Płużański o dekomunizacji: Są w Polsce elity rządzące, którym dobrze było za komuny i nadal chciałyby żyć w PRL-u

Dlaczego prezydent Warszawy nie chce po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego uregulować nazw ulic stolicy tak, aby przeprowadzić choćby częściową ich dekomunizację… – opowiada Tadeusz Płużański

7 grudnia Naczelny Sąd Administracyjny podtrzymał wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o uchyleniu ponad 40 zarządzeń wojewody, dotyczącym zmiany nazw Warszawskich ulic. Sąd uważa, że decyzje były podjęte niezgodnie z literą prawa i nie były wystarczająco uzasadnione. Oprócz zmiany w nazwie ulicy al. Armii Ludowej na al. Lecha Kaczyńskiego prawomocne stały się m.in. uchylenia zmian nazw ulic Stanisława Wrońskiego na Anny Walentynowicz, czy Małego Franka na Danuty Siedzikówny „Inki”.

Żołnierze wyklęci niestety stracili swoje ulice w Warszawie. Należą do nich. m.in. Danuta Siedzikówna „Inka”, dlatego poczuliśmy się w obowiązku aby zaprotestować przed tym precedensem. Nie może być tak, aby w miejsca przeznaczone dla bohaterów były zastępowane zbrodniarzami komunistycznymi, funkcjonariuszami dawnego systemu – komentuje Tadeusz Płużański, gość Poranka Wnet, prezes fundacji Łączka, szef publicystyki w TVP Historia.

Obecnie mamy rocznice tragicznych dat grudniowych, m.in. pacyfikacji Kopalni Wujek. Ulica Bohaterów z kopalni będzie teraz nosiła imię komunistycznego przodownika pracy Wincentego Pstrowskiego. Jak podaje portal Do Rzeczy, górnicy z kopalni Wujek już zaczęli strajkować w związku z tą decyzją, napisali również list adresowany do Rafała Trzaskowskiego, w którym możemy przeczytać m.in. : „Po blisko trzech dekadach wolnej Polski, w roku stulecia odzyskania Niepodległości, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, śmieje się Pan w twarz Bohaterom. Jest to haniebne postępowanie, które jest nie tylko niezrozumiałe, ale również podłe”.

Zdaniem Tadeusza Płużańskiego, powodów decyzji cofnięcia dekomunizacji nazw ulic przez rządzących stolicą jest wiele.

Pierwszy to brak rozumu, drugi to pycha władzy: wygraliśmy, więc możemy sobie pozwolić na wszystko. Trzeci powód jest najpoważniejszy; są siły, które czuwają, aby nasza prawdziwa historia nie przebijała się do świadomości polaków. Te siły dbają, żeby wciąż przebijała komunistyczna propaganda. Można się domyślać, że te siły są na zapleczu u Rafała Trzaskowskiego”- dodaje historyk.

Gość Poranka WNET mówi także o drugiej bulwersującej reformie nowego prezydenta Warszawy. Dotyczy ona sprawy afery reprywatyzacyjnej.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

JN

 

„Starty dla Boga i Ojczyzny”. Ksiądz Władysław Gurgacz SJ / Józef Wieczorek, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 52/2018

Ks. Gurgacz zwany jest Popiełuszką czasów stalinowskich, bo te postaci niepokornych, niezłomnych kapłanów są bardzo bliskie i obaj w ciężkich dla społeczeństwa czasach zachowali się jak trzeba.

Józef Wieczorek

Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji

W sobotę 8 września na Hali Łabowskiej w Beskidzie Sądeckim odbyła się już po raz dwudziesty Msza Święta w intencji księdza kapelana Władysława Gurgacza TJ i Żołnierzy Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Msze „gurgaczowskie” odbywają się na Hali od 1998 r. z coraz większą liczbą uczestników – od kilkudziesięciu kiedyś, do setek (a nawet ok. 1000) dziś – mieszkańców Sądecczyzny, ale także przybyszów z odległych nawet stron.

Fot. J. Wieczorek

Kiedyś na Halę nie było łatwo dotrzeć, choć w ostatnich latach można na nią dojechać nawet autem, tyle że zaparkować jest coraz trudniej, bo takie tłumy zdążają na uroczystości. Można też dojść szlakami turystycznymi – czy to z Łabowej, z Krynicy, z Rytra czy Piwnicznej. To mniej więcej 2–4 godz. pielgrzymowania w pięknej scenerii Beskidu Sądeckiego – podejścia na wysokość 1061 m.

Ksiądz Władysław Gurgacz, kiedyś wyklęty przez komunistów, dziś otaczany jest czcią, kultem – i dlatego trudności terenowe na drodze na Halę Łabowską pokonują tak młodzi, jak i starsi. Na Hali można było spotkać także wiekowych, ostatnich kombatantów z Oddziału Żandarmeria, którego kapelanem był ks. Gurgacz. Liczne jest natomiast grono kapelanów sprawujących msze św. – w tym roku pod przewodnictwem bp. Szkodonia.

Uroczystości organizuje Fundacja „Osądź mnie Boże” im. ks. Władysława Gurgacza TJ, przy współpracy innych organizacji lokalnych, a także Instytutu Pamięci Narodowej, bo pamięć o ks. Gurgaczu winna być w narodzie zachowana nie tylko na Ziemi Sądeckiej.

Kim był ks. Władysław Gurgacz?

Msza św. na Hali Łabowskiej 2018 | Fot. J. Wieczorek

Władysław Gurgacz urodził się 2 kwietnia 1914 r. we wsi Jabłonica Polska. W 1931 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi, a do matury kształcił się w Pińsku na Polesiu, wykazując dużą wrażliwość na okoliczną przyrodę, stąd zapewne polubił popularną w okresie przedwojennym piosenkę Polesia czar. Następnie studiował w krakowskim kolegium Towarzystwa Jezusowego, a przed wybuchem II wojny światowej w Wielki Piątek 1939 r. złożył na Jasnej Górze „Akt Całkowitej Ofiary” za Polskę znajdującą się w niebezpieczeństwie.

Po agresji Sowietów na Polskę został aresztowany na krótko w Chyrowie, gdzie znalazł się w Kolegium Jezuitów, uciekając przed Niemcami, a następnie wrócił przez zieloną granicę do Starej Wsi (na teren okupacji niemieckiej). Tam ukończył studia teologiczne i został wyświęcony w 1942 r. w Częstochowie na kapłana.

Msza św. „gurgaczowska” na Hali Łabowskiej 2016 | Fot. J. Wieczorek

Pierwszą Mszę świętą odprawił w kościele parafialnym w Komborni, a kolejne 2 lata wojenne spędził w Warszawie w Kolegium Jezuitów. Po stwierdzonej chorobie poddał się wielomiesięcznej kuracji, spędzając kilka miesięcy w majątku Ludwiki i Adama Grabkowskich w Kamiennej k. Wiślicy, gdzie ukrywał się również światowej sławy profesor Ludwik Hirschfeld. Jeszcze przed końcem wojny 18 sierpnia 1944 r. złożył końcowy egzamin licencjacki w Starej Wsi.

Obraz namalowany przez ks. Gurgacza | Fot. J. Wieczorek

Opuszczenie Warszawy uratowało mu życie – uniknął masakry dokonanej przez Niemców w klasztorze jezuitów przy ulicy Rakowieckiej drugiego dnia powstania warszawskiego. Pod koniec wojny trafił do szpitala powiatowego w Gorlicach, już wyzwolonego od Niemców, gdzie pełnił funkcję kapelana. Dotąd w Gorlicach żyje ministrant ks. Gurgacza – obecnie lekarz Igor Szmigielski (wspomnienia na moim kanale YouTube).

Następnie ks. Gurgacz przebywał w Krynicy u Sióstr Służebniczek, gdzie głosił słynne kazania o wymowie patriotycznej, które ściągały uwagę licznych mieszkańców, a także Służby Bezpieczeństwa. Tam dwukrotnie dokonano zamachów na jego życie, na szczęście nieudanych. Zagrożony, wyjechał z Krynicy i zamieszkał początkowo we Wróbliku Królewskim k. Krosna, skąd pochodził poznany przez niego w Gorlicach por. AK Jan Matejak.

Grób ks. Władysława Gurgacza i Stefana Balińskiego na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie | Fot. J. Wieczorek

Po rozmowach ze Stanisławem Pióro, przywódcą Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców (organizacja cywilna), podjął decyzję o przyłączeniu się do oddziału zbrojnego PPAN – „Żandarmerii”, aby otoczyć partyzantów opieką duchową. Przyjął pseudonim Sem, będący skrótem od łacińskiego wyrażenia Servus Mariae, czyli Sługa Marii (inicjałami SM podpisywał już wcześniej swoje obrazy – był utalentowanym malarzem). Wszedł jednak w konflikt z regułą Towarzystwa Jezusowego – nie podporządkował się prowincjałowi, od którego nie uzyskał zgody na przebywanie z w oddziale leśnym. Uznał jednak, że jego obowiązkiem jest opieka moralna nad oddziałem partyzantów, dla których odprawiał Msze święte, spowiadał, wygłaszał pogadanki o tematyce religijnej, moralnej i społecznej.

Obozowisko oddziału, ulokowane niedaleko Hali Łabowskiej, było trudne do wykrycia, ale wzmocnione obławy SB spowodowały konieczność rozdzielenia się oddziału i szukania możliwości przetrwania i opuszczenia kraju. Po jednej z akcji oddziału w Krakowie ks. Gurgacz został aresztowany 2 lipca 1949 na ul. Krótkiej – nie chciał opuścić swoich towarzyszy. Był przesłuchiwany na UB przy placu Inwalidów, gdzie do dziś nie może stanąć pomnik „Tym, co stawiali opór komunizmowi”. Sądzono go razem ze Stefanem Balickim, Stanisławem Szajną i Michałem Żakiem w procesie pokazowym, zwanym w komunistycznej prasie „procesem bandy ks. Gurgacza”, który miał na celu skompromitować nie tylko niezłomnego kapłana, ale cały Kościół.

Podczas procesu ks. Gurgacz mówił m.in.: „Myśmy walczyli o wolność…. Ci młodzi ludzie, których tutaj sądzicie, to nie bandyci, jak ich oszczerczo nazywacie, ale obrońcy ojczyzny! Każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę. Judica me Deus et discerne causam meam (Osądź mnie, Boże, i rozstrzygnij sprawę moją)”.

Skazany na śmierć, przetrzymywany w więzieniu na Montelupich, konsekwentnie odmawiał uznania władz komunistycznych i napisania prośby do Bieruta o ułaskawienie. Karę śmierci wykonano strzałem w tył głowy 14 września 1949 r. w święto Podwyższenia Krzyża Świętego.

Pochowany został potajemnie, bez katolickiego pogrzebu, w mogile razem ze Stefanem Balickim, jak wiadomo od jego współbraci. Spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie przy ul. Prandoty. Po latach na grobie ustawiono krzyż brzozowy, zgodnie z życzeniem ks. Gurgacza przekazanym współwięźniom, a na tablicy umieszczono napis: ATTRITUS PRO DEO ET PATRIA – STARTY DLA BOGA I OJCZYZNY.

IPN planuje rychłą ekshumację ks. Władysława Gurgacza i ponowny, tym razem katolicki pochówek.

Pamięć o Niezłomnym Kapelanie

Popiersie ks. Gurgacza w krakowskim Parku Jordana | Fot. J. Wieczorek

Ks. Władysław Gurgacz został zrehabilitowany 20 lutego 1992 roku. Kapłan przez lata wyklęty przez komunistów, także zapomniany przez swój zakon, powrócił do pamięci. Napisano o nim liczne artykuły, broszury, a także książki (m.in. Danuta Suchorowska-Śliwińska, Postawcie mi krzyż brzozowy: prawda o ks. Władysławie Gurgaczu, Kraków, WAM, 1999; Dawid Golik, Filip Musiał, Władysław Gurgacz. Jezuita wyklęty, WAM 2014). Liczne teksty dostępne są w internecie, podobnie jak rejestracje wideo, także ze świadkami historii ks. Gurgacza oraz jego krewnymi (wiele z nich można znaleźć na moim kanale You Tube). Ostatnio trafił na ekrany kin fabularyzowany film dokumentalny Gurgacz. Kapelan Wyklętych w reżyserii Dariusza Walusiaka. Powstało kilka utworów muzycznych dedykowanych ks. Gurgaczowi, wykonywanych przy różnych uroczystościach poświęconych Żołnierzom Wyklętym, których jest coraz więcej.

Oprócz największej, corocznej uroczystej mszy św. na Hali Łabowskiej, odprawianej w pierwszą lub drugą sobotę września, 14 września spotykamy się corocznie przy grobie ks. Gurgacza i jego towarzyszy z PPAN na cm. Rakowickim (przy ul. Prandoty), a spotkanie poprzedza msza św. w Kościele Miłosierdzia Bożego. W Beskidzie Sądeckim odbywają się rajdy górskie śladami ks. Gurgacza i PPAN.

Tablica pamiątkowa w Jabłonicy Polskiej | Fot. J. Wieczorek

Ks. Gurgacz ma swój pomnik (popiersie autorstwa ks. Roberta Kruczka) w Galerii Wielkich Polaków XX Wieku w krakowskim Parku Jordana, odsłonięty podczas pięknej uroczystości w dniu 14 września 2014 r. Upamiętniono też miejsce mordu na ks. Gurgaczu na terenie więzienia Montelupich (zbiorcza tablica zamordowanych w więzieniu oraz krzyż w miejscu stracenia księdza). Tablice memoratywne znajdują się m. in. na Bursie w Nowym Sączu, na murze kościoła w Jabłonicy, gdzie ks. Gurgacz się urodził, we Wróbliku Królewskim, w kościele św. Antoniego w Krynicy, a IPN planuje upamiętnienie miejsca zbrodni sądowej na ks. Gurgaczu na ul. Senackiej 3. W Krakowie, Nowym Sączu i Krynicy jego imieniem nazwano ulice, ale najwcześniej, bo w 1957 roku, ulica im. ks. Władysława Gurgacza zaistniała (na krótko w Piotrkowie Trybunalskim i długo na ekranie) na potrzeby realizacji filmu „Ewa chce spać” (cenzura nie zauważyła?). Na Hali Łabowskiej znajduje się kamienny obelisk poświęcony ks. Gurgaczowi i żołnierzom PPAN poległym w walkach z UB i KBW w latach 1948–1949. W intencji beatyfikacji ks. Władysława Gurgacza odbywają się w Krakowie msze święte.

W 2008 r. prezydent RP Lech Kaczyński „Za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej” odznaczył pośmiertnie ks. Gurgacza Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W uzasadnieniu powiedział między innymi: Niech to odznaczenie stanie się znakiem hołdu, jaki w imieniu całego narodu składam temu wspaniałemu kapłanowi i jednemu z najlepszych synów Polski. Cześć jego pamięci!

Można obecnie mówić o kulcie ks. Władysława Gurgacza, który się szerzy szczególnie w ostatnich latach wraz z powrotem do świadomości społeczeństwa Żołnierzy Wyklętych, których ks. Gurgacz był kapelanem. Nie bez przyczyny ks. Gurgacz zwany jest Popiełuszką czasów stalinowskich, bo te postaci niepokornych, niezłomnych kapłanów są bardzo bliskie i obaj w ciężkich dla społeczeństwa czasach zachowali się jak trzeba.

Do Sejmu RP został złożony projekt o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Kapłanów Niezłomnych, który ma przypadać na 19 października, począwszy od 2018 r. Jest ustanawiany w hołdzie prześladowanym księżom, niezłomnym obrońcom wiary chrześcijańskiej i niepodległej Polski. W uzasadnieniu projektu przywołano również postać ks. Władysława Gurgacza.

„Ks. Gurgacz dla nas jest świętym”

Grupa rekonstrukcji historycznej „Żandarmeria” i weterani na mszy na Hali Łabowskiej 2015 | Fot. J. Wieczorek

Kościół w Polsce od 2008 r. (Zebranie Plenarne Episkopatu Polski w dniach 17–18 czerwca 2008 r. w Katowicach) przygotowuje się do zbiorowego procesu beatyfikacyjnego ofiar komunizmu. Na ołtarze mają zostać wyniesieni katolicy, którzy w latach 1917–1989 zostali zamordowani z nienawiści do wiary przez prześladowców należących do reżimu komunistycznego. Postulator procesu ks. dr Zdzisław Jancewicz powiedział KAI w 2017 r. „Trzeba sprawdzić, czy istnieje kult prywatny lub chwała świętości takich osób. Należy zbadać kwestię męczeństwa: czy ktoś rzeczywiście poniósł śmierć za wiarę i Kościół. Może się okazać, że wiele z tych osób to patrioci, ale niekoniecznie spełniający kryteria, które mogą być podstawą do rozpoczęcia procesu”. Wśród ponad 80 kandydatów na ołtarze jest także ks. Władysław Gurgacz, którego patriotyzm nie ulega wątpliwości, podobnie jak śmierć poniesiona za wiarę i Kościół oraz istnienie jego kultu.

Jeden z ostatnich żyjących żołnierzy „Żandarmerii”, znający ks. Władysława Gurgacza – Zbigniew Obtułowicz ps. Sarat, major, żołnierz PPAN, prezes oddziału Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Nowym Sączu, w rozmowie 4 października 2017 r. (dostępna na moim kanale YouTube) w siedzibie AK w Nowym Sączu powiedział: „Ks. Gurgacz dla nas jest świętym”.

Czy takie będzie też stanowisko będzie postulatora procesu beatyfikacyjnego?

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji” na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powstanie szczekocińskie – zbrojne wystąpienie przeciwko Niemcom w lipcu 1944 roku – w relacjach „Twardego” i „Mietka”

Moje zdanie było „klapa”, akcja nieudana, należy uderzyć w zajęczą odwagę i odskoczyć jak najdalej, zanim Niemcy się zorientują i nie dadzą nam porządnego łupnia. Tego samego zdania byli moi koledzy.

Wojciech Kempa

27 lipca 1944 roku partyzanci powzięli informację, iż część policjantów ze szkoły policji granatowej w Szczekocinach chce zdać im budynek, w którym mieściła się owa szkoła policyjna. Według Mieczysława Filipczaka, szkoła policji mieściła się w budynku byłego gimnazjum, natomiast obok niej w bursie byli skoszarowani własowcy. Po zajęciu budynku gimnazjum (…) mieliśmy zniszczyć bronią maszynową i granatami bursę z własowcami. Do akcji tej została wyznaczona grupa „Jana” pod dowództwem „Wiary” – Kozłowskiego Bolesława w sile 120 ludzi, uzupełniona ludźmi z placówek, grupa moja w sile 60 ludzi, również uzupełniona ludźmi z placówek, grupa „Twardego” w sile 100 ludzi oraz placówki AK z obwodu szczekocińskiego. (…)

Od godziny 22 do 24 mieli pełnić na korytarzu w szkole służbę policjanci granatowi wtajemniczeni w akcję. Ci mieli otworzyć drzwi patrolowi w sile 20 ludzi. Patrol po opanowaniu gmachu miał udostępnić wejście do niego mojej grupie, tak abym z góry panował nad bursą.

Do patrolu wyznaczono po 10 ludzi z mojej grupy i „Wiary”. Dowództwo objął kapral „Groźny”, jako znający teren i podejście. Zastępcą był „Dańko” – Pazera Zenon, mój zastępca. Jego to zadaniem było przeprowadzenie akcji z opanowaniem budynku. Wysłanie moich ludzi miało swój cel, gdyż mieliśmy być lepiej zorientowani w walkach ulicznych i budynkach. Jedna drużyna z plutonowym „Batorym” z grupy „Wiary”, wsparta przez AK szczekocińskie, miała się udać do Szczekocin i wysadzić most na Pilicy, celem zabezpieczenia się od udzielenia pomocy oblężonym przez posterunek żandarmerii. Grupa „Wiary” miała otoczyć z trzech stron bursę i w razie niepoddania się własowców rozpocząć walkę z nimi. Akcja miała być skończona przed godziną drugą w nocy, tak aby przed świtem można było wycofać się. Osobiście ze stylu odprawy nie byłem zadowolony, kryła ona wiele niedomówień, brak było detali tak ważnych w każdej akcji. Nie uwzględnił mojego pytania „Jan” i jego „Sztab”, co mamy robić w wypadku nieudania się akcji. Wyśmiano się ze mnie. Byli pewni zwycięstwa.

„Twardy” miał spore zastrzeżenia odnośnie do kwalifikacji dowódczych Józefa Sygieta – „Jana”, a wręcz szokiem było dla niego, gdy „Jan” ze swoim sztabem wsiedli na rowery, udając się w kierunku przeciwnym niż partyzanci, którzy wychodzili na pozycje wyjściowe. (…)

Kapral „Groźny”, który znał ten teren, idąc z Grabca do gimnazjum pobłądził, dochodząc do szosy Lelów–Szczekociny, zamiast iść w prawo, w kierunku na Szczekociny, poszedł w lewo. Pomimo tego grupa „Twardego” i moja jeszcze przed godziną 24 dotarła do budynku gimnazjum, tj. w czasie, kiedy mieli pełnić służbę wtajemniczeni policjanci. Tymczasem „Twardy” wspólnie z moim łącznikiem „Jurkiem”, gdy zapukał do drzwi, naświetlając policjantom, w jakim celu przybył, został obrzucony granatami.

Zajrzyjmy z kolei do relacji „Twardego”: (…) Przylgnęliśmy do muru. Było nas czterech: mój adiutant „Lisek” – Buchacz Zenon, goniec „Znaczek” – Gumułka Władysław i goniec do grupy „Wiary”. Następnym naszym czynem było odskok na szosę. Nie wiódł on już przez bramę, przesadziliśmy płot wysoki od cokoła na jakieś półtora metra. Strach czyni cuda. Wielkim szczęściem był dość wysoki betonowy cokół ogrodzeniowy. Gdyby nie on, już pierwszy rzut poczyniłby straty w mojej kompanii. Żołnierz każdy, chociaż mu dziesięć razy mówić, to nie zajmie stanowiska przepisowego, dopóki nie zmusi go do tego sytuacja. Właściwie to oni nie leżeli w rowie, ale siedzieli i ten cokół był dla nich zbawienny.

I relacja „Mietka”: Rozpoczęła się normalna walka z oblężeniem budynku. „Wiara”, myśląc, że opanowaliśmy budynek, rozpoczął walkę z własowcami. „Batory” nie dokonał wysadzenia mostu i wycofał się ze Szczekocin, nie powiadomiwszy o tym „Wiary”. Walka trwała do świtu. Ze strony policji nie było najmniejszych oznak, że chcą się poddać. (…)

Kompanii kazałem się wycofywać w kierunku wsi Bonowice, sam jeszcze stałem i przyglądałem się, jak Niemcy do nas strzelali z granatników systemem „do zasłoniętego celu”. W oknach domu, za którym stałem, ukazały się dwie postacie kobiece, otworzyły okno i zapytały, czy głodny jestem. Poprosiłem o wodę, gdyż bardzo mi się pić chciało. Płotek od budynku stał bardzo blisko, wystarczyło, abym stanął na cokole, wyciągnął rękę i to samo uczyniły one z okna, a garczek się znalazł w mojej ręce.

Kiedy stanąłem już na ziemi i dziękowałem moim dobroczyńcom, jakaś muszka w kierunku poziomym przeleciała mi przed oczami, była ledwie dostrzegalna i bardzo szybka, a potem huk, brzęk szyb i cisza. Znów cokół uratował mi życie.

Granat wpadł do ogródka pod cokół. Siła wybuchu poszła po zewnętrznej ścianie cokołu, tak że mi nic się nie stało, tylko piachu tyle mi nabiło w mundur, że przez dwa tygodnie musiałem go wytrzepywać. Pań w oknie nie było. Krzyknąłem – Żyjecie? – Żyjemy – odpowiedziały. – Poszedłem wolnym krokiem za kompanią.

Grupy „Wiary” i „Mietka” też wycofywały się w kierunku Bonowic. Po drodze czekali na mnie „Wiara” i „Mietek”. Ocenialiśmy sytuację. Moje zdanie było „klapa”, akcja nieudana, należy teraz uderzyć w zajęczą odwagę i odskoczyć jak najdalej, zanim Niemcy się zorientują i nie dadzą nam porządnego łupnia. Tego samego zdania byli moi koledzy. Tymczasem wchodząc do wsi Bonowice, natknęliśmy się na inną rzeczywistość. Wieś była zatłoczona wojskiem z placówek. Na nasze pytania, po co tu przyszli, odpowiedzieli, że taki rozkaz otrzymali od „Jana”.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Powstanie szczekocińskie w świetle relacji »Twardego« i »Mietka«” (1) znajduje się na s. 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Powstanie szczekocińskie w świetle relacji »Twardego« i »Mietka«” (1) na s. 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Piąta i ostatnia część epopei oddziału „Twardego”. Ujęcie i stracenie niemieckiego konfidenta Władysława Pacieja

W izbie stół był nakryty białym lnianym prześcieradłem, na stole krzyż i dwie świece. Wprowadziłem do izby Pacieja, trzymałem go pod rękę, zauważyłem, że zadrżał, widocznie zrozumiał swoje położenie.

Wojciech Kempa

Udało się wreszcie dopaść Władysława Pacieja. „Twardy”, ponaglany przez dowództwo, obawiał się, że zadanie to zostanie mu odebrane i powierzone „Hardemu”, na czym jego duma mocno by ucierpiała.

Zastanawiał się, co zrobić, gdy oto dotarła doń informacja, że Paciej ma słabość do pięknych kobiet i wyraźnie jest zainteresowany „Niuśką”, żoną „Granita” – Mieczysława Makieły, szefa kompanii. Zalecając się do niej, przedstawiał się jako inspektor AK.

„Twardy” poprzez „Niuśkę” nawiązał z nim kontakt. Oddajmy głos „Twardemu”:

Pierwszy meldunek miał charakter sprawozdania z działalności grupy z prośbą o zaopiekowanie się nami. Drugi był skargą na dowództwo AK, że nas jako pepesowców źle traktuje, żeśmy nie ubrani, bosi itd. Prosimy go, aby przybył do grupy, obejrzał na własne oczy nasze położenie oraz podjął interwencję u dowódcy dywizji. Jednocześnie informowałem go, że kontakt na dywizję podam mu przy najbliższym spotkaniu. Obydwa meldunki były zaopatrzone w oryginalną pieczątkę kompanii. Meldunek dostarczyła „Niuśka”. Paciej na pewno konsultował się z gestapem w Zawierciu. Tych zaszokował kontakt na dywizję – kazali mu jechać.

Tak więc Władysław Paciej wraz z „Niuśką” udali się na rowerach do obozu partyzanckiego kompanii „Twardego”. Ten w swej relacji wspomina:

Przybyłego „inspektora” powitano z wielkimi honorami, po czym przystąpiono do wymiany poglądów na temat stanu organizacyjnego ruchu oporu oraz jego aktualnych zadań. Przybyły gość zakończył swoje przemówienie apelem do nas, ażeby niszczyć jak najwięcej szpicli i prowokatorów, gdyż ci utrudniają pracę organizacjom konspiracyjnym. Podziwiałem bezczelność tego człowieka. Pod wieczór chciał odjechać, prosząc mnie o adres dywizji. Znów pod pretekstem, że dziś ma mieć miejsce zrzut, a takiej okazji szkoda zmarnować, namawiałem go do pozostania.

Paciej dał się namówić, widocznie ów zrzut go zainteresował. W międzyczasie partyzanci opróżnili jeden dom stojący na uboczu wsi Lgota Murowana, który miał zostać oddany do jego dyspozycji. „Twardy” wspominał po latach:

W izbie stół był nakryty białym lnianym prześcieradłem, na stole krzyż i dwie świece. Wprowadziłem do izby Pacieja, trzymałem go pod rękę, zauważyłem, że zadrżał, widocznie zrozumiał swoje położenie. Zasiedliśmy za stołem. Paciej w dalszym ciągu na honorowym miejscu. Resztę miejsca zajęła starszyzna grupowa. „Bolesław” położył przed sobą gruby brulion z ołówkiem. Czas było skończyć z komedią. Powstałem z miejsca, za mną reszta.

– Nazwisko i imię wasze? – zapytałem.

– Paciej Władysław – odpowiedział.

– Urodzony gdzie…

– Paciej Władysław, jesteście oskarżeni o zdradę główną. Będziecie odpowiadać przed polskim sądem polowym. Zanim będziemy was sądzić, przeprowadzimy śledztwo.

Paciej został zrewidowany – znaleziono przy nim trzy dokumenty wystawione przez Gestapo. Pierwszym było zaświadczenie wystawione przez Gestapo w Zawierciu i podpisane przez Ocyloka. Zawierało informację, iż jest on jego współpracownikiem i że należy udzielać mu wszechstronnej pomocy. Drugi dokument to zaświadczenie wydane w sierpniu 1943 roku, a więc jeszcze przed opisaną wcześniej falą aresztowań, na firmowym blankiecie zawierciańskiego Gestapo, podpisane przez jego szefa, Rotera. Na jego podstawie Paciej, jako zaufany człowiek Gestapo, mógł w dowolnym punkcie przekraczać granicę. Trzecie zaświadczenie wydane było przez Gestapo w Opolu. Na jego mocy mógł on żądać wszelkiej pomocy od policji i urzędów niemieckich, przekraczać w dowolnym punkcie granicę z GG, a także przeprowadzać przez granicę dowolną osobę nie posiadającą przepustki. Zajrzyjmy do książki Juliusza Niekrasza:

Gdy wzięto szpicla na przesłuchanie, oświadczył ze stoickim spokojem, że nic od niego nie wydobędą. Był to człowiek niskiego wzrostu, ryży, chuderlawy, wyglądał tym mizerniej, że stał całkiem nago, bo „Twardy” przed rewizją kazał go rozebrać. Nie prosił o łaskę.

„Twardy” kazał go wychłostać, dać mu zamiast ubrania worek z wymalowaną swastyką, z otworem na głowę i ręce, i zamknąć go do bunkra o chlebie i wodzie.

Zabrał się do studiowania notesu agenta, w którym były różne kolumny nazwisk z adresami. Rozszyfrowano bez trudu wykaz ofiar Pacieja oraz spis miejscowych konfidentów. Nie wiedziano natomiast nic o nazwiskach osób zamieszkałych w Radomiu, Warszawie i Łodzi.

Po trzech dniach Paciej zaczął krzyczeć, że chce złożyć zeznania. Były one tak rewelacyjne, że zawiadomiono Komendę Okręgu, a ta z kolei Komendę Główną AK w Warszawie. Paciej zeznał, że gestapo przeniosło go jako spalonego do dystryktu Radom, gdzie już się zameldował i otrzymał szczególne instrukcje, powrócił na Śląsk jedynie po to, aby dokończyć rozpoczętą akcję, która na tym terenie miała już być ostatnią. Niezrozumiałe dla „Twardego” nazwiska i adresy to materiał podany mu przez radomskie gestapo. Paciej wyjaśnił, że jedna kolumna nazwisk obejmuje osoby do rozpracowania, druga to przyszli współpracownicy.

Do obozu „Twardego” przyjechali oficerowie wywiadu z Warszawy i Radomia. Oficer z Radomia śmiał się z pomyłki, gdy w kolumnie radomskich konfidentów znalazł swoją łączniczkę. Według udzielonych przez niego informacji łączniczka ta była ostatnio kurierką na trasie Radom – skrzynka Komendy Głównej AK w Warszawie. Miała być osobą poza wszelkimi podejrzeniami. Jej mąż, wyższy oficer, miał przebywać w oflagu.

W jakiś czas później „Poczekalnia” (nasza komórka wymiany poczty z Generalnym Gubernatorstwem) doręczyła Komendzie Śląskiego Okręgu AK pismo z podziękowaniem za dobrą pracę i przyczynienie się do zdemaskowania groźnej agentki gestapo, jaką okazała się radomska kurierka, rzekoma żona oficera; zbędne dodawać, ile mogła sprowadzić nieszczęść, a może nawet już sprowadziła.

Paciej był przesłuchiwany przez szereg dni, protokół jego sprawy doszedł do 200 stron, znalazł się później w rękach prokuratora WSS i wywiadu. Wyrok na Władysławie Pacieju został wykonany w dniu jego imienin, 27 czerwca 1944 roku.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania Twardego ” cz. V znajduje się na s. 8 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania Twardego” cz. V na s. 8 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Wspominając Powstanie Warszawskie. Niemcy tego starcia nie wygrali! To żołnierze podziemia złożyli broń…

Obchodzimy w tym roku 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Popadam więc w zadumę i zastanawiam się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść ku wolności, a jak wiemy, przyczynił się do podziału na Jego zwolenników i przeciwników.   Fascynacja nakazuje przemierzyć bojowe szlaki powstańców poprzez niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków i suchych faktów w podręcznikach historii. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego […]

Obchodzimy w tym roku 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Popadam więc w zadumę i zastanawiam się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść ku wolności, a jak wiemy, przyczynił się do podziału na Jego zwolenników i przeciwników.

 

Fascynacja nakazuje przemierzyć bojowe szlaki powstańców poprzez niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków i suchych faktów w podręcznikach historii. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego sierpnia 1944 roku.

Na planie Warszawy wykałaczkami wbitymi w plastelinę oznaczam miejsca stacjonowania powstańców, nazwy batalionów wraz z miejscem zbiorki i stanem osobowym. W kolorze szarym, polnym pozycje 9. Armii Niemieckiej. Niemalże z dokładnością do numeru ulicy…

Szlaków bojowych w pełni odtworzyć nie sposób. Przemijający czas, powojenna odbudowa i przebudowa miasta, w końcu zamieszanie i nieregularność walk powstańczych nie sprzyjają temu.

Raz jeszcze popadam w zadumę na warszawskim Czerniakowie, gdzie po 63 dniach wszystko się skończyło. Jednak Niemcy tego starcia nie wygrali. To żołnierze podziemia złożyli broń, mając w perspektywie bezsens dalszych walk.

 

Krok ku wolności

 

Wieść o planowanym wybuchu powstania wywołała ogólne podekscytowanie. Dowódcy organizowali zbiórki swych plutonów w konspiracyjnych lokalach. Przez okupowane miasto z narażeniem życia łączniczki przewoziły broń i rozkazy pisane na cienkiej bibułce, którą na wypadek rewizji można było dyskretnie zniszczyć. Na kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem powstania na ulicach Warszawy zaczęły powiewać biało – czerwone flagi.

Niektórzy szli na miejsce zbiórki w powstańczych opaskach na ramieniu, niekompletnym ekwipunku wojskowym zdobytym na żołnierzach niemieckich podczas akcji dywersyjnych.

Mieszkańcy pełni obaw, ale z zaciekawieniem wyglądali z okien poruszeni śpiewem i ogólnym zamieszaniem. Niemcy początkowo nie reagowali w przekonaniu, że to tylko kolejna prowokacja. Tak naprawdę do końca nie zdawali sobie sprawy z sytuacji.

Komendant główny AK, gen. Tadeusz Komorowski ps. „Bór” wyznaczył godzinę “W” na 17.00 dnia 1 sierpnia, choć pierwsze strzały padły na Żoliborzu w północnej części miasta już około godziny 13.00.

W potyczkach z  patrolami i żandarmerią udało się poniekąd zdobyć wyznaczone cele i trochę broni wraz z amunicją.

Długo oczekiwany krok ku wolności nie został niestety wykonany w jednej chwili we wszystkich częściach miasta. Nawet rozkazy wojskowe nie były w stanie utrzymać w ryzach dyscypliny i  młodzieńczego zapału.

 

Za trzy dni w wolnej Warszawie…

 

Na prawie 35 000 zmobilizowanych żołnierzy AK niespełna 10 000 posiadało broń. W arsenale, poza zdobycznymi karabinami, był również powstańczej produkcji karabin „Błyskawica”, granaty i butelki z benzyną. W użyciu była również broń z czasów pierwszej wojny światowej, także broń sportowa. W miarę upływu czasu i rozwoju wydarzeń sytuacja powstańców pod tym względem ulęgała poprawie.

Sami uczestnicy przyznali, że

„o ile pierwszego sierpnia nie było czym walczyć, tak od polowy września nie było już komu chwytać za broń”.

 

Przez cały ten okres napływali ochotnicy, bez doświadczenia i przygotowania wojskowego. Wałczyła cała Warszawa. Informacje, prowiant i woda i wielkie pokłady zaangażowania napływały z każdej strony. Taka postawa doczekała się silnych represji. Niemcy odcięli gaz i prąd z wyjątkiem Powiśla, gdzie elektrownia długo pozostawała w rekach powstańców.

 

Profesor Witold Kieżun, podczas walk w Powstaniu Warszawskim, tuż po zdobyciu komendy niemieckiej policji.  Jedno z najsłynniejszych zdjęć z Powstania Warszawskiego. Fot. archwum Muzeum Powstania Warszawskiego.

 

Od końca sierpnia nasilił się ostrzał artyleryjski. W końcu doszło do masowych migracji z miasta, które w tamtym czasie zostało już zniszczone w 70 procentach. Ostatnie trzy tygodnie to bezustanna zmiana placówek, ewakuacja rannych i kierowanie wszystkich do Śródmieścia. A można tam się było dostać niemal wyłącznie kanałami.

3 października zaprzestano wszelkich działań zbrojnych. Z zamierzonych 3 dni – bo tyle tylko mogli walczyć biorąc pod uwagę możliwości i zaopatrzenie w broń – powstańcy wytrzymali 63 dni. Nie pomogły alianckie zrzuty, które w całości niemal trafiały w ręce Niemców.

Nie pomogło również wsparcie 1 Pułku Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, które przybyło zbyt późno po nieudanej przeprawie przez Wisłę. Dodać należy, że za te akcję dowódca 1 Armii Wojska Polskiego, generał Zygmunt Berling został zdymisjonowany i zdegradowany na wyraźny rozkaz samego Stalina.

Wszyscy uczestnicy powstania otrzymali status wojskowy i zostali przetransportowani do obozów jenieckich.

 

Skrajne opinie

 

Powstanie Warszawskie było częścią planu „Burza”, przygotowanego przez Armię Krajową w okupowanej Warszawie. Akcja zbrojna miała być połączona z ujawnieniem się i rozpoczęciem oficjalnej działalności najwyższych struktur Polskiego Państwa Podziemnego.

Głównym zamierzeniem zbrojnego wystąpienia nie była, jak można przypuszczać, chęć dania możliwości upustu emocjom ludności Warszawy obciążonej brzemieniem okupacji, lecz przede wszystkim  próba ratowania powojennej suwerenności, a być może i niepodległości Polski.

Osiągnąć to można było poprzez odtworzenie w stolicy władz państwowych, które byłyby kontynuacja władz przedwojennych. Było więc zrywem nie bezpodstawnym.

Biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że zbliżał się front i Armia Czerwona podążając  od lutego 1944 w kierunku zachodnim odnosiła sukcesy militarne (począwszy od zimowej klęski wojsk niemieckich pod Stalingradem) – wybór daty nie był przypadkowy.

Istotną rolą Powstania było zadanie ciężkich strat Niemcom. Erich von dem Bach – Zelewski, generał policji i SS w Generalnej Guberni ocenił je na 17 tys. zabitych i 9 tys.rannych.

Heinrich Himmler w jednym z listów do generałów niemieckich pisał, że

„była to walka najbardziej zażarta spośród prowadzonych od początku wojny, równie ciężka jak walka uliczna o Stalingrad”.

 

Natomiast Jerzy Kirchmayer, w publikacji dotyczącej Powstania Warszawskiego, ujął je jako wielki symbol, pisząc:

„Bohaterstwo, ofiarność i zaciętość powstańców są największym w naszej historii przejawem walki o wolność jako wartości wyższej niż życie ludzkie, kalectwo, wszystkie dobra materialne. Byłoby ciężkim błędem nie doceniać, a co gorsza odżegnywać się od takich wartości duchowych.”

 

Sceptycy i pesymiści tego wydarzenia oskarżają dowództwo o glupote, odpowiedzialność za zniszczenie miasta na skutek prowokacji wroga dysponującego większym potencjałem zbrojnym i cierpienia ludności cywilnej. Nie można odebrać im racji, choć nader łatwo zauważyć optymizm i ducha walki w oczach młodych ludzi na archiwalnych zdjęciach.

Tak naprawdę powstanie zbrojne było tylko kwestią czasu od samego początku okupacji Warszawy. W obliczu wroga nawet małe dzieci nie wiedziały, co to strach. Pomimo utraty materialnego dorobku kulturowego narodu, ten jeden nie został naruszony. Powstanie Warszawskie to czas, gdzie każdy był bratem i siostrą. Strach zamieniony został w przyjaźń, a silna wola wyparła kompromisy. Wszystko po to, by pokazać światu, czym dla polaka jest wolność.  

 

Sebastian Szydłowski

Dumny Warszawiak

fot. Tomasz Wybranowski

Żołnierze Niezłomni – Cześć i chwała bohaterom! „Kwatera Ł – przywracanie pamięci”. Prelekcja w Tarnowskich Górach

Przy jednym ze zmarłych znaleziono medalik z Matką Boską Kodeńską. Przy innych papierośnice, futerał na okulary, pierścionek, grzebień… Dzięki tym drobiazgom identyfikacja ciał była łatwiejsza.

Maria Wandzik

Prelekcja „Kwatera Ł – przywracanie pamięci” Magdaleny Duber z Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Katowicach, która odbyła się w Muzeum w Tarnowskich Górach 9 marca, uświadomiła i przybliżyła mieszkańcom powiatu tarnogórskiego historię i trudne do wyobrażenia cierpienia, jakie stały się udziałem Żołnierzy Niezłomnych. (…)

W pierwszej części Magdalena Duber opisała warunki przymusowego pobytu członków antykomunistycznego podziemia w areszcie przy Rakowieckiej 37 w pobliżu Pola Mokotowskiego. Było to nie więzienie, a miejsce zbrodni. Celem oprawców było katowanie i odczłowieczenie więźniów.

W tak zwanej „Poczekalni cudów” poddawano ich najbardziej wyszukanym torturom psychicznym i fizycznym, z których mało kto wychodził żywy. W areszcie na Rakowieckiej 350 więźniów zgładzono metodą katyńską, czyli strzałem w potylicę.

Zamordowanych chowano w zbiorowych, anonimowych mogiłach, do 1948 roku na Służewcu w pobliżu kościoła św. Katarzyny, później przy wojskowych Powązkach, na terenie nazywanym obecnie „Łączką”, gdzie później znajdowało się śmietnisko, a jeszcze później poszerzono teren cmentarza i nad zbiorowym mogiłami pomordowanych grzebano m.in. wojskowych z czasów PRL. Zamordowani Żołnierze Niezłomni mieli nigdy nie zostać odnalezieni i zidentyfikowani. Chciano odebrać im w ten sposób cześć i honor.

(…) Odkryto, że trzy czwarte straconych żołnierzy zostało zabitych metodą katyńską. Bezczeszczono ich ciała, zrzucając je z wysokości, niektóre powiązane, by jak najwięcej zmieściło się w dołach. Z relacji archeologów oraz rodzin bliskich zmarłych wynika, że leżeli oni warstwami jedni na drugich, jak w Katyniu.

Cały artykuł Marii Wandzik pt. „Żołnierze Niezłomni – Cześć i chwała bohaterom!” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marii Wandzik pt. „Żołnierze Niezłomni – Cześć i chwała bohaterom!” na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Utraciliśmy wolność, ale zawsze próbowaliśmy ją odnaleźć. Historia niezłomnych – ojca i syna

Zapraszamy do obejrzenia filmu dokumentalnego oraz wystawy malarskiej poświęconej Kazimierzowi i Jerzemu Żebrowskim, Żołnierzom Niezłomnym, którzy zginęli w 1949 r. w obławie UB.

W ostatnich dniach mieliśmy okazję oglądać wystawę zorganizowaną przez Centrum Edukacyjne IPN Przystanek Historia, pt. „Historia ojca i syna”, poświęconą Kazimierzowi i Jerzemu Żebrowskim.

Kazimierz Żebrowski pseudonim „Bąk”, ostatni dowódca Okręgu Białystok Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, w dniu 3 XII 1949 został otoczony przez grupę operacyjną UB-KBW.  Przebywał wtedy ze swoim 11-letnim  synem Jerzym Żebrowskim (ps. „Konar”) na konspiracyjnej kwaterze w Mężeninie (pow. Łomża).

Podczas próby ucieczki z obławy obaj zostali ranni. Kazimierz Żebrowski zastrzelił najpierw ciężko okaleczonego syna, a następnie oddal strzał do samego siebie. Ich zwłok nie wydano rodzinie, do tej pory nie udało się również ich odnaleźć.

Prezentowane na wystawie prace zostały wykonane przez uczniów Zespołu Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem – są to wypowiedzi artystyczne uczniów na temat tragicznej historii Żebrowskich.

Pomysłodawcą wydarzenia był Zdzisław Życieński (architekt, żołnierz NSZ i AK, Powstaniec Warszawski. Od 1945 r. brał udział na terenie Czech i Bawarii w działaniu kontrwywiadowczym – polskim i amerykańskim – dotyczącym zagrożonych uciekinierów z Polski. Zdzisław Życieński podczas tworzenia prac przez licealistki opowiadał tragiczną historię Kazimierza i Jana Żebrowskich. Zapraszamy Państwa do zapoznania się z filmem dokumentalnym Janusza Tomczaka „Historia niezłomnych – ojca i syna”, pokazujący tworzenie tego projektu w szkole Kenara, oraz z fotografiami poszczególnych prac:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Źródła: https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/48616,Wystawa-Historia-ojca-i-syna-poswiecona-Kazimierzowi-i-Jerzemu-Zebrowskim-Zolnie.html

https://nsz.com.pl/index.php/zyciorysy/515-ebrowski-kazimierz-ps-bk

https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/zdzislaw-zycienski,52948.html

Łączniczka „Ewa 319”. Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z domu Oksza-Orzechowskiej / „Kurier WNET” 46/2018

O swoim udziale w powstaniu „Ewa 319” mówiła tak: „To był najcudowniejszy okres w moim życiu. Takiego patriotyzmu, takiej jedności, takiego oddania jeden drugiemu nie było już nigdy”.

Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z d. Oksza-Orzechowskiej

Odeszła od nas ostatnia łączniczka kanałowa Powstania Warszawskiego. Miała 99 lat.

Ewa Jeglińska, córka kapitana Wojska Polskiego, bohatera wojen 1918 i 1920 roku, lekarza medycyny Ludwika Orzechowskiego i Marii z Korwin-Sokołowskich, była wychowana w duchu patriotyzmu. Żołnierzem Armii Krajowej została na przełomie 1941 i 1942 roku. Przyjęła pseudonim Ewa 319. Była łączniczką, kolportowała prasę podziemną, nieraz cudem uniknęła aresztowania. Potem było Powstanie Warszawskie, cierpienie, głód, strach, ogromny wysiłek fizyczny i wola walki. Pani Ewa 1 sierpnia o godzinie 16:30 wyruszyła ze swojego domu przy ulicy Rakowieckiej 45 na zbiórkę do szpitala polowego zlokalizowanego przy ul. Madalińskiego. Jako sanitariuszka opatrywała rannych powstańców.

1 sierpnia 1944 roku ulica Rakowiecka, przy której mieszkała Ewa 319, stała się linią frontu. 5 sierpnia pani Ewa uratowała życie kilku jezuitom z klasztoru przy ul. Rakowieckiej 61, do którego wdarł się niemiecki oddział SS i dokonał masakry na znajdujących się tam Polakach.

„Anioł opiekuńczy” – powiedział o niej o. Leon Mońka, uratowany przez nią 5 sierpnia 1944 roku. Ojciec Mońka już po wojnie celebrował uroczystość ślubną pani Ewy i Stanisława Jeglińskiego ps. Baśka.

„Nie tylko uratowała mi życie. Jej odwadze zawdzięczam to, co ma dla mnie wartość najwyższą – mogę o sobie mówić, że jestem powstańcem warszawskim”. To słowa Stanisława Kral-Leszczyńskiego ps. Henryk. W pierwszych dniach powstania sanitariuszka Ewa z pomocą czterech chłopców przetransportowała rannego „Henryka” z domu przy Narbutta do lazaretu przy ul. Madalińskiego.

8 sierpnia – kolejna akcja. Tym razem Ewa 319, mając do pomocy Polę i 13-letniego Jasia, przeprowadziła 100 zakładników z ul. Madalińskiego do wielu prywatnych mieszkań zlokalizowanych na „polskim Mokotowie”. Akcja zakończyła się sukcesem.

Jej syn, Piotr Jegliński, jak relikwię przechowuje kalendarzyk z powstania, który wypełniała ołówkiem.

12 sierpnia Ewa 319 zapisała w kalendarzyku: „Niemcy palą Rakowiecką. Spalili mój dom”.

15 sierpnia: „Zostaję łączniczką Komendy”. Ewa 319 została łączniczką nowego dowódcy dzielnicy Mokotów, podpułkownika Józefa Rokickiego ps. Karol, i już następnego dnia ruszyła na akcję. W powstańczym kalendarzyku napisała: „Idę do Lasów Kabackich i Chojnowskich”. Szli wraz z „Karolem” ubrani po cywilnemu i bez broni, przedzierali się przez pierścień niemieckiej armii, by przyłączyć oddziały partyzanckie do walczącego Mokotowa. Dotarli na miejsce, ale na próżno. Partyzantów już w tych lasach nie było. Droga powrotna była równie niebezpieczna.

Notatka z 31 sierpnia: „Idę do Śródmieścia. Kanał”. Właśnie zginęła łączniczka kanałowa i Ewa 319 ją zastąpiła. Zgłosiła się na ochotnika i została łączniczką na drodze specjalnej. Aż do 24 września przenosiła kanałami najważniejszą korespondencję między dowódcą powstania a dowódcą Mokotowa. Każde przejście to kilkanaście godzin spędzonych w kanałach: ciemnych, zimnych, pełnych ścieków i przeraźliwego fetoru.

15 września: „Park Dreszera. Nalot. Mało nie zginęłam”.

21 września: „Droga do Śródmieścia. Powrót 36 godzin”.

W ostatnich dniach powstania Ewa 319 została ranna w głowę. Po kapitulacji opiekowała się rannymi w punkcie sanitarnym na Wyścigach. Potem uciekła w okolice Mszczonowa.

O swoim udziale w powstaniu mówiła tak: „To był najcudowniejszy okres w moim życiu. Takiego patriotyzmu, takiej jedności, takiego oddania jeden drugiemu nie było już nigdy”.

Po „wyzwoleniu” nie ujawniła się, działała w organizacji Wolność i Niepodległość. Była zagrożona aresztowaniem przez MBP, ukrywała się w klasztorze na Podhalu.

W połowie lat 70. jej dom stanowił ośrodek dystrybucji wydawnictw emigracyjnych przysyłanych z Zachodu przez syna Piotra. Wraz z córką Magdaleną przekazała w ręce rodzącej się w Polsce opozycji przemycone z Francji pierwsze powielacze i sprzęt poligraficzny. Za tę działalność poddawana była dziesiątkom rewizji i przesłuchań. W roku 1986 funkcjonariusze SB zorganizowali wypadek samochodowy, w którym została ciężko poszkodowana. Cały czas swoją działalność traktowała jako służbę Polsce.

31 sierpnia 2017 roku, w przeddzień 73 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, pani Ewa Jeglińska otrzymała z rąk prezydenta Andrzeja Dudy Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej.

Nie będzie już świętowała z nami kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, ale pamiętać o Niej będziemy zawsze.

Składamy wyrazy współczucia rodzinie pani Ewy.

Zespół Wydawnictwa Editions Spotkania

Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z d. Oksza-Orzechowskiej znajduje się na s. 20 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z d. Oksza-Orzechowskiej na s. 20 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Żydzi powinni zrozumieć, że w wielu przypadkach zawdzięczają życie, nie dlatego, że ocalił ich Bóg a właśnie Polak

Marek Jakubiak przedsiębiorca, poseł Kukiz`15 opowiadał w Poranku Wnet m.in. o uchwalonej we wtorek w Sejmie ustawie degradacyjnej oraz o nowelizacji ustawy o IPN.

Ustawy degradacyjna zakłada możliwość pozbawiania stopni wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy w latach 1943-1990 swoją postawą „sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu”.  Poseł jak sam stwierdził, głosował za przyjęciem ustawy. Uzasadniając swoją decyzję Jakubiak powiedział jednakże iż sprawa budzi nieco kontrowersji w przypadku osób które już zmarły, gdyż kłóci się to nieco z zachowaniem szacunku dla nieboszczyków

„Nie powinno się uprawiać polityki „nad grobami”, z względów oczywiście etycznych”. Problematyczne może być także to, że minister może sam zdecydować kogo zdegradować, w odróżnieniu od sądów wojskowych , a istota problemu zdaniem naszego rozmówcy leży w postrzeganiu i interpretacji prawa wojskowego.

W kolejnym pytaniu poruszony został wątek ustawy o KRS, nad którą głosowano w Sejmie w dniu wczorajszym. Padały tam zarzuty że jest to jeden z elementów przejmowania przez Państwo sądownictwa, oraz umowy zawiązanej pomiędzy PiS i Kukiz`15. Zdaniem Jakubiaka wszystkie decyzje podjęte były poprzez działania parlamentarne w oparciu o dialog i poszukiwanie wspólnych najkorzystniejszych rozwiązań co niejako powinno być cenną lekcją dla Platformy i Nowoczesnej, opozycji która nawet przeciwko rozwiązaniom korzystnym dla polskiego sądownictwa oraz narodu Polskiego.

Poseł w pozytywnych słowach wypowiedział się odnośnie tzw. Sędziów pokoju oraz wybranych kandydatów, i jest przekonany iż idea ta wniesiona przez klub Kukiz`15 niewątpliwie ułatwi nam życie.

” Głównym założeniem jest to aby te najmniej istotne sprawy wykluczyć z instytucji sądownictwa pomijając szereg problemów związanych biurokracją jak długimi terminami oczekiwania na rozprawy czy werdykty, ważne jest także to aby uaktywnić polskie społeczeństwo w działaniach „pro publico bono” oraz zachowania szeroko rozumianej sprawiedliwości”.

Dziennikarza naszego radia zaciekawiła kwestia tego, iż w jednym czasie złożyło się wspólne głosowanie przez posłów PiS oraz Kukiz`15 nad wyborem sędziów którzy zasiądą w KRS, i coraz bliższa finalizacja instytucji sędziów pokoju, rozmówca w odpowiedzi wyjaśnił iż to jest po prostu dyplomacja oraz negocjacje zastosowane w zwykłym toku prac parlamentarnych, która co prawda nie we wszystkich przypadkach może być możliwa, w tym akurat się udała, padły też kolejne słowa krytyki pod adresem opozycji „której nie podoba się nic co robi partia rządząca” może to prowadzić do przejawów anarchii.

Kolejnym wątkiem poruszonym w wywiadzie była także kontrowersyjna sprawa utraty poparcia z strony U.S.A z powodu ustawy o IPN.  Jakubiak potwierdził informację o tym iż był to „fake news”, konfabulacja z strony mediów z korporacji Axel Springer. Informacja jakoby USA- uważane za naszego największego sojusznika, który w przeszłości wielokrotnie nas wspierał, miałby nagle zerwać kontakty z polskim rządem i prezydentem była wielkim szokiem dla polskiej sceny politycznej. Tym bardziej, że dla Donalda Trumpa to właśnie Polska jest postrzegana jako „zwornik bezpieczeństwa” w Europie, nie Francja czy Wielka Brytania.

Ostatnim tematem podniesionym w rozmowie z posłem było uchwalenie ustawy, wyznaczającej 24 marca Narodowym Dniem Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Warto w nawiasie zaznaczyć iż dzień ten będzie miał charakter święta państwowego i jest wyrazem hołdu dla Polaków – bohaterów, którzy w akcie heroicznej odwagi, męstwa, współczucia i solidarności międzyludzkiej ratowali Żydów od zagłady.

Marek Jakubiak skrytykował głosy sprzeciwu ze strony posłów Platformy i Nowoczesnej, którzy zdają się nie dostrzegać bohaterstwa osób ryzykujących życie swoje, oraz swoich rodzin po to tylko aby pomóc Żydom, uchronić ich od śmierci. Na zakończenie poseł powiedział że prawo polskie w tym ustawa o IPN powinna jednoznacznie twierdzić że takich bohaterów było wielu, a Izrael powinien przyjąć do wiadomości że w wielu przypadku zawdzięczają życie nie dlatego że ocalił ich Bóg ale właśnie polak.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

jn

Szeremietiew: „Solidarności” nie byłoby, gdyby nie Żołnierze Wyklęci [VIDEO]

Następuje przełom w świadomości społeczeństwa – prof. Romuald Szeremietiew w Poranku WNET o roli historii Żołnierzy Wyklętych w dzisiejszej Polsce

Według profesora opór Żołnierzy Niezłomnych sprawił, że komuniści nie przeprowadzili w Polsce tego, co z ich punktu widzenia było najważniejsze. Nie odebrali polskim chłopom ziemi. Oparciem polskiego podziemia była bowiem wieś. Postanowili skolektywizować polską wieś dopiero po wykończeniu podziemia.

„Dla nas miało to takie konsekwencje, że było kilka milionów właścicieli, dzięki czemu Kościół miał silne oparcie właśnie na wsi. To dzięki wsi mieliśmy podstawę, aby stworzyć to, co nazywa się ruchami społecznymi”. Zdaniem profesora bez tego „nie byłoby solidarności w 80 roku, wielkiego ruchu, który był tylko w Polsce”.

„Chylę przed nimi czoło. Nie tylko dlatego, że stawili wielki wielki opór, ale sprawili, że dzięki swojej walce dzisiaj jesteśmy wolni. Walka Wyklętych jest bezwzględnie dobrym fundamentem moralnym dla nowego Wojska Polskiego, gdyż Wyklęci reprezentowali sobą to, co w służbie żołnierskiej jest najważniejsze – patriotyzm i wierność ojczyźnie”.

„Następuje przełom w polskim społeczeństwie, w 33 polskich miastach odbyły się biegi śladami Żołnierzy Wyklętych. Odbyły się również w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i w Wilnie. To jest bardzo dobry sygnał. W polskim społeczeństwie budzi się poczucie tożsamości narodowej”.

GS