski). (…)
„Trudno dziś powiedzieć– pisze Elżbieta Wojcieszek w artykule pt. Wielka Nowenna Narodu a Archidiecezji Poznańskiej – czy służby miały coś wspólnego z niewyjaśnionym, a co najmniej podejrzanym tragicznym wypadkiem urszulanki Franciszki Popiel, która zginęła wraz ze swą asystentką s. Urszulą Kuleszanką w wypadku samochodowym 16. 08. 1963 r. w Węgierkach koło Wrześni – na prostej drodze, na którą nagle wtargnął pojazd”.
Mnie osobiście zaintrygował fakt, że rok przed obchodami Millenium miał miejsce inny niewyjaśniony wypadek samochodowy. Dotyczył osoby byłego więźnia PRL – abp Antoniego Baraniaka. Co ciekawe, okoliczności zajścia tego wypadku były niezmiernie podobne (zob. „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017, s. 62–63).
Cały artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” znajduje się na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.
Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70, KWIETNIOWY numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej, będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.
Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” na ss. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com
Światu potrzeba ludzi mocnych sercem, którzy błogosławią, a nie złorzeczą – mówił św. Jan Paweł II.
Prowadzący: Piotr Dmitrowicz, Jan Brewczyński
Realizator: Franciszek Żyła
Dr Ewa Czaczkowska mówi o wielkiej miłości do Ojczyzny, której uczył Polaków św. Jan Paweł II. Jak podkreśla, papież-Polak podawał rodakom wzorce z przeszłośći, pomagające przetrwać trudne lata komunizmu.
JPII traktował Ojczyznę jako dobro wspólne całego narodu.
Rozmówczyni Piotra Dmitrowicza opowiada rownież o niezłomnej postawie wobec komunizmu, jaką przejawiał Prymas Tysiąclecia, kard. Stefan Wyszyński.
Publicystka zwraca uwagę na pewną zmianę, jaka zaszła w przekazie św. Jana Pawła II do rodaków. Przed upadkiem komunizmu starał się on być ich głosem, reprezentantem ich postulatów i pragnień. Po rozpoczęciu zaś przemian ustrojowych w naszym kraju zaczął stanowczo upominać społeczeństwo, by budowało wspólnotę w oparciu o chrześcijański system wartości. Jak podkreśla dr Czaczkowska, św. Jan Paweł II miał gotowy projekt życia społecznego, którego realizacja zdecydowanie uzdrowiłoby sytuację w naszym państwie.
Gość audycji „Urodziłem się w roku 1920” ocenia, że najbardziej serdeczną wizytą św. Jana Pawła II w kraju była jego ostatnia podróż apostolska do Ojczyzny w 2002 r. Ubolewa nad tym, że dziedzictwo Jana Pawła II wśród dużej części naszego społeczeństwa, a zwłaszcza wśród klasy politycznej. Jak dodaje, wspomnienia o papieżu-Polaku często sprowadzają się do legendarnych „kremówek”.
Rozmówczyni Piotra Dmitrowicza stawia tezę, że za życia św. Jan Paweł II był autorytetem dla polityków „od prawa do lewa”.
Uważam, że współczesnych posłów trzeba egzaminować z przemówienia, które Jan Paweł II wygłosił w Sejmie w czerwcu 1999 r.
Wysłuchaj całej audycji „Urodziłem się w roku 1920” już teraz!