Kałużny: Chodzi nam o prawdę. Komuna chciała odebrać dobre imię polskim bohaterom

Mariusz Kałużny o cofaniu dekomunizacji ulic przez samorządowców z PO, potrzebie walki o prawdę i pamięć o polskich bohaterach i o konieczności wyrwania ekologii z rąk skrajnej lewicy.

Elity Platformy to elity postkomunistyczne. Postkomuna sobie Platformę zaanektowała, a może Platforma zawsze taka była.

Mariusz Kałużny o zmianie nazw ulic w Białymstoku i Żyrardowie. Samorządowi działacze w tych miastach głosowali za zmianą nazw ulic upamiętniających „Łupaszkę” i „Nila”. Poseł-elekt sprzeciwia się takim decyzjom, podkreślając, że to bohaterowie, którzy walczyli za Polskę w czasie wojny (gen. Fieldorf także w czasie I wś. w Legionach), a po wojnie nie godzili się na jej zniewolenie. Zgadza się z określeniem Tadeusza Płużańskiego, że te czyny wskazują na „recydywę komuny”.

Komuna próbowała im zabrać dobre imię, nie wystarczyło im ich zabić i pochować haniebnie. Chcieli im odebrać dobre imię. Cała propaganda PRL była skierowana, żeby zniszczyć ich dobre imię.

Po 1989 r. opozycyjne jeszcze wówczas środowiska prawicowe podjęły temat żołnierzy wyklętych, jednak teraz widzimy jak „trzecie pokolenie UB dalej szkodzi ich dobremu imieniu”.

Razem z europosłem Patrykiem Jakim, […] posłem Januszem Kowalskim, posłem Jackiem Ozdobą, ministrem Jackiem Kaletą podjęliśmy akcję „Ocalić bohaterów”.

Dla walki o prawdę, jak mówi polityk, powstała inicjatywa, w ramach której planowana jest wspólnie z muzeum Żołnierzy Wyklętych konferencja na Rakowieckiej. Zbierane są podpisy pod projektem uchwały nakazującej przywrócenie zmienione przez samorządy nazwy ulic.

Dzisiaj następuje humanizacja zwierząt i dehumanizacja ludzi. Wszyscy kochamy pieski, […] ale zwierze nie może zastępować człowieka.

Kałużny odnosi się także do synodu amazońskiego i dominującego na nim problemu ekologii. Podkreśla, że obecnie ekologii używa się jako narzędzia do „walki z chrześcijaństwem i ludźmi prawymi”.

Prawica musi szerzyć prawdziwą ekologię, prawicową, a nie lewacką.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Płużański: Kolejne samorządy likwidują nazwiska naszych bohaterów. Trwa walka III pokolenia UB z III pokoleniem AK

Tadeusz Płużański cofaniu dekomunizacji ulic przez samorządy, szkalowaniu żołnierzy wyklętych przez lewicę i wniosku IPN o ekstradycję Stefana Michnika.


Tadeusz Płużański o zmianie nazw ulic w Białymstoku i Żyrardowie. Samorządowi działacze w tych miastach głosowali za zmianą nazw ulic upamiętniających „Łupaszkę” i „Nila”. Nasz gość mówi wprost, że jest to „recydywa komuny”.

Kolejne samorządy likwidują tak długo wywalczane nazwiska naszych bohaterów. Wydawało się, że tak już zostanie. Popełniliśmy pewien błąd, zakładając, że walka już się skończyła.

Wraca stary komunistyczny dyskurs, w którym żołnierze wyklęci byli bandytami, „nie było komuny w Polsce, tylko socjalizm, a naszych księży mordowali bandyci z trzepaka”.

Jeśli nie jest pan Adrian Zandberg, nie jest komunistą, to przynajmniej odwołuje się do tej tradycji.

Przykładem powrotu do tez propagandy komunistycznej są zdaniem Płużańskiego słowa jednego z liderów partii Razem, dla którego w dyskusji na temat Zygmunta Baumana, nie było problemem, „że Bauman był majorem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego”. Zandberg „dzisiaj entuzjastycznie podchodzi do zmiany ulicy imienia Łupaszki, twierdząc wzorem polskich komunistów, że Łupaszka nie był wcale polskim bohaterem, tylko zbrodniarzem i ludobójcą”. Jednak nie tylko do wypowiedzi przedstawicieli lewicy można się przyczepić. Specyficzne poglądy na temat PRL ma prezes KORWiN  i jeden z liderów Konfederacji:

Ilekroć Janusz Korwin-Mikke schodził na tematy historyczne, to wychwalał gen. Jaruzelskiego, uważał, że to wszystko było legalne i tak należało robić.

Historyk ponadto nie sądzi, że Szwecja zrealizuje Europejskiego Nakazu Aresztowania Stefana Michnika Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Albowiem dla świata jest on zasłużonym bibliotekarzem i publicystą.

Prokuratorzy z pionu śledczego udokumentowali 93 zarzuty wobec stalinowskiego zbrodniarza. […] Oczywiście ekstradycja się nie uda, Szwecja nie wyda swego obywatela, zasłużonego bibliotekarza, który pisywał do paryskiej Kultury Jerzego Giedroycia.

Pozytywem Europejskiego Nakazu Aresztowania jest fakt, że „Szwecja musi się odnieść do zarzutów na piśmie” uzasadniając, czemu nie wyda Michnika. Płużański podkreśla, że „trzeba go ścigać do samego końca”. „Dodaje, że Stefan Michnik też nie czuje się komfortowo”. Twierdzi on, że „przeszłość jest jego prywatną sprawą”, a podnoszenie jej jest szkodzeniem jego bratu Adamowi. Gość „Poranka WNET” podkreśla, że

Tu nie chodzi o Adama Michnika, tylko o konkretne zbrodnie konkretnego człowieka.

Stefan Michnik „jest ewidentnym zbrodniarzem komunistycznym”. Poza zbrodniami w okresie stalinowskim „zasłużył się” on późniejszą współpracą z WSI.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Partyzancki oddział „Odwet-Jędrusie” zapewniał ludności polskiej poczucie bezpieczeństwa pomimo okupacji hitlerowskiej

Grupa „Jędrusiów” pozostała samowystarczalna i samodzielna politycznie. Po scaleniu z AK w listopadzie 1943 r. zachowała niezależne dowództwo, swój koleżeński styl bez koszarowego drylu.

Włodzimierz Henryk Bajak

Oddział „Odwet-Jędrusie” powstał z inicjatywy Władysława Jasińskiego ps. „Jędruś”, harcerza z Tarnobrzegu, przedwojennego magistra prawa Uniwersytetu Warszawskiego, nauczyciela szkół średnich. (…) Jasiński, angażując się już na jesieni (wrzesień/październik) 1939 r. w konspiracyjne wydawanie pisemka „Odwet”, tworzył w ten sposób ideową podstawę, na bazie której zamierzał kształtować i rozwijać tajną grupę – siatkę prowadzącą działalność przeciw niemieckiemu hitlerowskiemu okupantowi. Rozszerzając działalność grupy na okoliczne wsie oraz Mielec, szukał od początku kontaktów z przedstawicielami starszego pokolenia. Już wiosną 1940 r. grupa znalazła oparcie moralne i radę w gronie doświadczonych konspiratorów, przede wszystkim w osobie nauczyciela gimnazjum Zygmunta Szewery (ps. „Cyklop”) ze Związku Walki Zbrojnej, który piastował tam funkcję adiutanta Komendanta Obwodu Tarnobrzeskiego. Komenda Obwodu ZWZ nie zdecydowała się jeszcze wówczas na wydawanie odrębnego tajnego pisma lokalnego, warszawskie zaś długo nie docierały w ten zakątek okupowanego kraju. Na terenie obwodów ZWZ „Niwa”, „Twaróg” i „Mleko”, tj. w rejonie Nisko-Tarnobrzeg-Mielec, nie ukazywało się na całym Zasaniu żadne inne pismo poza „Odwetem”, zorganizowanym przez Szefa Władka (Władysława Jasińskiego). (…)

Aby wspomóc rodziny zabitych i aresztowanych działaczy „Odwetu”, Szef Władek postanowił podjąć dywersję i sabotaż gospodarczy w stosunku do okupanta.

Pierwszy „angryf” (napad w celu uzyskania pieniędzy i artykułów spożywczych i gospodarczych) zorganizował w leśnictwie Szczeka, leżącym na trasie Połaniec-Rytwiany (obecnie powiat Staszów). W akcji wzięli udział: Władysław Jasiński, Stach Wiącek „Inspektor”, Franciszek Stala „Kuwaka”, Franek Kasak „Mały Franek”, Józef Kasak, Franek Motyka, Antoni Toś „Antek” i Józef Gorycki. Około dziesiątej wieczorem weszli do leśniczówki Mieczysława Zycha. Zaskoczonym mieszkańcom wyjaśnili cel akcji: zabranie pieniędzy ze sprzedaży drzewa. Aby stworzyć alibi domownikom, przywiązali ich do krzeseł, a Szef Władek zostawił pokwitowanie z podpisem „Jędruś”.

Fot. NCA

Miejscem kolejnej „angryfowej” akcji, 24.01.1942 r., była placówka KKO w Staszowie. Następne przeprowadzano w różnych miejscowościach. Stosowana przez „Jędrusiów” do czasu scalenia z AK taktyka partyzancka polegała na operowaniu małymi grupkami uderzeniowymi, w których uczestniczyło po 7–8, najwyżej 15 osób. Wykonywali krótkie, szybkie uderzenia, czasem jednocześnie w kilku miejscach, a potem błyskawicznie odskakiwali i zacierali ślady. Sprawdzonym środkiem lokomocji i łączności w tych akcjach był rower, zwłaszcza że rejony zakwaterowania i wykonywanych akcji były bardzo odległe.

Rozmach działań umożliwiał autonomiczny charakter oddziału „Jędrusiów”. Nie musieli części zdobytych na okupantach środków materialnych odprowadzać na potrzeby zwierzchnich ogniw organizacyjnych, jak to było w dużych, scentralizowanych organizacjach podziemnych.

Oddział dawał ponadto tzw. lekcje wychowania obywatelskiego w postaci porcji batów Polakom-sługusom hitlerowskim.

Swoją działalność przeciw niemieckiej administracji i organom represji „Jędrusie” rozpoczęli wcześniej niż ZWZ/AK. (…) W późniejszym okresie „Jędrusie” wykonywali także wydawane przez sądownictwo AK i NSZ wyroki śmierci, np. na osobie „Kozodoja” (który wymknął się spod kontroli organizacji, uprawiając rozbój i zabijając ukrywającego się w jednej z wiosek Żyda); na konfidentach, na gorliwych policjantach granatowych, a zwłaszcza na gestapowcach. Dlatego też ludność cywilna widziała w „Jędrusiach” obronne oparcie prawno-porządkowe, reprezentujące polską władzę podziemną na tamtych terenach.

Grupa „Jędrusiów” pozostała niezależna, mimo prób podporządkowania i włączenia do Obwodu NZS-u, Obwodu AK, a także ze strony BCH. Do jesieni 1943 r. była samowystarczalna (nie pobierała żołdu AK) i samodzielna pod względem politycznym.

Znaczną część zdobytych środków żywności przekazywała w postaci paczek do polskich żołnierzy przebywających w niemieckich obozach jenieckich.

Śmierć Władysława Jasińskiego „Jędrusia” w starciu z gestapo w Trzciance 09.01.1943 r. zamyka drugi okres działalności Oddziału „Odwet-Jędrusie”. Po tym wstrząsie grupa zdecydowała kolegialnie, że następcą poległego dowódcy zostanie Józef Wiącek ps. „Sowa”, dotychczasowy zastępca Władysława Jasińskiego. Oddział nasilił akcje odwetowe. Zlikwidowano gestapowca Andrzeja Reslera (23.03.1943 r.) z posterunku w Rytwianach, odpowiedzialnego za śmierć „Jędrusia”. Na prośbę władz Okręgowych AK w Krakowie grupa przeprowadziła udaną akcję uwolnienia więźniów w Mielcu. Następna taka akcja została zorganizowana przez „Jędrusiów” w Opatowie.

Po scaleniu z AK w listopadzie 1943 r. oddział przeszedł na kwatery leśne. Zachował niezależne dowództwo, swój koleżeński styl bez koszarowego drylu.

W końcówce okupacji niemieckiej w Polsce, na skutek działań NKWD-UB i nowej okupacji – stalinowskiej, wielu „Jędrusiów” musiało się ukrywać, wielu też trafiło do więzienia. Niektórzy zostali wywiezieni też na zsyłkę na Wschód albo jeszcze pod koniec wojny (początek 1945 r.) musieli opuścić nielegalnie granice Polski. (…) Niektórzy przeżyli zbrodniczą okupację niemiecką, a potem stalinowską i po kolei odeszli na „wieczną wartę”. W 2017 roku odeszli następni: Jerzy Rolski ps. „Babinicz” oraz Jan Gałuszko ps. „Mizerny”.

Cały artykuł Włodzimierza Bajaka pt. „Odchodzą ostatni Jędrusie” można przeczytać na s. 18 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Włodzimierza Bajaka pt. „Odchodzą ostatni Jędrusie” na s. 18 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Witt: Jacques Chirac był oskarżony o zatrudnianie jako mer Paryża martwych dusz

Piotr Witt o zarzutach wobec zmarłego prezydenta Francji, Domu Kombatanta w Paryżu i wrażeniach z Festiwalu Filmowego „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” w Gdyni, gdzie był w jury.

Piotr Witt o zmarłym Jacques’u Chiracu, który był uroczyście żegnany przez Francuzów. Pożegnanie to komentuje, stwierdzając, że „politycy zwykle zmarłego kolegę żegnają z wielką ulgą przy fanfarach i sztandarach”. Korespondent zgodnie z maksymą Woltera „o żywych tylko dobrze, o zmarłych cała prawda”, nie szczędzi krytyki zmarłemu prezydentowi.

Był oskarżony, że jako mer Paryża, zatrudniał martwe dusze. Były to zazwyczaj ludzie wpływowi, którzy zarabiali bardzo dużo. Nikt ich nie widział w ratuszu, nawet podczas wypłat pensji.

Korespondent mówi o 70 tys. ludzi zatrudnionych przez mera, którzy byli utrzymywani z funduszu Paryża. Wydatki te są powodem, dla którego Paryż, gdzie cena mieszkania wynosi 30 tys. euro za m², jest zadłużony do 2057 r. Dzieje się tak mimo, że „Paryż przy francuskiej centralizacji skupia biura najważniejszych francuskich przedsiębiorstw”, a więc ma niemałe przychody. Witt ironizuje, stwierdzając, że Chirac stanowił „egzemplifikację równości wobec prawa”:

Jego równość wobec prawa, którą egzemplifikował, polegała na tym, że wszczęto wobec niego proces, który trwał latami, niczym się nie zakończył, a tymczasem prezydent dostał Alzheimera i zmarł.

Korespondent odnosi się również do sprawy Domu Kombatanta w Paryżu, który został zakupiony z żołdu polskich żołnierzy na zachodzie, po to by Polonia paryska miała miejsce dla działań społecznych. Na pałacyk od dawna trwają zakusy. Obecnie jest on w posiadaniu Polskiej Misji Katolickiej.

Wysłuchaj tej części rozmowy już teraz!

Piotr Witt w pierwszej części rozmowy mówi o nagrodzie dla Najlepszego Dokumentu Radiowego na XI Festiwalu Filmowym „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” w Gdyni. Był na nim członkiem jury, razem z Anną Sekudewicz i Ireną Piłatowską. Nagrodę główną przyznali reportażowi autorstwa Joanny Bogusławskiej pt. „Przerwane milczenie”.

Opowiada ten reportaż historię odkrycia grobów katyńskich. Tych grobów nie odkryli Niemcy, tylko Polacy wywiezieni przez Niemców na roboty do Smoleńska. Z 34-osobowej grupy powrócił jeden człowiek, Henryk Kopczyński, autor doskonale zredagowanej relacji.

Nasz korespondent opowiada również o wrażeniach z tego festiwalu. Jak mówi, „człowiek ma naturalną potrzebę przebywać w dobrym towarzystwie”. O twórcach festiwalu mówi, że to „ludzie ideowi, działający dla zachowania godności i pamięci”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Sellin: Holland okazała się niewdzięczna. Rząd finansuje prawdziwą kulturę, w tym jej filmy, bardziej niż kiedykolwiek

– Widziałem, że słowa Holland mocno zażenowały część widowni 44. FPFF w Gdyni. Jej manifest polityczny nie miał nic wspólnego z prawdą. Obecna władza nie walczy z kulturą – mówi Jarosław Sellin.


Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, odnosi się do słów reżyserki Agnieszki Holland, które wypowiedziała podczas sobotniej gali kończącej 44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Odbierając Złote Lwy – główną nagrodę konkursu – za film „Obywatel Jones”, odczytała ona komunikat Kultury Niepodległej, czyli apolitycznego ruchu artystów i ludzi kultury. Stwierdzono w nim m.in., że „polskie władze są na wojnie z kulturą” oraz że „próbują cenzurować dzieła, instytucje i wydarzenia nie tylko w świecie filmu. Stosują urzędowe naciski, szantaż finansowy, przejęcie instytucji, obsadzanie stanowisk ideologami, wycofywanie się z zawartych umów”.

Gość Poranka stwierdza, że swoim przemówieniem reżyserka okazała niewdzięczność wobec Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Instytucja ta bowiem według Sellina wspiera prawdziwą kulturę, w tym filmy Holland, bardziej niż kiedykolwiek. Podkreśla, że rząd Prawa i Sprawiedliwości dwukrotnie zwiększył dofinansowanie polskich filmów.

Obserwując salę widziałem, że jakaś część sali była mocno zażenowana tym, co usłyszała od pani wybitnej reżyser, ponieważ pozwoliła sobie na wygłoszenie pewnego manifestu politycznego. Nie miało to nic wspólnego z prawdą i obiektywną oceną rzeczywistości. Jeżeli pani Agnieszka Holland powiedziała w tym ostatnim swoim słowie, że obecna władza jest na wojnie z kulturą, to ja już zwracam uwagę, że jeśli już protestujemy przeciwko czemuś, to przeciwko antykulturze i barbarzyństwu w kulturze.

Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego opowiada również o budowie Muzeum Historii Polski w Warszawie, a także o Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce, gdzie trwa instalacja wystawy stałej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Płużański: Klaudia Jachira powinna być ścigana z urzędu [VIDEO]

„Ta osoba jest chyba pozbawiona rozumu”. Tadeusz Płużański o uroczystościach upamiętniających bohaterów podziemia antykomunistycznego i tych, którzy nie potrafią uszanować narodowych świętości.

Tadeusz Płużański odnosi się do sprawy Klaudii Jachiry, kandydatki na posłankę z list Koalicji Obywatelskiej. Jachira podczas Młodzieżowego Strajku Klimatycznego pod Pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej wystąpiła z transparentem „Bób, Hummus, Włoszczyzna” jako przeinaczenie hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

Powinna być ścigana z urzędu, ponieważ nie szanuje naszych tradycji […] Powinna być kara za takie zachowania. Jeśli nic się nie dzieje, to zachęta dla innych, żeby bezcześcili takie miejsca.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że nie wystarczy, żeby autorka „happeningu” została skreślona z list PO KO, powinna również ponieść konsekwencje prawne. Podobnie do odpowiedzialności karnej należałoby, jak mówi, pociągnąć „towarzyszkę Senyszyn” za to, co każdego roku mówi o żołnierzach wyklętych. Nazywa ona antykomunistycznych partyzantów przestępcami, bandytami, gwałcicielami, nierobami i frustratami.  Płużański wskazuje, że powtarza ona w ten sposób narrację tych, którzy żołnierzy wyklętych mordowali.

Historyk opowiada także o pochowaniu na „Łączce” szczątków 22 ofiar komunistycznych zbrodni.

To są chwile, na które czekaliśmy wiele, wiele lat.

[related id=86104]Uroczystość odbyła się w niedzielę. Na Powązkach pochowano „grono wspaniałych polskich żołnierzy”. Wśród nich był Stefan Skrzyszowski, ps. „Janusz Patera”, którego tragiczną historię Płużański przytacza. Skrzyszowski był członkiem zagranicznych struktur Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. W 1953 r. został zrzucony na teren kraju, aby dołączyć do struktur krajowych. Te jednak były już przejęte przez agenturę komunistyczną. Przekonany, że trafił do swoich dowódców, zdradził wszystkie informacje, jakie miał, po czym został aresztowany i skazany w pokazowym procesie na śmierć.

[Inną ciekawą postacią, która w niedzielę doczekała się pochówku, jest kpt. Lech Karol Neyman, ps. „Butrym”, „Domarat”, który walczył w teorii i praktyce o rozszerzenie polskich granic na zachód. Był autorem broszur propagujących powrót Polski na zachodzie do granic piastowskich, a po wojnie budował na Pomorzu i Śląsku struktury NSZ-OP.-przyp. red.]

Przywracamy ich pamięć. Jednak do dzisiaj nie została rozliczona ta druga, komunistyczna, strona.

Płużański zwraca uwagę, że na uroczystościach nie było prezydenta, ani premiera czy innych członków rządu. Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki ograniczyli się do przesłania listów. Jak mówi, kampania wyborcza okazało się ważniejsza od obecności na Powązkach, które z punktu widzenia nadchodzących wyborów, byłoby „przekonywaniem przekonanych”. Dodaje, że trzeba dążyć do tego, by wszyscy zamordowani przez stalinistów polscy bohaterowie, pochowani w bezimiennych masowych grobach, spoczęli każdy we własnym imiennym grobie w wielkim panteonie narodowym.

Poza godnym upamiętnieniem potrzeba jednak również rozliczenia dawnych komunistycznych oprawców, gdyż dawni staliniści dożywają spokojnej starości, a ich potomkowie obrażają bezkarnie polskich bohaterów, zgodnie z hasłem, że trwa „wojna trzeciego pokolenia ubecji z trzecim pokoleniem AK”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


K.T./A.P.

B. szef ostrołęckiego UB: USA pomyliło się, zrzucając bombę atomową na Hiroszimę, powinni byli zrzucić ją na Ostrołękę

Jacek Karczewski opowiada o tworzonym Muzeum Żołnierzy Wyklęty w Ostrołęce. Samo miasto, jak i powiat były miejscem, które poniosło ogromny ciężar w walce z systemem komunistycznym.


Jacek Karczewski, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych, które powstaje w Ostrołęce. Inwestycja związana z odnowieniem historycznego budynku oraz dostosowaniem go do potrzeb muzealnych pochłonęła 28 milionów złotych:

Myślę, że efekt jest dobry. Budynek nie nie zakończył swojego żywota, będzie żył. Dalej warto przypomnieć fakt, że jest to obiekt, który został otwarty w 1903 roku. To jest ponad stuletnia historia, również osób uwięzionych w tym obiekcie z przyczyn politycznych. Ściany mury tego budynku na pewno kryją też niezwykle tragiczne historie.

Powodem, z którego to właśnie w Ostrołęce powstaje takie muzeum, jest fakt, że jest to miejsce, które poniosło ogromny ciężar w walce z systemem komunistycznym:

Region Ostrołęcki przez wielu historyków jest jednym z takich miejsc, gdzie te walki z systemem komunistycznym były niezwykle intensywne. Jest to również ofiara złożona przez mieszkańców, ludzi zaangażowanych w tę walkę. Poprzez to muzeum chcemy oddać hołd tym wszystkim miasteczkom, które zebrały się do tej walki.

Jak dodaje dyrektor, na terenie powiatu ostrołęckiego ostatni żołnierze zginęli 11 Listopada 1953 roku. Z kolei przez pierwsze powojenne lata komuniści właściwie nie byli w stanie normalnie funkcjonować, zarówno w mieście, jak i poza nim:

Może warto to podkreślić, cytując słowa szefa Ostrołęckiego UB z 46 roku, które dziś może brzmią troszeczkę groteskowo, ale ja zawsze przypominam o tym, że w jednym z raportów kierowanych do Warszawy stwierdził, że „amerykanie pomylili się, zrzucając bombę atomową na Hiroszimę, bo powinni byli zrzucić ją na Ostrołękę.” to chyba pokazuje skalę i obraz tego, co tu się działo – dodaje Jacek Karczewski.

Jak wynika ze źródeł IPN-u, na terenie Ostrołęckim, tylko w latach 45-47, w podziemiu działało co najmniej 3500 ludzi. Spośród osób zidentyfikowanych na łączce, 10% stanowią ludzie walczący właśnie w tym obszarze:

Skala jest po prostu ogromna i myślę, że w ten sposób warto oddać hołd, ale też warto, żeby ta historia przetrwała, żeby taka placówka, jak to powstające muzeum mogło przede wszystkim utrwalać tę historię, zbierać wszystkie informacje przekazywać i zachować je następnym pokoleniom.

A.M.K.

Rodzicom chłopca, który nazwał Banderę bandytą grozi odebranie praw rodzicielskich

Konflikt o Stepana Banderę, jaki narastał między polskim a ukraińskim uczniem, skłonił dyrekcję ich szkoły do skierowania sprawy do sądu. Sprawa toczy się przed Sądem Rejonowym w Toruniu.

Polski chłopiec jest oskarżony o propagowanie treści nacjonalistycznych i agresję wobec ukraińskiego kolegi. Ten ostatni miał wyzywać i opluwać Maćka (imię chłopca zmienione przez redakcję Ordo Iuris), za to, że nosił on ubrania z żołnierzami wyklętymi. Maciek starał się nie reagować na zaczepki. Kolejne incydenty były zgłaszane, ale szkoła reagowała jedynie zaleceniami, by chłopcy „trzymali się od siebie z daleka”.

Postawa Maćka wynika z historii jego rodziny oraz przywiązania do tradycji.  Ojciec chłopca był żołnierzem zawodowym. Patriotyzm jest dla niego ważną wartością, którą stara się przekazywać dziecku zainteresowanemu historią Polski. Przodkowie chłopca, o których pamięć w rodzinie jest wciąż kultywowana padli ofiarą rzezi wołyńskiej. Rodzice starają się uwrażliwić dzieci na potrzeby innych oraz wychowywać je w szacunku do drugiego człowieka, chłopiec posiada również kolegę narodowości ukraińskiej, kwestia jego pochodzenia nigdy nie była podłożem konfliktów. Maciek nie jest w żaden sposób uprzedzony narodowościowo w końcu jeden z jego dobrych kolegów to także obywatel Ukrainy.

Wyjaśnia reprezentująca rodzinę Maćka mec. Magdalena Majkowska z Ordo Iuris. Ostatecznie doszło do bójki między chłopcami, poza terenem szkoły. W związku z nią Maciek został skierowany na rozmowę ze szkolnym pedagogiem, który miał straszyć chłopca sądem opiekuńczym.

Polska szkoła nie podjęła należytej współpracy z rodzicami w celu wyjaśnienia sprawy, pomimo licznych próśb rodziców Maćka o interwencję. Rzekome propagowanie nacjonalizmu przez ucznia – co zarzuciła mu szkoła — nie wykracza w żaden sposób poza treści wchodzące w zakres oficjalne obchodzonych w szkole uroczystości patriotycznych i prezentację faktów historycznych. Brak należytej reakcji szkoły doprowadził do eskalacji konfliktu i groźby niesłusznego ograniczenia władzy rodzicielskiej.

Skomentował adwokat  Jerzy Kwaśniewski, Prezes Instytutu Ordo Iuris.

A.P.

Makus: Włodawę na jeden dzień zajęli żołnierze wyklęci

O tym, jak żołnierze wyklęci na jeden dzień zdobyli Włodawę i jak go ta historia zainspirowała, opowiada Grzegorz Makus, współpracownik IPN.

Grzegorz Makus opowiada historie o żołnierzach podziemia, żołnierzach wyklętych działających na terenach gminy Włodawa. Jak zaznacza współpracownik IPN, okolice Włodawy dały partyzantom możliwość trwania i walki z władzą komunistyczną.

Bogactwo lasów, lasy sobiborskie, włodawskie, parczewskie dały możliwość bardzo długiego trwania oddziałów partyzanckich w terenie i stawiania oporu komunistom po 44.

Wśród nich szczególnie wyróżnili się dwaj dowódcy- bracia, Leon Taraszkiewicz ps. Jastrząb i Edward Taraszkiewicz  ps. Żelazny. Jak mówi historyk, byli oni wyjątkowi w skali kraju. Poza ich oddziałami , po wkroczeniu sowietów w 1944 roku na tych terenach opór komunistom stawiały również oddziały Armii Krajowej obwodu włodawskiego –  „Marsa” i „Zagłoby”, które wtedy liczyły około 200 osób pod bronią. Ujawniły się one w lipcu 1945 r. Później znajdowały się tutaj obwody WiN Włodawa, na których czele stał „Jastrząb”. Leon Taraszkiewicz do 1947 r. zadał komunistom poważne straty, zajmując Parczewo, czy rozbijając oddział NKWD. Jego żołnierze wyróżnili się, zajmując  w październiku 1946 Włodawę, w której uwolnili z rąk UB 80 osób.

Historia braci Taraszkiewiczów stała się inspiracją dla Makusa, który gdy usłyszał ją 13 lat temu, zainteresował się najpierw braćmi, a potem również innymi żołnierzami wyklętymi. Poświęcił im stronę internetową „Żołnierze Wyklęci. Zapomniani Bohaterowie„. Jak mówi, jest ona najpopularniejszą ze stron internetowych poświęconych żołnierzom wyklętym i od swego powstania przed 13 laty odnotowała 5 mln wejść.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Nagrodą i ukoronowaniem walki pokolenia AK jest wolna Polska, a pomnik ma służyć młodym, ma ich uczyć

Nagrodą i ukoronowaniem walki Akowców jest wolna Polska, a pomnik ma służyć młodym, ma młode pokolenia Polaków uczyć służby dla Ojczyzny, służby całym życiem, a gdy trzeba – to i ofiarą swego życia.

Marian Eders

Co roku pierwszego sierpnia starsi panowie z biało-czerwonymi opaskami na ramionach idą ulicami Krakowa na plac Grunwaldzki, by po pomnikiem Nieznanego Żołnierza złożyć kwiaty. Niektórzy idą wyprostowani, drudzy opierają się na laskach, niektórych podtrzymują krewni, harcerze lub zdrowsi towarzysze broni.

Na placu usłyszą, że Armia Krajowa była wspaniałą organizacją, że o bohaterskich jej żołnierzach pamiętamy, że są naszą dumą. Nie usłyszą tylko jednej rzeczy – że może te staruchy dadzą nam wreszcie spokój, nie będą się upierały, aby ku czci ich kolegów poległych za wolną Polskę wznieść pomnik.

Bo o ten pomnik walczą już prawie od dziesięciu lat. Mają po dziewięćdziesiąt i więcej lat i chcieliby zobaczyć go przed śmiercią, Niech poczekają. (…)

Projekt pomnika Armii Krajowej w Krakowie autorstwa Aleksandra Smagi | Fot. P. Hlebowicz

I nagle okazało się, że wielu radnych uważa, że ten pomnik nie jest potrzebny. Bo przecież w Krakowie jest już muzeum Armii Krajowej. To powinno wystarczyć. A jeśli już musi być, to w innym miejscu. Tu chodzi dużo turystów, odbywają się imprezy, na płycie pomnika będą siadali młodzi ludzie i będą się całowali (poważnie; padł taki zarzut na posiedzeniu krakowskiej rady miejskiej). A poza tym będzie zasłaniał widok na Wawel (co prawda, postawiona makieta pomnika tego nie potwierdziła, ale to nie szkodzi). Więc jeśli pomnik musi być, to lepiej zbudować go w takim miejscu, gdzie turystów nie ma i nikt go oglądać nie będzie. A może ogłosić drugi konkurs? To by odłożyło znów sprawę o kilka lat, ostatni Akowcy przejdą na Wieczną Wartę – i nie będzie problemu. Więc prezydent Krakowa ogłasza projekt powołana drogą losowania przypadkowego grona mieszkańców Krakowa, którzy maja rozstrzygnąć o losach pomnika.

Lecz Akowcy są uparci. Nie chcą się zgodzić na przeniesienia pomnika na inne miejsce. Na płycie kryjącej kamień węgielny wciąż palą światła i kładą kwiaty – pod nią złożyli ziemię zebraną z ponad trzydziestu pól bitewnych, na których ginęli ich koledzy. I chcą, by ten pomnik stał tam, gdzie spotyka się dużo młodych ludzi. Mówią, że im pomnik nie jest potrzebny – ich nagrodą i ukoronowaniem ich walki jest wolna Polska, ale pomnik ma właśnie służyć młodym, ma młode pokolenia Polaków uczyć służby dla Ojczyzny, służby całym życiem, a gdy trzeba – to i ofiarą swego życia. Tak jak i oni swym życiem Polsce służyli.

Podstawą pomnika jest wykonana z polskiego granitu płyta o kształcie granic Polski przedwojennej, otoczona wznoszącą się biało-czerwoną stalową wstęgą pamięci.

Projekt pomnika zdobył najwyższą ocenę w międzynarodowym konkursie. Jury złożone m.in. z profesorów krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych wybrało go jako najlepiej oddający ideę walki, która toczyła się w całej ówczesnej Polsce. Od Kresów po Śląsk, od Kaszub po Tatry.

Cały artykuł Mariana Edersa pt. „Niechciany pomnik” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariana Edersa pt. „Niechciany pomnik” na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego