Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Zobacz także:
Zwiedzanie kościoła św. Leonarda w Lipnicy Murowanej z ks. Mariuszem Jachymczakiem
„Dziedzictwo i historia tutaj się przenikają, są fundamentem naszej tożsamości” – mówi Tomasz Gromala, wójt gminy Lipnica Murowana.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Zwiedzanie kościoła św. Leonarda w Lipnicy Murowanej z ks. Mariuszem Jachymczakiem
W czasach, gdy chaos myśli miesza się z pozorną pewnością autorytetów, głos Ojca Józefa Marii Bocheńskiego brzmi jak twardy punkt oparcia. Nie szukał poklasku, ale szukał zawsze prawdy. I uczył, że prawda nie leży pośrodku, lecz tam, gdzie jest. Mówił wprost: „Społeczeństwo jest dla jednostki, a nie na odwrót. A jeśli w imię społeczeństwa żąda się od jednostki ofiar, to dzieje się w imię innych jednostek...” - Tomasz Wybranowski
Paweł Winiewski i Tomasz Wybranowski w audycjach „Muzyczna Polska Tygodniówka” Radia Wnet przywołują wspomnienia ojca Bocheńskiego z czasów rzymskich odsłaniają jego filozoficzne podejście do życia i wiary. Jak podkreśla Paweł Winiewski, dziennikarz i filozof, który jako ostatni przeprowadził wywiad z umierającym myślicielem, ojcem Bocheński był mistrzem logiki i filozofii, łącząc klasyczny platonizm z chrześcijańską wiarą. „Aby dobrze przejść przez życie, trzeba mieć 90% miłości i 10% bezczelności” […]
Paweł Winiewski i Tomasz Wybranowski w audycjach „Muzyczna Polska Tygodniówka” Radia Wnet przywołują wspomnienia ojca Bocheńskiego z czasów rzymskich odsłaniają jego filozoficzne podejście do życia i wiary. Jak podkreśla Paweł Winiewski, dziennikarz i filozof, który jako ostatni przeprowadził wywiad z umierającym myślicielem, ojcem Bocheński był mistrzem logiki i filozofii, łącząc klasyczny platonizm z chrześcijańską wiarą.
„Aby dobrze przejść przez życie, trzeba mieć 90% miłości i 10% bezczelności” – cytował Jego motto.
Wizyty ojca Bocheńskiego w Watykanie i starania o błogosławieństwo papieskie to opowieść o determinacji i duchowej drodze, pełnej szacunku dla tradycji i zarazem bezkompromisowej odwagi.
Tutaj do wysłuchania program z udziałem Pawła Winiewskiego o ojcu Bocheńskim (odc. 4):
Rzym i Polska – refleksje nad dziedzictwem i rzeczywistością
Ojciec Józef Maria Innocenty Bocheński pozostawił także refleksje o różnicy między wielkością kulturową Rzymu a polską rzeczywistością. Z uznaniem mówił o bogactwie włoskiej historii i architektury, która przy całej wspaniałości przewyższała polskie dziedzictwo. Jednocześnie krytykował mitologizowanie polskich dziejów, nawołując do realizmu i konfrontacji z prawdą.
Jego sceptycyzm wobec hierarchii kościelnej i systemów politycznych – w tym komunizmu – pokazuje, że był intelektualnym partyzantem i niezłomnym krytykiem, który nie bał się mówić prawdy.

W czasach, gdy chaos myśli miesza się z pozorną pewnością autorytetów, głos Ojca Józefa Marii Bocheńskiego brzmi jak twardy punkt oparcia. Nie szukał poklasku, ale szukał zawsze prawdy. I uczył, że prawda nie leży pośrodku, lecz tam, gdzie jest. Mówił wprost:
„Społeczeństwo jest dla jednostki, a nie na odwrót. A jeśli w imię społeczeństwa żąda się od jednostki ofiar, to dzieje się w imię innych jednostek…”
To przypomnienie, że człowiek nie jest narzędziem. Że nie istnieje „większe dobro”, które może usprawiedliwić deptanie sumienia jednostki.
Uczył ostrożności w osądach: „Dopóki go lepiej nie poznasz, uważaj każdego spotkanego człowieka za złośliwego głupca.” Nie z pogardy, ale z pokory. Pokory wobec własnej niewiedzy, uprzedzeń, emocji. Dziś, gdy osąd przychodzi szybciej niż myśl, te słowa są ostrzeżeniem.
Bocheński rozdzielał to, co rozdzielić należy: rozum i wiarę, naukę i sens.
„Filozofia naukowa nie może wyjaśniać zagadnień egzystencjalnych” – przypominał. Bo nie da się zmierzyć cierpienia, policzyć miłości ani udowodnić sensu życia. Techniczne kompetencje nie zastąpią moralnej odpowiedzialności. Musimy o tym pamiętać!
Wreszcie – lojalność! Cecha dzisiaj właściwie nieistniejąca. Ojciec Bocheński pisał o braterstwie broni, które jest wartością tylko wtedy, gdy służy dobru. Wierność bez prawdy to już nie cnota, ale niewola. Mądrość wymaga odwagi myślenia – nawet wbrew własnym.
To wszystko czyni z Bocheńskiego nie tylko filozofa, ale nauczyciela wolności. Wolności trudnej, odpowiedzialnej i wymagającej – bo opartej nie na krzyku, lecz na rozumie. I właśnie dlatego warto do niego wracać – gdy wszystko inne staje się zbyt hałaśliwe, zbyt chwiejne i zbyt głośne.
Tutaj do wysłuchania II część opowieści o ojcu Józefie Bocheńskim:
Mini biogram:
Ojciec Józef Maria Innocenty Bocheński (1902–1995): wybitny polski filozof, logik i duchowny katolicki. Profesor Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie i działacz emigracyjny. Autor licznych prac z zakresu filozofii religii, logiki i teologii, znany z krytycznej analizy komunizmu oraz obrony chrześcijańskiej wiary.
Przez wiele lat mieszkał w Rzymie, gdzie łączył życie duchowne z intelektualną aktywnością, pozostawiając trwały ślad w polskiej kulturze i myśli filozoficznej. Polak – patriota, uczestnik wojny 1920 roku, żołnierz i kapelan Kampanii Wrześniowej 1939 roku, świadek zdybycia Monte Cassino i uczestnik krwawej Bitwy Adriatyckiej.
Tomasz Wybranowski
U nas, w Polsce, olbrzymia większość księży była i jest z ludu. Nasze duchowieństwo jest, Bogu dziękować, krwią z krwi i kością z kości polskiego chłopa i polskiego robotnika. Nasz kościół jest kościołem ludowym. Dlatego tak trudno bolszewikom go zniszczyć. - mawiał ojciec Bocheński vide "Kościół a demokracja", Wydawnictwo Salwator, Kraków 2005, s. 245.
Paweł Winiewski wprowadził słuchaczy w fascynującą historię życia ojca Bocheńskiego, który od 1931 roku spędził wiele lat w Rzymie, gdzie studiował teologię, a później wykładał logikę na Angelicum.
Moim gościem w blokach specjalnym programów na antenie Radia Wnet poświęconym pamięci ojca Józefa Innocentego Marii Bocheńskiego jest Paweł Winiewski, dziennikarz, filozof i znawca teologii, autor biografii ostatniego za życia najbardziej znanego Polaka na świecie przed erą św. Jana Pawła II.
W trakcie rozmowy omawiano życie i dorobek intelektualny jednego z najwybitniejszych dominikanów XX wieku, który miał ogromny wpływ na rozwój filozofii, teologii i logiki w Polsce i na świecie.
Tutaj do wysłuchania program o ojcu Bocheńskim:

Z Rzymu na światowe sceny filozoficzne
Paweł Winiewski wprowadził słuchaczy w fascynującą historię życia ojca Bocheńskiego, który od 1931 roku spędził wiele lat w Rzymie, gdzie studiował teologię, a później wykładał logikę na Uniwersytecie Angelicum. Jak przypomniał Paweł Winiewski,
ojciec Bocheński rozpoczął swoje rzymskie życie jako student teologii, a jego droga szybko zaprowadziła go na wykłady logiki, które prowadził do 1940 roku. Jako młody dominikanin, miał również ogromny wpływ na studentów, choć zauważył, że logika nie była najłatwiejszym przedmiotem do przyswojenia dla wszystkich.
„Zabawa z logiką” – jak ją nazywał – miała swoje komiczne momenty, które przytaczał w listach do ojca.
Warto zaznaczyć, że Bocheński, mimo bycia dominikaninem i duchownym, był również jednym z najwybitniejszych myślicieli swojego czasu, który nie bał się konfrontować z trudnymi tematami społecznymi i politycznymi. Zdecydowanie przeciwstawiał się dominującym ideologiom, takim jak marksizm czy leninizm, które, jak mówił, były „najbogatszym zbiorem zabobonów, jakie kiedykolwiek utworzono”.
Jego krytyka była bezkompromisowa, a szczególnie dotyczyła intelektualistów, którzy wspierali systemy komunistyczne. W książkach i listach Bocheński niejednokrotnie odnosił się do swoich refleksji na temat społeczeństw, ich kondycji intelektualnej oraz filozoficznych absurdów, z którymi musiał się zmagać.
Poczucie humoru i historie z Rzymu
W rozmowie nie zabrakło także anegdot, które obrazowały osobowość ojca Bocheńskiego. Jedną z takich historii była ta o nieporozumieniu związanym z relikwiami św. Tomasza z Akwinu. Kiedy siostry w rzymskim klasztorze przygotowały fałszywą relikwię, cała sprawa stała się jednym z najzabawniejszych wydarzeń w Rzymie, które stały się tematem wielu żartów. Tego rodzaju historie pokazują, jak ważne było dla Bocheńskiego poczucie humoru i dystans do samego siebie, który pozwalał mu z dystansem podchodzić do spraw, które w innych okolicznościach mogłyby budzić poważniejsze kontrowersje.
Tutaj do wysłuchania pierwsza rozmowa z cyklu „Przywracamy należne miejsce ojcu Bocheńskiemu i jego myśli” w Radiu Wnet – Winiewski & Wybranowski:
Przełomowe myśli i wprowadzenie do dekomunizacji
Ojciec Bocheński to jednak nie tylko autor zabawnych anegdot, ale również myśliciel, który w swoich refleksjach przewidywał przyszłość Polski i Europy. Zajmując się filozofią i historią, doszedł do wniosku, że konieczna jest dekomunizacja, o której dzisiaj niemal zapomniano. „Po roku 1989, mówił Bocheński, Polska powinna przejść przez proces wyeliminowania ludzi bez charakteru i kręgosłupa. Dziś nikt w Polsce nie mówi o dekomunizacji” – zauważył Paweł Winiewski w rozmowie z Wybranowskim.
Bocheński był również jednym z nielicznych intelektualistów, którzy nie bali się wytykać społeczeństwom, które były uwikłane w ideologię marksistowską.
Po rozpadzie ZSRR, Unia Europejska, która miała dać nadzieję, staje się czymś, co zmierza ku postkomunistycznemu porządkowi – mówił Paweł Winiewski.
Bocheński, krytykując wpływy komunizmu, zauważył, że Europa Zachodnia, mimo pozornej wolności, zaczęła ulegać tym samym iluzjom, które wcześniej były charakterystyczne dla ZSRR.
Nieobecny w przestrzeni publicznej
Jednak pomimo swojego dorobku i nieocenionych zasług, postać ojca Bocheńskiego jest dziś w Polsce niedostatecznie doceniana. Paweł Winiewski wskazał, że w Polsce, w kraju, który zdominowany jest przez medialną głupotę, Bocheński stał się postacią niewygodną dla wielu środowisk. Zwrócił uwagę, że
myśl Bocheńskiego jest trudna do zaakceptowania dla tych, którzy nie chcą stawić czoła trudnej prawdzie o własnym społeczeństwie i historii.
Winiewski i Wybranowski podkreślają również, że ojciec Bocheński jako intelektualista walczył bezkompromisowo o prawdę, a jego droga życiowa i myśli były ukierunkowane na obronę wartości i prawdy przed wszelkimi fałszywkami i ideologiami, które zagrażały społeczeństwom Europy.
Zamiast zakończenia dopowiedzenie, że będzie ciąg dalszy…
W programie poświęconym ojcu Bocheńskiemu nie zabrakło także wspomnień o jego działalności wojennej, gdzie pełnił rolę kapelana wojskowego, a także o jego zaangażowaniu w pomoc dla polskich naukowców uwięzionych przez Niemców. Pamięć o nim, jak podkreślił Paweł Winiewski, jest dziś nadal aktualna, szczególnie w kontekście wartości, które reprezentował. Warto kontynuować przypomnienie o jego pracy, intelekcie i nieustępliwości w dążeniu do prawdy, ponieważ jego myśli są ważne nie tylko dla dzisiejszej Polski, ale także dla całej Europy.
Winiewski & Wybranowski
Tak Chrobry gromił Niemców! „Pierwsze królestwo” prof. Wojciecha Polaka, wyjątkowa książka na 1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego
Profesor Polak opowiadał o tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego i zauważył, jak współczesne społeczeństwo nie dostrzega wystarczająco istotności tej rocznicy.
Rozmowa Tomasza Wybranowskiego z profesorem Wojciechem Polakiem dostarcza nie tylko fascynujących refleksji na temat przeszłości i Bolesława Chrobrego, w milenium Jego koronacji, ale również wskazuje na znaczenie historii w zrozumieniu współczesnych wyzwań Polski i Polaków. Książki profesora Polaka wydaje wydawnictwo Biały Kruk.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z profesorem Wojciechem Polakiem:
W rozmowie, która odbyła się na antenie Radia Wnet, profesor Wojciech Polak, autor książki „Pierwsze Królestwo”, podzielił się z Tomaszem Wybranowskim swoimi przemyśleniami na temat historii Polski, w szczególności postaci Bolesława Chrobrego. Profesor opisał Chrobrego jako jednego z dwóch królów Polski, który zasłużył na przydomek „Wielki”. Zwrócił uwagę, że w historii polskich monarchów to właśnie Bolesław Chrobry, obok Kazimierza Wielkiego, został zaszczycony tym tytułem, podkreślając jego znaczenie zarówno w kontekście militarnym, jak i chrześcijańskim.
Profesor Polak opowiadał o tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego i zauważył, jak współczesne społeczeństwo nie dostrzega wystarczająco istotności tej rocznicy, co wydaje się być efektem pewnych politycznych kalkulacji. W kontekście obchodów rocznicy podkreślił, że rząd nie organizuje wystarczających uroczystości, jednak są inne inicjatywy oddolne, jak Marsz Chrobrego czy konferencje naukowe, które pozwalają pamiętać o wielkości tej postaci.
W rozmowie nie zabrakło także odniesień do współczesnych zagrożeń dla wolności jednostki i spuścizny historycznej. Profesor Polak zauważył, że neomarksizm i współczesna lewicowa ideologia nie sprzyjają czczeniu postaci historycznych, które mają silne powiązania z chrześcijaństwem i tradycją europejską. Wskazał również na wycofanie się niektórych polityków, takich jak Donald Tusk, z obchodów rocznic narodowych, co w jego ocenie może być wynikiem politycznych ambicji, które nie uwzględniają znaczenia polskiego dziedzictwa.
Książka „Pierwsze Królestwo” profesora Polaka ma na celu ukazanie roli Bolesława Chrobrego w kształtowaniu Polski, ale także całej Europy. Właśnie dzięki takiej literaturze, łączącej historię z pasją i wiedzą, możemy odbudować poczucie dumy narodowej, które, według profesora, jest niezbędne do zrozumienia naszej tożsamości i utrzymania silnych więzi z przeszłością.
Profesor Wojciech Polak podkreślił również rolę rodziny i nauczycieli w kształtowaniu patriotycznych postaw młodego pokolenia. W obliczu trudności w systemie edukacji, kiedy nauka historii jest traktowana po macoszemu, to właśnie oddolne inicjatywy społeczne mogą zdziałać najwięcej, aby pamięć o wielkich postaciach i wydarzeniach nie zniknęła.
Spotkanie na antenie Radia Wnet było okazją do promocji książki „Pierwsze Królestwo”, ale także do refleksji nad tym, jak historia Polski powinna być pielęgnowana, by młodsze pokolenia nie zapomniały o swoich korzeniach. Uroczystości związane z tysiącleciem koronacji Bolesława Chrobrego to doskonała okazja do przypomnienia tej wielkiej postaci, która miała ogromny wpływ na kształtowanie się naszej narodowej tożsamości.
Książka prof. Wojciecha Polaka „Pierwsze królestwo” znakomicie przybliża nam koniec wieku X i początek XI, gdy ostatecznie ukształtowało się państwo nazywane do dziś Polską. Znajdziemy w niej opisy zarówno zbrojnych wypraw Bolesława Chrobrego, jak i codziennego życia oraz obyczajów tamtych czasów. Wraz z autorem odwiedzimy miejsca, w których wyznaczano kierunki ówczesnej polityki. Będziemy świadkami umacniania się chrześcijaństwa, które od początku nierozerwalnie złączone było z polską państwowością.
Wojciech Polak „Pierwsze królestwo. Mocarstwo Bolesława Chrobrego”, wyd. Biały Kruk, 344 str., format 16,5 x 23,5 cm, twarda oprawa. Więcej na: https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/pierwsze-krolestwo-mocarstwo-boleslawa-chrobrego
Poprawność polityczna polskich polityków zadziwia coraz bardziej. Temat Ofiar Wołynia 1943 i mordów OUN i UPA na ludności cywilnej w latach 1939 - 1947 zamiatany jest pod dywan od dziesięcioleci.... Być poprawnym i "nie urażać wrażliwości Ukraińców" dla mnie znaczy - w tej materii - zapominanie o przelanej niewinnej krwi przodków. Kto wreszcie zwróci uwagę na naszą polską wrażliwość? Tomasz Wybranowski
Zbrodnię Wołyńską zawsze wspominamy 11 lipca, w rocznicę krwawej niedzieli (11 lipca 1943 r.), punktu kulminacyjnego masowych i brutalnych eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu.
Zbrodnię Wołyńską zawsze wspominamy 11 lipca, w rocznicę krwawej niedzieli (11 lipca 1943 r.), która była punktem kulminacyjnym masowych i brutalnych eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu przez OUN, UPA, wspieranych przez lokalną ludność ukraińską.
Co prawda, nawet na naszej antenie (sic!) o tych krwawych mordach mówi się „tragiczne wydarzenia” (sic!). Musimy jednak pamiętać i nie bać się zdecydowanie mówić, że w świetle prawodawstwa międzynarodowego, mordy popełnione przez Ukraińców głównie na Polakach kwalifikowane są jako ludobójstwo.
Zgodnie z najnowszymi szacunkami polskich badaczy w latach 1939–1947 z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło przynajmniej 120 tys. obywateli Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. Ostrożnie licząc, jedynie na Wołyniu Ukraińcy zamordowali w najprzeróżniejszy sposób 60 tys. Polaków. Co najmniej 60 – 65 tysięcy zginęło w Małopolsce Wschodniej (głównie w województwach lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim), także na Polesiu i na Lubelszczyźnie.
Tutaj do wysłuchania jeden z moich archiwalnych programów, sprzed prawie 10 lat. Okazuje się, że z perspektywy owych lat kwestia Wołynia i ekshumacji nie znalazła w oczach Ukraińców „właściwego i stosownego czasu”. Stare czy nowe czasy – śpiewka ta sama… Choć ekshumacje niemieckich najeźdźców z emblematami SS i Wermachtu trwały w najlepsze. W tym przypadku zasadne pytanie, w jaki sposób Ukraińcy traktowali Niemców i Hitlera w latach 1939 – 1945.
Tutaj do wysłuchania program:
Rozpocznę taką refleksją. Na upokarzanie Ofiar, którymi były córki i synowie ojczyzny, nie może sobie pozwolić żadne państwo, które chce być szanowane i traktowane poważnie! Napiszę więcej, na takie upokarzanie nie może pozwolić nikt, kto nosi w sobie choć ziarenko moralności i choćby strzęp honoru. Od dziesięcioleci nasz naród ma (ergo: musi być) być świętszy od papieża i bardziej miłosierny niż sam zbawca Jezus Chrystus.
To wreszcie my Polacy mamy (musimy, jesteśmy przymuszani) godzić się z przebudową pojęć, leksykonów i słowników poświęconych II Wojnie Światowej. To my Polacy, w opinii nowych kreatorów widzenia Europy i świata sprzed 80 lat, odpowiadamy więc za „zagładę Żydów”, tak bowiem działo się według profesor Engelking. Opłacana przez polski rząd i polskich podatników pani profesor mówi bez krztyny wstydu, że „dla Żydów największe zagrożenie stanowili…Polacy.”
Nie ma już Niemców ani III Rzeszy tylko naziści. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w rocznicę zamachu na Hitlera gloryfikuje faszystowskiego antysemitę Clausa von Stauffenberga, który w nas Polakach widział najplugawszych podludzi. Szkoda, że kanclerz Scholtz nie zacytował pewnego zdania hrabiego Stauffenberga o nas, Polakach, że „to jest naród, który z pewnością czuje się dobrze tylko pod knutem” …
Polska przegrywa batalię o pamięć i godność! Polskie kolejne rządy i ekipy MSZ drepczą w miejscu nie mając recepty ani odwagi, aby skutecznie i zgodnie z faktami upominać się o uznanie prawdy i naszych historycznych racji. Tak dzieje się i teraz z ukraińskimi sojusznikami, których „mamy nie drażnić kwestią Wołynia” i „nie wbijać noża w plecy Ukraińców, kiedy walczą z Rosją”.
Oczywiście piszę o ludobójstwie na Wołyniu w kontekście grzechów zaniechania naszych politycznych elit i o tym, do czego nigdy nie doszło w kontekście bolesnej 81. rocznicy Krwawej Niedzieli. Miękka niczym zroszona trawa lipcowym deszczem mowa i okrągłe słówka, które w istocie nawet nie otarły się o dramat mordowanych dziesiątek tysięcy naszych rodaczek i rodaków.
Pytam wprost, a co z naszą polską wrażliwością?! Ukraińcy mają wrażliwość, bo przeżywają traumę wojny? A my Polacy jej nie posiadamy (ergo: nie możemy jej mieć) i wciąż musimy – JAK ZWYKLE – czekać niczym na Godota ze sztuki Samuela Becketa, aby doczekać się kilku słów ze strony władz Ukrainy na temat ludobójstwa – nie tragicznych wydarzeń – LUDOBÓJSTWA dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów?! – Tomasz Wybranowski
Ukraina niczym Kreon z tragedii „Antygona” Sofoklesa?
W tragedii Sofoklesa Kreon nie pozwala Argejczykom na pochowanie ciała Polinejkesa, brata tytułowej Antygony. Okrucieństwo wyroku tyrana a zwłaszcza sposób potraktowania przez niego ciała zmarłego to nie tylko obraźliwe wystąpienie przeciwko człowiekowi, ale i przeciwko prawom boskim. Niepogrzebanie ciała z całym ceremoniałem w świadomości starożytnych Greków określano mianem míasma.
Udzielenie pochówku zmarłemu człowiekowi miało od zawsze religijne znaczenie. Pogwałcenie tego prawa zawsze miało ściągać na człowieka nieszczęście w planie osobistym, tak jak decyzja Kreona powoduje złamanie jego rodzinnego i osobistego szczęścia. A wiemy, jak skończył Kreon…
Porzucenie zmarłego ciała na pożarcie ptakom i psom jest bezduszne, okrutne i sprzeczne z jakimikolwiek ludzkimi zasadami. To odwróceniem porządku boskiego: „Zmarłe ciało należy się bowiem bóstwom podziemnym a nie niebiańskim” – wierzyli Grecy.
Ktoś powie przecież, że „pomordowani zostali zasypani w rowach i dołach”. Ale czy polskie ofiary ukraińskiego ludobójstwa dostąpiły tego tak, jak zasługuje na niego każdy człowiek z racji jego człowieczeństwa.
Rodziny pomordowanych często nie wiedzą, gdzie doczesne szczątki ich krewnych leżą. Ale nie mogło się stać inaczej, skoro jeden z honorowanych przez współczesną Ukrainę jako jej bohater Dmytro Klaczkiwśkyj, w tajnej dyrektywie do dowódców terenowych w roku 1943 donosił:
„Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Po odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. /…/ Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi.”
Jeszcze bardziej szokuje specjalna instrukcja kierownictwa wołyńskiej OUN-B (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, frakcja Stepana Bandery, której zbrojnym ramieniem była UPA – przyp. autor), z jesieni 1943 roku. Zacytuję ją prawie bez skrótów:
„/…/ a) zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych domów modlitewnych;
b) zniszczyć drzewa rosnące przy domach tak, żeby nie pozostały znaki, że kiedyś mógł tam ktoś żyć (nie niszczyć tylko drzew owocowych przy drogach);
c) zniszczyć wszelakie polskie domy, w których wcześniej żyli Polacy (jeśli w tych budynkach mieszkają Ukraińcy – należy je koniecznie rozebrać i zrobić z nich ziemianki); jeśli to nie będzie zrobione, to domy będą spalone i ludzie, którzy w nich żyją, nie będą mieć gdzie przezimować. Zwrócić uwagę jeszcze raz na to, iż jeśli ostanie się cokolwiek polskiego, to Polacy będą zgłaszali pretensje do naszych ziem. /…/”
Przypomnę przy tej okazji, że jeszcze na długo przed wybuchem II Wojny Światowej, bo w roku 1929 w „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty” zakazywano jakiegokolwiek wahania, które byłoby przeszkodą w popełnieniu nawet największych zbrodni i mordów, jeśli – cytat dosłowny: „kiedy tego wymaga dobro sprawy”.
Mnie najbardziej szokuje inny ustęp z „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”, gdzie jest mowa o „przyjmowaniu wrogów narodu nienawiścią oraz podstępem.”
Ów „dekalog” wcielany był w życie przez dowództwo OUN-B (tak zwany Prowid) z całą stanowczością. Od wybuchu II Wojny Światowej obecni bohaterowie Ukrainy w blasku których wychowuje się kolejne pokolenia młodych Ukraińców aprobowali fakt „powstania” przeciw polskim mieszkańcom Wołynia i całej Galicji Wschodniej.
Wielu twierdzi, że to nieprawda i „trolowanie, bo rosyjskie onucenie” (neologizm autora tekstu). Nie jest tak jednak, bo przeczą temu fakty! Owo „powstanie” przeciw Polakom było najważniejszym przedmiotem obrad konferencji OUN-B, zwołanej pod koniec 1942 roku we Lwowie. Z naciskiem podkreślono „konieczność wysiedlenia siłą Polaków i Żydów”, z „zabiciem wszystkim opornych” włącznie.
Fakty i dokumenty przeczą narracji większości współczesnych ukraińskich historyków, którzy w nawiązaniu do ludobójczych wydarzeń z lat 1943-1947, coraz bardziej starają się wybielić rolę OUN-B (frakcję Bandery) twierdząc, że o owym czasie trwała regularna wojna polsko-ukraińska! (sic!). Czasami czytając przedruki dokumentów z tamtych lat i czytając opracowania współczesnych ukraińskich badaczy odnoszę ze wstrętem wrażenie, że czasami czytam kolejne propagandowe agitki żywcem wyjęte z postanowień OUN i UPA, z których wynika, że akcje przeciwko polskiej ludności były (ponoć!) inicjowane w ramach odwetu za popełnione zbrodnie.
Do dziś na Ukrainie nie mówi się publicznie ani o ludobójstwie, ani o rzezi na Polakach. Powszednim sformułowaniem są takie słowa jak „tragedia”, „straszliwe wypadki”, etc.
Ukraińcy historycy w triumfalnym tonie twierdzą, że nie ma w żadnych archiwach nawet ogólnikowej dyrektywy kierownictwa politycznego OUN w kwestii mordowania ludności polskiej. Przeczą jednak temu przykłady, które zacytowałem powyżej. A co ze skalą mordów dokonywanych przez UPA? A jak podejść do rozkazów jej dowódców?
Przypomnę raz jeszcze jeden fakt. Najpóźniej na przełomie maja i czerwca 1943 roku członek Prowidu OUN. Późniejszy dowódca UPA-Północ Dmytro Klaczkiwski pseudonim Kłym Sawur rozkazał przeprowadzenie eksterminacji polskiej ludności. Wcześniej instruował dowódców terenowych, aby zabijać mężczyzn w wieku 16-60 lat.
Jeszcze jeden cytat… Tym razem Jurij Stelmaszczuk pseudonim „Rudy”. Był on dowódcą grupy UPA „Turiw” i bezpośrednio odpowiadał na rzezie na Polakach w 1943 roku. Wcześniej był twórcą i dowódcą pułk „Ozero”. Schwytany przez Rosjan zaczął współpracę z NKWD.
Stelmaszczuk wcześniej ramię w ramię z niemieckim okupantem walczył z Polakami i opozycyjną OUN(m). Pod osobistym dowództwem „Rudego” zorganizowano krwawy pułk 360 żołnierzy, którzy mordowali Polaków na wschodniej Ukrainie. Wraz ze zbliżaniem się Armii Czerwonej i frontu Jurij Stelmaszczuk był odpowiedzialny za przejście oddziałów UPA przez linię frontu sowiecko – niemieckiego. Jesienią 1944 r. „Rudy” został mianowany dowódcą zachodniej grupy wojskowej „Zawichwost” (w innych źródłach określana jako grupa nr 33), która działała zbrodniczo na terytorium obwodu wołyńskiego.
Oto kilka cytatów z przesłuchania z dnia 28 lutego 1945. Cytuję fragmenty z protokołu:
„W czerwcu 1943 /…/ przekazał mi ustnie tajną dyrektywę Centralnego Prowidu OUN o powszechnej fizycznej likwidacji całej ludności polskiej, zamieszkałej na terytorium zachodnich obwodów Ukrainy. Wykonując tę dyrektywę w sierpniu 1943 roku wraz z oddziałami UPA wyrżnąłem ponad 15 tysięcy Polaków w rejonach kowelskim, siedliszczańskim, maciejowskim i lubomelskim obwodu wołyńskiego.”
Wstrząsające są szczegóły ludobójstwa na Polakach dokonywanych przez jego „gierojów”:
/…/ Robiliśmy to w następujący sposób. Po spędzeniu całej ludności polskiej w jedno miejsce, okrążaliśmy ją i rozpoczynaliśmy rzeź. Kiedy już nie pozostał ani jeden żywy człowiek, kopaliśmy wielkie doły, zrzucaliśmy tam wszystkie trupy, zasypywaliśmy ziemią oraz żeby ukryć ślady tego okropnego grobu, paliliśmy na nim wielkie ogniska i szliśmy dalej. Tak przechodziliśmy od wsi do wsi /…/. Całe bydło, wartościowe rzeczy, mienie i żywność zbieraliśmy, a budynki i inne mienie paliliśmy. /…/
Bohdan Wusenko, inny piewca „Ukrainy czystej [etnicznie] jak szklanka wody” w tekście „Ukrajińska Powstańcza Armija dije” dla pisma „Do zbroji”, w lipcu 1943, w czasie największych ludobójstw na Polakach pisał:
„ /…/ Naród ukraiński wstąpił na drogę zdecydowanej rozprawy zbrojnej z cudzoziemcami i nie zejdzie z niej dopóki ostatniego cudzoziemca nie przepędzi do jego kraju albo do mogiły. /…/”
Komentarz zbyteczny…
Dmytro Klaczkiwski pseudonim „Klym Sawur”, dla większości historyków, także i dla mnie w świetle jego słów, które cytowałem, jest jednym z najważniejszych inicjatorów ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Współczesna Ukraina go honoruje. Przykłady?
Kilka lat od chwili powstania Ukrainy jako niezależnego państwa, 9 lipca 1995 roku w jego rodzinnym Zbarażu, tak ważnym dla polskiej historii mieście, wzniesiono jego pomnik. Kolejny stanął w Równem przy ulicy Soborni 16.
Teraz cytat z ukraińskiej Wikipedii na temat Klyma Sawura: „/…/ 24 sierpnia 2018 w imieniu Rady Koordynacyjnej ds. upamiętnienia odznaczonych Kawalerów OUN i UPA we wsi Zołota Słoboda, rejon kozowski, obwód tarnopolski, złotym Krzyżem Zasługi Bojowej UPA I klasy (nr 026) i Złotym Krzyżem Zasługi UPA (nr 025) został odznaczony Dmytro Butor, bratanek Dmytra Klaczkiwskiego „Klyma Sawura”. /…/
Ukraińska amnezja. To nie deszcz, to splunięcie…
Trzeba pamiętać, że polityka historyczna i strategia pamięci to bardzo ważny instrument stosowany w miękkiej polityki zagranicznej. Odgrywa ona także ważną rolę w kształtowaniu polityki wewnętrznej i wychowania młodych pokoleń. Na tym polu Ukraina używa wciąż mitu UPA, który jawi się jako fundament ukraińskiej państwowości. Od zawsze dziwi mnie, zastanawia i bardziej niż niepokoi fakt, że w Polsce, jednego z największych sojuszników Ukrainy i jej zaufanego powiernika wciąż brak refleksji na ten temat.
Mało tego, jeżeli już ktoś choćby zastanawiał się nad tym zagadnieniem to już jest „kremlowskim agentem”, „ruską onucą” i „wrogiem braterstwa z Ukrainą”. Ale ta refleksja, której obecnie brak w działaniach naszego rządu i elit, musi się wreszcie pojawić w związku z przyszłością tak Polski jak i Ukrainy.
Przed rokiem 2014 i lutym 2021 roku można jeszcze było zaklinać rzeczywistość. Sprawy pamięci historycznej niestety „jakoś” się nie ułożyły. Dziś wydaje mi się, że przepaść powiększa się mimo wielkiej pomocy, której Polki i Polacy, zwykli obywatele udzielają Ukraińcom.
Dlaczego? Zastanawiam się bardzo głośno teraz, czy fakt budowania wolnej Ukrainy na micie radykalnego nacjonalizmu w powiązaniu z elementami faszyzmu (o czym za chwilę), który ma łączyć Ukraińców w czasie wojny kraju na czas wojny, nie będzie elementem zapalnym w przyszłości?
Zewsząd słychać głosy, że „przecież Ukraińcy nie mają innych bohaterów niż walczący w UPA”! Spotykam się z głosami, że Ukrainie trzeba dać czas. Dodam od siebie, że ten czas trwa już ponad 30 lat, a doczesne szczątki pomordowanych ludobójczo Polaków wciąż nie są ekshumowane i pochowane z należytą czcią.
Jeden z moich znajomych, dość bliskich zapytał mnie, o co ci w ogóle chodzi? Odpowiedziałem, że martwię się o przyszłość. Bo jeśli mit założycielski ukraińskiego państwa budowany jest na UPA, a więc i na tych, którzy mordowali Polaków na dawnych Kresach RP, wymierzony jest teraz wyłącznie przeciwko Rosji, to jak będzie wyglądała przyszłość po zakończeniu wojny z Rosją?
Broń Boże nie myślę o nowoczesnej formie „riezania Lachów”, gdyby ktoś chciał się upomnieć o Zakierzoński Kraj, mimo, że skrajni ukraińscy nacjonaliści o tym mówią. Myślę o tym, jak będzie wyglądało nastawienie Ukrainy po wojnie w kwestii polityki zagranicznej i historycznej.
Ukrainę należy wspierać, bowiem – jak najbrutalniej to nie zabrzmi – jest to bufor, który odgradza nas od Rosji. Ale podczas wojny zapominamy, że z Ukrainą Polska ma wiele interesów sprzecznych. Gdy mowa o forsowaniu swoich interesów Ukraina jest bezwzględna. Nie ma najmniejszych sentymentów, aby godzić w naszą polską politykę wewnętrzną.
Ukraina gęsto wzywała Brukselę do zniesienia zakazu eksportu jej płodów rolnych. Uzasadnienie zawsze to samo: to pomoc Kremlowi!
Polki rząd mówi wprost, że jeśli Komisja Europejska nie wydłuży po 15 września 2023 zakazu wwozu zboża z Ukrainy, to Polska sama zamknie granicę na te towary. Ale to nie tylko Polska, ministrowie wszystkich krajów przyfrontowych chcą, aby zakaz obowiązywał przynajmniej do końca roku.
Na działania, które mają uniemożliwić destabilizację rynku rolnego i przetwórczego w Polsce, najwierniejszym sojuszniku Ukrainy, Kijów serwuje takie oto słowa:
„Rosja zakłóciła inicjatywę zbożową, niszcząc infrastrukturę naszych czarnomorskich portów i po raz kolejny prowokując światowy kryzys żywnościowy. W tym krytycznym czasie Polska zamierza nadal blokować eksport zboża UA do UE. To nieprzyjazne i populistyczne posunięcie, które poważnie wpłynie na globalne bezpieczeństwo żywnościowe i gospodarkę Ukrainy.” – powiedział premier Ukrainy Denys Szmyhal.
Dla mnie osobiście te słowa mają wydźwięk antypolski. Polska jest dobra i wspaniała, jeśli pomaga, natomiast gdy myśli o swoich obywatelach o dobru Rzeczpospolitej to jest już „nieprzyjazna i populistyczna”?
Nie chcę być złym prorokiem, ale już ten przykład może zwiastować kolejne iskrzenia na linii Warszawa – Kijów, jeśli polskie rządy będą zdecydowanie bronić naszych interesów.
Relatywizowanie symboli i historii…
Dla nas Polaków pamięć o ofiarach II Wojny Światowej, niemieckich obozach koncentracyjnych, łapankach i tysiącach masowych egzekucji przeprowadzonych przez niemieckich okupantów wciąż budzi grozę, ból i rozdziera rany. Zagłada odbywała się w cieniu symboli faszystowskich i nazistowskich.
Inaczej do tego podchodzą Ukraińcy. Oto już podczas trwania wojny z Rosją, którą nazywa Kreml „operacją denazyfikacyjną”, symbole SS – Galizien nie podlegają zakazowi rozpowszechniania na Ukrainie.
Nie zgadzam się z przekazem Kremla, ale Ukraińcy sami dostarczają „paliwa” propagandzie kremlowskiej. Śpieszę z przypomnieniem. Oto w grudniu 2022 roku Sąd Najwyższy Ukrainy podtrzymał decyzję Szóstego Administracyjnego Sądu Apelacyjnego (z dnia 23 września 2020 roku), który orzekł, że
„symbole SS-Galizien nie są nazistowskie, a tym samym nie podlegają zakazowi rozpowszechniania i publicznego używania.”
We wrześniu Szósty Administracyjny Sąd Apelacyjny w składzie: sędzia-sprawozdawczyni Ołena Kuźmyszyna, sędziowie Natalia Buzhak i Lyubov Kostiuk uchylił decyzję sądu pierwszej instancji, który zobowiązał Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej i jego urzędników do powstrzymania się od podejmowania działań na rzecz upowszechniania symboli dywizji grenadierów SS – Galizien. Decyzję Sądu Apelacyjnego podtrzymał Sąd Najwyższy Ukrainy:
„Lew galicyjski został w końcu zalegalizowany. Pozostała w mocy decyzja Szóstego Administracyjnego Sądu Apelacyjnego z 23 września 2020 r., która potwierdziła prawo Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej do stwierdzenia, że symbole dywizji Galicja nie należą do nazistowskich, to znaczy nie są zakazana na Ukrainie” – takiej informacji udzielił cytowany przez portal novoeizdanie.com prawnik Wiaczesław Jakubenko, który reprezentował Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej.
14. Dywizja Grenadierów SS, inaczej nazywana dywizją SS-Galizien lub „Hałyczyną” została sformowana 28 kwietnia 1943 r. we Lwowie i składała się z ukraińskich ochotników.
Rozumiejąc – jak mawiają polscy politycy i liczni działacze społeczni – „wrażliwość Ukraińców”, co z naszą polską wrażliwością? Zamaist mojej refleksji oddam głos ekspertom:
„Najgłośniejszą zbrodnią popełniona prawdopodobnie przez SS Galizien, w której sprawie IPN prowadzi śledztwo, był mord popełniony na Polakach w Hucie Pieniackiej. 28 lutego 1944 r. ukraińscy żołnierze 4 Galicyjskiego Ochotniczego Pułku Policji SS powiązanego z 14 Dywizją SS Galizien, oddziały UPA, nacjonaliści ukraińscy oraz ukraińscy mieszkańcy okolicznych wiosek, wkroczyli do wsi Huta Pieniacka zamieszkanej przez polską ludność. W wyniku przeprowadzonej przez napastników akcji pacyfikacyjnej, śmierć poniosło ponad 850 Polaków. Masakrę przeżyło około 160 osób. IPN prowadzi również dochodzenie w sprawie zbrodni popełnionych w miejscowościach: Iwonicz, Chodaczków Wielki, Prehoryłe i Smoligów, o które podejrzewani są żołnierze SS Galizien.”
Takich niechlubnych przykładów relatywizowania symboli, a więc i historii, jest więcej. Niestety. Na antenie Radia Went, w jednym z wydań Studia Dublin, w przeglądzie prasy zwróciłem uwagę na tekst The New York Times „Symbole nazistowskie na liniach frontu Ukrainy podkreślają drażliwe problemy historii”. O refleksje na ten temat pokusił się w tekście „Why Have So Many Neo-Nazis Rallied to Ukraine’s Cause?” profesor Alana Dershowitza. Oto fragment
„/…/ niektórzy ukraińscy żołnierze zostali sfotografowani z nazistowską trupią głową lub symbolami „Totenkopf”. Wyróżnia się jeden fragment w artykule The New Yotk Times : W listopadzie, podczas spotkania z dziennikarzami „Timesa” w pobliżu linii frontu, ukraiński rzecznik prasowy miał na sobie odmianę Totenkopf firmy R3ICH (czyt. „Reich”). Powiedział, że nie wierzy, że naszywka jest powiązana z ideologią nazizmu. /…/ Inni dziennikarze prosili żołnierzy o zdjęcie tego typu naszywek przed zrobieniem zdjęć. /…/
Profesor Alan Dershowitz, który stracił krewnych podczas holokaustu, napisał jeszcze:
„/…/ Dzielni ukraińscy żołnierze ryzykują życiem, aby bronić swojego narodu i swoich rodzin przed rosyjską agresją. Jest tylko jeden problem: wydaje się, że wielu walczących o dzisiejszą Ukrainę walczy również o ukraińską przeszłość, która jest haniebna. Większość Amerykanów i Europejczyków oklaskuje bohaterską armię ukraińską i ma nadzieję na jej zwycięstwo nad rosyjską agresją. Ale ci sami ludzie mogliby klaskać już o wiele ciszej, gdyby zobaczyli, ilu z tych ukraińskich i sojuszniczych „bohaterów” nosi symbole, które jednoznacznie kojarzą się z nazistowskimi Niemcami Hitlera.
Niektóre z ostatnich bitew tej wojny miały miejsce w samej Rosji, chociażby o przygraniczne miasto Biełgorod. Miasto zostało zaatakowane przez grupę ochotników, którzy tylko kompromitują rząd prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Rosyjski Korpus Ochotniczy jest kierowany przez Denisa Kapustina, który otwarcie identyfikuje się z poglądami Hitlera i grozi rozszerzeniem wojny, która może ogarnąć większą część Europy. /…/”
Polska nadstawia policzek raz po raz… Jak długo ma trwać ta mantra?!
Powrócę jednak w finale do kwestii Wołynia 1943. Myśl Giedroycia i „adwokatowanie” Ukrainie sprawia, że Polska (czytaj: jej władze i kolejne ekipy rządowe) po 1989 roku zapoczątkowała sama z siebie zaklinanie czasu w kwestii Wołynia. Po roku 1991, gdy Ukraina uzyskała niepodległość, Polska budując „dobre relacje” sprawiła, że w sprawie Wołynia czas nie ma już żadnego znaczenia. Stanął w miejscu, rozpłynął się w niwecz tak jak ziemska wędrówka ostatnich ofiar wyczynów banderowskich nacjonalistów śniących o „Ukrainie czystej jak szklanka wody”.
Mimo wielu zaklęć magicznych i deklaracji przed 80. rocznicą Krwawej Niedzieli nic nie wydarzyło się, co mogłoby rzucić pierwsze kamienie by zakopać przepaść bólu, tragedii i cierpień. Niestety władze Polski, z prezydentem Andrzejem Dudą wciąż, niczym w przepaść brnie, w imię złej poprawności politycznej do zaprzaństwa własnej historii, aby na ołtarzu złożyć pamięć o Wołyniu, pamięć o Kresach, by budować dobre relacje z Ukrainą, czyli – jak w felietonie dla 'Sieci” napisał Profesor Zybertowicz – „w imię przyszłości całego społeczeństwa polskiego”.
Ale jaka ma być ta przyszłość? Po co walczymy na wojnach o przetrwanie, godność, państwowość i zachowanie kultury, skoro zapominamy o rodakach, których nawet godnie nie można pochować? A może na przeszkodzie – tak się zastanawiam głośno – staje fakt, że bandy Ukraińców wymordowały głównie polskich chłopów – sąsiadów?
„Smert lacham, żydam i moskowskij komuni” – tak wykrzykiwali ukraińscy nacjonaliści i fanatyczna ukraińska młodzież z OUN Bandery, współczesnego największego bohatera Ukrainy, którą od początku wojny wspiera Polska…
W finale smutne słowa. Oto niepodległa od 1991 roku Ukraina nie dość, że nie przyznaje się do zbrodni na Wołyniu i Galicji Wschodniej, to nadto wznosi gmach swojej tożsamości na rehabilitacji i wysławianiu zbrodniarzy takich jak Bandera, Szuchewycz czy Kłaczkiwśki. Dlaczego nie Bulba, pytam trochę na przekór historycznemu widzeniu świata przez Ukraińców?
Łudziłem się jak naiwne dziecko, co wierzy, że świat jest dobry, że Ukraina w miarę trwania wojny zapoczątkuje pewien przełom i zacznie odchodzić od mitologii UPA na rzecz tej nowej mitologii, chociażby karty walk z Moskalami z lat 2022 – 2024. Tak się jednak nie stało.
Winę w tej kwestii widzę jednak po stronie kolejnych polskich rządów i polskich prezydentów. Od początku wojny ukraińsko – rosyjskiej w sferze medialnej i mitycznej został zmarnotrawiony majątek naszej polskiej pamięci i martyrologii! Nigdy nie można przyrównywać polskich krzywd na przestrzeni wieków do krzywd innych, szczególnie Ukraińców, którzy mają problem z ludobójstwem na Wołyniu wymyślając słowami ich historyków jakąś bliżej nieokreśloną „wojnę polsko – ukraińską”.
Czy Izrael, który stał się strażnikiem wszystkich zamęczonych i pomordowanych Żydów, komukolwiek daje przyzwolenie, aby czynić tego typu porównania czy nawet najmniejsze aluzje? Oczywiście, że nie! Dla nich to największy skarb.
Polska, czego przykładem brak moralnego przełomu ze strony Ukrainy wobec Wołynia w 80. rocznicę ludobójstwa Polaków, czyni skrupulatnie i metodycznie wprost przeciwnie.
Nie neguję, że istnieje wyraźna potrzeba dialogu na ten temat Rzezi Wołyńskiej. Co więcej, dostrzegam wielką niemożność dalszego pogłębiania współpracy polsko-ukraińskiej w obliczu negowania tamtejszych wydarzeń:
Dzisiaj budujemy wspólną przyszłość. Natomiast, nie można budować tej przyszłości i przyjaźni na kłamstwie historycznym i negowaniu zbrodni. A na Wołyniu doszło nie do czystek etnicznych a ludobójstwa.
Trzeba napisać to wprost! Za plan ludobójstwa w latach 1939 – 1947 na Wołyniu, Małopolsce Wschodniej i Lubelszczyźnie odpowiedzialna jest ówczesna ukraińska inteligencja:
Tę zbrodnię zaplanowali ukraińscy inteligenci, a dzisiaj niektóre środowiska inteligencji ukraińskiej robią wszystko by zablokować prawdę o tej zbrodni. A polskie elity często temu ulegają i starają się nie urazić Ukraińców. Raz jeszcze pytam, gdzie miejsce na naszą POLSKĄ historyczną wrażliwość?
Zamiast mojej końcowej refleksji cytat mistrza Włodzimierza Odojewskiego z niezwykłej książki „Zasypie wszystko, zawieje…”. Cytat, który mam nadzieję zasieje ziarno sprawiedliwości dziejowej:
„Na spotkanie szczęścia iść należy z czystym sumieniem i nigdy nie oglądać się za siebie, gdy wszystko zostało już zmięte i podeptane”.
Tomasz Wybranowski
Fotogramy w artykule wykorzystane dzięki Instytutowi Pamięci Narodowej. Tytuł tej wystawy:
Wołyń 1943. Wołają z grobów, których nie ma
Ukraińska firma Etnodim przeprosiła za wprowadzenie do kolekcji koszuli z symbolem Polski Walczącej (PW) i podjęła decyzję o jej usunięciu z oferty.
Motto:
24 marca 1923 roku Ukraińcy, którzy uczestniczyli w demonstracji we Lwowie złożyli przysięgę: „My, ukraiński naród, przysięgamy, że nigdy nie uznamy panowania Polski nad nami i wykorzystamy każdą okazję, by zrzucić znienawidzone jarzmo polskiej niewoli oraz zjednoczyć się z wielkim narodem ukraińskim w niepodległym, obejmującym wszystkie ziemie ukraińskie, państwie!”.
Ku przypomnieniu informacja, w kwietniu 2015 roku Rada Najwyższa, parlament Ukrainy przyjął ustawę, która uznała prawny status uczestników walk „o niezależność kraju w XX wieku, w tym członków Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA).”
Warto odnotować, że projekt ustawy wniósł Jurij Szuchewycz, nieżyjący od 2022 roku syn komendanta UPA Romana Szuchewycza. Roman Szuchewycz, jako dowódca UPA, jest odpowiedzialny za zamordowanie przez tę formację ponad 120 tys. Polaków, oraz Żydów, Ormian, Czechów, Niemców a także tych Ukraińców, którzy sprzeciwiali się polityce ukraińskich nacjonalistów i nie chcieli mordować sąsiadów z inną krwią.
W 2015 roku za przyjęciem ustawy opowiedziało się 271 deputowanych w 450-osobowym ukraińskim parlamencie. Zgodnie z ustawą za bojowników walk o niezawisłość Ukrainy są uznani wszyscy ci, którzy uczestniczyli w różnorodnych formach walki o niezależność kraju w XX wieku, tu cytat: „Państwo ukraińskie uznaje, że bojownicy o wolność w XX wieku odegrali główną rolę w odrodzeniu ukraińskiej państwowości, proklamowanej 24 sierpnia roku 1991” – głosi przyjęta ustawa.
Przewiduje ona możliwość zapewnienia weteranom i ich rodzinom zniżek i innych socjalnych gwarancji, uznaje odznaczenia i stopnie wojskowe walczących o niepodległość, które przyznano im w formacjach, w jakich służyli. Ustawa zakłada też karanie tych wszystkich, którzy okazywaliby lekceważenie dla weteranów i negowali celowość ich walki.
Tyle tytułem wstępu a teraz „in medias res” , w sam środek rzeczy
Tutaj do wysłuchania cały program:
Ukraińska firma Etnodim przeprosiła za wprowadzenie do kolekcji koszuli z symbolem Polski Walczącej (PW) i podjęła decyzję o jej usunięciu z oferty. Decyzja ta została podyktowana reakcją oburzenia ze strony Ukraińców, którzy wyrazili sprzeciw wobec aspektów działalności Armii Krajowej, oskarżając ją o przemoc wobec ludności cywilnej na Wołyniu oraz negatywnie reagując na fakt jej konfrontacji z UPA.
W nowej, wiosennej międzynarodowej kolekcji firmy Etnodim, po zrezygnowaniu z koszuli polskiej ze znakiem Polski Walczącej, znaleźć można hafty nawiązujące do symboliki i kultury m.in. Stanów Zjednoczonych, Kanady, Litwy oraz Estonii. Dochód ze sprzedaży koszul ma zostać przeznaczony na “zakup sprzętu łączności dla sił ukraińskich. Jednak z kolekcji dość szybko zniknęła koszula ze świętym dla Polaków symbolem. Jej prezentacja i promocja wzbudziła wielkie oburzenie w ukraińskich mediach społecznościowych.
Nie chodzi ot o, że rozpaczam, że tak się stało. Dla mnie symbol Armii Krajowej na ukraińskiej wyszywance jest dla nie do zaakceptowania z powodu Rzezi Wołyńskiej dokonanej przez Ukraińców właśnie.
Chodzi o faktografię i to, jak traktuje się naszą polską pamięć historyczną.
Na 18 kwietnia ukraińskim portalu kp.ua opublikowano artykuł zatytułowany „ETNODIM przeprasza za umieszczenie haftowanej koszulki poświęconej polskiej armii walczącej z UPA”. W tekście stwierdzono, że koszulka posiadała symbol „polskiej Armii Krajowej, która walczyła z UPA i jest znana z czystek etnicznych na Ukraińcach”. Skan poniżej:

Fragment oświadczenia:
„/…/ Zastanawiając się nad tym doświadczeniem, chcemy powiedzieć, że nie powinien [ten symbol] znaleźć się na haftowanej koszuli. Na początku inwazji na pełną skalę narodził się pomysł projektu „Wolność nigdy nie jest wolna”. Jej celem jest podziękowanie krajom, które stanęły ramię w ramię z nami w konfrontacji z wrogiem. Podczas tworzenia koszul przeprowadzono szereg badań i ankiet, na podstawie których opracowano projekty.
Wśród kilkudziesięciu postaci popełniliśmy jeden błąd i jesteśmy gotowi go naprawić. Jesteśmy wdzięczni żołnierzom legionu za zajmowaną pozycję i ochronę naszych granic. Chcemy właściwie zaprezentować w świecie głos Ukrainy, który mówi:
„Każdy, kto dziś broni naszego państwa, jest jednym z nas”. Historia tworzy nowe symbole. Walka trwa. Jedność jest częścią naszej woli. /…/”
Kontrowersję dotyczącą koszulek Etnodim na Facebooku rozpoczął Oleg Słabospycki, który jest członkiem zarządu Krajowego Związku Młodzieży Ukraińskiej. Trzeba też dodać, że w ukraińskiej przestrzeni publicznej coraz częściej pojawiają się podobne stwierdzenia dotyczące rzekomych „mordów AK na ukraińskiej ludności cywilnej”. Ów członek zarządu Krajowego Związku Młodzieży Ukraińskiej napisał:
„ETNODIM zaprezentował haftowaną koszulę… na cześć Armii Krajowej, która podczas II wojny światowej walczyła z UPA i znana jest z mordów na ukraińskiej ludności cywilnej na Wołyniu. Postradaliście rozum?”.

Tymczasem ja powrócę do echa wspomnień sprzed roku. Oto prasa i media ukraińskie, kiedy relacjonowały wydarzenia związane z obchodami 80. rocznicy Krwawej Niedzieli Rzezi Wołyńskiej, opisywały je lakonicznie i neutralnie mianem „tragedię wołyńską” czy – o zgrozo! – „wzajemnej czystki etnicznej”. O jakiej wzajemności w tej materii piszą Ukraińcy??? Nie pytam już, ale już krzyczę!!! – Tomasz Wybranowski
Mały przegląd serwisów ukraińskich sprzed roku
W lipcu 2023 roku portal ukraińskiej telewizji Espresso napisał o wizycie ówczesnego premiera Polski, Mateusza Morawieckiego na Ukrainie, podkreślając co rusz, że „tragedia wołyńska to rezultat wzajemnych czystek etnicznych polskiej i ukraińskiej ludności, dokonanych przez różne siły podczas II wojny światowej na Wołyniu, skutkujących wieloma ofiarami.”
Tak oto Espresso cytowane w wielu polskich mediach zmienia i wypacza historię na niekorzyść Polski I Polaków. Swoją drogą zastanawia mnie, dlaczego na tej wojnie na Ukrainie nie ma korespondentów wojennych? I to z obu stron? Taka oto dziennikarska ciekawość…
Wracamy jednak do przeglądu i przypominanie tego, jak media na Ukrainie kreują aspekt historyczny Wołynia i działań Armii Krajowej. Oto serwis zaxid.net opisując wizytę prezydenta Andrzeja Dudy, podkreślił, że “obaj prezydenci krajów uczcili pamięć ofiar II wojny światowej i 80. rocznicę tragedii wołyńskiej”. Po raz kolejny dziennikarze zaxid.net mordy na dziesiątkach tysięcy Polaków określili mianem „wzajemnej czystki etnicznej” między ludnością polską a ukraińską, dokonaną “przez różne grupy zbrojne”. Może “koledzy” z tego portalu wskażą takie “polskie grupy zbrojne z nazwy”?
Niestety coraz więcej tego typu „prawd” głosi się na Ukrainie. Gloryfikuje się banderyzm (bandytyzm), milczy się o zbrodniach na Polakach, Żydach czy Słowakach i nic, nawet słowem, nie mówi ani pisze o jawnej kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami.
Dla mnie osobiście osoby narodowości ukraińskiej z terytorium Polski powinny być wydalane, jeśli głoszą takie poglądy.

Stwierdzenie, że Armia Krajowa jest znana z czystek etnicznych na Ukraińcach na Wołyniu, powtarzane przez ukraińskie media w związku z wycofaniem przez firmę Etnodim koszul wyszytych znakiem Polski Walczącej, JEST FAKE INFORMACJĄ!!!
Działalność Armii Krajowej na Wołyniu nie była planowym wyniszczaniem ludności ukraińskiej. Nie nosiła znamion czystek etnicznych, o czym Fake Hunter pisał m.in. w raporcie już 22 czerwca 2023 r. Oddziały AK miały za cel przede wszystkim obronę ludności polskiej przed atakami UPA znanymi w historii jako rzeź wołyńska.
Powrócę raz jeszcze do firmy „ETNODIM i jej przeprosin „za wypuszczenie na rynek haftowanej koszuli poświęconej polskiej armii walczącej z UPA.” Przeczytamy w nim m.in., że haftowana koszula (część specjalnej charytatywnej i dziękczynnej kolekcji poświęconej ochotnikom z walczącego na Ukrainie Legionu Międzynarodowego ГУР МОУ, w tym m.in. Polakom) miała na rękawach symbol „polskiej Armii Krajowej, która walczyła z UPA i znana jest z czystek etnicznych na Ukraińcach”.
Akapit na temat samej Armii Krajowej brzmi następująco:
„Armia Krajowa to podziemne siły zbrojne Polski, które powstały w 1939 roku i podlegały Rządowi RP na uchodźstwie w Londynie. Była to jedna z najliczniejszych i najlepiej zorganizowanych ‘armii podziemnych’ w ówczesnej Europie. Znana jest z mordów na cywilnej ludności ukraińskiej na Wołyniu”.
To przerażająca dezinformacja. Gdzie w tekście choćby słowo o rzezi wołyńskiej i polskich ofiarach ukraińskiego ludobójstwa, na które AK próbowała reagować. Choć – dodam od siebie – reagowała za mało!!! To właśnie w reakcji na potworną Rzeź Wołyńską, której kulminacyjną krwawą była Krwawa Niedziela 11 lipca 1943 r., kiedy to UPA zaatakowała ponad sto miejscowości, a ofiarą napadów padło tylko tego jednego dnia kilkanaście tysięcy Polaków, latem 1943 r. zaczęły powstawać oddziały polskiej samoobrony.

Zbrodnicze działania UPA postawiły Polaków przed koniecznością znalezienia sposobów zahamowania mordów polskiej ludności. Dowództwo Armii Krajowej podjęło wówczas decyzję o skierowaniu sił konspiracyjnych do walki z UPA. Akcje odwetowe podejmowane przez partyzantkę AK-owską w ukraińskich wsiach wspierających UPA nie osiągnęły nigdy skali porównywalnej z ukraińskim ludobójstwem na Polakach. Przykładowo w odwecie za zniszczenie wsi Niemilii w okolicy miasteczka Kostopola i wymordowanie prawie 200 jej mieszkańców, jeden z oddziałów AK zaatakował miejscowość Wilia, zabijając około czterdziestu partyzantów UPA i cywilów.
Ponadto, o ile dowództwo UPA nakazywało mordować wszystkich Polaków, łącznie z kobietami i dziećmi, na terenach uznanych za „etnicznie ukraińskie”, dowództwo Okręgu AK Wołyń wyraźnie wzywało podległe oddziały do walki jedynie z mężczyznami.
Ukraińcy nawet nie zająknęli się, że znak Polski Walczącej stanowił symbol oporu wszystkich Polaków przeciwko niemieckiej okupacji i nadziei na wyzwolenie i był stosowany powszechnie. Znak Polski Walczącej w Rzeczpospolitej Polskiej chroniony jest stosowną ustawą uchwaloną Sejmu RP z roku 2014.
Bez względu na podziały polityczne symbol Polski Walczącej jest szanowany przez wszystkich i jest ważnym elementem naszego polskiego etosu!
Tomasz Wybranowski
Dyskusja na temat Ryszarda Kuklińskiego zawsze będzie miała dwa fronty. Był zdrajcą dla jednych. Dla innych największym patriotą i bohaterem dla innych.
Gdy mowa o ocenie moralnej działalności pułkownika Kuklińskiego mawiam tak
ostatecznym testem dla każdego Polaka powinno być dobro Narodu Polskiego, i w tym punkcie widzenia on uchronił Polaków od podwójnego Armagedonu: najpierw przemarszu armii radzieckiej a potem odpowiedzi nuklearnej NATO.
Tutaj do wysłuchania program specjalny z XX rocznicę śmierci Ryszarda Kuklińskiego:
W jakim świetle należy postawić naszego obecnego sojusznika Amerykanów i NATO skoro chcieli poddać Polskę atomowej zagładzie, gdyby w latach 80. XX wieku doszło do konfliktu z krajami Układu Warszawskiego przed którym uchronił – w mojej opinii – Ryszard Kukliński.
Na wypadek wojny Amerykanie chcieli zrzucić na Polskę kilkanaście czy kilkadziesiąt bomb termojądrowych.
Czy w czasach komuny Amerykanie tak bardzo nas kochali przewodząc NATO, cenili nas Polaków jako tych, którzy od początku walczyli z komuną, że były plany ataku nuklearnego na nasze ziemie, gdyby Rosjanie radzieccy zaatakowali jako pierwsi kraje NATO? … milczenie…
Przypomnieć należy, że w Jałcie i Teheranie to właśnie dzięki amerykańskiemu prezydentowi Rooseveltowi znaleźliśmy się pod sowieckim butem. Dlaczego?
Prezydent Roosevelt wierzył, że tylko Związek Radziecki i Stalin może zniszczyć kolonializm i jego systemy na świecie. Mówił o tym wielokrotnie wielki polski patriota i bohater Powstania Warszawskiego profesor Witold Kieżun.
Zapraszam do wysłuchania programu o Ryszardzie Kuklińskim.
Tomasz Wybranowski
Krzysztof Kamil Baczyński był ostatnim z wielkim poetyckich romantyków. Fechtował metaforami i poetyckimi strofami tak jak jeden z wieszczów. Wielu krytyków wciąż porównuje do Juliusza Słowackiego.
Był jednym z wielu przedstawicieli pokolenia Kolumbów? Dlaczego Kolumbów? – ktoś raczy zapytać. Ponieważ to oni, urodzeni po roku 1918 i odzyskaniu przez Polskę niepodległości mieli zbadać ową wolność i bronić jej, ledwie po 21 latach…
Tomasz Wybranowski
Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu przyszło żyć, tworzyć i kochać w naprawdę bardziej niż trudnych czasach. Ale to właśnie ta apoteoza miłości, autentyczne tytaniczne uczucie, autentyczny żar namiętności uchroniła Go i ukochaną Basię od desperacji i beznadziejności.
Tutaj do wysłuchania program Tomasza Wybranowskiego poświęcony Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu:

Nie było to jednak spojrzenie przez pastelowe okulary i zerwanie kontaktu z rzeczywistością. Krzysztof Kamil Baczyński od pierwszych dni był częścią Polskiego Państwa Podziemnego, bo przecież walczył i poszedł z bronią w ręku walczyć z Niemcami w Postaniu Warszawskim.
Jak Tristan i Izolda, jak romantyczni rozbitkowie w sztormie dziejów ofiarowali sobie miłość i jej żar. Krzysztof Kamil Baczyński w hołdzie swojej ukochanej kobiecie zespolił w jednym miłość do niej i potwierdzenie czynem metafor zapisywanych zielonym atramentem w małym, szarym notesie.
Krzysztof Kamil Baczyński pierwsze próby poetyckie dodam, że udane , miał za sobą już jako piętnastolatek. W 1938 roku, mając niewiele ponad siedemnaście lat napisał „Piosenkę”, którą rozsławił na swoim debiutanckim albumie Grzegorz Turnau:
Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
(Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.)
Na fioletowoszarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
A wieczorami w prądach zatok
noc liże morze słodką grzywą.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywą.
Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.
Wiersz jest niespotykany w historii polskiej literatury ze względu na metafory w nim użyte. To one sprawiają przez kunsztowne zestawienie, że dokonuje się nieco arkadyjska wizualizacja świata przedstawionego.
Ów wykreowany przez poetę świat jest do wyobrażenia przez zaangażowanie absolutnie wszystkich zmysłów, w tym także smaku (/…/ jak miękkie gruszki brzmieje lato /…/) i dotyku, nie mówiąc już o wzroku, słuchu a nawet węchu.
Dla mnie to arkadyjski hymn ucieczki przez burzą, która zbierała się na Polską i Europą na rok przed wybuchem II Wojny Światowej.
W okresie okupacji niemieckiej opublikował pięć zbiorków poezji: ”Zamknięty echem” (lato 1940), „Dwie miłości” (jesień 1940), „Wiersze wybrane” (maj 1942) i „Arkusz poetycki nr 1” (1944).
Jego metafory i kunsztowne porównania wyrażały uczucia targane niepokojem i wieszczyły późniejszy los roczników Kolumbów.
Bez wątpienia czuł na sobie ciężar odpowiedzialności, że jest wyrazicielem i głosem tego pokolenia. W swoich wierszach co rusz używał liczby mnogiej, rozprawiając o świecie i uczuciach w imieniu wszystkich Kolumbów.
Mimo, że pisał wiersze kasandryczne, pełne ciemnych barw by stawić czoła swojej posępnej epoce i szczerze opisać stan wojny i człowieka w niej zanurzonego, to na dnie tychże obrazów była i tkliwość, i miłość, i delikatność.
Wieszcz pokolenia Kolumbów zginął w Pałacu Blanka 4 sierpnia około godziny 16. Jego głowę dosięgła kula niemiecki (a nie nazistowskiego czy faszystowskiego!!!) snajpera. 1 września zginęła jego ukochana żona – Barbara.
Basia nie wiedziała, że Krzysztof zginął. Po wojnie jej matka Feliksa Drapczyńska opowiadała, że
Chciała znaleźć Krzysztofa i powiedzieć mu, że będą mieli dziecko…
W pierwszym wydaniu „Tygodnika Powszechnego”, z dnia 24 marca 1945 roku, wydrukowano wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Z wiatrem”. Metafory opatrzono wyjaśnieniem:
Największą może rewelacją życia literackiego okresu niewoli była poezja Krzysztofa Baczyńskiego. Ten nieznany i nie drukujący przed wojną (w chwili wybuchu której miał chyba nie więcej jak 17 lat) objawił się nagle jako gotowa i zdumiewająco dojrzała organizacja poetycka. […] Wybuch powstania zastał Baczyńskiego w Warszawie. Poeta z bronią w ręku wziął udział w nierównej walce z okupantem. Dalsze losy Baczyńskiego są zupełnie nieznane, na pytanie, czy poeta żyje, dziś jeszcze odpowiedzieć nie można.

Nie wykluczone, że też i z tego powodu Stefania Baczyńska nie wierzyła w śmierć syna? Twierdziła pragmatycznie, że skoro nie ma ciała, to jasnym jest, iż Krzysztof musi żyć. Regularnie uczestniczyła w publicznych kolejnych ekshumacjach masowych mogił powstańczych. Ale oto w styczniu 1947 roku ruszyły w ekshumacje przed ruinami warszawskiego Ratusza.
Napisałem, że był ostatnim romantykiem przynależnym do epoki Mickiewicza, Słowackiego i Norwida. Potwierdza to jeszcze jedno zdarzenie, które zakrawa na cud. A przecież to romantycy wierzyli bardziej „w czucie” niż racjonalistyczne „szkiełko i oko”.
Zmarzniętą ziemię trzeba było rozbić kilofami. W odsłoniętych mogiłach ani Stefania Baczyńska, ani Feliksa Drapczyńska nie rozpoznały jednak szczątków Krzysztofa. Ale w nocy matce Basi przyśnił się Krzyś, mówiący: „Mamo, ja leżę drugi od brzegu”. Drapczyńscy natychmiast pobiegli zawiadomić matkę poety, która nie mogła zrozumieć, dlaczego syn przyśnił się obcej kobiecie, teściowej. Rano jednak znów byli pod Ratuszem.
Otworzyli drugą trumnę i wtedy przy szyi zmarłego uwagę patrzących przykuła dziwna grudka ziemi. Ktoś ją wziął w palce, rozgniótł. Wypadł złoty medalik ze świętym Krzysztofem i inicjałami KKB. Nabożeństwo żałobne odbyło się kilka dni później w kościele Kapucynów.
14 stycznia 1947 roku Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pochowano na Powązkach, na Cmentarzu Wojskowym. Barbarę pochowaną w czasie Powstania Warszawskiego pod płytami chodnika przy ulicy Siennej złożono obok niego kilka miesięcy później.
Ich grób jest między kwaterami poległych bohaterów – powstańców z batalionów „Zośka” i „Parasol”.
A gdyby przeżył, to jaki los szykowała dla niego komunistyczna władza ludowa? Najprawdopodobniej katownia, śmierć i pochówek na łączce bez tabliczki ni imienia – jak pisał inny wielki poeta
… Oto styczniu 1949 roku szukali go szpicle z UB ponad wszelką wątpliwość nie posiadający informacji, że dwa lata wcześniej Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pochowano na Powązkach…
Tomasz Wybranowski
"Ojczyzna to przede wszystkim naród, a potem państwo: bez narodu nie ma państwa!" - mawiał jeden z architektów wolnej i niepodległej Polski - Roman Dmowski.
To, co Dmowski wtedy wygłosił, warte jest złotego medalu i wszystkich możliwych Oscarów i Noblów świata – mówi dr Krzysztof Jabłonka.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Przed świętami można poprosić o pomoc we wspólnym przygotowaniu starego rodzinnego przepisu. Smak potrawy zostanie zapamiętany dużo silniej niż czegoś idealnego, ale kupionego w sklepie.
To niezwykle smutne obserwować, jak dawne zwyczaje odchodzą w niepamięć, stają się coraz bledsze, coraz mniej atrakcyjne. Jeszcze 30 lat temu wieczerza wigilijna kojarzyła się tylko z ciepłem rodzinnego spotkania w odcięciu zaspami śniegu od pędu świata, blisko sianka, na którym Mały Bóg się rodzi. Jeszcze 100 lat temu dzieci z drżeniem zaglądały przez dziurkę od klucza na palące się na choince świeczki, radowały z jabłek otoczonych złotą bibułką, a plecione ozdóbki ze słomek były najpiękniejsze.
Jeszcze 250 lat temu śpiewano pieśni, strojąc „świat” wiszący z bielonej powały, jeszcze 500 lat temu przygotowywano świąteczne tłókno – rodzaj kisielu z rozgotowanych ziaren z mlekiem, orzechami i leśnymi owocami i spożywano je na stojąco, na bosaka, dla uszanowania Dzieciątka.
Potem z biegiem czasu wszystko to odchodziło w niepamięć, stawało coraz bardziej niewyraźne, niezrozumiałe, aż zapomniano, kim jest święty Mikołaj – ten prawdziwy; po co mamy drzewko życia w domu; że mak symbolizuje mnogość bożych łask i że najważniejsza na ziemi jest miłość łącząca wspólnotę, troska o siebie nawzajem i wybaczanie.

A gdyby tak spróbować zaprosić do stołu wigilijnego przodków i przywrócić trochę tamtego świata? Ale nie wirującymi talerzykami i seansami spirytystycznymi, nie przez wywoływanie rzekomych duchów, ale słowami babć, dziadków, sięgnięciem do starych albumów, przygotowaniem czegoś z dawnych przepisów, nauczeniem się kolędy, która odeszła w niepamięć, przeczytaniem Ewangelii z najstarszego polskiego przekładu, tzw. Biblii Leopolity?
Co zrobić aby to się udało? Żeby młodzież wytrzymała chwilę bez swoich telefonów w ręce? Historie rodzinne mogą być ciekawą inspiracją.
Warto nauczyć się opowiadać tak, aby pokazywać prawdziwe uczucia, to, co było piękne, radosne, smutne, ciekawe, co zaskoczyło, co było nowe, a co śmieszne.
Starajmy się opowiadać krótkimi zdaniami, opisywać plastycznie wygląd dawnego domu, to, co było widać, gdy się wchodziło do pokoju, jak zachowywał się pradziadek, co mówiła ciotka, przychodząc w odwiedziny.
A jeśli gdzieś tam między tymi historiami pojawi się ucieczka przed wojną, spotkanie z partyzantami, nalot i chowanie się w piwnicy, strach przed wybuchami… to zostaną one zapamiętane lepiej niż cała historia o martyrologii. Bądźmy dla wnuków wyrozumiali, pamiętajmy, że są niecierpliwi, że nie znali naszych dziadków, nie mają dla nich wielkiego sentymentu – bardziej żałują, że nie oglądali jeszcze „wczorajszego nowego bloga”.
Możemy też trafić do młodzieży, prosząc kogoś z nich o pomoc – czyli doceniając ich zaradność, np. w pracach na komputerze. Może mogliby zapisać niektóre historie, aby je utrwalić „dla potomnych”; może potrafią je nagrać, może skorzystamy z ich znajomości Excela lub programu graficznego do zrobienia drzewa genealogicznego?
Przed świętami można dobrze wykorzystać czas i poprosić o pomoc we wspólnym przygotowaniu starego rodzinnego przepisu. Smak potrawy zostanie zapamiętany dużo silniej niż czegoś idealnego, ale kupionego w sklepie – i to nawet jeśli wyjdzie zakalec w cieście, a barszcz będzie przesłodzony.
Internet jest kopalnią wiedzy. Młodzież na pewno potrafi znaleźć odpowiedni fragment Ewangelii św. Łukasza w wersji archaicznej do czytania przy stole wigilijnym, a najlepiej, gdyby był to skan pięknej starej karty ozdobionej grafikami. Można ją wydrukować, rozdać każdemu do przeczytania jednego zdania. Będzie to nawiązanie do dawnych czasów. Zwróćmy tu jednak uwagę, aby były to wydania uznane przez Kościół.
Rodzinny album i zbiór zdjęć to kolejna motywacja i inspiracja. Być może trzeba by tu uzupełnić ołówkiem opisy na zdjęciach, być może warto by zdjęcia zeskanować, przynajmniej te najważniejsze? Nagrać na jakiś nośnik, aby zachowały się kopie. A może wprawnym oczom młodzieży uda się odgadnąć, kto jest na tych niepodpisanych zdjęciach
A może ktoś znajdzie sposób, jak „ożywić” dawną fotografię, znaleźć stronę, na której sztuczna inteligencja nadaje zdjęciom kolory, a nawet tworzy ruchome filmiki uśmiechających się i rozglądających się twarzy?

Czasem w tych historiach rodzinnych pojawi się ochotnik z Legionów Piłsudskiego, czasem Powstaniec Styczniowy albo legenda rodzinna o jakimś żołnierzu z czasów Napoleona. Dobrze wtedy wiedzieć, że są strony w internecie, gdzie można znaleźć wiele informacji, a także gromadzić własne, łączyć je z innymi i w ten sposób odkrywać nowe ciekawostki.
Jedną z nich jest portal Genealogia Polaków, prowadzony przez Fundację Odtworzeniową Dziedzictwa Narodowego. Jest tu leksykon wszystkiego, co mogą spotkać genealodzy, mapa z tysiącami miejsc z dawnymi nazwami miejscowości, są słowniki biograficzne, spisy, wielkie archiwum zdjęć. Szczególną wartością jest olbrzymi katalog Powstańców Styczniowych – oferujący już ponad 60 000 wypisów z literatury, archiwów i przekazów rodzinnych i wiele innych – m.in. gigantyczna baza starych przepisów kulinarnych.
Kiedyś dzieci miały szansę codziennie wieczorem przyjść do babci i poprosić: „opowiedz mi tę historię, jak byłaś mała”. Jeszcze dawniej we dworze czy w wiejskiej chacie mały szkrab mógł wejść na kolana starego wiarusa, wujka mieszkającego „na gracji”. Ten ściągał wtedy ze ściany swoją szablę, pozwalał ostrożnie jej dotykać i mówił, jak zapominając o strachu, pędził nią wrogów zagrażających bezpieczeństwu Ojczyzny.
Dzisiaj świat się zmienił. Brakuje tej codziennej obecności, ale w dnie takie, jak Wigilia czy Boże Narodzenie, można trochę to zmienić. Można zaprosić w krąg swojej uwagi tych, z którymi, wydaje się, że niewiele nas łączy, i w ten sposób zaprosić do wszystkich serc także Małego Boga.
Artykuł został przygotowany przez portal „Genealogia Polaków” www.genealogia.okiem.pl, Fundacji Odtworzeniowej Dziedzictwa Narodowego, w ramach programu wspierania edukacji historycznej. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, ze środków rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.
Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Zaproś przodków na Wigilię” znajduje się na s. 10 świątecznego, styczniowego „Kuriera WNET” nr 115/2023.

