Kompleks niższości Polaków w stosunku do Niemców czy też Francuzów jest najzupełniej zrozumiały. Klęski, które wycierpieliśmy, tak nas bili po głowie, że Polacy zrobili się mali. Zrobiliśmy się niepewni. Trzeba ludzi bardzo namawiać, żeby patrzyli na to, co jest dobre i pozytywne w naszej tradycji. - mawiał ojciec Bochenski. Fot ze zbiorów Małgorzaty Bocheńskiej
Ojciec Bocheński to fascynująca postać spleciona z dwóch idei: mądrości i pokory.. 30 lat minęło od śmierci jednego z najwybitniejszych myślicieli XX wieku, o. Józefa Innocentego Marii Bocheńskiego OP
Ta niezwykła postać, której życie było zbiorem niezliczonych przymiotów, od żołnierskiej odwagi, przez kapłańską posługę i pobożność, po wreszcie filozoficzną głębię, pozostawiła po sobie trwały ślad.
W programie „Muzyczna Polska Tygodniówka” miałem wielki honor ponownie spotkać się z Pawłem Winiewskim, znakomitym dziennikarzem, który przeprowadził ostatni wywiad z ojcem Bocheńskim przed jego śmiercią.
Paweł Winiewski w swoich licznych artykułach i medialnych wystąpieniach przekazuje przesłanie, jakie pozostawił po sobie ojciec Józef Bocheński, wskazując na
fundamentalną rolę rozumu, moralności i chrześcijańskiej wiary w kształtowaniu współczesnego świata.
Przesłaniem kolejnego cyklu programów na antenie Radia Wnet (w każdą trzecią sobotę miesiąca), inspirowanego myślą wielkiego ojca Bocheńskiego, jest fundamentalna teza:
„Trzeba słuchać ojca Bocheńskiego, bo ma w swoich myślach lek na polską niemoc i zgniliznę moralną!”.
Przemyślenia ojca Józefa Marii Bocheńskiego stanowią drogowskaz dla współczesnego społeczeństwa, które boryka się z kryzysem wartości, relatywizmem moralnym i intelektualnym zamętem.
W kolejnych odcinkach przybliżymy kluczowe idee ojca Bocheńskiego, jego bezkompromisową diagnozę kondycji duchowej i intelektualnej narodu oraz wskazówki, jak przywrócić Polsce ład moralny, zdrowy rozsądek i siłę ducha.
To nasze radiowe zaproszenie do refleksji, ale i wezwanie do działania – do odrzucenia marazmu, bierności i fałszywych autorytetów na rzecz klarownego, logicznego myślenia i nieugiętej postawy wobec prawdy.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Pawłem Winiewskim:
Żołnierz i kapłan: fundamenty wartości
„Jestem najpierw żołnierzem, potem kapłanem, a dopiero potem filozofem”– te słowa ojca Bocheńskiego idealnie oddają hierarchię jego życia.
W rozmowie z Pawłem Winiewskim podjęliśmy temat szczególnej roli, jaką odgrywały w życiu ojca Bocheńskiego wartości wojskowe oraz przymioty duchowe. Życie w trudnych czasach wymagało nie tylko intelektualnej odwagi, ale także wewnętrznej siły, którą dawała mu wiara. Winiecki przypomina, jak wielką wagę Bocheński przykładał do wychowania przez
„wiarę, rozum i moralność, które były fundamentem jego filozoficznych przemyśleń”.
A rozum jest potrzebny, aby nie dać się uwikłać w wiarę w zabobony.
„Filozofia zamiast burzyć zabobony będzie wszystkim największym z tych zabobonów współczesnych. – pisał ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński. – To jest wielkie niebezpieczeństwo naszej współczesności – to jest zwątpienie o rozumie! Ludzie nie chcą używać rozumu, /…/ Filozof jako taki jest wychowawcą do rozumu.”
Ostatni Wywiad – rozmowa o życiu i prawdzie
W 1994 roku, zaledwie kilka tygodni przed śmiercią ojca Bocheńskiego, Paweł Winiewski miał zaszczyt i honor przeprowadzić z Nim wywiad. To w tej rozmowie ojciec Bocheński, w obliczu własnej śmierci, przypomniał i sumował swoje filozoficzne poszukiwania, niezachwianą wiarę w rozum, która wynikała z mocy i mądrości Chrystusa. Zastanawiając się nad współczesnym światem, ojciec Bocheński ostrzegał przed zwątpieniem w rozum w wartościach chrześcijańskich.
Wspólna rozmowa o mądrości, życiu i religii pozostaje jednym z najważniejszych świadectw intelektualnego dziedzictwa Pawła Winiewskiego, którą wciąż przekazuje światu.
Na przestrzeni trzech dekad, od śmierci ojca Bocheńskiego, jego myśli i nauki nie tylko nie straciły na aktualności, ale jeszcze bardziej zyskały na znaczeniu i mocy sprawczej. Jego refleksje pozwalają na nowo odkrywać głębię filozoficznych i teologicznych poszukiwań tego wielkiego człowieka, którego życie było świadectwem niezłomnej wiary, poszukiwania prawdy i służby innym.
W 30-lecie śmierci Bocheńskiego, jego mądrość jest bardziej niż kiedykolwiek potrzebna w dzisiejszym świecie a nade wszystko pod niebem Polski. – dodaje Tomasz Wybranowski.
„Wielka szkoda, że myśl ojca Bocheńskiego, zwłaszcza antropologiczna, nie jest dostatecznie w Polsce znana.” – od lat powtarza w moich programach na antenie Radia Wnet Paweł Winiewski.
Ojciec Bocheński w sposób bezkompromisowy ganił intelektualistów kolaborujących z komunizmem (nazywał ich „zgniłkami”). Jak ojciec sam podkreślał to stwierdzenie naukowe, oznaczające ludzi, którzy …
Nie wierzą w prawdę oraz są produktem rozkładającego się społeczeństwa.
Ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński OP uważany był (a jego myśl i dzieła wciąż są!) na całym świecie jako osoba światła, wszechstronnie wyedukowana, powszechnie poważana i szanowana.
Zanim Karol Wojtyła został papieżem, ojciec Bocheński był najbardziej znanym Polakiem na świecie.
Niestety trzeba powiedzieć śmiało, że Polacy są z niewiadomych (choć jednak wiadomych – taki oto oksymoron) powodów odcinani od myśli ojca Bocheńskiego. Mimo, że przez Senat RP rok 2020 został ogłoszony, jako rok ojca Józefa Marii Bocheńskiego OP, to niewiele z tego wynika!
Niedosyt obecności myśli, badań i samej postaci ojca Bocheńskiego w życiu nauki i mediów jest bardziej niż zauważalny.
Po chwilowym zachłyśnięciu wolności w roku 1990, kiedy można było mieć szerszy kontakt z jego twórczością, teraz właściwie nikt go nie wspomina, ani nie wznawia jego dzieł. – konkluduje Tomasz Wybranowski.
Ojciec Józef Innocenty Maria Bocheński walczył z naszym poczuciem niższości wobec innych narodów Europy i świata. Akcentował to szczególnie sprzeciwiając się używaniu pewnych wyrażeń w obiegu medialnym i politycznym, kiedy Polska rozpoczęła rozmowy o poszerzeniu Unii Europejskiej na początku lat 90. XX wieku:
Polska nie musi wchodzić do Europy. Polska w niej jest, słowo dołączenie jest nietrafne, chodzi o to, żebyśmy się z nią związali organizacyjnie.
Nie bał się mówić także na tematy, od których wszyscy uciekali by nie zajmować stanowiska kategorycznego. Tak było w przypadku Żydów, których ojciec Bocheński zawsze cenił:
„Byłem zawsze i jestem dalej, mimo wszystko, filosemitą. Lubię Żydów i uważam polskich Żydów za grupę, której niepodobna wyłączyć z naszej historii. Ale Polakowi jest niezmiernie trudno być filosemitą z powodu różnych wypadków historycznych – mordów dokonanych po jednej i po drugiej stronie. A dziś zwłaszcza z powodu naprawdę szaleńczej postawy wielu Żydów, którzy działają tak, jakby chcieli celowo wywołać antysemityzm.” – czytamy w „Między logiką a wiarą” [Wydawnictwo Noir Sur Blanc, Warszawa 1995].
Tutaj do wysłuchania jedna z rozmów z 2020 roku z Pawłem Winiewskim o ojcu Bocheńskim i jego życiu:
Paweł Winiecki – filozof, redaktor, intelektualista z misją
Paweł Winiewski to postać nadzwyczajna. Teolog z zacięciem filozoficznym, dziennikarz i publicysta, a przede wszystkim jeden z głównych propagatorów myśli ojca Józefa Bocheńskiego, którego idee i życie stały się dla niego inspiracją przez całe życie.
Paweł Winiewski ma niezwykłą zdolność łączenia głębokiej refleksji filozoficznej z praktycznym działaniem, często angażując się w różne formy edukacji i pracy publicystycznej.
Winiewski jest jednym z najwybitniejszych przedstawicieli intelektualnej elity związanej z katolicką tradycją filozoficzną w Polsce, której mistrzem i mentorem był ojciec Józef Bocheński OP.
Wiele z jego działań, publikacji i refleksji jest poświęconych zrozumieniu i szerzeniu mądrości, które wykraczają poza intelektualny elitarny krąg, kierując się ku wyższym wartościom moralnym, intelektualnym i duchowym.
W roku 2025 na antenie Radia Wnet, w każdą trzecią sobotę miesiąca rozmowy o ojcu Bocheński zebrane pod zawołaniem:
Ojciec Józef Maria Bocheński – żołnierz, kapłan, filozof
W 93. roku swojego życia, na który przypadło 66 lat życia zakonnego jako dominikanin i 54 kapłaństwa, 8 lutego 1995 r. w szwajcarskim mieście Fryburg o. Józef Innocenty Maria Bocheński odszedł w pokoju do Pana.
W chwili śmierci nie miał rozszerzonych źrenic. Tak się dzieje kiedy ludzkie oczy widzą wielkie, intensywne światło…
Dr Teresa Kaczorowska o obławie augustowskiej: najważniejsze archiwalia są zamknięte w archiwach moskiewskich.
„Obława Augustowska w oczach świadka” (Warszawa 2024), to książka o Obławie Augustowskiej, pokazana poprzez życie i działalność księdza prałata Stanisława Wysockiego (01.03.1938 r. – 07.11.2024 r.)
Ks. Stanisław Wysocki był niezłomnym kapłanem z Suwałk, świadkiem historii i społecznym bojownikiem o prawdę o największej powojennej zbrodni komunistycznej. Mocno doświadczony już w dzieciństwie, kiedy 28 lipca 1945 r.
Rosjanie przy pomocy polskich komunistów, zabrali na Jego oczach ojca i dwie siostry, którzy przepadli bez wieści, jak tysiące innych „zabranych” tamtego lipca.
Książka ta opowiada również o Jego młodości z piętnem „rodziny bandyckiej”, o pracy duszpasterskiej, w tym jako charyzmatycznego duszpasterza Kościoła Młodych w Łomży, pierwszego kapelana łomżyńskiej „Solidarności”, a także Akowców, Sybiraków, proboszcza kilku parafii północno-wschodniej Polski. Chociaż był nękany przez bezpiekę, to zawsze niósł umiłowanie polskości, Polski i wartości „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Do sędziwego wieku walczył nie tylko o prawdę o Obławie Augustowskiej, ale także o swoją godność, bo ataków oraz prób skompromitowania Go i deprecjacji cały czas nie brakowało.
Teresa Kaczorowska jest doktorem nauk humanistycznych, badaczką historii najnowszej, reporterką, poetką, animatorką kultury. Jest autorką 8 zbiorów poezji i 20 książek prozą, w tym ostatnich czterech przybliżających Obławę Augustowską: Obława Augustowska (Warszawa 2015) wydanej też w j. angielskim w przekładzie Haliny Koralewski pt. „The Augustów Roundup of July 1945” (USA 2023), Dziewczyny Obławy Augustowskiej (Warszawa 2017), Było ich 27 (Warszawa 2020) oraz Obława Augustowska w oczach świadka (Warszawa 2024), a także wielu artykułów prasowych i prac naukowych. Uczestniczka licznych spotkań autorskich i konferencji, w kraju i na świecie.
Pani dr Teresa Kaczorowska jest prezesem Związku Literatów na Mazowszu z siedzibą w Ciechanowie i Academia Europaea Sarbieviana w Sarbiewie.
Uhonorowana m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” (2010), Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości (2021), Brązowym i Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2014, 2023). Stypendystka Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku (2003/2004) i dwukrotnie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2005, 2023).
Tutaj do wysłuchania rozmowa z panią dr Teresą Kaczorowską o poezji Juliusza Erazma Bolka (2020 rok):
Zapraszamy bardzo serdecznie do Ciechanowa na spotkanie z panią doktor Teresą Kaczorowską. Szczegóły na poniższym plakacie:
Polska i Ukraina / Fot. United Nations Cartographic Section, Alex Khristov / Wikimedia Commons
Natalia Panczenko to ukraińska aktywistka, która od lat mieszka w Polsce i otrzymała polski paszport. Angażuje się w najróżniejsze działania polityczne i społeczne.
Była związana z Fundacją „Otwarty Dialog” oraz aktywnie uczestniczyła w „polskim euro(cia)majdanie” w 2017 roku, który miał na celu rozpalenie ogólnopolskiego kryterium ulicznego, aby obalić legalny rząd Zjednoczonej Prawicy.
Panczenko zdobyła „rozgłos” przede wszystkim dzięki swoim kontrowersyjnym, często skrajnie nacjonalistycznym i antypolskim wypowiedziom. w których stwierdziła [sic!], że
„Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) walczyła z Polakami o niepodległość Ukrainy” oraz że „Gdańsk to niemieckie miasto”.
Jej kontrowersyjne postawy stały się jeszcze bardziej wyraźne w październiku 2020 roku, kiedy po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, delegalizującym aborcję eugeniczną, opisała Polskę w mediach społecznościowych słowami:
„wstydzę się za kraj, w którym mieszkam”.
Mój komentarz jest krótki. Co jeszcze w nim robi owa pani i dlaczego nie zrzekła się jeszcze była paszportu polskiego???!
Tomasz Wybranowski
fot. PAP
W przeciwieństwie do innych redakcji i serwisów internetowych, postanowiłem dokładniej przyjrzeć się całemu wywiadowi Natalii Panczenko, którego udzieliła dla ukraińskiego Kanału 5. Streszczając całość Panczenko ostrzega Ukraińców na Ukrainie. ale także Polaków przed rosnącą retoryką antyukraińską, twierdząc, że
„może to prowadzić do niebezpiecznych napięć narodowościowych”.
Wedle nie tylko mojej opinii, takimi „występami” medialnymi wpisuje się ona w powszechnie znaną narrację Kremla.
Najbardziej szokującą z jej wypowiedzi jest prognoza, że w Polsce mogą zacząć się „podpalania sklepów i domów”, w wyniku eskalacji wrogości między Ukraińcami a Polakami, które ma rozpalać rozpoczęta kampania prezydencka. O tym w dalszej części artykułu.
Tutaj cały fragment tej wypowiedzi, która wzbudziła tyle kontrowersji i niepokoju:
W drobiazgowym rozbiorze na części tego wywiadu wykażę, dlaczego cała wypowiedź Panczenki i jej kontekst są groźne w ramach szerszej i jakże dynamicznej sytuacji politycznej. Tego typu „wykwity erudycji” prowadzą do niepożądanych konsekwencji i zaburzeń społecznych. Nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie.
Co minutę bez wątpienia padają sute toasty na Kremlu, kiedy oglądają tam ów wywiad.
Ale po kolei.
Moje komentarze oparte są na analizie CAŁEGO wywiadu Natalii Panczenko, którego udzieliła redaktorowi Kanału 5 na Ukrainie. Poniżej link do całego nagrania:
Redaktor Kanału 5: Kampania wyborcza. A ta prezydencka w Polsce naprawdę nabiera tempa. I to nie jest dla nas takie obojętne, bo wszystkie kwestie ukraińskie mogą, niestety, stać się zakładnikami tej rywalizacji. Głośno mówi się o tym, że ukraińscy uchodźcy, w tym kontekście, mogą być wykorzystywani w politycznych celach. Natalia Panczenko, liderka ukraińskiej diaspory w Polsce, dowiedziała się o tym skandalu.
Dzień dobry, proponuję zacząć od omówienia inicjatyw, które pojawiają się ze strony różnych ugrupowań politycznych, zarówno tych zdecydowanie prorosyjskich, jak i tych nie do końca. W szczególności koncentrują się one na uchodźcach z Ukrainy. Partia Konfederacja proponuje zniesienie prawa do darmowej opieki medycznej dla ukraińskich uchodźców, którzy nie płacą składek na ubezpieczenie zdrowotne. Rozumiem, że chodzi o osoby, które nie pracują legalnie. Jakie są szanse, że Ukraińcy zostaną pozbawieni dostępu do opieki medycznej w Polsce w najbliższej przyszłości?
Natalia Panczenko: Rzeczywiście, pojawiły się propozycje, by pozbawić tych, którzy nie pracują i nie płacą podatków w Polsce, możliwości korzystania z zasiłków na dzieci, a także z opieki medycznej, ponieważ w Polsce zawsze było to uzależnione od tego, czy osoba pracuje, czy nie. I tylko w przypadku uchodźców z Ukrainy zrobiono wyjątek w 2022 roku. Teraz te wyjątki chcą cofnąć. Oczywiście to jest negatywne, jest to złe. Ale z drugiej strony trzeba zrozumieć, że to po prostu wyrównuje prawa Ukraińców z prawami innych imigrantów, a także Polaków. Z punktu widzenia prawa i tego, że ta zmiana może być wprowadzona, wcale nie ma wielkich problemów.
Problem pojawia się gdzie indziej. Problem w tym, że poza tymi dwoma niewielkimi przywilejami, czyli dodatkami na dzieci i darmową opieką medyczną, ukraińscy uchodźcy w Polsce nie otrzymywali żadnej innej pomocy.
To jedyne, co mieli, bo przecież nie są to zwykli imigranci, którzy przyjechali tu do pracy, ale osoby, które uciekały przed wojną. I tylko z tego powodu mają wsparcie państwa w Polsce. Jednak inny, jeszcze bardziej niebezpieczny problem to populizm. Nawet jeśli ta zmiana zostanie wprowadzona i uchodźcy zostaną wyrównani w prawach do innych, to da się to zrozumieć, ale forma, w jakiej się to teraz odbywa w Polsce, to po prostu tragedia. W tej chwili zaczynają się tworzyć całe strategie kampanii wyborczej, w której Polaków straszy się bezrobotnymi Ukraińcami, którzy przyjechali i siedzą na zasiłkach. Choć to całkowita nieprawda, dane statystyczne mówią coś zupełnie odwrotnego. Co więcej, pracujących Ukraińców w Polsce jest procentowo znacznie więcej niż Polaków.
Mój komentarz:
Zacytuję raz jeszcze: Problem pojawia się gdzie indziej. Problem w tym, że poza tymi dwoma niewielkimi przywilejami, czyli dodatkami na dzieci i darmową opieką medyczną, ukraińscy uchodźcy w Polsce nie otrzymywali żadnej innej pomocy.
Opinia moja będzie znowu krótka: Natalia Panczenko napluła w ten sposób w twarz wszystkim ofiarnym Polkom i wspaniałym Polakom, którzy pośpieszyli natychmiast z pomocą, otwartymi sercami, czterema kątami i hojną zawartością swoich prywatnych portfeli.
Ten konkretny fragment wywiadu jest jednym wielkim nieporozumieniem, w którego gąszcz warto wejść i go okłamać. Po pierwsze, kwestia roszczeniowego podejście do sprawy świadczeń i zasiłków dla Ukraińców. Ten temat jest zawsze problematyczne i to nie tylko w Polsce.
Często spotykamy się z przekonaniem, głównie tych, którzy chcą u nas zamieszkać, że każda osoba, która znajdzie się na terytorium Polski, automatycznie powinna otrzymywać pełne świadczenia społeczne, niezależnie od tego czy płaci podatki i wnosi wkład do naszej gospodarki.
Takie rozumowanie jest błędne, ponieważ w Polsce, jak i w wielu innych krajach, dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej czy zasiłków na dzieci jest uzależniony od aktywności zawodowej lub innych form legalnego pobytu. Tak jest także w Republice Irlandii. Wyjątek uczyniony dla Ukraińców w 2022 roku był zrozumiały w kontekście wyjątkowej sytuacji – wybuchu wojny i masowego napływu uchodźców. Ale nie oznacza to, że ten stan powinien trwać w nieskończoność.
Wyjątkowe wsparcie dla osób uciekających przed wojną nie powinno być traktowane jak standardowe rozwiązanie. I to nie jest kwestia „wyrównywania praw” pani aktywistko, ale przede wszystkim zrozumienia specyfiki tej sytuacji.
Co do licznych oskarżeń o populizm, to należy pamiętać, że wszystkie kampanie wyborcze wykorzystują emocje społeczne. Każdy kraj ma prawo do kształtowania własnej polityki migracyjnej w sposób odpowiedzialny. Ale – tutaj zgoda! – nie może to być czynione kosztem uprzedzeń, ale także nie może się odbywać kosztem rdzennych obywateli tego kraju! W tym przypadku nas Polaków!
Ważne jest to, aby nie stawiać całych grup ludzi (narodowych, społecznych, zawodowych) w negatywnym świetle na podstawie błędnych generalizacji. Ale elementarna uczciwość tych ocen i świadomość praw, ale także przecież i licznych obowiązków, jest równie ważna!
Nie chodzi o to, by pozbawiać uchodźców wszelkiego wsparcia, ale raczej o to, aby polska polityka była oparta na zdrowym rozsądku, sprawiedliwości społecznej i równych prawach dla wszystkich, niezależnie od tego, czy są to obywatele Ukrainy, Polski, czy innych krajów.
I jeszcze jedno przypomnienie. Czy to nie aby rząd “populistów” Zjednoczonej Prawicy otworzył granice, wszelką pomoc i każde możliwe wsparcie dla Ukraińców już od pierwszego dnia wojny?! Tak mała refleksja, która w niczym „liderki ukraińskiej diaspory w Polsce” nie zmąci jej dobrego nastroju…
Natalia Panczenko kontynuuje odpowiedź na pytanie: Przykładowo, 80% Ukraińców w Polsce pracuje, a tylko 20% z różnych powodów nie może pracować. To są albo emeryci, albo osoby z niepełnosprawnością, albo dzieci, które mają problemy ze zdrowiem i dlatego nie mogą w pełni pracować. Zaledwie 20% nie pracuje. Z kolei w Polsce pracuje tylko 56% obywateli. Warto o tym mówić. I jeśli mówimy faktami, okazuje się, że Ukraińcy są bardzo produktywni.
Mój komentarz:
Natalii Panczenko przypomnę pewną organizację, to UNICEF (United Nations Children’s Fund). To agencja ONZ, której głównym celem jest pomoc dzieciom i zapewnienie im praw do zdrowia, edukacji, ochrony oraz równych szans na przyszłość. Obecnie UNICEF działa na całym świecie, szczególnie w krajach rozwijających się, ale także w obliczu kryzysów humanitarnych i katastrof.
Moje pytanie (ktoś powie, że się czepiam, ale takie słowa padły), od kiedy to dzieci na Ukrainie muszą pracować? Sam o tym nie słyszałem, ale teraz już wiem, że UNICEF może mieć pełne ręce roboty na Ukrainie. Ale bez gorzkich żartów i do rzeczy.
Reszta słów, to absolutny skandal i wroga antypolska propaganda! Już wyjaśniam faktograficznie! Według danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) w 4. kwartale 2023 roku wskaźnik zatrudnienia ogółem wyniósł 57,1% (pierwszy błąd w wywiadzie) pośród osób w wieku od 15 do 89 lat. W tej grupie mężczyźni charakteryzowali się wyższym wskaźnikiem zatrudnienia (64,0%) niż kobiety (50,6%).
Ale jeśli skoncentrujemy się na osobach w wieku od 22 do 65 lat, to wskaźnik zatrudnienia w Polsce w 2023 roku wyniósł 77,9%. To oznacza, że w tej grupie wiekowej około 22,1% osób nie było aktywnych zawodowo. I tu jeszcze jedna uwaga, ale bardzo ważna! Wskaźnik zatrudnienia w Polsce w grupie wiekowej 20–64 lata w 2022 roku wyniósł 76,7%, co stanowiło wartość wyższą od średniej Unii Europejskiej (74,6%).
Dla porównania, w 2022 roku wskaźnik zatrudnienia dla kobiet w wieku 15–64 lata wyniósł w Polsce 65,4%, co stanowiło wzrost o 8,8 punktu procentowego w porównaniu z rokiem 2015. Wskaźniki te odzwierciedlają ogólną sytuację na rynku pracy w Polsce, uwzględniając różnice między płciami oraz porównania z innymi krajami Unii Europejskiej.
Polacy nie są narodem nierobów!
Natalia Panczenko (ciąg dalszy wywiadu z Kanału 5): Okazuje się, że mają [Ukraińcy] ogromny wkład w polską gospodarkę. Ale oczywiście te hasła, fakty i dane w kampanii wyborczej są ignorowane. O tym zaczynają mówić dopiero Szymon Hołownia i pani Biejat, kandydatka z partii „Lewica”, która jest główną kandydatką tzw. „trzeciej drogi”. To tylko dwójka z kandydatów. Większość, niestety, zarówno prawicowych, jak i częściowo lewicowych, bo na przykład Rafał Trzaskowski, który jest kandydatem rządzącej koalicji, także decyduje się na retorykę, która podburza Polaków przeciwko Ukraińcom.
Niestety, ale to jest prowokacja mowy nienawiści, która stawia Ukraińców w absolutnie niezasłużonym negatywnym świetle. Mówią to tak, jakby zabiorą ukraińskim bezrobotnym te pieniądze, które są z naszych podatków.
W rzeczywistości Ukraińcy, którzy płacą podatki, mogą absolutnie bez problemu utrzymać tych, którzy chwilowo nie mogą pracować. Polska, na przykład, dostaje z podatków Ukraińców około 15 miliardów złotych, a na wypłatę 800+ idzie około 2 miliardy złotych. Tak więc Polska jest przynajmniej 13 miliardów na plusie. My, ci, którzy płacą podatki, możemy bez problemu utrzymać tych Ukraińców, którzy nie pracują. A pomoc Polaków nam nie jest potrzebna. I jak już mówiłam, to nie jest problem. To sztucznie stworzone kłamstwo.
Problem w tym, że Polska postanowiła pójść na te wybory prezydenckie po drodze politycznej. Kampania dopiero się rozpoczęła, ale jeśli tak będzie dalej, to temat ukraiński, stosunki polsko-ukraińskie mogą stać się narzędziem, na którym populistyczni politycy będą grali. Musimy być na to gotowi.
Mój komentarz:
Rafał Trzaskowski nie podburza, tylko wreszcie zadaje ważne pytania i staje się realistą patrząc na pękający polski budżet. No i zarzucić prezydentowi Warszawy mowę nienawiści… No, no… bardzo odważnie, zwłaszcza że wiele inicjatyw ukraińskich sfinansował z kasy budżetu stolicy. Skoro Ukraińcy tyle zarabiają i odprowadzają morze podatków, to dlaczego skoro “jest tak dobrze, to jest tak źle”.
Na te tematy przynajmniej dwukrotnie rozmawiałem z publicystą, komentatorem i dziennikarzem Łukaszem Warzechą na antenie Radia Wnet. Raz krótko po tym, kiedy przyjrzał się – reagując na podobne, nieco mityczne stwierdzenia w stylu Natalii Panczenko – i powiedział: Sprawdzam!
Publicysta „Do Rzeczy” zadał Ministerstwu Finansów pytanie o wpływy podatkowe pochodzące od obywateli Ukrainy przebywających w Polsce. Dane te obejmują zarówno pracowników, jak również uchodźców i pochodzą z lat 2022 i 2023.
Z informacji przekazanych przez resort finansów (I potem wielokrotnie potwierdzonych) wynika, że w 2022 roku wpływy z tytułu podatku PIT wynosiły 801,5 milionów (nie miliardów!) złotych, a VAT – 260,5 milionów złotych. Rok później w 2023 roku było to już 997,5 milionów (wiąż nie miliardów) złotych z tytułu podatku PIT i 492,5 mln złotych z VAT.
Podatek VAT z konsumpcji w 2023 r. (oczywiście zakładając, że w Polsce konsumowany jest cały dochód, co jest nieprawdą, przy efektywnej średniej stopie VAT dokładnie 16,95 %) wyniósł 3,7 mld zł.
Pewnie nie muszę pisać, że poziom wpływów z uczciwych i ciężko harujących ukraińskich podatników – których szanuję, bo w nich, uczciwie pracujących widzę siebie w Republice Irlandii – przypomina trochę te magiczne opowieści o „wielu miliardach”, które miały popłynąć do polskiego budżetu. Bez sprawdzania faktów powielają je także czołowi politycy.
Gdyby te pieniądze rzeczywiście istniały, to pewnie byłyby one ukryte w tej samej skarpetce co legendarne złote góry – równie realne, jak obietnice polityków. No chyba, że Donald Tusk je schował na złość. Ale poważnie, fakty są takie, że te wpływy nijak nie pokrywają wydatków związanych z obecnością obywateli Ukrainy w naszym kraju. Można by powiedzieć, że budżetowe „Eldorado” może zamienić się już za chwilę w finansową pustynię, na której „wydatki” rosną szybciej niż wpływy.
Pora przestać liczyć na te hipotetyczne i mityczne miliardy, o których Panczenko mówiła w wywiadzie i zacząć myśleć o twardej rzeczywistości, gdzie każda złotówka w Polsce ma swoją wagę, a nie jest tylko migającym światłem w odległej przyszłości. Stąd pytania niektórych kandydatów na urząd prezydenta RP.
I wciąż ani słowa o pomocy zwykłych i wielkich sercach, oraz gościnności Polek i Polaków. Padają tylko stwierdzenia, że państwo polskie odbiera pieniądze i socjale Ukraińcom.
Ciąg dalszy omawianej przeze mnie rozmowy:
Redaktor Kanału 5: Jeśli chodzi o Konfederację, to już przyzwyczailiśmy się do takich gier, ale ze strony pana Tuska to jednak zaskoczenie. Bo, mówiąc wprost, pisze się „moskiewski”, a czytamy „Donald Tusk”. I to jest oczywiste. Może to po prostu próba wygrania tych wyborów za wszelką cenę, bo jak rozumiem, różnica między dwoma głównymi kandydatami, z jednej strony Platforma Obywatelska czy Koalicja, a z drugiej Prawo i Sprawiedliwość, jest naprawdę minimalna.
Natalia Panczenko:Tak, to jest próba wygrania tych wyborów za wszelką cenę. A dla Trzaskowskiego to kwestia bardzo bolesna, bo poprzednie wybory prezydenckie przegrał z Andrzejem Dudą z minimalną różnicą. Przez długi czas były one bardzo wyrównane. Wydaje mi się, że teraz próbują przeciągnąć część prawicowego elektoratu na swoją stronę, więc zaczynają stosować metody, których wcześniej nie stosowali. Dlatego teraz widzimy nie tylko walkę faktów i prawdziwych kandydatów, ale także walkę na poziomie populizmu. To znaczy, kto wymyśli jakieś głupoty, by przekonać prawicowych wyborców. Moim zdaniem to, do czego się posunął Trzaskowski to, jak mówią Polacy, „strzał w kolano”. On raczej nie zyska poparcia prawicowych wyborców, bo PiS i Konfederacja są znacznie bardziej profesjonalni w tej grze populistycznej. Po drugie, przez to, że prowadzi taką politykę, może stracić wielu swoich wyborców, bo w mediach społecznościowych, na telewizji, w wywiadach, wielu aktywistów i ekspertów, którzy wcześniej go wspierali, teraz otwarcie mówi, że jeśli będzie kontynuował tę politykę, to nie będą go popierać w wyborach.
Redaktor: To ci sami inni kandydaci, którzy otwarcie mówią o tym, że “chłopaki, stop, robicie jakąś głupotę”, bo tutaj, z Kijowa może nam się wydawać, że wszystko jest stracone. W Polsce jest źle. Tam, mówiąc w skrócie, musisz podróżować do mnie w Polsce dziesiątą drogą, bo tam jeszcze cię pobiją. Wiecie, bo w ukraińskich mediach też jest pewne podgrzewanie atmosfery. A z tymi anonimowymi kanałami Telegramu to już w ogóle. Chodzi o to, że tutaj trzeba też postawić akcenty, że mimo tego podgrzewania atmosfery, rzeczywiście są jacyś antyukraińscy wrogowie. Ale są też politycy, którzy otwarcie mówią, że Ukraińcy to ogromna część polskiej gospodarki. I nie tylko to.
Natalia Panczenko:Zgadza się. Obecnie z pięciu kandydatów, dwóch oficjalnie mówi o tym, i mówi o tym wszędzie w swoich wywiadach. Mówią, że Ukraińcy są korzystni dla gospodarki, że musimy wspierać Ukrainę w tej wojnie I, że to, co proponują siły prawicowe, a teraz dołączył do nich Rafał Trzaskowski, to kompletna bzdura. Już wspomniałam o pani, już wspomniałam o panu przewodniczącym, którzy biorą udział w tych wyborach i oni otwarcie mówią o swojej poparciu dla Ukrainy. Dlatego nie trzeba bać się jechać do Polski. Nie martwcie się, nie jest aż tak źle. Trzeba pamiętać, że to kampania wyborcza. Przypomnijmy sobie, jakie brudne były kampanie wyborcze na Ukrainie. Polska nie różni się pod tym względem. Oczywiście może to w jakimś stopniu wpływać na nastroje społeczne, ale wierzę, że to nie pójdzie aż tak daleko, by ludzie bali się jechać do Polski.
Co więcej, to przede wszystkim ogromne zagrożenie dla Polaków. Rozumiem, że oni to rozumieją. Bo dzisiaj, kiedy każdy dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec, podgrzewanie niechęci między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne. Przede wszystkim dla Polski, bo to na terenie Polski zaczną się bójki, bo na terenie Polski zacznie się podpalanie jakichś tam sklepów, domów itd. A to przede wszystkim wpływa na wewnętrzne bezpieczeństwo Polski.
Tutaj ten urywek w całości. Powyżej w tekście pytanie dziennikarza i pełna odpowiedź Natalii Panczenko:
Więc to, przede wszystkim, muszą mieć na uwadze polscy kandydaci na prezydenta i ci, którzy bawią się tymi kwestiami. Bardzo ważne jest, żeby się w to nie bawili. Wśród zwykłych ludzi na razie, przynajmniej, nastroje są normalne. Wszyscy rozumieją, że to kampania wyborcza, a żadnych zmian w społeczeństwie na razie, na szczęście, nie zauważam. Bardzo chcę, żebyśmy tak samo mówili w maju, kiedy już odbędą się wybory prezydenckie, i kiedy politycy, mimo że muszą zarabiać głosy, nie zrobią najgorszego, co może prowadzić do tego, że Ukraińcy będą się bać jechać do Polski, albo spowodują, że naprawdę kiedyś będziemy się bać jeździć do siebie nawzajem.
Mój komentarz
Te słowa identyfikuję, jako próbę wpływania na wybory prezydenckie w Polsce. “Liderka ukraińska w Polsce” podsyca obawy i niepokój w polskim społeczeństwie w kontekście relacji z Ukraińcami. W wypowiedzi pojawia się nawet nie tyle sugestia ile groźba, że podgrzewanie napięć między Ukraińcami a Polakami może prowadzić do eskalacji przemocy.
Z jednej strony ma rację, obawy o napięcia między różnymi grupami etnicznymi i narodowymi we wszystkich zakątkach świata są uzasadnione. W Polsce, szczególnie w kontekście dużej liczby uchodźców z Ukrainy, także mogą być uzasadnione. Piszę to z pełną odpowiedzialnością. Już dochodzi do rywalizacji o zasoby (przejmowane przez Ukraińców w czasie ich wojny polskich firm i zwalnianie pracowników), coraz większa konkurencja na rynku pracy czy ryku nieruchomości. Ale tak dzieje się absolutnie wszędzie!
Ale najbardziej niepokoją inne słowa Panczenki. Brzmią one – to moje odczucie – jak wielki szantaż, bo jak inaczej je nazwać (raz jeszcze dokładny cytat):
“/…/ bo to na terenie Polski zaczną się bójki, bo na terenie Polski zacznie się podpalanie sklepów, domów itd. A to przede wszystkim wpływa na wewnętrzne bezpieczeństwo Polski./…/
Opinie tego typu już wpływają na wewnętrzne bezpieczeństwo Polski i przekładają się bezpośrednio od 5 lutego 2025 (data emisji tego wywiadu) na nastroje polskich wyborców i ich postawy wobec polityków a szczególnie kandydatów na prezydenta RP.
Przekaz, który na pierwszy rzut oka wydaje się ostrzeżeniem, interpretuję jeszcze inaczej. Dla mnie to próba wywołania lęku wśród obywateli. Panczenko mówi o sytuacjach „zagrażających bezpieczeństwu”, co może sugerować, że dla niektórych osób, obawy te mogą stać się wyznacznikiem ich decyzji wyborczych a dla części uchodźców zza wschodniej granicy, jako – Boże broń! – instruktaż ergo wezwanie do działania. Do tego nie wolno dopuścić!!!
Sugerowanie, że ukraińscy obywatele „mogą się bać przyjechać do Polski” (wierny cytat z wywiadu), może budować poczucie zagrożenia i niepewności, co nie ma obiektywnego uzasadnienia, a bardziej służy rozpalaniu emocji. A na tym najbardziej zależy Moskwie.
W kontekście wyborów prezydenckich (naszych!), polskich, takie wypowiedzi mogą stać się narzędziem, które zmienia dynamikę kampanii poprzez wpływ na nastroje społeczne i polityczne. Kampania, która rozgrywa się wokół kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego wzbudza emocje i polaryzuje wyborców, szczególnie w przypadku wypowiadanych nierozważnie – tak jak w tym przypadku – bardziej radykalnych wypowiedzi sugerujących, że „obcy” stanowią zagrożenie. Taka dialektyka działa zawsze w dwie strony.
Wywoływanie obaw o przyszłość relacji polsko-ukraińskich, nawet jeśli obecnie nastroje są „normalne”, ma na celu sugerowanie – i to jest dla mnie bardzo groźne w tym wywiadzie, że
jeśli kandydaci nie zajmą odpowiedniego stanowiska, to mogą w przyszłości prowadzić do poważniejszych problemów.
To może działać jako strategia mobilizowania elektoratu, który podziela takie obawy, ale jednocześnie może wywoływać napięcia w społeczeństwie, które mogą stać się bardziej widoczne w czasie kampanii wyborczej.
Ciąg dalszy omawianego wywiadu:
Redaktor: Mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo byłoby to bardzo przykre. Ale myślę, że Rafał Trzaskowski swoimi wypowiedziami robi bardzo, delikatnie mówiąc, niekorzystną rzecz. Pozwól, że to powiem. Może on tak nie myśli, ale jakie mogą być tego skutki? Jak potem ugasić ogień, który może wybuchnąć, to już inna sprawa. Jeszcze jedna jego wypowiedź dotycząca wysyłania polskich wojsk do Ukrainy. Powiedział, że nie sądzę, żeby wysyłanie polskich wojsk na Ukrainę było dobrym pomysłem, powiedział kandydat na prezydenta i obecny prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. A to znowu pewne podgrzewanie atmosfery wśród prawicowego elektoratu. Może nie jest to do końca zrozumiałe, ale nikt teraz nie wysyła Polaków przymusowo do Ukrainy, kto chce, ten idzie ochotniczo, a są przedstawiciele Polski w różnych formacjach. Chodzi o pewną reakcję na słowa ukraińskiego prezydenta, który mówi, że to właśnie z zagranicy obce wojska mogą stać się w przyszłości jakimś czynnikiem powstrzymania Rosji.
Natalia Panczenko:Tak, o tym były wcześniejsze rozmowy. Niestety, to nie jest nic nowego, to nie jego wymysł. Po prostu powtarza słowa Donalda Tuska. Kiedy odbywała się oficjalna wizyta prezydenta Francji Macrona, który, nawiasem mówiąc, poruszał kwestię stworzenia misji pokojowej ONZ w Ukrainie, która miałaby międzynarodowe wojska dbające o to, aby na terytorium Ukrainy panował pokój, to już wtedy Tusk odmówił i powiedział, że Polska nie jest tym zainteresowana, a polskie wojska tam nie pojadą.
Wydaje mi się, że tutaj jeszcze wiele pracy dyplomatycznej przed nami. Polska to nasz najbliższy sąsiad, dlatego wydaje mi się, że zarówno Macron, jak i prezydent Ukrainy myśleli, że Polska powinna być tym państwem, któremu najbardziej zależy na pokoju w Ukrainie. I dlatego powinna być zainteresowana wysłaniem swoich wojsk jako siły pokojowej do Ukrainy. Niestety, Donald Tusk powiedział, że tego nie zrobią. A teraz Rafał Trzaskowskiego, który jest członkiem jego partii, po prostu to powtarza. Dlaczego to się powtarza w kampanii wyborczej, kiedy, jak to mówią, nikt o to nie pytał? Wydaje mi się, że to po prostu sposób na zdobycie głosów wśród tych, którzy uważają, że polskie wojska nie powinny jechać do Ukrainy. Dla mnie to bardziej populistyczna, mniej pragmatyczna decyzja, bo jeśli Polacy dzisiaj nie wyślą swoich wojsk jako sił pokojowych do Ukrainy, to za rok czy dwa ich wojska będą musiały już walczyć na swojej własnej ziemi. I wydaje mi się, że wojskowi eksperci podkreślają to dość jasno. Dla tych, którzy dbają o bezpieczeństwo Polski, to powinno być zrozumiałe. Więc wybór jest oczywisty: albo pomóc Ukrainie wygrać, albo walczyć z Putinem na własnej ziemi. Na razie góruje populizm. Zobaczymy, co będzie dalej.
Mój komentarz
Takie słowa mogą brzmieć patriotycznie i budująco dla diaspory ukraińskiej. Dla mnie, jako Polaka są bardzo niepokojące, szczególnie w kontekście relacji polsko-ukraińskich i naszej polskiej sytuacji geopolitycznej. Uczestniczka “polskiego euromajdanu” z 2017 roku pani Panczenko raczy zapominać, że Polska ma swoje własne suwerenne interesy, a jednoznaczne jej wskazywanie, co powinien robić polski rząd, wprowadza niepotrzebną presję i jest niezrozumieniem prawideł demokracji.
Rządy demokratyczne, szczególnie w czasie wyborczym, nie mogą być wykorzystywane do wzniecania napięć, ani prowadzić do wygłaszania populistycznych obietnic, które mogą kosztować więcej niż się początkowo wydaje.
Donald Tusk jest premierem Polski a swoje polityczne brudy pierzemy we własnym sosie i nie potrzebujemy suflerów albo Kasandry.
Porównanie sytuacji na Ukrainie do wspomnianej przyszłej (rzekomo) wojny na polskiej ziemi podsyca niepotrzebne obawy, które zamiast budować solidarność po prostu dzielą.
Nie ma wątpliwości, że Polska ma prawo do suwerennego decydowania o tym, w jaki sposób angażuje się w konflikty międzynarodowe. Sugerowanie, że decyzje takie, jak wysłanie polskich wojsk na Ukrainę, są niezbędne by uniknąć przyszłego zagrożenia, to wywieranie w przestrzeni medialnej presji na demokratyczne decyzje, które powinny opierać się na szerokim konsensusie a przede wszystkim na dobru Polek i Polaków.
Jestem przekonany, że takie słowa już efektywnie szkodzą polskiej jedności i współpracy z Ukrainą, niż pomagają w budowaniu realnych, pragmatycznych rozwiązań ku przyszłości. Nie chodzi mi tylko o wojnę, ale też o zrozumienie, że decyzje o wysyłaniu wojsk wymagają głębokiej refleksji i są najtrudniejsze do podjęcia w atmosferze wyborczej rywalizacji i odpowiedzialności za cały polski naród.
Ciąg dalszy wywiadu:
Redaktor Kanału 5: Przepraszam, zapomniałem zapytać o pro-ukraińskich uchodźców, którzy teraz przyjeżdżają do Polski. Bo sytuacja, w ogóle, nie tylko w Polsce, wygląda skrajnie niesprawiedliwie. Faktycznie pomoc ze strony jakiegokolwiek państwa teraz nie jest możliwa do uzyskania. Czy się mylę w przypadku Polski, bo wciąż trwają aktywne działania bojowe? Pokrowsk i inne miejscowości.
Natalia Panczenko:Jakie by nie były polsko-ukraińskie relacje, w Polsce jest jednak jasne zrozumienie, że bezpieczeństwo Polski zależy bezpośrednio od bezpieczeństwa w Ukrainie i zależy od tego, kiedy lub jak Ukraina wygra tę wojnę. Dlatego Polsce bardzo zależy na tym, by Stany Zjednoczone dalej wspierały Ukrainę. Bo dla wszystkich stało się jasne, że wojna w Ukrainie to nie tylko sprawa Ukrainy, to sprawa całego regionu, a przede wszystkim krajów bałtyckich, Polski, Czech, Słowacji, tych państw, które graniczą z Ukrainą. Dlatego tak już publicznie powiedziano o “trzydziestu sekundach”. Donald Trump otrzymał takie zaproszenie i bardzo liczę na to, że Polska rzeczywiście podniesie kwestię bezpieczeństwa w naszym regionie na tym spotkaniu.
Redaktor Kanału 5: Czekamy z niecierpliwością na zakończenie kampanii wyborczej. Aktywistka społeczna, liderka ukraińskiej diaspory w Polsce, Natalia Panchenko, odpowiadała na nasze pytania.
I tu nastąpił koniec tego wywiadu.
Zamiast zakończenia
W finale gorzkie słowo i refleksja ode mnie. W tym wywiadzie udzielonym przez Natalię Panczenko Kanałowi 5 nie padają ŻADNE słowa o rzeczywistej, ofiarnej i masowej pomocy, jaką Polki i Polacy okazali Ukraińcom od pierwszych dni wojny. Zamiast tego Panczenko skoncentrowała się przedstawieniu fałszywego obrazu, który wykrzywia i zniekształca rzeczywistość.
Panczenko w ogóle w tej wypowiedzi nie doceniła skali pomocy, jaką Polska udzieliła uchodźcom, co może sugerować, że Polacy nie byli tak otwarci i pomocni, jak to było w rzeczywistości a przekazy medialne poszły na cały świat. Przedstawienie sytuacji w taki sposób wprowadza w błąd, a także wykorzystuje, by nie napisać wprost, powiela narrację propagandową Moskwy.
Obok echa narracji Kremla, ten wywiad dodatkowo przynosi zohydzenie obrazu Polski i Polaków w oczach Ukraińców na Ukrainie, przedstawiając nas bezdusznie w sposób jednostronnie wypaczony. Natalia Panczenko, która – dodam raz jeszcze – posiada polski paszport, nie zasadziła małej grządki, ale wielki zagon nieufności i wątpliwości aż za horyzont.
Musimy szybko doprowadzić do godnego upamiętnienia polskich ofiar wojny w Berlinie; pomnik ofiar Holocaustu powstał tam już dawno – mówi kapelan ocalonych z KL Ravensbrück .
Cmentarz Wojenny 1939 r. z II wojny światowej w Tomaszowie Lubelskim. Wojna Obronna Polski 1939 przeciwko Niemcom hitlerowskim/Foto. Taddek/CC BY-SA 4.0
Musi nadejść czas wspólnej refleksji nad doświadczeniami II wojny światowej – mówi historyk.
"Docelowa wypowiedź na podstawie przygotowanego fragmentu wystąpienia miała brzmieć: Na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady" - przekazało ministerstwo. Co jeszcze gorzej świadczy o pani minister, że NIE UMIE POPRAWNIE ODCZYTAĆ TREŚCI Z KARTKI!!! [sic!]. Tomasz Wybranowski
Wybory słów, które padają z ust osób sprawujących najwyższe funkcje publiczne, nie są przypadkowe.
Każde sformułowanie, zwłaszcza w kontekście tak wrażliwych tematów jak historia Holokaustu, niesie za sobą ogromną odpowiedzialność. Niestety, ostatnia wypowiedź minister edukacji narodowej Barbary Nowackiej, którą można potraktować już nie jako kolejne potknięcie w polskiej polityce historycznej, ale upadek na twarz w wielkie bagno.
Owe słowa, przepraszam [PRZEJĘZYCZENIA , jak broni się minister Nowacka] budzi głębokie zaniepokojenie i zasługuje na szeroką refleksję.
Tomasz Wybranowski
W 2024 roku przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, w jednym ze swoich wystąpień użyła określenia „polski oboz” w kontekście niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau. To wywołało oburzenie w Polsce i pośród Polonii i Polaków na Wschodzie.
Auschwitz-Birkenau był niemieckim obozem koncentracyjnym, a nie polskim. Użycie tego sformułowania przez von der Leyen było błędem, który szybko spotkał się z krytyką ze strony polskich władz oraz różnych instytucji także Yad Vashem, które podkreśliły, że
należy zachować odpowiednią precyzję w odniesieniu do tak wrażliwych kwestii historycznych.
Rok temu, ale dopiero po wybuchu kontrowersji, von der Leyen przeprosiła za swoje słowa, tłumacząc, że był to błąd językowy. Niemniej jednak, incydent ten przypomniał o ważności dbania o prawidłową narrację historyczną, szczególnie w kontekście tragedii związanych z II wojną światową.
Kazus Nowackiej. Czy nadaje się na fotel ministra edukacji?! …
W trakcie międzynarodowej konferencji z okazji 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau minister Nowacka stwierdziła, że „na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady”.
Choć resort edukacji tłumaczy, że było to „przejęzyczenie”, a wypowiedź miała brzmieć inaczej, to nie możemy zapominać o bardzo poważnych konsekwencjach takich słów. Takie „niewinne” zniekształcenie rzeczywistości historycznej to coś znacznie więcej niż drobny błąd.
To zagrożenie dla polskiego wizerunku na arenie międzynarodowej oraz niebezpieczne wzmocnienie narracji o „polskich obozach”, którą polska dyplomacja stara się wytępić od lat.
Ale czyni to nieskutecznie mając za nic POTRZEBĘ SYSTEMOWEGO ROZPOCZĘCIA OPOWIEŚCI O POLSCE I JEJ HISTORII dla Europy, Ameryki i całego świata. Dobra Zmiana też niczego w tej kwestii nie uczyniła, o czym mogą zaświadczyć dwie kadencje ministra Glińskiego.
Sformułowanie „polscy naziści” jest głęboko problematyczne i dla nas Polaków bardziej niż bolesne. Ale wszystko zaczyna się i kończy na brakach wiedzy i lukach edukacyjnych. Oto mały niezbędnik dla pani minister Nowackiej:
Naziści to członkowie NSDAP, niemieckiej partii rządzącej, a nie Polacy.
W okresie II wojny światowej Polacy byli ofiarami niemieckiej agresji, nie współpracownikami nazistowskiego reżimu. Choć niestety nie zabrakło nielicznych kolaboracji z okupantem, nie można utożsamiać Polaków z niemieckimi nazistami, zwłaszcza w kontekście tak poważnym jak obozy zagłady.
Auschwitz – „polski oboz” w oczach międzynarodowych mediów
Wydaje się, że nie jest to pierwszy raz, kiedy w międzynarodowych przekazach pada określenie „polski oboz”. Przypomnijmy sobie kontrowersje związane z wypowiedzią Baracka Obamy w 2012 roku, kiedy to w kontekście Jana Karskiego, prezydent USA użył określenia „polski oboz śmierci”. Po tym incydencie, w wyniku ogromnych protestów Polski, Obama przeprosił za ten błąd, ale niestety był to tylko jeden z wielu przypadków, które świadczą o dużym problemie w edukacji historycznej na temat Polski.
Tego typu nieporozumienia – choćby niezamierzone – mają długofalowy wpływ na postrzeganie Polski na świecie. Przecież nie chodzi tylko o przejęzyczenie. To kwestionowanie historycznej prawdy, która mówi jedno: Auschwitz był niemieckim obozem zagłady, nie „polskim”. Pomijanie roli Niemców w tym tragicznym rozdziale historii to nie tylko błąd, ale i zdrada pamięci ofiar. Stara się to relatywizować Elon Musk ku uciesze AfD.
Przejęzyczenie czy brak wiedzy historycznej?
Nie możemy przejść obojętnie wobec takiego zbiegu okoliczności. To nie jest pierwszy raz, gdy ktoś publicznie „przejęzyczył się” na temat Holokaustu, co skutkowało wzmocnieniem fałszywej narracji. Minister Nowacka, jako osoba odpowiedzialna za edukację w Polsce, powinna znać historię wzdłuż i wszerz. Jej rola w kształtowaniu polityki edukacyjnej w Polsce, w tym odpowiedzialnej edukacji historycznej, nakłada na nią obowiązek posiadania szczegółowej wiedzy o tym, czym były obozy śmierci i jaka była rola Polski w II wojnie światowej.
Kiedy ktoś zajmuje stanowisko ministra edukacji narodowej, to ABSOLUTNIE nie powinno się zdarzyć nawet raz, aby w kluczowych momentach, zwłaszcza podczas obchodów rocznicy wyzwolenia Auschwitz, padały takie skandaliczne błędy. Takie wypowiedzi nie mogą być traktowane jako „przejęzyczenia” – to nie jest drobne niedopatrzenie, ale poważna wpadka, która ma wpływ na postrzeganie Polski na arenie międzynarodowej. Czy pani minister to rozumie? Zacytowałbym pewien cytat z filmu „Miś”, kiedy reżyser pyta: „Czy konie mnie słyszą?!”, ale nie zacytuję…
A co z odpowiedzialnością polityków? Pytamy na antenie Wnet od lat!!!
Nie ma wątpliwości, że politycy powinni brać odpowiedzialność za swoje słowa. W sytuacji, gdy padają błędne sformułowania, które mogą mieć poważne konsekwencje w kontekście polityki historycznej, nie można pozwalać na ich lekceważenie. W takim przypadku odpowiedzialność powinna być jednoznaczna: dymisja i przeprosiny. Mówienie o „polskich nazistach” to nie tylko niefortunny dobór słów – to kłamstwo historyczne, które wpisuje się w fałszywą narrację o współudziale Polski w Holokauście.
Słowa pani minister rządu Donalda Tuska, Barbary Nowackiej pokazują, że politycy – nawet ci z najwyższych stanowisk – potrafią w sposób lekkomyślny traktować historię. To nie jest tylko kwestia błędu w przemówieniu. To pytanie o to, jaką rolę edukacja pełni w dzisiejszym świecie.
Polska od lat stara się walczyć o prawdę historyczną. Międzynarodowe oskarżenia o „polskie obozy” nie są tylko propagandą. One mają wpływ na to, jak Polska jest postrzegana na świecie. Wiemy, że prawda jest jedną z najważniejszych wartości, które powinniśmy promować na całym świecie. Niestety, politycy, którzy powinni reprezentować naród, często wydają się zapominać, jak ogromną odpowiedzialność niosą ich słowa.
Mimo wysiłków polskich władz i instytucji edukacyjnych w walce z fałszywymi narracjami Polska wciąż przegrywa. Wczoraj we włoskim dzienniku „Corriere della Sera” pojawiło się określenie „polski obóz”. Takie sformułowania budzą kontrowersje i wymagają dokładnej analizy odpowiedzialności historycznej oraz ochrony wizerunku Polski. No chyba, że słuchali pani minister Nowackiej.
W artykule opublikowanym w dodatku „Corriere Roma”, opisującym wyzwolenie obozu przez Armię Czerwoną, Auschwitz-Birkenau nazwano „polskim obozem”.
W sytuacji, kiedy polski minister edukacji nie tylko popełnia błąd, ale wręcz wyrządza szkodę w kwestii polityki historycznej, konieczne jest, by odpowiedzialni politycy – niezależnie od strony politycznej – potrafili postawić honor na pierwszym miejscu.
Takie pomyłki, przepraszam „PRZEJĘZYCZENIA” nie mogą pozostać bez reakcji. To wstyd, że Polska, która jest jednym z głównych strażników pamięci o Holokauście, nie jest w stanie zatrzymać tego typu błędów na poziomie swoich najwyższych przedstawicieli.
Wymaga to nie tylko przeprosin czy dementi, która staje się – w moim odczuciu – „płaczem ofiary”, ale przede wszystkim poważnej refleksji nad stanem edukacji historycznej w Polsce. Dlaczego? Bowiem przejęzyczenie pojawia się podczas mówienia, w trakcie wypowiedzi mimowolnie! Możemy jeszcze użyć sformułowania lapsus, jako przypadkową, niezamierzoną deformację wyrazu.
Minister Nowacka mogłaby się (na przykład) pomylić wypowiadając zdanie: Rozrewolwerowany rewolwerowiec przestrzelił przejrzyście wypolerowany kaloryfer.
Przejęzyczenia występują w języku polskim i słowiańskich najczęściej w specyficznych kontekstach językowych. Dźwięki (głoski), które się zamieniają, mają podobne cechy, jak np. spółgłoski „l” i „r”, które mają zbliżony sposób artykulacji. Nazywamy je płynnymi.
82% przejęzyczeń spółgłoskowych występuje na początku sylaby (nagłosie) wyrazów, a błędy dotyczą dźwięków występujących w podobnym otoczeniu (np. sąsiedztwo tych samych spółgłosek).
Przejęzyczeniem jest kiedy powiemy „labolatorium” zamiast „laboratorium”. TO JEST PRZEJĘZYCZENIE! Natomiast uczynienie z Polaków nazistami budującymi obóz śmierci przejęzyczeniem stanowczo nie jest!
O przejęzyczeniu mówimy wtedy, kiedy pojawia się w mowie mimowolnie, niezależnie od stopnia przygotowania i wyćwiczenia wypowiedzi. Lapsus nie jest błędem językowym w myśl wielu normatywnych definicji błędu: „lapsus to przypadkowa, doraźna deformacja wyrazu, niezamierzone odstępstwo od normy wymawianiowej, powstałe niezależnie od stopnia opanowania wymowy.”
„Docelowa wypowiedź na podstawie przygotowanego fragmentu wystąpienia miała brzmieć: Na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady” – przekazało ministerstwo. Co jeszcze gorzej świadczy o pani minister, że NIE UMIE POPRAWNIE ODCZYTAĆ TREŚCI Z KARTKI!!! [sic!]
I dlatego uważam, że Barbara Nowacka powinna być zdymisjonowana. Jej Honor bowiem i polskie serce nie pozwoli, aby sama zeszła z szalupy zarządzania polską edukacją z „przejęzyczeniami”. Premierze Donaldzie Tusku, ma Pan szansę.
Eingangstor des KZ Auschwitz, Arbeit macht frei Fot. Dnalor 01 (CC-BY-SA 3.0), Wikimedia Commons
Zapraszamy do wysłuchania dyskusji historyka-publicysty i historyka-wykładowcy. Moderuje Wiktor Świetlik.
Do milionów ludzi dociera przekaz, że ta zbrodnia nie była abstrakcją, tylko autentycznym okrucieństwem w stosunku do konkretnych niewinnych ludzi
mówi Piotr Gursztyn, wskazując na proces 'demokratyzacji pamięci” o ludobójstwie dokonywanym w obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau, którego 80. rocznica wyzwolenia mija 27 stycznia 2025 r. Profesor Bogusław Kopka tłumaczy z kolei zjawisko instrumentalizacji pamięci o Zagładzie.
Wsłuchując się w świadectwa ocalałych z Auschwitz, nie możemy zapominać o innych miejscach, jak Treblinka. Papież Jan Paweł II, odwiedzając Auschwitz w 1979 r., wyraźnie zrównał ze sobą wszystkie ofiary.
Jak wskazuje w dalszej części rozmowy Piotr Gursztyn, uroczystości w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau, niejednokrotnie miały charakter „pustego rytuału”. W dalszej części rozmowy. prof. Bogusław Kopka omawia przebieg samego wyzwolenia obozu. Uwypukla zaskoczenie zarówno wojsk wyzwalających, jak i Niemców, faktem szybkiego opanowania obozu.
Warto pamiętać o ustawicznej pomocy mieszkańców Oświęcimia, a także sprawnej konspiracji wewnątrzobozowej.
Profesor Andrzej Nowak: Poczucie dystansu prezydenta Donalda Trumpa wobec Niemiec jest bardzo silne. Fot. Michał Klag
Prof. Andrzej Nowak, wybitny historyk i znakomity autor, opowiedział o historii rodzinnej Donalda Trumpa i wynikającym z tego jego nastawieniu geopolitycznym, w tym niechęci do Niemiec.
„Już w tej historii rodzinnej zapisany jest duży dystans do niemieckości”, podkreśla prof. Andrzej Nowak i przypomina, że „ludność pochodzenia niemieckiego stanowi największą część migracji poza anglosaskim rdzeniem mieszkańców Stanów Zjednoczonych. To jest około 50-60 milionów Amerykanów niemieckiego pochodzenia”.
Historyk opowiada, że przodkowie 47. prezydenta USA wyemigrowali z niemieckiego miasteczka Kallstadt leżącego na zachodzie kraju. Fryderyk Trump (Drumpf), dziadek Donalda, „z wielką energią wykorzystał szansę, jaką dawała amerykańska zasada od pucybuta do milionera.
Nie zaczynał jako pucybut oczywiście Fryderyk Trump, ale zaczynał od, można powiedzieć, działalności z pogranicza branży hotelarsko-rozrywkowej. – relacjonuje prof. Andrzej Nowak.
Zdaniem historyka również niedawne wypowiedzi Trumpa o dołączeniu Kanady do Stanów Zjednoczonych mogą wynikać z jego historii rodzinnej, w której znaczenie miało miasteczko Whitehorse, leżące na dalekiej północy Kanady.
Tam właśnie rozwinąwszy bardzo swój interes, myślę, że mógł przekazać dziadek Trump swojemu synowi, a w kronice rodzinnej ostatecznie swojemu wnukowi, pewnego rodzaju sentyment do tych pionierskich, można tak powiedzieć, czasów. – tłumaczy prof. Nowak.
Sentyment babki Donalda Trumpa do kraju rodzinnego sprawił, że dziadkowie spróbowali wrócić do Bawarii na początku XX wieku, gdzie okazało się, że dziadek jest ścigany za uchylanie się od służby wojskowej w królestwie Bawarii. I dlatego błyskawicznie zwinął manatki po raz kolejny, tym razem już na zawsze wyemigrowawszy do Stanów Zjednoczonych.
Na pewno nie żywi Donald Trump ciepłych uczuć do kraju swoich przodków. To właśnie poczucie, że zostali wypędzeni stamtąd; abstrahuję od tego, z jakich powodów, ale to poczucie dystansu wobec Niemiec jest bardzo silne. Mimo że pochodzenie jest jednoznacznie po obojgu dziadkach ojczystych, tak bym powiedział, niemieckie. Ale tu chciałem w tym momencie tylko powiedzieć tyle, że już w tej historii rodzinnej pojawia się taka rysa, którą można by było na pozór pominąć czy nie dostrzec jej, wywodząc poglądy Donalda Trumpa z jego niemieckiego pochodzenia. Niemiec to znaczy, że będzie proniemiecki. Nic bardziej mylnego. Już w tej historii rodzinnej zapisany jest duży dystans do niemieckości. – podkreśla prof. Andrzej Nowak.
Cała wypowiedź prof. Andrzeja Nowaka jest dostępna w Biały Kruk TV:
Obóz koncentracyjny Auschwitz, symbol największej zbrodni w historii ludzkości, jest miejscem, które na zawsze pozostanie w pamięci jako świadectwo niewyobrażalnego cierpienia.
Od momentu założenia w 1940 roku do wyzwolenia w 1945 roku, KL Auschwitz stał się miejscem kaźni dla ponad miliona ludzi, głównie Żydów, ale także Polaków, Romów i wielu innych narodowości. Wśród przetrzymywanych w Auschwitz więźniów znajdowały się osoby, które mimo niewyobrażalnych trudności podejmowały próby ucieczki z niemieckiego kombinatu śmierci.Poznajmy motywy ich ucieczek.
Wyjść z Auschwitz? Tylko przez komin.
Już od pierwszych godzin po przybyciu do Auschwitz psychika więźniów poddawana była ciężkiej próbie. Wielu z nich wspominało po latach słowa kierownika obozu Karla Fritscha, który podczas „przywitania” więźniów złowieszczo przepowiadał, że trafili do „niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez komin”1. Słowa te skutecznie łamały wolę oporu wśród części więźniów.
Ci, którzy pozostawali we względnie dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, chcąc marzyć o wolności musieli zmierzyć się z systemem zabezpieczeń w obozie. Ten składał się z części czynnej, czyli wartowników SS nadzorujących pracujące na zewnątrz komanda więźniów i biorących udział w pościgu za zbiegami oraz biernej w postaci małego i dużego łańcucha straży. Obie formy zabezpieczeń charakteryzowały się dużą skutecznością, w znacznym stopniu zapobiegając próbom ucieczek2. Jednak pomimo wszystkich przeciwności i konsekwencji w przypadku niepowodzenia, byli tacy, którzy pragnęli spełnić swój sen o wolności. Ucieczki z obozów koncentracyjnych były nie tylko aktem desperacji, ale również manifestacją nieugiętej woli przetrwania i odzyskania wolności. Często związane były z olbrzymim ryzykiem i kończyły się tragicznie, niemniej niektóre zakończyły się sukcesem, stając się symbolem nadziei i ludzkiej determinacji.
Liczba ucieczek z Auschwitz.
Według ustaleń doktora Jacka Lachendro z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau łączną liczbę uciekinierów z kompleksu obozowego Auschwitz szacuje się na 928 osób. W przypadku 433 z nich próba ta zakończyła się tragicznie. Zostali złapani i w konsekwencji zamordowani po doprowadzeniu do obozu lub zastrzeleni podczas pościgu. Losy 254 zbiegów po ucieczce pozostają nieustalone, lecz można założyć, że przynajmniej dla części z nich ucieczka zakończyła się sukcesem. Z powodzeniem z obozu udało się zbiec 220 osobom, co stanowi 23% liczby wszystkich uciekinierów. Natomiast w przypadku 20 osób nie sposób ustalić przebiegu ucieczki z powodu braku danych na ten temat3.
Ogólna liczba podjętych prób ucieczek może wydawać się na pozór niewielka w stosunku do liczby zarejestrowanych w obozie więźniów. Należy natomiast mieć na uwadze fakt w jak ciężkich warunkach musieli oni egzystować. Wyniszczenie ciężką pracą, biciem, głodem i chorobami skutecznie odsuwało osadzonych od myśli o ucieczce. Wpływ na decyzję o rezygnacji z ucieczek miał również żelazny reżim obozowy, który wobec współwięźniów oraz rodzin uciekinierów stosował brutalne represje4. W początkowym okresie istnienia obozu podczas apeli wybierano bowiem dziesięciu lub więcej więźniów z tego samego komanda lub bloku, do którego należał uciekinier. Następnie wybranych nieszczęśników Niemcy kierowali do podziemi bloku 11, gdzie więźniowie umierali z głodu i pragnienia. W późniejszym okresie władze obozowe sprowadzały do Auschwitz krewnych uciekinierów, których ustawiano w widocznych dla więźniów miejscach po czym kierowano ich do obozu, gdzie nierzadko ginęli. Kto się załamał, ten ginął.
Kazimierz Piechowski, polski patriota, nieznany bohater słynnej ucieczki z obozu śmierci Auschwitz.
Trafiających do obozu więźniów, wyrwanych z ich dotychczasowego życia ogarniało poczucie wszechogarniającej beznadziejności sytuacji w jakiej się znaleźli. Paraliżujący strach jednych doprowadzał do szybkiego załamania psychicznego i w konsekwencji do samobójstwa, podczas gdy inni próbowali dostosować się do warunków panujących w obozie. Kazimierz Piechowski (na fotografii), polski harcerz, który dostał się do Auschwitz w czerwcu 1940 roku za próbę przekroczenia granicy z Węgrami, tak wspomina pierwsze chwile w obozie: „Najpierw trzeba było zdusić duszę w człowieku, zabić w nim jego ego, zrobić z niego szmatę, zmienić go w stworzenie, które tylko chce jeść i nic więcej”5.
Wspomniany powyżej Kazimierz Piechowski był jednym z ponad dziewięciuset śmiałków, którzy podjęli się próby ucieczki z KL Auschwitz. Wyczerpany nadludzką pracą i warunkami panującymi w obozie Piechowski coraz bardziej opadał z sił. Jak twierdził, podczas pracy przy budowie krematorium stracił nadzieję na przetrwanie6.
Od niechybnej śmierci wyratował go kapo Otto Küsel, który przydzielił Polaka do pracy w HWL, głównym magazynie oddziałów SS7. Tam, dzięki dachowi nad głową i możliwości organizowania jedzenia, kondycja zdrowotna Polaka uległa poprawie. Podczas pracy w nowym komandzie Piechowski poznał Eugeniusza Benderę, numer obozowy 8502 oraz Józefa Lemparta, numer obozowy 3419. Bendera był zatrudniony, jako mechanik w warsztatach samochodowych SS, gdzie zajmował się naprawą aut. Kazimierz Piechowski wspomina, że na początku maja 1942 roku odbył rozmowę z Benderą, który przyznał mu się, że został umieszczony na liście więźniów przeznaczonych na śmierć. Informację tę przekazali mu polscy więźniowie pracujący w obozowym Politische Abteilung-wydziale politycznym. W wyniku desperacji i chęci ocalenia życia Bendera zwrócił się do Piechowskiego z zapytaniem o możliwość zorganizowania ucieczki8.
Spektakularna ucieczka Kazimierza Piechowskiego i kolegów.
Planowanie ucieczki zajęło więźniom kilka tygodni. Plan zakładał wykorzystanie jednego z samochodów SS oraz mundurów wykradzionych wcześniej z tak zwanego Bekleidungskammer. Okazało się, że poprzez właz do bunkra, do którego wsypywano koks można dostać się do magazynów SS. Problemem pozostawała jednak kwestia brutalnych represji, które spadłyby na współwięźniów po ucieczce Piechowskiego i kolegów. Jak wynika ze wspomnień Piechowskiego, los współtowarzyszy niedoli nie był mu obojętny. Nie miał zamiaru za cenę ucieczki poświęcać życia współwięźniów. Ale i ten problem udało się rozwiązać poprzez stworzenie fikcyjnego komanda pracy, tzw. Rollwagenkommando. W ten sposób Piechowskiemu i kolegom udało się ominąć zarządzenie władz obozowych, które zakładało, że w przypadku ucieczki jednego z więźniów na śmierć wyznaczone zostaną osoby z jego komanda.
Do ucieczki zaangażowano jeszcze Stanisława Jastera oraz Józefa Lemparta, albowiem do pracy przy rolwagach potrzebne były co najmniej cztery osoby. W sobotę, 20 czerwca 1942 roku, przebrani w mundury SS więźniowie wyjechali z obozu samochodem marki Steyer 220 dokonując tym samym jednej z najbardziej spektakularnych ucieczek w historii obozów koncentracyjnych.
Jak wspominał historyk i były więzień KL Auschwitz, Józef Garliński: „Brawurowa ucieczka […] wywołała w obozie wielkie poruszenie. Tysiące więźniów podawało sobie z ust do ust jej szczegóły, typowa obozowa plotka uwielokrotniała liczbę uciekinierów i zabranej broni, śmiano się z bezradności SS. Czterej odważni ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy, ile dodali współwięźniom ducha, jaki wzniecili optymizm”9. Ucieczka czwórki więźniów pozwoliła im nie tylko uniknąć śmierci, ale również stała się symbolem odwagi i determinacji. Motywacja Piechowskiego i kolegów do przetrwania była tak silna, że podjęli ogromne ryzyko, które ostatecznie się opłaciło. Poza naturalną chęcią ocalenia życia, ucieczka polskich więźniów miała jeszcze jeden cel. Było nią przekazanie na zewnątrz raportu na temat obozu, który Witold Pilecki wręczył Stanisławowi Jasterowi.
Ucieczka jako akt oporu i chęć podjęcia walki z okupantem – dzieje Witolda Pileckiego
Wielu więźniów KL Auschwitz w zetknięciu z nieludzkimi warunkami i brutalnością strażników pragnęło uciec z obozu nie tylko po to, aby ratować własne życie, ale również by kontynuować walkę z okupantem na wolności. Wśród nich nie sposób nie wymienić Witolda Pileckiego, znanego jako „ochotnik do Auschwitz”. Chociaż chęć dobrowolnego dostania się do obozu wydaje się nieprawdopodobna, w przypadku Pileckiego tak właśnie było.
Witold Pilecki przybył do obozu jako Tomasz Serafiński w nocy z 21 na 22 września 1940 roku10. Wśród bestialstwa, głodu i chorób rozpoczął w obozie swoją pracę konspiracyjną. Pomimo początkowego załamania, Pilecki był silnie zmotywowany do oporu przeciw niemieckim oprawcom. Pilecki błyskawicznie zaczął tworzyć Organizację Wojskową (OW). Jej celami były przede wszystkim: podtrzymywanie więźniów na duchu, przekazywanie im informacji spoza obozu, potajemne rozdzielanie żywności i odzieży oraz przekazywanie informacji na temat sytuacji w obozie na zewnątrz. Ponadto rozwijano samopomoc koleżeńską, starano się walczyć ze szpiclami oraz obsadzać więźniami politycznymi stanowiska funkcyjne. Jednak najbardziej ambitnym planem ruchu oporu w Auschwitz miało być przygotowanie własnych oddziałów do opanowania obozu na wypadek ewentualnego zaatakowania go przez oddziały partyzanckie11. W ostateczności do zbrojnego powstania przeciwko załodze obozu nigdy nie doszło z powodu zbyt dużej dysproporcji sił oraz braku możliwości ukrycia dziesiątek tysięcy więźniów po ich ewentualnej ucieczce12.
„Czy można, kiedy się chce przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia? -Można”.
Wraz z upływem czasu w obozie wzmagały się działania władz, które były wymierzone w członków obozowego podziemia. Pilecki dzięki zaangażowaniu kolegów szczęśliwie uniknął deportacji do innego obozu, jednak w wyniku represji wymierzonych w obozową konspirację postanowił opuścić Auschwitz. Jego decyzję o ucieczce przyspieszyły informacje na temat schwytania przez gestapo Bolesława Kuczbary, więźnia Auschwitz, któremu udało się uciec z obozu kilka miesięcy wcześniej. Witold Pilecki obawiał się, że poddany brutalnemu śledztwu Kuczbara może przekazać Niemcom szczegółowe informacje na temat obozowego podziemia. W obliczu realnego zagrożenia Pilecki powziął decyzję o ucieczce z obozu i osobistym poinformowaniu komendy AK o sytuacji w Oświęcimiu:
„Po dwuipółletnim wyczekiwaniu nie mam już teraz chęci ani potrzeby zostawać tu dłużej. Może uda się z zewnątrz przyjść z pomocą kolegom w lagrze”13.
O swoich planach poinformował również przebywającego w obozie kapitana AK, Stanisława Machowskiego, z którym rozmowę przytoczył w swoim późniejszym raporcie: „Siedzę tu dwa lata i siedem miesięcy. Prowadziłem tu robotę. Ostatnio nie dostałem żadnych dyspozycji. Obecnie Niemcy wywieźli naszych najlepszych ludzi, z którymi pracowałem. Trzeba by było zaczynać wszystko od początku. Uważam, że dalsze siedzenie moje tutaj nie ma sensu. I dlatego wychodzę. Kapitan spojrzał na mnie zdziwiony. – No tak, rozumiem pana, lecz, czy można, kiedy się chce przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia? – zapytał. Odpowiedziałem: Można”14. Od tej pory Witold Pilecki wszelkie swoje wysiłki skupił na ucieczce z obozu. Realizacja tego odważnego planu była możliwa przy pomocy kolegów Edwarda Ciesielskiego oraz Jana Redzeja. Edward Ciesielski, podobnie jak Pilecki pragnął uciec z obozu i kontynuować walkę z Niemcami poza drutami obozu15.
Cel: poinformować świat o zbrodniach w Auschwitz.
Poza chęcią walki z okupantem na wolności, jednym z kluczowych motywów, które skłaniały więźniów Auschwitz do ucieczki, była chęć poinformowania świata o niewyobrażalnych zbrodniach dokonywanych w obozie. Ucieczki te miały na celu przekazanie aliantom i opinii publicznej informacji o masowych mordach, torturach i innych okrucieństwach, co mogło doprowadzić do reakcji zewnętrznych sił i potencjalnie uratować tysiące ludzi. Motywacjami tymi jasno kierowali się Witold Pilecki oraz Edward Ciesielski, którzy uciekli z obozu w kwietniu 1943 roku. Ciesielski trafił do Auschwitz jako kilkunastoletni chłopak. Mężnie znosił obozowe udręki, jednak po pewnym czasie załamał się i planował popełnić samobójstwo. Z letargu pomogli mu wyjść więźniowie pierwszego transportu, którzy próbowali odwieść chłopaka od drastycznej decyzji.
„Samobójstwo- to tchórzostwo-powie mu jeden z nich-to ujma dla Polaka-więźnia politycznego. Musimy przetrwać, aby świat mógł dowiedzieć się, do czego zdolny jest faszyzm. Świat musi dowiedzieć się o hitlerowskich zbrodniach”16.
Po tych słowach Ciesielski zawziął się i obiecał sobie, że musi przetrwać, aby poinformować świat o okropieństwach, które widział oraz podjąć walkę z okupantem. Ciesielski był członkiem obozowej Organizacji Wojskowej, której jednym ze sztandarowych założeń było właśnie alarmowanie opinii publicznej o masowych zbrodniach dokonywanych w obozie w Oświęcimiu. Taki też był między innymi cel jego ucieczki z Pileckim. Planowali oni wynieść materiały świadczące o niemieckich zbrodniach, a także przekazać informacje na temat warunków w obozie Komendzie Głównej AK. „Pamiętaj, Edek-tłumaczył Pilecki- że nie chodzi o ratowanie własnej skóry z tego piekła, ale o cele ogólne”17.
Z piekarni na wolność.
Dzięki swoim kontaktom, Organizacja Wojskowa umożliwiła Pileckiemu i kolegom pracę na nocnej zmianie w komandzie piekarzy, które wychodziło na noc poza teren obozu. Więźniowie komanda byli na noc zamykani w piekarni, w której nadzorowało ich dwóch esesmanów. Pracujący tam wcześniej Redzej upatrywał szansy ucieczki w możliwości otwarcia zaryglowanych metalowych drzwi, do których należało dorobić klucz. Dokonał tego zaufany ślusarz na podstawie odcisku nakrętek zrobionego w chlebie przez Jana Redzeja. Klucz postanowiono ukryć na terenie piekarni, zaś termin ucieczki ustalono na koniec kwietnia 1943 roku. Data ta była nieprzypadkowa, albowiem w tym czasie spora część obozowej załogi SS przebywała na wielkanocnym urlopie.
Po rozpoczęciu nocnej zmiany 26 kwietnia więźniowie szybko przekonali się jak ciężka jest praca w piekarni. Przez dłuższy czas nie mieli możliwości wdrożenia swojego planu, udało się to dopiero podczas krótkiej przerwy przy ponownym rozpalania pieców18. W czasie, gdy Pilecki i Ciesielski zajęci byli przygotowaniem opału, Jan Redzej próbował otworzyć zaryglowane drzwi dorobionym kluczem. Więźniowie przeżyli chwile grozy, gdy do pomieszczenia, w którym znajdował się Redzej wszedł SS-man bacznie sprawdzający zabezpieczenie drzwi. Przerażeni więźniowie byli przekonani, że zobaczył otwarte zasuwy, jednak ku ich zdziwieniu wartownik nie dostrzegł niczego podejrzanego19. Po uporaniu się z drzwiami, Ciesielski przeciął kabel dzwonka alarmowego, po czym cała trójka rzuciła się do ucieczki. Podczas przeprawiania się przez Sołę, uciekinierzy słyszeli strzały SS-manów alarmujących główną wartownię o ucieczce. Pierwszy etap w drodze ku wolności mieli za sobą.
Walka z okupantem po ucieczce z Auschwitz.
Po wyczerpującej nocy, nad ranem zbiegom udało się przedostać na drugą stronę Wisły, gdzie w pobliskim lesie spędzili cały dzień. Następnie udali się dalej na wschód do Generalnej Guberni, w czym pomógł im ksiądz proboszcz z Alwerni20. Jednak to nie był koniec niebezpieczeństw jakie czyhały na uciekinierów. W czasie przeprawiania się przez Puszczę Niepołomicką natknęli się na niemiecki patrol, w wyniku czego Pilecki został postrzelony w ramię. Szczęśliwie jednak udało mu się ujść pościgowi21.
Po ucieczce z obozu Ciesielski dołączył do Armii Krajowej, w której szeregach brał czynny udział w akcjach dywersyjnych w okolicach Wiśnicza. Następnie przedostał się do Warszawy, gdzie prowadził komórkę wydawania fałszywych dokumentów. W sierpniu 1944 roku pod pseudonimem „Beton” brał udział w Powstaniu Warszawskim. Końca wojny doczekał w partyzantce na Kielecczyźnie. Z kolei Witold Pilecki po ucieczce z Auschwitz napisał szczegółowy raport, w którym opisał terror panujący w obozie oraz mordowanie Żydów, Polaków i innych narodowości. W sierpniu 1944 roku był uczestnikiem Powstania Warszawskiego, po upadku, którego dostał się do niewoli w Bawarii. Doczekawszy wyzwolenia dotarł do Włoch, gdzie wstąpił do II Korpusu Polskiego. Za swoją wierną służbę został aresztowany przez aparat bezpieki i zamordowany w 1947 roku.
Warto dodać, że za ucieczkę Pileckiego i kolegów w obozie nie zastosowano masowych represji na więźniach. Spoliczkowano nadzorcę bloku, w którym mieszkało komando piekarzy, a SS-manów nadzorujących pracę w piekarni osadzono w areszcie22.
Raporty z piekła: Starania Witolda Pileckiego o pomoc dla więźniów KL Auschwitz.
Zanim jednak Pilecki wydostał się z obozu, kilkukrotnie wysyłał meldunki do komendy AK. Robił to także za pośrednictwem innych uciekinierów takich jak porucznik Bielecki, który przekazał raport dowództwu w Warszawie. Kolejne meldunki Pilecki przekazał również Stanisławowi Jasterowi, który zbiegł z obozu wraz z Kazimierzem Piechowskim w czerwcu 1942 roku23. W przesyłanych raportach Pilecki sugerował Komendzie Głównej, że więźniowie gotowi są podjąć walkę i tylko czekają na rozkaz. Do zbrojnego zrywu jednak nigdy nie doszło, gdyż dowództwo Armii Krajowej uważało to za niewykonalne. Sądzono, że siły SS były zbyt liczne. Dysproporcja sił oraz brak możliwości zrzucenia przez aliantów w pobliże obozu broni i desantu przekreśliły plany o przyjściu więźniom z pomocą24. Dodatkowo obawiano się represji skierowanych w ludność cywilną.
Pomimo wysiłków Pileckiego i osobistej interwencji by zorganizować pomoc więźniom w KL Auschwitz, Komenda Główna AK nie zmieniła swej negatywnej decyzji. O staraniach Pileckiego wiedziała w obozie jedynie wąska grupa osób. Stąd pojawiały się późniejsze głosy, że Witold Pilecki nie wywiązał się ze swej obietnicy: „Nadzieje pokładane w osobie rotmistrza Serafińskiego (przybrane nazwisko Pileckiego) po jego ucieczce również zawiodły. Nigdy się z nami nie kontaktował”25. Zarzuty te w swoich wspomnieniach odpierał Edward Ciesielski, który notował: „Chcę jak najbardziej obiektywnie poinformować kolegów, byłych więźniów Oświęcimia, którzy czekali na rezultat naszej ucieczki, pełni nadziei na zbrojną interwencję z zewnątrz, która wyrwałaby ich z tego piekła, że robiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, lecz niestety kierownictwo Armii Krajowej nie zdecydowało się na wykonanie naszych planów”26.
Ucieczka ku prawdzie: Misja Rudolfa Vrby i Alfréda Wetzlera w ujawnieniu zbrodni Auschwitz.
Podobnymi motywacjami co Pilecki kierowali się dwaj Słowaccy Żydzi Rudolf Vrba (Walter Rosenberg) i Alfréd Wetzler, którzy pragnęli uciec z obozu w celu poinformowania świata o zbrodniach dokonywanych w Auschwitz. Niezwykle cennym dokumentem opisującym zbrodnie popełniane w obozie był ich raport sporządzony po ucieczce. Obaj trafili do Auschwitz w 1942 roku, gdzie przez niemal dwa lata byli świadkami masowych mordów dokonywanych na więźniach oraz ludności żydowskiej.
W drugiej połowie 1943 roku podjęli przygotowania do wspólnej ucieczki. Nie miała to być jednak wyłącznie desperacka próba ratowania życia. Zarówno Wetzler jak i Vrba zgodnie twierdzili, że ich głównym celem jest poinformowanie świata o zbrodniach, których byli świadkami27. Aby uwiarygodnić swoje relacje postanowili zabrać ze sobą dokumenty-plany obozu, krematoriów i komór gazowych oraz spisy tysięcy zamordowanych ludzi. Ich plan zakładał ukrycie się w specjalnie przygotowanej kryjówce zbudowanej wewnątrz stosu drewna na terenie będącego w budowie tzw. Meksyku (BIII)-jednej z części obozu Auschwitz II-Birkenau.
Więźniowie zakładali, że spędza tam trzy dni, po czym postarają wydostać się poza teren obozu. Decyzja ta wynikała z faktu, że w przypadku odnotowania braku więźniów na wieczornym apelu, pozostawiano posterunki dużego łańcucha straży (grosse Postenkette), które zwijano dopiero po ujęciu uciekinierów lub po trzech dniach w przypadku niepowodzenia pościgu28.
Znaczenie raportu Vrby i Wetzlera.
Słowacy postanowili uciekać 7 kwietnia 1944 roku. W ukryciu w stosie drewna pomogli im inni więźniowie, którzy następnie posypali kryjówkę tytoniem i polali naftą w celu zmylenia jednostek pościgowych z psami. Po tym jak w obozie zorientowano się, że brakuje dwóch więźniów, natychmiast rozpoczęto gorączkową akcję poszukiwawczą. Na szczęście dla zbiegów poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem, przez co po trzech dniach mogli opuścić kryjówkę. Czołgając się dotarli do ogrodzenia, pod którym przedostali się poza teren obozu. Po kilkunastodniowym, wyczerpującym marszu i przy pomocy polskiej i słowackiej ludności udało im się dostać do Żyliny na Słowacji. Tam spotkali się z przedstawicielami Rady Żydowskiej, którym przekazali posiadane przez siebie informacje.
Sporządzony przez Vrbę i Wetzlera raport zadawał kłam niemieckiej propagandzie o rzekomym „przesiedlaniu” ludności żydowskiej, która w rzeczywistości była uśmiercana w komorach gazowych. Podczas gdy odważni Vrba i Wetzler zabiegali o natychmiastową interwencję, do Auschwitz zaczęły trafiać masowe transporty Żydów z Węgier. Twórcy raportu zdawali sobie sprawę, że każdy dzień zwłoki wiąże się ze śmiercią wielu tysięcy ludzi. Dzięki ich determinacji dokument został przetłumaczony na kilka języków i rozesłany do przedstawicieli rządów państw alianckich, organizacji humanitarnych oraz mediów.Reakcje na raport były różnorodne. W niektórych kręgach informacje zawarte w dokumencie ze względu na skalę opisywanych zbrodni były przyjęte z niedowierzaniem. Jednakże dla wielu decydentów stanowił on potwierdzenie wcześniejszych doniesień na temat ludobójstwa dokonywanego w Auschwitz.
Informacje zawarte w raporcie przyczyniły się do wywołania międzynarodowego poruszenia i presji na rząd węgierski, co doprowadziło do wstrzymania transportów węgierskich Żydów do Auschwitz na początku lipca 1944 roku. Należy jednak zaznaczyć, że zanim do tego doszło, Niemcy zdołali zamordować w komorach gazowych ok. 330 tys. spośród 430 tys. Żydów przywiezionych z Węgier.
Zachować człowieczeństwo
Podsumowując analizę motywów ucieczek jakimi kierowali się wspomniani więźniowie można zauważyć różnorodność pobudek, które skłaniały bohaterów do podjęcia ryzyka związanego z ucieczką. Przeważnie były to pragnienie przetrwania, walki z okupantem oraz chęć poinformowanie świata o zbrodniach dokonywanych w obozie. Bez wątpienia wszystkie były aktem najwyższego heroizmu, świadectwem ludzkiej determinacji i woli życia wbrew wszelkim przeciwnościom i okrucieństwu jakie zagnieździło się za drutami KL Auschwitz. Motywy te, choć różnorodne, pokazują głęboką potrzebę wolności i godności, która tkwiła w sercach więźniów, dając im siłę do podjęcia niewyobrażalnego ryzyka.
Wszystkie przytoczone historie łączy wspólny mianownik: niezgoda na nieludzkie traktowanie i chęć odzyskania człowieczeństwa. Są one dowodem na to jak strasznymi i nieludzkimi miejscami były niemieckie obozy koncentracyjne i zagłady, skoro chcący uciec z nich więźniowie ryzykowali to, co najcenniejsze: życie swoje, swoich bliskich i towarzyszy niedoli. Analiza wspomnień byłych więźniów Auschwitz pozwala także zrozumieć, jak różne były drogi do wolności, ale jak wspólny był cel: przetrwanie i opór wobec zła. Niestety, nie znamy motywów wszystkich uciekinierów, którzy podjęli się ryzykownej próby ucieczki z niemieckiej fabryki śmierci.
Wielu z nich nie miało szansy na złożenie swoich świadectw, ponieważ zginęli w trakcie próby ucieczki lub ich losy do dziś pozostają nieznane. Niemniej, lekcja płynąca z tych historii dla potomnych jest jednoznaczna: nawet w obliczu niewyobrażalnego terroru, ludzka wola przetrwania i dążenie do wolności są niezłomne. Dla przyszłych pokoleń niedotkniętych doświadczeniem obozów koncentracyjnych niech będą one przestrogą i przypomnieniem o konieczności przeciwdziałania nienawiści i tyranii w każdej formie.
tekst i fotografie: JACEK WANZEK
Bibliografia:
Bielecki J., Kto ratuje jedno życie…, Oświęcim 1999.
Brol F., Włoch G., Pilecki J.,Książka bunkra w bloku 11 hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, „Zeszyty Oświęcimskie”, nr 1, 1957, s. 29.
Ciechanowski J., AK w Oświęcimiu, „Zeszyty Historyczne”, nr 34, Paryż 1975, s. 219.
Ciesielski E., Do widzenia Auschwitz, Warszawa-Kraków 2020.
Cyra A., Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz, Warszawa 2014.
Cywiński P. M. A., Lachendro J., Setkiewicz P.,Auschwitz od A do Z. Ilustrowana historia obozu, Oświęcim 2018.
Garliński J., Oświęcim walczący, Warszawa 1992.
Lachendro J., Lekcja internetowa Ucieczki z KL Auschwitz, lekcja.auschiwtz.org [dostęp:05.08.2024].
Lachendro J., Wybrane przykłady ucieczek z KL Auschwitz [w:] Cena odwagi. Między ocaleniem człowieczeństwa, redakcja naukowa Alicja Bartuś, Piotr Trojański, Oświęcim 2019.
Piechowski K., Byłem numerem…Historie z Auschwitz, Warszawa 2004.
Pilecki W., Raport Rotmistrza Witolda Pileckiego [w:] A. Cyra, Rotmistrz…, Warszawa 2014.
Setkiewicz P., Ogrodzenie i system izolacji obozu oraz zabezpieczeń przed ucieczkami więźniów z KL Auschwitz [w:] Architektura zbrodni. System zabezpieczenia i izolacji obozu Auschwitz, Teresa Świebocka (red.), Oświęcim 2008.
Wetzler, A., Ucieczka z Auschwitz, Warszawa 2021.
1 J. Bielecki, Kto ratuje jedno życie…, Oświęcim 1999, s. 71
2P. Setkiewicz, Ogrodzenie i system izolacji obozu oraz zabezpieczeń przed ucieczkami więźniów z KL Auschwitz [w:] Architektura zbrodni. System zabezpieczenia i izolacji obozu Auschwitz, Teresa Świebocka (red.), Oświęcim 2008, s. 14-15.
3 Strona internetowa PMA-B. J. Lachendro, Ucieczki z KL Auschwitz. Charakterystyka statystyczna ucieczek, http://lekcja.auschwitz.org/pl_15_ucieczki/ [dostęp: 15.07.2024]
4Zobacz więcej w: J. Lachendro, Lekcja internetowa Ucieczki z KL Auschwitz. Represje za ucieczki. https://lekcja.auschwitz.org/pl_15_ucieczki/ [dostęp:15.07.2024].
5 K. Piechowski, Byłem numerem…Historie z Auschwitz, Warszawa 2004, s. 26.
27 A. Wetzler, Ucieczka z Auschwitz, Warszawa 2021, s. 153.
28 J. Lachendro, Lekcja internetowa Ucieczki z KL Auschwitz. System zabezpieczenia obozu macierzystego i Birkenau. Duży łańcuch straży (grosse Postenkette) https://lekcja.auschwitz.org/pl_15_ucieczki/ [dostęp:05.08.2024].
Elon Musk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Podczas wirtualnego wystąpienia na wiecu niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), stwierdził, że „dzieci nie powinny ponosić winy za grzechy swoich rodziców, a tym bardziej pradziadków”.
„Grzechy przodków” czy obowiązek pamięci? Kontrowersje wokół wypowiedzi Elona Muska na tle niemieckiej historii nie ustają. I słusznie! – dodam.
Elon Musk, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Podczas wirtualnego wystąpienia na wiecu niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), stwierdził, że
„dzieci nie powinny ponosić winy za grzechy swoich rodziców, a tym bardziej pradziadków”. To stwierdzenie, w kontekście niemieckiej historii, zabrzmiało jak wezwanie do minimalizowania odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy narodu niemieckiego. Brzmi to pogrzebowo w kontekście przyszłości…
80. rocznica wyzwolenia Auschwitz: co znaczą słowa Muska w kontekście Holokaustu?
Wypowiedź Muska miała miejsce zaledwie parę dni przed obchodami 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną. Obóz Auschwitz-Birkenau jest symbolem Holokaustu, gdzie zamordowano ponad milion ludzi. Nie tylko Żydów! Także Polaków, Rosjan, Czechów i Słowaków, Romów i innych ofiar niemieckiego reżimu Hitlera z całej Europy.
Warto przypomnieć, że to właśnie Armia Czerwona wyzwoliła to miejsce kaźni, co stanowi niezaprzeczalny fakt historyczny. Obóz Auschwitz został wyzwolony 27 stycznia 1945 roku przez żołnierzy Armii Czerwonej, wchodzących w skład 60. Armii 1. Frontu Ukraińskiego. Bramy obozu otworzył rosyjski Żyd – porucznik Anatolij Szapiro, dowódca jednego z oddziałów szturmowych. Żołnierze Armii Czerwonej znaleźli w obozie około 7 tysięcy wycieńczonych więźniów, którzy przeżyli likwidację obozu i marsze śmierci. Wyzwolenie Auschwitz stało się symbolem końca hitlerowskiego ludobójstwa i tragedii Holokaustu.
AfD i rewizjonizm historyczny: polityczna groźba dla granic i fundamentów pamięci
W kontekście tej rocznicy słowa Muska dodatkowo ranią, sugerując, że Niemcy powinny „przejść dalej” i przestać skupiać się na rozliczaniu przeszłości. Co z reparacjami dla Polski, panie Musk?
AfD od lat kwestionuje znaczenie winy Niemiec za zbrodnie II wojny światowej. Przykładem jest wypowiedź jednego z jej założycieli, Alexandra Gaulanda, który nazwał okres III Rzeszy „plamą ptasiego guana” w ponad tysiącletniej historii Niemiec.
Partia ta często podejmuje też tematy granic z Polską, sugerując konieczność rewizji powojennych ustaleń terytorialnych. Wypowiedzi prominentnych polityków AfD, takich jak Petra Lowsa, która wspomniała o „historycznych terytoriach Niemiec” obejmujących miasta jak Wrocław czy Szczecin, wskazują na niebezpieczne tendencje do rewizjonizmu.
Relatywizm wobec nazizmu – ostrzeżenie Yad Vashem i lekcje z przeszłości
Dani Dayan, przewodniczący Yad Vashem – izraelskiego pomnika ofiar Holokaustu – określił te wypowiedzi jako „znieważenie ofiar nazizmu i zagrożenie dla demokratycznej przyszłości Niemiec”. Tego typu relatywizowanie odpowiedzialności za Holokaust budzi obawy o osłabienie pamięci historycznej, co może prowadzić do groźnych powtórek z przeszłości.
Czy Elon Musk powtórzy błąd Forda? Niepokojące paralele z historią amerykańskiego przemysłu w czasach III Rzeszy
Wypowiedzi Elona Muska, wspierające narrację AfD, mają szczególne znaczenie w kontekście międzynarodowym. Abraham Foxman, były dyrektor Anti-Defamation League, ostrzegł, że takie podejście osłabia pamięć o ofiarach totalitaryzmów [WSZELKICH] i podważa fundamenty demokracji. Musk, dzięki swojemu globalnemu wpływowi, może być postrzegany jako promotor niebezpiecznych ideologii, które podkopują wysiłki na rzecz utrzymania pamięci o zbrodniach nazizmu. Mam nadzieję, że nie zechce się upodobnić się do imć Forda.
Dla przypomnienia, podczas II wojny światowej niektórzy amerykańscy przemysłowcy i finansiści, w tym Henry Ford, byli krytykowani za działania, które pośrednio wspierały niemiecki przemysł wojenny. Ford Werke AG, niemiecki oddział Forda, produkował pojazdy na potrzeby armii hitlerowskiej, a koncern korzystał z pracy przymusowej podczas okupacji. Inne firmy, takie jak General Motors, także prowadziły interesy w Niemczech, co budziło kontrowersje dotyczące ich współpracy z reżimem hitlerowskich Niemiec.
Dlaczego pamięć o Auschwitz pozostaje kluczowa w obliczu nowych form negacji historii?
Nie można pozwolić sobie na metaforyczne zaklęcia speca od zarabiania kasy i „zamiatanie przeszłości pod dywan”, szczególnie w obliczu rosnących tendencji do relatywizmu historycznego. Auschwitz pozostaje symbolem zła, którego rozmiary wymagają, by pamięć o nim była pielęgnowana jako przestroga dla przyszłych pokoleń.
Współczesne zagrożenia dla prawdy historycznej: Musk, AfD i pytanie o odpowiedzialność elit
Relatywizm, jaki proponują obecnie Elon Musk i AfD, przypomina rosnący cień, który może przesłonić prawdę historyczną, jeśli nie zostanie odpowiednio napiętnowany. Obecność Muska na wiecu AfD, partii nawołującej do rewizjonizmu i minimalizowania winy Niemiec, jest w mojej opinii nie tylko poważnym, ale totalnym zagrożeniem dla ładu opartego na sprawiedliwości dziejów i pamięci o ofiarach nie tylko Holokaustu.
Pamiętajmy, że obóz śmierci Auschwitz Niemcy utworzyli dla Polaków. To moje przydługie przypomnienie ma wskazać, że odpowiedzialność za przeszłość jest fundamentem, na którym musimy budować przyszłość, bez względu na polityczne preferencje czy osobiste poglądy.